Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 30 listopada 2017

PLAYBOYE U WŁADZY - Cz. VI

CZYLI JAK TO WŁADZA

DODAJE SEKSAPILU


NAPOLEON BONAPARTE
KRÓLOWA LUIZA
CIEŃ FRANCUSKIEJ ODALISKI
Cz. V





"WOJNA O POLSKĘ! BRACIE! BĘDZIEM POLAKAMI (...)
OBOK FRANCUZÓW CIĄGNIE WOJSKO POLSKIE CAŁE,
NASZ JÓZEF, NASZ DĄBROWSKI, NASZE ORŁY BIAŁE!
SĄ JUŻ W DRODZE, NA PIERWSZY ZNAK NAPOLEONA
PRZEJDĄ NIEMEN I - BRACIE! OJCZYZNA WSKRZESZONA!"


25 listopada 1806 r. Cesarz Napoleon Bonaparte opuszcza Berlin i kieruje się w stronę Warszawy. Jest zimno, pada deszcz ze śniegiem, a mimo to gdy Cesarz przekracza Odrę, przy drogach gromadzą się tłumy wiwatujących ludzi. To byli Polacy, którzy utracili swą Ojczyznę przed jedenastoma laty, w wyniku bezpośredniej interwencji Rosji i Prus, oraz wsparcia dyplomatycznego, jakiego udzieliła tym krajom Austria. Teraz ci ludzie mieli się z czego cieszyć, oto bowiem pewien młody, francuski polityk, który sam koronował się na Cesarza Francuzów, uważany powszechnie na królewskich dworach Europy za parweniusza, despotę, potwora, a nawet niekiedy za dyletanta, ten oto człowiek w przeciągu niecałego roku rozbił w pył potęgą państw zaborczych. Pod Austerlitz w grudniu 1805 r. pokonał Habsburgów i Romanowów, zaś w październiku 1806 r. pod Jeną rozbił potęgę domu Hohenzollern. Wszyscy trzej zaborcy zostali pokonani i upokorzeni, teraz już tylko walczyli o godną kapitulację. Napoleon noc z 25 na 26 listopada spędza w Kostrzyniu nad Odrą. Siedzi długo w nocy przy palącym się kominku, nie chce się spać, jest zimno, pisze więc list do Józefiny. Nazajutrz Cesarz rusza w dalszą drogę. Od Międzyrzecza do Poznania droga była usiana tłumami ludzi, krzyczącymi z radości na widok Francuzów, na widok Cesarza. Dziewczęta rzucają kwiaty pod stopy francuskich żołnierzy a młodzi mężczyźni z arystokratycznych rodzin, dosiadają koni i otaczają powóz Cesarza, tak aby bezpośrednio go eskortować. Adam Mickiewicz niezwykle trafnie oddał nastrój ludności, do wkraczającej na Litwę armii francuskiej w 1812 r., który w całej rozciągłości mógłby zostać również przytoczony do tego, co działo się w Wielkopolsce i na Mazowszu w listopadzie i grudniu 1806 r.: "Bitwa! gdzie? w której stronie? - pytają młodzieńce, Chwytają broń; kobiety wznoszą w niebo ręce; Wszyscy, pewni zwycięstwa, wołają ze łzami: "Bóg jest z Napoleonem, Napoleon z nami!".




"Droga triumfu" wiodła do samego Poznania, do którego Cesarz wkraczał 27 listopada już w nocy ok. godziny 22. Paliły się latarnie na fasadach domów, rozświetlając drogę, padał też rzęsisty deszcz, ale to nie przeszkodziło tłumom w powitaniu wkraczającego "zwycięzcy spod Austerlitz i Jeny". Cesarz wjechał w nocy, więc nie widział dokładnie czterech łuków triumfalnych, ustawionych specjalnie dla niego przez mieszkańców miasta - ujrzał je dopiero w dniu następnym. Wszędzie w mieście witano Cesarza z wielką czcią, jako "Zbawcę Polski". Napoleon jest pod wrażeniem, choć stara się tego po sobie nie pokazać, już dawno sądził że rozbiory Polski były błędem i plamą na honorze dawnej Francji że do nich dopuściła, teraz jednak, widząc entuzjazm i patriotyzm Polaków, tak szczery i tak wylewny, cesarz stwierdza w swych pamiętnikach: "Nie tak łatwo jest zniszczyć ten naród", na razie jednak oddala te myśli, jest zmęczony, idzie się wyspać do specjalnie dla niego przygotowanych pokoi w gmachu kolegium jezuickiego. Wrze już cała Wielkopolska - 3 listopada 1806 r. marszałek Davout wkracza do Poznania, 6 listopada w całej Wielkopolsce wybucha powstanie antypruskie, zainspirowane przez Dąbrowskiego i Kosińskiego. Młodzież opuszcza swe domy i biegnie na miejsca zbiórek. Szlachcice przybywali z bronią palną i ręczną, często w towarzystwie uzbrojonych przez siebie w kosy i piki chłopów, kobiety zbierały pieniądze na wsparcie odradzającego się wojska i zakup broni - wszystkich ogarnął szał patriotycznego uniesienia, "Na pierwszy znak Napoleona przejdą Niemen, i bracie - Ojczyzna wskrzeszona!" - powtarzano sobie. 27 listopada Murat zdobywa Warszawę - Polska się odradza.


"ALE UKÓJCIE ŻAL NAD ŚMIERCIĄ MOJĄ
OTRZYJCIE ŁZAMI ZALANE POWIEKI,
BO I PO ŚMIERCI JESZCZE MNIE SIĘ BOJĄ,
JESZCZEM NIE ZGINĄŁ NA WIEKI

POWSTANĘ! OTO W SYNÓW MOICH SERCACH
WIDZĘ NADZIEJĘ PRZYSZŁEJ MOJEJ CHWAŁY.
ONI SIĘ POMSZCZĄ NA MOICH MORDERCACH
I RÓD MÓJ PODNIOSĄ CAŁY"   
       
 WOJCIECH BOGUSŁAWSKI
Wiersz napisany w 1801 r. ale swą popularność odniósł właśnie na przełomie 1806 i 1807 r.


Postępy Napoleona i powstanie Polaków w Wielkopolsce, bardzo zaniepokoiły zaborców. Prusacy postawili teraz wszystko na jedną kartę, prosząc Austriaków o interwencję zbrojną przeciwko Francuzom. Pułkownik Götzen, goszcząc na dworze Franciszka I, apelował do bezpośrednich uczuć cesarza Austrii oraz straszył wybuchem podobnego jak w Wielkopolsce, powstania Polaków w Galicji. Obiecywał też Austrii dominującą pozycję w Niemczech po pokonaniu Napoleona, oraz straszył konsekwencjami utraty przez Austrię mocarstwowej pozycji, w przypadku niewykorzystania nadarzającej się szansy. Rosja już weszła co prawda do wojny, ale tak jakby jej nie było. Napoleon wciąż nie był pewien gdzie znajdują się wojska rosyjskie, a Aleksander I czynił nierozsądne kroki. 22 listopada mianował on bowiem głównodowodzącym armii rosyjskiej feldmarszałka Kamieńskiego. Był to najgorszy z możliwych wyborów (choć, prawdę powiedziawszy wybór nie był duży), gdyż Kamieński był już niedołężnym starcem, mającym w sobie tyle energii, co martwy ślimak, do tego zdradzał objawy demencji starczej i chyba... miał nierówno pod sufitem. Mówił do siebie i uważał się za... ptaka-nielota (to jeszcze nic, najlepszy pruski generał - Blucher, podczas bitwy pod Lipskiem w 1813 r. chciał... urodzić różowego słonia, dlatego też często opuszczał pole bitwy, wracał do swego namiotu, kładł się na łóżku i udawał że rodzi). Oficerowie rosyjscy doskonale widzieli że ich dowódca jest po prostu zdrowo pi...ty w czerep, więc starano się go odsunąć od najważniejszych decyzji, ale aż do bitwy pod Pułtuskiem (26 grudnia) Kamieński dalej pełnił swoją funkcję.

Teraz największy bój toczył się o dwie stolice - Wiedeń i... Konstantynopol. W obu stolicach gorączkowo operowali posłowie angielscy, rosyjscy, pruscy (tylko w Wiedniu) i francuscy. Gra toczyła się o dużą stawkę, o dominację w Europie na dziesięciolecia, warto więc było podjąć wyzwanie. Zajmijmy się najpierw sprawą może mniej ważną jeśli idzie o toczącą się wojnę francusko-prusko-rosyjską, ale istotną dla międzynarodowej geopolityki - zajmijmy się więc działaniami mocarstw w Konstantynopolu. Przybywali tam posłowie z Londynu i Petersburga, namawiając sułtana Selima III do sojuszu antyfrancuskiego. Rzeczywiście Turcja miała powody aby wejść do takiego sojuszu, szczególnie że Francuzi w latach 1798-1801 zaatakowali Egipt i sułtan posyłał przeciwko Napoleonowi, który tam wówczas dowodził - jedną armię za drugą. Wszystko byłoby ładnie pięknie, gdyby nie jeden istotny szczegół, który psuł tę układankę. Okazywało się bowiem że sułtan owe armie wysyła... bardzo niechętnie i jedynie przymuszony przez swych wezyrów (notabene, większość z nich była przekupiona przez posłów brytyjskich i rosyjskich), natomiast turecki ambasador w Paryżu, wcale nie został stamtąd odwołany. Co się dzieje zapytywali Anglicy? Coś bowiem jest ewidentnie nie tak, tym bardziej że sułtan wcale nie pała niechęcią do Francuzów i nienawiścią do człowieka, który właśnie zagarnia część jego imperium. Jak nie wiadomo o co chodzi to z reguły chodzi o pieniądze. Ale jest jeszcze coś, co jawnie może pokrzyżować i wielokrotnie pokrzyżowało geopolityczne plany mocarstw - tym "czymś" jest miłość.




Tak, miłość lokalnych władców, wielokrotnie dawała we znaki toczącym wojnę mocarstwom, weźmy na przykład historię miłości Masynissy - syna księcia Numidii Gali i pięknej Sofonisby (córki Hazdrubala Giskona jednego z wodzów Hannibala). Masynissa zakochał się w Sofonisbie i nawet z nią zaręczył, ale po śmierci ojca utracił tron wschodniej Numidii, który zdobył niejaki Syfaks, książę sąsiedniej zachodniej Numidii. Gdy po latach, z rzymską pomocą odzyskał Numidię, Sofonisba była już żoną Syfaksa (który notabene poległ w bitwie na wielkiej równinie Bagradas w dzisiejszej Tunezji w 203 r. p.n.e.). Numida, po krwawej bitwie popędził co sił do Cyrty, dawnej stolicy swego ojca i ujrzał Sofonisbę na schodach pałacu królewskiego. Natychmiast ją porwał i jeszcze tego samego dnia poślubił. Nazajutrz do Cyrty przybył Gajusz Leliusz, legat Publiusza Korneliusza Scypiona Afrykańskiego, który podczas uroczystej kolacji, wydanej na jego cześć, przypomniał Masynissie o wydaniu również Sofonisby - żony Syfaksa. "Ona jest teraz moją żoną, należy do mnie" - odparł Masynissa, ale Leliusz powtórzył swe żądanie by czym prędzej odesłać ją do naczelnego wodza - czyli do Scypiona. Masynissa jawnie zaprotestował, co jednak spotkało się jedynie z obojętnym, ale jakże wymownym stwierdzeniem Leliusza - "Pamiętaj królu że to lud rzymski ofiarował ci koronę, nie drażnij ludu rzymskiego, bo równie łatwo może ci tę koronę odebrać". Stało się jasne że los kobiety jest przesądzony, bowiem Scypion, jako doświadczony wódz (to właśnie on pokonał Hannibala w bitwie pod Zamą w 202 r. p.n.e. a swoją karierę wojskową zaczynał jako młody chłopak w bitwie nad rzeką Ticinius z armią Hannibala w 218 r. p.n.e. Uratował wówczas życie swemu ojcu, rzymskiemu dowódcy, który jednak tę bitwę z Hannibalem przegrał. Potem, po klęsce pod Kannami w 216 r. p.n.e. zorganizował oddział, który zajmował się wyszukiwaniem zdrajców - napadali nocą na domy tych rzymskich senatorów, o których mieli podejrzenia że pragną opuścić Rzym i ratować się ucieczką. Oskarżał ich o brak patriotyzmu i groził że ich pozabija, jeśli to uczynią), nie zamierzał układać przyszłej rzymskiej polityki na tych terenach od "żaru serc afrykańskich kacyków", a Sofonisba poczyniła mu swymi miłostkami więcej kłopotów, niż cała sztuka wojenna jej ojca. Musiała więc zginąć - ale Masynissa nie wydał jej Rzymianom, przysłał jej jednak zatruty puchar z wiadomością że powinna zrobić to, czego on, jako jej mąż od niej wymaga. Nie miał odwagi spojrzeć jej w oczy.

Były też i inne kobiety, które swą urodą decydowały o losach świata (albo przynajmniej Europy), jak choćby sławna Teodora i jej córka Marozja, kochanice papieży, które realnie decydowały o losach papiestwa i Kościoła. Niewątpliwie brały przykład z innej kobiety - Agiltrudy, niezwykle wpływowej rzymskiej matrony, która wedle uznania obalała bądż osadzała na tronie kolejnych papieży, była też współorganizatorką sławnego "trupiego procesu", podczas którego jej kochanek (całkowicie od niej zależny) papież Stefan VI, wyciągnął z grobu ciało swego poprzednika papieża Formozusa, i urządził swoisty spektakl (897 r.), oskarżając go o największe zbrodnie. Ciało Formozusa (już noszące widoczne ślady rozkładu), posadzono na papieskim tronie i ubrano w papieskie szaty, po czym rozpoczął się nad nim proces. Algitruda przyglądała się wszystkiemu ze specjalnego miejsca, ciesząc się pohańbieniu swego wroga (Formozus zdecydowanie zwalczał wpływy Algitrudy w Państwie Kościelnym). Dodatkowo jako towarzyszkę, dobrała sobie wówczas młodą, sześcioletnią dziewczynkę, która również przyglądała się owemu hańbiącemu spektaklowi - tą dziewczynką była właśnie Marozja, ta, która później także będzie decydowała o losach papieży, zapoczątkowując epokę zwaną pornokracją (to co wyprawiali w Watykanie papieże z rodu Borgiów i ich następcy, była niewinną zabawą grzecznych dzieci, w porównaniu z rozpustą papieży średniowiecza, szczególnie zaś okresu pornokracji ok. 904 - 965 r.). Formozusowi obcięto trzy palce (które notabene papież Stefan VI uroczyście ofiarował Algitrudzie), zaś jego zwłoki (a w zasadzie już sam szkielet) ciągnięto po ulicach Rzymu by ostatecznie wrzucić je do Tybru. Innym przykładem może być chociażby pewna angielska dama (której imienia i nazwiska Frederic Loliee - znawca XVIII-wiecznego paryskiego półświatka nie wymienia), miała aż siedmiu kochanków pochodzących z arystokratycznych rodów, siedmiu na każdy dzień tygodnia, przy czym traktowała ich jak niewolników, wszystko musieli jej finansować - jeden napełniał jej piwnice, drugi dbał o opał, trzeci płacił jej rachunki u modystki, a siódmy, który był najbiedniejszy, bowiem pracował jako tenor, co prawda nie musiał jej płacić, ale za to... wykorzystywała go jako osobistego niewolnika do np. malowania jej paznokci u rąk i nóg oraz spełniania innych zachcianek.


TRUPI PROCES - 897 r.


Wracając zaś do tematu, w sułtańskim haremie Selima III, zainstalowany został wróg i celem dyplomacji angielskiej a także dyplomacji rosyjskiej i austriackiej, było jego (a raczej jej) zlokalizowanie. Gdzie i jak jednak szukać, skoro wróg był w samym haremie i jak się tam dostać niepostrzeżenie. Wróg musiał zostać wyeliminowany, ale, jak wiadomo największym wrogiem kobiety jest druga kobieta, należałoby więc wprowadzić do haremu własnego szpiega, który miałby zlokalizować i unieszkodliwić ową kobietę-szpiega Francji. O tym jednak w kolejnej części.






 CDN.

środa, 29 listopada 2017

RÓWNOUPRAWNIENIE KOBIET I MĘŻCZYZN NA PRZESTRZENI DZIEJÓW - Cz. I

ANALIZA RÓWNYCH PRAW 

KOBIET I MĘŻCZYZN W HISTORII






"MĘŻOWIE RZĄDZĄ KOBIETAMI (...) 
NAMI ZAŚ KOBIETY" 
PLUTARCH
"MORALIA"


Dzieje Ludzkości są bez wątpienia niezwykłą mieszaniną najróżniejszych pląsów dziejowych i bez wątpienia można stwierdzić: WSZYSTKO JUŻ BYŁO! Cokolwiek byśmy dziś nie wymyślili, będzie to jedynie zaledwie pewna konfiguracja tego, co już wcześniej się wydarzyło (a o czym my często nie mamy pojęcia, bo nic dwa razy nie dzieje się dokładnie tak samo, ale zawsze powraca w zmiennych konfiguracjach dziejowych). Dziś uważamy na przykład, że w epoce w której przyszło nam żyć, osiągnęliśmy najlepszy, najbardziej doskonały system społeczny, jako że np.: przyjmujemy do Europy imigrantów, czyli nie jesteśmy ksenofobiczni i rasistowscy, inaczej wrócilibyśmy do średniowiecza, a może jeszcze dalej? Uważamy że osiągnęliśmy ostateczny pułap równości (a przynajmniej osiągamy) pomiędzy kobietami a mężczyznami, jakiego w poprzednich dziejach nigdy nie było. Och, Ach, jacy my jesteśmy nowatorscy, jacy nowocześni itd. itp. A ja powiem - WSZYSTKO JUŻ BYŁO! Wystarczy tylko umieć uczyć się z historycznych doświadczeń poprzednich pokoleń i wyciągać z tego wnioski, analizować i eliminować błędy naszych przodków, czyli innymi słowy uczyć się na błędach. Ci, którzy myślą że przyjmowanie niekontrolowanych mas najeźdźców imigrantów i płacenie im zasiłków za to, że gwałcą wasze żony i córki to przejaw nowoczesności i braku rasizmu, są co najmniej (CO NAJMNIEJ!) głupcami, z którymi nie warto wchodzić w jakąkolwiek logiczną i rzeczową rozmowę.

Starożytni doskonale wiedzieli czym jest niekontrolowana migracja obcych ludów, wystarczy poczytać sobie co pisał na ten temat chociażby Arystoteles w "Polityce", aby dojść do wniosku, że każde następne pokolenie jest prawdziwym historycznym dyletantem, nie uczymy się na błędach poprzedników, przez co powielamy te same błędy co oni, tylko że już w zmienionych konfiguracjach dziejowych, przez co wydają się nam one niezwykłe i wyjątkowe. A Arystoteles pisał otwarcie o niekontrolowanej imigracji: "Jeżeli bowiem w skład takiej masy wchodzą grupy zbyt różnorodne, to ciągle istnieje niebezpieczeństwo przewrotów. Swoistym przykładem takiej niebezpiecznej różnorodności jest napływ imigrantów (...) Obywatele Antissy, którzy przyjęli wygnańców z Chios byli zmuszeni wyrzucić ich z bronią w ręku. Przeciwnie zaś mieszkańcy miasta Zankle, którzy przyjęli Samijczyków, sami zostali przez nich wypędzeni. Mieszkańcy Apollonii nad Morzem Czarnym po sprowadzeniu nowych osadników wzniecili powstanie, a tak samo doszło do zaburzeń i walki w Syrakuzach, gdy po obaleniu tyranii nadano obywatelstwo obcym i najemnikom (pisałem o tym krótko w jednym z wcześniejszych postów). Mieszkańcy Amfipolis, którzy przyjęli osadników z Chalkis, zostali przez nich po największej części wyrzuceni". Zawsze niekontrolowana imigracja kończyła się powszechną katastrofą, walkami, krwią i śmiercią, a nie żadną integracją i społeczeństwami multikulturowymi, które są zwykłym wymysłem rządzącego teraz Unią Europejską i poszczególnymi krajami Zachodu (i Wschodu), marksizmu kulturowego. 

Nie ma i nie będzie integracji, w sytuacji gdy nie zaistniały ku temu odpowiednie okoliczności, a nie zaistniały, bowiem rządzących nie interesuje żadna integracja (co najwyżej to mieszkańcy danych państw, do których przybywają islamiści, mają się dostosować do praw i zwyczajów islamistów, a nie na odwrót). Oto jak wygląda integracja w Niemczech, na przykładzie listu pewnej Niemki, wysłanego do burmistrza Monachium, w którym kobieta z żalem mówi że zmuszona jest wyjechać z miasta, bowiem zmienia się ono na jej oczach, a jej mąż uważa że Niemcy, teraz w ich własnym kraju stają się "największą mniejszością", do tego bezbronną, bo pozbawioną jakiegokolwiek wsparcia. Oto treść listu mieszkanki Monachium: 

"Piszę dziś do Pana coś w rodzaju listu pożegnalnego wyjaśniającego, dlaczego ja i moja rodzina opuszczamy miasto, chociaż pewnie nikogo to nie obchodzi. Mam 35 lat, mieszkam tutaj z moim mężem i dwoma małymi synami w ekskluzywnym bliźniaku z miejscami parkingowymi. Można by więc powiedzieć, że, jak na standardy panujące w Monachium, powodzi nam się bardzo dobrze. (...) Żyje nam się bardzo dobrze, mamy dużo przestrzeni, niedaleko znajduje się park. Dlaczego więc rodzina taka, jak moja, decyduje się opuścić miasto? (...) Przypuszczam, że Pańskie dzieci nie korzystają z obiektów użyteczności publicznej, transportu publicznego, ani, że nie uczęszczają do szkół publicznych w "problemowych dzielnicach". Przypuszczam też, że ani Pan, ani inni politycy rzadko, jeśli w ogóle, przychodzą tu na spacery. Tak więc, w poniedziałek rano, poszłam na śniadanie kobiet z sąsiedztwa, sponsorowane przez miasto Monachium. Spotkałam tam 6-8 kobiet, niektóre z nich były z dziećmi. Wszystkie kobiety miały na głowach chusty i żadna nie mówiła po niemiecku. Organizatorzy imprezy szybko poinformowali mnie, że prawdopodobnie będzie mi trudno się tutaj zintegrować (ich słowa!!!). Chciałam zauważyć, że jestem Niemką. Mówię płynnie po niemiecku i nie noszę chusty na głowie. Uśmiechnęłam się więc delikatnie i powiedziałam, że chciałabym spróbować zintegrować się. Niestety, na śniadanie przyniosłam kanapki z salami i szynką, ponieważ wszystkie kobiety poproszono, aby coś ze sobą przyniosły. Zatem oczywiście, miałam jeszcze mniejsze szanse na integrację.

Nie byłam w stanie porozmawiać po niemiecku z żadną z kobiet uczestniczących w śniadaniu, a właśnie to miało na celu promowanie integracji. Nikt jednak nie był zainteresowany. Organizatorzy nie nalegali na mówienie po niemiecku, a kobiety, prawdopodobnie przynależące do tej samej arabsko-tureckiej grupy, po prostu chciały wykorzystać salę. Wtedy zapytałam o rodzinny brunch (...) Powiedziano mi, że odbędzie się on w osobnych pomieszczeniach. Mężczyźni i kobiety oddzielnie. Najpierw pomyślałam, że to kiepski żart. Niestety, to nie był żart. (...) Więc moje odczucie z tych imprez, mających promować integrację, jest bardzo złe. W ogóle nie dochodzi do żadnej wymiany zdań!!! W jaki sposób miasto Monachium może tolerować coś takiego? Moim zdaniem, należy zakwestionować całą koncepcję tych imprez, organizowanych w celu promowania integracji. (...) Poinformowano mnie, że nie wolno mi dawać wieprzowiny dziecku na drugie śniadanie w szkole!! Zaraz?! Przecież jesteśmy w Niemczech! (...) Podsumowując, panujące warunki sprawiają, że czuję, iż tak naprawdę nikt nas tu nie chce. Że nasza rodzina tak naprawdę tu nie pasuje. Mój mąż mówi, że czasem ma wrażenie, iż jesteśmy teraz największą mniejszością, bez jakiegokolwiek lobby. Dla każdej grupy istnieje jakaś instytucja, miejsce, publiczne zainteresowanie, ale my, heteroseksualne małżeństwo z dwójką dzieci, pracujący, ani nie niepełnosprawni, ani nie muzułmanie - my nie wzbudzamy już żadnego zainteresowania".


Tak właśnie wygląda "integracja" muzułmanów z mieszkańcami Europy Zachodniej, i ma ona wsparcie i akceptację polityków rządzących tymi krajami (nie muszę zapewne dodawać, bowiem liczę na inteligencję moich Czytelników - jaka ideologia jest za to odpowiedzialna?). Ale wróćmy do tematu. Chciałbym bowiem zaprezentować te okresy w dziejach Ludzkości, w których kobiety miały takie same, lub bardzo podobne prawa do mężczyzn, nie jest bowiem prawdą (kolejne marksistowskie kłamstwo), że w obecnych czasach dzięki feminizmowi kobiety osiągnęły równy mężczyznom poziom społeczny - totalna bzdura, szczególnie jeśli chodzi o marksistów i komunistów (weźmy chociażby Francję, aż do 1946 r. francuska partia komunistyczna najmocniej sprzeciwiała się... przyznaniu kobietom prawa głosu, bo cały ruch sufrażystek, był ruchem... prawicowym).

Były epoki historyczne, gdzie pozycja kobiet, była znacznie większa od obecnej, i wcale nie żyjemy w najlepszym z okresów w historii (jak próbują nam wmówić najróżniejsi pajace z tytułami profesorskimi, tzw.: "autorytety" - jak choćby autorytetem był niejaki Zygmunt Bauman, ksywa "profesor", "miły i łagodny staruszek", celebrowany na uczelniach Europy Zachodniej i USA jako autorytet moralny, a ta gnida w latach swojej "świetności" działała w "polskiej" bezpiece i brała udział w walkach i mordowaniu Żołnierzy Podziemia Antykomunistycznego, czyli Żołnierzy Niezłomnych. Inny przykład "autorytetu moralnego", celebrowanego w zachodnich lewicowo-liberalnych mediach, to przykład wielkiego polakożercy, przyjaciela Adama Michnika, którego brat Stefan uciekł do Szwecji, aby uniknąć procesu za popełniane przez niego mordy sądowe na Żołnierzach Niezłomnych - mam tu oczywiście na myśli Jana Tomasza Grossa i jego paszkwile na Polskę i Polaków. Ostatnio wysmarował on kolejny felieton dla "New York Times'a", zatytułowany: "Polacy znowu tęsknią za "czystą krwią" - piękny tytuł prawda, szczególnie to ZNOWU jest tutaj wyjątkowo trafne, ale darujmy sobie złośliwości, przejdźmy do konkretów - oto co pan "profesor" Uniwersytetu Princeton pisze dalej: "(...) zapał, który nadaje polskiemu nacjonalizmowi tak bardzo agresywną i ksenofobiczną artykulację, wypływa pierwotnie z głębokich pokładów etnicznej i religijnej nienawiści, która jest organicznie polska i była historycznie wymierzona w Żydów" - jakieś konkrety panie "profesorze", przykłady, jakiejkolwiek "organicznej polskiej nienawiści wymierzonej w Żydów?" - tylko proszę o konkrety, a nie teorie s-f typu "Sąsiedzi" czy "Strach"). No właśnie i takie indywidua są w dzisiejszej zlewaczałej Europie. Przejdźmy więc już bezpośrednio do tematu.    
            

I

EPOKA NAJDAWNIEJSZA

PRZEDHISTORYCZNA

(ok. 1 350 000 r. p.n.e. - ok. 3700 r. p.n.e.)



 ZIEMIA - HYPERBOREA




 POZYCJA KOBIET CYWILIZACJI HYPERBOREI
ok. 1 350 000 r. p.n.e. - ok. 1 346 400 r. p.n.e.
(Tackionizm - równe prawa kobiet i mężczyzn)


Postanowiłem zacząć od najdawniejszej "ludzkiej" cywilizacji na naszej planecie, czyli właśnie od pochodzącej z planety Bakaratini cywilizacji hyperboreańskiej, o której pisali także starożytni Grecy. W channelingach w zasadzie niewiele jest informacji na ten temat, a samą cywilizację hyperboreańską opisałem w jednym z poprzednich postów, to jednak warto jednak zacząć "od początku" i trudno pominąć (mimo że oficjalnie nauka uznaje te informacje za mity i legendy i nie uważa za wiedzę naukową) pierwszą cywilizację, jaka została założona na naszej planecie. Daruję sobie opis początków i kształtu tej cywilizacji, bowiem to wszystko już uczyniłem w poprzednich postach, teraz skupię się jedynie na pozycji kobiet i mężczyzn w tym społeczeństwie. Brakuje co prawda konkretnych opisów pozycji jednej lub drugiej płci, to jednak można (czytając pomiędzy wierszami) wywnioskować że pozycja kobiet cywilizacji hyperboreańskiej, niewiele różniła się od pozycji mężczyzn. Jak wiadomo (pisałem już o tym wcześniej), Bakaratinianie dzielili się na dwie rasy - żółtą i czarną. Dwie te rasy zasiedliły również Ziemię (a raczej wielki kontynent, który nazwano Hyperboreą), ok. 1 350 000 r. p.n.e. O dużym znaczeniu kobiet w tamtejszych społeczeństwach, niech świadczy kara jaką stosowano w przypadku gwałtu - a była nią okrutna śmierć (takiego delikwenta smarowano miodem i zakopywano do ramion w pobliżu kolonii mrówek, które żywcem zjadały nieszczęśnika przez kilka, a nawet kilkanaście dni). Nie ma też żadnych informacji, jakoby kobiety nie mogły pełnić roli przywódczej na wsiach, w miastach czy dzielnicach, choć bez wątpienia należały tam do mniejszości. Nie wiadomo jednak czy kobiety wchodziły do Rady Stanu (złożonej z ośmiu mędrców), bowiem nic na ten temat nie ma ani w channelingach ani w innych źródłach. Można jednak stwierdzić że w społeczeństwach żółtych i czarnych Bakaratinian, tworzących cywilizację Hyperborei, istniało pełne równouprawnienie kobiet, z niewielką dominacją mężczyzn (co uważam za stan naturalny każdego społeczeństwa).

Równa pozycja kobiet i mężczyzn była za to powszechna wśród hyperboreańskich kapłanów religii kreacjonistycznej (Tackionizmu). Kapłani i kapłanki tego kultu, wyniesionego jeszcze z rodzinnej planety Bakaratini (Tackionizm powstał jako religia dziękczynna, w podzięce "bogom" za uratowanie ich planety - o czym też już pisałem w poprzednich postach). Religia ta ewoluowała w przeciągu kolejnych milleniów i tak z kultu wielu bogów przerodziła się w religię monoteistyczną. Hyperboreanie wierzyli więc już w jednego Boga Stwórcę Wszechrzeczy (Pierwszego Poruszyciela) i choć wśród Bakaratinian nie było ludzi niewierzących (tak podają channelingi), nie istniała też żadna kasta kapłańska, bowiem kapłanami zostawiali ludzie, którzy albo czuli ku temu wewnętrzną potrzebę, albo byli do tego predestynowani (np. prorocy, jasnowidze). Nie było też żadnej hierarchii kapłańskiej ani też przywilejów dla kapłanów, choć sami kapłani i kapłanki cieszyli się powszechnym szacunkiem. Można więc powiedzieć, że społeczeństwo Bakaratinian na Hyperborei wyrosło z religii tackionistycznej (czyli religii która uznawała też reinkarnację), ale sama religia (choć ważna w życiu każdego mieszkańca) nie przekładała się na politykę społeczeństwa hyperboreańskiego. Pierwszą cywilizację ziemską, możemy więc spokojnie określić jako społeczeństwo równych praw kobiet i mężczyzn, wyrosłego z religii.   


 SECESJONISTYCZNA CYWILIZACJA 
CZARNYCH W AFRYCE
ok. 1 346 400 r. p.n.e. - ok. 1 332 700 r. p.n.e.
(kobiety pozbawione wszelkich praw)


Od chwili secesji religijnej części tackionistycznych kapłanów (zarówno w społeczeństwie żółtych jak i czarnych Bakaratinian, choć żółci bardzo szybko stłumili bunt), ok. 1 346 400 r. p.n.e. rozpoczął się okres Secesji, czyli opuszczenia głównych hyperboreańskich siedzib, przez zbuntowanych kapłanów (tylko spośród ludu Czarnych) i popierających ich zwolenników w liczbie 500 000. Kapłani zaczęli się bowiem domagać reformy religii tackionistycznej, odzwierciedlającej potrzeby "Nowych Czasów", a ową reformę widzieli w sposób następujący: utworzenie ścisłej i hierarchicznej kast kapłańskiej, posiadającej silne wpływy ekonomiczne (kapłani tackionistyczni byli ubodzy, często nie nosili nawet butów) i polityczne (uważano że to kapłani powinni rządzić całym społeczeństwem, domagano się więc zniesienia dotychczasowego ustroju i zastąpienia go teokracją kapłańską). Domagano się jednak również zakazania sprawowania funkcji kapłańskich i politycznych przez kobiety, które uznano za "niegodne". Ponieważ jednak władze Czarnych z miast Hyperborei nie wyrażały zgody na taką zmianę, doszło do secesji i osiedlenia się w Afryce (ówczesny kształt kontynentów był zupełnie inny niż dzisiaj i Afryka była połączona z kontynentem hyperboreańskim przesmykiem, przez który przeszli secesjoniści). Tam utworzono nowe społeczeństwo, które całkowicie kontrolowane było przez kapłanów. 

Secesjoniści zerwali bowiem z dawnym kultem w Jednego Boga, odrzucili reinkarnację, zaczęto tworzyć poszczególnych bogów do wielu funkcji kapłańskich. Na czele państwa stał arcykapłan, który (sam będąc wybierany przez zgromadzenie wielkich kapłanów), wyznaczał przywódców poszczególnych miast i dzielnic. Mniejsi kapłani rządzili na prowincji. Dotychczasowa demokracja hyperboreańska przestała istnieć, bowiem o wszystkim decydował kler. To kler wytyczał społeczeństwu prawa i nowe zwyczaje i decydował o losie każdego mieszkańca. To powodowało że kapłani stali się jedynymi możnowładcami, dysponującymi ogromnymi latyfundiami i majątkami). Kobiety zaś, pozbawione możliwości uczestniczenia w strukturze kapłańskiej, zostały sprowadzone do ludzi gorszej kategorii. Kobiecość stała się przekleństwem, a rodziny swoje wybawienie i możliwość utrzymania w przyszłości, widziały tylko w posiadaniu męskiego potomka, który, jeśli będzie miał szczęście, zostanie kapłanem i poprawi los rodziny. Narodziny więc dziewczynki były nieszczęściem dla rodziny, bowiem w najlepszym wypadku skończyłaby jako nałożnica któregoś z kapłanów, w najgorszym jako zwykła prostytutka (w późniejszym, ostatnim okresie Secesji, kobiety składano też w ofierze bogom). Najczęściej wydawano więc ją za mąż w młodym wieku, aby mogła urodzić jak najwięcej synów, po to, by któryś z nich miał szansę wejść do kolegium kapłańskiego, wówczas dopiero  miałby możliwość utrzymać rodzinę na starość.

Okres Secesji trwał ok. 13 700 lat (do ok. 1 332 700 r. p.n.e.), a jego koniec przyszedł z zewnątrz, za sprawą "bogów" (TJehooba), którzy zniszczyli państwo secesjonistycznych kapłanów, a ludność powróciła do społeczeństwa hyperboreańskiego (przez ponad 13 000 lat istniało bowiem obok siebie secesjonistyczne społeczeństwo Afryki - choć kontynent ten nie był równoznaczny z dzisiejszym - i społeczeństwo Żółtych i Czarnych Hyperborejczyków - Żółci i Czarni mieli odrębne miasta). Zniszczenie afrykańskich miast Czarnych secesjonistów, spowodowało otwarcie nowego okresu w dziejach tego ludu (z którego do dziś bezpośrednimi potomkami, jacy jeszcze żyją na Ziemi są australijscy Aborygeni oraz częściowo Mongołowie - choć oni sami nie pochodzą bezpośrednio od Żółtych Bakaratinian, a są efektem późniejszych krzyżówek z kolejnymi przybyszami - m.in.: z białymi kolonistami z Malony czy Procjona).          


POZYCJA KOBIET W ZJEDNOCZONEJ HYPERBOREI
ok. 1 332 700 r. p.n.e. - ok. 1 320 000 r. p.n.e.
("Nowa Droga" - kobieta wolna, ale już nierówna mężczyźnie)


Po zniszczeniu secesjonistów, mieszkańcy afrykańskich terenów powrócili do Hyperborei, ale wówczas należało stworzyć nową formułę religijno-społeczną, która pogodziłaby oba zwaśnione społeczeństwa. "Nowa Droga" wytyczona przez ostatniego arcykapłana społeczeństwa secesjonistów (a tak naprawdę przez TJehooba, którzy dali mu pewne wskazówki podczas snu), nawiązywała do Tackionizmu. Secesjoniści co prawda zjednoczyli się ponownie z Hyperboreańczykami, ale wciąż zamieszkiwali w Afryce. Stworzyli więc "Nową Drogę" która akceptowała istnienie jednego Boga Stwórcy Wszechrzeczy i uznawała reinkarnację, zakazywała też krwawych ofiar z ludzi, jednak nie zmieniała nic pod względem politycznym. Kapłani wciąż pełnili najważniejsze funkcje w polityce (z tym że teraz byli wybierani w wyborach przez lud) i tylko oni mogli decydować o kwestiach społecznych. Nadal istniała funkcja arcykapłana, czy raczej Najwyższego Kapłana. Kapłaństwo jednak ponownie pozbawiono podstaw ekonomicznych i odebrano im wielkie latyfundia ziemskie i nagromadzone majątki. Kobiety jednak, wciąż nie mogły wstępować do kolegiów kapłańskich i zostawać kapłankami. Uzyskały za to całkowitą wolność osobistą i polityczną, mogły głosować i same wybierać kapłanów jako swych przedstawicieli politycznych. Takie społeczeństwo zaczęło przyciągać również wielu Hyperborejczyków z rasy czarnej i żółtej. Przyjeżdżali i osiedlali się w Afryce, uznając to miejsce za lepiej zorganizowane od ich rodzinnych ziem. Żółci i Czarni zaczęli się ze sobą łączyć i płodzić dzieci, z których to powstała odrębna rasa (byli to przodkowie dzisiejszych Arabów, których ewolucja jeszcze będzie postępować w kolejnych milleniach). 

Mijały więc stulecia, a potomkowie ze wspólnych łączonych małżeństw dorosły i odrzucając system religijno-społeczny "Nowej Drogi", która tak bardzo imponowała ich przodkom, postanowili więc go zreformować w kierunku starego Tackionizmu. Domagano się likwidacji hierarchii kapłańskiej i przywrócenia kapłaństwa kobiet. Ponieważ nie znaleźli oni uznania w we władzach kapłańskich, uznano że należy emigrować i w innym miejscu stworzyć wymarzone społeczeństwo. Tak doszło do II Secesji (ok.1 325 500 r. p.n.e.). Nowi secesjoniści zasiedlili tereny dzisiejszej Algierii i Tunezji i od tej chwili realnie obok siebie istniały aż cztery społeczeństwa - Czarni Hyperboreanie, wciąż wyznający Tackionizm, Żółci Hyperboreanie wyznający Tackionizm, Czarni i Żółci wyznający "Nową Drogę" w Afryce i ich potomkowie, założyciele pierwszego afrykańskiego społeczeństwa tackionistycznego. Istnienie tych czterech społeczeństw obok siebie, trwało stosunkowo krótko (jeśli liczyć historię dziejów naszej planety), bo zaledwie 5 500 lat. Ok. 1 3 20 000 r. p.n.e. doszło bowiem do galaktycznej katastrofy, która dotknęła również Ziemię, całkowicie niszcząc wszystkie ziemskie cywilizacje Hyperborei. Tą katastrofą był wybuch III Wielkiej Wojny Galaktycznej pomiędzy Federacją Galaktycznej Ludzkości (i innych sprzymierzonych ras), a Ligą Anchara (czyli Gadami). Cywilizacje Hyperborei zniszczone zostały poprzez nakierowane uderzenie wielkiej asteroidy, skierowanej na Ziemię właśnie przez Gadoidy, które spowodowało że planeta nasza przez ponad 400 000 lat nie była zasiedlona (nie licząc rozproszonych, i cofniętych w rozwoju do prymitywizmu, grupek dawnych społeczeństw Bakaratinian z Hyperborei, którym udało się przeżyć).


     

 CDN.

poniedziałek, 27 listopada 2017

DZIEJE WYCHOWANIA - Cz. IV

CZYLI NAUKA SZTUKI

CZŁOWIECZEŃSTWA


WYCHOWANIE STAROŻYTNEGO EGIPTU

ok. 3000 r. p.n.e. - 30 r. p.n.e.

Cz. III




III
WYCHOWANIE KAPŁAŃSKIE




Kapłan i kapłanka to były najważniejsze funkcje społeczne w starożytnym Egipcie, zaraz po osobie faraona i jego rodziny. Kapłani byli najważniejszymi przedstawicielami władzy w każdej, nawet najmniejszej wsi egipskiej, znacznie ważniejszymi od naczelników miast i wsi. Reprezentowali oni bowiem nie tylko świat władzy, związany z boską osobą faraona i jego dworu (który był niedostępny nawet w wyobrażeniach dla zwykłego człowieka), ale również świat pozagrobowy, świat bogów - co oznacza że stawali się łącznikami pomiędzy żywymi a zmarłymi i właśnie dlatego ich władza była tak wielka i tak niekwestionowana. Egipcjanie bowiem postrzegali śmierć jako prawdziwą katastrofę, niszczącą ich dotychczasowe funkcjonowanie, nic więc dziwnego że nawet chłopi pragnęli zapewnić sobie lepsze miejsce w zaświatach, a tylko kapłani (poza faraonem) mieli bezpośredni kontakt z bogami i kapłanów (szczególnie tych lokalnych, miejskich lub wiejskich), zwykły Egipcjanin mógł ujrzeć osobiście na własne oczy, gdyż władca mieszkał daleko a i tak był niedostępny, otoczony nimbem boskości i tajemnicy. Kapłani kontrolowali życie lokalnych miejscowości, to oni wyznaczali pory żniw oraz innych prac (wzmacnianie kanałów nawadniających, budowa nowych świątyń lub pałaców czy praca w kopalni). Jako jedyni prowadzili też przyświątynne szkoły dla ludności, byli więc dawcami wiedzy, która dla wielu ludzi tożsama była z boską mocą lub magią. Wielki Kapłan Amona-Re w Tebach był bez wątpienia drugą po faraonie osobą w państwie, i choć inni kapłani (m.in.: Memfis czy Heliopolis) starali się z nim konkurować i odebrać mu pierwszeństwo, jego pozycja począwszy od Nowego Państwa (czyli okresu największej świetności imperium egipskiego od ok. 1550 r. p.n.e.), a skończywszy na roku 750 p.n.e. jego pozycja była dominująca. 

Przez 800 lat wielcy kapłani Amona-Re z Teb posiadali wielką władzę i zgromadzili ogromny majątek. Potworzyły się nawet dynastie kapłańskie, a faraonowie w pewnym okresie utracili już możliwość decyzji co do wyboru kolejnego Wielkiego Kapłana. Wszystko to zmieniło się właśnie ok. 750 r. p.n.e. gdy faraon Rudamun (Rudżamon), wstępując na tron, podzielił się władzą najwyższego kapłana Amona, ze... swą siostrą Szepenupet I, która to przyjęła stary tytuł (znany i używany wśród księżniczek Nowego Państwa) Boskiej Małżonki Amona. Odtąd pozycja Wielkiego Kapłana Amona-Re dramatycznie się obniżyła (choć tytuł nadal był w użyciu), zaś wzrosła rola Boskiej Małżonki, która teraz przejęła dotychczasową rolę kapłanów z Teb. Począwszy więc od połowy VIII wieku p.n.e. to kobiety/kapłanki, zaczynają odgrywać dominującą rolę w hierarchii egipskiej struktury kapłańskiej, i podobnie jak wcześniej Wielcy Kapłani, tak i Boskie Małżonki prócz ogromnej władzy politycznej, zgromadziły wielkie bogactwa. Panował tam prawdziwy matriarchat, władza zawsze przechodziła z kobiety na kobietę (oczywiście każda z następczyń musiała pochodzić z możnego rodu, a najczęściej były to córka panującego faraona, którą wybierała sobie np. jej ciotka). Ów religijny Matriarchat panował przez ok. 230 lat, do czasu podboju Egiptu przez Persów w 525 r. p.n.e. Wówczas to król Persji Kambyzes II, rozwiązał funkcję Boskiej Małżonki Amona, a kraj podzielił ponownie pomiędzy lokalnych kapłanów, odpowiedzialnych bezpośrednio przed perskim satrapą Egiptu. 

Stan kapłański, był bodajże jedyną funkcją, dającą realną władzę tak polityczną jak i finansową, również i dzieciom z rodzin chłopskich. Oczywiście nie zdarzało się, aby chłopski syn został Wielkim Kapłanem, ale mógł zostać kapłanem niższej rangi, a już samo to dawało mu olbrzymią władzę i ogromne poważanie, wręcz niekiedy kult w rodzinnej miejscowości. Była to więc jedyna odskocznia do władzy, dla tych, którzy całe swoje życie zginali przed możnymi i kapłanami - czyli chłopskich synów i tylko synów, bowiem dziewczęta ze wsi nie miały możliwości dostać się do stanu kapłanek Amona, który był zarezerwowany jedynie dla dobrze urodzonych kobiet i ich córek. Jak zatem przebiegała edukacja młodego adepta sztuki kapłańskiej? Aby taki chłopski syn, wybrany przez lokalnego, wiejskiego kapłana i skierowany do szkoły świątynnej w dużym mieście (Teby, Memfis, Heliopolis, Herakleopolis etc.), stał się "czystym" (jak kapłani nazywali siebie samych), musiał posiąść umiejętność perfekcyjnego czytania i pisania (choć kapłani również wykorzystywali skrybów do pisania listów, to jednak sami musieli znać kształt poszczególnych liter i ich znaczenie). Za każdy błąd w słowie, adept otrzymywał rózgi od kapłana-nauczyciela. Bardzo ważne było posłuszeństwo i hierarchia, każdy musiał znać swoje miejsce, nie można też było mówić niepytanym. Prócz nauki czytania i pisania (która często zajmowała kilka a niekiedy nawet kilkanaście lat), adept stanu kapłańskiego, poznawał zagadnienia związane z matematyką, geometrią i geografią. Gdy po kilku latach wiernej służby na prowincji (jako lokalny kapłan niższej rangi), zdołał awansować na wyższą pozycję, poznawał też zagadnienia związane z astronomia, nauką o gwiazdach i planetach.


 TUTAJ JEST PIĘKNIE POKAZANE, JAK KAPŁANI EGIPSCY MOGLI WYKORZYSTAĆ NAIWNOŚĆ I STRACH LUDU EGIPSKIEGO, PRZEDSTAWIAJĄC ZWYKŁE ZAĆMIENIE SŁOŃCA JAKO GNIEW BOGÓW ZA NIEPOSŁUSZEŃSTWO SWEGO LUDU. OTO NAGLE SŁOŃCE ZOSTAŁO "POŁKNIĘTE" PRZEZ BOGA, KTÓRY ODWRÓCIŁ OD LUDU SWĄ ŁASKAWĄ TWARZ I ÓW CIEMNY, NIEPIŚMIENNY LUD WPADAŁ W PANIKĘ I UCZYNIŁBY WSZYSTKO, CO KAZALIBY MU UCZYNIĆ KAPŁANI, ABY TYLKO UCHRONIĆ SIĘ PRZED "KARĄ BOGÓW"



Dla takiego zwykłego wiejskiego kapłana, który (musiał koniecznie czymś się wykazać, aby awansować), poznanie wiedzy o gwiazdach i innych planetach, musiało być nie lada szokiem, bowiem w szkole uczono go że świat podtrzymywany jest na czterech słupach, będących ramionami i nogami bogini Nut, której wygięte ciało tworzyło niebo i które podtrzymywał bóg powietrza Szu (choć oczywiście nie było to jedyne wyjaśnienie, lecz bez wątpienia najpopularniejsze, innym jeszcze było przedstawienie Ziemi jako talerza, wspartego o wierzchołki gór na wschodzie i zachodzie. Jako dysku leżącego na wielkim, pływającym żółwiu, lub jako płaskiej palety opartej o grzbiet trzech krokodyli). Zdobywał więc na pewnym poziomie pełna wiedzę o astronomii i geografii Ziemi, dowiadywał się że gwiazdy to nie są kropki na ciele bogini Nut, tylko oddalone o miliony lat świetlnych ciała niebieskie.Uczniowie szkół kapłańskich, już na wczesnym etapie nauki mieli golone głowy, otrzymywali odrębne od innych, białe szaty (wyznacznik ich statusu społecznego). Nauka była długa i ciężka, ale po jej ukończeniu wchodziło się do elitarnej kasty kapłańskiej, decydującej o losie praktycznie każdego, bez względu na jego majątek czy status społeczny - mieszkańca Egiptu (faraon teoretycznie stał na czele zgromadzenia kapłanów, realnie jednak był od nich również zależny). Tak więc tak wyglądała edukacja młodego kapłana, a jak szkolono młode kapłanki (jeszcze przed nastaniem ery matriarchatu Boskich Małżonek Amona)? Dziewcząt nie uczono czytania i pisania (były od tego oczywiście wyjątki, ale bardzo nieliczne). Młode kapłanki uczyły się przede wszystkim posłuszeństwa starszym siostrom (tak jak młodzi kapłani posłuszeństwa starszym braciom), za najdrobniejsze nieposłuszeństwo groziły kary chłosty. 

Kapłanki dzieliły się na dwie grupy: muzyczne i taneczne i uczone były głównie tańca i gry na instrumentach. Część z nich (te, które zostawały kapłankami boga Mina - który to był przedstawiany na figurkach i malowidłach jako mężczyzna z członkiem w stanie wzwodu), stawała się "Świętymi Prostytutkami" (nic więc dziwnego że na liście medycznej z Kahun z ok. 1900 r. p.n.e. wymienione są takie schorzenia wśród kapłanek jak: "puchlina treści ciała" - czyli stan zapalny narządów rodnych, prawdopodobnie owrzodzenie warg sromowych, oraz "choroba kopulacyjna" - czyli choroba weneryczna, choć Egipcjanie znacznie więcej wiedzieli na temat męskich przypadłości związanych ze stosunkiem, niż na temat kobiecych). Kapłani również dzielili się na dwie grupy, ale w ich przypadku nie były one związane z muzyką. Większość adeptów zostawała zwykłymi kapłanami, a potem jedynie się specjalizowała w określonych dziedzinach: oratorów, lektorów, kapłanów pogrzebowych, lekarzy i pisarzy. Druga grupa, znacznie mniejsza, to byli prorocy. Kapłani-prorocy, byli elitarną kastą w równie elitarnym stanie kapłańskim i także dzielili się na poszczególne specjalizacje: kapłan świątyni (najniższa funkcja wśród kapłanów-proroków, pełnili również funkcje w lokalnych świątyniach, rozsianych po wioskach i miastach całego kraju), prorok zajmujący się odczytywaniem snów i wyroczni, pełnili oni służbę głównie w najważniejszych świątyniach, oraz główny prorok, stojący na czele największych świątyń i podlegający bezpośrednio władzy Wielkiego Kapłana Amona-Re w Tebach (lub ewentualnie kapłana z Heliopolis z Memfis). 


W KOLEJNEJ CZĘŚCI OPISZĘ JAK BARDZO ROZDROBNIONY BYŁ STAN KAPŁAŃSKI I W KTÓRYCH MIASTACH CZCZONO OKREŚLONYCH BOGÓW, GDZIE GŁÓWNIE ORGANIZOWANO PIELGRZYMKI, JAK FUNKCJONOWAŁY ŚWIĄTYNIE I DO CZEGO REALNIE SŁUŻYŁY (Z PEWNOŚCIĄ NIE DO TEGO, ABY GROMADZILI SIĘ W NICH WIERNI I MODLILI DO SWYCH BOGÓW), ORAZ ZAPREZENTUJĘ EGIPSKI PANTEON


 CDN.

niedziela, 26 listopada 2017

WŁADYSŁAW IV I PLANY WIELKIEJ WOJNY Z IMPERIUM OSMAŃSKIM - Cz. IV

CZYLI JAK TO KRÓL

RZECZYPOSPOLITEJ WŁADYSŁAW IV

PLANOWAŁ ODBUDOWAĆ DAWNE

CHRZEŚCIJAŃSKIE PAŃSTWO

W KONSTANTYNOPOLU



PÓŁROCZNE BEZKRÓLEWIE

(30 Kwietnia - 8 Listopada 1632 r.)

Cz. III


 "MIŁOŚĆ OJCZYZNY NIE KOŃCZY SIĘ ZE ŚMIERCIĄ"

HETMAN JAN ZAMOJSKI





POZWOLĘ SOBIE POMINĄĆ DALSZĄ LISTĘ WOJEN TOCZONYCH W CZASACH PANOWANIA KRÓLA ZYGMUNTA III I PRZEJŚĆ JUŻ BEZPOŚREDNIO DO TEMATU PANOWANIA WŁADYSŁAWA IV I JEGO PLANÓW WOJENNYCH Z TURCJĄ OSMAŃSKĄ 


30 kwietnia 1632 r. w wieku 65 lat, zmarł król Zygmunt III z dynastii Wazów, panujący w Rzeczypospolitej od 1587 r. zaś w Szwecji w latach 1592-1599 (tytuł króla Szwecji zachował do końca życia). Teraz na tron wstępował jego najstarszy syn, zrodzony z Anny Habsburg, pierwszej żony Zygmunta III - Władysław IV. Śmierć króla jednak, nie oznaczała w Polsce i na Litwie automatycznego objęcia tronu przez jego syna lub potomka - nowego króla wybierała szlachta Rzeczypospolitej, zgromadzona na sejmie elekcyjnym, i choć oficjalnie nie było żadnych zastrzeżeń przed wyborem Władysława, to jednak formalności musiało stać się zadość. Rzeczpospolita, choć potężna, przejawiało pewne oznaki osłabienia lub raczej dekadencji. Największą bolączką każdego nowego króla, było przymuszenie (lub raczej przekonanie) szlachty, aby zechciała płacić podatki na utrzymanie wojska, bowiem brak stałej i dużej siły zbrojnej, był prawdziwym utrapieniem dla tak potężnego królestwa. Na cóż bowiem żołnierskie poświęcenie i bohaterstwo, na cóż geniusz wielkich hetmanów, na cóż bitwy wygrywane jedna po drugiej, na cóż zdobycie Moskwy, Smoleńska i innych twierdz moskiewskich, na cóż opanowanie państw bałkańskich, skoro to wszystko poszło w niwecz, w skutek braku stałego finansowania armii. Do każdej nowej kampanii wojennej, należało zwołać sejm na którym trzeba było przekonać obywateli (czyli szlachtę) do tego, aby sięgnęła do kieszeni i zapłaciła podatki na wojsko. A gdy to się udawało i kampania okazywała się szczęśliwie zwycięska, szlachta uważała że na tym koniec i dalej już nie musi utrzymywać wojska, co powodowało w zasadzie prawie bezkrwawą utratę zdobytych ziem, bowiem nieopłacani żołnierze buntowali się, zawiązując konfederacje wojskowe (inna kwestia że konfederacje te utrzymywały wojsko w ryzach i także stanowiły realną siłę, przynajmniej przez pewien czas, która stała na straży zdobyczy, ale w tym czasie hetmani szybko musieli znaleźć dalsze pieniądze na wypłacenie zaległego żołdu). 

Nic więc dziwnego że tak oto szlachecką niechęć do ponoszenia wyrzeczeń, ładnie spuentował sławny teolog i kaznodzieja tamtych czasów - Piotr Skarga: "Zwycięstwa nie mogły przynieść krajowi korzyści (...) Dostatki, które w pokoju rosły, obracały się w gnoje. Zamki pustoszały. Nie było oka na przyszłość", zaś Jakub Zadzik pisał: "Szaleje lud nasz, jak to już w starzejącej się Rzeczypospolitej; odrzuca zbawienne rady. Przyjdzie nam poddać się swojemu losowi". Skarga dodawał: "Utoną wolności wasze i w śmiech się obrócą (...) Ziemie, które się w jedno z Koroną zrosły, odpadną, zaginie język a Polak obróci się w obcy ród (...) Polska bez pana (...) stanie się poddanką tych, którzy dziś przed majestatem Rzeczypospolitej karki zginają (...) Polak wygnany, nędzny, wzgardzony, będzie nogami popychany, gdzie go wpierw poważano". Szlachta jednak niepomna tych słów, kroczyła ku własnej zagładzie, pewna swej wyjątkowości i wielkości. Tak oto od Rzeczypospolitej odpadły prawie całe Inflanty (1622 r.), tylko dlatego że... szlachta nie chciała dalej kontynuować zwycięskiej wojny ze Szwecją i po prostu odpuściła utrzymanie wojska na północy kraju. Podobnie na południu, nad Dunajem, w Mołdawii i Wołoszczyźnie (dzisiejsza Rumunia). Księstwa te odpadły od Rzeczypospolitej nie dlatego że wygnała ich stamtąd potężna armia turecka, tylko dlatego że... szlachta nie chciała łożyć na utrzymanie chorągwi hetmańskich w zdobytych krajach. Nie było stałej armii, nie było floty, wojsko zbierano dopiero w wyniku jakiegoś zagrożenia zewnętrznego (co bardzo długo wystarczyło, bowiem i tak wszystkich wówczas biliśmy zawsze walcząc z mniejszymi liczebnie wojskami - 4, 5 a nawet 100 razy mniejsze, jak pod Hodowem, gdzie ok. 400 husarzy polskich pokonało... 40 000 armię turecką), ale szlachcie to nie przeszkadzało. Bawiono się, pito i spisywano konfederacyje na sejmy i sejmiki ziemskie. Zajeżdżano na nie jak na kulik, z pięknie przystrojonymi i bogatymi pocztami, przy wsparciu służby i hajdamaków. Pojedynkowano się i czyniono zajazdy na zamki i dwory sąsiadów, ale ogólnie nie dochodziło do krwawych waśni, tak jak w innych krajach (Francja, Niemcy, Anglia, Rosja - gdzie doszło do wojen domowych). Tutaj nawet wystąpienia antykrólewskie (przeciw wzmocnieniu władzy króla), kończył się rozejmem i zgodą i to bez względu na to, kto okazał się wygranym.


"FAJNE LASECZKI - TO CO, GWAŁCIMY?
 
 

Były też i plusy panowania Zygmunta III w Rzeczypospolitej, choć niektóre zupełnie od niego niezależne (podobnie jak i część minusów). Rzeczpospolita Obojga Narodów była najbardziej wolnym krajem ówczesnego świata (nie istnieją żadne porównywalne ówczesne systemy, które mogłyby być zbliżone do wolnościowego ustroju państwa polsko-litewskiego), zasiedlona przez ludzi, dla których wolność była kluczowym dobrem, zaraz po Bogu, choć Bóg też nie był powodem większych waśni pomiędzy narodem "Panów Braci" (jak szlachcice przyjęli o sobie mówić). Nigdy nie doszło w Rzeczpospolitej do prześladowań religijnych, nie było płonących stosów i zabijania lub choćby wyganiania z kraju innowierców. Każdy mógł sobie wierzyć w co chciał, byleby tylko nie obrażał króla, nie podważał "Złotej Wolności" szlacheckiej i szanował prawo - poza tym nie było żadnych obostrzeń w wyznawaniu jakiejkolwiek wiary. Król, choć miał niewielką władzę, był otoczony powszechnym szacunkiem poddanych, którzy siebie samych uważali za obywateli, a króla za "Primus inter Pares" - "Pierwszego wśród Równych". Król, mógł u nas chodzić swobodnie bez straży i nikt nie ośmieliłby się go zaatakować, natomiast w monarchiach Zachodniej Europy, królowie często byli znienawidzonymi despotami, na których często organizowano zamachy (jak choćby nieudany zamach prochowy Guya Fawkes'a przeciwko królowi Anglii - Jakubowi I w 1605 r., czy zabójstwo króla Francji - Henryka IV przez Francoisa Ravaillac'a w 1610 r.). Polska była też rajem dla Żydów, jak bowiem pisał duński historyk Georg Brandes w 1885 r.: "Żydów mieszka w Polsce bardzo dużo, bo Polacy dali im gościnę, kiedy cała Europa prześladowała ten naród. I Polska wolna jest od ksenofobii tak typowej u Niemców, zwanej antysemityzmem", zaś Mieczysław Grydzewski (Żyd polskiego pochodzenia), pisał tak o polskiej literaturze: "Jest jedyną literaturą na świecie, która nie tylko raz po raz ukazuje szlachetne postacie Żydów, ale która wyznacza Żydom funkcję inspiratorską. Jankiel Mickiewicza, Judyta Słowackiego, Zygier Żeromskiego, Rachel Wyspiańskiego, odgrywają rolę natchnienia patriotycznego, budzicieli polskości".




Czy można się dziwić takim słowom, gdy przeczyta się najświetniejszą definicję polskości, jaką kiedykolwiek usłyszałem w życiu i pod która podpisuję się obiema rękami, zastanawiając się jednocześnie czy sam byłbym w stanie wymyślić podobną definicję wcześniej. Jest ona autorstwa współczesnego pisarza i poety Jarosława Marka Rymkiewicza, a brzmi ona następująco:

"CZYMŻE JEST WIĘC POLSKOŚĆ? ONA NIE JEST ANI BIOLOGICZNA, ANI GENETYCZNA, ONA NIE BIERZE SIĘ Z KRWI ANI NAWET, JAK POKAZUJE MÓJ PRZYKŁAD (i mój także) - MOŻE DOŚĆ WYJĄTKOWY - NIE BIERZE SIĘ NAWET Z POCHODZENIA. POLSKOŚĆ TO JEST STRASZNA SIŁA DUCHOWA. I TO NIE MY JĄ WYBIERAMY, BO NIE MOŻEMY TU NICZEGO WYBIERAĆ. TO ONA NAS WYBIERA, ONA CHCE NAS MIEĆ I WTEDY NAS WYBIERZE (...) NIE NALEŻY PYTAĆ O POCHODZENIE, O GENY, O KREW. NALEŻY SIĘ TYLKO ODDAĆ TEJ STRASZNEJ SILE, A ONA CAŁĄ RESZTĘ ZA NAS ZAŁATWI"   

  
 I tak właśnie było w Rzeczpospolitej Obojga Narodów, gdy zjeżdżali do niej uciekinierzy z całej Europy, w rodzinnych krajach prześladowani za wiarę, pochodzenie lub poglądy, tutaj właśnie odnajdowali spokój i bezpieczną przystań pod gwiazdami. Tu był raj, gdy w całej Europie szalało piekło, i tamten czas znów zatacza koło i wkrótce do nas powróci.

Za panowania króla Zygmunta III również Warszawa stała się stolicą Polski (czasowo od 1596 r. a ostatecznie w 1611 r.), przeniesiona tam z Krakowa. W tamtym czasie prócz dzielnicy Starego Miasta, Warszawa rozbudowała się o Nowe Miasto, powstało Krakowskie Przedmieście wiodące do Pałacu Ujazdowskiego, w którym to pałacu król Zygmunt III szczególnie lubił wypoczywać. Powstał również dzisiejszy wygląd Zamku Królewskiego na Starym Mieście (1607 r.), zbudowano Pałac Prymasowski (1615 r.), były cztery szpitale: "Bractwo miłosierdzia ku posłudze chorym i żołnierzom", "Komora potrzebnych", szpital św. Łazarza i szpital św. Brunona. Warszawa ówczesna była jednak miastem jeszcze prowincjonalnym, nie mogącym się równać z Krakowem czy innymi stolicami europejskimi. Przeniesienie się dworu królewskiego do Zamku warszawskiego i opuszczenie okazałego Wawelu krakowskiego (którego Zamek w swej wspaniałości podobny był do Bazyliki św. Piotra w Rzymie), było uważane za pewnego rodzaju ujmę dla monarchii, ale z biegiem lat przyzwyczajono się do nowego miejsca.


ZAMEK na WAWELU



KOMNATA PTAKÓW na WAWELU

 

SALA KOLUMNOWA PAŁACU WAWELSKIEGO
 



SALA AUDIENCYJNA PAŁACU WAWELSKIEGO
 



Tak więc maj i czerwiec 1632 r. czyli pierwsze miesiące bezkrólewia, minęły pod znakiem sejmików ziemskich, na których rozpatrywano ewentualną kwestię wystawienia kandydatury króla Szwecji - Gustawa II Adolfa do polskiej korony (szwedzki agent - Russel, zaczął rozgłaszać wówczas taką plotkę i zbierać przy sobie głosy chętnych poparcia szwedzkiego monarchy, ale prócz familii Przyjemskich i Rościszewskich oraz wojewody sieradzkiego Baranowskiego, nikt więcej nie poparł Szweda, zaś jeszcze w maju sejmik Wielkopolski ogłosił obwołanie nieprzyjacielem Ojczyzny tego, kto pierwszy poprze innego kandydata niżli książę Władysław. Szybko więc te dwa rody wycofały się z poparcia Gustawa Adolfa, zaś Baranowski musiał uciekać z obrad sejmiku, gdyż zagrożono mu poturbowaniem). W czerwcu wszystkie sejmiki wojewódzkie opowiedziały się za kandydaturą księcia Władysława i on to właśnie (nie mając żadnych kontrkandydatów), stał się realnie jeszcze niewybranym monarchą. 22 czerwca pod laską Krzysztofa Radziwiłła, zebrał się sejm konwokacyjny (na którym oficjalnie poznawano kandydatów do korony). Na początku wysłuchano delegacji od Kozaków z Zaporoża i od kurfirsta brandenburskiego. Kozacy prosili o dopuszczenie ich do elekcji wspólnego monarchy, o podwyższenie rejestru kozackiego o przyznanie żołdu oraz o powstrzymanie ucisku szlachty starościńskiej na Ukrainie. Przedstawiciel kurfirsta również domagał się miejsca przy wyborze monarchy, jako że władca Brandenburgii, był również księciem w Prusach, a tym samym lennikiem Rzeczypospolitej (od 1525 r., choć elektorzy Brandenburgii władali Prusami dopiero od 1605 r.). Był rozpatrywane też kwestie religijne, odnośnie protestantów i unitów i przyznano im dodatkowe biskupstwa. Posłowi pruskiemu odmówiono udziału w sejmie elekcyjnym, oświadczając że odmowa ta została już przedstawiona w 1527 r. przez króla Zygmunta I księciu pruskiemu i byłemu wielkiemu mistrzowi krzyżackiemu - Albrechtowi Hohenzollernowi i od tamtego czasu nic się w tej kwestii nie zmieniło. Kozakom również odmówiono prawa elekcji, oświadczając że nie posiadają szlachectwa, ale jednocześnie potwierdzono już dotychczasowe prawa kozackie, pod warunkiem: "Byle wiernie dla Rzeczypospolitej zachowywali się". Ogłoszono też zaciąg tysięcy żołnierzy przeciwko Moskwie, która zamierzała skorzystać z panującego bezkrólewia i odbić Smoleńsk i powołano pospolite ruszenie. Wreszcie w lipcu zaproszono przedstawicieli sejmików wojewódzkich i biskupów. Wszyscy podpisali akt sejmu 17 lipca 1632 r. oczekując na sejm elekcyjny, wyznaczony na 25 września (po żniwach, które wówczas dla szlachty były najważniejsze, ważniejsze nawet od wojny z Moskwą).   


CDN.
 

piątek, 24 listopada 2017

ZABAWNE SCENY Z POLSKICH FILMÓW - Cz. III

KILKA ZABAWNYCH SCEN 

ORAZ WYPOWIEDZI Z 

POLSKICH FILMÓW I SERIALI



DZIŚ TYLKO:

 SEKSMISJA

(1983)





Na początek "Seksmisja"z 1983 r., zabawna komedia Juliusza Machulskiego, opowiadająca o przygodzie, jakiej doświadczyli dwaj ochotnicy, którzy zgłosili się do nowatorskiego eksperymentu, polegającego na zahibernowaniu ciała na 3 lata - Maks Paradys i Albert Starski. Metodę hibernacji (w tym filmie) wynalazł niejaki profesor Wiktor Kuppelweiser, w celu wykorzystywania jej w medycynie, zaś próbna hibernacja Maksa i Alberta, miała potwierdzić skuteczność tej metody. Panowie zostają zahibernowani po konferencji prasowej 9 sierpnia 1991 r. Jednak ich wybudzenie jest dla nich niespodzianką, bowiem okazuje się że przebywali w stanie hibernacji nie założone trzy lata, ale ponad 42 lata później, dokładnie 8 marca 2044 r. Obaj panowie początkowo są zdziwieni, że nie ma profesora Kuppelweisera, oraz innych naukowców, a odwiedzają ich same kobiety. Okazuje się że w czasie, w którym przebywali w stanie hibernacji, wybuchła III wojna światowa i doszło do nuklearnej zagłady państw. Zaś użyta w walkach bomba typu M (również wynalazek profesora Kuppelweisera), spowodowała zagładę męskich genów, co oznacza że mężczyźni wyginęli, a na ziemi pozostały jedynie kobiety, które aby uniknąć śmiertelnego promieniowania, zeszły pod ziemię, gdzie zbudowały podziemne miasta. Kobiety początkowo nie wiedzą co zrobić z "nieproszonymi gośćmi", bowiem nauczyły się żyć w społeczeństwie pozbawionym "samców", są też dwie teorie co do ich przyszłości. Jedną reprezentuje sekcja Archeo, która dąży do ich "naturalizacji" czyli zamiany w kobiety. Sekcja Genetix zaś, zamierza uśmiercić "samców" a ich narządy wykorzystać w transplantologii.

Film obfituje w wiele ciekawych scen i wypowiedzi które weszły już do klasyki kina polskiego, jak choćby takie: "Kobieta mnie bije, poddaję się, nie wstanę, tak będę leżał", "Nas, bohaterów, prądem?", "Mężczyźni wyginęli? Przecież to nie były mamuty", "Żeby chłop nie mógł w windzie z gołą babą?", "No wiesz, nasza cywilizacja zawaliła się w gruzy, a tobie tylko dupy w głowie" czy też: "Sfiksowałyście, boście dawno chłopa nie miały, chłopa wam trzeba", "Co to znaczy mieć chłopa?", "Chyba chodzi o męską służbę domową, bardzo rozpowszechnioną w XX wieku", lub: "Nakłuwać dziewicze jaja, w macicy? Jajo o jajo?", "No nie przy jedzeniu jak boga kocham". "Tu jest ta wylęgarnia?", "Tutaj się rozmnażają", "No mówię właśnie", "Jako przedstawiciele dwóch płci, chciałbym zaproponować powrót do bardziej tradycyjnego sposobu... jak by to ci wytłumaczyć, o zajączki dwa... No kocham panią bardzo", "Miłość, to rodzaj odurzenia, którym mężczyzna próbował zawładnąć kobietą", "A choć no tutaj", "Co to? Co to?", "To życie!".

Ostatecznie wygrywa koncepcja naturalizacji "samców", ale nim do tego dochodzi, pomaga im jedna z członkiń organizacji Archeo - Lamia Reno, która umożliwia im wydostanie się na powierzchnię, gdyż zarówno Maks jak i Albert wolą śmierć w zniszczonym, popromiennym środowisku, niż przemianę w kobietę ("Dlaczego nas nie wypuszczą, żebyśmy sobie spokojnie umarli" - pyta się retorycznie Albert). Początkowo wychodzą tylko Maks i Albert (są tylko dwa skafandry przeciwpromienne), ale wkrótce dołącza do nich również i Lamia (znajduje kolejny skafander). Szybko okazuje się też, że kobiety były okłamywane, bowiem zniszczenia popromienne, były jedynie elementem nadbudowanych konstrukcji, okalających włazy do "miasta kobiet", poza tym przyroda jest niezniszczona (zniszczenia popromienne nie były tak duże, jak przewidywano na początku), ale bohaterowie wciąż boją się zdjąć skafandry, mimo że kończy im się już powietrze. Wówczas to, Maks dostrzega lecącego w górze bociana, co unaocznia wszystkim, że powietrze też nie jest zniszczone ("Jeśli on może oddychać, to my także"), Lamia jednak boi się zdjąć skafander i dopiero obaj mężczyźni na siłę go z niej zdejmują. Następnie w swej wędrówce, natrafiają na dom z pełnym wyposażeniem. Przygotowują śniadanie z naturalnych produktów (pod ziemią jedzono tylko produkty sztucznie stworzone, i w jednej ze scen Maks mówi: "O przepraszam, odbiło mi się plastikiem"). W pogoń za uciekinierami rusza konkurentka Lamii z sekcji Genetix - Emma Dax, która co prawda znajduje ich podczas jedzenia, ale mdleje z braku powietrza. Pomaga jej Albert, zdejmując z niej skafander i robiąc sztuczne oddychanie. 




Tymczasem w telewizji leci program z miasta kobiet, w którym dwie zabandażowane kobiety, mówią że właśnie przeprowadzono na nich operację "naturalizacji" (podają się z Maksa i Alberta) i w taki oto sposób stały się wartościowymi obywatelkami kobiecego społeczeństwa. Lamia i Emma przekonują się że były oszukiwane i że inne kobiety też są oszukiwane przez Jej Ekscelencję - zarządzającą całą tą organizacją, jak i stojące wokół niej liderki Archeo i Genetix. Lamia panikuje, nie wie komu wierzyć, zaczyna krzyczeć, co powoduje że Albert musi interweniować, mówiąc: "Uspokoisz się, bo jak nie to zdejmę pasa, jak przyrżnę w dupę", po tych słowach Emma milknie. Natomiast Albert zabiera Lamię "na pięterko", po czym wyznaje jej miłość. Kobieta jednak, wychowywana w "społeczeństwie kobiet", uważa że "miłość, to rodzaj odurzenia, którym mężczyzna próbował zapanować nad kobietą", ale Maks nie daje za wygraną, łapie Lamię i... zmusza ją do stosunku, po czym mówi: "To życie". W kolejnej scenie, obie kobiety, które jeszcze do niedawna były konkurentkami w mieście kobiet, teraz wspólnie śmieją się, kąpiąc się w wannie. Natomiast Maks i Albert spokojnie popijają drinka, palą papierosy i rozmyślają nad (męskim) potomstwem, oraz nad tym, kto tu się tak wygodnie urządził. Po czym słyszą windę, ktoś wjeżdża na górę, kryją się więc w szafie. Okazuje się że ten dom należy do Jej Ekscelencji, która szybko odkrywa obecność Maksa i Alberta. Mężczyźni rzucają się na "nią" i wkrótce okazuje się że całym społeczeństwem podziemnych kobiet, rządził... mężczyzna, przebrany za kobietę, który prosi ich aby nie wydali jego tajemnicy (choć Albert jest wzburzony i mówi: "To nas tam prawie nie wykastrowały, a ty tutaj cycki będziesz sobie przyklejał?"). 

Jej Ekscelencja, a raczej ów mężczyzna, opowiada więc Maksowi i Albertowi swoją historie, o tym jak to w młodym wieku został przebrany przez matkę w kobiece sukienki, gdy Liga Kobiet przejęła władzę, pozostali przy życiu mężczyźni zostali naturalizowani, a jego samego matka uchroniła w taki sposób. "I tak dorastałem sobie w kobiecym przebranku" - mówi - "aż w końcu kilka lat temu wybrały mnie Jej Ekscelencją. Wtedy mogłem się urządzić w domu mojej mamusi". Maks i Albert rozmyślają co z nim zrobić ("W końcu chłop" - mówią ostatecznie). Zawiązują więc z nim układ, nie zdradzą jego tajemnicy, pod warunkiem że pozwoli im i ich kobietom (Lamia i Emma stały się teraz dziewczynami Maksa i Alberta. "Z nami są tu jeszcze dwie panienki, ale one też zostają" - mówi Maks), pozostać w jego domu. Mężczyzna zgadza się i pokazuje im swój wynalazek, dzięki któremu może z domu ogłaszać swoje decyzje i tak w dniu jutrzejszym ogłasza dzień wolny - święto państwowe. Maks i Albert wykorzystują ten czas, aby z probówkami z własnym nasieniem, dostać się do hal reprodukcyjnych, w których za pomocą partenogenezy (dzieworództwa) kobiety się rozmnażają, co oznacza że rodzą się same dziewczynki ("Tu jest ta wylęgarnia?" - pyta się Maks, "Tutaj się rozmnażają" - odpowiada Albert, "No mówię właśnie"). Wlewają więc po trochu zawartość probówek do komór reprodukcyjnych, ze słowami: "Śpijcie dobrze, kochane chłopaki, do zobaczenia za dziewięć miesięcy". Ostatnią sceną jest ukazanie przebierających niemowlęta kobiet, i nagle jedna wpada w krzyk, okazuje się że urodził się chłopiec. Społeczeństwo kobiet zaczyna się rozsypywać i wszystko wraca do normalności.

Film ten jest parodią feminizmu, komunizmu i totalitaryzmu, ukazuje społeczeństwo ściśle kontrolowane przez władze, pozbawione dostępu do wolnych mediów i z tego powodu zmuszone ufać we wszystko, co pokazują rządowe stacje. Kobiety są tam też podporządkowane, gdyż wymyślono specjalną tabletkę, która zamienia popęd seksualny, na pęd ku karierze (komunistyczne hasło - "Kobiety na traktory"), są zimne i nieczułe. Nie znają pocałunku, czułości i męskiego dotyku (Lamia pyta: "Co to? Co to" a Maks odpowiada: "To życie!"). Gdy Maks próbuje flirtować z Lamią, dotykając jej dłoń (jeszcze na początku filmu), kobieta zapytuje: "Jakim prawem mnie dotykasz?", na co Maks mówi: "Odwiecznym prawem natury moje dziecko", po czym całuje ją w usta, co powoduje że teraz kobieta nie może przestać o tym myśleć. Film ten jest bardzo aktualny również i dzisiaj, w dobie rozbuchanej poprawności politycznej i sfeminizowanych kobiet, które czują że coś utraciły - bliskość mężczyzny. Kariera albo rodzina, nieraz można to pogodzić, ale często w przypadku kobiet odbija się to albo na jednym, albo na drugim. Film ten jest więc z tego chociażby powodu warty obejrzenia, choć ma już prawie 35 lat.                    

"PRZEPRASZAM, TO MOŻE JA WYJDĘ?"
"DLACZEGO SIĘ TAK PATRZYCIE SIOSTRY? 
MAM DWA KILO NADWAGI"





A TUTAJ CAŁY FILM




CDN.
 

czwartek, 23 listopada 2017

ŻONY ZE STEPFORD - Cz. II

NIEZWYKLE CIEKAWA

KOBIECA INICJATYWA






JAK POWINNAŚ SIĘ ZACHOWYWAĆ

WOBEC SWOJEGO MĘŻA, 

GDY JESTEŚ POZA DOMEM?


Wyjście ze swoim mężczyzną to jedna z przyjemności związku: nie tylko korzystasz z męskiej ochrony, gdy jesteś w miejscu publicznym, ale także zyskujesz męskie uznanie i uprzejmość. Kiedy kobieta wychodzi z mężem, dynamika zachowań w miejscach publicznych jest nieskończenie inna niż wtedy, gdy idzie sama. Oto lista zachowań, które my, członkinie organizacji Żony ze Stepford powinnyśmy stosować, gdy jesteśmy z mężem poza domem.
  •  Jeśli mąż podejmie decyzję, nie kwestionuj jej. Powiedz: "Myślę że to mądry wybór" lub po prostu: "Masz rację".
  • Przeproś swego męża za najmniejszą rzecz. Nie trzeba się wcale wysilać, aby powiedzieć "przepraszam" z uśmiechem.
  • Zawsze ubieraj się dobrze, ale ubieraj się zachowawczo. Pamiętaj, że ubierasz się seksownie tylko w zaciszu swojego domu, dla swojego mężczyzny. 
  • Prezentuj się w sposób godny, czysty i skromny.
  • Zawsze dziękuj swojemu mężowi, gdy podstawia krzesło, trzyma drzwi lub pomaga tobie.
  • W restauracjach zawsze mężczyzna zamawia dla was obojga. Pozwól mu zdecydować co wybrać, lub jeśli cię zapyta co chcesz, spytaj go co według niego może być dobrym daniem. Zawsze akceptuj jego decyzje i pamiętaj podziękować mu za pyszny obiad, gdy wychodzicie z restauracji. 
  • Jeśli z jakiegoś powodu twój mężczyzna denerwuje się lub beszta cię przed obcymi, nie mów: "Czy możemy to omówić w domu?". Przyjmij odpowiedzialność i potulnie powiedz "przepraszam" z żalem i uśmiechem. 
  • Pamiętaj aby zawsze uśmiechać się do swojego mężczyzny. To pokazuje że jesteś tam aby go zadowolić. 




 JAK POWINNAŚ SIĘ UBIERAĆ?


Pamiętajcie, że Żony ze Stepford ubierają się nie dla siebie, ale po to aby podobać się swemu mężczyźnie. Oto najpopularniejsze przykłady ubiorów, jakie powinny preferować Żony ze Stepford.


 "MAŁA DZIEWCZYNKA TATUSIA"

 Chociaż nie ma konkretnego sposobu ubierania się dla Żon ze Stepford, to jednak my, dziewczyny cenimy pewne style i symbole w naszych codziennych strojach. Zaczynamy od prostego stylu: "Mała dziewczynka tatusia". Przenosi on nas w czasy dzieciństwa, gdy byłyśmy niezamężnymi, małymi dziewczynkami, grzecznymi i posłusznymi męskim członkom naszego domostwa. Ten styl przypomina nam także, aby zawsze pozostać wiernym naszemu powołaniu jako żony. Ubieranie się w ten sposób, pokazuje również naszym mężom, że wciąż jesteśmy małymi dziewczynkami, które teraz bawią się w naszym domu, dbając o mężów. 

UBRANIE:

 Nie ma konkretnego nakazu w tej kwestii, ale sukienki powinny mieć wiele wstążek, kokardek, falbanek i koronek. Ubrania powinny być zawsze czyste, ładne i młodzieńcze o jasnych (białych, różowych lub jasnozielonych, ewentualnie jasnoniebieskich) kolorach. Wszystko to podkreśli naszą kobiecą delikatność a jednocześnie pokaże naszym mężom, że aby utrzymać ładny wygląd, wkładamy w to mnóstwo pracy. Robimy to przecież dla naszych mężów, którzy na pewno to docenią.


 KOKARDA STEPFORD

 Żony ze Stepford preferują ubrania w tradycyjnym stylu z lat 50-tych. Sukienki, bluzki, garsonki powinny mieć schludną kokardę w jasnych kolorach. Kokarda sugeruje naszym mężom, że jesteśmy darami, gotowymi do rozpakowania, ale tylko w zaciszu naszych domów, za zamkniętymi drzwiami i tylko do dyspozycji naszych mężów. 


KODEKS STROJU ŻON ZE STEPFORD

Nie ma żadnego - możesz ubierać się w dowolny sposób, w jaki chce cię widzieć twój mąż, lub jaki ty sama wybierzesz (za jego pozwoleniem). Na przykład, jedna z naszych dziewcząt, Liz ma męża który bardzo lubi podróże lotnicze. Chociaż Matthew zajmuje się robotami budowlanymi, i rzadko lata samolotem, to sympatia dla ładnych, wesołych stewardess została mu od dzieciństwa. Zanim Liz poznała Matthew, była starszym wiceprezesem w firmie finansowej na Manhattanie. Była to jednak praca pełnoetatowa, a Liz uważała, że traktowanie swego męża jak króla było zadaniem, które musiało zostać wykonane perfekcyjnie. Poprosiła więc Matthew o zgodę na porzucenie pracy i pozostanie w domu na pełny etat. Liz zauważyła, że jej służbowe garnitury bardzo przypominają uniformy stewardess. Zaniosła więc te ubrania swoim krawcowym, aby je lepiej dopasować. Matthew był zauroczony już pierwszego dnia, gdy wrócił z pracy, żona powitała go ubrana jak dyrektor generalny z listy 100 najbogatszych firm na giełdzie. Obdarzyła go uściskiem i pocałunkiem, a potem powiesiła mu kurtkę i klęknęła aby rozwiązać jego buty. Myśl, że młoda kobieta - która mogła podejmować przełomowe decyzje w międzynarodowych holdingach - porzuciła świat biznesu pot ot tylko, aby zająć się jego osobistymi potrzebami, wzmocniła jego męską dumę. Kiedyś była wiceprezesem, mającym pod sobą wielu pracowników (w tym także mężczyzn), a dziś kroczy entuzjastycznie u boku Matthew i oczekuje z niecierpliwością na każdy rozkaz swego biologicznego szefa. Takie jest prawo mężczyzny do decydowania o losie własnej żony i dania jej prawa do bycia na każde jego wezwanie. My, dziewczyny ze Stepford na pewno to popieramy. 


PAS DO POŃCZOCH

Pora nocna, to pora na kremy, odżywki na odchudzanie i różnorodne praktyki poprawy skóry, ale Żona ze Stepford również w łóżku powinna umieć ubierać się seksownie, aby powitać w nim swego mężczyznę. Pas do pończoch jest zasadniczo związany z męską fantazją (kobiety tak ubrane, były na kalendarzach, plakatach i na amerykańskich bombowcach i myśliwcach podczas II Wojny Światowej), dlatego też, jeśli w garderobie żony znajduje się jakiś niezbędny element, to jest nim właśnie pas do pończoch. Noś swoje pasy wraz z pończochami, podobnymi jak te z epoki vintage. Możesz je wygodnie nosić do łóżka z pasującymi majtkami. Organizacja Żon ze Stepford zaleca, aby kobiety od czasu do czasu nosiły pasy do pończoch bez majtek, aby tym samym zachęcić swego męża do nocy pełnej spełnienia. 





PRZEWODNIK PO WSPANIAŁYM SEKSIE

ŻON ZE STEPFORD


Czuję się trochę zakłopotana, gdy o tym piszę, ale jestem skłonna podzielić się tym, wierząc, że przyniesie radość i spełnienie niezliczonym żonkom. My, kobiety ze Stepford wspominaliśmy już wcześniej, że my, jako żony i kobiety, zrezygnowaliśmy z osobistej satysfakcji, aby skupić się w 100 procentach na sprawianiu przyjemności naszym mężom. Pamiętaj, że każda sekunda, którą tracisz na własne zadowolenie, oznacza utraconą sekundę przyjemności twego męża, należną mu z racji jego płci. Chociaż my tutaj w organizacji wszystkie uważamy, że obrzezanie kobiet jest barbarzyńskie, błędne i powinno być zabronione, uważamy również, że na pewnym poziomie pierwotna intencja i motywacja stojąca za praktyką, nie są aż tak dalekie od zasad, które kobiety podtrzymują w Stepford. Same zachowujemy się w podobny sposób, jak kobiety które realnie zostały obrzezane, co jest równoznaczne ze zmniejszeniem się libido i kojarzone z kulturalnymi ideałami kobiecości i skromności, które obejmują pojęcia: "Kobiety są czyste i piękne, po usunięciu części ciała które są uważane za "nieczyste". W naszym świecie dziewczęta w organizacji uważają, że danie mężczyźnie fizycznej satysfakcji, jest jednym z największych kobiecych osiągnięć. Ogromna korzyść płynąca z tego, że dajemy mężczyźnie satysfakcję, jest już dla nas wystarczającą nagrodą. Nasze osobiste spełnienie seksualne, nie jest warte rozważenia, w porównaniu do fizycznej przyjemności mężczyzny. Uważamy również, że gdy jesteśmy same, powinnyśmy powstrzymać się od samozadowolenia. Nadużywanie naszych ciał, pod nieobecność naszych mężów, jest nie tylko nieczyste, ale usuwa mężczyznę z przejęcia aktu seksualnego. Tylko nasi mężczyźni są jedynymi, którzy mogą zainicjować akt seksualny. Sekretem seksualnego spełnienia Żon ze Stepford, jest właśnie mantra, powtarzana zawsze i wszędzie (w sypialni, kuchni, łazience, pralni): "Nie mam prawa". Dopóki pamiętasz te trzy słowa, szczerze wierzymy że osiągniesz najwyższy stopień spełnienia jako zamężna kobieta.   

 DOBRE MANIERY PRZY STOLE


Dziewczyny w naszej organizacji, mają indywidualne zasady przy stole, choć jest jedna główna - nigdy nie jemy obiadu, bez obecności naszych mężów, na tym podobieństwa się kończą. Na przykład Carolyn, moja siostra, zawsze krąży nad Jamesem, podając mu posiłek, dolewając drinka, potem siada i słucha jak minął mu dzień. Ja siedzę z pustym talerzem przed Charlesem gdy je. Nie wstaję, dopóki czegoś nie potrzebuje. To, czego Charles nie dokończy zjeść, zrzuca na mój pusty talerz i ja potem zjadam wszystko, to czego on nie dokończył. Zarówno Georgina jak i Jane pięknie się ubierają i siedzą cicho, uśmiechają się do swoich mężów, podczas gdy oni jedz. Niekiedy pan Thomas (mąż Georginy) mówi jej aby usiadła w drugim pokoju, póki on je. Większość dziewczyn nie jada wraz ze swymi mężami, gdyż wiedzą że najważniejsze jest dbanie o szczupłą figurę. Jedzą więc w kuchni, w trakcie przygotowywania posiłku dla swego mężczyzny. 






NACZELNE ZASADY ŻON ZE STEPFORD

"CZŁOWIEK Z AKSAMITU I STALI"
(1972 r.)


 "Człowiek z Aksamitu i Stali" został napisany w 1972 r. i chociaż jest przede wszystkim przewodnikiem dla mężczyzn, pomyśleliśmy, że podzielimy się naszymi wyróżnionymi fragmentami, ponieważ również jest to przewodnik dla kobiet ze Stepford, oto niektóre z ulubionych wśród naszych dziewcząt cytatów:


"Kobiety muszą wrócić do swoich domów i służyć swoim mężom. Za dużo myślą o tym co chcą robić, a nie o tym co powinny robić".

"Mężczyzna jest fizycznie, emocjonalnie i moralnie predestynowany do tego, aby przewodzić"

"Kobieta jest podporządkowana swemu mężowi we wszystkim. To on decyduje i trzyma wodze rodziny. A jednak kobieta w równym stopniu ponosi odpowiedzialność za rodzinę"

"Kobiety i dzieci potrzebują męskiej ochrony. Należy je uchronić przed sytuacjami, w których mogłyby zostać obrażone, poddane presji lub w jakikolwiek sposób narażone na przemoc"

"Kobieta może być zupełnie nieczuła w obecności zwykłych mężczyzn, ale spotykając męskiego, silnego mężczyznę, czuje się nagle jak kobieta i budzi on w niej podziw i respekt" 



 W KOLEJNEJ CZĘŚCI: CZY KOBIETY POWINNY GŁOSOWAĆ, CO CZYTAĆ i JAK POPRAWIĆ SWOJE RELACJE Z MĘŻEM i DZIEĆMI, BĘDĄC KOBIETĄ WYZWOLONĄ, WYCHOWANĄ W CZASACH FEMINIZMU i tzw.: RÓWNOUPRAWNIENIA?






CDN.