Stron

piątek, 31 stycznia 2020

TAJEMNICZA "ANTYFEMINISTYCZNA" SZKOŁA DLA MŁODYCH DZIEWCZĄT - Cz. II

PROGRAM NAUKI:

NAUKA JĘZYKÓW OBCYCH,

SZTUKA POPRAWNEJ KONWERSACJI,

NAUKA TAŃCA,

KULTURA POPRAWNEGO ZACHOWANIA

SIĘ W TOWARZYSTWIE,

NAUKA GOTOWANIA,

"DEKALOG POSŁUSZNEJ KOBIETY"

I WIELE INNYCH






"WŁAŚCIWĄ RZECZĄ DLA KAŻDEGO MĘŻCZYZNY JEST TO, ŻE POSIADA COŚ NA WYŁĄCZNĄ WŁASNOŚĆ, CZEGO JEST JEDYNYM PANEM I WŁADCĄ, ŻONĘ, DZIECI, KAWAŁEK ZIEMI, DOM, MEBLE, PIENIĄDZE"

RETIF de la BRETONNE


 Wracam do tematu - rozpoczętego ponad dwa lata temu - opowiadającego o tajemniczej, antyfeministycznej szkole dla dziewcząt i młodych kobiet. To gdzie istnieje owa szkoła, pozwolę sobie nie ujawnić, w każdym razie mogę jedynie napomknąć że znajduje się ona w naszej części Europy (Środkowo-Wschodniej) i tyle. W szkole tej przygotowuje się młode panny do bycia w przyszłości dobrymi żonami i matkami, jednocześnie pokazuje im się absurdy ideologii feminizmu i to, jak wiele szkód dla samych kobiet przyniosła światu ta gangrena. Dziewczęta w owej szkole uczą się odpowiedzialności, dokładności i  posłuszeństwa, a przede wszystkim rozbudza się tam w nich ich prawdziwą, kobiecą, uległą naturę. Według niemieckich badań, ponoć aż 75 % kobiet jest jawnymi lub ukrytymi masochistkami, które (co oczywiste) nie chciałby przeżyć w rzeczywistości na sobie jakiegoś gwałtu czy też uszkodzenia ciała, jednak bardzo często miewają erotyczne marzenia związane z poniżeniem, związaniem lub zniewoleniem własnej osoby. Według doktora Paula Hochmanna: "Kobieta zniewolona zakazami społecznymi odreagowuje w snach. Tłumione na co dzień pragnienia seksualne nabierają w marzeniach skrajnie ostrych form. Ponadto marzenia masochistyczne są przejawem tęsknoty za ucieczką od odpowiedzialności. Kobieta (...) marzy o mężczyźnie, który ją zniewoli, by uprawiać miłość. W ten sposób kobieta dostaje oczekiwaną rozkosz, a wina spada na żądze mężczyzny, który ją przecież do tego zmusił", zaś niemiecki psycholog Hans Kapper twierdzi: "Kobiece sny wyrażają tęsknotę za samcem, jakiego dziś coraz trudniej spotkać. Na jednego faceta w stylu macho przypada armia niezaspokojonych kobiet, które skazane są na kontakty z osobnikami, którzy ewoluują w stronę introwertyka o dużej impotencji. Tacy osobnicy oczekują od kobiet, że te przejmą ich dotychczasową rolę. Kiedy jednak to się staje, wyzwolone kobiety marzą jednak o zupełnie innym typie faceta - silnego, pierwotnego, dominującego samca".

W owej szkole dla dziewcząt, o której wspominam, nie upokarza się kobiet dla samego zadowolenia, ani też nie odbywa się z nimi żadnych stosunków seksualnych, po prostu uczy się te młode osoby uległości poprzez odpowiednie nakazy, zakazy i kary, wymierzane dla podkreślenia statusu karzących i nauczenia dziewcząt szacunku dla nich i ich przyszłych opiekunów/mężów. Celem bowiem jest przygotowanie kobiet do takich związków, w których mężczyzna jest co prawda całkowitym panem i władcą, który może dowolnie karać swą podopieczną (dziewczynę/żonę?), ale nie oznacza to jednak że owe kobiety zdane są całkowicie na ich łaskę i niełaskę. To jest swoisty kontrakt, dziewczyna jest przygotowywana do roli żony i matki, uczy się uległości i posłuszeństwa, ale wcale nie oznacza to że ma być poniewierana. Wręcz przeciwnie. Mężczyzna, który wybierze sobie taką dziewczynę i weźmie ją do siebie, musi jej zapewnić życie na odpowiednim poziomie materialnym. Jeśli nie wywiązuje się z tego obowiązku lub znęca się nad swoją podopieczną, może ona zwrócić się z prośbą o pomoc do władz szkoły, wówczas kontrakt ulega unieważnieniu, a mężczyzna musi zapłacić wcześniej ustaloną kwotę na poczet zadośćuczynienia (oczywiście zarzut znęcania się musi też zostać udowodniony). Jak już wspomniałem w poprzedniej części, dziewczyny same godzą się na taki układ i nikt ich do niczego nie zmusza, nikt ich też nie więzi. Wręcz przeciwnie, jeśli otrzymują kolejne upomnienia, i kary nie skutkują, zostają wyrzucone ze szkoły - a należy pamiętać że jeżeli ją ukończą, mają zapewnione stabilne i wygodne życie, a także pomoc prawną w przypadku jakiegokolwiek złamania reguł umowy, jaką to gwarantuje im szkoła. Jednak obowiązkiem takiej podopiecznej jest (co najmniej raz w tygodniu) poddać się sesjom spankingu, zaś opiekun ma prawo wyznaczać dziewczynie określone zadania do spełnienia, z których ona musi się wywiązać i to, jak się z nich wywiąże oraz czy zdoła, będzie podlegało albo karze albo też nagrodzie. 




"Randki", jakie są również organizowane podczas samej nauki w szkole, polegają na spotkaniu się dziewcząt ze sponsorami, którzy wpłacili pewną sumę pieniędzy, aby móc ewentualnie wybrać sobie podopieczną. Służą one poznaniu się i są specjalnie aranżowane w jakimś ustronnym, miłym miejscu, gdzie przy lampce wina i spokojnej muzyce, można czegoś się o sobie dowiedzieć. Wybór oczywiście należy tylko do mężczyzny, przez co muszą oni na początku wypełnić odpowiedni formularz,  i odpowiedzieć na pytanie jakiej konkretnie kobiety szukają. Jakie ma mieć włosy, oczy, piersi, jak w ogóle ma mieć zbudowane ciało. Za samo wypełnienie takiej ankiety (bez spotkania się z dziewczyną), należy zapłacić 1 000 dolarów. Za spotkanie sumy są znacznie większe, przy czym (co ważne i o czym już wspominałem) na owej "randce" nie można się nawet całować, nie mówiąc już o jakiejkolwiek formie pieszczot. Spotkania te służą jedynie poznaniu się i to facet decyduje czy chce wybrać daną dziewczynę, czy nie. Ona w zasadzie nie ma żadnej możliwości odmówić mu spotkania, lub zostania jego podopieczną (niektórzy nazywają te kobiety swoimi dziewczynami), ale od chwili gdy znajdzie się u niego, za swe posłuszeństwo i uległość, musi mieć zapewniony odpowiedni status zarówno finansowy, jak i społeczny. Jeśli mężczyzna nie wywiąże się z zawartego kontraktu, utraci zarówno dziewczynę, jak i już wpłacone pieniądze. Oczywiście facet może poprosić też o zmianę dziewczyny w trakcie trwanie kontraktu, jeśli uzna że ta jest np. jest krnąbrna lub po prostu mu się znudzi. Ale zdarza się (i to wcale nie rzadko) że takie związki kończą się małżeństwem. Mężczyźni szukają więc sobie żon, które pozbawione są feministycznej ideologii i będą po prostu kobiece - będą żonami i matkami dla ich dzieci. Niestety, nie każdy facet może sobie pozwolić na taki luksus, gdyż nie każdy dysponuje odpowiednimi środkami finansowymi, aby móc wybrać sobie dziewczynę z tej szkoły (która przecież oficjalnie nie istnieje).

W jednym z dziewiętnastowiecznych, erotycznych opowiadań z wiktoriańskiej Anglii (notabene epoki udawanej na zewnątrz pruderii, a jednocześnie niezwykle erotycznie rozwiązłej, gdzie mężczyźni korzystali z uciech prostytutek, by potem, jakby nigdy nic spokojnie wracać do swych żon i dzieci. Tę podwójną moralność pokazywała nawet prasa, jak choćby rysunek z pisma "The Days Doings" ukazującego się w Londynie, z 24 czerwca 1871 r., gdzie jest pokazana ilustracja, gdy małżonkowie spacerują ulicą i nagle do lekko zafrapowanego mężczyzny podchodzi kobieta lekkich obyczajów, a małżonka na to: "Ta kobieta chyba cię zna, George"), której autor (lub autorka) jednak pozostaje nieznany, jest również fragment następującej treści: "Chciałabym, żeby chwycił mnie za kark, obezwładnił, zdarł ubranie i pieścił aż do bólu. Chwytanie za cycki z pełną siłą, szczypanie brodawek, mocne klapsy w pupę i cipkę - to mnie podnieca najbardziej. Chciałabym żeby mój mąż zbił mnie i pił krew z moich ran. Wtedy wiedziałabym, że działam na niego jak kobieta". Problem polegał tylko na tym, że mężczyźni w wiktoriańskiej Anglii nie uważali że kobiety są zdolne do odczuwania przyjemności seksualnej, jak choćby żyjący w latach 1813-1875, brytyjski seksuolog William Acton, który pisał że: "Większość kobiet w bardzo niewielkim stopniu niepokoją jakiekolwiek odczucia seksualne", natomiast te kobiety, które oddawały się prostytucji, nazywano po prostu: "latrynami" lub "krowami", zaś niejaka Nickie Roberts - dyrektorka nowojorskiego domu dla dziewcząt pisała iż jedynie "ograniczone umysłowo kobiety" są zdolne do uprawiania prostytucji i mogą odczuwać jakąkolwiek seksualną przyjemność podczas stosunku. Natomiast Robert Nathaniel W. Chittenden twierdził iż w "kobiecym charakterze nie ma miejsca dla obszarów pośrednich , jest albo niczym niesplamiona niewinność, albo beznadziejny występek". Założycielom i sponsorom owej szkoły dla dziewcząt zależy chyba na podkreśleniu oby tych stanów kobiecej natury.            



ZADZIWIAJĄCE JEST,  JAK WIELE KOBIET MA W SOBIE MASOCHISTYCZNE SKŁONNOŚCI (CZĘSTO UŚPIONE), KTÓRE UWIDACZNIAJĄ SIĘ CHOCIAŻBY PODCZAS TAKICH FILMÓW JAK NA PRZYKŁAD "50 TWARZY GREYA" CZY TEŻ NOWEGO POLSKIEGO FILMU BLANKI LIPIŃSKIEJ - KTÓRY NA EKRANY WEJDZIE 7 LUTEGO, A ZA KTÓRYM JUŻ PONOĆ SZALEJĄ KOBIETY PRAKTYCZNIE NA CAŁYM ŚWIECIE. NOSI ON TYTUŁ - "365 DNI" -  I OPOWIADA O PORWANIU POLKI, SPĘDZAJĄCEJ WAKACJE WE WŁOSZECH, PRZEZ ITALSKIEGO MAFIOZA, UWIĘZIENIU JEJ I ZMUSZENIU BY GO POKOCHAŁA W CIĄGU 365 DNI". MNIE TAKIE FILMY AKURAT SIĘ NIE PODOBAJĄ, ALE KOBIETY ZA NIM SZALEJĄ.




 

 

 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz