Stron

poniedziałek, 3 lutego 2020

GWAŁT - CZY NIEODZOWNY ELEMENT KOBIECEGO LOSU? - Cz. XIV

NAJWAŻNIEJSZE I (NIEKIEDY)

NAJBRUTALNIEJSZE PRZYPADKI

GWAŁTÓW W HISTORII





 40 r.

GWAŁTY W CESARSKIM PAŁACU

Cz. XII (ostatnia)



 SZALONY "BUCIK"

Cz. VII

 



 
 CESARZE PRZEMIJAJĄ - SPICHRZE POZOSTAJĄ


 Gajusz Kaligula był powszechnie znienawidzonym władcą! Taki przynajmniej można wysnuć wniosek, czytając opinie o nim spisane przez rzymskich historyków i pisarzy. Seneka pisał na przykład: "Już ohydna bladość gajuszowego oblicza zdradzała jego obłęd, podobnie jak przerażająca dzikość oczu głęboko osadzonych, a jakaż szpetota łysiejącej głowy, jak śmieszna chudość goleni wobec stóp potwornych", Kasjusz Dion zaś dodawał: "Zesłał obie swe siostry na wyspę, najpierw je zniesławiwszy" lub "Kaligula dzień chciał uczynić z nocy, z morza ziemię". Bardzo negatywnie wypowiadali się o nim również Swetoniusz, Filon i Józef Flawiusz, pytanie brzmi (a ja lubię zadawać takie pytania i poszukiwać alternatywnych możliwości wytłumaczenia pewnych faktów. Swoją drogą ostatnio rozśmieszyło mnie pytanie, które zadała pewna dziewczyna, z jaką m.in. rozmawiałem, a mianowicie zapytała mnie: "Czy Cezar to było coś złego, czy dobrego?" - i doprawdy muszę przyznać że mnie zatkało, a dłuższy czas nie wiedziałem jak jej na to pytanie odpowiedzieć, gdyż nie sądziłem że tak można w ogóle formułować pytania) tylko czy ich przekaz nie jest obarczony pewną stronniczością? Wiadomo bowiem że należeli oni albo do rzymskiej arystokracji, albo też wyrażali opinie właśnie tej grupy społecznej wśród której najczęściej obcowali. I oczywiście właśnie arystokracja senatorska miała najmniej powodów, aby mieć dobrą opinię o Gajuszu Kaliguli. Uczynił on bowiem z senatorów swoich niewolników, którzy mieli całować go w stopy i żałośnie radować się z wszelkich, nawet najgłupszych i godzących w autorytet senatu praw (jak choćby ustawa wznawiająca oskarżenia o obrazę majestatu, na co senat zareagował specjalną uchwałą, ustanawiającą coroczne święto na pamiątkę tego wydarzenia. Innym tego typu przypadkiem, który również miał miejsce w 40 r., było mianowanie przez Kaligulę swego konia - Incitatusa - senatorem, czym cesarz jednocześnie wyraził swoją pogardę dla tej instytucji i całej rzymskiej nobilitas), jednak należy pamiętać że realnie władza senatu nie została prawnie obniżona (stanie się to dopiero w jakieś czterdzieści pięć lat później i dokona tego cesarz Domicjan). Ale czy taką samą niechęć (lub nienawiść) budził Gajusz Kaligula wśród innych grup społecznych ówczesnego Rzymu - ekwitów oraz plebsu?

Co do ekwitów (stan rycerski - rzymska klasa średnia) to nie wydaje się, aby jego rządy w jakiś negatywny sposób odbiły się na istnieniu i działalności tej właśnie grupy. Nie ma żadnych informacji iż cesarz starał się podporządkować sobie ekwitów i czyhał na ich finanse. Bardzo podobnie było z ludem, który mógł sobie pozwolić na znacznie więcej w odniesieniu do samego cesarza, niż członkowie arystokracji. Jako przykład posłużę się ciekawą anegdotą, opowiadającą jak to w czasie gdy Gajusz Kaligula, przybrany w złoty strój Jowisza, stał na trybunie i opowiadał ludowi przepowiednie. Wówczas podszedł do niego pewien Rzymianin z Galii, który niedawno co przybył do stolicy i zaciekawił się tym, co też na owej trybunie się dzieje. Stojąc w tłumie gapiów i przysłuchując się mowie cesarza, nagle ów Galijczyk wybuchnął śmiechem. Widząc to, Kaligula kazał mu do siebie podejść, po czym spytał go: "A ty, co o mnie sądzisz?". Mężczyzna (który był zwykłym szewcem) odparł bez wahania: "Że jesteś wielkim dziwakiem". Mimo wprowadzenia w życie ustawy o ochronie majestatu, za te słowa nie spotkała go żadna kara i spokojnie odszedł w swoją stronę. Cesarskie ostrze było bowiem wymierzone nie w każdego, który powiedział o władcy "co mu ślina na język przyniosła", ale jedynie w tych, którzy stanowili realne zagrożenie dla wpływów i pozycji imperatora. A lud rzymski - mówiąc kolokwialnie - miał gdzieś to, co się stanie z członkami arystokracji i jakie ich spotkają szykany, bądź kary. Krążyły pogłoski, że Kaligula osobiście przypatrywał się karaniu skazanych na mocy prawa senatorów, których na przykład poddawano karze chłosty, miażdżenia nóg, wbijania na pal etc. etc. Oczywiście nie wiadomo czy te pogłoski były prawdą, ale można przyjąć że w każdej plotce jest przynajmniej cień prawdy. Natomiast lud znosił tyranię Kaliguli (i innych władców) z całkowitą obojętnością, właśnie dlatego, że sam nigdy nie padł jego ofiarą. Aby więc zapewnić sobie - jeśli nawet nie przychylność (choć i tę można było zdobyć często organizując publiczne munera - czyli walki gladiatorów i ściągając na nie dzikie, egzotyczne zwierzęta), to przynajmniej neutralność ze strony plebsu, należało pamiętać o niepisanej zasadzie, która obowiązywała wśród ludu. A brzmiała ona następująco: "Cesarze przemijają - spichrze pozostają". Jakże to proste i oczywiste - prawda?


 W SERIALU "JA, KLAUDIUSZ", RÓWNIEŻ JEST POKAZANA SCENA, GDY OKTAWIAN AUGUST ROZMAWIA ZE SWYM WNUKIEM - AGRYPĄ POSTUMEM I TŁUMACZY MU: "POSŁUCHAJ POSTUMIE, NIE MOŻEMY, TAK JAK INNI LUDZIE TROSZCZYĆ SIĘ TYLKO O SWÓJ CHLEB. MUSIMY ICH NAKARMIĆ"




To, czy lud będzie głodował czy nie, zależy czy dany władca utrzyma się u władzy, czy też zostanie jej pozbawiony. Rzymscy cesarze nie byli królami - panującymi z woli Boga, lecz urzędnikami państwowymi, posiadającymi władzę zarówno dyktatora, trybuna ludowego, jak i konsula czy cenzora, ale cesarz nie rządził dla własnej przyjemności i chwały swego rodu, lecz dla dobra ludu (czego np. o królach już powiedzieć nie można). Dobro ludu było podstawą rządów każdego rzymskiego władcy i gwarancją nie tylko jego trwania u władzy, ale i bezpieczeństwa. Bo też władca oficjalnie jest wszechpotężny, jego władza jest absolutna, pełna i nieograniczona, a jednak osobiście cesarz jest niczym innym, jak zwykłym obywatelem podległym prawu (i jeśli to prawo chce złamać, musi najpierw zadbać o jego zmianę dla wszystkich obywateli). Jednocześnie imperator posiada prawo życia i śmierci w stosunku do reszty obywateli i może doprowadzić zarówno do ich publicznego skazania, jak i skazać daną osobę na tortury czy śmierć bez sądu - to akurat zależało od jego osobistego uznania i mieściło się w kanonie władzy przyznanej cesarzowi na podstawie imperium - czyli swoistego kompromisu pomiędzy elitą władzy (arystokracją senatorską) a samym władcą, która wyrażała się w przekonaniu że senat o niczym realnie nie decyduje, ale cesarz za to pozwala nobilom utrzymać ich dominującą pozycję w administracji, oraz realizuje politykę zgodną z interesem tej właśnie grupy społecznej. Oczywiście tzw.: "dobrzy cesarze" pytali się senatorów co sądzą na temat polityki i wojskowości - ale była to tylko kurtuazja, gdyż naprawdę dobry cesarz nie pytał się o nic senatu, tylko sam realizował postulaty zgodne z interesem nobilitas. Ten swoisty kompromis pomiędzy władcą a elitą władzy, został nieco zachwiany w przypadku (jak to miało miejsce właśnie w odniesieniu do Kaliguli), gdy ten pragnął uznać się za "żywego boga". To godziło już bezpośrednio w honor i dumę arystokratów. Kaligula dla swych współobywateli był niczym bóg - władca świata, czyli istota wyższa od całej reszty, a jednocześnie sam podlegał tym samym prawom co inni obywatele. Jednocześnie nikt z plebsu (nie mówiąc już o ekwitach czy nobilach) nie uważał żyjącego władcę za boga, gdyż jak pisał św. Augustyn w cztery wieki później: "Kult imperialny jest kultem pochlebstwa, a nie wiary". Nikt też nie modlił się do cesarza np. w intencji wyzdrowienia, szczęśliwego powrotu, narodzin dziecka czy też jakiejkolwiek innej kwestii, która zajmowała myśli ówczesnych ludzi. Modlono się do bogów, których boskość nie podlegała żadnej dyskusji, np. do Apollina, Jowisza, Ceres czy nawet egipskiej Izydy, zaś kult cesarski był jedynie kultem państwowym - kultem wierności obywateli wobec państwa i prawa. 

Zresztą pomimo faktu iż wielu cesarzy - na mocy sprawowanej władzy - było uważanych za bogów, to jednak wielu z nich niewiele sobie z tego robiło i wręcz zabraniało publicznego składania ofiar na ołtarzach w Rzymie i Italii przed swoim wizerunkiem (np. Oktawian August, Tyberiusz, Tytus), inni robili sobie żarty ze swojej boskości (np. Wespazjan, który tuż przed śmiercią w 79 r. stwierdził: "Biada mi. Chyba staję się bogiem!"). Tylko bardzo nieliczni traktowali swą boskość jako coś naturalnego i przypisanego właśnie ich osobie (do nich zaliczał się Gajusz Kaligula). Jednak pierwszym rzymskim władcą, który oficjalnie otrzymał od senatu tytuł: "Dominus et Deus" ("Pan i Bóg") był dopiero Domicjan (władał imperium w latach 81-96). Oczywiście to, że lud nie uważał cesarza za boga, nie znaczy iż nie traktował go jako istotę wielkiego formatu, znacznie większego niż reszta śmiertelników. Jednak bezpieczeństwo i stabilność jego władzy nie stanowiła oficjalnie obowiązująca (lecz całkowicie fikcyjna) tzw.: "suwerenność ludu" (lud rzymski od czasów Oktawiana Augusta był systematycznie odpolityczniany i pozbawiany wpływu nie tylko na realną, ale nawet symboliczną politykę państwa), a to, czy rzymskie spichlerze były pełne czy puste. Polityka społeczna Kaliguli była więc w tym przypadku niezwykle odpowiedzialna, a sam władca starał się nieco ulżyć ludowi w jego obciążeniach. W drugiej połowie 38 r. zniósł bowiem niezwykle uciążliwy podatek (wprowadzony jeszcze za Oktawiana) - zwany centesimą - płacony "od sprzedaży" dosłownie wszystkiego (od nieruchomości i niewolników, po błahostki). Nie oznacza to jednak że lud uważał Kaligulę za swego (podatkowego) zbawcę, wręcz przeciwnie, tym bardziej że już w połowie 40 r. wprowadził on nowy podatek "od zysków", którym objęci byli nie tylko kupcy, ale również tragarze oraz prostytutki. Kaligula nie spodziewał się jednak że jego wprowadzenie spowoduje wybuch buntu Rzymian. Najpierw bowiem domagano się od cesarza upowszechnienia tekstu ustawy, na mocy której wprowadzono nowe prawo podatkowe, a gdy już do tego doszło, okazało się że język tam użyty jest tak zawiły i niezrozumiały, że zwykły obywatel nie był w stanie nic z tego zrozumieć. Wówczas doszło do manifestacji i wzburzony lud zgromadził się w Cyrku Wielkim. Kaligula widząc że w żaden sposób nie jest w stanie zapanować nad tłumem, nakazał dowódcy swej gwardii pretoriańskiej Markowi Arrecinusowi Klemensowi uderzyć na zebranych w cyrku ludzi. Wykonania tego rozkazu sprzeciwił się jednak trybun czuwający nad przestrzeganiem prawa - Kasjusz Cherea (co też dobitnie świadczy o różnicy, jaką była władza rzymskich cezarów - żyjących bogów i jednocześnie zwykłych obywateli - nad hellenistyczną władzą monarchów absolutnych).



 KALIGULA ALFONSEM - CZYLI DOM PUBLICZNY NA CESARSKIM PALATYNIE



 
 Jak wyglądał pałac cesarski w czasach, gdy mieszkali w nim pierwsi imperatorzy? Jak wyglądało życie dworskie w owym pałacu i czy imperator "Pan i Bóg" był również bogiem we własnym domu? Pierwotnie "pałac cesarski" (jeśli można w ogóle go tak nazywać w czasach Oktawiana Augusta), składał się z rodzinnego domu rodu Oktawiuszy na Palatynie (Oktawian ponoć już jako August, wciąż sypiał i przebywał w swym skromnym pokoju z czasów dzieciństwa) i skonfiskowanego w 42 r. p.n.e. (po bitwie pod Filippi) domu Kwintusa Hortensjusza - zwolennika Brutusa i Kasjusza, który przekazał swoją willę dzieciom: synowi Kwintusowi Hortensjuszowi Hortulasowi oraz córce Hortensji (sławnej mówczyni ze stycznia 42 r. p.n.e. która wystąpiła w obronie rzymskich kobiet, które zostały obłożone przez Oktawiana i Antoniusza podatkiem na cele wojenne. Kobiety zgromadziły się wówczas na Forum Romanum i ostro protestowały a Hortensja była właśnie ich reprezentantką. To ona stwierdziła publicznie: "My kobiety nie bierzemy udziału w życiu politycznym, nie dla nas są honory, urzędy i triumfy. Dlatego to państwo nigdy nie obciążało podatkami własności kobiet. Owszem, w czasach wielkiego niebezpieczeństwa niewiasty same, dobrowolnie, składały na potrzeby Rzeczypospolitej co miały najcenniejszego. I my dziś gotowe byłybyśmy postąpić jak nasze prababki, gdyby naprawdę wezwała nas Ojczyzna. Ale na cele waszej wojny płacić nie chcemy i nie będziemy - panowie!". Kobiety te byłyby siłą usunięte przez wojsko wysłane z polecenia Antoniusza, ale żołnierze odpuścili, gdy na ratunek swym żonom przyszli ich mężowie. Prawo dotyczące podatku nałożonego na wszystkie rzymskie kobiety zostało wówczas wycofane, a obłożono nim jedynie najbogatsze Rzymianki. Pisałem już o tym w temacie o "Reformach Augusta"). Nie zdołała jednak ocalić swojej ojcowizny (brat jej zginął pod Filippi), która skonfiskowana została przez Oktawiana. Pałac cesarski znacznie się rozszerzył, gdy ok. 37 r. p.n.e. Oktawian zakupił również willę senatora Katullusa z przeznaczeniem na "dom dla Liwii". Ten zakup uczynił z Oktawiana właściciela największej posesji na Palatynie, mimo to dom był wciąż bardzo skromny. Swetoniusz, który przebywał w pałacu Liwii i Augusta w kilkadziesiąt lat po ich śmierci, pisał o owym domostwie: "Nie odznaczającym się ani przestronnością, ani zbytkiem: niezbyt rozbudowane krużganki o kolumnach z kamienia albańskiego, pokoje bez żadnych marmurów i bez wspaniałych mozaik. (...) Jak skromny był jego sprzęt domowy i umeblowanie, widać jeszcze i teraz z pozostałych łóżek i stołów, z których większość zaledwie  może być użyta do prywatnego przyzwoitego mieszkania". Przed wejściem do pałacu Augusta (również w czasach Kaliguli i Nerona) rosły jeszcze drzewa laurowe, pochodzące z sadzonek z letniej posiadłości Liwii w Prima Porta.

Pałac cesarski z czasów Tyberiusza znacznie się zmienił, gdyż ten władca kazał wybudować dla siebie inny pałac, stojący bliżej Forum Romanum, tuż przy ulicy Vicus Tuscus, wiodącej z Forum Romanum na Forum Boarium (Forum Byka - czyli rynek gdzie kupcy wystawiali swoje towary). Był to już typowy pałac cesarski, pełen wspaniałych mozaik na ścianach, bogato zdobionych sprzętów i wszelkich możliwych luksusów przynależnych władcy Imperium. Gajusz Kaligula jeszcze bardziej rozszerzył ten pałac, dobudowując do niego swoje komnaty od strony północnej. Władca imperium jednak w swoim domu nie żył jak bóg, za jakiego publicznie uchodził w Italii czy w prowincjach. Otoczony był co prawda służbą: niewolnikami, eunuchami, szambelanami, wyzwoleńcami czy przyjaciółmi, jednak zachował wiele elementów z dotychczasowej praktyki rzymskich polityków czasów Republiki, jak codzienne przyjmowanie w swym domu tłumu klientów (tzw.: "salutatio"), oraz spraszanie do siebie senatorów i ekwitów na swoje convivia (bankiety), to jednak nie był tam traktowany jak żywy bóg (za którego choćby Kaligula pragnął uchodzić). Lecz to właśnie w pałacu cesarskim - a nie w senacie - zapadały kluczowe decyzje o polityce państwa rzymskiego, nowych wyprawach wojennych czy traktatach pokojowych z obcymi krajami lub plemionami. To tam też zapadały ostateczne wyroki skazujące na śmierć, wygnanie, lub darowujące winę danemu nieszczęśnikowi. Tam też właśnie imperator Gajusz Kaligula postanowił uczynić dom publiczny, w którym jako prostytutki miałyby pracować żony i córki przedstawicieli rzymskiej arystokracji. Kaligula wychodził bowiem z założenia że stan senatorski jest przegniły panującą tam obłudą, głoszącą podtrzymywanie starorzymskich zasad moralnych, a jednocześnie oddawanie się rozpuście, zbytkowi i wszelkim tym cechom, które przybliżały ich do Greków z orientalnych, hellenistycznych królestw, niż do ich własnych przodków z czasów świetności Republiki. Dlatego też uznał że mogliby oni przyczynić się do zapełnienia państwowego skarbca - tak potrzebnymi w dalekosiężnych planach Imperium - pieniędzmi.




Wydał więc polecenie, aby wszystkie dostojne matrony przybyły do cesarskiego pałacu na Palatynie (przyprowadzić je mieli ich mężowie). Odmowa oznaczała poważne konsekwencje dla całej rodziny, łącznie z pozbawieniem majątku i karą śmierci. Na miejscu owe dostojne damy zostały oddane w ręce niewolnic, które miały ich odpowiednio przygotować do nowej roli (umalować i ubrać). Umieszczono je następnie na głównym dziedzińcu pałacu, a cesarscy gońce rozgłaszali po mieście że oto otworzył się nowy dom publiczny i zapraszali na rozpustę "młodzieńców oraz starców". Wstęp był wolny i każdy, nawet najpodlejszy plebejusz mógł sobie wówczas wybrać do łoża córkę lub żonę senatora (co musiało być wyjątkowym upokorzeniem dla tej elity władzy). Dla gości przeznaczone były osobne pokoiki, dokąd można było zabrać swą "wybrankę" - ale były one dodatkowo płatne. Senatorowie również mieli prawo (a nawet obowiązek) uczestniczyć w tym akcie publicznego upokorzenia, ale ceny dla nich były znacznie wyższe niż dla zwykłych ludzi. Aby więc wywiązać się z tego zadania, często oferowano im lichwiarskie pożyczki, tylko za możliwość spotkania się z własną żoną (niespłacenie groziło zaś konfiskatą całego majątku). Każdego uczestnika owej orgii, skrupulatnie odnotowywano, zapisując jego nazwisko jako: "pomnażającego dochody cezara". Tak oto dochodziło do gwałtów i upokorzeń tej oto klasy społecznej starożytnego Rzymu i choć wydaje się to niezwykle przerażające w swej wymowie, Gajusz Kaligula zapewne dobrze znał całe to środowisko i wiedział jak zepsute potrafią być owe dobrze urodzone damy, które publicznie deklarowały swą cnotę, a prywatnie oddawały się woźnicom i gladiatorom z cyrku. Może to zabrzmi dziwnie, ale tak już jest, że cywilizacje które trzymają krótko kobiety i powściągają ich seksualność - rozkwitają, natomiast te, gdzie ukazana jest kobieca seksualność w całej swej pełni i nie napotyka ona na żadne ograniczenia - wcześniej czy później pogrążają się w anarchii i cywilizacyjnym upadku.          



CZY BOGOWIE SĄ NIEŚMIERTELNI? - CZYLI KONIEC BALU

 


Wszelkie ekstrawagancje, dewiacje i zbrodnie Gajusza Kaliguli nie spotykały się z całkowitą akceptacją elit, wręcz przeciwnie. Pisałem już o jednym, poważnym spisku mającym pozbawić władcę życia podczas jego podróży do Galii i Germanii (Getulika i Lepidusa), ale takich większych prób zamachów na jego życie były trzy (nie licząc mniejszych i szybko zdekonspirowanych stowarzyszeń, lub tzw.: "wolnych strzelców" - jak się dziś przyjęło nazywać pojedynczych, głównie islamistycznych zamachowców). Czy można się zatem dziwić zarzutowi Kasjusza Diona, który pisał o Kaliguli: "Udawał iż boryka się z niebezpieczeństwem i że żyje w stanie ciągłego zagrożenia" - który to uważał obawy cesarza za co najmniej wyolbrzymione, jeśli nie za typową manię prześladowczą. Ale można też pokusić się o pytanie, czy przypadkiem postępujące szaleństwo władcy, nie było wynikiem właśnie owych doświadczeń? Czy zamachy na jego życie i to, że wciąż musiał obawiać się spisków lub buntów, nie wpłynęło również na postrzeganie przez niego rzeczywistości, z której wyrosła ogromna nienawiść do senatorskiej elity władzy, której to upokarzanie na każdym kroku (obowiązek całowania go w stopę, publicznego radowania się z ustaw godzących bezpośrednio w nobilitas, wyszukiwania szpiegów i spiskowców przez samych senatorów czy też uczynienie z dostojnych matron prostytutek dla ludu), stało się jego ulubionym zajęciem. Trzy udaremnione duże piski podczas jego krótkich, ponad trzyletnich rządów to mało? Najwidoczniej mało, gdyż czwarty spisek doprowadził dopiero do skutecznego zamachu na znienawidzonego cesarza. To, iż do tego sprzysiężenia weszli ludzie z naprawdę różnych środowisk (nawet z najbliższego otoczenia władcy, z ludzi do których miał zaufanie - jego sekretarzy i eunuchów) świadczy dobitnie o skali i determinacji spiskowców, którzy mieli jeden tylko cel - fizyczne pozbycie się Gajusza Kaliguli, syna uwielbianego Germanika, prawnuka Boskiego Augusta, który sam był stryjecznym wnukiem, oraz prawnie adoptowanym synem Boskiego Cezara - twórcy dynastii Julijsko-Klaudyjskiej. Śmierć Kaliguli miała być też ostatnim aktem, kończącym długie, prawie dziewięćdziesięcioletnie rządy tejże dynastii nad Imperium i powrotem do dawnej Republiki. Zawiązano więc spisek.

Spisek ten zawiązano początkowo w kręgach senatorskich i dworskich (pałacowych). Na jego czele stanęli (m.in.): senator Waleriusz Azjatyk (niezwykle majętny nobil, właściciel choćby sławnych ogrodów Lukullusa w Rzymie), który obawiał się że cesarz dybie na jego majątek, a co za tym idzie również i życie. Następnie Sekstus Pompejusz - przyjaciel Gajusza Kaliguli, który jednak został oskarżony o uczestnictwo we wcześniejszym spisku na jego życie i udało mu się uniknąć kary śmierci tylko i wyłącznie dzięki pewnej aktorce z którą sypiał, a która była w nim całkowicie zakochana. Wzięta na tortury, pomimo bólu, nie wydała go, czym zapłaciła karę najwyższą (po śmierci Kaliguli wystawił on jej za to bogaty nagrobek). Jeszcze innym spiskowcem był senator Lucjusz Anniusz Winicjanus - także uczestnik poprzedniego spisku, któremu jednak również nie udowodniono winy. Spiskowcy wciągnęli do tego jeszcze wyzwoleńca cesarza - niejakiego Kallista. Ten zaś dzięki władcy zbił ogromny majątek, lecz to co uzyskał stało się teraz powodem jego zmartwień, gdyż obawiał się że władca dybie na jego życie bo chce mu to wszystko odebrać. Zresztą już raz został oskarżony o udział w spisku, ale i jemu udało się wówczas skutecznie wykręcić z rąk kata i pozostać w otoczeniu cesarza. Ponoć do tego spisku należała również małżonka Kaliguli - Milonia Cezonia (która, jak jej zarzucano, przygotowywała dla cesarza specjalny napój, sporządzony z łba młodego źrebaka, który miał go w niej rozkochać. Takie bowiem krążyły plotki, tym bardziej że Cezonia nie należała wcale do pięknych i młodych kobiet, gdyż była nieco starsza od Kaliguli, a poza tym z poprzednich małżeństw miała już trzy córki). Jednak nie wydaje się to prawdą, gdyż Cezonia została zamordowana (wraz ze swą półtoraroczną córeczką - Julią Druzyllą), zaraz po zabójstwie Kaliguli. Do spisku wciągnięto również prefektów gwardii pretoriańskiej: Marka Arrecinusa Klemensa i Lucjusza Arrentiusa Stellę (którzy, co też ciekawe - zostali również oskarżeni o udział w spisku Getulika i Lepidusa z września 39 r., ale cesarz nie wyciągnął wobec nich żadnych konsekwencji), obiecali oni że gwardia w dniu zamachu nie zareaguje i pozostanie bierna.

Czy naprawdę można było liczyć na takie deklaracje? Gwardia pretoriańska (mam tutaj na myśli żołnierzy, nie oficerów), była raczej usposobiona pozytywnie do swego władcy, który przecież przyznawał im pieniądze, dawał nagrody, odznaczenia, nie mieli więc żadnego powodu by dopuszczać się zamachu na jego życie. Tym bardziej Kaligula był synem sławnego Germanika, wodza uwielbianego przez wojsko, to również nie gwarantowało poparcia zwykłych żołnierzy dla planów spiskowców. Co innego oficerowie, którym Gajusz Kaligula przekazywał dziwne, często bardzo upokarzające hasła dla straży nocnej np.: "dotknij mnie", lub "pocałuj mnie", zdając sobie doskonale sprawę że będą oni musieli taki rozkaz wydać żołnierzom. Jedyną pewną formą przeciągnięcia całej gwardii do obozu spiskowców, było granie na niechęci żołnierzy do osobistej "straży germańskiej" cesarza, złożonej z weteranów jego ojca Germanika, lub ich następców (pozyskanych podczas owej nieszczęsnej wyprawy na Germanię z poprzedniego roku). Straż germańska była wierna jedynie samemu władcy, zdając sobie sprawę że w przypadku jego zabicia, przestaną być komukolwiek potrzebni. To rodziło też wzajemne konflikty z pretorianami, bowiem jedni i drudzy uważali się za jedyną przyboczną straż cesarza. Żołnierze może byliby niechętni planom pozbycia się Kaliguli, ale za to oficerowie niższego szczebla z gwardii pretoriańskiej, również przyłączyli się do owego spisku. Trybun Kasjusz Cherea (który wcześniej odmówił wykonania cesarskiego rozkazu uderzenia na zebrany w cyrku niezadowolony tłum) i Papiniusz, zgodzili się osobiście przeprowadzić zamach. Cherea nienawidził Kaligulę za to, że ten często poddawał w wątpliwość jego męskość (a to dlatego, że Cherea, choć miał atletyczną posturę, posiadał jednocześnie piskliwy, nieco kobiecy głos, który budził konsternację i zdawał się sugerować iż jest on pozbawiony "męskich klejnotów". Cherea miał na tym punkcie prawdziwego fioła i starał się publicznie udowadniać każdemu jaki z niego ogier, często spraszając do siebie po kilka prostytutek na noc). Kaligula specjalnie prowokował go więc takimi hasłami jak wyżej wymienione, lub nazywał go "swoją Wenus". Nie wiadomo też czy to Cherea, czy ktoś inny zdołał przekonać dowódcę straży germańskiej (różniła się ona od pretorianów choćby tym, iż miała granatowe płaszcze i pióra na hełmach, w przeciwieństwie do szkarłatu w jaki przyobleczeni byli żołnierze gwardii), potężnego Sabinusa (który ponoć miał iście herkulesową siłę), do uczestnictwa w spisku. Miał on odciągnąć żołnierzy straży germańskiej od cesarza w chwili gdy miano zadać mu ostateczny cios.




Przez jakiś czas zastanawiano się też jaki moment przeprowadzenia zamachu, byłby najodpowiedniejszy i najbezpieczniejszy dla spiskowców. Ostatecznie wybór padł na uroczystości noworoczne, gdy cesarz będzie składał ofiary w Świątyni Jowisza Największego Najlepszego, ale szybko okazało się że wówczas nie będzie możliwości skutecznie odłączyć władcę od straży germańskiej, więc przełożono zamach na drugą połowę stycznia 41 r. 22 stycznia rozpoczęły się uroczystości igrzysk teatralnych i znów się okazało że nie ma jak oddzielić Kaligulę od żołnierzy i dokonać zamachu. Dopiero 24 stycznia - trzeciego dnia igrzysk - pojawiła się taka okazja. Rano cesarz obudził się w doskonałym nastroju, który potęgowały jeszcze późniejsze wydarzenia (np. Kaligulę rozbawiło to, jak jeden z senatorów składający ofiarę przed ołtarzem Jowisza - Asprenas, pobrudził sobie tunikę krwią zwierzęcia). Nim jeszcze rozpoczęły się igrzyska, rozdano wśród ludu cesarski przysmak - przepiórki. Właśnie pora obiadu miała być też okazją do przeprowadzenia zamachu, gdyż Kaligula opuszczał wtedy amfiteatr i udawał się do pałacu na posiłek. Cherea więc ustawił zamachowców, by ci byli przygotowani gdy cesarz będzie przechodził podziemiami amfiteatru (którymi wychodzono na zewnątrz) w stronę pałacu. Gdy jednak nadeszła pora posiłku, nie było widać aby cesarz planował opuścić uroczystości. Cherea zwrócił się więc do niego z zapytaniem czy nie zechce udać się na posiłek, ale ten odparł że nie jest głodny. Znów wydawało się że do zamachu nie dojdzie, lecz wówczas inny spiskowiec zaproponował władcy, by udał się do łaźni zażyć kąpieli. Kaligula zgodził się i razem skierowali się w kierunku wyjścia. Za cesarzem (jak wypadało) podążyli inni dostojnicy, w tym wuj Kaliguli - Klaudiusz. Po drodze jednak napotkano chór chłopców z Azji, którzy przyjechali specjalnie do Rzymu aby dać występ przed cesarzem. Kaligula przez jakiś czas z nimi rozmawiał, a nawet zaproponował im by wraz z nim powrócili do amfiteatru i od razu dali występ, jednak okazało się że jest jeszcze za zimno, a oni nie mają stosownych okryć, więc imperator polecił im się przygotować do występu i poszedł dalej. W tym czasie cały jego orszak już przeszedł, więc cesarz szedł teraz samotnie i tak się właśnie złożyło, że na jego drodze już czekali spiskowcy z obnażonymi sztyletami.

Pierwszy cios zadał Kasjusz Cherea, potem rzucili się inni i choć zadano mu kilkanaście ran, Kaligula wciąż krzyczał że jeszcze żyje, ale gdy ostatecznie legł na ziemi, tylko dało się słyszeć ciche: "Dobij!". Tak oto (w wieku 28 lat) zakończył swe życie jeden z najdziwniejszych i najbardziej okrutnych władców w historii Rzymu, syn sławnego Germanika i szlachetnej Agrypiny. Był zapewne ową "czarną owcą", która wedle opowieści miała co jakiś czas pojawiać się w rodzie Klaudiuszów ("ród ten rodzi głównie zdrowe i piękne owoce, ale czasem pojawia się tam owoc zgniły" - jak głosiła przepowiednia). Spiskowcy szybko powiadomili senat, by natychmiast się zebrał w celu "istotnym dla całej Rzeczypospolitej". Straż germańska, gdy tylko ujrzała ciało swego pana, w żalu i złości poczęła ciąć kogo popadnie, biorąc wszystkich za potencjalnych morderców. Zaczęły się też walki pomiędzy pretorianami a Germanami, jednocześnie straż pretoriańska zamknęła cały amfiteatr nie pozwalając nikomu wyjść ani wejść. Natomiast wśród ludu w amfiteatrze, bardzo szybko rozeszła się informacja o śmierci cesarza, choć mówiono też iż został on zaledwie ranny i nie pozwoliwszy sobie nawet opatrzyć ran, udał się natychmiast na Forum, gdzie przemówił do ludu. Wkrótce jednak oficjalnie ogłoszono śmierć władcy i lud wówczas zaczął się domagać ukarania morderców. Tłum przebił się też do wyjścia i udał na Forum Romanum, gdzie oczekiwano podjęcia jakichś zdecydowanych działań. Senat obradował całą noc nad przywróceniem Republiki (problem w tym, że choć samo hasło było chwytliwe i popularne, to jednak już wówczas nikt realnie nie wierzył w możliwość powrotu systemu politycznego, który obowiązywał nie tylko przed ogłoszeniem Oktawiana - Augustem i powierzeniem mu władzy nad Imperium w 27 r. p.n.e., ale również przed dyktaturą Cezara z 49 r. p.n.e. Nowy system polityczny, tzw.: "pryncypat", trwał już przecież od prawie dziewięćdziesięciu lat i nikt z obecnie żyjących nie pamiętał czasów dawnej Republiki, nikomu też tak naprawdę nie zależało na jej wskrzeszeniu, gdyż wielu z owych senatorów spodziewało się zająć miejsce zamordowanego Kaliguli i założyć własną dynastię. Republika była więc już tylko pustym hasłem, które realnie nic nie znaczyło. Była to też ostatnia w rzymskich dziejach, realna próba przywrócenia dawnego ustroju). I na tym może zakończmy, gdyż późniejsze wydarzenia nie powinny nas już interesować w tym temacie. Dziękuję za wytrwałość w czytaniu tego dość długiego cyklu, który wyjątkowo trwał aż dziesięć części.                 


TAK WŁAŚNIE ROZPOCZĘŁA SIĘ WIELKA KARIERA DYNASTII JULIUSZÓW - PRZEKROCZENIE RUBIKONU
(10 stycznia 49 r. p.n.e.) 





A ZAKOŃCZYŁA SIĘ WRAZ ZE ŚMIERCIĄ NERONA, OSTATNIEGO MĘSKIEGO PRZEDSTAWICIELA 
TEJ DYNASTII
(9 czerwca 68 r.)





CDN.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz