MOJE OPOWIADANIE FANTASY
Cz. I
Wzgórza i ruiny twierdzy tonęły
w srebrnej poświacie księżyca. Zimny wiatr niosący łagodny
zapach morza, szeleścił wśród pobliskich traw, które falowały
łagodnie aż po horyzont. Dookoła panowała zupełna cisza. Step
wydawał się martwy i opuszczony, ale było to tylko złudzenie. W
bladym świetle, wśród rozchylonej trawy można było dostrzec
bezszelestny ruch.Tuż nad ziemią jak iskry przemykały błyski
chciwych, czerwonych ślepi. Błyski te tworzyły skupiska, które
migotały jak rozdmuchiwany wiatrem, dogasający żar płonącego
ogniska. To stepowe szczury, węszące za ukrytą w trawie padliną.
Bowiem jak okiem sięgnąć nad równiną rozciągało się
cmentarzysko. Wyschnięte kości poległych wojowników, kości
świeżo odarte z ciała, czaszki okryte bojowymi hełmami, odcięte
kończyny, to wszystko służyło szczurom za pokarm. Gdy zabrakło
mięsa, żywiły się resztkami skórzanych pasów, odzieży, a nawet
końskich uprzęży. To właśnie im każda bitwa przynosiła
największe zyski. Przynosiła im życie, ponieważ żyły śmiercią
poległych wojowników.
Po drugiej stronie czekała inna grupa wojowników gotowych do walki, lecz nie zanosiło się że do niej dojdzie. Przez dłuższy czas obie grupy stały naprzeciw siebie w zupełnym milczeniu, przypatrując się dokładnie swym przeciwnikom. Wreszcie z przybyłego orszaku, wysunął się na czoło, na białym rumaku zbrojny mąż, w dość specyficznym rogatym hełmie na głowie. Podjechał do grupy stojącej naprzeciw i głośno krzyknął:
- Haraldzie Sinozęby przybyłem, tak jak obiecałem, wyjdź mi naprzeciw.
Z drugiego orszaku naprzód wystąpił starszy mężczyzna o siwej już brodzie, strojny bogato z mieczem u pasa i hełmem zdobiącym głowę.
- Witam cię Balorze, wiedziałem że przybędziesz przyjacielu - To mówiąc starszy mężczyzna podszedł do jeźdźca, który zeskoczył z konia i podał mu rękę w geście powitania. Tamten również wyciągnął dłoń i oboje objęli się za ręce w okolicach łokci.
- Pewnie, nie mogłem sobie odpuścić przyjemności ponownego ujrzenia cię, stary pierdzielu - powiedział jeździec, po czym obaj mężczyźni uśmiechnęli się.
- Dziś pierwsza noc pełni księżyca, oby była to ostatnia pełnia, jaką te wściekłe psy świętują na naszej ziemi - powiedział starzec.
- Nasze siły są zbyt słabe, nawet zjednoczeni nie jesteśmy w stanie sprostać potędze Slauga i jego gehaneńskich siepaczy, potrzebujemy wsparcia i innych plemion.
- Wiem, ale o tym później, jedźmy teraz do wioski, dziś będziemy świętować, jeść, pić i tańcować - jutro pomyślimy co czynić dalej - odpowiedział stary mężczyzna w hełmie.
- Zatem prowadź, jestem tak głodny iż zjadłbym stado baranów!
Cz. II
Korytarzami ponurej twierdzy kroczyła smukła sylwetka kobiety, której ubranie pozostawiało wiele do życzenia. Miała na sobie zaledwie czarną jedwabną suknię sięgającą jej do kostek, ozdobioną złotym łańcuchem, spod którego przebijały cudowne krągłości pełnych, jędrnych piersi i smukłych bioder. Suknia miała duże wcięcie pomiędzy nogami, tak iż jedna noga pozostawała naga. Kobieta miała ciemne długie włosy, splecione w misterne warkocze i przyozdobione złotem. Oczy jej były niebieskie, jak czyste błękitne niebo, usta zaś pomalowane były krwistą czerwienią. Głowę jej zdobił diademem, cały pokryty szafirami, rubinami i diamentami. Wydawało się iż kobieta ta jest niezwykle bogatą damą. Można by było pomyśleć, iż jest władczynią owego zamczyska. Było jednak coś co niweczyło to wyobrażenie, kobieta kroczyła zupełnie boso, zaś jej nadgarstki opasywały pokaźnych rozmiarów bransolety, przypominające raczej kajdany, niźli jakąkolwiek inna biżuterię.
Kobieta nosiła imię Synella i była niewolnicą, zaś owe kajdany, których nienawidziła, przypominały jej o jej podległości wobec jej pana. Była danueńską księżniczką, wziętą w niewolę podczas jednej z wojen. Jej panem, władcą i suwerenem był twórca potężnego imperium, stworzonego na przemocy, gwałcie i zbrodni - Imperium Gehanny. Nosił on imię Slaug. Teraz Synella podążała ciasnymi i wilgotnymi tunelami potężnej twierdzy Tol Kar, wykutej w litej skale. Za nią kroczyli żołnierze w czarnych kolczugach z wyrytym na piersi znakiem przedstawiającym wielki czarny łeb tura. Żołnierzy, podążających za Synellą było pięciu i eskortowali oni młodą kobietę, która ubrana była w piękną białą suknię, o zgrabnie udrapowanych zwojach, cienkiego jasnozielonego jedwabiu, upiętego w talii złotym sznurem. Długie kruczoczarne włosy sięgały jej do ramion, a miała je dodatkowo przyozdobione różnokolorowymi kwiatami. Prowadzona była boso, podobnie jak Synella, co miało świadczyć o pokorze i oddaniu. Szła powoli, powłócząc nogami, wciąż popychana silnymi szturchnięciami eskortujących ją wojowników.
CDN.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz