Stron

niedziela, 22 grudnia 2024

ZJEDNOCZENIE PRUS I INFLANT Z POLSKĄ - Cz. X

POCZĄWSZY OD PIERWSZEGO SPORU POLSKO-KRZYŻACKIEGO (1309-1310), AŻ PO WŁĄCZENIE INFLANT DO RZECZPOSPOLITEJ (1558-1561)





KONRAD I MAZOWIECKI
Cz. X


MOJMIR I
(Obraz wygenerowany przez sztuczną inteligencję) 



 W roku 863 książę Wielkich Moraw -  Rościsław I wysłał na dwór  konstantynopolitański swych posłów, z listem do cesarza Michała III (notabene napisanym po grecku, czyli znajomość tego języka musiała być w krajach słowiańskich już wówczas dość powszechna {oczywiście jedynie w "dyplomacji"}, w końcu przez tzw. Bramę Morawską już od starożytności biegł szlak bursztynowy, czyli trakt handlowy idący ku ziemiom cywilizacji śródziemnomorskiej). W liście tym morawski książę prosił cesarza rzymskiego o wysłanie mu "biskupa i nauczyciela" (przekaz w "Żywocie Konstantyna" i "Żywocie Metodego" trochę się od siebie różni, w jednym jest bowiem stwierdzenie o "biskupie i nauczycielu", a w drugim jedynie o "nauczycielu"). Rościsław przede wszystkim prosił o przesłanie kogoś, kto posiada wyższe święcenia duchowne, oraz kto dobrze zna i rozumie język słowiański. Cesarz Michał odpowiedział pozytywnie na prośbę morawskiego kagana, aczkolwiek zdawał sobie doskonale sprawę że wysłanie biskupa do Moraw, czyli miejsca które już od ponad trzydziestu lat było miejscem "religijnej eksploracji" Kościoła zachodniego (Rzymskiego) narazi go na kolejny konflikt z papieżem Mikołajem. Aby tego uniknąć - a jednocześnie nie zamykać sobie drogi z możliwości religijnego podporządkowania słowiańskiego kraju na północy, leżącego tuż przy granicy z Królestwem Wschodnich Franków - postanowił po prostu obniżyć rangę wysłanego tam "misyjnego poselstwa". Wybór padł więc nie na żadnego z biskupów, a na dwóch nauczycieli, pochodzących z Tessalonik, braci Metodego (zwanego również Michałem) i Konstantyna. Starszy o prawie dziesięć lat od brata Metody, był początkowo prawnikiem w Tessalonikach, a następnie pełnił funkcję archonta miasta (gdzie miał częstą styczność z licznie zamieszkującymi to greckie miasto Słowianami i tam też nauczył się języka słowiańskiego).  Jednak ok. 840 r. (w wieku dwudziestu paru lat) Metody wybrał życie zakonne i wstąpił do sławnego zakonu, mieszczącego się na górze Olimp w Bitynii. Jego zaś młodszy brat Konstantyn (też w wieku dwudziestu lat) w 847 r. przyjął święcenia kapłańskie a od 860 r. uczył filozofii w akademii cesarskiej (powołanej do życia w pałacu Magnaura przez wuja cesarza Michała III - Bardasa, o czym pisałem w poprzednich częściach) i był tam bibliotekarzem. Co prawda Konstantyn był protegowanym poprzedniego patriarchy Ignacego, ale również patriarcha Focjusz pozostawił go na tym stanowisku, tym bardziej że Konstantyn miał opinię człowieka szlachetnego, nie zaangażowanego w politykę filozofa i moralistę. Teraz jednak gdy cesarz zwrócił się do Focjusza z radą kogo wysłać na Morawy, ten bez wahania wskazał na Konstantyna, a Konstantyn zapowiedział że wyruszy tam wraz z bratem, więc posłano ludzi do klasztoru na górze Olimp, aby sprowadzić stamtąd Metodego.

Ci dwaj mnisi już kilkukrotnie przysłużyli się Cesarstwu w misjach dyplomatycznych. Co prawda misja do Samary z roku 851 nie zakończyła się sukcesem Bizancjum (kalif al-Mutawakkil nie wyraził zgody na zakończenie prześladowań chrześcijan i Żydów, jakie rozpoczął kilka miesięcy wcześniej - o których także pisałem już w poprzednich częściach tej serii), to jednak czas który spędzili zarówno tam, jak i w Bagdadzie, upłynął im na nauce języka arabskiego, oraz studiowaniu Koranu. Jednak już wyprawa z roku 860 na dwór kagana Chazarów Manassesa I do Itilu, zakończyła się pełnym sukcesem i odnowieniem traktatu bizantyjsko-chazarskiego wymierzonego zarówno w Kalifat, jak i plemiona Słowian południowo-wschodnich. Wracając do Konstantynopola obaj bracia mieli odnaleźć na Chersonezie kości św. Klemensa Rzymskiego, czwartego chronologicznie papieża, który miał zginąć męczeńską śmiercią w 102 r. za panowania cesarza Trajana właśnie na Chersonezie (miał wyrokiem cesarskim zostać skazany na utopienie w morzu z kotwicą przywiązaną do szyi, ale najprawdopodobniej do tej śmierci nie doszło a Klemens I zmarł wkrótce po zrzeczeniu się pontyfikatu w roku 97. Co prawda cesarz rzymski Marek Ulpiusz Trajan prześladował chrześcijan, ale nie czynił tego zbyt konsekwentnie, a jedynie na zasadzie faktu, iż stawiają oni wyżej Boga niż cezara. Jego przyjaciel {a na pewno zapatrzony w Trajana druh} Gajusz Pliniusz Młodszy {którego wuj, Gajusz Pliniusz Starszy jako dowódca floty wojennej w Misenum, zginął w roku 79 podczas próby ratowania mieszkańców niszczonych przez wybuch Wezuwiusza miast: Pompei, Herkulanum i Metapontum} jako namiestnik {od 111 r.} prowincji Bitynii i Pontu {notabene Trajan powołał tę prowincję w roku 110, po zjednoczeniu dotychczasowych Bitynii i Pontu. W roku 134 cesarz Hadrian włączył tę prowincję do prowincji cesarskich, w zamian za uczynienie Licji i Pamfilii prowincjami senatorskimi} słał do Trajana liczne listy z zapytaniem jak powinien postępować z chrześcijanami {główna część korespondencji pochodzi z roku 112}. Tamten radził, aby uwzględniał jedynie podpisane donosy, gdyż te anonimowe -  chociaż są istnieje wielka pokusa aby również je sprawdzić - jak twierdził Trajan: "są niegodne naszych czasów". Cesarz radził też swemu namiestnikowi aby starał się przede wszystkim przekonywać chrześcijan nie tyle do wyrzeczenia się ich religii, co do zaakceptowania obowiązków wobec państwa, natomiast jeśli by odmówili, miał nakładać na nich kary finansowe. Gdyby to nie poskutkowało, taka osoba trafiałaby do lochu, a gdyby nadal upierał się przy swej wierze, dopiero wówczas miał być uśmiercony. Jako ciekawostkę dodam jeszcze, że zafascynowany Trajanem {w końcu na jego rządy przypada bodajże najwspanialszy okres w rzymskich dziejach, kiedy Rzym osiągnął swe największe terytorialne rozmiary. Zdobył Ktezyfont - stolicę Partów, Mezopotamię, Asyrię, Armenię i uczynił z nich swe prowincje. Podbił Dację - która tyle kłopotów stwarzała cesarzowi Domicjanowi w latach 80-tych I wieku, wreszcie zajął tereny Arabii północnej, czyniąc tam nową prowincję. Poza tym Rzym stał się prawdziwą metropolią świata, liczącą ponad 1 200 000 mieszkańców. Wtedy też powstały prawdziwe dzieła sztuki, takie jak Kolumna Trajana, czy Forum jego imienia, będące prawdziwie nowoczesnym jak na tamte czasy miejscem spotkań Rzymian} papież Grzegorz Wielki {którego pontyfikat przypadł na lata 590-604} według późniejszej legendy miał poprosić Boga aby pozwolił duszy Trajana powrócić na kilka chwil do ciała, a gdy tak się stało, natychmiast go ochrzcił).


IMPERATOR 
MAREK ULPIUSZ TRAJAN 





Tak więc wybór jaki padł na dwóch braci misjonarzy, wydawał się wówczas najbardziej optymalny z punktu widzenia Cesarstwa. Oczywiście wyprawa do tak odległego kraju musiała być dobrze przygotowana, a przede wszystkim musiała również uzyskać aprobatę samego papieża i o to starali się też dwaj bracia misjonarze. Paradoksalnie przekonanie papieża Mikołaja okazało się łatwe, a z tego powodu, że Konstantyn i Metody wysłali do Rzymu relikwie św. Klemensa rzymskiego odnalezione na Chersonezie (według mnie te szczątki miały tyle wspólnego z Klemensem, co kości ateńskiego króla i herosa Tezeusza, jakie w roku 473 p.n.e. na wyspie Skiros odnaleźć miał ateński strateg i polityk - Kimon. W tym bowiem przypadku po prostu po wcześniejszym spacyfikowaniu wyspy przez ateńskich hoplitów, po prostu odkopano kości jakiegoś nieszczęśnika, a ponieważ zgodnie z legendą na tej właśnie zginął śmiał Tezeusz, więc przywieziono te kości do Aten co oczywiście znacznie podniosło prestiż i znaczenie miasta, a przede wszystkim umocniło polityczne wpływy z samego Kimona. Natomiast czyjekolwiek kość nie zostałyby odnalezione na Chersonezie, to jednak przysłużyły się sprawie uzyskania papieskiego poparcia dla misji Konstantyna i Metodego do Wielkich Moraw). Teraz zaś (ponieważ w poprzedniej części stwierdziłem, iż według mnie owi bracia nie przybyli na Morawy wcześniej, niż w roku 864 {z reguły podaje się datę 862}), postaram się wyjaśnić dlaczego tak uważam. Plemię Morawian przez długi czas nie budziło zainteresowania ani dziejopisów Zachodu, ani też Wschodu i po raz pierwszy pojawiają się oni wymienieni z nazwy w roku 822 podczas zjazdu zwołanego przez cesarza Ludwika I Pobożnego do Frankfurtu (gdzie też zjechać mieli nie tylko wielmoże Cesarstwa Franków, ale również okolicznych plemion słowiańskich i niedobitki Chanatu Awarskiego). Na tym właśnie spotkaniu po raz pierwszy w dziejach wymienili zostali Morawianie w dziele "Roczniki królestwa Franków". Nie stanowili oni wcześniej zainteresowania, ani też nie byli przedmiotem wypraw wojennych Cesarstwa (czy wcześniej Królestwa Franków), jak choćby działo się to z ich sąsiadami Czechami (Wielka wyprawa wojenna wojsk Karola Wielkiego przeciwko Czechom w latach 805-806 czego efektem było zajęcie pasa ziem zasiedlonych przez Czechów i Serbów i powstanie tam Marchii Serbskiej, której granice mniej więcej pokrywają się z dzisiejszą północno-zachodnią granicą niemiecko-czeską. Wyprawa przeciwko Czechom miała być wsparciem dla Awrów, którzy prosili Karola Wielkiego o pomoc przeciwko Bohemom, którzy napadali na ich ziemie. Doszło wówczas do bitwy nad rzeką Ochrza, która zakończyła się klęską Czechów i śmiercią ich wodza Lecha. Według "Kroniki Prokosza" owym Lechem miał być młodszy brat władcy Lechitów - Lecha IX zwanego Walecznym, który został przez zwycięskich Franków skazany na rozerwanie końmi. Notabene Lech IX był dziadkiem niesławnego w naszej tradycji króla Popiela II Zbrodniarza. Dynastia Popielidów/Lechitów która tak pięknie zaczęła {w końcu ojciec Lecha IX Lech VIII objął władzę po zwycięstwie w maratonie, który miał wytypować przyszłego władcę. Lech VIII objąć miał władzę w kraju Lechitów w 20 lat po śmierci w nurtach Wisły sławnej królowej Wandy-amazonki. Notabene, gdyby dzisiaj tak było, to pewnie pan Karol Nawrocki by zwyciężył w pierwszej turze 😄} a ostatecznie tak marnie skończyła).


KIMON NA SKIROS



Oczywiście Czesi nie pozostawali bierni i również napadali ziemie Cesarstwa (w roku 811 Karol Wielki musiał wysłać liczne wojsko do Marchii Panońskiej, zdobyte przez Franków w roku 791 na Awarach, gdyż Panonia zmagała się wówczas z najazdem Czechów). Ale o Morawianach nic nie słychać aż do roku 822. W roku 833 Morawianie zajmują ziemie zachodniej Słowacji (jest to też ogólnie przyjęta data w której większość historyków umiejscawia powstanie Księstwa Wielkich Moraw). Jednak ekspansja militarna nie była jedyną, jaka cechowała wówczas rzeczywistość polityczną tamtych czasów. Równie silna (a można nawet powiedzieć znacznie skuteczniejsza) była ekspansja religijna, która miała za zadanie podporządkowanie sobie danych władców i obszarów polityce dworu, który tej ekspansji by dokonał. Po zniszczeniu przez Franków Chanatu Awarskiego i zdobyciu Ringu (ufortyfikowanego miasta obozu Awarów) w roku 796, natychmiast działalność tam rozpoczęli frankońscy misjonarze. Przyciśnięty do ściany (od zachodu ekspansją Franków, od wschodu wojowniczą polityką bułgarskich chanów -  szczególnie Kruma, zaś od północy inwazjami słowiańskich plemion -  głównie Czechów) kapkan Awarów - Teodor w roku 805 oficjalnie przyjął chrzest z rąk frankońskich misjonarzy. Opanowane zaś jeszcze w 791 r. ziemie Panonii, zostały oficjalnie po roku 796 podzielone pomiędzy diecezje w Pasawie i Salzburgu (metropolia salzburska powstała w roku 798). Spowodowało to od razu konflikt pomiędzy biskupami, o tereny leżące pomiędzy Drawą a Rabą, które do tej pory wchodziły w skład metropolii akwilejskiej, a teraz weszły w skład metropolii Salzburga. Cesarz Karol Wielki dwukrotnie wydawał ukaz, w którym określał rzekę Drawę, jako granicę pomiędzy oboma metropoliami (803 i 811 r.). Pierwszym metropolita Salzburga, biskup Arn otrzymał od Karola Wielkiego jeszcze w 798 r. polecenie udania się na ziemie Słowian w celu ich chrystianizacji i budowy tam kościołów. Arn swoją posługę kapłańską pełnił aż do swej śmierci w roku 821, ale skupiał się przede wszystkim na chrystianizacji Słowian panońskich i Awarów, natomiast jego działalność na północ od Dunaju praktycznie nie istniała. Jednak nieprawdą jest, jakoby to właśnie działalność owych dwóch braci Konstantyna (później przyjął zakonne imię Cyryl pod którym jest bardziej znany) i Metodego, rozpoczęła liturgię w języku słowiańskim. Już bowiem biskup Arn utworzył na terenie swojej metropolii szkoły dla księży, którzy mieli nauczać wśród Słowian, a którzy najpierw musieli dobrze poznać język słowiański (takie szkoły powstały w Tulln, Maria Saal i Mosaburgu). To właśnie bawarscy duchowni jako pierwsi rozpoczęli tłumaczenie modlitwy (głównie słów "Ojcze nasz") na język słowiański, a także podjęli pierwsze próby zapisu i tłumaczenia Pisma Świętego w języku słowiańskim (należy też dodać że bardzo licznie - o czym świadczą zachowane eksponaty archeologiczne - na ziemiach słowiańskich pracę misyjną podjęli również misjonarze z dalekiej Irlandii, a także z Brytanii, którzy "ponoć" jako pierwsi mieli stosować język słowiański w kontaktach z ludnością, którą zamierzali nawracać. Mówi się też, że to właśnie dzięki ich pracy misyjnej zanikał stopniowo dotychczas stosowany rytuał pogrzebowy na ziemiach słowiańskich, polegający na paleniu zmarłych i chowaniu ich spopielonych szczątków w mniejszych i większych kurhanach, natomiast coraz większą popularność zyskiwały pochówki szkieletowe, czyli po prostu chowanie zmarłych w grobach).

Nie wiadomo co dokładnie doprowadziło do przyjęcia chrztu z rąk frankońskich misjonarzy (bawarsko-iroszkockich) przez panującego na Morawach księcia Mojmira I w 831 r. (panującego w latach ok. 820-846). Czy doprowadziła to do tego właśnie intensywna działalność misjonarska skupiona głównie w klasztorze Kremsmünster w Tulln (gdzie znajdowała się sławna biblioteka Madalwina, licząca 56 woluminów i skąd wychodzili misjonarze dobrze znający język słowiański). Trudno powiedzieć. Wiadomo tylko że właśnie w roku 831 książę Mojmir, wraz ze swym dworem i licznymi poddanymi przyjął chrzest z rąk biskupa Passawy - Reginharda (przy czym na Słowacji musiało to nastąpić wcześniej, gdyż pierwszy kościół wzniesiony tam został w roku 828 w Nitrze przez lokalnego księcia Priwinę na obszarze grodu książęcego. W roku 833 Nitra została przyłączona do Księstwa Wielkich Moraw -  Mojmira I). Co prawda po przyjęciu chrztu książę Mojmir (a bardziej dokładnie po zajęciu zachodniej Słowacji wraz z Nitrą i wygnaniu księcia Priwiny z kraju) zaczął dążyć do stworzenia rodzimej metropolii, niezależnej od tej w Passawie. Wydaje się że było to w dużej mierze spowodowane właśnie ucieczką Priwiny najpierw do Marchii Wschodniej (inaczej zwanej Marchią Panońską), gdzie od razu (jeszcze w 833 r.) popadł w konflikt z tamtejszym zarządcą - Ratbodem. Jednak poparcie możnych bawarskich i samego cesarza Ludwika spowodowało, że Ratbod musiał pogodzić się z Priwiną, a to stwarzało duże niebezpieczeństwo dla rosnącego w siłę Księstwa Mojmira. Jednak pomimo faktu iż hołubiony na salonach Akwizgranu, Pawii i Salzburga Priwina (uważany za prawowitego władcę Nitry), nie doczekał się nigdy takiego poparcia, aby cesarz w jego imieniu wystąpił zbrojnie przeciwko Mojmirowi. Według mnie istnieje na to wytłumaczenie trojakie. Po pierwsze "źle się działo w państwie duńskim", czyli po prostu w samym Cesarstwie nie było spokoju (w latach 832-833 zbuntowali się synowie Ludwika Pobożnego pod przywództwem najstarszego z nich - Lotara, który uznał że ojciec chce pozbawić go tronu wbrew złożonej przysiędze i prawu sukcesji określonemu w roku 817. Braciom udało się początkowo pozbawić ojca władzy na kilka miesięcy, ale potem doszło między nimi do konfliktu i ostatecznie ojciec wrócił na tron, a Lotar został wygnany do Italii, którą zarządzał z tytułem króla - pisałem już o tym w innym temacie. Zresztą w latach 838-840 Lotar ponownie się zbuntował przeciwko ojcu). Po drugie sam Priwina nie był do końca fair, gdyż przyjął on chrześcijaństwo dopiero po ucieczce z Nitry - i to na polecenie samego cesarza, ale uważano (i te przypuszczenia wcale nie były bezpodstawne), że nie przestał on wyznawać wiary w dawnych bogów, a jego konwersja była jedynie aktem politycznym (zauważcie proszę że to wcale nie wyklucza faktu wzniesienia przez niego kościoła w Nitrze, kościół mógł bowiem służyć kupcom frankońskim). Po trzecie zaś (pomimo prób, czy też zamiarów utworzenia własnej metropolii na Morawach), Mojmir nie prowadził w żadnym aspekcie swej polityki działalności antyfrankońskiej.




Pomimo starań Mojmira realnie chrystianizacja Wielkich Moraw szła opornie przez długie lata. Ludzie co prawda powoli przyzwyczajali się do pewnych nowych zachowań (w tym na przykład nowych form pochówku), ale szło to bardzo ciężko. Często zdarzało się też tak że nawet ci którzy przyjęli już chrześcijaństwo, nadal praktykowali pogańskie kulty jak choćbym urządzanie przyjęć na grobach zmarłych w rocznicę ich śmierci (picie dużych ilości wina i częstowanie się nim również ze zmarłymi), a także składanie ofiar za pomyślność zmarłych w zaświatach (archeolodzy na odkopanych warstwach grobów słowiańskich na obszarze Wielkich Moraw znaleźli szkielety ptaków i drobnych zwierząt). Zresztą to normalne, przyjęcie nowej religii nigdy nie następuje w ciągu roku czy dwóch, a jest to etap rozciągający się nie tylko na dekady, ale wręcz na pokolenia. Oczywiście to nie miało żadnego znaczenia z punktu widzenia polityki (a ta w tamtym czasie łączyła się nierozerwalnie z religią). Dla Cesarstwa liczyło się tylko to, że Księstwo Mojmira jest księstwem chrześcijańskim i co najważniejsze, podległym zarówno instytucjonalnie (poprzez metropolię w Passawie, a po średnio również w Salzburgu) jak i politycznie Frankom. W dokumentach frankońskich Księstwo mojmira nie jest wymieniane ani razu po roku 838 (aż do 846), co też sugeruje, że w tym czasie stosunki między nimi były dobre. Zapewne Mojmir płacił Cesarstwu jakąś formę trybutu, w zamian zaś otrzymywał spokój na granicach, bezpieczeństwo wewnętrzne i ochronę zewnętrzną w przypadku najazdu wrogów (choć sam nie musiał wysyłać wojska jako wsparcia dla cesarza). To było wszystko czego potrzebował, aby skutecznie skonsolidować i umocnić swoje państwo. Poza tym zapewne trwała również intensywna wymiana handlowa pomiędzy Wielkim Morawami a krajami Franków. Niestabilność polityczna i częste bunty synów Ludwika Pobożnego, były również pozytywnym aspektem rozwoju kraju Mojmira. Gdy więc zmarł on 20 czerwca 840 r. w namiocie (raczej był to mały domek przypominający namiot) na małej wyspie na Renie w pobliżu Ingelheim, przygotowując się do kolejnej wyprawy wojennej przeciwko swym synom (głównie Lotarowi), wydawało się że los ponownie uśmiechnął się do Wielkich Moraw. Cesarz Ludwik zmarł w wieku 62 lat na rozedmę płuc i guz który go powalił (w ostatnich miesiącach życia cierpiał na mdłości oraz liczne duszności, nie mógł też niczego jeść i odczuwał wręcz fizyczny wstręt do jadła). Umierał niespokojnie, krzyczał bowiem do kogoś: "Precz, precz!" tak jakby widział ducha który po niego przyszedł (często jest bowiem tak, że umierający ludzie na krótko przed śmiercią widzą swoich bliskich, którzy do nich przychodzą. Jest to bardzo częsta praktyka wydaje się wręcz że prawie zawsze tak się dzieje. Jeden mężczyzna który doświadczył stanu śmierci klinicznej, stwierdził że odwiedził go jego dziadek, którego on zawsze bardzo dobrze pamiętał, ale który zmarł gdy był dzieckiem. Pokazał mu się jako młody chłopiec, więc ów mężczyzna stwierdził, że nie może być jego dziadkiem, skoro jest młodszy od niego. Tamten uśmiechnął się tylko i rzekł że przybrał tę postać aby było mu swobodniej z nim rozmawiać, ale skoro nie czuje się komfortowo, to przybrał postać dziadka którego on pamiętał). W zapisach historycznych jest też powiedziane, że Ludwik zmarł, gdy przez dłuższy czas wpatrywał się w jeden punkt. Zmarł z uśmiechem na twarzy, tak jakby mówił "Wracam!" (Ponieważ świat w którym żyjemy jest tylko naszą szkołą doświadczeń, często bywa tak, że z najbliższymi nam z naszej grupy docelowej mówimy sobie przed narodzinami "do zobaczenia po śmierci". Wiem że to dla nas żyjących brzmi bardzo dziwnie - i to jest stwierdzenie dosyć łagodne, ale doświadczyłem już tylu rzeczy z "Tamtej strony" że do prawdy nie jest to coś, czego mógłbym nie uznać za jak najbardziej możliwe). Jego ciało zostało złożone w starym grobowcu Karolingów w Metzu, obok jego matki Hildegardy (953 lata później sankiuloci wedrą się do tego grobowca i wyrzucą stamtąd ciała Ludwika Pobożnego, jego matki oraz innych Karolingów).

Po śmierci Ludwika jego synowie rzucili się sobie do gardeł, niczym młode wilki, a żaden z nich nie chciał pozwolić którekolwiek innemu (szczególnie zaś Lotarowi) aby objął tron po ojcu. To dawało księciu Mojmirowi szansę wyrwania się z zależności od Cesarstwa i realnego usamodzielnienia, poprzez stworzenie własnej metropolii na Morawach.

 
WILLA HADRIANA W TIVOLI
(REKONSTRUKCJA)



CDN.

czwartek, 19 grudnia 2024

MOGLIŚMY TO WYGRAĆ! - Cz. IX

CZYLI, CZY RZECZYWIŚCIE WOJNA ROKU 
1939 BYŁA Z GÓRY SKAZANA NA KLĘSKĘ?





SOWIECI NIE WCHODZĄ 
(TYMOTEUSZ PAWŁOWSKI)



DLACZEGO DOSZŁO DO WOJNY 
Cz. V




 W kampanii 1939 roku Wojsko Polskie musiało obsadzić front od Augustowa po Jasło, a bronić się od Mławy po Cieszyn. Skrajna północna flanka była chroniona przez Republikę Litewską, a skrajna flanka południowa - tak skrajna, że można o niej mówić "wschodnia" - przez Węgry. Gdyby jednak Niemcy nie zneutralizowali wrogich Polsce sąsiadów, należałoby obsadzić front ciągnący się od Brasławia nieopodal Dźwiny aż po Kuty, leżące nad Czeremoszem. Walki natomiast toczyłyby się od Wileńszczyzny aż po Borysław. Oznaczałoby to, że polskie pozycje obronne byłyby obsadzone dwakroć słabiej. Tymczasem przeciwnik byłby przynajmniej tak samo silny. Główne niemieckie uderzenie na Warszawę ruszyłoby najprawdopodobniej z Pomorza Zachodniego. Był to bowiem kierunek wydajniejszy niż śląski: szybciej wychodziło się na stolicę Rzeczypospolitej, odcinając jednocześnie wojska stojące wzdłuż granicy ze Śląskiem. W dodatku uderzenie takie spowodowałoby ściąganie w jego kierunku oddziałów ze skrzydeł polskiego frontu. W uderzeniu takim Niemcy mogliby rzeczywiście zrealizować zasadę schwerpunktu i skomasować wszystkie dywizje szybkie. Można się spodziewać, że niemieckie uderzenie nie zostałoby zatrzymane nawet na 48 godzin. Polskie dywizje zostałyby zniszczone na swoich pozycjach obronnych, a podchodzące odwody - zniszczone jeszcze w czasie marszu dofrontowego. Po dwóch dniach nikt nie stałby Niemcom na drodze do Warszawy, która została by osiągnięta trzeciego lub czwartego dnia wojny.

Być może zresztą Warszawa byłaby już wówczas zdobyta szybkim atakiem z Prus Wschodnich. Stąd bowiem wiodła najkrótsza droga z terytorium Rzeszy do stolicy Rzeczypospolitej. Polska obsada tego odcinka frontu byłaby mniejsza niż w rzeczywistości, atak niemiecki zaś miałby większy potencjał. Mógłby bowiem korzystać nie tylko z zasobów Prus Wschodnich, ale także Litwę kowieńskiej. Państwo to na pewno skorzystałoby z możliwości zajęcia Wilna, być może też - chcąc upokorzyć Polskę - wysłałoby korpusik ekspedycyjny, pomagając Niemcom w zajęciu Warszawy. Już więc po kilku dniach wojny stolica Polski byłaby albo zdobyta, albo oblężona tak od zachodu - przez armię pomorską, jak i wschodu przez armię prusko-żmudzką. I to byłby finis Poloniae... Nie byłoby szans na kontynuowanie oporu, możliwości ewakuacji Wojska Polskiego "na Węgry". Polsko-węgierska granica powstała bowiem dopiero w marcu 1939 roku, na skutek rozpadu Czecho-Słowacji. Oddziały Wojska Polskiego nie miałyby też szans na dotarcie do Rumunii - była ona zbyt daleko na wschód. Poza tym przedmoście rumuńskie byłoby dawno zajęte przez armię niemiecką atakującą z czechosłowackiego Zakarpacia: dywizje Wehrmachtu - i zaopatrzenie dla nich - zostałyby tam dowiezione szlakami kolejowymi, które wciąż przecież pozostawałyby w rękach Czechów lub Słowaków.

W momencie, w którym padałaby Warszawa, a prezydent Rzeczypospolitej trafiałby do niemieckiej niewoli, armia czesko-słowacka wkraczałaby już do Lwowa i na Podole. Nagłówki praskich gazet głosiłyby Czechom: "Prastare ziemie Wiślan, oderwane w średniowieczu od dynastii Przemyślidów, wracają do macierzy!" Dla Emila Hachy - prezydenta sprzymierzonej z III Rzeszą Czecho-Słowacji - zajęcie Małopolski Wschodniej byłoby niezmiernie istotne. Oto połączyłaby się "Północna Ruś" ze stolicą we Lwowie z "Rusią Zakarpacką" ze stolicą w Chuście. Znacznie poprawiłoby to pozycję przetargową Pragi - zarówno wobec Berlina, jak i Budapesztu. Być może powstałaby nawet czecho-Słowacko-Ruś - spełnienie panslawistycznych marzeń rodaków Jaroslava Haška (nowe państwo mogłoby przyjąć również uroczą nazwę "Zapadoslavia", szczególnie jeśli powierzono by mu administrację nad całą "Galicją"). Na szczęście dla Rzeczypospolitej Niemcy - zamiast zaatakować Polskę - woleli osłabić swoich potencjalnych sojuszników (generał Franz Halder w kwietniu 1939 r. na odprawie niemieckiej generalicji -  wyjaśniając cele i powody wojny z Polską - twierdził otwarcie, że likwidacja Czechosłowacji jest niezwykle korzystna dla Niemiec, gdyż likwiduje nie tylko samo to państwo, ale również całą Małą Ententę - francuski twór, który byłby niebezpieczny, jako możliwość powstania trzeciego frontu przeciwko Rzeszy).




21 marca 1939 roku Joachim von Ribbentrop przedstawił ambasadorowi Lipskiemu swoje żądania w sposób niemal ultymatywny, jedynie po to, aby w pięć dni później usłyszeć kategoryczną odmowę. W Warszawie zdawano sobie sprawę, że Polska nie jest w stanie wygrać samodzielnie wojny z Niemcami (armia niemiecka w tamtym czasie była prawdziwą machiną do zabijania, a przytoczony wyżej Franz Halder  na owej odprawie z niemiecką generalicją chwalił się że armia niemiecka jest "najnowocześniejszą armią naszych czasów" i niestety miał dużo racji. Oczywiście w wielu kwestiach przesadzał, w wielu się mylił, a w niektórych wręcz fantazjował, jednak plan wojny z Polską i porównanie potencjałów bojowych było w jego przekazie niestety - raz jeszcze to podkreślę - prawidłowe. Co prawda przesadzał że Wojsko Polskie jest wojskiem z wojny 1870-1871 mając na myśli głównie liczne brygady kawalerii które wchodziły w skład Wojska Polskiego. Do pewnego stopnia popadał wręcz w megalomanię, mówiąc iż żołnierz polski jest najgłupszym żołnierzem w Europie - poza rumuńskim - i chociaż początkowo można by uznać te słowa za buńczuczne bajdurzenie nacjonalistycznego oficerka, to po głębszym namyśle można dojść do przekonania, że on miał tutaj co innego na myśli, a mianowicie to, że sposób decyzyjny w Wojsku Polskim był wciąż anachroniczny (zresztą tak, jak w całej ówczesnej Europie), natomiast Wehrmacht był już armią zupełnie inną, całkowicie nowoczesną nawet na polu podejmowania decyzji, gdzie podoficerowie, a nawet żołnierze na szczeblu pułków czy kompanii byli w stanie podjąć decyzję co czynić dalej w wypadku utraty dowództwa; w większości armii natomiast dowództwo było całkowicie hierarchiczne, a najgorzej było w Armii Rumuńskiej - dlatego Halder stwierdził że Rumuni są najgłupsi w Europie - gdyż tam panowały wręcz feudalne stosunki w wojsku, a zwykli żołnierze byli traktowani jak parobki przez oficerów. Poza tym Halder twierdził że Polska jest w stanie wystawić nawet 70 Dywizji i że jest to naród niezwykle bitny i odważny, ale dodawał od razu, że nie sądzi, abyśmy byli w stanie realnie wystawić i wyposażyć taką liczbę wojska {we wrześniu 1939 r. wystawiliśmy 40 dywizji}. Oczywiście mieliśmy przeszkolonych ludzi, mieliśmy rezerwistów i rzeczywiście byliśmy w stanie teoretycznie wystawić do 70 dywizji, problem tylko polegał na tym, że nie było jak tych dywizji uzupełnić kadrą oficerską jak również wyposażyć w sprzęt bojowy. I skurczybyk Halder o tym wiedział i tutaj też się nie mylił. Pomylił się co prawda w jakości naszych samolotów bombowych, ale to tylko dlatego że nie uwzględniał "Łosi" (PZL.37 Łoś) które realnie weszły do służby już w roku 1939, natomiast on opisywał sytuację do roku 1938 i twierdził że polskie samoloty mają zbyt mały udźwig bomb, aby mogły realnie zagrażać niemieckim miastom. Natomiast ataki na niemieckie miasta, takie jak Wrocław, Szczecin czy nawet Berlin, były możliwe do przeprowadzenia przez nasze lotnictwo, a nie zostało to wykonane we wrześniu 1939 r. tylko dlatego, że marszałek Edward Rydz-Śmigły zabronił takich akcji. Halder też twierdził że należy jak najszybciej rozbić Polskę. Rozbić, to znaczy nie pozwolić Polakom na wycofanie się w jakiekolwiek bezpieczne miejsce, aby zebrali siły i umocnili się. Mówił również że nie wchodzi w grę także samo pokonanie Wojska Polskiego, gdyż mogłoby ono wciąż stanowić realne niebezpieczeństwo dla Niemiec, dlatego konieczne jest wyłącznie rozbicie Polski i jej Armii - totalne, w jak najkrótszym czasie, tak, aby państwa zachodnie nie były w stanie interweniować w naszej obronie - przewidywał że wojna potrwa do trzech tygodni, ale twierdził że możliwe jest zniszczenie Polski w 14 dni. Co ciekawe Halder twierdził również otwarcie - w nieco fantazyjny w tym momencie już sposób - że nawet jeżeli Francja i Wielka Brytania ruszą w obronie Polski, to i tak nic się nie stanie, ponieważ Wehrmacht jest tak potężny, że nie ma siły, aby ktokolwiek mógł go pokonać i nawet gdyby po stronie Wojska Polskiego wystąpiła Armia Czerwona niewiele to zmieni i mówił do generałów "Panowie, niczym się nie przejmujcie, naszym zadaniem jest całkowite zniszczenie Polski bez względu na wojnę na Zachodzie. To jest nasze priorytetowe zadanie i cel główny, jaki postawił przed nami fuhrer". Oczywiście nie było to do końca prawdą. Gdyby bowiem Francuzi i Brytyjczycy ruszyli pełną siłą na Zachodzie, Niemcy musieliby ulec i choć Halder buńczucznie twierdził, że nie wycofa z frontu wschodniego nawet jednej dywizji, co najwyżej lotnictwo aby totalnie zniszczyć Paryż i Londyn, to jednak były to w tym momencie już zwykłe przechwałki. Bez kozery jednak dodam że świadomość wielkiej wojny powietrznej i zniszczenia Londynu w 1939 czy w 1940 r naprawdę paraliżowała Winstona Churchilla, a w roku 1939 zarówno lotnictwo brytyjskie jak i francuskie znacznie ustępowało niemieckiemu)

Wiedziano jednak że do walki stanie też Francja. Dla Paryża - niezależnie od tego, kto w nim rządził i jakie miał sympatie - opuszczenie Rzeczypospolitej byłoby niezgodne z francuską racją stanu. Nie tylko doprowadziłoby do sytuacji bezpośredniego zagrożenia bezpieczeństwa Republiki, ale oznaczałoby degrengoladę polityczną, utratę statusu mocarstwa i izolację polityczną: skoro bowiem Francja nie pomaga Polsce - swojemu najbliższemu sojusznikowi, nie jest godnym zaufania partnerem. Wszyscy zatem alianci i sympatycy Paryża na Bałkanach i nad Bałtykiem zmieniliby swoje układy sojusznicze. Sojusz polsko-francuski został wzmocniony deklaracją premiera Wielkiej Brytanii z 31 marca 1939 roku. Nevil Chamberlain ogłosił, że rząd Jego Królewskiej Mości udzieli Polsce poparcia, jeśli jej niepodległości będzie zagrożona (wyjazd ministra spraw zagranicznych Rzeczpospolitej Józefa Becka 3 kwietnia w tej sprawie na rozmowy do Londynu spowodował, że Hitler jeszcze tego samego dnia podpisał "Fall Weiss" {"Biały Plan"} plan wojny z Polską. Oczywiście plan ten był dopracowywany do sierpnia 1939 r. choć jego najważniejsze zręby gotowe były już w lipcu). Wkrótce - 6 kwietnia - jednostronna deklaracja została przekształcona w obustronne zobowiązania (Halder twierdził jednak że nie ma szans aby Brytyjczycy mogli w jakikolwiek sposób przyjść Polsce z pomocą i mogą tylko patrzeć, jak Wehrmacht niszczy nasz kraj). Miało to wymiar nie tyle symboliczny - Polska przestawała być wasalem Wielkiej Brytanii, stając się jej partnerem - ale przede wszystkim wymiar praktyczny, bo oba państwa zaczął wiązać faktyczny sojusz. 13 kwietnia do porozumienia dołączyła także Francja. Niemcy uznali takie posunięcie za niezgodne z polsko-niemiecką deklaracją o niestosowaniu przemocy: 28 kwietnia Adolf Hitler ogłosił przed Reichstagiem, że podejmując takie decyzje, rząd Rzeczypospolitej własnoręcznie anulował układ z 1934 roku, więc także Niemcy nie będą go przestrzegać. Nakazał także Wehrmachtowi - jeszcze 3 kwietnia - przygotowania do agresji na Polskę.




Szef Oberkommando der Wehrmacht Wilhelm Keitel wydał wówczas polecenie, zgodnie z którym przygotowania do operacji przeciwko Polsce należało prowadzić tak, aby mogła ona rozpocząć się "w każdej chwili, poczynając od 1 września". Nie oznaczało to bynajmniej wojny - przestrzegano, żeby w stosunkach z Polską unikać zatargów (Hitler w latach 1934-1938 wymuszał wręcz na Niemcach utrzymywanie dobrych stosunków z Polską. Było to do pewnego stopnia niekonsekwentne, a jednocześnie Hitler miał wiele takich dziwnych planów, które na poziomie taktycznym mówiły co innego i na poziomie strategicznym co innego. Na poziomie taktycznym sojusz z Polską dla Niemiec był możliwy do pewnego stopnia - tym stopniem był rodzaj podporządkowania Rzeczypospolitej polityce Berlina. Natomiast na poziomie strategicznym istnienie Polski było całkowicie nie do zaakceptowania dla Niemiec hitlerowskich. Swoją drogą zdarzały się też takie pomysły niemieckich generałów już po zakończeniu wojny w roku 1945, że Hitler popełnił błąd atakując Polskę. Twierdzili bowiem że powinien zostawić Polskę jako podporządkowany Berlinowi bufor, przed atakiem ze strony Związku Sowieckiego. Problem polegał tylko na tym, że Polska nie zamierzała stać się niemieckim wasalem, podobnie zresztą jak i sowieckim, czy choćby francuskim. Dlatego też Hitler zmienił swoje plany które początkowo skierowane były na Zachód. Ale jakikolwiek sojusz polsko-niemiecki w tamtym czasie wymierzone chociażby tylko w sam związek sowiecki był nie do pomyślenia, gdyż na dłuższą metę była to polityka dla nas zabójcza. I to zarówno w przypadku niemieckiego zwycięstwa nad Związkiem Sowieckim, jak i w przypadku niemieckiej klęski. W pierwszym wypadku istnieje Polski stałoby się niepotrzebne Berlinowi po zdobyciu Moskwy i dojściu do Uralu. W drugim przypadku zaś albo stalibyśmy się sowiecką republiką, albo też - nawet jeśli ów czarny scenariusz nie doszedłby do skutku, w co wątpię - to bylibyśmy dzisiaj księstwem warszawskim z granicami w zasadzie niewiele różniącymi się od tamtych). Jednocześnie wyznaczono termin 1 maja, do którego to dnia należało mu przedstawić "plany poszczególnych rodzajów sił zbrojnych i uwagi dotyczące tabeli czynności". Oznaczało to w praktyce, że w sprzyjających okolicznościach atak na Polskę możliwy był do przeprowadzenia już po 1 maja 1939 roku.

"Sprzyjające okoliczności" pojawiły się dopiero w sierpniu 1939, a atak wyznaczono na 26 tego miesiąca. Po czym odwołano go, gdy okoliczności stały się mniej sprzyjające (25 sierpnia podpisano w Londynie polsko-niemiecki traktat o wzajemnej pomocy). Czy możliwa była jeszcze wcześniejsza agresja Niemiec na Polskę?...




CDN.

środa, 18 grudnia 2024

NA LUZIE... - 3

 POLITYCZNE MEMY



DZIŚ ZNÓW NA LUZIE, PORCJA KILKU POLITYCZNYCH MEMÓW ZWIĄZANA Z OBECNYMI WYDARZENIAMI PRZED MAJOWYMI WYBORAMI PREZYDENCKIMI W NASZYM KRAJU (ZASŁUGUJĄ ONE NA ODDZIELNY KOMENTARZ, ALE OBECNIE TAK BARDZO BRAKUJE MI NA TO CZASU) ⏳


PIJCIE POLSKIE WINA - RAFAŁ BĄŻUR! 😆



NIE MA TO JAK POJEŹDZIĆ SOBIE METREM O PORANKU 
NA KILKA MIESIĘCY PRZED WYBORAMI 😙





ZMIEŃ PRACĘ, WEŹ KREDYT I UWAŻAJ NA 
SZYBKO WBIEGAJĄCE NA ULICE ZAKONNICE W CIĄŻY 🤭



DWA PAJACE SIĘ SPOTKAŁY, 
JEDEN DUŻY, DRUGI MAŁY 🤔



😄



TĘCZOWY RAFAŁ I JEGO PROGRAM DLA POLAKÓW



DZIĘKUJĘ, NIE SKORZYSTAM. 
WOLĘ BARWY BIAŁO-CZERWONE



ZAPOMNIAŁBYM O NAJWAŻNIEJSZYM



😉



I WRESZCIE



DZIĘKUJĘ ZA UWAGĘ




A NA ZAKOŃCZENIE JESZCZE TA PEREŁKA



wtorek, 17 grudnia 2024

W CIENIU ANTYKU - Cz. I

CZYLI TEKSTY I DOKUMENTY STAROŻYTNOŚCI

(JAK RÓWNIEŻ WCZESNEGO ŚREDNIOWIECZA) 

O KTÓRYCH DZIŚ JUŻ (PRAWIE) NIKT NIE PAMIĘTA






Ponieważ tak szalenie brakuje mi czasu aby zająć się tematami, którymi chciałbym się zająć, postanowiłem dzisiaj rozpocząć nowy cykl tematyczny o starożytnych tekstach i dokumentach, obrazujących jednocześnie nie tylko ówczesną rzeczywistość polityczną, ale przede wszystkim życie zwykłych ludzi (bo to wydaje mi się być najbardziej interesujące). W tej serii zamierzam przedstawić zarówno prywatne modlitwy jakie wznoszono do bogów (a które zostały spisane, bo inaczej byśmy o nich nie wiedzieli), jak również wczesne modlitwy chrześcijańskie, a także testamenty, prywatne listy, umowy o pracę, rozwody, śluby, transakcje handlowe (w tym sprzedaż i kupno niewolników) itd. itp. Zebrałem przez lata tego pokaźną liczbę (oczywiście w podpisach a czasem kserówkach, ale jednak). Ponieważ jednak przez dłuższy czas się nimi nie interesowałem (i leżały gdzieś tam zakurzone), a ponieważ ostatnio je odnalazłem (niektóre w niezbyt dobrym stanie, na wpół podarte i zniszczone), to pomyślałem sobie że aby pamięć o nich nie zaginęła (Oczywiście są to tylko odpisy, ale w końcu kiedyś poświęcałem czas żeby je zdobyć) to je tutaj (przynajmniej niektóre) zamieszczę. Zbierałem te dokumenty do celu jaki zamierzam wypełnić (jeśli się oczywiście uda, bo niestety sprawy zawodowe wymagają ode mnie obecnie zbyt wiele czasu, znacznie więcej niż byłem sobie tego życzył 😉) napisania Wielkiej Historii Antycznej Grecji i Starożytnego Rzymu (o czym wspominałem już kilka lat temu). Praca ta miała jednak polegać na zdobywaniu informacji nie tylko tych oczywistych, ogólnie dostępnych, ale również tych mniej znanych, na przykład prowincjonalnych inskrypcji, dokonań lokalnych namiestników rzymskich, a także życia społeczności prowincji, która była dosyć odległa od dziejów nobilitas i cezarów, władających najpierw z Rzymu, potem z Rawenny a w końcu i z Konstantynopola. Uważam bowiem że historia ludowa, bezpośrednio dotykająca ludzi jest znacznie ciekawsza niż historia polityczna, wielkich wojen, władców, wodzów i bitew. Dlatego też (kierując się właśnie taką myślą) postanowiłem rozpocząć tę serię. Zacznijmy więc może dosyć niestandardowo... od modlitw i próśb do bogów/Boga (ponieważ jednak te dokumenty są już dosyć stare, częściowo zniszczone i nieposegregowane - a nie chce mi się tego czynić - dlatego nie miejcie do mnie pretensji, że czasami będę się z pewnymi kwestiami powtarzał, w zależności od tego, co wpadnie mi w rękę 😊)



PROŚBY I PYTANIA DO WYROCZNI





(I wiek - EGIPT)


"O Panie mój, Serapisie Heliosie, dobroczyńco. 
Powiedz, czy wypada, aby Fanias, mój syn i jego żona, nie zgadzali się teraz ze mną, jego ojcem, lecz sprzeciwiali się mi i nie zawierali umowy. 
Powiedz mi to szczerze. Żegnaj!"


Nie wiadomo czego dotyczyła ta prośba, wiadomo tylko że autor odnosił się do Serapisa-Heliosa, czyli bóstwa powstałego po objęciu królewskiej władzy w Egipcie przez grecką dynastię Ptolemeuszy/Lagidów z połączenia dwóch bogów: świętego bóstwa Egipcjan Ozyrysa i świętego byka Apisa. Serapis miał w swych zamierzeniach połączyć zarówno autochtonów (czyli Egipcjan), jak i napływową elitę rządzącą (czyli Macedończyków i Greków). Po raz pierwszy miano sprowadzić jego wizerunek do Aleksandrii w roku 285 p.n.e. po tym, jak pierwszy władca Egiptu z rodu Lagidów - Ptolemeusz I Sorter ("Zbawca") czyli Πτολεμαίος Ι Σωτήρ, miał sen. Tacyt twierdzi, że stary już wówczas król (ponad 80-letni), władający Egiptem od 323 r. p.n.e. pierwotnie jako satrapa, a od 305 r. p.n.e. jako król, ujrzał we śnie olbrzymiego "młodzieńca o niezwykłej urodzie", który polecił mu aby wysłał do Pontu swoich ludzi, którzy mieli stamtąd sprowadzić jego posąg. Twierdził, że jeśli to uczyni, to miasto w którym znajdzie się ów posąg będzie wielkie i sławne, a on stanie się potężnym władcą, po tych słowach młodzieniec miał ulecieć ku niebu w oparach ognia. Będący pod ogromnym wrażeniem owego snu król, najpierw wezwał egipskich kapłanów którzy trudnili się przepowiadaniem znaczenia snów i interpretacją przyszłości, ale oni niestety nie wiedzieli nawet gdzie leży Pont i jak tam się udać. Ptolemeusz wezwał więc do siebie nadwornego Greka (w końcu jego dwór głównie składał się z Greków, przecież on sam również pochodził z Hellady, był bowiem synem Lagosa -  szlachcica z Eordaji. Kiedyś już pisałem o tym fenomenie który wówczas dopadł Greków, a mianowicie o tym, że różnica pomiędzy jednym a drugim pokoleniem po podbojach Aleksandra zmieniła całkowicie wyobrażenie ich świata. O ile Lagos za swoją ojkumene uważał swoje rodzinne polis i być może sąsiednie, jego zaś ojciec zapewne jedynie samą Eordaję, o tyle już dla młodego Ptolemeusza, ojkumene to był świat ciągnący się znad brzegów Indusu do źródeł Nilu i Hellespontu. I to był grecki świat - co bardzo ważne. Rewolucyjna zmiana mentalna w ciągu jednego zaledwie pokolenia), a konkretnie Ateńczyka o imieniu Tymoteusz (który był jednym z kapłanów bogini Demeter w Eleusis i oczywiście wtajemniczony był w misteria). Zasięgnął on informacji od kupców którzy podróżowali na północ i dowiedział się że w Poncie znajduje się miasto o nazwie Synopa, w której jest świątynia Zeusa -Pana Dolnego Świata (w odróżnieniu od Zeusa - Władcy Niebios). A w świątyni tej znajdowała się również postać kobieca bogini Persefony - siostry Apollina. Ta informacja spowodowała, że król Ptolemeusz początkowo stracił ochotę aby ściągać do Aleksandrii posąg boga ukazanego we śnie, (tym bardziej że sam do końca nie wiedział jaki to ma być posąg). 






Ostatecznie jednak powrócił do tej sprawy (Tacyt twierdzi że pod wpływem kolejnego proroczego snu) i wysłał posłów oraz dary dla władcy Synopy - Scydrotemisa, aby pozwolił wywieźć stamtąd wizerunek boga. Wcześniej posłowie udali się do Delf, gdzie w tamtejszej wyroczni Apollina uzyskali potwierdzenie celu swojej podróży i nakaz sprowadzenia "wizerunku mojego ojca, ale zostawienia wizerunku mojej siostry" - jak miał rzec sam bóg. Po przybyciu na dwór do Synopy, posłowie złożyli Scydrotemisowi propozycję wydania posągu, wzmacniając ją nie tylko bogatymi darami dla króla, ale również nakazem samego boga Apolla. Scydrotemis się przestraszył. Nie chciał bowiem występować przeciwko bożemu nakazowi, a jednocześnie musiał uwzględnić liczne protesty, jakie wówczas odbywały się w Synopie, gdzie lud kategorycznie nie godził się na wydanie wizerunku swego boga. Groziło to swoistym buntem społecznym i detronizacją króla, jeśli ten pominął by wolę swego ludu, dlatego też odmówił wydania posągu boga. Minęły jednak 3 lata, podczas których Ptolemeusz nie dawał za wygraną, zwiększając liczbę poselstwa, statków, oraz darów dla władcy Synopy. Dodatkowo króla i jego dzieci dopadły różne choroby, co miało być karą bożą za odmowę wydania posągu. Lud jednak odmawiał wydania wizerunku boga, zgromadził się licznie pod jego świątynią i śpiewając pieśni, nie pozwolił wejść tam żołnierzom króla. Tacyt twierdzi że wówczas miało miejsce jakieś nadprzyrodzone zdarzenie i na firmamencie nieba miała się ukazać postać młodzieńca, który zstępuje z nieba. Wywołało to przerażenie wśród ludności Synopy, co doprowadziło ostatecznie do wydania posągu posłom Ptolemeusza i zawiezienia go do Aleksandrii. Tyle sama przepowiednia (którą przedstawił Tacyt), ale również on twierdzi, że nawet jeśli sprowadzono posąg Serapisa za rządów Ptolemeusza Sotera do Egiptu, to umieszczono go najprawdopodobniej nie w Aleksandrii, ale w Memfis. I dopiero wnuk Sotera - Ptolemeusz III Euergetes ("Dobroczyńca") sprowadził posąg do Aleksandrii w roku 221 p.n.e., gdzie w dzielnicy Rakotis wzniósł mu wspaniałą świątynię (którą dzielił Serapis wraz z boginią Izydą).





(II wiek - prawdopodobnie EGIPT)


"Do Zeusa Heliosa, wielkiego Serapisa i jego boskich towarzyszy.
Nike pyta, czy jest dla mnie korzystne kupić od Tasarapiony jej niewolnika Sarapiona, zwanego również Gaionem. 
Proszę, udziel mi odpowiedzi"




W tym przypadku mamy do czynienia z pytaniem zadanym wyroczni Serapisa prawdopodobnie w Egipcie, chociaż należy pamiętać że w tym czasie świątyń Serapisa w Imperium Rzymskich powstało bardzo wiele, jednak ze względu na fakt, iż tekst został pierwotnie napisany po grecku, należy uznać, iż został on sporządzony albo w Aleksandrii albo w Antiochii, bo to były dwa główne centra kultu tego boga w greckiej części Imperium Rzymskiego (czyli po prostu na Wschodzie). Autorką zapytania skierowanego do boga jest niejaka Nike, która pragnie kupić niewolnika od kobiety imieniem Tasarapiona, tylko nie wie czy jej się to opłaci (imię Sarapion jest męskim odpowiednikiem imienia Tasarapiona, dlatego też dalej Nike dodaje, iż pierwotnie zwał on się Gaion).





(ok. 300 r.) 
(Lista nie związanych ze sobą pytań do nieznanej wyroczni)


  1. "Czy otrzymam dodatek?" (pieniężny?)
  2. "Czy mam pozostać tam, dokąd idę?"
  3. "Czy zostanę sprzedany?"
  4. "Czy mogę czerpać korzyści z mego przyjaciela?"
  5. "Czy mam się pojednać z moimi dziećmi?"
  6. "Czy dostanę bezpłatny urlop?"
  7. "Czy odzyskam moje pieniądze?"
  8. "Czy potrafię zrealizować to, co mam na myśli?"
  9. "Czy mam zostać senatorem?"
  10. "Czy mam się rozwieść z moją żoną?"
  11. "Czy zostałem otruty?"



ŚWIĄTYNIA APOLLONA W DELFACH
(Obraz wygenerowany przez sztuczną inteligencję) 



MODLITWY


(ok. 300 r.
(Tekst grecki)


"(Brak tekstu) Amulet zwycięstwa dla Sarapamona, syna Apoloniusza (brak tekstu) Daj zwycięstwo i bezpieczeństwo na torze wyścigowym i wśród tłumu wspomnianemu Sarapamonowi, w imieniu Sulikusesusa"



(Koniec V wieku)
(Tekst grecki)


"O Boże Wszechmogący, Święty, Prawdziwy, Dobrotliwy, Stworzycielu, Ojcze naszego Pana i Zbawiciela Jezusa Chrystusa objaw mi swoją prawdę, czy jest Twoją wolą, abym poszedł do Chioud (?). Czy znajdę Cię tam pomagającego mi i łaskawego?
Niech się stanie wola Twoja! Amen"



(VI wiek)
(Tekst grecki)


"Boże naszego patrona, świętego Filoksenosa (w tym miejscu brak tekstu, a powinno się zapewne tutaj znaleźć słowo "powiedz") czy pozwolisz nam zabrać Anoupa do Twojego szpitala?
Okaż swoją moc, a ta prośba się spełni!"



NA DZISIAJ TYLE 🤔


CDN.

niedziela, 15 grudnia 2024

WOKÓŁ AKTU 5 LISTOPADA - Cz. III

CZYLI JAK NIEMCY CHCIELI SOBIE 

STWORZYĆ "SWOJĄ" POLSKĘ?





RZECZYWISTOŚCI
KRÓLESTWA POLSKIEGO 
PIERWSZE LATA
"ALEKSANDER BŁOGOSŁAWIONY"
(1815-1820)
Cz. II



"KTO POWIEDZIAŁ ŻE MOSKALE 
SĄ TO BRACIA NAS LECHITÓW,
TEMU PIERWSZY W ŁEB WYPALĘ
PRZED KOŚCIOŁEM KARMELITÓW" 






DZIECI ROKU 1812 
Cz. II


 Do inwazji na Rosję w roku 1812 Cesarz Napoleon zgromadził armię liczącą łącznie 672 000 żołnierzy (z czego w samej inwazji wzięło udział ok. 612 000). Najbardziej liczny był oczywiście korpus francuski, liczący 355 000 żołnierzy, zaraz po nich było Wojsko Polskie liczące łącznie ponad 100 000 żołnierzy (83 000 żołnierzy podzielonych pomiędzy różne pułki Wielkiej Armii, oraz 20 000 bezpośrednio wcielonych do Armii Francuskiej). Trzeba też powiedzieć że co prawda wielkość żołnierza była imponująca (bodajże największa jaka do tej pory została zgromadzona w Europie), ale jej jakość pozostawiała wiele do życzenia. Cesarz Napoleon popełnił tutaj wiele błędów i już sam fakt że złamał wcześniej wyznawaną przez siebie zasadę, jakoby "100 marnych żołnierzy było gorszych od 20 żołnierzy bitnych i chętnych do walki", to również poza oparciem we własnych siłach zbrojnych i w Wojsku Polskim, realnie nie miał sojuszników w tej wojnie. Co prawda wiódł ze sobą armię "20 języków" (20 narodów) a byli tam Francuzi, Polacy, Austriacy, Prusacy, Hiszpanie, Portugalczycy, Węgrzy, Belgowie, Sasi, Neapolitańczycy, Lombardowie, Bawarowie, Westfalczycy i wiele innych ludów, to jednak realnie na sukcesie tej operacji wojennej zależało tylko Polakom i Francuzom. Kwestia ilości nad jakością to jest jeden poważny błąd Napoleona w tej batalii z Aleksandrem -  crem Rosji, kolejnym było pozostawienie nie rozwiązanego drugiego frontu w Europie, jakim była Hiszpania. Tam sytuacja rzeczywiście wymykała się spod kontroli i jeżeli Napoleon zdawał sobie sprawę że najpierw musi rozwiązać kwestię Rosji, aby ostatecznie rozprawić się z Hiszpanią i wspierającymi ją Brytyjczykami, to musiał przede wszystkim zakończyć toczącą się tam wojnę - bez względu na warunki, nawet wycofując się z tego kraju. Tam bowiem stacjonowało dodatkowych 300 000 Francuzów (w tym 20 000 Polaków), którzy mieli doskonałe doświadczenie wojenne nabyte w walkach za Pirenejami i byliby bardzo potrzebni w kampanii rosyjskiej. Ale to nie koniec błędów cesarza. Minister spraw zagranicznych i późniejszy kanclerz Austrii - Klemens von Metternich chwalił się potem w swych pamiętnikach, że Napoleon wyjawił mu w Dreźnie swój plan wojny z Rosją, a brzmiał on następująco: "Przekroczę Niemen, zajmę Mińsk i Smoleńsk i tam się zatrzymam, fortyfikując te miasta. W Wilnie utworzę swój sztab i zajmę się organizowaniem Litwy. Jeśli Aleksander nie przyjdzie wówczas do mnie z propozycją pokoju, to posunę się dalej w roku 1813 i będę równie ostrożny jak rok wcześniej". Nawet jeżeli uznamy że pamiętniki Metternicha są naciągane (jak plandeka na żuku 😉) ze względu na fakt, iż stara się on tam często uwypuklić swoją własną rolę (nie ma bowiem pewności czy rzeczywiście Napoleon zwierzał się Metternichowi w Dreźnie), to dokładnie taką samą koncepcję przedstawił Cesarz w rozmowie z gen. Jean'em Rapp'em w Gdańsku 7 czerwca 1812 r. (co tamten odnotował). Była to bardzo rozsądna koncepcja wojny i sądzę że w dużej mierze wychodziła ona z kręgów polskich (najprawdopodobniej od samego księcia Józefa Poniatowskiego "Peppiego", lub kogoś z jego otoczenia). A sprowadzała się ona po prostu do odcięcia Litwy i Ukrainy od Rosji, przygotowania tych ziem i przyłączenia ich do odrodzonej Rzeczpospolitej a także dokonania ta mobilizacji i "poczekania" na przyjście Moskali, którzy w żadnym wypadku nie mogli pozwolić sobie na utratę tych terenów. Wówczas Aleksander mógł nawet uciec na Kamczatkę (jak się odgrażał że ma dokąd się wycofać), nic by mu to nie dało, skoro Rzeczypospolita by się odrodziła a Rosja zostałaby zepchnięta w azjatyckie stepy. Niestety Napoleon nie wdrożył tej zasady w życie w czasie kampanii roku 1812 co było powodem Jego klęski.




Sztab Cesarza mieścił się w litewskiej nadniemeńskiej miejscowości Wyłkowyszki, gdzie 22 czerwca wydał On odezwę o rozpoczęciu "Drugiej wojny polskiej" i tym samym wypowiedział Cesarstwu Rosyjskiemu wojnę (potem datę tę - jako symboliczną - przyjął Hitler do ataku na Związek Sowiecki). Car Aleksander zaś ustanowił sztab w Wilnie na Antokolu, gdzie przebywał tuż przed inwazją i gdzie po prostu lubił przyjeżdżać (mówił bowiem że w Wilnie organizowane są ponoć najlepsze imprezy). Rosja oczywiście też poczyniła ogromne przygotowania wojenne, zmobilizowano jakieś 650 000 żołnierzy (choć większość z nich nie stała przy samej granicy, a jedynie 250 000 było rozlokowanych na kierunku ataku Wielkiej Armii). Przygotowania jakie poczyniono po stronie francuskiej były imponujące, chociaż potem okazało się że tak naprawdę potrzeby znacznie przewyższały osiągnięte cele (dało się potem odczuć szczególnie brak chirurgów i lekarzy, którzy udzielaliby rannym pierwszej pomocy, a także szwankowała aprowizacja co było oczywiste przy takim wydłużeniu linii komunikacyjnych w sytuacji marszu na Moskwę. Dlaczego bowiem Hitler nie zdobył Moskwy w grudniu 1941 r. ponieważ jednostki niemieckie które dotarły na przedpola Moskwy w większości docierały tam bez czołgów i broni ciężkiej, czołgi były bowiem z tyłu, aprowizacja była z tyłu praktycznie wszystko było z tyłu - łącznie z zimowymi mundurami dla żołnierzy Wehrmachtu, które stały na peronach Warszawy 🥳 - co było potrzebne żołnierzowi na pierwszej linii frontu, ale to temat na zupełnie inną serię). Napoleon oczywiście nie próżnował, wstawał już o 2:00 w nocy (a kładł się ok. 23:00), doglądając pozycji i objeżdżając swoje jednostki. Właśnie 23 czerwca o 2:00 nad ranem (jeszcze nim jednostki Wielkiej Armii przekroczyły Niemen) Napoleonowi przydarzyła się dziwna przygoda, która została odebrana jako złowróżbny znak. Otóż objeżdżając swoje oddziały (w polskim mundurze, co symbolicznie pokazywało znaczenie owej wojny o odrodzenie Rzeczypospolitej) nagle przed jego konia wpadł zając, a koń się wystraszył i zrzucił Cesarza ze swego grzbietu. Ktoś wówczas rzekł (nie wiadomo kto?): "Zły to znak. Rzymianin cofnąłby się". W nocy z 23 na 24 czerwca Wielka Armia rozpoczęła forsowanie Niemna, a pierwszymi którzy przekroczyli tę rzekę, byli saperzy, którzy zbudowali trzy mosty na tej rzece. Świtało już, ale mrok jeszcze trzymał ziemię w swej mocy, gdy do stanowisk saperskich podjechał moskiewski jeździec, młody Kozak, który zapytał: "Kto idzie?", padła odpowiedź "Francuzi!", "Czego chcecie, po co przekroczyliście granicę?" - zapytał, "Chcemy się z wami bić, by oswobodzić Polskę", po usłyszeniu tych słów smagnął konia batem i pogalopował w kierunku lasu pod osłoną trwających jeszcze ciemności, mimo posyłanych w jego stronę kul. Tak rozpoczęła się "Druga wojna polska".




Wybuch wojny z Rosją został powitany entuzjastycznie w Warszawie. Tłumy wyległy na ulice, wszędzie było widać białe orły, śpiewano pieśni patriotyczne (w tym Mazurka Dąbrowskiego). Ludzie cieszyli się że wreszcie nastąpi odrodzenie i połączenie z rodakami, którzy wciąż pozostają pod moskiewskim batem. 26 czerwca zebrał się w Warszawie sejm nadzwyczajny, który miał stać się z Sejmem odrodzeniowym. Na jego marszałka wybrano sędziwego już 77-letniego Adama Kazimierza Czartoryskiego, zasłużoną postać z czasów przedrozbiorowej Rzeczpospolitej. Był był to też swoisty ukłon w kierunku familii Czartoryskich, która w swych dziejach miała zarówno pozytywne przykłady pracy dla Ojczyzny, jak i negatywne odcienie zdrady narodowej. Wszystkim ukazała się doniosłość chwili (nawet samemu księciu Józefowi Poniatowskiemu który raczej nie należał do osób łatwo ulegającym nastrojom ulicy), wszyscy wyczekiwali odrodzenia dawnej Rzeczpospolitej, twierdząc otwarcie że zwołany Sejm jest ostatnim sejmem Księstwa Warszawskiego. Ale również i po drugiej stronie granicy car kokietował miejscowych Rzeczpospolitan w Wielkim Księstwie Litewskim (wówczas nieistniejącym pod moskiewskim zaborem), deklarując że również pragnie odrodzenia Polski pod własnym berłem. Doszło nawet do tego, że Michał Ogiński i Ksawery Drucki-Lubecki przygotowywali projekty autonomicznego Wielkiego Księstwa, które z czasem miało być wydzielone z Rosji i połączone z resztą ziem polskich w granicach z... 1772 r. Wszystko oficjalnie za wiedzą oraz aprobatą cara (sprawa była poważna, gdyż dwór berliński realnie obawiał się włączenia Księstwa Warszawskiego do Rosji, a raczej koronowania się cara Aleksandra na króla odrodzonej Polski sprzymierzonej z Rosją i Fryderyk Wilhelm III również zaczął w tym czasie twierdzić, że odrodzenie Polski jest niezbędne i że on również się widzi jako przyszły król tego Państwa. Jako ciekawostkę dodam tylko, że 30 000 korpus jaki Napoleon polecił wystawić Prusom na wojnę z Rosją, spotkał się z masowymi protestami wśród wielu pruskich oficerów; wielu z nich zdezerterowało lub poprosiło o zgodę na opuszczenie wojska. Inni jak choćby Carl von Clausewitz przeszli na służbę Moskali). Co ciekawe, projekt odrodzenia Polski (w jakiejkolwiek formie, nawet w formie kadłubowej, takiej jakim było Księstwo Warszawskie) mocno nie spodobał się ówczesnej moskiewskiej elicie politycznej i intelektualnej. Na jej czele zaś stanął niejaki Michaił Karamzin. Ten sentymentalny autor "Biednej Lizy" i "Listów podróżnika rosyjskiego" w tym czasie przybrał pozę prawdziwego rosyjskiego nacjonalisty. Karamzin chwalił bowiem potęgę Imperium Rosyjskiego, którego granice biegną od "kamczackich lodów, do pięknych Newy brzegów". Stawiał Aleksandrowi za wzór jego babkę, carycę Katarzynę, która potrafiła rozszerzać granice Rosji. Natomiast co się tyczy odrodzenia Polski to Karamzin twierdził, że Rosja w rozbiorach odebrała po prostu to, co jej się należało z kraju anarchii, "tyraństwie i samowoli dumnych wielmożów" (mam wrażenie jakbym słuchał Piotra Napierałę -  chyba tamten też się uczył od najlepszych mistrzów rosyjskiego samodzierżawia, chociaż sam przedstawia się jako "leberał". Mimo wszystko wolę Karamzina, mam bowiem alergię do rodzimych ojkofobów).

Karamzin w tamtym czasie twierdził że koszmar powraca, gdyż jeszcze w 1802 r. (czyli 10 lat wcześniej) mógł całą pewnością pisać iż Polska ostatecznie przepadła na wieki: "Nikt nie żałuje Polski, najbogatsze jej kraje przypadły Rosji. (...) Nie ma Polski, ale buntowniczy i nieszczęśliwi jej mieszkańcy, utraciwszy swe imię, znaleźli pokój pod władzą sprzymierzonych mocarstw". Teraz zaś plany cara odrodzenia Polski były dla niego czymś nie do zaakceptowania. Jeszcze przed wybuchem wojny, w roku 1811 Karamzin przedstawił carowi swój memoriał "O starej i nowej Rosji" w którym pisał otwarcie: "Niech cudzoziemcy potępiają rozbiory Polski; my wzięliśmy swoje!" Jako nadworny historiograf Aleksandra, nie wahał się często pouczać cara że źle uczynił w Tylży w 1807 r. godząc się na powstanie Księstwa Warszawskiego i tym samym otwierając "puszkę Pandory" którą zdawało się na wieczność zamknęła jego babka: "Niezbędnym warunkiem dla naszego bezpieczeństwa jest, (...) aby Polska nie istniała w jakiejkolwiek formie, ani pod jakąkolwiek nazwą. Bezpieczeństwo własne jest najwyższym prawem w polityce: lepiej byłoby się zgodzić, żeby Napoleon zdobył Śląsk, sam Berlin, aniżeli uznać Księstwo Warszawskie". A tymczasem 28 czerwca Sejm Księstwa Warszawskiego zawiązał Konfederację Generalną Królestwa Polskiego, która miała być pierwszym krokiem do restytucji dawnej Rzeczpospolitej. Z tym że ta odrodzona Polska miała być znacznie inna niż tamta, w której tak chroniczną niemożnością było wystawienie większej liczby wojska. Teraz, tak liczna armia Księstwa Warszawskiego - wsparta jeszcze poborami z Litwy i Rusi - miała doprowadzić Rzeczpospolitą do potęgi, jaką nie śniła się przodkom. Z frontu zaś dochodziły same dobre informacje, już w południe 24 czerwca Napoleon wkroczył do Kowna, 28 czerwca zajęto Wilno, 30 czerwca korpus Hieronima Bonaparte wkroczył do Grodna, a wojska rosyjskie na całej długości frontu były w odwrocie. W rosyjskim sztabie też trwał spór o to jaką taktykę podjąć. Gen. Piotr Bagration i skupieni wokół niego oficerowie rosyjscy postulowali zatrzymanie Napoleona i stoczenie wielkiej bitwy na granicy, aby nie dopuścić obcych wojsk w głąb "Świętej Rusi", natomiast oficerowie pochodzenia zagranicznego skupieni wokół głównodowodzącego gen. Barclay de Tolly uważali że należy wciągnąć Napoleona w głąb Rosji. Car Aleksander też tak uważał, dlatego też utrzymał de Tolly na stanowisku głównodowodzącego armią.


BARCLAY DE TOLLY 



Cesarz Napoleon podzielił swoją armię na trzy grupy: lewoskrzydłą - którą dowodził osobiście, centralną - której dowództwo powierzył Eugeniuszowi Beauharnais (synowi swojej pierwszej żony Józefiny), oraz prawoskrzydłą dowodzoną przez Hieronima Bonaparte (w jej skład wchodził 35 000 korpus pod dowództwem księcia Józefa Poniatowskiego). O ile Eugeniusz był dosyć dobrym dowódcą, o tyle Hieronim to kompletny dyletant, który głównie sprawdzał się w organizowaniu orgietek seksualnych i na tym powinien poprzestać. Tymczasem 1 lipca Napoleon powołał w Wilnie Rząd Tymczasowy Litewski, który miał organizować nową polską administrację na terenach Wielkiego Księstwa Litewskiego. Wpuszczenie Francuzów i Polaków (nie licząc oczywiście innych narodowości Wielkiej Armii - które tak naprawdę nie powinny wziąć udziału w tej wojnie, ponieważ były tylko kulą u nogi i dobrze by było gdyby Cesarz poprzestał na francusko-polskim kontyngencie, wniósłby tym samym więcej jakości do niepotrzebnej ilości wojska, która nic nie dawała, natomiast pochłaniała ogromne ilości mięsa, chleba i jarzyn - których tak bardzo brakowało) spotkało się ze sporym niezadowoleniem rosyjskich kół rządowych, które opowiadały się za powstrzymaniem marszu Francuzów w głąb "Świętej Rusi" (i właśnie na to liczył Napoleon oraz Poniatowski, a gdyby Bagration stanął na czele armii rosyjskiej, to Napoleon zniszczyłby ją już na początku kampanii i byłoby po wojnie, nawet jeśli car wystawiłby kolejną armię). Aleksander nawet pisał: "Z początku spodziewam się niepowodzeń, lecz to mnie nie zniechęca. Cofając się stworzę pustynię między armią Napoleona a moją, zabiorę ze sobą mężczyzn, kobiety, dzieci, bydło - wszystko!" Tymczasem 4 lipca jeden z najbliższych przyjaciół i współpracowników cara Aleksandra - książę Adam Jerzy Czartoryski złożył dymisję na jego ręce i udał się na "urlop" do swego majątku w galicyjskiej Sieniawie. Był on co prawda zwolennikiem odrodzenia Polski pod berłem Aleksandra, ale w zmieniającej się sytuacji geopolitycznej, gdy to właśnie pod berłem Napoleona mogła powstać wielka Rzeczpospolita odrodzona, wolał -  przynajmniej na razie - wycofać się do swojej samotni. Jeszcze w czerwcu pisywał do niego minister skarbu Księstwa Warszawskiego - Tadeusz Matuszewicz tymi oto słowy: "Gdzie ojczyzna sama jawnie i głośno woła, tam wszelkie osobiste lub prywatne bądź względy, bądź związki, bądź delikatności ustać i zamilczeć muszą. (...) Nie będzie tu miejsca wybierać między taką Polską lub inną, między tym lub drugim cesarzem, sama ojczyzna wezwie, zostanie jedynie być na ten głos powolnym lub głuchym". Czartoryski odpowiadał Matuszewiczowi że jego orientacja do opcji napoleońskiej jest tylko kwestią czasu, ale jednak nadal pozostawał bierny, oczekując ostatecznego rozstrzygnięcia tej kampanii. Ostatecznie pozostał przy Aleksandrze. 

Napoleon 28 czerwca wkraczał do Wilna niczym wyzwoliciel, witany entuzjastycznie przez mieszkańców miasta: "Nasz wjazd do miasta był triumfalny, ulice były pełne ludzi; wszystkie okna ozdabiały damy, przejawiające żywiołowy entuzjazm" - jak pisał jeden z polskich oficerów Napoleona (nazwiska niestety nie odnalazłem). W defiladzie która poprzedzała zajęcie miasta, jako pierwsi i ostatni kroczyli Polacy. W Katedrze wileńskiej dokonano symbolicznego ponownego zjednoczenia Korony i Wielkiego Księstwa Litewskiego, łącząc ze sobą białego Orła i litewską Pogoń. Nastrój był niezwykle podniosły i jak pisał Mickiewicz: "O wiosno! kto cię widział w tenczas w naszym kraju, pamiętna wiosno wojny, wiosno urodzaju (nie na darmo zostało to tutaj wpisane, gdyż zima 1811/1812 była zimą głodową na większych obszarach Europy, głównie we Francji, Wielkiej Brytanii, na Węgrzech częściowo w państwach niemieckich, w Polsce, na Litwie i w Rosji, natomiast wiosna roku 1812 była piękna i niezwykle bogata w zboża) obfita we zdarzenia, nadzieją brzemienna! Ja ciebie dotąd widzę piękna maro senna! Urodzony w niewoli, okuty w powiciu, ja tylko jedną taką wiosnę miałem w życiu". Natomiast niechęć elit rosyjskich (których reprezentantem był właśnie Michaił Karamzin) do kwestii Niepodległości Polski, uwidoczniła się powtarzanym po roku 1831 wierszyku autorstwa Rajnolda Suchodolskiego, który brzmiał następująco: "Kto powiedział że Moskale są to bracia nas Lechitów, temu pierwszy w łeb wypalę przed kościołem karmelitów" (i tutaj też nie ma przypadków, bowiem Kościół karmelitów na Pradze był świadkiem zbrodni, jakich dopuścili się Moskale podczas rzezi Pragi w roku 1794, gdy mordowano mężczyzn kobiety i dzieci).




CDN.