Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 31 stycznia 2016

HISTORIA ŻYCIA WSZECHŚWIATA - WSZELKIEJ CYWILIZACJI - Cz. CXVII

CZASY POKOJU 

KSZTAŁTOWANIE SIĘ PIERWSZYCH 

HISTORYCZNYCH CYWILIZACJI

(ok. 7 270 r. p.n.e. - ok. 3 450 r. p.n.e.)

Cz. IV




POWRÓT ANU

(ok. 3 800 r. p.n.e.)


Ok. 3 800 r. p.n.e. na terenie Synaju wylądował nibiruański okręt gwiezdny. Jego głównym pasażerem był Anu, protoplasta rodu i władca planety/okrętu Nibiru. Na Ziemię przybył wraz ze swą małżonką Antu, a celem ich wizyty, była prośba, wysłana przez Nammura i Inannę, o rozsądzenie sporu tyczącego Egiptu. "Bogowie" bowiem, nie potrafili dojść do porozumienia w sprawie tej właśnie prowincji. Po zakończeniu II Wojny Piramidowej i konferencji pokojowej na górze Harsag, Egipt został oddany we władanie Ningishziddowi, synowi Enkiego, a przeciwko temu najbardziej protestowała właśnie Inanna, która chciała przynajmniej połowy tego kraju dla siebie. Nammur nie potrafił jej przekonać do zaprzestania myśli o Egipcie, więc skontaktowano się z księżycową bazą Iggi, a za jej pomocą bezpośrednio z okrętem Nibiru, prosząc dziadka Anu o jak najszybsze przybycie na Ziemię. I tak się właśnie stało. 

Jednak z chwilą przybycia, gdy inni Nibiruanie wyszli go powitać, Anu przeraził się tym co ujrzał. Mianowicie jego potomkowie - dzieci, wnuki i prawnuki, wyglądali ... starzej niż on. Enki i Nammur nosili długie brody i mieli liczne zmarszczki na twarzy, podobnie Ninhursag, niegdyś tak piękna, pokryta była zmarszczkami. Przerażony zapytał się ich, dlaczego wciąż tkwią na tej planecie, miast czym prędzej wracać na Nibiru? Odpowiedział mu Enki, który stwierdził że takie polecenie otrzymali od Galzu, którego on wysłał przed I Potopem, z rozkazem czuwania nad Ziemią i zakazem powrotu ... pod groźbą śmierci. Anu ponoć był wielce zdumiony na te słowa i stwierdził że nigdy takiego rozkazu nie wydawał, więcej - nigdy nie wysyłał na Ziemię Galzu. Sądził wręcz, że zostali tutaj na własne życzenie, choć przez długi czas nie było między nimi komunikacji (związane to było ze znacznym oddaleniem Nibiru od Naszej Galaktyki). Enki dodał, że to właśnie Galzu przekazał mu plany budowy okrętu-arki, dzięki któremu ocalił ród Adama i Ewy od zagłady. 

Anu był zdumiony, tym co usłyszał. Doszedł do wniosku, że Galzu działał konsekwentnie i z premedytacją, a jego celem było ocalenie jak największej liczby mieszkańców tej planety, wliczając w to ród Kaina (Adama i Ewy). Zdumienie Anu nie miało końca, sądził bowiem że jego potomkowie, są jedynie emisariuszami Federacji Galaktycznej (ewentualnie Nibiru), na Ziemi i nie wtrącają się zupełnie w bieg spraw tej planety i jej mieszkańców. Gdy okazało się, że są oni twórcami wielu cywilizacji i kultur, oraz że uważani są tutaj za "bogów", ponoć złapał się z niedowierzania za głowę. Stwierdził iż jego potomkowie mają czym prędzej wracać na Nibiru, choć w zaistniałej sytuacji, zdawał sobie sprawę, że powinni tak to rozegrać, by przygotować Ziemian na przekazanie im władzy nad planetą, obdarzając ich przy tym wiedzą, jaką Nibiruanie dysponowali (w celu przetrwania Ludzkości). Do tego czasu powinni jeszcze pozostać na Ziemi.

Na prośbę Inanny (która była jego ukochaną prawnuczką), ponownie rozdzielił kolejne ziemskie "prowincje", pomiędzy dwoma rodami, i tak:



I REGION
   
Czyli tereny Mezopotamii, miały być odtąd zarządzane przez ród Enkidów, a konkretnie przez Enkiego i jego potomków. Anu postawił bardzo zdecydowanie na wywyższenie wśród Ludzi kainowego rodu Noego (wywodzącego się również od Enkiego). I tak potomkowie synów Noego, mieli konsekwentnie przejmować władztwo nad nad tymi ziemiami z rąk Nibiruan. Potomkowie Sema, mieli objąć panowanie nad ludami mieszkającymi od Zatoki Perskiej do Morza Śródziemnego i zwać się odtąd "Semitami" (w tym czasie zasiedlali już tereny wokół dawnego Edenu i wokół baz Nibiruan w dzisiejszym Libanie). Potomkowie Jafeta objęliby rządy nad ludami, zamieszkałymi w Azji Mniejszej, nad Morzem Czarnym i Kaspijskim, zaś potomkowie Chama, władać mieli na terenach północnej i środkowej Afryki, oraz w ziemi Kanaan.


II REGION 

Oddany został we władanie rodowi Enlidów, a były to teren Egiptu. Enlidzi mieli za zadanie przygotować potmków Hama, na oddanie im władzy w takich krajach, jak Kusz, Nubia, Etiopia, Egipt i Libia.


III REGION

To osobista prowincja Inanny, została ona obdarzona przez dziadka Anu dawnymi terenami Ariów w Indiach (konkretnie obszarem Doliny Indusu), oraz ... miastem Uruk w Mezopotamii.


IV REGION
 
To Synaj - domena "bogini" Ninhursag.


 V REGION

Ameryka Południowa i Środkowa zaś, została oddana we władanie Ninurcie i ... Mardukowi



Następnie Anu polecił wszystkim Nibiruanom pojednać się ze sobą, łącznie z Mardukiem, którego nakazał sprowadzić i darował mu wszystkie winy. Potem Anu wraz z małżonką opuścił Ziemię (zabierając ze sobą również ładownie wypełnione złotem), wzajemna wrogość pomiędzy Mardukiem a Inanną odżyła na nowo (Marduk uważał ją za winną śmierci swego brata Dumuziego, która to stała się powodem wybuchu II Wojny Piramidowej).



 CDN.

JESTEM W STRESIE - NIE WIEM CO JUTRO PRZYNIESIE?

ZAKODOWANIE RZECZYWISTOŚCI




Długo nie wypowiadałem się na temat tych "zabawnych staruszków" z KOD-u, gdyż uważałem że każdy ma prawo sobie podemonstrować, pokrzyczeć, poskakać, jeśli tylko czuje taką potrzebę. Teraz jednak (choć bez wątpienia filmiki z manifestacji KOD-owców wciąż mnie rozśmieszają, a szczególnie ów fakt, że średnia wieku na tych manifestacjach to jest 60+), uważam że sytuacja staje się coraz bardziej niepokojąca. I nie chodzi mi o skaczących do góry staruszków, którzy: "są w stresie, bo nie wiedzą co im jutro przyniesie". Sprawa jest bowiem o wiele poważniejsza, niż cała ta KOD-owska komedia (zresztą odgórnie kontrolowana i finansowana). Kilka dni temu, niejaki George Soros udzielił wywiadu niemieckiemu dziennikarzowi Gregorowi Peterowi Schmitzowi (wywiad przedrukowała Wyborcza). Stwierdził tam z wyraźnym ubolewaniem, że Polska i Węgry, nadają Europie nowy kształt i odwracają się od "europejskich wartości" (swoją drogą ciekawe co to są owe "europejskie wartości" w rozumieniu Sorosa: przyjmowanie z otwartymi ramionami, niekontrolowanego napływu muzułmańskich dzikusów, zastraszanie przez policję i władze kobiet w Niemczech i innych krajach i zmuszanie ich do podpisywania oświadczeń, że nie mają żadnych pretensji do muzułmańskich "ubogacaczy kulturowych", szerzenie i propagowanie dewiacji seksualnych, walka z rodziną, walka z wiarą Europejczyków - dofinansowywanie islamu z budżetu miast i sraczka lewicy, na każdą próbę wprowadzenia religii katolickiej/chrześcijańskiej do szkół itd. itp).

Tak więc pan Soros (notabene ścigany listami gończymi w wielu krajach), uważa że  calą winę za wywołanie kryzysu z imigrantami, ponosi ... Wiktor Orban. A dlaczego, bo postawił mur na granicy swego kraju i nie chciał wpuścić doń muzułmanów, co spowodowało, że ci, wiedząc że odtąd tą drogą już nie przejdą, ruszyli tłumnie na Europę. Czyli innymi słowy, rozumowanie Sorosa jest następujące: ogólnie muzułmańska migracja jest korzystna, potrzebna i powinna być kontynuowana, ale przez "faszystę" Orbana, który zatamował jedną z dróg do Europy, potok tych ludzi się zwiększył i ... stał się widoczny. Gdyby nie Orban, ludzie nie dostrzegliby tych muzułmańskich hord i nie sprzeciwiliby się ich ekspansji na Europę. Merkel oczywiście według Sorosa jest gut mädchen, wykonała swoje zadanie wzorowo, wpuszczając do Niemiec dzikusów i dzięki temu umożliwiła realizację w Europie Zachodniej planu ... odebrania Europejczykom ich praw i wolności (nie łudźmy się bowiem, ściągnięcie muzułmanów było skrupulatnie przemyślaną akcją destabilizującą kontynent, co w konsekwencji miało doprowadzić do przekazania przez społeczeństwa europejskie, swych praw i wolności, pod nadzór i ochronę powoływanych instytucji ponadnarodowych, sterowanych albo z Brukseli, albo z innego miejsca, przez "alchemików" - międzynarodową finansjerę, dążąca do obalenia państw narodowych i wprowadzenia jednego, międzynarodowego rządu światowego, będącego kolejną odsłoną totalitaryzmu). 




Teraz zaś (przedwczoraj), ukazał się wywiad Sorosa dla serwisu "Bloomberg", udzielonego podczas szczytu w Davos. Stwierdza on w nim, że w Polsce ludzie odsunęli od władzy "lojalną" i wybrali: "nielojalną partię". Ale jak dodaje "polskie społeczeństwo się budzi" i "stawia opór" wybranej w demokratycznych wyborach władzy. Oczywiście że stawia, w końcu zostały tu zainwestowane grube miliony, w budowę i wylansowanie najpierw partii Nowoczesna Ryszarda Petru/Swetru, który jest niczym sterowana pacynka (a już naprawdę komiczne są jego wypowiedzi, właściwie na każdy temat):







A w którym roku według pana Petru był zamach majowy? W maju 1935 r. No co, czy można od tego pana jeszcze czegoś wymagać, przecież wiedział że zamach majowy był w ... maju.


Podsumowując sytuacja jest bardzo niebezpieczna (przewiduję, że najpóźniej w 2018 r. dojdzie do pierwszych ogólnoeuropejskich rzezi w Europie, które doprowadzą do wybuchu światowego konfliktu nie tylko z muzułmanami, ale przede wszystkim z Rosją). Dlatego też dzięki Bogu, że młodzież (w przeciwieństwie do tych starych dziadów, pamiętających jeszcze "dobrodziejstwa PRL-u) zachowała jeszcze zdrowy rozsądek i nie uczestniczy w sterowanej odgórnie za pieniądze pana Sorosa i innych wspierających go alchemików - "pełzającym zamachu stanu", który ma na celu odsunąć od władzy partię "nielojalną partię" (nielojalną ... wobec kogo?), a przywrócić te stare, "lojalne". 





Oto próbka intelektu ludzi uczestniczących w tych marszach. Naprawdę starałem się ich jakoś wytłumaczyć, spróbować zrozumieć, ale w zaistniałej sytuacji, gdy hordy barbarzyńców stoją u naszych bram, gotowi gwałcić nasze kobiety i propagować u nas zasady dżihadu - uważam że należy takich ludzi czym prędzej obśmiać i wyszydzić. Trudno, głupota nie boli, a niestety jest ona powszechna wśród społeczności ludzkiej i często przysłania jej zdroworozsądkowy zdefiniowanie wroga. My musimy się już przyzwyczaić do tego, że lada moment na Zachodzie wybuchną walki i zacznie się rozlew krwi. Rosja zapewne będzie chciała wykorzystać tę sytuację do własnych celów. My musimy trzymać się naszej strefy (Europy Środkowo-Wschodniej) i umacniać sojusz z krajami Międzymorza. Wiem, że wyjdziemy z tej batalii wzmocnieni (również terytorialnie), ale naszych sąsiadów (zarówno z Zachodu jak i ze Wschodu) czeka prawdziwa "krwawa łaźnia".









A TUTAJ BARDZO CIEKAWE PRZEMÓWIENIE MARIANA KOWALSKIEGO

 
"GDZIE ICH MŁODZI?"




 

sobota, 30 stycznia 2016

PEREGRINUS - CZYLI NIESAMOWITE "PARCIE NA SZKŁO"

CO TO WŁAŚCIWIE BYŁO?

DEMONSTRACJA, 

PRÓBA ZDOBYCIA ZWOLENNIKÓW, 

CZY TEŻ UNIEŚMIERTELNIENIE 

SWEGO IMIENIA?





Zadałem pytanie nie wyjaśniając o co też mi chodziło? Zatem teraz wyjaśniam - zastanawiałem się nad osobą niejakiego Peregrinusa z Parion i czynu którego się on dopuścił, w zasadzie ... nie wiadomo w jakim dokładnie celu. Co nim kierowało? Czy tak bardzo zapragnął zdobyć gromadkę kolejnych "fanów", że wymyślając wciąż kolejne błazenady (byle tylko przyciągnąć "widownię"), doszedł w tym wreszcie do ściany? Rozumiem chęć sławy, rozumiem pogoń za popularnością (któż bowiem jej nie pragnie - malarze, piosenkarze, artyści wszelkich dziedzin sztuki, nawet ludzie którzy dla wygłupu wrzucają głupawe filmiki na YouTube'a, także chcą mieć jak najwięcej lajków, na swoim videoblogu), ale nie rozumiem głupoty, jaka człowieka pcha ku sławie. A taką właśnie głupotą wykazał się ów wspomniany wyżej Peregrinus. Oto historia jego życia z jakże (głupim) jej zakończeniem.

Niejaki Peregrinus, urodzi się w mieście Parion w Myzji (tereny dzisiejszej Turcji). Jego miasto rodzinne, położone było nad dzisiejszym Morzem Marmara (ówczesną Propontydą). Peregrinus urodził się ok. 100 r. naszej ery. W młodości miał bardzo trudny charakter i często wszczynał awantury (szczególnie nie mógł się dogadać z własnym ojcem). Był też prawdziwym Don Juanem, łatwo nawiązywał kontakty z kobietami, choć jego związki trwały bardzo krótko, gdyż Peregrinusowi nie chodziło o nic innego, jak tylko o zwykłą przyjemność seksualną. Musiał być przystojny, jako że ulegały mu również starsze od niego, dostojne matrony. Raz nawet został nakryty w łożu z taką mężatką i poważnie obity przez zazdrosnego męża. Udało mu się jednak uciec i (przeskakując po dachach domów), ratował się przed karą, jaką ów małżonek chciał mu wymierzyć (wetknięcie rzepy w tyłek). Owa wpadka nie ostudziła jego charakteru. Dalej nawiązywał romanse z innymi kobietami (również mężatkami), oraz ... z chłopcami. Ponoć miał uwieść jakiegoś młodego chłopca, a gdy sprawa wyszła na jaw, ofiarował jego ubogim rodzicom, odszkodowanie finansowe.




Nie poprzestał jednak na miłosnych igraszkach. Mając dwadzieścia kilka lat, Peregrinus miał dopuścić się zbrodni ojcobójstwa. Ponoć zamordował (udusił), własnego ojca, ponieważ ten ... przekroczył już 60 lat, a Peregrinus liczył na jego szybką śmierć. Ponieważ śmierć ta nie nadchodziła, a chłopakowi prędko było do odziedziczenia majątku ojca, postanowił wziąć sprawy w swoje ręce i ... udusił własnego staruszka. Ta sprawa była już poważna i trafiła przed trybunał rzymskiego namiestnika miasta. Peregrinus, obawiając się uwięzienia i kary (być może nawet kary śmierci), postanowił ratować się ucieczką z miasta. Od tej pory prowadził wędrowny tryb życia, by uniknąć rozpoznania, zapuścił wąsy i brodę. Zmienił nawet imię, odtąd zwał się Proteuszem (imię dobrał sobie nieprzypadkowo, bowiem mitologiczny Proteusz, był bożkiem który potrafił przybierać kształt dowolnej istoty ludzkiej, zwierzęcej, bądź żywiołu natury). Tak też wędrował od miasta do miasta, podając się za filozofa i oferując swe nauki za ciepłą strawę i dzban czystej wody.

Jako filozof Proteusz, przemierzał krainy, aż wreszcie dotarł do Palestyny (musiał być nie lada cwany, skoro bez pieniędzy przemierzył tak wielki obszar począwszy od terenów dzisiejszego Stambułu, po Izrael). W Palestynie zaciekawiła go pewna sekta religijna, inna od oficjalnej religii żydowskiej, których członkowie wzajemnie sobie pomagali i wzajemnie się finansowali. Zwali się chrześcijanami. Peregrinus/Proteusz postanowił więc porzucić swój wędrowny tryb życia i ... zostać chrześcijaninem (liczył przede wszystkim na pomoc finansową współbraci w wierze). Bardzo szybko awansował w hierarchii społecznej tego wciąż ukrywającego się zakonu. Jego kazania o Jezusie Chrystusie i Jego naukach, były niezwykle ciekawe i tłumne (opowiadał anegdoty z życia "Pana" - jak chrześcijanie mówili o Jezusie, tak jak gdyby żył w Jego czasach). Zaczął też objaśniać księgi biblijne i tworzył własne dzieła egzegetyczne (uznane przez społeczność chrześcijańską). Zaczął też przepowiadać szybkie nadejście Królestwa Bożego i powrót Jezusa Chrystusa, jako króla całej Ludzkości. To wszystko sprawiło że stał się ... przywódcą chrześcijańskiej gminy w Palestynie. 

Nie spodobało się to lokalnemu rzymskiemu namiestnikowi - Gajuszowi Quincitiusowi Certusowi, który nakazał go aresztować i wtrącić do lochu w Antiochii. To jedynie zwiększyło popularność i podziw Peregrinusa w społeczności chrześcijan. Cały jego pobyt w więzieniu, minął dość przyjemnie, gdyż wielu wysoko postawionych w rzymskiej administracji chrześcijan (choć oficjalnie nie przyznających się do wyznawania tej religii), poruszyło (jak pisze Lukian z Samosaty), "niebo i ziemię, usiłując go stamtąd wydostać". To im się co prawda nie udało, lecz otoczyli go tam niesamowitą opieką i wsparciem. Zawsze miał najlepsze jedzenie (w odróżnieniu od reszty więźniów), czyste ubranie, buty. Mało tego, już od samego rana tłum starszych kobiet, wystawał pod więzieniem, śpiewając mu pieśni i zapewniając o swym wsparciu. Bogaci chrześcijanie, przekupywali strażników, by ci pozwalali im przenocować w celi wraz z "mistrzem". Wówczas to przynosili mu nowe odzienie i żywność. Mało tego, przysyłano mu pieniądze ...ze wszystkich chrześcijańskich gmin na Wschodzie imperium rzymskiego, co spowodowało że w krótkim czasie ... stał się bogaczem. 

Peregrinus coraz częściej, w rozmowach ze współwyznawcami, dawał im do zrozumienia że jego dni na tym świecie są już policzone i wkrótce "wejdę do Królestwa Pana Naszego". Płakano nad jego losem i obiecywano uczynić wszystko, by ocalić go od śmierci. I tak też się stało, po kilku miesiącach spędzonych w więzieniu, rzymski namiestnik Syrii - Gajusz Certus ... zwolnił go po prostu z więzienia. Czy stało się to za wstawiennictwem możnych chrześcijan, czy też (co wydaje mi się bardziej prawdopodobne), Certusowi zaczęły po prostu przeszkadzać, codzienne pielgrzymki do celi Peregrinusa i zdawał sobie sprawę, że jeśli go skaże na śmierć - uczyni z niego męczennika i  jeszcze większego bohatera, niż dla wielu był obecnie. Postanowił więc go po prostu wyrzucić z więzienia i tak też się stało. Uwolniony Peregrinus tymczasem zgromadził, dzięki swym współwyznawcom, ogromny majątek i stał się prawdziwym bogaczem (dziś powiedzielibyśmy milionerem).

Przez cały ten czas, spędzony w lochu, Peregrinus strasznie zarósł (nie dawał się strzyc) i zapuścił długą brodę. Teraz wyglądał jak prawdziwy lub pogański filozof lub mistyk chrześcijański. Mając ogromny majątek i wsparcie współwyznawców (gdziekolwiek przyjeżdżał, lokalne gminy chrześcijańskie, fundowały mu za darmo najlepszą strawę, ubiór i miejsce do spania w willach bogatych współwyznawców. Tak więc nie tylko że nie wydawał nic, ze zgromadzonego w więzieniu majątku, ale podczas jego pobytu w każdym z miast, które odwiedzał wzbudzał taką sensację wśród chrześcijan, że jedno jego słowo, stanowiło o prawie w danej społeczności - zwracano się więc do niego, jako najwyższego moralnego autorytetu, w celu osądzenia spraw, a jego wyroki były niepodważalne dla chrześcijan. Dodatkowo każdy kto tylko mógł go gościć w swoim domu, poczytywał to jako niesamowite wyróżnienie i nagrodę od "Pana"). 

Tak więc Peregrinus, po zwolnieniu z więzienia, podróżował sobie od miasta do miasta, kierując się w stronę ... swego rodzinnego miasta Parion, skąd przed kilkunastoma laty musiał uciekać, w obawie przed aresztowaniem za mord na swym ojcu). Gdy przybył na miejsce, stanął przed radą miejską, jako brodaty filozof, mistyk i nauczyciel. Ubrał się w brudny płaszcz, wziął do ręki kij i tak właśnie przedstawił się magistratowi miejskiemu i społeczności Parion. Wygłosił wówczas długą przemowę o moralności i cnotliwym życiu, po czym ... przekazał swemu miastu cały wcześniej zgromadzony majątek - razem 15 talentów (była to suma niebagatelna, 15 ówczesnych talentów, warte było tyle co 10 500 000 dzisiejszych złotych, lub 2 650 000 dolarów). Tak niesamowite wzmocnienie budżetu miasta, spowodowało że natychmiast magistrat uniewinnił Peregrinusa z zarzutu ojcobójstwa, a tych, którzy przeciw temu oponowali, wygnano wraz z rodzinami z miasta, dodatkowo ... rzucając w nich na odchodne kamieniami. 




Każdy kto tylko mógł, garnął się teraz w stronę Peregrinusa, prosząc o wsparcie w przeróżnych przedsięwzięciach (i to pomimo faktu, że przecież Peregrinus nie piastował żadnej funkcji publicznej w mieście). Dlaczego Peregrinus zrezygnował z takiego majątku? Odpowiedź wydaje się prosta, nie musiał go mieć, gdyż jak już wcześniej wspomniałem, wszędzie gdzie się pojawiał, cały jego pobyt, mieszkanie, odzież i jedzenie, były utrzymywane ze składek lokalnych gmin chrześcijańskich, Peregrinus nie musiał więc posiadać przy sobie żadnych pieniędzy, bowiem wystarczyło tylko jedno jego słowo, by to czegokolwiek sobie zażyczył - natychmiast otrzymywał. Mógł więc pozwolić sobie na taką hojność (tym bardziej że tych pieniędzy nie zarobił a zebrał, dzięki swej popularności, będąc w antiocheńskim więzieniu). Teraz zaś, dzięki swemu gestowi stał się ubóstwiany nie tylko przez chrześcijan, lecz także przez pogan, mieszkańców swego rodzinnego miasta. Jego pozycja była niekwestionowana i nikt nie odważyłby się wówczas wyrazić choćby jednego negatywnego słowa o Peregrinusie, z obawy o zdrowie (a także życie), swoje i swojej rodziny. 

Ale, jak to się mówi to co dobre nigdy nie trwa wiecznie, Peregrinus wreszcie popełnił błąd, który kosztował go bardzo wiele. Pewnego razu, został głupio przyłapany podczas stosunku z pewną kobietą. Nie to jednak oburzyło chrześcijan (odkąd stał się sławny, wiele kobiet przewinęło się przez jego łoże), ale fakt ... spożywania zakazanych potraw mięsnych, przyrządzonych z mięsa, pochodzącego ze zwierząt przeznaczonych na ofiarę pogańskim bogom. Nagle, niczym grom z jasnego nieba, wszystko się skończyło. Odtąd bowiem Peregrinus przestał być finansowany i utrzymywany przez lokalne chrześcijańskie gminy (wiadomość o jego wykluczeniu ze wspólnoty, wysłano do innych miast/gmin chrześcijańskich) i okazało się nagle że został bez środków do życia. Wtedy wpadł na pomysł ... zażądania zwrotu ofiarowanego majątku, od magistratu Parion. Tym samym spalił za sobą wszystkie mosty, gdyż rada miejska zagroziła, że jeśli Peregrinus będzie się upierał nad zwrotem swej ofiary dla miasta, zostanie nie tylko wznowiony jego proces o ojcobójstwo, lecz dodatkowo będzie oskarżony o krzywoprzysięstwo, a to było wykroczenie przeciwko bogu Apollonowi i mogło skończyć się karą śmierci. 

Peregrinus nagle stracił wszystkich przyjaciół. Ci którzy dotąd obawiali się cokolwiek złego o nim powiedzieć, nagle nabrali wiatru w skrzydła i zaczęli dążyć do jego skazania za popełniony w młodości mord. Również dotychczasowi przyjaciele szybko go opuścili. Ich domy były odtąd dla niego zamknięte. Nie mając innego wyjścia, Peregrinus ponownie opuścił rodzinny Parion i udał się w kolejną tułaczkę po miastach Azji Mniejszej, Grecji i Italii. Znów występował jako filozof, lecz zdając sobie sprawę, że tylko dzięki niekonwencjonalnemu zachowaniu, jest w stanie wzbudzić sensację i zarobić na życie. I od tej pory, w życiu Peregrinosa zaczyna się ciekawy okres, który moglibyśmy dziś określić mianem "celebryckiego parcia na szkło". Robił bowiem wszystko, by tylko przyciągnąć do siebie uwagę (podobnie jak czynią dzisiejsi celebryci i wszelkiej materii gwiazdy i gwiazdeczki), strzygł sobie głowę do połowy, smarował twarz błotem i tak właśnie chodził po miastach do których przybywał. Gdy to jednak nie wystarczało, aby wzbudzić sensację, publicznie się obnażał, a to oddając mocz w miejscach publicznych i ludnych, a to po prostu ... bawiąc się swoim "sprzętem" w towarzystwie dam, wypowiadając przy tym wulgarne słowa, zachęcające do stosunku. Albo chodził po mieście z żelaznym prętem i ... bił nim w pośladki mijane kobiety i mężczyzn. Sam też dawał się bić, przy czym znów się obnażał. 

W taki oto sposób, wygłupami (choć on twierdził że jest filozofem cynikiem), zarabiał na życie. Wreszcie wyjechał do Rzymu, mając nadzieję że tam to dopiero się obłowi. Tam robił dokładnie to samo co wyżej przedstawiłem, z tą wszakże różnicą, że dołożył do tej "palety dziwactw", jeszcze publiczne lżenie rzymskich władz, a szczególnie cesarza Antoninusa Piusa (władał w latach 138 - 161). Na co liczył? Prawdopodobnie spodziewał się powtórki sytuacji sprzed ponad 20 lat, gdy został uwięziony przez namiestnika Syrii i dzięki temu zgromadził olbrzymi majątek. Oczywiście, zdawał sobie sprawę, że stała wówczas za nim cała gmina chrześcijańska, ale sądził że jeśli teraz cesarz uwięzi takiego "sławnego cynika" jak on, ludzie ruszą mu na pomoc i zaczną go wspierać (oczywiście przede wszystkim finansowo). Ponownie miał Peregrinus jednak pecha, cesarz Antoninus Pius, należał do ludzi, którzy nie byli wrażliwi na swoim punkcie, a dodatkowo uważał Peregrinusa zapewne za co najmniej błazna (jeśli nie powiedzieć idiotę), dlatego też nie uczynił NIC, by go ukarać, czym bardzo Peregrinusa zasmucił. 

Jednak jego filipiki przeciwko cesarzowi, nie spodobały się prefektowi Rzymu, który nakazał kohortom miejskim (takiej starożytnej rzymskiej policji), wypędzić "filozofa-idiotę" z terenu miasta. Zakazano mu dodatkowo wracać do Rzymu i zagrożono "surowymi konsekwencjami" w przypadku niepodporządkowania się nakazowi. Zapewne Peregrinus (pomimo oficjalnych deklaracji), nie pragnął śmierci, gdyż podporządkował się zakazowi i nie wrócił już do Rzymu. Teraz wyjechał do Grecji. Tam poszedł już na całość, dając upust swej wzrastającej głupocie w niewyobrażalnym stopniu. Gdziekolwiek bowiem nie przybywał, zaczynał od obrażania lokalnych władz, lub obrzucania inwektywami obywateli danych miast. Znów przy tym publicznie się obnażał, a nawet ... nagi ganiał lokalne dziewczęta. A wiecie co w tym wszystkim jest najdziwniejsze (i najsmutniejsze)? Że tym swoim zachowaniem, zyskiwał popularność! Naprawdę, zaczął nawet ponownie gromadzić grupkę swych zwolenników, których "nauczał" jako filozof-cynik. 

Wreszcie zaczął wzywać Greków do powstania przeciwko Rzymowi. Znów uczynił to dla poklasku, bowiem zdawał sobie sprawę, że za takie postępowanie (za chociażby podejrzenie o podburzanie przeciwko rzymskiemu władztwu), groziło natychmiastowe aresztowanie i prawdopodobna kara śmierci. Peregrinus, znów zdobywszy zwolenników (chociaż przekroczył już 60 lat), zaczął marzyć o uwięzieniu, by ci mogli agitować w miastach za jego uwolnieniem i jednocześnie (a jakże) ... wysyłać mu pieniądze na utrzymanie. I co się okazało? Ano ... nic, ponownie nie został uwięziony (najprawdopodobniej rzymskie władze w Helladzie, słysząc o jego poczynaniach, miały go za niegroźnego głupka). Mało tego, zaczął powszednieć nawet tym, których początkowo oburzały jego dziwactwa i ekstrawagancje, jak pisze Lukian w swym dziele "Peri tes Peregrinu Teleutes" ("O Śmierci Peregrina"): "Z czasem jednak ludzie przestali się nim interesować i nie budził już ogólnego podziwu tak jak dawniej; wszystko to bowiem było zwietrzałe i nie potrafił się już zdobyć na żaden nowy wyczyn, który by zaskoczył przygodnych widzów i zwrócił na niego pełne podziwu spojrzenie"




Ten sam problem mają i dzisiejsi celebryci, którzy wciąż wymyślają niestworzone historie, byle tylko prasa o nich pisała i byle się o nich mówiło. W każdym razie Peregrinus miał nie lada problem, jak ponownie wzbudzić zainteresowanie ludzi? Wszystko już bowiem próbował publiczne obnażanie, smarowanie się nieczystościami, lżenie władz - wszystko na darmo, co jeszcze może uczynić, by wzbudzić sensację? Wreszcie wpadł na genialny pomysł - zabije się dla sławy! Ten niesamowity pomysł, postanowił czym prędzej publicznie ogłosić i tak na zakończenie igrzysk olimpijskich w 161 r. Peregrinus publicznie ogłosił, że na następnej olimpiadzie (za cztery lata), dokona ... samospalenia. To poskutkowało, tym bardziej że odtąd przez kolejne cztery lata, Peregrinus objeżdżał całą Helladę i wszędzie rozgłaszał że na następnej olimpiadzie spłonie na stosie i ...wstąpi do niebios, gdyż jest półbogiem, niczym Herakles. Ponownie zmienił swe imię, odtąd zwał się Feniksem (na cześć mitycznego ptaka, który odradzał się z popiołów). Głosił że ogień nie jest mu straszny, gdyż jest półbogiem i po samospaleniu odrodzi się jako wieczny demon, strażnik nocy i odtąd będzie odbierał kult pod tą właśnie nazwą. 

Chyba nie trzeba przekonywać, jak ludne były kolejne igrzyska olimpijskie roku 165? Ludzie ciągnęli nie tylko z całej Grecji, lecz i z innych ziem, zobaczyć tego, który ma spełnić obietnicę samospalenia (wśród nich był również Lukian, autor dzieła "O Śmierci Peregrina", dzięki któremu znamy dziś jego historię). Tak więc rozpoczęły się igrzyska, lecz w Olimpii o wiele większe spory niż zwycięstwo tego czy innego zawodnika, budziły dyskusje o obietnicy Peregrinusa. Dochodziło nawet do bójek jego zwolenników z przeciwnikami, którzy twierdzili że nie dotrzyma danego słowa. Wszystkich trapiła jedna myśl: "Podpali się, czy nie?". Na kilka dni przed zakończeniem igrzysk, do Olimpii przybył sam zainteresowany, Peregrinus we własnej osobie. Na stadionie olimpijskim, wygłosił on długą przemowę, w której omówił różne kolej swego "filozoficznego żywota", zapewniając zebranych: "Pragnę przynieść ludziom korzyść i pokazać im, jak należy lekceważyć śmierć". Po zakończeniu przemowy, z trybun podniosły się głosy jego zwolenników, błagających go by się nie zabijał, ze słowami: "Zachowaj siebie dla Grecji". Słowa te musiały ucieszyć Peregrinusa, gdyż zapewne głównie chodziło mu o nabicie kasy poprzez popularność, trudno bowiem wydawać pieniądze, będąc nieżywym. Ale bardzo szybko okazało się, że głosy te są w mniejszości, gdyż zostały zakrzyczane słowami: "Spełnij postanowienie". Według Lukiana, te głosy zaskoczyły go, gdyż spodziewał się raczej, że tłum będzie powstrzymywał go od spełnienia obietnicy, a nie namawiał do jej wypełnienia. Teraz nie miał już jednak wyboru.

Gdy igrzyska olimpijskie dobiegły wreszcie końca, Peregrinus wraz ze swymi zwolennikami (i tłumem ludności ciągnącej za nimi), udał się do Harpiny (miejscowość położona ok. czterech kilometrów od Olimpii), tutaj kazał nanieść drewno i chrust, po czym ułożyć je w stos. Nim jednak to się stało, Peregrinus polecił wcześniej wykopać rów i w tym rowie wznieść stos (obawiał się bowiem, że w przeciwnym razie, pod wpływem bólu może wyskoczyć z płomieni). Wykopano więc ów rów i wzniesiono prowizorycznie nasypany chrustem stos. Gdy zapadła noc, Peregrinus wciąż zapewniając swych zwolenników, że odrodzi się jako "demon nocy", wziął od jednego z nich płonącą pochodnię, podpalił nią stos, wrzucił doń kadzidło, zdjął odzienie i patrząc na południe, wypowiedział te oto słowa: "Demony macierzyste i ojcowskie, przyjmijcie mnie życzliwie", po czym wskoczył w płomienie i ... natychmiast spłonął.

Ludzie długo stali otępiali w zupełnej ciszy. Zapewne zadawali sobie pytanie, co właściwie się przed chwilą wydarzyło, albo inne - co też ich przygnało, by obejrzeć to żałosne samobójstwo popełnione w imię sławy. Według Lukiana, to on pierwszy wówczas wydobył z siebie głos krzycząc: "Opętańcy, chodźmy stąd! Niemiłe to przecież widowisko oglądać smażącego się dziada, dławiąc się przy tym okropnym swędem". Wówczas ludzie mieli się na niego rzucić z kijami i przepędzić go z tego miejsca. Następnie, wracając nocą samotnie z Harpiny, Lukian zastanawiał się w swym dziele, nad potęgą ludzkiej głupoty. Wiedział że jest kolosalna, ale nie sądził że to co uważał za szczyt, jest w zasadzie dopiero ... czubkiem ogromnej góry. Mianowicie wracając z Harpiny do Olimpii, spotykał na drodze kolejne grupki, spieszące obejrzeć spalenie Peregrinusa i pomimo że zapewniał ich że się spóźnili i że już po wszystkim, ci i tak chcieli przynajmniej obejrzeć resztki stosu. Kolejne grupki wciąż też wypytywały się go, o to co się tam wydarzyło. Początkowo tłumaczył więc zgodnie z prawdą, że Peregrinus po prostu się spalił, dokonał samobójstwa, lecz w koncu kolejne pytania zaczęły go drażnić. 

Postanowił więc się zabawić i opisać niestworzone historie, które miały towarzyszyć śmierci Peregrina. Opowiadał zatem, że w chwili gdy ten rzucił się w ogień, ziemia zatrzęsła się w swych posadach, a potem dał się słyszeć straszny, przeszywający huk. Następnie z płomieni miał się wynurzyć sęp, który wzbił się pod niebo i ... przemówił ludzkim głosem: "Porzuciłem ziemię, śpieszę na Olimp". Najciekawsza jest relacja Lukiana, opisująca, jak na jego słowa reagowali mijani przez niego ludzie. A mianowicie wielu z nich upadło na kolana i zaczęło wznosić pod niebiosa modlitwy ku czci bogów, inni byli bladzi, wręcz przerażeni. A on nie poprzestawał, zaczął wymyślać kolejne "boskie historie", związane ze śmiercią Peregrinusa i jak stwierdził w swym dziele - bawił się doskonale, obnażając ludzką łatwowierność i głupotę. Ale okazuje się następnie, że mimo wszystko nadal jeszcze nie docenił ludzkiej naiwności. 

Mianowicie, gdy dotarł do Olimpii, spotkał tam starca (którego wcześniej mijał na drodze z Harpiny i któremu opowiedział swą "historyjkę" o śmierci Peregrina), który (nie poznawszy go), zaczął go przekonywać, że był w Harpinie i widział jak ... ze stosu ku niebu wzleciał sęp, mówiący ludzkim głosem. Dodatkowo ów starzec stwierdził, że objawił mu się zmartwychwstały Peregrinus i polecił mu by zaczął rozgłaszać "dobrą nowinę o jego zmartwychwstaniu" i  wybrał go na swego ... kapłana. Wówczas Lukian już nie wytrzymał i publicznie krzyknął w stronę starca: "Sęp o którym mówisz, to był ten sam sęp, którego niewiele wcześniej ja sam wypuściłem dla ośmieszenia urodzonych głupców i tępaków". To spowodowało pewną konsternacje wśród zebranych i podejrzenie starca o zmyślenie całej historii z "objawieniem",  lecz nie na długo. Co prawda starzec nie został kapłanem boga Peregrinusa, ale ... szybko zyskał nowych apologetów swego męczeństwa i tak chrześcijański apologeta Atenagoras, pisał w roku 177, że w mieście Parion nad Propontydą, mieszkańcy oddają cześć niejakiemu Proteuszowi, który ponoć miał zginąć w ogniu i odrodzić się ponownie jako bóg, Ponoć wystawiono mu nawet złoty posąg, i wyznaczono kapłanki, które "nawiedzone przez boga", miały przepowiadać ludziom przyszłość.


 

 TO TYLE ODNOŚNIE LUDZKIEJ 
NIEPOJĘTEJ WRĘCZ GŁUPOTY


 

 

czwartek, 28 stycznia 2016

POLACY I ŻYDZI

WZAJEMNA MIŁOŚĆ I NIENAWIŚĆ


ZAUWAŻCIE JAK POKRĘTNA JEST LEWACKA LOGIKA 
"PRAWDA JEST ZAWSZE SKOMPLIKOWANA" - DLACZEGO TAK JEST?
ANO DLATEGO ŻE CI KTÓRZY SAMI WIEDZĄ ŻE NIE MAJĄ RACJI, ABY SIĘ PODBUDOWAĆ, ZACZYNAJĄ WYMYŚLAĆ "SKOMPLIKOWANE RÓŻNE PRAWDY". NIE MA ZŁA I DOBRA, JEST TYLKO "SKOMPLIKOWANA PRAWDA" - SZKODA SŁÓW NA KOMENTARZ DLA SIERAKOWSKIEGO.

PS: A TAK JUŻ NA MARGINESIE - BRONISŁAW WILDSTEIN (TEŻ MAJĄCY ŻYDOWSKIE KORZENIE), KTÓREGO OSOBIŚCIE BARDZO LUBIĘ I SZANUJĘ - JEST CHORY, BARDZO CHORY (PRAWDOPODOBNIE ŚMIERTELNIE)





"GŁÓWNYM ZARZUTEM SKIEROWANYM PRZECIWKO ŻYDOM POLSKIM JEST TO, IŻ ZORGANIZOWALI SIĘ ONI W ODRĘBNĄ GRUPĘ POLSKĄ I ŻE WYSTĘPUJĄ ONI PRZECIWKO DOTYCHCZASOWEMU SYSTEMOWI EGZEKUTYWY I INSTYTUCJI SYJONISTYCZNEJ ORAZ ŻE UTRZYMUJĄ ŚCISŁY KONTAKT Z POLSKĄ, ZACHOWUJĄC OBYWATELSTWO POLSKIE I WRESZCIE, ŻE NIE PROPAGUJĄ NALEŻYCIE JĘZYKA HEBRAJSKIEGO"


Tak pisał 8 stycznia 1929 r. konsul Rzeczypospolitej w Jerozolimie - Tytus Zbyszewski o polskich Żydach, nie umiejących się zaaklimatyzować w Palestynie i nadal pielęgnujących polskie obyczaje i posługujących się polskim językiem (swoją drogą mało kto zapewne wie, że w pierwszych Knesetach powstałego państwa Izraela od 1948 r. mówiono tylko w języku polskim. Język polski był oficjalnym językiem parlamentu Izraela przez kilkanaście kolejnych lat)



Wreszcie zabieram się za temat za który powinienem zabrać się już wcześniej, nie było jednak ku temu odpowiedniej okazji. Cóż świat wokół nas jest tak pokręcony że nie zawsze jest tak jakbyśmy sami tego chcieli. Teraz jednak nadarzyła się ku temu okazja, więc zacznijmy. Wczoraj minęła 71 rocznica wyzwolenia niemieckiego, nazistowskiego obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau. Jest to data w pewnym stopniu szczególna, gdyż wciąż jeszcze na Zachodzie w sposób wyjątkowo oszczerczy (żeby nie napisać odrażający), magluje się wciąż jeden główny przekaz - "polskie obozy koncentracyjne" (lub "polskie obozy zagłady"). Przytacza się i uwypukla (szczególnie w mediach niemieckich, którym to kłamstwo jest bardzo na rękę), odosobnione przypadki "polskiego antysemityzmu" oraz wrodzonej nienawiści do Żydów, którą Polacy jakoby mieli "wyssać z mlekiem matki". Wszystko to osiągnęło już tak absurdalne granice (jak choćby tutaj), że trudno określić to inaczej niż najzwyklejsza MANIPULACJA PAMIĘCI (założone z góry teorie, budowane głównie na manipulacji, wyrwanych z kontekstu przykładach, opowiadanych przez ludzi którzy w większości urodzili się już po wojnie, natomiast szczególnie w szkołach w USA, czy Kanadzie, tacy ludzie przedstawiani są jako, uwaga ..."świadkowie zdarzeń").

Uznałem że należy wyjaśnić nieścisłości, naświetlić fakty i nie tyle prostować, lecz wręcz zdecydowanie piętnować wszystkich autorów takich kłamstw, jednocześnie wytaczając im procesy sądowe, których (niestety dla owych pseudo dziennikarzy, piszących brednie o "polskich obozach śmierci" a bojący się napisać o powszechnych arabskich gwałtach na niemieckich kobietach), wygrać nie będą mogli. Kara finansowa uderzy ich najmocniej, gdyż głupota według mnie powinna być karalna (jeśli to jest tylko głupota, bo śmiem podejrzewać że to jest raczej świadome i zaplanowane działanie oczerniania Polski). W tym temacie pragnę więc pragnę opisać prawdziwy stosunek Polaków i Niemców do kwestii żydowskiej i udowodnić iż podejrzewanie nas o "genetyczny antysemityzm", jest nie tylko jawnym kłamstwem, ale przede wszystkim zwyczajnym, pospolitym i perfidnym "opluciem" ludzi, którzy z poświeceniem swego życia (i co najważniejsze - życia swych rodzin, dzieci współmałżonków, rodziców), ratowali i pomagali na wszelkie możliwe sposoby ludności żydowskiej, która przecież od wieków współtworzyła kulturę ziem Rzeczypospolitej, na równi z Polakami, Litwinami, Ukraińcami, Rusami, Rosjanami, Niemcami, Tatarami etc. etc.

Na koniec pokażę obłudę tych, którzy dziś oskarżają nas o antysemityzm - państw tzw.: "Zachodu". Pokażę nie tylko ich zachowania podczas samej wojny, ale także czasów przedwojennych. Wreszcie (i co mnie najbardziej oburza), zaprezentuję perfidne podejście Żydów amerykańskich do kwestii holocaustu, o brak jakiejkolwiek pomocy z ich strony dla swych pobratymców umierających w gettach i obozach niemieckiej Europy. Świat dowiedział się o tragedii holocaustu właśnie dzięki poświęceniu Polaków (nie tylko Jana Karskiego). Ale mimo to, nie uczynił NIC, zupełnie nic, by ulżyć ludności żydowskiej. A można było to zrobić, chociażby bombardując obozy koncentracyjne. Nie uczyniono tego. To niezmywalna hańba Zachodu, hańba, którą teraz próbują zrzucić na Polaków. To samo z apelami Żydów polskich do amerykańskich - wszystkie pozostały bez odpowiedzi, bez odzewu. Nikt nie chciał płacić swych pieniędzy w obronie życia Żydów, nawet sami Żydzi. Ale przecież wciąż się mówi że to Polacy "zrobili za mało" by pomóc umierającej ludności tego narodu (zresztą polscy Żydzi byli Polakami i jako o Polakach należy o nich mówić).

Powinniśmy według mnie głośniej o tym mówić, głośniej wytykać błędy i świadome zaniechania nie tylko USA czy państw Europy Zachodniej, ale przede wszystkim samej żydowskiej diaspory w Ameryce, która skutecznie "gnoiła" wszystkich Żydów, przybywających z piekła niemieckich obozów po zakończeniu II wojny światowej, jeśli ci opowiadali że jedyną pomoc jaka została im okazana to była pomoc ludności i polskiego wojska. Tego mówić nie można było (po dziś dzień nie wolno), a ci którzy liczyli na wsparcie finansowe swych bogatych współbraci z Ameryki, musieli milczeć, trzymać buzię na kłódkę, gdyż tamci po prostu "wyssali antypolonizm z mlekiem matki" (mówiąc łagodnie). Więcej, wszystkie apele o pomoc wysyłane z obozów i gett do Stanów Zjednoczonych (hitlerowskie Niemcy, jako zwykli bandyci - zamierzali po prostu "wymienić" Żydów europejskich, głównie polskich, na amerykańskie dolary, czyli przehandlować ich za pieniądze, które były potrzebne do dalszego prowadzenia przez nich wojny), przejmował rząd polski w Londynie i w miarę możliwości organizował działania (poprzez Armię Krajową), utrudniające wywózkę Żydów z gett do obozów koncentracyjnych, chociażby poprzez organizację akcji wysadzania torów kolejowych.

Dodatkowo ten wątek ma spróbować wyjaśnić (oczywiście w wybitnie ograniczonym stopniu), zawiłości wzajemnych stosunków obu narodów, obu kultur, które przez setki lat żyły i pracowały obok siebie. Raz było lepiej, raz gorzej, ale ludzie są tylko ludźmi, nie twórzmy sztucznych podziałów między sobą. Nic nie jest czysto polską winą, ani czysto żydowską przywarą, budujmy świat w którym nasze dzieci będą mogły żyć i pracować obok siebie. Na zakończenie tego przydługiego wstępu, mam pytanie to tych wszystkich "oczerniaczy" Polski i Polaków. Pytanie moje brzmi, dlaczego to właśnie do Polski od początków średniowiecza ciągnęła ludność żydowska całymi taborami, z rodzinami i inwentarzem, dlaczego nie wybrano żadnego innego kraju? Postaram się niżej odpowiedzieć na to pytanie.


 STOSUNKI POLSKO-ŻYDOWSKIE 

NA PRZESTRZENI DZIEJÓW


Jakie były stosunki polsko-żydowskie na przestrzeni dziejów? 
Oto mój pobieżny (przygotowany na szybko), rzut oka na te sprawy:


Pierwsi "Żydzi" przybyli na słowiańskie ziemie, na których rodziło się wówczas państwo polskie, już w VIII wieku, choć co ciekawe - nie byli to Żydzi sensu stricte. Byli to głównie (choć oczywiście nie jedynie), tureccy Chazarowie znad Wołgi, których władca właśnie w VIII wieku przyjął Judaizm. Z czasem zaczęły też przybywać grupy ludności żydowskiej z innych państw, głównie kupców, którzy zajmowali się handlem niewolnikami (była to najbardziej dochodowy "biznes" tamtych czasów). W niemieckiej Nadrenii w czasach panowania Bolesława Chrobrego (992 - 1025), powstała żydowska spółka zajmująca się tylko handlem z Królestwem Polskim. Pierwsza stała żydowska gmina została założona w Przemyślu właśnie w XI wieku. Z czasem napływ ludności żydowskiej na ziemie polskie stawał się coraz większy, już za panowania Mieszka III, Żydzi zajmowali się skarbem książęcym, mało tego wydawali monety bite w języku hebrajskim, na których widniał napis: "Mieszko, król Polski" (Mieszko III panował łącznie w latach 1138-1202, nigdy się nie koronował i nie nosił tytułu "króla Polski"). Dalszy napływ Żydów na nasze ziemie, był powiązany z wzmagającymi się w Europie Zachodniej - prześladowaniami tego narodu (z Francji wypędzani byli czterokrotnie w 1182, 1306, 1322 i 1394, z Anglii w 1290, z Bawarii w 1276, 1442 i 1551, z Brandenburgii/Prus w 1446 i 1510, z Austrii w 1420, z Portugalii w 1496, z Hiszpanii w 1492, z Italii w 1492, 1540, 1541, 1550, 1569, z Czech w 1744 i z Rosji w 1500 oraz w 1891r.). Z Polski nie wygnano ich nigdy.

Pytanie dlaczego wypędzano ich tak często niech na razie pozostanie bez odpowiedzi, ale chyba można zaryzykować opinię że stało się to po części z winy samych Żydów. Dlaczego? Wystarczy poczytać sobie Talmud (zbiór prawa żydowskiego), by wyrobić sobie o tym narodzie dość nieprzyjemne zdanie. Są tam np. takie oto cytaty, które mogą budzić spore kontrowersje (oczywiście określenie - "goj", oznacza - nie-żyda): "Jeśli goj uderzy Żyda musi zostać zabity" (Sanhedrin 58b), "Jeśli Żyd zamorduje goja nie będzie stosowana kara śmierci" (Sanhedrin 57a), "Wszystkie dzieci gojów są zwierzętami" (Yebamoth 98a), "Nawet najlepsi spośród gojim winni zostać zabici" (Soferim 15), "W razie niebezpieczeństwa śmierci, nie pomagaj gojowi. Nie okazuj gojom litości" (Hikkoth Akum X1 - ciekawe prawda, ale przecież to Polacy ciągle robili za mało by uratować Żydów"), (Midrash Talpioth), "Żyd może zrobić nie-żydówce co tylko zechce. Może traktować ją tak samo, jak traktuje kawałek mięsa" (Hadarine. 20. B: Schulchan Aruch, Hoszen Chamiszpat 348), "Żyd powinien i zmuszony jest składać fałszywą przysięgę, gdy gojim pytają go, czy nasze księgi zawierają coś przeciw nim" (Szaaloth-Utszabot 17), "Powiadomienie goja o czymkolwiek, co dotyczy naszych związków religijnych będzie się równać pozabijaniu wszystkich Żydów, bowiem gdyby gojim wiedzieli, czego o nich nauczamy, otwarcie by nas wszystkich pozabijali" (Libbre David 37). Szczególnie to ostatnie zdanie jest bardzo zastanawiające.

Żydowski pisarz Bernard Lazare, sformułował w jednej ze swoich książek takie oto dość oryginalne (choć wielce prawdopodobne), wytłumaczenie faktu zbiorowej niechęci do Żydów w tak wielu państwach Europy i świata, oto co pisał: "Jeśli taka wrogość i awersja w stosunku do żydów miałaby miejsce tylko w jednym czasie, w jednym kraju, łatwo byłoby wyjaśnić przyczyny. Jednak rasa ta była obiektem nienawiści wszystkich narodów pośród których żyła. Skoro wszyscy wrogowie żydów należeli do zupełnie różnych ras, mieszkali w odległych krajach, podlegali zupełnie różnym prawom, kierowali się różnymi pryncypiami, mieli różną moralność, różne zwyczaje - te wszystkie zasady społeczne, niepozwalające niczego ocenić w ten sam sposób - toteż główna przyczyna antysemityzmu zawsze leżała w samym Izraelu, a nie w tych, którzy przeciwko niemu walczyli".

W 1264 r. książę mazowiecki, wielkopolski, kaliski (etc. etc.) Bolesław Pobożny, wydał pierwszy przywilej dla ludności żydowskiej na ziemiach polskich, na mocy którego mogli oni się tu bezpiecznie osiedlać. Czy właśnie ów akt zaważył na decyzjach wielu Żydów przeniesienia się i osiedlenia w Polsce? Prawdopodobnie, choć na pewno nie był to jedyny powód. Polska była określana jako kraj wytchnienia po nieustannej tułaczce po Europie (żydowskie słowo "Po-lin", oznacza "tu spocznij"). W 1334 r. król Kazimierz III Wielki, rozszerzył statut Bolesława Pobożnego na cały kraj (wcześniej dotyczył on tylko ziemi kaliskiej), a w 1354 i 1367 r. wydał kolejne dekrety. Wówczas też wziął sobie na nałożnicę żydowską kobietę o imieniu Estera. "Esterka" (jak nazywał ją władca), zyskała na niego ogromny wpływ i to właśnie dzięki niej monarcha zezwolił na dalsze żydowskie osadnictwo na ziemiach polskich, oraz pozwolił Żydom cieszyć się ogromnymi przywilejami, podobnymi do tych szlacheckich.

Dzięki przywilejom Kazimierza Wielkiego, Żydzi uzyskali prawo zakładania własnych miast, zarządzanych przez radę, czyli "Kahał". Miasta te i mieszkająca w nich ludność nie podlegały władzy sądów królewskich (koronnych), mieli swoje własne sądy. Z biegiem lat uzyskali koncesję na pobór podatków, mogli przeprowadzać operacje bankowe i udzielać lichwiarskich pożyczek na procent (nigdzie w Europie Zachodniej nie wolno im było tego czynić). Religia żydowska rozkwitała na ziemiach Rzeczypospolitej Obojga Narodów, to właśnie stąd wywodzą się najwięksi święci rabini dwóch odłamów Judaizmu - chasydyzmu i sabataizmu. W czasie powstań kozackich, gdy dochodziło do ataków na ludność żydowską, polskie wojsko (m.in. pod wodzą księcia Jeremiego Wiśniowieckiego), ewakuowało z zagrożonych terenów (prócz całej ludności polsko-litewsko-ruskiej) także wszystkich Żydów ukraińskich. Rzeczpospolita, pomimo kilku burzliwych lat, była prawdziwym rajem dla europejskich Żydów. Nic dziwnego więc, że przybywali oni do naszego kraju z najdalszych zakątków jak np. z Portugalii i Hiszpanii.

Ów raj, skończył się wraz z upadkiem państwa polskiego w XVIII wieku i rozerwaniem jego terytorium pomiędzy trzy mocarstwa rozbiorowe - Rosję, Prusy i Austrię. Pod rosyjską władzą znalazło się wówczas ponad milion 200 tys. osób narodowości żydowskiej, pod pruskim władztwem było ich ok. 50 tys., a w zaborze austriackim znalazło się 800 tys. Żydów. Car Aleksander I, zakazał ludności żydowskiej osiedlać się na wiejskich obszarach Rosji oraz mówić w innym języku niż rosyjski (hebrajski i jidysz zostały zakazane). Żydzi walczyli też w wojnach i powstaniach polskich o odbudowę niepodległej Rzeczypospolitej, jak najsławniejszy z nich Berek Joselewicz, który przedostał się do Włoch, by wstąpić do tworzonych u boku generała Napoleona Bonaparte - Legionów Polskich Henryka Dąbrowskiego (wcześniej w 1794 r. walczył w Powstaniu Kościuszkowskim), a zginął w 1809 w potyczce z Austriakami pod Kockiem. Był polskim patriotą i człowiekiem honoru.

W kolejnych powstaniach 1830 i 1863, także brało udział wielu Żydów. Wspólnie przelana krew zjednoczyła Polaków i Żydów we wspólnym cierpieniu. A po zamachu na cara Aleksandra II w 1881 r. dokonanego przez Polaka - Ignacego Hryniewieckiego, w wielu miastach Rosji doszło do ... pogromów antyżydowskich. To właśnie owe cierpienia, spowodowały iż wielu polskich i rosyjskich Żydów, postanowiło opuścić Europę i szukać lepszego życia za oceanem - w Ameryce.
Nie lepiej było w zaborze pruskim. Król Fryderyk II Wielki nakazał deportację wszystkich Żydów, których majątek nie przekraczał 300 talarów, reszta musiała odtąd porozumiewać się w języku niemieckim (hebrajski i jidysz, tak jak w Rosji zostały surowo zabronione). Ze wszystkich trzech zaborów, stosunkowo najlepiej żyło się ludności żydowskiej w Austrii. Tam bowiem cesarz Józef II wprowadził "Akt o tolerancji", który przyznawał Żydom wolność religii i handlu, nakazano im jednak przyjęcie niemiecko brzmiących nazwisk. Po 1867 r. ludność żydowska została zrównana w prawach z innymi mieszkańcami imperium Habsburgów. Mimo to ogromna większość Żydów wciąż uważała się za Polaków (w 1919 r. na 1000 Żydów, 925 deklarowało narodowość polską).




Zaczęło się to zmieniać, pod wpływem rodzącej się żydowskiej świadomości narodowej - syjonizmu, który to z kolei był dzieckiem budzącego się w Europie antysemityzmu. Twórca syjonizmu politycznego Teodor Herzl, autor "Państwa Żydowskiego", i założyciel Światowej Organizacji Syjonistycznej w 1897 roku, apelował do przedstawicieli wielkich mocarstw i otrzymał nawet kilka mało realnych propozycji utworzenia państwa żydowskiego, oczywiście poza terytorium "Erec Izrael" ("Ziemi Izraela"). To właśnie Herzl otworzył oczy wielu przywódcom europejskim na sprawę żydowską, ale nie tylko u nich zabiegał o poparcie dla żydowskiej siedziby narodowej.

Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości w 1918 r. zainteresowanie społeczne migracją Żydów do Palestyny było niewielkie, zajmowały się tym tematem jedynie grupy i partie patriotyczno-narodowe jak choćby: Stronnictwo Narodowe, Narodowa Partia Robotnicza, czy ugrupowanie Bolesława Piaseckiego – ONR ( Obóz Narodowo - Radykalny) Falanga, pojęto nawet próbę wysłania Żydów polskich na Madagaskar, gdzie 5 maja 1937 roku udała się wspólna polsko - żydowska komisja. Większa jednak część społeczeństwa polskiego nie tylko nie wierzyła, ale wręcz nie godziła się na możliwość opuszczenia Polski i emigracji do Palestyny wielomilionowej diaspory żydowskiej. Pisał o tym w 1933 roku Ksawery Pruszyński w ten oto sposób: "W Polsce o Palestynie żydowskiej mówi się zwykle dowcipno. Każdy z nas przypomni sobie z największą łatwością szereg krotochwil na ten temat. W Palestynę się nie wierzy. Nie wierzy się nie tylko w to, by Żydzi tam wyjechali, ale w ogóle w to, by Żydzi tam jechali. Nie wierzy, by naprawdę pracowali na roli. Mają ziemię, na której pracują Arabowie. Nie wierzy się w Tel Awiw. Jest to miasto sztucznie powstałe, by znęcić kapitał amerykański. I w ogóle wszystko jest sztuczne. Neguje się Palestynę"

Kontakty Polski i społeczności żydowskiej w Palestynie uległy większemu wzmocnieniu od chwili powstania Polsko - Palestyńskiej Izby Handlowej. Wydanie 20 października 1935 r. brytyjskiej interpretacji "Białej Księgi" z 1922 r. zwanej także drugą Białą Księgą, poważnie zaniepokoiło polskie władze. W październiku 1935 roku na sesji Zgromadzenia Ogólnego Ligi Narodów zabrał głos przedstawiciel Polski - Michał Tomasz Łubieński, w swoim przemówieniu zwrócił uwagę na fakt ograniczenia przez brytyjską administrację dalszej imigracji Żydów do Palestyny oraz stwierdził, że dla Polski kwestia swobodnej migracji stanowi punkt priorytetowy i apelował do Wlk. Brytanii o zwiększenie i umożliwienie pomocy Żydom chcącym osiedlić się w Palestynie. Podobnie 5 października 1936 roku w komisji ekonomicznej Zgromadzenia Ligi Narodów, polski przedstawiciel Adam Rose, stwierdził, że sytuacja Żydów wymaga podjęcia przez tę organizację międzynarodową określonych kroków, zmierzających do poprawy położenia ludności żydowskiej w Palestynie. Tak samo Tytus Komornicki, który w komisji politycznej Ligi, dowodził, iż budowa żydowskiego państwa a Palestynie, powinna być jednym z kluczowych zadań społeczności międzynarodowej.

Podobnego zdania były najwyższe władze państwowe w Polsce. Częste wizyty przedstawicieli syjonistycznych w Polsce m.in. Władimira Żabotyńskiego, stanowiły nie tylko okazję do podkreślenia bardzo dobrych stosunków Rzeczpospolitej Polskiej z międzynarodową społecznością żydowską skupioną m.in. w Nowej Organizacji Syjonistycznej - (którą kierował Żabotyński), ale także pomocy na niwie politycznej i przede wszystkim wojskowej. Jeszcze bowiem 1 września 1939 roku w Warszawie na ul. Ceglanej w magazynach, znajdowało się 5 tysięcy karabinów piechoty i karabinów maszynowych polskiej produkcji (były tam także rewolwery typu „vis” wzór 1935, a także spora liczba granatów ręcznych), wszystko w ramach współpracy wojskowej Rzeczypospolitej Polski i organizacji żydowskiej głównie Nowej Organizacji Syjonistycznej, trwającej od 1937 roku.

Żabotyński uchodził także za męża stanu wśród polskich polityków. Dyrektor gabinetu ministra spraw zagranicznych Rzeczypospolitej, hrabia Michał Łubieński, porównał go nawet do Józefa Piłsudskiego mówiąc: "Pański sposób rozumowania i analizy przypomina do złudzenia Piłsudskiego. Nieraz wysuwał on idee i wyciągał wnioski, które wyglądały, jak zupełny obłęd, i nawet jego najbliżsi współpracownicy nie byli w stanie w pierwszej chwili wszystkiego pojąć. Później, po dwóch, trzech miesiącach czy po dwóch, trzech latach wszyscy przekonali się, do jakiego stopnia miał rację". Sam Żabotyński organizował swe formacje paramilitarne na kształt Legionów Piłsudskiego (chodziło o zaszczepienie wśród młodych chłopaków przekonania o potrzebie rozwijania siły i sprawności fizycznej, kształtowania ducha patriotyzmu - potrzebnych w przyszłej walce o wolność Palestyny), a polskiego Marszałka Żabotyński cenił szczególnie. Podobnie premier Rzeczypospolitej Felicjan Sławoj Składkowski witał go na oficjalnym spotkaniu w Warszawie w galowym mundurze generała Wojska Polskiego, jako żołnierza.

Prasa polska, głównie "Gazeta Polska" jak i "Polska Zbrojna" entuzjastycznie wypowiadały się na swoich łamach na temat emigracji Żydów do Palestyny, a nawet powstania tam ich własnego państwa. Stosunki między naszymi krajami i społeczeństwami były w dwudziestoleciu międzywojennym, z racji historii i z racji codziennych wzajemnych i zmożonych kontaktów bardzo dobre. Jednak nie tylko życie codzienne i bądź co bądź wspólna sprawa (możliwość swobodnego osiedlania się Żydów w Palestynie), łączyły nasze narody. Jednym z najważniejszych czynników spajających wspólne losy okazały się podobne doświadczenia historyczne. 

Polska utraciła swój byt niepodległy w roku 1795 i przez 123 lata, kolejne pokolenia nie przestały wierzyć w możliwość odrodzenia wolnej, niepodległej Rzeczypospolitej, o korzystnych granicach, na tyle silnej, aby mogła skutecznie stać na straży nie tylko własnej niepodległości, ale także zagrożonej niepodległości innych państw regionu. Wreszcie Rzeczpospolita, którą szanowałyby inne kraje. I to się udało, odzyskana w 1918 roku niepodległość została utrzymana, mimo wielu burz, do dnia dzisiejszego. Podobny wątek znaleźć można w historii żydowskiej Palestyny. Znaleźć w nim można zarówno okresy niezależności i mocarstwowości regionalnej - wojskowej jak i gospodarczej (czasy Dawida i Salomona), jak i okres upadku - podbój asyryjski, babiloński, perski, grecko-macedoński i wreszcie rzymski. Po dwóch przegranych powstaniach w latach 66 - 73 pierwszy i w latach 132 -135 drugi, Żydzi musieli opuścić swą ziemię i udać się na wielowiekowe wygnanie. Dla społeczeństwa żydowskiego rozpoczął się okres życia w diasporze. Trwał on ponad 1800 lat.

W historii Polski również były dwa wielkie powstania - listopadowe w latach 1830 - 1831 i styczniowe w 1863 - 1864, obydwa zakończyły się klęską i narodową katastrofą. Los jednak był dla Polski łaskawszy aniżeli dla Żydów. Dzieje Polski i Palestyny wiążą oba nasze narody nierozerwalną więzią wspólnych dziejów i doświadczeń, szczególnie bolesnych podczas II Wojny Światowej, w której to oba narody, zostały przez Niemców przeznaczone do fizycznej likwidacji. Pierwsi "do odstrzału" byli Żydzi, następni w kolejce (już po spodziewanym zwycięstwie Niemiec w wojnie), mieli być Polacy, Rosjanie, Ukraińcy i w ogóle wszyscy Słowianie. Nic dziwnego że nasze losy splotły się ze sobą nierozerwalną nicią pamięci, cierpienia, oraz ... pomocy i niesamowitego bohaterstwa, w ratowaniu ludzkiego życia.



"ZAKAZANE PIOSENKI"
(1946)

 "WARSZAWO MA"




POMIMO WSZECHOTACZAJĄCEJ ŚMIERCI, CZAJĄCEJ SIĘ ZA KAŻDYM ROGIEM I POTWORNEGO STRACHU, WIELU POLAKÓW NIE BAŁO SIĘ NIEMCÓW. NAWET DZIECI POTRAFIŁY TO OKAZAĆ W FORMIE PIOSENEK - "ZAKAZANYCH PIOSENEK":


"Wróg napadł na Polskę, zapaskudził ziemię,
A tylko dlatego, że nasz naród drzemie.

Naród się obudzi, głośnym głosem wrzaśnie:
A niech cię, Hitlerze, jasny granat trzaśnie!

Za spalone miasta, za spalone chaty
Dostaniesz, ty pludru, od nas tęgie baty!

Ja jem chleb kartkowy, ty ciasteczka jadłeś,
Mówisz, że kupiłeś, na pewno ukradłeś!

Choćiaż tu są szkopy, śpiewać się nie boję,
Bo mnie nie zrozumią te przeklęte gnoje"





Kazimierz Moczarski, jeden z oficerów Armii Krajowej, został aresztowany przez UB 11 sierpnia 1945 r. w Warszawie. Brutalnie torturowany w więzieniu mokotowskim, w celu wymuszenia na nim przyznania się do zbrodni, czyli udziału w "faszystowsko-bandyckiej organizacji Armii Krajowej, wysługującej się podczas wojny Niemcom i likwidującej działaczy oraz sympatyków organizacji lewicowych, głównie komunistycznych, w celu zahamowania walki narodowowyzwoleńczej, prowadzonej jedynie przez Polską Partię Robotniczą oraz jej zbrojne ramię - Gwardię Ludową". W styczniu 1946 r. komunistyczny rząd Polski Ludowej, skazał go na 10 lat więzienia, następnie w kolejnym procesie otrzymał on karę śmierci. Od 2 marca do 11 listopada 1949 r. Kazimierz Moczarski przebywał w jednej celi z katem warszawskiego getta - Jürgenem Stroopem. W 1953 r. Sąd Najwyższy zamienił Moczarskiemu karę na dożywotnie więzienie, ale ... nie poinformowano go o tym i przez dwa lata oczekiwał wykonania wyroku w celi śmierci. W 1956 r. na fali gomułkowskiej "odwilży", sąd oczyścił go z zarzutów i 24 kwietnia 1956 r. Kazimierz Moczarski wyszedł na wolność. Po latach spisał zwierzenia Stroopa, w formie reportażu, noszącego tytuł - "Rozmowy z katem".
Oto oblicze powstania w getcie warszawskim, widziane oczyma człowieka, któremu powierzone zostało zadanie jego zdławienia:


"Drugiego dnia ataku na getto, we wtorek 20 kwietnia, obudziłem się przed brzaskiem, niedospany, ale rześki (...) Byłem zbulwersowany nadzieją, a jednocześnie obawą o losy drugiego natarcia. Cokolwiek byśmy mówili, to klęska von Sammerna i późniejsze, nienadzwyczajne efekty walki musiały jakoś wpłynąć na morale moich ludzi. Od początku drugiego dnia walki miałem tremę. Jak zachowają się Żydzi? Czy "aryjczycy" (Polacy), nie zaatakują? Może SS-mannom zabraknie odwagi, gdy przyjdzie do walki wręcz? W czasie golenia się rozważałem wszelkie możliwości. Śniadanie przełknąłem na chybcika, myśląc o najbliższych godzinach. Przyznaję, że od czasu do czasu nachodziło mnie duże zdenerwowanie. Ale dowódca musi się denerwować, szczególnie w trudnej sytuacji. Przed zejściem do auta (byłem sam w pokoju), przeżegnałem się, jak uczyła mnie Mutti. Gdy usiadłem przy szoferze i odetchnąłem wiosennym powietrzem, wrócił spokój (...)

O godzinie siódmej rano znów wkroczyły do getta przednie oddziały szturmowe. Podzieliłem je na grupy po trzydziestu sześciu ludzi, plus oficer lub podoficer. Majorowi policji Sternhagelowi (który bezpośrednio dowodzi akcją) rozkazałem, aby ostrożnie wszedł na zdobyty wczoraj teren, potem oczyścił "Restgetto", a dalej, aby przeszukał energicznie cały obszar zamknięty murami. Myślałem, że tego drugiego dnia dokonamy gros roboty, a trzeci dzień i kilka następnych pozostaną na działania porządkujące, wykończeniowe. Pomyliłem się (...)

W Wielki Czwartek, 22 kwietnia 1943 r., było mniej więcej to samo. Nakazałem SS-mannom większą ostrożność i umiar w poruszaniu się. Zabroniłem ryzyka i fanfaronady. Od razu mieliśmy rezultaty: tylko jeden ranny, z Schutzpolizei. Co było w tym dniu godne uwagi? Trzy okoliczności. Jedna, to powrót bojowców żydowskich do wypalonych lub częściowo płonących domów, skąd otwierali ogień. Daliśmy im fest lanie! Wielu poległo, a około dwustu wzięliśmy do niewoli. Druga sprawa, to nasza bezradność wobec Żydów i Polaków, którzy opanowali kanały pod gettem. Takie "katakumby" są fenomenalnym urządzeniem dla ucieczek i zaskoczenia. Żydzi uniemożliwili zatapianie kanałów. Kilku SS-mannów, którzy tam zeszli, powitano ogniem z pistoletów. Świece dymne i wlewany kreozol nie dały również efektu. Kanałów nigdy nie pokonaliśmy. To samo zjawisko obserwowali później nasi sztabowcy w czasie Powstania Warszawskiego. Trzecim fenomenem, który się ujawnił w Wielki Czwartek, to udział żydowskich kobiet w walkach. Idzie o zorganizowane grupki młodych dziewczyn z "Haluzzenbewegung". Od tego dnia mieliśmy często z nimi do czynienia (...)

Gdybym nie widział na własne oczy tych żydowskich dziewczyn z powstania w getcie, myślałbym, Herr Moczarski, że pan trochę koloryzuje. Ależ wy tu, w Polsce macie kobiety! Myślę, że nie były to ludzkie istoty: chyba diablice albo boginie. Spokojne. Sprawne jak cyrkówki. Często strzelały z pistoletu jednocześnie z obu rąk. Zażarte w walce, do końca. Niebezpieczne w bezpośrednim zbliżeniu. Taka schwytana "Haluzzenmadel" wyglądała niby trusia. Całkowicie zrezygnowana. Aż tu raptem - gdy grupa naszych podeszła do niej na kilka kroków, jak nie sięgnie po ukryty w spódnicy lub szarawarach granat, jak nie rąbnie SS-owców, jak nie zacznie miotać przekleństwa do dziesiątego pokolenia w przyszłość - to włosy się jeżyły! Ponosiliśmy w takich sytuacjach straty, więc rozkazałem nie brać więcej dziewczyn do niewoli, nie dopuszczać ich zbyt blisko i z daleka rozwalać pistoletami maszynowymi".





Wyroki Polskiego Państwa Podziemnego na zdrajców i agentów były postrachem nawet niemieckich okupantów. Gdy np. polskie podziemie chciało zmusić wyjątkowych sadystów do zaprzestania ich brutalnych praktyk śledczych, to wysyłało do takiego "delikwenta" informację iż w jego sprawie toczy się właśnie śledztwo sądu podziemnego. Kolejna informacja przyszła w kilka, kilkanaście dni później że zebrano "obciążające go materiały dowodowe". Kolejna wiadomość kilka dni potem, mówiła o tym iż sąd zapoznał się z materiałami obciążającymi jego osobę. Następnie przysłano informację o przesłuchiwaniu świadków. Potem o przebiegu procesu. Na końcu wysyłano mu informację że został skazany na karę śmierci i wyrok zostanie niezwłocznie wykonany. Oczywiście nie trzeba pisać co w między czasie przeżywał taki "wybraniec". Strach często był tak wielki iż owi "skazańcy", często bali się opuszczać swoje miejsca pracy, czyli więzienia i katownie gestapo i SS. A jeśli już wychodzili, to zamieniali się w kłębek nerwów. Tak nie można było żyć, wiec po jakimś czasie przychodziła kolejna wiadomość że w świetle nowych dowodów może zostać on uniewinniony, jeśli zmieni swój dotychczasowy stosunek do przesłuchiwanych ludzi. Często wówczas sami owi "skazańcy", niejednokrotnie stwierdzali chęć dostarczania przeróżnych informacji lub deklarowali wpłatę dużych sum pieniężnych dla Polskiego Państwa Podziemnego, w zamian za zmianę wyroku. Takie działania nie były jednak autorstwem sądów podziemnych, tylko ... oddziału Informacji i Propagandy Armii Krajowej. Sądy bowiem nie bawiły się w wysyłanie ostrzeżeń do skazanych na śmierć zdrajców lub niemieckich zbrodniarzy wojennych, tylko po prostu ich likwidowali. Biuro Informacji i Propagandy, wysyłało swoje "ostrzeżenia", jedynie do tych, którzy nie byli przedmiotem postępowania sądów podziemnych, w celu ... wywarcia na nich presji psychologicznej i ukazania kary, za zbyt brutalną postawę wobec Polaków czy Żydów, bowiem
Wojna psychologiczna była też niezwykle ważna


"ZŁAPALI JĄ W BRAMI CHŁOPCY Z KONSPIRACJI, 
ZGOLILI DO SKÓRY ŁEB WRAZ Z ONDULACJĄ. 
A JAK NIE POMOGŁO, CHŁOPCY NIEŚLI KWIATY, 
W JEDNEJ RĘCE RÓŻE, W DRUGIEJ AUTOMATY. 
GĘSI ZA WODĄ, KACZKI ZA WODĄ, 
ZASTRZELILI PANNĘ CHOĆ BYŁA MŁODĄ,
 DZIŚ JUŻ NIE WYDA, JUTRO NIE WYDA, 
NA NIC IM SIĘ MARTWY SZPICEL NIE PRZYDA"





JAK BYŁO NAPRAWDĘ?

Czy prawda zdoła się obronić przed plugawymi oszczerstwami i uporczywym lansowaniem wrodzonego antysemityzmu Polaków? Jeśli ludzie zapomną o prawdzie, wszystko będzie można im wmówić - WSZYSTKO)

Miejmy nadzieję że tak się jednak nie stanie!






środa, 27 stycznia 2016

MARIAN NASZ WIELKI!

 Z CORAZ WIĘKSZĄ LUBOŚCIĄ 

W SERCU, STWIERDZIĆ MUSZĘ: 

JESTEM HEMARCZYKIEM!







 "TYLE JEST MIAST"
PRZEPIĘKNA PIEŚŃ O NASZYM POLSKIM LWOWIE 
W WYKONANIU - ZOFII TERNE
1926 r.

"TYLE JEST GWIAZD, TYLE JEST MIAST - WSZĘDZIE DOBRZE I ŹLE, PO POŁOWIE.
IDŹ W ŚWIAT GDZIE CHCESZ, RÓB CO UMIESZ, JAK WIESZ 
LECZ JAK KOCHAĆ SIĘ TO WE LWOWIE!"
(...)
"TYLE JEST MIAST, TYLE JEST GWIAZD 
WSZĘDZIE ZNAJDĄ CIĘ PIOSNKI TEJ SŁOWA.
IDŹ W ŚWIAT GDZIE CHCESZ, RÓB CO UMIESZ, JAK WIESZ
CHCESZ ZNÓW MŁODYM BYĆ, WRÓĆ DO LWOWA!" 





JESTEM HEMARCZYKIEM!

Ponieważ mam ogromną słabość do utworów i poetyki jednego z najwspanialszych ludzi, jakich zrodziła nasza ziemia - MARIANA HEMARA. Ten polski Żyd, poeta, autor piosenek, antykomunista, piłsudczyk i żarliwe serce polskiego patrioty - jest mi szczególnie bliski, ze wszystkich polskich poetów, satyryków, dramaturgów i komediopisarzy XX wieku


 "MÓGŁBYM BYĆ W IZRAELU
SATYRYCZNYM GWIAZDOREM
W TYM SĘK, ŻE BYM NIE MÓGŁ, BO JESTEM
POLAKIEM AMATOREM,
Z MIŁOŚCI OD PIERWSZEGO WEJRZENIA,
A NIE Z PRZYMUSU,
TYM BARDZIEJ MUSZĘ STRZEC 
MEGO AMATORSKIEGO STATUSU"

 MARIAN HEMAR


Marian Hemar, urodził się jako Marian Hescheles 6 kwietnia 1901 r. we Lwowie. Jego ojcem był żydowski kupiec Ignacy Hescheles, a matką Berta Lem (była ciotką innego polskiego pisarza - Stanisława Lema). Młody, siedemnastoletni Hemar, wziął udział w walkach z Ukraińcami o polski Lwów (1 listopada 1918 - 14 maja 1919 r.), oraz w czasie najazdu bolszewickiego z lipca-sierpnia 1920 r. Po rozbiciu bolszewików w kilku bitwach (na "lwowskim", południowym froncie walk, była to bitwa pod Komarowem, w wyniku której ponad czterokrotnie słabsze siły polskie, dosłownie rozgromiły sławną, potężną i budzącą postrach wśród "białych" rosyjskich generałów - sowiecką Konną Armię Siemiona Budionnego, która po bitwie praktycznie przestała istnieć) i zakończeniu wojny z bolszewikami (18 marca 1921 r.), Marian Hemar rozpoczął studia (na dwóch kierunkach medycyna i filozofia), na lwowskim Uniwersytecie króla Jana Kazimierza. 

Porzucił jednak studia po trzech latach i wyjechał do Włoch. Na wiosnę 1925 r. powrócił do Polski, lecz teraz osiadł już w Warszawie. Tam bardzo szybko włączył się w nurt warszawskiej bohemy artystycznej i jak pisał Tadeusz Wittlin: "W tym towarzystwie od niedawna przesiaduje młody niski brunet o dużej głowie osadzonej na szerokich ramionach (...) Jest przystojny, z czarownym wąsikiem i o przyjemnym uśmiechu (...) Przyjechał  ze Lwowa, lecz szybko włączył się w nurt życia artystycznego Warszawy i wnet jest po imieniu ze wszystkimi skamandrytami i mnóstwem aktorów, do których zwraca się: "Ta słuchaj", "Ta popatrz si", "Ta niech mi nagła krew zalei". O Lwowie wspomina z łezką jak o utraconym raju, z którego został wygnany, podczas gdy do stolicy przybył z własnej nieprzymuszonej woli i w każdej chwili może wsiąść w pociąg, by po kilku godzinach znaleźć się w utęsknionym grodzie. Lecz któż zbada duszę poety".

Bardzo szybko stał się gwiazdą kabaretu "Qui Pro Quo", o którym jeszcze w tym samym 1925 r. napisał pieśń: "Qui Pro Quo - kochana stara buda,/ Qui Pro Quo - ten teatr nam się udał", który stał się hymnem tego kabaretu. A potem było już tylko lepiej. To właśnie spod pióra Mariana Hemara, wyszły takie przedwojenne szlagiery jak: "Oczy czarne", "Kiedy znów zakwitną białe bzy", "Może kiedyś innym razem...", "Wspomnij mnie", "Tyle jest miast", "Pensylwania", "Czy ty wiesz, moja mała", "Bądź zdrów, mój mały gigolo", "Nikt, tylko ty", "Każdemu wolno kochać", "Dobranoc, oczka zmruż", "Nie będziesz ty, to będzie inna", "Awans dla panny", "Ten wąsik, ach ten wąsik" i "Piosnkę znam tylko jedną" (która to została wykorzystana w amerykańskiej bajce dla dzieci: "Królewna Śnieżka i siedmiu krasnoludków" z 1937 r.). 

Hemar był w przedwojennej Polsce bardzo znaną, artystyczną postacią. Był autorem nie tylko tekstów piosenek i wierszy, pisał również książki, tworzył szopki polityczne, współpracował z radiem, filmem, teatrem i kabaretami, bardzo szybko zgromadził ogromny majątek (miał willę na Mokotowie). We wrześniu 1939 r. wraz z inwazją niemiecką na Polskę, wyjechał najpierw na Wschód, do umiłowanego Lwowa, a następnie (po wkroczeniu Sowietów 17 września 1939 r.), przedostał się do Rumunii. Początkowo był w szoku. Jak pisała jego biografka, Anna Mieszkowska: "Jak większość Polaków w tamtym czasie, Hemar nie był gotowy by przegrać". Wychowany w polskiej tradycji patriotycznej, usilnie wierzył w ostateczne zwycięstwo nad Niemcami. Gdy wkroczyli Sowieci i stało się jasne że tej Polski już nie da się uratować, pisał z nieskrywanym żalem oraz nieumarłą nadzieją w sercu, wspominając swego idola - Marszałka Polski Józefa Piłsudskiego:


"OTO ŚLUB NASZ, PANIE MARSZAŁKU,
DZIŚ ROZBITKI MIOTANI PRZEZ FALE - 
JUTRO BĘDZIEMY WIELCY - 
ALBO NIE BĘDZIE NAS WCALE

ALBO STANIE NA GRUZACH WARSZAWY
POMNIK SŁAWY, ŁUK ZWYCIĘSTWA PROMIENNY, 
ALBO NIECH ZATKNĄ TAM KRZYŻ
NA GRÓB.
ALE KRZYŻ BEZIMIENNY.

AŻEBY SIĘ NIE DOWIEDZIAŁ
DO KOŃCA ŚWIATA WZROK LUDZKI,
ŻE TU LEŻY NARÓD, KTÓREGO WODZEM,
NA PRÓŻNO - 
BYŁ JÓZEF PIŁSUDSKI."

Wstąpił więc we Francji (gdzie udało mu się przedostać), do Armii Polskiej, a konkretnie do  Samodzielnej Brygady Strzelców Karpackich w stopniu starszego strzelca. Prowadził tam Karpacką Czołówkę Teatralną oraz program radiowy dla żołnierzy. Odtąd zaczęła się jego wojenna twórczość, która z każdym rokiem wojny stawała się coraz mniej radosna a coraz bardziej smutna, sentymentalna - "V jak Victory", "Karpacka Brygada", "Pamiętaj o tym, wnuku, że dziadzio był w Tobruku". Kpił na potęgę z polskich komunistów, którzy zaprzedali nie tylko swoje ciała, lecz także swe dusze sowieckiemu najeźdźcy i okupantowi. O powojennej Polsce pisał z przekąsem: "Już ta Polska w snach urasta/ Pierwsza w świecie republika.../A w Sowietach siedemnasta".


"ROZBITE ODDZIAŁY"
PIEŚŃ JACKA KACZMARSKIEGO

 "Po klęsce - nie pierwszej, podnosząc przyłbice
Przechodzą, jak we śnie, ostatnie granice.

Przez cło przemycają swój okrzyk bojowy
I kulę ostatnią, co w ustach się schowa.

Przy stołach współczucia nurzają się w winie
I obcym śpiewają o Tej, co nie zginie.

Swą krew ocaloną oddają za darmo
Każdemu, kto zechce połączyć ich z armią.

Farbują mundury, wędrują przez kraje
I czasem strzelają do siebie nawzajem.

Pod każdym sztandarem byle nie białym
Szukają zwycięstwa - rozbite oddziały.

Przychodzą po zmierzchu do kobiet im obcych,
A tam, kiedy przejdą - urodzą się chłopcy.

Gdy wrócą, przygnani kolejną zawieją
Zobaczą, że synów swych nie rozumieją.

Spisują więc dla nich dla nich noc w noc pamiętniki
Nieprzetłumaczalne na obce języki.

I cierpią, gdy śmieje się z nich świat zwycięski,
Niepomni, że mądry
Nie śmieje się z klęski"




Po zakończeniu wojny, osiadł (jak większość Polaków), w Londynie, nie mając już powrotu do okupowanej przez Sowietów, komunistycznej Polski. Założył tam i prowadził przez wiele lat Teatr Literacko-Satyryczny. Tam też przyjmował znajomych i przyjaciół, częstując ich osobiście przez siebie przygotowywanymi lwowskimi przysmakami (jego żal za utratą przez Polskę Lwowa i Wilna, był wręcz przygnębiająco sentymentalny). Żywo też interesował się tym, co się w kraju działo i tak gdy "Życie Warszawy", ogłosiło konkurs na nazwę jednego z warszawskich placów, Hemar przesłał swoje propozycje: "Plac Altera i Erlicha, plac Trzech Milionów Krzyży, plac Ofiar Katyńskich, plac Lwowski, plac Wileński". Miał też jedno marzenie, które ze względu na sytuację polityczną, nie mogło być wówczas spełnione. Wyraził je dobitnie w swej elegii: "Piosenka o marzeniu ostatnim":


"Z WSZYSTKICH MARZEŃ CO NIENASYCENIE
W SERCU KWITŁY I PRZĘDŁY SIĘ W GŁOWIE,
POZOSTAŁO TO JEDNO MARZENIE,
ABY KIEDYŚ UMIERAĆ WE LWOWIE.
BY SIĘ GŁĘBIĄ ROZWARŁY TAJEMNĄ,
GDY JUŻ WSZYSTKIE SIĘ SKOŃCZĄ PODRÓŻE,
LWOWSKA ZIEMIA NA DOLE PODE MNĄ
LWOWSKIE NIEBO NADE MNĄ, NA GÓRZE"



 "JUŻ MI RAZ ZABRALI WILNO, JUŻ MI RAZ ZABRALI LWÓW
ALE SERCA MI NIE WYRWĄ, MOICH DWÓCH, NAJMILSZYCH SŁÓW.
ZRABOWALI MI JUŻ SPORO, Z MOICH SNÓW I MOICH SERC
LECZ TĘSKNOTY NIE ZABIORĄ - BO TĘSKNOTA WE MNIE JEST"




"PAN PATRZY REALNIE NA WSZYSTKO, A JA ZAMKNĘ OCZY CZASAMI
I LWÓW MAM PRZED SOBĄ TAK BLISKO I WILNO MAM TUŻ PRZED OCZAMI"

"ZRABOWALI MI JUŻ SPORO, PRZESUNĘLI BUG I SAN
LECZ TĘSKNOTY NIE ZABIORĄ, ANI ONI ... ANI PAN"





 PAMIĘCI MARIANA HEMARA

(1901 - 1972)