Stron

sobota, 27 kwietnia 2024

WALKA Z KOMUNISTAMI W PRZEDWOJENNEJ POLSCE - Cz. X

CZYLI GDZIE CHOWAŁY SIĘ "SZCZURY"





KOMUNISTYCZNA PARTIA POLSKI
(CZYLI DZIAŁALNOŚĆ SOWIECKIEJ EKSPOZYTURY W POLSCE)
Cz. X


 15 marca 1923 r. Konferencja Ambasadorów Rady Ligii Narodów ostatecznie uznała wschodnią granicę Rzeczpospolitej na odcinku z Rosją sowiecką i z Litwą. Było to ostateczne dopełnienie naszych starań o odzyskanie dawnych polskich ziem na Wschodzie. Było to też ostateczne pogrzebanie traktatów rozbiorowych i chociaż tereny które wytyczone zostały w traktacie ryskim z marca 1921 r. nie odpowiadały realnie polskiemu osadnictwu na Wschodzie (sięgało ono bowiem znacznie dalej), to jednak można z całą pewnością stwierdzić, że dopełniła się wówczas dziejowa sprawiedliwość - Rzeczypospolita Polska wracała na swe odwieczne ziemie. Był to również wielki triumf rządu gen. Władysława Sikorskiego, który już 16 marca w Sejmie stwierdził: "Uchwała stanowi uwieńczenie dzieła wskrzeszenia Polski niepodległej (...) stwierdza fakty, dobrze Polakom znane i sercu polskiemu tak drogie, bo polską krwią okupione, stwierdza, że polskie Wilno, dwukrotnie wysiłkiem naszego żołnierza wyrwane barbarzyństwu, także i ze stanowiska międzynarodowego należy odtąd na zawsze do Macierzy - stwierdza, że obroniony piersiami własnych synów prastary polski Lwów wraz z Małopolską Wschodnią, dzielić będzie z państwem polskim na wieki wieków dolę i rozkwit". Wkrótce potem skomponowano piosenkę, której słowa brzmiały: "Nie damy morza ani Pomorza, skoro wróciła je ręka Boża, nie damy Śląska bo to piastowska ziemia ojcowska, nie damy Wilna nie damy Lwowa, bo to też nasza scheda ojcowa. Nie chcem cudzego, nie damy swego!" Amen.




A tymczasem kotłuje się na Zachodzie. 13 lutego zachodnia granica celna Rzeszy, zostaje przesunięta na wschodnią granicę okupowanego przez Francję i Belgię Zagłębia Ruhry. Wcześniej zaś, 24 stycznia za odmowę dostarczenia węgla do Francji, właściciel kopalni Fritz Thyssen zostaje skazany przez francuski sąd wojskowy w Moguncji na wysoką karę finansową. Bierny opór społeczeństwa niemieckiego w Zagłębiu Ruhry i w całej Nadrenii postępuje, Francuzi i Belgowie nie mają więc z owej okupacji (która rozpoczęła się 11 stycznia 1923 r., 15 stycznia Francuzi zajęli Bochum, Witten, Recklinghausen i Dortmund, a 4 lutego Offenburg i Appenweier) zbyt wiele pożytku. Sytuacja zaognia się z każdym kolejnym tygodniem i 20 lutego dowódca francuskich wojsk okupacyjnych w Zagłębiu Ruhry, wydaje zakaz wjazdu i pobytu na teren Zagłębia członków rządu niemieckiego, a 1 marca Francuzi grożą karą śmierci każdemu Niemcowi, który dokona aktów sabotażu, lub będzie kontynuował bierny opór w transporcie kolejowym. Premier Rajmond Poincaré jest głodny sukcesu, a poza tym chce złamać upór Niemców w Zagłębiu i zmusić ich do wypłat zaległych reparacji, których Francja bardzo potrzebuje. Władze niemieckie odpowiadają jednak równie konfrontacyjnym tonem. 3 marca prezydent Rzeszy - Friedrich Ebert podpisuje dekret o szpiegostwie, na mocy którego każda współpraca z francuskimi i belgijskimi siłami okupacyjnymi w Zagłębiu Ruhry będzie karana długoletnim więzieniem. Sytuacja się zaognia jeszcze bardziej, gdy tego samego dnia wojska francuskie okupują warsztaty kolejowe w Darmstadt i obiekty portowe w Karlsruhe.




18 marca w Moskwie zostaje utworzona Międzynarodowa Organizacja Pomocy Rewolucjonistom, zwana również (szczególnie w Polsce) "Czerwoną Pomocą". Pierwszym przewodniczącym MOPR został Julian Marchlewski. Pamiętam te filmowe hasła takich prl-owskich "dzieł" z lat 50-tych, jak "Żołnierz Zwycięstwa" czy "Pod gwiazdą frygijską", gdzie padały hasła: "Towarzysze! nie dawać na kopiec Piłsudskiego, wszyscy dajemy na więźniów politycznych, na Czerwoną Pomoc" itd. itp.

W dniach 21-26 marca 1923 r. odbył się w Moskwie pokazowy proces arcybiskupa sufragana mohylowskiego - Jana Cieplaka i 14 innych księży katolickich (Polaków). Arcybiskup Cieplak i prałat Konstanty Budkiewicz zostali skazani na karę śmierci, a pozostali księża na długoletnie więzienie na Wyspach Sołowieckich. Oczywiście zarzuty były takie same jak zawsze, szpiegostwo na korzyści Polski, podburzanie do kontrrewolucji i tym podobne. W sprawie Cieplaka i Budkiewicza interweniował rząd Rzeczypospolitej. Premier Władysław Sikorski osobiście zajął się tą sprawą i ostatecznie doprowadził do zmiany wyroku na arcybiskupa, którego wyrok został teraz zamieniony na dożywotnie więzienie, jednak prałata Budkiewicza uratować się nie udało i został rozstrzelany przez Sowietów. Stanowisko rządu polskiego utrudniał również fakt, że owi skazani na śmierć kapłani byli obywatelami sowieckimi, a nie polskimi. Natomiast powoływanie się na zapisy traktatu ryskiego odnośnie mniejszości narodowych też były niebezpieczną praktyką, gdyż w drugą stronę pozwalały Sowietom na ingerencje w wewnętrzne sprawy Rzeczypospolitej

W ogóle antyreligijna paranoja w Związku Sowieckim nabiera wówczas rozpędu. Dla bolszewików bowiem religia była "opium dla mas" (a raczej konkurencją dla ich własnej religii totalnej kontroli, tyranii i mordu). Cerkwia prawosławna na terenach kontrolowanych przez bolszewików została rozwiązana już 20 stycznia 1918 r. a wielu duchownych stało się teraz ludźmi drugiej kategorii (wraz z kapitalistami, obszarnikami, kupcami, funkcjonariuszami dawnej carskiej policji, kryminalistami i "imbecylami" - jak głosiło sowieckie prawodawstwo). Wielu prawosławnych popów i księży katolickich zostało zabitych w czasie Rewolucji I Wojny Domowej, wielu innych trafiło do więzień i wciąż było prześladowanych po zwycięstwie bolszewików. Komuniści jednak zdawali sobie sprawę że nie wystarczy zabić paru księży, nie wystarczy rozwiązać Cerkwi, gdyż lud jest w dalszym ciągu przywiązany do religii. Należy więc "uświadamiać" ciemne masy, jakim niebezpieczeństwem i głupotą jest religijność oraz wiara w Boga. Symbole religijne oczywiście były wyszydzane lub niszczone w czasie Rewolucji, ale po jej zakończeniu sądzono, że okres prześladowań dobiegnie już końca - a przynajmniej mocno złagodnieje. Oczywiście ci którzy tak sądzili byli w błędzie, bowiem komuniści nie mogli pozwolić sobie na utrzymywanie konkurencyjnej ideologii (jak oni to określali) w państwie socjalistycznym. Już 6 stycznia 1923 r. odbyło się pierwsze komsomolskie Boże Narodzenie (Komsomoł to komunistyczny Związek Młodzieży). Wówczas to odbyła się karnawałowa parada studentów i młodzieży (z klasy robotniczej) przebranych za klaunów, którzy śpiewali "Międzynarodówkę" i palili wizerunki świętych oraz postaci biblijnych. Tym sposobem miano przekonać wiernych do porzucenia religii (🤭). Jednak taki pokaz spowodował tylko, że ludzie wierzący byli bardzo zniesmaczeni owym cyrkiem, a oburzenie było tak duże, że Komitet Centralny Partii bolszewickiej stwierdził, że kolejne komsomolskie Boże Narodzenie powinno już przebiegać inaczej, a młodzież skupiać się ma na wykładach, filmach i sztukach teatralnych pokazujących szkodliwość religii. Już wkrótce (bo w roku następnym - 1924) zacznie ukazywać się gazeta "Bezbożnik" i powstaną też kółka przyjaciół "Bezbożnika", złożone z czytelników i nowych "nawróconych" na bolszewizm ateistów.

Jednak sowiecka prasa oczywiście znacznie wcześniej podjęła się zdecydowanej walki z ciemnotą. Oto 15 maja 1923 r. "Moskiewska Prawda" zaprezentowała taki tekst: "Komitet Gubernatorski Iwanowo-Woźnieseńska Rosyjskiej Partii Komunistycznej poświęca wystarczającą uwagę propagandzie antyreligijnej. W ostatnim okresie prowadzono zakrojoną na szeroką skalę akcję antyreligijną, Odbywały się dysputy i wykłady, składano sprawozdania i referencje, w czym czynny udział brała Gubernatorska Administracja Edukacji Politycznej. Ale rezultaty nie zawsze były takie same: spory toczone w okręgach przemysłowych i między robotnikami dawały wspaniałe rezultaty, natomiast wśród chłopów i drobnej burżuazji rezultaty nie zawsze były pozytywne, a w niektórych przypadkach nawet negatywne. Duchowni rosyjscy, korzystając z prostoty audiencji, stosowali z bardzo dobrym skutkiem wszelkiego rodzaju zabiegi demagogiczne. Na przykład w Boniachalu podczas sporu, gdzie obecni byli chłopi, starsze kobiety i mężczyźni, duchowny wzruszył zgromadzenie do łez, narzekając na obecne i przeszłe prześladowania Kościoła. Wrażenie i efekt tego wzruszającego dyskursu były ogromne. Jest rzeczą oczywistą, że spory wśród prostych chłopów wzbudzą uczucia na korzyść Kościoła i papieży. Zdarzały się przypadki, gdy mówca nie mógł dokończyć swoich wniosków. Ale takie spory wywarły zupełnie inne wrażenie wśród robotników, a zwłaszcza wśród młodzieży. Publiczność stanęła całkowicie po stronie komunistów, a spory odniosły prawdziwy sukces we wszystkich fabrykach i w mieście. Wykłady cieszyły się większym powodzeniem wśród chłopów, nie mówiąc już o ludności miasta. To prawda, czasem słychać od starego chłopa: "Ale miejmy Boga, nie dotykajmy tego". Ale to wszystko. Stosunek do duchowieństwa staje się zdecydowanie niekorzystny. Środowiska antyreligijne Komitetu Gubernalnego wzięły pod uwagę te doświadczenia i zdecydowały się trzymać następujących metod: Każdy wykładowca musi przede wszystkim wziąć pod uwagę swoją publiczność, a sposób i treść sprawozdania lub wykładu musi być zgodna z odpowiednimi przepisami publiczność. Jest jeden sposób dla Czerwonej Gwardii i dla młodzieży; inne metody należy stosować wobec chłopów i robotników. Nie należy już prowadzić sporów pomiędzy prostymi chłopami i niewykształconymi klasami ludności, lecz poważne raporty i wykłady, nie raniąc uczuć religijnych słuchaczy. Świetne rezultaty dają antyreligijne wieczorne spotkania poświęcone Brunonowi, Galileuszowi i Kopernikowi. Spotkania takie organizował Komitet Związku Młodzieży i uczestniczyły w nich tysiące członków młodzieżowych kół robotniczo-chłopskich i Gwardii Czerwonej. Nie ma już wątpliwości, że młodzież wymknęła się ze sfery mistyfikacji religijnej i klerykalnej".

Czyli jak zwykle: starzy ludzie to ciemnota i zabobon, a młodzi to nowoczesność i przyszłość. Problem tylko polega na tym, że starych już trudniej do czegoś głupiego namówić, a młodych można kształtować od zera, jak czystą kartę i stąd ta propaganda która miała wbić klin między pokolenia (Hitler przecież też mówił, że najbardziej lubi "psy i dzieci" 🤪). Wszystkie reżimy totalitarne zawsze zaczynają od dzieci, bo tylko tak mogą zapewnić sobie fanatycznych zwolenników i oddanych żołnierzy. Jednak biorąc pod uwagę samą kwestię wiary, to muszę powiedzieć, że choć oczywiście szanuję ludzi którym wiara jest potrzebna i którzy muszą wierzyć, to jednak ja sam wiary już nie potrzebuję. Może zabrzmi to trochę cynicznie, może trochę pysznie, ale ja skupiam się na wiedzy, nie na wierze. Wiara (szczególnie ta wiara która jest w obecnych religiach na świecie) jest tak prymitywna, że na dłuższą metę trudno pogodzić ją z moją wrażliwością, aczkolwiek uważam że jest ona potrzebna, szczególnie biorąc pod uwagę korzenie na których wyrośliśmy i na których powinniśmy nadal chować nasze dzieci. Nie ma bowiem możliwości porzucić wiary religijnej i nagle stwierdzić że ateizm to jest ta droga, którą ja wybieram (choć oczywiście nie potępiam ateistów, każdy może sobie żyć jak chce, to nie ma żadnego znaczenia w co wierzysz, czy w co nie wierzysz, znaczenie ma tylko wiedza. Wiedza, że przyszliśmy tutaj w jakimś celu i wrócimy wcześniej czy później do Domu i że Świat do którego wrócimy jest tak niesamowicie cudowny, że brakuje nam słów aby choć w drobnej części próbować to opisać). Większość ludzi potrzebuje wiary, potrzebuję jej jak powietrza, bowiem nie jest w stanie pewnych rzeczy sobie uświadomić i przypomnieć (mnie akurat było to dane, i nie chodzi już tylko o to, że przypomniałem sobie poprzednie wcielenie - o czym wielokrotnie pisałem. Zapewne było to mi potrzebne do rozwoju tutaj, w tym życiu, inaczej nie zachowałbym tej pamięci). W każdym razie strach przed śmiercią powoduje to, że ludzie potrzebują wiary w Siłę Wyższą, nawet przedstawianej w tak prymitywny sposób, w jaki czynią tą religie na świecie. Nie chciałbym znów się powtarzać, ale warto rozmawiać z ludźmi i przekonywać ich, że pewne utarte schematy które tutaj zostały im wpojone do głów (jak choćby strach przed śmiercią) są głupotą (bez obrazy oczywiście). Śmierć tak naprawdę nie istnieje, jedyne co istnieje to My, a skoro My istniejemy bez początku i bez końca i jesteśmy częścią Bożej Miłości (a raczej częścią tej energii Bożej Miłości) to ta energia nie może cały czas być jednorodna i ona musi co jakiś czas się zmieniać. A wówczas następuje coś takiego jak śmierć, choć to jest tylko zmiana energetyczna - wyzwalamy się z pewnego materialnego obciążenia, które było nam potrzebne tutaj, aby się czegoś nauczyć i czegoś doświadczyć i tyle. Dlatego też nie myślmy sobie że Bóg jest tak bardzo niesprawiedliwy że odbiera dzieci które niczemu nie zawiniły, w młodym wieku, często w chorobie, w okropnych bólach, a innym (często ludziom o bardzo podejrzanej reputacji) daje długie życie i finansową wolność. To są tylko nasze karmiczne naleciałości, każdy zbiera to, co zasiał. A poza tym musimy się wciąż rozwijać i jeżeli dziecko umiera w wieku 6 lat (chodzi dla nas jest to tragedią - bo jest), to on wybrał sobie takie życie, on sam (widocznie takie właśnie życie było mu potrzebne, ani dłuższe, ani krótsze). Póki my uświadomimy sobie że jesteśmy częścią niesamowitego oceanu życia, które tutaj pulsuje i które potrzebuje tego świata materialnego po to, aby się kształcić i rozwijać, dopóki będziemy naprawdę potrzebowali ciemnych religijnych zaklęć, które będą nam wmawiać że jak oddamy pokłon temu Bogu to będzie dobrze, a tamtemu to będzie źle, a jak złożymy temu ofiarę (np. krwawą) to wtedy urośniemy w siłę i w ogóle osiągniemy wszelkie możliwe łaski. Jedyne co mamy sobie przypomnieć i do czego powinniśmy dążyć - to jest Miłość i to Miłość Boża, Bezinteresowna - choć rzeczywiście jest to cholernie trudne. Kończąc ten długi wykład nie na temat, zacytuję słowa papieża Jana Pawła II który często powtarzał: "Nie lękajcie się!" Ja bym dodał jeszcze: Nie lękajcie się! Istniejecie! Śmierci nie ma a jedynie po trudach nauki wracacie do Domu który jest niesamowite miejsce z którego najchętniej nigdy byśmy nie wyszli gdybyśmy nie musieli się kształcić. 




W Rosji sowieckiej w latach 20-tych wyraźnie zaznaczyła się przepaść pokoleniowa pomiędzy starszymi (rodzicami a szczególnie dziadkami, wychowanymi w innej rzeczywistości), a młodzieżą przesiąkniętą komunistyczną propagandą. W rodzinach pojawiał się dylemat, bo z jednej strony starano się wdrażać dzieciom stare tradycje i przekonania, z drugiej strony dzieci musiały być kształcone na dobrych komunistów, a do tego również przyczynić miało się wychowanie domowe - nie tylko szkolne i pozaszkolne. Jelena Bonner (wychowywana przez babcię, bo rodzice byli albo w pracy albo na masówkach partyjnych), wspominała po latach w swych pamiętnikach: "Istniał kolosalny spór co do naszego wychowania. Babcia przynosiła do domu książki ze Złotej Biblioteki Dziecięcej, rozmaite głupstwa, i mama z dezaprobatą
sznurowała usta, choć nigdy nie śmiała zwrócić babci uwagi. Mama dawała mi do
czytania inne książki, na przykład o Pawce Korczaginie którą przyniosła mi jeszcze w maszynopisie. Nie wiedziałam, które książki bardziej mi się podobają". Jelena pisała dalej: "Zawsze uważałam przyjaciół mamy i taty za ludzi mojego pokroju, a przyjaciół Batanii (babci) za obcych. W gruncie rzeczy już wtedy należałam do partii". Anatolij Gołowni (późniejszy operator filmowy) wspominał zaś, że jego mama - Lidija uczęszczała przed Rewolucją do szkoły panien z dobrych domów, mieszczącym się w petersburskim Instytucie Smolnym i przez całe życie miała maniery arystokratki, chodź ubierała się skromnie. Dbała ona również o to, aby dzieci jej syna były ochrzczone (uczyniła to bez wiedzy i zgody Anatolija), z wnukami chodziła do cerkwi i uczyła je religijnych obrzędów. Tak było w sporej części rosyjskich domów, ale rodzice dzieci najczęściej starali się aby wpływ babć i dziadków był jak najmniejszy na ich pociechy. Jeśli dziecko bowiem przyznałoby się do swojej wiary, mogło to mieć poważne konsekwencje dla kariery rodziców (a w okresie późniejszym również dla ich bezpieczeństwa). Jewginija Jewangułowa (urodzona w 1918 r.) wspominała zaś, że gdy babcia dała jej krzyżyk który nosiła na szyi pod ubraniem, i gdy koledzy w szkole się o tym dowiedzieli, to robili jej przykrości, krzycząc wszem i wobec "Patrzcie ona wierzy w Boga!". Wiele więc rosyjskich rodzin - by dalej praktykować swoją wiarę, w niedziele i święta paliło świece i modliło się do ikon (które następnie chowano do szuflad lub w inne zakamarki, aby tylko nie wydało się że są wierzący). 




Z takich ciekawostek warto też dodać, że w dniach 27-29 stycznia 1923 r. w Monachium (w Circus Krone) odbyła się pierwsza konferencja Narodowosocjalistycznej Niemieckiej Partii Robotników - czyli kierowanej przez Adolfa Hitlera NSDAP. Założona 5 stycznia 1919 r przez Antona Drexlera Niemiecka Partia Robotników, do której jesienią 1919 r. przyłączył się Adolf Hitler - 24 lutego 1920 r podczas masowej imprezy w monachijskim Hofbraühaus - zmieniła nazwę na NSDAP. Doskonały mówca - Hitler (którego bano się utracić) wygrał walkę o przewodnictwo w partii i na walnym zgromadzeniu 29 lipca 1921 r. uzyskał władzę dyktatorską w partii.


"HITLER PRZEMAWIA"
MONACHIUM - CIRCUS KRONE
(27-29 stycznia 1923 r.)



20 marca 1923 r bawarskie Ministerstwo Spraw Wewnętrznych odrzuca wniosek Socialdemokratycznej Partii Niemiec (SPD) i Niemieckiej Partii Demokratycznej (DDP) o rozwiązanie Brygad Szturmowych SA. Hitler jak na razie skupia się głównie na Bawarii. Tutaj czuje się dobrze, tutaj jego ludzie zawierają kontakty z przedstawicielami wojska, policji a także częściowo rządu, i tutaj wreszcie czuje się w miarę bezpieczny, planując swój wielki zamach. W tych latach bowiem Hitler brzydził się parlamentaryzmem i planował zdobycie władzy w sposób siłowy. Dopiero później dojdzie do wniosku, że równie dobrze władzę może zdobyć w sposób parlamentarny - i tak też się stanie.

Tymczasem w Prusach, minister spraw wewnętrznych tego kraju - Carl Severing (z SPD), obawiając się próby zamachu stanu, której dokonać miała prawicowa Niemiecka Partia Wolności Narodowej (DVFT), 22 marca nakazuje zakaz działalności tej partii.

31 marca zaś w Zagłębiu Ruhry dochodzi do rozlewu krwi, gdy francuscy żołnierze zabijają 13 niemieckich robotników z zakładów Kruppa w Essen, którzy protestują przeciwko konfiskacie samochodów należących do fabryki. Europa krótko żyje tym wydarzeniem (choć początkowo europejskie gazety - szczególnie brytyjskie - wypowiadają się dosyć ostro na temat francuskiego okrucieństwa). Natomiast 7 kwietnia również w Essen francuska żandarmeria aresztowała byłego żołnierza Freikorpsu - 28-letniego Alberta Leo Schlagetera, oskarżonego o udział w ataku na linię kolejową Dortmund-Duisburg (i tym samym zapobieżenie transportowi węgla do Francji). Schlageter już w 1914 r. na początku I Wojny Światowej zgłosił się na ochotnika do Armii (do 76 Pułku Artylerii Polowej), a w 1918 r został odznaczony Krzyżem Żelaznym I klasy. W latach 1919-1920 wstąpił do Freikorpsu, a następnie wyjechał do Prus Wschodnich gdzie pracował jako robotnik rolny. W styczniu 1921 r. wyjeżdża na Górny Śląsk, gdzie w maju-lipcu tego roku bierze udział w walkach z polskimi powstańcami na Górnym Śląsku. W 1922 r. zapisuje się do NSDAP i w styczniu 1923 r. bierze udział w pierwszym zjeździe tej partii w Monachium. Potem wyjeżdża do Nadrenii gdzie dokonuje kilku aktów sabotażu. 7 kwietnia zostaje aresztowany przez Francuzów, a miesiąc później francuski sąd wojskowy skazuje go na śmierć. Wyrok zostaje wykonany 26 maja 1923 r. w Dusseldorfie. Od tej pory Schlageter staje się jednym z męczenników ruchu narodowosocjalistycznego. Akty sabotażu w Nadrenii jednak nie ustają. Tego samego 7 kwietnia (gdy aresztowano Schlagetera), dokonany został akt sabotażu na kanale Ren-Herne, co znacznie utrudniło wydobycie dużych ilości węgla przez Francuzów.

10 kwietnia w berlińskim Reichstagu (z udziałem prezydenta Rzeszy Friedricha Eberta) odbyło się nabożeństwo żałobne za robotników rozstrzelanych w Essen. Problem jednak pozostał i doskwiera on zarówno Niemcom jak i Francuzom, którzy niewiele osiągnęli po zajęciu Zagłębia Ruhry. Rząd niemiecki zaś ma o tyle problem, że musi rekompensować straty przedsiębiorcom, których namawia do stosowania biernego oporu wobec wojsk francuskich, a co za tym idzie, ponoszą oni straty finansowe z tego tytułu. W takiej sytuacji - aby sprostać wypłatom odszkodowań dla przedsiębiorców z Nadrenii - rząd drukuje coraz więcej pieniędzy, co jeszcze bardziej napędza już tak szalejącą hiperinflację. Ktoś będzie musiał ustąpić w sprawie tego konfliktu, pytanie tylko kto będzie pierwszy?

Ale żeby nie było nam tak różowo, przenieśmy się teraz do naszego Sejmu i przyjrzyjmy się wypowiedzią jakie padają z trybuny sejmowej. Otóż w kierunku Witosa i Dąbskiego padają takie epitety: "Bandyto! Nie parobkuj! Kulka w łeb! Jak wam zęby wybiją, będziecie inaczej patrzeć! Cicho, fornalu! Taki kretyn był prezydentem ministrów! Był pan lalką, pociąganą za czerwony sznurek z Belwederu! Marionetka belwederska! Oszukujecie cały świat! Fałszujecie Konstytucję, wszystko fałszujecie! Wariat wyrabia sceny!" itp. Konstanty Ildefons Gałczyński dodaje do tego jeszcze taki oto wierszyk: "Skumbrie w tomacie, skumbrie w tomacie! Chcieliście Polski, no to ją macie!" I dzięki Bogu, bowiem jaka by Ona nie była - jest święta i jest Nasza.




CDN.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz