Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 16 lipca 2015

KARCZMA NA BAGNACH

RECENZJA




Postanowiłem napisać kilka słów na temat dość już starego (1982 r.) i zapewne dla większości internautów nieznanego filmu pt: KARCZMA NA BAGNACH". 

Dlaczego o nim piszę i co mną kieruje? No cóż, popadłem w trochę taką melancholijną atmosferę i słuchając pieśni Jacka Kaczmarskiego: "Na starej mapie krajobraz utopijny", pomyślałem sobie o tej SARMATII, która nie zginęła i która przetrwała w sercach ludzi dumnych, pamiętających czasy JEJ wielkości. 




KRÓLESTWO POLSKIE a potem zjednoczona RZECZPOSPOLITA, była potęgą europejską począwszy od 1410 r. i wielkim zwycięstwie nad najpotężniejszą siłą zbrojną średniowiecznego świata - Zakonem Krzyżackim. Nasza potęga była ogromna o czym dziś wie naprawdę niewielu. Cudzoziemscy podróżnicy (jak pewien Francuz, który na początku XVII wieku podróżował po naszych ziemiach, pisał: "Gdyby Polacy potrafili się zjednoczyć i zaprzestać wzajemnych waśni, staliby się największą potęgą militarną w Europie i nie byłoby siły mogącej powstrzymać ich przed utworzeniem nowego Imperium Romanum (w tym przypadku Imperium Polonorum), a Ruś i cała Azja, padłyby ich łatwym łupem".

Film o którym pragnę opowiedzieć, dotyczy okresu upadku państwa polskiego, gdy staliśmy się już prawdziwą rosyjską kolonią, a ambasador "najjaśniejszej imperatorowej", miał więcej do powiedzenia, niźli nasz król - Stanisław August Poniatowski (zdarzało się że gdy chciał coś przekazać naszemu monarsze, a był dość daleko to ... gwizdał, by tamten do niego podszedł. Nic dziwnego że gdy w 1787 r. zbierano wśród Warszawiaków datki na pomnik króla Jana III Sobieskiego - zwycięzcy Turków m.in.: spod Chocimia - 1673 r. i Wiednia - 1683 r., po Warszawie zaczął krążyć dowcip: "Sto tysięcy na pomnik? Ja bym dwakroć łożył, gdyby Staś skamieniał, a Jan III ożył". 

Tak więc akcja filmu toczy się gdzieś na południowo-wschodnich terenach Polski w roku 1770 (na dwa lata przed pierwszym rozbiorem Rzeczypospolitej). Powracający z walk na Kresach Wschodnich porucznik Jerzy Stefan Gierałtowski, jedzie wraz ze swym synem Krzysztofem i jednym ze swych oficerów - Jeremiaszem Korczyńskim, do Łęczycy. Po drodze spotykają wędrownego mnicha, który też dołącza do ich "kompanij". W czasie podróży przez mokradła na wyludnionym terenie, zatrzymują się przed zmrokiem w pewnej karczmie, stojącej na uboczu. Tam się posilają i wypijają alkohol. Następnie kładą się spać. I wówczas zaczyna się cała akcja, będąca połączeniem snu i jawy. 

Mianowicie porucznik Gierałtowski budzi się i widzi wchodzących do karczmy dwóch jegomościów: niejakiego pana Smętka i pana Łęczyckiego. Wkrótce okazuje się że pan Smętek jest pruskim oficerem. Potem dołącza do nich jeszcze trzeci przybysz - pan Smoleński, ruski oficer, jadący z Warszawy, ze spotkania z rosyjskim ambasadorem - Nikołajem Repninem. Cała trójka jedząc i pijąc ponad umiar, rozważa mające nadejść polityczne zmiany, które według nich, już zostały przyjęte i "zaklepane" przez ich monarchów. Dotyczą one podziałów ziem Rzeczypospolitej i ostatecznego wymazania Polski z mapy Europy. Początkowo pan Łęczycki buntuje się przeciwko temu scenariuszowi, ale szybko daje się przekupić władzą, jaką zdobędzie nad Narodem, pod zaborami. 

Potem okazuje się że cała ta trójka, to po prostu diabły: nasz krajowy Boruta Łęczycki, niemiecki Smętek, oraz ruski Dytko Smoleński. Porucznik Gierałtowski (wraz ze swym kompanem Jeremiaszem Korczyńskim), podejmuje z nimi walkę, która kończy się tragicznie, spaleniem karczmy i śmiercią Gierałtowskiego i jego kompanów. 

Na drugi dzień porucznik się budzi i wszystko jest po staremu. Nikt nie zginął, wszyscy żyją i wydaje się że to wszystko był tylko koszmarny sen ... czy na pewno?


TAK NAS DZIELILI SUKINSYNY
1772 - 1793 - 1795

KU PAMIĘCI POTOMNYM




Ja sam pochodzę z rodziny spolonizowanych Niemców (jestem Polakiem dopiero w czwartym pokoleniu w mej rodzinie). Pierwszym był mój pradziad, który w 1940 r. odmówił Niemcom przyjęcia obywatelstwa i wstąpienia do Wehrmachtu. Motywował to właśnie tym że: "Jest Polakiem". Choć jego ojciec był pruskim oficerem, który nie miał jakiegokolwiek związku z Polską czy Polakami (stacjonował nawet na długo przed I wojną światową, w prawie całkowicie niemieckim Królewcu), mimo to pradziad przyjechał na te ziemie do Polski będącej pod zaborami. Tu się osiedlił i ożenił z Polką. Potem w czasie I Wojny (by uniknąć powołania do rosyjskiego wojska), uciekł przez Węgry i Włochy do Francji, gdzie wstąpił do tworzącej się tam Armii Polskiej gen. Józefa Hallera. Wraz z nią walczył na froncie przeciw Niemcom, a potem w 1919 r. w jej szeregach wrócił do odradzającego się kraju. Walczył w czasie wojny polsko-bolszewickiej i w Bitwie Warszawskiej 1920 r. Potem przeszedł do cywila i założył małą prywatną firmę przewozową. Po wybuchu II Wojny Światowej i niemieckiej agresji na Polskę 1 Września 1939 r. walczył w szeregach Wojska Polskiego. Po klęsce powrócił do domu (pradziadek po niemieckiej agresji na Polskę, zabronił mówić w domu po niemiecki, wszystkim wokół mówiąc że był, jest i pozostanie Polakiem. W 1940 dostał propozycję "nie do odrzucenia", albo podpisze volkslistę i wstąpi w szeregi Wehrmachtu, albo skończy w obozie. Pradziadek wybrał to drugie i trafił tam wraz z mym wówczas 15-letnim dziadkiem.

 Tyle o mnie i moich korzeniach. Na koniec dodam tylko - Nigdy nie czułem się w jakiejkolwiek części Niemcem. Choć mam w tym kraju wielu znajomych i cześć rodziny (która pozostała niemiecka), nie czuję żadnej bliskości emocjonalnej z tym krajem. Moje serce zdominowała Polska - tyle (niektórzy z "nich" czasem mają do mnie pretensje, że gdy rozważamy jakiś problem polityczny, czy geopolityczny, często robię to z uwzględnieniem korzyści jakie ewentualnie mogłaby mieć z tego Polska a dopiero w drugiej kolejności Niemcy. Trudno, nic im na to nie poradzę).


POLSKI ORZEŁ SREBRNOPIÓRY 
W MOJĄ DUSZĘ WBIŁ PAZURY







ZASZUM  NAM POLSKO, JAK HUSARSKIE SKRZYDŁA
CO STRWOŻĄ WROGA, A W NAS DUCHA WZNIOSĄ
I NIECH CHORĄGIEW, MATKA NASZA CZUWA
NAD ZAGONAMI, PONAD KRWAWĄ ROSĄ

ZASZUM NAM POLSKO, CHORĄGWIĄ NADZIEI
CO DZIKIE POLA OMIATA SWYM MĘSTWEM
BYŚMY WRÓCILI POD TWYMI SKRZYDŁAMI
WIARĄ I DUMĄ, PRAWDĄ I ZWYCIĘSTWEM

ZASZUM NAM POLSKO, WYSOKO NAD GŁOWĄ
WIELKĄ CHORĄGWIĄ TWEGO ZMARTWYCHWSTANIA
BYŚMY WRÓCILI DO GNIAZDA OJCZYZNY
KTÓRĄ SKRZYDŁAMI ORZEŁ ZNÓW OSŁANIA

PRZED MROŹNYM WIATREM, CO WIEJE ZE WSCHODU
PRZED WIATREM KŁAMSTWA, CO Z ZACHODU WRACA
ZASZUM NAM POLSKO, JAK HUSARSKIE SKRZYDŁA
SZUMEM CO WIARĘ W ZWYCIĘSTWO PRZYWRACA







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz