CZYLI DZIEJE IMPERIUM
WSCHODU I ZACHODU
Zapewne nikogo z szanownych czytelników tego bloga nie zaskoczę stwierdzeniem, że od zawsze fascynowały mnie dzieje Starożytnego Rzymu jak również Antycznej Grecji. Pamiętam jak po raz pierwszy - idąc do szkoły podstawowej - dostałem książkę historyczną opowiadającą właśnie o czasach antyku i ona tak bardzo mnie wciągnęła... a jednocześnie wydała mi się tak marnie uboga, tak niekompletna i tak bardzo pozostawiająca niedosyt, że pragnąłem jak najszybciej to zmienić. Potem przez kolejne lata (wykorzystując do tego również pracę zawodową), udało mi się zdobyć sporo informacji na temat grecko-rzymskiego antyku. Szczególnie zaś interesowała mnie nie tyle historia polityczna - która była powszechnie znana - ale ta bardziej ukryta, historia życia codziennego ludzi w tamtych czasach. Lubiłem bowiem (i lubię do dziś) to, co nie było łatwo dostępne, a jednocześnie co kształtowało klimat tamtych czasów, co mówiło bezpośrednio lub też pośrednio o tym, jak wówczas żyli ludzie. Ponieważ to zainteresowanie wcale nie minęło, a wręcz przeciwnie, przeto w tym właśnie temacie postaram się zaprezentować próbkę tego, co udało mi się zebrać przez te lata, a co nie odnosi się do wielkiej historii cezarów rzymskich, ich losów i wydarzeń politycznych które kształtowali, ale właśnie skupię się na tym, co na samym dole, czyli na szarym człowieku żyjącym w tamtym czasie w poszczególnych miejscach wielkiego Imperium, czyli w Rzymie, w Italii, Macedonii, Judei, Egipcie, Syrii, Galii, Hiszpanii, Brytanii, Afryce (pięknej ówczesnej prowincji) i wielu innych ziemiach, nad którymi kontrolę swą roztoczyła dumna Wilczyca znad Siedmiu Wzgórz Tybru. Nie pominę również obszaru ziem polskich i tego, jakie ludy tam żyły i czy rzeczywiście Słowianie są tak starym ludem o jakim częstokroć pisałem, a o którym wielu historyków (szczególnie od XVIII wieku) bodajże zapomniało, kształtując "germańską wersję" historii.
Temat którym przedstawię, będzie obejmował okres 600 lat, począwszy od zakończenia bitwy pod Akcjum (w której to Gajusz Oktawiusz - a w zasadzie już Gajusz Juliusz Cezar Oktawianus - rozbił flotę Marka Antoniusza i Kleopatry egipskiej) w roku 31 p.n.e. i poprowadzę temat ten przez poszczególne prowincje, pod rządami kolejnych władców, aż do roku 568, w którym to plemię Longobardów - przybyłe z terenów dzisiejszych Węgier - najechało północną Italię, niwecząc zdobycze 20-letniej niezwykle ciężkiej i krwawej wojny z czasów Justyniana Wielkiego, którego celem było odzyskanie Italii, Afryki i Hiszpanii i który w dużej mierze cel swój osiągnął. Wydaje się to okres niezbyt długi, aczkolwiek jakby no to popatrzeć z naszej perspektywy, to gdyby cofnąć się dzisiaj o te 600 lat znaleźlibyśmy się w czasach rodzącej się polskiej potęgi króla Władysława II Jagiełły, narodzin najpierw Władka, a potem Kaźka - kontynuatorów dzieła swego ojca. W domenie moich zainteresowań są więc nie tylko kwestie życia codziennego, począwszy chociażby od takich kwestii jak istnienie lub brak łaźni, czy też publicznych wychodków; ale również sprawy wyższego rzędu, jak choćby kwestie religijno-duchowe. Pokażę też, że były okresy rządów poszczególnych władców rzymskich, gdzie świątynie pogańskie stały obok świątyń chrześcijańskich i jedni drugim nie czynili z tego powodu problemów. Oczywiście nie zabraknie też krwawych walk religijnych, jakie (szczególnie w III i w IV wieku naszej ery) miały miejsce w niektórych prowincjach, a toczyły się one pomiędzy coraz bardziej rosnącym w siłę chrześcijaństwem i równie popularnym (głównie wśród żołnierzy stacjonujących w obozach nadgranicznych) kultem perskiego boga Mitry. Walki te były niezwykle krwawe i brutalne, a kończyły się częstokroć napadami na świątynie, paleniem ich i niszczeniem, mordowaniem kapłanów w wyszukany sposób (jak choćby przybiciem do krzyży, czy też wrzuceniem w ogień - który był centralnym punktem mitreów). Opowiem o bezpiecznej i szczęśliwej Afryce, która pozbawiona najazdów aż do V wieku naszej ery, żyła sobie szczęśliwie, jakby z boku wydarzeń dziejących się na innych obszarach Imperium Rzymskiego. To wszystko i jeszcze więcej będzie więc przedmiotem tej serii. Zapraszam.
PROLOG
Cz. I
Ach, cóż to była za bitwa! Teoretycznie walczyły ze sobą okręty wojenne obsadzone przez załogi obu armii, ale tak naprawdę bitwa ta przypominała bitwa lądową. Rzymianie mieli więc to, w czym byli najlepsi i poniekąd sprawdziły się słowa jednego ze starych weteranów Marka Antoniusza, który tuż przed bitwą zapytał go, wskazując na swoje blizny odniesione w licznych bitwach: "Wodzu, dlaczego Ty gardzisz tymi ramami i tym mieczem, a nadzieje swe pokładasz w nieszczęsnym drzewie? Niech sobie Egipcjanie i Fenicjanie walczą na morzu, nam ty daj ziemię, na której przywykliśmy dotrzymać miejsca i ginąć albo zwyciężać wroga". Okręty antoniusza i królowej Egiptu Kleopatra były duże i masywne, zbudowane na czworograniastych belkach, co powodowało że okręty Oktawiana i Marka Agryppy bały się nie tylko czołowego z nimi zderzenia, ale również uderzenia dziobem w bok. Tak więc mniejsze okręty Oktawiana, dopadały po prostu jeden okręt Antoniusza i załoga takich trzech okrętów biła się włóczniami, oszczepami, żagwiami a nawet wystrzeliwanymi z katapult pociskami, próbując zdobyć lub ewentualnie zatopić wrogi okręt. Walka trwała w taki oto sposób przez kilka godzin, gdy nagle na horyzoncie ujrzano 60 królewskich okrętów, które podniosły żagle i zaczęły wycofywać się z bitwy. Był to widok niezwykły dla obu walczących stron, gdyż okręty królowej Kleopatry stały nieco z tyłu, tak więc gdy ruszyła ona na południe, musiała przepłynąć przez walczących, a ponieważ akurat wiał dogodny wiatr, kierowała się ku Peloponezowi. Gdy Marek Antoniusz ujrzał że jego ukochana żona odpływa, postąpił całkowicie nieracjonalnie, udowadniając jednocześnie że nie rządzi nim ani rozum, ani logika, a jedynie serce i uczucie do kobiety, która zawładnęła całym jego życiem. Natychmiast wsiadł do niewielkiej pentery (towarzyszył mu jeszcze Aleksas z Syrii i Scyllus) i popłynął za nią w siną dal. Jej okręt zatrzymał się, gdy ujrzano znaki dawane przez zbliżającą się łódź, zabrano więc ich na pokład i okręty popłynęły dalej, zostawiając walczących swemu losowi żołnierzy i weteranów sławnego Marka Antoniusza.
Logika wróciła doń, wróciła jednak zbyt późno, gdy był już na pokładzie królewskiego okrętu. Nie spotkał się z Kleopatrą, ani ona z nim, usiadł tylko na rufie okrętu, objął głowę rękoma i w takiej pozie płynął, jakby świadomy zbliżającego się losu. Cóż to się stało, jakże mógł tak postąpić, czy uczucie do tej kobiety przesłoniło mu nie tylko zdrowy rozsądek, ale również chęć przetrwania? Siedział w ten sposób na rufie okrętu przez trzy kolejne dni, nie chcąc ani spotkać się z królową (choć ta zapraszała go do siebie), ani też nie przyjmując posiłków. Stał się uciekinierem, tym jednym czynem przekreślił budowaną przez dekady swoją pozycję i swoje imię. Czyżby więc Oktawian - wygłaszając przed Senatem w Rzymie swe propagandowe mowy, jakoby był on podnóżkiem królowej i jej niewolnikiem - miał rację? Trzeciego dnia (5 września 31 r. p.n.e.) okręty królewskie zatrzymały się na przylądku Tajnaron i tam Kleopatra postanowiła ostatecznie przekonać Antoniusza, by przynajmniej spojrzał jej w oczy i zamienił z nią parę słów. Posłała więc do niego swoje dwórki, na czele z wierną służącą o imieniu Charmion. Ta grecka arystokratka urodzona w Aleksandrii, służyła królowej już wiele lat i zajmowała się praktycznie wszystkim, od dobierania niewolnic, które miały próbować królewskich potraw, poprzez te, które przygotowały jej stroje i kąpiel, tak więc Charmion zajmowała się wszystkim co dotyczyło królowej, a ta całkowicie jej ufała. Być może dlatego że traktowała ją jako swoją przyjaciółkę, a to nie jest zbyt częste wśród monarchów, którzy otoczeni są całą rzeszą wszelkich pochlebców i trudno spośród nich odróżnić tych, którzy rzeczywiście pragną przyjaźni. W owym 31 r. p.n.e. królowa Kleopatra miała 38 lat, Charmion była od niej starsza o jakieś 12, a może 13 lat. Jako jedna z nielicznych kobiet w otoczeniu królowej (a może nawet jedyna) nie uległa nigdy urokowi Antoniusza, a wręcz przeciwnie, uważała związek Kleopatry z nim za błąd (choć związek z Cezarem popierała). Mówiło się na aleksandryjskim dworze, że Chermion w młodości sypiała z kobietami, choć ona sama zaprzeczała tym słowom. Jednocześnie przez lata które Antoniusz spędził w Aleksandrii zdołała go dobrze poznać, wiedziała co lubi, czego nie lubi, co go raduje, a co gniewa. Dlatego też była najlepszą osobą, aby przekonać go do powrotu do łoża królowej.
Na rozkaz Kleopatry wybrała więc najpiękniejsze dziewczęta spośród niewolnic, przystroiła je w piękne stroje, a w ich włosy wpleciono drobne świecidełka i klejnoty. Kleopatra ponoć wybrała je osobiście aby spodobały się Antoniuszowi. Jaką to trzeba być królową, jaką kobietą aby swemu mężowi posyłać prostytutki i to jedne z najładniejszych? Kleopatra jednak nie ma wyjścia, potrzebuje Antoniusza bardziej niż jej się wydawało, a on sam zdaje się nie móc bez niej żyć, choć teraz nie chce z nią rozmawiać, ani jej widzieć. Trzeba to zmienić i owe kobiety muszą to zrobić. Ostatecznie kobietom tym udało się namówić Marka Antoniusza do powrotu najpierw do stołu, a potem do łoża królowej. W tym czasie do Tajnaronu zaczęło się zbliżać coraz więcej zbiegłych z bitwy okrętów transportowych, których załogi przyniosły meldunki o zagładzie całej floty. "Flota przepadła, wodzu! Ale armia nadal istnieje" - tak brzmiały meldunki. Słowa te wytrąciły Antoniusza z dobrego nastroju w jaki wprowadziła go wcześniej królowa, zapewne zapewniając że nie ma czym się martwić i on, jako wódz całej Armii Wschodu, nie powinien tego czynić, tym bardziej jeśli jego żołnierze w tym momencie dzielą między siebie zdobyczne złoto Oktawiana. Teraz raporty które przynieśli jego żołnierze, rozwiały wszelkie nadzieje - flota już nie istnieje. Antoniusz wysłał więc czym prędzej listy. Pierwszy do Kanidiusza Krassusa który dowodził jego legionami, nakazał mu czym prędzej maszerować przez Macedonię do Syrii. Drugi list wysłał do Teofila do Koryntu (który zajmował się tam finansowymi i wszelkimi innymi sprawami Antoniusza). Teofil był młodym mężczyzną, a Antoniusz uważał go za swego przyjaciela, sam zresztą uwolnił jego ojca Hipparcha (który w tym czasie przebywał już w obozie Cezara Oktawiana). W liście do Teofila Antoniusz polecił mu, aby znalazł schronienie i ukrył gdzieś jego przyjaciół - których mu posyła - do czasu, aż ci będą mogli w jakiś sposób pojednać się z Oktawianem. Następnie wybrał jeden okręt, załadował go złotem i wszelkimi kosztownościami, a następnie polecił swym przyjaciołom by nań wsiedli i udali się do Koryntu, gdzie znajdą schronienie. Ci ze łzami w oczach żegnali go, choć nie chcieli opuszczać, lecz ostatecznie ulegli. Posłaniec zaś, który udał się pod Akcjum do obozu Kanidiusza Krassusa, nikogo tam nie zastał.
W dniu ucieczki Antoniusza (2 września 31 r. p.n.e.) jego legioniści na okrętach wojennych wciąż skutecznie odpierali ataki wojsk Oktawiana i Agryppy. Ogromna większość spośród tych żołnierzy nie wiedziała w ogóle że ich wodza nie ma już pośród walczących. Poddali się dopiero po 10 godzinach walki, gdy ostatecznie poinformowano ich że Antoni uciekł. Początkowo nie chciano dawać wiary tym słowom. Jak to bowiem, wódz, który nawet podczas ciężkiego odwrotu spod Fraaspy z gór Armenii, sprzed pięciu lat dawał przykłady ogromnego bohaterstwa i odwagi, teraz miałby uciec? Ostatecznie flota tego samego dnia (2 września) poszła w rozsypkę - "Zabitych było nie więcej niż 5 000, zdobytych 300 okrętów" - jak pisał Oktawian. Ale jego wojska lądowe, jego legiony które przeszły z nim tyle, jeszcze w czasie kampanii galijskiej Cezara i potem w czasie wojny domowej z Pompejuszem, a następnie konfrontacji z Brutusem i Kasjuszem, czy wojny peruzyjskiej czy kampanii perskich, ci, nie chcieli dawać wiary w to, że ich wódz mógł uciec. Nawet gdy wiadomość o ucieczce Antoniusza została potwierdzona, zewsząd oczekiwano jego powrotu i przez siedem kolejnych dni po bitwie odmawiano złożenia broni przed Oktawianem, wierząc głęboko że ich wódz powróci. W końcu wciąż stało tam 19 legionów i 12 000 jazdy. Dopiero gdy nocą (8/9 września) z obozu wojsk Antoniusza uciekł sam dowódca - Kanidiusz Krassus, żołnierze ci złożyli broń. Oktawian obiecał im znaczną ilość złota i przydziały ziemi jako weteranom i dopiero wówczas żołnierze ci poddali się (choć też nie wszyscy, bo niektórzy zdezerterowali i uciekli na wschód lub na południe, tak jak Krassus, który dotarł do Antoniusza na przylądku Tajnaron i poinformował go że armia też już nie istnieje). Natomiast zdemobilizowani żołnierze Antoniusza zostali przewiezieni do portu w Brundyzjum w Italii, gdzie oczekiwali szybkiego przyznania im obiecanych nadań ziemi (a tej ziemi w Italii nie było i Oktawian o tym wiedział, ale nie miał wyjścia, musiał czymś skusić owych żołnierzy do kapitulacji. Gdy uświadomili wreszcie sobie że wystawił ich do wiatru, wszczęli bunt w Brundyzjum, co wkrótce zmusi Oktawiana do powrotu do Italii).
Natomiast Antoniusz i Kleopatra - po wydaniu rozkazów (do armii której już nie było) i zabezpieczeniu swych stronników oraz przyjaciół w Grecji, popłynęli do Egiptu. Dotarli najpierw do Parajtanionu - miasta leżącego na zachód od Aleksandrii - gdzie się rozdzielili. Kleopatra popłynęła do stolicy, natomiast Antoniusz z dwoma tylko towarzyszami: greckim retorem - Arystokratesem i Rzymianinem Gajuszem Lucyliuszem (który w bitwie pod Filipi w 42 r. p.n.e. służył w armii Brutusa i Kasjusza i był im wierny, a nawet przebrał się w strój Brutusa żeby umożliwić mu ucieczkę i zmylić pogoń. Dogoniony przez jazdę Antoniusza, został przyprowadzony przed jego oblicze, a ten nie tylko że nie uczynił mu nic złego, ale przebaczył i uwolnił, co spowodowało że Lucyliusz czuł że zawdzięcza mu życie i pozostał mu wierny, a nawet stał się jego przyjacielem). Jaki był cel Antoniusza aby wysiąść z okrętu Kleopatry na totalnym pustkowiu, gdzieś na piaskowych wydmach, w towarzystwie tylko dwóch przyjaciół? Co powiedział z samej Kleopatrze? Niestety, tego nie wiadomo i zapewne już się tego nigdy nie dowiemy (chyba że cofniemy się w czasie 😉👍), wiadomo natomiast jaki miał cel aby tam zostać. Antoniusz po prostu chciał się zabić, gdyż ponownie wróciły do niego depresyjne myśli, szczególnie, gdy jeszcze będąc w Parajtanion - dowiedział się że jego oficer - który dowodził armią w Egipcie - uciekł do Oktawiana. Pożegnawszy się więc ze swymi przyjaciółmi, Antoniusz zamierzał przebić się mieczem, ale... (jakże komediowo to wszystko musiało wyglądać - zupełnie jak gen. Sosnkowski, który otrzymał rozkaz powstrzymania wojsk Marszałka Piłsudskiego, idących w maju 1926 r. na Belweder, wydał takowy rozkaz do swoich oddziałów - zgodnie z decyzją prezydenta Wojciechowskiego, a następnie wyciągnął pistolet i strzelił sobie w pierś, ale tak nieudolnie, że co prawda poważnie, ale tylko się zranił. Nie wiadomo czy zamierzał rzeczywiście się zabić, ale wydaje się że tak, w końcu był oddanym żołnierzem Komendanta jeszcze z czasów legionowych, choć owa nieudolność nieco zaskakuje), został przez nich powstrzymany.
PRZEWRÓT MAJOWY W WARSZAWIE
(12-14 maja 1926)
Królowa Kleopatra wpływała do portu w Aleksandrii na okrętach przyozdobionych girlandami kwiatów, a z pokładów tych okrętów płynęły radosne dźwięki muzyki wygrywanej na kitarach, trąbach, bębnach, lutniach i trąbach. Kleopatra kazała też rozgłosić po całym mieście, że ona i Antoniusz odnieśli pod Akcjum wspaniałe zwycięstwo i wszyscy mieli się z tego powodu radować, a kto tylko przejawiał jakieś formy malkontenstwa, albo zaprzeczał odniesionemu zwycięstwu, ten... kończył swój żywot. Zresztą Kleopatra potrzebowała pieniędzy, mnóstwo pieniędzy aby wystawić nową armię, dlatego największymi piewcami sukcesu królowej i jej rzymskiego małżonka, byli ludzie zamożni, bo gdy tylko jej agenci donieśli że w którymś z możnych domów zaprzeczano jej słowom, wówczas głowa rodziny (a często wszyscy męscy członkowie rodu), witali się z katem, a cały majątek przechodził na własność królowej. Ale nie dość na tym, Kleopatra dopuszczała się też świętokradztwa (szczególnie w oczach pobożnych Egipcjan i Greków), czyszcząc ze złota i drogich kamieni także i świątynie. Ale pieniądze były potrzebne królowej nie tylko do wystawienia armii, a również na wypadek ostatecznej klęski i konieczności ucieczki z kraju, co również brała pod uwagę. Tymczasem Antoniusz dotarł do Aleksandrii. Uczynił to po cichu, w przebraniu, ale po przybyciu znów nie odwiedził królowej, a przeniósł się do letniego pałacyku, leżącego na cyplu koło wyspy Faros. Przeprawił się tam oczywiście łódką i zamierzał żyć jak pustelnik. Twierdził też że idzie w ślady Timona - Ateńczyka żyjącego w V wieku p.n.e. w czasach wojny peloponeskiej (o którym już kiedyś wydaje mi się że pisałem). Ten mizantrop nie znoszący ludzi i będący samotnikiem z wyboru, tylko Alkidiadesa poważał i tylko z nim się spotykał. Na pytanie zaś czemu tak wyjątkowo polubił tego młodzieńca, odpowiadał iż wie, że on będzie przyczyną wielu przykrości dla Ateńczyków (co prawda Timon spotykał się czasem również z niejakim Apamentosem, który również stronił od ludzi i chyba dlatego pozwolił mu czasem się odwiedzać. Pewnego razu ucztowali oni razem podczas jednego ze świąt, a Apamentos rzekł: "Jak miłe, Timonie, to nasze ucztowanie!", na co Timon odparł: "Owszem, gdyby ciebie tu nie było". 😆
Antoniusz swoją samotnię na cyplu pod wyspą Faros nazwał Timonejonem. Początkowo nie dopuszczał do niej innych osób, jak tylko swego weterana Skarpusa, z którym spędzał długie wieczory przy winie i wspominkach o minionych dniach wielkiej chwały (razem bowiem walczyli u boku Cezara jeszcze w Galii). Z czasem krąg jego towarzyszy w Timonejonie znacznie się poszerzył. Najpierw dołączali kolejni przyjaciele i weterani, potem nawet 16-letni syn Kleopatry i Cezara, następca egipskiego tronu Cezarion. Zjawił się tam także syn Antoniusza z jego pierwszej żony Fulwii - Antyllus. Ostatecznie zjawiła się tam sama królowa (tęskniąca zapewne do swego małżonka) odziana jedynie w prześwitującą szatę. Zaczęły się dni pijaństwa i orgii, gdy dołączyły kolejne kobiety z dworu królowej (a raczej nierządnice, specjalnie przygotowane przez Chermion). Zawiązano tam też najpierw "Związek żyjących niezrównanie" (zwany też czasami w innych źródłach: "Towarzystwem nienaśladowalnych"). Potem zaś założono jeszcze jedno towarzystwo: "Współumierających". Ta nazwa była symboliczna, gdyż wydawało się jakoby zebranych w Timonejonie nie interesowała reszta świata. Marek Antoniusz rzadko bywał trzeźwy, rankiem sypiał długie godziny na piersiach nierządnic, lub też baraszkując ze swą małżonką, nocami zaś pił do porzygu. Sprawiał wrażenie szaleńca, któremu już jest wszystko jedno co się z nim stanie. Ale Kleopatra - pomimo pozoru uczestniczenia w tych libacjach - zachowała trzeźwość umysłu. Nadal trwały konfiskaty majątków osób prywatnych w Aleksandrii, a jednocześnie królowa zamierzała przerzucić okręty z Morza Śródziemnego (zwanego wówczas w Aleksandrii "Morzem Egipskim") na Morze Czerwone, w kierunku Arabii. Flota miała zostać przerzucona na palach wąskim przejściem dzielącym oba morza, tuż u wejścia na Półwysep Synaj. Tam, okręty załadowane złotem i kosztownościami miały zabrać ją, Antoniusza, Cezariona, Aleksandra Heliosa i Kleopatrę Selene (dzieci Kleopatry ze związku z Antoniuszem) oraz inne bliskie osoby na południe. Wszystko się jednak posypało, gdy Arabowie z Petry (zapewne na usługach Oktawiana, lub chcący wkupić się w jego łaski) spalili tę flotę. Kleopatra zrezygnowała więc z tych planów, wystawiła jedynie straże u wybrzeży Morza Czerwonego. A tymczasem Oktawian spod Akcjum ruszył do Aten...
CDN.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz