Łączna liczba wyświetleń

sobota, 31 stycznia 2015

HISTORIA ŻYCIA - WSZECHŚWIATA - WSZELKIEJ CYWILIZACJI - Cz. XXXVIII

STWORZENIE ADAMA i EWY

Cz. II


POWSTANIE PIERWSZEGO

Lu-Lu 


Bogini NINLIL 



Co prawda to Enki został wybrany przez Wielkie Zgromadzenie - "Ojcem- Stworzycielem", nowego gatunku ludzi, lecz sam zapewne niewiele by zdziałał. Najważniejszą osobą w tym projekcie (który nosił nazwę: "PROJEKT POCZĄTEK"), była bez wątpienia Ninhursag - siostra Enkiego i Enlila. To ona właśnie (jako szefowa służby medycznej Nibiruan), była niezwykle biegła w dziedzinie genetyki. Ninhursag córka Felinianki (Lwiej-Kobiety), o imieniu Rayshondra (która została trzecią żoną Anu), włożyła największy wkład w powstanie nowej ludzkiej rasy - ADAMU (przy czym "Adamu" nie oznaczało tu imienia konkretnego człowieka, lecz było...ogólną nazwą całego nowo powstałego gatunku ludzi). Słowo "Adamah" w języku sumeryjskim, oznaczało "Ziemię". Zatem "Adamu" - znaczyło po prostu - "ziemianina" (pisanego z małej litery, gdyż nie chodziło o mieszkańca danej planety, a...po prostu, robotnika pracującego w ziemi, na roli). Używano też innej formy na określenie nowego gatunku. Mówiono jeszcze "Damu" - co znaczyło: "Ten z krwi" (czyli z gliny, z mułu). Było jeszcze trzecie określenie, które chyba najlepiej pasowało do nowej rasy ludzi - "LuLu" - czyli po prostu mieszaniec (samo słowo "LU" w języku sumeryjskim oznaczało niewolnika). 
Enki przygotował pierwsze stworzenie, które najlepiej (według niego), nadawało się do napełnienia "Boską Esencją" (o której wspomina Biblia). Był to, stworzony znacznie wcześniej (pisałem już o tym w poprzednich tematach), na polecenie Pleji (córki Asaela z planety Erra), władczyni Plejadian, hominida o nazwie "Homo Erectus". 

Enki już wcześniej zauważył że te "dwunożne ssaki" różnią się od całej reszty zwierząt, chociażby większą inteligencją (reagują na komendy), oraz są niezwykle przyjazne dla Nibiruan (i bardzo łatwe do oswojenia). W swej afrykańskiej bazie - ABZU, Enki trzymał wielu "oswojonych" Homoerectusów, których traktował jako służbę lub...niezwykłą ozdobę natury). Enki poprosił więc swą siostrę, by ta przybyła do ABZU i obejrzała sobie to "stworzenie". Gdy ona przybyła, spytała się Enkiego, jak chce by ta istota wyglądała, oraz czy ma uczynić jego los dobrym czy złym. Enki odparł: "Uczyńmy go na Nasze podobieństwo i obdarzmy Naszą Esencją Życia". Ninhursag, Enki, Ninlil i kilku innych Nibiruan, zabrało się więc do pracy w ABZU, ale to Ninhursag (zwana także w skrócie Nin lub Ninti - potem otrzyma jeszcze jedno imię - "Mammi" - co znaczyło w języku sumeryjskim "Najwspanialsza z Matek"), kierowała całym procesem stworzenia. 

To ona kazała "domieszać glinę" (na starożytnych sumeryjskich tabliczkach, opisujących moment stworzenia człowieka, to określenie jest opisane jako: "TI.IT" - czyli "To z czego wykluwa się życie"). Należy sobie zadać pytanie - czym była tak na prawdę owa "glina"? TI.IT było określeniem służącym opisaniu narodzin, dawania życia - wylęgania się nowego życia. TI.IT było więc sumeryjskim opisem narodzin z...jajka. Tak też się stało i tym właśnie była ta biblijna glina i proch ziemi - jajkiem. Pobrano komórkę jajową, od uśpionej samicy Homoerectusa, a następnie umieszczono ją w specjalnej probówce. Teraz należało tylko zdobyć..."Esencję Życia". Tego zadania też podjęła się Ninhursag, która uwiodła młodego Nibiruanina, zapraszając go do relaksującej kąpieli w jednym z basenów ABZU. Tam pobrała od niego..."SZIRU". Sziru było właśnie ową Esencją Życia, którą "natchnięto" komórkę jajową samicy małpoluda. Oczywiście nietrudno domyślić się czym było owe Sziru? To - po prostu nasienie, męska sperma. Potrzebowano Sziru, potrzebowano tych "Boskich Genów", by odmienić małpoluda (posługującego się jedynie krótkimi dźwięcznymi pomrukami), by stworzyć nową rasę ludzi. Homoerectus był bowiem ciemnoskóry, w większości owłosiony, nieduży i mało bystry. Nibiruanie (z Malony), odznaczali się zaś jasną jak słońce skórą (całkowicie pozbawioną zarostu, nie liczą niewielkiego owłosienia twarzy u mężczyzn), blond-złocistymi włosami (ciemniejszy kolor był rzadki), oraz niebieskimi lub zielonymi oczyma.

Ale nie tylko Sziru, pobrała Ninhursag, podczas miłosnej przygody z "młodym bogiem" (Nibiruaninem), w czasie relaksującej kąpieli. Wzięła od niego również "TE.E.MA". Innymi słowy...skaleczyła go sztyletem i pobrała od niego krople jego krwi. Krew była równie potrzebna jak Sziru, gdyż to z niej właśnie, miano wyodrębnić coś, co potem Sumerowie określali jako...TE.E.MA - osobowość, indywidualność każdej istoty (tak zwali to starożytni Sumerowie, my dziś wiemy że chodziło o geny). Gdy zebrano wszystkie potrzebne "składniki", można było rozpocząć cały proces "stwarzania". Nim jednak do tego doszło (jak podają sumeryjskie źródła - głównie "Atra Hasis"), Ninhursag dokładnie obmyła ręce, nim dotknęła "gliny" (komórki jajowej). Nastąpił proces "zmieszania gliny"(zapłodnienia in-vitro), ze wszystkimi ekstraktami i esencjami. Odbywało się to w specjalnym laboratorium Enkiego w ABZU (później przez Sumerów zwanego "SHI.IM.TI" (czyli - "Dom, gdzie tchnienie życia jest zaczerpywane"). Potem zapłodnioną komórkę jajową umieszczono w specjalnej formie (ułatwiającej cały proces). Po pewnym czasie jajo miało być na powrót implantowane do macicy, ale...nie samicy małpoluda, od której je pobrano, lecz Nibiruanki. Tylko w ten sposób cały proces mógł się zakończyć sukcesem, choć jednocześnie było to bardzo niebezpieczne przedsięwzięcie, gdyż mogło to się ono zakończyć śmiercią Nibiruanki i klęską całego procesu.

Ninhursag zgłosiła się na ochotniczkę do tego przedsięwzięcia, na co nie wyraził zgody Enki (w obawie o jej życie i zdrowie). Enki obawiał się przede wszystkim powikłań porodowych, oraz tego by...nie narodził się potwór, który byłby zbyt duży by przejść przez macicę jego siostry. Zabronił więc siostrze udziału w tym niebezpiecznym eksperymencie, a że to właśnie jego Wielkie Zgromadzenie obdarzyło rolą "Ojca-Stworzyciela", oraz że był przywódcą bazy ABZU - do niego to należało ostatnie słowo. Potrzebowano jednak ochotniczki nibiruańskiego pochodzenia. Enki zaproponował by to zadanie wykonała...jego kochanka, a żona Enlila - Ninlil (dziwne, akurat o jej zdrowie i życie niespecjalnie się troszczył). Nie czekając też na jej zgodę, obwieścił o tym wszystkim pozostałym Nibiruanom i stwierdził że: "Nilnil zgodziła się" wziąć udział w tym eksperymencie. Kobieta nie miała więc żadnego wyjścia. Tak się też stało. Ninhurtsag opiekowała się całym procesem ciąży Ninlil. Ciąża upływała spokojnie, lecz w dziesiątym miesiącu zaczęły się pierwsze powikłania. Wkrótce okazało się, że nie uda się Ninlil donosić tej ciąży do końca. Ninlil cały czas przebywała pod obserwacją medyczną, gdy więc odeszły jej wody, okazało się że naturalny poród jest niemożliwy (dziecko nie mogło przecisnąć się przez macicę Nibiruanki, a każda taka próba sprawiała jej ogromny ból). Niewiele się zastanawiając, Ninhursag dokonała czegoś, co starożytne sumeryjskie tabliczki z pismem klinowym, nazwały: "uczynieniem otwarcia" (innymi słowy przeprowadziła cesarskie cięcie).

STWORZYŁAM!

To okrzyk, jaki (wg. sumeryjskiego Atra Hasis), miała wydać z siebie Ninhursag, podnosząc do góry dziecko zrodzone przez Ninlil. Dziecko było płci męskiej (wcześniej zaplanowano właśnie taką płeć, gdyż chodziło o silnego mężczyznę, robotnika, górnika, rolnika). Tak narodził się pierwszy ADAMU. Był synem zarówno samicy Homoerectusa, młodego "boga" (Nibiruanina o nieznanym imieniu, od którego Ninhursag pobrała Sziru i krew), oraz Ninlil - nibiruańskiej kobiety ("bogini"). Było więc co najmniej trzech jego bezpośrednich rodziców, dwoma dalszymi byli Ninhursag i Enki. Trzeba jednak od razu z góry zaznaczyć, aby nie było żadnych nieścisłości - że człowiek, którego zrodziła Ninlil, i nad którego stworzeniem czuwali Enki i Ninhursag...nie był biblijnym Adamem. Dziecko, które się wówczas narodziło, było po prostu bardzo inteligentne, ale przejawiało wciąż bardzo dużo cech zwierzęcych. Potrafiło już jednak porozumiewać się mową artykułowaną, lecz było bezpłodne, nie mogło się samo rozmnażać. To nie był jeszcze ów biblijny Adam, twórca naszej genetycznej linii ludzkiej (rodu Ameliusa). Prawdziwy Adam, narodzi się ponad 150 000 lat później po narodzinach dziecka Ninlil (dokładnie 48 700 lat temu, a jego narodziny będą...wyjątkowe), zaś pierwszy człowiek z rodu Adama (już tego z Edenu), otrzyma władzę z rąk "bogów" dopiero w 3 700 r. p.n.e., będzie to Alulim, władca sumeryjskiego miasta-państwa Eridu (ale nim do tego dojdę upłynie sporo czasu). 


STWORZENIE PIERWSZEGO - ADAMU
ENKI implementuje NINLIL komórkę jajową samicy małpoluda
WIZJA ARTYSTY




CDN.

UMIERAMY I CO DALEJ? - czyli co się z nami dzieje po śmierci? - Cz. V

PRZEWODNIK

czyli twardy orzech do zgryzienia


Należy teraz trochę opowiedzieć o naszych Przewodnikach, których tu na Ziemi często nazywamy "Aniołami Stróżami". Są to byty tak różne i często tak oryginalne, że nie jesteśmy sobie w stanie tego nawet wyobrazić. Gdy opuszczamy Salę Sądu (o której pisałem w poprzednim temacie), przybywamy do szkoły, czyli miejsca gdzie uczymy się i analizujemy nasze poprzednie życiowe zawirowania. Pewna kobieta, poddana sesji hipnoterapeutycznej, opowiadała że jej Przewodniczka i Mentorka, wyszła po nią przed budynek szkoły. Powitała ją ciepło i zaprosiła do środka. Budynek wyglądał niczym grecka świątynia o strzelistych kolumnadach (taki widok jest indywidualny, druga dusza może ów budynek widzieć zupełnie zwyczajnie - jest to związane z naszymi osobistymi ulubionymi miejscami i przywiązaniem do określonych za życia miejsc - osoba poddana hipnozie, w poprzednich życiach często żyła w Grecji, a i w obecnym życiu szczególnie interesowała się dziejami dawnej Grecji i Rzymu). Jej Przewodniczka, która pełni odtąd rolę jej Nauczycielki, również ubrana była w szatę na sposób grecki, jedno ramię miała odsłonięte. Zaprowadziła ją do budynku, gdzie już czekała cała jej grupa docelowa (ok. 20 dusz). Rozpoczęło się ponowne powitanie ze znajomymi duszami.

Tak dobrze czuła się w gronie swych przyjaciół z grupy, znali się zresztą od wielu tysiącleci ziemskiej wędrówki (dusze z naszej grupy, bardzo często inkarnują w swoim pobliżu, by wzajemnie na siebie oddziaływać - choć nie jest to regułą). Pod kierunkiem Przewodniczki-Nauczycielki, cała grupa analizuje swoje poprzednie wcielenia, jednocześnie pomagając sobie wzajemnie uporać się z błędami, popełnionymi za życia. Nauczycielka nie zawsze jest w ich towarzystwie, niekiedy "wychodzi", zresztą członkowie "jednej paczki", uwielbiają przebywać we własnym towarzystwie, tam jest tyle ciepła, zrozumienia i życzliwości wobec naszych życiowych wyborów, że wszyscy członkowie grupy czują się prawie jak jedna istota (chociaż, tak jak w ziemskiej szkole, są zdolniejsi i słabsi uczniowie). A gdzie znika Nauczycielka-Przewodniczka? Najlepiej widać to podczas tzw.: "przerw". Owa wspomniana przeze mnie kobieta, poddana hipnozie, widziała ją w centrum innej grupy. Tamta grupa, była właśnie jej grupą docelową, a Przewodniczka tej kobiety, sama słuchała nauk swego Nauczyciela. Są bowiem różne poziomy rozwoju duszy, na pewnym etapie rozwoju możemy stać się Przewodnikami innych młodszych dusz, by przyśpieszyć swój własny rozwój. Mentor owej Przewodniczki (przejawiał cechy męskie), również "przychodził" do "świątyni" w której "wykładała" jego Uczennica.

Cały system opiera się na wzajemnej pomocy tych bardziej doświadczonych dusz, duszom stojącym na niższym stopniu rozwoju. Stopień rozwoju duszy widać w postaci barwy, jaką promieniuje. Zacznijmy od najmłodszych dusz, kim one są i dlaczego są "najmłodsze"? Jak już wcześniej pisałem, wszystko co istnieje pochodzi z Bezkresnego Oceanu Energii Miłości. Ten Ocean, my na Ziemi przywykliśmy nazywać Bogiem, lub Nieskończonością (ja osobiście lubię tę ostatnią nazwę). "Młoda dusza", to jest energia, odłączona od tego Oceanu, która jeszcze nigdy nie inkarnowała fizycznie, a co za tym idzie nie posiada żadnych doświadczeń. A doświadczenia są niezbędne. Wszystko, cały sens życia tu na Ziemi, jak i w całym przeogromnym Wszechświecie (mówię tu tylko o naszym Wszechświecie, a przecież istnieją i inne równoległe do naszego światy, jak również Wszechświaty, stworzone przed powstaniem naszego), sprowadza się do jednego - zebrania jak największej ilości doświadczeń. Dopiero wzmocniona tym bagażem doświadczeń (szczególnie co symptomatyczne - umiejętności docenienia Miłości, poprzez doświadczenie zła i cierpienia), dusza może ponownie połączyć się z Nieskończonością, czyli "wrócić do Domu".

Tak więc młode dusze, które niedawno co inkarnowały na Ziemi (jednocześnie przywiązując się do swych fizycznych ciał, a dla takich dusz śmierć jest czymś bardzo traumatycznym, gdyż doświadczywszy fizyczności, obawiają się tego co nieuniknione - czyli właśnie śmierci), świecą jasnobiałym światłem. Są bowiem jeszcze niedoświadczone, niewiele "przeżyły" i stosując klasyfikację szkolną należałoby powiedzieć, że są na poziomie żłobka, czy przedszkola. Przewodnicy tych młodych dusz, sami także posiadają swoich Nauczycieli, gdyż dopiero zaczynają swą pracę, jako "Aniołowie Stróże". Młode dusze często wiec posiadają dwóch Przewodników, pierwszego oficjalnego i drugiego, który jest jednocześnie Nauczycielem ich własnego Mentora. Często są to bardzo różne "typy osobowości", jeśli mogę użyć takiego zdania. Nasz bowiem Przewodnik, z reguły jest szczególnie empatyczny i wyrozumiały dla wszelkich naszych wad, nie potrafi jeszcze wymagać od nowych dusz zdecydowanych kroków, służących samodoskonaleniu. I właśnie tutaj wkracza ten drugi Nauczyciel, który prócz tego że posiada cechy Pierwszego (empatia, zrozumienie naszych słabości i Miłość jaką nas obdarza), jednocześnie wymaga wykonania określonej pracy, umiejętności postawienia i wyciągnięcia zdecydowanych wniosków ze swego poprzedniego życia, które posłużą dla nas jako przestroga, w celu niepopełniania ich w kolejnych żywotach.

Wejście na wyższy poziom rozwoju duszy, to również zmiana naszej osobistej aury, naszej barwy, którą każdy z nas promieniuje (po śmierci wyglądamy niczym...lampki na choince, tak się mienimy różnokolorowym światłem). Barwa nabiera koloru ciemniejszego, jest to połączenie koloru czerwonego z białym. Poziom rozwoju, upoważniający duszę do "posiadania" tej barwy, kształtuje się w przeciągu kilkunastu kolejnych inkarnacji (niekiedy udaje się uzyskać ten "poziom" barwy - czyli ten poziom doświadczenia, szybciej - po kilku żywotach ziemskich, choć są to dość rzadkie przypadki). Następnym poziomem rozwoju jest barwa biało-żółta, potem już czysto żółta. Osiągnąwszy barwę ciemno-żółtą, możemy stać się Przewodnikami i Nauczycielami młodszych dusz, choć nadal posiadamy nad sobą swego Mentora, który nas wspiera i pomaga nam "wyegzekwować" obowiązki od młodszych dusz. Wspomniana przeze mnie wyżej kobieta - poddana hipnozie, opowiadała, że jej Nauczycielka promieniowała właśnie barwą ciemno-żółtą, zaś jej Mentor posiadał barwę ciemnobłękitno-fioletową (co znaczyło o ogromnym, prawie najwyższym stopniu samorozwoju, powyżej są już tylko Założyciele). Pomiędzy ciemnobłękitno-fioletowym, a ciemno-żółtym jest jeszcze poziom jasnobłękitny i fioletowy.

Osiągnąwszy najwyższy poziom samodoskonalenia i samorozwoju (tacy duchowi Mistrzowie, są o wiele ważniejsi dla młodych dusz, niż ich osobiści Nauczyciele, gdyż pomimo faktu że są dosyć wymagający, potrafią o wiele szybciej pomóc takiej młodej duszy "awansować" na wyższy stopień rozwoju. Ich zachowanie jest często bezprzykładnie dominujące, po prostu mówią co należy zrobić i rozliczają z tego co się udało a co nie. Oczywiście, jak już wcześniej pisałem, nie czynią tego w sposób obraźliwy, czy upokarzający. Obdarzają nas nieograniczoną Miłością, choć jednocześnie mówią krótko (dyskusja z nimi nie ma najmniejszego sensu) - "to po prostu ma być zrobione" i już, są bardzo wymagający. Można ich przyrównać do starych, dobrych profesorów, dzięki którym udało nam się opanować cały materiał szkolny i przejść do następnej klasy, chociaż gdy chodziliśmy do szkoły, uważaliśmy ich za "tyranów", którzy niepotrzebnie męczą nas nauką. Takie porównanie jest niezwykle trafne. Należy też dodać, że ci drudzy Mentorzy, oni rzadko kiedy czuwają nad nami za życia (tym zajmują się nasi Przewodnicy, czyli z kolei uczniowie tych "wymagających profesorów"), jednak również zdarzają się sytuacje gdy interweniują osobiście.

Nasze życie jest pełne najróżniejszych przeciwności losu, oczywiście my chcielibyśmy żeby los sprzyjał nam przez całe życie, a tak się raczej nie zdarza. Częściej jest tak, że tych szczęśliwych chwil w życiu jest o wiele mniej, niż tych nieszczęśliwych. Gdy przydarzy nam się coś złego, gdy cierpimy fizycznie lub psychicznie, gdy bolejemy nad losem naszych bliskich - często zadajemy Bogu ciekawe pytanie: "Dlaczego Boże to mnie się przytrafiło, dlaczego tyle nieszczęścia na mnie spadło, dlaczego mnie tak karzesz" itp. Często gdy tych negatywnych doświadczeń jest zbyt dużo, nie wytrzymujemy i "uciekamy", czyli odbieramy sobie życie. Jest to błąd, ale nie o tym pragnę napisać. Zupełnie inaczej widzimy nasze niedawne sprawy po śmierci. Tu już nie ma żadnych wyrzutów w kierunku Boga, nie ma żadnego narzekania na zły los (co oczywiście nie znaczy, że nie pamiętamy już tych wszystkich złych doświadczeń z naszego życia). Teraz tymi, którym się "obrywa" za nasze porażki, są nasi Przewodnicy, gdyż to właśnie ich widzimy jako pierwszych (piszę tu o ludziach naprawdę rozżalonych, którzy nie mogą się uspokoić i wciąż rozpamiętują dawne życie i wynikłe w jego trakcie złe doświadczenia). To właśnie Przewodnicy wysłuchują naszych żalów po śmierci i to właśnie Oni, tłumacząc nam wszystko - uspokajają nas.

W szkole, do której się udajemy po śmierci jest wielka biblioteka. W bibliotece tej znajdują się opasłe księgi - są to księgi naszych poprzednich żyć. Otwierając taką księgę (myślą przywołujemy to, co pragniemy ujrzeć), brak w niej jest jakichkolwiek liter i tekstu, za to są w nich ruchome obrazy z naszych poprzednich żywotów. Są to żywe, wielowymiarowe obrazy, które same się poruszają i przesuwają (niczym książki i gazety w świecie Harrego Pottera). Obraz pokazuje nie tylko nasze rzeczywiste poprzednie żywota, lecz również ich alternatywne warianty, a także przyszłe wydarzenia w kolejnych inkarnacjach (choć te, są to już tylko pewne warianty do wyboru a nie odgórnie już przeznaczone i starannie wybrane "zakończenia". Wychodzi więc na to, ze nasze życie od momentu narodzin jest ściśle ustalone, ale...to my sami wybieramy warianty poszczególnych zakończeń różnych naszych życiowych epizodów, innymi więc słowy choć mamy gotowy scenariusz naszego życia, to my decydujemy o kształcie i kierunku w jakim zmierzamy i w jakim to życie zakończymy, choć z drugiej strony...jakikolwiek nasz wybór to tylko jedna z już wcześniej przygotowanych ewentualności).

A co się tyczy pomocy, jakiej doznajemy ze strony naszych Przewodników, ciekawym jest przypadek  pewnej kobiety poddanej hipnozie, która w jednym z poprzednich inkarnacji, żyła w Judei, ok. 50 r. p.n.e (na jakieś 50 lat przed narodzeniem Jezusa Chrystusa). Była niewolnicą, pracującą w tawernie, mieszczącej się w jednej z judejskich wiosek. Trafiła do niewoli, gdy jej rodzice zostali zabici przez Rzymian. Życie jej było niekończącym się koszmarem, codziennie bita, za najmniejsze przewinienia przez swego właściciela, a także często gwałcona, przez pijanych rzymskich żołdaków, stacjonujących w mieście, którzy po służbie wpadali "na jednego". W wyniku przepracowania i złego traktowania, zmarła w młodym wieku 26 lat. Ale pomimo faktu, iż jej życie było nieprzerwanym pasmem nieszczęść, była tam jedna osoba, która traktowała ją inaczej niż wszyscy. Był to sędziwy starzec, jedyna łaskawa i miła jej osoba. W wolnych chwilach uczył ją wiary w siebie, a także wiary w coś o wiele wyższego, pełnego Miłości, innego niż ci wszyscy okrutni ludzie wokół niej. Często się załamywała, nie widziała sensu życia, on uczył ją opanowania i samodyscypliny, mówił że to wszystko jest przejściowe, że nie potrwa długo, że nie warto odbierać sobie życia. Dziewczyna wzięła jego rady do serca, ale wkrótce zmarła brutalnie pobita przez gwałcących ją żołnierzy.

Potem powiedziała hipnoterapeucie, że już wie, kim był ów starzec, jedyna miła jej w tamtym życiu osoba - "To był mój Przewodnik" - powiedziała. Przybył on na Ziemię (narodził się), by uzmysłowić jej sens istnienia i zapobiec głupstwu, jakiego chciała ona popełnić, odbierając sobie życie. Nie był to jedyny raz, gdy Przewodnik osobiście (w postaci fizycznej), interweniował w jej życiu. Pojawiał się dosyć często w innych inkarnacjach, czasem jako brat, czasem jako przyjaciel, znajomy, najlepsza przyjaciółka z klasy, były też żywoty, gdy zupełnie nie inkarnował w fizycznej postaci. Gdy hipnoterapeuta zadał jej pytanie, czy domyślasz się czy twój Przewodnik przybył do ciebie również i w tym życiu, kobieta po długim milczeniu najpierw się rozpłakała a potem powiedziała z niezwykłym podnieceniem w głosie: "O Boże, wiedziałam, wiedziałam że to on, od chwili gdy tylko go urodziłam". Mój kochany synek, przybył tu do mnie widząc jak bardzo mi ciężko w życiu (kobieta ta przeszła załamanie nerwowe, w związku z presją w pracy - próbowała bowiem zająć jedno z kierowniczych stanowisk w firmie, co pociągnęło za sobą rozpad jej małżeństwa w wyniku nieporozumień finansowych - gdyż mąż zarabiał od niej mniej). Kobieta ta mówiła, ze od chwili narodzin jej synka, czuła że było w nim coś cudownie jej znanego, mówiła że gdy patrzy synkowi w oczy - on koi jej nerwy, uspokaja i wycisza, szczególnie po ciężkim dniu pracy, gdy opiekunka pójdzie już do domu.

Więc Przewodnik tej kobiety pojawił się w obecnym jej życiu, pod postacią jej synka - nasi Przewodnicy czynią podobnie, nie opuszczają nas ani na chwilę, inkarnują fizycznie, gdy tylko widzą że możemy "uczynić jakieś głupstwo" i niepotrzebnie zmarnować sobie życie. Częściej jednak opiekują się nami ze "sfery duchowej". Należy też pamiętać że nie wszyscy Przewodnicy są do siebie podobni, gdyż są to (jak już wspomniałem), bardzo różne osobowości. Wszyscy jednak sprawiają wrażenie nadopiekuńczych rodziców, którzy martwią się każdym kolejnym życiowym wyborem ich latorośli. My nie możemy porzucić Przewodnika, lub spróbować poprosić o jego "wymianę", to Oni sami nas wybierają. Pomagają nam poradzić sobie z uczuciem izolacji i osamotnienia, jaki niekiedy odczuwamy przybywając na ten ziemski świat, a przede wszystkim obdarzają nas nieskończonym uczuciem Miłości. Potrafią koić nasze zszargane nerwy, czasami podpowiadają nam właściwe rozwiązania naszych problemów - wystarczy nasza myśl, prośba o pomoc, o radę, którą kierujemy do Boga. Oni to wszystko przechwytują, dla nich nasze myśli, a szczególnie nasze prośby, są niczym mentalny odcisk palca, są wezwaniem którego nie można zlekceważyć. Jeśli tylko pozwolimy im dojść do głosu (wyciszając się, medytując, modląc, a niekiedy taka podpowiedź może przyjść we śnie), na pewno nie pozostawią nas samych z naszymi problemami.




Od prapoczątków (tych znanych i tych nieznanych), ludzkości zawsze towarzyszyli bogowie, bardzo różni bogowie. Odpowiadali oni za określone i im przeznaczone zadania - byli bogowie Nieba i Ziemi, powietrza, wody i ognia, macierzyństwa i błyskawic, byli bogowie okrutni i bogowie łagodni, ale wszyscy oni wymagali od ludzi jakichś ofiar, wymagali również posłuszeństwa (oczywiście w różnej formie i z różnym natężeniem, np. najbardziej okrutni i mściwi byli bogowie wywodzący się z Mezopotamii, Asyrii, Babilonii, Syrii, bogowie Mittani i Hetytów i Egiptu, a także bogowie ziemi Kanaan i bogowie Izraelitów, najmniej wymagającymi byli greccy Bogowie Olimpijscy i bogowie rzymscy. Mimo to, świat ludzi starożytnych, to był świat życia zgodnie z wolą i nakazem bogów). Z czasem te kulty poczęły się ujednolicać, w wyniku podbojów i aneksji jednego terytorium do drugiego, bogowie pokonanego państwa (a szczególnie gdy to państwo stało na wyższym poziomie rozwoju obywatelskiego i kulturalnego), stawali się również bogami zwycięzcy (lub atrybuty pokonanych dodawano do już istniejących rodzimych kultów). Pięknie to jest również (a może przede wszystkim), pokazane w Biblii, na przykładzie proroka Samuela i izraelskiego króla Saula.

Samuel, kierowany wskazówkami Jahwe, nakazał Saulowi uderzyć na plemię Amalekitów i po zwycięstwie wymordować wszystko co żyje - mężczyzn, kobiety, dzieci i bydło - wszystko. Saul nie posłuchał przykazania Samuela (Jahwe), i oszczędził władcę Amalekitów Agaga, oraz bydło tego plemienia. Samuel wówczas wpadł w furie, uznał że Saul popełnił zbrodnię, gdyż "nie usłuchał nakazu Pana". Sam więc zamordował Agaga, jednocześnie oznajmiając Saulowi, że odtąd nie będzie już dłużej królem Izraela. Nurtuje mnie ta biblijna scena. Zadaję sobie pytanie - jaki Bóg żądałby zamordowania kogokolwiek? (nawet najgorszych wrogów wybranego przez niego narodu i Jego samego). Przecież jest stworzycielem wszystkiego, a skoro tak, to co za różnica kiedy Jego wrogowie do Niego wrócą, czy stanie się to wcześniej czy później - Bogu powinno być to ganc egal, jest przecież nieśmiertelnym stwórcą wszystkiego, dlaczego więc żąda zabicia własnego stworzenia? No chyba że...Samuel nie kontaktował się z Bogiem, lecz z kimś lub czymś innym (tu możliwości jest wiele, lecz wydaje się że za postać Jahwe podawały się o wiele potężniejsze istoty z innych systemów galaktycznych, prawdopodobnie byli to Reptilianie). W gadzim społeczeństwie posłuszeństwo i wierność stoją na najwyższym miejscu (na równi z ich wypaczoną filozofią religijną).

Tak więc od początków ludzkości, człowiekowi zawsze towarzyszyli okrutni bogowie. Ale też od początku ludzkości towarzyszyły przyjazne bóstwa domowe, które miały za zadanie chronić mieszkańców danej rodziny i zapewniać jej bezpieczeństwo. Był bóstwa indywidualne opiekuńcze, jak ii bóstwa chroniące całe rodziny, klany, miasta czy państwa. Osobiste bóstwo służyło jako taki "Anioł Stróż", do którego zawsze mógł się człowiek zwrócić w każdej chwili. Takie prywatne bóstwa totemiczne chroniły przed złem i złym urokiem, oraz złym słowem, czy spojrzeniem. Potrafiły skutecznie odeprzeć niebezpieczeństwo (przykładem zaś zbiorowej wiary w ochronną moc bóstw wspólnych, dla danej społeczności, było np. malowanie wielkich oczu, na kadłubach starożytnych galer - i to niezależnie od wyznawanej religii, wszystko to służyło odpędzeniu złego uroku, rzuconego na obywateli danej społeczności). Skąd ci ludzie w ogóle wiedzieli, że mogą istnieć jakiekolwiek duchy opiekuńcze, które uchronią człowieka przed złem? Jak to skąd, z...pamięci. Z pamięci ich podświadomości, z pamięci okresu jaki spędzili pomiędzy wcieleniami. Owymi totemicznymi duszkami opiekuńczymi, byli przecież nasi Przewodnicy, nasi duchowi Opiekunowie, którzy przetrwali w pamięci ludzi żyjących na Ziemi.

Bardzo dobrą drogą dotarcia do naszych Opiekunów, jest modlitwa. To bardzo ważne, by ludzie zrozumieli, że modlitwa o pomoc nie pozostanie bez odpowiedzi. Jeżeli tylko będziemy zrelaksowani i skoncentrowani, wewnętrzny głos naszej wyższej jaźni przemówi do nas, nie pozostawi nas samych z naszymi problemami. Dość często też się zdarza, że Przewodnicy posiadają po kilka, kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt, czy więcej dusz, im więcej tym lepiej. Wydaje się że "zajęcie się", taką ilością dusz, byłoby dość trudne. Z pewnością tak jest, dla początkującego Przewodnika, ale dla Opiekunów, którzy są w tych sprawach doświadczeni, nie stanowi to najmniejszego problemu. Oto przykład, jak radzą sobie Przewodnicy, którzy posiadają pod swoją opieką po kilkanaście lub więcej dusz. Gdy jedna z podopiecznych dusz ma kłopot, lub poważniejszy problem do rozwiązania, podpowiadają możliwe rozwiązanie, poprzez...inną duszę, czyli będącą pod ich opieką inną żyjącą osobę. Zdarza się bowiem, że po rozmowie z rodziną, znajomymi, lub nawet z zupełnie nieznaną nam osobą, rozwiązanie przychodzi jakoś samo, nagle po rozmowie z tym człowiekiem zapala się w naszej głowie lampka - wiem co powinienem (lub powinnam), zrobić. Oczywiście nasi Przewodnicy dają nam jedynie drobne wskazówki, to my sami musimy "rozwiązać nasz kłopot", ale na pewno nie zostawiają nas sam na sam z naszym problemem i w taki lub inny sposób nam pomagają.

Lecz i tu jest pewna "ścieżka", którą należy kroczyć w naszych prośbach o pomoc czy radę. Nasi Przewodnicy raczej nie pomagają nam od razu "załatwić" danej sprawy, lecz czynią to stopniowo, małymi kroczkami, dlatego też, poszukując wskazówek, najkorzystniej dla nas, jest prosić naszego Anioła Stróża (lub Boga - wszystkie nasze prośby i tak dotrą do Przewodników), o pomoc w wykonaniu kolejnego kroku naprzód, lub o kolejną małą podpowiedź. Przewodnicy bowiem mają różny "temperament", co oczywiście nie znaczy że im na nas nie zależy. Zależy im bardzo, w przeciwnym razie, nie byliby naszymi Przewodnikami (a nie ma takiej żyjącej istoty, która nie miałaby swego przewodnika), czasem jednak mogą "rzucić focha". Pewna kobieta, poddana hipnozie (inna niż opisywana przeze mnie wyżej), opowiadała jak wygląda i jak zachowuje się jej Przewodnik (kobieta ta była młodą duszą i posiadała dwóch Przewodników, swoją bezpośrednią młodą Przewodniczkę i jej Mentora). Ten drugi Przewodnik, bardziej doświadczony, przypominał z "wyglądu"...leśnego skrzata, był mały, wręcz kurduplowaty, o grubych rzęsach i brodzie, sprawiał trochę komiczne wrażenie. Ale był też bardzo wymagający, wciąż udawał obrażonego mówiąc: "Nie słuchasz mnie gdy do ciebie mówię, ignorujesz mnie", po czym wyciągał ręce do tyłu i udawał obrażonego, który czeka na przeprosiny.

Należy też dodać, że nasi Opiekunowi także cierpią. Cierpią gdy widzą że i my cierpimy (fizycznie lub psychicznie), że nie potrafimy znaleźć ścieżki, która zaprowadziłaby nas do drogi wiodącej ku rozwiązaniu naszego problemu. Dlatego też, Oni udostępniają nam owe ścieżki, czy jednak zechcemy słuchać naszego wewnętrznego głosu, czy też go odrzucimy, lub strywializujemy - zależy już od nas samych.


 CDN.

czwartek, 29 stycznia 2015

NASI MILUSIŃSCY

Zwierzęta też...swój rozum mają...



"No co Ty dziś taki poważny?"



"Hej, hej. Pięć piw poproszę (...) Ja nie piję stary (...) No to cztery"




"Kajtuś - aport, przynieś babci patyczka"




"Jeszcze...raz...mnie...wy...wyk...wykąpiesz..."




"No i jak jedziesz, baranie? Mówię ci, ludzie za kierownicą to prawdziwa zmora"





wtorek, 27 stycznia 2015

UMIERAMY I CO DALEJ? - czyli co się z nami dzieje po śmierci? - Cz. IV

SĄD BOŻY


Od niepamiętnych czasów ludzie musieli zmagać się z wieloma przeciwnościami losu. Jak nie najazdy obcych plemion, to walki z dzikimi zwierzętami, jak nie walka o pożywienie i co za tym idzie - przetrwanie dla całej społeczności, to wszelakie katastrofy naturalne - jak trzęsienia ziemi, pożary, powodzie etc. Nic zatem dziwnego że ludzie by przetrwać, musieli trzymać się razem, wspólnie pracować, polować, żyć. Owa konieczność przetrwania w obrębie danego gatunku (czy choćby jedynie społeczności), wymusiła stworzenie nieformalnych i niepisanych praw, wedle których należało postępować, by zapewnić danemu plemieniu bezpieczeństwo i zasobność, oraz nie narażać ich na jakiekolwiek niebezpieczeństwa. Prawa te, były ściśle przestrzegane, a jakiekolwiek wyłamanie się z tego kanonu karano najczęściej śmiercią. Człowiek pierwotny żyjący w otoczeniu złowrogiej, otaczającej go natury i narażony w każdej minucie swego życia, na niebezpieczeństwo śmierci, zdawał sobie sprawę, że jego życie tu na Ziemi podlega pewnym regułom, ale...podobne reguły musiały przecież obowiązywać po śmierci, w zaświatach. Bogowie byli więc podobni ludziom - karali tych, który za życia dopuścili się wielkiego (lub drobnego, w zależności od kategorii) zła, lub złamali prawa swego plemienia. Z czasem, gdy powstały pierwsze ludzkie cywilizacje, zaczęto tworzyć całe mitologie, które opierały się na wierze w pośmiertne cierpienie duszy, w zależności od popełnionych za życia grzechów.

Motyw Sądu Bogów i kary za grzechy, jest obecny we wszystkich wielkich cywilizacjach i religiach świata, począwszy od egipskiej i sumeryjskiej, poprzez grecką, rzymską, chrześcijańską, hinduistyczną czy nawet buddyjską (w hinduizmie i buddyzmie mamy motyw wiary w duchowe więzienie na niższych poziomach egzystencji). I choć we wszystkich tych kulturach - śmierć jest uważana za stan przejściowy na drodze ku lepszemu życiu w Zaświatach, to jednak wyniesione z życia na Ziemi, kalki myślowe mówiące o Sądzie Bożym, jednocześnie same z siebie nasuwały skojarzenia z karą za grzechy. Trudno się temu dziwić, do dziś instytucje religijne, sądy i trybunały narzucają nam kodeksy moralności i sprawiedliwości, których należy przestrzegać, zaś pojęcia "zbrodni" "kary" i surowego osądu ludzkich występków, są bardzo głęboko zakorzenione w naszej tradycji, kulturze i umysłowości. Zresztą ludzie zawsze czuli się niepewnie w obliczu wyższych od siebie sił, które mogłyby zdecydować o ich pośmiertnych losach. Ponieważ obawa o życie towarzyszy nam stale i na każdym kroku ("Nie znasz dnia ani godziny"), wobec tego skłonni jesteśmy postrzegać śmierć jako najwyższe dla nas zagrożenie. A wszelakie religie dokładały do tego również strach przed Sądem Bożym i ewentualną karą za grzechy, co było równoznaczne z wiecznym cierpieniem dla duszy.

Tacy Egipcjanie na przykład, choć wierzyli że pełnią życia będą żyli dopiero po śmierci, jednocześnie wkładali bardzo dużo energii w pośmiertne zachowanie ciała, potrzebnego do "życia po życiu". Wierzyli że każdy człowiek składa się z trzech elementów - "Ka", "Ba" i "Ach". Aby mogły one właściwie funkcjonować, niezwykle ważną sprawą było zachowanie fizycznego ciała w jak najlepszym stanie. Zaświaty zaś, postrzegali starożytni Egipcjanie jako krainę szczęśliwą, położoną gdzieś daleko na zachodzie (zwaną Królestwem Zachodu). Wstęp do niej był możliwy jedynie dla tych dusz, które wiodły  dobre i cnotliwe życie. Aby jednak "sprawdzić" czy dusza spełnia te kryteria, musiała ona stanąć przed Sądem Bogów. Nim jednak do tego doszło, dusza musiała namówić starego przewoźnika, by ten na swej łódce przewiózł ją przez "Rzekę Śmierci". Następnie dusza musiała przejść przez Dwanaście Bram strzeżonych przez ogromne węże. Aby owe potwory nie "pożarły" duszy, miała ona przy sobie (ofiarowane przez żyjących i wkładane do trumny przeróżne amulety i oczywiście Księgę Umarłych - zawierającą zaklęcia, mapę oraz wskazówki pomagające duszy obejść bezpiecznie wszystkie pułapki. Gdy dusza "ominęła" już węże, stawała przed Jeziorem Ognia, który również musiała przepłynąć na barce innego przewoźnika. Gdy dusza przeszła już wszystkie próby i ominęła wszystkie pułapki, stawała przed Sądem Bogów, złożonym z 42 ławników, którzy odczytywali duszy listę grzechów (ogólnych). Zmarły przysięgał że nigdy nie popełnił żadnego z nich. Następnie wchodził do Sali Sądu Ozyrysa, gdzie ważono jego serce, kładąc na drugiej szalce Pióro Prawdy. Jeśli zmarły skłamał i wiódł grzeszne życie, jego serce było ciężkie, a wówczas zostawał rzucony na pożarcie potworowi. Jeśli zaś prowadził cnotliwe życie, jego serce równoważyło ciężar Pióra Prawdy. Wówczas mógł połączyć się ze swymi przodkami w "Królestwie Zachodu".

Starożytni Grecy zaś wierzyli że ludzie po śmierci udają się do podziemnego świata - Hadesu. Po śmierci i opuszczeniu ciała przez duszę, zjawiał się po nią bóg Hermes, który prowadził duszę poprzez jedno z podziemnych szczelin w ziemi, lub górskich jaskiń, na brzeg rzeki Styks, która była granicą pomiędzy światem żywych i umarłych. Nad brzegiem rzeki stał przewoźnik, którego należało opłacić, by ten przewiózł duszę do "Świata Umarłych". Żyjący krewni, zaopatrywali więc swych zmarłych w monetę (obol), którym dusza "płaciła za transport". Te dusze, które nie posiadały takiej monety, musiały błąkać się bez celu wzdłuż brzegu rzeki Styks. Po przewiezieniu dusza przechodziła przez bramę "Królestwa Umarłych", której strzegł ogromny trójgłowy pies - Cerber. Miał on za zadanie zatrzymywać żywych, którzy pragnęliby wtargnąć do państwa umarłych - czyli królestwa boga Hadesa, oraz zapobiegać "ucieczkom" zmarłych, którzy pragnęliby uciec z "Zaświatów". Po minięciu Cerbera i przejściu przez bramę, dusza dochodziła do rozstajnych dróg, gdzie odbywał się nad nią sąd. Sędziów było trzech - Minos, Radamantys i Ajakos. Wydawali oni sąd na podstawie życia, jakie zmarły wiódł na Ziemi. Dusze osób, które dopuściły się oszustw i zbrodni - kierowane były do Tartaru, gdzie "za karę" cierpiały wieczyste męki. Zaś ludzie prowadzący życie cnotliwe i bogobojne (oraz członkowie i członkinie kultów misteryjnych, takich jak np. szalenie popularne, lecz jednocześnie niezwykle snobistyczne Misteria Eleuzyńskie - ku czci bogini Demeter i jej córki Persefony - żony Hadesa), tacy ludzie trafiali na Pola Elizejskie, czyli miejsca wiecznej szczęśliwości, błogostanu i radości, napełnionego złocistym blaskiem słońca (co ciekawe - dusze wtajemniczonych w misteria mogły poprosić Hadesa i Persefonę o kolejne wcielenie, a jeśli trzykrotnie w ciągu swych wcieleń, trafiły na Pola Elizejskie, mogły wejść na Wyspy Błogosławionych - królestwa Kronosa, miejsca nieopisanego szczęścia i przyjemności. Większość jednak dusz, które ani nie popełniły żadnej zbrodni, ani też nie wiodły nazbyt cnotliwego życia - trafiały na Łąki Asfodeli. Było to szare, piaszczyste, monotonne miejsce, gdzie dusze błąkały się bez celu, czekając aż ktoś z żywych wspomoże ich ofiarami.

Rzymianie przejęli od Greków ich wyobrażenia o życiu pośmiertnym, jednak w miejsce greckich - wstawili swych własnych bogów. Tak więc świat podziemny, czyli "Królestwo Umarłych", było królestwem Plutona i Prozerpiny. Rzymianie bezczelnie "zerżnęli" wyobrażenia o życiu pozagrobowym od Greków, gdyż sami pod tym względem prawie nie wypracowali swojego "stanowiska". W pierwotnej (agrarnej - czyli chłopskiej), religii rzymskiej wyobrażenie życia pozagrobowego było niezwykle mgliste. Rzymianie po prostu obawiali się prześladowania złych duchów (lemures, larvae), dopiero z czasem ich panteon i wiara w życie pozagrobowe coraz bardziej się rozrastały i ubogacały, poprzez adaptację nowych kultów etruskich, greckich, egipskich, syryjskich, żydowskich i wreszcie chrześcijaństwa, które także oczywiście mówi o Sądzie Bożym i każe za grzechy w piekle, a nagrodzie za cnotliwe życie w Niebie. Starożytna, metafizyczna tradycja Wschodu (buddyzm a szczególnie hinduizm), jest...jeszcze bardziej (niż chrześcijaństwo i islam), pogmatwaną mieszaniną przesądów. Dlaczego religie Wschodu są "pogmatwane"? Ano dlatego że prócz oczywistości reinkarnacji, wyznają również wiarę w istnienie transmigracji (czyli dewolucja np. do form zwierzęcych). Jest to jeden z niezwykle ważnych elementów kontroli społeczeństwa Wschodu, nie mniej ważny (a być może nawet ważniejszy), niż koncepcja wiecznych, piekielnych mąk w chrześcijaństwie i islamie.

Tak naprawdę są dwa momenty, gdy odczuwany niepewność - pierwszy moment to czas naszych narodzin, gdy poznajemy świat w którym żyjemy. Nie pamiętamy ani poprzednich żywotów, ani też czasu, jaki spędziliśmy w "Zaświatach", gdyż przed każdymi narodzinami zawieramy taki układ z naszymi Przewodnikami. Startujemy więc jako nowa, czysta karta do ponownego zapisania. Pamięć o tym że ta karta tak naprawdę stanowi jedynie część innych podobnych jej kart, razem tworzących niezwykle grubą księgę - byłby dla nas niekorzystny, gdyż zajmowalibyśmy się problemami które już minęły, zamiast na nowo poszukiwać drogi do Boga. Narodziny i późniejsze życie na Ziemi, działają na nas przygnębiająco i...deprymująco. Dlaczego tak się dzieje? Niepamięć nie jest bowiem całkowita, są pewne przebłyski w postaci snów, wizji lub obrazów przesuwających się w naszych myślach (Przewodnicy godzą się na to, gdy uznają że jest to korzystne dla naszego dalszego rozwoju). Weźmy na przykład małe, kilkuletnie dzieci, które bawiąc się w piaskownicy mówią do wymyślonego przez siebie towarzysza zabawy. Dla nas (myślących racjonalnie, twardo stąpających po ziemi), takie zachowanie jest co najmniej niepokojące. Tłumaczymy dzieciom że tak naprawdę nie ma żadnego "towarzysza zabawy", że są same, że powinny myśleć tak jak my - uczyć się życia.

Wszystko fajnie, ale...to my się mylimy. Małe dzieci, do pewnego wieku jeszcze pamiętają o czasie jaki spędziły w "Raju", a ich "towarzysze zabaw", to nic innego jak...Przewodnicy - oni ich jeszcze widzą, traktują jak kolegę, przyjaciela, my zaś ich rodzice, widząc że nasze dziecko mówi do siebie lub dzieli się np. łopatką do piasku ze swym "kolegą", uznajemy za przejaw pewnego dziecięcego zaburzenia. Trzeba też pamiętać, że wiele dusz, inkarnując na Ziemi, często przeżywa szok. Jest on związany z tym, czego tu doświadczają. One myślały że tu będzie w pewien sposób podobnie, tak jak było w "Raju". Myślały że nikt nie będzie ich oceniał, że zaakceptuje ich w całej pełni, że będzie im życzliwy, że im dopomoże we wszelkich trudach i okaże swą przyjaźń, że wreszcie nas doceni. To, co spotykają na Ziemi (i czego doświadczają), jest zupełnym przeciwieństwem tego, co jeszcze tkwi w ich podświadomości - pamięći Miłości "Tamtego Świata". Taka niedawno narodzona i wchodząca w ziemski świat dusza, licząc na akceptację i Miłość ze strony innych ludzi, doznaje szoku - spotyka się z niechęcią, odrzuceniem, wzgardą, nieżyczliwością, przemocą i bólem. To jest naprawdę deprymujące uczucie, dla niedawno narodzonej duszy, która musi się przyzwyczaić do nowego świata i nauczyć się rozumieć i rozróżniać ludzkie zachowania (spójrzcie na dzieci, one potrafią się cieszyć z "drobnostek" - rzeczy, które już dla nas wydają się nieistotne). Drugim zaś momentem, w którym odczuwamy pewien niepokój i niepewność, jest...moment naszej śmierci (o tym już jednak pisałem we wcześniejszych tematach). Narodziny i śmierć - dwa zwrotne momenty naszego istnienia.

Dusza, która po ponownym przywitaniu z rodziną i znajomymi, przybywa teraz w towarzystwie swego Przewodnika, na sąd do "Rady Starszych", nie odczuwa strachu, gdyż ciągle towarzyszy jej uczucie spokoju i harmonii. Jedyne uczucia jakich może wówczas doświadczać, to pewien rodzaj niepewności (tylko młode dusze), oraz żal, za źle przeżyte (czyli w mniemaniu duszy - zmarnowane), życie. Gdy stajemy przed Radą Starszych, z ich "twarzy" emanuje łaskawość. Otoczeni jesteśmy wszechogarniającym nas uczuciem Spokoju, Harmonii, Miłości. Następnie zostaje "wyświetlony film" z naszego życia. Ten film nie przypomina jednak znanych nam obrazków, jakie możemy ujrzeć na ekranach kin, lub naszych prywatnych odbiornikach telewizyjno-komputerowo-laptopowo-smartfonowych etc. Ten film obejmuje każdą sekundę naszego życia i wszystko jest pokazane jednocześnie, co wcale nie przeszkadza, by móc je dokładnie omówić. Pewien mężczyzna (lekarz i nauczyciel akademicki), poddany hipnozie i cofnięty do czasu jaki spędził w "Zaświatach", opowiadał iż, "członkowie Rady" zapytali go: "Który moment swego życia uważasz za najważniejszy", on zaczął wymieniać (jako że w poprzednim życiu też był naukowcem), ukończone szkoły, sportowe zwycięstwa, otrzymane nagrody itp. W pewnym momencie puszczono mu film, gdy jako młody chłopak, przyszedł w nocy do pokoju swej ciężko chorej siostry, objął ją, złapał za rękę i zasnął, siedząc przy niej do samego rana. Członkowie Rady odpowiedzieli: "TO - było największe zwycięstwo twojego życia".




 Wedle tego co mówią ludzie poddani sesjom hipnoterapeutycznym, dusza po śmierci w żadnym przypadku nie przechodzi przez etap kary za grzechy, a raczej przez kolejne stadia samooświecenia. Nie doznajemy cierpień, ani w postaci "fizycznej" ani psychicznej ani jakiejkolwiek innej. Rada Starszych (Założyciele - jest to moja prywatna nazwa, można ich określać zupełnie dowolnie), przed którą stajemy po śmierci, przypomina co prawda rodzaj sądu nad duszą, ale nie jest nim w sensie dosłowny. Przede wszystkim należy pamiętać, że te mądre Istoty, które nas zapytują o właśnie zakończone życie - mają niezmiernie wiele współczucia dla ludzkich ograniczeń i słabości i okazują niewyczerpaną cierpliwość wobec popełnionych przez nas błędów. W przyszłych życiach otrzymamy jeszcze wiele szans na poprawę naszego "zachowania" i wyborów i choć owe życia (zapewne), nie będą należały do łatwych (łatwe i przyjemne wcielenia niewiele wnoszą w dalszy rozwój duszy), po śmierci w żadnym razie nie doznamy, ani nie dostąpimy kolejnej "porcji" bólu, który przeżywaliśmy za życia. Nie znaczy to jednak że nasze wybory, związane np. z zadawaniem bólu i krzywdzeniem innych ludzi (czy w ogóle innych istot), są przyjemne po śmierci - nie są. Ów Sąd przede wszystkim ma na celu uświadomienie nam roli i rangi popełnionych przez nas błędów. Zawsze jednak odbywa się to w takiej "atmosferze", by dusza czuła się dobrze, by była spokojna, by nie odczuwała niepokoju przed rozmową z Założycielami.

W tym celu do sali sądu odprowadzają nas nasi Przewodnicy, którzy (choć rzadko się odzywają podczas spotkania ze "Starszymi"), gdy zauważą naszą konsternację, lub gdy nie znamy odpowiedzi na dane pytanie - sami starają się odpowiedzieć w naszej "obronie", lub podpowiedzieć rozwiązanie. Jeden z mężczyzn, poddany hipnozie, opowiadał, jak to jego Przewodniczka zaprowadziła go do pięknej, pełnej marmurowych kolumn sali. Ściany mienią się przepięknymi, różnokolorowymi barwami z mrożonego szkła, a w oddali słychać delikatną muzyczkę. Światło jest lekko przyciemnione o złotawej barwie. Wewnątrz sali jest mnóstwo roślin i kwiatów, oraz przepiękna fontanna, w której "słodko szemrze woda. Wszystko po to bym się odprężył i zrelaksował" - opowiada mężczyzna. "Święci siedzą przy długim, półkolistym stole, a moja Przewodniczka staje za mną, po lewej stronie". Umiejscowienie Przewodnika "po lewej stronie", nie jest wcale przypadkowe - chodzi tu o blokadę energii, która mogłaby "uciekać" ze strony prawej na lewą (lewa strona ludzkiej głowy dominuje nad prawą, zaś dusze stając po swej śmierci przed Radą Starszych, bardzo często nadal nie wyzbyły się swych "fizycznych" inklinacji), dlatego też Przewodnik pomaga danej duszy w odbiorze energii dochodzącej z prawej strony, blokując myśli (jeszcze fizyczne połączenia neuronalne), które mogłyby uciekać stroną lewą (jest to jedyne takie działanie Przewodnika - potem, gdy całkowicie już pozbędziemy się naszych fizycznych cech - które wciąż pamiętamy i częstokroć nadal zachowujemy się jak żyjący - Jego działanie nie będzie już nam potrzebne).

Starsi następnie zapytują duszę, co sądzi o najważniejszych wydarzeniach z jej poprzedniego życia, oraz jaki ma stosunek do własnych wyborów (szczególnie tych, związanych z krzywdzeniem innych ludzi). Co ciekawe, wśród Rady nie ma jakiejkolwiek niechęci, czy najmniejszej choćby formy zniecierpliwienia naszymi błędami, choćbyśmy popełniali je notorycznie co wcielenie. Te niezwykłe Istoty okazują nam tyle cierpliwości, na ile nie byłoby stać nawet nas samych. Należy bowiem pamiętać (o czym praktycznie się nie mówi), że każda dusza ma wolny wybór i jeśli nie chce - wcale nie musi inkarnować fizycznie. Jeśli nie zechce - będzie uczyła się na doświadczeniach innych, ale nikt ani nic nie może jej zmusić do przyjęcia kolejnego ciała i rozpoczęcia następnej inkarnacji. Radę więc interesuje nie tyle to, ile razy upadaliśmy na naszej "cielesnej" drodze, tylko czy i ile razy zdołaliśmy się podnieść z upadku i zakończyć nasze życie tak, by zminimalizować cierpienie i ból, jaki nasze ciała mogłyby zadać innym.

Spotkania duszy z Założycielami, różnią się. w zależności od stopnia zaawansowania duszy, oraz zdobytych doświadczeń. I tak młodziutkie duszyczki, które dopiero niedawno rozpoczęły proces inkarnacyjny, często na takie spotkania ze "Starszymi", chodzą w grupie innych młodych duszyczek. Założycieli jest wówczas zazwyczaj niewielu (z reguły dwóch - często "mężczyzna" i "kobieta" - będące synonimem rodziców-opiekunów młodych dusz). Spotkanie ma charakter zabawy w grupie (młode dusze są traktowane jak dzieci, gdyż ilość ich przeżytych doświadczeń fizycznych jest minimalna, a to oznacza że bardzo łatwo taką duszyczkę "uszkodzić". Uszkodzić - oznacza iż dusza ta może nie potrafić zrozumieć i zaakceptować tego z czym spotkała się na Ziemi podczas wcielenia, czyli bólem, przemocą i nienawiścią (tu bardzo ważna jest rola Przewodników). Tak więc spotkanie ma charakter wspólnej zabawy i wyjaśniania sobie co przeżyliśmy, a co chcielibyśmy zmienić. Na zakończenie młode duszyczki często odchodząc machają rączkami (jak dzieci), w stronę "rodziców", czyli Starszych/Założycieli, a Ci również odpowiadają w ten sposób. Spotkanie nie ma charakteru oficjalnego, jak opisany przeze mnie wyżej - lecz przypomina spotkanie pani z dziećmi w przedszkolu, gdzie siedzą one wokół swej pani (np. po turecku), a ona zadaje im pytania. Taki też charakter ma spotkanie Założycieli z młodziutkimi duszyczkami.

Sytuacja zmienia się po...ok. czwartym, piątym wcieleniu, wówczas już przybywamy do "Sądu", sami, bez swych kolegów z grupy (przedszkolaków). Pewien mężczyzna, który jest młodą duszą, na widok dość już wówczas oficjalnego spotkania wykrzyknął w stronę hipnoterapeuty: "Jak to się wszystko zmieniło! Trochę się niepokoję, to spotkanie jest bardziej oficjalne niż poprzednie. Na środku przepięknej sali, stoi stół, za którym zasiadają trzy starsze osoby - dwaj mężczyźni i jedna kobieta" (kwestia płci Założycieli nie ma znaczenia - to co widzą dusze przed sobą, wynika bardziej z ich osobistych pragnień i chęci. Najczęściej dusze wśród Rady widzą w większości samych mężczyzn, gdyż wynikłe to jest z kultury w jakiej żyli, mężczyźni są bowiem uważani za tych, którzy tworzą i egzekwują prawo. Ale zaczyna się to zmieniać także wśród dusz. O ile we wcześniejszych wcieleniach tej samej duszy dominowali sami mężczyźni - o tyle im bliżej naszych czasów podział ten jest już prawie wyrównany. Wszystko zależy od tego w jaki sposób dusza jest w stanie zaakceptować kobietę, jako tę, która również może sądzić i tworzyć prawo. A ponieważ w naszych czasach zawód sędziego jest już w dużej mierze sfeminizowany - dlatego łatwiej jest duszy ujrzeć wśród członków Rady także i kobiety).

Im dusza bardziej "rozwinięta", tym spotkanie staje się ponownie mniej oficjalne. Dusze zaawansowane, takie które wkrótce same mogą zostać Przewodnikami i objąć pieczę nad "swoimi dziećmi", często nie stoją przed Radą Założycieli, lecz zapraszane są do stołu wraz z Założycielami. Zwiększa się wówczas i liczba Starszych (może ich tam wówczas być nawet dziesięciu, dwunastu za "stołem"). Dlaczego tak się dzieje? Powód jest prosty - dusza zaawansowana jest już w stanie swobodnie określić "płeć" i "wygląd" Starszych, choćby ich było nawet i piętnastu, zaś młodziutka duszyczka z reguły rozpoznaje tylko tego z Założycieli, który zwraca się do niej bezpośrednio, dlatego w takich spotkaniach liczba "Sędziów-Założycieli", ogranicza się do jednego, góra dwóch - nie więcej. Pewien mężczyzna będący duszą zaawansowaną opisuje to w taki sposób: "Po zakończeniu mojego ostatniego życia, wśród członków Rady ujrzałem nową "osobę" płci żeńskiej, której wcześniej nie było. Była mi przyjazna i życzliwa, choć łagodnie krytykowała moją stałą obojętność wobec kobiet w poprzednich wcieleniach. Zjawiła się tu, by pomóc mi przezwyciężyć moją skłonność do wykluczania kobiet z mojego życia, które hamuje mój rozwój". Pytania najczęściej zadaje "Przewodniczący" Sądu (ulokowany pośrodku stołu), choć oczywiście nie zawsze jest to regułą. Ale gdy tylko omawiany jest dość bolesny temat, związany np. z popełnionymi za życia błędami (zbrodnie, nienawiść, złość, gniew, cierpienie którym "obdarzaliśmy" innych) - pozostali członkowie Rady, milcząc przesyłają nam jednocześnie ciepłą, życzliwą energię, oraz "fale" błogiego spokoju.

Pewna kobieta (poddana hipnozie), opowiada jak to wśród członków Rady rozważają problem jej zamknięcia na innych ludzi, niepewności i braku chęci wyrażania własnego zdania, nawet w sytuacji gdy owe zdanie jest prawdziwe. Kobieta mówi członkom Rady Założycieli, że bardzo się boi konfrontacji z nieszczerymi ludźmi i wszelakich przeciwności życiowych. Na to jeden ze Starszych odpowiada: "Nigdy nie postawimy Cię przed trudnościami, z którymi nie potrafiłabyś sobie poradzić". Radzi by kobieta spróbowała przełamać swoje obawy, niechęć i nieśmiałość do innych ludzi i pokazał im jaka jest naprawdę, a wówczas mówi: "Będziesz przez nich kochana i doceniana". Następnie dodaje: "To co zyskujesz przeżywszy ciężkie życie, zyskujesz na wieczność - lecz wszystko jest w tobie, nie zapominaj o tym". Członkowie Rad, choć przypominają srogich sędziów, tak naprawdę odczuwają do nas ogromną empatię i zrozumienie (być może nawet większe niż nasi Przewodnicy). Ma to swoje pewne wytłumaczenie - najprawdopodobniej Założyciele którzy nas "egzaminują" z poprzedniego życia, odznaczają się podobnymi do naszych charakterami oraz niezwykłą i trudno wytłumaczalną bliskością.

Przykładem niech będzie fakt, iż pewna kobieta będąca pod wpływem hipnozy, zaczęła głośno płakać, gdy ujrzała wśród członków Rady Założycieli - swego dawno nie widzianego Założyciela-Opiekuna Rendara, którego nie widziała od jakichś 3000 ziemskich lat. Po prostu nie pojawiał się podczas jej spotkań z Radą. Cieszyła się jak mała dziewczynka, gdy Go ponownie ujrzała w Radzie, mówiła: "Minęło tyle czasu...On jest bardzo stary i mądry, tak pełen spokoju, był ze mną od początku, zanim przeszłam te wszystkie ziemskie cykle...On mówi do mnie...mówi... :Dobrze jest znów z Tobą pracować". Kobieta wyznaje że "zniknięcie" Rendara z członków Rady, miało związek z jej przewinami, gdyż pomimo składanych Mu obietnic, w każdym z kolejnych żywotów kobieta stawała się coraz bardziej samolubna, żądna władzy i pochlebstw (bez względu na to jakie wówczas "nosiła" ciała). On tłumaczył: "To spowalnia Twój postęp", lecz ona go nie słuchała, składała mu obietnice poprawy bez pokrycia, a w każdym następnym życiu czyniła to samo (także jako silny, potężny mężczyzna - żyjący w VIII wieku wśród wikingów, którego celem samym w sobie był rabunek, niszczenie i gwałt. Oddawał się jedynie swej cielesnej formie, zapominając o duchowości. Zginął podczas ataku na jedną z angielskich wsi. Był bardzo silny i dobrze zbudowany - kobieta przypomina sobie że uwielbiała demonstrować swą wyższość nad innymi, mając tamto ciało). Teraz Rendar znów powrócił, co wywołało ogromne zadowolenie owej kobiety.

Najczęstszymi kolorami "szat", jakie dusze widzą wśród swych Przewodników, lub też Założycieli - są barwy bieli i fioletu. Biała energia bowiem pomaga duszom w procesie nieustannego samooczyszczenia i odnowy, oraz symbolizuje Czystość, Jasność Myśli, Mądrość i Wiedzę. Według ludzi poddanych sesjom hipnoterapeutycznym, biała barwa szat noszonych przez Przewodników lub Założycieli symbolizuje harmonię danej duszy z Uniwersalną Energią (czyli Bogiem). Natomiast barwa fioletowa koloru szat, symbolizuje Mądrość, Zrozumienie, Życzliwość i Miłość naszych Nauczycieli. Choć są to najpopularniejsze barwy, noszone zarówno przez Założycieli, jak i przez naszych Przewodników - nie są jedyne. Spotkać można również zieloną i żółtą barwę szat (lub szaty o kolorach mieszanych). Zieleń jest kolorem uzdrowienia duszy i pojawia się szczególnie często po tzw.: "ciężkim życiu", pełnym chorób, bólu i cierpienia. Żółta barwa zaś - pomocna jest przy omawianiu kwestii "podarków", jakie otrzymaliśmy, a szczególnie jakimi obdarowaliśmy innych. Inne barwy spotyka się rzadziej - na przykład kolor czerwony symbolizuje witalność i chęć do życia, do ponownego odradzania się i pokonywania błędów. Jest barwą pasji i namiętności. Są jednak kolory które nie występują nigdy na szatach Nauczycieli - do tej barwy zalicza się kolor czarny.

Podczas relacjonowania etapów naszego życia przed Radą Założycieli, nasi Przewodnicy (jak już wspomniałem), stają za nami z tyłu. Podczas rozmowy, prawie się nie odzywają, lecz gdy tylko daną duszę nachodzą wątpliwości, lub czuje żal, lub zniecierpliwienie niewygodnymi pytaniami (to także się zdarza, szczególnie wśród młodszych dusz), nasz Przewodnik przejmuje inicjatywę. Opowiada więc za nas historię naszego minionego życia, podkreślając nasze przymioty i tłumacząc błędy z jakimi musieliśmy się zmagać (a które zbyt dobrze o nas nie świadczą), sytuacjami które nas ku temu popchnęły. Nie próbuje jednak wybielać błędów, lecz prezentuje je "pod innym kątem", by dać nam czas na zebranie myśli i ponowną, swobodną rozmowę. Gdy jednak niepewność lub żal duszy bierze mimo to górę, wówczas sami Założyciele/Starsi informują ją o prawdziwym charakterze tego spotkania i konwersacji. Mężczyzna poddany hipnozie, tak relacjonuje "słowa" (a raczej myśli), jakie skierowali do niego Starsi, gdy zaczął dopadać go żal i frustracja. Jeden z Nich zwrócił się do niego takimi słowy: "Nie jesteśmy tu, by Cię osądzać! Pragniemy jedynie byś spojrzał na swoje życie, własnymi oczyma i spróbował przebaczyć sobie samemu. Zaakceptuj siebie takiego, jakim jesteś z tą samą bezwarunkową Miłością, jaką My cię darzymy!".

Następnie proszą go by przypomniał sobie jedno z wydarzeń z ostatniego życia. "Czy pamiętasz wydarzenie z przystanku autobusowego?" - pytają go. On jednak odpowiada przecząco "Nie pamiętam nic takiego", wówczas pokazują mu to na wielkim "telebimie". Pewnego razu, gdy jechał do swojego biura (w poprzednim życiu ów mężczyzna był bogatym przedsiębiorcą- - niezbyt "kochanym" przez swych pracowników), zauważył na jednym z przystanków autobusowych siedzącą i płaczącą kobietę. Kazał się zatrzymać, podszedł do niej, objął ją ramieniem i starał się ją pocieszyć, mówiąc że wszystko będzie dobrze, by przestałą płakać i się uspokoiła. Utulił ją w ramionach i tak czekali razem aż do przyjazdu autobusu. Kobieta podziękowała i powiedziała że czuje się lepiej, po czym wsiadła do autobusu. Szybko o niej zapomniał. Powiedział wręcz hipnoterapeucie: "Mój Boże, prowadziłem swoją fundację, dałem tyle pieniędzy na cele charytatywne, a Ich obchodzi wydarzenie, o którym ja już dawno zapomniałem". No cóż, na "Tamtym Świecie" często sprawy które uważamy za ważne tutaj są błahe i nieistotne, zaś takie, które postrzegamy za nic nieznaczące i o których szybko zapominamy - są niezwykle ważne, gdyż to one właśnie pokazują naszą prawdziwą naturę i cel ku któremu dążymy (choćby to było najzwyklejsze ustąpienie miejsca starszej osobie w autobusie - rzecz zdawałoby się ulotna i niewarta naszej pamięci, a jednak po śmierci możemy być mile zaskoczeni tym, co Oni uważają za naprawdę ważne).

Bardzo często Założyciele/Starsi pragną rozbudzić w nas odwagę do podejmowania i pokonywania kolejnych wyzwań. Często dusze wykazują się nieśmiałością (za życia oczywiście), co wpływa potem na kierunek obieranych przez nich spraw. Są też i inne próby "rozbudzenia" duszy do dalszego działania, jak choćby uświadomienie duszy że każdy z nas ma możliwość i wręcz powinien - sam rozwiązywać spotykające nas problemy w taki sposób by nadal pozostać w harmonii z własnym środowiskiem. Szczególnie "ciekawie" wygląda ta kwestia w przypadku dusz, które same wcześniej decydują się na przyjęcie ciała, o dużym prawdopodobieństwie śmierci w młodym wieku. Takie dusze czynią to świadomie, gdyż śmierć ukochanej, bliskiej osoby ma być często rodzajem sprawdzianu dla duszy która przeżyła, przykładem jej wewnętrznej siły, samodyscypliny i odwagi w pokonywaniu trudów życia (opiszę to w kolejnych częściach).

Taka wizyta przed "Sądem" odbywa się zaraz po śmierci i drugi raz...przed samymi narodzinami, by ostatecznie "dopracować" ustalenia tyczące nowego życia (jak już wcześniej wspominałem - to my sami decydujemy się na wybór nowego ciała, ustalenia tyczą jedynie przyszłych oddziaływań karmicznych i tego, co należy zmienić by zrównoważyć negatywną energię z poprzedniego żywota).

  

CDN.

UMIERAMY I CO DALEJ? - czyli co się z nami dzieje po śmierci? - Cz. III

 JAK WYGLĄDA "RAJ"






Gdy tylko dusza przebrnie przez "pas chmur", ukazuje jej się widok nieopisanego piękna, mozaikowej, wspaniałej przyrody, połyskujących w słońcu drzew i kamieni, czystych jak lazur rzek - przestrzeń ta jest nieograniczona, nie ma końca. Należy też pamiętać, że tu już poszczególne przekazy są różne, w zależności od tego, co lubiliśmy za życia, co sprawiało nam przyjemność, gdzie lubiliśmy spędzać czas. Może to więc być kraina pełna majestatycznych, piętrzących się do góry zamków (nawet z "lodu"), a może to być po prostu nasza rodzinna okolica, tam gdzie mieszkaliśmy, gdzie się wychowaliśmy, gdzie po prostu czuliśmy się dobrze. Te obrazy są indywidualne i zmieniają się w zależności od miłych wspomnień poszczególnych dusz. Wszystko to ma swoje uzasadnienie - mają przynieść pocieszenie i spokój, spowodować łagodne "zerwanie" więzów ze swym poprzednim życiem. Przepiękne widoki łąk pełnych niezwykle bujnych i kolorowych kwiatów, łagodnie szumiących lasów, górskiego potoku spływającego w dolinę, rozświetlonej słońcem plaży i wód morskich o śnieżnobiałej toni, czy wreszcie widoki domków, szkół, pałaców - to wszystko ma służyć uspokojeniu duszy, oraz spowodować by nie myślała już o swych żyjących bliskich.

Jednak zapoznanie się z owym pięknem trwa bardzo krótko, bowiem prawie natychmiast ukazują nam się nasi Przewodnicy, których zadaniem jest rozwiać wszystkie nasze wątpliwości, dotyczące naszej śmierci i losu naszych żyjących bliskich. Obdarzają nas uczuciem wszechogarniającej Miłości i spokoju, oraz dopomagają na wszystkich szczeblach naszej obecności w owym "Raju", aż do momentu ponownych narodzin. Nie są jednak nachalni, często trzymają się z boku, jeśli widzą, że nie potrzebujemy ich pomocy. To Oni też pierwsi, przyjmują na siebie wyrzuty od niespokojnych dusz, które nadal są "wstrząśnięte własną śmiercią". I choć Przewodnicy także posiadają Wolną Wolę, czynią wszystko byśmy czuli się "Tam", jak w prawdziwym domu. Są oni zawsze obecni przy każdym z naszych powrotów, ale często pokazują się jako ostatni (chyba że nowo przybyła dusza jest szczególnie niespokojna), na początku widzimy zupełnie kogoś innego - naszą Bratnią Duszę.

Kim są "Bratnie Dusze"? To ci, do których za życia zawsze czuliśmy najwięcej miłości, których otaczaliśmy szczególnym uczuciem, a które zawsze nas wspierały. Każdy człowiek miał w swym życiu choć jeden przypadek szczególnej, bezinteresownej życzliwości drugiej osoby (często na przykład z naszymi Bratnimi Duszami łączymy się w pary). Bratnią Duszą może być ktoś, kogo darzyliśmy szczególnym uczuciem za życia, np grubawy wujek, z którym bawiliśmy się - będąc dziećmi, w śnieżną bitwę, lub ukochana mama, która całe życie o nas dbała. To właśnie Bratnia Dusza jest pierwszą, którą widzimy po śmierci na "Tamtym Świecie". Przybywa ona z reguły (w zależności czy tego chcemy, czy nie), w towarzystwie innych członków naszej rodziny, przyjaciół i znajomych, których znaliśmy i kochaliśmy za życia. Pozostałe dusze, ustawiają się zawsze w takiej kolejności, w jakiej my za życia darzyliśmy ich uczuciem. Najpierw więc witają się z nami ci, których kochaliśmy najbardziej, potem ci których bardzo lubiliśmy, następnie ci których darzyliśmy uczuciem przyjaźni, wreszcie ci, których dodatkowo mielibyśmy ochotę ujrzeć, niekoniecznie obdarzając ich jakimś uczuciem. Takie powitanie często jest dla świeżo przybyłej duszy wielkim wydarzeniem - upewnia go bowiem w przekonaniu że nie jest tu sam i może liczyć na pomoc swej zmarłej rodziny i przyjaciół.

Liczba rodziny i przyjaciół oczywiście jest płynna i zmienia się po każdym kolejnym życiu na Ziemi (w zależności od nowo poznanych za życia osób i zawiązanych przyjaźni). Nasz duchowy Przewodnik podczas owego powitania (jak i później w zależności od naszych potrzeb) trzyma się w pewnej od nas odległości, choć jest gotowy by wkroczyć w każdej chwili naszej niepewności i żalu, jaki nadal możemy odczuwać będąc już w tym cudownym świecie. O ile poszczególne dusze, zmieniają się (Bratnia Dusza także żyje wokół nas i inkarnuje razem z nami, a często czynią tak i dusze innych naszych znajomych i rodziny), to nasz duchowy Przewodnik wciąż jest ten sam, wciąż po każdej kolejnej śmierci oczekuje nas i dba o to byśmy "ponownie się zaaklimatyzowali". Co ciekawe, my możemy samoczynnie (posługując się jedynie myślą), kształtować swój wizerunek z jakim najlepiej się czujemy. Nie mamy już bowiem fizycznego ciała, nie mamy twarzy, rąk, nóg - a jednak te "ludzkie" atrybuty dostrzegamy wśród witających nas bliskich - wystarczy że tylko tego zapragniemy. Możemy też przyjąć wizerunek jaki tylko chcemy (np. jednej postaci z naszego poprzedniego żywota). Może to być więc twarz (i "ciało"), młodej pięknej kobiety, a może być twarz wąsatego kowboja z Teksasu - wybór pod tym względem należy do nas i niekoniecznie musi to być "podobizna" z naszego ostatniego życia.

Są jednak dusze, które zaraz po śmierci swego ciała, nie tylko nie czekają "na pogrzeb", ale także nie potrzebują już żadnych powitań w "Zaświatach", są już bowiem na tyle rozwinięte, że same wiedzą dokąd dążyć zaraz po śmierci i...czynią to błyskawicznie, uważając iż jakakolwiek zwłoka w osiągnięciu celu (celem zawsze jest - poprzez samodoskonalenie, czyli inkarnację - powrót do Domu, do Boga na stałe), jest zupełnie niepotrzebna (za ową zwłokę uważają chociażby spotkanie ze swymi bliskimi po śmierci). Są to jednak dusze bardzo rozwinięte, takie - które już praktycznie same mogą stać się Przewodnikami, lub dalej inkarnować, by przyspieszyć osiągnięcie celu. Gdyby "Tam" istniał czas, mogliby więc stwierdzić że: "owe powitania to tylko niepotrzebna strata czasu". Te rozwinięte dusze, kierują się więc od razu do miejsca, do którego trafiają również i te pierwsze (już po powitaniu z rodziną i przyjaciółmi). Kierują się do miejsca będącego czymś w rodzaju "prysznica". Jest to swoiste uzdrawiające "naczynie" - obszar czystej energii. Gdy przez nie przejdziemy, oświetli nas ciepły, jasny promień światła. Jest to właśnie strumień czystej energii, który "obmywa" nas niczym (para wodna), z naszych wszystkich ran i dolegliwości duszy, bolączek, niepewności, utrapień, duchowych rozterek i emocjonalnego cierpienia. W taki oto sposób nasza dusza (a w zasadzie nasza jaźń), oczyszcza się "pod prysznicem", po trudach ciężkiego życia wypełnionego pracą i nauką.


"Mąż z Soloj, krewny i przyjaciel tego Protogenesa, co to był tu z nami, początkowo żył w wielkiej rozwiązłości i w krótkim czasie utraciwszy majątek, zmuszony sytuacją przez jakiś czas prowadził się po łajdacku (...) Nie cofając się więc przed żadnym haniebnym procederem (...) w krótkim czasie pozyskał sławę wielkiego łajdaka. Najbardziej zaś zaszkodziła mu pewna wyrocznia, którą otrzymał od Amfilocha, podobno posłał zapytanie, czy resztę życia spędzi lepiej, na co dostał odpowiedź, że będzie mu się wiodło lepiej, gdy umrze. A jakoś wypadek zdarzył, że go to właśnie w niedługim czasie spotkało. Spadł z pewnej wysokości i skręcił kark (...)



Gdy świadomość opuściła jego ciało, czuł się na razie jak nurek, który z pokładu statku skoczył w głębinę (...) Widział (...) że dusze zmarłych wznosiły się ku górze tworząc ogniste bąble, przed którymi rozstępowało się powietrze, a następnie bąble te powoli pękały, a dusze z nich wychodziły wygląd mając ludzki, ale wiotkie były i o niejednakowych ruchach: jedne wznosiły się z niezwykłą lekkością i mknęły prosto wzwyż, inne zaś jak wrzeciona wirowały w kółko to w górę, to w dół, na kształt zamąconej w ruchu spirali, która powoli i ledwie po długim czasie się uspokajała (...) Wówczas, jak mówił, rozpoznał duszę jednego krewniaka, choć nie z całkowitą pewnością, jako że tamten zmarł był, gdy on sam był jeszcze dzieckiem.



Dusza ta zbliżyła się i przemówiła: "Witaj Thespesiosie". On zdziwiony odrzekł, że się nazywa nie Thespesios, tylko Aridajos, na to ona: "Tak, przedtem" (...) Krewniak więc Thespesiosa (gdyż nic nie przeszkadza nazywać dusze ludzkimi imionami) wszystko mu wyjaśniał (...) Zobaczył, że z innymi duszami działo się to samo: zbijały się w gromadę jak ptaki i latały nisko okrążając przepaść (...) Przepaść zaś wyglądała wewnątrz jak dionizyjskie groty, strojne w zieleń i ubarwione wszelakim kwieciem. Unosił się z niej łagodny i subtelny powiew, który niósł cudowną woń pełną rozkoszy (...) Dusze (...) okazywały sobie wzajemnie serdeczność, tak że całe to miejsce wkoło było pełne bachicznego nastroju, śmiechu, wszelakiej harmonii i zabawy".



Fragment mojego ulubionego dzieła Plutarcha (z lat 90-tych I wieku naszej ery), pt.: "O odwlekaniu kary przez Bogów". Niezwykle sugestywnie zobrazował w nim rolę Przewodnika i miejsca przeznaczenia, do których zdążają poszczególne dusze. Ciekawym faktem jest również nawiązanie do reinkarnacji - ("Witaj Thespesiosie". On zdziwiony odrzekł, że się nazywa nie Thespesios, tylko Aridajos, na to on: "Tak, przedtem")



Ów oczyszczający prysznic, jest niezwykle przyjemnym doświadczeniem dla duszy. Jedna z kobiet, poddana hipnozie i cofnięta do tego momentu, na prośbę hipnoterapeuty: "Opisz co teraz czujesz?", stwierdziła: "Cudownie, taki spokój...chciałabym pozostać tam na zawsze". Ale "kąpiel" nie trwa długo (wyjątkiem są te dusze, które naprawdę są "poobijane", czyli niezwykle doświadczone przez swe poprzednie życie. Często złe doświadczenia z jednego życia, mogą oddziaływać na...kilka następnych, wszystko zależy od nas samych, od tego jak szybko zapragniemy się oczyścić i próbować zaakceptować, oraz naprawić złe doświadczenia). Opuszczając obszar oczyszczającej nas energii, zmierzamy dalej, ku miejscu naszego przeznaczenia. W tej podróży może towarzyszyć nasz Przewodnik, ale Jego obecność nie jest wówczas wskazana. Większość dusz jednak pokonuje tę następną drogę "w samotności" (nasz Przewodnik obserwuje ten proces i jest gotowy "wkroczyć", gdy tego zapragniemy). Zmierzamy więc ku następnemu etapowi naszej drogi w "Zaświatach", ściągani przez potężną siłę (możemy jednak kontrolować ten ruch jak i jego szybkość). "Płyniemy" w kierunku naszej "linii kontaktowej".

To jest jak błyskawiczna szerokopasmowa autostrada, pędzimy naprzód, swobodnie kierując naszą prędkością, choć co ważne, na tym etapie nie możemy się zatrzymać. Widzisz wówczas i inne "pędzące" obok ciebie dusze, jedne blisko ciebie, drugie trochę dalej, inne nad tobą, drugie pod tobą, wszystkie te dusze zmierzają w jednym kierunku. Przypomina to małe rzeczki (a my czujemy się jakbyśmy byli ciągnięci z prądem tej rzeczki), które zmierzają do jednego wspólnego źródła - Oceanu Energii. Przez cały czas podróży, dusza doświadcza nieopisanego relaksu, spokoju i harmonii. Gdy dusza zbliża się do tego "Oceanu Energii", widzi małe, niezwykle jasno świecące plamki, niektóre łączące się w pary, przypominające z oddali winogrona, lub...robaczki świętojańskie. Te plamki, to po prostu inne dusze, które dotarły do swojego miejsca i ponownie spotkały swych najbliższych. Nasza dusza pędzi na spotkanie swojej rodziny i swoich znajomych z poprzedniego życia (opuścili duszę, gdy ta "brała kąpiel"). Na końcu "korytarza", po którym "płyniemy", czekają już nasi najbliżsi. Oto przykład innego mężczyzny, poddanego hipnozie i cofniętego do tego momentu - opowiada on hipnoterapeucie jak to wygląda i co wówczas czuje: "Dociera do mnie znajoma siła umysłów, o jak dobrze. Dołączam do nich - jestem w Domu".

Na tym etapie panuje już Jedność, a raczej świadomość Jedności "wszystkich ze wszystkimi". Tradycja religijna określa nas słowem "Dzieci Bożych", oraz "Braćmi i Siostrami" - tam właśnie dokładnie odczuwamy Jedność między naszymi braćmi i siostrami, tam też czujemy się prawdziwymi dziećmi Boga. Wszelkie wcześniejsze animozje, wszelka niechęć, oraz wszelkie negatywne nastawienie względem tych, których jeszcze do niedawna pamiętaliśmy jako "naszych wrogów", lub sprawców naszego cierpienia - tutaj mija natychmiast. Wyraża się to w bezwarunkowej akceptacji nas takimi, jakimi jesteśmy, nie ma osądzania, nie ma moralizowania, nie ma wywyższania się - widzimy że wszyscy jesteśmy równi względem siebie, że łączy nas uniwersalna więź, będąca jednocześnie Więzią Stwórcy Wszechrzeczy. To jest wspaniały czas zrozumienia tego, co do tej pory poczytywaliśmy u innych za wady. Panuje tam niezwykła Otwartość, Przyjaźń i Miłość - innymi słowy czujemy się tak, jak w...najskrytszych i najszczęśliwszych marzeniach. Po prostu zmierzamy ku Jedności, ku Domowi, choć nie jest to jeszcze powrót do Boga, a jedynie pewien przystanek na tej trasie.

Pomimo tego, że wszystkie dusze odczuwają ze sobą Jedność, przybywamy zawsze do konkretnej, nam przeznaczonej grupy dusz, tych których znaliśmy za życia (a raczej za wielu wcześniejszych żyć). Nie ma dzielenia grup, ani nie ma przechodzenia do innych dusz, nie będących z "naszej paczki". Może się jednak zdarzyć, że dana osoba którą znaliśmy za życia, znajduje się obecnie w innej niż nasza grupie docelowej. Nie możemy tej duszy "odwiedzać", gdyż byłoby to niepotrzebne zakłócanie jej energii. Jeśli jednak chcielibyśmy się z nią skontaktować - nie ma pod tym względem żadnych przeszkód, wystarczy że pomyślimy o danej osobie i jej postać pojawi się w naszym umyśle. W taki też sposób możemy porozmawiać z duszą, nie będącą z naszej grupy. Inną kwestią, są dusze które...już żyją na Ziemi w kolejnych ciałach, a tutaj przebywa jedynie "część" ich duszy, ta, która również witała nas po przejściu przez tunel. Dusze już inkarnujące na Ziemi, łatwo rozpoznać, gdyż nie emanują taką jasnością, ich blask jest pulsacyjny - raz ciemniejszy, raz jaśniejszy, niczym włączony kierunkowskaz. Jest też z nimi w pewien sposób ograniczony kontakt, lecz mimo to, dusze te również potrafią nas odpowiednio powitać i udzielić odpowiedzi na zadane przez nas pytania.

Po ponownym przywitaniu z najbliższymi, znów pojawia się nasz Przewodnik (chrześcijaństwo i islam towarzyszącym nam przez całe życie i po śmierci Przewodników nazywa - "Aniołami Stróżami"). Dotąd nie pojawiał się, tak jakby nie chcąc przeszkadzać w ponownym spotkaniu duszy z jej grupą, teraz jednak ukazuje się, gdyż musi nas odprowadzić do miejsca, gdzie...dokonany zostanie Sąd nad naszym życiem. Ów sąd stanowi "Rada Starszych" (Założyciele), choć ze znanym nam sądem ma to niewiele wspólnego - przede wszystkim nie ma mowy o karze za grzech, ani strachu towarzyszącemu tej myśli. Sąd jest jedynie po to, by podpowiedzieć nam, w którym miejscu mogliśmy lepiej pokierować naszym życiem, oraz co służy naszemu ciągłemu rozwojowi. Cały czas "na procesie" obecny jest nasz Przewodnik, pełniący również rolę naszego adwokata. Proces jest z reguły krótki (opiszę go w kolejnym temacie), po nim powracamy do naszej grupy i cudownego miejsca naszego umiejscowienia na "Tamtym Świecie".


CDN.

HISTORIA ŻYCIA - WSZECHŚWIATA - WSZELKIEJ CYWILIZACJI - Cz. XXXVII

STWORZENIE

ADAMA i EWY

Cz I.


"BOGOWIE"

Nibiruanie z Malony - twórcy pierwszej pary ludzkiej - ADAMA i EWY
 


Ok. 480 000 lat temu - na Ziemi rozkwitała potężna cywilizacja GOR (istniejąca na obszarach dzisiejszej Antarktydy), która swymi wpływami rozciągała się na cały ówczesny kontynent Lamar (wówczas już podzielony na kilka części). W tym samym czasie rozwijała się na nowo cywilizacja marsjańska i wenusjańska w naszym Układzie Słonecznym, zaś na planecie Malona, trwała zaciekła rywalizacja kolonialna, dwóch potężnych ośrodków politycznych - Karny i Vadur. W tym też czasie, na Ziemi wylądowała grupa Malonian, będąca częścią załogi planety-okrętu Nibiru, wysłana z misją odnalezienia, wydobycia i przewiezienia złota w celu naprawy uszkodzonego (w wyniku III Wielkiej Wojny z Gadami), pola siłowego planety. W tym okresie dowództwo nad Nibiru, przeszło właśnie w ręce "grupy z Malony", a pierwszym jej przywódcą (pochodzącym z tamtej planety), był Alalu, który wcześniej władał Karną. Został on wypędzony z tego megamiasta i z samej planety Malona, za nawoływanie do radykalnego rozprawienia się z wrogiem Karny - Vadurem, za pomocą Kryształów Mocy. Wraz ze swymi zwolennikami (i rodziną), schronił się na okręcie Nibiru. Tutaj udało mu się z czasem zdobyć przywództwo nad całym tym planetarnym gwiazdolotem (w kolejnych częściach opiszę jak do tego doszło). Po jego śmierci władzę nad Nibiru przejął jego syn - Anu (w mitologii sumeryjskiej był on królem wszystkich bogów i władcą nieba). Anu, wraz ze swymi synami - Eą (w mitologii sumeryjskiej stwórca człowieka, bóg mądrości i słodkiej wody) oraz Enlilem (sumeryjski bóg powietrza), w poszukiwaniu złota, które miało posłużyć do odbudowania uszkodzonego pola siłowego Nibiru (pole to zostało uszkodzone w trakcie walki z Chowtą, w czasie ostatniej wojny z Gadami), wylądował na planecie Ziemia.

Pierworodnym synem Anu i ewentualnym następcą był Enlil, wywodzący się z czysto plejadiańskiej (aryjskiej), linii Ameliusa. Dlatego też to właśnie Enlil został przywódcą grupy Nibiruan/Malonian, która udała się na Ziemię w poszukiwaniu złotego kruszcu. Ea zaś był mieszańcem, pochodził bowiem ze związku Anu z kobietą gadziej rasy z planety-okrętu Nibiru (pisałem już wcześniej, że jeszcze przed wybuchem III Wojny z Gadami, część Reptilian pragnących utrzymać pokój - została zmuszona do ucieczki z galaktyki Oriona (Bellatrix) i schroniła się właśnie na Nibiru). To właśnie owa gadzia przedstawicielka tamtej (przyjaznej ludziom), grupy nibiruańskich Reptilian - została drugą małżonką Anu (wywodzącego się z plejadiańskiej linii Ameliusa). Zwała się Dramina i pochodziła z królewskiego rodu Oriona (Bellatrix). Oczywiście kontakt seksualny i tradycyjne zapłodnienie Galaktycznego Człowieka i Gada, nie był możliwy ze względów anatomicznych, jednak to nie tak narodził się Ea. Stało się to za sprawą zapłodnienia komórki jajowej Draminy, spermą Anu w drodze laboratoryjnej. Prócz dwóch synów, Anu miał także córkę - Ninhursag (ze związku z...Felinianką, czyli Lwią-Kobietą z królewskiej linii Avyonu). Ci Nibiruanie przybyli w dwóch grupach. Najpierw jedna (50 osobowa), grupa pod przywództwem Enlila, miała za zadanie przede wszystkim odnaleźć pokłady złota. Gdy to się udało - przybyła druga, główna grupa pod wodzą samego Anu - 600 osób. Główną bazą Nibiruan (zwanych również od nazwiska Anu - Anunnakami), stał się założony przez nich port kosmiczny, zwany - E.DIN.

Miedzy braćmi często dochodziło do kłótni, gdyż co prawda Enlil był pierworodnym synem Anu, to jednak Ea, nie zgadzał się na bycie "tym drugim" i również pragnął władzy. Ojciec, by pogodzić synów, Enlilowi nadał tytuł: "Pana Rozkazu" (czyli dowódcy bazy w Edenie, a co za  tym idzie pana całej Ziemi), jednak Ea otrzymał tytuł EN.KI ("Pan Ziemi") i władzę nad całą Afryką. Od tej chwili Ea będzie zwał się Enki (potomstwo Enkiego będzie panowało na Ziemi i będzie on założycielem tzw.: "Boskiej Linii Władców", zapoczątkowanej przez dwóch jego synów - Marduka i Ningiszzida - w starożytnym Egipcie znano ich pod imionami Re i Thot). Oczywiście Ziemia była w tym czasie zasiedlona przez inne grupy liriańsko-plejadiańskich kolonistów. Istniało też potężne społeczeństwo GOR (podzielone na dwa zwalczające się miasta-państwa AR i Thurię), które zdominowało ówczesny kontynent Lamar. Nie są do końca znane motywy, jakimi kierował się Anu, na którego rozkaz ok. 450 000 lat temu, rozpoczęto dokowanie naszego Księżyca (Chowty), na orbicie okołoziemskiej. Zapewne musiał dobrze zdawać sobie sprawę, jakie to pociągnie za sobą skutki, w postaci tornad, powodzi i trzęsień ziemi? Czy uczynił to celowo, by doprowadzić do zguby cywilizację GOR? Na to pytanie channelingi nie odpowiadają, ale można założyć że był to jeden z jego celów (choć zapewne nie najważniejszy), po to by przekazać całą władzę nad planetą w ręce swych synów. Bardziej prawdopodobne mogły być jednak motywy technologiczno-komunikacyjne (z Chowty łatwiej było dostarczać złoto na Nibiru).

Już po zniszczeniu GOR (ok. 445 000 lat temu), Anu oddał władzę nad terenem rzeki Indus, swej ulubionej prawnuczce (a wnuczce Enlila) - Innanie, zwanej też później Isztar (sumeryjska bogini Księżyca i wojny). Ok. 415 000 lat temu, przybyła z planety Nibiru do EDENU, córka Anu - Ninhursag, która stanęła na czele Służby Medycznej Nibiruan w owej bazie gwiezdnej. W tym czasie trwały ciężkie prace nad wydobyciem pokładów złota z morskiej wody (którego jednak uzyskiwana ilość nie wystarczała do całkowitej naprawy uszkodzonego pola siłowego planety Nibiru, a co za tym idzie - istoty zamieszkujące ów okręt cierpiały z powodu wpływu kosmicznego promieniowania i umierały w męczarniach. Złoto było więc niezbędne dla uratowania planety). Postanowiono więc poszukać nowych złotonośnych terenów. Tutaj wsławił się Enki, który udał się do swojego "królestwa" (Afryki), by tam założyć drugą bazę Nibiruan, zwaną AB.ZU. Tam co prawda odnalazł złoto, jednak już na wstępie pojawił się problem jego wydobycia, gdyż znajdowało się ono głęboko pod powierzchnią ziemi. Enki, (który w przeciwieństwie do swego brata - wojownika i wodza), był naukowcem i zajmował się zarówno rozwojem technologii molekularnych, jak i inżynierią genetyczną. Teraz zdając sobie sprawę że los Nibiru zależy od jego pracy, udało mu się opracować technikę wydobywania tego kruszcu z głębokich partii ziemi. Tym samym zyskał uznanie swego ojca - Anu, nienawiść brata Enlila i...podziw jego żony - Ninlil (która wkrótce potem została jego kochanką). Z ABZU transportowano złoty kruszec do nowo utworzonej bazy Nibiruan w mezopotamskim Bad Tabira .Stamtąd zaś dalej gwiazdolotami był przesyłany na Księżyc-Chowtę (gdzie założono bazę o nazwie Iggi), a potem już w kierunku Nibiru.

Prócz nowych technologii wydobywczych, w "wolnych chwilach" zajmował się Enki przyglądaniem się (stworzonym jeszcze przez dawne liriańsko-plejadiańskie misje), pierwotnym hominidom, jak na przykład: Homo Erectus. Zastanawiał się czy można by je trochę genetycznie ulepszyć. Pomagała mu w tej pracy Ninlil, która...opuściła Enlila (i EDEN), a zamieszkała z Enkim w ABZU. Wkrótce EDEN został otoczony przez szereg nowych miast zakładanych przez Nibiruan na całym obszarze Mezopotamii (Międzyrzecza), w obrębie dwóch wielkich rzek - Tygrysu i Eufratu.

Ze wszystkich gwiezdnych cywilizacji, które powstawały i rozwijały się na Ziemi - począwszy od bakaratiniańskiej cywilizacji Hyperborei, a skończywszy na potężnej cywilizacji I i II Imperium Atlantydy - nie przetrwało nic (a przynajmniej my nie mamy dostępu do tego co na ten temat odkryto). Do dziś przetrwała tylko jedna, jedyna linia gwiezdnych podróżników z Liry - linia Adama i Ewy, a w zasadzie linia Ameliusa. Ale opierała się ona tylko na jednej gałęzi rodowej, rodu Alalu - pierwszego przywódcy okrętu Nibiru, pochodzącego z planety Malona (dawniejszego gadziego Maldeka). To właśnie ten ród stworzył tzw.: "Boską Linię Władców", którzy (począwszy od Marduka - pierworodnego syna Enkiego), władali naszą planetą najpierw jako "Bogowie", a potem (po "zbezczeszczeniu" królewskiej krwi poprzez małżeństwa z "tubylcami"), "Synowie Bogów" (egipscy faraonowie, jak również władcy miast-państw Sumeru, Mezopotamii, Akadu i innych - tytułowali się właśnie w taki sposób, a pochodzenie władzy królewskiej od Bogów/Boga, stało się synonimem legalności władzy monarchów od starożytności, poprzez średniowiecze i renesans aż do naszych czasów). Linia rodowa Alalu, zawierała w sobie kod genetyczny zarówno Lirian, Plejadian, królewskiego domu Avyon (Felinian), jak również części zbuntowanego królewskiego domu Aln (Gady z Nibiru). Również i ludzki genotyp zawiera w sobie tą mieszankę genów (także i gadzich).
 
Choć jeśli o nich chodzi, to po klęsce w III Wojnie Galaktycznej i zniszczeniu Oriona oraz Bellatrix, ród królewski Aln, utracił władzę i przestał istnieć (przetrwali jedynie ci, którzy schronili się wcześniej na Nibiru). Po zakończeniu wojny władzę objęła nowa gadzia dynastia - ród królewski Draco (z systemu gwiezdnego Alpha Draconis), który zmienił dotychczasową koncepcję otwartej walki zbrojnej z Galaktyczną Ludzkością, na walkę zakulisową, tajną, działającą z ukrycia. Zdawali sobie oni bowiem doskonale sprawę, że trzymanie się koncepcji twardej konfrontacji, a co za tym idzie nowej wojny z Ludzkością, w przypadku ponownej klęski oznaczać może całkowitą eliminację gadziego pierwiastka we Wszechświecie. "Wojna podjazdowa", była co prawda wolniejsza i mogła wyrządzić jedynie niewielkie - lokalne szkody, lecz w przypadku dobrego i konsekwentnego przygotowania, mogła okazać się o wiele skuteczniejsza niż konflikt militarny. Gady z Alpha Draconis, wybitnie przysłużyły się powstaniu konfliktów na linii Lira-Vega (i to już po "stworzeniu" Adama i Ewy w Edenie), czy Rigel vs. Procjon (Rigelianie to...mityczni bogowie nordyccy, jak Odyn, Thor czy Freja). Reptilianie doskonale zdawali sobie bowiem sprawę, że zjednoczona Ludzkość jest śmiertelnie niebezpieczna i trudna do pokonania, ale Ludzkość podzielona i skonfliktowana ze sobą - stanowi już dla nich o wiele łatwiejszy cel.


"Pięć było tych miast. Ośmiu królów panowało przez 241 200 lat"



Fragment sumeryjskiej "Listy Królów"

 
Tak więc ok. 400 000 lat temu były dwa wielkie bazy-miasta Malonian z Nibiru na Ziemi - pierwsza, najważniejsza i największa to oczywiście EDEN, rządzony przez Enlila (baza ta, została założona w rejonie dzisiejszych wielkich rzek Mezopotamii - Eufratu i Tygrysu). Drugą bazą Nibiruan było afrykańskie ABZU, dowodzone przez Enkiego. Potem, powstały jeszcze trzy dodatkowe miasta-bazy (wszystkie trzy w rejonie mezopotamskiego międzyrzecza), dwa z nich założył Enlil - Sippar - główna baza obserwacyjno-bojowa na Ziemi, oraz Nippur - centrum kontrolne dostaw złota na księżycową bazę IGGI. Trzecie miasto założyła Ninhursag (siostra Enlila i Enkiego), a zwało się Shuruppak (tam też przeniesiono z EDENU dotychczasowe centrum medyczne Nibiruan). Shuruppak było miastem-bazą kierowaną właśnie przez Ninhursag (potem stało się głównym w Mezopotamii miejscem kultu tej "bogini"). Odtąd na Ziemi było już pięć wielkich miast "bogów" z Nibiru. Należy jednak od razu wyjaśnić że nazwa "E.DIN" (EDEN), nie odnosiła się jedynie do pierwszej bazy Nibiruan na Ziemi, lecz tą nazwą określano wszystkie inne cztery wielkie miasta-bazy. EDEN - to był cały mezopotamski obszar kontrolowany przez przybyszów z Nibiru (a konkretnie Enlila). Wokół tych miast zasadzono wspaniałe drzewa i kwiaty (sprowadzane w formie nasion z Nibiru i modyfikowane już w Edenie). Sprowadzono również wiele gatunków zwierząt i ptactwa, by urozmaicić i ubogacić ten region. Eden był przepięknym miejscem w którym nowoczesność obcowała z naturą. Tam też powstał pierwszy człowiek, nasz praojciec - Adam.


"Bogini" NINHURSAG - Malonianka (Córka ANU) 
Przez Sumerów nazywana także - "Mammi", czyli "Najwspanialsza z Matek
("Mammi" - "Matka" - słowo to przetrwało do dziś i brzmi podobnie we wszystkich ziemskich językach) 


 
 Przez 200 000 lat EDEN rozwijał się i rozkwitał w sposób dynamiczny (wciąż ulepszany i modyfikowany). Lecz około 250 000 lat temu, stan ten uległ zmianie. Doszło wówczas do wielkiego buntu Nibiruan, przeciwko swojej elicie rządzącej (ród Alalu), którzy zmuszali ich do ciężkiej fizycznej pracy w kopalniach złota, przy wydobywaniu tego kruszcu na powierzchnię. Robotnicy z Nibiru mieli już dość wysokich temperatur, duchoty i brudu jakie panowały w kopalniach. Zbuntowali się więc, a ich bunt szybko objął swym zasięgiem cały obszar EDENU. Nawet Enlil dostał się w ręce buntowników jako zakładnik. I tutaj w sposób szczególny zadziałał Enki, który nie tylko nie wykorzystał nadarzającej się okazji na pozbycie brata (i konkurenta do władzy), nie tylko nie podburzał buntowników do dalszych działań w tym kierunku - lecz...załagodził sprawę, przekonując, że ich postulaty zostaną przedstawione na Wielkim Zgromadzeniu, gdzie będzie dążył do zmiany obecnego, uciążliwego dla wielu, systemu wydobywania złota. Dzięki takiemu podejściu, udało mu się uwolnić brata z rąk buntowników. Następnie zwołano Wielkie Zgromadzenie Nibiruan. Enlil zażądał jednak, by na owo zgromadzenie przybył również ich ojciec - Anu, który przebywał wówczas w księżycowej bazie IGGI. Tak też się stało, po czym Enlil zaproponował krwawe rozprawienie się z buntownikami i zmuszenie ich do ponownej pracy w kopalniach. Anu jednak odmówił, pytając syna: "Czego ty od nich żądasz? Ich praca jest ciężka a ich krzywdy wielkie i niedola ciężka. A ty chcesz ich jeszcze za to karać?", po czym wysunął pomysł znalezienia innego niż dotychczasowe, sposobu wydobywania złota.
 
I na to właśnie czekał Enki, który już od dłuższego czasu pracował nad znalezieniem innego rozwiązania tego problemu. Enki wówczas rzekł: "Tak ojcze, jest inny sposób na otrzymywanie złota z kopalni - UCZYŃMY SOBIE ADAMU, NA NASZ OBRAZ, PODOBNEGO NAM" (Księga Rodzaju 1:26, gdzie słowo "Adamu", zastąpione jest słowem "Człowiek"). Ten pomysł bardzo spodobał się Nibiruanom i im dłużej debatowali, tym dłużej dochodzili do przekonania że to właśnie byłoby najlepszym wyjściem z sytuacji - stworzenie sobie prymitywnego niewolnika, zdolnego wykonywać ciężką pracę fizyczną, ale niekoniecznie rozgarniętego w innych kwestiach. Ale jednocześnie zachodzono w głowę, w jaki sposób da się stworzyć takiego prymitywnego robotnika i nikt nie potrafił tego wyjaśnić. Znów znaleziono się w punkcie wyjścia. Anu zapytał się więc Enkiego, w jaki sposób udałoby się "utworzyć" kogoś takiego, na co ten odpowiedział: "Takie stworzenie już istnieje, jest jednak bardzo prymitywne i niegotowe do czekających je zadań. Aby je udoskonalić, przyobleczmy je w nasze (boskie) atrybuty". Osiągnięto więc...Elohim (co po sumeryjsku znaczyło: zgoda, porozumienie), a Enkiego wyznaczono do roli...ojca-stworzyciela nowego (boskiego - czyli gwiezdnego), gatunku ludzi.



CDN.