Łączna liczba wyświetleń

sobota, 30 czerwca 2018

RUSYFIKACJA I DE-RUSYFIKACJA POLSKI - Cz. I

CZYLI JAK TO ROSJANIE PRÓBOWALI

ZAMIENIĆ POLAKÓW W (INNYCH)

RUSKICH I JAK W ODRODZONEJ

RZECZPOSPOLITEJ WSZELKIE TEGO

TYPU PRZEJAWY USUWANO


Rusyfikacja Polski była procesem dość długim i rozłożonym na dekady. Oczywiście nie zaczęła się od razu po utracie Niepodległości w 1795 r., gdyż wówczas państwu rosyjskiemu wystarczało poparcie nielicznych polskich elit politycznych, w ramach jednego państwa i wspólnej (szlacheckiej) klasy społecznej. Ta pierwsza utrata wolności, trwała 12 lat, do czasu odbudowy namiastki dawnej Rzeczpospolitej przez Cesarza Napoleona Wielkiego, pod nazwą Księstwa Warszawskiego. Był to twór w założeniu tymczasowy, który powstał tylko i wyłącznie na mocy porozumienia Napoleona z carem Aleksandrem I, zawartego 7 lipca 1807 r. w Tylży. Car bowiem nie godził się na odtworzenie państwa, pod nazwą "Polska", ani też nie wyrażał zgody na odbudowanie monarchii, dlatego też (aby zachować pokój), przyjęto kompromisową formę "Księstwo Warszawskie". Dla obu jednak stron - Napoleona i Aleksandra, było jednak wiadome, że jest to rozwiązanie tymczasowe. Rosjanie, którzy od 1807 r. byli sojusznikami Napoleona, mieli nadzieję iż Jego wojna z Austrią (1809 r.) zakończy się zajęciem Księstwa i jego likwidacją, jednak dzięki bohaterskiej obronie w wielkiej (choć nierozstrzygniętej) bitwie pod Raszynem 19 kwietnia 1809 r. książę Józef Poniatowski, wycofał się, zawierając najpierw z Austriakami umowę, na zajęcie przez nich Warszawy (z zachowaniem nietykalności mieszkańców miasta), a sam... ruszył z wojskiem na południe, zajmując dawne polskie tereny, zdobyte przez Austrię po III rozbiorze Polski.

 Zwycięstwo Napoleona w bitwie pod Wagram (5-6 lipca), przekreśliło jakiekolwiek austriacko-rosyjskie plany zajęcia ziem Księstwa Warszawskiego, zaś po pokoju w Schönbrunn (14 października 1809 r.), tereny Księstwa powiększyły się o zdobycze Poniatowskiego (jednak bez Lwowa, zajętego przez Wojsko Polskie 28 maja 1809 r.). Rozszerzenie granic Księstwa Warszawskiego, nie było po myśli rosyjskiej, dlatego też na przełomie 1810/1811 r. rozpoczęto w Rosji wielkie przygotowania do wojny z Polakami i Napoleonem, które nosiły kryptonim: "Wielikoje Dieło". I może naszą opowieść o rusyfikacji ziem polskich, zacznijmy właśnie od tego momentu:   


 II WOJNA POLSKA
PRÓBA ODTWORZENIA DAWNEJ RZECZPOSPOLITEJ PRZEZ CESARZA NAPOLEONA WIELKIEGO
(1812 r.)





 "STARA FRANCJA OPLUŁA SIĘ I ZHAŃBIŁA, PRZYPATRUJĄC SIĘ Z PODŁĄ BEZCZYNNOŚCIĄ ZAGŁADZIE TAKIEGO KRÓLESTWA, JAK POLSKA. POLACY BYLI ZAWSZE PRZYJACIÓŁMI FRANCJI I JA BIORĘ NA SIEBIE OBOWIĄZEK ICH POMSZCZENIA. DOPÓKI POLSKA NIE ZOSTANIE ODBUDOWANA, NIE BĘDZIE TRWAŁEGO POKOJU W EUROPIE. CIERPLIWOŚCI!"

 OSOBISTY SEKRETARZ NAPOLEONA - LUDWIK ANTONI de BOURRIENNE, ZANOTOWAŁ W SWYM PAMIĘTNIKU TAKĄ OTO WYPOWIEDŹ CESARZA O POLSCE


5 maja 1921 r. w setną rocznicę śmierci Napoleona Bonaparte na wyspie św. Heleny, na Placu Napoleona w Warszawie (po II Wojnie Światowej noszącym nazwę Placu Powstańców Warszawy), w obecności Naczelnika Państwa - Józefa Piłsudskiego, odsłonięto pomnik Cesarza. Z tej okazji Naczelnik Piłsudski wygłosił przemowę tej oto treści: ""Żołnierze! Pod dowództwem Napoleona niegdyś walczyli nasi dziadowie i pradziadowie, którzy ze czcią przed nim, jako najwyższym wodzem, skłaniali swe sztandary. I dziś dla uczcze­nia pamięci największego żołnierza i najlepszego nauczyciela żołnierzy niech wszędzie prawe serce żołnierskie silniej dla niego zabije, niech przed jego potężnym duchem skłonią się polskie sztandary, niech dla jego sławy zagrzmią pożegnalne salwy". Pomnik ten co prawda wkrótce potem został rozebrany, ale 3 maja 1923 r. (w 132 rocznicę uchwalenia pierwszej w Europie nowożytnej polskiej Konstytucji), ustawiono nowy postument, tym razem naprzeciw Wyższej Szkoły Wojennej na ulicy Koszykowej 79 w Warszawie. Był to widomy przykład przywiązania Polaków do Cesarza Francuzów i do Jego roli w próbie odbudowy niepodległego państwa polskiego. Polacy zawsze byli bardzo pronapoleońscy (i profrancuscy), niektórzy twierdzili nawet że byliśmy "bardziej napoleońscy od Francuzów". Nie można się temu jednak dziwić, tym bardziej że Cesarz rzeczywiście uczynił potężny krok (jako jedyny polityk Europy Zachodniej), aby sprawa polska nie zniknęła z politycznej mapy Europy. Historyk Jerzy Łojek tak pisał o Napoleonie: "Napoleon zrobił w końcu dla Polski więcej niż jakikolwiek inny mąż stanu Europy i świata (...) Gdyby nie Napoleon przez cały XIX wiek obowiązywałaby konwencja rosyjsko-prusko-austriacka z 15/16 stycznia 1797 r. o wytarciu na zawsze imienia Polski z jakichkolwiek aktów publicznych i prawno-państwowych".


 W SERIALU "PRZEPROWADZKI" SĄ RÓWNIEŻ ODNIESIENIA DO DAWNEJ WALKI POLAKÓW U BOKU CESARZA NAPOLEONA (3:40)

 ROK 1920 - "NOCNIK PANNY AGATY TURSKIEJ"



Niewielu jednak wie, że Cesarz ocalił również przed zniszczeniem i inne państwo, nie leżące bynajmniej w Europie. Były to Stany Zjednoczone Ameryki. Amerykański historyk (i polityk) Patrick J. Buchanan, tak oto przedstawia przetrwanie USA dzięki Cesarzowi Napoleonowi: "Oddziały brytyjskie wygrywały (w 1812 r.), spaliły Biały Dom, Kapitol i Ministerstwo Skarbu. Gdyby nie przemożne pragnienie Brytyjczyków, by zakończyć wojnę ze Stanami Zjednoczonymi i skoncentrować się na Napoleonie, młode państwo mogło nie przetrwać". Wielkie zasługi otrzymały od Napoleona również poszczególne kraje niemieckie, jak Badenia czy Westfalia, które przyspieszyły narodziny niemieckiej świadomości narodowej (no cóż, w tym przypadku akurat nie wiem czy wyszło to Europie na plus, swoją drogą ostatnio usłyszałem taki dowcip, odnośnie obecnego Mundialu w Rosji, że Niemcy po raz ostatni odpadli z Mundialu w 1938 r., a w 1939 r. Niemcom odbiło), a także księstwo Liechtenstein. Wróćmy jednak do Polski. Po latach, już na św. Helenie Napoleon wyznał iż: "Jedynym moim celem wojowania z Rosją, było odbudowanie Królestwa Polskiego", które miało obejmować prócz ziem polskich, zajętych w rozbiorach przez Prusy i Austrię, również tereny całej Litwy, Podola oraz Ukrainy". I rzeczywiście, realnie patrząc Napoleon nie miał w zasadzie żadnego innego interesu do wojny z Rosją, niż kwestia polska, i gdyby nie to, zapewne bardzo szybko dogadałby się z carem na podział Europy pomiędzy strefy wpływów. Ale owo "Sklepienie Europy" - jak Cesarz zwał Polskę, nie pozwalało mu na to. Jego sekretarz, przytoczony wyżej Bourrienne, tak pisał w swoich pamiętnikach o Napoleonie: "Wciąż miał na sercu pomszczenie rozbiorów Polski, ja sam odbyłem z nim chyba ze dwadzieścia tyczących tej kwestii rozmów". 




Wielu jednak polskich polityków owego okresu, miało mu za złe, że poprzestał tylko na stworzeniu kadłubowego Księstwa Warszawskiego i nie "poszedł na całość". Ale Bonaparte nie mógł w owym 1807 r. pójść na całość, bowiem groziło mu (w przypadku przedłużania wojny) również wystąpienie Austrii, która w połączeniu z Rosją i (pokonanymi ale wciąż istniejącymi) Prusami, byłaby bardzo poważnym przeciwnikiem. Dlatego też nie miał wyboru i musiał przystać jedynie na stworzenie małego Księstwa Warszawskiego. Tak to tłumaczył w rozmowie z hrabią Stanisławem Małachowskim: "Drogi hrabio, grałem w "dwadzieścia jeden". Dobrałem dwadzieścia i musiałem zatrzymać się na tym". No cóż, gen. Wielhorski słusznie stwierdził, pisząc w liście do Józefa Wybickiego o Księstwie Warszawskim i celach Napoleona: "Powinniśmy dawnego polskiego trzymać się przysłowia - darowanemu koniowi nie zaglądaj w zęby". Było wiadomo że Polska nie zostanie odtworzona w pełnych swych granicach, dopóki nie zostanie pokonana carska Rosja, ale Napoleon nie chciał wojny jako takiej, jednak gdy z początkiem 1811 r. uzyskał informacje ze Rosja szykuje się do wielkiej ofensywy (której celem minimum miało być zajęcie ziem polskich, a celem maksimum dotarcie do Paryża), stwierdził (15 sierpnia 1811 r.) w rozmowie z ambasadorem rosyjskim w Paryżu - Kurakinem: "aż pięć dywizji wycofaliście z armii naddunajskiej, by je pchnąć nad granice Polski! Znam wasze podstępy! (...) Nie jestem tak głupi, by przypuszczać, że wam chodzi o Oldenburg, o takie coś nikt bić się nie będzie! Wiem dobrze, o co wam chodzi - o Polskę!! (...) Przesyłacie mi tu różne plany dotyczące Polski. Otóż wiedzcie, że nie dam tknąć jednej wsi, jednego młyna, jednej piędzi polskiej ziemi, choćby nawet wasze wojska stały na wzgórzach Montmartre!!!", zaś ambasadorowi Francji w Petersburgu, polecił przekazać iż: "Musiałyby wojska rosyjskie przyprzeć nas do Renu, żebym zniósł taką hańbę jak oddanie choćby jednego powiatu polskiego! To jest zasada, i to jest kwestia honoru (...) Nie dajcie carowi cienia nadziei że będzie mógł tknąć Polskę". 

Takim był cesarz Napoleon, a Jego przeciwnik - car Aleksander I, jakim był w odniesieniu do Polski i Polaków? Dziś przytacza się opinie, iż nie był wrogiem naszego narodu (w porównaniu z jego poprzednikami i następcami to naprawdę wypada dość dobrze), miał ponoć stwierdzić: "Rozpocznę wojnę z Francją, dopiero wówczas, gdy wesprą nas Polacy. Przy ich udziale odniesiemy sukces, bo cesarz Francuzów nie ma tu wystarczającej liczby wojsk", oraz wielokrotnie miał zapewniać swój przyjazny stosunek do Polski, jak choćby w kwietniu 1814 r.: "Dwa narody sąsiedzkie, bliskie obyczajami i mową, raz złączone winny się pokochać na zawsze". Były to jednak puste deklaracje, które car odrzucał, gdy tylko wystąpiły ku temu sprzyjające uwarunkowania polityczne (np. w 1805 r. w Puławach, był witany radośnie, gdy zapowiedział zjednoczenie Polski i wyparcie Prusaków, po czym wkrótce - jeszcze w tym samym roku - zawarł sojusz z Fryderykiem Wilhelmem III i... oddał mu listę wszystkich Polaków, którzy w Puławach złorzeczyli na Prusy. Ci ludzie, będący w większości poddanymi pruskimi, zostali potem aresztowani i spadły na nich ostre represje władz pruskich. Kolejnym razem, gdy w 1815 r. nadał Królestwu Polskiemu konstytucję - bardzo liberalną - szybko w kolejnych latach zaczął ją łamać, wprowadzając np. cenzurę i nie zwołując sejmu, oddając przy tym całą władzę w ręce swego namiestnika w Polsce, którym był carski brat, sadysta i gbur - wielki książę Konstanty Romanow. W 1822 r. został aresztowany major Walerian Łukasiński, który założył organizację niepodległościową, pod nazwą Narodowe Towarzystwo Patriotyczne. Łukasiński został publicznie zdegradowany, po czym skazany na 9 lat pobytu w twierdzy - car zmniejszył mu wyrok o 2 lata. Jednak nigdy już, aż do swojej śmierci nie wyszedł z wiezienia. W 1830 r. został przewieziony do Petersburga i osadzony w tamtejszej Twierdzy Pietropawłowskiej, w której przebywał do końca życia, zmarł w 1868 r. przy czym przez 31 lat trzymany był w celi piwnicznej więzienia, bez okien i podłogi. Tak oto wyglądały carskie słowa dane Polakom).                 
 
 Niektórzy twierdzą, że Napoleon zapałał miłością do Polski, dopiero w czasie romansu z szambelanową Marią Walewską - no cóż, wielokrotnie pisałem już że to wierutna bzdura. Po pierwsze, Cesarz nie znosił kobiet, które zbytnio wtrącały się do polityki (wielokrotnie się na nich sparzył, jak choćby na madame de Steal), dlatego też nie pozwalał ani swym żonom, ani kochankom zajmować się sprawami polityki, uważając iż: "państwa upadają, gdy rządzą nimi kobiety", poza tym mawiał: "To prawda że ponad wszystko nienawidzę kobiet manipulatorek. Jestem przyzwyczajony do dobrych, łagodnych i litościwych". Nigdy więc nie zaakceptowałby u swego boku kochanki, która co jakiś czas powtarzałaby: "Sire, a Polska?" Jest to wymysł zarówno ludzi współczesnych (którzy stręczyli panią Walewską Napoleonowi, niczym prostytutkę), jak i późniejszych pokoleń, które uwierzyły w romantyczną wizję miłości wielkiego człowieka do polskiej szlachcianki, który dzięki temu postanowił odbudować Królestwo Polskie. 

 






Po drugie zaś, Napoleon bardzo wysoko stawiał Polaków jako żołnierzy, co wielokrotnie podkreślał, dając tym samym ich za przykład Francuzom. Po ośmiominutowej bitwie pod Samosierrą (30 listopada 1808 r.), w czasie której 125 polskich szwoleżerów zniosło broniących wąwozu Hiszpanów, otwierając Napoleonowi drogę na Madryt, Cesarz, po szturmie zdjął kapelusz i zawołał w stronę Polaków: "Viva la Pologne", po czym uznał że jedynie Polacy byli w stanie wygrać tę bitwę (notabene, bitwę która trwałą już kilkanaście dni i o której francuscy oficerowi twierdzili że zdobycie wąwozu Samosierry jest: "niemożliwe" (po bitwie francuscy kirasjerzy prosili Polaków: "Na Litość Boską, powiedz że byłem z wami"). Innym razem, po bitwie pod Frydlandem (14 czerwca 1807 r.), w trzy dni później nastąpił rosyjski kontratak, gdy wojska napoleońskie urządziły sobie mocną pijatykę po zwycięstwie. Gdy więc 17 czerwca przyszedł rozkaz wymarszu do boju, aby odeprzeć rosyjski atak, wszyscy byli pijani tak bardzo, że nie mogli się ruszyć. Okazało się że jedynie oddziały polskie, które również piły równo z Francuzami, są w stanie wziąć udział w walce. I tak też się stało, odparli atak rosyjski i wrócili do stołów dalej pić. Napoleon powiedział potem do Francuzów: "Jeśli już macie pić, to pijcie jak Polacy". Takich przykładów było znacznie więcej. 





ACT 447 IS NOT APPLICABLE AND

NEVER WILL APPLY TO POLAND



 CDN.
 

środa, 27 czerwca 2018

RAPORT GEHLENA - Cz. VII

CZYLI JAK TO NIEMCY ZAMIERZALI

STWORZYĆ WŁASNY RUCH OPORU,

WZORUJĄC SIĘ NA POLSKICH

DOŚWIADCZENIACH

KONSPIRACYJNYCH


RAPORT GEHLENA
Cz. VII


WSTAWKA
POLSKA NIEPODLEGŁA:

HOŁD WOJSK PANCERNYCH PRZED GROBEM MARSZAŁKA JÓZEFA PIŁSUDSKIEGO SPOCZYWAJĄCEGO OBOK DAWNYCH KRÓLÓW RZECZYPOSPOLITEJ NA KRAKOWSKIM WAWELU, Z OKAZJI DZIEWIĘTNASTEJ ROCZNICY ODZYSKANIA PRZEZ POLSKĘ NIEPODLEGŁOŚCI
LISTOPAD 1937 r.

 "ŻOŁNIERZE... STOI PRZED WAMI WIELKI ZASZCZYT - NIEPODLEGŁOŚĆ, DZIĘKI WODZOWI ZDOBYTĄ UTRZYMAĆ, WIELKOŚĆ, NALEŻNĄ OJCZYŹNIE WYWALCZYĆ, DO ROZKWITU JĄ... DOPROWADZIĆ"



ZADANIA AKTUALNE PO DZIŚ DZIEŃ  





E. WALKA O NARÓD POLSKI


cc. STRUKTURA RZĄDU I ADMINISTRACJI


a1. Londyński rząd emigracyjny


Wskutek militarnej klęski cały polski rząd znalazł się na emigracji. Twardo stał na stanowisku, że jest jedynym prawowitym rządem polskim, i to zarówno de iure, jak i de facto, pomimo iż w jego składzie personalnym dokonano radykalnych zmian. Przywództwo objął generał Sikorski, który jeszcze przed wybuchem wojny wyemigrował do Francji z powodu wewnętrznych sporów z rządem (błąd! Władysław Sikorski nie "wyemigrował do Francji" - tylko podróżował pomiędzy Francją a Polską, a w 1938 r. na stałe do wybuchu wojny we wrześniu 1939, powrócił do Polski). Został on jednocześnie głównodowodzącym nowo formowanych w Anglii i Rosji (armia Andersa) polskich sił zbrojnych (kolejny błąd - armia Andersa w Związku Sowieckim zaczęła się formować dopiero od sierpnia 1941 r. po agresji hitlerowskich Niemiec na ten kraj). Zajął on jednoznacznie antyniemieckie stanowisko. Wobec Sowietów reprezentował bezkompromisowo interes Polski narodowej w jej przedwojennych granicach. Londyński rząd emigracyjny czuje się jedynym reprezentantem i rzecznikiem całości polskich interesów. Dlatego też stara się pozyskać cały naród polski. W postaci lubelskiego komitetu wyzwoleńczego, który określany jest przez rząd emigracyjny jako bezprawny oraz samozwańczy, wyrasta mu coraz silniejszy konkurent, i to zarówno ze względu na faktyczne sprawowanie władzy rządowej, jak i sympatie ludności (pisałem już o tym w poprzednich częściach, więc nie będę się powtarzał - powiem tylko że komunistyczny tzw.: "rząd lubelski" był sowiecką marionetką, zainstalowaną, aby po wojnie przejąć władzę w podbitym przez Armię Czerwoną kraju).

Po śmierci Sikorskiego w 1943 r. musiało dojść do poważnej rekonstrukcji składu rządu:
  • prezydentem został Raczyński (bzdura! prezydentem Rzeczypospolitej, od 30 września 1939 r. do czerwca 1947 r. był Władysław Raczkiewicz, przedwojenny prezes Światowego Związku Polaków z Zagranicy);
  • premierem przywódca partii ludowej Mikołajczyk (Stanisław Mikołajczyk);
  • głównodowodzącym wszystkich sił zbrojnych został gen. Sosnkowski (Kazimierz Sosnkowski, w latach 1917-1918 wraz z Józefem Piłsudskim został zamknięty przez Niemców w twierdzy w Magdeburgu, co było efektem tzw.: "kryzysu przysięgowego" - odmowy żołnierzy Legionów Polskich, złożenia przysięgi na wierność cesarza Niemiec - Wilhelma II. W latach późniejszych należał do kręgu najbliższych współpracowników Marszałka). 
Wraz z Sikorskim nastawieni narodowo Polacy utracili swojego najzdolniejszego bez wątpienia przedstawiciela. To Mikołajczyk powinien był objąć jego dziedzictwo. Nie był jednak w stanie dorównać mu ani autorytetem, ani popularnością. Blok prawicowo-radykalny oraz demokratyczny nie brały udziału w rządzie. 


a2. Nielegalna administracja krajowa

Londyński rząd emigracyjny nie zadowolił się sprawowaniem pozornej władzy, lecz bardzo prędko zaczął organizować nielegalne instytucje rządowe  i administrację w samym kraju (oczywiście "nielegalne" dla Niemców). Obje struktury były jak najściślej powiązane z inicjatywami wojskowymi i wywiadowczymi zarówno pod względem kadrowym, jak i programowym, stanowiąc specyficzną część polskiego ruchu oporu. Rząd reprezentował w kraju delegat na kraj, u którego boku stała krajowa rada ministrów. Jako organy doradcze działały RNE (RJN - Rada Jedności Narodowej) oraz PVA (PZP - Polski Związek Powstańczy - był to kryptonim Armii Krajowej). Na temat właściwej struktury kadrowej oraz ilościowej brak wszelkich danych. Dzięki niezmordowanej, żmudnej pracy zbudowany został aparat urzędniczy w zakonspirowanej formie, który obejmował wszystkie sfery życia państwowego (aż po opiekę społeczną i edukację). Celem było, aby od pierwszego dnia po ujawnieniu się mieć w ręku bezbłędnie funkcjonujący aparat państwowy, tak pod względem kadrowym, jak i programowym. Rozbudowę tego aparatu można oceniać jako w dużej mierze udaną. W efekcie rząd londyński miał - oprócz sił zbrojnych - do dyspozycji swego rodzaju nielegalną "armię cywilną", której znaczenie trudno przecenić. Ostrze tej armii wycelowane było naturalnie w niemiecką administrację. Swoje szczególne znaczenie na polu wojskowym osiągała ona, prowadząc rozległą i ożywioną działalność wywiadowczą w sektorze cywilnym, równolegle do wyspecjalizowanej polskiej służby wywiadowczej oraz SA (AK - Armii Krajowej), prowadzącej powszechną akcję zbierania informacji. Posługiwała się przy tym przede wszystkim Polakami zatrudnionymi w niemieckiej administracji.

Nielegalna administracja krajowa obejmowała całość obszaru byłego państwa polskiego. Włączenie jego zachodnich obszarów do Rzeszy nie zostało, jak wiadomo, zaakceptowane przez emigracyjny rząd w Londynie. Jest ponadto prawdopodobne, że zbudowano - przynajmniej w ogólnych zarysach - nielegalny aparat administracyjny dla niemieckich obszarów, które mają być wcielone do Polski, takich jak Prusy Wschodnie, Pomorze Wschodnie czy Śląsk Opolski. Celem nielegalnej działalności administracyjnej miało być w ostatecznym rozrachunku przygotowanie we współpracy z siłami zbrojnymi ogólnego powstania narodu polskiego, którego wybuch miał nastąpić w odpowiednim momencie, aby po jego zwycięstwie, co do którego nikt nie miał wątpliwości, bez zbędnych trudności organizacyjnych powołać nowe państwo do życia.  Podstawę prawną dla działalności nielegalnych placówek rządowych i administracyjnych na terenie kraju stanowił od 1.09.1942 r. "Dekret o tymczasowej organizacji władz na terenie Rzeczypospolitej Polskiej", obok wydanych wcześniej rozporządzeń. W dniu 6.01.1944 zastąpił go nowy dekret o "prowizorycznej organizacji administracji państwowej na obszarze Rzeczpospolitej" (błąd! ów dekret został wydany 26 kwietnia 1944 r.). Dekret ten nie powinien być ogłoszony przed oficjalnym przejęciem władzy przez krajowego delegata, które było przewidziane dopiero po ujawnieniu się. Wcześniejsza publikacja doprowadziłaby do ostrych ataków we własnym kraju, ponieważ nowy dekret składał całą władzę w rękach delegata, który m.in. miałby prawo według własnego uznania mianować swoich współpracowników. Na użytek propagandy twierdzono, że nowy dekret jest tylko zaktualizowaną wersją poprzedniego. Nowy dekret stanowił m.in., że:

Art. 4:
  1. Delegat Rządu na Kraj sprawuje władzę aż do powrotu premiera do kraju.
  2. Z chwilą powrotu premiera władza przechodzi zgodnie z prawem na niego.
  3. Członkowie rządu przejmują zarządzanie resortami.
  4. Delegat Rządu na Kraj pozostaje dalej członkiem rządu.
Art. 5: Zakres Działalności Delegata Rządu na Kraj
  • W konspiracji: kierowanie walką z siłami okupacyjnymi, obserwacja postawy narodu, przejęcie władzy we właściwej chwili.
  • Po ujawnieniu się: kierowanie pracami na rzecz odrodzenia się państwa.
Art. 6: Aby wykonać zadania postawione przed Delegatem w trakcie konspiracji oraz po ujawnieniu się, ma on prawa przysługujące najwyższym władzom państwowym w obszarze funkcjonowania całej administracji państwowej z wyjątkiem spraw zagranicznych. 

Art. 7: Ma prawo wydawania rozporządzeń i zarządzeń.

Art. 8: Ma prawo przenoszenia oraz tymczasowego powoływania urzędników państwowych.

Art. 12: Delegatowi podlega dowódca sił zbrojnych (w kraju). Pod nieobecność Wodza Naczelnego dowódcy podlega całość sił zbrojnych, przy czym ma on prawo do składania delegatowi wniosków dotyczących sił zbrojnych.

Art. 13: Jako organ doradczy i opiniodawczy u boku Delegata funkcjonuje Rada Jedności Narodowej, która składa się z 15-18 członków walczących partii. 

Dekretem tym przekazano delegatowi daleko idące pełnomocnictwa również odnośnie do czysto wojskowej części ruchu oporu. To jeszcze jeden dowód na to, że siły wojskowe i wywiadowcze ruchu oporu należy analizować tylko w kontekście całego polskiego ruchu oporu.



Nim przejdę do dalszych części raportu szefa niemieckiego wywiadu - Reinharda Gehlena, pewne wyjaśnienie i omówienie już zaprezentowanych zagadnień. Otóż atak niemiecki i sowiecki na Polskę z września 1939 r., był całkowitą katastrofą dla państwa, armii i oczywiście polskiego narodu. Niewielu w ogóle zakładało iż wojna ta (w jej pierwszej fazie) będzie tak wyglądała, optymizm i pewność zwycięstwa była w narodzie powszechna. Tym bardziej że Wojsko Polskie było w międzywojennej Europie uważane za jedno z najsilniejszych (30 dywizji piechoty, 40 pułków kawalerii sformowanych w 11 brygad, dwie Dywizje Pancerno-Motorowe - przy czym ta druga dywizja nie została całkowicie sformowana do września 1939 r. i rozdzielona została na brygady), do tego dochodziła pamięć zwycięskiej wojny polsko-bolszewickiej 1920 r. Poza tym, od 1926 r. w narodzie skrupulatnie budowano świadomość, iż armia stanowi potężny (choć nie jedyny) element budowania potęgi Polski w świecie. Podejmowano ambitne plany mocarstwowe, które miały uczynić z Polski jedno z największych mocarstw nie tylko w Europie, ale i w świecie. Rozpoczęto próby nabycia kolonii (Afryka i Ameryka Południowa), chciano nabyć Madagaskar od Francji, oraz planowano wykupienie sporej części ziemi w Brazylii, by tam stworzyć amerykańską kolonię dla Polski - wysłano nawet tam kolonistów. Były też bardzo ambitne plany gospodarcze, które zakładały do 1954 r. zrównanie potencjałów gospodarczych Francji, Wielkiej Brytanii i Polski.






Rozpoczęto, zakrojone na wielką skalę inwestycje, które spowodowały znaczny spadek bezrobocia. Powstał Centralny Okręg Przemysłowy, ulokowany w środkowej i południowej Polsce (z dala od niemieckiego i sowieckiego frontu - jak zakładano). Powstawały fabryki broni i amunicji na potrzeby wojska, floty i lotnictwa. Rozbudowywano Marynarkę Wojenną, pragnąc (pomimo niewielkiego dostępu do Bałtyku), uczynić z niej siłę, mogącą nie tylko zawalczyć z flotą sowiecką i niemiecką, ale i zdolną utrzymać przyszłe polskie kolonie zamorskie. Moda na orientalność była również duża, organizowano parady Ligii Morskiej i Kolonialnej (w czasie których domagano się kolonii dla Polski), Dni Morza i festyny, mające utwierdzić polskie panowanie na morzach (a szczególnie na Morzu Bałtyckim). Gdynia, jeszcze w 1926 r. praktycznie rybacka wioska, stała się już w roku 1938 największym i najnowocześniejszym portem morskim Bałtyku, pokonując wszystkie niemieckie, rosyjskie czy szwedzkie porty. Nie sposób tu wymienić wszystkich innych osiągnięć Polski przedwojennej Rzeczpospolitej (warto jedynie dodać, że gdyby nie wojna, już w 1940 r. mielibyśmy regularne programy telewizyjne, gdyż jeszcze w 1939 r. puszczano krótkie reportaże telewizyjne, np. z obrad sejmu  i zamierzano uruchomić stałe nadawanie właśnie od 1940 r.), natomiast prawdziwym motorem zmian gospodarczych, był minister skarbu - Eugeniusz Kwiatkowski (twórca m.in.: portu w Gdyni i Centralnego Okręgu Przemysłowego). On to twierdził iż: "W tym bowiem miejscu Europy, gdzie leży Polska, istnieć może tylko państwo silne, rządne, świadome swych trudności i swego celu, wolne, rozwijające bujnie indywidualne wartości każdego człowieka, a więc demokratyczne, zwarte i zorganizowane, solidarne i silne wewnętrznie, budzące szacunek na zewnątrz, przeniknięte walorami kultury i cywilizacji, państwo nowoczesne, zachodnie, mnożące w wyścigu pracy własne wartości materialne i moralne. Czy możemy wahać się, stojąc u drogowskazu, gdzie pójść?"




Oczywiście takich ludzi jak Kwiatkowski było mnóstwo. To właśnie dzięki ich tytanicznej pracy i poświęceniu (często własnego zdrowia), udało się odbudować kraj z potwornych zniszczeń wojennych I Wojny Światowej. Ale było to też inne pokolenie, pokolenie czynu zbrojnego i walki o niepodległość. Ich rodzice coraz częściej zapominali o potrzebie odbudowy Niepodległości państwa, skupiając się raczej na walce o autonomię w ramach trzech państw zaborczych - Niemiec, Austro-Węgier i Rosji i deklaracji wierności tamtejszym władzom. Ci młodzi chłopcy roku 1914, którzy wyruszali do Kongresówki by "wykuwać Polskę do życia", budzić ją z ponadstuletniego snu niewoli, położyli pierwsze fundamenty pod przyszły gmach rodzącej się Ojczyzny. Pamiętając o dawnej, mocarstwowej potędze Rzeczypospolitej Obojga Narodów, która podkreślana jeszcze przez narodowych wieszczów, stanowiła podstawę ich zapału, poświęcenia, pracy i walki. Brano sobie przecież za pseudonimy imiona bohaterów literackich, takich jak: "Zagłoba", Wołodyjowski", Kmicic", "Konrad" i wielu innych. Oni wszyscy, pomimo ogromnych przeszkód, tak zewnętrznych jak i wewnętrznych, głęboko wierzyli iż pewnego dnia powstanie ta wyśniona, wymarzona, wywalczona i wyczekiwana przez pokolenia "jęczące w niewoli" Polska. I tak się właśnie stało, wykuli nam tę Polskę bagnetami, po czym uczynili coś równie wielkiego. Przelali z własnych serc w serca milionów ten zapał niezwykły, to poświęcenie dla Ojczyzny by Ją budować, upiększać i czynić wielką. Pokolenie ich dzieci, wyrosłe już w Niepodległej Polsce i słyszące o czasach niewoli jedynie z opowieści rodziców, zapisało równie piękną kartę w naszych dziejach podczas II Wojny Światowej i późniejszej sowieckiej okupacji kraju po 1945 r. Ci ludzie nie byli mentalnie i moralnie gotowi by przegrać, dlatego też po październiku 1939 r. i zajęciu całego kraju przez Niemcy i Związek Sowiecki, podjęli bezkompromisową walkę na śmierć i życie.     







WSZYSCY ON ZOSTAWILI NAM PRZESŁANIE:


PRZETRWAĆ - ZBUDZIĆ KRÓLA DUCHA - ODBUDOWAĆ DAWNĄ SIŁĘ






ACT 447 IS NOT APPLICABLE AND

NEVER WILL APPLY TO POLAND



CDN.

niedziela, 24 czerwca 2018

KOBIETA JEST UKORONOWANIEM STWORZENIA - Cz. V

CZYLI KIEDY I GDZIE W HISTORII

ISTNIAŁ MATRIARCHAT?





II
KRETA
KAPŁANKI BOSKIEJ EJLEJTYJI
(ok. 3000 r. p.n.e. - ok. 1450 r. p.n.e.
Cz. I






 Grecka wyspa Kreta jest najlepszym przykładem zaistnienia państwowo-kultowej formy matriarchatu. Jest on o tyle ewidentny, iż na Krecie nie występują kapłani (a przynajmniej nie ma żadnych informacji na ten temat), lecz tylko i wyłącznie kapłanki. Co prawda Kreteńczycy oddają cześć takim bogom jak Zeus, Apollo czy Posejdon, ale są to informacji późniejsze, z czasów albo klasycznych, albo też czasów po-minojskich (choć najprawdopodobniej kult owych bogów był uprawiany na wyspie przez migrujących z kontynentu Jonów i Achajów jeszcze w czasach minojskich), w każdym razie bogowie ci nie są pierwotnymi bóstwami Krety i jej azjanickich mieszkańców. Kreta, przed jej zajęciem przez aryjskich przybyszy z Północy, była centrum religijnego kultu Wielkiej Bogini (lub Wielkiej Macierzy). Bogini ta, mogła mieć kilka imion i mogła też patronować wielu różnym aspektom życia ludzkiego, ale fakt pozostaje faktem, że to właśnie kobiece bóstwo było na Krecie dominujące, oraz że jedynie kobiety mogły pełnić urząd kapłanek. Nosiły one nazwę "Potnia Theron" ("Panie Dzikiej Zwierzyny"), a swoje kulty, odprawiały w świętych grotach, oraz na szczytach gór. Bez wątpienia ów matriarchalny kult religijny, związany był z płodnością, gdyż figurki Wielkiej Bogini (która nosiła różne imiona, ale najbardziej znana jest pod imieniem Ejlejtyji - która była właśnie boginią płodności i której cześć oddawano w grocie Amnisos koło Knossos), przedstawiają ją na wpółnagą, z odsłoniętymi piersiami.

Kapłanki, czyli "Panie Dzikiej Zwierzyny", miały niezwykle silną pozycję w państwie, gdyż jedynie one, mogły oddawać cześć bogini Ejlejtyji w grotach i labiryntach skalnych (znaczenie labiryntów odgrywało dużą rolę w kultach kreteńskich, gdyż miało to jakiś związek z inicjacją prawdopodobnie seksualną. Mit o Tezeuszu, Ariadnie oraz labiryncie i Minotaurze w jakiś sposób się z tym wiąże, choć on sam powstał znacznie później, gdy kultura minojska przestała już istnieć). Do najsławniejszych grot świątynnych należały: właśnie Amnisos, grota położona na górze Dikte (która w czasach późniejszych służyła jako miejsce kultu Zeusa, który wedle mitu miał się tam narodzić), oraz Ampeluzja koło Gortyny. Miejscem świętym było również niewielkie sanktuarium, położone na górze Juktas. Kapłanki nosiły specyficzne stroje, które całkowicie odsłaniały ich piersi (najpewniej było to związane z kultem płodności), oraz długich, falbaniastych spódnicach do stóp. Jednak nagość była czymś naturalnym, jako że istnieją opisy kultów, jakie miały odprawiać kapłanki - należą do nich dziwne, ekstatyczne zwyczaje, jakie wykonywały kapłanki, będąc całkowicie nagie, pocierały swoje ciała (piersi, brzuch) o drzewa, lub o skałę (nie wiadomo dokładnie co to miało znaczyć, ale musiało mieć jakiś związek z kultem płodności lub kultem natury, który był też bardzo silny na Krecie). W zasadzie każdy aspekt przyrody (zima, wiosna, lato, jesień), związany był z aspektem żałobnym (lamenty), orgiastycznym lub ekstatycznym. Dużą rolę w kulcie religijnym bogini Ejlejtyji, pełnił taniec. Mocną pozycję w tym kulcie pełnił byk, będący zapewne świętym zwierzęciem bogini (notabene, o ile w tym typowo kobiecym kulcie, byk oraz róg byka - który kapłanka trzymała w dłoni podczas składania ofiar - stanowił silny element religijny, związany z Wielką Macierzą, o tyle, np. w mitraizmie - typowo męskiej religii - byk stanowi symbol zła wszelakiego, którego zabija zbawca ludzkości - boski Mitra).

Innym symbolem, bardzo przypominającym byka (czy też jego rogi), był obusieczny topór kultowy, który używany był podczas misteriów religijnych (często lezy on obok... nagiej bogini). Nie jest znane do jakich celów mógł być używany, w każdym razie, w okresie o którym piszę, nie praktykowano już mordów rytualnych (przynajmniej na Krecie nic na ten temat nie wiadomo), które były bardzo popularne w kulcie Wielkiej Bogini w Azji Mniejszej mniej więcej do ok. 3000 r. p.n.e. Praktyka ta wyglądała następująco, iż kapłanka składała w ofierze bogini wybranego wcześniej, młodego mężczyznę, który następnie grzebany był w ziemi w pozycji embrionalnej, co miało sugerować niekończący się związek życia i śmierci, który powstaje za wolą bogini z matczynego łona. Na Krecie tego typu praktyki (szczególnie po 2000 r. p.n.e.) nie były już kontynuowane. Należy też tutaj od razu dodać (o czym wspomniałem na początku), że w matriarchalnych kultach kreteńskich, nie występują żadni męscy bogowie. Owszem, w otoczeniu bogini znajduje się czasem pewien młody, uzbrojony mężczyzna, ale nie jest to bóg, któremu oddawano cześć, a raczej jej kochanek lub akolita. O ile jednak kult religijny Wielkiej Bogini, należał na Krecie jedynie do obowiązków kobiet-kapłanek, o tyle najwyższym kapłanem jej kultu w państwie był z reguły sam król. Pałace królewskie w Knossos, Fajstos i Zakros, posiadają miejsca kultowe, gdzie król i jego małżonka mogli oddawać cześć bogini, król bowiem pełnił swoją władzę z nadania bogini, o czym świadczył gryfony, otaczające tron królewski w Knossos, będące symbolem rytualnej władzy bogini.




Bardzo silny był kult zmarłych (związany z cyklem narodzin i śmierci, czyli cyklem płodności). Składano ich do komór grobowych wykutych w skale lub w ziemi (w zależności od pozycji zmarłego), gdzie żywi mogli odwiedzać zmarłych, odbywając podczas świąt libacje na ich cześć. Nad wszystkim sprawowała pieczę oczywiście Bogini Matka, której personifikacje były w owej grocie umieszczane. Był również specjalny rytuał kultowy, mający zapewnić zmarłemu szczęśliwą egzystencję w zaświatach, który nosił nazwę - thiasoi. Ów rytuał i jego nazwa, znana jest chociażby stąd, iż przetrwała w pewnych tajnych misteriach z czasów późniejszych, ale praktyki te, są również przedstawione w komorach grobowych królów kreteńskich. Rytuał ów polegał na złożeniu przez kapłankę (często musiało być ich więcej niż jedna) ofiary bogini z byka, którego krew miała spłynąć do krateru, prowadzącego do urny ofiarnej. Po dopełnieniu owej ceremonii, składano na ołtarzu jeszcze dwa cielaki (prawdopodobnie, choć nie jest to pewne), po czym przystępowano do libacji za szczęśliwe przejście zmarłego do krainy zmarłych. Wszystkie te kulty, rytuały i misteria odprawiane były właśnie przez kapłanki, była to więc kolejna, typowo matriarchalna funkcja w dziejach (co ciekawe, jej odpowiednikiem byli wśród Celtów tzw.: druidzi, społeczność kapłańska, złożona z samych mężczyzn. Takich przypadków wyjątkowości każdej z płci, było jeszcze kilka - jak choćby mityczne plemię - czy plemiona Amazonek, kobiet-wojowniczek i typowo męskie bractwo wojskowe, ściśle unitarne i złożone z samych "samców" - Kozacy z Siczy na wyspie Chortyca, do której wejść nie było tak łatwo i która zamieszkana była tylko przez mężczyzn).

Kultura kreteńska dominowała w całym basenie Morza Egejskiego, szczególnie w latach 1700 r. p.n.e. - 1450 r. p.n.e. A kreteńskie zwyczaje religijne (te, związane z kultem Wielkiej Bogini), znajdowano również na wyspach: Tera, Melos, Rodos, Karpatos, Kytera, Keos czy w Milecie, a najsławniejszymi koloniami kreteńskimi, były te, założone na wyspach: Kytera - Kastri, oraz Tera - Akrotiri. Istniała również zbrojna warownia kreteńska na Melos - Fylakopi. Wszystkie te miasta oraz twierdze zostały zdobyte i spalone do 1450 r. p.n.e. przez przybyłych z północy (z kontynentu greckiego) najeźdźców, zwanych Achajami. Był to aryjski, indoeuropejski (a jeśli tak to z pewnością słowiański, gdyż przywędrowali oni znad naddunajskiego rejonu karpackiej Słowiańszczyzny) lud, który przyniósł swoje kulty i zwyczaje. Podbój Krety przez Achajów zapewne nie dokonał się w sposób gwałtownej, jednorazowej inwazji, lecz był procesem, rozciągniętym na dziesięciolecia. Pierwszym błędem Kreteńczyków, było pozwolić osiedlić się na swojej wyspie achajskim przybyszom, którzy reprezentowali zupełnie inną kulturę i wyznawali inną religię (choć wiele kultów kreteńskich zostało potem przyswojonych przez Achajów i przetrwało do czasów Grecji klasycznej). To oni wprowadzili kulty męskich bogów - Zeusa, Posejdona czy Dionizosa. To oni też (zapewne w wyniku jakichś wewnętrznych buntów i powstań) ostatecznie przejęli władzę nad wyspą, na której początkowo byli jedynie gośćmi (ich liczba zwiększała się jednak w wyniku kolejnych migracji z kontynentu greckiego). 


 ACHAJOWIE



Gdy już stali się panami Krety i spalili pałace w Knossos, Fajstos, Zakros, oraz mniejsze miasta - Chania, Hagia Triada, Myrtos czy Palaikastro, zabronili ostatecznie odprawiania kultu Wielkiej Bogini (której część "uprawnień" przejęły takie boginie jak Atena, Demeter czy Hera). Funkcja kapłanek została rozwiązana a święte groty popadły w zapomnienie. W nowo odbudowywanych miastach, stawiano już świątynie klasycznym bóstwom greckim i tam się do nich modlono. Matriarchalny kult poszedł w zapomnienie (był jeszcze praktykowany w Azji Mniejszej), i odrodzi się dopiero (choć w zupełnie innej formie) za czasów Imperium Rzymskiego, w kulcie bogini Kybele.     

  

ACT 447 IS NOT APPLICABLE AND NEVER WILL APPLY TO POLAND



 CDN.
 

piątek, 22 czerwca 2018

NULLA POTESTAS NISI A DEO - Cz. III

FILARY SPOŁECZNEGO

ROZWOJU LUDZKOŚCI

I METODY PATOLOGIZACJI

NA PRZESTRZENI WIEKÓW





FILARY EUROPY 

PIERWSZA EUROPEJSKA 

OJCZYZNA SŁOWIAN

Cz. II


Słowianie, jako pierwszy aryjski lud indoeuropejski, weszli na ziemie dzisiejszej Europy (rejon Karpat) ok. 12 000 r. p.n.e z ziem Bliskiego Wschodu. Jednak proces opanowywania tego obszaru trwał do 8 000 r. p.n.e., przy czym ludność słowiańska zasiedlała już w tym czasie tereny północnej Rosji (Karelia), gdyż z tego właśnie okresu (ok. 8 400 - 6 400 r. p.n.e.) pochodzi słowiańska osada Oleni Ostrov (nazwa współczesna), położona nad Jeziorem Onega, w której zamieszkiwał ów "Karelczyk" o którym pisałem w poprzedniej części (lub też "Człowiek z Jeleniej Wyspy") będący jednocześnie praojcem dla ludów słowiańskich o haplogrupie R1a1a z mutacją M198 (kultura janisławicka i amfor kulistych), z mutacją M417 (kultura ceramiki sznurowej) i Z282 (kultura łużycka). Nazywany jest on również "Pierwszym Polakiem", gdyż ok. 90% DNA Karelczyka, pokrywa się z genami współczesnych Polaków. Tak więc okazuje się, że migracja Słowian-Aryjczyków nie przebiegała tylko z południa (Bliski Wschód) na północ (rejon Karpat), ale także z północnego-wschodu na południowy-zachód. Ok. 8 000 r. p.n.e. ziemie rejonu Karpat zostają już w całości opanowane przez plemiona słowiańskie, a ok. 7 000 r. p.n.e. z rejonu Kaukazu wyrusza na północ kolejny wielki pochód ludności słowiańskiej. Z tamtejszych osad Tsalka Edzani i Czah Yox, ruszają plemiona (mutacja Z282 i M417, być może również Z645), które dochodzą nad Dniepr (rejon dzisiejszego Kijowa i północnej Ukrainy). Pierwsza większa osada na tych terenach, datowana jest na 6 000 r. p.n.e. i nosi nazwę Rudoj Ostrov (oczywiście nazwa współczesna). W przeciągu kolejnego tysiąclecia, opanowane zostają ziemie aż do Bałtyku (mutacja Z282 i wyodrębniona z niej lechicka grupa M458). Główna jednak grupa Słowian poszła jednak w tym czasie (ok. 7 600 r. p.n.e.) na Zachód, kierując się ku Niemcom, Francji, Holandii, Belgii i południowej Brytanii (mutacja M417).

Centrum jednak Słowiańszczyzny, tzw.: "Druga Kolebka" to były ziemie w rejonie Karpat (nawet XIX-wieczny polski historyk Julian Bartoszewski pisał: "Rdzenna nasza ziemia pod Karpatami była (...) jakby ojczyzną całego plemienia słowiańskiego, stały się obydwie strony Karpat, jedna od południa, druga od północy, wzdłuż Wisły (...) Podkarpacka ziemia jest ojczyzną wielkiego plemienia (...) arcy-słowiańską ziemią, ogniskiem życia (...) w niej mieszkał najdawniejszy, najwięcej wyrobiony i najdzielniejszy lud słowiański"). Dziś już wiadomo, że kolebką Słowiańszczyzny (mam tu na myśli archeologów i genetyków a nie pseudo-historyków) były ziemie ziemie Karpackie (zwane również "polskimi Mykenami nad Dunajem"), wiadomo też jakie tam powstały w owym czasie grody. Po roku 4 000 p.n.e. (czyli już po wejściu do Europy ludności celtyckiej i zajęciu przez nich terenów dzisiejszej Austrii i południowych Niemiec, tzw.: kultura halsztadzka), w rejonie karpackiej "Macierzy", nad Dunajem powstaje ponad 40 wielkich słowiańskich osad (sam fakt, że to właśnie w rejonie Karpat było największe namnożenie słowiańskich osad, świadczy dobitnie, że właśnie tutaj w owym czasie znajdowało się centrum Słowiańszczyzny). Do największych ówczesnych grodów, zaliczyć można Tartarię (tabliczki z zapisanym pismem z Tartarii datuje się na 5 000 r. p.n.e. co dobitnie świadczy, iż Słowianie byli zapewne jednymi z pierwszych, jeśli nie pierwszymi społecznościami po-potopowymi, które zapoczątkowały piśmiennictwo, zresztą Słowianie jako pierwsi wymyślili również koło - wizerunek czterokołowego wozu z Małopolski, jest obecnie najstarszym odnalezionym przedstawieniem koła na Ziemi i pochodzi z 3 490 r. p.n.e. jest więc o 150 lat starsze, od najstarszego dotąd wyobrażenia koła, pochodzącego z terenów Mezopotamii).

Inną dużą osadą słowiańską tego okresu, było Starcevo nad Dunajem (dzisiejsza Serbia), oraz położona bardziej na południe Rudna Glava. Słowianie byli prekursorami obróbki miedzi, gdyż to właśnie w rejonie Karpat zrodziła się ta sztuka, potem eksportowana do Europy Zachodniej. Jak już wspomniałem, było ponad 40 słowiańskich osad karpackich, tworzących tzw.: Obszar Karpacki, lub też "Kompleks Barbotinowy" (zwany również kulturą starczewsko-kryszańską), i prócz już wymienionych osad, można jeszcze dołożyć następujące grody: Vcelince, Nicena, Mysla, Vrable, Hradok czy Ganovce. Po 2 000 r. p.n.e. liczba osad zwiększa a w rejonie Karpat powstaje kultura pól popielnicowych, która szybko ogarnia większą część Europy (wraz z Francją, Włochami i północną Hiszpanią ale już bez Brytanii). Słowianie dominują wówczas niepodzielnie na obszarze całej Europy, wchodząc jednocześnie w korelacje z Celtami (od ok. 2 250 r. p.n.e. większa część dzisiejszej Francji znajdowała się już pod władzą Celtów/Galów, zaś północna Italia została przez nich opanowana ok. 2 200 r. p.n.e.). Natomiast dotychczasowa ludność niearyjska (haplogrupa I1) została całkowicie wyparta na daleką północ Skandynawii, ale duże jej grupy musiały dalej żyć pod dominacją Słowian i Celtów, jako że w czasie największej bitwy starożytności - w Dolinie Dołęży z 1250 r. p.n.e. cześć walczących wykazuje geny tychże ludów. Nie są to jednak ludy germańskie, jak chcieliby niektórzy, to ludy tzw.: północne lub nordyckie (nazwy umowne, związane z faktem zepchnięcia ich właśnie na te mroźne skandynawskie ziemie). Klasyczni Germanie pojawią się dopiero po wymieszaniu się pokonanych ludów haplogrupy I1 ludów celtyckich (haplogrupa R1b1) i ludów słowiańskich (R1a1). Ale to stanie się dopiero w (średniowieczu - VII, VIII, IX wiek)



FILARY EUROPY

BITWA W DOLINIE DOŁĘŻY (1250 r. p.n.e.)

OSTATECZNY TRIUMF 

SŁOWIANO-CELTÓW W EUROPIE

Cz. III 


 ZESTAWIENIE LUDÓW BIORĄCYCH UDZIAŁ 
W BITWIE W DOLINIE DOŁĘŻY
1250 r. p.n.e.





Największa znana dziś bitwa starożytności, miała miejsce na granicy dzisiejszych państw Polski i Niemiec, niedaleko Szczecina w rejonie Dołęży (Meklemburgia-Pomorze Przednie) ok. 1250 r. p.n.e. Doktor Christian Schell (genetyk z Uniwersytetu w Mainz) stwierdził po przeprowadzeniu badań kości 17 odkopanych wojowników, którzy polegli w tej bitwie, iż ludność kultury łużyckiej (czyli Słowianie), są ludem, którego komponenty genetyczne są dziedziczone przez współczesnych Europejczyków w największym stopniu (18,20 %), na drugim miejscu dopiero jest ludność nordycka, czyli ludność o haplogrupie I1 (11,52 %). Ludność celtycka, która uczestniczyła w bitwie, odpowiada zaś 5,93 % komponentów genetycznych, przekazanych współczesnym Europejczykom. W każdym razie, odchodząc teraz od statystyk, bitwa w Dolinie Dołęży, była ogromnym starciem ludów ówczesnej Europy a nawet Eurazji (uczestniczyło w niej aż 36 ludów, przez co była to największa bitwa starożytności - biorąc pod uwagę liczbę wojowników, szacowaną na ok. 7 000, przy czym polec miało aż 750 z nich). Było to starcie świata aryjskiego (Słowianie, Celtowie, Celtyberowie, ludy Zachodniego Kaukazu - tzw. rasa kaukaska -  i Armenii) oraz ginącego świata nordyckiego (i jemu pokrewnych). Bitwa zakończyła się całkowitym zwycięstwem Słowiano-Celtów i ostateczną klęską ludów o haplogrupie I1, I2 oraz J1 i J2. Swoją drogą sam fakt, że to tak wielkiej bitwy doszło dopiero w XIII wieku p.n.e. świadczy dobitnie, że pomimo opanowywania kontynentu przez Słowian i Celtów od 12 000 r. p.n.e., proces ten nie został doprowadzony do końca. A już to, że w bitwie tej wzięło udział aż 36 ludów, świadczy dobitnie o skali i niebagatelnej roli, jaką miała wypełnić. 

Zwycięstwo w niej Słowian i Celtów było tak duże, że ludność nordycka (i pokrewne) już się po niej nie podniosły, spychane konsekwentnie w głąb Skandynawii i wypierane z kontynentu europejskiego, również i przez Morze Śródziemne na południe. Należy też od razu dodać, że niedługo po tym zwycięstwie (które musiało odbić się echem w całym obszarze od Morza Bałtyckiego i Morza Północnego po Morze Śródziemne i Morze Czarne), nastąpiła wielka ofensywa ludów słowiańskich z północy na południe. Historycy nadali temu wydarzeniu nazwę - inwazji "Ludów Morza", które zniszczyły istniejące wówczas wielkie kultury anatolijskie (królestwo Hetytów ok. 1200 r. p.n.e.), syryjskie, palestyńskie oraz zaatakowały Egipt (ok. 1175 r. p.n.e.). Część słowiańskich najeźdźców z północy, osiedliła się na zdobytych ziemiach, ale większość plemion została później podbita, lub zasymilowała się z innymi ludami, natomiast największe państwo (a raczej państwa, gdyż, zgodnie ze słowiańską i celtycką tradycją polityczną, były to zdecentralizowane ośrodki z lokalnymi władcami) stworzyli w nadbrzeżnym pasie Palestyny, tzw.: Filistyni (był to bez wątpienia lud słowiański), którzy po długich walkach z plemieniem Izraela, ostatecznie zostali podbici przez króla Dawida i zasymilowali się z Izraelczykami, co oznacza że żyjący w I wieku p.n.e. (w czasach Chrystusa) Żydzi, mieli (lub mogli mieć) również i słowiańskie geny (po raz drugi Słowianie/Polacy założyli Izrael jeszcze w czasie II Wojny Światowej, gdy gen. Anders zwolnił z przysięgi wojskowej Żydów narodowości polskiej, których wyprowadził z ziemi sowieckiej, z domu niewoli. Gdy zaś w 1948 r. powstało państwo Izrael, pierwszym językiem, jakim posługiwali się chociażby politycy w Knesecie, był właśnie język polski).      



PS: To zdjęcie zrobione ze Strefy Kibica w Lublinie. Pokazuje jedyną osobę, kibicującą drużynie Senegalu, podczas meczu z Polską 19 czerwca w czasie Mistrzostw Świata w Rosji. Ową kibicką Senegalu, jest studentka Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej - Zendayi Sithole z Zimbabwe. Piękny obrazek, a jeszcze piękniejsze są słowa owej pani, które powiedziała do mediów, oto one: "Byłam jedyną przedstawicielką Afryki kibicującą Senegalowi (...) Na początku trochę się bałam, bo nigdy wcześniej czegoś takiego nie robiłam, ale uznałam, że to jest czas, żeby kibicować. Innym powodem, dla którego poszłam do kibiców jest to, że czytałam o polskiej historii i wiem, że polscy mężczyźni szanują kobiety. To jeden z tych krajów, gdzie się je szanuje. Więc wiedziałam, że mnie nie pobiją i nie zrobią czegoś złego (...) Polacy to bardzo dobrzy ludzie. Boże, błogosław im".






No i rzeczywiście, wszelki rasizm rasizm jest obcy nam i naszej kulturze. Ci, co znają naszą historią, a szczególnie nasz genotyp narodowy - lechicko-słowiański, wiedzą o tym doskonale. Tak jak nigdy u nas nie było wojen religijnych czy też palenia ludzi na stosach za wiarę lub poglądy, tak nigdy nie było żadnych prześladowań ze względu na pochodzenie czy kolor skóry. My jesteśmy spokojni ludzie, którzy chcą po prostu normalnie żyć na tym świecie pod gwiazdami, nie lubimy tylko jak ktoś wchodzi do nas z buciorami i próbuje nas podbijać czy pouczać jak mamy żyć - wtedy nie ma zmiłuj i jesteśmy niczym wataha wilków w ataku. 






I to jest w zasadzie jedyny optymistyczny akcent (wtorkowego spotkania z Senegalem). Jeśli te nasze patałachy (bo inaczej ich określić nie można), zamierzają tak zagrać w niedzielę w meczu z Kolumbią, 



to szkoda i ich wysiłku i naszych nerwów, może niech od razu zrobią sobie wakacje:





 ACT 447 IS NOT APPLICABLE AND

NEVER WILL APPLY TO POLAND



 CDN.

środa, 20 czerwca 2018

HISTORIA FEMINIZMU I IDEOLOGII "GENDER" Cz. I

CZYLI KIEDY I JAK WALKA O 

RÓWNOŚĆ OBYWATELSKĄ 

KOBIET I MĘŻCZYZN, 

ZOSTAŁA ZAMIENIONA W 

RADYKALNĄ "WOJNĘ PŁCI"?

  
"ŻADEN FEMINIZM WARTY TEJ NAZWY NIE MOŻE METODOLOGICZNIE WYKRACZAĆ POZA MARKSIZM"

ALICE MACKINNON



 Jak narodził się współczesny feminizm? Co jest ideologia "gender" (tzw.: "genderyzm"), kim były sufrażystki i co je łączy (jeśli w ogóle) ze współczesnym feminizmem? Co i jak łączy feminizm z marksizmem? Na (m.in.) te, i temu podobne pytania postaram się odpowiedzieć w tym temacie, gdyż jak obecnie widać rewolucja neomarksizmu przyspiesza w całej swej pełni. Co ciekawe, ideolodzy i "kapłani" nowej neomarksistowskiej religii, w ogóle już się nie kryją nie tylko ze swoimi poglądami na społeczeństwo i przyszłość świata, ale wręcz mówią o tym otwarcie, bezczelnie wprost - a mimo to większość społeczeństw zachowuje się niczym głuche i sparaliżowane. Junkier już oficjalnie modli się w świątyni (przy figurze ukrzyżowanego Chrystusa - symbolu Chrześcijaństwa) do Karola Marksa,najróżniejsze "autorytety" mówią wprost - że celem jest zbudowanie świata, w którym społeczeństwa będą bezwolną masą, całkowicie posłuszną, kontrolowaną i "ulepioną" zgodnie z wolą pewnych (niedopowiedzianych) Kreatorów - czyli elit tego "Nowego Wspaniałego Świata" przyszłości. Przyszłość jawi się więc nieciekawie, gdyż (w przypadku urzeczywistnienia tych planów) przyjdzie nam żyć i funkcjonować w rozdartym, wzajemnie podzielonym i niezdolnym do jakiegokolwiek skutecznego buntu przeciwko elicie (owym "Kreatorom") społeczeństwie Elojów, a mimo to większość ludzi (mimo że wszystko jest już wyłożone oficjalnie, bez żadnego "owijania w bawełnę"), zachowuje się tak, jakby nic się nie działo. Dla mnie osobiście jest to coś niesamowitego i jednocześnie strasznego - bowiem pokazuje to, iż większość populacji świata (a szczególnie Cywilizacji Zachodniej, która można nazwać też "Cywilizacją Białego Człowieka"), jest zupełnie bezbronna i nieprzygotowana na to co jest jej narzucane. To są społeczności Elojów, niezdolnych do podjęcia jakiejkolwiek akcji obronnej przed żywiącymi się nimi Morlokami (jak pięknie to przedstawił w swym "Wehikule Czasu" - George Herbert Wells).

Jest to problem znacznie głębszy niż tylko to, co oferuje nam feminizm i genderyzm (będący jedynie jednym z elementów - środków, użytych w walce o urzeczywistnienie się celu - powstaniu "Nowego Wspaniałego Świata"). Jednak feminizm i genderyzm (ten ostatni jest mocno związany z promocją homoseksualizmu i akceptacją dla praktyk nienormatywnych), choć, co należy podkreślić, ten środek w walce o zbudowanie nowego społeczeństwa, jest (mimo wszystko) dość słaby i raczej jego efektywność nie jest i nie może zakończyć się pełnym sukcesem. Dzieje się tak z różnych przyczyn (które również postaram się opisać w tym temacie), ale fakt pozostaje faktem, że ci, którzy to promują (i aplikują do społeczeństwa), zaczęli zdawać sobie z tego sprawę. W każdym razie nieefektywność feminizmu, homoseksualizmu i ideologii gender, ich słaby rozwój (pomimo totalnej promocji i narzucania owych praktyk pośrednio i bezpośrednio), spowodował przejście do planu "B" (choć oczywiście nie oznacza to zakończenia wspierania owych praktyk). Planem "B" jest... masowa migracja i przemieszanie się społeczeństw (innymi słowy, zalanie Europy i prawdopodobnie również Ameryki, muzułmańskimi nachodźcami. co ciekawe, użyte w tym wszystkim środki ("A" i "B") wzajemnie się wykluczają, co oczywiście nie oznacza, że w imię promocji planu "A", plan "B" zostanie wstrzymany. W żadnym razie, feminizm i genderyzm, choć skutecznie osłabiły społeczeństwa tzw.: Zachodu, nie doprowadziły do ich przemodelowania w sposób zadowalający. Dlatego też muszą one ustąpić pola kolejnemu środkowi, który zostanie użyty, w celu ostatecznego zniszczenia całej Europy (jej kultury, tradycji, religii) oraz oczywiście spowoduje przemieszanie się ludności na kontynencie zasiedlonym przez jedyną rasę, która jest jeszcze w stanie postawić tamę (realizowanym od dziesięcioleci) planom transformacji społecznej, obejmującej nie tylko Europę czy Amerykę, ale cały świat. Tylko rasa biała, jest (jeszcze) w stanie skutecznie pokrzyżować te plany i dlatego tak konsekwentnie jest zwalczana i niszczona. 

To jest fakt, o którym się nie mówi, a przynajmniej nie mówiło się dotąd, bowiem obecnie coraz częściej wśród tzw: establishmentu (głównie związanego z kulturą itp.), można usłyszeć prawdę, po co jest to wszystko organizowane. Celem jest totalitarna władza nad całą planetą (marksizmu, który będzie stanowił nie tylko nową ideologię, ale wręcz stanie się nową... religią, nie można ograniczyć ani do jakiegoś jednego kraju, ani też kontynentu, bowiem pozostawienie ludziom obszarów, dokąd mogą uciec, by schronić się przed tym totalitaryzmem - nawet ryzykując życie - oznaczałoby tylko jedno, że tworzony przez dziesięciolecia z takim poświęceniem ustrój - wcześniej czy później po prostu się załamie i rozpadnie (podobnie jak rozpadł się komunizm w Związku Sowieckim i innych krajach Bloku Wschodniego). Należy więc zrealizować cel Marksa i Lenina, objąć komunizmem cały świat, wówczas... nie będzie już gdzie uciec, skoro wszędzie będzie tak samo. Proste? Najważniejszy jest cel, nie środki ku niemu wiodące, dlatego też owi "Kreatorzy", którzy tak hojnie wspomagają feminizm i genderyzm i promują go wszędzie gdzie to jest możliwe (używając do tego niebagatelnych środków finansowych i kontrolowanych przez siebie mediów), gdy tylko dojdą do wniosku że dalsze ich wsparcie nie ma już sensu i że powoduje to konflikt pomiędzy środkiem "A" a środkiem "B" (masową migracją, głównie muzułmańską), poświęcą i feministki i homoseksualistów na ołtarzu Nowego Wspaniałego Świata. Bowiem ci pierwsi już teraz w neomarksistowskiej hierarchii, stoją znacznie niżej od muzułmanów (i ludów czarnoskórych). Już dziś Antifa (skrajnie lewicowa bojówka, finansowana ze środków przeznaczanych na wsparcie "organizacji pozarządowych") rozbija parady równości i atakuje gejów, gdy ci próbują paradować w dzielnicach zamieszkałych przez muzułmanów. Dobitnie to pokazuje nową hierarchię - "Nie podskakujcie, bo skończycie powieszeni na latarniach". I nikt nie będzie za nimi tęsknił, bowiem są oni (one) jedynie środkiem, który (podobnie zresztą jak i muzułmanie) "Kreatorzy" mają w głębokiej pogardzie.




Tak więc najważniejszy jest cel - środki są drugorzędne (a nawet trzeciorzędne) i podlegają wymianie. Jeśli więc homoseksualiści nie zrozumieją, że stoją niżej od muzułmanów, to będą pogromy, dokonywane rękami samych migrantów i wspierających ich lewicowych organizacji (takich jak Antifa). Jeśli feministki nie zrozumieją, że przyszłością kobiety XXI wieku jest posłuszeństwo i burka, to skończy się podobnie i białe kobiety będą publicznie gwałcone i zabijane (już ma to miejsce w wielu krajach świata), dopóki nie zaakceptują islamu i podrzędnej roli kobiety w jego ramach (oczywiście islam też ma ewoluować, ale stopniowo. Tak więc byłe zwolenniczki "równości płci" i propagatorki radykalnego feminizmu, skończą w burkach, jako pokorne niewolnice swych muzułmańskich panów, albo... stracą życie. Rachunek jest prosty i coraz więcej ludzi w to zaangażowanych (w najróżniejszym stopniu) przestaje to ukrywać i mówi o tym wprost. Na zachodnioeuropejskich i amerykańskich uczelniach organizowane już są pokazy mody dla kobiet w burkach, przy czym organizują to... ruchy feministyczne. A te kobiety, które próbują mówić o masowych gwałtach i o ciężkiej doli kobiet w państwach, rządzonych przez muzułmanów, nazywane są rasistkami, faszystkami i szowinistkami. 1+1 zawsze równa się 2 moi mili. Zresztą światopogląd feministek jest totalnie mdły i to mdły do bólu. One niby walczą o "równość" kobiet, a tak naprawdę na każdym kroku podkreślają ich niesamodzielność i bycie "gorszą płcią" (że tak pozwolę sobie to nazwać). Mówią o dyskursie społecznym i o narzuconej im, patriarchalnej otoczce, w której muszą (biedne) funkcjonować, co powoduje że... odnoszą sukces. 

Nielogiczność feminizmu jest tak wielka, że gdy podkreślam iż wszystkie kobiety, które osiągnęły sukces w dziejach i przeszły do historii, otaczały się albo samymi mężczyznami, albo też mężczyźni stanowili tam znakomitą większość. Kobiety, które otoczone są kobietami, nie odnoszą takich sukcesów - i to jest fakt, bezsporny, fakt. Okazuje się jednak, że dla feministek oznacza to jednocześnie, iż biedne kobiety muszą posługiwać się takimi metodami, na jakie pozwala im ich "wróg" (czyli jak rozumiem mężczyźni lub niesprecyzowany patriarchat). Innymi słowy, to patriarchat i mężczyźni są winni temu, że kobiety odnoszą sukces tylko w oparciu o męskie wzorce. Wychodzi na to więc że: "Nie odpowiadamy tylko za gradobicie, trzęsienie ziemi i koklusz" - jak mówił filmowy Albercik z "Seksmisji" Juliusza Machulskiego. Przejdźmy już może do tematu:         






ACT 447 IS NOT APPLICABLE AND NEVER
WILL APPLY TO POLAND



CDN.
 

niedziela, 17 czerwca 2018

WŁADYSŁAW IV I PLANY WIELKIEJ WOJNY Z IMPERIUM OSMAŃSKIM - Cz. XIV

CZYLI JAK TO KRÓL

RZECZYPOSPOLITEJ WŁADYSŁAW IV

PLANOWAŁ ODBUDOWAĆ DAWNE

CHRZEŚCIJAŃSKIE PAŃSTWO

W KONSTANTYNOPOLU




 1645 r.

IMPERIUM OSMAŃSKIE

Cz. IV




Wielki wezyr Gurcu Mehmed Pasza, z braku dokumentu rozejmu chocimskiego z 9 października 1621 r., postanowił zasięgnąć rady tureckich tłumaczy, którzy byli obecni w czasie spisywania owego rozejmu. Ku jego wielkiemu zaskoczeniu, potwierdzili oni, że pozycje, które wymienił polski poseł - Krzysztof Zbaraski, są... prawdziwe. Oznaczało to, iż Imperium Osmańskie musiałoby nie tylko przystać na żądania Zbaraskiego, ale wręcz musiałoby uznać się za pokonane w tamtej wojnie, co, w wyniku nasilających się buntów i niepokojów wewnętrznych, nie było dobrym wyjściem. Dlatego też postanowił on wziąć Zbaraskiego na przeczekanie. Przez trzy kolejne miesiące unikał go i nie zapraszał na rozmowy, co miało spowodować iż poseł odpuści i zrezygnuje ze swoich roszczeń. Jednocześnie do wezyra dochodziły głosy, aby (jak radził Kantemir pasza Sylistrii - bohater spod Chocimia, nagrodzony przez sułtana Osmana II - o czym pisałem w poprzedniej części), nie wypuszczał z Konstantynopola polskiego posła i uwięził czternastu wojskowych, znajdujących się w jego orszaku, do chwili aż zaakceptuje on wypłatę corocznej daniny na rzecz Imperium Osmańskiego. Mehmed Pasza na razie jednak nie odważył się na taki krok. Tymczasem 7 stycznia 1623 r. w Stambule wybuchł kolejny już bunt janczarów, którzy tym razem domagali się ukarania śmiercią wszystkich, odpowiedzialnych za zamordowanie sułtana Osmana II. Gurcu Mehmed Pasza uznał się za wykonawcę woli janczarów, a jednocześnie za mściciela Osmana II i wszystkich, którzy brali udział w jego zabójstwie skazał na śmierć. Janczarzy zaczęli więc plądrować stolicę, w poszukiwaniu ukrywających się sprawców - 18 stycznia zamordowany został, wraz ze swoimi współpracownikami, główny sprawca śmierci Osmana II - Dawud Pasza.

Nie zakończyło to jednak buntów i wzajemnych niesnasek pomiędzy janczarami, spahisami a nowym władcą - Mustafą I i jego matką sułtanką Halime. W lutym doszło do kolejnej rebelii, ale nim do tego przejdę, wróćmy jeszcze na chwilę do poselstwa Krzysztofa Zbaraskiego. Otóż w czasie styczniowej rebelii janczarów, wielki wezyr Mehmed Pasza ogłosił że jeden z morderców Osmana II, skrył się w komnatach polskiego posła, okazało się to nieprawdą, ale Mehmed Pasza nie dawał za wygraną. Wkrótce potem oskarżył Krzysztofa Zbaraskiego że jego poselstwo nie ma poparcia króla i sejmu Rzeczypospolitej i że jest raczej "prywatną wycieczką". Radził więc, aby na jakiś czas uwięzić Zbaraskiego w twierdzy Yedikule i jednocześnie wysłać poselstwo do Rzeczpospolitej, z pytaniem czy jego poselstwo ma poparcie polskiego monarchy. Takie postanowienie zapadło 4 lutego 1623 r. Gdy Krzysztof Zbaraski dowiedział się że ma zostać aresztowany i osadzony w twierdzy, nakazał aby wszyscy jego ludzie czuwali pod bronią i byli gotowi na odparcie ewentualnego ataku. Sam również przesiedział całą noc z szablą przy boku, gotów do walki, lecz rano miast żołnierzy, ujrzał gońca, który przyniósł wiadomość, że właśnie wybuchło kolejne powstanie janczarów i wielki wezyr Gurcu Mehmed Pasza został obalony, a jego miejsce zajął Mere Husajn Pasza, który zapraszał Zbaraskiego na rozmowy. Zbaraski przybył więc do pałacu sułtańskiego i nastąpiła kurtuazyjna wymiana podarunków, po czym obaj przeszli do negocjacji oficjalnego kształtu i brzmienia nowego traktatu. Turcy zrezygnowali z kilku twierdz nad Dnieprem i Dniestrem i oczywiście z corocznej daniny (o której nie było mowy w rozejmie chocimskim), a także zaakceptował niektóre propozycje Zbaraskiego, odnośnie zniesienia ceł dla kupców (jedynie mniejsze legacje, poniżej 100 kupców zostały zwolnione z opłat). Zezwolił również na wykup ostatnich jeńców, którzy po klęsce cecorskiej roku 1620, wciąż przebywali w tureckiej niewoli. Po podpisaniu traktatu, odbyło się przyjęcie pożegnalne polskiego posła u sułtana Mustafy, po czym Krzysztof Zbaraski opuścił Konstantynopol, tym razem kierując się na Siedmiogród i omijając Mołdawię.




A tymczasem rządy sułtana Mustafy I chyliły się ku upadkowi. Janczarzy wciąż domagali się złota, niezadowolenie Spahisów sięgnęło dna, gdy okazało się że dostali oni mniejsze nagrody od janczarów i grozili kolejnym buntem jeśli nie zostanie to im wyrównane. Sułtanka Halime nakazała czym prędzej przenieść pustoszejący skarbiec do pałacu sułtańskiego, gdzie przetapiano złote i srebrne naczynia na monety, które następnie ofiarowywano zbuntowanym janczarom i spahisom. Poza tym wiele było nierozwiązanych problemów, które z każdym kolejnym miesiącem przybliżały upadek tej władzy. Bunt w Syrii nie został zakończony, ale poważniejsze znaczenie miało wielkie powstanie w Anatolii pod wodzą gubernatora Erzurumu - Abazy Mehmeda Paszy. Zgromadził on pod swoimi rozkazami znaczną grupę lokalnych mieszkańców, którym obiecał sprawiedliwe rządy i ukaranie wszystkich, którzy brali udział w obaleniu i śmierci prawowitego sułtana - Osmana II. Nowy wezyr Mere Husejn Pasza, wysłał przeciwko nim armię, złożoną z tzw. "askerów" ("kapi kulu askeri" - czyli łączonych formacji, pozostających na żołdzie sułtańskim, które jednak po dotarciu do Anatolii... połączyły się z wojskami Abazy Mehmeda Paszy, również dążąc do obalenia szalonego sułtana. Tymczasem wielki wezyr zaangażował się w próbę skłócenia janczarów ze spahisami, aby przy pomocy tych drugich, wymordować tych pierwszych. Plan ten się nie powiódł i gdy jego intencje wyszły na jaw, przerażony Abazy Mehmed, oddał janczarom całe złoto ze skarbca, aby tylko zachować życie. Nie uchroniło go to jednak przed utratą władzy i 30 sierpnia 1623 r. został usunięty i zastąpiony przez Kemankesza Kara Ali Paszę.

Stan państwa był katastrofalny - skarbiec świecił pustkami, gubernatorzy prowincji odmawiali przysyłania pieniędzy z podatków, twierdząc że nie uznają za władcę szalonego Mustafy I, za którego decyzję podejmuje jego matka i mianowani przez nią wezyrowie. Bunt w Anatolii się rozszerzał, znów groził kolejny bunt janczarów i spahisów. Wezyr Ali Pasza zebrał więc we wrześniu ulemów i ogłosił iż konieczna jest zmiana władcy, w przeciwnym razie on sam, wszyscy ulemowie i wyżsi urzędnicy państwowi, narażają się nie tylko na kolejne rewolty, ale i na utratę życia. Decyzja zapadła, jednak mufti Konstantynopola wystosował petycję do sułtanki Halime, z prośbą o zbadanie sułtana Mustafy, pod kątem możliwości dalszego sprawowania przez niego władzy. Halime wyraziła zgodę i podczas obrad Dywanu, sułtan poddawany był kolejnym pytaniom, mającym określić stan jego poczytalności. Zaczęto od prostych pytań, typu "jaki mamy dzień", "jak się nazywa", "kto jest jego ojcem" by przejść do bardziej konkretnych i złożonych pytań, opisujących stan państwa i ewentualne środki, jakie sułtan użyłby do ich rozwiązania. Badanie wypadło negatywnie, co przedstawiono zrozpaczonej sułtance Halime. Mustafa musiał zostać usunięty z tronu, jednak Halime prosiła aby nie robić mu krzywdy, miała powiedzieć: "Posadźcie na tronie kogo chcecie, ale darujcie życie mojego syna". 10 września 1623 r. Mustafa I został usunięty a nowym sułtanem ogłoszono 11-letniego syna sułtanki Kosem - Murada, który teraz miał panować jako sułtan Murad IV. Mustafa zaś trafił do swojego trzypokojowego budynku, zwanego Simsirlikiem (było to miejsce bez okien i drzwi, sułtana wprowadzano tam przez otwór w suficie, miał też mniejsze otwory na przyjmowanie pokarmów i opium, którego nie szczędzono zamkniętym tam sułtańskim braciom. Wraz z nim, zamknięto w tym budynku, dwie zrozpaczone - że do śmierci Mustafy nie ujrzą już słońca - haremowe niewolnice, które miały dbać o jego potrzeby w owej "Złotej klatce". Prawdopodobnie były to Gencinihan Hatun - którą osobiście wybrała i wyszkoliła sułtanka Halime, aby sprawiała przyjemność jej synowi - zapewne też tylko przy niej Mustafa mógł "zachować się jak mężczyzna", gdyż normalnie unikał kobiet i uważany był za człowieka aseksualnego. Drugą z niewolnic mogła być niejaka Zamane, z pochodzenia Gruzinka, do której również przywiązał się Mustafa. Obie, przez kolejne szesnaście lat, aż do śmierci Mustafy, przebywały w Simsirliku jedynie w towarzystwie chorego umysłowo księcia).




Teraz zaczynało się nowe panowanie, szalonego władcę miał zastąpić władca-dziecko, co powodowało iż miejsce jednej kobiety u władzy - sułtanki Halime, zajmie inna - sułtanka Kosem, matka młodego Murada IV. Znów zaczynały się jej rządy, zgarnęła więc całą pulę, choć stan państwa podczas intronizacji jej syna, był katastrofalny. Kosem nakazała więc że jego wyniesienie, będzie niezwykle skromne i takie też było, aby uzmysłowić mieszkańcom Konstantynopola i Imperium, w jakim położeniu znalazło się państwo. Na jej barkach zostało postawionych teraz mnóstwo problemów, trapiących państwo, sułtan był dzieckiem (który - ponoć - bał się nawet samemu sypiać w swojej komnacie i przychodził spać do matki, która jednak napominała go aby sypiał sam, jak prawdziwy, mężny sułtan, którym według niej miał się stać). W Anatolii i Syrii trwały lokalne powstania, w Bagdadzie zbuntował się był aga janczarów - Bekir Subasi, co umożliwiło perskim Safawidom w styczniu 1624 r. zdobyć to potężne, będące w posiadaniu Osmanów od 90 lat miasto. Poza tym, pieniędzy domagali się janczarzy i spahisi, którzy co prawda we wrześniu roku poprzedniego zrezygnowali z przewidzianej podczas każdej kolejnej intronizacji premii, ale już w kilka miesięcy później domagali się wypłaty zaległych pieniędzy, co zmusiło sułtankę Kosem do sięgnięcia po wewnętrzny - przeznaczony na potrzeby samych sułtanów - skarbiec i zapłacenia złotem za wierność obu formacji. Nieudolność wielkiego wezyra Kemankesza Kara Ali Paszy, spowodowała iż w początkach kwietnia został on pozbawiony urzędu i stracony (gdyż długo ukrywał fakt upadku Bagdadu) oraz zastąpiony Cerkeszem Mehmedem Paszą, który miał za zadanie zdławić bunty i odzyskać Bagdad. Jednocześnie młody sułtan miał obiecać wówczas matce, że osobiście odzyska to miasto (spełnił obietnicę w czternaście lat później - w grudniu 1638 r. ponownie zdobywając Bagdad).

W lipcu 1624 r. w Konstantynopolu wybuchła panika, okazało się że zbuntowany gubernator Erzurumu - Abazy Mehmed Pasza, rozbił w bitwie (stoczonej w środkowej Anatolii), siły wysłane przez wezyra Cerkesza Mehmeda Paszy i złożone w ogromnej większości z janczarów. Gruchnęła wieść, że zwycięski Abazy Pasza ruszył na Konstantynopol, aby wymordować wszystkich janczarów (uważając ich za sprawców śmierci Osmana II), oraz zrzucić z tronu niepełnoletniego syna Kosem. Informacja o ataku na stolicę okazała się jednak nieprawdziwa, ale już w październiku 1624 r. wybuchła kolejna panika mieszkańców Konstantynopola. Oto bowiem dosłownie u bram miasta zjawili się, nie widziani od prawie dekady Kozacy, którzy na swych czajkach przepłynęli Morze Czarne i spalili wioski Buyukdere i Yenikoy. Natychmiast rozpięto łańcuch, uniemożliwiający wpłynięcie okrętom do Złotego Rogu i rozciągnięty między Uskudarem a samym Konstantynopolem, oraz wysłano na Kozaków flotę złożoną z... 60 okrętów, oraz lądem 10 000 janczarów. Flota osmańska nie doścignęła jednak Kozaków, którzy się uciekli z łupem na morze i wrócili do siebie. Po kilkunastu dniach jednak... ponownie wrócili pod Konstantynopol, jeszcze liczniejsi, paląc i plądrując tereny pod murami stolicy i uprowadzając znaczną liczbę lokalnych kobiet. Nim flota osmańska zebrała się do walki, Kozacy wypłynęli na morze i nie niepokojeni powrócili na Ukrainę. Kosem zagroziła Cerkeszowi Paszy utratą życia, podobnie jak to się stało z Kemenkeszem Ali Paszą, jeśli ten nie ukarze kozackich sprawców napadu na stolicę, lecz nim ten zdołał dojść do ujścia Dniepru, w grudniu gruchnęła kolejna wiadomość, tym razem prawdziwa o ataku sił Abazego Paszy na Stambuł.




Anatolijski watażka zdobył twierdzę Sivas, jednak (po kilku mniejszych potyczkach) uznał że nie zdobędzie Konstantynopol i postanowił zawrócić do Erzurumu. Na czele janczarów podążył za nim Cerkesz Mehmed Pasza, ale ze względu na zimową porę, nie dochodziło do walk. Kosem postanowiła jednak inaczej rozwiązać sprawę zbuntowanej Anatolii, mianowicie zaproponowała Abazemu Paszy przebaczenie win i pozostawienie go na stanowisku gubernatora Erzurumu, pod warunkiem wszakże, że ten zrezygnuje ze swojej zemsty na janczarach za śmierć Osmana II. Ali Pasza przystał na tę propozycję i porozumienie zostało zawarte a bunt w Anatolii dobiegł końca. Teraz najważniejsza była sprawa odzyskania Bagdadu i ukarania kozaków, za ich śmiałą akcję pod Konstantynopolem. Nim jednak do tego doszło, zmarł Cerkesz Mehmed Pasza (28 stycznia 1625 r.), a jego następcą został w lutym Hafiz Ahmed Pasza. Nowy wielki wezyr zaczął od Kozaków, przeciwko którym wysłał admirała floty - Redżepa Paszę, który dopłynął do ujścia Dniepru i tam oczekiwał kozackich czajek. Okazało się jednak że przybył za późno, gdyż Kozacy już wypłynęli, prawdopodobnie kierując się na Trebizond lub Synopę. Turecki admirał postanowił że poczeka sobie na nich u ujścia Dniepru, gdy będą już wracać z łupami i ich rozbije. Jego okręty stały więc tam przez półtora miesiąca czekając na powrót Kozaków, którzy jednak się nie zjawiali. Przerażony myślą, iż on sobie tutaj czeka, a Kozacy może ponownie plądrują przedmieścia stolicy, nakazał wypłynięcie flocie wzdłuż brzegów do Konstantynopola. Kozackie czajki napotkał (listopad 1625 r.) na wysokości miasteczka Karaharman, ci, widząc osmańską flotę, ruszyli przeciwko niej i ponieważ posiadali przewagę liczebną (kilka kozackich czajek przypadało na jeden turecki okręt), szybko dopadli osmańską flotę. Doszło do krwawej bitwy, która zakończyła się porażką Kozaków (ponoć z 350 czajek miało powrócić jedynie 30), choć straty floty osmańskiej również były spore - większa część okrętów została albo spalona, albo całkowicie unieruchomiona (uwolniono chrześcijańskich niewolników, którzy przykuci byli do galer i zmuszeni do wiosłowania), sam okręt admirała Redżepa Paszy, cudem uniknął zniszczenia. Sukces ów więc był opłacony ogromnymi stratami.

Wcześniej, bo w lipcu 1625 r. wybuchła w Konstantynopolu epidemia dżumy, która pociągała za sobą szereg ofiar i powodowała wzrost niechęci mieszkańców stolicy i wojska do panowania sułtana Murada IV i sułtanki Kosem. Potrzebowali oni jakiegoś sukcesu, który odwróciłby niekorzystny trend. Kosem ogłosiła więc publiczne modły do Allaha, prosząc go o powstrzymanie dżumy, dodatkowo uwolniła i uniewinniła skazańców, uwięzionych za długi z więzienia Baba Cafer. Ogłosiła też, że wkrótce zamierza też wydać za mąż 200 kobiet z haremu, które nie mogły liczyć na względy sułtana-dziecka i które spędziły tam sporo lat (gdy sułtan Murad IV podrósł i zmężniał, ponownie napełnił harem nowymi kobietami, przy czym był dość okrutny, zmuszał np. swoje niewolnice by nurkowały w basenie i długo pozostawały pod wodą, a do tych, które się wynurzały zbyt szybko, strzelał z broni pomiędzy ich głowami. Część niewolnic ze strachu utopiła się, niektóre... zginęły od zabłąkanej sułtańskiej kuli). Teraz miały wyjść za mąż za ludzi z kręgów dworskiej arystokracji zwanych Osmanli (w przeciwieństwie do pogardliwego określenia - "Turk" - jakim nazywano ubogą, nie posiadającą wpływów ludność państwa osmańskiego, złożoną głównie z mieszczan i chłopów).

   




 

ACT 447 IS NOT APPLICABLE AND NEVER

WILL APPLY TO POLAND

    

 CDN.