Łączna liczba wyświetleń

środa, 31 lipca 2019

WALKIRIA - CZYLI DLACZEGO HITLER ZDOBYŁ WŁADZĘ W NIEMCZECH? - Cz. II

CZYLI CO SPOWODOWAŁO

ŻE REPUBLIKA WEIMARSKA

ZMIENIŁA SIĘ W III RZESZĘ?






PLANY I MARZENIA 

Cz. I


 "GDY WYBUCHNIE WOJNA, NIE DA SIĘ PRZEWIDZIEĆ ANI CZASU JEJ TRWANIA, ANI JEJ KOŃCA. WALKĘ PODEJMĄ NAJWIĘKSZE MOCARSTWA EUROPY UZBROJONE JAK NIGDY DAWNIEJ (...) MOI PANOWIE, MOŻE TO BYĆ WOJNA SIEDMIOLETNIA, MOŻE TO BYĆ WOJNA TRZYDZIESTOLETNIA - I BIADA TEMU, KTO W EUROPIE WZNIECI POŻAR, KTO PIERWSZY PRZYTKNIE LONT DO PUSZKI Z PROCHEM"

gen. HELMUTH von MOLTKE STARSZY
14 maja 1890 r.

 



 Europejskie mocarstwa przystępowały do I Wojny Światowej,pomne swej wielkości, siły i pozycji, oraz snujące własne cele i plany na czas wojny jaki i (szczególnie) po jej zakończeniu. Powstały dwa bloki militarno-polityczne, które wzajemnie ze sobą konkurując, dążyły do zdobycia przewagi globalnej. Pierwszym był blok tzw.: "Trójprzymierza" czyli Państw Centralnych. W październiku 1879 r. zawarto pierwszy traktat przymierza pomiędzy Rzeszą Niemiecką a Monarchią Austro-Węgierską, której trzon skierowany był przeciwko Rosji (choć oficjalnie traktat nie tylko że nie wymieniał Rosji jako państwa ewentualnie wrogiego, to na dodatek został zawarty potajemnie tak aby Rosjanie się o tym nie dowiedzieli, gdyż Bismarckowi bardzo zależało na utrzymaniu dobrych stosunków z Rosją, zaś Wiedeń był konkurentem Petersburga na Bałkanach. Sprawa jednak wydała się już w kilka miesięcy potem, czego efektem był list cara do kajzera z 1880 r. pełen żalów i skarg). Z punktu widzenia Austro-Węgier sojusz z Niemcami był koniecznością jeśli państwo to miało przetrwać. Dwie przegrane wojny (z Francją o północne Włochy w 1859 r. i Prusami o Niemcy w 1866 r.) i nieudolność w opanowaniu Bośni i Hercegowiny (gdzie zjednoczyli się zarówno chrześcijanie jak i muzułmanie, niegodzący się na zastąpienie okupacji tureckiej przez niemiecko-madziarską) w 1878 r. dobitnie pokazały że sukcesem Wiednia będzie, gdy nie dopuści do rozpadu kraju - natomiast dążenie niektórych kół do mocarstwowości Austro-Węgier było już od dawna jedynie mrzonką. Austria nie miała szans w samotnej wojnie z Rosją, tym bardziej że w kraju dominująca dotąd niemczyzna, była coraz częściej wypierana na dalsze pozycje przez Madziarów, Czechów i Polaków. Właśnie w owym 1879 r. przewagę zdobyła konserwatywna koalicja premiera Edwarda von Taffe zwana również.: "Żelaznym pierścieniem", a złożona z niemieckich katolików, Czechów i Polaków, która dzierżyć będzie władzę w państwie przez kolejne czternaście lat.

Do niemiecko-austro-węgierskiego traktatu dołączyły w maju 1882 r. Włochy i od tej chwili można już mówić o Trójporozumieniu. Italia również zabiegała o sojusz z Berlinem, widząc w tym skuteczną ochronę zarówno przez agresywną polityką Francji w Afryce Północnej (w 1881 r. Francja objęła protektorat nad Tunezją, a od 1830 r. potomkowie dumnych Galów siedzieli w Algierii, penetrując od tej strony Saharę, oraz pacyfikując Sudan Zachodni), jak również Austrii (do której o pomoc apelowali kolejni, zamknięci na Lateranie papieże po 1870 r. czyli od czasu gdy Rzym został zajęty przez Sabaudczyków i w publicznym referendum stał się stolicą zjednoczonych Włoch - 1871 r.). Poza tym bardzo silna była świadomość narodowa Włochów zarówno w południowym Tyrolu, Istrii jak i wyspach Adriatyku - które to ziemie kontrolowała Monarchia Austro-Węgierska. Z czasem jednak te tendencje ustąpiły miejsca wymianie handlowej i stosunki między Rzymem a Wiedniem tak się poprawiły, że gdy Włosi byli w 1914 r. namawiani przez Francuzów i Anglików na porzucenie swych dotychczasowych sojuszników, silne protesty społeczne uniemożliwiły wówczas władzom zajęcie zdecydowanego stanowiska i Włochy ogłosiły neutralność (przystąpią do wojny dopiero w maju roku 1915, po obietnicach oddania im ogromnych terenów nad Adriatykiem i całego Tyrolu. Niespełnienie tych obietnic w 1919 r. przez mocarstwa zachodnie spowodowało wzrost poparcia dla sił faszystowskich we Włoszech z Benito Mussolinim na czele). W 1883 r. do Trójprzymierza dołączyła jeszcze Rumunia, która pragnęła zdobyć na Rosji Besarabię.

Natomiast tworzenie sojuszu przeciwnego, było nieco bardziej długotrwałe. Najważniejszym państwem tego bloku, który otrzyma nazwę "Trójporozumienia" będzie oczywiście Francja - ziejąca rządzą odwetu za klęskę roku 1870. W 1873 r. (dzięki staraniom "okrutnego karła" - jak komunardzi nazywali prezydenta Adolfa Thiersa), Francja spłaciła ostatnią ratę narzuconej jej przez Niemców 5 miliardowej kontrybucji i wojska niemieckie opuściły tereny północnej Francji. Od tej chwili całkowicie zreformowano armię. Wprowadzono powszechną służbę wojskową dla wszystkich mężczyzn od lat osiemnastu (dotąd armia była zawodowa i w dużej mierze niezbyt liczna, co było jednym z powodów klęski Francji w wojnie z karną "armią poborową" jaką dysponowały Prusy). Poza tym uruchomiono wielkie zbrojenia a w szkołach wielu nauczycieli przypominało swym uczniom "Pamiętajcie że to od was zależy zmycie hańby Sedanu jaka ciąży na naszej okaleczonej ojczyźnie". Kanclerz Rzeszy - Otto von Bismarck dowiedziawszy się o tych zbrojeniach i rewanżystowskich tendencjach panujących we francuskim społeczeństwie, opublikował w kwietniu 1875 r. w "Die Post" artykuł pt.: "Czy wojna na horyzoncie?" demaskujący francuskie zbrojenia i nawoływania do rozpętania kolejnej wojny w Europie. Artykuł ten stał się bardzo głośny a gorączka "wojny w zasięgu wzroku" jaka zapanowała na te kilka miesięcy, była samonapędzającą się sprężyną. Niemcy (w osobie Bismarcka, bowiem niemiecki sztab generalny parł do nowej wojny) nie chciały wojny, Austro-Węgry (które dotąd kibicowały w zmaganiach z Prusami Paryżowi) nie wierzyły już we francuskie zwycięstwo i odzyskanie władzy w Niemczech przez Wiedeń. Również Rosja nie chciała tej wojny, bowiem wzmocnienie Niemiec nie leżało w interesie Petersburga. Wojny domagali się zaś Francuzi na czele z (próbującym jednak zachować pewien dystans) prezydentem Republiki - marszałkiem Francji Patrykiem Mac-Mahonem. Ten francuski książę o irlandzkich korzeniach, był jednocześnie zwolennikiem silnej władzy centralnej i (umiarkowanym) bonapartystą.




W ten konflikt francusko-prusko-niemiecki wtrąciły się dwa państwa - Rosja i Wielka Brytania. Oba te kraje były przeciwne nowej wojnie w Europie i postanowiły jej zapobiec. Do Berlina na rozmowy z Bismarckiem przybył więc rosyjski premier Aleksander Gorczakow w celu "ratowania pokoju", co bardzo zniesmaczyło Bismarcka (który wojny wcale nie zamierzał wszczynać). Wtrącenie się jednak Rosji i Anglii w obronę Francji, spowodowało pewne rozluźnienie panującej od 1870 r. izolacji politycznej Francji, która była dziełem właśnie Bismarcka. Jednak przez ponad piętnaście kolejnych lat panowało swoiste "wypychanie Francji z Europy". Cele polityki "żelaznego kanclerza" były bowiem jasne - okrążenie i izolacja Francji w Europie, popieranie francuskiego republikanizmu (oraz pobudzanie resentymentów lokalnych stojących w kontrze francuskiemu centralizmowi i powrotowi do władzy zarówno Bonapartych jak i Burbonów), a także kierowanie Francji ku polityce kolonialnej, z dala od Europy. Dlatego też dla Francji po zażegnaniu kryzysu "wojny w zasięgu wzroku" zaczynał się czas długiej politycznej izolacji (jak powiedział francuski premier - Leon Gambetta: "Niebezpieczeństwo minęło, zaczynają się kłopoty"). Francja przestawiła się na tryb kolonialny (zdobywania nowych ziem w Afryce i Azji) lecz nie ominęły jej również spore problemy wewnętrzne z wzrastającą w ogromnym tempie ubogą ludnością robotniczą i chłopską. Przez kraj przelewały się więc strajk i bunty chłopskie (nad którymi pieczę starała się przejąć powstała w 1879 r. w Marsylii Francuska Partia Robotnicza operująca ideologią "walki klas" Karola Marksa). Potęgują się głosy o "oligarchii bogaczy", gdzie zwykli niezamożni Francuzi zasługują jedynie od państwa na cichą śmierć gdzieś na antypodach. Powstaje też silny ruch solidaryzmu społecznego Leona Bourgeois (całkowicie odrzucający marksizm i walkę klas), nawołujący do pomocy państwa dla najuboższych i zwalczania koncernów tworzących monopole handlowe. 

1 czerwca 1879 r. w Afryce Południowej ginie w wieku 23 lat (służąc w armii brytyjskiej na wojnie z Zulusami), nadzieja domu Bonaparte - książę Ludwik Napoleon. Jego matka (mieszkająca w Wielkiej Brytanii) cesarzowa-wdowa Eugenia de Montijo, na wieść o tym przechodzi załamanie nerwowe. Jej jedyny syn, nadzieja dynastii i ostatni jej przedstawiciel który mógłby odzyskać władzę w kraju - umiera gdzieś w dalekiej Afryce. Przez wiele lat nie zdejmie już żałobnej czarnej sukni (tak samo jak cesarzowa Austro-Węgier Elżbieta Amalia von Wittelsbach zwana również potocznie Sissi - żona cesarza Franciszka Józefa I, która po samobójstwie jedynego syna - Rudolfa Habsburga w 1888 r., do końca życia nie zdejmie już żałoby). Natomiast w 1883 r. umiera Henryk d'Artois hrabia Chambord, ostatni przedstawiciel dynastii Burbonów, który miał szansę na odzyskanie władzy w kraju. Od tej chwili ustrój republikański jest niezagrożony, a dość liberalna konstytucja roku 1875 r. całkowicie ów ustrój konserwuje. Powstaje swoista "Republika koleżków", państwo "adwokatów, pisarzy i profesorów" jak przez długie dekady będzie się określać III Francuską Republikę. Rząd przenosi się też ostatecznie z Wersalu (dokąd uciekł w 1870 r. w obawie przed zbliżającym się frontem) do Paryża w 1879 r. W tym też czasie "Marsylianka" zostaje oficjalnie zatwierdzona jako hymn narodowy Francji (pomimo sprzeciwu partii prawicowych), a 14 lipca - świętem narodowym - tak powstaje III Republika Francuska, w której bardzo silne wciąż są nastroje rewanżystowskie.




Z końcem lat 80-tych XIX wieku, pojawił się bardzo silny ruch o nazwie "Liga Patriotów" (założona w 1882 r.) skupiający ludzi żądających zdecydowanej polityki, mającej na celu odzyskanie Alzacji i Lotaryngii dla "okaleczonego kraju". Przywódcą Ligii Patriotów stał się (bo nie był nim od początku) charyzmatyczny oficer i weteran wojny 1870 r. gen. Georges Boulanger, który w 1886 r. otrzymał stanowisko ministra wojny w gabinecie premiera Freycineta (przy poparciu Georgesa Clemenceau - który był kolegą Boulangera ze szkolnej ławy). On twierdził że Francji nie potrzeba nowych kolonii, potrzeba jej zmycia "hańby Sedanu" i odzyskania ziem utraconych na rzecz Niemiec. Boulanger ostro zwalczał kolejne plany ekspansji kolonialnej, na którą szły miliony franków, zaś domagał się budowy nowych szkół i dróg w kraju. Mawiał na przykład iż Francja kieruje tysiące swych obywateli (głównie najuboższych) by wykrwawiali się w walkach na antypodach ("zmuszamy żołnierzy do umierania bez pożytku na antypodach..."), zaś kraj nie pamięta o utracie swych rodzimych ziem ("...a żaden Francuz nie powinien zapominać o wyłomie w Wogezach"). W 1887 r. zaistniała bardzo groźna sytuacja na granicy francusko-niemieckiej, która mogła przerodzić się w konflikt wojenny. Został tam bowiem aresztowany przez niemieckich żandarmów francuski komisarz policji - Guillaume Schnaebele (którego Niemcy podejrzewali o działalność szpiegowską). To wydarzenie wzbudziło powszechne oburzenie, doszło do masowych protestów, w których atakowano (głównie) prezydenta Juliusza Grevy'ego za niewystarczającą reakcję na tę akcję niemieckich służb. Na fali tego oburzenia Liga Patriotów zdobyła ogromne poparcie społeczne.

Boulanger zaś zyskiwał coraz większą popularność i stał się tak popularny w społeczeństwie, że władze zaczęły obawiać się czy przypadkiem następnym razem to nie sam lud wyniesie go do rządów. Z końcem marca 1888 r. Boulanger odszedł z wojska by skupić się tylko na karierze politycznej, jego popularność wciąż rosła. W majowych wyborach zdobył mandat i wszedł do Izby Deputowanych z kilku okręgów. Tam walczył o zmianę konstytucji (z 1875 r.) i wzmocnienie władzy centralnej. Był powszechnie nazywany "generałem Rewanżem" oraz "generałem jakobinem". Dążył do śmiałych i zdecydowanych reform w duchu narodowym i rewanżystowskim (w wojsku przeprowadził prawdziwą czystkę wśród oficerów o poglądach bonapartystowskich i rojalistycznych, pozbywając się ich z korpusu oficerskiego, teraz tylko liczyła się bezgraniczna wierność Republice). W glorii swej popularności, zapraszany był na wytworne bale i przyjęcia (przybywał tam jadąc na koniu, zawsze w mundurze i z szablą przy boku). Był przystojny o blond brodzie (która zniewalała niejedno niewieście serce), wciąż otoczony wianuszkiem mężczyzn i kobiet. Powstał szereg jego podobizn i statuetek, a on starał się przyciągnąć do siebie wszystkie możliwe grupy społeczne. Robotnikom obiecywał godne życie i odpowiednią zapłatę za ich pracę, arystokracji koniec walki z Kościołem (w 1880 r. zaczyna się we Francji walka z klasztorami i usuwanie zgromadzeń, które nie uregulowały swej sytuacji prawnej z państwem) oraz zagwarantowanie ich przywilejów (na mocy prawa z 1886 r. wszyscy przedstawiciele rodzin Bonaparte i Burbon mają kategoryczny zakaz przebywania we Francji, a ci którzy jej nie opuszczą w określonym terminie, trafią do więzienia i będą sądzeni jako przestępcy polityczni). Pomimo jego widocznego anty-rojalizmu, kręgi arystokratyczne zdecydowały się wesprzeć jego partię finansowo (podobnie uczyniła francuska prawica narodowa).

W styczniu 1889 r. popularność Boulangera tak przybrała na sile, że sam lud namawiał go do "marszu na Pałac Elizejski" i położenia kresu korupcji oraz kumoterstwu w polityce (w listopadzie 1887 r. wybuchła wielka afera ze sprzedażą odznaczeń państwowych w tle, w którą był zaangażowany sam prezydent Republiki - Jules Grevy, który podał się do dymisji). Boulanger jednak studził nastroje, nawoływał do opamiętania i wierzył że nie musi zdobywać władzy siłą, skoro mógł ją zdobyć zgodnie z prawem. I to właśnie był jego błąd, bowiem rząd nie zamierzał dać mu szansy na zwycięstwo w wyborach parlamentarnych z września 1889 r. Oskarżono go o sprowokowanie zamieszek i próbę obalenia ustroju państwa, lecz nim doszło do procesu, Boulanger postanowił (kwiecień 1889 r.) uciec za granicę - do Belgii. To spowodowało że jego stronnictwo nie wygrało wyborów (stało się jedynie najsilniejszą partią opozycyjną), lecz wkrótce potem boulangerowcy rozpadli się całkowicie a sam Boulanger popełnił samobójstwo 30 sierpnia 1891 r. w Brukseli na grobie swej kochanki. Potem opowiadano że ów generał, który o mały włos nie stał się dyktatorem Francji, zginął jak zwykły podporucznik. Tak oto minęły lata 80-te we Francji. Kolejna zaś dekada odznaczała się zawarciem sojuszu polityczno-militarnego z carską Rosją i położeniem fundamentów pod sojusz Trójporozumienia.






W polityce Bismarcka sojusz z Rosją był składową częścią "wypychania Francji z Europy" i stabilizacji kontynentu pod przewodnictwem Berlina, Wiednia i Petersburga. Po pokonaniu Napoleona Wielkiego i nowego podziału sił, który dokonał się na "tańczącym kongresie" w Wiedniu w 1815 r. Rosja, Prusy i Austria powołały do życia tzw.: "Święte Przymierze", którego celem było stanie na straży "ancien regime'u". Spajała te kraje również wspólna sprawa, czyli czuwanie nad utrzymaniem status quo w kwestii odrodzenia się państwa polskiego. Trzy rozbiory Polski (1772, 1793, 1795) i wymazanie Rzeczpospolitej Obojga (Trojga) Narodów z mapy Europy, stało się teraz lepiszczem, który spajał razem dwory Romanowów, Hohenzollernów i Habsburgów. Nad zniszczeniem tego sojuszu pracowali konsekwentnie przez dekady konspiratorzy, począwszy od Józefa Sułkowskiego (adiutanta Napoleona Wielkiego), poprzez Jarosława Dąbrowskiego, Romualda Traugutta, Józefa Hauke-Bossaka, Piotra Świętopełk-Mirskiego, Stanisława Koziełł-Poklewskiego, Bogdana Hutten-Czapskiego, Leona Bilińskiego, Ignacego Paderewskiego, Feliksa Dzierżyńskiego, Józefa Piłsudskiego i wielu, wielu mniej znanych. Ci "Prometeiści" mieli na celu przede wszystkim rozbicie Rosji i wyzwolenie gnębionych przez nią narodów w tym oczywiście odrodzenie niepodległej Polski, ale metody jakimi się posługiwali, miały również cele poboczne, które jednak nie wykluczały celu głównego. Cele poboczne to przede wszystkim wzajemne skłócenie trzech mocarstw zaborczych i rozpętanie między nimi krwawej wojny która je wzajemnie zniszczy. Takiej właśnie wojnie z Austrią i Rosją starał się zapobiec Otto von Bismarck.






Święte Przymierze przestaje obowiązywać około roku 1854 r. gdy Wiedeń odmawia Rosji pomocy w wojnie krymskiej z Turcją, Anglią i Francją. Bismarck dążył więc do jego odrodzenia i w 1872 r. udało mu się zorganizować w Berlinie spotkanie trzech monarchów - cesarza Niemiec Wilhelma I, cara Rosji Aleksandra II i cesarza Austrii oraz króla Węgier Franciszka Józefa I. Zapadła tam decyzja o wzajemnych konsultacjach rozbieżnych interesów tych państw, tak aby nie spowodować przez to jakiegoś większego konfliktu. Po zawarciu sojuszu (wymierzonego realnie w Rosję) niemiecko-austro-węgierskiego, (po jego ujawnieniu) doszło do zgrzytu to na linii Berlin-Petersburg, ale Bismarck położył wszystko na jedną kartę, ufając że się uda. Operował co prawda argumentami wielkoniemieckiej jedności (Prus i Austrii), i "wierności Nibelungów", ale sojusz z Austro-Węgrami traktował jedynie jako wstęp do czegoś większego, do odnowienia Świętego Przymierza (cesarz Wilhelm sprzeciwił się takiej polityce, twierdząc że zawarcie sojuszu z Wiedniem za plecami Petersburga jest "zwykłym świństwem", ale Bismarck zagroził swoją dymisją, jeśli cesarz nie wyrazi na to zgody i wreszcie Wilhelm podpisał akt ze słowami: "Bismarck jest bardziej potrzebny niż ja"). Celem polityki Bismarcka stała się bowiem ponowna jedność trzech mocarstw i był gotów wiele za nią poświęcić (mówił np.: "Jest mi obojętne czy w Karyntii albo w Krainie będzie się mówić po niemiecku czy w języku słowiańskim. Za najważniejsze uważam by armia austro-węgierska pozostała jednolita"). I rzeczywiście, po zmasowanej nagonce antyniemieckiej w Rosji, udało się Bismarckowi doprowadzić w 1881 r. do odnowienia Świętego Przymierza pod nazwą - "Sojuszu Trzech Cesarzy" (Bismarck miał wówczas powiedzieć: "Tu mam najlepsze pokwitowanie dla mojej wiedeńskiej polityki. Wiedziałem, że Rosjanin przyjdzie do nas, jak tylko zawrzemy sojusz z Austriakiem").

W 1884 r. w Skierniewicach, doszło do zjazdu trzech cesarzy (Wilhelma I, Aleksandra III i Franciszka Józefa I). Był to element politycznej demonstracji, mający wzmocnić i podkreślić wzajemny sojusz między tymi mocarstwami. Sojusz jednak nie został przedłużony w roku 1887 gdy upłynął już jego "termin ważności", dlatego też Bismarck natychmiast zawarł z Rosją tzw.: "traktat reasekuracyjny" w którym Berlin popierał prawo Rosji do kontroli nad Bałkanami i czarnomorskimi cieśninami, a także obiecywał "wzajemną życzliwość" na wypadek wojny Rosji z Austro-Węgrami. Było to wszystko, co mógł jeszcze uczynić. Dążył co prawda wciąż do odnowienia Sojuszu Trzech Cesarzy, ale wzrastające w Niemczech tendencje militarystyczne (i wpływ, jaki na politykę zaczęli zdobywać wojskowi), oraz potęgujące się nastroje antyniemieckie w Rosji, temu nie służyły. Wzrastały też nastroje nacjonalistyczne w samych Niemczech, które jawnie określały iż walka żywiołu niemieckiego ze Słowiańszczyzną, to walka "na śmierć i życie" (mówił to również Bismarck, ale on nie odnosił się w tym przypadku do całej Słowiańszczyzny, a jedynie do narodu polskiego, jako głównej przeszkody germanizacji wschodnich ziem Rzeszy). Taki na przykład Bernard von Bülow (kanclerz Rzeszy Niemieckiej w latach 1900-1909), pisał w 1887 r.: "Jeśli nadarzy się sprzyjający moment, musimy utoczyć Rosjaninowi tyle krwi, by nawet (...) dwudziestopięciolatek nie mógł ustać na nogach. Musimy (...) spustoszyć ich czarnoziemne gubernie, zbombardować ich miasta na wybrzeżach, zniszczyć ich przemysł i handel. Musimy odepchnąć Rosjan od obu mórz, Bałtyckiego i Pontus Euuxinus (Morza Czarnego), na których opiera się ich pozycja na świecie (...) Pokój w takim kształcie (...) uda się osiągnąć tylko wtedy, gdy staniemy nad Wołgą").

 


W kręgach wojskowych i narodowych snuto więc plany oderwania od Rosji kolejnych ziem. Na początek "balkon polski" (jak nazywano polskie ziemie tzw. Królestwa Kongresowego, które wchodziły w skład zaboru rosyjskiego i wystawały na mapach niczym swoisty... balkon). Należało więc uderzyć prewencyjnie tak, aby odciąć Kongresówkę od Rosji (wyprowadzając niemiecki atak z Prus Wschodnich i austro-węgierski z Galicji) i zniszczyć stojące tam armie rosyjskie. Bismarck jednak stawiał proste pytanie - po co? Po co to czynić? Przypuśćmy bowiem że rzeczywiście uda się atak, odcięcie i rozbicie sił rosyjskich stojących na "polskim balonie", a nawet więcej, że car zrezygnuje z tych ziem i odda je Niemcom i Austriakom. Pytanie brzmi - po co nam one? Po co nam ziemie zaludnione przez Polaków, czyż nie mamy wystarczająco dużo kłopotów z tymi Polakami, którzy już mieszkają w granicach Rzeszy? Akcja germanizacyjna pomimo ogromnych kosztów finansowych i propagandowych - nie tylko że nie odnosi żadnych sukcesów, ale wręcz zalicza sromotne klęski. Polacy nie dają się ani zniemczyć ani pozbawić ziemi. Czy zdobycie Kongresówki - zamieszkałej przez jeszcze większa liczbę Polaków w czymś może nam pomóc? Takie pytania zadawał Bismarck i rzeczywiście, pomimo wielu argumentów przemawiających za wojną z Rosją w ostateczności nawet najbardziej zapaleni do tego pomysłu oficerowie sztabu generalnego musieli przyznać że taka wojna, bez względu na jej wynik, byłaby dla Niemiec tylko "nieszczęściem"). 

Ale w tym samym czasie pracowali również polscy "prometeiści" ulokowani na różnych szczeblach administracji i służby dyplomatycznej mocarstw zaborczych, którzy podsycali tendencje prowojenne i wszelkie inne, które mogłyby doprowadzić te kraje do wojny i wzajemnego wykrwawienia się. Bismarck ostatnie lata swej politycznej działalności spędził na rozmyślaniach o przyszłości Niemiec. Obawiał się że może powstać wielka antyniemiecka koalicja państw słowiańskich i romańskich i że dzięki temu dojdzie do zniszczenia Rzeszy. Gdy po śmierci starego cesarza Wilhelma I (i krótkich, trzymiesięcznych rządach jego syna - Fryderyka III, który zmarł na zapalenie płuc) w 1888 r. nowy, młody cesarz - Wilhelm II, doprowadził do dymisji "starego kanclerza" i wprowadził nowy kurs polityki Niemiec, który opierał się na bezwzględnym sojuszu "bloku środkowoeuropejskiego" czyli Berlina i Wiednia, otworzyło to drogę dyplomacji francuskiej do zawarcia strategicznego sojuszu z Rosją, która na dobre pozwoliła Paryżowi wyjść z politycznej izolacji. Natomiast polityka "miejsca pod słońcem" cesarza Wilhelma II w konsekwencji doprowadziła do klęski Niemiec (Rosji i Austrii) w I Wojnie Światowej i odrodzenia się w Europie wielu pozostających dotychczas w niewoli państw, w tym Rzeczypospolitej Polskiej.



 WYWALCZONA W KRWAWYCH BOJACH, ODRODZONA POLSKA NIEPODLEGŁA!!!




"NAZWISKO?
"KRUL"
"MIEJSCE URODZENIA?"
"POLSKA"
"NIE ISTNIEJE TAKIE MIEJSCE"
(...)
"BYLIŚMY NIEWOLNIKAMI TRZECH CESARZY, ALE MY MAMY W DUPIE CESARZY - JESTEŚMY WOLNYMI LUDŹMI"




CDN.

piątek, 26 lipca 2019

CAŁA PRAWDA O IDEOLOGII LGBT

OPOWIEDZIANA PRZEZ

ZDEKLAROWANEGO

HOMOSEKSUALISTĘ


 Temat na szybko (gdyż znów pozwoliłem sobie na kolejny krótki kilkudniowy urlop i zaszyłem się w głuszy, stąd może się wkraść nieco chaotyczności), będący kontynuacją poprzedniego. Teraz jednak to sam zdeklarowany homoseksualista (i wyznawca islamu w jednym), Polak mieszkający i pracujący w Wielkiej Brytanii - z kanału: jakubowski76 na YouTube), opowiada o tym co naprawdę wydarzyło się na tzw. "paradzie równości" w Białymstoku, oraz o tym jak działa ideologia lgbt i ile szkody wyrządza samym homoseksualistom. Warto posłuchać głosu rozsądku człowieka, który sam będąc zdeklarowany homoseksualistą i żyjąc że swym partnerem - dostrzega nie tylko zagrożenia ideologii lgbt, ale również opowiada o rzeczywistych różnicach w tolerancji dla gejów i lesbijek w Polsce i Wielkiej Brytanii (rzeczywistej w Polsce i w dużej mierze na pokaz w Anglii, Francji czy Niemczech). Zapraszam zatem do obejrzenia, a wszystkim którzy w te upały muszą pracować nie zazdroszczę.








wtorek, 23 lipca 2019

KREW NA RĘKACH!

DO CZEGO DĄŻĄ LUDZIE 

CHORZY Z NIENAWIŚCI?






 Znów muszę zacząć temat, o którym tak naprawdę nigdy nie chciałbym napisać. Jak się już zapewne domyślacie, dziś będzie o sobotnim marszu lgbt w Białymstoku, gdzie kibice kilkunastu drużyn i zwykli mieszkańcy próbowali zablokować marsz tych środowisk. Z tego co można wywnioskować (z filmików pojawiających się w sieci i z opinii naocznych świadków), to poza paroma petardami i kilkoma siniakami powstałymi od wzajemnego szarpania się, nikt nie został pobity, nie polała się krew i oczywiście nie było żadnych ofiar śmiertelnych. Piszę o tym dlatego, że to jest właśnie celem tychże środowisk - doprowadzenie do bójki, rozróby i w efekcie do jakiejś tragedii. To jest oczywista oczywistość i nie potrafię zrozumieć ludzi, którzy tego nie dostrzegają (a może nie chcą dostrzec?). Wszystkie te organizacje, całe to tak zwane "środowisko lgbt" wręcz marzy o rozlewie krwi i trupach na ulicach, albo przynajmniej o jakimś brutalnym pobiciu. Nic innego ich nie interesuje, dlatego też organizowali i będą dalej organizowali te swoje spędy na ulicach polskich miast. To jest stara marksistowska metoda - "tak długo was będziemy "kochać" aż i wy wreszcie nas "pokochacie" - czyli tak długo będziemy was prowokować, aż wreszcie poleje się krew. Cel jest jasny, wytyczony i oczywisty - doprowadzić do prowokacji. Temu służą te wszystkie hasła trzymane na transparentach, obrażające wiarę, rodzinę i naród (jak choćby "Wasze dzieci będą takie jak my", czy "Rozwalimy wasze społeczeństwo"). Oni liczą na to że jeśli będzie wiele takich "parad równości" (a realnie spędów nienawiści), to wreszcie komuś puszczą nerwy, emocje dojdą do zenitu i będzie wymarzona "krew na ulicach" (Biedroń i Lempart już zapytują: "Można powiedzieć że Kościół ma krew na rękach?"). I rzeczywiście mają rację, wreszcie normalni ludzie mogą nie wytrzymać tej zalewającej ich fali nienawiści do wartości i wiary, wyśmiewania się z Najświętszego Sakramentu (i pokazywania go w formie kobiecych narządów rodnych) oraz malowania "tęczowej" Matki Boskiej. Każdy ma bowiem jakiś prób tolerancji, którego przekroczenie spowoduje konieczność odpowiedzi. I na to właśnie liczą aktywiści lgtb, finansowani przez zagraniczne korporacje i banki.

Pisząc to, jednocześnie chciałbym zaapelować do osób o orientacji homoseksualnej. Bowiem (to też jest oczywista oczywistość) to są normalni ludzie, żyją sobie spokojnie nikomu nie czyniąc krzywdy. Owszem mają swoją przypadłość (która jest zjawiskiem chorobowym - bo JEST! Czy nam się to podoba czy nie - każda anomalia, która nie dąży do rozwoju organizmu, w tym przypadku rozwoju rozumianego jako przedłużanie gatunku - co jest naturalną cechą każdego żywego organizmu, musi zawierać w sobie jakieś niedoskonałości, które oddziałują na psychofizyczne możliwości danej osoby. W tym przypadku dwóch mężczyzn czy dwie kobiety nie są w stanie w sposób naturalny spłodzić potomstwa - dlatego też takie zjawisko jest zjawiskiem chorobowym), ale nikogo nie obchodzi co kto robi w domu za zamkniętymi drzwiami. Mnie zupełnie nie interesuje czy ktoś jest heteroseksualistą czy homoseksualistą, czy jest mężczyzną czy kobietą - zawsze patrzę na kompetencje danej osoby i nie interesuje mnie zupełnie, co ta osoba robi w czasie prywatnym. Natomiast środowiska lgbt (tzw.: "lgbtowcy" - jak ich będę nazywał) działają zupełnie odwrotnie. Dla nich kluczową sprawą jest właśnie ich seksualność, którą podnoszą wręcz do rangi ateistycznej religii. Weźmy choćby takiego aktywistę - Roberta Biedronia, czym on się zasłużył w polityce? czy ktoś zna jakieś jego osiągnięcia? Nie! On wjechał do polityki tylko i wyłącznie na swojej orientacji seksualnej i tyle (a w zasadzie nie tyle - uważam bowiem że od dawna tym człowiekiem powinien zająć się kontrwywiad i to nie tylko ze względu na to co on mówi, ale przede wszystkim przez kogo jest on finansowany). I inni aktywiści lgbt tak samo, nie mają niczego co mogliby zaoferować społeczeństwu, prócz wszelakiej patologii (jak masturbacja dzieci od najmłodszych lat, najlepiej już w szkołach, adopcja dzieci przez pary homoseksualne - gdzie wiadomo już że to właśnie w takich związkach powstaje największa liczba przestępstw pedofilii, i oczywiście na każdym kroku podkreślanie tego że jest się homo).

Dlatego uważam że są dwie grupy homoseksualistów. Pierwsza to geje (i lesbijki), którzy są normalnymi ludźmi i żyją wokół nas, nie afiszując się ze swoją seksualnością (czy widzieliście aby jakiś heteroseksualista organizował marsze "dumy heteroseksualnej", albo paradował po ulicach na wpółnagi z gołymi pośladkami i mówił że to jest "ekspresja jego seksualności"?) i są cioty, czyli ci wszyscy homo-aktywiści, którym marzy się "Nowy Tęczowy Świat" - oczywiście (jak zawsze) powstały na gruzach starego świata. Większość z nich to są cyniczni gracze polityczni, którzy z premedytacją posługują się kwestią tolerancji dla homoseksualizmu niczym pałką (podobnie jak bolszewicy posługiwali się kwestią wyzwolenia robotników i chłopów). Homoseksualiści są dla nich tylko i wyłącznie mięsem armatnim, które się rzuca na barykady postępu w imię tolerancji i marzy się by polała się krew - i stworzyć własnych męczenników. Oto właśnie chodzi - TYLKO O TO CHODZI! Żadna tam tolerancja, żadna równość, żadna wolność, demokracja. Wszystko to oczywiście są piękne hasła (komuniści i naziści też chcieli dobrze - kto dziś powie że Lenin, Stalin czy Hitler chcieli źle? Oni chcieli bardzo dobrze. Jak się przegląda te wszystkie plakaty z tamtego okresu, te agitki polityczne, to dochodzi się do wniosku że najwspanialszego raju dla ludzkości chcieli właśnie bolszewicy i naziści. A konstytucja leninowska z 1924 r. Nie było w całym świecie bardziej demokratycznej konstytucji jak ta w Związku Sowieckim. Tylko co z tego, skoro konstytucja była tylko propagandową wydmuszką, a w kraju i tak panował terror), bowiem nikt nigdy nie pójdzie za tymi, którzy głoszą otwarcie - "chcemy was zabić, a wasze ścierwo rozrzucić na wszystkie strony świata". Ludzie pójdą tylko za tymi, którzy obiecają im nowy wspaniały świat dobrobytu, równości i tolerancji (nie zadając sobie jednocześnie pytania jak to będzie możliwe aby taki właśnie świat zbudować? Jeśli ma być powszechna równość i tolerancja to znaczy że nie będzie... inaczej myślących. A gdzie oni będą, skoro ich nie będzie? Otóż kilka metrów pod ziemią - w zbiorowych mogiłach). Piekło wzniesione z ludzkich marzeń o Raju.

Wiem że wielu homoseksualistów mówi otwarcie - "nie popieramy ich (czyli lgbt), gdyż to przez nich ludzie źle o nas myślą". Oczywiście, tak właśnie jest i tak ma być - mięso armatnie ma być tylko mięsem armatnim i nie wolno mu się sprzeciwić bo inaczej zostanie ukarany (nawet nie wyobrażacie sobie jak krwawo "władza ludowa", która rządziła w Związku Sowieckim, tłumiła protesty i bunty robotników i chłopów, którzy wręcz w tym "komunistycznym raju" - zbudowanym dla chłopów i robotników - umierali z głodu niczym zwierzęta). Macie wykonać swoją robotę, czyli doprowadzić do rozluźnienia więzów rodzinnych,społecznych i narodowych (oczywiście nie tylko homoseksualiści są tutaj mięsem armatnim, również kobiety - którym się wmawia że feminizm je wyzwoli, a teraz dołączyli jeszcze islamiści. Zauważcie że te wszystkie grupy - przynajmniej oficjalnie - nie atakują siebie bezpośrednio, mimo iż się diametralnie od różnią, ale cel ich jest inny i skupia się przede wszystkim na walce z Religią, Państwem, Patriotyzmem, Rodziną i oczywiście Białym, Heteroseksualnym Mężczyzną - który jak wiadomo winien jest wszelkiego możliwego zła ("począwszy od wojen religijnych a skończywszy na raku macicy" - jak głosiła jedna z kobiet w filmie Juliusza Machulskiego - "Seksmisja"). A biały, heteroseksualny mężczyzna stanowi najpoważniejszą siłę, mogącą pokrzyżować plany "zrobienia nam raju" w ramach światowego systemu korporacyjnego. Pamiętajmy też że nigdy nie atakuje się i nie próbuje zniszczyć kogoś lub czegoś, co nie stanowi zagrożenia - gdyż nie ma sensu tracić na taką walkę własnej energii. A na wojnie zawsze są ofiary i właśnie o takie ofiary bardzo zabiegają środowiska lgtb, gdyż prowadząc wojnę (a wojna ta już trwa, od lat trwa zmasowana wojna ideologiczna i atak na tradycyjne wartości) widzą że nie ma ofiar tej wojny, a skoro nie ma ofiar, to nie ma też mobilizacji. Potrzebna jest więc krew na ulicach, która zewrze ideologiczne szeregi i powoli dalej prowadzić walkę. Skoro ci Polacy są tacy oporni i nie chcą dać w zęby lub skopać jakiegoś homoseksualistę, to tylko znaczy że za mało jeszcze zostali sprowokowani i należy wciąż organizować kolejne marsze lgtb (zauważcie jedną rzecz - u nas jeszcze mówi się o "marszach równości", ale już w Europie Zachodniej i USA to są: "parady dumy gejowskiej" - taka mała różnica, pokazująca ewolucję tych środowisk) i cały czas prowokować, im mocniej, tym lepiej. Cała ich filozofia - dzielenie narodu i społeczeństwa, prowokowanie przemocy i mowa nienawiści. 




Dlatego jedynym wyjściem dla homoseksualistów jest całkowicie odciąć się od aktywistów i całego ruchu lgtb, który pragnie z nich zrobić ofiary, by na tym paliwie móc dalej jechać. Odciąć się, nie popierać tego ruchu, całkowicie je zmarginalizować. Głosować na ludzi i ich poglądy, a nie na to co mają między nogami czy też z której strony "robią sobie dobrze". Nie zajmujmy się dupami, tylko zajmijmy się wreszcie człowiekiem i jego potrzebami (głównie ekonomicznymi). W Polsce jest to o tyle łatwiejsze gdyż my nie mamy doświadczeń krajów Zachodniej Europy, gdzie homoseksualizm był przez dekady penalizowany i ludzie rzeczywiście siedzieli za to w więzieniach. W Polsce homoseksualizm nigdy nie był karany i nikt nie zaglądał do łóżka homoseksualistom. U nas homoseksualizm był traktowany z przymrużeniem oka, jako nieszkodliwa seksualna zabawa, może trochę odbiegająca od normy, ale w żadnym razie nie podlegająca karze więzienia. U nas więc jest znacznie łatwiej i dlatego wciąż nie polała się krew (choć aktywiści lgbt robią co mogą aby do tego wreszcie doszło_. Dlatego też nawet z małej chmury odpowiedni cyngle medialni potrafią zrobić wielki deszcz z piorunami. W Białymstoku nie doszło nawet do pobicia, a sprawa już jest maglowana w mediach (głównie należących do kapitału zagranicznego) przez cały czas, na okrągło i będzie dalej - gdyż, jak mówiłem stanowi jedyne paliwo na którym mogą te środowiska jeszcze pojechać. To samo opozycja. Totalna degrengolada i pustka programowa. Przez cztery lata nie potrafili sklecić sensownego programu wyborczego, co już dobitnie pokazuje że nie są to ludzie powołani do rządzenia krajem, a mogą oni jedynie administrować danym terenem w imieniu jakiegoś innego suwerena - który to sam będzie decydował. To jest dla mnie przerażające, biorąc pod uwagę chociażby takie osoby jak Biedroń & co. To tyle w temacie lgbt - geje i lesbijki powinni zdecydowanie odciąć się od tego ruchu, które niczym pozbawiony żywiciela symbiont, wkrótce będzie musiał samoistnie obumrzeć.
        


PS: Jeszcze jedna kwestia która dotyczy tym razem feministek. Otóż na jednym z portali przeczytałem krytykę pewnej pani feministki, o książkach Iana Flemminga z "Jamesem Bondem", że są pełne rasizmu, homofobii i oczywiście seksizmu. Ja tam seksizmu nie dostrzegam, a widzę jedynie naturalne męskie cechy, które tak kochają kobiety (wykluczam z tego grona oczywiście pewne feministki - nie wszystkie - bowiem większość tych młodziutkich dziewczynek, które mówią że są feministkami i opowiadają jakieś bzdury o równości i tolerancji - to samo co aktywiści lgbt - w ogóle nie ma najmniejszego pojęcia o tym czym jest feminizm i do czego dąży). James Bond 007 - jest typowym mężczyzną, nie takim, jak dzisiejsi zmanierowani, potulni, lalusiowaci i zakompleksieni panowie (którzy nie uprawiają seksu, gdyż uważają że kobiety stały się zbyt wyzwolone - zresztą o których upokarzająco mówi się "incele" - a celują w tym właśnie feministki). Ja nie potrafię zrozumieć takich mężczyzn, gdyż czasy nie mają znaczenia drodzy panowie, liczy się tylko to, czego my sami chcemy (hola, hola - chcę też być w pełni zrozumiany, nie mam tutaj na myśli wszelakich przestępstw, patologii czy odchyleń psychicznych). To jak my sami się traktujemy, czy czujemy się atrakcyjni - wpływa na nasze otoczenie i całkowicie je zmienia według naszych potrzeb (wiem z doświadczenia co mówię). Dlatego twierdzenie że "nie uprawiam seksu z kobietami, bo kobiety w dzisiejszych czasach stały się zbyt wyzwolone i pewne siebie" - jest po prostu śmieszne. Uważam że powinniśmy żyć po swojemu własnym życiem, ale jednocześnie piętnować wszelkie nadużycia i próby patologizowania naszej rzeczywistości. Ja na przykład w ogóle nie przyjmuję do wiadomości tej dzisiejszej nowomowy typu "seksizm", czyli słów pozbawionych jakiejkolwiek treści (jak zapewne czytelnicy bloga zdążyli się przekonać, nie używam powojennego i narzuconego nam określenia "Armia Radziecka" czy "Związek Radziecki") - żyję po swojemu, oddając Bogu co boskie a człowiekowi co ludzkie. I tak jest najlepiej. 

W młodości też odczuwałem pewien wstyd w stosunku do płci pięknej i bałem się odrzucenia. Ale potem zdałem sobie sprawę że życie jest takie jakie jest i to od nas zależy czy będzie dobre czy nie. Jest mi dobrze z moją partnerką (czy raczej - jest NAM ze sobą dobrze i choć nie jesteśmy jeszcze małżeństwem i nie mamy JESZCZE dzieci - z powodów o których nie chcę pisać - to jestem pewien - że zmieni się to w najbliższej przyszłości) i twierdzę że o ile mężczyzna jest prosty w obsłudze w związku, o tyle kobieta (KAŻDA KOBIETA - bez wyjątku, nawet ta, która twierdzi przeciwnie), ma w sobie potrzebę uległości i oddania się silnemu mężczyźnie. Jak ten mężczyzna będzie wyglądał i co będzie sobą reprezentował to już zupełnie inny temat. Ale dziś mamy wysyp sfeminizowanych kobiet i wykastrowanych (głównie mentalnie choć nie tylko?) facetów, którzy niszczą to, co było piękne w naszej młodości i na czym się wychowaliśmy. Ponoć bowiem w 25 filmie o przygodach agenta Jej Królewskiej Mości, tytuł 007 ma przejąć kobieta (oczywiście czarnoskóra - bo wiadomo poprawność polityczna). Super - idźcie dalej tą drogą! Ja już najnowszych odcinków serii "Gwiezdne Wojny" nie oglądam od czasu gdy zniszczyliście tę sagę. To samo z "Łowcami Duchów" - to co zrobili z tą serią feminiści i feministki zakrawa o pomstę do nieba. Teraz dochodzi seria o agencie 007. Super - idźcie dalej tą drogą, mentalni kastraci i nienawidzące mężczyzn paniusie z monstrualnymi kompleksami, niszczcie to, co było dobre, piękne i miało treść, rodziło przesłanie i niosło wartości. Ale pamiętajcie - odbije się to wam czkawką tak dużą, jak teraz odbija się Netfliksowi, którego (za jego proaborcyjne i pro-feministyczne przesłanie), bojkotuje już w samych Stanach Zjednoczonych ponad kilkaset tysięcy ludzi. Jak wasze filmy zaczną przynosić straty, to może wreszcie pójdziecie po rozum do głowy i przestaniecie się wygłupiać robiąc "dobrze" aktywistom i aktywistkom ideologii feminizmu. I życzę wam totalnej klapy i finansowej plajty za wasze ideologiczne nastawienie i zamordystyczne cele. Dziękuję! 






 

niedziela, 21 lipca 2019

PORADY DLA MĘŻCZYZN I KOBIET - Cz. II

OD ANTYKU PO WSPÓŁCZESNOŚĆ





GRECJA KLASYCZNA

ATENY

(V - IV wiek p.n.e.)

Cz. II





WYCHOWANIE MŁODYCH MĘŻCZYZN


"DOBRZY MĘŻCZYŹNI PRAGNĄ ZŁOTA, DOBRYCH KONI I PIĘKNYCH KOBIET, ALE PRZECIEŻ POTRAFIĄ SIĘ POWSTRZYMAĆ I BEZPRAWNIE JEDNEGO I DRUGIEGO NIE TYKAJĄ"

KSENOFONT
"CYROPEDIA" 



Rodzina grecka nie należała do nazbyt płodnych. Najwłaściwszy kształt rodziny stanowił model 2+2 (rodzice i dwoje dzieci), najlepiej syn i córka (jak uważał Platon a wcześniej Hezjod). Syn był niezbędny, gdyż to właśnie on dziedziczył majątek rodziny i to on przedłużał ród swego ojca. Dlatego rodziny które posiadały po kilka córek, uważano za nieszczęsne, gdyż jedynie syn był swoistym "gwarantem bezpieczeństwa i przetrwania" rodu (greckie przysłowie mówiło: "Syna wychowuje się zawsze, nawet jeśli jest się biednym, córkę zaś porzuca się, nawet jeśli jest się bogatym"). Do siódmego roku życia rodzeństwo wychowywało się razem w otoczeniu matki i innych kobiet w gineceum (pomieszczeniu przeznaczonym dla kobiet, które znajdowało się w każdym zamożniejszym greckim domu). Z chwilą jednak ukończenia przez syna 7 roku życia, opuszczał on matczyne pielesze i przechodził pod bezpośrednią (choć sprawowaną pośrednio) władzę swego ojca, który miał za zadanie nauczyć go wszystkiego, co będzie mu niezbędne w przyszłości jako obywatelowi i żołnierzowi, stojącemu na straży ojczystego polis. Ojciec powierzał więc swego syna opiece specjalnie wybranemu pedagogowi (z reguły był to wykształcony niewolnik), którego głównym zadaniem było przede wszystkim nauczyć chłopaka dobrych manier. Najważniejszym obowiązkiem każdego Ateńczyka (i Greka w ogóle), było dbanie o swych rodziców i okazywanie szacunku starszym ludziom, przeto pedagog uczył chłopca by zawsze ustępował drogi napotkanym sędziwym osobom i zawsze (na znak szacunku) trzymał w ich obecności spuszczoną głowę. Nie wolno mu też było się odezwać niepytanemu. Pedagog uczył również chłopca jak zachować się przy stole oraz jak skromnie się ubierać, aby nie prowokować zgorszenia. Odprowadzał również wychowanka do szkoły.

Poza tym w czasie wolnym od zajęć szkolnych, pozwalał mu się bawić. A chłopaki urządzali najróżniejsze podchody, takie jak łapanie chrząszczy i motyli oraz... wrzucanie ich za chitony sióstr, zaprzęganie psów do wózka i ściganie się z innymi chłopakami, jeżdżenie na kiju (niczym na koniu), łapanie na wyścigi jaszczurek za ogon (należało to zrobić szybko i sprawnie, aby nie ugryzła). Chłopcy zabawiali się też grając "w rzutki" (gra polegała na tym że należało wrzucić odpowiedni kamyk do dołka), w piłkę (odbijano ją rękoma - jak w siatkówce). To były takie początkowe zabawy dla chłopców, inaczej bawiły się dziewczynki i inaczej też bawili się dorośli mężczyźni (do których chłopcy mogli już dołączyć po ukończeniu 16 roku życia). Jak już wspomniałem - matki opiekowały się synami do skończenia przez nich siódmego roku życia, choć oczywiście zdarzają się (bardzo nieliczne) przypadki że to ojcowie zajmowali się synami w okresie ich wczesnej młodości. Niejaki Strepsjades przypomina swemu synowi ("Chmury" Arystofanesa) iż: "Jam cię wszak wychował, bezwstydniku (...) Mówiłeś "mlimli" - jam ci wnet przynosił kubek mleka, wołałeś "papu" (...) Bułeczkę tatuś daje. A ledwie "esi" stęknął, już na dwór cię wynoszę, wysadzam, trzymam". Takie przypadki były jednak nie tylko bardzo nieliczne, ale wręcz powszechnie wyszydzane (nie na darmo Arystofanes umieszcza je w swej komedii) i były przykładem nieradzenia sobie męża ze swą żoną, której nie potrafi on przymusić by zajęła się dziećmi (zamiast spędzać długie godziny na upiększaniu swej urody). W każdym razie Grecy byli zbyt zajęci na co dzień by jeszcze zajmować się dziećmi, dlatego też naturalnym rozwiązaniem było zarówno zatrudnienie pedagoga, oraz posłanie chłopców do szkół (oczywiście nauka była prywatna a nie publiczna, więc jedynie klasa wyższa i średnia mogła sobie pozwolić na kształcenie swych synów w szkołach, chłopcy z najbiedniejszych rodzin byli zaś od maleńkości - 7 rok życia - przysposabiani do zawodu ojca).




Zadaniem pedagoga było więc zarówno odprowadzić chłopca do szkoły, jak i potem go z niej odebrać. Nauka oczywiście nie była obowiązkowa a państwo ateńskie nie kontrolowało wykształcenia swych obywateli, ale bez wątpienia w zamożniejszych rodzinach przygotowywano synów do roli pełnoprawnych obywateli, więc znajomość czytania, pisania, poprawnej wymowy, historii, rachunków, gry na instrumentach i gimnastyki - były do tego niezbędne. Córek nie kształcono (zdarzały się od tego oczywiście pewne wyjątki - jak zawsze zresztą), gdyż - można to stwierdzić z pełną premedytacją - Ateńczycy nie uznawali kobiet nawet za ludzi (jak bowiem pisał Plutarch w "Alkibiadesie": "Nikt nie miał za złe Peryklesowi, że (...) źle traktował swoją pierwszą żonę, ale wszyscy uważali za rzecz skandaliczną, iż w drugiej uznawał człowieka i żył z nią, zamiast ją odesłać do gineceum (...) To wszystko było tak szokujące, że nie mogło zostać przyjęte za rzecz naturalną"). Tak więc wracając do edukacji młodych chłopców, opiekę nad nimi w drodze do szkoły i w domu sprawował pedagog. W szkole zaś (nauczyciele przyjmowali uczniów we własnych domach), u nauczyciela zwanego "gramatikos" - uczono się z reguły czytania i pisania (choć nie zawsze) , a szczególnie rachowania i poprawnej wymowy. Każdy uczeń musiał być zaopatrzony w przybory do pisania, czyli tabliczki powleczone woskiem (aby ich nie zgubić, kilka tabliczek związywano ze sobą razem w formie książki), oraz rylec (z kruszcu lub kości słoniowej), służący do pisania (zaostrzony z jednej strony, z drugiej zgięty w formie swoistej "gładyszki" by zetrzeć z woskowej powierzchni już napisane słowa niczym gumką), nie znano bowiem jeszcze pergaminu (wynalezionego dopiero w pierwszej połowie II wieku p.n.e. w Pergamonie - stąd nazwa), zaś papirus egipski był zbyt drogi, by go marnować na naukę pisania, a wygarbowane skóry owiec i kóz też się do tego słabo nadawały. Nauczyciel zwany "kitharistes" udzielał zaś lekcji muzyki oraz (czasem) czytania i pisania, szczególnie jeśli trzeba było poznać i omówić poematy muzyczne.

To były jednak nauki rozwijające umysł, ale aby być pełnoprawnym obywatelem, należało również posiąść sprawność fizyczną, niezbędną w marszu i boju. W tym celu pedagog prowadził chłopca do nauczyciela zwanego - "pajdotribes" (czyli gimnastyk). Pajdotribes przyjmował w prywatnej palestrze, która z reguły nosiła jego imię (w Atenach w V wieku p.n.e. była np. palestra Sibirtiosa czy też palestra Taureasa). Taka nauka była niezwykle kosztowna i często zdarzało się że ubodzy Ateńczycy, których nie było stać na posłanie swych synów do szkół - przekazywali sobie dziedziczny analfabetyzm (wielokrotnie podczas głosowań na Pnyksie, ubodzy Ateńczycy musieli prosić tych, którzy umieli pisać o wyrycie na ostrakonach imienia polityka, którego chcieli wygnać z miasta. Nie można więc się dziwić że nie kształcono kobiet, skoro tak wielu mężczyzn też było analfabetami. W drugiej połowie V wieku p.n.e. to się jednak zmieniło - o czym niżej). Oczywiście czasem zdarzało się, że to państwo przejmowało na siebie wykształcenie pewnej grupy obywateli, ale musiała tu zaważyć wyższa okoliczność (taka jak na przykład najazd Persów na Grecję i spalenie Aten w 480 r. p.n.e. gdy mieszkańcy miasta przenieśli się na Salaminę, gdzie Temistokles zgromadził całą flotę w oczekiwaniu na ostateczną bitwę, dzieci swe zaś wysłali do Trojzeny - gdzie zostały przyjęte bardzo życzliwie, a na wniosek Nikagorasa przyznano dzieciom utrzymanie na koszt polis, a chłopcom również możliwość dalszej nauki). Państwo jednak nie wnikało w program nauki i jedynie stało na straży moralności (w czasie gdy chłopcy przebywali w szkole, nie wolno było wejść do tego budynku żadnemu dorosłemu mężczyźnie - aby nie prowokować pederastii). Zdarzało się też że strategowie określonych demów obejmowali pieczę nad wychowaniem młodzieży szkolnej (tak jak uczynił to w latach 70-tych V wieku p.n.e. strateg Derkylos, któremu wdzięczni rodzice potem wystawili pomnik). W czasach Peryklesa (lata 462 - 429 p.n.e.), w okresie największej politycznej świetności Aten, takie działania demów stały się znacznie częstsze, czego efektem jest choćby fakt, iż na początku wojny peloponeskiej (431 r. p.n.e.) liczba analfabetów w Atenach zmalała tak bardzo, że wręcz na palcach można było policzyć tych, którzy nie potrafili czytać i pisać podczas głosowań.

Po ukończeniu 14 roku życia, chłopiec coraz więcej czasu spędzał na nauce gimnastyki, zapasów i boksu. Bieganie było nieodłącznym elementem tych ćwiczeń (po raz pierwszy wyścigi chłopców włączono do dyscyplin olimpijskich już na 37 Olimpiadzie w 632 r. p.n.e.). Gdy chłopiec skończył 16 rok życia, ćwiczył już cały pentatlon (biegi, skok w dal, rzut dyskiem, rzut włócznią, zapasy i oczywiście jako dodatkowy boks). Wszystko to jednak miało służyć nie tylko przygotowaniu fizycznemu młodzieży do stojących przed nimi wyzwań przyszłości, ale również idealnemu ukształtowaniu muskulatury ciała. W wieku szesnastu lat, chłopiec mógł już też uczestniczyć w zajęciach gimnastycznych w publicznych palestrach (co często czyniono, jako że palestry pajdotribesa były płatne, a na przykład w miesiącu antesterion - luty - gdy przypadało dużo dni wolnych od pracy, rodzice w ogóle nie posyłali swych synów do szkół aby zaoszczędzić pieniądze i dzieci miały wówczas swoiste ferie zimowe. Większość tego wolnego czasu chłopcy spędzali właśnie w palestrach na podnoszeniu sprawności fizycznej). Udając się do palestry należało zabrać ze sobą skrobaczkę, gąbkę do mycia i jakiś flakonik z oliwą do nacierania ciała aby umyć się po ćwiczeniach w fontannie, zeskrobać z siebie pot i bród oraz nasmarować się oliwką. Zawody gimnastyczne, zapaśnicze i bokserskie były ważne dla kształtowania wytrzymałości i przygotowania bojowego młodego Greka (Ateńczyka), ale równie ważne było też przygotowanie obywatelskie do pełnienia w przyszłości funkcji publicznych.




W greckim systemie politycznym to zawsze człowiek stał na pierwszym miejscu i to człowiek był dominantem danej narodowości a nie kraj czy określone terytorium. Wojen nigdy ze sobą nie prowadziły Ateny i Lacedemon (Sparta), tylko zawsze Ateńczycy i Lacedemończycy. Dlatego też Hellenowie (a Ateńczycy w szczególności) mogli o sobie powiedzieć z pełną premedytacją - "polis to my" (parafrazując słowa króla Francji Ludwika XIV - "państwo to ja"). Obywatel Aten jednak, choć mógł bezpośrednio uczestniczyć w obradach i głosowaniu ludowym na Pnyksie, przede wszystkim sprawał władzę poprzez określone instytucje publiczne (demokracja bezpośrednia - za którą dziś uważamy demokrację ateńską, gdy zjawiało się na głosowanie 10 000 - lub więcej - osób, była w praktyce niemożliwa). Ateny w czasach Peryklesa liczyły ok. 60 000 mężczyzn-obywateli (do tej liczby należy doliczyć kobiety, metojków - czyli ludność napływową, nie posiadającą praw obywatelskich, oraz oczywiście niewolników). Nawet jeśli przyjąć że liczyły tylko ok. 150 000 mieszkańców, to i tak była to jak na greckie warunki liczba ogromna i Ateny bez wątpienia były najludniejszym ośrodkiem miejskim Hellady i to tam narodziła się demokracja. Demokracja zresztą (jako ustrój - czyli politeia - Arystoteles określał ustrój Aten jako: "Wspólnotę obywateli w ramach ustroju"), miała zarówno różne znaczenia, jak i pojawiała się z różnym natężeniem w pewnych okresach, po czym znikała i znów się pojawiała, obejmując w całości okres niecałych 200 lat (od 508 r. p.n.e. do 322 r. p.n.e.). W tym to czasie powstały wszystkie najważniejsze instytucje demokratyczne, oraz cała idea demokracji jako "władzy ludu" ("demos kratos" lub "demos kratein" - "władać ludem"). 

Pojęcie demokracji w tym sensie (jako władzy ludu w miejsce władzy jednostki czy też władzy możnych), pojawiło się zapewne jako slogan polityczny na początku "rewolucji Klejstenesa" (508-507 r. p.n.e.) a potem już tylko ewoluowało - stając się ostatecznie ideologią nie tylko polityczną ale wręcz religią państwową Aten (druga połowa IV wieku p.n.e.). Oczywiście nie będę teraz omawiał zawiłości poszczególnych ewolucji systemu demokratycznego (i prób jego powstrzymania), ale warto zaznaczyć że od czasów reform Klejstenesa system demokratyczny zaczął kiełkować, następnie "wielka rewolucja ustrojowa Peryklesa i Efialtesa" z 462 r. p.n.e. spowodowała iż stał się ustrojem niepodważalnym, który całkowicie zastąpił wszelkie pozostałości "ustroju przodków" (jak Ateńczycy nazywali władzę możnych ("aristoi" - arystokratów). Demokracja jednak V wieku p.n.e. była jedynie ustrojem politycznym, który co prawda stał się determinantem ateńskiej politei, ale nie wywierał tak przemożnego wpływu na każdy przejaw życia obywatelskiego, jak to miało miejsce w wieku IV p.n.e., po odnowieniu demokracji przez Trazybula w 403/402 r. p.n.e. (po klęsce w Wojnie Peloponeskiej w 404 r. p.n.e. i krótkim okresie rządów oligarchicznych "trzydziestu tyranów"). Oczywiście żeby zrozumieć te zawiłości które się wcześniej i potem wytworzyły i uświadomić sobie jak funkcjonował młody mężczyzna jako obywatel ateńskiego polis, należy przynajmniej skrótowo i chronologicznie przedstawić koleje systemu demokratycznego Aten, jednak w kolejnej części przejdę już do wychowania młodych dziewcząt. Podsumowując więc: młody Ateńczyk szkolił się przede wszystkim do tego aby być dobrym obywatelem, żołnierzem i zapaśnikiem, zaś jego siostra (z którą się wychowywał do siódmego roku życia), tylko i wyłącznie do roli żony i matki (każda kobieta, nawet już zamężna, ale bezdzietna - wciąż pozostawała pod władzą swego ojca, dopiero z chwilą wydania na świat dziecka przechodziła pod bezpośrednią władzę męża a małżeństwo nie mogło już być przez nią zerwane (a raczej przez jej ojca, bowiem kobieta nie miała prawa głosu ani w chwili małżeństwa, ani przy ewentualnym rozwodzie - to ojciec lub brat wszystko załatwiał. Nawet wypowiadał sławne słowa podczas zaręczyn: "Urodzę ci prawowitego potomka", na co przyszły małżonek odpowiadał ojcu - "Zgadzam się", co musiało wyglądać nieco komicznie, bo córka w tym czasie przebywała zamknięta w gineceum). Małżonek mógł zaś w każdej chwili odprawić żonę, musiał tylko zwrócić jej posag. Wszyscy greccy autorzy uznawali taki stan za uzasadniony i prawidłowy i jak pisał Arystoteles: "Rodzaj męski jest z natury silniejszy, żeński słabszy, toteż ten panuje, a tamten mu podlega").



         
CDN.

piątek, 19 lipca 2019

ZABAWNE SCENY Z POLSKICH FILMÓW - Cz. VIII

KILKA ZABAWNYCH SCEN Z

POLSKICH FILMÓW I SERIALI


KOLEJNA CZĘŚĆ ZABAWNYCH SCEN 
Z POLSKICH FILMÓW I SERIALI





ZACZNIJMY OD MISIA:


"MIŚ"

(1980 r.)


MELINA

1:00 - "PANOWIE POZWOLĄ, MOJA ŻONA - ZOFIA!"



KIOSK RUCHU

 00:40 - "PANI TU SPRZEDAJE? TEN SZAMPON SPRZEDAŁA PANI TAK? (...) SZAMPON DO WŁOSÓW - REGENERACYJNY. MATKA-DZIECIOM, TRZYDZIEŚCI LAT MAŁŻEŃSTWA, MOJA ŻONA I OTO CO MI ZOSTAŁO"
"WON MI STĄD - TU NIE JEST SALON DAMSKO-MĘSKI, TU JEST KIOSK RUCHU, JA TU MIĘSO MAM!"



KOTŁOWNIA

00:35 - "PANI KIEROWNICZKO JA TO WSZYSTKO ROZUMIEM, JA ROZUMIEM ŻE WAM JEST ZIMNO, ALE JAK JEST ZIMA TO MUSI BYĆ ZIMNO. TAKIE JEST ODWIECZNE PRAWO NATURY. CZY JA PALĘ? PANI KIEROWNICZKO JA PALĘ PRZEZ CAŁY CZAS, NA OKRĄGŁO"



EKIPA FILMOWA

00:10 - "ZAJĄC GOTÓW?"
"GOTÓW!"

00:20 - "CO TO ZA JEDNI?"
"NAGONKA, DZIECI DO NAGONKI Z CZWORAKÓW"
"TO JEST SŁUSZNA KONCEPCJA"
"UBRAĆ W PORCIĘTA, ZDJĄĆ BUTY I OGOLIĆ MI TO CAŁE TOWARZYSTWO"
"JA PODPISAŁEM UMOWĘ NA GAJOWEGO Z WĄSAMI"
"A JA SIĘ OGOLIĆ NIE POZWOLĘ, NOSZĘ ZAROST OD PRZEDWOJNY"
 1:20 - "DLACZEGO ON MA PRUSKI MUNDUR NA SOBIE"
"PRUSKI, BO TO JEST DZIEDZIC PRUSKI. MAM NAPISANE W SCENOPISIE - WCHODZI DZIEDZIC PRUSKI"
"PRUSKI BO ON SIĘ NAZYWA PRUSKI - WAWRZYNIEC PRUSKI, POLSKI DZIEDZIC"
"TO MOGĘ GO PRZEPASAĆ PO PROSTU"
"ZDJĄĆ TO, TO JEST PROFANACJA, TO JEST POLICZEK W TWARZ DLA CAŁEJ EKIPY"
"USPOKÓJ SIĘ. PRZECIEŻ TO JEST SANACYJNY DZIEDZIC, PAMIĘTAJ Z KIM ONI SIĘ WTEDY KUMALI"

2:25 - "CO TERAZ?"
"TRZEBA BĘDZIE POWTÓRZYĆ"
"CO POWTÓRZYĆ, PRZECIEŻ TO JEST KOT OŚLE JEDEN, ZAWSZE WEJDZIE NA DRZEWO"
"TO MOŻNA ŚCIĄĆ DRZEWO - TAKĄ MAM KONCEPCJĘ"
"OD KONCEPCJI TO JESTEM TUTAJ JA - ZROZUMIANO!"

2:55 - "ZRÓBCIE MI PRZEBITKĘ ZAJĄCA NA GRUSZY. ALBO NIE, ZAMIEŃCIE GO NA PSA, NIECH ON SIĘ ODSZCZEKUJE SWOIM PRZEŚLADOWCOM Z PAŃSKIEGO DWORU, NIECH ON NIE MIAUCZY"




BAR MLECZNY




"KOGEL-MOGEL i KOGEL-MOGEL 2"

(1988 i 1989 r.)




 



00:15 - "PRZEPRASZAM PANI KASIU, CZY BĘDZIE PANI WKRÓTCE WOLNA?"
"WĄTPIĘ DOPIERO CO WYSZŁA ZA MĄŻ I TO ZA MNIE!"
00"55 - "I JESZCZE DO TEGO ALKOHOLIK"




 I NAJLEPSZA WEDŁUG MNIE SCENA Z TEGO FILMU:

"JA TAM JESTEM ZA RÓWNOUPRAWNIENIEM, ALE ŻONA MA SŁUCHAĆ MĘŻA!"

😎






"NIC ŚMIESZNEGO"

(1995 r.)


2:20 - "GDZIE JEST WŁAŚCICIEL TEGO PSA? A MOŻE TO WILK Z TEGO LASU? WYGLĄDA JAK WILK"

3:40 - "DOBRA, TO HUJ CI W DUPĘ STARY, JA TU NA DESZCZU, WILKI JAKIEŚ. PRZYRZEKALIŚMY SOBIE TEN FILM OD LAT, ALE JAK NIE TO NIE




00:55 - "CO TY W MORDĘ PIERDOLONY BAMBUSIE, CO TY? W HUJA LECISZ ZE MNĄ CZY SIĘ Z WŁASNYM KUTASEM NA ŁBY ZAMIENIŁEŚ? (...) CZEŚĆ, TRZYMAJ SIĘ RAMY TO SIĘ NIE POSRAMY. DO IT BO INACZEJ URWĘ CI RYJA"




"DZIEŃ ŚWIRA"

(2002 r.)


00:05 - "CZY BYŁBY PAN TAK UPRZEJMY I POMÓGŁ MI ZDJĄĆ BAGAŻE?"
"NIE!"
"JEST PAN MĘŻCZYZNĄ CHYBA?"
"ALE JA JESTEM ZA PEŁNYM RÓWNOUPRAWNIENIEM KOBIET - GORĄCYM ZWOLENNIKIEM JESTEM A PANI JEST W PEŁNI RÓWNOUPRAWNIONĄ KOBIETĄ"
"PAN ZA TO NIE JEST CHYBA W PEŁNI MĘŻCZYZNĄ?"
"WIDZICIE W NAS MĘŻCZYZN W PEŁNI GDY TRZEBA WYNIEŚĆ ŚMIECI, KONTAKT NAPRAWIĆ, ZWOLNIĆ MIEJSCE W AUTOBUSIE. NIE JESTEM JUŻ W PEŁNI MĘŻCZYZNĄ BO NIE MA TAKIEJ POTRZEBY. PANI JEST W PEŁNI MĘŻCZYZNĄ ZA TO"


 I NA KONIEC:


"MIODOWE LATA"

(1998-2004)



KIBIC

00:15 - "CO WY TUTAJ TAK SIEDZICIE? WY TO W OGÓLE NIE FACECI JESTEŚCIE"
"A CO ROBIĄ PRAWDZIWI FACECI - STOJĄ? 

00:40 - "CZEGO PAN CHCE OD MOJEJ ŻONY?"
"SZMINKĘ POŻYCZYĆ BO MI SIĘ SKOŃCZYŁA"
"PANIE KURSKI, MOŻE NAM PAN WYJAŚNI, CO PRAWDZIWI MĘŻCZYŹNI ROBIĄ Z DAMSKĄ SZMINKĄ NA USTACH?"
"NORMALNIE MALUJEMY SIĘ - PYTASZ JAK DZIECKO (...) SĄSIAD NA MECZ IDĘ, ROZUMIESZ? TYLKO MUSZĘ SOBIE PYSK POCIĄGNĄĆ W UKOCHANE BARWY I WŁAŚNIE MI CZERWONEGO ZABRAKŁO"

1:00 - "CZY JA CHODZĘ NA MECZE? SĄSIAD, ZARAZ NORMALNIE KOPNĘ W SZYJĘ I ZABIJĘ. OD DWUDZIESTU LAT SZEFEM KLUBU KIBICA JESTEM, A TY MNIE PYTASZ CZY CHODZĘ NA MECZE?"

4:40 - "ZASADY SĄ TRZY. PO PIERWSZE ZAWSZE SIADAĆ NA ŻYLECIE - TO JEST NASZA TRYBUNA. PO DRUGIE - ZAWSZE I BEZWARUNKOWO KOCHAĆ LEGIĘ I PO TRZECIE - NAJWAŻNIEJSZE - NIENAWIDZIĆ POLONII. JAK TY SĄSIAD ZOBACZYSZ KIBICA POLONII, OD RAZU W ZĘBY"
"JA ICH NAWET NIE ROZPOZNAM"
"TO PROSTE. JAK WYGLĄDA KIBIC LEGII? JEST TO INTELIGENTNY, PRZYSTOJNY WYSOKI BLONDYN O NIEBIESKICH OCZACH I SZLACHETNYM SPOJRZENIU - WYSTARCZY SPOJRZEĆ NA MNIE. A TAKI Z POLONII TO JEST ZAWSZE MAŁY, CHUDERLAWY, ŁYSAWY, PRZYSADZISTY POKRAKA I NOSI CZARNĄ OBRZYDLIWĄ KOSZULĘ I CZERWONO-CZARNY KASZKIET"



KUCHARZ PRZYSZŁOŚCI
 
5:35 - "A JEŻELI MOJA ŻONA DANUTA OGLĄDA MNIE TERAZ I JAK WRÓCĘ DO DOMU POWIE "A NIE MÓWIŁAM" TO JĄ NORMALNIE UDUSZĘ"



NAPAD

00:05 - "UWAGA TO JEST NAPAD!"
"PRZESTAŃ CO TO ZA WEJŚCIE JEST? 

00:30 - "NIE CELUJ W PODŁOGĘ TYLKO WE MNIE"

1:25 - "NIE PUKAJ, BANDYCI NIGDY NIE PUKAJĄ (...) AMATOR"

3:05 - "OBUDŹ SIĘ TY OFIARO, ZARAZ BĘDZIE TUTAJ POLICJA. ZACZEKAJ - WEŹ TO NIEDOJDO JEDNA"




AGENCI WYWIADU


03:40 - "CO TERAZ BĘDZIE?"
"NIC NIE BĘDZIE, O ILE BĘDZIE PANI Z NAMI KOOPEROWAĆ"
"TUTAJ, TERAZ?"



RODZINA PATOLOGICZNA

01:00 - "SŁUCHAJ ŻONA UWAŻAJ, BO JA DZISIAJ JESTEM PATOLOGICZNY, MOGĘ CI ZARAZ PRZYLUTOWAĆ"

02:00 - "CO, W MORDĘ JEŻA? DEGENERACI JESTEŚMY!CO TAK GAŁY W MORDĘ JEŻA WYWALACIE? NORMALNA CHAWIRA NIE? TO JEST PRAWDZIWA PATOLOGIA, Z TRADYCJAMI"
"PAŃSTWO O SOBIE MÓWIĄ - DEGENERACI?"
"A CO, NIE WIDAĆ? MÓJ PRADZIADEK BYŁ DEGENERAT, DZIADEK BYŁ DEGENERAT, TATA JEST DEGENERAT I JA JESTEM DEGENERAT"
"A DZIECI MAJA BYĆ TUTAJ?"
"JAKIE DZIECI? JA TO JESTEM TAKI DEGENERAT, ŻE NIE MOGĘ MIEĆ DZIECI"
"JEGO PRADZIADEK, NIE MIAŁ DZIECI, DZIADEK NIE MIAŁ DZIECI, OJCIEC NIE MIAŁ DZIECI - ON TEŻ NIE MOŻE MIEĆ DZIECI"

04:00 - "JA JESTEM GŁOWĄ PODWÓJNIE PATOLOGICZNEJ RODZINY, MAM DWIE ŻONY Z CZEGO JEDNA JEST MĘŻCZYZNĄ. TAKIEGO NUMERU JESZCZE NIE MIELIŚCIE - CO?"

04:35 - "DECYZJĄ NASZEJ KOMISJI NIE PRZYZNANO PAŃSTWU PRAWA DO PROWADZENIA DOMOWEGO PRZEDSZKOLA"

05:00 - "CHCIAŁYŚMY Z DANKĄ ZAROBIĆ TROCHĘ PIENIĘDZY, CO TY TU ZA SPELUNĘ URZĄDZIŁEŚ"
"JA CI CHCIAŁEM ZROBIĆ NIESPODZIANKĘ"

07:25 - "CZY TUTAJ MIESZKA PATOLOGICZNA RODZINA KRAWCZYKÓW?"
"JAKA? PATOLOGICZNA? PROSZĘ OPUŚCIĆ MÓJ LOKAL MIESZKALNY"

09:00 - "TU NIE JEST ŻADNA W MORDĘ JEŻA, PATOLOGICZNA RODZINA (...) MY MAMY BARDZO PORZĄDNYCH ZNAJOMYCH"




"PRZEPRASZAM CIĘ"

06:00 - "JAK WRACAM Z PRACY DO DOMU TO NIE POZWALAM SWOJEJ ŻONIE CHODZIĆ NA PIWO I NA MECZE FC "ALBATROS" NIE DAJĘ JEJ PIENIĘDZY. DO ZUPY DOSYPUJĘ JEJ TŁUCZONEGO SZKŁA I DODAJĘ GARŚĆ GWOŹDZI CALOWYCH"
 "A JA NAZYWAM SIĘ TADEUSZ NOREK I MAM BARDZO MROCZNĄ NATURĘ BO PRACUJĘ W KANAŁACH. SWOJĄ ŻONĘ DANUTĘ BARDZO OKRUTNIE BIJĘ I RZUCAM SIĘ NA NIĄ Z PAZURAMI"
"JA TEŻ BIJĘ MOJĄ ŻONĘ TAKIM ŁAŃCUCHEM Z ŻELAZA"
"A JA ŻELAZKIEM"
"A POTEM JĄ PRZYPALAM NAD OGNISKIEM. NAJGORSZE TO SĄ PIĄTKI, BO W PIĄTKI WRACAM KOMPLETNIE PIJANY Z PRACY I WTEDY NACINAM CIAŁO MOJEJ ŻONY PIŁĄ MECHANICZNĄ A RANY POSYPUJĘ SOLĄ I PIEPRZEM"

   


PSYCHIATRYK

00:20 - "SŁYSZAŁEM ŻE NOREK W PSYCHIATRYKU KIBLUJE (...) TO LUDZKA RZECZ, JA TEŻ W PSYCHIATRYKU SWOJE ODGAROWAŁEM"
"A CO PANU DOLEGAŁO?"
"PARAGRAF 418 - ROZBÓJ Z USZKODZENIEM"
"A JAK PANU TAM BYŁO?"
"BARDZO DOBRZE, PIELĘGNIARKI NA WYCIĄGNIĘCIE RĘKI, WIDZENIA DWA RAZY W TYGODNIU BEZ KRAT, PEŁNA MICHA - ŻYĆ NIE UMIERAĆ"




OCHRONA

00:25 - "DOKUMENTY PRZEJĘCIA BRONI. NIE MA PODPISÓW!"
"JESZCZE NIE UMIELI PISAĆ"

4:55 - "ZNAM TĘ PANIĄ OD LAT, MOŻE SZYKUJE JAKIŚ GRUBSZY NUMER?"

7:25 - "MAMUSIA! WIDZĘ ŻE SOBIE ROZMAWIASZ Z KAROLKIEM"
"Z KAROLKIEM? TO WARIAT, NIE CHCE MNIE DO CIEBIE WPUŚCIĆ"

7:50 - "CO DO OBYWATELKI-MATKI, ISTNIEJĄ BARDZO POWAŻNE POSZLAKI MATACTWA"

08:20 - "MASZ WYPEŁNIĆ I PODPISAĆ CZYTELNIE PORĘCZENIE ZA OSOBĘ, KTÓRĄ WPROWADZASZ DO OBIEKTU MIESZKALNEGO"
"DOBRZE, WYPEŁNIĘ JE DRUKOWANYMI LITERAMI - WŁAŚNIE WTEDY GDY BĘDZIESZ CHCIAŁ ZJEŚĆ OBIAD!"



TO TYLE!