POCZĄWSZY OD PIERWSZEGO SPORU POLSKO-KRZYŻACKIEGO (1309-1310), AŻ PO PRZYŁĄCZENIE INFLANT DO RZECZPOSPOLITEJ (1558-1561)
KONRAD I MAZOWIECKI
Cz. III
Po zakończeniu konfliktu braci w roku 1142 i przywróceniu pierwotnego brzmienia testamentu Bolesława III Krzywoustego, sytuacja zdawała się normalizować. W krajach niemieckich również w tymże roku ostatecznie zawarto we Frankfurcie pokój pomiędzy Staufami i Welfami, uznające dotychczasowe status quo (czyli Saksonia i Bawaria pozostały w rękach rodu Welfów, czyli syna i brata zmarłego w 1139 r. Henryka X Pysznego - głównego konkurenta króla Konrada III z rodu Staufów do tronu Cesarstwa). Ale pokój pomiędzy braćmi nie mógł trwać długo, tym bardziej że już w roku 1144 zmarła Salomea z Bergu, matka juniorów, a ci nie zamierzali oddawać Władysławowi jej oprawy wdowiej. Według testamentu Krzywoustego, Salomea otrzymywała tereny ziemi żarnowskiej i łęczyckiej w dożywotnie władanie, a po jej śmierci miały one wrócić do domeny senioralnej (czyli zarządzanej z Krakowa przez Władysława II). Juniorzy jednak nie zamierzali oddawać tych ziem gdyż traktowali jej jako dziedzictwo po matce. Oczywiście Władysław nie mógł i nie chciał ustąpić, gdyż ogłosił się obrońcą testamentu ojca i wyruszył przeciwko braciom, rozpoczynając drugą wojnę domową w ciągu zaledwie dwóch lat. Najpierw uderzył na Sandomierz który szybko zdobył (Wszebor - wojewoda sandomierski władający tym księstwem w imieniu małoletniego Henryka, jednego z synów Krzywoustego, musiał się stamtąd pospiesznie wycofać). Następnie Władysław ruszył aby odebrać ziemie Salomei, lecz nad Pilicą czekały już na niego hufce Bolesława Kędzierzawego i Mieszka (zwanego potem Starym). Wojskami juniorów dowodził oczywiście Wszebor, który nad Pilicą zadał klęskę rycerstwu Władysława, oraz ściągniętych jako wsparcie Rusinów. Sukces juniorów nie trwał jednak długo, gdyż wkrótce nadeszły kolejne posiłki z Rusi (w tym przybyli również Połowcy), co znacznie wzmocniło siły Władysława i teraz bez oporu zajął już Wolbórz oraz Łęczycę, a następnie ruszył na Mazowsze przeciwko Kędzierzawemu. Młodszy książę wolał się stamtąd wycofać gdy Władysław zajął Płock prawie bez walki, a tym samym opanował całe Mazowsze i ziemię Kujawską (w zamian za wsparcie musiał oddać Rusinom gród Wizna). Zbiegli ze swych dzielnic bracia (Henryk i Bolesław) schronili się teraz w Poznaniu, w wielkopolskiej dzielnicy Mieszka, przygotowując się do obrony i oczekując nadejścia wojsk brata. Ten bezwzględnie dominował (zjednoczył prawie 2/3 kraju) i ruszyłby na Poznań, gdyby nie wydarzyła się pewna nieprzyjemna dla niego okoliczność.
Oto bowiem wojewoda wrocławski - Piotr Dunin (zwany również Włostowicem lub Włastem - o którym wspomniałem w poprzedniej części) jawnie zaprotestował przeciw tej wojnie domowej i wycofał swoje poparcie dla Władysława II. Wówczas ten nakazał swoim ludziom (1145 r.) porwać go, uwięzić, oślepić i odciąć język (ponoć miało się to stać na prośbę Agnieszki - małżonki Władysława, którą Piotr Dunin-Włostowic wcześniej oskarżył o niemoralne prowadzenie się). Taki czyn, nie był wcale wyjątkowy (już przecież w 1117 r. ojciec Władysława - Bolesław III Krzywousty podobnie postąpił ze swym palatynem Skarbimirem), ale tym razem niezadowolenie ogarnęło cały kraj. Oczywiście głównie oburzyli się feudałowie świeccy i duchowni, którzy nie godzili się na takie postępowanie księcia. Juniorów wsparł też arcybiskup gnieźnieński - Jakub za Żnina, a bunt społeczny stał się tak wielki, że uniemożliwił Władysławowi ostateczne pokonanie jego braci. Musiał też zgodzić się na powrót Bolesława i Henryka do ich dzielnic, oraz na zakończenie wojny domowej (znów wojna nie miała rezultatu). Bolesław wyczekiwał więc kolejnej chwili by po raz trzeci i ostatni pozbawić braci ich dzielnic i ostatecznie zjednoczyć kraj, natomiast w tym samym 1144 r. na Bliskim Wschodzie wydarzyły się rzeczy, które doprowadziły do kolejnej wielkiej gorączki krucjatowej, jaka opanowała wówczas Europę, a mianowicie wojska Maurów zdobyły (24 grudnia) chrześcijańskie hrabstwo Edessy. Paradoksalnie nie miało to nic wspólnego z wydarzeniami dziejącymi się w odległej Polsce, ale jeżeli odnieść mamy się do krzyżowców, a przede wszystkim do Krzyżaków (którzy zaproszeni przez Konrada I Mazowieckiego przybędą w roku 1228 do ziemi Chełmińskiej po to, aby podbić pogańskich Prusów), wydaje się że warto przedstawić również i tamten kontekst krucjatowy, tym bardziej że książę Henryk Sandomierski (a także przebywający wówczas w Niemczech Władysław II wraz ze swym z synem Bolesławem Wysokim) wziął udział w II Wyprawie Krzyżowej do Ziemi Świętej z lat 1147-1149 (w tym zaś czasie Mieszko, a być może również Bolesław Kędzierzawy, wzięli udział w wyprawie Albrechta Niedźwiedzia i Konrada Wettyna przeciwko pogańskim plemionom Słowian nadłabskich w 1147 r. do czego jeszcze powrócę).
Walka bowiem o odzyskanie Grobu Chrystusowego, a następnie o umocnienie królestw i księstw chrześcijańskich na obszarze Orientu, była prawdziwym dopalaczem w XII i XIII stuleciu i to nie tylko dla rycerstwa, ale również dla chłopów i mieszczan. Trudno się bowiem temu dziwić, gdyż perspektywa zbawienia w walce o sprawę Chrystusową, a także zdobycia bajecznych łupów o których opowiadał Kościół ustami swoich kapłanów we wszystkich chrześcijańskich miastach, mocno dawał ludziom do myślenia i mobilizował ich do podjęcia dalekiej i niebezpiecznej wyprawy, aby poprawić swój byt (często dosyć ciężki i żałosny) zdobycie bowiem wielkich łupów w Ziemi Świętej, było prawdziwym dopalaczem i afrodyzjakiem dla tysięcy ludzi (głównie w zachodniej) Europie. Nim jednak papież Eugeniusz III zaapelował 1 grudnia 1145 r. o podjęcie nowej wyprawy krzyżowej do Ziemi Świętej, warto pokrótce (czyli tak jak ja potrafię 🤭) wyjaśnić dlaczego w ogóle doszło do wypraw krzyżowych i co było tego powodem. Aby zbyt daleko się nie cofać (bo nie wydaje mi się to konieczne i właściwe), wystarczy cofnąć się jedynie o 70 kilka lat, do roku 1071 i klęski bizantyjskiej armii w bitwie pod Manzikertem poniesionej z rąk oguzyjskich Turków Seldżuckich (choć pewien drobny kontekst należy również nakreślić z lat wcześniejszych, nic bowiem nie dzieje się w próżni i wszystko z czegoś wynika). Początkowo to plemię zasiedlało ziemie Dżandu i Buchary, ale już w XI wieku przeszli oni pod władzę Mahmuda z Gazny i osiedlili się w Chorasanie. Po śmierci Mahmuda w roku 1030 (421 ery muzułmańskiej), zbuntowali się przeciwko jego synowi Masudowi i w roku 1040 zadali mu klęskę pod Dandanakanem (nieopodal Merwu). Prowadził ich wówczas wódz Tughrilbek, który w ciągu kolejnej dekady powiększył ziemie Seldżuków (głównie kosztem Bujidów, ale również innych lokalnych muzułmańskich emirów). To spowodowało że kalif al-Kaim (rezydujący w Bagdadzie), który wcześniej nazywał się panem Tughrilbeka, teraz uznał go jako sułtana, a nawet przyznał mu tytuł asz-szahanszah ("król królów") - grudzień 1050 r. (ramadan 447 roku ery muzułmańskiej). W tym też czasie w samym Bagdadzie dochodziło do konfliktów i sporów pomiędzy sunnitami i szyitami (tym bardziej że Bagdad oficjalnie kontrolowali sułtani Bujidów będący szyitami). Tughrilbek postanowił to wykorzystać i działając (przynajmniej oficjalnie) w obronie kalifa al-Kaima, 18 grudnia 1055 r. (ramadan 447 r.) wkroczył do "Miasta Pokoju" (jak też zwano Bagdad), przejmując oficjalnie "opiekę" nad kalifem z rąk Bujidów.
Oczywiście Seldżukowie deklarowali się teraz jako obrońcy duchowej władzy rodu Abbasa, starając się (przynajmniej propagandowo) ukazać jako strażnicy "Świętego Przybytku" i ochroniarze abbasydzkich kalifów. Zresztą zamiana szyickich Bujidów na sunnickich Seldżuków była korzystna dla Abbasydów (w końcu ich dynastia również wyrosła na ideologii sunnickiej, choć początkowo w roku 750 w czasie buntu przeciwko Omajjadom, wsparli oni szyitów - o czym zresztą pisałem już w innym temacie). Ale al-Kaim starał się wszędzie podkreślać że to on jest tutaj rzeczywistym władcą, nawet jeśli tylko duchowym to i tak potężniejszym od ziemskiej władzy sułtana Tughrilbeka. Dowodem na to, że kalif starał się (przynajmniej oficjalnie) rozdawać karty w tym układzie, był fakt, że przez 13 miesięcy przebywania Tughrilbeka w Bagdadzie (18 grudnia 1055 - 19 stycznia 1057 r.), ani razu nie przyjął go na audiencji w swym pałacu. Jakże upokarzającą praktyką było dla rzeczywistego władcy (rzeczywistego, gdyż posiadał realną siłę zbrojną której nie miał kalif) bagdadu, kontaktowanie się z al-Kaimem za pośrednictwem posłów, chociaż to Tughrilbek przecież kontrolował całe miasto (kalif nie spotkał się z nim nawet wówczas, gdy omawiano warunki zaślubin al-Kasima z bratanicą Tughrilbeka). W styczniu 1057 r. Tughrilbek musiał opuścić Bagdad aby rozprawić się z siłami byłego głównodowodzącego wojskami Bagdadu Turka Arslana al-Basisiri (szyitę notabene, zwolennika egipskich, szyickich Fatymidów - prawdopodobnie również przez nich opłacanego, które operował w rejonie Mosulu). Seldżucki sułtan do końca 1057 r. opanował Mosul i cały północny Irak, usuwając stamtąd siły al-Basisiri'ego. Po tym zwycięstwie i powrocie do Bagdadu, 4 stycznia 1058 r. Tughrilbek wreszcie dostąpił zaszczytu spotkania z kalifem. Stało się to oczywiście w pałacu kalifa, gdy siedział on na swym tronie ubrany w czarne szaty, zaś wielka kotara odgradzała jego osobę od reszty sali. Gdy tylko Tughrilbek wszedł do owej sali, kotara została podniesiona, a on upadł na ziemię u stóp tronu al-Kaima (notabene obok stał drugi, mniejszy tron, na którym siedział wezyr - Ibn Maslam, przed którym Tughrilbek również składał pokłony). Po takim powitaniu kalif zezwolił sułtanowi Seldżuków wejść na podwyższenie, gdzie przebrano go w siedem czarnych szat, a na skronie nałożono koronę, na szyję zaś założono naszyjnik, a na dłonie kosztowne bransolety. Otrzymał on również od al-Kaima pieczęć sułtanatu i dwa purpurowe sztandary ze złotymi napisami, a kalif polecił mu stać na straży "czystości islamu" w walce zarówno z niewiernymi (czyli głównie z chrześcijanami) jak również z tymi muzułmanami, którzy odeszli od "światła kalifatu". Kalif ofiarował mu również dwa miecze, które przypasał do jego boku (co symbolizowała władzę nad Wschodem i Zachodem). Tak oto seldżucki sułtanat otrzymał oficjalne potwierdzenia swej suwerennej władzy.
Notabene obrońcą arabskiej religii muzułmańskiej, miał być teraz człowiek, który nie znał języka arabskiego (z al-Kaimem porozumiewał się za pomocą tłumacza), ale miał wojsko i chronił Kalifat przed interwencją Fatymidów z Egiptu, których to wspierał Arslan al-Basisiri (który latem 1058 r. ponownie zajął Mosul). We wrześniu 1058 r. wojska Tughrilbeka odzyskały Mosul i znów wypędziły al-Basisiri'ego z północnego Iraku, a ten wycofał się do Damaszku, będącego pod władzą egipskich Fatymidów. Ale gdy (październik-listopad 1058 r.) wybuchł bunt brata Tughrilbeka - Ibrahima Inala, sułtan Seldżuków opróżnił ze swych wojsk (również Bagdad) miasta Iraku i wyruszył za nim na Wschód, a tymczasem 27 grudnia al-Basisiri (na czele armii złożonej głównie ze słabo wyekwipowanych jeźdźców) wkroczył do zachodniego Bagdadu i już w najbliższy piątek 1 stycznia 1059 r. tamtejsi muezinowie wzywali muzułmanów do modlitwy (w meczecie al-Mansura) według rytu szyickiego, uroczyście wymieniając również imię sułtana al-Mustansira z Egiptu. Wkrótce potem przeprawiono się na łodziach do wschodniego Bagdadu i również padł on łupem zwycięskiego Arslana al-Basisiri. Kalif al-Kaim zamknął się w swym pałacu, niczym w twierdzy i gotował do obrony. Do bitwy doszło (19 stycznia) w pobliżu toru wyścigowego (budowanego na kształt rzymskich i bizantyjskich cyrków na których odbywały się wyścigi rydwanów). Grupa uzbrojonych Haszymitów i eunuchów pod wodzą wezyra Ibn Maslama próbowała stawić czoło jeźdźcom prowadzonym przez al-Basisiri'ego, nadaremnie - zostali okrążeni i zmuszeni do ucieczki. Teraz al-Basisiri doskonale obeznany w pomieszczeniach pałacu (wcześniej służył przecież jako głównodowodzący armii Kalifatu), wtargnął przez Bramę Nubijską prosto do haremu kalifa. Wjechał tam konno, po czym wszystkie tamtejsze kobiety zabrał ze sobą. Następnie zapukał do bramy głównej rezydencji al-Kaima, żądając aby ten wyszedł i gwarantując mu bezpieczeństwo. Straciwszy nadzieją na jakąkolwiek odsiecz kalif tak też postąpił i został umieszczony w twierdzy Al-Hadisa w Bagdadzie, zaś jego wezyra Ibn Maslama (którego al-Basisiri nienawidził) upokorzono w taki sposób, że posadzono go na ośle którego prowadził Żyd i ten Żyd co jakiś czas bił Ibn Maslama po twarzy, ciągał go za brodę i kpił z niego, mówiąc: "Panie nasz, podpisz ten dekret". Następnie Ibn Maslam został stracony w publicznej egzekucji. Z pałacu usunięto również czarne sztandary i szaty Abbasydów, za to powieszono białe sztandary (które pierwotnie kojarzyły się z Omajadami, ale w tamtym czasie przyjęte zostały również przez szyickich sułtanów z rodu Fatymidów władających Egiptem). al-Basisiri przejął również insygnia kalifa (turban - czyli koronę, płaszcz Proroka, kunsztowne okno z jego pałacu, a także miniaturowy tron) i wszystko to odesłał do Egiptu, czyniąc sułtana al-Mustansira realnym władcą Bagdadu.
To co nastąpiło, czyli realne zrzucenie tronu kalifa, nie miało wcześniej precedensu od ponad 300 lat (czyli od powstania dynastii Abbasydów), gdyż nawet jeśli kalifowie ci uznawali władzę tych czy innych zdobywców Bagdadu jako swoich obrońców i opiekunów, to nigdy jednak żaden z nich nie został pozbawiony duchowej władzy nad miastem i nad sunną. 29 stycznia 1059 r. już oficjalnie w całym Bagdadzie modlono się w piątek za pomyślność Fatymidów, przy rozwiniętych egipskich sztandarach. Ale pro-fatymidzka frakcja w Bagdadzie szybko zaczęła tracić na popularności, szczególnie gdy sułtan al-Mustansir zobaczył ile pieniędzy rocznie kosztuje go finansowanie al-Basisiri'ego i innych zwolenników jego rodu na obszarze Iraku. Potencjalne wpływy jakie dzięki temu uzyskał okazały się jednak zbyt wysokie, koszty były bowiem ogromne, wychodziło na to że koszty generowane przez al-Basisiri'ego pochłaniają tak duży procent skarbu Fatymidów, że realnie staje się to nieopłacalne, nawet jeśli Bagdad został zdobyty. Gdy więc egipski sułtan się o tym dowiedział, pierwsze co zrobił, to skazał na śmierć swego wezyra (otwarcie wspierającego al-Basisiri'ego) Abu Muhammada al-Hasana Jazuri. Był to więc czytelny przykład dla jego następcy Ibn al-Maghribi aby mocno ograniczyć finansowanie irackiej polityki. Nie od dziś zaś wiadomo że pieniądze są najlepszym spoiwem, pozwalającym dochować wierności danemu władcy, i tak też stało się w Bagdadzie - gdy pieniądze przestały przypływać, zaczęły się pomruki niezadowolenia które wykorzystał Tughrilbek (który w lipcu 1059 r. ostatecznie pokonał swego zbuntowanego brata Ibrahima Inala), proponując al-Basisiri'emu przywrócenie do władzy kalifa al-Kaima i wyrzeczenie się niewdzięcznych Fatymidów. Ten był gotów na taki krok, aczkolwiek nie chciał uzależniać się od Seldżuków, dlatego też zaproponował że przywróci władzę al-Kaimowi, pod warunkiem że odzyska dawne stanowisko dowódcy wojsk Bagdadu i kalif zerwie wszelkie kontakty z Tughrilbekiem oraz Seldżukami. Kalif odmówił tego typu żądaniu, więc al-Basisiri przeniósł go na jedną z wysp na Eufracie, gdzie przebywał pod strażą. Gdy zaś jesienią 1059 r. armia Tughrilbeka wyruszyła na Bagdad, strzegący kalifa Ukalida Mucharisz uwolnił go (zapewne uczynił to na żądanie Tughrilbeka), a al-Basisiri musiał się wycofać z Bagdadu. 3 stycznia 1060 r. doszło w Nahrawanie do spotkania kalifa i sułtana Seldżuków, które to ponownie miało niezwykle uroczystą obsadę. Kalif podjął sułtana w swym namiocie, rzucił mu poduszkę którą ten ucałował i na niej usiadł, a następnie wręczył mu drogocenny kamień ofiarowany przez żonę kalifa - Chadidżę-hatun. 4 stycznia zaś sułtan i kalif w uroczystym pochodzie wkroczyli do Bagdadu.
14 stycznia pod Sak al-Furat (niedaleko Kufy) doszło do bitwy wojsk Tughrilbeka z oddziałami al-Basisiri'ego. Co prawda Arslan walczył bardzo dzielnie, ale jego wojska (nie opłacane i o bardzo słabym morale), poniosły klęskę, natomiast sam al-Basisiri zginął w tej bitwie (zabity przez niejakiego al-Kunduri'ego). Kalif liczył teraz że Tughrilbek postanowi ostatecznie zlikwidować to zarzewie wszelkich buntów, czyli sułtanat Fatymidów, ale gorzko się zawiódł, gdyż ekspansja Seldżuków poszła w kierunku północnym, ku Zakaukaziu i posiadłościom bizantyjskim w Anatolii. Kolejno więc padały miasta likwidowanych emiratów, a zwycięski Tughrilbek stał się na tyle bezczelny (w mniemaniu kalifa), że zażądał od niego ręki jego córki - Sajjidat. Początkowo kalif odmówił, uznając tę prośbę za potwarz wobec rodu Abbasa, poczynioną przez jakiegoś koczowniczego wodza, którego on sam uczynił sułtanem. Czasem jednak okazało się że Kalifat jest całkowicie zależny od Seldżuków i nie mając wyjścia, na początku 1063 r. al-Kaim zgodził się na ten ożenek (doszło do niego w Tebryzie, który niedawno został zdobyty przez Seldżuków). Jednak Tughrilbek niedługo cieszył się nową żoną, gdyż już 4 października 1063 r. zakończył swój ziemski żywot (w tym miejscu mała wcinka i zmiana tematu - chciałbym mianowicie potwierdzić fakt - choć "potwierdzić" może nie jest w tym momencie adekwatnym sformułowaniem - że o ile żyjąc i funkcjonując na tym świecie jesteśmy tak bardzo zżyci z naszym ciałem, tak bardzo jesteśmy z nim skomponowani, że wręcz nie wyobrażamy sobie, że możemy w jakikolwiek sposób istnieć poza ciałem. Ale jakże zmienia się nasza percepcja w chwili śmierci, gdy to ciało staje się dla nas czymś - i to mówię całkowicie otwarcie - obrzydliwym, swoistym więzieniem które nas dławiło i my tego nie chcemy, nie chcemy na to ciało nawet patrzeć, gdyż ono nas brzydzi, odbiera wolność, a po śmierci jesteśmy już wolni. Mówienie też że śmierci w żaden sposób nie należy się bać, bo to jest najprzyjemniejsze czego możemy doświadczyć jeszcze na tym świecie - to zwykły banał, ale większość z nas realnie boi się śmierci - choć robiła to już tyle razy 😂. Droga życia jest tylko grą, zabawą w doświadczenia i nie jest realna. Realne są tylko nasze doświadczenia, nasze myśli i nasze postępowanie, cała reszta jest zabawą, lub też czymś na zasadzie snu. Czasem zdarzy się nam że wiemy że śnimy {ja kiedyś praktykowałem świadome śnienie przez dłuższy czas, a potem... nie miałem żadnych snów, a przynajmniej już ich nie pamiętałem i to trwało też jakiś czas}. Choć wydaje nam się że jest przyjemnie w tym śnie, to od razu z tyłu głowy wiemy, że śnimy i że nic stąd nie zabierzemy na jawę, tak samo nic z tego świata nie zabierzemy do naszego prawdziwego Domu 🤔).
CDN.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz