CZYLI WIELKA ZMIANA!
"W POLAKACH WIDZIMY DUSZĘ EUROPY"
DONALD TRUMP
"NURZAŁEM SIĘ GŁĘBOKO W BAGNIE I CIEMNOŚCI FAŁSZU. NIERAZ USIŁOWAŁEM SIĘ Z NIEGO WYDOBYĆ, MIOTAŁEM SIĘ, ALE WTEDY BŁOTO JESZCZE GĘŚCIEJ MNIE OBLEPIAŁO I GŁĘBIEJ ZAPADAŁEM"
"WYZNANIA" Św. AUGUSTYNA
No i przed nami drugi dzień Świąt Bożego Narodzenia. Wszędzie świąteczne ozdoby, w oknach świecące się choinki, stoły uginające się od nadmiaru potraw - wszystko takie piękne, spokojne, takie radosne. Czas świąt, właśnie powinien być czasem wypoczynku i wytchnienia od tej naszej otaczającej nas dokoła codzienności, tym bardziej że jak tak się bliżej przyjrzeć, to może się okazać że żyjemy w ... naprawdę wielkim szambie. Świat który widzimy, który nam się wydaje że w jakiś tam sposób znamy lub przynajmniej co nieco ogarniamy, może okazać się czymś na wzór matriksa, z tym tylko że nie chodzi tutaj o roboty kontrolujące ludzkość, ale przez ... rządy i ich główne instrumenty nacisku - służby specjalne i media. Świat okazuje się być prawdziwą kloaką, w której my wszyscy jesteśmy zanurzeni po same uszy (jakiś czas temu zadałem takie prowokacyjne pytanie, choć było to raczej pytanie z tezą: Czy przypadkiem my nie żyjemy w piekle?). Cały bowiem ten świat jest tak skonstruowany, że wymaga od nas przede wszystkim poświęcenia i cierpienia. Oczywiście to cierpienie jest w jakiś sposób uzasadnione, ale ... nie tutaj, nie w tym wychodku w którym żyjemy. Tutaj istnieje przede wszystkim ból. Dlatego też ludzie poszukują "mapy drogowej", która pozwoliłaby im uniknąć tych "przystanków bólu". A taką "mapą" jest właśnie Bóg, ale nie tylko.
Sami jesteśmy kowalami własnego losu, sami więc musimy wytyczać ten nasz kawałek Nieba w środku otaczającego nas piekła. Każdy z nas pragnie też w drugim człowieku widzieć przede wszystkim dobre cechy (przynajmniej teoretycznie), podobnie jest w odniesieniu do rządów naszych państw. Człowiek pracuje, płaci podatki, przestrzega prawa i chciałby aby w zamian rząd zapewnił mu ochronę i działał w jego interesie (jako obywatela). Bo jeśli taki obywatel uświadomiłby sobie, że rządy toczą między sobą najróżniejsze (zakulisowe) gry i gierki, że nie wahają się nawet uśmiercać własnych obywateli (lub przeprowadzać na nich eksperymentów medycznych, czemu jesteśmy poddawani w sposób ordynarny od kilkunastu - kilkudziesięciu? - ładnych lat, czego dowodem jest chociażby przemysł farmaceutyczny, wszelkiego rodzaju "pastylki" i inne ulepszacze, które nie leczą choroby całkowicie , tylko ją maskują, usuwając jedynie powód bólu, a nie jego przyczynę), lub tak nimi sterować, że człowiek już sam nie będzie wiedział co jest prawdą a co jest kłamstwem. Jeden przykład (który jednocześnie ma wiele wątków i wiele odnóg, tak że nie wiadomo która może być prawdziwa, choć z drugiej strony większość z nich lub wszystkie razem także składają się na logiczną ewentualność), zamach terrorystyczny na Breitscheidplatz.
Po co to było? Głupie pytanie prawda, równie dobrze można by zapytać po co istnieje terroryzm, lub ... po co Angela "Makrela" nasprowadzała sobie do kraju miliony "kardiochirurgów" z opuchniętymi jądrami, wśród których może być z kilkadziesiąt (lub nawet kilkaset) tysięcy potencjalnych dżihadystów? I tutaj chciałbym właśnie zatrzymać się nad tym co dziś reprezentują Niemcy, jaka jest ich mentalność i jak są sterowani przez rząd i media (które są propagandowym przedłużeniem władzy). To że Niemcy są dziś krajem prawie całkowicie laickim, to rzecz powszechnie znana i nieulegająca wątpliwości. Tylko ja się zapytuję - co dalej? Bo jeśli ktokolwiek sądzi, że na laickości, ateizmie czy wierze w multi-kulti da się daleko zajechać, to jest w totalnym błędzie. Człowiek zawsze będzie poszukiwał Boga i będzie ku Niemu dążył. Pewnym katalizatorem tych dążeń (nie twierdzę że dobrym, aczkolwiek jak dotąd nie ma możliwości by większa zbiorowość otworzyła się na kwestie duchowe, bez pomocy danej religii), jest właśnie religia. Jeśli społeczeństwu obrzydzimy chrześcijaństwo, jeśli zaczniemy promować kult ateizmu (jak to ma miejsce np. we Francji), to musimy wiedzieć, że na tym paliwie długo nie zajedziemy. Wiedzieli o tym doskonale polscy komuniści, którzy na przełomie lat 60-tych i 70-tych zaczęli promować w Polsce ... buddyzm. Po co?
Otóż właśnie po to, że ateizm jest ideologią pustki, pustki która nie niesie za sobą żadnego moralnego przesłania. A ponieważ dla komuny największym wrogiem był Kościół Katolicki, więc aby go osłabić należało promować inną religię, gdyż ateizm nie miał szansy w starciu z wiarą, o czym dobitnie świadczy ten fragment filmu "Dreszcze" z 1981 r. Na nic zdawała się propaganda, na nic rewolucyjne pieśni hiszpańskie, na nic zapał "wychowawcy" (w tej roli Marek Kondrat), szkolnych pionierów,
w konfrontacji ze zwykłą kościelną procesją, zauważcie dzieci milkną,
niektórzy zdejmują czapki, inni chowają czerwone sztandary. A przecież
to jest Polska komunistyczna, w kilka lat po tzw.: sowieckim "wyzwoleniu", gdzie szkoła służyła jako jeden z etapów ogłupiania Narodu m.in.: ateistyczną (i internacjonalistyczną) propagandą. A wystarczyła mała procesja z kościoła, aby to wszystko tak pięknie "wzięło w łeb".
Taki właśnie jest ateizm - miałki i pusty, w konfrontacji z ludźmi wierzącymi w Boga, po po prostu milknie, nie jest też w stanie porwać za sobą tłumów. Jest więc formą przejściową, tymczasową, którą należy zastąpić. I teraz moje pytanie brzmi - skoro Niemcy (i Francuzi) są dziś tak bardzo laickimi społeczeństwami, w których religia i wiara katolicka istnieją gdzieś na jakimś marginesie życia narodu, to czym można będzie zastąpić chrześcijaństwo i ateizm? Sądzę że wszyscy, którzy czytają ten blog, znają zapewne na to pytanie odpowiedź. Kraje takie jak Niemcy, Francja Wielka Brytania, Włochy, Hiszpania, a co za tym idzie cała Europa ma być całkowicie z islamizowana. Taki już jest (jeszcze nieoficjalny) cel władz niemieckich, z Angelą "Makrelą" na czele. Są co prawda w niemieckim społeczeństwie małe, jeszcze niepewne ośrodki buntu przeciwko tej samobójczej polityce "Makreli", ale wydaje mi się, że są zbyt słabe, aby mogły cokolwiek w tym temacie zmienić. Dla Niemiec rozpisany jest plan wojny i zagłady (o czym mówili najróżniejsi jasnowidze, których część prezentowałem na tym blogu), i sądzę, że nikt nie jest już w stanie temu zapobiec. Ale słyszałem że zdroworozsądkowo myślący Niemcy, zalecają Polakom: "Zbudujcie mur na waszej granicy zachodniej, a my, gdy już nie będzie życia w naszym kraju, będziemy do was uciekać". Ktoś w sieci stwierdził nawet, że w takim wypadku każda polska rodzina będzie wreszcie miała takiego swojego prywatnego Niemca.
I według mnie o to też właśnie chodzi, o rozbicie tego polsko-niemieckiej przyjaźni, opartej na polskiej pomocy dla niemieckich uchodźców ze swego kraju. I tutaj właśnie wracamy do owej wielowątkowej i zagmatwanej kwestii ostatniego zamachu w Berlinie. Zauważcie proszę, że zaraz po tej tragedii i po tym jak niemieckie (i kacapskie) media zaczęły krzyczeć wszem i wobec że to: "ciężarówka na polskich numerach rejestracyjnych", na stronie firmy transportowej, do której ów tir należał i w której pracował zamordowany polski bohater - Łukasz Urban, zaczęły pojawiać się pierwsze wpisy wzburzonych Niemców, którzy nie tylko właścicielowi i firmie, ale wszystkim Polakom nie szczędzili wyzwisk. Zobaczcie jak to pięknie się ułożyło (a raczej, jak to miało się ułożyć) - rozpędzony tir z jakimś polskim "katolem" za kółkiem (nienawidzącym Niemców i zapewne zwolennikiem Kaczyńskiego), wjeżdża w tłum Berlińczyków, zgromadzonych na jarmarku bożonarodzeniowym (który notabene nie jest monitorowany). Niemiecka policja zabija szaleńca i oto przekaz idzie w świat - "Polak zmasakrował Niemców w Berlinie. Tylko spójrzcie, ci Polacy nie chcą przyjąć imigrantów, biednych, uciekających przed bombami "kobiet i dzieci", motywując to względami bezpieczeństwa, a wśród nich nie brakuje szaleńców, morderców. Spójrzcie co to jest za morderczy naród, nie dość im było że mordowali Żydów w "polskich obozach koncentracyjnych", to jeszcze teraz jakiś POLSKI (co byłoby odmieniane przez wszystkie przypadki) oszołom wjechał w tłum niczemu niewinnych Niemców. Zresztą zobaczcie też co się u nich dzieje - ludzie są bici, są pierwsi ranni, a może nawet zabici (byłyby przebitki z owym prowokatorem z 16 grudnia pod sejmem, który to położył się na ziemi pozując dla ustawionej akurat kamery, poleżał kilkadziesiąt sekund, po czym sobie wstał i poszedł. Tylko że momentu gdy się kładzie i wstaje, w niemieckich a za nimi światowych mediach, już by nie pokazano), ludzie wychodzą na ulice, chcąc zaprotestować przeciwko dyktaturze partii rządzącej i tym całym "zamordyzmie" jaki tam u nich panuje (notabene Deutschlandfunk zbłaźnił się totalnie, próbując pokazać masowe demonstracje w Polsce i z braku innych możliwości zaprezentował marsz poparcia dla rządu jako ... wiec antyrządowy).
Piękna narracja prawda? Wszystko by się ułożyło do kupy i jednocześnie Angela "Makrela" mogłaby ugotować kilka pieczeni na jednym ogniu. Po pierwsze przestałby obowiązywać warunek nie przyjmowania muzułmańskich szuszfoli (bo przecież Polska ciągle przyjmuje imigrantów, już chyba ponad milion, ale ze Wschodu, a głównie z Ukrainy i Czeczenii) z Bliskiego Wschodu, bo przecież Polak też okazał się terrorystą, a raczej "nienawistnym polskim szaleńcem, który jeżdżąc sobie spokojnie po Europie, mógł w każdej chwili dokonać takiego ataku". I padłoby od razu pytanie: "Kiedy wreszcie ukrócimy wstęp tym dzikusom ze Wschodu na nasze salony? Niech wreszcie ktoś się nimi porządnie zajmie!". Czyli co, na Polaków zrzucono by odium nienawiści i terroryzmu, uznano by nas za nie lepszych od muzułmańskich terrorystów, a tym samym jaka by była różnica w nieprzyjmowaniu muzułmanów, skoro Polacy niczym by się od nich nie różnili. Drugą kwestią byłoby paliwo dla opozycji. Opozycji, która odepchnięta od władzy i fruktów (często dziedziczonych z pokolenia na pokolenie, począwszy od "dziadziusia" co to bohatersko "wyzwalał" Polskę z Armią Czerwoną w 1920 r. po "tatusia"który przeszedł bojową ścieżkę od Komunistycznej Partii Polski, po obywatela Związku Sowieckiego od 1939 r. a potem ponownie "pełniącego obowiązki Polaka" na odcinku frontowym w tej buntowniczej "Polsze"
A potem to już poszło siłą rozpędu, najpierw kilkadziesiąt lat komunizmu, potem transformacja ustrojowa, która pozwoliła wszelkiej maści ubeckim mendom i kanaliom dawnego systemu, bezpiecznie przejść od komunizmu do kapitalizmu, jednocześnie wciąż kontrolując najważniejsze gałęzie gospodarki, co albo umożliwiło im zbicie ogromnych fortun, albo też przejście na wprost bajeczną emeryturkę. Pałeczkę teraz przejęli ich dzieci i wnuki, którzy (podobnie jak rodzice), w ogromnej większości (bo są i wyjątki), oddali się ponownie pracy internacjonalistycznej, ale teraz zamiast Stalina i Lenina, propagowali teraz gender, multi-kulti, homoseksualizm, dewiacje (takie jak np. kazirodztwo, o którym pochlebnie rozprawiał się swego czasu tzw.: prof. Hartman), a jednocześnie nienawidzący własnego Narodu (podobnie jak ich rodzice, którzy działali w partii komunistycznej i w przedwojennej Polsce organizowali strajki i manifestacje, krzycząc: "Precz z białą gęsia, precz z krzyżem". Dziś robią to już ich dzieci bądź wnuki).
KATARZYNA JANOWSKA:
"DLA MNIE SŁOWO NARÓD JEST WYKLUCZAJĄCE"
To są właśnie genetyczni komuniści (czyli dzisiejsi lewacy), kochający islamistów i chcący ich do Europy ściągać całymi chmarami, kochający wszystkich tzw.: "wykluczonych", czyli byłych ubeków, "tęczowych" pederastów, ludzi którzy nie wiedzą czy są facetem czy kobietą etc. etc. Natomiast organicznie nienawidzą oni własnego Narodu (podobnie jak wcześniej czynili to komuniści marksistowsko-leninowscy), który dla nich jest czymś "wykluczającym". I tak samo postępuje dziś Angela Merkel w stosunku do Niemców, oraz inne władze w owej zlewaczałej Europie Zachodniej. A do wyborów w 2015 r. w Polsce rządzili ludzie, całkowicie ulegli wobec zarówno Berlina i Brukseli. Zresztą Niemcy (nie mam tutaj oczywiście na myśli zwykłych Niemców, którzy także są poddawani obróbce socjotechnicznej i są niewolnikami we własnym kraju), mieli tutaj swoją prawdziwą kolonię. Zdominowali totalnie rynek prasy (szczególnie lokalnej i głównie na terenach Polski zachodniej, choć oczywiście nie tylko), oraz w dużej mierze rynek mediów elektronicznych. Opanowano banki (oczywiście nie tylko kapitał niemiecki tutaj buszował), oraz sklepy wielkopowierzchniowe. Polskie stocznie zostały zamknięte (aby nie robić konkurencji stoczniom niemieckim), teraz są zakusy by przejąć polskie kopalnie (choć mam nadzieję że PiS zdaje sobie z tego sprawę i jego pierwsze, choć bardzo niepewne kroki w kierunku zastopowanie przejęcia kopalni przez Niemcy, zostały już podjęte, ale obawiam się że jak na razie na tym się skończy). Polska była totalnie skolonizowana i sprowadzona do roli podwykonawcy, pracującego głównie na rzecz niemieckiej metropolii. Teraz to się skończyło (jeszcze nie w takim stopniu, w jakim bym tego pragnął, ale Niemcy z Merkel na czele utracili już możliwość wpływania na władze w Warszawie i to im się bardzo nie podoba).
Cel był więc jasny i prosty. W Polsce dochodzi do rokoszu i przejęcia władzy przez opozycję, która "wyprowadza lud na ulicę". W Niemczech zaś, jakiś polski fanatyk rozjeżdża niewinnych Berlińczyków swoim tirem. Tak się właśnie buduje negatywny PR i kształtuje negatywne emocje (czego efektem były owe wpisy niemieckich internautów na stronie firmy transportowej, w której pracował pan Łukasz Urban, zaraz po tym, jak niemieckie media rozpisały się o "polskiej ciężarówce"). Układa się obrazek w logiczną całość? No, wydaje mi się że układa się aż za bardzo. No ale niestety (niestety dla tych, którzy ową prowokacje szykowali), nie udało się. Polak, którego ów muzułmański morderca nie zabił od razu, tylko jechał z nim bezpośrednio na tę "akcję". Prawdopodobnie mogło być i tak, bo i takie głosy się pojawiają - że ów napastnik sterroryzował pana Łukasza nożem - i powiedział mu że zabierze mu tylko ciężarówkę i towar, który przewoził, a jego wypuści gdy już wyjedzie z miasta. Zapewne więc pan Łukasz myślał że tak się właśnie stanie, ale gdy zorientował się co jest grane, że jego wóz może zostać użyty w owym zamachu, zaczął się szarpać z napastnikiem i kręcił mu kierownicą, próbując uniemożliwić rozjeżdżanie kolejnych osób. Ten, widząc że nie da sobie rady - tym bardziej że samochód, zapewne dzięki gwałtownej reakcji pana Łukasza Urbana, nie przejechał całej planowanej trasy i gwałtownie wyhamował. Wówczas to napastnik musiał zadać panu Łukaszowi kilka ciosów nożem, po czym wysiadł z wozu, i gdy pan Łukasz wykrwawiał się na miejscu pasażera ... został zastrzelony przez niemiecką policję. Logiczne? Logiczne jak cholera.
Byłoby polskie sprawstwo? Byłoby, zaraz media nie tylko w Niemczech, ale i w USA, Wlk. Brytanii, Francji, Rosji i innych krajach rozpisywałyby się z oburzeniem o "polskim mordercy w tirze". I to wszystko zaczęłoby żyć własnym życiem, podobnie jak akcja powojennych niemieckich służb specjalnych i bezpośrednio ich twórcy gen. Reinharda Gehlena (tego co to w swym raporcie z kwietnia 1945 r. tak pięknie rozpisywał się o polskich ruchu oporu, dając go za przykład dla Niemców po zakończeniu wojny i spodziewanej już wówczas okupacji Niemiec. Kilka cytatów z jego raportu: "Na ogólnoeuropejskiej mapie oporu to właśnie polski ruch oporu jest w wielu dziedzinach wiodący i wzorcowy. W ciągu dziejów naród polski dostarczył dowodów, że nawet pozbawiony własnej państwowości oraz własnej ochrony militarnej jest zdolny przez wiele generacji zachować żywotność (...) Wola trwania wydobywała naród polski z każdej porażki (...) Nie ma chyba takiego kraju i takiego państwa w Europie i na Bliskim Wschodzie, w którym polski wywiad nie utrzymywałby mniej lub bardziej rozbudowanej siatki agentów. Bez względu na to, gdzie i jak go ugodziliśmy, w krótkim czasie wracał do poprzedniej formy, ucząc się z porażek (...) Ruch oporu jest sprawą narodową (...) połączeni są tą samą wolą oporu, tworząc wspólnotę o godnej uwagi sile"). To właśnie on wymyślił w 1956 r. zwrot: "polskie obozy koncentracyjne" (aby zrzucić z Niemców odium winy za zbrodnie wojenne i holokaust, a ponieważ Polska była wówczas zamknięta w "komunistycznej formalinie", i odcięta od reszty Wolnego Świata, łatwo było Ją wówczas oczerniać), który to zrobił oszałamiającą karierę w wielu mediach na świecie. Podobną kłamliwą i uderzającą w Polskę operację (najprawdopodobniej, ponieważ oczywiście dowodów na to żadnych nie mam i mieć nie mogę, ale wszystkie wyżej wymienione poszlaki układają się w spójna i logiczną całość), szykowali Niemcy pod przewodnictwem "Makreli".
NIECH PAN SPOCZYWA W POKOJU
PANIE ŁUKASZU!
"GŁUPOTĄ I BŁĘDEM JEST OPŁAKIWANIE POLEGŁYCH.
POWINNIŚMY RACZEJ DZIĘKOWAĆ BOGU,
ŻE TACY LUDZIE KIEDYKOLWIEK ŻYLI"
gen. GEORGE PATTON
Zauważcie jeszcze jeden szczegół. Gdy w kilka godzin po tragedii, Merkelowa wreszcie przemówiła łaskawie do narodu, nawet jednym słówkiem nie zająknęła się że pierwszą ofiarą tego zamachu i bohaterem który uratował wiele ludzkich istnień na owym berlińskim placu - był Polak, pan Łukasz Urban. Nic, choć już było to wiadomo, gdyż część mediów rozpisywała się że Polak "podjął walkę" z napastnikiem, ona dalej nie wspominała słowem o Jego bohaterstwie i poświęceniu. Celowo? A może po prostu rzeczywiście nie udała się akcja oczernienia Polski w świecie (należy też pamiętać, że od razu temat o "polskim kierowcy" i "ciężarówce na polskich tablicach rejestracyjnych" podjęły media niemieckie i rosyjskie. Co jak co ale te dwa państwa potrafią ze sobą współdziałać w celu niszczenia Polski, bowiem silna Polska, to silna Europa Środkowo-Wschodnia, silna Europa Środkowo-Wschodnia, to polityczna i gospodarcza odbudowa Międzymorza, a Międzymorze to m.in.: upadek niemieckich stoczni, gdy ponownie ruszą polskie o raz dywersyfikacja gazu, który nie koniecznie trzeba sprowadzać z Rosji - i o to właśnie idzie). Ponieważ cała akcja z "Polakiem-sprawcą" nie wypaliła, należało przejść do planu B. Nagle okazało się że "cudownie" (za drugim razem) odnalazły się niby to równie "cudownie" zgubione dokumenty prawdziwego sprawcy, którym okazał się niejaki Anis Amri, pochodzący z Tunezji (bo przecież wszyscy wiedzą, że jak zabójca udaje się na "akcję", to koniecznie nie może zapomnieć o zabraniu własnych dokumentów w celu późniejszej identyfikacji. I koniecznie musi je jakoś tak "przypadkowo" zgubić). I kto tu z kogo robi idiotów? Skoro niemieckie służby są tak samo profesjonalne w kwestii łapania potencjalnych terrorystów, jak potrafią podkładać "zgubione dokumenty" na miejsce zbrodni (znaleziono je dopiero za drugim razem - co bardzo ważne), to gratuluję. Ale widać że profesjonalizmu od Niemców uczy się także i nasza rodzima "piąta kolumna" - czyli te wszystkie pożal się boże partie tzw.: "totalnej opozycji". Dopóki mamy taką opozycje, to PiS może spać spokojnie, władzy na pewno w przeciągu kolejnych siedmiu lat nie straci. A opozycja typu Swetru-Petru, czy "Czy Schetyna to dziewczyna?" sama się zabije - śmiechem.
Aha, i jeszcze jedna bardzo ważna rzecz. Następuje wielkie przetasowanie (pisałem już o tym w poprzednich postach). Europejski i amerykański (również rosyjski) lewacki establishment, nie spodziewał się zupełnie zwycięstwa Donalda Trumpa w USA. To było dla nich totalne zaskoczenie i dlatego wiele spraw należałoby przyspieszyć (np. ... zamach w Berlinie?), inne zakończyć a jeszcze inne zostawić, póki Obama pilnuje jeszcze Białego Domu. Spójrzcie bowiem kto wchodzi do amerykańskiej i światowej polityki? Facet, który na wieść o masakrze w Berlinie powiedział oficjalnie że dżihadystów należy "wybić", a muzułmanów deportować z Europy i USA. Lewactwo jest w totalnym odwrocie (najprawdopodobniej wkrótce ustąpi albo zostanie obalony ten lewacki papież - Franciszek, bowiem już kilku kardynałów szykuje przeciwko niemu jawny bunt, za to co zrobił z Kościołem, zamieniając go w taką multi-kulti papkę dla ateistów). Zobaczymy jak będzie wyglądała powyborcza sytuacja we Francji i w Niemczech. Ale coś mi mówi że Niemcy są już tak ogłupieni, że mimo wszystko zagłosują raz jeszcze na kobietę, która na ich oczach będzie dążyła do ich likwidacji (pytanie tylko czy również ... fizycznej?).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz