Stron

niedziela, 4 grudnia 2022

SUŁTANAT KOBIET - Cz. XLI

HAREMY WYBRANYCH WŁADCÓW

OD MEHMEDA II ZDOBYWCY

DO ABDUL HAMIDA II

 


 

SERAJ SULEJMANA WSPANIAŁEGO

Cz. XXX


 



 
 ŻONA
SERAJ POD RZĄDAMI ROKSOLANY/HURREM
(1534-1558)
Cz. XV
 
 
 
 WOJNA! ZNÓW WOJNA
 
 
 Rok 1543 rozpoczął się w pałacu Tournelle w Królestwie Francji przedstawieniem komediowym, którego pomysłodawczynią była małżonka następcy francuskiego tronu - księcia Henryka Walezjusza, który w tym właśnie czasie dowodził armią na południu kraju, w Pirenejach - Katarzyna z włoskiego rodu Medyceuszy. Oziębłość, jaką obdarzał ją małżonek oraz jego romans z Dianą de Poitiers, spowodował iż Katarzyna czuła się bardzo samotna na królewskim dworze. Co prawda przebywała nieustannie w otoczeniu króla Franciszka (a nawet należała do jego kompani myśliwskiej - o czym pisałem w poprzedniej części), ale jednak brakowało jej męskiego uznania (i jak to mówił sławetny król Julian z "Pingwinów z Madagaskaru", a za nim powtarzał Silvio Berlusconi: "Bąga, bąga, bąga - laski lubią pstrąga" 😅). Jej serce silniej zabiło do pewnego rycerza o imieniu Vendome de Chartres i postanowiła zwrócić sobą jego uwagę. Co prawda ów młodzian otaczał się wianuszkiem pięknych kobiet, ale rezolutna Katarzyna zaproponowała mu... uczestnictwo wraz z nią w owym przedstawieniu, a aby omówić i dopracować role jakie mieli odgrywać, gościła go w swej sypialni. Katarzyna była żoną Henryka już od dziesięciu lat, a mimo to wciąż nie mieli oni dzieci (notabene z Dianą de Poitiers Henryk także nie miał potomstwa). Wydawało się więc, że któreś z małżonków jest bezpłodne i podejrzenie padało właśnie na Katarzynę. Cóż to jednak było za zdziwienie gdy w początkach kwietnia 1543 r. Katarzyna Medycejska zaszła w ciążę. Dziwna sprawa, małżonek wciąż był na wojnie (a opuścił Paryż z końcem lipca 1542 r.) i minęło od tego czasu już prawie dziewięć miesięcy; jak to więc możliwe, że przez dziesięć lat małżeńskiego pożycia nie był w stanie spłodzić dziedzica, a w czasie swojej nieobecności nagle zapłodnił Katarzynę? Jest wielce prawdopodobne, że ojcem tego dziecka, które się urodziło w styczniu 1544 r. (a był to przyszły król Francji - Franciszek II, brat chociażby późniejszego króla Polski - Henryka Walezego) był właśnie ów rycerz, z którym w swej sypialni "przygotowywała się" do roli w przedstawieniu Katarzyna Medycejska.

Jeszcze nim dwór dowiedział się o owej radosnej nowinie, król Franciszek przyznał swej synowej specjalny kolor (każda kobieta na francuskim dworze miała swój własny, ofiarowany przez monarchę kolor z którym miała się odtąd utożsamiać, gdyż Franciszek twierdził że kobiety są niczym przepiękne kwiaty w ogrodzie - ogród to dwór, a różnokolorowymi kwiatami były odtąd piękne damy, ów dwór zapełniające). Franciszek ofiarował Katarzynie kolory tęczy i motto: "On niesie światło i spokój". Katarzyna jednak ze wszystkich kolorów tęczy, wybrała jeden kolor, który odtąd stał się jej barwą - był to kolor zielony i w takich sukniach najczęściej pojawiała się na dworze (a nawet jeśli zmieniała garderobę, to zawsze dbała o to, aby przynajmniej wstążkę mieć koloru zielonego). Królowi ten kolor bardzo przypadł do gustu i był dumny że Katarzyna wybrała właśnie tę barwę (jako symbol lasów - gdyż król Franciszek był wielkim miłośnikiem łowów). Niestety, kolor zielony nie został wybrany na cześć Franciszka, a... powiem tylko tyle, że zielony był również barwą rycerza Vendome de Chartres, więc zbieżność nasuwa się jakby sama (a jak to mówił Stanisław Anioł w sławnej komedii "Alternatywy 4": "Mądremu wystarczą dwa słowa, a głupiemu to i litanii mało" 😉). Oczywiście Katarzyna nie wyprowadzała króla z błędu, a wręcz przeciwnie, starała się postępować tak, aby zasłużyć na królewskie uznanie, a nawet podziw (dla króla Franciszka na przykład nauczyła się mówić i czytać po grecku, co długo nie przychodziło jej łatwo). Franciszek zresztą łożył ogromne sumy dla kobiet ze swego dworu, przewyższały one trzykrotnie wydatki na nowe budowle (na kobiety przeznaczano 300 000 talarów rocznie). Konie i kobiety były miłością życia króla Franciszka I Walezjusza (np. Maria Boleyn była niegdyś jego kochanką i zwał ją swą "klaczą, którą ujeżdżam gdy mi tylko przyjdzie na to ochota"), nic więc dziwnego że wydawał na nie ogromne środki z królewskiego skarbca. Niestety, z biegiem czasu coraz trudniej było mu "stanąć na wysokości zadania" i było to powodem jego nieustannych zmartwień. W tymże 1543 r. wysłał nawet specjalny okręt do portugalskiej kolonii Brazylii, aby sprowadzono stamtąd specjalną "świętą palmę", a raczej korzeń owej palmy, który ponoć przywracał moc męską. Owe brazylijskie "lekarstwo" sprowadzono do Francji, ale... wydaje się że niewiele pomogło to królowi.

A tymczasem trwała wojna hiszpańsko-francuska (do której przyłączyła się Anglia, a potem Osmańska Porta). Wybuchła ona dnia 12 lipca 1542 r. gdy król Franciszek I wypowiedział ją cesarzowi Karolowi V. Od razu też ukształtowały się trzy linie frontu: w Pirenejach, na granicy francusko-belgijskiej i w dolinie Padu w Italii. Na tym ostatnim odcinku obroną Księstwa Mediolanu dowodził markiz del Vasto, który zdołał uchronić Mediolan przed francuskim oblężeniem i (w owym 1542 r.) utracił tylko jedną twierdzę - Cherasco. Na froncie pirenejskim Francuzi podeszli pod twierdzę Perpignan. Całej północnej granicy Hiszpanii (czyli kraju Basków, Nawarry i Aragonii) bronił książę Alba, który dobrze przygotował tamtejsze zamki i twierdze do obrony. Jedynym słabym punktem był właśnie Perpignan, ale nie dlatego że był nieprzygotowany do obrony, ale dlatego że cały północny obszar Aragonii był wówczas objęty dość intensywną działalnością zbójecką i istniała obawa że owi zbójcy połączą się z wojskami francuskimi, prowadzonymi przez Delfina Henryka (który poprzysiągł sobie zdobycie twierdzy Perpignan i tam właśnie rzucił swe największe siły). Obawy księcia Alby okazały się jednak bezpodstawne, dobrze przygotowana do obrony twierdza wytrzymała wszystkie francuskie ataki, a okoliczni zbójnicy nie przyłączyli się do Francuzów, zatem syn króla Francji musiał wycofać się stamtąd z niesmakiem. Znacznie większe sukcesy odnieśli Francuzi na froncie północnym, gdzie spustoszyli znaczną część Południowych Niderlandów (dzisiejsza Belgia) i choć nie udało im się opanować twierdz: Antwerpii oraz Lowanium (gdzie do walki z najeźdźcami stanęli mieszkańcy miasta, w tym studenci tamtejszego uniwersytetu - dając lekcję poświęcenia, patriotyzmu a jednocześnie wierności Koronie Hiszpanii), to jednak skutki francuskiej inwazji były dotkliwe - tysiące trupów którymi żywiły się okoliczne zwierzęta, mnóstwo spalonych i wyludnionych wsi oraz błąkających się po drogach, głodnych i wyziębionych sierot. Namiestniczka Niderlandów, siostra Karola V - Maria Habsburg słała list za listem do brata, prosząc go o odsiecz i przypominając mu, że obiecał powrócić do Niderlandów po dwóch latach od ostatniej wizyty (z roku 1540). Karol V z uwagą śledził wydarzenia na północy i choć Niderlandy oparły się francuskiej inwazji w roku 1542, to czy udałoby im się wytrwać również w 1543? Cesarz nie mógł ryzykować, zatem z nowym rokiem intensywnie przystąpił do przygotowań na kolejną inwazję na Francję i odciążenie w ten sposób Niderlandów.




W lutym 1543 r. doszło do zawarcia sojuszu hiszpańsko-angielskiego przeciw Francji. Obie strony zobowiązywały się do wystawienia 42 000 armii która miała ruszyć do wspólnej ofensywy z północy i z południa dnia 22 czerwca 1544 r., obie armie miały spotkać się pod Paryżem i wspólnie zdobyć to miasto. Henryk VIII od lat marzył o takiej wyprawie, która przyniosłaby mu sławę podobną do tej, jaką otoczony był król Henryk V po bitwie pod Azincourt (1415 r.). Henryk VIII też pragnął takiej jednej wielkiej, zwycięskiej bitwy, która opromieniłaby jego imię wśród potomnych - zapomniał tylko że i tak już przeszedł do historii, dzięki sześciu ożenkom i skazaniu na śmierć dwóch swych małżonek (Anny Boleyn w maju 1536 r. i Katarzyny Howard w lutym 1542). Wyprawę tę jednak należało dobrze przygotować, a poza tym króla rozpraszały jeszcze sprawy osobiste (małżeństwo z Katarzyną Parr - zawarte 12 lipca 1543 r. - oraz wojna ze Szkocją). Mimo to, Henryk już kazał sobie wykuć miecz na wojnę z Francuzami, na którego klindze umieszczono taki oto napis: "Raduj się Boulogne z rządów Henryka VIII! Twe wieże zdobią szkarłatne róże, zaś cuchnące lilie wyrwane są i zdeptane, kogut został wygnany, a lew panuje nad niezwyciężoną fortecą". Oczywiście dwie róże (biała i czerwona) były symbolem dynastii Tudorów, lilie zaś to znak francuskiej monarchii począwszy od Kapetyngów, kogut to symbol Francji, zaś lew Anglii. Henryk VIII miał też na głowie ciągłą obawę przed "powrotem papistów", dlatego też okrutnie rozprawiał się z wszelkimi przeciwnikami ustanowionej przez siebie religii, a w owym 1543 r. oskarżony o herezję (głoszenie nieprawowiernych kazań w diecezji) został sam arcybiskup Canterbury - Tomasz Cranmer. Oskarżyło go (za namową biskupa Winchesteru - Stephena Gardinera i sir Johna Bakera) kilku kanoników Katedry w Canterbury. Wysłali oni list z oskarżeniem arcybiskupa do samego króla, ten jednak nic nie uczynił. Pewnego zaś dnia, gdy Henryk płynął swą barką po Tamizie, zauważył Cranmera stojącego u bram swego pałacu w Lambeth. Król kazał podpłynąć do arcybiskupa i zaprosił go na swą barkę, po czym powitał go słowami: "Ach, mój kapelanie! Mam wieści dla ciebie. Teraz już wiem, kto jest największym heretykiem w Kent", po czym wręczył Cranmerowi oskarżające go pismo. Henryk jednak lubił Cranmera, imponowało mu w nim że ów nie ma osobistych ambicji, jest pobożny i szczery w swych radach, dlatego też monarcha wyznaczył go na szefa komisji, mającej zbadać owe oskarżenia. Po kilku miesiącach prowadzenia śledztwa i szeregu przesłuchań (w tym niektórych poddawano torturom) Cranmer... uniewinnił się ze wszystkich stawianych mu zarzutów (😂).




A tymczasem w Hiszpanii też trochę się działo w owym 1543 r. Otóż cesarz Karol V (pomimo toczącej się wojny z Francją) wciąż rozpamiętywał nieudaną wyprawę na Algier z 1541 r. i doszedł do wniosku że owa klęska była karą Boską za grzechy jego poddanych, popełnianych w Nowym Świecie. Wciąż bowiem napływały stamtąd skargi składane przez franciszkanów i dominikanów na metody wykorzystywania przez Hiszpanów miejscowych ludów tubylczych; szczególnie aktywni byli w tej krytyce misjonarze: Bernardino de Sahagun i Bartolome de Las Casas. Ten ostatni przybył do Nowego Świata w 1502 r. jako osiemnastoletni młodzian z chęcią szybkiego wzbogacenia się (czyli poszukiwania Eldorado - krainy złota, która to idea nie opuszczała Hiszpanów przez dość długi czas). Przez kolejne dwanaście lat służył de Las Casas jako konkwistador na Karaibach i zgromadził z systemu encomiendy (wykorzystywania tubylców do ciężkiej pracy ponad siły w kopalniach lub na plantacjach i czerpania z tego zysków) dość znaczną kwotę. Przez ten czas zdołał się napatrzyć jak lokalni Indianie wymierają na skutek powszechnego wyzysku i chorób (Hiszpanie rozdzielali nawet rodziny i np. kobietom nie wolno było spotkać się z mężami, póki ci nie wypracowali dla hiszpańskich właścicieli odpowiedniej sumy zysków; a nawet jeśli zezwalano na spotkania, to były one krótkie i potem rozłąka znów trwała kilka a niekiedy kilkanaście miesięcy). W 1514 r. Bartolome de Las Casas przeszedł radykalną przemianę (ponoć stało się to w czasie kazania pewnego dominikanina, który sprzeciwiał się systemowi wyzysku ludności tubylczej przez encomiendę), przyjął święcenia kapłańskie i wstąpił do zakonu dominikanów (1515 r.) i wyjechał do Hiszpanii, aby przekonywać króla i możnych do porzucenia systemu encomiendy i zaprzestania wykorzystywania ludności indiańskiej (początkowo postulował sprowadzenie do hiszpańskich kolonii afrykańskich Murzynów i zastąpienie nimi pracy Indian, ale potem wpadł na jeszcze inny pomysł, a mianowicie na ściągnięciu do Nowego Świata wielu ubogich hiszpańskich rodzin, które po osiedleniu się otrzymały by trochę ziemi na własność i pracowaliby na własny rachunek, a ci, którym by to nie wystarczało mogliby pracować w kopalniach za odpowiednie wynagrodzenie). Propozycje de Las Casasa nie spotkały się z akceptacją ani hiszpańskich grandów, ani też hiszpańskich kolonistów, którym zniewolenie Indian bardzo odpowiadało, gdyż generowało zyski bez większych wydatków i strat (śmierć Indianina była dla tych ludzi tym samym co śmierć dzikiego zwierza podczas polowania, tym bardziej iż twierdzono że Indianie nie mają duszy i Bóg przeznaczył ich do ciężkiej pracy dla Hiszpanów). Starania jednak de Las Casasa i jemu podobnych zarówno w Toledo jak i w Rzymie przyniosły w końcu efekty. W 1537 r. papież Paweł III wydał przełomową w swej wymowie bullę Sublimus Deus w której otwarcie przyznał że Indianie z Nowego Świata są ludźmi, mają duszę i mają prawo zarówno do wolności, jak i do posiadania dóbr. W 1542 r. Bartolomeo de Las Casas napisał zaś słynną broszurę dla następcy hiszpańskiego tronu - don Felipe, która nosiła nazwę: "Nowe prawa dla Indii w sprawie dobrego traktowania i ochrony Indian" i dzięki jego wsparciu uzyskał ograniczenie (niestety jednak - nie zniesienie) stosowania encomiendy w koloniach Korony Hiszpańskiej w Nowym Świecie (w 1542 r. do Peru wysłany został pierwszy hiszpański wicekról, który miał wprowadzić nowe prawo, ograniczające system encomiendy. Niestety, nie spodobało się to hiszpańskim kolonistom i już w 1544 r. doszło do pierwszego - po upadku Imperium Inków w 1533 r. - powstania lokalnych kolonistów przeciw władzy Hiszpanii - było to tzw. Powstanie Gonzala Pizarra - opowiem o nim więcej w kolejnych częściach).




Don Felipe (jak już wcześniej pisałem) był księciem inteligentnym i oczytanym, zaś w owym 1543 r. (na jego polecenie) zakupiono w Walencji (za 144 maravedi) księgę Koranu. Książę bowiem pragnął zapoznać się, co niesie w swym przekazie najświętsza księga śmiertelnego wroga samej Hiszpanii i całego chrześcijaństwa. Cesarz Karol, ojciec Filipa już w listopadzie 1539 r. spisał dla niego pierwsze "wskazówki" - czyli jak powinien postępować "prawy monarcha i sługa Boga Jedynego, Pana Naszego Jezusa Chrystusa". W maju 1543 r. powstała druga i najważniejsza ze wszystkich trzech (ostatnia wydana została w styczniu 1548 r.) cesarskich instrukcji dla don Felipe. We wszystkich tych wskazówkach Karol V omawiał zawiłości polityki i rządzenia państwem, radził synowi na jakich ludziach powinien się oprzeć przyszły król Hiszpanii (np. twierdził iż książę Alba jest najlepszym wodzem w Hiszpanii, ale jednocześnie radził synowi aby trzymał go z dala od polityki, gdyż ma zbyt duże ambicje dynastyczne, itd.). Karol V uważał że jego obowiązkiem jest przygotować syna do sprawowania niezwykle trudnej i odpowiedzialnej misji, jaką jest włożenie na swe skronie królewskiej korony i sprawowanie władzy w otoczeniu ludzi, którzy skłonni są do największej podłości i najhaniebniejszej uległości, a wszystko po to, aby uzyskać wpływ na młodego króla i móc nim manipulować dla własnych korzyści (a częstokroć ze szkodą dla interesów kraju i monarchii). Cesarz pisał np.: "Strzeż się, mój synu (...) Załatwiaj sprawy z wieloma ludźmi i nie wiąż się ani nie uzależniaj od jednego człowieka, gdyż jakkolwiek oszczędza to czasu, nie daje dobrych wyników". Karol radził także Filipowi aby nigdy publicznie nie ujawniał swych emocji - tak, aby nikt nie mógł poznać czy jest zadowolony, czy też nie - a także by nikomu ze swych dworzan nie ufał, by był pobożny i sprawiedliwy. Prosił też, aby syn oddalił ze swego dworu błaznów i głupców, by opiekował się swymi siostrami, jako że z racji iż są kobietami w nim tylko mogą mieć swego protektora. Ostatecznie cesarz dawał nawet synowi rady seksualne i to, jak powinien postępować w łożu ze swą przyszłą małżonką ("Kiedy jesteś z żoną (...) bądź rozważny i nie przemęczaj się od samego początku, żeby ustrzec się fizycznych dolegliwości, gdyż prócz faktu, że to może być szkodliwe dla wzrostu ciała, jak i jego siły, często też sprowadza nań taką słabość, że uniemożliwia płodzenie dzieci, a nawet może cię zabić") - innymi słowy radził synowi aby zbytnio nie folgował sobie z kochankami, bo braknie mu sił aby zapłodnić żonę i spłodzić następcę tronu. Mało tego, radził również, aby Filip - gdy już spełni swój obowiązek i z żoną spłodzi syna lub synów, następnie: "trzymaj się od niej jak najczęściej z daleka. Tak więc radzę i proszę usilnie, ażebyś, skoro tylko dopełnisz obowiązku małżeńskiego, opuścił ją pod jakimkolwiek pretekstem i nie wracał do niej ani zbyt szybko, ani zbyt często; a jeśli już wrócisz, to na krótko". Wszystkie te cesarskie rady były przeznaczone tylko dla oczu jego syna i Karol wręcz radził aby Filip nigdy nikomu ich nie pokazywał i najlepiej spalił zaraz po przeczytaniu, aby nie wpadły w niepożądane ręce. Don Felipe ożenił się w listopadzie 1543 r. w wieku lat szesnastu, jego małżonką została infantka portugalska - Maria Manuela z rodu Aviz - również mająca szesnaście lat.




W maju 1543 r., po zakończeniu przygotowań wojennych i wybudowaniu nowej floty u kantabryjskich wybrzeży od Guipuzcoa po Oviedo (którym to zadaniem cesarz obarczył don Alvaro de Bazana), Karol V przebywał w katalońskim porcie Palamos, skąd wypłynąć miał do Genui, a następnie do Busseto, gdzie spotkać się miał z papieżem Pawłem III. Nim jednak do owego spotkania doszło, przenieśmy się teraz na moment do Rzymu (skoro już i tak zwiedzamy  Europę początku lat 40-tych XVI wieku, zamiast od razu przenieść się nad Bosfor i do haremu sułtana Sulejmana). Otóż w Rzymie trwały prace nad budową Palazzo Farnese (wraz z przebudową sąsiednich ulic), a papież dwukrotnie już zmieniał architekta (Antonio de Sangallo Młodszego zastąpił Michał Anioł), podobnie było przy budowie Bazyliki św. Piotra (tam też Sangallo zastąpił ów Michelangelo Buonarotti), w ogóle Rzym za pontyfikatu tego papieża (1534-1549) przypominał jeden wielki plac budowy; w 1541 r. Michał Anioł zakończył (po pięciu latach) wreszcie swoje imponujące dzieło w Kaplicy Sykstyńskiej, zatytułowane: "Sąd Ostateczny" (mówi się że Michał Anioł ponoć miał skłonności homoseksualne, ale pod koniec lat 30-tych XVI wieku nawiązał znajomość z arystokratką - Vittorią Colonną, wdową po zmarłym w 1525 r. Ferdynandzie Francesco d'Avalosa markizie Pescary - i ponoć zadedykował jej jeden ze swych obrazów, przedstawiających ukrzyżowanie Chrystusa, a ona zadedykowała mu jeden ze swych sonetów. Prawdopodobnie ten romans utrzymywał się dość długo i choć Vittoria była dużo młodsza od Michała Anioła, to i tak nie była pierwszej młodości i ich związek był raczej stabilny i przez nikogo nie zagrożony). Warto też dodać, że w owym 1543 r. (dokładnie 22 maja) papież Paweł III wyznaczył ostateczny termin zebrania się w Trydencie soboru, który rozpocząć miał się 1 listopada tego roku i tam też poczęli z wolna zjeżdżać się kardynałowie i biskupi. Niestety, ostatecznie do otwarcia soboru w wyznaczonym terminie nie doszło, gdyż wojna hiszpańsko-francuska i osmańska flota grasująca u wybrzeży Italii temu przeszkodziła (sobór rozpocznie się więc dopiero 15 marca 1545 r.). Papież ostatecznie stracił też nadzieję na pojednanie z luteranami i kalwinami, dlatego też w 1543 r. odnowił średniowieczne (i dawno zapomniane) Święte Oficjum "dla zdławienia herezji", czyli rzymską inkwizycję (hiszpańska istniała już od 1478 r. a portugalska od 1536 r. i obie były niezależne od tej rzymskiej; istniała też inkwizycja francuska, szczególnie silna na Sorbonie). Na czele rzymskiego Świętego Oficjum papież postawił Jana Piotra Carafę (przyszłego papieża Pawła IV, sprawującego swój pontyfikat w latach 1555-1559). Był to człowiek pobożny i uczciwy, jednocześnie bardzo skromny (wręcz odmawiający sobie wszelkich przyjemności, nawet najprostszych i najzwyklejszych). Sporządzał on dla papieża specjalne raporty z przesłuchań heretyków (lub też ludzi oskarżonych o herezję), piętnował też korupcję i seksualne rozpasanie Rzymian, nie szczędząc swych uwag odnośnie samych kardynałów, pisał np.: "W Rzymie ladacznice chadzają po mieście niczym zamężne kobiety lub dosiadają mułów, za którymi od samego centrum miasta podążają szlachcice i duchowni z kardynalskich domostw. W żadnym mieście nie spotkaliśmy takiej korupcji, z wyjątkiem tego, stanowiącego przykład dla wszystkich". Jego raport był przerażający i wstrząsnął samym papieżem (który przecież nie należał do świętoszków, swą siostrę Julię Farnese podesłał do łoża papieża Aleksandra VI, czyli Rodrigo Borgii, czyniąc z niej realnie prostytutkę dla korzyści własnej i rodu Farnese; sam miał też wiele kochanek), a ostatecznie zaś samym Carafą, który po objęciu pontyfikatu stwierdził iż jego raporty były zbyt mocne i godziły w dobro i powagę "Kościoła - Matki Naszej", nakazał więc wpisanie swych własnych raportów z czasów przewodzenia Świętemu Oficjum na... listę Indeksu Ksiąg Zakazanych.

    


Na Indeks Ksiąg Zakazanych trafiło również (choć znacznie później, gdyż dopiero w 1616 r.) wydane w maju 1543 r. w Norymberdze przez polskiego astronoma - Mikołaja Kopernika, dzieło zatytułowane: "De revolutionibus orbium coelestium" ("O obrotach ciał niebieskich"), otwarcie już potwierdzające dotychczasową teorię heliocentryczną i zaprzeczające teorii geocentrycznej Klaudiusza Ptolemeusza (która mówiła że to Ziemia jest centrum Wszechświata i wszystkie planety wraz ze słońcem krążą wokół Ziemi. Swoją drogą tak bardzo wierzono w wyjątkowość naszej planety i w to, że Bóg specjalnie wybrał nas byśmy ją zaludniali, ale nie zdawano sobie sprawy - gdyż takie rozumowanie nawet nie mieściło się w głowie - że Ziemia to... peryferie Wszechświata, planeta jedna z mniej ważnych, aczkolwiek fakt iż zostaliśmy tutaj wysłani aby ją zaludnić może być prawdą, gdyż jest wielce prawdopodobne że Ludzkość nie pochodzi z Ziemi, świadczy o tym bardzo wiele aspektów naszej genetyki i cielesności, chociażby ciężki poród, który kobiecie z reguły sprawia ból, podczas gdy zwierzęta rodzą potomstwo praktycznie bezboleśnie. To może świadczyć o tym, że nasza genetyka nie jest do końca przystosowana do tego świata i że nasz dom był gdzieś indziej, ale jakimś cudem się tutaj znaleźliśmy - zapewne poprzez geny ludzkich istot z innych światów. Ale nie o tym teraz). Mikołaj Kopernik pracował nad tym dziełem trzydzieści lat (prawdopodobnie zaczął je pisać w 1513 lub 1514 r.) i wydał je tuż przed swoją śmiercią (która miała miejsce 21 maja 1543 r. we Fromborku).




A tymczasem 23 kwietnia 1543 r. sułtan Sulejman opuścił Konstantynopol, jadąc Bramą Adrianopolską ku północy. Wojna więc rozpoczynała się w całej swej pełni a obie strony - cesarz Karol V i król Henryk VIII oraz król Franciszek i sułtan Sulejman wiedli przeciwko sobie duże armie i liczne floty. Sułtan Sulejman opuszczając stolicę nie spodziewał się jednak, że już wkrótce na jego dom spadnie wielkie nieszczęście, które odmieni los dynastii Osmanów i całej Wielkiej Porty. 




CDN.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz