Łączna liczba wyświetleń

piątek, 30 marca 2018

TAJNE SPISKI I WIELKIE AFERY - Cz. IV

JAK POLSKA I STANY ZJEDNOCZONE

DOPROWADZIŁY DO ABDYKACJI

KRÓLA WLK. BRYTANII - EDWARDA VIII

W 1936 r.





PLAN WOJNY PREWENCYJNEJ 

Z NIEMCAMI

PIERWSZA PRÓBA ROZERWANIA

SOJUSZU NIEMIECKO-SOWIECKIEGO

1932-1933





W 1932/1933 r. Polska i Stany Zjednoczone szykowały... wojnę w Europie. Takie stwierdzenie być może jest dość nieścisłe i niedokładne, a jednak prawdziwie opisuje ówczesną rzeczywistość. W głowie Marszałka Józefa Piłsudskiego już przynajmniej od czerwca 1932 r. zaczął się krystalizować plan wojny prewencyjnej z Niemcami, który nabrał bardziej realnych kształtów po zdobyciu władzy przez Hitlera. 12 lutego 1933 r. nowy kanclerz Rzeszy udzielił wywiadu londyńskiej gazecie "Sunday Express", w którym to buńczucznie żądał iż tzw.: "Korytarz" (czyli polskie Pomorze) musi zostać zwrócony Niemcom. Polska przygotowywała się więc do wojny prewencyjnej, ale jednocześnie do podobnego konfliktu przygotowywały się również Stany Zjednoczone, tylko tutaj wchodził w grę również... konflikt z Wielką Brytanią. Tak, USA planowały wojnę z Wielką Brytanią w latach 30-tych XX wieku, a plan tej operacji ("Plan Wojenny Czerwony") opracowany został pod kierunkiem gen. Douglasa McArthura, który kilka miesięcy wcześniej przebywał w Warszawie. Oczywiście plany te (bowiem istniały również inne plany: "Plan Wojenny Czarny" - wojna z Niemcami i "Plan Wojenny Pomarańczowy" - wojna z Japonią), zostały opracowane wcześniej (ok. 1930 r.), ale od 1932 r. sprawy znacznie przyspieszyły. Amerykanie brali wówczas na poważnie możliwość wojny zarówno z Niemcami jak i z... sprzymierzonymi z nimi Brytyjczykami, stąd m.in.: gen. McArthur udał się we wrześniu 1932 r. do Warszawy. Tam doszło do niecodziennego wydarzenia, jakim było przekazanie Amerykanom przez polską stronę rozszyfrowanych kodów Enigmy - niemieckiej maszyny szyfrującej, którą Niemcy uważali za nie do złamania (i rzeczywiście, mnóstwo wywiadów w latach 20-tych i 30-tych głowiło się nad rozpracowaniem Enigmy, bez powodzenia. Trzej polscy matematycy z Biura Szyfrów Oddziału II Sztabu Generalnego Wojska Polskiego, złamało kody Enigmy z końcem 1932 r.). Amerykanie otrzymali również supertajne kody armii sowieckiej: "Rewolucja" i "Fiałka" (używane do 1954 r.). Cel był jeden - wojna prewencyjna w obronie pokoju.


gen. DOUGLAS McARTHUR z wizytą u 
Marszałka JÓZEFA PIŁSUDSKIEGO
Wrzesień 1932 r.


Może to brzmieć dość nietypowo, ale właśnie tak było, tym bardziej że nad utrzymaniem pokoju (bez potrzeby rozpoczynania konfliktu prewencyjnego) głowili się najróżniejsi mądrale, ale zawsze wszystko sprowadzało się do jednego - aby utrzymać pokój w Europie, Polska musi zwrócić Niemcom "Korytarz" pomorski, gdyż jest to kość niezgody pomiędzy tymi dwoma krajami i musi zostać w taki sposób rozwiązana. Politycy brytyjscy, francuscy jak i progresywistyczny establishment amerykański ze Wschodniego Wybrzeża, uważali że najlepszym wyjściem byłoby po prostu oddanie Niemcom polskiego Pomorza i wówczas utrzymano by pokój. W tym celu swoiste tournée po Anglii, Francji i Niemczech odbył w lipcu i sierpniu 1931 r. sekretarz stanu USA - Henry Stimpson, który uważał że zwrot Pomorza Niemcom, rozładowałoby zarówno konflikt niemiecko-francuski jak i niemiecko-polski. Starał się więc przekonać (głównie Francuzów, uważając że Paryż jest w stanie wywrzeć presję na Warszawie w tej kwestii). Aby opracować szczegóły, do Waszyngtonu miał się udać premier Francji Pierre Laval, ale nim to nastąpiło Józef Piłsudski wezwał polskiego ambasadora w USA - Tytusa Filipowicza (notabene swego dobrego znajomego i przyjaciela, to właśnie z nim odbył swoją pamiętna podróż do USA i Japonii w 1905 r.) i przekazał mu treść osobistego orędzia do prezydenta Herberta Hoovera, w którym deklarował iż Polska nie godzi się na żadne rewizje granic, a każda samodzielna akcja niemiecka, podjęta w tym celu, automatycznie oznaczać będzie wybuch wojny. Stwierdzał również że żadne państwo trzecie nie jest w stanie w żaden sposób wpłynąć na zmianę polskiego stanowiska w tej sprawie. Filipowicz przedstawił orędzie prezydentowi Hooverowi 21 października 1931 r., co miało wywołać na nim silne wrażenie, a dnia następnego odczytał je również w Departamencie Stanu, w obecności Stimpsona, który przyjął je niezwykle chłodno, deklarując iż jest to: "typowo polski produkt i dość charakterystyczny dla takiego małego, nędznego sprawcy problemów, jakim ona jest". 

Jednak liberalny establishment z Waszyngtonu, był niezwykle ugodowy, liczyły się przede wszystkim interesy (a te prowadzono zarówno ze Związkiem Sowieckim, jak i z hitlerowskimi Niemcami), spora większość oficerów armii Stanów Zjednoczonych była przeciwna takiemu myśleniu (gen. McArthur - "Ostatni Bóg Wojny", uważał wszystkich progresywistycznych gryzipiórków ze Wschodniego Wybrzeża za bandę pajaców o często prokomunistycznych ciągotach). Tymczasem w Warszawie dojrzewał plan wojny prewencyjnej z Niemcami, jako najpewniejszej drogi "rozbrojenia" niebezpieczeństwa płynącego z Zachodu, nim przyjdzie się Polsce zmierzyć z czerwonym Wschodem. Pierwszym krokiem ku temu, było zwiększenie składu liczbowego składnicy na Westerplatte (6 marca 1933 r. do 82 żołnierzy i oficerów stacjonujących na tym gdańskim cyplu i pilnującym praw Polski w Wolnym Mieście Gdańsku, dołączyło kolejnych 120 żołnierzy. Piłsudski jawnie już się szykował do wojny, zdając sobie sprawę że należy uderzy właśnie teraz, gdy Niemcy są jeszcze słabe, a Związek Sowiecki nie podniósł się jeszcze po klęsce w Wojnie 1920 r. i nie zmodernizował dostatecznie swej armii. Hitler jednak nie był idiotą i zdawał sobie doskonale sprawę, że jeśli w tym momencie wybuchnie wojna z Polską, to Niemcy, praktycznie pozbawione ciężkiej broni, czołgów i samolotów, będą musiały ją przegrać z kretesem, potrzebował więc czasu na zmodernizowanie własnych sił zbrojnych. Dlatego też bardzo szybko wysłał pojednawcze sygnały, twierdząc że został źle zrozumiany i że wcale nie pragnie zdobywać polskiego Pomorza, czy też toczyć o niego wojny. Stwierdzał i pragnie pokoju i w dobrosąsiedzki sposób pragnie normować przyszłe stosunki z Polską i Czechosłowacją. 

Marszałek jednak nie zamierzał zakończyć tej gry, która wiodła do wojny prewencyjnej z Niemcami, a która mogła wówczas uratować nie tylko Polskę, ale i całą Europę przed wyniszczającą i krwawą wojną światową. Podjął co prawda rozmowy z Niemcami, mające na celu rozładowanie konfliktu (14 marca doszło do porozumienia i cofnięcia wzmocnienia placówki na Westerplatte), ale jednocześnie prowadził rozmowy sondażowe z Paryżem, mające na celu wybadanie (i przekonanie) Francuzów do konieczności podjęcia wspólnej akcji militarnej przeciwko Niemcom, w celu obalenia Hitlera i nazistów. W tym celu wysłał do Paryża z tajną misją hrabiego Jerzego Potockiego (nie będącego członkiem Ministerstwa Spraw Zagranicznych, co sprawiało wrażenie że są to rozmowy czysto prywatne, zresztą Marszałek wolał w takich sprawach posługiwać się ludźmi spoza wielkiej polityki, a akurat Potocki miał doskonałe relacje z wieloma francuskimi politykami). Ten w połowie marca 1933 r. przyjechał do stolicy Francji, przekazując władzom francuskim następującą propozycję: Polska i Francja przeprowadzają wojnę prewencyjną przeciwko Niemcom, w celu... ocalenia pokoju w Europie, przy czym Wojsko Polskie zajmuje Prusy Wschodnie (tym samym likwidując kwestię sporną "Korytarza" pomorskiego), zaś Armia Francuska wkracza do Zagłębia Ruhry, unicestwiając działalność coraz intensywniej się rozwijającego niemieckiego przemysłu zbrojeniowego. Cel wspólnej akcji militarnej był prosty - upadek Hitlera i partii nazistowskiej w Niemczech, powstanie nowego rządu niemieckiego, który podejmie się rozmów, mających na celu zapewnienie trwałego pokoju w Europie na kolejne dekady. 




Celem Piłsudskiego nie było jednak upokorzenie Niemiec. Chodziło mu o to, aby pokonane Niemcy (po upadku Hitlera) równouprawnić na arenie międzynarodowej, np. w zakresie zbrojeń. W zamian za to Niemcy wyrzekałyby się ostatecznie prób jakichkolwiek zmian granicznych, gdyż to automatycznie pociągałoby za sobą reakcję międzynarodową, wymierzoną w Berlin (łącznie z wypowiedzeniem wojny). Francuzi zwołali tajny komitet parlamentarny, który miał rozważyć kwestię ewentualnej wojny prewencyjnej, ale ostatecznie decyzja jaka zapadła, była całkowicie odmowna (i to podjęta ogromną większością głosów). Francuzi tym samym dawali jasno do zrozumienia, że nie chce im się walczyć za jakiś tam Gdańsk i wolą polegać na swojej dyplomacji (efekt takiego kroku znamy doskonale - wybuch II Wojny Światowej, obozy koncentracyjne, miliony pomordowanych i wysiedlonych ludzi, zniszczone miasta i wsie, upadek pozycji Europy w świecie no i oczywiście triumf komunizmu, który opanował znaczną, wschodnią część kontynentu). Tymczasem Niemcy dowiedzieli się o planach wojny prewencyjnej, mobilizując wszystkie swoje placówki dyplomatyczne i bacznie obserwując jakiekolwiek ruchy wojsk polskich zarówno na Pomorzu, jak i w kierunku Prus Wschodnich.

18 kwietnia po rozmowie z prezydentem Ignacym Mościckim, Marszałek wrócił do siedziby GISZ-u (Generalny Inspektorat Sił Zbrojnych) i polecił swemu adiutantowi, kapitanowi Mieczysławowi Lepeckiemu przepisać na maszynie, ręcznie zapisany ręką Piłsudskiego arkusz papieru, na którym widniał napis: "Na wypadek wojny z Niemcami", oraz niżej "Rząd obrony i jedności narodowej". Był to plan sformowania nowej organizacji władz wojskowych i cywilnych na wypadek wojny prewencyjnej, na którym widniał osobisty dopisek prezydenta Mościckiego: "Zgadzam się!". Kapitan Lepecki przepisując arkusz, zadał pytanie: "Czy Hitler zamierza nas napaść?", na co Marszałek odpowiedział z nieukrywaną szczerością: "Nawet gdybyśmy to my na niego napadli, to też byłaby obrona". Dnia następnego - 19 kwietnia 1933 r., została przeprowadzona wielka demonstracja siły (30 000 żołnierzy) w Wilnie (oficjalnie była to parada z okazji czternastej rocznicy odzyskania Wilna), realnie jednak, plan operacyjny, mający przygotować dywizje północne do ataku na Prusy Wschodnie. Poza tym zwiększono zamówienia na silniki lotnicze, amunicję, sprzęt przeciwgazowy i zboże, powołano nowe roczniki rezerwy do wojska na sześciotygodniowe ćwiczenia (czerwiec-wrzesień). W maju 1933 r. sprawa ta jeszcze bardziej odżyła (choć 2 maja Hitler w rozmowie z ambasadorem Alfredem Wysockim, stwierdził że nie zależy mu na "Korytarzu" pomorskim i że wszelkie tego typu decyzje będzie konsultował z Warszawą), a to ze względu na wybór prezydenta Mościckiego na drugą kadencję. 

W prasie europejskiej aż do grudnia 1933 r. ukazywało się wiele artykułów o Polsce, zarówno tych mówiących o drugiej prezydenckiej kadencji Mościckiego, jak i o jego nowej (młodszej o 30 lat) drugiej żonie Marii (informacje te wywołały prawdziwą sensację w Europie, że oto 65-letni polski prezydent (a do tego naukowiec, chemik i wynalazca) wziął sobie młodą żonę, sekretarkę jego niedawno zmarłej pierwszej żony - Michaliny Mościckiej. Pojawiały się również i informacje o planach wojny prewencyjnej z Niemcami ("Le Temps" pisał w maju 1933 r.: "Polska silna i pewna swego bezpieczeństwa, stanowi główną ostoję pokoju w Europie", podobnie pisał "Journal des Debats" i inne gazety). Tym bardziej że przygotowania do wojny prewencyjnej były kontynuowane (przerzucanie niektórych oddziałów ze wschodu na zachód kraju), zaś 6 października 1933 r. miała miejsce kolejna wielka demonstracja siły, tym razem w Krakowie. Odbyła się tam wielka parada kawaleryjska z okazji 250 rocznicy odsieczy wiedeńskiej króla Jana III Sobieskiego i rozgromienia tureckiej armii Kara Mustafy (co ocaliło Europę od muzułmańskiej niewoli już w XVII wieku). Notabene po owej paradzie wzniesiono toast zarówno za polską husarię jak i za chwałę... Turcji, a to z tego powodu iż Imperium Osmańskie począwszy od XVIII wieku aż do swego upadku po I Wojnie Światowej, nigdy nie uznało rozbiorów Polski (w XIX wieku częstokroć podczas prezentacji korpusu dyplomatycznego, gdy już wszyscy byli gotowi do spotkania z sułtanem, nagle ogłaszano że należy jeszcze poczekać, gdyż: "Poseł z Lechistanu jeszcze nie przybył", a ponieważ Polski nie było wówczas na mapach, więc przybyć nie mógł, mimo to takie słowa i konieczność oczekiwania na kogoś, kto i tak nie przybędzie, bardzo denerwowało to Rosjan - co tym bardziej cieszyło Turków).




Józef Piłsudski w tych dniach, mówiąc o stanowisku Czech (którzy oficjalnie byli przeciwko wojnie prewencyjnej, ale realnie przygotowywali się także do tego konfliktu), na propozycję wejścia Polski do Małej Ententy (Czechosłowacja, Jugosławia, Rumunia - sojusz skierowany głównie przeciwko Węgrom), stwierdził że Polska nigdy nie wejdzie do tego układu, i to nie dlatego, abyśmy nie chcieli iść razem z tym "durniem Beneszem", ale dlatego, iż "mamy w naszej polityce pewne tradycje i sentymenty, których się nie wyrzekniemy. Na tych tradycjach opiera się nasz stosunek do Węgier i Turcji", natomiast Mała Ententa właśnie zwalczała te kraje. Konflikt polsko-niemiecki wybuchł ponownie po 14 października 1933 r. gdy Niemcy wystąpiły z Ligii Narodów (tym samym zrywając negocjacje rozbrojeniowe), co spowodowało iż Marszałek podjął się drugiej próby przekonania Paryża do wojny prewencyjnej przeciwko Hitlerowi.


"WYWALCZYLIŚMY TĘ POLSKĘ, BUDUJEMY JĄ I BĘDZIEMY JEJ BRONIĆ - ZE WSZYSTKICH SIŁ, DO OSTATKA. BO JAKA JEST, JEST ŚWIĘTA. BĘDZIEMY DLA NIEJ PRACOWAĆ I DLA NIEJ WALCZYĆ, PO ŻOŁNIERSKU JAK KAŻDY POTRAFI. TAK TO JEST NAPRAWDĘ" 


  

GERMAN DEATH CAMPS

NEVER POLISH


CDN.

niedziela, 25 marca 2018

TAJNE SPISKI, REWOLUCJE I POLITYCZNE MAFIE - Cz. II

CZYLI TAJEMNY ŚWIAT UKRYTY,

PRZESŁONIĘTY NASZYM MATRIXEM


"O TY, KTÓRY IDZIESZ BEZ ZATRZYMANIA SIĘ"
"O TY, KTÓRY MNOŻYSZ GODZINY, DNIE I NOCE"
"O TY, KTÓRY OŚWIETLASZ ZIEMIĘ I SAMEGO SIEBIE"
"O TY, NIEURODZONY PRZEZ NIKOGO - KTÓRY RODZI SAM SIEBIE"




 STAROŻYTNY EGIPT
WIELKA REWOLUCJA AMARNEŃSKA
(ok. 1347 r. p.n.e. - ok. 1330 r. p.n.e.)


"JAK LICZNE SĄ TWOJE DZIEŁA, 
CHOĆ UKRYTE PRZED CZŁOWIEKIEM!
O JEDYNY BOŻE, OBOK KTÓREGO NIE MA INNYCH!
TY, TY JEDEN UCZYNIŁEŚ TAK, JAK CHCIAŁEŚ ZIEMIĘ (...)
WSZYSTKO, CO NA ZIEMI CHODZI NA NOGACH,
WSZYSTKO, CO NA WYSOKOŚCI FRUWA NA SKRZYDŁACH (...)
KIEDY ŚWIECISZ, ONE ŻYJĄ I ROSNĄ DLA CIEBIE"

FRAGMENT HYMNU DO ATONA
(Na którym notabene wzorował się autor biblijnego Psalmu 104, 
który prawie dosłownie - z niewielkimi zmianami - skopiował hymn do Biblii)





Wielka Rewolucja Amarneńska jest pierwszą z wielu, jakie pragnę zaprezentować w tej właśnie serii (wiem że powinienem posegregować wszystkie serie i nadać im konkretne nazwy, tak dla porządku i łatwiejszego dotarcia do określonych tematów - postaram się tym zająć w nieodległej "przyszłości"). Została ona bowiem zainicjowana w kraju "Bóstw Milionów Lat" (jak Egipcjanie nazywali własnych bogów) i była praktycznie pierwowzorem religii chrześcijańskiej, adaptowanej jednak wśród innego "Narodu Wybranego", w innej kulturze i na innej ziemi na ponad trzynaście wieków przed narodzinami Jezusa Chrystusa. Była to nie tylko rewolucja religijna, ale prawdziwa rewolucja mentalna, całkowicie przetasowująca dotychczasowy, ukształtowany wielowiekową tradycją kult religijny starożytnych Egipcjan. Wróćmy jednak do początków, aby łatwiej było opisać zarówno samą rewolucję religijną, jak i powstały w jej wyniku silny ruch kapłańskiego oporu, który ostatecznie doprowadził (po niecałych dwudziestu latach) do zniszczenia tej religii i prześladowań jej członków. Było to dla Egipcjan prawdziwe novum, jako że religia egipska była religią tego typu, iż w zasadzie mogła żyć pokojowo z praktycznie każdą inna religią i była niezwykle tolerancyjna, a przypadków nietolerancji religijnej wśród Egipcjan było niezwykle mało i jeśli już się zdarzały, były związane z jawną obrazą uczuć religijnych samych Egipcjan, przez inne ludy. 

Jeden z nielicznych przykładów egipskiej nietolerancji religijnej miał miejsce w Elefantynie, w tamtejszej kolonii żydowskiej (powstałej ok. 593 r. p.n.e. po kampanii nubijskiej faraona Psametycha II w której uczestniczył silny kontyngent "legii cudzoziemskiej" złożonej zarówno z Greków - pod wodzą Psametycha syna Teoklesa, Greka urodzonego już w Egipcie - jak i z Żydów - których dowódcą był niejaki Potasimto, który najprawdopodobniej był właśnie Żydem, choć jego narodowość nie została wymieniona ani w "Liście Aristeasa do Filokratesa", ani też w swoistym graffiti, wyrytym na skale przez Greków podczas tej kampanii - Arkona syna Amoibikosa i Pelekosa zwanego "Toporem" syna Eudamosa) był to zapewne pierwszy kontakt tych dwóch narodowości, których co prawda dzielił zarówno język jak i kultura, ale łączyły inne żołnierskie "zamiłowania", jak choćby polowania na młode Nubijki, organizowane podczas tej kampanii. Do spalenia świątyni żydowskiej w Elefantynie przez tłum rozwścieczonych Egipcjan doszło, ponieważ Żydzi składali tam krwawe ofiary z swemu bogu Jahwe m.in.: z barana, który był dla Żydów zwykłym zwierzęciem ofiarnym, zaś dla mieszkających w Elefantynie Egipcjan świętym zwierzęciem kultowym, wcieleniem boga Chnuma, czyli boga stwórcy, który miał ulepić człowieka z gliny na swym kole garncarskim. Różnice religijne i kulturowe były niezwykle drażliwe, a przestrzegał przed nimi jeszcze siedemset lat wcześniej sam Mojżesz, który tak miał się wyrazić według Księgi Wyjścia (8,22-23): "Nie wypada postępować w ten sposób, ponieważ obrazą Egipcjan byłaby nasza ofiara dla Pana, Boga naszego, gdybyśmy złożyli na ofiarę to, co w oczach Egipcjan jest niedozwolone. Czy za to nie ukamienowaliby nas?". 

Zniszczenie (i szybka odbudowa) świątyni żydowskiej w Elefantynie, miało miejsce w kilka lat po perskim podboju Egiptu (525 r. p.n.e.), gdzie "wielu ich (Żydów) przybyło w ślad za Persem" - jak pisze autor "Listu Aristeasa do Filokratesa". Dla Żydów bowiem panowanie perskie było nie tylko znośne, ale wręcz korzystne (koniec "Niewoli Babilońskiej", zgoda Persów na odbudowę Świątyni Jerozolimskiej), zaś dla Egipcjan był to faktyczny kres ich niepodległości. Tu także mogły rodzić się najróżniejsze nieporozumienia. Nic więc dziwnego że Egipcjanie znacznie bardziej cenili sobie Greków którzy dzielnie walczyli z Persami i bili ich w wielkich bitwach pod Maratonem, Salaminą czy nad Eurymedonem) i brali z nich przykład (kolejne powstania anty-perskie: 521 r. p.n.e., 485-484 r. p.n.e., 460-454 r. p.n.e. i ostatecznie w 411-404 r. p.n.e. to ostatnie powstanie pod wodzą Amyrteusa założyciela XXVIII Dynastii, dopiero zakończyło się powodzeniem i wygnaniem Persów z Egiptu na okres sześćdziesięciu lat - powrócą oni ponownie w roku 343 p.n.e. i aż do zajęcia Egiptu przez Aleksandra Wielkiego w 332/331 r. p.n.e. pozostaną znów panami egipskiej ziemi). Nic więc dziwnego że pokorni władzy perskiej Żydzi, byli uważani w Egipcie za swoistą piątą kolumnę władców z Persepolis (a mimo to pozycja Żydów w Egipcie była bardzo dobra, a niekiedy wręcz stanowili oni swoistą wyższą kastę od rdzennych Egipcjan - tak było w czasach panowania grecko-macedońskich Lagidów, gdy głównymi nacjami rządzącymi w Egipcie byli Grecy, Macedończycy, a następnie Żydzi. Egipcjanie byli dopiero na ostatniej pozycji ważności). 

Tak więc egipska religia była taką, która realnie mogła współistnieć z każdą inną. Jak jednak doszło do owej Wielkiej Rewolucji Amarneńskiej i kto udzielił jej poparcia wśród samych Egipcjan? (bo przecież tacy byli). Rewolucja miała miejsce w okresie względnej stabilizacji politycznej i gospodarczej Egiptu. Od czasu wielkich podbojów faraona Totmesa III Wielkiego (panował w latach ok. 1458-1425 r. p.n.e.), do Egiptu zaczęły spływać skarby ludów zupełnie dotąd nieznanych w Egipcie. Był to prawdziwe bogactwa, które częściowo zostały uzyskane z podbojów militarnych (Totmes III rozbijał wielkie koalicje książąt syro-palestyńskich w bitwach pod Megiddo w 1457 r. p.n.e. i Mitannijczyków pod Karkemisz i Aleppo w 1447 r. p.n.e., zdobywał wielkie twierdze oraz potężne miasta jak Tunip, Kadesz czy Waszszuganni), a cześciowo z ludów, których Egipcjanie nigdy nie zniewolili, a które same z siebie płaciły daninę "Napoleonowi Egiptu" (jaki przydomek potem historycy nadadzą Totmesowi III) i prócz księstw syryjskich i palestyńskich, prócz Mitanni i Nubii daniny płaciły: Babilonia, Asyria, kraj Hattów w Azji Mniejszej, grecka Kreta i inne greckie wyspy śródziemnomorskie, rywalizujące między sobą w wysokości daniny wysyłanej do królewskich Teb. Dzięki tym bogactwom, Totmes III pobudował nowe świątynie i pałace, nowe kolumnady i granitowe obeliski (łącznie ze sławną "Iglicą Kleopatry" z Heliopolis, która dziś znajduje się w Londynie). Jego następcą został młodszy syn (najstarszy syn i następca - Amenemhat zrodzony z królowej Satiah, który zmarł ok. 1450 r. p.n.e. w wieku zaledwie 16-tu lub 17-tu lat), urodzony ok. 1445 r. p.n.e. Amenhotep II (zrodzony z królowej Merytre), który został podniesiony przez ojca do roli współwładcy (i jednocześnie obdarzony własnym haremem, czym Amenhotep chwalił się w swojej steli) w wieku 18 lat - 1427 r. p.n.e. Objął on niepodzielne rządy po śmierci ojca w dwa lata później.




Amenhotep II był jednak prawdziwym ewenementem wśród egipskich faraonów i to z dwóch powodów. Po pierwsze, już od dziecka cechował się ponadprzeciętną siłą i wytrzymałością, a gdy zmężniał, stał się nie do pokonania w żadnych konkurencjach, wymagających siły fizycznej. Żaden mężczyzna nie był w stanie nagiąć jego łuku, żaden nie rzucał dalej oszczepem niż on (lubił się tym publicznie popisywać wśród dworzan). Po drugie zaś, był to władca który lubował się w... sadyzmie, czego doświadczyli pokonani przez niego książęta, którzy nieopatrznie zbuntowali się (ok. 1420 r. p.n.e.) przeciwko Egiptowi po śmierci Totmesa III. Amenhotep na wieść o buncie zebrał armię i błyskawicznie stłumił powstanie (finansowane i podżegane przez Mitanni) siedmiu syryjskich książąt (niszcząc wielkie syryjskie miasta Szemesz-Edom, Nyy, Ipek, Ihem, Mapasiu i Ugarit a ich ludność uprowadzając w niewolę), których następnie kazał uwięzić i przewieść do Egiptu (w klatkach, jak dzikie zwierzęta). Następnie w Tebach sześciu z nich osobiście... złożył w ofierze na ołtarzu Amona-Re, po czym ich ciała kazał wywiesić na murach miasta. Siódmego jeńca odesłał barką do Napaty (stolicy egipskiej prowincji Nubii), gdzie tam miał zostać złożony w ofierze a jego ciało wywieszone na murach, jako przestroga dla Nubijczyków przed ewentualnym ich buntem. Ten czyn spotkał się z powszechnym oburzeniem elit Egiptu, bowiem żaden władca wcześniej nigdy nie dopuścił się czegoś podobnego. Ale prawie trzydziestoletnie panowanie wysokiego i barczystego władcy, lubiącego popisywać się swą siłą i wytrzymałością, wciąż powodowało że kraj bogacił się, gdyż nieprzerwany strumień danin z podbitych i uzależnionych krain wciąż płynął do Egiptu, a po roku 1418 p.n.e. i zawarciu pokoju, na mocy którego granicą Egiptu w Azji pozostawał Eufrat, a Mitanni zobowiązało się do niepopierania wrogów Egiptu, Amenhotep II przez kolejne dwadzieścia lat swego panowania już nie musiał nigdzie interweniować zbrojnie. W kraju panował pokój i prawdziwy dobrobyt.

Faraon podejmował więc podróże po swym potężnym państwie głównie płynąc Nilem od miasta do miasta w otoczeniu swej nowo-poślubionej małżonki, księżniczki mitannijskiej - Tiyi, córki króla Mitanni - Szausztatara (ślub miał miejsce po podpisaniu pokoju z 1418 r. p.n.e). Był to pierwszy przypadek w historii Egiptu, gdy obca księżniczka została podniesiona do roli oficjalnej królewskiej małżonki i jednocześnie Boskiej Małżonki Amona-Re. Co prawda już wcześniej faraonowie otrzymywali w darze najróżniejsze dziewczęta z podbitych krajów, które zapełniły ich haremy, ale były to jedynie kobiety, które nie miały realnych szans urodzić władcy następcy tronu, bowiem pierwszeństwo zawsze miały albo Egipcjanki wysokiego rodu, albo rodzime konkubiny królewskie, tak więc wyniesienie Tiy było czymś zupełnie nowym dla egipskiej elity. Paradoksalnie jednak to właśnie od czasów tej królowej zaczynają się azjatyckie wpływy w Egipcie, a co za tym idzie i azjatyckie... kulty, a to one właśnie będą motorem sprawczym Wielkiej Rewolucji Amarneńskiej. Królowa Tiya przybyła do Egiptu wraz ze swym orszakiem dworek, które także były Mitannijkami (lub Syryjkami). Posługiwały się one miedzy sobą własnym językiem, niezrozumiałym dla Egipcjan, poza tym modliły się do własnych bogów i bogiń, zupełnie odmiennych od egipskich kultów. To co prawda budziło pewną niechęć (szczególnie że niektórzy uważali za ujmę, że do Egiptu po trzydziestu latach od dosłownego rozjechania Mitanni przez egipskie rydwany wojenne Totmesa III i ucieczki króla Barattarny oraz całej elity mitannijskiej z Waszszuganni, sprowadziła się mitannijska księżniczka, która nie tylko nie przestrzega egipskich kultów religijnych, ale także utrzymuje własny dwór złożony z jej rodaczek), nie było to jednak zbyt często wypowiadane, jako że nikt nie chciał narazić się władcy, któremu mitannijska żona urodziła syna i następcę - Totmesa IV.




Po śmierci władcy ok. 1397 r. p.n.e. tron objął właśnie Totmes IV, który również utrzymywał pokojowe stosunki z ojczyzną swojej matki (krótkotrwały bunt syryjskich książąt, jaki wybuchł bezpośrednio po śmierci Amenhotepa II, zakończył się bardzo szybko ich kapitulacja, gdy okazało się że faraon zmierza przeciwko nim z wielką armia, a Mitanni, jedyny kraj na jaki mogli liczyć nie zamierzał im pomagać i wspierać ich finansowo). Zawarł kolejny układ z władcą Mitanni - Artatamą I, który dał mu za żonę jedną ze swych córek - Mutemuyę, czyli historia się powtórzyła. Królowa również przybyła do Egiptu ze swoim orszakiem, ale... teraz już nie trafiała zupełnie w pustkę jak jej poprzedniczka, bowiem od tego czasu Egipcjanie nabrali nieco egzotycznych (azjatyckich) zwyczajów i łatwiej też było im się porozumieć z mówiącą innym językiem księżniczką (szczególnie że sam Totmes IV potrafił rozmawiać w języku swej matki). Można sugerować, że Mutemuya przybyła do Egiptu z nico większym orszakiem, niż jej poprzedniczka i że cześć przybyłej ludności została rozlokowana w poszczególnych miastach (większość z nich jednak się całkowicie zasymilowała z Egipcjanami i już w drugim pokoleniu nie było widać żadnej różnicy). To pewnie właśnie wtedy przybyła do Egiptu rodzina Tiye II, małżonki syna i następcy Totmesa IV - faraona Amenhotepa III, którego matką była właśnie Mutemuya. Totmes IV panował jedynie przez dziewięć lat (do 1388 r. p.n.e.) i przez ten czas niczym szczególnym się nie wsławił, poza... odnalezieniem i odkopaniem przykrytego przez piaski pustyni starożytnego Sfinksa (miał to uczynić zaraz po swym wstąpieniu na tron, albo jeszcze jako następca tronu). Poza tym podobnie jak jego ojciec i dziad podróżował po swym imperium, odbywając zarówno wycieczki prywatne jak i inspekcje wojskowe.

Amenhotep III, następca swego ojca, nazywany jest w historiografii "Cezarem Augustem kultury nad Nilem" (podobnie jak jego pradziad "Napoleonem Egiptu"). To właśnie za jego długiego panowania Egipt osiągnął maksimum swej potęgi, tak militarnej jak i politycznej i przede wszystkim gospodarczej. Jego ojciec już wstępując na tron był młodym mężczyzną, a ponieważ panował stosunkowo krótko, Amenhotep III - nowy faraon objął władzę będąc jeszcze dzieckiem (prawdopodobnie miał ok. 10/12 lat). Jego matka, jako "obca" nie mogła sprawować regencji, więc opiekę nad młodym monarchą objął arcykapłan świątyni Amona-Re. Ok. 1388 r. p.n.e. młody władca poślubił swą rówieśnicę (lub niewiele od niego starszą), wybraną prawdopodobnie przez otoczenie matki - Tiyę, której ojciec - Yuya, służył jako lokalny kapłan w mieście Akhmin - stolicy IX nomu Górnego Egiptu. W momencie intronizacji Amenhotepa III wielka była potęga i znaczenie Egiptu w ówczesnym świecie. Był to wówczas najbogatszy i najpotężniejszy kraj w całym basenie Morza Śródziemnego. W Syrii i Palestynie zaś, zmiana władcy (po raz pierwszy w historii) nie pociągnęła za sobą wybuchu lokalnego buntu anty-egipskiego. Po krwawych lekcjach danych przez Totmesa III i Amenhotepa II tym razem w Azji było spokojnie. Młody władca na początku swego panowania wykazywał się dość dużą energią, szczególnie podczas swej wyprawy wojennej do Nubii (w której wybuchły niewielkie lokalne powstania). Tam miał zdobyć też miano "nieustraszonego myśliwego", bowiem zabił aż... 110 lwów, który to wyczyn upamiętnił (ok. 1378 r. p.n.e.) rzeźbą błękitnego skarabeusza. Kampania nubijska trwała ok. dziesięciu lat (choć walki prowadzone podczas tej wyprawy zapewne zakończyły się już w pierwszym lub drugim roku panowania tego władcy). 

Władca otaczał się nieprawdopodobnym przepychem. Na zachodnim brzegu Nilu, nieopodal świętych Teb (jak określali to miasto Egipcjanie), w rejonie Malgatta, kazał wybudować dla siebie swej żony, haremu i dworu, nowy wielki pałac, wraz ze sztucznym stawem, na którym żeglował w towarzystwie swej azjatyckiej małżonki (która ponoć olśniewała urodą) Tiy II w okręcie noszącym nazwę "Świetność Atona". Zarówno wśród samego dworu jak i haremu władcy (po raz pierwszy w dziejach w haremie królewskim zaczęły całkowicie dominować Azjatki, bowiem prócz oficjalnej małżonki Tiy, Amenhotep III miał również i trzy kolejne mitannijskie-anatolijskie żony: Kiluchipę - córkę Sutarny z Mitanni, Taduchipę - córkę Tuszratty, oraz córki władcy Arzawy z Cylicji - Tarchundaraby), zapanowała moda na stroje azjatyckie. Tak więc cały dwór wraz z faraonem (ku zgorszeniu arcykapłana Amona-Re) zaczęli nosić się na modę mitannijską lub syryjską. Mało tego, władca (a za jego przykładem dworzanie) zaczął czcić obcych bogów, w postaci wedyjskich i aryjskich bóstw Mitanni. Jednym z tych bóstw (być może najwyższym) był właśnie Aton. Nim jednak do tego przejdę, należy również powiedzieć iż Amenhotep III jest jednym z największych budowniczych Egiptu. To właśnie za jego rządów powstały słynne (istniejące po dziś dzień, no chyba że fanatycy muzułmańscy je zniszczą) Kolosy Memnona. Chciałbym się nad nimi na moment zatrzymać, gdyż w późniejszych wiekach była to prawdziwa "turystyczna atrakcja" Egiptu.




Starożytni Grecy odwiedzający Egipt, jedynie tutaj nie uważali mieszkańców tego kraju za barbarzyńców (co było naturalnym ich określeniem odnośnie innych ludów, nie wyznających kultury helleńskiej). Tutaj po raz pierwszy czuli, że kultura egipska może być większą i starszą od ich samej. Platon w "Timajosie" przytacza taką oto rozmowę Solona, ateńskiego mędrca z pewnym starym kapłanem z Sais: "Oj, Solonie, Solonie, wy Hellenowie jesteście wciąż jeszcze dziećmi, żaden Grek nie jest starcem (...) . Wszyscy jesteście młodzi w waszej duszy, ponieważ nie macie w niej żadnego starego wierzenia wywodzącego się z czcigodnej tradycji, ani żadnej wiedzy posiwiałej ze starości". Kolosy Memnona stały się jednak prawdziwą atrakcją turystyczną w czasach Imperium Rzymskiego, szczególnie od II wieku naszej ery. Szczególnie popularny stał się od słynnej wycieczki cesarza Hadriana, który wraz z żoną Sabiną i dworem odwiedzał wówczas poszczególne kraje Imperium. W 130 r. dotarł on nad Nil, gdzie właśnie podziwiał owe Kolosy Memnona. Celem turystycznych pielgrzymek zarówno do "grobu Osymandiasa" (jak Rzymianie nazywali grób faraona Ramzesa II Wielkiego), jak również do Kolosów Memnona, była mityczna ciekawość, bowiem od czasów wielkiego trzęsienia ziemi w Egipcie, które miało miejsce krótko po zajęciu tego kraju przez Rzymian i śmierci królowej Kleopatry VII (27 r. p.n.e.) jeden z kolosów Memnona upadł na ziemię i od tego czasu miało miejsce przedziwne zjawisko, obserwowane przez tłumy ciekawskich turystów, ściągających tam jeszcze przed wschodem słońca. Mianowicie, gdy pierwsze promienie wschodzącego słońca zaczynały rozgrzewać kamień, wydobywał się z niego wysoki, śpiewny dźwięk, który zarówno Grecy jak i Rzymianie kojarzyli właśnie z pieśnią mitycznego syna bogini Jutrzenki (Eos) - Memnona, jednego z bohaterów wojny trojańskiej. Tym "śpiewem" Memnon miał witać swą matkę Jutrzenkę każdego dnia i to właśnie powodowało niezwykłe natężenie turystyki grecko-rzymskiej do Egiptu, szczególnie od II wieku. W 130 r. to zjawisko opisała również rzymska poetka, będąca w orszaku dworu Hadriana - Julia Balbilla, która w swym wierszu stwierdziła że Memnon "Gdy jednak zobaczył Hadriana, króla świata, powiedział mu dzień dobry tak, jak to mógł uczynić, zanim jeszcze słońce wzeszło". 

Amenhotep III stawiał wiele świątyń w całym kraju (od Delty po Nubię), wraz ze sławną nową świątynia Amona-Re w Karnaku, która również przetrwała do naszych czasów. Król ten jest również sławny z tego powodu, iż zarzucił krwawe wyprawy wojenne do Palestyny i Syrii, na rzecz stosunków dyplomatycznych (zapewne namawiany do tego kroku przez swoje azjatyckie małżonki). Zawiązał on ścisły sojusz dyplomatyczny z władcą Mitanni - Tuszrattą (ojcem jednej ze swych żon - Taduchipy). Mitanni wówczas bowiem przechodziło poważny kryzys, gdyż nowy, młody władca państwa Hetytów - Szuppiluliuma I miał chrapkę na ziemie mitannijskie. Podczas wojny z Mitanni (prowadzonej prawdopodobnie w latach 50-tych XIV stulecia), zajął jej stolicę - Waszszuganni i zmusił to państwo do cofnięcia się znad granicy Eufratu, dzięki temu po raz pierwszy w historii zyskując wspólną granicę z Egiptem. W tym samym czasie Amenhotep III nie przypominał już tego pełnego energii młodzieńca, z pierwszych lat swego panowania, wręcz przeciwnie - stał się leniwy, gnuśny, ciężko było go zmusić do jakiegokolwiek wysiłku, o podróży inspekcyjnej do któregokolwiek z nomów w ogóle nie wspominając. Siedział więc w swej stolicy, w swym nieprawdopodobnego pełnym przepychu pałacu, otoczony żonami i nałożnicami z Azji i lubował się jedynie w przyjemnościach, a tymczasem Szupiluliuma żywo krzątał się nad stworzeniem syryjskiej koalicji książąt, wymierzonej właśnie w Egipt i jego azjatyckie posiadłości. 

Co prawda egipska dyplomacja (sławne "Listy z Amarny"), święciła wówczas swe największe trumfy, ale Egipt gnuśniał od środka wraz ze swym otoczonym dobrobytem władcą, spędzającym noce w ramionach azjatyckich księżniczek, wyznawczyń obcych kultów. Władca więc nie podejmował żadnych militarnych działań, mających zniwelować militarne sojusze Szupiluliumy, ufając jedynie w siłę swej dyplomacji i w siłę zawieranych traktatów (ale jak rozsądnie stwierdził w "Faraonie" Ramzes XIII: "Nie ma traktatów dla słabszych, nie zasłonią granic tablice zapisane ugodami, jeśli za nimi nie stoją włócznie i miecze"). 




Ten błąd zemści się już na początku panowania jego syna i następcy - Amenhotepa IV, który (jako Echnaton) będzie prawdziwym sprawcą całej tej Rewolucji Amarneńskiej. Wówczas to w chwili jego intronizacji, od Egiptu odpadną praktycznie wszystkie syro-palestyńskie księstwa, zdobywane z takim poświęceniem przez przodków Amenhotepa IV. W ok. 105 lat od zwycięstwa Totmesa III pod Megiddo, aż do wstąpienia na tron Echnatona (1351 r. p.n.e.), Egipt będzie kontrolował Syrię i Palestynę, ustawiając stele graniczne nad Eufratem. Panowanie Amenhotepa IV będzie pod tym względem całkowitą katastrofą, Egipt nie tylko utraci wszystkie ziemie azjatyckie (i nubijskie), ale również pogrąży się w nowym, rewolucyjnym kulcie, przyniesionym nad Nil przez księżniczki i osadników rozbitego niegdyś za Totmesa III ludu Mitannijczyków, którzy jednak kulturowo zdołają opanować Egipt na prawie dwadzieścia lat. Ale nowy, rewolucyjny kult religijny Atona zyskał również poparcie niektórych kapłanów egipskich starych bóstw. Szczególnie swego poparcia dla nowej religii udzielili władcy kapłani z miasta Heliopolis (XIII nom Delty), które zwano "Kolebką Bogów" i którzy mieli swoje porachunki z potężnymi arcykapłanami Amona-Re z Teb. Do tego jak wyglądała ta rywalizacja pomiędzy kapłanami i jak przebiegała sama Wielka Rewolucja Amarneńska, przejdę w kolejnej części. 
  



GERMAN DEATH CAMPS

NEVER POLISH



CDN.

sobota, 24 marca 2018

JAKA PIĘKNA... PATOLOGIA! Cz. I

CZYLI ROZWAŻANIA NAD

WSPÓŁCZESNOŚCIĄ




Głównym powodem, który spowodował iż podjąłem się napisania tego tematu, był program w jednej z telewizji pt.: "Naked attraction". Sama nazwa może niewiele mówi, ale od razu muszę się przyznać, że już dawno nie oglądałem niczego bardziej odpychającego i... dehumanizującego. Od razu też przypomniały mi się niektóre współczesne obrazy, zwane niekiedy "dziełami sztuki", gdzie już nazwanie tego czegoś w ogóle obrazem, jest obrazą samą w sobie. Ale po kolei. "Naked attraction" to brytyjski program typu reality show, podobny do "Randki w ciemno", z tą "małą" różnicą iż uczestniczące w nim osoby (poza prowadzącą) są całkowicie... nadzy. Nie zamierzam tutaj wchodzić w szczegóły tego programu, bo nie uważam aby coś takiego było warte nie tylko obejrzenia, ale choćby skomentowania. I ja także nie zamierzam tego czynić tylko i wyłącznie tego jednego programu. Dzisiejszy świat jakby jednak nieco przyspieszył i coraz mniej jest rzeczy które mogłyby nas zniesmaczyć czy choćby zawstydzić. Dziś seks i przemoc jest powszechnie obecna praktycznie wszędzie - w telewizji, internecie, a nawet w naszym życiu codziennym. Oczywiście nie jest to zjawisko nowe - seks i przemoc był zawsze popularny w dziejach ludzkości, różnica polega jednak na tym, że o ile kiedyś torturowano, kaleczono lub mordowano ludzi w ramach określonej kary, to dziś dołożono do tego jeszcze ideologię, o której zapewne większość ludzi nie ma pojęcia, a której głównym celem jest sprowadzenie człowieka do roli zwierzęcia, na wpół zidiociałego, którego czynności fizjologiczne (takie jak wymiotowanie, wydalanie lub obsikiwanie) urastają do rangi wielkich czynów, wręcz "dzieł sztuki". Ta ideologia to oczywiście neomarksizm.

Dokładnie miesiąc temu, podczas ostatniego Berlinale 2018 (festiwal filmowy organizowany w Berlinie), drugą główną nagrodę (Srebrnego Niedźwiedzia) otrzymała Małgorzata Szumowska za film pt.: "Twarz". Film opowiada o prawdziwej historii człowieka (Grzegorza Galasińskiego), który w 2013 r. w wyniku wypadku w zakładzie kamieniarskim gdzie pracował, stracił... twarz. Dosłownie, na twarz spadł mu pokaźny głaz, który spowodował nie tylko złamanie nosa i utratę wiekszości zębów, ale i połamanie kości samej twarzy. Ten człowiek nie miałby szans przeżycia, gdyby nie polscy lekarze z Wrocławia, którzy medycznie zrekonstruowali mu twarz i uratowali wzrok. Jego sprawa była dość głośna i w pomoc zaangażowało się wiele osób, w tym miejscowy ksiądz. Dziś ten młody człowiek przechodzi rekonwalescencję, ale jego twarz wygląda prawie zupełnie tak, jak przed wypadkiem. Otrzymał też ogromne wyrazy poparcia od tysięcy ludzi z całego kraju a nawet z zagranicy. I o tym właśnie jest film pani Szumowskiej?! Poważnie, o tym? Nie! Pani Szumowska, jako jedna z przedstawicielek neomarksizmu w sztuce, postanowiła po prostu obsikać Grzegorza Galasińskiego swoim filmem, za który otrzymała w Berlinie Srebrnego Niedźwiedzia (to że Niemcy promują u siebie wszystko co antypolskie, to już zdążyłem się przyzwyczaić). O czym bowiem jest film pani Szumowskiej? Opowiada on o człowieku który podczas budowy gigantycznego pomnika Jezusa Chrystusa, ulega wypadkowi i traci twarz. Następnie przechodzi on operację, w wyniku której lekarze odnawiają mu twarz, ale... od tej chwili dopiero zaczynają się jego kłopoty. Mianowicie odwracają się od niego wszyscy znajomi i rodzina (nawet własna matka, która nie wierzy że to jest jej syn), porzuca go narzeczona, miejscowy ksiądz z miejscowości w której mieszka, uważa go za opętanego przez demony i odprawia nad nim egzorcyzmy. W ogóle ta ciemna, biedna polska wieś, ten cały polski motłoch odwraca się od głównego bohatera i uważa go za nowe wcielenie diabła, a wszystko przez to, że jest tak bardzo podatny na kościelną indoktrynację.

I taki właśnie przekaz za sprawą Szumowskiej i nagrody, którą otrzymała "od Niemców" idzie w świat - Polacy to biedni, zabobonni ciemniacy, którzy wierzą bardziej księdzu (który oczywiście w filmie okazuje się dodatkowo zboczeńcem), niż nauce i nie akceptują żadnej nowości (a może raczej innowacyjności co?), bo wszystko co nowoczesne kojarzy im się od razu z diabłami i piekłem. Mniej więcej tak to wygląda. Ale bardziej interesuje mnie to, co powiedziała pani Szumowska do jednej z gazet, na temat tego co popełniła owym filmem. Powiedziała m.in.: coś takiego: "Mamy robić filmy hołdujące własny kraj? Gdzie krytyczne myślenie? Gdzie rozwój?". Proszę Was bardzo, drodzy czytelnicy, przeczytajcie te słowa raz jeszcze i zastanówcie się nad tym, co czytacie, bowiem to co wypowiedziała pani Szumowska jest kwintesencją neomarksizmu w ogóle. Celem neomarksistów jest bowiem głównie oszczywanie lub wydalanie z siebie ekskrementów, bowiem ich bożkiem jest... krytyczne myślenie, czyli krytyka i dezawuowanie wszystkiego, osrywanie i wyrzygiwanie się na wszystko, jednocześnie nazywając to sztuką. Ta kobieta, z premedytacją zrobiła film, w którym zupełnie zmieniła zakończenie taj historii, bo nie pasowało ono do pojęcia krytycznego myślenia. Pokazał więc, iż ci, którzy najbardziej wspierali po wypadku pana Grzegorza (jego rodzina, przyjaciele, mieszkańcy wsi w której mieszkał, a przede wszystkim miejscowy proboszcz, który również w ogromny sposób - m.in. poprzez swoje kazania i zbiórkę pieniędzy - przysłużył się do uratowania twarzy tego mężczyzny, którego również bardzo wspierała jego własna dziewczyna), zostali pokazani jako... najwięksi zwyrole, po prostu ciemna masa wierzącej w Boga polskiej hołoty. Nie to co pani Szumowska i jej środowisko, które nie udzieliło żadnego wsparcia panu Grzegorzowi, ale na filmie zostało pokazane jako najbardziej wspierające (nowoczesne i innowacyjne). Tym samym Szumowska za kilka srebrników od Niemców, po prostu wysrała się (mówiąc najdelikatniej) nie tylko na pana Grzegorza Galasińskiego, ale przede wszystkim na własny kraj. 




A co tam, przecież najważniejsze jest krytyczne myślenie i w ogóle krytyka wszystkiego co polskie. Nie to co na Zachodzie, tam ubogacanie kulturowe trwa w najlepsze - ludzie są mordowani w supermarketach, policja albo zastraszona albo zinfiltrowana, bojąca się podjąć jakiegokolwiek działania, jednocześnie jest sama atakowana (ilu policjantów już zostało zabitych we Francji, Niemczech czy w Wielkiej Brytanii - o tym media zupełnie milczą). Nie ma więc jak ta nowoczesna (i innowacyjna) Europa, w której neomarksizm wraz z islamem wspólnie dokonują współczesnego holokaustu rdzennej ludności zachodnioeuropejskich państw, przy akompaniamencie "Imagine" Johna Lennona. W Wielkiej Brytanii policja priorytetowo traktuje każde zawiadomienie (nawet anonimowe lub nieprawdziwe ) o "mowie nienawiści", które skierowane jest przeciwko muzułmanom i neomarksistom, jednocześnie deklarując że drobne przestępstwa (jak włamania do sklepów i domów oraz kradzieże samochodów) nie będą już traktowane jako ważne. W Szwecji zaś, policja w ogóle już nie przyjmuje zawiadomień o gwałtach na kobietach (a przymuszona od razu zastrasza pokrzywdzoną, zmuszając ją do odwołania zeznań) przeciwko brodatym "biednym uchodźcom" którzy bardzo cierpią (że dostają tylko 2000 euro na osobę - a z reguły są to rodziny kilku lub kilkunastoosobowe) z powodu traumy wyniesionej podczas działań wojennych w Syrii (choć większość z nich pochodzi z Afryki i nawet nie wie gdzie Syria leży na mapie). Obecnie kobiety w Szwecji są gwałcone co codziennie w bestialski sposób przez gangi muzułmanów, które praktycznie zdominowały ten kraj - i co? Sądy ich uniewinniają, maja przecież traumę, lepiej więc niech wyjdą na wolność, bo zapewne to ta kobieta ich sprowokowała. Może nie nosiła piszczących majtek frau Merkel? A może nie miała na sobie opaski antygwałtowej? W każdym razie to jest na pewno wina zgwałconej kobiety, więc nie ma sprawy, prawda?

Miałem pisać o patologii w sztuce, ale obserwując to, co dzieje się obecnie w polityce i wokół nas (również wokół naszych granic), to nie można tego pominąć. Obecnie rozpoczął się już holokaust białej, europejskiej rasy ludzkości! I będzie on postępował etapami, aż do całkowitego wymordowania (i lub zniewolenia tych, którzy przeżyją). Problemem jednak nie są muzułmanie, Islam czy meczety (swoją drogą, zauważyliście że wszystko co piękne i dobre w Islamie w ogromnej większości wywodzi się z... Chrześcijaństwa? Zauważcie, Złoty Wiek Islamu, który trwał od VIII do XIV wieku, był zapoczątkowany wchłonięciem przez islam bogatego świata chrześcijańskiego, czyli takich krajów jak Egipt z Aleksandrią czy Syria z Antiochią. Złoty wiek Islamu tworzyli nie islamiści, rodowici Arabowie, ale byli Chrześcijanie, ludzie, którzy przenieśli do Islamu chrześcijańską etykę i moralność. Potem na nich uczyli się dopiero pierwsi typowo arabscy "odnowiciele islamu" - czyli religii prymitywnych pasterzy kóz i owiec, która dziś wróciła do swych pierwotnych korzeni z czasów Mahometa). Problemem najpoważniejszym, wręcz kluczowym dla dzisiejszej Europy i całego Świata jest panoszący się wszędzie (w polityce, mediach, kulturze) neomarksizm. Ta choroba wgryzła się niezwykle głęboko w "ciało" naszych społeczeństw i zatruwa swymi fekaliami wszystko dokoła. Nie Islam jest więc dziś wrogiem, ani muzułmanie - wrogiem jest lewactwo, współcześni ojkofobiczni marksiści niszczący własne narody i kraje od środka. Islam można pokonać i wielokrotnie Europejczycy to czynili, nie tylko w takich bitwach jak pod Poitiers w 732 r, Navas de Tolosa w 1212 r., Lepanto w 1571 r., Chocimiem w 1621 r. i 1673 r., czy pod Wiedniem w 1683 r. i Zentą w 1697 r. ale również podczas wypraw krzyżowych, które były realnymi chrześcijańskimi dżihadami. Dziś całe to marksistowskie kloaczne tałatajstwo każe nam przepraszać za wyprawy krzyżowe, a dlaczego mamy za nie przepraszać? I nie chodzi tu tylko o to, że współczesne pokolenia nie mają już nic wspólnego z tym, żyjącymi w średniowieczu. 

Przecież wyprawy krzyżowe były wyprawami podjętymi w celu naprawienia zbrodni, jaka została wyrządzona - zbrodni zagarnięcia ziem należących przecież do Chrześcijan. Wszystkie ziemie zagarnięte przez Islam w VII i VIII wieku należały wcześniej do świata chrześcijańskiego. Wyprawy krzyżowe były więc organizowane po to, aby odebrać złodziejowi to, co wcześniej ukradł. Czy za to można przepraszać? Głupie pytanie, w dzisiejszej neomarksistowskiej Europie przepraszać należy już właściwie za wszystko, a szczególnie przepraszać powinni biali ludzie za to w ogóle że żyją. Gangreną są współcześni zombi, czyli neomarksiści, dlatego należy podejmować z nimi walkę na każdym możliwym polu, a zacząć trzeba od języka. Nowomowa i Mowa Nienawiści - to dwie skuteczna metody, którymi neomarksiści dziś zniewolili nasze narody, zakładając nam kagańce. Przykładem nowomowy w języku polskim są (wciąż jeszcze używane) pozostałości w stylu: "Związek Radziecki, Państwo Radzieckie "ustrój radziecki" itp. itd. Wielokrotnie pisałem już o tym, aby nie powielać tego językowego potworka, stworzonego specjalnie tylko dla Polaków (i Ukraińców, bowiem istnieje jeszcze w języku ukraińskim), aby w pozytywnym lub chociaż neutralnym kontekście opisać sowiecką Rosję. W Polsce przed wojną nie mówiło się "radziecki", na określenie ustroju panującego w Rosji - to były albo Sowiety, albo Bolszewia, albo (choć rzadziej) Związek Sowiecki. A dziś, wielu jeszcze komentatorów politycznych, dziennikarzy a nawet youtuberów, którzy nie mają lewicowej proweniencji - używa zwrotu "radzieckie". To może się wydawać nic nie znaczącą błahostką, ale sposób w jaki rozumiemy i opisujemy świat, stanowi o tym, w jaki sposób zostaliśmy przeorani przez marksistów lingwistycznie i intelektualnie i (często nieświadomie) powielamy słowa, które realnie miały służyć do naszego zniewolenia.


 "TO KAPUŚ, PEWNIE UB-ECJA"
"SKĄD PAN WIEDZIAŁ?"
"NIKT Z NAS NIE MÓWI - RADZIECKIE"!"



Drugim podobnym temu słowem jest... "innowacyjność". Tak to jest typowy neomarksistowski potworek słowny, który każdy szanujący się człowiek powinien odrzucić ze swojego słownika. Pięknie to podsumował w jednym z filmików na YouTubie pan Krzysztof Karoń, mówiąc: "Nie ma większej gangreny niż słowo innowacyjność". Celem neomarksizmu i to zarówno w sztuce, jak i w polityce czy w języku, jest to samo, co uczyniła Szumowska w filmie "Twarz", czyli totalne odwrócenie pojęć, podjęcie krytyki nad stworzoną przez siebie samego gówno-burzą. Tak więc przede wszystkim język, następnie szkoła i uniwersytet - tam również należy totalnie wyplenić neomarksizm (postaram się w kolejnych częściach opisać w jaki sposób należy to uczynić). Szkoła musi bowiem ponownie uczyć i to uczyć realnej a nie pozorowanej i nieprzydatnej nikomu wiedzy. Porównajmy sobie bowiem dzisiejszą maturę, z tą przedwojenną, która byłaby praktycznie nie do zdania dla ponad 90 procent dzisiejszych maturzystów. Człowiek bowiem kiedyś zdobywał realną wiedzę, dziś jedynie zdobywa zdawkowe informacje (często zupełnie nieprzydatne mu w późniejszym życiu). A celem neomarksistów jest dążenie do większej "innowacyjności" szkoły i zmienianie jej w typową "szkołę demokratyczną" gdzie uczeń nie zdobywa żadnej wiedzy, on... sam ją kształtuje (czyli, przekładając to na zrozumiały język szkoły te mają kształcić półgłówków aby łatwiej można było nimi sterować, niczym stadem baranów, oczywiście wszystko to ma być podlane kolejnymi neomarksistowskimi zwrotami - a raczej nadużyciami, bowiem zostały one wrogo przejęte w podobny sposób, jak chrześcijańskie ziemie w Afryce i na Bliskim Wschodzie przez muzułmanów - typu "demokracja" czy "wolność").

Wolność na przykład jet rzeczą niezwykle cenną i pożądaną, ale wolność nie jest dana raz na zawsze i trzeba umieć się za nią poświęcić. Już Cervantes w swym "Don Kichocie" (1604 r.) wkłada w usta głównego bohatera takie oto słowa: "Wolność, Sancho, to najcenniejszy dar, jaki Niebo użycza ludziom. Nie mogą się z nim równać żadne skarby skryte w głębi ziemi czy w głębinach mórz. Dla wolności, podobnie jak dla czci, nie tylko można, lecz trzeba narażać życie, ponieważ najgorszym złem, dotykającym istotę ludzką jest niewola". A tę niewolę (w imię wolności właśnie) pragną nam sprowadzić neomarksiści, dlatego też wzorem Słowackiego należy pamiętać: "Drą się o wolność - Boże, nachylaj im grzbietu, bo wolność jest jakoby posiadanie fletu; jeśli go weźmie człowiek muzyki nieświadom, piersi straci - i uszy sfałszuje sąsiadom". Wracając jednak do szkoły, dzisiejsza polska szkoła do pięt nie dorasta tej przedwojennej (z lat 1918-1939), a mimo to i tak programowo stoi znacznie wyżej od np. szkół francuskich czy amerykańskich (polscy uczniowie, którzy trafią do szkół we Francji, czy USA są z reguły przenoszeni o klasę lub dwie wyżej, bo znacznie wyprzedzają program). Zmiany więc należy zacząć od szkół i uczelni wyższych. Jeśli uda się ponownie "odbić" te dwa, kluczowe zainfekowane neomarksizmem elementy kształtowania się społeczeństw (język i szkoła), znacznie łatwiej pójdzie opanowanie mediów i polityki, to już będzie tylko bułka z masłem, jeśli tylko powiedzie się (a musi zostać podjęty, bo inaczej leżymy i robimy pod siebie) swoisty odwrócony "marsz przez instytucje". Powoli (lecz konsekwentnie) należy podejmować wytężoną pracę zwalczającą neomarksizm na każdej płaszczyźnie współczesnego życia (łącznie z genderyzmem, feminizmem i wszelkimi ojkofobicznymi izmami, godzącymi w bezpieczeństwo i przyszłość naszych dzieci). 




                      

 PS: To tyle w tym temacie, w kolejnym postaram się przejść już bezpośrednio do współczesnej "sztuki" która jest jedną z form współczesnej patologii czyli neomarksizmu





GERMAN DEATH CAMPS

NEVER POLISH


 
CDN.
 

wtorek, 20 marca 2018

O RETY KABARETY! - Cz. V

KABARET POD WYRWIGROSZEM


KOLEJNA PORCJA DOBREGO HUMORU, TYM RAZEM W WYKONANIU KABARETU POD WYRWIGROSZEM


"SYMULATOR ŁODZI"

"ALE CIUPIĄ! TY NIE MASZ CZEGOŚ NA KOMARY, ŻEBY ODSTRASZYĆ?
"SKARPETKI MAM!"
"A GDZIE TRZYMASZ TE SKARPETKI?"
"A GDZIE SIĘ TRZYMA SKARPETKI? W SANDAŁACH!"




 "KREDYT DLA MŁODYCH MAŁŻEŃSTW"

"GOTÓWKĘ NA OPŁATĘ WSTĘPNĄ PAN MA?"
"JAKĄ GOTÓWKĘ?"
"PRZY PODPISYWANIU UMOWY NIEZBĘDNA JEST OPŁATA WSTĘPNA"
"PRZECIEŻ W REKLAMIE BYŁO NAWET ŻE PRZY PODPISYWANIU UMOWY ZERO PROCENT"
"ZERO PROCENT ALE TO OZNACZA NIM MNIEJ, NI WIĘCEJ TYLKO TYLE ŻE PRZY PODPISYWANIU UMOWY NIE PODAJEMY ŻADNEGO ALKOHOLU"

"PRZEPRASZAM, ZNALAZŁEM BŁĄD W UMOWIE. TU JEST NAPISANE ŻE DWANAŚCIE PROCENT BIERZECIE. MÓWILIŚCIE ŻE SZEŚĆ?"
 "ALE MYŚMY SIĘ POŁĄCZYLI OSTATNIO Z INNYM BANKIEM I ONI BIORĄ TEŻ SZEŚĆ PROCENT"
"WŁAŚNIE, MY SZEŚĆ, ONI SZEŚĆ TO RAZEM JEST CHYBA DWANAŚCIE, PRAWDA?"
"SIĘ PAN NAUCZY LICZYĆ PRZYJDZIE PAN Z OJCEM"



 
"JAJA NA GRILLU"

"JA BYM TAK CHCIAŁA JESZCZE RAZ POJECHAĆ DO ZAKOPANEGO... HENIEK, WIECZNIE TO GRILLOWANIE NA DACHU, POWIEDZ MI W CZYM TEN DACH JEST LEPSZY OD ZAKOPANEGO?"
"A JA CIEBIE ZAPYTAM TERESKA, A CO TY BYŚ WOLAŁA, JAKBY BRAKŁO PIWA - LECIEĆ PIĘĆ KILOMETRÓW POD GÓRĘ DO SCHRONISKA, CZY SE WOLISZ WINDĄ NA DÓŁ ZJECHAĆ DO NOCNEGO? JA SIĘ DOSTOSUJĘ, MNIE TYLKO O CIEBIE CHODZI"

"TERESA TEŻ MI POWIEDZIAŁA ŻE JAK NIE PRZESTANĘ PIĆ, TO MNIE RZUCI"
"I CO ZROBISZ?"
"BĘDZIE MI JEJ BRAKOWAŁO"

"TERESA, A CZEMU TY MI Z MUSZTARDĄ NIE DAŁAŚ?"
"JA NIKOMU Z MUSZTARDĄ NIE DAWAŁAM"
"PYSZNA TA MUSZTARDA BRACIE, GDZIE WYŚCIE TO  KUPILI?"
"TERESA, PAPUGĘ TRZEBA BĘDZIE JUŻ ZAMKNĄĆ"

"CIEKAWE CO TO MOŻE BYĆ - FILOZOF HOLENDERSKI I TEOLOG, NAPISAŁ "POCHWAŁĘ GŁUPOTY"
"POCHWAŁĘ GŁUPOTY? - TO DEBIL JAKIŚ MUSIAŁ BYĆ, JA TO GŁUPOTY W OGÓLE NIE POCHWALAM"
"NIE, DEBIL NIE PASUJE"
"NIE DEBIL - ERAZM Z ROTTERDAMU"
"KTO?"
"ORGAZM Z ROTTERDAMU"



I NAJLEPSZY WEDŁUG MNIE SKECZ PO TYTUŁEM:


"OTWARCIE SKLEPU"

"ILE PAN MA RĄK?"
"A WY TAM W BRUKSELI PO ILE MACIE?"

"PO CHOLERĘ KTOŚ INSTRUKCJĘ DO WCHODZENIA NA DROBINĘ WYMYŚLIŁ?"
"PROSZĘ PANA, GDYBY DRABINA BYŁA TAKA PROSTA, TRZYSTU SPECJALISTÓW UNIJNYCH PRZEZ DWA LATA NIE PISAŁOBY INSTRUKCJI WCHODZENIA"

"A CO TO W OGÓLE MA BYĆ?"
"MYŚMY Z ŻONA TAKI SKLEP ODZIEŻOWY CHCIELI OTWORZYĆ"
"A TOALETY SĄ?"
"OCZYWIŚCIE, MĘSKA I DAMSKA"
"I W TO JUŻ JEST WLICZONY GENDER?"
"KTO? TO JEST NAZWISKO CZY IMIĘ?"

"CZY PAN ZNA EUROPEJSKĄ DYREKTYWĄ O PRZYJAZNYM ODDAWANIU MOCZU? CO MA ZROBIĆ MĘŻCZYZNA, KTÓRY ZROZUMIAŁ ŻE JEST KOBIETĄ?"
"TO TRZEBA OBCIĄĆ RELIKTY I SKORZYSTAĆ Z TOALETY DLA INWALIDÓW"

"MUSI PAN PO PROSTU TOALETOWO POKRYĆ KAŻDĄ PŁEĆ"
"JA SE BĘDĘ POKRYWAŁ CO SE BEDĘ CHCIAŁ. ALE JAK JA TU ZROBIĘ JEDENAŚCIE TOALET, TO MI TYLKO DWADZIEŚCIA METRÓW NA SKLEP ZOSTANIE?"
"NIEZUPEŁNIE, BO NIE MÓWILIŚMY JESZCZE O... PRZEBIERALNIACH"

"JA OD POCZĄTKU TU CHCIAŁEM SAME TOALETY ZROBIĆ. I DLA KOTÓW OSOBNE KUWETY, OCZYWIŚCIE OSOBNE DLA KOTÓW KTÓRE MYŚLĄ ŻE SĄ PSAMI I DLA PSÓW KTÓRE SZCZEKAJĄ DUPAMI"





GERMAN DEATH CAMPS

NEVER POLISH


niedziela, 18 marca 2018

KOBIETA JEST UKORONOWANIEM STWORZENIA - Cz. II

CZYLI KIEDY I GDZIE W HISTORII

ISTNIAŁ MATRIARCHAT?



 I

STAROŻYTNY EGIPT

BOSKIE MAŁŻONKI AMONA-RE

(ok. 1140 r. p.n.e. - 525 r. p.n.e.)

Cz. II





"TO MÓWI PAN ZASTĘPÓW, BÓG IZRAELA. OTO POSYŁAM, BY SPROWADZIĆ NABUCHODONOZORA, KRÓLA BABILOŃSKIEGO, MOJEGO SŁUGĘ (...) PRZYJDZIE I PODBIJE KRAJ EGIPSKI (...) PODŁOŻY OGIEŃ POD DOMY BÓSTW EGIPSKICH, SPALI JE LUB WYWIEZIE, OCZYŚCI Z ROBACTWA EGIPT (...) POŁAMIE TEŻ STELE DOMU SŁOŃCA (...) A DOMY BÓSTW EGIPSKICH ZNISZCZY OGNIEM"

KSIĘGA JEREMIASZA 
(43, 10-13)


Słowa te, miał skierować żydowski prorok Jeremiasz do ludu Izraela, którego pewna część, po zdobyciu Jerozolimy w 587 r. p.n.e. przez króla Babilonii - Nabuchodonozora II, straciła zapał wiary przodków. Zdobycie Jerozolimy i zniszczenie Świątyni (która miała być niezniszczalna) przez Babilończyków, oraz wywiezienie mieszkańców Jerozolimy do Babilonu (Niewola Babilońska), stały się dla wielu dowodem, iż bóg Jahwe ich opuścił, albo nie jest taki wszechmocny, jak wcześniej głoszono. W Egipcie ci uciekinierzy ujrzeli wspaniale prosperujące majętne świątynie oraz lud, który wielbi swych bogów z oddaniem. Nic dziwnego, że nie mając grosza przy duszy, chcieli w jakiś sposób wkomponować się w to zasobne społeczeństwo, a co za tym idzie wielu zaczęło czcić egipskich bogów. Prorok Jeremiasz, który wówczas również podążył do Egiptu (którego nienawidził i miał w pogardzie), choć wcześniej przestrzegał lud Izraela, że ci, którzy tam pójdą, spotkają się ze wzgardą i niechęcią, będą pogardzani i upokarzani i że w końcu wszystkich Izraelitów w Egipcie dosięgnie miecz, którego tak się obawiają i że wszyscy tam zginą. Rzeczywistość jednak była zupełnie odmienna, Egipcjanie bowiem byli ludźmi niezwykle tolerancyjnymi dla innych kultów (szczególnie azjatyckich), choć istniała oczywiście pewna ortodoksja kapłańska, to była ona mimo wszystko nieliczna i w owym okresie praktycznie w zupełnym zaniku. Żydzi więc mogli swobodnie wyznawać swego boga, a nie czynili tego, ponieważ... stracili do niego zaufanie, skoro sprowadził na nich takie klęski i nieszczęścia, woleli więc oddawać się egipskim kultom, obserwując piękne świątynie i niezwykłych bogów. 

Ich podziw i zachłyśnięcie się nową kulturą, było podobne do opisu Juwenalisa, który tak pisał w swych "Satyrach" o egipskich kultach: "Gdzie nuci Memnon, dzierżąc magiczną kitarę, i gdzie w stu bram ruinach leżą Teby stare. Tu czczą kota, tam rybę, do psa miasta całe modlą się, a nikt Dianie nie śpiewa na chwałę. Ugryźć por lub cebulę? - także się nie godzi. Święte ludy! W ogródkach tyle bóstw im wschodzi". Można więc zrozumieć frustrację Jeremiasza, który widząc rozkład wspólnoty religijnej własnego (rozbitego) ludu i zachłyśnięcie się bóstwami Egiptu, miał wypowiedzieć właśnie takie słowa, jakie znalazły się w Księdze Jeremiasza, którą przytoczyłem wyżej. Zależało mu, aby przestraszyć Izraelitów i skłonić ich do porzucenia "kultu egipskich bałwanów". A upadek Jerozolimy i eksodus (części) Żydów do Egiptu, miał miejsce w czasach, w których religią Egiptu niepodzielnie władały kobiety-kapłanki, Wielkie Małżonki Amona-Re (oczywiście kapłani poszczególnych bóstw istnieli w dalej, ale to właśnie kapłanki dzierżyły schedę po dawnym urzędzie Wielkiego Kapłana, mającego pieczę nad klerem całego kraju). Przepowiednia Jeremiasza sprawdziła się, ale nie wówczas kiedy ją wypowiadał (i jej oczekiwał). Stało się to dopiero w ponad sześćdziesiąt lat później, gdy król Persji - Kambyzes II najechał Egipt i podporządkował sobie cały ten kraj. Był to też władca, który w sposób dość niechętny podchodził do religii i kultów egipskich (miał na przykład zabić świętego byka Apisa, który był uważany za wcielenie boga świata zmarłych - Ozyrysa. Było to więc ogromne świętokradztwo w oczach Egipcjan), dodatkowo rozwiązał on funkcję Wielkiej Małżonki Amona-Re i kazał podporządkować cały kler Egiptu własnej woli (jego śmierć w niejasnych okolicznościach, która miała miejsce w trzy lata po podboju Egiptu - 522 r. p.n.e. - była powszechnie uważana za "karę bogów" za popełnione przez niego świętokradztwo).

Wróćmy jednak do samych początków, czyli do końca rządów arcykapłanów Amona-Re w Tebach. XX Dynastia, była dynastią w zasadzie królów-marionetek, którzy prawie całkowicie podporządkowani byli arcykapłanom w Tebach. Ostatni władca tej dynastii - Ramzes XI był wyjątkowo nieudolnym i słabym władcą, za jego panowania doszło do buntów, wojny domowej z tebańskim klerem, klęsk głodu oraz ruiną gospodarczą Egiptu (nie mówiąc już o panoszącej się wówczas wręcz masowo, pladze złodziei grobów królewskich). Autorytet władcy upadł, natomiast cała jego władza była praktycznie podporządkowana kapłanom, co prawda Ramzes XI próbował zmienić tę sytuację i podjął się próby obalenia wszechwładnego arcykapłana Amona-Re w Tebach - Amenhotepa, wysyłając doń wyprawę swego wodza Panehesiego (gdyż Górny Egipt był realnie już wówczas odrębnym państwem i tylko nominalnie uznawał władzę faraona, realnymi rządcami zaś kraju byli arcykapłani, którzy posiadali więcej złota i srebra niż władca, więcej okrętów i dużą, prywatną armię). Panahesi poniósł jednak klęskę i w ramach "zgody" zawartej pomiędzy królem a arcykapłanem, musiał uciekać z kraju. Ramzes XI stał się pierwowzorem postaci Ramzesa XIII z "Faraona" Bolesława Prusa, w której to powieści młody następcą tronu, pragnie zgnieść potęgę kapłanów i przywrócić dawną świetność Egiptu, pokonując Asyrię i na powrót uzależniając azjatyckie kraje. Gdy zasiada na tronie po śmierci swego ojca - Ramzesa XII, gromadzi więc swoich zwolenników, również wśród kapłanów niższego rzędu, którzy nie godzą się na dominację arcykapłana Herhora i drugiego Wielkiego Kapłana Mefresa. Walka ta się nie udaje, ponieważ arcykapłani mają asa w rękawie, Greka Lykona, którego więżą, a który jest lustrzanym odbiciem władcy. Chcą bowiem zabić Ramzesa i zastąpić go Lykonem jako swoją marionetką. Grek kocha się jednak w kapłance fenickiej bogini Astoret - Kamie, która staje się nałożnicą Ramzesa XIII i doprowadza do wygnania jego pierwszą nałożnicę - Żydówkę Sarę, która rodzi władcy syna. 

Wreszcie faraon przystępuje do ostatecznej rozprawy z kapłanami, tylko ma pecha, bowiem tego dnia ma nastąpić zaćmienie słońca, o którym informują władcę kapłani że będzie krótkotrwałe i wkrótce wyjdzie słońce. Ramzes postanawia kontynuować operację, wzburzony i gnębiony przez kapłanów lud, buntuje się i szturmuje świątynię. Wówczas na szczyt świątyni wchodzi arcykapłan Herhor i oznajmię wszystkim że oto bóg, niezadowolony z ich bezbożnych postępków, postanawia odebrać ludziom słońce i wprowadzić powszechne ciemności. Tak się wówczas dzieje, następuje zaćmienie słońca, co powoduje że przestraszony, ciemny i ubogi lud chowa się po wszystkich zakamarkach, aby tylko ujść z życiem przed "gniewem bogów". Na koniec Herhor wypowiada formułkę, prosząc bogów aby "zwrócili" ludziom słońce, deklarując że ci pobłądzili i że już nigdy nie powtórzą swego bezbożnego uczynku pod karą śmierci i powrotu ciemności. Słońce wówczas wychodzi, a cały zbuntowany lud, na kolanach prosi Herhora o wybaczenie. W taki właśnie sposób Ramzes zostaje pokonany, lud odwraca się od niego. Mimo to nie rezygnuje, postanawia walczyć dalej - choć jego matka, całkowicie podporządkowana kapłanom, w szaleńczym płaczu, pada do stóp syna i błaga go o opamiętanie. Ostatecznie gdy wszystko jest już gotowe do ataku na kapłanów, armia, wierna faraonowi stoi i czeka na rozkaz wymarszu, Ramzes XIII zostaje niespodziewanie ugodzony sztyletem przez zazdrosnego i nienawidzącego go za swoje upokorzenie - Lykona. Udaje mu się co prawda udusić Greka, ale sam umiera z upływu krwi. Nowym władcą Egiptu zostaje arcykapłan Herhor i tak kończy się powieść "Faraon").


   

Po śmierci arcykapłana Amenhotepa, jego następcą (ok. 1080 r. p.n.e.) zostaje właśnie Herhor, który otwiera listę arcykapłanów-faraonów. Jest całkowicie niezależny od Ramzesa XI, który ma inne kłopoty, bowiem wezyr Delty - Smendes obwołuje się faraonem i rozpoczyna walkę o władzę (ok. 1077 r. p.n.e.). Obala i zabija Ramzesa XI (ok. 1076 r. p.n.e.) i koronuje się na kolejnego faraona, założyciela XXI Dynastii. Smendes jest określany jako syn (lub brat) Herhora, co oznacza że z jego wstąpieniem na tron rozpoczynają się rządy królów-kapłanów. Herhor umiera (ok. 1074 r. p.n.e.) pozostawiając ogromną władzę arcykapłańską (był również wicekrólem Nubii) w rękach swego zięcia - Pianchiego (co ciekawe, poślubił on zarówno córkę Herhora, jak i córkę Ramzesa XI - Nedżemet). Pianchi był starym człowiekiem w chwili objęcia władzy (zresztą podobnie jak Herhor) i jego rządy były dość krótkie (trwały ok. czterech lat). Jego następcą został syna, zrodzony z Nedżemet, o imieniu Pinedżem. Objął on władzę arcykapłańską, kontrolę nad Górnym Egiptem i wicekrólestwo Nubii - co wiązało się z władzą znacznie przewyższającą tę, którą posiadał Smendes i jego następcy w Dolnym Egipcie. Żył niczym król, otaczał się przepychem na miarę dawnych władców, posiadał liczną (prywatną) armię, utrzymywaną ze skarbów świątyń Amona-Re. Stworzył sobie własny harem i miał licznych synów i córki. Ok. 1070 r. p.n.e. mianował jedną ze swych córek - Maatkare I - Wielką Małżonką Amona-Re. Funkcja ta nie była obsadzona od śmierci Titi - żony Ramzesa X (ok. 1100 r. p.n.e.), ale aż do wyświęcenia Maatkare była ona w dużej mierze czysto symboliczna. Maatkare zajęła wówczas prawie równą ojcu pozycję w hierarchii władzy Górnego Egiptu, a gdy zmarła ok. 1055 r. p.n.e. urząd ten przez kolejną dekadę nie został obsadzony, zaś Pinedżem I zrezygnował wówczas z tytułu arcykapłana, pozostawiając go swym synom (Masuharte 1054-1045 r. p.n.e., Dżedchonsuefanch 1045 r. p.n.e. i Mencheperre 1045-992 r. p.n.e.) sam zaś objął władzę jako król Górnego i Dolnego Egiptu (realnie, bowiem oficjalnie panowali władcy z dynastii Smendesa).

Władza arcykapłanów była wówczas już dziedziczna i rola faraona sprowadzała się jedynie do akceptacji już wybranego kapłańskiego następcy. Inaczej było z Wielką Małżonką Amona-Re, której zatwierdzenie (z reguły faraonowie starali się obsadzić w tej roli swoje córki, choć arcykapłani też mieli podobne ambicje co do własnych dzieci) musiało uzyskać akceptację Wielkiego Kapłana z Teb. Ponieważ arcykapłani nie chcieli akceptować na tę funkcję królewskich córek, dlatego funkcja ta pozostała nieobsadzona przez kolejną dekadę, aż do chwili gdy syn Pinedżema I - Pesusennes I wyznaczył na to stanowisko swoją córkę (ok. 1045 r. p.n.e.) Isetemachbit III. Przez cały ten czas (co pragnę podkreślić) wciąż nie było w Egipcie kapłańskiego matriarchatu, bowiem córki kapłanów lub faraonów, były całkowicie podległe arcykapłanom. Nie ma sensu wymieniać kolejnych Wielkich Małżonek, bowiem ich rola aż do VIII wieku p.n.e. była taka sama, należy jednak dodać, że rola kobiet w tym okresie znacznie wzrosła. Prawdziwa rewolucja nastąpiła dopiero wraz z upadkiem dynastii arcykapłanów (ostatnim Wielkim Kapłanem z Teb był Takelot ok. 800-775 r. p.n.e.), po nim znaczenie tego urzędu znaczenie zmalało. Nie wiadomo dlaczego funkcja arcykapłanów przestała być dominująca tak jak dawniej, może pewną odpowiedź na to da inwazja Libijczyków na Deltę i założenie XXII Dynastii (libijskiej) oraz wojny domowe, jakie prowadził Osorkon III (XXIII Dynastia, panująca w Górnym Egipcie wraz z XXII Dynastią Delty). W każdym razie arcykapłani od ok. 775 r. p.n.e. tracą swoją dominującą pozycję w państwie, gdyż Osorkon III mianuje na tę funkcję jednego ze swoich synów Takelota III (ok. 775 r. p.n.e.), oraz... w 754 r. p.n.e. swą córkę Szepuseneb I jako Wielką Małżonkę Amona-Re. 




Rok ten, jest prawdopodobnie rokiem rozwiązania funkcji arcykapłana Amona-Re, na korzyść Wielkiej Małżonki, która odtąd dziedziczyła wszystkie funkcje i całą potężną władzę Wielkich Kapłanów nad Górnym Egiptem. To właśnie rok 754 p.n.e. jest pierwszym, od którego możemy mówić iż zaczął się wówczas kapłański matriarchat na egipskiej ziemi. Dlaczego doszło do rozwiązania stanowiska arcykapłana na rzecz Wielkiej Małżonki? Nie wiadomo, ale nie można wykluczyć czysto ludzkiej zazdrości i zawiści. Oto bowiem ojciec, bardziej obawiał się zrzucenia tronu ze strony swych synów, niż córek, córki zawsze były raczej "oczkiem w głowie" wielu monarchów, gdyż z ich strony nie groziło im żadne niebezpieczeństwo, w przeciwieństwie do nazbyt ambitnych synów. Teraz nadszedł czas kapłanek, które dziedziczyły funkcję Wielkiej Małżonki Amona-Re, na zasadzie wyboru (poprzednia kapłanka wybierała swoją następczynię spośród córek faraona - często swego brata, i przygotowywała ją do roli jaką miała odtąd pełnić). Szepuseneb I miała nosić tytuł Wielkiej Małżonki Amona-Re przez czterdzieści lat, po czym zastąpiła ją (raczej o ciemniejszej karnacji skóry, gdyż była córką faraona Kaszty z Napaty, z XXV Dynastii (kuszyckiej, czyli nubijskiej, a w Nubii władali murzyńscy władcy) który podporządkował sobie Tebaidę, a jego syn - Pianchi cały Egipt - niejaka Amenardis I (która przez pierwsze ponad dwadzieścia lat rządziła wspólnie z Szepuseneb I, dopiero po jej śmierci objęła niepodzielne rządy ok. 714-690 r. p.n.e.). Amenardis I wybrała na swoją następczynię, córkę swego brata, faraona Pianchiego (były to czasy panowania w Egipcie czarnoskórych faraonów) - Szepuseneb II. Sprawowała z nią współrządy od ok. 710 r. p.n.e. do swej śmierci w dwadzieścia lat później.

Dynastia kobiet-kapłanek rozkwitała w najlepsze, ok. 670 r. p.n.e. Szepuseneb II wybrała na swą następczynię córkę swego brata faraona Taharki II - Amenardis II. Szepuseneb znacznie wzmocniła i rozszerzyła swoją władzę, była bowiem również kapłanką bogini Hathor i w zasadzie od jej rządów kobiety przejęły kontrolę nad całą egipską teokracją (choć oczywiście męskie funkcje kapłańskie nadal istniały). Były to jednak dość burzliwe czasy, bowiem w 674 r. p.n.e. swą pierwszą inwazję na Egipt przedsięwziął król Asyrii - Asarhaddon (który ok. 680 r. p.n.e. odbudował, zniszczony dziewięć lat wcześniej przez jego ojca - Sannacheriba Babilon). Pierwsza inwazja zakończyła się porażką Asyryjczyków, jednak w trzy lata później (671 r. p.n.e.) król Asyrii dokonał udanego podboju Delty Egiptu i zmusił Taharkę II do ucieczki na południe. Po kolejnej klęsce Taharki w bitwie pod Memfis (667 r. p.n.e.), wybuchł przeciwko jego władzy bunt lokalnych książąt Delty, pod wodzą rdzennego ("białego") księcia Nechona, który uznał władzę Asurbanipala (syna i następcy Asarhaddona). Taharka II zmarł w Tebach ok. 664 r. p.n.e. a w roku następnym Asurbanipal rozpoczął wielką inwazję na Górny Egipt i podbił go (całkowicie paląc Teby - siedzibę Wielkich Małżonek Amona-Re). Prawdopodobnie Szepuseneb II musiała złożyć hołd zwycięskiemu władcy Asyrii, ale jego władza nad Egiptem sprowadzała się głównie do pobierania danin (gdy one napływały, nie było sensu angażować się w kolejna zbrojną wyprawę). Ostatecznie asyryjską niewolę zrzucił dopiero faraon Psametyk I (syn Nechona I, pochodzący z rdzennych faraonów Delty) w 653 r. p.n.e. zadał Asyryjczykom klęskę i do 651 r. p.n.e. wypędził ich całkowicie z całego Egiptu, ponownie jednocząc kraj. W tym samym czasie umiera Szepuseneb II i samodzielne rządy nad Południem, obejmuje Amenardis II.





Jej władza jednak pozostaje iluzoryczna, bowiem faraon Psametyk I, pragnie obsadzić w Tebach swoją córkę, jako Wielką Małżonkę Amona-Re. Władca, który zjednoczył kraj i wzmocnił go wewnętrznie, pragnie mieć również kontrolę nad tebańskimi kapłankami, które przecież wywodzą się ze znienawidzonej przez niego i jego ojca, dynastii nubijskiej. Amenardis II nie ma wyjścia, musi wyznaczyć na swoją następczynię córkę Psametyka - Nitokris I (ok. 655 r. p.n.e.). Odtąd następuje kres rządów czarnoskórych kapłanek w Tebach i ponownie objęcie kontroli przez białe (jeśli kolor skóry starożytnych Egipcjan można uznać w ogóle za biały) kapłanki. Ale o tym w kolejnej części.


GERMAN DEATH CAMPS

 NEVER POLISH



CDN.