Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 30 sierpnia 2022

UMIERAMY I CO DALEJ? - czyli co się z nami dzieje po śmierci? - Cz. LIX

ŻYCIE PO ŚMIERCI -

CZYLI RELACJE OSÓB,

KTÓRE PRZEŻYŁY WŁASNĄ ŚMIERĆ

 


 

III

ODWIEDZINY Z ZAŚWIATÓW

Cz. I

 
 
 

 
 
OSTATNI Z LEGENDARNEGO SZCZEPU AGHERTI
 
 
 Do najciekawszych wypadków ostatnich czasów w dziedzinie kontaktów z tamtym światem należy zaliczyć przygodę angielskiego kapitana, Brightona. A oto jego sprawozdanie:
 
Jesienią 1945 roku znajdowałem się wraz z kompanią Highlanderów w pobliżu Leh w Himalajach, w Indiach. Któregoś wieczoru, kiedy siedziałem w namiocie pisząc listy, które nazajutrz miały odejść pocztą do Anglii, wszedł do namiotu jeden z moich młodych żołnierzy. Człowiek ten jednak nie miał na sobie munduru, lecz szpitalną piżamę. Także na głowie nie miał czapki, a wchodząc nie zasalutował. Zwyczajnie zwrócił się do mnie: 
 
- Proszę, niech kapitan prześle mój zaległy żołd mojej matce w Manchesterze. Niech pan będzie uprzejmy i zanotuje jej adres. 
 
Mechanicznie zapisałem, co mi żołnierz podyktował i powiedziałem:
 
- W porządku, będzie załatwione. 
 
Żołnierz opuścił mój namiot milcząc i bez salutowania, tak jak wszedł. Będąc znów sam w namiocie uprzytomniłem sobie, że wystąpienie żołnierza było co najmniej dziwne. Jak on w ogóle śmiał wejść do namiotu dowódcy w piżamie i bez salutowania wypowiedzieć swoją prośbę? To mnie zirytowało. Kazałem więc wezwać sierżanta, aby z nim pogadać.
 
- Sierżancie - zawołałem - dlaczego pozwoliliście szeregowcowi Youngowi wejść w piżamie do mojego namiotu? Rozkazuję, aby szeregowiec Young natychmiast stawił się umundurowany.
 
- Panie kapitanie - odparł sierżant - czy pan zapomniał, że szeregowiec Young zmarł wczoraj w szpitalu w Svingar? Meldunek o tym położyłem panu dziś rano na stole. 
 
- Meldunku jeszcze nie czytałem. Dziwne mi się jednak wydaje, że Young był u mnie i prosił, aby jego zaległy żołd wysłać matce. Podał nawet jej adres.
 
- Rzeczywiście dziwne - zauważył sierżant - a ja Jego rzeczy sprzedałem wśród kolegów w drodze licytacji i byłem w kłopocie co zrobić z pieniędzmi, bo w jego papierach nie ma żadnego adresu. 
 
To zdarzenie zastanowiło kapitana Brightona. Mieszkał on w Indiach dość długo, wiedział więc, że na świecie zdarzają się rzeczy niezrozumiałe dla trzeźwych materialistów. Kapitan Brighton polecił więc wpierw sprawdzić, czy adres matki Younga jest właściwy. Okazało się, że tak. 
 
Sprawa ta jednak nadal chodziła mi po głowie - opowiadał kapitan Brighton. - Zastanawiałem się, jak to się stało, że szeregowiec Young mi się pokazał. Kiedyś usłyszałem, że w pobliżu mego posterunku mieszka młody Hindus, Swany Asmari Gopal, który od kilku lat wiódł tu życie pustelnicze. Hen, wysoko na szczytach "Dachu Świata", gdzie daje się odczuć wpływ ciał astralnych Adeptów, młody Hindus zagłębiał się w tajnikach prastarej wiedzy swego narodu. Zdobył on na tej drodze nie tylko wiedzę magiczną i okultystyczną, lecz miał ją opanowaną w niebywały wręcz sposób. Przebywał wśród tych zagadnień od dziecka. Tak więc Hindus, człowiek myślący nowocześnie, o wykształceniu uniwersyteckim, był także wybitnym medium (pośrednikiem) między naszym i tamtym światem. 
 
Któregoś dnia - ciągnie swą opowieść kapitan Brighton - wybrałem się do Hindusa i opowiedziałem o zdarzeniu z szeregowcem Youngiem. Swany Asmari Gopal wytłumaczył mi na wstępie, że było to ciało astralne zmarłego, który w trosce o swą matkę powrócił na nasz świat, aby podać mi jej adres, czego zapomniał załatwić za życia. Ponieważ bardzo zainteresowałem się życiem pośmiertnym, wdałem się w rozmowę na ten temat. W toku dyskusji wyraziłem zdanie, że co prawda wierzę w życie pozagrobowe, lecz nie mogę sobie wyobrazić, jak to życie tam wygląda. Natomiast gorąco pragnąłbym dowiedzieć się o tym czegoś bliższego. Hindus uśmiechnął się tajemniczo i powiedział: 
 
- Widzi pan, jestem jednym z ostatnich członków legendarnego niegdyś szczepu Agherti, który ma dar kontaktowania się z duchami zmarłych. Chętnie ułatwię panu możliwość rzucenia okien w zaświaty, lecz może to być dla pana niebezpieczne. Mogłoby się zdarzyć, że zechciałby pan opuścić teraz ten świat na zawsze. Kto jednak przyłoży rękę do opuszczenia swego fizycznego bytu przed czasem, jaki jest dla niego przewidziany, ten musi brakujący mu okres do zakończenia życia doczesnego spędzić w warunkach bardzo nieprzyjemnych, poniekąd w zawieszeniu, będąc już nie tu, a jeszcze nie tam. Ten świat bowiem opuścił, a do tamtego nie może być jeszcze przyjęty. 
 
Kiedy oświadczyłem Hindusowi, że uważam siebie za osobowość silną, pełną energii i przywiązania do tego świata, Swan Asmari Gopal odparł: 
 
- Niech więc pan zwróci baczną uwagę na to, co teraz nastąpi. Na jedno muszę jeszcze panu zwrócić uwagę, iż cokolwiek się stanie, niech się pan w to nie wtrąca, niech pan mnie nie dotyka i pozostawi mnie swemu losowi bez obawy o moją osobę.
 
Następnie Hindus ukrył twarz w dłoniach, a po chwili konwulsyjne drgawki zaczęły wstrząsać jego ciałem. Chciałem skoczyć mu na pomoc, lecz w ostatniej chwili przypomniało mi się jego ostrzeżenie. Nagle zaczęło mnie ogarniać dziwne uczucie duszności. Już zacząłem żałować mego pochopnego postanowienia. Chciałem powiedzieć Hindusowi, aby dał spokój i przerwał doświadczenie, bo czuję się niedobrze, lecz już nie mogłem wypowiedzieć ani słowa, chociaż usilnie się starałem. Tylko w myślach wołałem: "przerwać, przerwać". Dookoła mnie wszystko zaczęło falować, jakby ogarnął mnie wiatr. Wydawało mi się, że zbliżają się do mnie olbrzymie, mgliste meduzy. Nagle przestrzeń się rozjaśniła, błyszcząc promiennym światłem, jakiego nie widuje się nigdy na Ziemi i w życiu fizycznym. Mgliste meduzy zaczęły się powoli skupiać i nabierać ludzkich kształtów. Wreszcie jakaś ludzka postać usiadła obok Hindusa... i wówczas rozpoznałem to dziwne zjawisko. To była moja siostra Marianna, która zmarła przed czterema laty. Chciałem coś powiedzieć, zawołać ją, podać jej rękę, lecz byłem jak porażony. Nawet nie mogłem jej powitać szeptem. Milcząc, zjawa spoglądała na mnie poważnym wzrokiem. "Ja chyba oszaleję" - myślał mój mózg, jeżeli zjawa się nie odezwie.
 
- Przyszłam - oznajmiła wreszcie siostra - bo Swany Asmari Gopal mnie wezwał, abym tobie, braciszku, przyniosła wiadomości z tamtego świata. A więc wiedz, że przebywam w krainie, gdzie żyją ci, którzy zmarli na twoim świecie. Wszystkie dusze naszych tak zwanych zmarłych mają postacie podobne do ziemskich. Każdego, kto opuszcza swe ciało fizyczne, aby przyjść do nas, przyjmuje kilku z nas, którzy byli mu bliscy. Lecz taki nowy przybysz nie od razu dostaje się do najwyższej sfery nowego świata. Musi on przeżyć okres wyczekiwania i oczyszczenia. W tym czasie może on co prawda świadomie przebywać tu, lecz nie może jeszcze brać udziału w naszym tutejszym życiu. Nasz świat nie jest jakąś pustą przestrzenią. Także i tu istnieje materia, którą jednak możemy przenikać, tak samo, jak to możemy czynić, gdy chodzi o wasze materialne budowle oraz wszystko, co jest utworzone z materii fizycznej. Można powiedzieć, że dla nas nie ma przeszkód. Najgłębsze podziemia i najgrubsze ściany betonowe przenikamy z łatwością. Wszędzie możemy sięgnąć i dotrzeć lub przejść przez wszystkie przedmioty. Możemy posługiwać się energią, o której istnieniu ludzka myśl nie ma wyobrażenia. Nim ciebie teraz opuszczę, chciałabym ci coś powiedzieć. Tobie, który na Ziemi byłeś moim bratem. W Londynie przygotowuje się dusza pewnej starej kobiety do pożegnania się z waszym światem. Pójdę teraz do niej, aby być przy niej. Ta kobieta jest twoją matką.
 
- Nie - chciałem krzyknąć - nie, to nieprawda. Powiedz, że to nieprawda.
 
Lecz ja wiedziałem, że to prawda, choć w ostatnim liście matka pisała mi, że jest zdrowa. W tym momencie żałowałem, że Hindus Swany Asmari Gopal pozwolił mi uchylić zasłony i spojrzeć na tamten świat. Ogarnęła mnie żałość i ból. Siostra moja zdawała się rozumieć mój stan psychiczny, bo dodała: 
 
- Nie martw się o tych, którzy muszą was opuścić, przechodzą oni do cudownego świata. 
 
Po chwili moja siostra zaczęła znikać i niebawem jej nie było. Siedziałem bez ruchu, kiedy Swany Asmari Gopal podszedł do mnie i położył mi rękę na czole. Ogarnęło mnie uczucie spokoju, myśli moje stały się swobodniejsze, a uczucia bardziej opanowane.
 
- Bądź silny, będziesz potrzebował dużo energii - powiedział Hindus, mówiąc mi ty, co w zwykłych okolicznościach byłoby niedopuszczalne. - Wiem, że w tej godzinie twoja matka żegna się z tym światem, lecz pomyśl, ona umiera, żeby dalej żyć. Pomyśl, że jej śmierć fizyczna daje życie jej duszy. Są to urodziny jej właściwego, nieśmiertelnego Ja, jako że prawdziwa śmierć w ogóle nie istnieje. 
 
Kapitan Brighton powrócił do swej kompanii przygnębiony. Z niepokojem oczekiwał wiadomości o śmierci matki. Nazajutrz otrzymał od ojca telegram, że matka zmarła. Zdarzyło się to dokładnie w tym czasie, kiedy za pośrednictwem Hindusa siostra powiedziała mu o bliskiej śmierci matki.
 
 
 
 
 

DUCH AUGUSTA MOCNEGO - KRÓLA POLSKI
 
 
 
 
"CAŁE MOJE ŻYCIE BYŁO JEDNYM NIEPRZERWANYM GRZECHEM, 
BOŻE ZLITUJ SIĘ NADE MNĄ"
 
Ostatnie słowa, jakie tuż przed swą śmiercią (1 lutego 1733 r.) wypowiedzieć miał 
król Polski i książę Saksonii - (Fryderyk) August II Mocny
 
 
 Relację tę zaczerpnąłem z pamiętnika Wilhelminy, siostry Fryderyka II, króla pruskiego (1709-1758). Ojciec Wilhelminy, król pruski Fryderyk Wilhelm I był w owym czasie bardzo poruszony zgonem króla polskiego Augusta Mocnego, znanego nam bliżej z książki Józefa Ignacego Kraszewskiego: "Hrabina Cosel". August II Mocny zmarł w Warszawie dnia 1 lutego 1733 roku, bezpośrednio po przybyciu do stolicy Polski (przyjechał z Drezna do Warszawy 16 stycznia). Grumbkow, pierwszy minister króla pruskiego, widział się z Augustem Mocnym jeszcze na kilka dni przed jego śmiercią (spotkali się w Krośnie w dniach 10-11 stycznia). Król lubił Grumbkowa, nawet w pewnym sensie się z nim przyjaźnił. Kiedy więc serdecznie się żegnali, król miał jakoby powiedzieć:
 
- Już pana nigdy nie zobaczę, mój drogi... 
 
W dniu pierwszego lutego Grumbkow powiedział do Wilhelminy:
 
- W nocy zmarł nasz król. Widziałem go. Był u mnie nad ranem. Stanął nad moim łóżkiem i wpatrywał się we mnie długo. 
 
I rzeczywiście, o tej porze - jak się później okazało - gdy Grumbkow ujrzał Augusta II Mocnego w swoim pokoju, ten w Warszawie zmarł. Bardziej szczegółowo opisuje to zdarzenie znany niemiecki pisarz Jung Stilling. Według niego Grumbkow urządził przyjęcie dla Augusta Mocnego. Przy tej okazji zdrowo sobie popili (August Mocny lubił imprezy zakrapiane mnóstwem alkoholu i nawet organizował zawody kto więcej wypije. Tak było chociażby podczas spotkania z carem Rosji - Piotrem I w Rawie Ruskiej w dniach 20-23 sierpnia 1698 r. Obaj szli równo, pijąc na zmianę wino i wódkę szklankami, ostatecznie jednak - dosłownie o włos, tę niezwykłą konkurencję zwyciężył car, ale stracił przytomność wkrótce po tym, jak i Augustowi "urwał się film"). Grumbkow wracając w ciemnościach nocnych do siebie przez podwórze nadział się na dyszel od wozu i złamał sobie dwa żebra. Nazajutrz chcąc koniecznie pożegnać się z królem, kazał zanieść się w lektyce na dziedziniec. Król był już na nogach. W rozchełstanej koszuli i krótkiej polskiej baraniej kurtce pożegnał się z ministrem. 
 
Pierwszego lutego około godziny trzeciej nad ranem Grumbkow zobaczył króla stojącego nad jego łóżkiem. August II Mocny pochylił się do niego i powiedział: 
 
- Mon cher Grumbkow, je viens de mourir ce moment a Varsovie ("Mój Drogi Grumbkow, w tej chwili zmarłem w Warszawie"). 
 
Król był ubrany tak samo jak wówczas, kiedy się żegnali. Ponieważ minister wyraźnie widział króla wchodzącego do pokoju, zadzwonił na lokaja, śpiącego w przedpokoju.
 
- Czy widziałeś może tego, który przed chwilą wszedł do mojej sypialni? - spytał. 
 
Lecz lokaj nie widział nikogo. Grumbkow natychmiast napisał dokładny raport o całym zajściu do swego przyjaciela, feldmarszałka hrabiego Sachendorfa, który z kolei opis tego widzenia przesłał królowi pruskiemu.
 
- Chyba staremu Grumbkowowi od tych połamanych żeber całkiem pomieszało się w głowie - mruknął Fryderyk Wilhelm. 
 
Lecz mniej więcej po czterdziestu godzinach nadjechała konna sztafeta, która na granicy zluzowała sztafetę polskich ułanów i przywiozła wiadomość o śmierci Augusta II Mocnego.
 
Tego rodzaju wypadki nie należą do rzadkości. Na tamtym świecie nie istnieją ani przestrzeń, ani czas. Umierający król miał w sobie jeszcze w rezerwie tyle energii życiowej, że wystarczyła mu ona do wysłania swego ciała astralnego do przyjaciela. Na taki jednorazowy występ Grumbkow nie musiał mieć właściwości medialnych, które by mu pozwalały odstępować komuś energię witalną. Czasami konającemu lub właśnie zmarłemu starczy sił tylko na ciśnięcie dzwonka u drzwi wejściowych. Wtedy zdarza się, że ktoś z rodziny otwiera drzwi i... za nimi nie ma nikogo. Zdarzenia takie wielokrotnie notowano podczas pierwszej i drugiej wojny światowej. Takie "pożegnalne" wizyty czyjegoś ciała astralnego mogą się objawiać różnie. Na przykład: obraz spada ze ściany, bez powodu pęka szklanka stojąca na oknie albo też coś uderzy w szafę czy stół. Na zmaterializowane zamanifestowanie się zmarłemu zazwyczaj brak już sił, gdyż jego życiowy akumulator - mówiąc obrazowo jest już wyczerpany.
 
 

 
 
PS: Powracając jeszcze na moment do poprzedniego tematu tej serii, chciałbym wcisnąć krótką prywatę, a mianowicie dziś właśnie (kilka godzin temu) otrzymałem wiadomość od siostry że właśnie zdycha pies (a raczej suka) która była u nas (a raczej u siostry) od piętnastu lat. Przykra wiadomość, bo tego psiaka wychowała ono od szczeniaka (pamiętam, jak razem spały sobie w jednym łóżku, przykryte tak, że im tylko główki było widać 😇). Piszę o tym tylko dlatego, aby raz jeszcze przekonać siebie samego, jak kruche jest to nasze istnienie na tym świecie, i choć wiemy że śmierć nie istnieje, to jednak pewien rodzaj smutku w sercu pozostaje że danej osoby (czy zwierzęcia) już fizycznie przy nas nie będzie. W każdy razie dostałem takową wiadomość: "Wiesz, Pusia zdycha" co oznacza że jeszcze się męczy (a ponoć boli ją i nie może już ustać na nogach), siostra (magister farmacji) chciała nawet zawieść ją do znajomego weterynarza, ale było już za późno i nie chciała przeszkadzać mu o tej porze. Cóż, suka pewnie będzie zdychała całą noc, aż do rana, póki nie dostanie zastrzyku i nie zakończy się jej ziemska droga na tym Łez Padole. 😞  
 
 
 CDN.
 

sobota, 27 sierpnia 2022

"JESTEM KRÓLEM WASZYM PRAWDZIWYM, A NIE MALOWANYM..." - Cz. XIX

CZYLI, JAK TO W POLSCE

NARÓD WYBIERAŁ SWOICH KRÓLÓW?




 

BATORY - KOSZMAR MOSKALA

Cz. V




 
 
GDAŃSKA ZADRA
 
 
 10 czerwca 1576 r. król Stefan Batory (w liście pisanym z Bolimowa) nakazał opuścić Polskę nuncjuszowi papieskiemu - Vincenzo Laureo, a to z tej przyczyny, iż stanowisko Stolicy Apostolskiej wobec Batorego było wprost nieprzychylne (co prawda papież Grzegorz XIII miał twierdzić że przychylny jest "szlachetnemu Polskiemu Królestwu", ale jednocześnie polecał cesarza Maksymiliana Habsburga, mówiąc, iż każde królestwo pożądałoby takiego monarchy). Po zakończeniu sejmu koronacyjnego (30 maja) król wyjechał do Warszawy, ale nie spieszył się tam, delektując się spływającymi doń informacjami o uznaniu go za monarchę przez poszczególne ziemie i prowincje. Na trasie przejazdu przybyli do króla posłowie z Litwy (w osobach kasztelana wileńskiego - Jana Chodkiewicza, kasztelana trockiego - Ostafieja Wołłowicza, krajczego litewskiego - Jana Kiszki, starosty grodzieńskiego - Aleksandra Chodkiewicza i kilku innych możnych panów litewskich), uznali oni Batorego za króla, złożyli przysięgę i przyrzekli obronę przeciw Moskwie, co spowodowało iż marszałek wielki koronny - Andrzej Opaliński w uniesieniu rzec miał: "Liwa nasza!" Ten triumfalny i wesoły pochód królewskiego orszaku ku Warszawie, zakłóciło nieco wydarzenie, jakie miało miejsce pod Rawą. Otóż, gdy król przejeżdżał przez to miasto, oblegli go zewsząd mieszczanie, chłopi, wdowy z dziećmi a nawet uboższa szlachta; wszyscy oni składali przed królewskim majestatem swoje żale na stan w jaki przyszło im żyć (chłopi na przykład skarżyli się na zwiększanie przez magnatów i szlachtę dni przeznaczonych do odrabiania pańszczyzny, chociaż od razu należy tutaj dodać, że w ówczesnej Rzeczpospolitej chłopi nie byli jeszcze tak zmarginalizowani, jak to miało miejsce w wieku XVIII, nie mówiąc też w ogóle o tym, że znacznie cięższy los dotykał chłopów nie tylko w ówczesnej Rosji, ale również w niemieckich krajach Cesarstwa Rzymskiego oraz we Francji. A poza tym polska szlachta nigdy nie była "klasą próżniaczą" - jak to wpajano nam w czasach komuny. Niewątpliwie jednak od XVI wieku postępował proces zwiększania obciążeń włościańskich i eliminacji mieszczan z życia politycznego kraju). Owa manifestacja ludu włościańskiego pod Rawą nie spodobała się zaś wielkim panom z królewskiego orszaku, którzy twierdzili ponoć, że już w Biblii los chłopów został przesądzony i jako ci pochodzący od Chama (syna Noego), przeznaczeni zostali do ciężkiej pracy fizycznej. Natomiast rawska szlachta wykorzystała okazję i wręczyła Batoremu suplikę, w której krytykowano wojewodę płockiego i starostę rawskiego - Anzelma Gostomskiego, jako zwolennika cesarza Maksymiliana (notabene ów Gostomski był autorem fachowej książki o prowadzeniu gospodarstwa pod tytułem: "Gospodarstwo"). Król przyjął suplikę i zapowiedział odebranie Gostomskiemu (bawiącemu wówczas na wiedeńskim dworze) starostwa rawskiego i przekazanie go w surogację (zastępstwo), ale gdy tylko wieść o tym dotarła do starosty, ten czym prędzej powrócił do kraju i na Błoniu złożył przysięgę wierności królowi Batoremu; ale ten i tak odebrał starostwo Gostomskiemu i przekazał je w surogację... jego synowi. 

Batory, choć początkowo zwolennik srogiego ukarania stronników Maksymiliana, szybko doszedł do wniosku (zapewne pod wpływem Jana Zamoyskiego, który doradzał ostrożność i przebaczanie swym wrogom, twierdząc że dzięki temu król więcej zyska niż straci) że polityka przebaczania przez demonstrację siły, jest znacznie skuteczniejsza w takim królestwie jak Polska. Sejm polski w niczym bowiem nie przypominał hałaśliwego, ale uległego wobec Batorego zjazdu siedmiogrodzkiego. Tutaj należało wykazać się nie tylko siłą (poprzez groźby i protestacje które na polskich posłach nie wzbudzały żadnej reakcji - wszelkie tego typu kwestie traktowali oni bowiem nie jako publiczne, a prywatne opinie króla i odmawiali ich wysłuchania), lecz również inteligencją i przebiegłością. W połowie czerwca 1576 r. przysięgę przed królem w Warszawie złożył prymas Polski - Jakub Uchański, dotychczasowy stronnik Maksymiliana; a wkrótce potem wycofał się on z czynnego życia politycznego (Uchański był stary, miał 74 lata, do tego głuchy, ledwo chodził i trzęsły mu się ręce). Do Warszawy przybywali teraz dotychczasowi zwolennicy cesarza, składając tam przysięgę wierności Batoremu, co spowodowało iż praktycznie cały kraj uznał nowego króla. Był co prawda jeszcze problem na Litwie z rodem Radziwiłłów (przez Barbarę Radziwiłłównę skoligaconych z Jagiellonami), ale z nimi również Batory umiał sobie poradzić; większy problem stanowiły Prusy Królewskie, a konkretnie miasta: Toruń, Elbląg i Gdańsk zamieszkałe w dużej mierze przez ludność niemiecką (co oczywiście nie miało większego znaczenia, jako że byli to mieszkańcy a często obywatele Rzeczpospolitej, w której to odnaleźli więcej swobód niż w krajach Rzeszy z których niegdyś przybyli ich przodkowie). Co prawda stany pruskie również zapowiedziały (ustami niektórych swych przedstawicieli) uznanie Batorego za nowego króla, ale na razie nic ku temu nie poczyniono, jednak należało się spodziewać szybkiego skruszenia ewentualnego oporu Prus oraz miast: Torunia i Elbląga; problem stanowiła tylko owa "Perła Bałtyku" czyli Gdańsk, pragnący uzyskać od Batorego jawne deklaracje swobód handlowych i wewnętrznej niezależności miasta (na Gdańsk bowiem jeszcze w 1570 r. nałożono uciążliwe Statuty Karnkowskiego - na mocy których Gdańsk uznawał prawo króla do nakładania embarga na handel morski z dowolnym krajem, a także monarcha miał prawo budowy i utrzymania okrętów w porcie gdańskim częściowo na koszt miasta). Ten problem należało czym prędzej rozwiązać, ale równie palącą kwestią było międzynarodowe uznanie Batorego za króla Polski i wielkiego księcia Litwy; a to można było uzyskać szczególnie w dwóch stolicach - w Rzymie oraz w Wiedniu.




Do Rzymu wysłany został podczaszy łomżyński - Jan Zamoyski, herbu Grzymała (który potem został arcybiskupem lwowskim). Nie mógł niestety uzyskać audiencji u papieża Grzegorza XIII, jak również żaden z kardynałów nie chciał się z nim spotkać (wyjątek uczynił jedynie kardynał Alessandro Farnese, który stwierdzić miał, że mimo wszystko należało przyjąć posła "tego, co się mianował królem Polski"). Niechęć papieża i kardynałów brała się nie tylko z faktu popierania przez nich na polski tron kandydatury cesarza Maksymiliana Habsburga, ale również ze względu na protestacje, jakie wygłaszał francuski poseł w Rzymie - De la Roche Pozay, a twierdził on, że Batory przywłaszczył sobie tytuł, należący się jego monarsze, królowi - Henrykowi Walezemu (jeszcze w 1580 r. Henryk pisał do Signorii weneckiej że to on jest królem Polski, a Batory tylko jego namiestnikiem). Jednocześnie w tym czasie polscy posłowie wysłani do cesarza (Dymitr Solikowski i Jan Krotosz) pojmani zostali we wsi Vatter w Bawarii i odstawieni do Zamku w Linzu, jako "Turcy, szykujący zamach na życie Cesarza"; a wkrótce potem uwięzieni zostali Zygmunt Solikowski w Wiedniu, Samuel Łaski w Glatz i Andrzej Górka w Pradze (o czym pisałem w poprzedniej części). Sprawa ta była bardzo poważna, tym bardziej że wciąż istniał konflikt o koronę pomiędzy Batorym a Maksymilianem Habsburgiem, który mógł przerodzić się w otwartą wojnę między Rzeczpospolitą a Cesarstwem. Austriacy zapewne zdawali sobie z tego sprawę, jako że do Linzu zaczęli zjeżdżać przedstawiciele szlachty, którzy jednocześnie pisali listy do cesarza, prosząc o uwolnienie polskich posłów i przedstawiając jak korzystne jest wzajemne sąsiedztwo z Rzeczpospolitą i dobre z Nią stosunki, a jak niebezpieczną będzie wojna i niezgoda. Póki jednak żył stary cesarz Maksymilian, polscy posłowie wciąż przebywali zamknięci na Zamku w Linzu. Cesarz bowiem nie zrezygnował z polskiej korony (choć nie podjął też żadnej walki w jej obronie) i nadal uważał się za króla Rzeczpospolitej (co powodowało, iż formalnie było wówczas aż trzech oficjalnych władców, tytułujących się rex Poloniae et magnus dux Lithuaniae). Nuncjusz papieski Laureo pisywał wówczas do cesarza, aby ten zrezygnował z polskiej korony w zamian za zgodę Sejmu i Senatu by po śmierci Batorego królem został wybrany arcyksiążę Maciej Habsburg, ale dumny Maksymilian nie zamierzał z niczego rezygnować.

A tymczasem nadszedł piękny sierpień. Minęło już trzy miesiące od królewskiej koronacji Stefana Batorego (1 maja 1576 r.), a mimo to obie strony wciąż nie były pewne swego. Cesarz Maksymilian zaczął (bardzo powoli, co było częste w ostatnich miesiącach jego rządów) gromadzić wojsko do wojny o polską koronę, a ponieważ jego kasa świeciła pustkami, poprosił o pieniądze swego kuzyna - króla Hiszpanii Filipa II, aby móc wypłacić je staroście koszyckiemu - Janowi Rueberowi, który miał poprowadzić cesarskie wojsko na Kraków. Jednocześnie zlecił Maksymilian oratorowi Krzysztofowi Warszewickiemu napisanie relacji z dziejów sejmu elekcyjnego, pokazującej, iż to właśnie on jest jedynym i niepodważalnie wybranym królem Polski (pod tym względem jednak Maksymilian miał za przeciwnika człowieka, który okazał się doskonałym znawcą propagandy i który dosłownie zalał Europę informacjami nie tylko o swoim prawie do polskiej korony, ale również o konieczności wojny z Moskwą, jako wojny cywilizacji z barbarzyństwem. Te przekazy były tak silne, że w następnym pokoleniu Polacy oficjalnie twierdzili już że wojna z Moskwą i zajęcie Kremla, to jest wojna kolonialna cywilizacji z barbarzyńskimi ludami tubylczymi i tak jak Francuzi czy "Angliczanie" mają swe kolonie w Nowym Świecie, tak i my mamy swoje kolonie na Wschodzie). Maksymiliana wspierał w tej walce o tron papież, który polecił nawet odprawiać modły w rzymskich kościołach w intencji: "aby Cesarz mógł się pozbyć Stefana z Polski". Obaj, i cesarz i papież obawiali się też, że pod rządami Batorego Polska stanie się wasalem Turcji Osmańskiej, co było dość silnie motywowane (Grzegorz XIII twierdził bowiem otwarcie iż pozostawienie Batorego na tronie Rzeczpospolitej, stwarza zagrożenie "jakoby Królestwo Polskie pod moc turecką poddać się miało, co uchowaj Panie Boże"). Doliwy do ognia dolewał sułtan - Murad III, pisząc (ręką wielkiego wezyra Sokollu Mehmeda Paszy) list do Stefana Batorego: "Między Jezusa chwalącymi Panu najwyborniejszemu, między Mesjasza chwalącymi najzacniejszemu, wszystkich Nazareńczyków sprawy naprawiającemu, wszelkiej czci i poszanowania godnemu, wielkich gromad ludzi i zastępów Panu miejsce zacności i wielmożności trzymającemu Stefanowi Batoremu, którego Bóg ku dobremu prowadzi". Potem list osobiście wysłał sam sułtan, gdzie zapewniał o swej przyjaźni i o dalszej konieczności utrzymania wzajemnego pokoju (istniejącego oficjalnie od 1533 r.). Batoremu te listy były jednak bardzo na rękę i choć w oczach papieża (a poniekąd i cesarza) czyniły one z niego lennika tureckiego, tak naprawdę umacniały jego pozycję i władzę.

W sierpniu 1576 r. Batory opuścił Warszawę i udał się do Tykocina i Knyszyna - ulubionych miejsc spędzania czasu przez ostatniego Jagiellona, Zygmunta II Augusta. To właśnie na Zamku w Tykocinie dowiedział się Batory o ujęciu i postrzeleniu przez starostę puckiego - Ernesta Wejhera posła cesarskiego - Henryka Kurtzbacha, do czego doszło 6 lipca. Przy Kurtzbachu znaleziono listy do chorego umysłowo księcia pruskiego - Albrechta Fryderyka Hohenzollerna i do stanów pruskich, aby ci pozostali wierni cesarzowi Maksymilianowi (notabene, polscy posłowie przetrzymywani w Linzu mieli zostać powiadomieni, że jeśli Kurtzbach umrze w wyniku tego postrzału, oni będą osądzeni przez cesarza jako domniemani sprawcy zabójstwa. Solikowski i Krotosz złożyli wówczas protestację, twierdząc że sprawcą postrzału jest Wejher i jeśli okaże się winnym, zapewne zostanie osądzony mocą królewskiego majestatu, zaś oni nie mają z tą sprawą nic wspólnego i nie mogą być sądzeni za coś, czego do niedawna nie byli nawet świadomi). Sprawa Kurtzbacha jeszcze bardziej rozjątrzyła wzburzone relacje polsko-cesarskie, a Stefan Batory 8 sierpnia zwołał Sejm do Torunia (na dzień 4 października), który ostatecznie miał zająć się kwestią jego wyboru, koronacji i uznania w całym kraju. Jednocześnie 16 sierpnia król wydał kolejny akt, tym razem dotyczący moralności jaka miała odtąd panować na jego dworze. Wszelkie nieobyczajne gesty i skandale były piętnowane natychmiastowym usunięciem z dworu (dworzanom zabroniono korzystania z usług nierządnic, a te, które dotąd świadczyły usługi dworzanom, odprawiono), pojedynki zaś karano śmiercią. Stefan Batory nigdy zbytnio nie interesował się kobietami i miłością, wręcz przeciwnie, mimo swej postury i dobrego zdrowia jakim się odznaczał - co w tamtym czasie kwalifikowało go właśnie jako mężczyznę posiadającego całą rzeszę kochanek - te sprawy w ogóle go nie obchodziły. Jedyne co naprawdę kochał, to była wojaczka i polityka - tam się odnajdował i tam też uciekał przed nachalnymi prośbami swej małżonki - królowej Anny Jagiellonki, która wielokrotnie próbowała zaciągnąć go do łoża. Swoją drogą był on jednym z największych wodzów XVI wieku, wygrał wojnę z Rosją i planował kolejną wyprawę na Moskwę i na Turcję, celem wyzwolenia Węgier a może nawet zdobycia Konstantynopola. Nie udało mu się tych planów urzeczywistnić, gdyż - najprawdopodobniej - został otruty po dziesięciu latach swego panowania. W kolejnych częściach tej serii wykażę kogo i dlaczego uważam za winnych śmierci tego wielkiego polskiego monarchy, który z Polakami porozumiewał się głównie po łacinie, gdyż nauka języka polskiego przychodziła mu z wielkim trudem i nigdy dobrze się tego języka nie wyuczył).


POLSKI SZLACHCIC PRZY MIODZIE



W tym czasie wydane zostały i inne akty, chroniące mieszczan i Żydów przed poczynaniami możnych. Żydom potwierdzone zostały prawa z czasów Jagiellonów, jakich nie posiadali w żadnym innym państwie, a mianowicie w Rzeczpospolitej zwolnieni oni byli nie tylko ze służby wojskowej, ale także z opłat na rzecz państwa (wyjątkiem były podatki uchwalane przez szlachtę na sejmach, które po części dotyczyły również Żydów), posiadali dodatkowo własny samorząd i własny sąd, bardzo trudno było też oskarżyć Żyda o jakieś oszustwo, bo to wymagało dość sporej liczby świadków; zabroniono również oskarżania Żydów o popełnianie mordów rytualnych na chrześcijańskich dzieciach. Mieszczanie natomiast zyskali w królu obrońcę wobec nieuczciwości szlachty (choć oskarżony szlachcic nie mógł zostać uwięziony bez wyroku sądowego i udowodnienia mu winy, podczas gdy mieszczanin czy chłop mógł trafić do lochu nie tylko z rozkazu króla, wojewody czy starosty, ale również z polecenia zwykłego szlachcica, który oskarżał mieszczanina o nieuczciwość. Król co prawda tego prawa nie zlikwidował, ale zapewnił mieszczanom lepszą możliwość walki o własne interesy w konfrontacji z potęgą "Panów Braci" - jak o sobie mówiła szlachta [co powodowało że nawet ubogi szlachcic, którego nie stać było na kupno dla siebie butów, lecz posiadał rodowy pierścień - symbol jego statusu społecznego, stał wyżej w hierarchii ważności od najbogatszego mieszczanina]). Batory zakazał też sprzedaży alkoholu w godzinę po zapadnięciu zmroku, tym bardziej że upijanie się w Polsce należało do dowodów dobrego wychowania, a goście zaproszeni na przyjęcie wychodzili nie tylko kompletnie pijani i objedzeni wszelkim jadłem, ale również obdarowani prezentami (w dawnej Polsce bowiem to nie goście przynosili prezenty do gospodarza, ale to gospodarz obdarowywał podarkami swoich gości - często były to prezenty wysokiej wartości, jak konie, psy, złota zastawa stołowa itp. Był jeszcze jeden zwyczaj stosowany w tamtym czasie, a mianowicie gdy gościom podobało się przyjęcie, zwykli oni... rozbijać szkło z którego pili o własne głowy co świadczyło o dobrym napitku i wesołej zabawie).




A tymczasem w drugiej połowie sierpnia król Batory przybył do Służewia, gdzie podejmowany był przez wojewodę brzeskiego. Celem było wymuszenie na Prusach posłuszeństwa i uznania jego władzy (ze szlachtą pruską, Toruniem i Elblągiem wkrótce się to udało, ale pozostał jeszcze Gdańsk, z którym przyszło królowi zmierzyć się orężnie). W Brześciu Kujawskim królowi hołd oddał (przez swoich posłów) książę pruski - Albrecht Fryderyk Hohenzollern, co oznaczało uznanie Batorego za władcę Rzeczpospolitej. Posłowie - w imieniu księcia - zaprosili również króla do Królewca i wzięcia udziału w ceremonii chrztu córki Albrechta Fryderyka - Anny, ale Batory odmówił przyjazdu. Po pierwsze wiedział dobrze, że książę pruski uważany był przez swych poddanych za niepoczytalnego i niezrównoważonego umysłowo (co stanowiło istotny problem polityczny), a po drugie - najważniejszą sprawą w tym momencie dla Batorego nie było ani papieskie uznanie jego władzy, ani też wojna z Moskwą, ale zmuszenie zbuntowanego Gdańska do uległości. To była teraz najważniejsza kwestia, usunięcie tej "gdańskiej zadry" i ponowne podporządkowanie miasta Rzeczpospolitej, a potem skierowanie się na Wschód i skopanie Iwanowi Groźnemu tyłka tak, aby już nigdy więcej nie odważył się wszczynać wojny z ponownie rosnącym w siłę polsko-litewskim mocarstwem.   

  
POLACY NA KREMLU





 CDN.
 

czwartek, 25 sierpnia 2022

O RETY KABARETY! - Cz. XX

 KOLEJNA PORCJA ZABAWNYCH SKECZY

 
JUŻ DAWNO NIE BYŁO NICZEGO W TYM TEMACIE, WIĘC POSTANOWIŁEM DO NIEGO POWRÓCIĆ. DZIŚ ZAŚ ZAPRASZAM NA NAJPOPULARNIEJSZY OSTATNIO SKECZ KABARETU NEONÓWKA pt.:
 
 
 
"WIGILIA 2022"
 
 
2:05 - DZIADEK CIESZĘ SIĘ ŻE W DOBRYM ZDROWIU CIĘ WIDZĘ. SŁUCHAJ, TAKI TEMAT - NIE PRZEPISAŁBYŚ SWOJEGO MIESZKANIA NA MNIE? TERAZ MAM TAKĄ NOWĄ DZIEWCZYNĘ "DŻOJSICZKĘ", NA ŻYWO MOŻE TAK DOBRZE NIE WYGLĄDA, ALE NA INSTAGRAMIE GNIECIE" 😅
 
5:50 - "DZIADEK, JA CI ŻYCZĘ W TE TWOJE OSTATNIE ŚWIĘTA 😄 TRZY ŻYCZENIA: PIERWSZE - ŻEBYŚ MI TO MIESZKANIE PRZEPISAŁ, DRUGIE ŻEBYŚ SIĘ JUŻ DŁUGO NIE MĘCZYŁ I ŻEBY CI SIĘ TO WSZYSTKO SPEŁNIŁO
 
7:15 - "NIE WYSILAJ SIĘ, CO TY MI MOŻESZ ŻYCZYĆ, JAK JA WSZYSTKO MAM"
 
"TO ŻEBYŚ TEGO NIE MIAŁ" 😎

14:15 - "MONARCHIA W POLSCE POWINNA BYĆ I JAROSŁAW POWINIEN ZOSTAĆ KRÓLEM"

"I TRON POWINIEN BYĆ DZIEDZICZNY. I BYŚMY BYLI PIERWSZYM PAŃSTWEM W KTÓRYM WŁADZĘ PRZEJĄŁ KOT"

15:15 - "... RZĄD MNIE DAŁ SWOJE PIENIĄDZE"

"RZĄD NIE MA ŻADNYCH PIENIĘDZY"

"JAK NIE MA, JAK JA DOSTAJĘ - Z BANKOMATU 😉. ZOBACZ JAKI TERAZ PRZEPŁYW PIENIĄDZA JEST. Z JEDNEJ STRONY ŚCIANY BOGATY WKŁADA DO WPŁATOMATU, ŻEBY Z DRUGIEJ STRONY BIEDNY WYCIĄGNĄŁ Z BANKOMATU" 😅

19:50 - "TAKI KAWAŁ DZIADA SIĘ Z CIEBIE ZROBIŁ"

"CO TY DO MNIE POWIEDZIAŁEŚ?"

"ŻE DZIAD JESTEŚ I SIUSIAK" 😂

"A POWIEDZIEĆ CI KIM TY DLA MNIE JESTEŚ? TY JESTEŚ KOMUCH, ESBEK, DONOSICIEL, GWAŁCICIEL, UCHODZIEC, ŻYD, WOLNOMULARZ, DRUGI ŻYD I...

"...MERKEL" 😅

20:45 - "POSŁUCHAJ MNIE GRZDYLU JEDEN, MYŚMY CIĘ Z MATKĄ W STANIE WOJENNYM ROBILI, ŚWIATŁA NIE BYŁO, WIESZ JAK TO TRUDNO TRAFIĆ? 😋 ... MATKA PÓŁ GODZINY NA GŁOWIE STAŁA ŻEBYŚ DO MACICY TRAFIŁ 😍

22:20 - "OJCIEC, A GDYBY SIĘ OKAZAŁO ŻE TY TEŻ JESTEŚ HOMO SAPIENS?"

"CO TY DO MNIE POWIEDZIAŁEŚ? SYNU, JA W ŻYCIU NIE JESTEM I NIE BYŁEM HOMO SAPIENS, ROZUMIESZ TO?!" 😄 MYŚMY CIĘ Z MATKĄ MOIM PRĄCIEM KRĘCILI 😘

23:15 - "TY JESTEŚ RASISTA!"

"JA NIE JESTEM ŻADEN RASISTA, JA NIC NIE MAM DO RASISTÓW" 😅

24:55 - "OJCIEC... NAJBARDZIEJ TO SIĘ BOISZ GEJÓW, A NIC CI NIE PRZESZKADZA ŻE RZĄD CIĘ RUCHA CODZIENNIE" 😂 ... GDZIE TY NAJDALEJ ZA GRANICĄ BYŁEŚ? W MIELNIE 😅

26:00 - "WYPIERDZIELAJ DO BRUKSELI, MERKELOWEJ SUTKI KRĘCIĆ" 😂

29:20 - "ZDROWIE POLSKI!" 👍

 

 
 

 
 CDN.
 

środa, 24 sierpnia 2022

WSPOMNIEŃ CZAR... - Cz. I

CZYLI (NIECO ROMANTYCZNY) 

POWRÓT DO PRZESZŁOŚCI

 


 
 W tej serii również chciałbym powrócić do ukazania czasów minionych, które przetrwały do naszych czasów w formie zdjęć, filmów a niekiedy portretów i plakatów. Nie będę jednak ograniczał się tylko samej do Polski, ani też do czasów Dwudziestolecia Międzywojennego, a zamierzam zaprezentować (często zapomniany już) świat naszych matek, ojców, babć, dziadków czy pradziadków. Wśród tych zdjęć postaram się również "wcisnąć" prywatne zdjęcia mojej rodziny i siebie samego - gdy byłem jeszcze małym brzdącem. Oczywiście nie wszystko na raz i nie od razu, ale stopniowo i powoli będę odkrywał karty swego pochodzenia, rodziny i beztroskich czasów, jakie przeżyłem w dzieciństwie. Ale nie wyprzedzając faktów, przejdźmy więc do tematu owej (quasi-romantycznej) podróży w czasie.  
 
 
NA POCZĄTEK:
 
 
 
II WOJNA ŚWIATOWA
Gen. Stanisław Maczek i rotmistrz Tadeusz Wysocki podczas ćwiczeń 1 Dywizji Pancernej w Scarborough, przed lądowaniem sił alianckich w Normandii
(1944) 
 

 
 
II WOJNA ŚWIATOWA
Wręczenie sztandaru 1 Samodzielnej Brygadzie Spadochronowej gen. Stanisława Sosabowskiego w Cupar (Szkocja)
(1944)
 

 
 
II WOJNA ŚWIATOWA
Żołnierze 6 Pułku Pancernego "Dzieci Lwowskich" organizują Święta Bożego Narodzenia dla włoskich dzieci z miejscowości Bibbiena w Toskanii (jako Święty Mikołaj wystąpił podchorąży Edward Wojtczak)
(1944)
 

 
 
 II WOJNA ŚWIATOWA
Ćwiczenia polskich żołnierzy z 
1 Samodzielnej Kompanii "Commando" w Szkocji
(1942)
 

 
 
II WOJNA ŚWIATOWA
Maharadża Nawangaru - Jam Saheb Digvijay Sinhji w otoczeniu polskich dzieci które ocalił od śmierci. Boże Narodzenie w Jamnagar w Indiach (notabene najwięcej polskich sierot - które przeszły przez piekło sowieckich sierocińców i wraz z Armią gen. Władysława Andersa opuściły "komunistyczny raj" - ocalili właśnie Hindusi z Nawangaru oraz... Japończycy)
(1944)
 
 
  

 
  
II WOJNA ŚWIATOWA
POWSTANIE WARSZAWSKIE
 Powstańcy z kompanii harcerskiej batalionu "Gustaw
przy barykadzie na ul. Kruczej
(1944)
 

 
 
 II WOJNA ŚWIATOWA
POWSTANIE WARSZAWSKIE
Oddział Powstańców maszeruje ulicą Chmielną
(1944)
 

 
 
 II WOJNA ŚWIATOWA
POWSTANIE WARSZAWSKIE
Powstańcy z batalionu "Kiliński" zdobywają budynek PAST-y
(Polska Akcyjna Spółka Telefoniczna)
(1944)
 

 

 
 
II WOJNA ŚWIATOWA
Powitanie polskich żołnierzy z 1 Dywizji Pancernej 
którzy wyzwolili holenderskie miasto Bredę
(1944)
 



II WOJNA ŚWIATOWA
Spotkanie generałów: Władysława Andersa i George'a S. Pattona w Egipcie
(1944)
 

 
 
 I WOJNA ŚWIATOWA
Ułan z 1 Pułku 1 Brygady Legionów Polskich
(1915)
 

 

 
 
I WOJNA ŚWIATOWA
Żołnierze francuscy pozują przed stacją Metra w Paryżu 
tuż po zwycięstwie w bitwie nad Marną
(Wrzesień 1914)
 

 
 
I WOJNA ŚWIATOWA
Żołnierze francuscy na stacji Dunkierka 
tuż przed wyjazdem na front
(1914)
 

 

 
 
I WOJNA ŚWIATOWA
Francuscy żołnierze z XX Korpusu Armii 
169 regimentu piechoty, przydzieleni do obrony twierdzy Toul
(1914)
 

 
 
I WOJNA ŚWIATOWA
160 Pułk Piechoty - Francja
(1917)
 

 
 
 I WOJNA ŚWIATOWA
Francuscy żołnierze z 89 Pułku Piechoty, 
jedzą zupę na posterunku policji w Neuvilly en Argonne
(7 Grudnia 1915)
 

 
 
I WOJNA ŚWIATOWA
Rosyjskie Siły Ekspedycyjne przybywają do Paryża
(1916)
 

 
 
 A NA ZAKOŃCZENIE MAŁA ZMIANA TEMATU:
 
 
 
CLARK GABLE
 

 

 

 
 
 CAROLE LOMBARD
 
 


 
 
CLARK GABLE I CAROLE LOMBARD
(SCENA MIŁOSNA)
 


 
 
 CDN.