Stron

poniedziałek, 31 sierpnia 2015

PIŁSUDSKI & HITLER - CZYLI WOJNA PREWENCYJNA Z NIEMCAMI 1933 r. - Cz. III

ZAPOMNIANE SPOTKANIE 

 SUPERTAJNY PREZENT

WARSZAWA 1932


WIZYTA gen. DOUGLASA MACARTHURA W POLSCE 
WARSZAWA (BELWEDER) - SPOTKANIE Z MARSZAŁKIEM JÓZEFEM PIŁSUDSKIM
10 WRZEŚNIA 1932 r.




Pod koniec sierpnia 1932 r., na osobiste polecenie prezydenta Stanów Zjednoczonych - Herberta Hoovera, w podróż do Polski (na czele amerykańskiej delegacji wojskowej), wybrał się statkiem przez Atlantyk, szef sztabu armii amerykańskiej - gen. Douglas MacArthur. 10 września spotkał się on w warszawskim Belwederze z Marszałkiem Polski - Józefem Piłsudskim (którego osobiście MacArthur podziwiał najbardziej ze wszystkich ówczesnych europejskich polityków, nazywając: "Największym wodzem w historii świata od czasów Napoleona"). 



gen. DOUGLAS MACARTHUR - "OSTATNI BÓG WOJNY"
POGROMCA JAPOŃCZYKÓW 
I PÓŁNOCNYCH KOREAŃCZYKÓW 

(Ps: Desant pod Inczhon z 15 września 1950 r., w którym MacArthur kompleksowo skopał zady komunistom Kim-Ir Sena, jednocześnie całkowicie odmieniając losy przegranej już prawie przez Amerykanów i północnych Koreańczyków - wojny koreańskiej, był po prostu ... odwzorowaniem Bitwy Warszawskiej z 15-16 sierpnia 1920 r. i planu kontruderzenia Marszałka Piłsudskiego znad Wieprza, który tym jednym posunięciem, odmienił losy wojny polsko-bolszewickiej. Douglas MacArthur brał po prostu przykład ze swego największego militarnego mentora, za którego uważał właśnie Marszałka Polski Józefa Piłsudskiego



Był to okres szczególnego wzmożenia napięć w stosunkach polsko-niemieckich (o tym jednak napiszę w kolejnej części tego cyklu). Wizyta MacArthura była po części związana z omówieniem planów ewentualnej wojny prewencyjnej przeciwko Niemcom, oraz (ewentualnej) wojny ze Związkiem Sowieckim. Dlaczego jednak taki tryb? Czemu rozmowy dotyczyły gotowych już polskich planów wojny prewencyjnej z Niemcami (które Marszałek Piłsudski pokazał Amerykanom), a także ewentualnej wojny ze Związkiem Sowieckim? Co ma piernik do wiatraka, można by było zapytać. Ano, bardzo wiele. Mianowicie 16 kwietnia 1922 r. we włoskiej miejscowości Rapallo, zostaje zawarty niemiecko-sowiecki traktat sojuszniczy. Zawarto tam również tajną klauzulę, która umożliwiała podjęcie współpracy wojskowej pomiędzy tymi krajami (o czym świat dowiedział się dopiero w 1927 r. dzięki ... polskiemu wywiadowi, który w międzywojennej Europie był jednym z najlepszych na świecie - przykład, choćby japońscy specjaliści od kryptologii i wywiadu wojskowego, szkolili się tylko w ... Polsce, podobnie postępowali Łotysze. A było to jeszcze przed powstaniem "Laboratorium" - supertajnej placówki wywiadowczej powstałej z polecenia Marszałka Piłsudskiego w 1934 r., której zadaniem było analizowanie najbardziej na daną chwilę ewentualnego zagrożenia, tak ze strony Niemiec lub ZSRS. To właśnie agenci wysłani w ramach programu "Laboratorium", stworzyli podczas II Wojny Światowej tzw.: antynazistowski ruch oporu w ... samych Niemczech" - pod nazwą "Akcja N").

24 lipca 1922 r. kanclerz Niemiec, lewicowy polityk Joseph Wirth, powiedział wprost do ambasadora Niemiec w Związku Sowieckim: "Polskę trzeba załatwić!". Następnie we wrześniu tego roku szef sztabu armii niemieckiej, gen. Hans von Seeckt powiedział: "Egzystencja Polski jest nie do zniesienia i nie do pogodzenia z żywotnymi interesami Niemiec. Polska musi zniknąć i zniknie wskutek własnej słabości i za przyczyną Rosji - z pomocą Niemiec". Zaś w kilka miesięcy póżniej, znów kanclerz Wirth mówił o potrzebie wspólnego (wraz z Rosją Sowiecką), "zdruzgotania Polski", oraz "przywrócenia wspólnej, sąsiedzkiej granicy z 1914 r.". No i współpraca niemiecko-sowiecka ruszyła pełną parą. Początkowo co prawda (w wielkiej tajemnicy przed światem, jako że postanowienia Traktatu Wersalskiego, zakazywały Niemcom rozbudowywania i unowocześniania sił zbrojnych), rozpoczęła się współpraca pilotów i specjalistów od czołgów i broni pancernej. Potem (po roku 1926), zaczęły w Związku Soweckim powstawać niemieckie fabryki zbrojeniowe, produkujące czołgi, samoloty i amunicję. 


 gen. DOUGLAS MACARTHUR PRZED GROBEM NIEZNANEGO ŻOŁNIERZA W WARSZAWIE



Pierwsze przesłanki co do tajnej wojskowej współpracy Niemiec i Związku Sowieckiego, pojawiły się już w połowie stycznia 1923 r. a stało się to ... przez nadgorliwość. Mianowicie, gdy 11 stycznia wojska francuskie i belgijskie zajęły Zagłębie Saary. (Francuzi starali się tym krokiem wymusić na Niemcach spłatę zasądzonych reparacji wojennych, czego ówczesna Republika Weimarska, nie była w stanie spełnić, ze względu na szalejącą po kraju inflację i katastrofę finansową kraju - notabene, ciekawostką jest, że nawet już po reformie finansowej w Niemczech z listopada 1923 r, i wprowadzenia do obiegu Rentenmarki, jeszcze w 1924 i 1925 r. we wschodnich prowincjach ówczesnych Niemiec, wolano płacić ... polską złotówką - wprowadzoną w 1 kwietnia 1924 r., niż niemiecką walutą, uważając tę drugą za ... "żydowskie konfetti z Berlina" - jak mawiali niemieccy chłopi, chcąc by za ich towary płacono im w polskich złotówkach), Francja szybko znalazła się w politycznej izolacji, gdyż wkroczenie do Zagłębia, nie spodobało się ani Brytyjczykom, ani też Amerykanom. Francuzi (częściowo próbując wyjść z matni), postanowili zwrócić się o wsparcie do Warszawy. W tym celu przybył do Polski w maju tego roku - Marszałek Francji Ferdynand Foch (witany entuzjastycznie przez tłumy Warszawiaków). Po tej wizycie jednak Niemcy natychmiast podniosły larum, że oto Polska (w porozumieniu z Francją), planuje zajęcie Prus Wschodnich. I w tym momencie wkroczył rząd sowiecki, wysyłając do Warszawy notę, iż w razie wojny z Niemcami, Rosja Sowiecka nie pozostanie neutralna.

Już wówczas można było nabrać podejrzeń, co do współpracy tych dwóch państw. Jednak do połowy 1924 r. wciąż nie było co do tego pewności. Dopiero wówczas polski wywiad wpadł na trop, ułatwiający rozwiązanie całej sprawy. Mianowicie, o wojskowej współpracy niemiecko-sowieckiej, dowiedziano się w sposób banalny (i w dużej mierze przez zaniedbanie wywiadu niemieckiego), mianowicie, wystarczyło ... czytać niemieckie gazety. Oczywiście w gazetach tych próżno było znaleźć choć słówko o rozwoju niemieckiej broni pancernej i szkoleniach pilotów w Związku Sowieckim, ale nie chodziło wcale o dział informacyjny, a o ... rubrykę z nekrologami. Znalazły się tam bowiem informacje o zgonach niemieckich pilotów, którzy zginęli testując nowe maszyny. Tylko że zdziwienie budziło miejsce zgonu - Serpuchów, Twer, Perm, Moskwa Smoleńsk, Witebsk. Jak to, niemieccy piloci latają do Sowietów? - zadawano sobie pytanie i wszystko zaczęło się układać w sensowną całość. Jeszcze w tym samym (1924) roku, polski wywiad (poprzez agentów ulokowanych w Niemczech), zdobył plany negocjacyjne niemieckiej fabryki produkującej samoloty Junkers, która ... zamierzała otworzyć swą fabrykę w Rosji.  Zaś w kwietniu 1925 r. polski wywiad zdobył dokumenty umowy niemiecko-sowieckiej o rozpoczęciu szkoleń pilotów w kompleksie Lipeck (był tam podpisy dowódcy sowieckiej floty - Piotra Baranowa i niemieckiego generała Hermanna von den Lieth-Thomsena - szefa niemieckiej komórki "Moskwa").

Potem doszły jeszcze informacje o kontrakcie Kruppa, na skonstruowanie i budowę pierwszych dwóch sztuk ciężkich czołgów, zwanych "traktorami" - marzec 1927 r. (notabene, gdy cała sprawa została nagłośniona w prasie francuskiej i brytyjskiej i świat cały dowiedział się o współpracy Niemiec i Sowietów, ci pierwsi, nie mogąc już mówić że "to polska prowokacja", jak czynili dotąd, i teraz zaczęli tłumaczyć, że owszem, podjęli współpracę z Rosjanami, ale w tych fabrykach produkują właśnie ... traktory). Wcześniej polski wywiad rozpracował tzw.: "Grupę Fiebiga" (od nazwiska niemieckiego rotmistrza - Martina Fiebiga, który był obserwatorem i doradcą pilotów w moskiewskiej Akademii Lotniczej, oraz członkiem Naukowo-Technicznego Komitetu ZSRS. Dodatkowo był też strasznym raptusem, i jako jedyny z całej grupy często wzniecał konflikty z Rosjanami - dotyczące głównie spraw socjalnych i kwestii zakwaterowania). W czerwcu zdobyto informacje o niemieckim planie "A" ("Der Aufmarschplan" - "Plan Rozmieszczenia"), który obejmował utworzenie (na początek), 21 dywizji, wchodzących w skład odtworzonej armii lądowej. Potem doszły jeszcze informacje o sowieckiej Flocie Bałtyckiej (i jej unowocześnianiu przez niemieckich specjalistów), oraz o wymianie sowieckich aparatów łączności (starych 10-watówek Kowalenkowa), na nowe, niemieckie, produkowane przez firmę Telefunken. 


gen. MACARTHUR W TOWARZYSTWIE 
gen. JANUSZA GĄSIOROWSKIEGO 
PRZYJMUJE RAPORT OD DOWÓDCY 
KOMPANII HONOROWEJ 


Wracając zaś do wizyty "Ostatniego Boga Wojny" w Polsce, należy dodać iż Amerykanie otrzymali od Marszałka Piłsudskiego, niezwykły prezent. Były nim supertajne kody armii sowieckiej: "Rewolucja" oraz "Fiałka", rozpracowane przez polskich kryptologów (o czym Sowieci nie wiedzieli i używali ich aż do ... ... ... 1954 r., a z czego potem korzystał wywiad amerykański, czytając sowieckie depesze wojskowe). Był to niesamowity podarek (zważywszy, że Amerykanie nie mogli się odwzajemnić niczym podobnym), który w dużej mierze pomógł Amerykanom w zwycięstwie "Zimnej Wojny" (szczególnie w jej pierwszym "gorącym" okresie). Mało tego, MacArthur i reszta amerykańskiej delegacji (major Wiliam Colbern, kapitan George Davies i charge d'affairs ambasady USA Sheldon L. Crosby), otrzymali również pierwsze kody rozpracowanej niemieckiej maszyny szyfrującej - "Enigma" (o czym też Niemcy nie mieli pojęcia i używali kodów Enigmy przez całą  wojnę). To właśnie ten "podarek", oraz późniejsze, które polski wywiad w sierpniu 1939 r. przekazał Brytyjczykom, doprowadziły (w ogromnej mierze), do zwycięstwa Aliantów nad III Rzeszą Niemiecką w II Wojnie Światowej. 

Ponieważ Amerykanie nie ofiarowali nam niczego podobnego, gen. Macarthur, w latach następnych podczas swych wykładów na akademii wojskowej w West Point, wielokrotnie podkreślał geniusz Marszałka Piłsudskiego i Jego taktykę w walce z bolszewikami, która doprowadziła do zwycięstwa pod Warszawą (oraz w Bitwie nad Niemnem) w 1920 r.   Gen. Macarthur zwracał też wielokrotnie uwagę, że Marszałek Józef Piłsudski, "jak nikt inny na świecie, rozumiał, jakim zagrożeniem dla ludzkości jest komunizm sowiecki". 


Tak, Marszałek rozumiał nie tylko zagrożenie ze strony Rosji Sowieckiej, ale także widział je ze strony rodzącego się w Niemczech nazizmu i w działaniach Hitlera. Czego dowiódł podczas rozmowy z ministrem Szembekiem, obserwując wyświetlaną uroczystość partaitagu Hitlera w Monachium w 1933 r. Zapytał wówczas: "Jak pan sądzi, czy ten człowiek zdoła się utrzymać?", Szembek odpowiedział: "Obawiam się że tak", na co Marszałek: "W takim razie będziemy musieli coś zaimprowizować


Co takiego? ...

... o tym w kolejnym temacie z tej serii


CDN.




piątek, 28 sierpnia 2015

HISTORIA ŻYCIA WSZECHŚWIATA - WSZELKIEJ CYWILIZACJI - Cz. XCIII

WOJNA Z IONIĄ

ZAGŁADA ATLANTYDY

NARODZINY NOEGO i ...

BIBLIJNY WIELKI POTOP

Ok. 12 500 r. p.n.e.

Cz. I




WOJNA ATLANTÓW Z IONIĄ 


 Miało to miejsce w czasach panowania na Atlantydzie króla OBARTESA. Atlantyda wówczas była u szczytu swej potęgi politycznej i militarnej. Samo miasto nadal podzielone było na trzy główne, wielkie Sfery, jednak duża część mieszkańców osiedlała się już na lądzie stałym wokół Sfer. Poza tym istotną zmianą było (od czasów odzyskania władzy, przez kapłanów zakonu Synów Beliala - ok. 21 000 r. p.n.e.), powstanie na Atlantydzie odrębnej, dobrze umocnionej i strzeżonej dzielnicy królewskiej, którą nazwano - CYTADELĄ. Wewnątrz Cytadeli zlokalizowany był główny pałac królewski na Wyspie, oraz najważniejsze świątynie zakonu. Cytadela była najlepiej strzeżonym i najtrudniejszym do zdobycia (dla ewentualnego agresora, choć bardziej od agresji zewnętrznej królowie i kapłani tamtych czasów obawiali się buntów wewnętrznych - dużej liczby biedoty oraz ogromnych mas niewolniczych), miejscem w stolicy, miało tam stacjonować aż 60 000 żołnierzy (w samej Cytadeli). Cytadela była miejscem zarezerwowanym tylko dla rodziny królewskiej, kapłanów zakonnych, oraz elity polityczno-militarnej i technologicznej Imperium. Była również (ze względu na obecność wielu parków i fontann), bardzo pięknym miejscem. Mieścił się tam również w owych czasach tzw.: "Orichalkon", czyli stadion ogromnej wielkości, na którego środku stał słup, zwany "Słupem Orichalkonu", przy którym odbywało się krwawe święto poświęcenia byka. Kapłan, który zabił związanego byka (podrzynając mu gardło), następnie przelewał jego krew do specjalnej czary, którą potem spożywał. Potem odbywały się igrzyska - wyścigi, pojedynki i zabawy. "Święto Orichalkonu", było jedynym wówczas okresem, gdzie prosty lud mógł wejść w bramy Cytadeli. 

Tymczasem stary władca Obartes zmarł i na tron wstąpił jego syn - XISUTROS. Pragnął on dokończyć plany ojca - podbicia i ponownego podporządkowania sobie Ionii. Zebrał on potężną armię i flotę, z zamiarem podbicia dawnego kontynentu, ale ... Ionowie też nie próżnowali. Opracowali oni bowiem system wczesnego ostrzegania przez inwazją i śledzili przygotowania, oraz ruchy wojsk Xisutrosa. Mimo to ogarnął ich również pewien rodzaj szaleństwa i wznosząc prośby błagalne do dawnych swych przodków (teraz powoli, acz konsekwentnie zamienianych w bogów), postanowili złożyć Zeusowi krwawą ofiarę z człowieka, by ten nie dopuścił do wybuchu wojny. Wybrana na ofiarę błagalną została córka króla Ionii o imieniu Fyris. Poddała się ona okrutnemu losowi, by ocalić od wojny swych rodaków. Wojny jednak nie uniknięto i wkrótce Ionowie otrzymali wiadomość, że przygotowania Atlantów zostały zakończone i potężna flota inwazyjna, rusza na podbój ich kraju. Nie zamierzano bezczynnie czekać na agresję, zebrano wszystkie możliwe siły i ruszono na spotkanie oddziałów inwazyjnych (ponoć flota i armia Ionów, miały dotrzeć aż na tereny dzisiejszej Hiszpanii i Cieśniny Gibraltarskiej, by tam ostatecznie stoczyć z Atlantami wielką bitwę.

Do bitwy morskiej doszło gdzieś w tych okolicach (nie wiadomo jednak gdzie dokładnie), zakończyła się ona zwycięstwem ... Ionów. Atlantom nie pomogły Kryształy Mocy (ich najpotężniejsza broń), gdyż naukowa elita Ionów, opracowała system ich neutralizacji na pełnym morzu. W każdym razie zwycięstwo zostało odniesione, lecz ... Atlanci nie zostali definitywnie pokonani, musieli jednak na razie zrezygnować z planu bezpośredniej inwazji na Ionię. Klęska wywołała szok w społeczeństwie Atlantów (a szczególnie wśród przyzwyczajonej do łatwych i szybkich podbojów elity politycznej i kapłanów). Atlanci bowiem, utrzymywali swą dominującą pozycję w ówczesnym świecie, właśnie na sile swej armii i obawach poszczególnych państw co do konfrontacji z taką siłą. Klęska w jednej bitwie, mogła sporo zmienić w tym stabilnym świecie atlantydzkiej dominacji. Obawiano się nie tylko prób zerwania jarzma Atlantów w poszczególnych rejonach świata, ale (a może przede wszystkim), wybuchu niepokojów społecznych na samej Wyspie, a szczególnie buntów niewolniczych. Wszystkie grupy społeczne i inne państwa, utrzymywane były dotąd nimbem siły i niezwyciężoności potęgi Atlantów, z którymi każde starcie kończyło się zawsze tragicznie dla tych, którzy się do tego odważyli. Teraz, jedna klęska w bitwie z Ionami mogła spowodować uruchomienie "śnieżnej kuli", z którą Atlanci mogliby sobie nie poradzić. 

Postanowiono więc działać. Podczas narady w Pałacu Królewskim, podjęto decyzję o całkowitym unicestwieniu Ionii, nie tylko jako kraju, ale także jako ziemi. Postanowiono wrócić do tego samego sposobu, jakim zniszczono Imperium MU - czyli nakierowując na określony teren dużą asteroidę. Jednak takie działanie nie było możliwe bez pomocy ze strony Plejadian (poprzednio taka pomoc została udzielona, a Plejadianie nawet osobiście dopomogli Atlantom w unicestwieniu całego kontynentu Lamar). Tym razem Plejadianie nie tylko odmówili takiej pomocy (kontakt został zawarty poprzez dawną Wielką Piramidę w Atlantydzie z czasów I Dynastii, która służyła również za obserwatorium astronomiczne i swoistą bazę "telefoniczną", skąd można było przesłać wiadomość nawet do odległych galaktyk). Atlanci nie mogli jednak pozwolić sobie na zakończenie tej wojny z wynikiem innym niż całkowite zwycięstwo - gdyż inaczej zostaliby ośmieszeni i doszłoby do prawdopodobnych buntów na całym obszarze Imperium. Postanowiono więc samemu ściągnąć asteroidę i nakierować ją na tereny dawnej Ionii. 

Tego było już za wiele, na Radzie Federacji Galaktycznej, Plejadianie przedstawili swą opinię ukarania Atlantów za ich agresywne plany niszczenia Ziemi, poprzez zagładę poszczególnych kontynentów i przekonali do siebie resztę "Gwiezdnych Frakcji". Postanowiono iż całą sprawą zajmie się gwiazdolot Nibiru, który właśnie w tym czasie znajdował się w pobliżu naszej planety. Atlanci rzeczywiście ściągali w kierunku Ziemi potężną asteroidę z głębi Naszej Galaktyki, lecz obecność planety/okrętu Nibiru, zakłóciła promień przesyłu i spowodowała jego zerwanie (to tak jak gdyby mieć balon na sznurku i ... zerwać sznurek, utracono wszelką kontrolę nad asteroidą). Ale nie to stało się powodem zagłady Atlantydy. Powodem tego było świadome i konsekwentne nakierowanie owej asteroidy przez Nibiru, właśnie na Wyspę. Według channelingów cała akcja nakierowania asteroidy, trwała zaledwie kilka minut (licząc ziemską rachubą czasu). To co się następnie wydarzyło, doprowadziło do całkowitej zagłady wszelkiego życia na Wyspie i spowodowało powstanie ogromnych fal, monsunów i powodzi, zalewających wiele terenów. Tak też powstał ów słynny, opisany w Biblii - Wielki Potop. 




Atlantyda zapadła się w morskich odmętach w przeciągu jednej nocy. Na Wyspie rozpętało się piekło. Uderzenie było tak silne, że spowodowało powstanie ogromnych trzęsień ziemi, które "połykały" w swych wnętrzach miliony ludzi. Niektórzy sądzili że ratunek uzyskają w świątyniach - na niewiele się to jednak zdało, śmierć była wszędzie, nikt z Wyspy nie uszedł z życiem. Kto nie zginął od samego uderzenia asteroidy i wywołanych tym trzęsień ziemi, ginął od ogromnych fal morskich "ścian wody", które prawie sięgały chmur. Oto więc zakończyła swe istnienie dumna cywilizacja, która przeszła tak wiele wewnętrznych zawirowań i okresów wielkości, by ostatecznie pogrążyć się w morskiej wodzie. Wyspa (jak już wspomniałem), pogrążyła się w morskich odmętach, w przeciągu jednej nocy, a w tym miejscu pozostał szlam, który utrzymywał się bardzo długo, przeszkadzając późniejszym żeglarzom chociażby w ... dotarciu na kontynent amerykański. 





"Gdy Solon odwiedził Egipt, Souchis, kapłan Sais i Psenophis, kapłan Heliopolis, powiedzieli mu, że od 9 000 lat stosunki Egipcjan z Lądami Zachodu był zerwane, z powodu błota, które uniemożliwiło przebycie morza, po zniszczeniu Atlantydy przez trzęsienia ziemi i kraju poza nią przez potopy"

 "ŻYCIE SOLONA" 
PLUTARCH





Ale zniszczenie Atlantydy nie oznaczało wcale końca informacji o niej. Tak naprawdę po dziś dzień odczuwamy efekty tamtej katastrofy a dowodem tego jest ... o tym w kolejnym temacie.



CDN.
 

środa, 26 sierpnia 2015

KATASTROFA POD BORKAMI

AROGANCJA I NADLUDZKA SIŁA

MIESZANKĄ OCALENIA






Któż słyszał o katastrofie pod Borkami? Zapewne niewielu, gdyż rzecz ta miała miejsce w XIX stuleciu (a dokładnie w 1888 r.), a jak do niej doszło i co w zasadzie się tam wydarzyło? Już śpieszę z wyjaśnieniem:


Car Rosji Aleksander III, pewnego pięknego wrześniowego dnia, postanowił wraz ze swą małżonką Marią Fiodorowną (przed przejściem na prawosławie - duńską księżniczką Dagmarą Schleswig-Holstein-Sonderburg-Glücksburg) i swym licznym potomstwem, opuścić coraz chłodniejszy o tej porze roku Petersburg i udać się na Krym, do jednej z licznie tam rozsianych carskich rezydencji. Cała więc cesarska rodzina udała się w podróż na Krym koleją (gdyż samochodów jeszcze wówczas nie wprowadzano, a te które były, nie należały do wyszukanych, zaś podróż karetą czy zaprzęgiem konnym, mogła być nader uciążliwa i niewygodna dla Ikh Imperskiye Vysoty (Ich Cesarskich Wysokości). Car - co należy podkreślić, był miłośnikiem szybkiej jazdy - i to jazdy każdym rodzajem lokomocji od konia po kolej. Lubił prędkość i lubił się ścigać, nie znosił zaś gdy mu tego zabraniano (np. ze względu na jego bezpieczeństwo).

Podróż rodziny carskiej upływała beztrosko, pociąg pędził przed siebie dość szybko, tak jak lubił monarcha. Lecz nim dostojna rodzina dotarła do Kijowa, pociąg zwolnił. Stało się tak za sprawą Sergiusza Witte, dyrektora prywatnego konsorcjum południowo-zachodnich dróg żelaznych z siedzibą w Kijowie. Witte, wykonywał swoje obowiązki ze szczególną starannością i uważał że duże wagony kolejowe i poprzedzająca je olbrzymia lokomotywa (jaką podróżował car ze swą rodziną), nie powinny jechać zbyt szybko, gdyż groziło to zdemontowaniem szyn i katastrofą. Dlatego nakazał ograniczenie prędkości na zarządzanym przez siebie odcinku torowym. Tymczasem (zgodnie z przewidywaniami), pociąg wjechał na kijowską stację, na której czekał już szpaler gubernatora miasta, szefa lokalnej policji (Ochrany) i innych miejskich nobilów, wśród nich stał również wyróżniający się swym dużym wzrostem Siergiej Witte.

Do drzwi pociągu podeszło dwóch oficerów, którzy otworzyli je czekając na pojawienie się cesarskiej osoby. Wreszcie ukazał się w nich Aleksander III i niespiesznie wysiadł z pociągu - za nim podobnie uczyniła reszta jego rodziny. Oficerowie zasalutowali i już miano grać hymn - "Boże chroń cara", gdy car z nieciekawą miną podszedł do Siergieja Witte. Gdy stanął obok niego było widać że dopiero on dorównuje Wittemu wzrostem (car Aleksander, był bowiem nie tylko wysokim mężczyzną, ale także barczystym i odznaczającym się dużą siłą fizyczną). Car stanął obok Wittego i z miną wyrażającą ogromne niezadowolenie stwierdził: "Wszędzie wolno mi jechać z dowolną szybkością, tylko nie na waszej kolei. Widać dlatego, że to kolej żydowska" (prócz wysokiego wzrostu i krzepy fizycznej, car odznaczał się także powszechną niechęcią do Żydów). Witte milczał, spuścił głowę nie chcąc patrzeć monarsze w oczy, a ten pokiwał tylko przecząco głową i odwrócił się idąc dalej.



CAR ALEKSANDER III Z RODZINĄ

800px-Alexander_III_reception_by_Repin.j


Do Wittego teraz zbliżył się minister Posjet, by jeszcze bardziej go zrugać, gdy Witte w pewnym momencie głośno odpowiedział (starając się nadal nie unosić głowy): "No to kręćcie kark cesarzowi na swoich kolejach. Ja na swojej kolei kręcić cesarzowi karku nie będę". Stwierdzenie "kręcić kark", było wyraźnie obraźliwe, nie godziło się bowiem w obecności cesarskiego majestatu, chociażby beknąć, a co dopiero wypowiedzieć tak wielce niestosownego (i to w bezpośredniej obecności samego cesarza, jego rodziny i innych znamienitych przedstawicieli Kijowa), słowa. Tylko że Siergiej Witte słynął ze swojego ciętego języka i z tego że często mówił to co myśli, dlatego też...wyrzucono go wcześniej z cesarskiej administracji państwowej (i dobrze płatnej posady), za bezczelność. Bowiem pewnego razu, gdy piastował państwowe stanowisko inspektora dróg kolejowych w rejonie wileńskim, otrzymał "za coś" (nie wiadomo dokładnie za co), order "Pruskiej Korony" od samego cesarza Niemiec - Wilhelma I. Pytany potem za co otrzymał ów order - odpowiedział z wyraźną ironią w głosie: "Ponieważ order został nadany nie przeze mnie Wilhelmowi, lecz przez Wilhelma mnie, więc o powód nadania proszę pytać jego, a nie mnie". Wyleciał z posady na "zbity pysk".

Jakiś czas szukał odpowiedniej pracy i znalazł ją w prywatnym przedsiębiorstwie południowo-zachodnich dróg żelaznych Poliakowa, który uczynił go dyrektorem odcinka kijowskiego. Teraz Witte znów był w tarapatach, a wszystko przez swój cięty język. Lecz ani car Aleksander ani cała jego świta, ani też inni przedstawiciele magistratu i władz miejskich - nie dali po sobie odczuć że usłyszeli to co właśnie wypowiedział - w zasadzie nie wiedziano jak zareagować na stwierdzenie o "kręceniu cesarskiego karku". Car więc, po krótkim wypoczynku wyruszył w dalszą drogę. Na Krym dotarł szczęśliwie i bawił tam ponad miesiąc, musiał jednak wracać do stolicy, ze względu na naglące sprawy wagi państwowej. W drodze powrotnej, gdy przejeżdżali przez gubernię charkowską, pod miejscowością Borki wydarzyła się właśnie "wykrakana" przez Wittego katastrofa kolejowa. Nazbyt rozpędzony (za poduszczeniem samego cara Aleksandra), pociąg rozsadził szyny - doszło do prawdziwej masakry.

21 osób zginęło na miejscu, a ponad 30 odniosło poważne kontuzje (w tym złamania, stłuczenia, obicia i wybicia różnych części ciała), w kilkanaście miesięcy po katastrofie z tych osób, które przeżyły, lecz zostały poważnie ranne - zmarło dodatkowo 12 osób. Łącznie więc liczba zgonów wyniosła 33 osoby. Car z rodziną także był w tarapatach, ale na szczęście dla niego i reszty - rodzina cesarska nie przebywała wówczas w swoim saloniku (salonik kolejowy Aleksandra III wypadł z torów i rozłupał się prawie na połowę). Przebywali w wagonie restauracyjnym gdy...zawalił się dach wagonu. Car niewiele myśląc złapał się tego żelastwa i dzięki swej sile fizycznej nie dopuścił by przygniótł on przebywających tam gości (wraz z jego najbliższą rodziną). Trzymał dach przez kilka do kilkudziesięciu minut, nim nie nadeszła pomoc. Pomimo swej siły, ogromnie nadwyrężył sobie ramiona i poranił ręce, do tego stopnia że długo po tym incydencje nie mógł swobodnie nimi poruszać. Uratował jednak swoją rodzinę i wszystkich którzy wówczas przebywali w wagonie restauracyjnym.

A Witte? Car natychmiast sobie przypomniał o owym hardym człowieku, który tak obraził go na stacji w Kijowie, że polecił uczynić go dyrektorem departamentu kolei żelaznych w całym Imperium Rosyjskim, z pensją początkowo 8 tys. rubli (była to astronomiczna jak na owe czasy kwota), lecz Witte, stwierdził że...jest za mała, więc car z własnej kieszeni dopłacał mu drugie tyle. Razem na swej posadzie inkasował więc Siergiej Witte 16 tys. rubli. Ale też od chwili gdy został ministrem - stan torów i kolei w Rosji (a szczególnie w jej europejskiej części), znacznie się poprawił.



 CAR ALEKSANDER III ZE SWYM SYNKIEM - OSTATNIM CAREM ROSJI - MIKOŁAJEM II, ZAMORDOWANYM WRAZ Z RODZINĄ PRZEZ BOLSZEWIKÓW W LIPCU 1918 r. W JEKATERYNBURGU






wtorek, 25 sierpnia 2015

JAK PIŁSUDSKI Z DENIKINEM - Cz. I

DLACZEGO NIE DOSZŁO DO ZAWARCIA

POLSKO-ROSYJSKIEGO 

SOJUSZU MILITARNEGO

i WSPÓLNEGO ZNISZCZENIA

KOMUNIZMU W LATACH 1919 - 1920?





"JAKOŚ W KOŃCU WRZEŚNIA GENERAŁ KUTIEPOW ZAWEZWAŁ SWEGO SZEFA SZTABU:

- JAK WYGLĄDA U CZERWONYCH?

- WASZA EKSCELENCJO, PRZED NAMI ODDZIAŁY ROZBIJANE PRZEZ NAS WIELOKROTNIE. JEŻELI PAN CHCE, JUTRO JUŻ MOŻE PAN WZIĄĆ ORZEŁ. ALE ORŁA NAM BRAĆ NIE WOLNO.

- DLACZEGO NIE?

- WYSKOCZYMY NAPRZÓD JAK GŁOWA CUKRU. A W KARACZAJEWIE, NA NASZYM LEWYM SKRZYDLE, WYŁADOWUJE SIĘ NAJSILNIEJSZA ZE WSZYSTKICH SOWIECKICH, DYWIZJA ŁOTEWSKA, ZDJĘTA Z FRONTU POLSKIEGO.

- A POLACY, CZEMU NIE IDĄ NAPRZÓD?

- NIE WIEM, WASZA EKSCELENCJO. NIE PODOBAMY SIĘ IM.

- ZNACZY: NIE POMÓC W GASZENIU POŻARU U SĄSIADA, BO BRANDMAJSTER SIĘ NIE PODOBA?


FRAGMENT "LEWEJ WOLNEJ" 
JÓZEFA MACKIEWICZA




Czasy rewolucji bolszewickiej, wojny domowej i wojny polsko-bolszewickiej, należą bez wątpienia do moich ulubionych okresów historycznych (prócz Epoki Napoleońskiej, okresu Pentakontetii ateńskiej i Wojny Peloponeskiej, Historii Starożytnego Rzymu - szczególnie od I Wojny Punickiej, dziejów Królestwa Polskiego od XIV wieku, oraz Rzeczpospolitej Obojga Narodów do końca wieku XVII). Należałoby zatem zadać pytanie: Czy rzeczywiście ów "brandmajster", był tak zły, był ostatecznie pozostawić go samego, w śmiertelnej walce z podpalaczami i mordercami, nie mającymi żadnych moralnych hamulców? No bo cóż to był za wybór, z jednej strony przecież "Święta Ruś", co prawda z jej autorytarnym i nacjonalistycznym podejściem, ale przecież na wskroś cywilizowana i (można poważyć się i o takie stwierdzenie), w dużej mierze już zeuropeizowana. 

Z drugiej zaś strony dziki barbarzyński, turańsko-azjatycki zamordyzm, którego przedstawicielami byli bolszewiccy komisarze polityczni, oraz tłumy na wpółdzikich, azjatyckich chord, polujących na wszystko, co tylko się "błyskało", lub co "dawało czas". Do tego gwałcących i okaleczających setki tysięcy kobiet w sposób wręcz hurtowy, mordujących mężczyzn, kobiety i dzieci w najdzikszy i najbardziej godny pożałowania sposób. Tylko komunizm wyniósł pod niebiosa usystematyzowany i usankcjonowany sposób łamania ludziom sumień, niszczenia ich godności w taki sposób, by to oni sami domagali się dla siebie jak najsurowszych kar. Czy mogło zatem istnieć jakiekolwiek sensowne wyjaśnienie dla nieudzielenia wsparcia antybolszewickiej krucjacie "Białych Armii", czy mogły istnieć jakiekolwiek przesłanki tego kroku, jaki (w owym czasie z 1919 na 1920 rok), podjął Naczelnik Państwa Józef Piłsudski, nie udzielając militarnego wsparcia Denikinowi, gdy ten był już dosłownie o krok od zwycięstwa?


Otóż, moi Drodzy, istniało takie wyjaśnienie i były ku temu poważne przesłanki. Najpoważniejszą z nich, którą Naczelnik Piłsudski położył na drugiej szali krwawego bolszewickiego zamordyzmu - była ... przyszłość Polski - Jej Niepodległość i Suwerenność, z takim wysiłkiem wywalczona w latach 1914 -1918



"JAK BIJĄ SIĘ MOI POLACY?
 JAK DOTĄD ZWYCIĘŻAJĄ WASZA KSIĄŻĘCA WYSOKOŚĆ
TO ŚWIETNIE, DOSKONALE!!!"

STWIERDZENIE WIELKIEGO KSIĘCIA KONSTANTEGO PAWŁOWICZA ROMANOWA, NA ODPOWIEDŹ JEGO ADIUTANTA O PRZEBIEG WALK W CZASIE TŁUMIENIA PRZEZ ROSJAN POWSTANIA LISTOPADOWEGO W POLSCE - WYRAŻONA W LUTYM 1831 r. WIELKI KSIĄŻĘ KONSTANTY, BYŁ BODAJŻE NAJLEPSZYM PRZYKŁADEM, JAK ROSJANIN (I TO NIE TYLKO CZŁONEK RODZINY CARSKIEJ, ALE NASTĘPCA TRONU), PO KILKU LATACH SPĘDZONYCH W POLSCE ( I MAŁŻEŃSTWIE Z POLKĄ - JOANNĄ GRUDZIŃSKĄ), BARDZO SZYBKO SIĘ SPOLONIZOWAŁ, DO TEGO STOPNIA, ŻE PODCZAS BITWY O OLSZYNKĘ GROCHOWSKĄ - 25 LUTEGO 1831 r. NA WIEŚĆ O POLSKICH SUKCESACH ZACZĄŁ ŚPIEWAĆ - "MAZURKA DĄBROWSKIEGO".




 

W książce "Pakt Piłsudski-Lenin", Piotr Zychowicz twierdzi, iż Piłsudski popełnił duży błąd nie udzielając pomocy gen. Antonowi Denikinowi (zresztą też po matce na w pół-Polakowi, który posługiwał się językiem Mickiewicza równie sprawnie jak Piłsudski językiem Puszkina i który to język po aresztowaniu w pierwszych miesiącach rewolucji - uratował mu życie) i pozwalając przetrwać krwawemu bolszewickiemu eksperymentowi społecznemu. Ja pozwolę sobie (pomimo moich prywatnych sympatii do antybolszewickich formacji zbrojnych - "Armii Ochotniczej" i "Sił Zbrojnych Południa Rosji"), nie zgodzić się z tą opinią i pokazać jakimi kategoriami myślał i kierował się w swych działaniach Józef Piłsudski, oraz dlaczego odbudowa nowej (po-bolszewickiej), Rosji (nie ma tu znaczenia narodowej czy carskiej), byłaby wybitnie niekorzystna dla Polski. To właśnie dlatego, Piłsudski nie poszedł na Moskwę (choć mógł ją łatwo zdobyć, lecz której zdobycie niewiele dawało dla sprawy polskiej niepodległości), tylko na Kijów w kwietniu i maju 1920 r. Wyrwanie Rosji Ukrainy (spichlerza Europy), osłabiało kraj w sposób nieprawdopodobny, oraz jednocześnie uniemożliwiało ponowne odbudowanie imperium rosyjskiego.


"CESARZU (...) CHCESZ, NAJJAŚNIEJSZY PANIE, PRZYWRÓCIĆ DAWNE KRÓLESTWO POLSKIE? LECZ CZY TO ODBUDOWANIE JEST ZGODNE Z PRAWEM DOBRA PAŃSTWOWEGO ROSJI? CZY ZGODNE JEST Z TWYMI ŚWIĘTYMI OBOWIĄZKAMI, Z NASZĄ MIŁOŚCIĄ DO ROSJI I Z SAMĄ SPRAWIEDLIWOŚCIĄ? POWIEDZĄ, IŻ KATARZYNA BEZPRAWNIE PODZIELIŁA POLSKĘ. LECZ TY POSTĄPIŁBYŚ JESZCZE BEZPRAWNIEJ, GDYBYŚ ZAMIERZAŁ ODKUPIĆ JEJ NIESPRAWIEDLIWOŚĆ PODZIAŁEM SAMEJ ROSJI. WZIĘLIŚMY POLSKĘ MIECZEM. OTO NASZE PRAWO 

(...) LECZ GDYBY WSKRZESZONA ZOSTAŁA DAWNA POLSKA (OD CZEGO BOŻE UCHOWAJ) (...) CESARZU, TERAZ SŁAWNY, WIELKI, KOCHANY (...) WSKRZESZENIE POLSKI BĘDZIE UPADKIEM ROSJI LUB SYNOWIE NASI ZROSZĄ KRWIĄ SWĄ ZIEMIĘ POLSKĄ I ZNOWU SZTURMEM WEZMĄ PRAGĘ. NIE, NAJJAŚNIEJSZY PANIE, POLACY NIE BĘDĄ DLA NAS NIGDY ANI BRAĆMI SZCZERYMI, ANI WIERNYMI SPRZYMIERZEŃCAMI (...) GDY ICH UCZYNISZ SILNIEJSZYMI, ZECHCĄ BYĆ NIEPODLEGŁYMI, A ICH PIERWSZY KROK KU NIEPODLEGŁOŚCI TO BĘDZIE ODERWANIE SIĘ OD ROSJI (...) POLACY UKONSTYTUOWANI LEGALNIE, JAKO NARÓD ODRĘBNY I SUWERENNY, BYLIBY NIEBEZPIECZNIEJSI DLA NAS NIŻ POLACY PODDANI ROSYJSCY". 

 TAK PISAŁ O STOSUNKACH POLSKO-ROSYJSKICH W SWYM PRZYDŁUGAWYM MEMORIALE DO CARA ALEKSANDRA I, W 1819 r. ROSYJSKI PISARZ I PUBLICYSTA - NIKOŁAJ KARAMZIN. BYŁ ON PRZECIWNIKIEM NIEPODLEGŁOŚCI POLSKI, NIE DLATEGO ŻE NIENAWIDZIŁ POLAKÓW - ALE DLATEGO IŻ ZDAWAŁ SOBIE SPRAWĘ, ŻE PEŁNA NIEPODLEGŁOŚĆ POLSKI OZNACZA (NIESTETY), ZNACZNE OSŁABIENIE (A MOŻE NAWET MARGINALIZACJĘ), ROSJI W POLITYCE TAK EUROPEJSKIEJ, JAK I ŚWIATOWEJ, ORAZ USZCZUPLENIE JEJ GRANIC I POWAŻNE OSŁABIENIE GOSPODARCZE KRAJU.
  




PS: W KOLEJNYM POŚCIE ZAPREZENTUJĘ JAK ODMIENNIE KSZTAŁTOWAŁA SIĘ POLSKA I ROSYJSKA MENTALNOŚĆ SPOŁECZNO-POLITYCZNA, KTÓRA DOPROWADZIŁA DO WYKRYSTALIZOWANIA SIĘ TAK WROGICH SOBIE POSTAW 



CDN.

poniedziałek, 24 sierpnia 2015

DAJOSZ WARSZAWU - CZYLI WILNO POD SOWIECKĄ OKUPACJĄ - OD REWOLUCYJNEJ EUFORII DO PANICZNEJ UCIECZKI - Cz. I

PANIKA WYBUCHŁA 21-SIERPNIA, 

NA WIADOMOŚĆ O TOTALNEJ KLĘSCE 

ARMII CZERWONEJ POD WARSZAWĄ ... 

CO TAM SIĘ WTEDY DZIAŁO W WILNIE, 

TO PO PROSTU NIE DO WIARY!





WSTĘP


Cały Rewkom, RewWojenSowiet, urzędy polityczne, komendy wojskowe, pojedynczy czekiści, sołdaty z projektowanego pułku "Proletariatu Wileńskiego", który miał na dniach zostać wysłany pod Warszawę, wreszcie miejscowi komuniści i ci spośród mieszkańców Wilna, którzy podczas krótkiej bolszewickiej okupacji miasta, pragnąc przypodobać się "nowej władzy", ochoczo zaangażowali się po stronie bolszewików - cała ta ogromna masa ludzka, która jeszcze do niedawna miała się za panów życia i śmierci mieszkańców miasta, teraz zdążała w jednym kierunku - na dworzec kolejowy, do pociągu, byle szybciej, byle dalej stąd. Pociągi były dosłownie w opłakanym stanie, brudne, nieuprzątane wagony, dodatkowo cuchnęły nieprzyjemną wonią ekskrementów i moczu, gdyż ranni sowieccy żołnierze, których wcześniej (nim personel medyczny sam nie dał nogi), przetransportowano do pociągów, leżeli tak już kilkadziesiąt godzin, w upale, bez jedzenia i wody. Nie mogąc częstokroć się ruszyć (oraz uzyskać jakiejkolwiek pomocy), robili po prostu pod siebie. W tym smrodzie, w tym upale, w panice, w ekskrementach i moczu, oblepiona rojami much, kończyła się pierwsza próba zaprowadzenia eksperymentu Wielkiej Rewolucji Komunistycznej w Polsce. Ta pierwsza próba nie powiodła się, gdyż Naród Polski, Wojsko Polskie i Naczelnik Państwa Józef Piłsudski ostro (W Bitwie Warszawskiej), powiedzieli stop, dając rewolucji pierwszego kopa w zadek. Następne "kopy", miały wkrótce nadejść!


- Do Połocka? Do Połocka? Dawaaaj, wsiadać!
- Towarzysze, nie pchajcie się, spokój ... gdzie, gdzieee. To wagon sztabowy 4 Armii. Won stąd!
- A wiesz gdzie ja mam tę twoją armię, bić ich, bić politruków. 
- Towarzysze, Ludzie, droga na Połock odcięta!
- Łżesz sukinsynu!
- To szpieg, na bagnety z nim, a maszynistę do pieca, jeśli nie da pary!
- Ludzie, na torach stoją pociągi z rannymi, blokując przejazd, sami zobaczcie.
- Odpiąć ich, do tyłu z nimi, zrobić przejazd.
- Ludzieeee, Polacy są już na rogatkach miasta, ratujmy się, wynieść rannych, odpiąć lokomotywę, szybciej, szybciej, nie zamierzam tu zdychać!


To tylko część z widowiskowego pożegnania sowietów z Wilnem, jakie miało miejsce w dniu 21 sierpnia 1920 r. na wiadomość o klęsce w Bitwie Warszawskiej i zbliżaniu się Wojska Polskiego (okrzyki o Polakach na rogatkach, okazały się potem fałszywe, gdyż front polskiej kontrofensywy, mijał dopiero rzekę Bug i dochodził do Narwi - czyli był jeszcze setki kilometrów od Wilna), wśród bolszewików wybuchła panika. Wszyscy biegali jak otępiali, nikt nie zwracał uwagi, na walające się wszędzie dokumenty, wypadłe z rozbitych skrzyń, kufrów i teczek, wyrzucanych dodatkowo przez okna pociągów, by zrobić więcej miejsca. Deptano wiec ulotki, które jeszcze niedawno, miały zostać rozwieszane na murach miasta, a które w swej wymowie podkreślały "nieśmiertelne zdobycze rewolucji" i "niezwyciężoność Armii Czerwonej". "Niech żyje partia bolszewików", "Niech żyje towarzysz Lenin" - głosiły ich wytłuszczone tytuły, które teraz zamieniały się w stertę nikomu niepotrzebnej makulatury. 



Ale nim to się stało, była wielka euforia i pewność siebie (oraz stypa po stypie, gdzie lały się hektolitry alkoholu), gdy gruchnęła w Wilnie wiadomość o zdobyciu Warszawy (15 sierpnia 1920 r.). Te przymusowe spędy ludności, transparenty poparcia dla Armii Czerwonej, przymusowe wywieszanie czerwonych szmat w drzwiach, oknach, balkonach, podwórzach prywatnych domów i mieszkań - kto nie wywiesił (zapomniał lub nie mógł z jakiegoś powodu), tego natychmiast odwiedzali towarzysze z Czeki i jako kontrrewolucyjnego agitatora, szpiega itd. itp. - zabierali ze sobą w drogę bez powrotu.




CDN.  

niedziela, 23 sierpnia 2015

HISTORIA ŻYCIA WSZECHŚWIATA - WSZELKIEJ CYWILIZACJI - Cz. XCII

DZIEJE IONII




Historia buntu Ionów (czyli zbuntowanych przeciw prawom II Imperium - Atlantów), sięga 35/34 000 r. p.n.e. To wówczas król Polcytin, chorobliwie podejrzliwy i przeczuwający iż jego czterej synowie (zrodzeni z królowej Gai), knują przeciwko niemu, próbując pozbawić go tronu, najpierw uwięził, z następnie uśmiercił swego najstarszego potomka - Ilusa. Wówczas to, najmłodszy z synów - książę Kronos (Chronos), jawnie wypowiedział ojcu posłuszeństwo i stanął na czele "buntu młodych" Atlantów, którzy nie godzili się na zastaną rzeczywistość II Imperium Atlantydy i ogromnymi wpływami kleru zakonu "Synów Beliala". Ci "młodzi gniewni" to była tworząca się nowa elita Atlantydy, wywodzili się bowiem oni tak z kręgów arystokracji dworskiej, jak kleru zakonnego i środowisk naukowych państwa. Pragnęli zmian, pragnęli odnowienia zwyczajów z czasów I Imperium Atlantydy. Buntownicy, pod wodzą Kronosa, rozpoczęli więc powstanie w prowincji PEOS i dość szybko ją opanowali. Nie udało im się jednak rozszerzyć buntu na inne tereny, ani tym bardziej spróbować zając stolicę - Atlantydę. Umocnili się więc na "Świętej Górze", gdzie oczekiwali nadejścia sił królewskich. 

Król Polcytin zjawił się na czele swej licznej armii, gotów czym prędzej zdusić powstanie, oraz surowo ukarać swego syna. Podejmowane próby, mające na celu zdobycie góry, nie przynosiły jednak żadnych rezultatów. Mimo to długie oblężenie dawało obrońcom we znaki. Sytuacja się odmieniła, z chwilą śmierci króla Polcytina, który poległ w jednym ze starć. Wówczas (jeszcze w obozie wojskowym, pod "Świętą Górą"), na nowego króla obrany został jego najstarszy żyjący syn - Hyperion, który szybko zawarł pokój z bratem, obiecując wszystkim buntownikom (Ionom), łaskę i przebaczenie. Hyperion jednak wkrótce potem został zamordowany (według mitologii greckiej przez Tytanów), z woli kapłanów zakonu "Synów Beliala", którzy nie godzili się na jakiekolwiek pojednanie z buntownikami i pragnęli ich czym prędzej unicestwić, lub usunąć z Wyspy. Jednak kolejny władca - (trzeci syn Polcytina i kolejny brat Kronosa, zrodzony z królowej Gai) Atlas, potwierdził przysięgę swego zamordowanego poprzednika i zapewnił Ionom bezpieczeństwo i swobodę życia na Wyspie. Czas, który Ionowie spędzili następnie na Atlantydzie, przez kolejne 12 000 lat, zwany jest w mitologii greckiej "Złotym Wiekiem Ludzkości". 

Ten okres, to czas wykrystalizowania się późniejszej mitologii Starożytnej Grecji, czas "rządów Bogów" - Kronosa, Zeusa, Posejdona i Hadesa. Żyli oni na Wyspie (prawdopodobnie ich siedzibą była "Święta Góra" z prowincji PEOS, co potem zostało przeniesione na najwyższy szczyt Hellady - górę Olimp) i byli otaczani czcią oraz poważaniem. Działo się tak, pomimo zmiany dynastii panującej (z I na II), co miało miejsce ok. 31 000 r. p.n.e. Po wystąpieniu kapłana Ozyrysa i jego Wielkiej Reformie Religijnej, Ionowie stanęli u jego boku (choć początkowo nieoficjalnie). Do kolejnego wielkiego buntu Ionów, doszło na Atlantydzie ok. 22 000 r. p.n.e. gdy rozpoczęła się wojna domowa, pomiędzy dwoma pretendentami do tronum synami poprzedniego władcy Tymusa - Klingiem i Ruedem. Ionowie (i Ozyrys), wsparli w tej walce Klinga, który pokonał brata i przejął władzę na Wyspie na okres 1000 lat. Potem jednak (wsparci posiłkami wysłanymi przez Marduka), kapłąni zakonu "Synów Beliala", odbili Wyspę (ok. 21 000 r. p.n.e.) i przepędzili stamtąd zwolenników kultu Ozyrysa i Ionów. Ionów wygnano na tereny, położone nieopodal mezopotamskiego królestwa Marduka, na ziemię (która dziś już nie istnieje), zwaną odtąd - Ionią. Nie było to jednak miejsce dożywotniego zesłania, Ionowie mieli możliwość powrócić na Atlantydę, jeśli wyrzekliby się kultu Ozyrysa i przyjęli dotychczasowe prawa zakonne i polityczne II Imperium (nie chciano zapewne tracić wykształconej i zdolnej kadry własnego społeczeństwa).  


HISTORIA POLITYCZNA

20 000 r. p.n.e. - 12 500 r. p.n.e.




W czasie inwazji wojsk kapłańskich na Wyspę i odbiciu Atlantydy, oraz wielu innych miast i ziem Poseidii, jedyną zorganizowaną obronę, utworzono u północnych rubieży Wyspy. Dowódcą Ionów na tych terenach (prócz samego króla Atlasa II), był Xuthus. Nie był on jednak w stanie powstrzymać napierających oddziałów kapłanów zakonu Synów Beliala i musiał skapitulować. Zwycięscy kapłani (a w zasadzie nowy król Atlantydy i założyciel ostatniej w dziejach Wyspy - III Dynastii, dawny kapłan Ansat), postanowili przesiedlić buntowników na tereny bezpośrednio graniczące z państwem Marduka z Edenu. Była to tzw.: "Ionia" (czyli mniej więcej tereny dzisiejszej Grecji i zachodniej Turcji). Kraj ten jednak był zupełnie inny, niż w znanych nam czasach starożytnych, mianowicie w okresie przesiedlania Ionów na te ziemie, aż do 12 500 r. p.n.e. (czyli biblijnego Wielkiego Potopu), ziemie dzisiejszej Grecji i Turcji były ze sobą bezpośrednio połączone, zaś Morze Jońskie (i Adriatyckie), wówczas nie istniało. Cały ten ogromny teren, aż do granic państwa Nibiruan z Edenu (mniej więcej obszar Mezopotamii i Syrii), otrzymał właśnie nazwę - "Ionia". Tutaj też zostali przesiedleni Xuthus i inni buntownicy. 

Kraj ten leżał w obrębie władzy i wpływów Atlantydy, dodatkowo element kontroli stanowiła bliskość Edenu i Marduka, ale nie przeszkodziło to w niczym kolejnemu pokoleniu przesiedleńców, zorganizować się wewnętrznie i obalić słabe oddziały, wysłane tu przez kapłanów w celu kontroli nad buntownikami. Na czele buntu (ok. 20 000 r. p.n.e.), stanął triumwirat: ACHEUS - HEKTENES i PERIPAS. Acheus był mózgiem całego powstania i jednocześnie synem wodza Xuthusa. Hektenes (który potem zmienił imię na OGIGES),dowodził buntem na terenach północno-wschodnich Ionii, zaś Peripas ... był kapłanem kultu Ozyrysa (która to religia stała się następnie obowiązująca w całej Ionii). Po krótkim powstaniu i przejęciu władzy nad całą tą ziemią, pierwszym królem Ionii, obrano właśnie Acheusa. W rzeczywistości jednak nadal rządził triumwirat (podzielono państwo na dwie części, pomiędzy Acheusa i Ogigesa, zaś Peripas został najwyższym kapłanem całej Ionii). Oficjalnym kultem religijnym, był oczywiście kult Ozyrysa, jednak ... pozostało bardzo wiele wypaczeń i niejasności (niektóre z nich zostały przeniesione z religii zakonu Synów Beliala). Bardzo poważnym wypaczeniem pierwotnej religii ozyriańskiej, był kult wielkich przodków, którzy zapoczątkowali powstanie ruchu "Ionów" (chodziło tu głównie o pierwotnych jego założycieli, czyli synów i wnuków króla Polcytina - Kronosa, Zeusa, Posejdona i Aresa (oraz ich potomstwa), a także praktykowanie zwyczajów składania krwawych ofiar z ludzi na ołtarzach tych przodków. 

Król Acheus nie miał synów, miał tylko jedną córkę o imieniu AGLAURUS I, którą to postanowił uczynić swoją następczynią. Niestety, większość Ionów (szczególnie tych, łączących kult Ozyrysa z kultem przodków), sprzeciwiło się wyborowi kobiety na tron ich państwa. Postanowiono więc że Aglaurus może panować, ale pod warunkiem że wyjdzie za mąż i to jej mąż będzie głównym władcą, zaś ona jedynie władcą dodatkowym (doradczym). Wybór (prawdopodobnie samego Acheusa), padł na KEKROPSA. Wywodził się on z coraz popularniejszego kręgu czcicieli przodków (czyli późniejszej wiary Starożytnych Greków), lecz przede wszystkim wyznawał kult Ozyrysa i był zdecydowanym przeciwnikiem składania krwawych ofiar z ludzi. Poślubił on więc Aglaurus i stał się kolejnym władcą Ionii. Panował przez ok. 500 lat. Jednak i on nie miał szczęścia do męskich potomków - rodziły mu się bowiem tylko córki - HERSE, PANDROSA i AGLAURUS II. Po jego więc śmierci (czasy panowania w Ionii króla Kekropsa i królowej Aglaurus I, to okres ogromnego wzmocnienia i rozbudowy państwa, urbanizacji i zakładania kolejnych osiedli miejskich i wiejskich oraz próby podniesienia Ionii do rangi lokalnego mocarstwa), Ionowie wybrali sobie na kolejnego władcę - KRANOSA, nie związanego ani z poprzednim królem, ani też z dynastią Acheusa (tak oto I Dynastia Ionii zakończyła swe istnienie). 

Kranos (założyciel II Dynastii Ionii), potem zostanie obalony przez swego zięcia - AMFIKTIONA, lecz odwet na nim weźmie wnuk Kranosa (zrodzony z drugiej jego córki), ERICHTONIUSZ, którego potomkowie będą panować bez przeszkód aż do biblijnego Wielkiego Potopu i zatopienia części kraju w morskich odmętach (tak właśnie powstało Morze Jońskie, zaś dzisiejsze wyspy greckie, to po prostu szczyty górskie, lub większe pagórki, zatopionej dawnej Ionii).






PS: W kolejnym temacie przechodzę już do przedstawienia samego konfliktu Atlantydy z Ionią, wybuchu wojny pomiędzy tymi dwoma państwami, interwencji Plejadian, zatopienia Atlantydy i sprowokowania światowego Wielkiego Potopu (m.in.: ucieczki Nibiruan na księżycową bazę IGGI). A potem - Wojny Piramidowe, definitywne rozerwanie Firmamentu Niebieskiego, oraz ... narodziny nowych cywilizacji po potopie.



KRÓLOWA AGLAURUS I
 


CDN. 

środa, 19 sierpnia 2015

Z PAMIĘTNIKA BOLSZEWIKA - Cz. I

JAK  "WYKOŃCZYĆ" ŁOTWĘ I ESTONIĘ?


Pan Prezydent Rzeczypospolitej Polski - Andrzej Duda, kilka dni temu ogłosił kierunki swej pierwszej prezydenckiej wizyty. 23 sierpnia, w rocznicę Europejskiego Dnia Pamięci Ofiar Stalinizmu (ku pamięci niemiecko-sowieckiego paktu Ribbentrop-Mołotow z 23 sierpnia 1939 r., dzielącym Europę Środkowo-Wschodnią, pomiędzy te dwa kraje), prezydent uda się do Tallina, stolicy Estonii. Następnie 28 sierpnia odwiedzi Berlin, potem 15 września - Londyn, a w dniach 26-29 września wystąpi na corocznej sesji Zgromadzenia Ogólnego Narodów Zjednoczonych w Nowym Jorku. Ja jednak chciałbym się skupić tutaj na tej pierwszej wizycie w Estonii. Mianowicie dziś właśnie rozpoczynam nową serię pt.: "Z pamiętnika bolszewika", która będzie opisywała i komentowała współczesne wydarzenia, przez pryzmat tego, o czym pisali i co w przeszłości mówili o tej samej (lub zbliżonej) kwestii, wielcy (oraz ci mniej znani), bolszewicy i komuniści. 

Na "pierwszy ogień" prawdziwe cacuszko, a mianowicie sam guru nad górami we własnej osobie  - Włodzimierz Iljicz Uljanow "Lenin" i jego program zatytułowany: "Jak ukarać Łotwę i Estonię?", napisany w listopadzie 1920 r. Od razu przestrzegam, że ta krótka broszurka, jest jedynie dla osób które ukończył już wiek 18 lat, gdyż zaproponowane w niej formy "kary" dla owych państw - mogły powstać jedynie w umyśle kompletnie zdegenerowanego pomyleńca ewentualnie jakiegoś psychopatycznego degenerata, a nie bojownika o wolność i powszechne szczęście ludzi pracy na całej ziemi, za jakiego wciąż uważa towarzysza Lenina, ogromna rzesza ludzi na całym świecie. 

Co ciekawe, broszura ta, była przez wiele lat była skrzętnie ukryta przed okiem nawet najwierniejszych komunistycznych fanatyków i spoczywała w masywnych (przeciwatomowych) podziemiach Komitetu Centralnego KPZR, w tak zwanym "sanktuarium" wszystkich komunistów czyli Archiwum Lenina. Łącznie znalazło się tam 3724 dokumentów, które nigdy nie ujrzały światła dziennego, bowiem obejmował je kategoryczny zakaz publikacji. A mimo to publikacji na temat wodza Rewolucji Październikowej, powstało (i wciąż powstaje), ogromna ilość (w samym Związku Sowieckim, dzieł o nim samym, oraz jego osobistym podpisem ukazało się ponad 3000 ... różnych książkowych publikacji, posiadających częstokroć więcej niż 500 stron, a dotyczy to przecież tylko jednego kraju). Jeśli więc historycy nie mieli dotąd dostępu do prawdziwych żródeł politycznej i rewolucyjnej działalności Lenina, oznacza to że owe dzieła są albo niepełne, albo też całkiem przekłamane.

Wracając jednak do sedna sprawy, owa leninowska broszurka dotyczy jednego tylko wydarzenia. A mianowicie ataku, jaki przeprowadził w listopadzie 1920 r. na teren Białoruskiej Socjalistycznej Republiki Sowieckiej (będącej oczywiście w całkowitym władaniu bolszewików), polsko-białoruski gen. Stanisław Bułak-Bałachowicz. Po zawarciu polsko-sowieckiego zawieszenia broni 12 października 1920 r. rząd polski dążył do jak najszybszego rozbrojenia niepolskich jednostek wojskowych, które wraz z Wojskiem Polskim biły dotąd mężnie bolszewików i ich internowaniu. Piłsudski był przeciwny zawieszeniu broni, zwłaszcza teraz, gdy po dwóch potężnych ciosach (w Bitwie Warszawskiej 13-25 sierpnia, Bitwie Niemeńskiej 20-26 września, oraz po niesamowitej bitwie pod Komarowem, gdzie sześć polskich pułków kawalerii, rozniosło 20 sowieckich pułków 1 Armii Konnej - Siemiona Budionnego, rozbijając w proch ponad czterokrotnie silniejsze oddziały nieprzyjaciela i doprowadzając do praktycznego unicestwienia, tej niezwykle groźnej jednostki bojowej z dalszych walk, w bitwie poległo ponad 4000 krasnoarmiejców. A należy pamiętać, że 1 Armia Konna, budziła taki postrach wśród rosyjskich wojsk Białych generałów, walczących z bolszewikami, że gdy tylko pojawiali się oni na horyzoncie, białogwardziści porzucali broń i uciekali gdzie tylko mogli. Armia Czerwona na froncie zachodnim, praktycznie przestała istnieć.




Mimo to, Piłsudski musi się podporządkować rządowi (choć zdrowy rozsądek krzyczy - "TERAZ", właśnie teraz powstaje niecodzienna okazja, dzięki której można wyzwolić całą Ukrainę i Białoruś), Sowieci wyraźnie chcą już czym prędzej zakończyć tę wojnę i gotowi są do ogromnych ustępstw, byle tylko zawrzeć z Polakami pokój (na Krymie, mają jeszcze nierozwiązaną kwestię z carskim gen. Piotrem Wranglem, który rozpoczął właśnie kontrofensywę ku północy). Komendant wie o tym i dlatego, nie tylko nie internuje oddziału gen. Stanisława Bułak-Bałachowicza, który pragnie dalej włączyć o niepodległość Białorusi, lecz uzbraja jego odziały i pozwala przekroczyć linię rozejmową (5 listopada). 10 listopada Bułak-Bałachowicz wkracza do wyzwolonego od bolszewików - Mozyrza. Proklamuje tam niepodległość Białorusi (12 listopada - gdyby to się powiodło, Białoruś obchodziłaby dziś swój Dzień Niepodległości nazajutrz po naszym). Jednak w dniach 26-28 listopada, kontrofensywa sowiecka, zmusiła osamotnione oddziały białoruskie, do opuszczenia Mozyrza i ewakuacji do Polski, gdzie te oddziały (pomimo opieki Piłsudskiego), zostały internowane.


gen. STANISŁAW BUŁAK-BAŁACHOWICZ
"Ostatni zagończyk II RP"




Prócz Polaków (a konkretnie samego Piłsudskiego jako Wodza Naczelnego Wojska Polskiego), pomocy nielicznym oddziałom Bułak-Bałachowicza, udzielili właśnie Łotysze i Estończycy. To doprowadziło Lenina do furii, którą przelał na kartkę papieru w formie notatki. Oto plan wielkiego wodza postępowej ludzkości, nieśmiertelnego Iljicza Włodzimierza, na temat ukarania Łotwy i Estonii za owe wsparcie:

1) Ostry protest dyplomatyczny, który miał być jedynie zasłoną dymną, realne działania miały zostać podjęte poza drogą dyplomatyczną.

2) Zbierać dowody współpracy "bandy" Bałachowicza z Łotyszami i Estończykami i dyskredytować ich w oczach opinii międzynarodowej. Lenin pisał że należy się do tego dobrze przygotować, zebrać jak najwięcej danych pomocnych do oczerniania owych państw, aby łatwiej było je osaczyć.

3) Powoli "osaczać" i uzależniać od siebie Łotwę i Estonię. Należy przy tym cały czas podkreślać, że są to kraje wspierające bandytyzm i dorabiać im opinię krajów niestabilnych politycznie, buntowniczych, anarchistycznych, niepewnych oraz ... niebezpiecznych. A wszystko po to, by można było (oczywiście w odpowiednim czasie), wkroczyć do tych krajów, z misją zaprowadzenia w nich porządku i stabilizacji politycznej. 

4) Ten punkt jest najciekawszy, mianowicie Lenin pisze w nim, że jeśli nie udałoby się doprowadzić do międzynarodowego oczernienia Łotwy i Estonii, należałoby podjąć przeciwko tym dwóm krajom "środki wojenne" (czyli ograniczone działania zbrojne), na pewnym, wybranym terenie, by po pierwsze destabilizować sytuację w tych krajach, oraz by ... ukarać ich mieszkańców. Lenin bowiem postuluje w tym punkcie, tymczasowe zajęcie jakiegoś łotewskiego i estońskiego terytorium, by następnie czym prędzej przeprowadzić tam zdecydowaną kampanię karną. Czyli chodzi o sprawne i szybkie ... wymordowanie okolicznej ludności, w liczbie (jak podaje), w zależności od czasu, jaki będzie posiadała ta karna wyprawa - od 100 do 1000 mieszkańców (głównie urzędników, ale również wszelkich bogaczy, burżujów), bez względu na płeć, wiek czy stan zdrowia "wrogów klasowych", należy (jak twierdzi, jest to najlepszy sposób), powywieszać ich na okolicznych drzewach. Należałoby się oczywiście spieszyć i trzeba by było też używać innych metod uśmiercania, jak broń palna, broń biała ("Jeśli czas będzie naglił, należy również zasiec ich szablami"). Na inne pomysły wodza rewolucji, zapewne nie starczyłoby już czasu, ale w jak piękny i budujący sposób ukarano by te dwa kraje.

No cóż, Lenin nie był wcale żadnym teoretykiem idei rewolucyjnej, żadnym filozofem, tworzącym "Nowy, Wspaniały Świat". Był po prostu zdegenerowanym psychopatą, który wierzył jedynie w przemoc i zbrodnię, jako element osiągania celów (tak politycznych i międzynarodowych, jak i tych najbliższych - międzyludzkich). Dziś przywykliśmy określać Stalina i Hitlera jako największych światowych zbrodniarzy w dziejach ludzkości, ale Lenin w niczym im nie ustępował. Liczba zamordowanych z jego rozkazu (lub w wyniku jego działalności), osób, nie dorównuje co prawda do tamtej dwójki, ale ... to była tylko kwestia czasu. Po prostu, Lenin żył i władał sowiecką Rosją (i zdobytymi przez bolszewików terenami), zbyt krótko (realnie jedynie przez pięć lat 1917 - 1922). Gdyby mógł cieszyć się lepszym zdrowiem i nie umarł tak szybko, z pewnością nie tylko dogoniłby Hitlera i Stalina w ich zbrodniczej (morderczej), działalności - ale (jestem przekonany), że szybko by ich w tej mierze przegonił. 


Żałosna, psychopatyczna jednostka o zdegenerowanym światopoglądzie, 
zdolna jedynie do tworzenia samonapędzającego się młynka przemocy, śmierci, 
bólu i nienawiści


 




PS: W dwadzieścia lat później Stalin wprowadził w życie wszystkie te zalecenia, zajmując w sierpniu 1940 r. Litwę, Łotwę i Estonię i eksterminując te narody w sposób wcześniej postulowany przez Lenina (tylko już na o wiele większą skalę niż Lenin i miał na to o wiele więcej czasu. Lenina bowiem ograniczał czas i bał się tylko tego, czy uda mu się zdążyć wymordować odpowiednio dużą liczbę osób) 

 


poniedziałek, 17 sierpnia 2015

PIŁSUDSKI & HITLER - CZYLI WOJNA PREWENCYJNA Z NIEMCAMI 1933 r. - Cz. II

"PIĘŚĆ i "ZAPORA" 

ZNAD WISŁY

Cz. I





VARIA


CZARTORYSK

NA WOŁYNIU

(POMIĘDZY ŁUCKIEM A RÓWNEM)

29 PAŹDZIERNIK 1915 r.


- "Jedziemy już z dobre trzy godziny, jak pan sądzi?" - zwróciłem się w stronę zamyślonego Vogelera. Od chwili naszego wyjazdu ze sztabu armii nie zamieniliśmy ze sobą zbyt wielu słów, być może peszył go mój hrabiowski tytuł, oraz arystokratyczne pochodzenie i maniery. Domyślałem się że raczej nie przepadał za "burżujami". 

- "Tak, chyba tak, też mi się tak wydaje"  - odpowiedział niby od niechcenia Vogeler.

- "Widzę że chciałby pan mieć to już za sobą, tak samo jak i ja" - znów spytałem w nadziei na pociągnięcie dalszej rozmowy.

- "No cóż, służba nie drużba panie hrabio, a generał Klewitz chce mieć dokładny raport z tego wydarzenia. Być może uda się to propagandowo wykorzystać w przekonaniu Polaków do większego zaangażowania się w walkę po naszej stronie" 

- "Zobaczymy, co ci Polacy tam zmajstrowali" - odpowiedziałem, widząc że zbliżamy się do celu naszej podróży, a były to okopy położone w niewielkiej odległości od wsi Czartorysk, które ubiegłej nocy uratowali polscy żołnierze z I Brygady Legionów, ratując front przed załamaniem się, po tym jak Niemcy i Austriacy porzucili broń i ratowali się ucieczką przed niespodziewanym atakiem wojsk rosyjskich. Polakami miał dowodzić jakiś brygadier ... Polocky, Pitucky ... jakoś tak.

- "Błoto, wszędzie błoto i wilgoć" - stwierdził Vogeler, gdy wysiadaliśmy z samochodu, którym dowieziono nas w to miejsce.

- "Tak, w nocy musiało tutaj mieć miejsce oberwanie chmury, zresztą nie tylko chmury" - ręką dałem znać swemu towarzyszowi podróży, na ciała zabitych rosyjskich żołnierzy, które teraz chowano, w mokrej ziemi, wcześniej usuwając z niej wodę, by trupy nie wypływały na powierzchnię. 

- "Panowie do kogo?" - na nasze spotkanie wyszedł austriacki oficer, który też przybył w to miejsce zasięgnąć szerszych informacji o wczorajszej bitwie.

- "Hrabia Harry Kessler i Heinrich Vogeler, specjalni wysłannicy gen. Klewitza, do polskiego dowódcy odcinka, a pan" - spytałem zadziornie.

- "Panowie pozwolą że się przedstawię pułkownik Józef Lasocki, komendant odcinka kawaleryjskiego Austro-Węgierskiej Cesarsko-Królewskiej Armii, na tej linii odcinka" - stanął na baczność i zasalutował. - "Panowie do brygadiera Piłsudskiego, nieprawdaż?" - zapytał.

- "Tak do Piłsudskiego, czy mógłby pan nas do niego skierować?" - spytałem dość stanowczo, gdyż tkwienie w oficerskich, lśniących butach po kostki obozowego błocka, nie należało do moich przyjemności. Chciałem bowiem mieć to już za sobą, pomówić z dowódcą, sporządzić odpowiedni raport i wracać czym prędzej do sztabu. No cóż, los szykował mi tu dużą niespodziankę, a ja sam, nawet w najśmielszych snach, nie mogłem sobie wyobrazić, że to spotkanie, w takich warunkach i w takiej atmosferze, wpłynie na całe moje późniejsze życie. Z okopów wyszedł jakiś jegomość, ubrany ... w wełniany sweter? Myślałem że spotkam się z oficerem, słyszałem bowiem że Piłsudski był twórcą i duszą Legionów Polskich, namiastki polskiej siły zbrojnej w tej wojnie, walczącej z Rosjanami po naszej stronie ... .... ....


Pamiętniki hrabiego Harrego Kesslera dość dobrze opisują wszelkie niuanse z tego spotkania, mającego miejsce w pochmurny dzień 29 października 1915 r. Kessler nie mógł wówczas wiedzieć, że to spotkanie zmieni całe jego życie, oraz ... stosunek do Polaków. Wcześniej bowiem, ten bajecznie bogaty syn hamburskiego bankier - Adolfa Wilhelma Kesslera i irlandzkiej baronówny - Irin Alice Harriet Blosse-Lynch (choć o ojcostwo podejrzewano również samego cesarza Niemiec Wilhelma I, z którym ponoć swego czasu matka Harrego, miała mieć krótki, lecz niezwykle płomienny romans), urodzony 23 maja 1868 r. w Paryżu, wiódł wspaniałe, dostatnie życie. Miał wiele pasji i wiele z nich zdążył zrealizować (był bowiem już kolekcjonerem sztuki, dyrektorem Muzeum Sztuki w Weimarze, filantropem, eseistą, literatem, publicystą, żołnierzem, dyplomatą i agentem wywiadu, teraz miał jeszcze zostać politykiem). 

Kessler co prawda uważał że Niemcy winne były odbudować Polskę i uwolnić ją spod rosyjskiego jarzma, ale jednocześnie był zdania, że ta Polska powinna być co najwyżej niemiecką kolonią gospodarczą i polityczną. Twierdził że w odbudowanej Polsce, Niemcy powinny kontrolować kwestię wojskowości i gospodarki tego kraju, oraz mieć jedyne prawo do budowania kolei żelaznych, zgodnie z interesami niemieckiej gospodarki i przemysłu. Polakom pozostawiał wolność polityczną możliwość posiadania swojego (całkowicie jednak zależnego od Berlina) rządu, własny parlament i nawet swojego króla (oczywiście miał nim być jeden z niemieckich książąt Rzeszy). Polacy mieliby również prawo do używania własnego języka w urzędach i administracji. Za te wszystkie "dobrodziejstwa", domagał się jednak definitywnego wyrzeczenia się jakichkolwiek planów przyłączenia do tego kadłubowego polskiego tworu ("Herzogtum Polen"), Wielkopolski, Pomorza czy Śląska, które uważał już za ziemie niemieckie. Co ciekawe, pomimo tych swoich przekonań i tak uważany był w niemieckich kołach polityczno-biznesowych (w których z racji pochodzenia i posiadanego majątku się obracał), za polonofila. Pisał na przykład tak: "Polskę i Polaków bardzo lubię. Są jako rasa piękni i szlachetni, ale niestety zbyt idealistyczni oraz infantylni". 

I oto człowiek o tak sprecyzowanych poglądach na przyszłość ziem polskich i ich ekonomiczny drenaż przez Wielkie Niemcy (a z Polaków czyniący jedynie biednych wyrobników i dostawców żywności na potrzeby niemieckiego społeczeństwa i gospodarki), spotyka w brudnych i mokrych okopach w październikowy wieczór 1915 r. pewnego człowieka, z którym krótka rozmowa, spowoduje ... zmianę o 180 stopni jego stosunek i poglądy na temat Polski i Polaków. Jeśli są w życiu człowieka chwile magicznych przeżyć, czyniących swoistą metamorfozę ich dalszych poczynań, to dla Harrego Kesslera, taką chwilą była właśnie rozmowa z brygadierem Piłsudskim, ubranym w ciemny, wełniany sweter. Gdy bowiem opuszczał okopy, już przysiągł sobie że zrezygnuje ze służby wojskowej i odtąd poświęci się polityce oraz dyplomacji, by ... dopomóc Piłsudskiemu w jego dziele "Wskrzeszenia Polski z Martwych". Zdając sobie sprawę, że największym zagrożeniem dla polskiej niepodległości jest właśnie Rosja - postanowił ... rozsadzić ją od środka. On to bowiem obmyślił i wdrożył w życie plan zaakceptowany przez najwyższe czynniki polityczno-wojskowe Niemiec), przewiezienia do Rosji Lenina, by tam narobił on takiego bagna, które doprowadzi państwo carów do wewnętrznego rozkładu i umożliwi zwycięstwo niemieckiego oręża na Wschodzie, oraz ... Odrodzenie Polski. 

W latach późniejszych, już jako polityk też wielokrotnie dążył do poprawy stosunków pomiędzy Republiką Weimarską a Zjednoczoną (wraz z Wielkopolską, Pomorzem, częścią Śląska, Galicją i Kresami Wschodnimi), coraz silniejszą Rzeczpospolitą, której już odtąd nigdy nie uważał za kraj przeznaczony do niemieckiej eksploatacji i działał na niwie politycznego pojednania obu narodów na zasadach partnerskiej przyjaźni. 


 HARRY KESSLER
 


 "ROSJĘ NALEŻY RWAĆ PO SZWACH NARODOWYCH"
"REWOLUCJA ROSYJSKA - BYŁA TO REWOLUCJA NARODÓW CIEMIĘŻONYCH PRZEZ ROSJAN (...) ROSYJSKI CHARAKTER BOLSZEWIZMOWI NADAŁ DOPIERO STALIN"

JÓZEF PIŁSUDSKI






PS: W NASTĘPNEJ CZĘŚCI OPISZE, JAK TO POLACY Z AMERYKANAMI DOPROWADZILI (m.in)  DO ... OBALENIA KRÓLA WIELKIEJ BRYTANII - EDWARDA VIII (o którym oficjalnie wiadomo że ustąpił z tronu, by poślubić swą ukochaną, Amerykankę - Wallis Simpson) W GRUDNIU 1936 r., KTÓRY CHCIAŁ DOPROWADZIĆ DO POJEDNANIA NIEMIECKO-BRYTYJSKIEGO I BYŁ GORĄCYM ZWOLENNIKIEM HITLERA (zresztą tak jak cała, ówczesna brytyjska rodzina królewska)


SIEDMIOLETNIA ELŻBIETA II Z ... HITLEROWSKIM POZDROWIENIEM



ORAZ O TAJNYM SPOTKANIU AMERYKAŃSKICH OFICERÓW W WARSZAWSKIM BELWEDERZE (u MARSZAŁKA JÓZEFA PIŁSUDSKIEGO) w 1932 r.



ORAZ O PREZENCIE, KTÓRY OFIAROWAŁ IM WÓWCZAS PIŁSUDSKI. PREZENT TEN ... POMÓGŁ AMERYKANOM, W CZASIE II WOJNY ŚWIATOWEJ - POKONAĆ HITLEROWSKIE NIEMCY. 






CDN.