Stron

poniedziałek, 11 marca 2019

KOBIETA JEST UKORONOWANIEM STWORZENIA - Cz. X

CZYLI KIEDY I GDZIE W HISTORII

ISTNIAŁ MATRIARCHAT?


 IV

KOBIECY SENAT i

RZYMSKI MATRIARCHAT

(218 - 235)

Cz. II





NIEPODZIELNE RZĄDY JULII MEZY
(222-226)
Cz. I 


 "ŁOWY, ŁAŹNIE I HAZARD, OTO PRAWDZIWE ŻYCIE"

SŁOWA NABAZGRANE NA JEDNEJ ZE ŚCIAN W TIMGADZIE 
(W PROWINCJI AFRYKA) z II wieku p.n.e.


 Po adoptowaniu przez Heliogabala swego kuzyna Aleksjana Bassianusa w lipcu 221 r., powoli kończył się czas jego panowania i jego ambitnej (choć nieco nierozważnej) matki - Julii Soemias. Co prawda cesarz próbował robić dobrą minę do złej gry i nawet publicznie sobie gratulował że w tak młodym wieku (miał wówczas 17 lat) został ojcem tak dużego chłopca (Aleksjan, który w chwili adopcji otrzymał nowe imię - Aleksander, nie miał jeszcze 13 lat) i dalej oddawał się swym wyuzdanym praktykom i rozrywkom, które cieszyły głównie jego samego (np. lubił rzucać jadowite węże w tłum i śmiał się do rozpuku obserwując narastającą panikę. Spraszał też do siebie dostojnych gości, każąc im usiąść do posiłku na skórzanych, napompowanych sofach, z których potem ukradkiem spuszczano powietrze i biesiadnicy lądowali na ziemi. Do swego rydwanu kazał zaprzęgać słonie i wielbłądy. Otaczał się niebywałym luksusem, jadał na złotych talerzach najbardziej wyszukane potrawy przyrządzane specjalnie dla niego, takie jak np.: pięty wielbłądów, słowicze i pawie języki, grzebienie kogutów - które wyrywano żywcem - ptasie móżdżki, jaja kuropatw i najbardziej egzotyczne gatunki ryb. Kąpał się w wannach, których woda musiała być zakrapiana winem, wonnymi olejkami i szafranem. Gdy przechodził, młode dziewczęta i chłopcy rzucali mu pod nogi płatki róż, lilii, fiołków i narcyzów. Wprowadził też w porze letniej swoiste "święto kolorów" - polegające na przywdziewaniu każdego dnia stroju jednego, określonego koloru, który to stawał się kolorem dnia i wszyscy na dworze musieli się temu podporządkować. Poza tym tradycyjnie, przebierał się za kobietę, malował twarz i oficjalnie pokazywał ze swoim "mężem" Hiroklesem, nazywając się jego "żoną", a nocami oddając się mu jako Wenera). Julia Meza, kobieta doświadczona i roztropna, uważając swego wnuka za chorego umysłowo, dążyła do zastąpienia szaleńca, młodym Aleksandrem, którego zamierzała od początku odpowiednio wychować. 

A tymczasem Heliogabal nie zamierzał długo tolerować konkurenta u władzy i postanowił pozbyć się swojego kuzyna (a oficjalnie adoptowanego syna i następcę). Od lipca 221 r. przez kolejne osiem miesięcy, trwały w mieście walki zwolenników jednego i drugiego władcy, ale ostateczne rozwiązanie nastąpiło właśnie w marcu roku 222. Wówczas to bowiem Heliogabal postanowił oficjalnie rozprawić się z konkurentem. Dla niepoznaki i wzbudzenia zaufania młodego Aleksandra, jego matki i babki - ogłosił że między cezarami nie ma żadnej niezgody, a dowodem tego miało być ich wspólne pojawienie się przed wojskiem i ludem. W jednej lektyce niesiono więc młodych władców, w drugiej zaś ich matki (Julię Soemias i Julię Mameę). Radosny orszak kierował się w stronę koszar pretorianów (oficjalnie aby umocnić zgodę). Tam, żołnierze z radością powitali Aleksandra, a Heliogabala zbyto jedynie oficjalnymi pozdrowieniami. Heliogabal (który zapewne planował tam zgładzić swego kuzyna), niezadowolony z całej sytuacji, kazał uwięzić i ukarać tych żołnierzy, którzy zbyt entuzjastycznie pozdrawiali Aleksandra. Problem polegał jednak na tym, że tych właśnie żołnierzy była przytłaczająca większość, z czego zapewne nie zdawał sobie sprawy pogrążony we własnym zdemoralizowanym świecie Heliogabal. Gdy ogłoszono więc cesarski rozkaz, doszło do szamotaniny, która zamieniła się w rozruchy. Na wiadomość o buncie wojska, młody cesarz schował się w skrzyni, którą wierni mu słudzy mieli wynieść z koszar - to się jednak nie udało. Żołnierze odkryli bowiem podstęp i zatrzymawszy sługi cesarskie, kazali im otworzyć skrzynię. Gdy to uczyniono i ujrzano tam przerażonego i zapłakanego chłopaka, błagającego o litość - przebito go mieczami. 

Wkrótce potem żołnierze wyciągnęli (prawdopodobnie ze świątyni sztandarów w której przebywała, lub gdzieś w pobliżu) matkę zamordowanego cesarza i ją także zamordowano z zimną krwią. Teraz doszło do swoistej "nocy św. Bartłomieja" na cesarskim dworze, mordując wszystkich, którzy byli w otoczeniu Heliogabala, łącznie z (próbującym uciekać) Hieroklesem. Nie było litości, żołnierze mścili się za lata hańby, gdy cesarską purpurę dzierżył syryjski odszczepieniec, który nawet sam siebie nie uważał za mężczyznę. Ciała pomordowanych (w tym głównie samego cesarza i jego matki) wrzucano do Tybru, wcześniej je masakrując, obcinając członki (Julii Soemias np. obcięto piersi) i wlokąc po ulicach Wiecznego Miasta (swoją drogą, był to jednocześnie pierwszy przypadek, gdy w tak brutalny i upokarzający sposób postąpiono z kobietą - matką panującego cesarza. Wcześniej bowiem w taki sposób pośmiertnie hańbiono tylko nielubianych władców - którzy dodatkowo mieli na pieńku z nowymi cesarzami - nigdy jednak wcześniej nie postąpiono tak z kobietą. Wychodzi więc że Julia Soemias była pierwszą, która dostąpiła takiego pośmiertnego upokorzenia). Natomiast - co ciekawe - nic złego nie spotkało pozostałych członków dynastii Sewerów - Aleksandra, jego matki Mamei i babki Mezy - wręcz przeciwnie, teraz to właśnie te kobiety objęły niepodzielny ster rządów nad państwem. Prawdopodobnie Julia Meza odetchnęła z ulgą po zamordowaniu jej wnuka. Co prawda była kobietą ambitną i wolała takich władców, którzy łatwo dadzą sobą kierować, więc początkowo rządy Heliogabala, który polityką w ogóle się nie zajmował, przypadły jej do gustu. Z czasem jednak uznała że chłopak ciągnie siebie na dno, a wraz z nim zostanie tam ściągnięta cała dynastia. Nie mogła i nie chciała do tego dopuścić, więc śmierć szalonego wnuka i jego matki - była dla niej ceną, jaką należało zapłacić za spokój państwa i bezpieczeństwo panującej rodziny.




Natomiast 13-letni Aleksander Sewer, nadawał się doskonale do wyznaczonej mu przez babkę roli - marionetki, zza której prawdziwe decyzje będą zapadać w gronie dwóch najpotężniejszych wówczas kobiet w państwie - babki i matki nowego cesarza. Edukacją chłopca zajęła się matka, dobierając mu odpowiednich wychowawców i najgodniejszych mężów z senatu jako jego powierników i opiekunów, natomiast Julia Meza przejęła rządy nad państwem. Senat co prawda (jak zwykle służalczo) przyznał chłopcu wszelkie oficjalne godności, określając go przydomkiem "Wielkiego" i nadając nazwisko Antoninów (po dynastii panującej w II wieku, w czasach wielkiego dobrobytu cesarstwa, spokoju na granicach i rozsądnej polityki panujących władców). Nazywano go też (już nieoficjalnie) w senacie: "prawdziwym Augustem", "Wielkim Aleksandrem", "Naszym ocaleniem", "naszym życiem" itd., ale i tak wszyscy tytułowali go po prostu: "Iuliae Mamaeae Augustae filio Iuliae Maesae Augustae nepote" (czyli: "Syn Augusty Julii Mamei i wnuk Augusty Julii Mezy"). Nie było to godne określenie, gdyż sugerowało jego podległość zarówno matce jak i babce i wywodzenie rodu od tych kobiet. Chłopiec jednak nie starał się tego zmieniać, choć przydomek: "Aleksander, syn Mamei", nie był powodem do dumy dla jemu współczesnych, to jednak nic nie uczynił by go zmienić (a taki np. Tyberiusz, panujący dwieście lat wcześniej, gdy tylko objął władzę natychmiast odrzucił przydomek: "Tyberiusz, syn Liwii", zastępując go określeniem "Tyberiusz, syn Boskiego Augusta"). Matka i babka tak dbały by z chłopca nie wyrósł drugi Heliogabal, iż nie pozwalały mu na żadne ekstrawagancje, nawet na takie, które wydawałoby się były zupełnie niegroźne. Aleksander Sewer miał być miłym, łagodnym chłopcem, życzliwym i dobrym dla wszystkich (i rzeczywiście taki się stał, problem polegał tylko na tym, że takie wychowanie spowodowało iż ten młody chłopak nigdy nie dorósł do męskości).


TYBERIUSZ TEŻ DŁUGO POZOSTAWAŁ POD WPŁYWEM SWOJEJ MATKI LIWII,
A GDY ZMARŁA NIE BYŁ NAWET NA JEJ POGRZEBIE

 

Nowe rządy, uznano za początek nowej ery dobrobytu, porównując ją do czasów "Złotego Wieku Antoninów" (oczywiście z wielu względów nie było to trafne porównanie, ale i tak czasy Aleksandra Sewera wspominano potem jako okres spokoju i porządku, bowiem następna epoka kolejnych pięćdziesięciu lat po śmierci Sewera, była okresem wewnętrznego chaosu, buntów, często zmieniających się władców i rządów rozpasanego żołdactwa, przy jednoczesnym naruszaniu granic państwa i wdzieraniu się do Imperium ludów z Północy, którzy palili, gwałcili, mordowali i porywali na potęgę mieszkańców Cesarstwa). Postanowiono też, po czasach wybryków Heliogabala, przywrócić moralność, dlatego zaczęto najpierw od uregulowania kwestii senatulusa - czyli owego niewieściego senatu, który obradował na Kwirynale pod przewodnictwem (zamordowanej) Julii Soemias. Teraz, gdy zabrakło przewodniczącej, senat ten rozwiązano. Dodatkowo wprowadzono oficjalny zakaz, jednocześnie potępiający każdego, kto w przyszłości będzie się starał odnowić tę kadłubową formę niewieściego organu politycznego. Odnowiono również zakaz zabraniający kobietom wstępu do senatu (a przypadki że Julia Meza czy Soemias brały udział w obradach, był za poprzednich rządów dość częsty). Stwierdzono że upadek moralności za rządów Heliogabala wziął się przede wszystkim z załamania równowagi pomiędzy mężczyznami a kobietami. Uznano że kobiety zatraciły swoją kobiecość, oddając się z zapałem męskim zajęciom. Piętnowano wybryki kobiet, które "wychodzą z domu o brzasku, a wracają dopiero nocą", pozwalając sobie na spędzanie całego dnia w otoczeniu przyjaciółek i nie martwiąc się domem oraz dziećmi. Problem widziano w braku wstydu wśród kobiet i powtarzano słowa że: "Rzym będzie bardziej skromny, gdy kobiety ponownie nauczą się wstydu", potępiano zaś słowa, często teraz przytaczane przez różne matrony, które brzmiały: "Homo sum" ("Jestem Człowiekiem"), jednocześnie dostrzegając problem zniewieścienia mężczyzn (o których mawiano że zostali: "uduszeni welonem" - czyli innymi słowy - wzięci pod pantofel). 




Powołano więc oficjalny organ państwa, który miał pomóc młodemu cesarzowi w sprawowaniu rządów - zwał się on "Radą cesarską" ("consilium princeps"), złożoną z wyróżniających się znawstwem prawa, administracji i wojskowości - 50 senatorów i 20 ekwitów. Poza tym powołano (osobiście wybierała ich Julia Mamea) 16 senatorów, jako stały organ doradczy przy cesarzu. Meza i Mamea tak dobierały otoczenie Aleksandra, aby wynieść z tego jak największą korzyść zarówno dla siebie samych jak i dla dynastii - i tak prefektem pretorianów mianowano (zaraz po objęciu władzy przez Aleksandra) niejakiego Gnejusza Domicjusza Ulpiana - wybitnego pisarza i znawcę prawa. Do niego to bowiem należała rzeczywista władza cywilna (jako prefekta), z której teraz zaczęto korzystać. Aby usposobić przychylnie do siebie rzymski lud, wprowadzono świadczenia społeczne. Zwiększono rozdawnictwo żywności wśród najuboższych Rzymian, umożliwiono zakładanie wytwórczych collegiów (coś na wzór małych, rodzinnych firm z jednej okolicy, załatwiających potrzeby mieszkańców określonej dzielnicy), otworzono szereg mniejszych publicznych łaźni (gdzie wstęp był albo symboliczny, albo w ogóle darmowy). Podpięto kupców i rzemieślników pod kontrolę państwową, która (poprzez swoich urzędników) miała np. sprawdzać wysokość cen produktów, jakimi handlują poszczególne collegia. Wprowadzono odpłatne renty dla nauczycieli, wprowadzono ulgi podatkowe dla przedsiębiorców inwestujących w rozwój swoich firm. Pieniądze, potrzebne do sfinansowania tych reform, uzyskano dzięki oszczędnościom z dworu cesarskiego. Poniechano ekstrawagancji czasów Heliogabala i maksymalnie ograniczono wydatki dworu i samego cesarza (wprowadzono nawet obowiązek jednakowych ubiorów dla służby pałacowej). Wprowadzeniem w życie owych świadczeń zajmowali się właśnie tacy ludzie jak Domicjusz Ulpian czy Kasjusz Dion (historyk, autor "Historii rzymskiej").

Pierwsze miesiące nowych rządów upłynęły spokojnie, choć nie zdołano podporządkować sobie frakcji dzielnicowych (były to rzeczywiste mafie miejskie, które już w czasach cesarza Aureliana - czyli w pięćdziesiąt lat później, stały się tak wielkim problemem, że zaczęły nawet... bić własną monetę, jednocześnie całkowicie kontrolując państwowe mennice). Walki, do jakich dochodziło w czasach rządów Heliogabala, teraz co prawda starano się przykrócić, oraz zmniejszyć wpływy frakcji, ale nie uczyniono w tym kierunku żadnych zdecydowanych kroków. Co prawda Domicjusz Ulpian, jako prefekt pretorianów wysyłał na miasto patrole wojskowe, które miały wesprzeć straż miejską (całkowicie skorumpowaną i często schodzącą z drogi członkom frakcji). Podczas jednego z takich patroli (już w 223 r.), żołnierze dostrzegli pewną awanturę, w której uczestniczyli przedstawiciele frakcji (ponoć kilku członków, należących do frakcji z Awentynu, odkryło kochającą się w zaułku parę, która dla niepoznaki przykryła się jakimś materiałem. Chłopak został brutalnie pobity, dziewczynę zaś kolejno zgwałcono. Nie wiadomo dokładnie co tam zaszło, ale najprawdopodobniej zawiadomieni krzykami pretorianie skierowali się w tę stronę i ujrzawszy gwałcących dziewczynę mężczyzn, wdali się z nimi w awanturę. Zakończyła się ona zabiciem żołnierzy owego patrolu przez członków frakcji. Gdy wiadomość o tym się rozniosła, rozgniewani żołnierze pospieszyli z koszar pomścić swoich braci. Przeciwko nim stanęły miejskie frakcje - złożone głównie z zabijaków i bandytów. Trzy dni krew płynęła gęsto ulicami Rzymu i okazało się że pretorianie - mimo dobrego uzbrojenia - nie są w stanie sprostać ulicznym zabijakom, a nawet że muszą ustępować im pola - fakt że pretorianie to nie były wojska liniowe i że nie byli przyzwyczajeni nie tylko do trudów wojny, ale nawet do zwykłej walki, gdyż głównie opływali w luksusy i uważali się za wojskową elitę, a nie potrafili nawet budować umocnień. Te zaś, które stawiali... zaraz się rozsypywały, robiąc z nich pośmiewisko tłumów). 




Spychani w kierunku swoich koszar pretorianie, ostatecznie zagrozili... podpaleniem miasta, jeśli frakcje nie zaprzestaną walki. Dopiero ten argument przemówił stronom do rozsądku i po trzech dniach krwawych starć zakończono walki. Oficjalnie doszło do pojednania, ale żołnierze wciąż dyszeli żądzą zemsty. Nie mogąc jej okazać inaczej, postanowili... zamordować własnego prefekta. Pretekstem do tego, stało się skazanie na śmierć dwóch oficerów gwardii pretoriańskiej, którzy w czasach Heliogabala wykazywali się wybitnym okrucieństwem. W odpowiedzi na to, pretorianie nocą napadli na dom Domicjusza Ulpiana. Udało mu się co prawda uciec i schronić się w cesarskim pałacu na Palatynie - liczącego na to, że w towarzystwie samego cesarza i jego rodziny nic złego go nie spotka. Mylił się jednak - żądne krwi żołdactwo dopadło go w samym pałacu i na oczach Aleksandra Sewera, jego matki oraz babki - zasiekło Ulpiana mieczami. Tego już było za wiele, należało dać odpór przemocy, gdyż nawet majestat cesarskiej władzy nie był w stanie powstrzymać pretorianów przed bandytyzmem. Szybko okazało się że głównym winowajcą całej sytuacji był niejaki Epagatos - potężny magnat i osobisty wróg Ulpiana. Julia Meza postanowiła że musi zapłacić własnym życiem za zniewagę jakiej dopuścili się żołnierze w obecności cesarza. Problem polegał jednak na tym, że nawet rodzina cesarska bała się oficjalnie go ukarać ze względu na posiadany przez niego majątek i wpływy (zarówno polityczne jak i wśród wojska), uknuto więc iście podstępną intrygę, a celowała w tym właśnie Julia Meza - prawdziwa władczyni Rzymu pierwszych lat panowania cesarza Aleksandra Sewera. Na czym polegała intryga? O tym w kolejnej części.                      
 







 CDN.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz