Stron

czwartek, 23 kwietnia 2020

MARKIZA de POMPADOUR - CZY DOPROWADZIŁA FRANCJĘ NA SKRAJ UPADKU? - Cz. IV

CZY KRÓLEWSKA FAWORYTA

LUDWIKA XV, WYWOŁAŁA EFEKT

"ŚNIEŻNEJ KULI" KTÓRY POGRĄŻYŁ

 FRANCJĘ W ODMĘTACH REWOLUCJI?






 "CUDOWNE LATA"

UMIŁOWANEGO WŁADCY

 1730 - 1743

Cz. III






"BĘDZIESZ NAJWIĘKSZYM KRÓLEM NA ŚWIECIE"

OSTATNIE SŁOWA LUDWIKA XIV SKIEROWANE DO JEGO PRAWNUKA, PIĘCIOLETNIEGO WÓWCZAS NOWEGO KRÓLA FRANCJI - LUDWIKA XV
(1715 r.) 



 Gdy 4 września 1729 r. pokaz sztucznych ogni nad Paryżem przyniósł wiadomość Francji i całemu światu, że oto narodził się następca tronu, niewielu zapewne zdawało sobie sprawę że Francja wkracza właśnie w jedną ze swych najwspanialszych epok. Rozwój gospodarczy, jaki bowiem zaistniał w latach 1730-1775 był bezprecedensowy i nawet polityka takich geniuszy ekonomii jak Richelieu, Mazarin czy Colbert w XVII wieku (którzy to notabene doprowadzili Francję do wielkości po latach wojen religijnych, frond arystokratycznych i znacznego osłabienia gospodarczego), nie mogła się równać z rozwojem Francji w XVIII wieku (należy bowiem pamiętać że częste wojny i epidemie z czasów Ludwika XIV w dużej mierze niwelowały starania tychże polityków). Czterdzieści pięć lat rozwoju gospodarczego, nałożonego na opinię o Francji jako o potędze militarnej (opinia ta wzięła się po zwycięskich wojnach Ludwika XIV) i centrum kulturowym Europy (na przełomie XVII i XVIII wieku panowała bowiem prawdziwa moda na francuską kulturę, stroje, literaturę i oczywiście język. Nawet Anglicy, których imperium kolonialne rozwijało się znacznie szybciej niż francuskie, mieli co do Francji prawdziwy kompleks niższości, a symbolem ogłady i kulturalnego obycia na angielskim dworze, była przede wszystkim znajomość języka francuskiego), doprowadziło do sytuacji, w którym młody Ludwik XV stawał się najpotężniejszym monarchą Europy. Nigdy wcześniej też w dziejach Francji radość życia nie objawiała się z taką szczerością i blaskiem chwały. Przyjęcia organizowane w Wersalu, zabawy w Trianon, festyny dworskie na Sekwanie, wszystko to potęgowało poczucie wielkości i niezwykłości monarchii oraz arystokracji. Trwał bowiem niekończący się bal, z rzadka tylko przerywany okrzykami opamiętania, które jednak szybko ginęły w tłumie. Jednak Francja, przeżywająca swój największy rozwój gospodarczy i kulturalny, była jednocześnie krajem głęboko podzielonym, rozbitym (np. o Francuzach z południa mawiano bowiem że są to: "Francuzi z wyboru", a dialekty pomiędzy prowincjami były tak różne, że często z wielkim trudem Francuz z południa mógł zrozumieć tego z północy), którego władza i elita niewiele troszczyła się o mieszczan oraz chłopów. Markiz d'Argenson pisał bowiem w 1748 r.: "Nasze środkowe prowincje królestwa, na południe od Loary, są pogrążone w głębokiej nędzy. (...) Cena zboża rośnie i żebracy oblegają nas ze wszystkich stron. (...) Jeden z moich proboszczów donosi mi, że, będąc najstarszym w prowincji Touraine, oglądał już wiele rzeczy (...) ale nie pamięta aż tak wielkiej nędzy".

Natomiast francuskie elity były całkowicie wyobcowane ze społeczeństwa (jeśli społeczeństwem można w ogóle nazwać francuskich chłopów, których niekiedy porównywano wręcz do... zwierząt), czego dowodem były owe festyny i bale organizowane przez klasę próżniaczą (jaką już wówczas stała się arystokracja), kosztem mieszczan, drobnego kleru i oczywiście chłopów. Ówczesna arystokracja francuska, coraz mniej już przypominała swych dawnych przodków (których herbami wciąż się szczyciła), a którzy przez szereg wieków byli tarczą i mieczem Francji. Ci rycerze co prawda czerpali hojnie z dóbr ogólnych i posiadali wyjątkowe przywileje, za to jednocześnie czuwali nad bezpieczeństwem kraju i stawali do walki z wrogiem oraz kładli swe głowy na polach bitew. Rzemiosło rycerskie wyrobiło w nich siłę fizyczną, odwagę i sprawność wojenną, zaś tradycje rycerskie zaszczepiły w ich sercach honor i względy ku słabszym, w tym również niewiastom (w XVII, a szczególnie w XVIII wieku znacznie wzrosła liczba gwałtów we Francji, w tym również na dzieciach. A przykładem ówczesnego zwyrodnienia niech będzie incydent, jaki wydarzył się w latach 60-tych XVIII wieku, który to został opisany w "Dzienniku" Jacquesa-Louisa Menetra, paryskiego szklarza, co w zabawny sposób opisuje jak to razem z przyjacielem wspólnie dokonali gwałtu. Co prawda rzecz się tyczy przedstawiciela klasy mieszczańskiej, ale jednak w XVIII wieku ówcześni francuscy mieszczanie niewiele już różnili się od szlachty, a jedyna różnica była tylko taka, że nie mieli herbu. Tak więc Menetr opisuje, jak to pewnego razu ze swym kompanem, odkryli w krzakach w Lasku Vincennes, parę splecioną w czułych objęciach. Pochwycili szpadę młodzieńca wbitą w ziemię i trzymając go z dala od jego wybranki, kolejno ją zgwałcili, po czym oddali broń właścicielowi i oddalili się jakby nigdy nic. Autor "Dziennika" przedstawił ów czyn jako coś miłego i zabawnego, co przydarzyło im się w to niedzielne popołudnie). 

Od czasu gdy najpierw kardynał Richelieu, a następnie Ludwik XIV stłamsili opór szlachty i arystokracji, czyniąc z nich potulną przybudówkę do firmamentu na którym budowano potęgę francuskiej monarchii, francuski szlachcic zdjął rycerską zbroję i przywdział kolorowe, dworskie stroje, na głowę zaś włożył ufryzowaną perukę i miast wojaczce, oddawał się teraz wszelkim przyjemnościom życia. Owe gnuśne życie, podkopało w nim dawną rycerskość, obrzydziło mu trud wojenny, obluzowało jego sprężystość fizyczną i strawiło jego wolę. Co prawda w dalszym ciągu pozostawał szlachcicem, ale jego szlacheckość sprowadzała się teraz już tylko do wykwintnych form ogłady towarzyskiej i galanterii wobec dam (dam - nie kobiet, bowiem nie każda kobieta była damą). Szlachta Francji, począwszy od drugiej połowy XVII wieku, stała się wyuczonym i ogładzonym arbitrem elegancji oraz dobrego smaku, ale w żaden sposób nie była już zdolna do poświęcania swego życia w walce orężnej i zmaganiach wojennych. Można wręcz powiedzieć, że francuska szlachta po prostu... wypaliła się przez wieki, stała się wykastrowanym kogutem, który co prawda pięknie piał, ale nie był już zdolny do obrony swego stada przed napastnikami. Można to prześledzić na podstawie wydarzeń zarówno zmierzających do samej Rewolucji Francuskiej, jak i tych, zaistniałych w jej trakcie. Większość szlachty poparła bowiem rewolucję w jej pierwszym, obywatelsko-mieszczańskim etapie (który nie był jeszcze tak krwawy), a potem owi potomkowie rycerzy, z godnością i spokojem kładli swe głowy pod gilotyny (owa godność i spokój to jedyne co jeszcze im pozostało z ich stanu szlacheckiego). Jakże inni byli od swych przodków. Można sobie bowiem wyobrazić, jak postąpiliby rycerze, gdyby jakaś hałastra z drągami, pikami, rusznicami i widłami, próbowała ich zaatakować. Wsiedliby na koń i z mieczem w dłoni przepędzili ów tłum, który z pewnością szybko by się rozproszył. Wytworna, dobrze wychowana, szeleszcząca jedwabiami szlachta francuska z XVIII wieku, nie była już zdolna do takiego aktu samoobrony (we francuskim filmie komediowym pt.: "Goście, goście 3", jest taka scena gdy Godfryd hrabia de Montmirail de Papincourt i jego giermek - Jacquouille, trafiają w czasy Rewolucji Francuskiej i zostają aresztowani wraz z innymi szlachetnie urodzonymi. Tam wdają się w rozmowę z jednym markizem - Lorenzo Baldinim, który opowiada im że on i jego przodkowie z dumą służyli przy porannej toalecie króla, uważając to za wielki zaszczyt. Gotfryd zaś stwierdza że podcieranie królewskiego tyłka to zadanie dla służby, a nie dla szlachty i od tej chwili obaj zagubieni podróżnicy w czasie nazywają biednego markiza "podcieraczem").






Wielcy diukowie Francji, służą królowi za lokai i osobistą służbę i jak (w 1690 r.) pisał Ezechiel Spanheim: "Dwór Francji (...) jest niezmiennie uległy królowi, niepodobna wprost wyobrazić sobie ani większej skwapliwości w okazywaniu mu gorliwości i w zabieganiu o jego łaski, ani większych starań, by z największą regularnością i najdokładniej wywiązywać się z obowiązków, jakie są powierzone każdemu dworzaninowi". Dalej przytacza, że do obowiązków diuków, parów a także ministrów królewskich, należało: "Wykonywanie prac domowych w ścisłym tego słowa znaczeniu. Kiedy Jego Królewska Mość jada na małym nakryciu, pierwszy szlachcic go obsługuje. Kiedy wieczorem król przygotowuje się do snu, pierwszy szlachcic pyta go o godzinę przewidzianą na jutrzejsze wstawanie. (...) Kiedy król wstaje, wielki szambelan podaje mu koszulę i chleb na śniadanie, podanie zaś szklanki należy do pierwszego szlachcica", innymi słowy, gdy król potrzebuje szlafroka, porannych pantofli czy ciepłego ręcznika, nie mówiąc o bieliźnie, wszystko to podaje mu służba złożona z najwyższej francuskiej arystokracji. A mimo tak uwłaczających, zdawałoby się dla szlachetnie urodzonego zajęć, tłumy arystokratów i szlachty robiły wszystko co w ich mocy, by zamienić swoje przestronne zamki i pałace na niewielki pokoik w Wersalu, po to tylko aby móc być bliżej króla. W swych zamkach pozostali jedynie zbiedniali szlachcice, którzy wręcz "schłopieli" w otoczeniu swych własnych chłopów. Większość z nich nawet nie ma zamków, bowiem potracili je w czasie poprzednich, wielkich wojen Ludwika XIV, zadłużając się na potęgę, lub przegrywając je... w karty (zdarzają się i tacy szlachcice, których nie stać nawet na buty i chodzą boso, jak chłopi). Ogromna większość z nich marzy więc, aby nie tyle nawet dostać się do Wersalu, ale chociaż do Paryża, gdzie kwitnie życie towarzyskie, domy są wygodne, place i ulice sprzątane, a przede wszystkim zawsze można się wprosić na jakiś bal, lub dostać na salon towarzyski (prowadzony w ogromnej większości przez kobiety - które zresztą w całym XVIII wieku stanowią realnie płeć dominującą we Francji, ale o tym potem).

Dowcip, urok, gra słów, rozmowy o "Encyklopedii", o "Kandydzie", gry myśli, zabawy w pałacu Rambouillet, "wodne festyny", kuliki, rozmowy o nowych działach Woltera, Rivarola, Diderota i innych, a przede wszystkim ciągłe tańce, wykwintna moda i romanse - oto obraz XVIII-wiecznej Francji sprzed Rewolucji. A pod tym pięknym lukrem potęgowało się cierpienie francuskiego chłopa ograbianego do ostatniej koszuli przez poborców podatkowych (Rousseau pisze w swym fragmencie "Wyznań", że w młodości pewien chłop poczęstował go tylko kawałkiem czarnego chleba i cienką zupą, a dopiero gdy nabrał do niego zaufania, wyniósł również biały chleb, słoninę, szynkę i wino. Obawiał się bowiem na początku że Rousseau jest... poborcą podatkowym) i rosnące ambicje mieszczan (którzy częstokroć byli znacznie majętniejsi od szlachty, ale ponieważ nie mogli wykazać się szlachectwem począwszy od 1400 r., przeto nie mieli możliwości sprawować publicznych urzędów i zajmować się polityką kraju). Ekstrawagancje dworu i arystokracji były zaś niekiedy wyjątkowo oburzające (przypisywane Marii Antoninie słowa - które w rzeczywistości wypowiedziała jedna z jej dam dworu, a które brzmiały w odniesieniu do głodujących mieszczan: "Skoro nie mają chleba, to niech jedzą ciastka" - stała się symbolem totalnego oderwania arystokracji francuskiej od ludu), na przykład w 1712 r. księżna Palatynatu, przebywając we Francji miała rzec: "Nie cierpię ani herbaty, ani kawy, ani czekolady. Nie mogę zrozumieć, że komuś to może smakować. Herbata ma dla mnie smak siana i zgniłej słomy, a kawa - sadzy i łubinu, czekolada jest dla mnie za słodka. (...) Chętnie bym natomiast zjadła dobre birambot (zupa na piwie z cukru, masła i gałki muszkatołowej), albo dobrą polewkę z piwa" (należy tutaj na marginesie nadmienić, że księżna Palatynatu była damą o dość rubensowskich kształtach i która musiała mieć aż taką nadwagę, że nawet na obrazach nie dawało się jej wyszczuplić. W każdym razie zajadała się kiszoną kapustą, kaszanką, słoniną i uwielbiała piwo - które pijała nawet w zupie).




Dogadzała więc sobie szlachta na wszelkie możliwe sposoby, a prym wiodła tutaj szczególnie arystokracja (owe 30 "wersalskich rodów"), co wprost pławiła się w luksusach kosztem nędzy francuskiego chłopa, który musiał to wszystko finansować z własnej krwawicy (jak bowiem wiadomo - ktoś musi pracować, aby ktoś inny mógł odpoczywać - nic bowiem nie ma za darmo), a często wytwory pracy jego rąk były mu po prostu brutalnie odbierane przez poborców podatkowych i grasujące żołdactwo podczas wojen. Taki właśnie był prawdziwy obraz Francji XVIII wieku. Szlachta i arystokracja, przebywając stale w otoczeniu monarchy na dworze w Wersalu (który to stał się oficjalną siedzibą króla dopiero od wiosny 1682 r., wcześniej zaś Ludwik XIV przebywał tutaj jedynie w latach 1674, 1675 i 1677), zajmuje się sprawami, które co prawda dla niej urastają do kwestii o wręcz fundamentalnym znaczeniu, jednak w rzeczywistości są błahostkami (np. spór które psy mają pierwszeństwo, gdy ich drogi się skrzyżują, czy te na jelenie, czy te na wilki). Była ściśle wyznaczona etykieta dworska, która obejmowała każdego mieszkańca Wersalu i której bezwzględnie należało się podporządkować. Uprzejmość, wdzięk, dobry wygląd i maniery to nie wszystko, należało jeszcze wiedzieć kiedy, jak i dla kogo można je zastosować. Francuski szlachcic na dworze królewskim miał bowiem stać z odkrytą głową tylko w obecności samego króla, królowej, pozostałych członków rodziny Burbonów, a także w towarzystwie dam ze swojego środowiska. W ręką można było pocałować jedynie księżne, do pozostałych arystokratek należało jednak zwrócić się na powitanie słowami: "J'embrasse votre main" ("całuję twą dłoń"). Damy zaś powinny zachować skromność i elegancję (starsze arystokratki zaś, nie powinny już przywdziewać kolorowych sukien). Damy mogły również włożyć spodnie (obcisłe męskie surduty), ale tylko podczas oficjalnych polowań, na które również były zapraszane (po raz pierwszy francuskie arystokratki przywdziały spodnie podczas królewskiego polowania w lesie Marly nieopodal Wersalu, urządzonego 23 stycznia 1699 r.)

Warto teraz przejść do płci pięknej, gdyż jej rola w stworzeniu takiej właśnie Francji, była przeogromna i jak pisali bracia de Goncourt w "La femme du XVIII siecle" ("Kobieta XVIII stulecia"), iż francuska dama jest: "Pierwiastkiem, który rządzi rozumem, który prowadzi głosem, który rozkazuje (...) Ona przewodniczy epoce. Nic nie wymyka się spod jej władzy. Ona trzyma w swym ręku króla i Francję, wolę monarchy i opinię publiczną. Rozkazuje na dworze i jest panią ogniska domowego. (...) pokój i wojnę, literaturę i sztukę, mody - wszystko niesie w fałdach swojej spódnicy, nagina do swoich kaprysów i namiętności. Nie ma ani jednego skandalu, ani jednej katastrofy, ani jednego wielkiego wypadku w stuleciu XVIII, w którym nie brała udziału, wnosząc do nich niespodzianki romansu. Fantazja jej siedzi przy stole doradców korony. Ona dyktuje, stosownie do swoich upodobań, sympatii i antypatii, politykę wewnętrzną i zewnętrzną, daje instrukcje ministrom i ambasadorom. Ona narzuca swoje idee, styl nawet (...) Kobieta dotyka się wszystkiego, jest wszędzie. Jest ona światłem, ale także cieniem tej epoki". Zdominowanie polityki i kultury francuskiej przez kobiety, było naturalnym etapem niewieścienia mężczyzn i zaniku dawnej męskiej kultury królów-zdobywców, rycerzy i duchowieństwa. Król bowiem - wypełniwszy swoją dziejową misję i stwierdziwszy (ustami Ludwika XIV) "Państwo to ja", zgnuśniał i osiadł na laurach. Szlachcic odrzucił zbroję i przywdział wygodne i kolorowe stroje oraz fryzowane peruki, spędzał też większość czasu na pudrowaniu twarzy i wymyślaniu anegdot - stając się co prawda arbitrem elegancji - choć byli i tacy, którzy nazwaliby go po prostu błaznem. Natomiast kapłan - owiany krytycyzmem czasu, w którym coraz częściej zaczęto przeciwstawiać Boga człowiekowi, skupiając się nie tyle na zbawieniu duszy, co na radościach życia tu i teraz - zaczął się powoli wstydzić swej żarliwości religijnej. W takiej sytuacji powstało doskonałe środowisko dla kobiety, która teraz dopiero mogła zacząć odgrywać swą dominującą rolę. Mężczyzna bowiem - wyczerpany trudem dokonań umysłowych i fizycznych poprzednich pokoleń - zaczął tracić dawną energię i osłabł. A należy pamiętać, że słabość mężczyzny zawsze jest siłą kobiety i tak się właśnie stało w owym XVIII stuleciu we Francji.



 
Zresztą tak dzieje się zawsze od czasów starożytnych. Zawsze bowiem dokonania mężczyzn w kolejnych pokoleniach wyczerpują się, słabnie zapał do dalszego działania i wówczas jego miejsce zajmuje silniejsza od niego, bowiem zależna i bierna przez szereg wieków - a przez to posiadająca nadmiar swej energii, nie zużytej w poprzednich pokoleniach - kobieta, która teraz wyrasta na płeć dominującą. Tak było w Grecji w czasach hellenistycznych, w Rzymie w II, III i IV wieku naszej ery i właśnie w XVIII- wiecznej epoce "Oświecenia", kiedy siła mężczyzn znacznie osłabła. Wystarczy powrócić do pism twórców tamtych epoki i poczytać pisma Arystotelesa, Semonidesa, Marcjalisa, Juwenalisa, Plauta, Aulusa Gelliusza czy Liwiusza, aby się przekonać jak bardzo w ich czasie zmieniły się obyczaje i jak wzrosła rola kobiet, które zaczęły dominować nad coraz bardziej sfeminizowanymi i ulegającymi jedynie rozkoszom ciała mężczyznami. Takie same żale, znaleźć można również w dziełach Marmontela czy Monteskiusza, w których ten pierwszy opisuje niezwykłą zręczność kobiet w kierowaniu mężczyznami i wprowadzaniu swych faworytów na określone stanowiska, a ten drugi skarży się iż nie ma na urzędach w Paryżu i całym kraju nikogo, za którego karierą nie stałaby choć jedna z kobiet "przez których ręce przechodzą wszystkie łaski i niełaski" (jak dodaje w swych "Lettres Persannes" - "Listach Perskich"). To kobiety tworzyły w XVIII wieku salony literackie, to kobiety były promotorkami wielu wybitnych polityków, którzy swe kariery znacznie częściej zawdzięczali łóżkowym wyczynom, niż zwycięstwom militarnym. W każdym razie nie należy jednak zapominać, że dominacja kobiet nad mężczyznami w każdej epoce, jest jedynie... okresem przejściowym. Ród kobiecy musi bowiem zająć miejsce zgnuśniałego i niezdolnego już do wielkich czynów, wyczerpanego fizycznie i nerwowo rodu męskiego i dzierży tę dominację aż do czasu, gdy nowa, świeża męska rasa nie zajmie posterunków i nie przejmie od nich pałeczki, tworząc kolejną epokę męskich dziejów (tak było po upadku Imperium Rzymskiego, gdy masy barbarzyńców, wdarłszy się w granice Cesarstwa, bardzo szybko przywołały do porządku wyemancypowane rzymskie damy, z którymi ich mężowie nie byli w stanie sobie poradzić i wylewali jedynie żale nad upadkiem obyczajów. Tak było również podczas Rewolucji Francuskiej i w całym XIX stuleciu, który przetrwał aż do lat 60-tych wieku XX, kiedy to znów mężczyźni przejęli pałeczkę dziejów).




Dziś także przyszło nam jedynie wyczekiwać pojawienia się nowej męskiej rasy, która zakończy epokę współczesnego feminizmu i przejmie rolę zgnuśniałych, sfeminizowanych mężczyzn, często niezdolnych już do jakiegokolwiek działania. Czas bowiem nie jest linią prostą, wiodącą od przeszłości do przyszłości, czas przypomina elipsę, na której to następują wzloty i upadki, aż wreszcie ponownie zatacza się koło i znów wszystko zaczyna się od nowa. A każdemu nowemu pokoleniu będzie się wydawało, że to właśnie ono jest niezwykłe i dokonuje czegoś zupełnie nowego i wcześniej nieznanego, że oto właśnie odkrywa ów "kamień filozoficzny", nie zdając sobie sprawy że od tysięcy lat popełnia te same błędy. Gdyby bowiem jakiś człowiek mógł żyć wiecznie, to z pewnością widząc jak postępujemy... po prostu umarłby z nudów - wciąż przeżywając te same błędy popełniane przez nowe pokolenia, które nie uczą się na błędach i doświadczeniach swych przodków, tylko sami kombinują jak tu "zrobić sobie dobrze". A gotowe rozwiązania już są, tylko kto zechce sięgać po jakieś starocie z zamierzchłych czasów, przecież teraz mamy postęp, inną epokę, idziemy do przodu, kto by chciał się cofać do tego co było wcześniej (nie na darmo taką popularność zyskało hasło wyborcze z kampanii prezydenckiej Aleksandra Kwaśniewskiego z 1995 r.: "Wybierzmy przyszłość!"). Nikt bowiem nie chce przyznać, że podwaliną przyszłości każdego narodu, powinna być jego przeszłość, że gwałtowne zerwanie nici ciągłości historycznej wywołuje konwulsje, które często kończą się dziejową tragedią. Zawsze bowiem syn chce być mądrzejszy od swego ojca i potem z reguły sam popełnia jego błędy. Ale to już zupełnie inny temat, a w kolejnej części przejdę  bezpośrednio do dalszych losów Ludwika XV w pierwszym okresie jego sławy, czyli właśnie w latach 1730-1743 (drugi okres bowiem, zdominowany będzie przez madame de Pompadour i potrwa do jej śmierci w 1764 r. Trzeci zaś, pod dominacją kolejnej metresy - madame du Barry, trwał będzie do śmierci króla w 1774 r. A potem przyjdzie Ludwik XVI, Maria Antonina, Wojna o Niepodległość Stanów Zjednoczonych, a co za tym idzie upadek gospodarczy starej, królewskiej Francji i... gilotynowanie wykastrowanej francuskiej arystokracji).      






CDN. 
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz