Łączna liczba wyświetleń

środa, 31 marca 2021

INSTRYBUTOR SONG

 CZYLI SZCZYPTA HUMORU 

NA POWITANIE DNIA

 
 Dziś drobne powtórzenie zabawnego (choć i groźnego) wydarzenia sprzed miesiąca, czyli owego sławnego już (szczególnie w sieci) ataku na stację benzynową Orlen w Rymaniu, którego ponoć miała dopuścić się kobieta, będąca pod wpływem narkotyków, która zdemolowała autem drzwi wejściowe do budynku stacji paliw. Do klasyki przeszły już też takie zwroty jak: "Strzelaj w opony, strzelaj w opony człowieku!" 😅, albo "Zostaw, zostaw ten samochód!", albo też: "Człowieku, w instrybutor nie strzel", 😄, albo: "Wezwij wsparcie", "jakie wsparcie, człowieku" 😂. Jednak muszę powiedzieć że oryginał został w tym przypadku przebity, przez filmik z kanału YouTube: SPInkafilmstudio pt: "Blok Ekipa - Instrybutor". Przyznać się muszę, że dość rzadko oglądam filmy z tego kanału (chyba że akurat nie mam nic lepszego do roboty, a i w sieci nie ma nic ciekawszego do obejrzenia), ale ten akurat filmik im się udał. Według mnie przebił oryginał i naprawdę potrafi poprawić człowiekowi humor, szczególnie z rana. Działa lepiej niż poranna kawa (której akurat ja osobiście nie pijam 😎). Zapraszam:
 
 
 
 ORYGINALNE NAGRANIE 
ZE STACJI BENZYNOWEJ ORLEN W RYMANIU
 
 

 
 
A TU ZABAWNY FILMIK BLOK EKIPY:
 
 

 
 
 

 
  

wtorek, 30 marca 2021

FILARY POLSKOŚCI - Cz. I

 MIASTA DRUGIEJ RZECZPOSPOLITEJ

 
 

 
 
 Było ich pięć! Pięć głównych miast-filarów polskiej kultury, sztuki, tradycji. Pięć głównych bastionów polskości, kultywujących pamięć dawnych wieków i wyznaczających kierunki rozwoju ku przyszłości. Miasta te, to oczywiście Kraków, Warszawa, Poznań, Lwów i Wilno. Co prawda na przestrzeni wieków wiele się zmieniało, jak na przykład to, że Warszawa w czasie zaborów była bardzo kosmopolitycznym miastem i "polskość" stanowiła w niej zaledwie jedną z części składowych, oprócz silnej wówczas mniejszości rosyjskiej i żydowskiej. Radykalna zmiana nastąpiła po odzyskaniu przez Polskę Niepodległości w listopadzie 1918 r., a w latach następnych Warszawa utraciła wiele ze swego "kosmopolitycznego" charakteru, odzyskując zdecydowanie polski kształt kulturotwórczy. W stolicy, w latach 1918-1939 biło prawdziwe "serce polskości" i to pod każdym możliwym względem, zarówno politycznym jak i gospodarczym, kulturalnym czy społecznym. Dlatego też we wrześniu 1939 r. w chwili niemieckiej agresji na Polskę - choć zamierzano ogłosić Warszawę "wolnym miastem", podobnie jak to w czerwcu 1940 r. uczyniły władze Paryża - to jednak świadomość że można pozwolić bez walki oddać stolicę kraju - który przez prawie dwadzieścia lat żył w glorii własnej wielkości (zbudowanej na rozbiciu Armii Czerwonej w sierpniu i wrześniu 1920 r.), który pragnął założyć kolonie w Afryce lub Ameryce Południowej, który rozpoczął konkurencję z wielkimi mocarstwami w dziedzinie nauki, nowych, wielkich inwestycji i samodzielnym kształtowaniu własnych elit (co jest bardzo istotne), i który mocarstwowość odmieniał przez wszystkie możliwe przypadki - była nie do pomyślenia. Gdy jednak po trzech tygodniach walk, osamotniona stolica (w której zaczęło brakować już jedzenia i wody) musiała się poddać, nastąpiły jawne oznaki buntu wśród oficerów i żołnierzy. Byli i tacy, którzy zaczęli grozić dowództwu obrony miasta bronią, jeśli ci zgodzą się na kapitulację. Gdy zaś 28 września 1939 r. Warszawa skapitulowała, nastąpiło kilka samobójczych śmierci (jeden z oficerów, gdy skończyły mu się już naboje, skoczył się z budynku i poniósł śmierć na miejscu), wśród oficerów - którzy nie byli w stanie przeżyć takiego upokorzenia, jakim był upadek miasta i wkroczenie doń Niemców. 
 
Pozostałe miasta również stanowiły ostoję polskości. Kraków - starożytny gród królewski z wzgórzem wawelskim, pod którym (według pradawnej legendy) miał się ukrywać smok. Poznań ze swym Bazarem i tradycją jedynego zwycięskiego polskiego powstania z lat 1918-1919. Lwów - ruski gród przyłączony na stałe przez króla Kazimierza III Wielkiego, jeszcze w XIV wieku (dokładnie w 1349 r.) i z biegiem dziesięcioleci spolonizowany. Wilno - stolica Wielkiego Księstwa Litewskiego, miasto które dość późno się spolonizowało, bowiem dopiero w końcu XVII wieku i które - jak mawiał Marszałek Piłsudski: było "jednym z najpiękniejszych miast na świecie". Z owych pięciu miast, stanowiących filary polskości, do dziś przetrwały zaledwie dwa - Kraków i Poznań. Warszawa - okrutnie zniszczona podczas Powstania Warszawskiego 1944 r. i po wojnie odbudowana na nowo - zatraciła swego ducha, swoje pierwotne piękno. Dziś dawna Warszawa leży w gruzach i krwi jej obrońców, pod murami współczesnych wieżowców i oczywiście "Pałacu Kultury i Nauki" - daru towarzysza Stalina i "narodu radzieckiego" dla Warszawy (ja osobiście uważam że to kuriozum powinno zostać rozebrane, a na jego miejscu powinien powstać Łuk Triumfalny wojny 1920 r., który widać by było z każdej strony miasta). Lwów zaś znalazł się (po 1939 r.) w granicach (najpierw sowieckiej, a po 1991 r. niepodległej) Ukrainy, a Wilno jest dziś stolicą odrodzonej Litwy. A jednak dawna polskość bije z zakamarków tych miast, tych ulic, tych skwerów i tych parków - polski Lwów i Wilno wciąż żyją, choć już (niestety) w innej rzeczywistości.
 
Polska zapłaciła ogromną daninę krwi w czasie II Wojny Światowej. Zniszczone i rozgrabione zostało większość miast. Utraciliśmy nasze Kresy Wschodnie - nasz "klejnot koronny" (jak mawiał Marszałek: "Polska jest jak obwarzanek, wszystko co najlepsze, znajduje się na Kresach, Centrum zaś wypłowiałe"). Wojna ta nie była przez nas zawiniona, a mimo to musieliśmy zapłacić krwią i życiem naszych rodaków. W tym wszystkim jest jednak jedna myśl pozytywna, która pozwala inaczej patrzeć na II Wojnę Światową. Otóż, o ile Polska została upokorzona i totalnie "rozjechana" przez wielkie światowe totalitaryzmy (niemiecki nazizm i rosyjsko-sowiecki komunizm), co spowodowało że realnie zostaliśmy cofnięci w rozwoju o kilka (jeśli nie kilkanaście) dekad - to jednak należy pamiętać, że równie zniszczone i upokorzone zostały... Niemcy. Co prawda rzadko się tę kwestię wydobywa na światło dzienne, ale warto pamiętać, że Niemcy dzisiejsze to jest kikut dawnych Niemiec. Tak, te dzisiejsze Niemcy, które rządzą Unią Europejską i są uznawane za dominujący kraj w Europie - jest zaledwie żałosnym cieniem dawnych Niemiec. Niemcy w czasie wojny (oczywiście na własne życzenie, bowiem to oni wybrali sobie idiotę Hitlera, który nie potrafił wygrać wojny, a mógł ją wygrać w cuglach gdyby był trochę mądrzejszy. To oni hajlowali mu i byli w stanie poświęcić swoje życie dla obrony hitlerowskiego porządku - choć z jednej strony ich rozumiem, Niemcom za Hitlera, co najmniej do roku 1943/44, żyło się naprawdę dobrze. Hitler i naziści ograbili całą Europę i to wszystko dali Niemcom, w przeciwieństwie np. do Stalina i komunistów, którzy przede wszystkim gnębili swój własny naród) zostały mocno poturbowane. Drezno (i kilka innych niemieckich miast w mniejszym stopniu) zostały całkowicie zniszczone, a kraj po wojnie utracił wiele ziem (szczególnie na Wschodzie). Poza tym naród niemiecki został poddany przez zwycięskich aliantów systematycznemu ogłupianiu, tak, że dziś armia niemiecka to są jakieś kpiny, a naród ten współcześnie nie dał światu żadnych wielkich artystów, poetów czy twórców kultury (prócz parad lgbt). Dlatego też, jeśli patrzymy na dzisiejsze Niemcy i twierdzimy że jest to kraj dominującym w Europie, to zastanówmy się, jaką potęgą byliby dziś Niemcy, gdyby nie utracili tych wszystkich terenów na Wschodzie i gdyby wraz z Austrią i częścią Czech stworzyli jedno państwo, tak jak to było w kwietniu 1939 r. I muszę powiedzieć z szczyptą satysfakcji (mimo wszystko co wcześniej mówiłem o swoich niemieckich korzeniach, które nie mają dla mnie już żadnego większego znaczenia), że owa klęska i zniszczenie Niemców, oraz osłabienie ich w sposób tak ogromny - było również udziałem Polski. Zapłaciliśmy za to daninę krwi, ale zniszczyliśmy potęgę niemiecką i zamieniliśmy ten kraj w kupę szamba, którym mimo wszystko jest współcześnie.
 
Może to są dość mocne, a nawet okrutne słowa - ale tak, czuję wewnętrzną satysfakcję z powojennego zniszczenia Niemiec. Za wszystko co robili, za zamienienie Warszawy w jedno wielkie gruzowisko, za eksterminację narodu polskiego, za Auschwitz, za Holokaust, za wszystko co popełnili podczas tamtej wojny - tak, czuję satysfakcję. Tym bardziej że naród niemiecki wcale nie pozbył się nazizmu, który - według mnie - jest ich immanentną cechą narodową, począwszy wręcz od... średniowiecza. Ja jestem w stanie mentalnie lepiej dogadać się z Rosjaninem (mimo że nie znam języka) i porozumieć się z nim, niż z Niemcem (który to język był w naszym domu znacznie popularniejszy niż angielski - choć też bez jakiejś większej egzaltacji). Niemcy są dla mnie narodem szowinistycznych arogantów i doprawdy mimo wielu prób, nie jestem w stanie zrozumieć "niemieckiej duszy", choć niemieckie geny być może przetrwały również w moim DNA (czasem np. wracam myślami do czasów powojennych i zastanawiam się, jak ja osobiście wówczas bym się zachował w stosunku do przegranej ludności niemieckiej i pomimo faktu że zawsze byłem osobą dość wrażliwą emocjonalnie - nie są to myśli, które mogłyby mi przynieść splendor. A przecież ja nie doświadczyłem żadnej zbrodni z rąk Niemców, jedynie o nich czytałem, słyszałem lub widziałem na archiwalnych kronikach, a mimo to pojawiają się w mojej głowie myśli bardzo nieprzyjemne). Nie czuję się w żaden sposób związany z narodem niemieckim i nie odczuwam żadnej (nawet najmniejszej) dumy z faktu, że moi przodkowie (ze strony taty) byli przedstawicielami tego narodu i gdybym mógł, wolałbym o tym zapomnieć. To tyle w tym temacie.
 
 
FILMOWE ODSŁONY REALNYCH NIEMIECKICH ZBRODNI
 
 

 
 
 

   
 
 
Przechodząc już zaś bezpośrednio do tematu, pragnę nadmienić, że zaprezentuję w tym temacie owe przedwojenne polskie miasta - filary polskości, czerpiąc ze źródeł Narodowego Archiwum Cyfrowego. Ponieważ temat ten będzie długi (zamieszczę również panoramy innych miast polskich, jak np. Truskawca, Gdyni, Łodzi etc.) dlatego też podzielę go na kilka części. Dziś skupimy się na samej tylko Warszawie, zatem do dzieła: 
   
 
 

WARSZAWA
(1918-1939)
Cz. I 
 
 
 

 
 

 
 
BUDYNEK TOWARZYSTWA UBEZPIECZEŃ
"PRUDENTIAL"
(wybudowany w latach 1931-1933)
 
 

 

 
 PRUDENTIAL TRAFIONY NIEMIECKIM POCISKIEM 
PODCZAS POWSTANIA WARSZAWSKIEGO
28 sierpnia 1944 r.
 
 

 
PRUDENTIAL
(1945 r.)
 
 

 
PRUDENTIAL/HOTEL WARSZAWA
(współcześnie)
 
 

 
 
BUDYNEK MINISTERSTWA KOMUNIKACJI
(ul. Chałubińskiego - 1933 r.)
 
 

 
PROJEKT ROZBUDOWY
(1935 r.)
 
 

 
WSPÓŁCZEŚNIE
 
 
 
 
 
RADIOTELEGRAF
(ul. Nowogrodzka 45 - lata 30-te) 
 
 

 
 
WYŻSZA SZKOŁA HANDLOWA
(ul. Rakowiecka 6 - lata 30-te)
 
 

 
WSPÓŁCZEŚNIE
 
 

 
 
DOM TOWAROWY - BRACIA JABŁKOWSCY
(ul. Bracka - lata 30-te)
 
 

 
 
ALEJA FRASCATI
(1938)
 
 

 
 
 PAŁAC SASKI 
BUDYNEK MINISTERSTWA SPRAW ZAGRANICZNYCH
(1936)
 
 

 
 PAŁAC SASKI
(1944)
 
 

 
 
DOM AKADEMICKI
(ul. Grójecka - 1930) 
 
 
 
 
 
HOTEL BRISTOL
(Krakowskie Przedmieście 42/44 - lata 30-te)
 
 

 
HOTEL BRISTOL
(Wizyta gen. Ironside - lipiec 1938)
 
 

 
HOTEL BRISTOL
(Mary Pickford i Douglas Fairbanks na hotelowym balkonie - 1926 r.)
 
 
 
 
HOTEL BRISTOL
(Sylwester 1937)
 
 

 
HOTEL BRISTOL
(przyjęcie na cześć Józefa Piłsudskiego - 1919 r.)
 
 

 
CDN.
 

poniedziałek, 29 marca 2021

RĘKOPISY NIE PŁONĄ! - Cz. IV

CZYLI SPISANE PAMIĘTNIKI

z KLUCZOWYCH WYDARZEŃ

w DZIEJACH POLSKI I ŚWIATA

 
 

 
 

I

PAMIĘTNIK BOHDANA JANUSZA

Cz. IV

 
 
 

 
 
PAMIĘTNIK AUTORSTWA HISTORYKA I ETNOGRAFA BOHDANA JANUSZA, OPISUJE WKROCZENIE WOJSK ROSYJSKICH DO LWOWA (PO EWAKUACJI STAMTĄD WOJSK AUSTRIACKICH) NA POCZĄTKU I WOJNY ŚWIATOWEJ I OKUPACJĘ TEGO MIASTA, TRWAJĄCĄ od 3 WRZEŚNIA 1914 r. do 22 CZERWCA 1915 r.
 
 
 
 "293 DNI RZĄDÓW ROSYJSKICH 
WE LWOWIE"
 
 
 
Późnym wieczorem przybył do ratusza komendant wojskowy miasta, pułkownik hr. Sergjusz Szeremetjew, który wydał szereg zarządzeń wojskowych i administracyjnych. Komendant, mężczyzna 32 lat wieku, poprzednio wice-gubernator wołyński, spokrewniony z pierwszymi domami rosyjskimi, człowiek gładki w obejściu i po europejsku kulturalny, zamieszkał wraz ze swym sztabem w mieszkaniu prezydenta w ratuszu. Służbę bezpieczeństwa w mieście pełniła Straż Obywatelska, której opiece oddane zostało miasto i w nocy. Na prośbę jednak prezydyum, celem zapobieżenia możliwym niepokojom, generał von Rode zarządził wysłanie wart wojskowych na miasto, z tem, że respektować one mają interwencyę członków Straży, współdziałając z nimi w każdym ewentualnym wypadku. Patrol z 20 żołnierzy przeznaczono do strzeżenia sądu karnego, a ponadto patrol do aresztów miejskich i policyjnych, prócz tego ustawiono warty na placach: Gołuchowskich, św. Teodora, Maryackim, św. Jerzego, u wylotu cytadeli od ulicy Mochnackiego, Chmielowskiego i Wronowskich. 

Od wieczora przechodzić poczęły przez miasto bardzo liczne oddziały wojska, konnica i piechota. Zgromadzona na ulicach ludność wcale chętnie nawiązywała rozmowy z poszczególnymi żołnierzami, o ile tylko ci dostawali rozkaz zatrzymania się w szybkim marszu. Spragnieni wiadomości jakichś o dotychczasowym przebiegu działań wojennych w kraju, a jeszcze bardziej, żądni rozwiązania niepojętej zagadki cofnięcia się wojsk austryackich bez bitwy pod Lwowem, spodziewali się ludziska dowiedzieć czegoś od - poinformowanych lepiej, zdaniem ich - żołnierzy rosyjskich. Na ogół żołnierz ten bardzo chętnie wdawał się w rozmowę i zdawał się być bardzo dobrze poinformowanym, ale w istocie nie orientował się on w najbardziej prymitywnych kwestyach. Wojnę - zdaniem jego spowodowała tylko Austria i Niemcy, które zresztą obiecywał sobie rozbić w bardzo krótkim czasie. Podobnie naiwnych poglądów sporo można było usłyszeć od nich, a najwidoczniejsze było źródło i cel tych baśni. Z wielką też ufnością w przeważającą moc swoją opowiadali oni o swoich sukcesach dotychczasowych, twierdząc bez zająknienia, że za dwa do trzech dni będą w Przemyślu, a stamtąd wnet w Krakowie i następnie w Wiedniu. Inna rzecz, że geograficzne ich wiadomości pozwalały im dziwić się niepomiernie, że - jak im ktoś z pokpiwaniem powiedział - do Wiednia jest więcej nieco drogi niż dwa dni (...) Na zapytania ich bowiem jakiś dowcipny człowiek pouczył ich, że do Wiednia ze Lwowa jest bardzo niedaleko, bo koleją jedzie się w nocy a rano jest się już na miejscu. Zapewnienia podobne bardzo ich cieszyły, ponieważ z największym upragnieniem oczekiwali już pokoju, nie przeczuwając nawet jak niewielu z nich  w ogóle do domu cało powróci. Charakterystyczne było, że z największem zainteresowaniem słuchali opowiadań ludzi o ogromnej obronności Przemyśla i z niezwykłą ciekawością dopytywali się o niego. Z całą jednak ufnością twierdzili, iż mimo tego zabawią pod Przemyślem jakie trzy dni, a stamtąd jedni pójdą na Budapeszt, a drudzy na Kraków, na Wiedeń - za kilka tygodni miało być już po Austryi!
 
 

 
W jakim celu i kto ich w podobnej nieświadomości utrzymywał tego dowodzi i ta okoliczność, że wszyscy bez wyjątku stanowczo utrzymywali jakoby równocześnie Włochy i Rumunia wypowiedziały wojnę Austryi. Wiadomości te tak bez wyjątku zaraz pierwszego dnia rozgłosili wszyscy żołnierze, że wobec tego prawie ogólnie uwierzono temu, czego dowodem umieszczenie ich nawet w dziennikach z tego czasu. Wiarę zaś dano bredniom tym tem łatwiej, iż to dopiero wyjaśniało ludziom rzekome niepowodzenia armii austryackiej, a trafiało na grunt bardzo podatny na podobne legendy, jeśli się weźmie po uwagę ogromny, chociaż chwilowy upadek ducha po zajściach ówczesnych. Przedstawić też można sobie, jak wieści te i im podobne nastroiły zgnębione i bez tego umysły - mało zapewne było w tym dniu ludzi, którzy potrafili nie dać jeszcze za wygraną, tem bardziej, iż oglądać mogli na własne oczy te nieprzejrzane chmary bez końca formalnej wędrówki ludów. Widok ten kazał istotnie zatroskać się wszystkim o los swoich, o których chyba wszyscy bez wyjątku w tych chwilach myśleli z sercem bijącem, życząc im powodzenia i szczęścia w dalszych zapasach.
 
Zwykłym na ulicach widokiem była grupa albo jeden żołnierz, otoczony gromadą interpelujących, niezmordowanych w zasypywaniu pytaniami bez końca. I o co też nie zapytywali ludziska? Dowiedzieć się chcieli, skąd żołnierze rodem, jak długo w marszu, ile razy byli w ogniu, które zajmowali miasta, przez jakie przechodzili miejscowości, w jakim widzieli je stanie itp. Dowiadywali się zaś przede wszystkiem, jak to "nasi żołnierze się biją" i co o nich myślą żołnierze rosyjscy? Ciekawe też nieraz rzeczy słyszeć można było na ten temat zarówno od spolszczonego Niemca z Łodzi, jak Polaka z Królestwa "Małorosa" z guberni połtawskiej, podolskiej czy chersońskiej, Gruzina, Czerkiesa, Tatara lub od rdzennego Rosjanina. Powiedzieć miał generał pewien rosyjski, który niedługo przedtem zmarł w szpitalu lwowskim, że żołnierz austryacki dzielny jest i bardzo dobry i to samo mniej więcej stwierdzali i wszyscy żołnierze rosyjscy. Krytycznie oczywiście brać należało sądy te najróżnorodniejsze, bo pojęte jest, iż każdy z wygłaszających je uogólniał w najlepszym razie spostrzeżenia osobiste, zależne znów od inteligencyi danego osobnika. Na ogół jednak tak żołnierz, który raz był w ogniu, jak i ten, co przeszedł go kilka razy, zgodnie opowiadali, że żołnierz austryacki dzielnie się przeważnie trzymał. Z największem uznaniem wyrażali się o konnicy (ułanach i dragonach), która bardzo dzielnie się - według nich - stale spisywała. Również i wzięci do niewoli jeńcy rosyjscy rozprawiali na temat "tych w czerwonych spodniach", wyrażając się pochlebnie o ułanach. O piechocie natomiast opowiadali, iż groźna w atakach na bagnety. I jeśli w bitwach których brali górę - opowiadał pewien pułkownik rosyjski - to właśnie wtedy, kiedy szli na bagnety. W otwartem polu nie potrafili skutecznie się opierać, co spowodowane być miało za małą ilością żołnierza. Co do samych żołnierzy austryackich, najprzychylniej wyrażali się o Polakach i Rusinach, z którymi zawsze dobrze mogli się porozumieć, podczas gdy całkiem inaczej malowali "Austryaków", którem to mianem prosty żołnierz nazywał Niemców. (...)


LWÓW
BUDYNEK FIRMY "BACZEWSKIEGO" PRODUKUJĄCEJ 
NAJLEPSZE W EUROPIE WÓDKI, LIKIERY I KONIAKI



Miasto zrobiło na żołnierzach niezwykłe wrażenie, a z wielkiemi pochwałami wyrażali się w ogóle o Galicyi i jej ludności. Byli to przeważnie i początkowo prawie wyłącznie rolnicy ukraińscy, dzięki czemu też mieszkańcy Lwowa potrafili nie najgorzej porozumieć się z nimi ich językiem ojczystym, co ich też w niemałe wprawiało zdumienie. Usprawiedliwiali się więc, że oni sami nie chcieliby iść na braci, ale kazano im, a za nieposłuszeństwo śmierć czeka - najchętniej zgodziliby się już na pokój, bo i po co im walczyć "kiedy dość mają ziemi i chleba u siebie". Co uderzyło Lwowian u żołnierzy rosyjskich to przekonanie ich, że walczą dla idei oswobodzenia jakoby uciskanych w Austryi Słowian, przede wszystkiem Rusinów, Polaków i Czechów. Przedstawić sobie można, za jak dotkliwą ironię przyjęła to ludność stolicy, drżąca właśnie przed tem oswobodzeniem, nie mogło się nikomu pomieścić w głowie, jak ten,co gnębi wiekami wszystkich u siebie potrafiłby i chciał oswobadzać kogoś mającego więcej wolności, niż "oswobodziciel" dopiero obiecuje, nie dając do tego żadnej gwarancyi, że dotrzyma. I jeśli w ten sposób odniosła się ludność trzech narodowości miasta, od razu i bez wszelkich dalszych rozumowań, do tej podejrzanej idei oswobodzenia to nic dziwnego, ale bardziej natomiast charakterystyczne było, że nawet ci niepiśmienni "oswobodziciele" sami z własnych obserwacyi po drodze bardzo szybko przyszli do przekonania, iż wygnano ich miliony całe na to, by właśnie zrabować wolność tym ludziom, którzy ją dawno już posiadają i za największy skarb uważają. Dlatego też w poczciwości swego sumienia uważali za stosowne zapewniać nas, że im samym nigdy się nie spieszyło na tę wojnę, a powiedziano im, że bracia ich jęczą w niewoli żydowskiej i że Austrya to państwo żydowskie.

Cel tego zapewnienia jest całkiem jasny, jak również widoczne jest źródło jego. Sfery interesowane w Rosyi musiały czemuś pozorować przed ludem swym racyę prowadzenia wojny, a nie mogąc durzyć go jakiemś legendarnem posłannictwem oswobodzicielskiem, użyły w tym celu bardzo popularnego w Rosji hasła anty-żydowskiego. W tym celu też pouczono biednego mużyka, że Austrya to żydowskie państwo, że "prawosławni" muszą tam kłaniać się przed "jewrejem" (jak powiadali naiwnie żołnierze, że muszą całować żydów w ręce!), że Galicya w ogóle podlega okrutnej niewoli i że oczekuje niecierpliwie oswobodzicieli. Takie rzeczy słyszeli żołnierze w domu, a z całkiem czem innem spotkali się w drodze przez obcy dla siebie kraj cały - całkiem też co innego usłyszeli i tu we Lwowie. Szybko też wywietrzały im z głowy, bardzo zresztą lotne dla nich idee oswobodzicielskie, a pozostało tylko jedno zmartwienie - kiedy przyjdzie pokój i kiedy będą mogli powrócić do opuszczonych domów. Skwapliwie też informowali się, czy prawdą jest, że w Austryi znęcają się nad jeńcami, bo tak im powiadają ich przełożeni - uspokojeni co do tego, twierdzili, że i sami w to nie wierzą, bo "naczalstwo" umyślnie w ten sposób wzmacnia w nich "poświęcenie" dla ojczyzny. Tak pokrzepieni na duchu, spieszyli w dalszą drogę do Przemyśla. (...)
 
 
 

 
 
 
PS: Widoczna w całym tekście "pro-austriackość" autora, jest zrozumiała z dwóch powodów. Po pierwsze był on galicyjskim patriotą, a ponieważ cała Galicja należała wówczas do Monarchii Austro-Węgierskiej, przeto także i autor był "naturalnym" austriackim patriotą. Po drugie zaś dlatego, że Bohdan Janusz spisał ten pamiętnik wkrótce po wycofaniu się Rosjan ze Lwowa (22 czerwca 1915 r.), czyli zanim jeszcze w Rosji wybuchła rewolucja bolszewicka, zanim ta wojna dobiegła końca i oczywiście nim odrodziła się Polska, a Lwów ponownie stał się polskim miastem - zgodnie z ze starą, łacińską dewizą: "Semper Fidelis" ("Zawsze Wierny").
 
 
 

 

 
CDN.
   

sobota, 27 marca 2021

HISTORIA ŻYCIA WSZECHŚWIATA - WSZELKIEJ CYWILIZACJI - Cz. CXLV

TWÓRCY EUROPEJSKICH CYWILIZACJI

SŁOWIANIE I CELTOWIE

 
 

 
 

PIERWSZE "EUROPEJSKIE"

CYWILIZACJE:

SŁOWIANIE

(SŁOWIANIE W GRECJI)

(ok. 1800 r. p.n.e. - ok. 1180 r. p.n.e.)

Cz. III

 
 
 
 
 
 

DRUGA WOJNA TROJAŃSKA

(ok. 1194 - 1184 p.n.e.)

Cz. I

 
 
 

 
 
 Gdy ok. 1430 r. p.n.e. stłumiony został bunt miast-państw Assuwy i gdy (zapewne po roku 1425 p.n.e.) hetycki król - Tuadhalija II raz jeszcze ujarzmił zbuntowanego władcę tych ziem, noszącego imię - Kukkuli, ziemie Troady zostały wyludnione, a samo miasto spalone. Jednak (jak pisałem w poprzedniej części), po śmierci Tuadhalij i objęciu władzy przez jego syna - Arnuwandę I, państwo Hetytów popadło w poważny kryzys wewnętrzny, spotęgowany jeszcze najazdem ludu Kasków, mających swe siedziby w środkowej części Azji Mniejszej, tuż nad Morzem Czarnym. Hetyci obawiali się tego ludu, ponieważ sami nie potrafili go ujarzmić, a ponieważ lud ten nie był zjednoczony, tylko podzielony na szereg szczepów, przeto nie sposób było zawrzeć z nimi żadnego układu, gwarantującego Hetytom bezpieczeństwo od północy i można było zawierać jedynie lokalne układy z poszczególnymi kacykami, które nie były ani trwałe, ani nie obejmowały innych, równie agresywnych szczepów ludu Kasków (władca Hetytów - Suppiluliuma I wspominał w swej relacji z walk na północy, o dwunastu takich szczepach). Natomiast najazdy Hetytów na północne rubieże Azji Mniejszej też niewiele dawały, gdyż okoliczna ludność Kasków w takiej sytuacji porzucała swe liche domostwa i zbiegała w góry, skąd już nie było sposobu ich wypłoszyć (rydwany Hetytów nie był w stanie ścigać Kasków w wysokich partiach gór). Oczywiście Hetyci uważali Kasków z barbarzyńców i często zwali ich świniopasami, jednak realnie zawsze się ich obawiali. Czasem pojawiali się wybitniejsi wodzowie ludu Kasków, których imiona Hetyci zapamiętali (np. Pittaggatallis czy Pihhunijas), ale realnie był to lud, który nie miał nad sobą żadnej władzy królewskiej, stąd właśnie stał się tak uciążliwy dla Hetytów. Atak Kasków (który przytoczyłem w poprzedniej części i który przetrwał w modlitwie Arnuwandy I oraz jego małżonki Asmunikal do bogini matki z Arinny) miał miejsce ok. 1400 r. p.n.e. To właśnie wówczas ludy miast-państw Assuwy, jak również sąsiadującej z nią od wschodu Arzawy (dotąd ziem podległych Hetytom) odzyskały niepodległość.
 
Odrodziła się wtedy również i Troja (stanowisko archeologiczne - Troja VI). Miasto ponownie zaczęło budzić się do życia - wznoszono wówczas nowe domy i przede wszystkim odbudowano mury miejskie. Nastał czas odrodzenia, podczas którego Hetyci wciąż byli zajęci, a to obroną przed Kaskami, a to konfliktami i układami z władcami Kizzuwatny (bogatej krainy w południowej Azji Mniejszej), a to wreszcie wojną z Mitanni czy próbą opanowania Syrii i tym samym konfliktem z Egiptem. Kolejni władcy Hetytów, począwszy od odnowiciela tego państwa - Suppiluliumy I (panującego mniej więcej w latach 1380-1340 p.n.e.), nie przejawiali większego zainteresowania ziemiami w zachodniej Anatolii i ciągle musieli zmagać się (jeśli nie z najazdami, to przynajmniej) z powstaniami lokalnych władców, którzy podnosili bunt przy każdej zmianie panującego (np. Mursilis II, syn Suppiluliumy - który objął tron w młodym wieku - kazał potem wykuć takie oto słowa: "Zanim zasiadłem na tronie mego ojca, wszystkie sąsiednie wrogie kraje wszczęły ze mną wojnę. Skoro więc ojciec mój został bogiem (to znaczy umarł), Arnuwandas (II), mój brat, zasiadł na tronie swego ojca, jednakże i on zachorował. Skoro do wrogów doszło, że mój brat Arnuwandas zachorował, wrogie kraje wszczęły prawdziwą wojnę. Gdy zaś mój brat (...) został bogiem, wówczas także te wrogie kraje, które dotąd nie przystępowały do wojny, rozpoczęły otwarte działania wojenne. I sąsiednie wrogie kraje mówiły tak: (...) A ten, który teraz zasiadł na tronie ojca, jest młody. Ani kraju Hatti, ani granic kraju Hatti nie uratuje"). Suppiluliuma I (a potem jego syn i wnuk) okazał się zaś dobrym obrońcą swego ludu i potrafił pokonać Kasków, zmusić ich do ucieczki na północ, zbudować mur na granicy z nimi, podporządkować sobie kraj Azzi-Hajasa (zapewne dzisiejsza Armenia), którego rada starszych sama błagała go, by pozwolił uznać się za ich władcę, najechał też kraj Arzawa i zmusił go do uległości (w tej kampanii miał dotrzeć do Morza Egejskiego, ale nic nie wiadomo by toczył walki z koalicją miast-państw Assuwy). Potem skupił się już na Mitanni, Syrii i konflikcie z Egiptem. A to pozwoliło Trojanom zyskać czas na rozbudowanie swego miasta i umocnieniu jego politycznego, a przede wszystkim gospodarczego znaczenia w regionie.
 
 

 
Jednak wszystko co piękne, kiedyś się kończy i około 1300 r. p.n.e. Troadę nawiedziło potworne trzęsienie ziemi, które ponownie obróciło Troję (VI) w stertę gruzów, pod którym to zginęły tysiące  mieszkańców tego odrodzonego wiek wcześniej grodu. Nim jednak do tego doszło, władca Hetytów - Muwatallis II (wnuk Suppiluliumy I, który starł się z faraonem Ramzesem II w sławnej bitwie pod Kadesz w 1274 r. p.n.e.) zawarł sojusz z władcą kraju o nazwie Wilusa (czyli ziemi Assuwy/Troady) Aleksandusem, który zobowiązywał tamtego do udzielenia Hetytom pomocy wojskowej w przypadku najazdu Kasków (Muwatallis już wówczas kierował większość swych sił do Syrii). Skoro potężny król  Hetytów, zawarł układ z władcą krainy dość niewielkiej terytorialnie i uznał się w nim "bratem" (czyli równym) Aleksandusa, to znaczy że pozycja Troi już wówczas musiała być znacząca. Musieli Trojanie kontrolować znaczną cześć handlu zbożem i niewolnikami z Krymu i okolic, do Azji Mniejszej i Grecji (zwanej wówczas, ze względu na władających nią Achajów - Ahhijawą). Nie wiadomo jednak, czy owa pomoc została Hetytom udzielona, ale wiadomo że północną linią obrony przed atakami Kasków, dowodził młody brat Muwatallisa II - Hattusilis, kapłan bogini Isztar z Samuhy i wicekról w Hakmis. A dowodził skutecznie, odebrał im nawet ważne ze względów religijnych miasto Nerik (walczył też u boku swego brata w bitwie pod Kadesz, gdzie ocalił część wojsk po egipskim kontrataku). Wydaje się jednak, że pomoc ze strony Assuwy (Wilusy) ostatecznie do Hetytów nie nadeszła, gdyż Troja właśnie wówczas została zniszczona przez trzęsienie ziemi. Nie ma na ten temat żadnych większych informacji, zarówno w channelingach, jak i w innych źródłach, jedynie krótka wzmianka że do takiego trzęsienia ziemi (nie pierwszego zresztą na tych terenach) wówczas doszło. W ruinach Troi (VI), współcześni archeologowie odnaleźli bogate przedmioty, świadczące o tym, że już wówczas miasto to musiało stanowić centrum całego regionu i nim przewodzić (były tam przedmioty nie tylko z Grecji, ale również z Egiptu, Cypru czy odległej Mezopotamii i świadczyć mogły o tym, że Trojanie musieli dysponować towarem, na którym tamtym mogło zależeć, np. właśnie zbożem i niewolnikami sprowadzanymi na okrętach z Krymu i innych rejonów Morza Czarnego).

Jasno należy sobie jednak powiedzieć, że pomimo tego wszystkiego, Troada wciąż była postrzegana jako peryferia oraz kraj buforowy, zarówno przez Hetytów, jak i Achajów z Grecji. Jedni i drudzy chcieli kontrolować ten bufor, gdyż dawał on możliwości ekspansji zarówno militarnej jak i handlowej na inne ziemie. I takie najazdy zapewne były prowadzone, gdyż w Grecji achajskiej, w niektórych miastach (np. w Pylos, Knossos czy Tirynsie) odnaleziono gliniane tabliczki, z imionami niewolników pochodzących z Azji Mniejszej. Ci niewolnicy, to w ogromnej większości kobiety, które zapewne zostały stamtąd uprowadzone (oczywiście nie wiadomo tylko kiedy, czy przed upadkiem Troi VI, czy po owym trzęsieniu ziemi, czy też po zdobyciu klasycznej, homerowej Troi VIIa) i tam stały się niewolnicami. Kiedy i jak szybko Troja została ponownie odbudowana - na to pytanie nie ma właściwej odpowiedzi, wiadomo tylko że do odbudowy doszło, a mieszkańcy powrócili na te tereny i zaczęli odtwarzać zniszczone miasto. Władcy Hetytów skupili się już wówczas prawie całkowicie na ekspansji w kierunku Syrii i Palestyny (już Muwatallis II przeniósł swą królewską siedzibę z Hattusas w Anatolii, do Dattasy nieopodal Syrii, aby być bliżej prowadzonych tam działań wojennych) i nie zwracali większej uwagi na wydarzenia na zachodnich rubieżach Azji Mniejszej. Gdy więc Ramzes II i Muwatallis II toczyli ze sobą krwawą bitwę pod Kadesz (koniec maja 1274 r. p.n.e.), Troja (VIIa) była już odbudowana i ponownie zajęła miejsce swej poprzedniczki. Zastanawia jedynie brak większego przeciwdziałania temu ze strony Achajów, ale najprawdopodobniej ówczesna Troja była już silnie związana z Achajami (może nawet jakimś sojuszem politycznym, choć żadna informacja na ten temat nie przetrwała). Zapewne Achajowie skupili się wówczas na zupełnie innych kwestiach (np. na zdobywaniu terenów zasiedlonych przez Pelazgów, szczególnie na Peloponezie) i nieco "przespali" odrodzenie się potęgi miast-państw Assuwy, już pod całkowitą dominacją Troi. W każdym razie pewnym jest, że Trojanie ponownie wówczas opanowali szlaki handlowe, wiodące zarówno na Morze Czarne, jak na Cypr, (a może również i do Egiptu). A przecież dla okolicznych mocarstw Trojanie (wraz z miastami Assuwy, Arzawy i Karii) wciąż pozostawali jedynie buforem, odgradzającym Hetytów od Achajów, a Achajów od Hetytów. Tym bardziej, że te ludy prowadziły ze sobą dość przyjacielskie relacje (posłowie achajskich królów jeździli nawet w rydwanie samego króla Hetytów, o czym mówi choćby tzw.: "List Tawagalawy" wysłany przez króla Hetytów - Hattusilisa III, do jego "Wielkiego Brata", władcy Ahhijawy - nie wymienionego z imienia). Troja zaś była wygodnym miejscem równowagi wpływów, co - paradoksalnie - pozwoliło jej się rozwijać i rosnąć w siłę (notabene, nauczeni poprzednią katastrofą, teraz Trojanie zaczęli budować domy o kilku mniejszych pomieszczeniach [Troja VIIa], a nie jak poprzednio [Troja VI] o dwóch lub trzech dużych izbach. Zapewne liczyli na to, że pomoże im to przetrwać ewentualne kolejne trzęsienie ziemi. Przeliczyli się, bowiem tym razem mieszkańcy miasta zginęli od mieczy, łuków i włóczni wrogiej armii).
 
 

 
Natomiast w jakiś czas po bitwie pod Kadesz (bitwie nierozstrzygniętej, choć Egipcjanie utrzymali pole i przegnali stąd Hetytów, którzy próbowali złapać ich w pułapkę - więc to im przypisuje się zwycięstwo, ale obie strony poniosły dotkliwe straty. W armii egipskiej dwie z czterech dywizji uczestniczących w bitwie - Amona i Re - prawie kompletnie zostały zniesione, zaś Hetyci stracili wszystkie rydwany - jedynie nieliczne uciekły z pola bitwy - oraz większość dowódców. Zginęło dwóch braci Muwatallisa II, dwóch jego nosicieli tarczy, jego sekretarz, dowódca straży przybocznej i wielu innych wodzów), zmarł Muwatallis II (ok. 1270 r. p.n.e.). Powstał teraz w królestwie Hetytów problem dziedziczenia tronu, gdyż nie miał on synów. W takiej sytuacji naturalnym kandydatem do tronu pozostawał jego młodszy brat, wicekról Hakmis - Hattusilis. Jednak swe pretensje do korony zgłosił także - zrodzony z haremowej niewolnicy Muwatallisa - jego nieślubny syn, Urhiteszub. Hattusilis ustąpił więc bratankowi i oddał mu tron, a ten koronwał się pod imieniem - Mursilisa III. Młodemu i ambitnemu władcy szybko jednak zaczęła przeszkadzać obecność sławnego wuja (jak to mówił Zagłoba w "Potopie": "A czy ty wiesz, co to wuj?", "Wuj, to wuj", "A przecie jak mówi Pismo, gdzie ojca nie ma, tam wuja słuchał będziesz!" 😀). Z powrotem też przeniósł stolicę państwa do Hattusas, aby tylko być bliżej Hattusilisa i patrzeć mu na ręce. Odbierał też wujowi poszczególne ziemie i tytuły, aż pozostała mu jedynie funkcja kapłana bogini Isztar i siedziba w Hakmis. Około roku 1263 p.n.e. ("po siedmiu latach cierpliwego tolerowania niesprawiedliwości" - jak pisze Hattusilis w swym tekście z okazji wstąpienia na tron), przeciągnął na swoją stronę kapłanów, większość możnych i zadbał o wsparcie kilku szczepów ludu Kasków. W ten sposób opanował Hattusas, skąd Mursilis III zbiegł - wraz ze swoimi zwolennikami - do świątynnego miasta Samuha. Tam wuj otoczył go (jak dodaje Hattusilis: "został zamknięty przez boginię Isztar, jak świnia w chlewie") i zmuszony był się poddać. Wuj pozostawił go przy życiu, lecz skazał na wygnanie do syryjskiego miasta Nuhaszsze, gdzie miał pozostawać pod strażą. Mursilis jednak nie przebywał tam długo i wkrótce potem zbiegł do Egiptu. W tym zaś czasie, jego wuj wstąpił na tron pod imieniem Hattusilisa III (co ciekawe, Hetyci uważali to za jawny zamach stanu i nawet syn Hattusilisa, który objął po nim rządy - Tuadhalija IV, twierdził otwarcie że... ojciec jego dopuścił się jawnego przestępstwa wobec bogów). Dlaczego o tym piszę? Ponieważ ma to znaczenie z punktu widzenia Troi i pozostałych miast-państw Assuwy - ale o tym w swoim czasie.
 
 

 
Na tron wstąpił teraz kapłan, ożeniony z kapłanką (Putuhepą - córką kapłana z Kizzuwatny). Władzę objęli więc kapłani i choć Hattusilis musiał otoczyć się splendorem i haremem przynależnym władcy, to jednak żona była bardzo ważną osobą w jego życiu, o czym świadczy fakt, iż uczynił ją swym doradcą i konsultował z nią wszystkie swe polityczne posunięcia (zapewne też bardzo ją kochał, o czym pisze w swej relacji: "Bogini darzyła nas miłością małżonka i małżonki i spłodziliśmy synów i córki"). Wkrótce po objęciu władzy Hattusilis doprowadził do wydarzenia, które będzie kamieniem węgielnym cywilizacji europejskiej i doprowadzi do wybuchu wojny trojańskiej. Co to takiego było? Cóż, ile osób zna mit o Parysie i konkursie na najpiękniejszą z bogiń (której Parys ofiarował jabłko), a następnie uprowadzenie przez niego Heleny ze Sparty, co stało się powodem wybuchu wojny trojańskiej. Otóż Hattusilis (zapewne za namową swej małżonki) uczynił coś bardzo podobnego (stąd zapewne wziął się ów homerowy mit), ale na konkrety poczekajcie proszę do kolejnej części.
 
 
 

 
 
CDN. 
 

czwartek, 25 marca 2021

SUŁTANAT KOBIET - Cz. XXIII

HAREMY WYBRANYCH WŁADCÓW

OD MEHMEDA II ZDOBYWCY

DO ABDUL HAMIDA II

 
 

 
 

SERAJ SULEJMANA WSPANIAŁEGO

Cz. XII

 
 
 

MATKA

SERAJ POD RZĄDAMI AYSE HAFSY

(1520 - 1534)

Cz. XI

 
 

 
 
KAMPANIA "DWÓCH IRAKÓW"
 
 
 
"MOIM NAJWIĘKSZYM PRAGNIENIEM JEST ZAPEWNIENIE LUDOWI POKOJU I DOBROBYTU, A KRAJOWI BOGACTWA"
 
SUŁTAN SULEJMAN WEDŁUG KANUN-I-OSMANI (DEKRETU OSMAŃSKIEGO)
 
 
 
 Już w połowie 1533 r. sułtan Sulejman nakazał wielkie przygotowania, do rozpoczęcia wojny z perskim imperium Safawidów. Według tego, co kronikarze i posłowie obcych państw pisali o tym sułtanie, był on bardzo tolerancyjnym władcą, który również poświęcał sporo czasu na studiowanie Koranu i dysputy religijne z wielkim muftim Konstantynopola. Sulejman w swoim państwie stworzył możliwość swobodnego wyznawania religii zarówno przez chrześcijan jak i przez Żydów i choć co prawda nie zwrócił już zajętych przez jego poprzedników chrześcijańskich świątyń - które teraz zostały przemianowane na meczety (np. w Jerozolimie, o co starał się arcyksiążę Ferdynand Habsburg), to jednak zezwolił "Ludom Księgi" na posiadanie dotychczasowych kościołów, kaplic czy synagog - otwarcie deklarując, iż mogą tam swobodnie wyznawać swoją wiarę, przez nikogo nie niepokojeni (według założeń islamu, jeśli dana świątynia raz zostanie przemianowana na meczet, nie może ona już nigdy powrócić do poprzedniego stanu - gdyż wiązałoby się to obrazie Allaha, podobnie jak człowiek, który raz przyjmie islam, nie może on już powrócić do dawnej wiary, bo jeśli to uczyni, stanie się wyjętym spod prawa i będzie go można bezkarnie zabić). Tak więc Sulejman był człowiekiem niezwykle tolerancyjnym dla chrześcijan i Żydów, ale istniał od tego jeden mały, aczkolwiek istotny wyjątek. Sulejman nie znosił szyitów i publicznie dawał temu wyraz w swych dekretach i czynach (co prawda nie mordował ich masowo i publicznie jak jego ojciec, ale upokarzał i zmuszał do wielu uciążliwości, którym nie podlegali ani chrześcijanie, ani też Żydzi). Szyityzm zaś, był religią panującą w Persji - kraju który teraz Sulejman obrał sobie za swój kolejny cel. Pretekstem do wojny stało się wysłanie sułtanowi Sulejmanowi - przez safawidzkiego gubernatora Bagdadu - kluczy do tego miasta. Sulejman uznał się więc za protektora Bagdadu i posiadając klucze do miasta, twierdził iż winno ono zostać mu zwrócone. Gdy jednak gubernator Bagdadu został - z polecenia szacha Tahmaspa - zamordowany, a dodatkowo na stronę Persji przeszedł bej Bitlisu - Seref Chan, sułtan nie miał innego wyjścia, jak interweniować zbrojnie. Już jesienią 1533 r. wysłał on wielkiego wezyra - Ibrahima Paszę, na rekonesans na Wschód. Pomimo ciężkiej kampanii (ciężkiej nie ze względów wojskowych, a raczej aprowizacyjnych i drogowych, gdyż armia szła przez tereny górzyste i to w czasie licznych deszczy oraz burz - co też spowodowało zniszczenie dużej części zapasów żywności), Ibrahim dotarł do Konyi, praktycznie nie dobywając miecza z pochwy (głowa zbuntowanego Serefa Chana została mu dostarczona w worku, nim jeszcze przekroczył mury tego miasta). Wkrótce potem pozostałe perskie twierdze w Azerbejdżanie również skapitulowały przed Ibrahimem. Na mury Aleppo, Kirkuku i Mosulu wciągnięto teraz zielony sztandar Mahometa i biały półksiężyc na czerwonym tle - symbol dynastii Osmanów. Gdyby Ibrahim nie rozłożył się na zimę obozem w Aleppo i od razu pomaszerował na Bagdad, zdobyłby to miasto z marszu i zapewne także bez większego rozlewu krwi.
 
W każdym razie opanowanie tych twierdz, było jawnym wypowiedzeniem wojny perskim Safawidom, którzy musieli zdecydowanie odpowiedzieć na tak jawną agresję. Tym bardziej że prawdziwą "kość niezgody" stanowiła tutaj religia, a raczej dwa główne odłamy islamu - sunna oraz szi'a. Osmanowie i Safawidzi nigdy za sobą nie przepadali, a ich konflikt był znacznie poważniejszy, niż się to wówczas komukolwiek w Europie wydawało. Jest to zresztą dość symboliczne, że wyznawcy jednej religii silniej i bardziej okrutnie wzajemnie się zwalczali, niż toczyli walki z chrześcijanami lub hinduistami czy buddystami (np. w Indiach). Żeby jednak doprecyzować temat i wyjaśnić różnicę pomiędzy oboma odłamami islamu (choć oczywiście nie jedynymi odłamami), należy cofnąć się aż do czasów Mahometa, który umierając w Medynie (8 czerwca 632 r.), nie wyznaczył po sobie następcy (Mahomet przede wszystkim był przywódcą politycznym, a nie duchowym), jedynie swemu teściowi (ojcu Aiszy) Abu Bakrowi - powierzył Mahomet obowiązek odprawiania piątkowych modłów. Jednak po śmierci Mahometa Abu Bakr został okrzyknięty "chalifat rasul Allah" ("następcą wysłannika Boga") i od tej chwili stał się pierwszym kalifem. Już na początku musiał się on zmagać z wewnętrzną opozycją, gdy wielu przywódców arabskich również ogłosiło się kolejnymi "następcami Mahometa". Jednak dzięki sprawdzonej w bojach i wiernej (wręcz fanatycznej) armii wojowników islamu, pokonał ich w przeciągu roku (632-633) i objął niepodzielne rządy. Po jego śmierci - która nastąpiła już w 634 r., drugim kalifem został zięć Mahometa (który ożenił się z jego córką - Hafsą) Umar ibn al-Chattab, który rozszerzył panowanie islamu na kolejne ziemie (w wielkiej bitwie nad Jarmukiem w 636 r. rozbił armię bizantyjską, oraz armię perską w bitwie pod Al-Kadisijją w 637 r. W 638 r. zdobył Jerozolimę, w 640 r. Cezareę, w 641 r. Aleksandrię oraz Mosul, w 642 r. zwyciężył Persów w bitwie pod Nehawendem, a w 643 r. jego wojska stanęły na granicy Indii). Tak oto zdecentralizowane i wzajemnie skłócone ludy pustyni, w ciągu paru lat (dzięki zjednoczeniu pod sztandarem Allaha, karności i graniczącemu z szaleństwem religijnemu fanatyzmowi) stały się panami ogromnych terenów, w skład których weszły takie bogate i ludne ziemie, jak Syria, Palestyna, Egipt czy Irak. Po śmierci Umara w 644 r. nowym, trzecim kalifem został kolejny zięć Mahometa (mąż Rukajji i Umm Kulsum) Usman ibn Affan. Jego rządy trwały do 656 r., podczas których Arabowie opanowali Trypolis (647 r.), Cypr (649 r.), cały Iran i zachodni Afganistan (650-652), południowy Egipt (652 r.), zaś w 655 r. w bitwie morskiej nieopodal Rodos (tzw.: "Bitwa Masztów") Arabowie doszczętnie rozbili flotę Bizancjum.
 
Wszyscy ci wyżej wymienieni następcy Mahometa, nie są uznawani za kalifów przez wyznawców szyizmu, którzy za bezpośredniego następcę "Proroka" uznają kuzyna i kolejnego zięcia Mahometa - Alego ibn Abi Taliba, który został czwartym (dla szyitów pierwszym) kalifem w roku 656. Ali uzyskał wsparcie Aiszy - żony Mahometa i jako pochodzący z plemienia Kurajszytów (z którego wywodził się również sam Mahomet), oraz ten, który dość wcześnie przyjął islam (znacznie wcześniej niż np. Umar czy Usman), uznał się za następcę swego teścia. Po zamordowaniu przez żołnierzy w Egipcie Usmana, swoje pretensje do władzy zgłosił teraz Ali, przeciwko któremu opowiedział się ród Usmana, co doprowadziło do tzw.: "Pierwszej Wojny Domowej". Ali ze swoimi zwolennikami osiadł w Kufie, zaś jego przeciwnicy w Basrze. W 657 r. doszło do ostatecznego starcia (tzw.: "Bitwa Wielbłądów") pod Siffin nad górnym Eufratem. Zakończyła się ona remisem, gdyż przegrywające siły wrogów Alego, zawiesiły na swych włóczniach fragmenty Koranu, dając znać swym przeciwnikom, że muzułmanie powinni rozwiązywać swe spory w oparciu o (spisywany od 633 r.) Koran, a nie przy pomocy miecza. Ali wyraził zgodę na rozmowy z nimi i choć jeszcze w 658 r. w bitwie pod Nahrawan odniósł zwycięstwo, większość jego zwolenników odeszła od niego, nie godząc się na kompromis dotyczący spraw boskich. Ali decydując się na rozmowy, ostatecznie przegrał i jego zwolennicy utracili wpływy, a on sam został zamordowany w 661 r., przez fanatyka z sekty charydżytów (czyli tych, którzy odeszli od Alego po bitwie pod Siffin i przyłączyli się do gubernatora Syrii - Mu'awiji - uznając go za "najlepszego" kandydata do tytułu kalifa). Mu'awija zaś niegdyś należał do grona przeciwników Mahometa i dopiero, gdy stało się jasne że muzułmanie ostatecznie zwyciężą, zmienił strony i przyjął islam. Nie mogła to więc być "najlepsza" kandydatura i dlatego też szyici nie uznają rządów dynastii Mu'awiji (Umajjadów), panujących od 661 do 750 r. (zaś w muzułmańskiej Hiszpanii, czyli Al-Andalus od 756 do 1031 r.). Teraz (po śmierci Alego) jego zwolennicy ("szi'a Ali" - czyli "stronnictwo Alego") zwani odtąd szyitami, uznali kolejnym kalifem syna Alego i Fatimy - Hasana. Ten jednak - widząc że nie ma szans w starciu z Mu'awiją i obawiając się zamachu na swoje życie - zrzekł się swoich praw w meczecie Kufy, na korzyść swego konkurenta. Gdy w 670 r. Hasan zmarł, jego następcą (szyici nie uznali deklaracji zrzeczenia się władzy przez Hasana) wybrano kolejnego syna Alego - Husajna, który jednak - podobnie jak jego brat - wolał pozostawać w cieniu, nie podejmując żadnych działań przeciw Mu'awiji. Dopiero gdy ten zmarł w kwietniu 680 r., postanowił ulec namowom i wystąpił przeciwko synowi Ma'wiji - Jazydowi I. Został jednak otoczony w bitwie pod Karbalą w październiku 680 r., a ponieważ odmówił złożenia broni - został wraz ze swoimi stronnikami zamordowany (jego żonę, tak jak i inne obecne w Karbali kobiety - oszczędzono). Ten dzień (10 października, zwany też przez Arabów 10 muharrama - jest obchodzony jako szyickie święto Aszury, na cześć Husajna "Pana Męczenników").
 
 

 
Kolejnym - czwartym już kalifem (i jednocześnie imamem, czyli potomkiem Alego, Fatimy i ich syna Husajna) - został młody (wówczas 22-letni) syn Husajna - Ali. Ponieważ jego matką była córka ostatniego sasanidzkiego szacha Persji - Szahrbanu, przeto szyici znaleźli potem schronienie właśnie w Persji. Ali sprawował swą władzę kalifa do roku 713. Potem następcą został jego syn Muhammad al-Bakir, piąty szyicki kalif. Gdy i ten zmarł w styczniu 733 r. niektórzy z szyitów uznali go za mahdiego i na nim zamknęli cykl imamów. Inni zaś jego następcą widzieli teraz potomka Hasana - Muhammada az-Zakiję, ale trzecia grupa wybrała imamem (i kalifem) najstarszego syna Muhammada al-Bakira, Abu Abd Allaha Dżafara, zwanego potem as-Sadiqiem (Prawdomównym). Wkrótce objawiło się również i czwarte stronnictwo, na którego czele stanął wuj Dżafara as-Sadiqa - Said. Dotąd marginalizowany przez brata, teraz postanowił odebrać władzę jego synowi. Aby podkreślić że to on jest jedynym prawym następcą Husajna, postanowił w roku 740 wywołać w Kufie antyumajjadzkie powstanie. Panował wówczas (w Damaszku, dokąd w 661 r. została przeniesiona siedziba kalifatu) kalif Hiszam (z dynastii Umajjadów). Mieszkańcy Kufy początkowo poparli powstanie Saida, ale gdy przybyły syryjskie siły Umajjadów, odwrócili się od niego i Said został rozgromiony i zamordowany wraz ze swoimi zwolennikami. Jego bratanek zdystansował się wobec czynu wuja i choć konkurował z Umajjadami o władzę, nie wystąpił przeciw nim zbrojnie. Natomiast z tej masakry zrodził się kolejny szyicki ruch, zwany Zaidami, który to zapoczątkował syn Saida - Jahja. Przeniósł się on teraz z Kufy do Chorasanu (północny Iran), który starał się opanować, jednak poniósł klęskę i poległ w bitwie z umajjadzkim namiestnikiem Chorasanu - Nasrem bin Saidem w okolicach Dżurdżanu w 743 r. Tymczasem plemienna jedność Arabów i ich fanatyczny sposób wojowania, zaczął powoli ustępować pola scentralizowanemu aparatowi państwa i wojsku pozostałemu na żołdzie (a tym samym nie widzącego sensu w szaleńczych atakach, niekiedy kończących się śmiercią i obietnicy życia wiecznego w Raju. Wojownicy Mahometa i jego pierwszych następców odpowiadali bowiem swym przeciwnikom: "Nasz Prorok, posłaniec naszego Boga, nakazał nam walczyć z wami, aż zaczniecie czcić tylko Allaha albo zapłacicie dżizję. Ponadto nasz Prorok powiedział nam, że nasz Bóg zapewnił, że ktokolwiek z nas zginie w boju, uda się do Raju, żeby prowadzić życie tak luksusowe, jakiego jeszcze nie widział, a ktokolwiek z nas zachowa życie, zostanie waszym Panem". Dzięki takiemu poświęceniu i oddaniu, wojownicy Mahometa byli niepokonani przez pierwsze dziesięciolecia swych zmagań). Ukształtowała się też grupa rządząca, której bliżej było do wygód Bizancjum i całej tej dworskiej celebry, niż do życia plemiennego, a to też oznaczało marginalizację starych kurajszyckich rodów, które walczyły bezpośrednio u boku Mahometa. Ci, widzieli w Damaszku jedynie wszelkie źródło zepsucia i zgnilizny, a kalifów otoczonych haremowymi nałożnicami (choć rozwój haremu nie przybrał jeszcze tych rozmiarów, co np. w czasach Abbasydów), mieli za zdrajców sprawy islamu.
 
A tymczasem w Kufie zrodziło się jeszcze jedno stronnictwo, które swe pochodzenie wywodziło od stryja Mahometa, al-Abbasa i przez to uważało, iż mają prawo do tytułu i władzy kalifa. Wysłali oni do Chorasanu człowieka o nieznanym pochodzeniu (prawdopodobnie Persa) Abu Muslima, który w październiku 749 r. wszczął rewoltę przeciw dynastii Umajjadów. W tym samym czasie w Kufie powstali Abbasydzi, którzy dość szybko opanowali całą okolicę, a po połączeniu się z armią z Chorasanu, w bitwie nad rzeką Zab niedaleko Mosulu (styczeń 750 r.), Abbasydzi (którym przewodził Abu al-Abbas) ostatecznie rozbili siły ostatniego kalifa z dynastii Umajjadów - Marwana II, ścigając go aż do Egiptu, gdzie w sierpniu 750 r. został on zamordowany. Kalifat Umajjadów przestał istnieć, zastąpili go członkowie rodu Abbasa (stryja Mahometa), którzy założyli nowy kalifat, a biały sztandar poprzedniej dynastii, został zastąpiony przez czarną flagę Abbasydów. Nowy kalif nie panował długo i zmarł już w 754 r. Jego następcą został jego brat - Al-Manzor, który na początku wymordował wszystkich, co pomogli dynastii Abbasydów zdobyć władzę (przede wszystkim owego Abu Muslima w 755 r.). Al-Manzor w 763 r. założył też Bagdad (prawie dokładnie w miejscu, gdzie trzy tysiące lat wcześniej wznosiło się sumeryjskie miasto Kisz), dokąd przeniósł też stolicę kalifatu. Nieco wcześniej, bo jeszcze w 762 r. w Hidżazie wybuchł szyicki bunt Muhammada az-Zakiji, który został krwawo stłumiony. Stamtąd jednak zbiegł brat Muhammada - Jahja i przedostał się do Dajlamu, po czym założył tam silny ośrodek szyizmu. Al-Manzor walczył z nimi i udało mu się zgładzić wielu członków rodu Zajdytów i ich zwolenników, ostatecznie zaś Jahia wpadł w ręce wnuka Manzora, kalifa Haruna al-Rashida (najwybitniejszego przedstawiciela dynastii Abbasydów i klasycznego kalifa, bohatera powieści z "Tysiąca i jednej nocy", który przeszedł do historii, jako klasyczny przykład arabskich kalifów - np. z opowieści o Alladynie). Panował on w latach 786-809, czyli w tym samym okresie, w którym na Zachodzie władał Karol Wielki (768-814), a w Bizancjum (krótko) sławna cesarzowa Irena (797-802), z którą Karol chciał się nawet ożenić, aby odnowić zachodnie Cesarstwo Rzymskie. Klasyczny muzułmański harem, został stworzony właśnie za rządów Haruna al-Rashida, który był równie genialnym władcą, co też miłośnikiem pięknych kobiet, a te specjalnie dla niego sprowadzano również z krajów chrześcijańskich (podobnie jak Karol Wielki, który - choć reprezentujący inną kulturę - to jednak także przeskakiwał z łoża jednej nałożnicy do łoża innej. Obaj władcy zresztą wymieniali się także podarunkami). To właśnie za rządów al-Raszida, Jahja (jeszcze w latach 80-tych VII wieku) został schwytany i zamordowany z rozkazu kalifa.
 
 


Wróćmy jednak do Dżafara as-Sadiqa, który zamieszkał w Medynie (podobnie jak pierwotnie sam Mahomet), gdzie zaczął tworzyć podstawy szyickiej interpretacji islamu. Po jego śmierci w 765 r. linia kalifów-imamów zaczęła znów się rozgałęziać, ale główna linia była kontynuowana przez syna i następcę Dżafara - Musę al-Kadima, który sprawował swe rządy do 799 r. Po nim nastał jego syn Ali al-Ridha (do 818 r.). Po nim zaś jego syn Muhammad al-Jawad (do 835 r.), następnie syn tamtego - Ali al-Hadi (do 868 r.), potem tego syn - Hasan al-Askari (do 874 r.) i wreszcie dwunastym imamem został syn Hasana - Muhammad al-Mahdi. W chwili objęcia władzy miał on... cztery lata i nigdy nie sprawował godności kalifa-imama. Wkrótce potem zniknął ze swego domu w Samarze (większość muzułmanów twierdzi, że został wyniesiony i ukryty, gdy miał wpaść w ręce żołnierzy kalifa al-Mu'tadida, a potem jego dalsze losy są już nieznane. Natomiast szyici wierzą, że został cudownie przeniesiony przez anioła do Nieba, aby uniknąć śmierci z rąk żołdaków Abbasydów. W jakiś czas potem, na miejscu tego wydarzenia wzniesiono meczet). Perscy szyici byli oczywiście "dwunastkowcami" (wyznawcami dwunastu imamów, począwszy od Alego ibn Abi Taliba, ale swoje bezpośrednie pochodzenie wywodzili od imienia syna szóstego imama Dżafara as-Sadiqa - Ismaila. Gdy ten zmarł jeszcze za życia ojca (762 r.), niektórzy twierdzili że wciąż żyje i powróci jako mahdi (ale ten nurt szybko stracił na znaczeniu), inni zaś, uznali kolejnym imamem syna Ismaila - Muhammada. Gdy zaś ten zmarł w 813, szyici uznali że oto nadszedł czas "satru" (czyli "oczekiwania"), po którym Muhammed powróci jako mahdi. Był on ojcem sześciu synów, jednak żaden z nich nie został uznany jego następcą przez perskich szyitów. Za takiego zaś uznano człowieka z miasta Ahwaz w Chuzestanie  - Abd Allaha, dobrego organizatora i agitatora (muzułmańskiego odpowiednika misjonarza, gdyż w islamie nie ma misjonarzy). Uznał on, iż mahdi (Muhammad, syn Ismaila) wkrótce powróci i zorganizował sieć misji, mających wyczekiwać jego nadejścia. Opracował on również teorię wiedzy ukrytej (batin), dostępnej tylko dla wybranych i wiedzy "zewnętrznej" (zahir) przeznaczonej dla całej reszty wiernych. Zagrożony przez "dwunastkowców", musiał ratować się ucieczką i zbiegł do Syrii, gdzie zmarł w 874 r. Kontynuacji jego misji podjął się jego syn - Ahmad (inny wnuk Abd Allaha - Sa'id, przybył do Maghrebu i w 909 r. założył tam kalifat Fatymidów, obalając dotychczasową sunnicką dynastię Aglabidów, zaś w latach 969-972 Fatymidzi opanowali Egipt, usuwając stamtąd Abbasydów i czyniąc z Kairu stolicę tego kraju). To tyle, jeśli idzie o początki szyityzmu, różnie też układały się dalsze losy szyitów, ale nie ma to teraz nic wspólnego z perskimi Safawidami, którymi właśnie należy się zająć.
 
Safawidzi (podobnie jak Osmanie, a w szczególności Sulejman Wspaniały), ogromną rolę przykładali do zasad sprawiedliwości (przynajmniej w teorii). Były jednak inne drogi, jak należy do tego podchodzić. Oczywiście podstawą wszystkiego była obrona religii mahometańskiej i prawd objawienia imamów, oraz wyczekiwania na mahdiego, który miał powrócić, by przywrócić sprawiedliwość. Do tego czasu należało zwracać się do uczonych mężów - mudżtahidów, którzy zgodnie ze swą wiedzą, mogli interpretować nauki imamów. Wyodrębniły się wówczas dwie szkoły. Pierwsza (której założycielem był Al-Mufti, żyjący w latach ok. 945-1022), twierdziła że prawd objawienia należy bronić za pomocą dialektycznej teologii, druga zaś (założona przez Al-Murtada, żyjącego w latach 966-1044), opierała się na rozumowym dochodzeniu do prawd religijnych. I właśnie ta druga szkoła zyskała w szyizmie znacznie większe znaczenie. Kolejni mudżtahidzi zaś, stali się autorami korpusu prawa szyickiego, które było odpowiednikiem szkół koranicznych w sunnizmie (o których jeszcze wkrótce  opowiem). Szyici oddawali cześć imamom, jako widocznym przedstawicielom ducha Bożego, bezgrzesznym nauczycielom, w których (poza Koranem) miała się znajdować wewnętrzna prawda. Świat nie mógł istnieć bez imama, dlatego też - pomimo braku takowego w chwili "zniknięcia" Muhammada al-Mahdiego w 874 r. - twierdzono, że ów imam wciąż żyje i powróci ostatecznie jako mahdi, by uwolnić ludzkość z okowów niesprawiedliwości. Szyici twierdzili więc że: 1) Bóg jest jeden (Allah) a Mahomet jest jego prorokiem, 2) Bóg jest nierozpoznawalny, 3) z Boga zrodził się Uniwersalny Intelekt, który zawierał w sobie formy wszystkich stworzeń i te formy objawił w wyniku emanacji (stworzenia), 4) było siedem epok ludzkości reprezentowanych przez siedmiu imamów (Muhammad al-Mahdi miał być siódmym imamem, licząc od Alego ibn Abi Taliba, który nie był imamem, lecz kalifem, a dopiero jego syn Hasan stał się pierwszym imamem), po których powróci mahdi i wówczas zapanuje powszechna sprawiedliwość, wiedza i dobro. Do tego zaś czasu, należy opierać się na interpretacji prawa koranicznego przez mudżtahidów, którzy co prawda nie są nieomylni, ale interpretują nauki imamów zgodnie ze swoją najlepszą wiedzą (wiara w imamów była jednym z głównych aspektów kultu, odróżniającego szyitów od sunnitów). Poza tym, oczywiście podstawą wiary (tak jak w sunnie) był Koran i wybrane hadisy (zapisy dotyczące czynów i działalności Mahometa, ale tylko te sporządzone przez imamów "dwunastkowców").
 
 

 
Wracając jednak do Safawidów, to protoplastą rodu, z którego się wywodzili, był Safi ad-Din, mistyk żyjący w latach 1252-1334 w Ardebilu (północno-zachodnia Persja). Wywodził on swoje pochodzenie, przez siódmego imama - Musy al-Kadima, od samego Alego ibn Abi Taliba (współcześnie jednak ten wywód genealogiczny został podważony i to przez historyków irańskich, tym bardziej że jest tam sporo niekonsekwencji, jak choćby fakt, że żona Safi ad-Dina, córka szejka Zaheda Gilianiego, nauczyciela i mentora Safiego - nic nie wiedziała o przynależności męża do rodziny Alego, a tym samym proroka Mahometa. W innym zaś przypadku, Sejjed Zejn ad-Din - jeden z uczniów syna Safiego, Sadr ad-Dina, twierdził, iż pochodzenie jego mistrza od rodziny Mahometa zostało mu objawione... podczas snu). W 1301 r. Safi ad-Din założył w Ardebilu zakon derwiszów (za sprawą snu - ważnego aspektu mistyki muzułmańskiej - przejął Safi uczniów swego teścia - Zaheda Gilianiego, którego sam wcześniej był uczniem), zwanych kyzyłbaszami (od noszenia czerwonego nakrycia głowy), którzy z czasem przekształcili się w oddanych żołnierzy rodu Safawidów. Pierwotnie jednak skupiali się oni na regule milczenia, modlitwy i postu (milczenie obowiązywało po zachodzie słońca i aż do poranka). Bardzo szybko rozeszła się wieść o niezwykłej pobożności członków zakonu "żołnierzy wiary", a następstwo władzy przechodziło tutaj z ojca na syna, dlatego też po śmierci Safiego w 1334 r. kolejnym przywódcą zakonu został jego syn - Sadr ad-Din Musa, który sprawował swe rządy do 1391 r. Należy jednak pamiętać, że zarówno sam Safi, jak i jego syn nie byli szyitami. Wyznawali sunnę (uznawali więc tradycję władzy wszystkich kalifów po Mahomecie), a owa rewolucyjna zmiana dokonała się dopiero za trzeciego szejka zakonu, syna Musy - Chadże Alego. Stało się to zapewne około 1400 r. Wkrótce potem, wracający z wyprawy przeciwko Turkom Osmańskim, potomek chanów mongolskich - Timur Kulawy (w czasie której rozbił pod Ankarą siły tureckie w 1402 r., ratując tym samym zagrożony już wówczas Konstantynopol i dając wytchnienie europejskim władcom, którzy wcześniej, pod Nikopolis w 1396 r., ponieśli dotkliwą i upokarzającą klęskę) spotkał się z Chadże Alim w Ardebilu i zwolnił zakon kyzyłbaszów spod swojej władzy, oraz ofiarował im znaczne ziemie wokół Ardebilu, zaś samo miasto miało się stać miejscem schronienia dla wszelkich przestępców, którzy zdołaliby się tam dostać i uzyskać przebaczenie swych win. Było to ogromne zwycięstwo szejka Alego, który posługując się wiernymi sobie i fanatycznie oddanymi "wojownikami wiary" (którzy jednak nie posługiwali się bronią, a walczyli wersetami Koranu), zwyciężył wielkiego i okrutnego wojownika, ponurego zdobywcę, który zwykł układać sobie piramidy z odciętych ludzkich głów - Timura Kulawego. Tak oto wiara zwyciężyła miecz, a zakon stał się jednym z najbogatszych i najzacniejszych ośrodków wiary mahometańskiej, w całym muzułmańskim świecie. O tym i o wzrastającej roli zakon (który zaczął wręcz przybierać funkcje mafii, rozdzielając stanowiska polityczne i "namaszczając" swych wybrańców na władców), aż do zdobycia władzy przez Isma'ila w 1501 r. (dwieście lat po założeniu zakonu) i jego konfliktu z Osmanami, oraz wojny, jaką panującemu od 1524 r. Tahmaspowi I (synowi Isma'ila) wypowiedział w 1534 r. sułtan Sulejman Wspaniały, uznając się za obrońcę, opiekuna i władcę Bagdadu - opowiem już w następnej części 
 
 
 

 
 

 
 
CDN.