Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 7 lipca 2015

KRYZYS W GRECJI - KTO ZAWINIŁ?

KTO NAPRAWDĘ DOPROWADZIŁ

GRECJĘ NA SKRAJ BANKRUCTWA?






"Grecy są nierobami", "Grekom nie chce się pracować", "Grecki sektor publiczny jest niewydolny i skorumpowany", "Grecy są sami sobie winni" - itd. itp. Ile to już razy słyszeliśmy w naszych (i nie tylko naszych), mediach i z ust wszelkiej maści "autorytetów", podobne określenia? 

Wszystkie one sugerują, że katastrofa finansowa, którą obecnie przechodzi Grecja, spowodowana jest działalnością samych Greków, którym (oczywiście, jakżeby inaczej), nie chce się pracować. Ile w tym prawdy, należałoby zapytać? Niewiele, zaledwie ziarenko, od niego też zacznę.


To prawda, to w dużej mierze Grecy są winni obecnego kryzysu, ale ... jacy Grecy? Nie moi drodzy, winni temu wszystkiemu są (m.in.:), greccy oligarchowie, którym cały ten kryzys, pozwalał nabijać kabzy. Jednym z nich jest niejaki Dimitris Melissanidis, właściciel 60 tankowców i ok. 600 stacji benzynowych. Dzięki nadzorowanej przez Międzynarodowy Fundusz Walutowy i Unię Europejską - prywatyzacji, nabył po śmiesznej wręcz cenie (nazwijmy ją "okazyjną"), jedną trzecią akcji greckiego przedsiębiorstwa loteryjnego. Będąc świadom swej pozycji i ochrony (również przez banksterów z UE, których celem był skok na greckie aktywa, a nie żadna tam prywatyzacja - o tym jednak niżej), którą zapewniał mu skorumpowany grecki system polityczno-biznesowy, Melissanidis, wysłał nawet do dziennikarza Lefterisa Charalampopoulosa (z magazynu "Unfollow", który badał wszystkie jego przekręty), taką oto wiadomość: "Mógłbym kazać cię zabić bez wcześniejszego ostrzeżenia. Jestem jednak człowiekiem. Ostrzegam zatem, że wysadzę w powietrze ciebie, twoją żonę, twoje dzieci i wszystko, co posiadasz, w czasie gdy wy będziecie smacznie spać". Charalampopoulos zgłosił tę groźbę na policję, która ... nie znalazła w tym niczego nagannego. 

Melissandis nie jest tu wcale jakimś wyjątkiem, bowiem kryzys w Grecji otworzył możliwość skorzystania z atrakcyjnych ofert inwestycyjnych, przez tamtejszych krezusów. Firmy, które przynosiły stabilne dla państwa dochody, wyprzedawano w prywatne ręce za bezcen i tak grecka sieć gazowa DESFEA, została sprzedana koncernowi z Azerbejdżanu, za sumę, która tamtym zwróciła się w przeciągu roku. Złoża węgla brunatnego w Vevi sprzedano za 171 mln. euro (pomimo tego, że ich wartość oceniano na ponad 3 mld. euro). Likwidowano też wszelaką konkurencję dla (krajowych bądź zagranicznych), oligarchów. W ten sposób rząd Antonisa Samarasa, zlikwidował w czerwcu 2013 r. państwową telewizję, powód? ... była konkurencją dla prywatnych telewizji rodzimych oligarchów. W ciągu jednego dnia, pracę tam straciło ponad 2,5 tys. ludzi - kogoś to obeszło? A telewizja publiczna, była najchętniej oglądaną przez Greków, chociażby dlatego, że stanowiła w miarę rzetelne źródło informacji (w przeciwieństwie do stacji prywatnych, które z roku na rok przynosiły straty). Mimo to rząd stwarzał im takie warunki, by mogły się utrzymać (chociażby prywatne stacje, nie płaciły na przykład licencji za nadawanie, gdyż w umowach, dostawały ją jedynie na czas ... tymczasowy, co powodowło zwolnienie z owych opłat. W rzeczywistości owa "tymczasowość" trwała latami).

W tym samym czasie dochodziło w Grecji do szeregu afer finansowych, na styku władzy i biznesu (skąd my to znamy?). W 2012 r. wyszła na jaw (dzięki agencji Reutera, gdyż w rodzimych mediach, nie było na ten temat nawet słowa), afera bankowa, z udziałem prezesa Piraeus Banku - Michalisa Salasa. Ten socjalistyczny polityk, został oskarżony o załatwianie preferencyjnych pożyczek firmom należącym do jego rodziny. W greckich mediach ograniczono się wówczas jedynie do ... zaprezentowania wyjaśnień samego Salasa, nie wgłębiając się w temat i "przykrywając go" innymi newsami" ze świata show-biznesu i sportu (skąd my to znamy?). W 2010 r. francuska minister finansów Christine Lagarde, przekazała greckiemu rządowi, listę ponad 2 000 nazwisk Greków, posiadających tajne konta w Szwajcarii. Sądziła że rząd ją upubliczni, nic takiego się nie stało. Ówczesny minister finansów Grecji - Giorgos Papakonstantinou (na liście figurowali m.in.: członkowie jego rodziny), ukrył listę, a potem przekazał ją swemu następcy Ewangelosowi Wenizelosowi, zamieszanemu w inne przekręty, jak choćby wprowadzenie podatku od nieruchomości (2011 r.), w którym znalazła się 60 proc. ulga, dla posiadłości większych niż ... 2 mkw (taki właśnie "metraż posiadał ów minister). Wenizelos (gdy w 2012 przestał być ministrem), płytę zabrał ze sobą i zwrócił ją dopiero, gdy w listopadzie 2012 r. o sprawie napisał grecki magazyn "Hot Doc". Co uczyniły wówczas władze tego kraju? Aresztowano redaktora naczelnego i wydawcę pisma - Kostasa Vaxevanisa, zarzucając mu ... ujawnienie danych osobowych. 

Inną sprawą są wielomilionowe przekręty finansowe, przy budowie stadionów olimpijskich. W 2004 r. gdy odbywały się igrzyska olimpijskie w Atenach, niejaki Konstantin Angelopulos, złożył w sądzie pozew, w którym oskarżał swego brata - Theodorosa i jego żonę Giannę Angelopulos-Daskalaki, o pranie brudnych pieniędzy z konta komitetu przygotowującego olimpiadę. Sprawę przegrał, a dziś stadiony, budowane przez konsorcjum Angelopulos - spokojnie sobie ... niszczeją. Podobnie było z niemieckim Siemensem, który płacił greckiemu rządowi, ogromne łapówki (liczone w setkach milionów euro), za zdobycie kontraktów na budowę stadionów olimpijskich. Gdy kontakty ministrów i polityków z socjaldemokratycznej partii Pasok (wśród nich m.in.: Tasos Mantelis), wyszły na jaw, okazało się że łapówki płacone przez Siemensa, przyniosły greckiej gospodarce straty w wysokości 2 mld. euro. Siemens oczywiście nie mógł sobie pozwolić na opinię firmy korupcjogennej, dlatego też dodatkowo wypłacił Grekom 330 mln. euro w ramach rekompensaty i ... zrzeczenia się wszelkich dalszych roszczeń z tego tytułu. Następnie koncern chwalił się publicznie że intensywnie ... walczy z korupcją.

To tylko niewielka część powodów obecnego stanu greckiej gospodarki. Inną są na przykład ulgi podatkowe w branży przewozów morskich (z których korzysta ok. 900 najbogatszych rodzin w Grecji), którego straty dla greckiego budżetu (w przeciągu ostatnich dziesięciu lat), wyniosły ok. 156 mln. euro. Co ciekawe, przez lata greccy oligarchowie, kontrolujący całą branżę przewozów morskich (Grecy kontrolują 15 proc. światowej floty handlowej), skutecznie przekonywali kolejne rządy, że ich przywileje są fundamentem rozwoju Grecji i jeśli odbierze się je odbierze - państwo upadnie. Podobnego zdania (co ciekawe - choć może nie tak do końca, znając biznesowo-osobiste kontakty greckich oligarchów z przedstawicielami Unii Europejskiej i Międzynarodowego Funduszu Walutowego), jest również UE i MFW, które to  instytucje, naciskają na rząd Grecji, by (łatając dziurę budżetową i ograniczając wielkość długu publicznego), sięgali głębiej do kieszeń Greków. Nie, nie chodzi wcale o oligarchów, tych (według poleceń płynących z Brukseli), należy zostawić w spokoju, gdyż w przeciwnym razie "państwo upadnie". Grecki rząd MUSI natomiast (według tych instytucji), sięgnąć głębiej do kieszeni emerytów (którym i tak od 2010 r. konsekwentnie obniżano świadczenia, obecnie wynoszą one 52 % stanu sprzed 2010 r.), a także, Grecy powinni dalej konsekwentnie wyprzedawać własny majątek narodowy (to właśnie są "rady" UE i MFW na grecki kryzys). 

Czy można się temu dziwić, skoro najbogatszy Grek - Spiros Latsis (jego majątek jest szacowany na 11,4 mld USD), jest przyjacielem byłego przewodniczącego Komisji Europejskiej - Jose Manuela Barroso (Latis organizował mu u siebie wakacje i przyjęcia, oraz udzielał prywatnego jachtu, na każde życzenie Barroso). Theodoros Angelopulos związany jest z biznesowym elitami Szwajcarii, Kostopoulos z finansjerą Francji i wielu, wielu innych greckich oligarchów. Nie przeszkadza to jednak zachodnim politykom i ich rządom, wywierać na Grecji presję w formie szantażu ekonomicznego, typu: "Jeśli nie kupicie naszych samolotów, nie dostaniecie kolejnej transzy pieniędzy". Tak właśnie szantażował Grecję francuski prezydent Nicolas Sarkozy w 2011 r. żądając by Ateny zakupiły francuskie samoloty z koncernu EADS (obecnie Airbus Group). Angela Merkel zaś, w tym samym roku naciskała na grecki rząd w sprawie zakupu niemieckich okrętów podwodnych (których Grecy nie chcieli przyjąć, z powodu częstych usterek i ich wadliwej konstrukcji). Szantaż okazał się jednak skuteczny - Grecy nabyli zarówno samoloty z EADS, jak i niemieckie okręty podwodne, ale zarówno Sarkozy jak i Merkel na tym nie poprzestali. Domagano się wręcz otwarcie ... likwidacji rodzimego przemysłu zbrojeniowego i zaopatrywania się w sprzęt wojskowy, w koncernach pochodzących z tych państw. Tak też się stało, skorumpowane rządy, zlikwidowały mały (ale prężny), grecki przemysł zbrojeniowy, jednocześnie zwalniając z pracy ok. 2 200 osób (skąd my to znamy?).





Dziś sytuacja jest dokładnie taka sama - MFW i kraje strefy euro (głównie Niemcy i Francja), domagają się spłaty kolejnej raty greckich zobowiązań, uzależniając od tego kolejne transze pomocy finansowej dla Grecji. Żądają by rząd Alexisa Ciprasa, sięgnął znów do kieszeni podatników (oczywiście tych najbiedniejszych ma się rozumieć) i kontynuował "reformy", sprowadzające się jedynie do bezprzykładnej wyprzedaży majątku narodowego i zwiększonego fiskalizmu. Ale już jest wiadome (i nie chodzi tutaj tylko o samo greckie referendum), że Grecja już jest bankrutem i nie zmienią tego żadne kolejne "transze pomocowe" (tym bardziej ze MFW i kraje strefy euro jedną ręką dają a drugą zabierają). Co więc należy rozbić w tej kwestii? Przede wszystkim trzeba stwierdzić, że Grecja ma te problemy również dlatego (a może przede wszystkim dlatego), że należy do strefy euro - dlaczego? Grecki dług publiczny jest obecnie nie do spłacenia i to bez względu na pomoc ofiarowaną z MFW czy strefy euro

Po pierwsze - Grecja nigdy nie powinna wchodzić do strefy euro (cały ten proces był motywowany politycznie). Po drugie - fundusze unijne przyznawane na rozwój, są rzeczywistości powodem stagnacji i marazmu, gdyż zmuszają państwa (lub osoby fizyczne), do partycypowania w kosztach, co napędza spiralę zadłużenia. A poza tym zabijają innowacyjność. Kwestia trzecia jest natomiast taka, że drachma, która była walutą słabszą od euro (podobnie jak nasza złotówka), w przypadku wejścia przez Grecję do strefy euro, waluta ta staje się natychmiast hamulcowym eksportu krajowego, sprzyja zaś importowi towarów (np. właśnie z Niemiec czy Francji). Gdyby Grecja nie była w strefie euro, mogłaby uczynić tak, jak zrobili Irlandczycy w 2008 r. gdzie pomoc publiczną skierowano do zwykłych ludzi (pod postacią np. umorzenia długów hipotecznych, bądź też zwrotu bankowych depozytów), poza tym należałoby uznać kredyty indeksowane w obcych walutach za nielegalne (co uczynili Irlandczycy w 2010 r.). Dzięki tym (realnym, a nie fikcyjnym) reformom - dziś Irlandia wyszła już na prostą. 

Innym powodem dla którego obecnie Grecja jest już bankrutem (cały dług publiczny Grecji wynosi 320 mld. euro), były "rady" MFW w kwestii zwiększenia podatków i cięcia wydatków we wszelkich możliwych obszarach (tę samą "terapię", MFW nakazał m.in.: Węgrom i Polsce. Rządzone przez Orbana Węgry poszły jednak inną drogą - serdecznie dziękując MFW za współpracę i dając mu kopa na rozpęd z ich kraju. Nie zamierzano robić cięć wydatków publicznych, ani też obarczać najbiedniejszych kolejnymi podatkami. Orban zaczął szukać pieniędzy gdzie indziej m.in.: opodatkowując sklepy wielkopowierzchniowe, należące do zachodnich koncernów. Efekt - dziś kryzys na Węgrzech jest już przeszłością, a MFW nie może się nachwalić gospodarczej przebojowości i skuteczności tego kraju. W Polsce zaś ... jak jest, każdy widzi. 

Problem z Grecją polega jednak nie tylko na tym, że nie może ona skorzystać z rozwiązań Irlandczyków (gdyż nie posiada już swej własnej waluty, którą można by zdewaluować), lecz także dlatego, że wierzycielami Grecji są obecnie państwa (a nie banki, jak w przypadku Irlandii), które dokonały "nacjonalizacji" wierzytelności swych własnych instytucji finansowych. Co więc należy zrobić w tej kwestii. Rozwiązanie nasuwa się tylko jedno - ogłosić bankructwo Grecji i zacząć od nowa, czyli od powrotu do własnej waluty (drachmy), przy jednoczesnej jej dewaluacji. Ale kraje euro (szczególnie zaś Niemcy, którzy straciliby na tym najwięcej), nie chcą do tego dopuścić. Tym bardziej że Grecja może dać przykład innym krajom Południa Europy, które także opuszczą strefę euro (uważam że już najwyższy czas). Zobaczymy co z tego wyniknie - trzymam kciuki za Greków, gdy walczą z MFW i banksterami z krajów euro, krytykuję zaś rząd Ciprasa za jego kontakty z Kremlem i nadskakiwanie Rosji.







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz