Łączna liczba wyświetleń

sobota, 30 września 2017

NIEMCY WOBEC WOJNY POLSKO-BOLSZEWICKIEJ 1920 r. - Cz. II

REAKCJE I DZIAŁANIA 

PAŃSTWA NIEMIECKIEGO

I NIEMIECKICH OBYWATELI

NA WIEŚCI DOCHODZĄCE

Z FRONTU POLSKO-BOLSZEWICKIEGO






 "PRZECIEŻ MOŻE BYĆ TAK, ŻE BÓG PRZEWIDUJE DLA NIEMIEC JESZCZE JEDEN OKRES ROZBICIA"

OTTO von BISMARCK
ROZMOWY O PRZYSZŁOŚCI NIEMIEC PODCZAS SPACERÓW PO LESIE, CZĘŚCIOWO ZEBRANE W PAMIĘTNIKACH: "ERINNERUNG UND GEDANKE" ("PAMIĘĆ I MYŚL")
(1892 r.)




Po dymisji stary kanclerz ostatnie lat swego życia spędzał w swych majątkach w Friedrichsruh i w Warcinie. Ostatnie lata spędzał na bezczynności (która doprowadzała go do szału), spacerach po lesie i przemyśleniach nad przyszłością Rzeszy Niemieckiej. Odwiedzały go tam liczne delegacje, które widziały w nim "germańskiego" wojownika" - obrońcę Niemiec. Nie obyło się też bez chwil dla niego dość przykrych, gdy był publicznie upokarzany przez nową niemiecką administrację cesarza Wilhelma II, który nakazał aby wszystkie wypowiedzi Bismarcka (szczególnie te dla prasy) traktować jako prywatne opinie, nie mające przełożenia na politykę Niemiec. Cesarz zabronił też kolejnemu kanclerzowi Rzeszy Leonardowi von Caprivi, wziąć udziału w ślubie syna Bismarcka, który odbywał się w Wiedniu, jak również Wilhelm II wystosował dość ostry w tonie list do cesarza Franciszka Józefa, który początkowo zamierzał przyjąć Bismarcka na prywatnej audiencji. Nawet gdy doszło już do formalnego pojednania młodego cesarza ze starym kanclerzem i prywatnych wizyt Wilhelma II we Friedrichsruh, (1894 r.) w niczym nie zmieniło to stosunków obu panów. Jeśli rozmawiali, to głównie publicznie i tylko o sprawach drugorzędnych, gdy zaś tylko Bismarck starał się zagadnąć cesarza na tematy polityczne, ten... natychmiast przestawał go słuchać. To było tak niezwykle widoczne i upokarzające, że nawet najbliższe otoczenie cesarza uważało to za duży nietakt wobec człowieka który stworzył niemiecką Rzeszę - gen. Helmuth von Moltke, będący świadkiem jednej z takich rozmów nie mógł powstrzymać się przed stwierdzeniem do Alfreda Tirpitza (twórcy niemieckiej marynarki wojennej): "To jest okropne", na widok ostentacyjnie odwracającego się od Bismarcka cesarza Wilhelma II (po śmierci zaś Bismarcka w lipcu 1898 r. cesarz otwarcie wyrazi swą ulgę z tego powodu).

Tymczasem po dymisji starego kanclerza, kraj obrał "Nowy Kurs", którego celem była mocarstwowość za wszelką cenę. Bismarck wielokrotnie wcześniej przestrzegał Niemców przed popadaniem w zbytnią pewność siebie, uleganiem bucie i arogancji, nikt jednak z otoczenia cesarza i rządu już go nie słuchał. Nowy, młody cesarz bardzo często pojawia się w mundurze i gloryfikuje armię, mówiąc: "Ja i moja armia należymy do siebie, jesteśmy dla siebie zrodzeni i na zawsze chcemy trwać razem!". Rozbudowa armii i floty stanowi jego największe życzenie (potężną flotę jednak zaczęto budować dopiero od 1897 r. co admirał Tirpitz uznał za "straconą dekadę" i za jedną z przyczyn niemieckiej klęski w 1918 r.). Rozpoczynał się okres chwiejnej polityki Niemiec (tzw.: "kurs zygzakiem"), która polegała na pewnym balansowaniu między światowymi mocarstwami, w celu zdobycia dla Niemiec jak najszerszego "miejsca pod słońcem". Wilhelm II podziwiał Anglię, często powtarzał: "W moich żyłach płynie dobra, uparta angielska krew" (matką Wilhelma II była księżniczka Wiktoria Koburg, córka królowej Wielkiej Brytanii - Wiktorii), a jednocześnie powtarzał: "Ceterum censeo Britanniam esse delendam" ("A poza tym uważam, że Brytanię należy zniszczyć"), innym znów razem oficjalnie podkreślał swój podziw dla Anglii. Cała więc jego postawa wobec ojczyzny matki, nacechowana była sprzecznością od miłości do nienawiści i z powrotem. Taka właśnie polityka, doprowadziła do niewykorzystania konfliktu brytyjsko-francuskiego, jaki wybuchł w 1898 r. o Faszodę (gdzie brytyjski generał-major Horatio Kitchener - o którym pisałem już kiedyś w związku z jego analnymi upodobaniami do defloracji pokojówek - i po prostu kazał się stamtąd wynosić francuskiemu kapitanowi Jean-Baptiste Marchandowi, który pierwszy zajął Faszodę dla Francji. Konflikt udało się zażegnać metodami pokojowymi, ale Niemcy nic na nim nie zyskali).

W 1891 r. założony został Związek Wszechniemiecki, który pod kierownictwem Friedricha von Holsteina, zaczął realizować politykę cesarską "Nowego Kursu", przyjmując za maksymę: "Polityka światowa jako zadanie, mocarstwowość jako cel, flota jako narzędzie". Wzrasta przekonanie że bez prowadzenia przez Niemcy polityki imperialnej, nie będzie możliwe trwałe zabezpieczenie ludności w najważniejsze potrzeby współczesnego świata, oraz ugruntowanie bezpieczeństwa i pozycji Rzeszy. Wówczas to przewagę zdobywają wielkie koncerny: Krupp, Stumm, Siemens, IG-Farben, AEG, Stinnes i inne. Powstaje linia oceaniczna Hamburg-Ameryka, jednocześnie nowi kanclerze wzmacniają dotychczasową politykę socjalną Bismarcka (ubezpieczenie od chorób - 1883 r. od wypadków przy pracy - 1884 r. od starości i inwalidztwa - 1889 r.), poprzez wprowadzenie ustaw o ochronie robotników (1891 r.). Jednocześnie dają się zauważyć słabości imperialnej polityki nowych Niemiec. Przede wszystkim zbytnia zależność finansowa od innych krajów (w Anglii), biurokratyzacja państwa oraz nierównowaga polityczno-ustrojowa (kurialny system wyborczy w Prusach i liberalny w wyborach ogólnoniemieckich). Następuje jednak zdecydowany kurs na militaryzację państwa (w 1893 r. armia zostaje znacząco wzmocniona, mimo sprzeciwu SPD i partii Centrum w Reichstagu). Sprzeciw socjalistów, powoduje rozpoczęcie polityki represji wobec tego środowiska (tzw.: ustawy antyanarchistyczne z 1894 r.).




W polityce światowej następuje zaś pewne przebiegunowanie, w 1890 r. cesarz nie godzi się na przedłużenie Traktatu Reasekuracyjnego z 1887 r. z Rosją, co prowadzi do wykorzystania sytuacji przez Francję i zawarcia francusko-rosyjskich układów 1892 i 1893, które w 1894 r. (po przyjęciu przez francuski parlament), tworzą polityczno-wojskowy sojusz Francji i Rosji, skierowany przede wszystkim przeciw Niemcom (najgorszy sen Bismarcka spełnia się, odtąd Niemcy będą musieli brać pod uwagę konieczność wojny na dwa fronty). Ale i tutaj występuje pewna niekonsekwencja, bowiem w 1891 r. Niemcy obniżają cła, na towary wwożone z Rosji (mimo sprzeciwu rodzimych agrariuszy), a w 1895 r. podejmują wspólną politykę wobec Japonii. W 1897 r. admirał Alfred von Tirpitz zyskuje aprobatę Reichstagu na swój program rozbudowy floty wojennej, która ma rozpocząć proces "wyrywania" Anglikom światowych rynków zbytu. Odtąd rozpoczyna się okres realnej polityki mocarstwowej Niemiec, która wiedzie ten kraj już bezpośrednio w kierunku wojny światowej. W 1898 r. powstaje Niemiecki Związek Flotowy (również z inspiracji Tirpitza), oraz rozbudowana zostaje sieć floty handlowej i tzw.: luksusowej (czyli pasażerskiej). W tymże czasie Niemcy zdobywają kolejna kolonię, tym razem w Chinach jest to port Kiau-Czou, a cesarz udaje się do Turcji i na Bliski Wschód, gdzie w Damaszku wygłasza mowę, wymierzoną (pośrednio) w Wielką Brytanię. Po tej wizycie Bank Niemiec zdobywa koncesje na budowę kolei przez Konstantynopol do Bagdadu (tzw.: kolej bagdadzka zostaje ukończona w 1903 r. co znacznie wzmacnia niemieckie wpływy w Osmańskiej Turcji).

Rok 1898 to również czas pozyskania Wielkiej Brytanii do planów dołączenia do Trójprzymierza. Bernard von Bulow twierdzi że przyciągnięcie Anglii jest niezbędne dla bezpieczeństwa Rzeszy i uzyskania lepszej pozycji wyjściowej w przyszłej wojnie z Rosją i Francją (brytyjski wieloryb ma zatopić francuskiego koguta i rosyjskiego niedźwiedzia). Poszczególne kontakty i rozmowy w tej sprawie trwają przez trzy następne lata i nie przynoszą spodziewanego skutku, gdyż Brytyjczyków niepokoi wzrastająca pozycja Niemiec w świecie oraz rozbudowa niemieckiej floty. Tym bardziej że w 1899 r. Niemcy zdobywają kolejne kolonie (odkupują od Hiszpanii) - Wyspy Karoliny, Mariany i Palau na Pacyfiku, z Amerykanami dzielą wyspę Samoa. W latach 1900-1901 biorą też udział w stłumieniu (wraz z innymi mocarstwami - Wielką Brytanią, Francją, USA, Rosją, Japonią, Włochami i Austro-Węgrami) powstania bokserów w Chinach (antyzachodni ruch: "Sprawiedliwe i zgodne pięści", dążący do wypędzenia z China zachodniego kapitału). Cesarz Wilhelm, żegnając niemieckich żołnierzy, którzy mieli wziąć udział w tłumieniu tego niepodległościowego zrywu Chińczyków, przeciwko krępującym ich zasadom narzuconym przez międzynarodowy kapitał - wypowiedział sławetną mowę, która przeszła do historii jako tzw.: "mowa huńska", stwierdził on bowiem m.in.: "Nie zaznam spokoju do chwili, w której sztandary niemieckie w towarzystwie chorągwi innych narodów cywilizowanych nie zawisną nad murami Pekinu, aby podyktować pokój narodowi chińskiemu". Co ciekawe, te słowa oklaskuje prasa... całej Europy, w tym również francuska i angielska (choć co się tyczy Anglików to są oni w owym czasie trochę poniewierani w Europie, ma to bowiem wpływ na prowadzoną przez nich afrykańską wojnę z Burami, białymi kolonistami - pochodzącymi głównie z Niderlandów - którzy opierają się brytyjskiej polityce imperialnej aneksji państw afrykańskich, co spotyka się z ogólnoeuropejskim potępieniem. Turystów angielskich wygwizdywano, szturchano a nawet bito, podczas ich podróży po Europie. Co ciekawe Afrykanerzy nie chcieli żadnej pomocy od plemion murzyńskich, gdy bowiem król Lekuku zaoferował im pomoc, podziękowali mu i poradzili aby ze swoimi czarnoskórymi wojownikami pozostał w domu).  

Jako ciekawostkę mogę dodać że w owym 1900 r. powstał zabawny spór miedzy cesarzem Wilhelmem II a papieżem Leonem XIII, na temat tego, czy ów rok jest ostatnim rokiem XIX wieku, czy też pierwszym rokiem wieku XX. Spór ów był powodem żartów w europejskiej prasie i większość przyznała rację papieżowi, który zgodnie z tradycją, opowiadał się za ostatnim rokiem XIX wieku). Ostatni rok XIX wieku, pomimo wielu wzajemnych konfliktów pozostał rokiem pokoju w Europie,         







 CDN.

piątek, 29 września 2017

NIEMCY WOBEC WOJNY POLSKO-BOLSZEWICKIEJ 1920 r. - Cz. I

REAKCJE I DZIAŁANIA 

PAŃSTWA NIEMIECKIEGO 

I NIEMIECKICH OBYWATELI 

NA WIEŚCI DOCHODZĄCE 

Z FRONTU POLSKO-BOLSZEWICKIEGO






Niemcy są krajem bardzo młodym, bowiem liczącym zaledwie 150 lat (w tym roku przypada owa okrągła data powstania jeszcze niepełnego, ale już skonkretyzowanego państwa niemieckiego). Zaledwie 150 lat istnienia zjednoczonych Niemiec, a co w tym czasie udało się Niemcom dokonać? Wybuch I i II Wojny Światowej, stworzenie zinstytucjonalizowanego przemysłu mordowania ludzi (głównie dziś myślimy o Holokauście Żydów i potwornych zbrodniach na Słowianach, w tym przede wszystkim Polakach i Rosjanach, ale przecież należy pamiętać że podobnych zbrodni, choć na mniejszą skalę dokonywali Niemcy również podczas I Wojny Światowej - a można by tutaj przytoczyć chociażby ostrzelanie i spalenie bezbronnego Kalisza na samym początku wojny w 1914 r. czy mordy na belgijskich i francuskich cywilach), stworzenie najbardziej śmiercionośnych ideologii w dziejach ludzkości - komunizmu (Karol Marks i Fryderyk Engels) oraz wyrosłego z niego nazizmu. W zasadzie można by się jeszcze rozwinąć pisząc o abażurach z ludzkiej skóry, które Niemcy (ów naród filozofów) wykonywali podczas II Wojny Światowej, czy mydle z ludzkiego tłuszczu (przerabiane z zabitych w obozach ciał więźniów, głównie Żydów, Polaków i Rosjan), ale ponieważ na samą myśl o tym zbiera mi się na wymioty, pozwolę sobie pominąć dalsze przykłady "niemieckiej misji cywilizacyjnej" w Europie (głównie Środkowo-Wschodniej). Dziś zaś kolejnym elementem dziejowej misji zjednoczonych Niemiec było sprowadzenie do Europy armii muzułmańskich najeźdźców na "zaproszenie" kanclerz Angeli Merkel, z którymi już wkrótce przyjdzie się Niemcom (i innym państwom Europy Zachodniej) boleśnie i krwawo zmierzyć.

To wszystko to są główne elementy niemieckiej misji cywilizacyjnej w przeciągu owych 150 lat, począwszy od bismarckowskiej polityki zjednoczenia Niemiec "Krwią i Żelazem". Dlatego też zjednoczone przez Prusy/Brandenburgię - Niemcy są wciąż państwem sztucznym, którego jedynym elementem trwania jest szerzenie w Europie ciągłego fermentu, w celu stworzenia własnej supremacji. Nie jest to stan naturalny, ani dla Europy ani dla Niemiec i dlatego wiek XXI będzie już ostatnim wiekiem istnienia zjednoczonego państwa niemieckiego. Wiem że brzmi to dość dziwnie, ale tak właśnie będzie, gdyż tylko rozbite i podzielone Niemcy mogą realnie współtworzyć europejską kulturę. Rozpad Niemiec jest o tyle pewny, że wkrótce dojdzie do wojen z muzułmanami i rozbicia tego państwa (które sobie z problemem muzułmańskiej imigracji już teraz nie radzi). Wówczas zaczną się dantejskie sceny, jednocześnie poszczególne niemieckie landy zapewne będą potrzebowały wsparcia i pomocy ze strony Europy (i nie myślę tutaj o Europie Zachodniej, bowiem w krajach takich jak Francja czy nawet Wielka Brytania, także zaczną się tworzyć quasi kalifaty, a przynajmniej eksterytorialne dzielnice tych krajów, całkowicie opanowane przez muzułmanów). Pytanie tylko czy Polska w tym czasie będzie już tak potężna, że zdoła przyjść z odsieczą (jak król Jan III Sobieski w 1683 r.), czy będzie miała wystarczająco silną armię i wsparcie całego regionu Międzymorza? Zobaczymy, w każdym razie już dziś widać, że zbroimy się na potęgę i modernizujemy nasze siły zbrojne (do 2020 r. mamy wydawać 2,5 % PKB na obronność i zbrojenia). Sądzę że to się uda i koniec końców Europa ocaleje (właśnie dzięki przetrwaniu europejskich wartości, w tym chrześcijaństwa w takich krajach Europy Środkowej jak Polska).


WYKŁAD PREZYDENTA POLSKI -  
ANDRZEJA DUDY 
W AMERYKAŃSKIEJ AKADEMII WOJSKOWEJ  
WEST POINT 
(KTÓREJ MURY WZNIÓSŁ TADEUSZ KOŚCIUSZKO - BOHATER POLSKI I AMERYKI. KOŚCIUSZKO STWORZYŁ RÓWNIEŻ DOSKONAŁE UMOCNIENIA W BITWIE POD SARATOGĄ, PIERWSZEJ WIELKIEJ ZWYCIĘSKIEJ BITWY AMERYKAŃSKIEJ WOJNY O NIEPODLEGŁOŚĆ)



Dlatego opierając się na tych przemyśleniach, pragnę powrócić do sytuacji, jaka miała miejsce w roku 1920, gdy odrodzona Rzeczpospolita Polska stanęła oko w oko z całą potęgą "ponurego Wschodu", azjatyckich hord Dżyngis-chana w nowej odsłonie (zwanego teraz Leninem), którzy zamierzali zaprowadzić "Nowy, Wspaniały Świat" do Europy Zachodniej na swych bagnetach (przy okazji nadziewając na nie kilka milionów Europejczyków). Wówczas to przeciwko temu turańskiemu Mordorowi (czyli czerwonej Rosji), wystąpiło stworzone praktycznie od zera przez Naczelnika Piłsudskiego - Wojsko Polskie, które całkowicie powstrzymało ów "wyzwoleńczy marsz Krasnej Armii" na Zachód, uniemożliwiając tym samym realizację owych "wyzwoleńczych" planów. Chciałbym się tutaj przyjrzeć postawom, jakie w tych dniach zajmowało nie tylko samo państwo niemieckie, ale również poszczególni niemieccy oficerowie i żołnierze a także ludność cywilna? Jakie wówczas dominowały w Niemczech nastroje i czy brano pod uwagę wspomożenie Polaków w ich walce z rosyjskim-sowieckim najeźdźcą? Na te i wiele innych podobnych pytań, postaram się odpowiedzieć w tym właśnie temacie.   



POLITYKA NIEMIEC

OTTO von BISMARCKA



"A JEŻELI DIABEŁ ZECHCE PORWAĆ POLSKĘ - 
TO POWINNIŚMY MU POMÓC!"

gen. HANS von SEECKT
 Naczelny dowódca Reichswehry





Niemcy, jak już wyżej wspomniałem, zostały zjednoczone dzięki uporowi i konsekwencji "Żelaznego Kanclerza" Otto von Bismarcka. Dzięki zwycięstwom w wojnach z Danią (1864 r.) i Austrią (1866 r.), powołano do życia tzw.: Związek Północnoniemiecki (1 lipca 1867 r.), wcielając jednocześnie bezpośrednio do Prus Holsztyn (Szlezwik włączono już w 1865 r.), Hanower, Hesję i Nassau. Bismarck w tych dniach pisał do żony, kierując się politycznym pragmatyzmem: "Jeśli nie przesadzimy w naszych roszczeniach i nie uwierzymy, że cały świat należy do nas, wówczas osiągniemy pokój, który jest wart trudu. Szybko ulegamy entuzjazmowi jak i uczuciom zwątpienia (...) nie żyjemy sami w Europie". W lipcu 1870 r. rozpoczęła się zwycięska dla Prus wojna z Francją, która doprowadziła do proklamowania Cesarstwa Niemieckiego (zwanego II Rzeszą) - 18 stycznia 1871 r. w sali zwierciadlanej pałacu w Wersalu. Kolejne lata to okres dość rozważnej polityki, prowadzonej przez pierwszego kanclerza Rzeszy - Bismarcka, który dążył do utrzymania sojuszu z Rosją i Austrią (sojusz trzech cesarzy - 1872 r.), głównie przeciwko polskim próbom wywołania powstań niepodległościowych, a także ścisłej izolacji Francji na arenie międzynarodowej, wspierania francuskiego republikanizmu (który Bismarck uważał za znacznie korzystniejszy dla zjednoczonych Niemiec, od francuskiego monarchizmu czy cezaryzmu) i francuskiej polityki kolonialnej (skierowanie ekspansji Francji poza Europę). 

Nie wszystko mu się udawało, w 1875 r. wybuchł bowiem pierwszy poważny kryzys międzynarodowy w Europie (od zakończenia wojny z Francją - 10 maja 1871 r.), zwany "wojną w zasięgu wzroku", który polegał na dość niefortunnym stwierdzeniu Bismarcka, zamieszczonym w gazecie Die Post z 8 kwietnia 1875, w którym kanclerz Rzeszy zadał pytanie: "Czy wojna szykuje się na horyzoncie?". Wywołało to falę niefortunnych zdarzeń, które doprowadziły do pogorszenia stosunków niemiecko-rosyjskich (Rosja wówczas stanęła po stronie Francji, oświadczając ustami swego ministra spraw zagranicznych hrabiego Gorczakowa, iż każdy akt zbrojny wymierzony we Francję, spotka się ze zdecydowaną, militarną odpowiedzią Rosji). Takie stanowisko Petersburga, doprowadziło do wyjścia Francji z politycznej izolacji, w jakiej się znalazła po ostatniej przegranej wojnie. Konflikt z Rosją jednak pogłębiał się w kolejnych latach, czego dowodem było storpedowanie przez Bismarcka na kongresie pokojowym w Berlinie - czerwiec-lipiec 1878 r. (choć oficjalnie popierał on rosyjskie plany, ale czynił to bez entuzjazmu i w konsekwencji przeważyło stanowisko Wielkiej Brytanii) planów stworzenia przez Rosję tzw.: Wielkiej Bułgarii i umocnienia swych wpływów na Bałkanach, po zakończonej wojnie rosyjsko-tureckiej z lat 1877-1878. Zwycięstwo rosyjskie w tej wojnie nie zostało dostatecznie wykorzystane, a winą za to Rosjanie obciążyli Niemców (zaś personalnie właśnie Bismarcka). Stosunki stały się tak chłodne, że w sierpniu 1879 r. car Aleksander II napisał pełen pretensji (i mało dyplomatyczny) list do cesarza Rzeszy - Wilhelma I, w którym wypowiadał całe swe żale na niemiecką politykę kanclerza Bismarcka, to właśnie spowodowało, że kanclerz Rzeszy postanowił nieco zmienić swoją dotychczasową politykę.




9 października 1879 r. zawarty został sojusz niemiecko-austriacki (zwany sojuszem "wierności Nibelungów"). Powstało wówczas tzw.: Dwuprzymierze, ale jego powstanie poprzedziły bardzo nerwowe i nieprzyjemne momenty, gdy Bismarck oficjalnie spierał się z cesarzem Wilhelmem I (uważającym iż zawarcie układu z Austrią przeciwko Rosji to zwykła perfidia i podkreślającym znaczenie dobrosąsiedzkich relacji obu monarszych dworów - Hohenzollernów i Romanowów), który nie widział zagrożenia ze strony Rosji. Bismarck zaś zaczął dostrzegać rosyjskie niebezpieczeństwo dla mocarstwowych planów Niemiec w Europie i dlatego dążył do tego układu. Wreszcie zagroził cesarzowi swoją abdykacją, jeśli do niego nie dojdzie, na co cesarz ustąpił, twierdząc: "Bismarck jest bardziej potrzebny niż ja". Ale i ten sojusz był dla Bismarcka wybiegiem taktycznym, bowiem zamierzał balansować na cienkiej linie zależności pomiędzy Wiedniem a Petersburgiem, raz biorąc stronę jednego, potem drugiego. Gdyby jednak miał realny wybór, czy opowiedzieć się po stronie Austrii czy Rosji jest raczej pewne, że w konsekwencji wybrałby tę drugą opcję (często w latach 80-tych XIX wieku mawiał że znajduje się teraz na "austriackiej smyczy"). W pierwszej połowie lat 80-tych stosunki Rzeszy z Rosją ponownie się poprawiły (w 1881 r. po raz pierwszy odnowiono przymierze Trzech Cesarzy a w 1884 r. po raz drugi). Wzrosła też pozycja Niemiec, czego dowodem było przystąpienie do Dwuprzymierza Włoch (1882 r.), który to sojusz miał być skierowany tylko przeciwko Francji (z silnym zapewnieniem strony włoskiej, że nigdy nie wystąpią oni zbrojnie przeciwko Wielkiej Brytanii), a w 1883 r. również Rumunii (rozmowy takie toczyła też Hiszpania, ale prócz umów handlowych i kulturalnych, niczego ostatecznie nie uzgodniono). 

Tak więc powstał teraz silny blok Trójprzymierza, obejmujący całą środkową Europę. Pozycja Rzeszy była wówczas dominująca, a przyjazne stosunki z wieloma krajami (prócz Francji) zapewniały jej nieskrępowany rozwój gospodarczy i bezpieczeństwo. W 1884 r. doszło do pamiętnego spotkania trzech cesarzy: Niemiec - Wilhelma I, Rosji - Aleksandra III i Austro-Węgier - Franciszka Józefa I w Skierniewicach, co zaowocowało przedłużeniem wzajemnego traktatu do 1887 r. Lata 1884/5 to czas zdobycia przez Niemcy pierwszych kolonii pozaeuropejskich - Togo, Kamerunu, Namibii oraz Tanganiki jak również kilku wysp w Oceanii (1885 r.), choć Bismarck twierdził że Niemcy zajęły te ziemie tylko dla zapewnienia sobie nowych rynków zbytu, ale on nigdy nie był i nie popierał kolonializmu, nie chciał bowiem psuć sobie relacji z Imperium Brytyjskim. Mimo to ruch kolonialny stał się bardzo modny w Niemczech, w 1882 r. został założony Związek Kolonialny który oficjalnie dążył do pozyskania dla Niemiec jak najliczniejszych kolonii pozaeuropejskich, co też stało w sprzeczności z polityką Bismarcka, uważającego że interesy Niemiec leżą w Europie i nad tym właśnie należy się skupić. W 1885 r. ponownie popsuły się stosunki Berlina z Petersburgiem, a także z Wiedniem. Rosjanie bowiem ostro zaprotestowali przeciwko bismarckowskiej polityce tzw.: Rugów Pruskich, które prowadziły do wydalenia z Niemiec wszystkich pracowników nie posiadających niemieckiego obywatelstwa, przybyłych z Rosji (w tym głównie Polaków i Rosjan). Postanowienie to realizowano z całą bezwzględnością, wysiedlając przymusowo wszystkich emigrantów ekonomicznych z Niemiec i eskortując ich pod strażą wojska do granicy z Rosją. Rząd w Petersburgu ostro zaprotestował przeciwko tym działaniom, ale polityka ta nie osłabła aż do 1890 r. czyli do dymisji Bismarcka.




Wiedeń zaś miał za złe Bismarckowi że ten udaremnił plany małżeńskie księżniczki z rodu Habsburgów z carem Bułgarii - Aleksandrem I. Uczynił to oczywiście aby nie prowokować Rosjan, którzy taki krok uznaliby za zbytnie wzmocnienie pozycji Austrii na Bałkanach. Bismarck zbagatelizował jednak nieprzychylne nastroje z Wiednia, twierdząc że minorowe nastroje w Wiedniu są lepsze: "niżby miały być bojowe". W latach 1886-1887 ponownie zaiskrzył konflikt z Francją, a to ze względu na działania francuskiego ministra wojny - Georges'a Boulangera, nawołującego do odebrania Niemcom Alzacji i Lotaryngii (utraconych w 1871 r.). Nastroje we Francji stawały się bojowe i z początkiem 1887 r. istniała realna obawa przed wybuchem wojny z Niemcami w przeciągu kilku miesięcy. Kres temu przyniosło zdymisjonowanie Boulangera (jego zwolennicy w 1889 r. podjęli jeszcze próbę dokonania zamachu stanu, która zakończyła się klęską spiskowców i ucieczką Boulangera do Belgii, gdzie we wrześniu 1891 r. popełnił on samobójstwo). W tymże roku (1887) zawarto również kolejny układ z Rosją, tzw. układ reasekuracyjny, oraz Bismarck udzielił poparcia dla układu śródziemnomorskiego (Wlk. Brytania - Włochy i Austria), mającego zagwarantować nienaruszalność granic Osmańskiej Turcji. Ostatnie lata polityki Bismarcka, upłynęły na próbach zawarcia sojuszu z Wielką Brytanią, wymierzonego we Francję (1887-1889), ale premier Salisbury odrzucił ostatecznie przymierze z Berlinem. 

9 marca 1888 r. zmarł cesarz Wilhelm I (w wieku prawie 91 lat). Na tron wstąpił jego syn Fryderyk III, którego powszechnie nazywa się liberalnym cesarzem (należy jednak pamiętać że liberalizm niemiecki w tym czasie polegał przede wszystkim na budowie silnego państwa, twardej polityki wobec "dziedzicznego wroga" - czyli Francji i zdecydowanej walce z "polskimi wrogami Rzeszy"). Nosił się on z zamiarem zdymisjonowania Bismarcka, ale nie zdążył tego uczynić, bowiem już w czerwcu 1888 r. zmarł na zapalenie płuc. Nowym władcą Rzeszy, zostaje jego syn - 29-letni Wilhelm II, który 20 marca 1890 r. doprowadza do zdymisjonowania "starego kanclerza" (Bismarck był premierem Prus od 1862 r. a kanclerzem Rzeszy Niemieckiej od 1871 r.). Teraz następuje "Nowa Era" wprowadzana konsekwentnie przez młodego jastrzębia, który pragnie dla Niemiec "miejsca pod słońcem" i uważaja się za nowego Fryderyka Wielkiego. Niszczy on również dotychczasową, delikatną układankę przymierzy Bismarcka, która w konsekwencji doprowadza do wybuchu I Wojny Światowej.           






       CDN.

środa, 27 września 2017

POLSKA i USA W LATACH 1918-1939 - Cz. I

ANALIZA WZAJEMNYCH STOSUNKÓW

POLSKI I STANÓW ZJEDNOCZONYCH 

W DWUDZIESTOLECIU

MIĘDZYWOJENNYM



WOODROW WILSON




"DAWNEJ ROSJI, PRUSOM I AUSTRII, WSZYSTKIM NASZYM ZABORCOM NIE WIERZYŁEM NIGDY, NA FRANCJĘ LICZYŁEM MAŁO, WIĘCEJ NA ANGLIĘ (...) ZA TO UFAŁEM STANOM ZJEDNOCZONYM, A PRZEDE WSZYSTKIM CZCIGODNEMU PREZYDENTOWI I, JAK DOTYCHCZAS, Z RADOŚCIĄ OŚWIADCZYĆ MOGĘ, ŻE NIE ZAWIODŁEM SIĘ WCALE"

IGNACY JAN PADEREWSKI
7. IV. 1917 r. 


Stany Zjednoczony oficjalnie uznały rodzące się państwo polskie, dnia 22 stycznia 1919 r. Stało się to za prezydentury człowieka, który (moim zdaniem) położył znacznie większe zasługi dla procesu odradzania się Polski, niż chociażby Ignacy Jan Paderewski czy Roman Dmowski razem wzięci (nie uchybiając ani jednemu ani drugiemu). Mam oczywiście na myśli prezydenta USA - Woodrowa Wilsona. niesamowitego człowieka, zwolennika idei czynu (żaden tam z niego romantyczny idealista, jak jest przedstawiany na kartach historii), człowieka który niszczył stare, skostniałe imperia i w to miejsce wprowadzał "powiew świeżości" w postaci wielu innych organizmów państwowych. Był to też zwolennik silnej władzy państwowej i (co ciekawe) choć mienił się demokratą w rzeczywistości głęboko... pogardzał amerykańską konstytucją, uważając ją za nieprzystającą do realiów nowych czasów. To może wydawać się dość dziwne ale należy pamiętać że historia jest totalnie zakłamana. Wybiera się z niej tylko pewne fragmenty, mające najczęściej określony (ideologiczny lub polityczny) przekaz i powtarza się to niezliczoną ilość razy, tak aby dana formułka weszła do głów. Potem już jest znacznie trudniej zmienić takie myślenie, naprowadzając człowieka na właściwe tory. Tak jest również z postacią Woodrowa Wilsona, który był bodajże pierwszym amerykańskim... faszystą. Tak, dobrze przeczytaliście i nie pomyliliście się, faszyzm bowiem można definiować bardzo szeroko, miał on bowiem bardzo różne oblicza. Ale o tym więcej w kolejnej części tej serii, przejdźmy zatem do roli, jaką ten człowiek (według mnie w dużej mierze zapomniany) odegrał dla odrodzenia polskiej państwowości po I Wojnie Światowej. 

Antoni Lange napisał jeszcze w 1918 r. że: prezydent Wilson jako pierwszy wśród światowych mężów stanu zrozumiał że: "podział Polski był chorobą Europy od półtora stulecia" (to samo uważał również inny wielki mąż stanu - Cesarz Napoleon Bonaparte, który mówił chociażby że Polska jest "kluczem sklepienia Europy", oraz: "stara Francja opluła się i zhańbiła, przypatrując się z podłą bezczynnością zagładzie takiego królestwa jak Polska. Polacy byli zawsze przyjaciółmi Francji i ja biorę na siebie obowiązek ich pomszczenia. Dopóki Polska nie zostanie odbudowana, nie będzie trwałego pokoju w Europie. Cierpliwości!"). Tak długi okres, ponad dwumiesięcznej zwłoki w uznaniu państwa polskiego jest dość jasna, bowiem od 1 grudnia 1917 r. Stany Zjednoczone za jedynego legalnego reprezentanta sprawy polskiej, uznawały Komitet Narodowy Polski Romana Dmowskiego w Paryżu (KNP planowano uznać znacznie wcześniej, ale przeciwdziałał temu ambasador rosyjski w Waszyngtonie - Borys Bakhmetev, który domagał się aby wszelkie posunięcia rządu amerykańskiego w sprawie KNP i Polaków w ogóle, konsultować z ambasadą rosyjską). Amerykanie teraz zaczęli zbierać informacje na temat odradzającego się rządu polskiego w Warszawie i samej osoby Naczelnika Państwa - Józefa Piłsudskiego. Raporty ambasadorów i oficerów amerykańskich z europejskich placówek dyplomatycznych, były raczej pozytywne, np. amerykański charge d'affaires w Holandii - Robert W. Bliss, w swym raporcie pisał że Piłsudski dążył będzie do stworzenia rządu koalicyjnego, mającego zagwarantować utrzymanie pokoju w Europie Wschodniej, generał Tasket H. Bliss uważał Dmowskiego za "zbyt prawicowego", zaś  Allen W. Dulles stwierdził że Piłsudski jest "ostatnią zaporą na drodze bolszewizmu do Niemiec".


IGNACY JAN PADEREWSKI


Między Dmowski a Piłsudskim stawiali jednak Amerykanie na Paderewskiego i to właśnie jego osobę widzieli na stanowisku premiera rządu polskiego (uzależniając od tego swoje poparcie dla odradzającej się Polski). Stało się tak 16 stycznia 1919 r. gdy Ignacy Jan Paderewski otrzymał misję z rąk Naczelnika Państwa Józefa Piłsudskiego, w kwestii sformowania nowego rządu. Paderewski uznał jednak że oświadczenie rządu z 22 stycznia wydaje się niepełne i prosił (7 lutego) o oficjalne uznanie rządu i niepodległości państwa polskiego, jednak sekretarz stanu USA Robert Lansing odpowiedział że stanowisko rządu USA jest niezmienne od 22 stycznia, to znaczy Stany uznają od tego dnia niepodległe państwo polskie i nie ma potrzeby deklarować jakiegoś nowego oświadczenia w tej sprawie. Stwierdził również że wkrótce zostanie wysłany do Warszawy amerykański poseł. 14 stycznia 1919 r. oficjalnie pierwszym polskim posłem w USA (mianowanym przez KNP) został Jan Smulski (działacz polonijny zaprzyjaźniony z Paderewskim, pełniący tę funkcję nieoficjalnie od 1 grudnia 1917 r.). Amerykanie wyrażali jednak wątpliwości czy jest możliwe, aby obywatel amerykański (jakim był Smulski), może jednocześnie pełnić (nawet tymczasowo) rolę przedstawiciela dyplomatycznego innego państwa i wyrażali iż jest to dla nich duży kłopot i prosili stronę polską o szybki rozwiązanie tego kłopotu (ponieważ jednak Polacy twierdzili że Smulski musi pozostać do czasu przysłania nowego posła i trwało to dość opornie, Amerykanie co jakiś czas przypominali stronie polskiej o tej sprawie).

Szybko jednak zaczęły pojawiać się pierwsze niesnaski, bowiem w kolejnych miesiącach Amerykanie uznali że polityka Piłsudskiego prowadzi do "rozbicia Rosji", której istnienie było konieczne w geopolitycznych rachubach Waszyngtonu. Amerykanom nie zależało też na odtworzeniu Rzeczpospolitej federacyjnej, złożonej z państw wchodzących niegdyś w skład Rzeczpospolitej Obojga Narodów (a premier Paderewski, który początkowo podchodził do tych planów niezwykle pozytywnie - snując nawet marzenia stworzenia Stanów Zjednoczonych Polski, zmienił zdanie w tej kwestii, gdy tylko rząd amerykański wyraził tu swój sprzeciw. Paderewski był bowiem przekonany, że bez amerykańskiego wsparcia totalnie zrujnowana przez wojnę i dopiero rodząca się polska gospodarka, nie będzie mogła wyjść z zapaści). 2 maja 1919 r. pierwszym amerykańskim posłem w Polsce, został Hugh Gibson, z którym Paderewski nawiązał ścisłe relacje. Starał się on bowiem o ściągnięcie do zniszczonej wojną Polski, amerykańskiej pomocy finansowej, dlatego też 1 października powołano do życia Towarzystwo Polsko-Amerykańskie, mające bardzo szeroki wachlarz działalności (polityka, gospodarka, handel, kultura, turystyka). Józef Piłsudski był w tej kwestii dość powściągliwy, co prawda doceniał ewentualną amerykańską pomoc dla Polski, ale przede wszystkim stał na stanowisku, że to tylko dzięki sile Wojska Polskiego i poskromieniu agresywnych sąsiadów, można zapewnić sobie niepodległy byt, granice, bezpieczeństwo i rozwój gospodarczy, natomiast filo-amerykanizm Paderewskiego nie podobał mu się (głównie dlatego, że wiedział iż Amerykanie nie zgadzają się na rozbicie Rosji i odtworzenie dawnej Rzeczpospolitej).

Stany Zjednoczone miały zajmować w polskiej polityce miejsce ważne, ale nie najważniejsze, głównym celem było bowiem zabezpieczenie żywotnych interesów odradzającego się państwa. Kolejne różnice zdań obu państw, uwidoczniły się w całej pełni podczas obrad Konferencji Pokojowej w Paryżu, mającej ustalić powojenny kształt Europy i Świata. 





CDN.
         

niedziela, 24 września 2017

GWAŁT - CZY NIEODZOWNY ELEMENT KOBIECEGO LOSU? - Cz. I

NAJDZIWNIEJSZE I (NIEKIEDY)

NAJBRUTALNIEJSZE PRZYPADKI

GWAŁTÓW W HISTORII





WOJNA TO MĘSKA RZECZ 
CIERPIENIE NALEŻY DO KOBIET
 

W tym temacie pragnę zadać dość nietypowe pytanie, czy gwałt jest nierozerwalnie związany z losem kobiet? Zabrzmi to może dość dziwnie, ale nie było jeszcze wojny, na której nie zostałyby zgwałcone jakieś kobiety. Oczywiście, konflikt zbrojny jest nieszczęściem samym w sobie - jednak wojna z reguły trwa odtąd dotąd, czyli ma określone ramy czasowe, zaś gwałty, a co za tym idzie cierpienie wielu kobiet - niejednokrotnie popełniane są jeszcze długo po zakończeniu działań wojennych. Zatem od wieków kobiety doświadczały cierpienia i poniżenia, były sprzedawane, oddawane, licytowane, wymieniane (do dziś na terenach afrykańskich, kobieta niejednokrotnie warta jest tyle co krowa, a często nawet mniej - bowiem w rozumieniu Afrykanów krowa przynajmniej daje mleko i jest źródłem mięsa, a kobieta...). W Libii zaś istnieje tradycja wywożenia nieposłusznych kobiet na środek pustyni, lub w głąb wielkiego lasu, jeśli uda im się wrócić do domów, mają odpuszczone "grzechy", co oczywiście graniczy z cudem, bowiem przeprawa w nocy przez libijski las pełen wilków i innych drapieżnych zwierząt - jest "prawdziwą sztuką". Nie wspomnę już o losie kobiet afgańskich czy irańskich, choć należy pamiętać że w poszczególnych krajach arabskich los kobiet również jest inny.

Jeśli spojrzymy chociażby na mitologię to dowiemy się że przyczyną najsławniejszej wojny greckich dziejów, czyli wojny trojańskiej, stał się spór o kobietę, zaś jeszcze ciekawiej wygląda kwestia zaprzestania dalszej walki z Trojanami, przez helleńskiego bohatera i herosa - Achillesa. Stało się to wówczas gdy wódz greckiej wyprawy i król Myken - Agamemnon, odebrał mu brankę - którą ten zdobył sobie podczas walki. Zaś po zdobyciu Troi, wszystkie kobiety ocalałe z rzezi, bez względu czy była to księżniczka czy zwykła kobieta - stały się niewolnicami seksualnymi zwycięskich Greków. Ciekawy jest również przypadek pewnej partyjskiej dziewczyny córki lokalnego partyjskiego namiestnika Persji z III wieku naszej ery. Persja znajdowała się wówczas od prawie pięciuset lat we władaniu stepowego plemienia Parnów, którzy w 238 r. p.n.e. zajęli znaczne tereny królestwa Seleucydów założonego przez jednego z wodzów Aleksandra Wielkiego - Seleukosa I Nikatora), i stworzyli tam swoje państwo. Wracając do owej kobiety (o której już kiedyś pisałem w innym temacie), była ona córką partyjskiego namiestnika Persji, często też lubiła w gronie przyjaciółek i w otoczeniu sług, oglądać pracę chłopów na roli. Tymczasem pomagał chłopom w ich pracy także niejaki Ardaszir syn Babaka, lokalnego perskiego wielmoży. Ardaszirowi od razu owa dziewczyna wpadła w oko, gdy jednak zebrał się na odwagę i postanowił do niej podejść by się przywitać, ta, urażona zapewne faktem że oto chłop ośmiela się do niej zbliżyć - kazała go wybatożyć.

Ardaszir nigdy jej tego nie zapomniał, gdy zmężniał, wzniecił antypartyjskie powstanie (224 r.), przywracając jednocześnie perskie władztwo i koronując się na pierwszego po długim czasie perskiego króla (226 r.). Nawiązywał także w swych działaniach i polityce do dawnego potężnego imperium Achemenidów perskich. Wysłał nawet do Rzymu żądanie zwrotu dawnych perskich terenów z czasów panowania Dariusza I Wielkiego i groził w przeciwnym razie wojną. Rzymski cesarz Aleksander Sewer oczywiście odrzucił jego żądania, dodając jednocześnie że wojna z Rzymem będzie zupełnie inną wojną jakie wcześniej toczył Ardaszir. W każdym razie wracając do tematu, odszukał swą dawną "gnębicielkę" i gdy tylko ją odnalazł, najpierw osobiście ją wybatożył, a następnie dał jej do wyboru - albo uśmierci ją i jej potomstwo, albo zostanie jego nałożnicą. Wybrała to drugie i zamknięta została w królewskim haremie władcy - potem urodziła mu dwie córki. Dynastia Sasanidów założona przez Ardaszira (od imienia jego dziadka - Sasana), istniała przez czterysta lat, do czasu gdy obalili ją inni wojownicy - spod znaku Allacha w 651 r. I tak można w nieskończoność opisywać los kobiet, bez względu na stan czy pozycję, w trakcie wojny wszystkie były sobie równe - wszystkie po równo cierpiały ból, zniewagi i upokorzenia.

W tym temacie pragnę zaprezentować najdziwniejsze i często najbrutalniejsze przypadki gwałtów w historii. I choć w 99 procentach będą one dotyczyć gwałtów na kobietach, to w tym jednym, maleńkim procenciku, opowiem również o gwałtach kobiet na mężczyznach. Temat może nie jest zbyt "przyjemny", ale takie jest nasze życie, trudno odwracać się od tematów trudnych czy bulwersujących i udawać że one nie istnieją. Może zacznijmy od wydarzenia dość skąpo opisanego, ale wartego również przytoczenia, nim przejdę bezpośrednio do tematu. Mianowicie w 1442 r. władca włoskiego państewka Rimini - Sigismund Malateste, brutalnie zgwałcił księżnę Elżbietę Bawarską, żonę elektora Brandenburgii - Fryderyka I. Elżbieta zwana była "Piękną Betą", problem jednak polegał na tym, że w owym roku, w którym władca Rimini dopuścił się na niej gwałtu, kobieta ta miała już prawie... 60 lat i od dwóch lat była wdową. Gwałt był zaś karą, za odrzucenie zalotów Malatesty i odmowę poślubienia go. Upokorzony tym książę (a ponieważ należał do osób szybko wpadających w gniew, np. kazał udusić swą żonę Polissenę Sforzę, ponieważ ta nie chciała dać mu rozwodu i poślubić jedną z jej dwórek - Isottę, która, gdy tylko Malatesta się w niej zakochał, jawnie zażądała aby ją poślubił - inaczej się mu nie odda. To, i odmowa żony usunięcia się na bok, spowodowało wydanie na nią wyroku śmierci). postanowił odpłacić się księżnej w okrutny sposób. Napadł ze swoimi ludźmi na orszak księżnej Elżbiety, wyciągnął z karocy, zdarł z niej odzienie, po czym brutalnie zgwałcił. Gdy skończył... oddał ją reszcie swoich ludzi (ok. 15 kondotierów). Kobieta zmarła wkrótce potem w wyniku doznanego szoku. Bowiem, jak pisał Erich Maria Remarqe: "Gwałt czy to w czasie wojny, czy pokoju nie wynika z potrzeby zaspokojenia popędu seksualnego, ale z chorej chęci upokorzenia kogoś, poprzez wynaturzone własne ego...". 
Przejdźmy zatem do tematu (historie te nie są ułożone w porządku chronologicznym):  



19 r. 

GWAŁT "ANUBISA" NA PAULINIE





Czasy końca I wieku p.n.e. i początku I wieku naszej ery, są okresem dość nieskrępowanej seksualności i upadku moralności. To czasy powstawania bardzo wielu sekt, z których większość miała podłoże seksualne. Rzymianie zaczytywali się w "Sztuce Kochania" ("Ars Amatoria") Publiusza Owidiusza, napisanej w 2 r. naszej ery. Owidiusz w dużej mierze niczego nowego tam nie przedstawił, raczej opisał ówczesne zachowania miłosne rzymskiego społeczeństwa i ubrał je w piękne, literackie słowa. Pisał on bowiem iż małżeństwo powoduje przeszkody na drodze do niczym nieskrępowanej, wolnej miłości, a był to właśnie okres gdy młodzi ludzie raczej rezygnowali z małżeństwa, żyjąc ze sobą na tzw.: "kocią łapę" i uważając taki stan za o wiele wygodniejszy od oficjalnych ceremonii złączeniowych. Nic dziwnego że cesarz Oktawian August, co jakiś czas urządzał pogadanki dla młodych mężczyzn, starając się im zaprezentować walory stanu małżeńskiego (podczas jednego z takich spotkań, które odbywały się najczęściej w ogrodzie domu Augusta, wśród jednego z drzew ukrył się młody Klaudiusz - wnuk siostry Oktawiana Augusta - Oktawii i Marka Antoniusza, przysłuchując się rozmowie. August wdał się z młodymi mężczyznami w polemikę, a ponieważ większość z nich utwierdziła się w przekonaniu że stan niezamężny jest wygodniejszy, August, któremu zabrakło już argumentów na potwierdzenie swego stanowiska, wyciągnął zza drzewa Klaudiusza i pokazując go zebranym rzekł: "Ze związków małżeńskich rodzą się takie dzieci" - miał na myśli że dzięki małżeństwu na świat przychodzą dzieci legalne, mające prawo do dziedziczenia po swych rodzicach - jednak gdy popatrzono na Klaudiusza, który w młodości przeszedł jakąś chorobę, która go zniekształciła - ślinił się, powłóczył nogą, jąkał i miał tiki nerwowe - spowodowało to wybuch powszechnego śmiechu).

Owidiusz pisał że Rzym to miasto kipiącej miłości i erotyzmu, jednak jest ona skrępowana prawnymi nakazami małżeństwa. Pisał że po ulicach miasta codziennie przechadzają się kobiety spragnione miłości i uczucia, którego jednak nie są w stanie doświadczyć przez krępujące je więzy ograniczeń. Twierdził że każda kobieta spragniona jest seksu i że można ją łatwo uwieść i posiąść, trzeba tylko zastosować kilka sztuczek, które "rozmiękczą kobietę". Jako pierwsze wymieniał komplementy, którymi adorator powinien obficie obdarowywać, szczególnie starsze matrony, które są niezwykle spragnione ciepłych słów od mężczyzny (szczególnie młodszego). Kolejnym elementem jest czystość i galanteria, kobiety bowiem (jak twierdził Owidiusz) lubią mężczyzn "prosto z łaźni" którzy dodatkowo nacierają się wonnymi olejami, roztaczając przyjemny zapach i świeży oddech (radził więc mężczyznom myć zęby) przyciągają w ten sposób do siebie płeć piękną. Należy również zwrócić uwagę na język i maniery, bowiem kobiety również dostrzegają takie niuanse i wolą mężczyzn wyrażających się w sposób łagodny, od tych, którzy używają słów wulgarnych lub sprośnych. Owidiusz zwrócił również uwagę na ogromną zmianę w mentalności i pozycji rzymskiej kobiety na przestrzeni wieków. Pisał że kobiety w czasach Katona Starszego (III - II wiek p.n.e.), były jedynie żonami swych mężów, matkami swych dzieci i paniami dla służby. Te kobiety co prawda bardzo szanowano, ale jednocześnie ograniczano ich strefę działalności do dbania o podtrzymywanie ogniska domowego i opiekę nad całym domostwem. Dziś zaś - jak twierdził Owidiusz, sytuacja się zmieniła, kobiety stały się jakieś "inne", a mężczyźni są obecnie niewolnikami płci pięknej. Kiedyś żona musiała okazywać mężowi szacunek i posłuszeństwo, dziś zaś to od jej woli niejednokrotnie zależy los mężczyzny - jak dalej twierdził Owidiusz. Dodał nawet że dzisiejsi potomkowie Romulusa stają się coraz bardziej zniewieściali i ulegli, byle tylko utrzymać przy sobie wybrankę ich serca - i to wszystko pisał człowiek, który w życiu prywatnym był przykładnym mężem i ojcem, a jednocześnie nie pozwalając żonie na żadne "feministyczne" ekstrawagancje. 




Mimo to dzieła Owidiusza był bardzo popularne, do tego stopnia że w nich właśnie zaczęto upatrywać przejawów owego sfeminizowania i erotyzowania społeczeństwa rzymskiego, oraz swoistego wyzwolenia społecznego kobiety rzymskiej. Dlatego też cesarz Oktawian August polecił usunąć dzieła Owidiusza ze wszystkich bibliotek w Imperium, a jego samego skazał na wygnanie do Tomyris, dawnej greckiej kolonii, a obecnie zapadłej dziury nad Morzem Czarnym (8 r. naszej ery), gdzie klimat był wyjątkowo nieprzyjazny, a okoliczni ludzie gruboskórni i nieokrzesani. Poeta zmarł tam na wygnaniu w 17 r. w wieku 59 lat. Sama rodzina cesarska także nie była wolna od obyczajowych afer i ekscesów. W 2 r. p.n.e. wybuchła wielka afera, związana z Julią, córką Augusta, która miała sypiać z wieloma mężczyznami i to zarówno senatorami, jak i zwykłymi niewolnikami. Była to hańba dla rodziny i osobiście dla samego Augusta, który już wcześniej zwierzał się swym przyjaciołom: "Mam dwie córki - Julię i Rzeczpospolitą, a z nimi tyle samo kłopotu". Teraz załamał się zupełnie i w gniewie pytał: "Czy jest w Rzymie ktoś, kto nie spał z moją córką!". Julia wychowywała się już w domu (a raczej w dwóch połączonych willach), obsługiwanym przez setki niewolników (w samym grobowcu Liwii - żony Augusta, znaleziono skremowane szczątki ponad... tysiąca niewolników). Część z nich zajmowała się przyrządzaniem potraw, które potem spożywała rodzina cesarska, część ubieraniem i przygotowywaniem garderoby dla swych panów (a szczególnie pań), a część malowaniem i upiększaniem ciała.




 Najwięcej pracy miały fryzjerki (ornatrix), które bezpośrednio wystawione były na kaprysy swych właścicielek. Należało bowiem tak uczesać bogatą matronę (i jej córki), aby wyglądała pięknie i powabnie, nawet pomimo swojego wieku. Jeśli jej włosy były zbytnio przerzedzone, stosowano peruki, które umiejętnie wplątywano we włosy. Matrony życzyły sobie też często zmiany kolorów własnych włosów, np. na kolor ciemny bądź jasny. Takie praktyki trwały godzinami, gdyż należało najpierw przygotować, a potem nałożyć farbę, potem używać całego zestawu szpilek i żelazka (rozgrzanych na ogniu rurek, którymi zaplatano loki). Znacznie łatwiej było włosy ściemnić, niż rozjaśnić (preparaty na rozjaśnianie włosów były bowiem niezwykle drogie i niekiedy powodowały skutki uboczne w postaci... wypadania włosów), często wiec stosowano peruki, zaplecione z jasnych włosów ściętych niewolnicom (lub jedynie przypinano loki, również obcięte niewolnicom). Te wszystkie praktyki upiększające (a należy powiedzieć że dochodziły również manicure i pedicure, oraz malowanie oczu i ust), trwały długie godziny (znacznie dłużej niż ma to miejsce dzisiaj), co często powodowało zniechęcenie lub wyczerpanie takiej matrony. Biada jednak ornatrix, która by nie zadowoliła swej pani, upiększając jej ciało. Do naszych czasów zachowały się informacje, jak bogate damy starożytnego Rzymu postępowały ze swoimi niewolnicami - nakłuwanie ich ciał długimi szpilami i przypalanie ogniem, było jedną z najłagodniejszych wówczas stosowanych praktyk.

Mimo to, społeczeństwo rzymskie wciąż wymagało od kobiety skromnego stroju i łagodnego obycia. Ideałem była kobieta przy krosnach (nie miało tutaj żadnego znaczenia że ona sama posiadała setki niewolników, chodziło bowiem o pewien wzorzec kulturowy) potrafiąca jednocześnie zadbać o dom (August często namawiał swą żonę i córkę, aby podczas publicznych wizyt senatorów w jego willi , siadały właśnie przy krosnach). Niektórzy moraliści, żyjący w tym czasie, przestrzegali również przed zbytnim kształceniem dziewcząt (co w czasach przełomu wieków stało się praktyką, na równi z kształceniem chłopców), bowiem, jak twierdzi: "wyrosną z nich niemoralne lafiryndy, które będą myślały tylko o przyjemnościach ciała" (sądzono bowiem, i w tej kwestii Owidiusz również nie jest wyjątkiem, że kobieta bardzo często myśli tylko o zaspokojeniu potrzeb cielesnych - czyli o seksie, a kobieta wykształcona o seksie myśli non stop). Dlatego też często do dobrze urodzonych dziewczynek zwracano się aby nie były "za mądre", bo to nie przystoi kobietom z ich pozycją i że nikt wówczas ich nie zechce za żony. Jako przykład podawano Liwię Druzyllę, żonę Augusta, która, pomimo iż nie miała z nim dzieci, zyskała na niego wielki wpływ i razem przeżyli ponad pięćdziesiąt lat. Tajemnicą poliszynela było, w jaki sposób Liwia utrzymywała swój wpływ na męża, a mianowicie zawsze przymykała oczy na jego miłostki, a nawet... sama dostarczała mu młode dziewczęta (szczególnie dziewice) do łoża. On odpłacał jej miłością i pozwalał używać swych pieczęci do korespondencji dyplomatycznej i zdobycia ogromnego wpływu na władzę. Taka to była (mniej więcej) epoka rzymskiej moralności (a raczej jej braku i usilnych starań moralistów o jej ponowne wskrzeszenie). Przejdźmy zatem do owej kobiety o imieniu Paulina i gwałcie, jaki miał się na jej osobie dopuścić ów "Anubis".




Oczywiście nie był to żaden bóg Anubis, a raczej młodzian, któremu owa Paulina mocno przypadła do gustu. Należał on do jednej z wielu ówcześnie działających sekt - czcicieli Izydy, którego kulminacją było zdeflorowanie młodej dziewczyny na "łożu ofiarnym" bogini. Taki stosunek był uważany za szczególnie bliski bogini i oznaczał złączenie się kochanków w jedno (innymi słowy, byli odtąd traktowani jak mąż i żona, choć żadnych prawnych działań w tej kwestii nie podjęli). Tak więc młody mężczyzna starał się o spotkanie ze swą wybranką, przychodził pod jej dom i wyczekiwał, aby zechciała się z nim spotkać i porozmawiać. Trwało to przez jakiś czas, a podczas tych rozmów mężczyzna unikał rozmów o miłości i seksie, skupiając się na duchowych podstawach sekty czcicieli Izydy. Opowiadał więc jej o bogini i jej prawach, o tym jak wszyscy w jego zgromadzeniu są ze sobą szczęśliwi, jak sobie wzajemnie pomagają i dodawał że jeśli dziewczyna przyłączy się do tego kultu, ona również będzie jedną z nich i będzie mogła liczyć na ich pomoc i wsparcie w każdej sprawie. Nie są znane szczegóły w jaki sposób namówił ją do przyłączenia się do tego zgromadzenia, wiadomo jednak że tak zamącił dziewczynie w głowie, że... sama się go prosiła o możliwość dołączenia do czcicieli Izydy (kto wie, być może użył sztuczek, jakimi posłużył się chociażby Andy Garcia w filmie "Just the Ticket" - "Z miłości do..."), on jednak wcześniej zapowiedział jej, że jeśli chce dołączyć, będzie musiała oddać się bogu Anubisowi, który osobiści przyjdzie do niej i ją posiądzie. Dziewczyna wyraziła zgodę, bardzo bowiem chciała przyłączyć się do tak zachwalanego zgromadzenia.




Ów mężczyzna przykazał jej wówczas, aby pojawiła się o nocnej porze w określonym miejscu, gdzie będzie na nią czekał bóg Anubis, również i na to wyraziła zgodę. Pojawiła się więc w umówionym miejscu i zastała tam (a jakże) "boga" Anubisa (a w rzeczywistości przebranego za boga owego admiratora, który namawiał ją do odbycia stosunku seksualnego). Oddała mu się wówczas, po czym "bóg" polecił jej aby udała się do domu i oczekiwała dalszych wskazówek. Czekała więc dzień, drugi, minął tydzień i nikt się do niej nie zgłaszał, czyżby "bóg" o niej zapomniał. Udała się więc w tamto miejsce, poszukując owego mężczyzny, który namówił ją do odbycia tego stosunku. Nie udało jej się jednak go odnaleźć, co spowodowało że zaczęła sobie uświadamiać że nie tylko została oszukana, ale także... zgwałcona. Nie wiedziała co ma ze sobą zrobić, bowiem pochodziła z dobrego, rzymskiego domu i obawiała się reakcji rodziny i otoczenia. Wkrótce jednak powiedziała prawdę swej matce, a ta poinformowała o wszystkim męża (i ojca dziewczyny). Nagle zrobiła się wielka afera, a ponieważ ojciec dziewczyny był wysoko postawionym nobilem, z kręgów imperialnej administracji cesarza Tyberiusza (syna Liwii i następcy Augusta, władającemu od 14 r. naszej ery), postawił na nogi straż miejską. Dziewczyna powiedziała że mężczyzna, który dopuścił się na niej gwałtu, był wyznawcą kultu bogini Izydy, rozpoczęły się więc wielkie prześladowania czcicieli Izydy w Rzymie (oczywiście tylko w samym mieście, bowiem kwestie te nie wychodziły poza jego mury). 

Bardzo szybko wyłapano kapłanów z tej sekty, których skazano na śmierć przez ukrzyżowanie. Następnie uderzono w wyznawców i tak po nitce do kłębka wyciągano ich z domów i oskarżano o sianie rozpusty i oddawanie się haniebnym i "niemiłym bogom" praktykom. Wszystkich wyznawców skazano na wygnanie na Sardynię (która wówczas była opanowana przez roje moskitów, z którymi rzymskie władze sobie nie radziły). Prawdopodobnie wraz z innymi, wygnano również samego gwałciciela, choć nie ma co do jego osoby żadnych informacji. Nie wiadomo też co dalej stało się z ową dziewczyną, bo po nagłośnieniu całej afery, zapewne nie miała już możliwości wyjścia za mąż. Jakie były więc jej dalsze losy? Na ten temat owija już nieskończona mgła tajemnicy. Swoją drogą podobne praktyki co do sekty czcicieli Izydy, zastosowano chociażby w 64 r. za cesarza Nerona, w odniesieniu do rzymskiej gminy chrześcijańskiej, choć w tym przypadku wyznawców "Chrestosa" albo krzyżowano, albo oddawano na pastwę dzikich bestii w amfiteatrze - choć owe prześladowania również miały ściśle miejski charakter i nie wychodziły poza granice samego miasta Rzymu.






 CDN.
      

sobota, 23 września 2017

INTEGRACJA, KOLABORACJA CZY WROGOŚĆ? - Cz. V

CZYLI JAK ŻYLI GRECY

W IMPERIUM RZYMSKIM

I CZY ASYMILOWALI SIĘ

Z RZYMIANAMI?




Sparta była bodajże pierwszym z miast-państw Grecji kontynentalnej, który sprzeciwił się perskiej ekspansji na helleńskie miasta w Azji Mniejszej. Prawdziwym greckim mocarstwem kolonialnym, był (już od VIII wieku p.n.e.) w Azji Mniejszej Milet. Posiadał mnóstwo własnych faktorii handlowych (emporion) i kolonii miejskich (apoikici), takich jak choćby: Sinope, Trapezunt, Amisos, Istros, Tyras, Olbia, Borysthenes, Pantikapejon, Theodozja i wiele innych. Niektóre z nich, same posiadały własne kolonie (jak choćby Sinope), a były też również i kolonie założone przez inne greckie miasta, jak choćby Theos, Paros, Erythaj czy Fokaja. Jednak wszystkie te polis, już od końca VIII wieku p.n.e. toczyć musiały walki o przetrwanie z napierającym na nich ludem Lidyjczyków. Walki te toczyły się ze zmiennym szczęściem, choć kilka większych faktorii Lidyjczycy opanowali, jak choćby Kolofon (lata 90-te VII wieku p.n.e.) czy Priene (lata 60-te VII wieku p.n.e.). W roku 652 p.n.e. doszło do poważnego załamania militarnego państwa lidyjskiego, gdy koczowniczy lód Kimmerów zadał Lidyjczykom wielką klęskę i zdobył ich stolicę - Sardes. Nie poprawiło to jednak w niczym położenia małoazjatyckich greckich polis, gdyż Kimmerowie zaczęli atakować również greckie miasta nad Morzem Egejskim (spalono wówczas po raz pierwszy świątynię Artemidy w Efezie, po raz kolejny spłonie ona w prawie trzysta lat później, dokładnie w 356 r. p.n.e. roku narodzin Aleksandra Wielkiego). 

Po wycofaniu się Kimmerów, król Sadyattes szybko odbudował lidyjską państwowość i ponownie przystąpił do wyczerpujących wojen z Miletem i innymi greckimi miastami-państwami w Azji Mniejszej. W latach 623-612 toczył z Miletem i Smyrną prawdziwą wojnę na wyczerpanie, corocznie najeżdżając i pustosząc ich ziemie. Smyrna nie wytrzymała tego ciągłego naporu i padła (ok. 615 r. p.n.e.), zdobył ją syn i następca Sadyattesa - Alyattes. Miletyjczycy jednak wytrwali i nawet zadali Lidyjczykom klęskę w bitwie pod Klazomenaj (ok. 617 r. p.n.e.). W 612 r. p.n.e. pod wpływem oskarżeń o celowe spalenie świątyni Ateny Asseja, król Alyattes (Lidyjczycy w tym czasie byli już mocno zhellenizowani i wyznawali tę samą wiarę co Grecy), postanowił zakończyć wojnę z Miletem, zawierając z tym polis układ. Miasto, które od jedenastu lat toczyło nieprzerwaną wojnę, skrzętnie przystało na tę propozycję, nie zdając sobie sprawy że dzięki temu Alyattes skutecznie odseparował Milet od dalszego wpływu na swe dawne kolonie, które osamotnione, były kolejno zdobywane w latach 50-tych VI wieku p.n.e. W roku 550 p.n.e. Lidyjczycy opanowali prawie wszystkie małoazjatyckie polis (prócz Miletu i kilku miast na północy w rejonie dawnej Troi, oraz w Licji i Pamfilii), tworząc prawdziwe imperium środkowo-zachodniej Azji Mniejszej. Milet uległ zaś lidyjskiej ekspansji ekonomicznej, jako że państwo to pod rządami króla Krezusa (syna Alyattesa), stało się prawdziwą "złotą krainą" (złoto i srebro odkryto jeszcze za rządów Alyattesa w rejonie rzeki Paktolos, przepływającej przez Lidię), stąd wzięło się mityczne bogactwo Krezusa, który sam przeszedł do legendy jako wielki bogacz. 

Teraz Lidyjczycy po prostu płacili Miletyjczykom za możliwość korzystania z ich portu morskiego (bardzo szybko uzależniając ich od siebie ekonomicznie) i w ten sposób drogą handlową uzyskali to, czego nie byli w stanie opanować zbrojnie. To uzależnienie się jednak Miletowi opłaciło, jako że miasto znacznie się wzbogaciło i rozrosło. Powstały nowe okazałe świątynie, a mieszkańcy polis czerpali profity na pośrednictwie w handlu Lidyjczyków z Grecją właściwą. Ale te szczęśliwe lata nie trwały długo (może zaledwie dekadę), gdyż już w 547 r. p.n.e. na Lidię ruszyła potężna armia zjednoczonego plemienia Persów. Persowie, podobnie zresztą jak i Medowie (pod których władzą przez długi czas przebywali) byli plemieniem aryjskim, wywodzącym się (wedle najdawniejszych mitów) z mitycznej krainy zwanej Arian Waedża, ulokowanym gdzieś daleko na wschodzie Azji (prawdopodobnie też przy kole podbiegunowym, jako że mity mówią iż zima trwała tam pięć miesięcy a dzień i noc po pół roku). W pierwotnych społeczeństwach Ariów, którzy przybyli na tereny dzisiejszego Iranu i Indii, najwyższą władzę pełnili athrawanowie czyli kapłani. Potem byli "szlachetni" (rathaeszatrowie) i na końcu wastjowie czyli cała reszta pasterze, rolnicy, tzw. "wytwórcy". Jak we wszystkich ludach aryjskich, także wśród Persów, dziedzictwo liczono w linii męskiej (patrylinearny system pokrewieństwa) i to mąż i ojciec stanowił najwyższą władzę w rodzie (co ciekawe, w systemach matrylinearnych, które dziś są przedstawiane jako przykłady istnienia matriarchatu w dziejach, również rządzili mężczyźni, z tą różnicą, że dziedziczenie odbywało się po linii żeńskiej. Tak więc matriarchat w takiej formie w jakiej zaprezentował go Johann Jakob Bachofen w 1861 r. pisząc że były to "rządy kobiet" jest błędny, gdyż nigdy nie istniał. Bachofen po prostu pomylił matrylinearnym z matriarchatem, gdzie również rządzili mężczyźni dziedziczący po linii żeńskiej. Matriarchat bowiem nigdy nie istniał). We wszystkich rodach aryjskich, najważniejszym był wspólny męski przodek (patrylinearyzm), kobiety przechodziły do rodu męża.




Ariowie w zachodnim Iranie podzielili się na dwie grupy: północną i południową, których potem można by zdefiniować jako Medów i Persów (Grecy nie stosowali między nimi żadnego rozróżnienia, cały czas Persów nazywając Medami). Pierwsze spisane informacje o tych ludach pojawiają się jednak dopiero wraz z pierwszymi wyprawami Asyryjczyków na te ziemie, odpowiednio w 881 r. p.n.e. (Medowie) i 843 r. p.n.e. (Persowie) i są wymieniani jako Zamua i Parsua, choć oczywiście przebywali już na ziemiach dzisiejszego Iranu od kilkunastu wieków. Pierwszymi, którym udało się utworzyć zjednoczoną społeczność państwową byli Ariowie Północni, czyli Medowie (Zamua). W Medii mieszkali oczywiście nie tylko Ariowie, ale również ludy niearyjskie, które wcześniej zamieszkiwały te tereny, przed aryjską migracją (dziś już wiemy że nastąpiła ona z Europy, najprawdopodobniej z ziem dzisiejszej Polski, co już potwierdzają badania patomorfologiczne i archeologiczne). Zarządzali nimi jednak Aryjczycy, zwani: "Panami Miast". Plemiona które zjednoczyły się w jedno plemię medyjskie, to (według Herodota): "Należą zaś do Medów następujące plemiona: Busowie, Paretakenowie, Struchaci, Arizantowie, Budiowie. Magowie. Tyle jest plemion Medów". Wśród tych wszystkich wymienionych plemion, które potem stworzyły państwo medyjskie, Aryjczykami byli jedynie... Arizantowie, których główną siedzibą było miasto-twierdza Zandżan (potem doszły Hamadan - odebrany Busom i Kazwin). Wygląda więc na to że Ariowie w Iranie byli w dużej mniejszości, a mimo to narzucili innym ludom swoją zwierzchność.

Dopiero w 715 r. p.n.e. niejaki Dejokes, wywodzący się od "panów miast" (czyli od Aryjczyków), zjednoczył pozostałe ludy w jeden kraj - Medię. Wszystkie plemiona otrzymały takie same prawa jak Arizantowie, dzięki temu powstał wspólny naród. A należy pamiętać że rozdrobnienie polityczne na tych terenach było wówczas na rękę potężnej Asyrii, która dzięki temu miała zabezpieczoną granicę wschodnią i mogła dokonywać ekspansji na zachodzie. Wspierała więc poszczególnych szlachetków (rathaeszatrów) we wzajemnych konfliktach. Dejokes miał być gubernatorem (od ok. 727 r. p.n.e.) prowincji Uiszdisz, podbitej przez aryjskie państewko Manna. Wystąpił jednak przeciwko Manne, pragnąc zrzucić zależność. Pomocy Mannie udzielili jednak Asyryjczycy, co spowodowało że Dejokes poniósł klęskę i dostał się do niewoli (wraz z całą rodziną deportowany został do Syrii). W latach 714-713 Asyryjczycy całkowicie zajęli Medię, oraz uzależnili Ariów Południowych, czyli Parsua, którzy odtąd musieli płacić daninę królowi z Kalchu (Sargon II przeniósł stolicę Asyrii w 707 r. p.n.e. do Durszarrukin. Nie na długo jednak, bowiem już w 705 r. p.n.e. stolicą została Niniwa, która pozostała nią do upadku państwa asyryjskiego w 612 r. p.n.e. Kalchu zaś stolicą została w 878 r. p.n.e. dokąd przeniesiono władzę z potężnego ośrodka boga Assura - najwyższego bóstwa Asyrii - Aszuru, wzniesionego ok. 1363 r. p.n.e.).

Dejokes został uwolniony przez syna i następcę króla Sargona II - Sannacheryba, który przywrócił mu władzę nad plemionami Medii (ok. 700 r. p.n.e.). Założył wówczas Ekbatanę - miasto wspólnoty, gdzie starał się zjednoczyć wszystkie dotychczasowe plemiona tych ziem (jednocześnie płacąc Asyrii sowitą daninę, aby nie wzbudzać podejrzeń i nie prowokować interwencji). Przez długi czas Medowie byli uzależnieni od Asyrii (asyryjscy władcy utrzymywali stan rozdrobnienia politycznego, mimo że Dejokesa uważano za dominującego w tym układzie, ale na tych samych warunkach, co wcześniej za kraj dominujący w Medii uważano Mannę). Do swej śmierci ok. 675 r. p.n.e. Dejokes pozostał wasalem Asyrii. Prawdopodobnie polecił swemu synowi i następcy - Fraortesowi, aby nie buntował się przeciwko Asyryjczykom, pomny swoich doświadczeń, dlatego też jest Medowie nie przyłączyli się do wielkich "wschodnich buntów" z lat 676-675 p.n.e. które umożliwiły kilku krajom uniezależnienie się od coraz bardziej słabnącej Asyrii. Media, choć nie wzięła udziału w tym buncie, już w 672 r. p.n.e. jest określana jako kraj niepodległy, czyli udało im się uzyskać niezależność polityczną, wykorzystując kłopoty Asyrii w walkach z buntownikami, jednocześnie nie musząc obawiać się asyryjskiej interwencji zbrojnej. Pomimo utraty części swoich lenników na wschodzie, Asyria wciąż pozostała wielką potęgą, czego dowodem była wielka inwazja na północny Egipt w 674 r. p.n.e. Co prawda pierwszy atak został odparty przez faraona Taharkę (był to kolejny z tzw.: czarnoskórych faraonów z Nubii, panujących nad Egiptem od ok. 725 r. p.n.e.). Jednak drugi atak z 671 r. doprowadził do podboju całej Delty Egiptu, zajęcia Memfis, a Taharka musiał cofnąć się do Teb w Górnym Egipcie, lecz i tam wkrótce dotarli Asyryjczycy. W 667 r. p.n.e. zajęli Teby, zmuszając Taharkę do ucieczki do Nubii (którą też władał i z której pochodził), a w 663 r. podbili cały Górny Egipt, przyłączając go jako jedną ze swoich prowincji.


 KRÓL ASYRII - SANNCHERYB
OBSERWUJE UPADEK BABILONU
689 r. p.n.e.



Nic więc dziwnego że Fraortes starał się nie prowokować Asyryjczyków do interwencji, ale jego polityka i tak zmierzała do starcia z tym imperium. Postanowił on bowiem podbić plemiona Parsua (czyli Persów). Ta interwencja jednak (początek lat 50-tych VII wieku p.n.e.), nie spodobała się Asyryjczykom, którzy zażądali od Fraortesa wycofania się z Persji. Ten odmówił, twierdząc że nie jest już lennikiem Asyrii - słowa te doprowadziły do wojny. Fraortes prowadził ją umiejętnie, unikając większych bitew, a gdy Asyryjczycy wycofali się z Medii (grabiąc wcześniej ten kraj), śmiałym pochodem dotarł pod samą Niniwę, czego Asyryjczycy się nie spodziewali. W 653 r. p.n.e. doszło do bitwy pod Niniwą, która jednak zakończyła się wielką klęską Medów i śmiercią w niej samego Fraortesa. Na domiar złego, pozbawiony władcy kraj został najechany przez sprzymierzonych z Asyrią Scytów pod wodzą Madjesa (w tym samym czasie Kimmerowie ruszyli na Lidię, o czym wyżej pisałem). Scytowie zajęli Medię i zarządzali nią przez prawie trzydzieści lat do 624 r. p.n.e. Dopiero w tymże roku wypędził ich z kraju syn Fraortesa - Kyaksares. W tym już czasie, pozycja Asyrii w regionie znacznie osłabła, a kraj ten utracił wiele dotychczasowych ziem i prowincji. W 653 r. utracili Egipt po bitwie z nowym, ponownie białym faraonem - Psametychem I z dynastii saickiej. W 626 r. p.n.e. zbuntowali się Chaldejczycy pod wodzą Nabopolasara, którzy dziesięć lat później zdobyli Babilon, tworząc go swoją stolicą. Poza tym szereg buntów w Aramie, Syrii i Judzie, finansowo i militarnie wyczerpywały imperium asyryjskie, które nie potrafiło już poskromić wszystkich swych wasali. 

W 615 r. p.n.e. doszło do zawarcia układu polityczno-militarnego króla Babilonu - Nabopolasara i władcy Medów - Kyaksaresa, wymierzonego bezpośrednio w Asyrię. W 614 r. p.n.e. wojska medyjskie zdobyły Aszur - pradawną stolicę Asyrii i miejsce kultu ich boga - Assura. Następnie, wraz z Babilończykami opanowano Kalchu i Niniwę (w której wraz ze swym haremem, w pałacu królewskim spłonął ostatni władca Asyrii - Szinszariszkun). Na pomoc walczącej Niniwie próbował przyjść władca Egiptu, faraon Psametych I, ale jego morska interwencja wzdłuż brzegów Syrii na niewiele się zdała. Asyryjczycy utrzymali się jeszcze w Górnej Syrii do 609 r. p.n.e. gdy zdobyto Harran, po czym zaprzestali dalszej walki i uznali swą klęskę. Klęska Asyrii i upadek Niniwy, wywołała ogromną radość wśród wszystkich państw i plemion Bliskiego Wschodu, wszędzie z radością wołano (jak pisze prorok Nahum): "Spustoszona Niniwa". Prorok Nahum pisał również z radością: "Tam pochłonie cię ogień, wytnie cię miecz, pożre cię jak szarańcza, choćbyś się rozmnożyła jak chrząszcz". Pokazuje to dobitnie, jak wielką nienawiść budzili Asyryjczycy i ich imperium wśród ludów Bliskiego Wschodu. Państwo asyryjskie zostało podzielone pomiędzy Medów i Babilończyków, a państwa te połączył się układami politycznymi, które przypieczętowało małżeństwo następcy babilońskiego tronu - księcia Nabuchodonozora, z córką Kyaksaresa - księżniczką Amytis (to właśnie na jej życzenie Nabuchodonozor II, gdy już obejmie władzę w 605 r. p.n.e. każe zbudować w Babilonie owe sławne "Wiszące Ogrody Semiramidy", zaliczane do Siedmiu Cudów starożytnego świata).

 



Zarówno jednak Medowie jak i Babilończycy nie zaprzestali działań wojennych. Kyaksares ruszył dalej na państwo Urartu (które podbił do 605 r. p.n.e.). Nabuchodonozor zaś, zaraz po objęciu władzy w tym samym 605 r. rozbił w bitwie pod Karkemisz inwazyjną armię egipską faraona Nechona II (syna Psametycha I). Po roku 590 p.n.e. potęga Medów wzrosła jeszcze bardziej po kampanii wojennej Kyaksaresa przeciwko Scytom, w wyniku której opanowano ogromne tereny na wschodzie jak Drangiana, Chorezm i Sagartia (Persydę i cześć dawnego Urartu do Gór Zagros opanowano już znacznie wcześniej). Teraz Kyaksares postanowił skierować swoją ekspansję na zachód, na tereny państwa lidyjskiego. W 585 r. p.n.e. (28 maja) doszło do bitwy nad rzeką Halys, która nie została rozstrzygnięta ze względu na zaćmienie słońca, mające miejsce tego dnia. Ponieważ obie strony uznały to za znak Niebios, zawarto pokój i wytyczono wspólną granicę właśnie na rzece Halys. Oczywiście układy te również przypieczętowano małżeństwem, wydając córkę króla Lidii Alyatesa - Aryennę, za mąż za syna i następcę Kyaksaresa - Astyagesa (objął on władzę jeszcze w tym samym roku). Odtąd zapanował pokój, a owe trzy mocarstwa Media-Babilonia-Lidia, podzieliły się wpływami na całym Bliskim Wschodzie i Azji Mniejszej. 35 lat pokoju, to okres znacznego wzbogacenia się tych państw, a elity rządzące przestały myśleć o walkach i podbojach, koncentrując się na handlu i pozyskiwaniu wpływów gospodarczych. 




Dominującą pozycję w państwie medyjskim mieli tzw.: magowie wyznający kult ognia. Magowie byli kastą nietykalnych, świętych ludzi (nie byli to jednak kapłani, te dwie funkcje należy zasadniczo od siebie odróżnić) - tak byli odbierani przez lud, który czynił z nich istoty wręcz niebiańskie. Magowie bowiem nie splamili się żadnym hańbiącym działaniem, nigdy nie uśmiercili żadnego stworzenia, ich ręce (jak podaje Herodot) zawsze pozostawały czyste, a złożenie krwawej ofiary przez kapłana, było w społeczeństwie medyjskim nie do pomyślenia. Skalałby tym bowiem nie tylko własne ręce, ale i dusze, co utrudniłoby mu (a może nawet uniemożliwiło) kontakt z najwyższym stwórcą - Ahura Mazdą (co ciekawe, wiecie może jak w języku medyjskim zwano Boga? - "Bag lub Bag(a)" co niewątpliwie po raz kolejny świadczy o aryjsko-słowiańskiej linii genetycznej tych ludów). Tutaj była ogromna różnica między nimi, a magami perskimi, którzy osobiście dokonywali obrzędów ofiarnych, i jak pisze Herodot: "zabijają własnoręcznie wszystkie stworzenia, prócz psa i człowieka". Nie tylko pod tym względem były duże różnice między Medami a Persami, również pod względem garderoby, jaką noszono. Mężczyźni z Medii, nosili bowiem skórzane spodnie i sznurowane buty, mężczyźni z Persji długie kaftany, opadające prawie do stóp (tutaj jednak wiązane w sposób przypominający sfałdowane spodnie). W czasach wojen grecko-perskich strój wojowników z Persji w niczym nie różni się od opisanego wyżej stroju medyjskiego (długie spodnie i wiązane buty), stało się tak, ponieważ po podboju Medii Persowie po prostu przyswoili sobie tamtejszy sposób ubierania się, dlatego też Grecy nie rozróżniali Medów od Persów, jak pisze Herodot: "Obce zwyczaje przyjmują Persowie łatwiej niż wszyscy inni ludzie. Wszak noszą medyjskie szaty, ponieważ uznali je za piękniejsze od własnych" (co ciekawe, dla Greków noszenie spodni przez wojowników z Persji było uważane za... niemęskie i podobne raczej kobietom, których suknie również opadały do stóp).



W tym samym okresie, w którym dominowali Medowie, plemię Parsua podzielone było na dwie zwalczające się części (ok. 640 r. p.n.e.) po śmierci lokalnego władcy Teispesa, który podzielił kraj pomiędzy dwóch synów - Cyrusa I który władał Anszanem i Ariaramnesa władającego Persydą. Synem i następcą Cyrusa I był Kambyzes I, zaś Ariaramnesa - Arsames (ta linia rodowa stanie się dominująca dopiero od Dariusza Wielkiego, który był wnuczkiem Arsamesa). Król Medów Astyages, wydał swą córkę Mandane za mąż za swego lennika Kambizesa I, a z tego związku narodził się pierwszy władca niepodległej Persji i twórca jej potęgi - Cyrus II Wielki - objął on władzę w Anszanie w 559 r. p.n.e. Do 550 r. p.n.e. zjednoczył obie dzielnice Persji, uzależniając od siebie Hystaspesa (syna Arsamesa). W 550 r. p.n.e. kraj był już zjednoczony i Cyrus mógł tym samym rzucić wyzwanie potężnej Medii. Tak też się stało, lennik zbuntował się przeciwko swemu panu, ale uczynił to zapewne czując silne wsparcie Babilonu, który zapewne namawiał go do takiego kroku. Trzeba bowiem powiedzieć że dana jedność babilońsko-medyjska z czasów walk z Asyrią czy panowania Nabuchodonozora II, dawno minęła. Media coraz częściej spoglądała na Babilon jako na wroga. Szykowano się też do spodziewanej inwazji na Babilonię. Babilończycy pod wodzą swego króla Nabonida (to właśnie on został przedstawiony w biblijnej Księdze Daniela, jako król Baltazar, któremu boska ręka wymalowała na ścianie trzy słowa: "Mene-Tekel-Fares", "Policzono-Zważono-Podzielono", mający być zapowiedzią upadku królestwa nowobabilońskiego) doskonale znali zagrożenie medyjskie i postanowili mu przeciwdziałać.

To zapewne pod wpływem posłów babilońskich, Cyrus Wielki postanowił zbuntować się przeciwko Medii. Zapewne z taką myślą wyszedł już długo wcześniej, musiał jednak liczyć się z otoczeniem międzynarodowym i ewentualną reakcją Babilonii, a ponieważ to właśnie Babilończycy sami podpuszczali go do buntu, postanowił go rozpocząć. Powstanie w Persji wybuchło w 553 r. p.n.e. a król Astyages stłumienie go powierzył swemu wodzowi Harpagosowi. Ten ruszył z marszu, zamierzając pobić "dzikusów" (jak zapewne myślał o podporządkowanych Medii Persach, którzy nigdy nie zdobyli się na żaden sprzeciw). Przeliczył się jednak i w pierwszej bitwie został pokonany. Persowie jednak nie rozbili sił Harpagosa, ale musiał on się wycofać z Persji, aby lepiej przygotować się do kolejnego ataku. W 552 r. p.n.e. wzmacniając armię, ruszył po raz kolejny na Persję. Cyrus wyszedł mu ze swą armią naprzeciw, jednak w tej bitwie do siły Harpagosa okazały się zwycięskie a Cyrus musiał wycofać się na południe, pod swoją stolicę - Pasargady. Tutaj przybyli Medowie oblegając miasto. Persowie byli już w zasadzie pokonani i tylko cud mógł im wówczas dopomóc. Cud jednak się wydarzył, bowiem w obozie Medów zaczęły dziać się dziwne rzeczy. Nie wiadomo dokładnie co było przyczyną tych wydarzeń, ale Harpagosa... opuściła cała jego armia. Dlaczego tak się stało? Nie wiadomo, wiadomo jednak że w takim wypadku Harpagos także przystąpił do buntu i wypowiedział posłuszeństwo królowi Astyagesowi. Być może wytłumaczeniem tego, jest konflikt, jaki w ostatnich latach istnienia państwa medyjskiego, trawił tamtejsze społeczeństwo. Medyjska arystokracja dążyła bowiem do osłabienia władzy królewskiej i wzrostu własnej pozycji. Namawiano również lud do do wypowiedzenia posłuszeństwa królowi. Harpagos miał też prywatne porachunki z królem, gdy ten wcześniej kazał zamordować jego syna, ciało ugotować, a następnie zaprosiwszy Harpagosa na ucztę, podał mu mięso syna jako przysmak. Poza tym w społeczeństwie Medów przetrwała pamięć genetyczna dawnej wolnej wspólnoty Ariów, wśród których władcy byli jedynie wybieralnymi naczelnikami, a nie absolutnymi władcami. Te wszystkie wydarzenia skumulowały się właśnie w obozie zwycięskich Medów pod Pasargadami, niosąc zwycięstwo księciu Cyrusowi.




Harpagos przyłączył się więc ze swą armią do Cyrusa i uznał go za władcę (było to o tyle łatwiejsze, że Cyrus był po matce Medem, stąd miał również prawo do medyjskiej korony). Po utracie pierwszej armii, Astyages wysłał drugą, która miała zgnieść buntowników (551 r. p.n.e.), ta jednak również przyłączyła się do Cyrusa. Została mu już tylko ostatnia, trzecia armia, z którą umocnił się w stolicy - Ekbatanie. Tam przybyły jednak siły Cyrusa i Harpagosa, Ekbatana została oblężona. Pomimo choroby, jaka go dopadła, Astyages walczył dzielnie wśród swoich żołnierzy, jednak siły Cyrusa przeważały, postanowił więc z resztką sił wycofać się do cytadeli. Tutaj jego kapitulacji w imieniu nowego króla Cyrusa, zażądał Harpagos, a na podkreślenie swych słów dodał że będzie obcinał kawałek po kawałku z ciała jego córki, jej męża i ich dzieciom (była to jego swoista zemsta na królu), póki król się nie podda. Gdy córce i jej mężowi obcięto ręce, Astyages, chcąc uniknąć podobnych cierpień swoim wnukom, poddał się. Cyrus teraz postąpił jak zdobywca, mimo poparcia jakiego zadeklarowała mu cała medyjska arystokracja - pozwolił swoim żołnierzom całkowicie złupić i spalić Ekbatanę. Persja stała się odtąd nową bliskowschodnią potęgą, która wkrótce zagroziła bezpieczeństwu małoazjatyckich greckich polis. 






CDN.