Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 31 października 2023

POWYBORCZY HUMOR

CZYLI PARĘ MEMÓW NA TEMAT OPOZYCJI, CO DO PRZEGRAŁA TRZECIE WYBORY Z RZĘDU




Dziś parę memów które znalazłem w sieci, a z którymi bez wątpienia się zgadzam i dlatego je tutaj umieściłem. W tych kilku obrazkowych historyjkach jest pokazana jak na dłoni cała prawda o dzisiejszej opozycji (myślę tutaj oczywiście o Platformie Obywatelskiej, czy też raczej Koalicji Obywatelskiej) która tak bardzo nie może się już doczekać skoku na koryto i to pomimo przegranych przez nią (trzeci raz z rzędu) w wyborach. Swoją drogą bardzo ciekawe byłoby przyglądanie się takiej oto "koalicji chaosu", gdyż ten dysfunkcyjny rząd który zamierza sklecić Platforma z PSL-em, Hołownią i Lewicą - nie przetrwa nawet roku i wcześniej czy później dojdzie do tego, że sam Tusk wręcz będzie się prosił o nowe wybory, co wydaje się jak najbardziej oczywiste, biorąc pod uwagę realne możliwości działania tego rządu, oraz sięgające chmur (a być może nawet wybijające w kosmos) ego przewodniczącego Platformy Obywatelskiej. Ja bowiem nie jestem w stanie sobie wyobrazić zgodnego funkcjonowania tej koalicji, złożonej z tak różnych elementów i tak nie pasujących do siebie, że wręcz trudno to sobie uświadomić, a przecież to jeszcze nie będzie największy problem. Największym według mnie problemem będzie dogadywanie się Tuska, Kosiniaka-Kamysza, Hołowni i Czarzastego 🤭. 

Dlaczego według mnie będzie to największy problem? A choćby dlatego, że w świadomości Tuska konieczność uzgadniania jakichkolwiek projektów ustaw, porozumiewania się i debatowania z wyżej wymienionymi panami, jest ponad jego siły. Trzeba bowiem zrozumieć że Platforma realnie te wybory przegrała po raz trzeci, a Tusk - który miał być wybawieniem dla tej formacji - wprowadził do Parlamentu z samej Platformy mniej posłów, niż w 2019 roku uczynił to Grzegorz Schetyna 😚. Natomiast faktem jest, że zarówno Tusk jak i Kaczyński pod wieloma względami są do siebie bardzo podobni, i obaj zawsze dążyli do polaryzacji na zasadzie utworzenia dwóch głównych zwalczających się partii (a co za tym idzie środowisk politycznych). Wszystko co było po prawej stronie zostało wycięte przez Kaczyńskiego, wszystko zaś co jest po stronie opozycyjnej ma być wycięte lub podporządkowane Tuskowi. I tyle! Ale tutaj zaczynają się schody, ponieważ Tusk te wybory przegrał wygrało je Prawo i Sprawiedliwość oraz tzw Trzecia Droga, a to oznacza dla pana Tuska bardzo duże problemy, powiem jest on w tym momencie całkowicie zależny (wręcz jest zakładnikiem) od kaprysów czy to Hołowni czy Kosiniaka-Kamysza czy choćby Czarzastego - a nawet Zandberga). Taka sytuacja jest dla niego mentalnie nie do wytrzymania i według mnie przypomina to dokładnie sytuację jaką miał PiS w latach 2005-2007. Przecież w 2007 r Kaczyński wcale nie musiał godzić się na wybory, koalicja pomimo wszystko jakoś funkcjonowała, Samoobrona była spacyfikowana, Andrzej Lepper grzeczniutki i jedynie Giertych trochę fikał, ale Liga Polskich rodzin w zamian za synekury była gotowa w tym rządzie pozostać. Tak się nie stało z jednego prostego powodu, ponieważ takiej koalicji nie mógł mentalnie zdzierżyć Jarosław Kaczyński i to on jest odpowiedzialny za upadek tamtego rządu, bowiem zgodził się nawet na nowe wybory (które sądził że wygra choć zostały tutaj uruchomione siły odśrodkowe które to zwycięstwo uniemożliwiły) aby tylko nie być dalej w tej koalicji i nie musieć tłumaczyć się czy też uzgadniać swoich decyzji z Lepperem i Giertychem.

Dziś w takiej samej sytuacji jest Tusk. Dla niego również uzgadnianie czegokolwiek z takim chociażby Kosiniakiem-Kamyszem - który mógłby za Tuskiem co najwyżej (przynajmniej w jego przekonaniu) nosić teczkę, lub z Hołownią (którego ma za błazna), to jest ponad jego mentalne siły. A do tego przecież dojdzie problem z prezydentem i niemożność odrzucenia jego weta, do tego dojdzie sąd Najwyższy (który zdominowany jest przez sędziów z nadania Prawa i Sprawiedliwości), Trybunał Konstytucyjny i oczywiście Telewizja Polska - której zgodne z prawem przejęcie jest w tym momencie niemożliwe (bowiem w Radzie Mediów Narodowych składającej się z pięciu osób PiS ma większość, a ostatnie nominacje były w lipcu 2022 r natomiast kadencja członków Rady trwa 6 lat. Jedyne więc co mógłby teraz zrobić Tusk, to zlikwidować Radę Mediów Narodowych i powołać w jej miejsce inną instytucję, którą obsadziłby swoimi nominatami. Problem tylko polega na tym, że można to zrobić ustawą, a co za tym idzie trzeba do tego zgody prezydenta, i tutaj nie sądzę żeby Andrzej Duda się na to zgodził. Oczywiście pojawiają się różnego rodzaju wyciągnięte z butów pomysły że można będzie rządzić uchwałami (i to mówią prawnicy - co prawda z Iustyti, więc dla mnie to nie są prawnicy, a co najwyżej upolityczniona kasta, no ale mimo wszystko). Niemieccy korespondenci radzą też Tuskowi że powinien odłożyć procedury demokratyczne i wprowadzić - przynajmniej na razie - jakąś autokrację, a może nawet dyktaturę (swoją drogą to ciekawe jak to wśród Niemców szybko zmieniają się priorytety, wcześniej bowiem twierdzili że Polska jest niepraworządna w sprawie własnego sądownictwa, a teraz już mają gdzieś praworządność i  liczy się tylko umocnienie u władzy i ich matrioszki). No cóż życzę mu powodzenia. 🙄

Tak więc owa koalicja chaosu długo nie potrwa i jedyne co tych ludzi łączy to skok na rządowe koryto, bo przecież wszyscy oni są wyposzczeni (najbardziej bodajże Lewica, która ostatni raz była u władzy w 2005 r). Poza tym tam nic do siebie nie pasuje, NIC! Ale pożyjemy zobaczymy, przed nami w każdym razie 11 listopada, czyli Marsz Niepodległości - a jest on ważny w tym roku chociażby z tego powodu że że musimy ponownie podkreślić a wręcz wykrzyczeć nasze prawo do istnienia, gdyż ja sobie nawet nie wyobrażam zgody na przyjęcie tej propozycji większości lewicowo-liberalnej w Brukseli, aby realnie pozbawić państwa narodowe z suwerenności, a tak naprawdę niepodległości. Oczywiście Niemcy i Francja na to przystaną, gdyż na tym zyskają a ich elity już od dawna są całkowicie progresywno-kosmopolityczne. Mniejsze państwa - szczególnie w Europie Zachodniej - też się podporządkują, bo będą przekonane że też zyskają, podczepiając się pod niemiecko-francuską lokomotywę (dziś jest to raczej już stara ciuchcia parowa która ledwo co jeździ, ale przynajmniej ją jeszcze odmalowali i połatali w niej dziury). Natomiast taki kraj jak Polska (który nie jest ani mały, ani też wielki) zgodzić się na propozycję utraty suwerenności w żadnej, choćby najmniejszej kwestii nie może, bo to oznacza całkowitą pauperyzację społeczną i realny podział Europy na zasadzie paktu Ribbentrop-Mołotow z 1939 r. Państwa Zachodu (szczególnie Niemcy) powoli toną i będą potrzebowali pieniędzy aby utrzymać swoje gospodarki na w miarę stabilnym poziomie (nie mówiąc również o rozbudowanym systemie świadczeń socjalnych, który już jest na wykończeniu), a te pieniądze będą wyciskać od nas, sprowadzając nas realnie nawet nie do pozycji kolonii gospodarczej (jak to było choćby w latach 90-tych) ale wręcz do jakiegoś podbitego i drenowanego terytorium. 

Poza tym celem Niemców i Francuzów jest wypędzenie Amerykanów z Europy (czyli pozbycie się a przynajmniej zmniejszenie roli NATO). W zamian proponują nam Armię Europejską. Nie wiem jak Wy, drodzy czytelnicy tego bloga, ale ja jakoś dziwnie nie mam zaufania do niemieckiej pomocy militarnej, gdyż ten kraj (a przede wszystkim ten naród) nigdy nic dobrego nam nie dał i nigdy nic dobrego nam nie przyniósł, natomiast wyrządził nam morze krzywd, które do dzisiaj nie została rozliczone. Dlatego nie sądzę że Niemcy czy Francuzi będą ginąć za Polskę, gdy tutaj pojawią się Moskale, prędzej sprzedadzą nas i podzielą się nami tak jak to było w 1939 i próbowali to uczynić w 1920 r. Powiem więcej, ja sobie nie życzę aby choćby na kawałku polskiej ziemi stanęła stopa niemieckiego żołnierza -  nawet jeśli miałaby to być forma tak zwanej pomocy. Od Niemiec teraz jedyne czego już oczekuję to zapłacenia reparacji za zbrodnie jakich tutaj dokonywali ich przodkowie, oraz pokorę w polityce i w relacjach dwustronnych z nami - to wszystko. My natomiast w dalszym ciągu musimy się zbroić na potęgę, gdyż Polska zawsze miała dwóch wrogów i to się nie zmieniło do dziś od ponad 1000 lat naszym wrogiem na zachodzie są Niemcy, a od około 500 lat na wschodzie jest Moskwa). Tak więc podoba mi się to co mówi poseł Marek Jakubiak, że jak Niemcy się cieszą, to Polacy powinni płakać. I mówię to oficjalnie, jako osoba mająca niemieckie korzenie. Pamiętać bowiem należy słowa które wypowiedział Marszałek Piłsudski: "Polska będzie albo wielka, albo nie będzie Jej wcale. Formy pośrednie są tylko tymczasowe".






A teraz przejdźmy do tematu:



CZTEREJ JEŹDŹCY APOKALIPSY




NIE MA TO JAK DOBRY SZEF 
POCIESZY, PODPOWIE, PORADZI JAK DALEJ POSTĘPOWAĆ




OJ, OCZKO SIĘ CHYBA ODKLEIŁO... 
TEMU MISIU 🥴




SŁUGA NIGDY NIE PATRZY SIĘ W OCZY PANU




NIGDY O ŻADNĄ PRAWORZĄDNOŚĆ NIE CHODZIŁO, CHODZI TYLKO O TO, ŻE ZA SZYBKO SIĘ ROZWIJAMY




ALE ZA PLATFORMY I TUSKA TO SIĘ SKOŃCZY I ZNÓW BĘDZIE MOŻNA PUBLICZNIE NARODOWI OZNAJMIĆ...




A ŻEBY TO ODPOWIEDNIO NARODOWI WYJAŚNIĆ, JUŻ SĄ WYZNACZENI NA TEN ODCINEK FUNKCJONARIUSZE MEDIALNI




A ICH OFIARĄ ZAWSZE BĘDZIE PRAWDA




STEP BY STEP...




😧😳🤯




TYLKO WYKONYWAŁEM ROZKAZY, TAK?  




ŚWIATY RÓWNOLEGŁE? 🧐




NARODY EUROPY GODZĄC SIĘ NA UPADEK UNII EUROPEJSKIEJ I POWSTANIE IV RZESZY, ORAZ ZALANIE EUROPY ISLAMISTAMI - NISZCZĄ SWOJE KORZENIE







Na koniec zaś - ponieważ jest to również humorystyczny wpis - nie mogło zabraknąć moich dwóch ulubionych bohaterów... chociaż z nieco innej bajki:






niedziela, 29 października 2023

NIEWOLNICY DO ZADAŃ SPECJALNYCH - Cz. XIII

CZYLI JAKIE BYŁY NAJWIĘKSZE
OŚRODKI HANDLU NIEWOLNIKAMI W
STAROŻYTNOŚCI I ŚREDNIOWIECZU,
ORAZ SKĄD I Z JAKICH
WARSTW SPOŁECZNYCH NAJCZĘŚCIEJ
POCHODZILI KANDYDACI
NA NIEWOLNIKÓW





II

STAROŻYTNY RZYM

(II wiek p.n.e. - V wiek)

Cz. IV



SPRZEDAŻ, DZIEDZICZENIE I WYZWOLENIE NIEWOLNIKÓW
(NA PODSTAWIE ZACHOWANYCH LISTÓW I DOKUMENTÓW STAROŻYTNOŚCI)
(XIX wiek p.n.e. - I wieku naszej ery)
Cz. I



 Instytucja niewolnictwa jest co najmniej tak stara jak prostytucja i pomimo upływu wieków czy tysiącleci, przetrwała (podobnie jak prostytucja) do naszych czasów. Owszem, czasy się zmieniają, zmienia się też forma niewolnictwa i dziś - choć przyjęła zupełnie inne nazewnictwo oraz strukturę - to podstawa została zachowana i wciąż są ludze, którzy pozbawieni wolności muszą pracować na korzyść innych ludzi lub grupy osób. Niestety nie jest to sprawiedliwe, ale tylko te społeczności które rozwinęły niewolnictwo w sposób skrajny, tylko te społeczności stworzyły ogromne imperia i zapoczątkowały rozwój cywilizacyjny ludzkości; natomiast te, w których niewolnictwo było śladowe lub nie było go wcale, pozostały w formie rozwoju plemiennego. Tak to już jest, że jeśli chcesz zająć się kulturą, sztuką czy czymkolwiek co nazywa się formą cywilizacji wyższej, musisz mieć kogoś, kto poda ci jedzenie, kto wysprząta twój dom i obejście, kto zadba o twoje dobre samopoczucie, bo gdybyś musiał sam robić te wszystkie rzeczy (jednocześnie zarabiać na życie) to prawda nie starczyłoby ci czasu aby zająć się kulturą i sztuką. W serialu "Ranczo" jest taka fajna scena, jak córka wójta - Klaudia, poznaję w lesie przystojnego, chodzi biednego i nie mającego grosza przy duszy filozofa. Zaprasza go do siebie do domu i podczas posiłku w gronie rodzinnym wójt zapytuje się owego mężczyzny - który rozprawia o Sokratesie - kim on był z zawodu? Ten odpowiada: "Sokrates był obywatelem starożytnych Aten", "Ale z czego żył?" - dopytuje wójt, "Obywatele ateńscy nie pracowali, wszelkie prace wykonywali za nich niewolnicy lub metojkowie", "A, czyli inni na niego robili, tak myślałem, tak myślałem" - mówi z uśmiechnięty wójt.




Dlatego też w dzisiejszej części pragnę na moment opuścić małą grecką wysepkę Delos (będącą od lat 60-tych II wieku p.n.e. prawdziwym centrum niewolniczym, gdzie niewolników dostarczali nie tylko handlarze i łowcy niewolników, ale również piraci -  grasujący w tym czasie bezkarnie we wschodniej części Morza Śródziemnego). Zamierzam bowiem zaprezentować oryginalne (choć w większości są to dokładne kopie oryginałów) listy i dokumenty, sporządzane od XIX wieku p.n.e. (szukałem starszych, ale jak na razie nie znalazłem) w czasie których mowa jest o sprzedaży lub dziedziczeniu, ewentualnie wyzwoleniu danego niewolnika czy niewolnicy. Listy te są ciekawe również pod względem socjologicznym. Pokazują bowiem jak mimo upływu wieków tak naprawdę niewiele różni ludzi żyjących wówczas, od tych, z którymi spotykamy się na co dzień (oczywiście przeglądając i szukając odpowiednich treści, natknąłem się też na kwestie takie, jak choćby wybór przez kobiety odpowiedniego strapona - zwanego z grecka olisbosem czyli "sandałem"; skargi żon na brutalność ich mężów; czy informacje matki, która żali się w liście swemu mężowi żołnierzowi, że córki ich sąsiadki okazały się niewdzięczne i wredne w stosunku do ich własnych córek, etc. etc.). Aby więc nie przedłużać zapraszam do lektury antycznej poczty, w której przede wszystkim skupimy się na kwestii niewolnictwa i piractwa (jedno bowiem wynikało często z drugiego).





I
DWAJ BRACIA
PAPIRUS Z KAHUN
(połowa XIX wieku p.n.e.)


 Poniżej pragnę zaprezentować papirus znaleziony w Kahun w Egipcie i datowany na ok. połowę XIX wieku p.n.e. Zachowany tekst jest kopią oryginalnego testamentu z którego kilka lat później zrobiono odpis i opowiada o dwóch braciach (noszących takie samo imię Ihy-seneb, choć identyfikujących się za pomocą pseudonimów), gdzie jeden (po swej śmierci) przekazuje majątek drugiemu, a kilka lat później ten drugi brat przekazuje swój majątek własnej żonie (stąd dodany został odpis). Mowa w nich jest również o dziedziczeniu niewolników, stąd też pozwoliłem sobie ten dokument umieścić jako pierwszy. Jeszcze taka moja mała uwaga odnośnie chronologii owych dokumentów. Ponieważ w pierwszym dokumencie została użyta data ""44 rok", w drugim zaś -  późniejszym - "2 rok" (a jak wiadomo starożytni Egipcjanie liczyli lata długością życia faraonów i biorąc pod uwagę że dokumenty te datowane są na połowę XIX stulecia p.n.e., należałoby bezwzględnie uznać że odnoszą się do ostatniego roku panowania faraona Nimaatre Amenemhata III, z XII Dynastii, który władał około 44-45 lat i zmarł ok. 1815 r. p.n.e. (był on z synem wojowniczego faraona - Khakaure Senusreta III (Sesostrisa - jak zwali go Grecy) zwanego też Wielkim, na którego to 40-letnie panowanie przypada rozkwit XII Dynastii). Koniec rządów Amenemhata III zapoczątkował upadek XII Dynastii i pozycji Egiptu ostatnich dekad Środkowego Państwa. Następcą Amenemhata III został jego syn - Maakherure Amenemhat IV i to z pewnością początek jego panowania datuje brat zmarłego w swym testamencie, w którym cały swój majątek przekazuje żonie.


"Rok 44, drugi miesiąc sezonu letniego, dzień 13. Testament sporządzony przez godnego zaufania kierownika robót Ihy-seneba, zwanego Ankh-renef, syna Szepsut (była to matka obu braci. Egipcjan bowiem - wbrew późniejszej praktyce stosowanej przez Greków, Rzymian ale nawet i Persów, których określano zawsze tylko imionami ich ojców - nazywano synami zarówno ojca jak i matki, lub jak w tym przypadku jednego z nich) z Okręgu Północnego 

Cały mój majątek na polu i w mieście będzie należeć do mojego brata, kapłana odpowiedzialnego za dyżury (kapłanów boga) Sopdu, Pana Wschodu, Ihy-seneba, zwanego Wah, syna Szepsut. Wszyscy moi podopieczni będą należeć do mojego brata.

Kopia tych spraw została przekazana Biuru Drugiego Rejestratora Południa w roku 44, miesiącu 2 sezonu letniego, dnia 13"


I odpis tego dokumentu:


"Rok 2, miesiąc 2 sezonu zalewowego, dzień 18. Testament sporządzony przez kapłana odpowiedzialnego za zmiany obowiązków (kapłanów boga) Sopdu, Pana Wschodu, Wah.

Sporządzam testament dla mojej żony, pani z miasta Gesiabet, Sheftu, zwanej Teti, córki Sit-Sopdu, dotyczący całego majątku mojego brata Ankh-renef, godnego zaufania kierownika robót, który przekazuję wraz ze wszystkimi dobrami które mi dał. Może ona dawać te rzeczy, według własnego uznania, każdemu mojemu dziecku, jakie urodzi.

Daję jej także czterech Kananejczyków, których dał mi mój brat Ankh-renef, wiarygodny kierownik robót. Może dawać (je) swoim dzieciom, jak chce.

Jeśli chodzi o mój grób, zostanę w nim pochowany wraz z moją żoną, tak aby nikt się w niego nie mógł zaprzeczyć. Jeśli chodzi o dom, który zbudował dla mnie mój brat Ankh-renef, wiarygodny kierownik robót, moja żona będzie w nim mieszkać i nie będzie z niego eksmitowana.

Zastępca Gebu będzie opiekunem mojego syna"


Owi 4 Kananejczycy wymienieni w tekście testamentu zapewne nie byli niewolnikami, a raczej imigrantami którzy przybyli do Egiptu za lepszym życiem i zatrudnili się jako służba w domu kierownika robót publicznych Ihy-seneba zwanego Ankh-renefem, stąd też na żonie zmarłego spoczywa obowiązek dbania o nich. Tak mi się przynajmniej wydaje, że tak właśnie należy to zdanie interpretować.





II
DRUGA ŻONA
PAPIRUS (?) TURYN
(XII wiek p.n.e. ?)


Nie jest znane ani datowanie ani pochodzenie tego dokumentu, który obecnie znajduje się w muzeum w Turynie. Wyrokiem trybunału kapłanów (na czele z wezyrem Świątyni Ramzesa III), decydującym o prawdziwości testamentu w którym niejaki Amonkhanau przekazuje swojej drugiej żonie Ineksenedjem część swego majątku. Trybunał zapytuje również dwoje dzieci z pierwszego małżeństwa Amonkhanau, czy otrzymali oni tę część, która zgodnie z prawem im się należy. Część tekstu jest zniszczona, dlatego też dokument nie jest pełny. Co się tyczy chronologii, mowa jest o świątyni Ramzesa III w królewskich Tebach, czyli w Górnym Egipcie, a rzecz zapewne dzieje się w połowie (lub nieco później) XII wieku p.n.e. za panowania XX Dynastii.


"Stoję dzisiaj przed wezyrem i członkami Trybunału, aby ogłosić moim dzieciom testament, który dzisiaj składam na rzecz Ineksenedjem, kobiety, która jest teraz w moim domu. Faraon bowiem powiedział: "Każdy niech robi ze swoją własnością, co chce".

Zapisuję Ineksenedjem, kobiecie, która jest w moim domu, wszystko, co wraz z nią nabyłem, a mianowicie dwóch służących i dwie służące, w sumie 4 osoby, oraz ich dzieci. (...) 

I przekazuję moim dzieciom dziewięciu służących, którzy przypadli mi w moich dwóch trzecich częściach (majątku) z Tathari (pierwsza żona autora testamentu), a także dom mojego dziadka ze strony matki, który jest obecnie w ich posiadaniu.

Oni (dzieci) nie będą pozbawieni niczego, co nabyłem wraz z ich matką. Dałbym im (również) to, co nabyłem wraz z Ineksenedjem, ale faraon powiedział: "Daj posag każdej kobiecie”.

Wezyr powiedział do kapłana i nadzorcy robotników Ahautinefera i kapłana Nebnefera, dzieci Amonchau, którzy stali przed nim, a byli starszymi braćmi jego dzieci: "Co powiesz o testamencie, który Boski Ojciec (jest to szlachetne określenie tytułu kapłańskiego średniego stopnia kapłaństwa) Amonkhau, twój ojciec, nam przekazał? Czy to, co mówi, jest prawdą w odniesieniu do tych dziewięciu służących, których, jak twierdzi, dał ci z dwóch trzecich jego części, którą podzielił z twoją matką, oraz domu dziadka ze strony matki? (tutaj najwidoczniej dwaj starsi synowie z pierwszego małżeństwa Amonkhanau z kobietą o imieniu Tathari, muszą potwierdzić słowa swego ojca) Powiedzieli jednym głosem: "Nasz ojciec mówi prawdę, rzeczywiście są w naszym posiadaniu".

Wezyr powiedział: "Co sądzisz o tym testamencie, który twój ojciec sporządza dla Ineksenedjem, tej jego (drugiej) żony?" Powiedzieli: "Słyszeliśmy, co robi nasz ojciec. A co robi, kto może się z nim spierać? To jego własność. Niech nią rozporządza, jak chce".

Wezyr powiedział: "Nawet gdyby to nie była jego żona, ale kobieta kananejska lub nubijska, którą kochał i której oddał swój majątek, kto mógłby unieważnić to, co zrobił?" 

"Niech otrzyma tych czterech służących, których nabył od Ineksenedjem, to, co nabył wraz z nią, o czym powiedział: "Dam jej moje dwie trzecie udziału oprócz jej jednej trzeciej udziału i z żadnym synem ani córką będę się spierał o testament, który dla niej dzisiaj sporządzam."

Wezyr powiedział: "Niech stanie się dokładnie tak, jak powiedział Boski Ojciec Amonkhau, ten Boski Ojciec, który stoi przede mną". Wezyr wydał polecenie Ptahemhebowi, kapłanowi i pisarzowi księgowemu Trybunału Świątyni Ramzesa III, mówiąc: "Niech zostaną zapisane decyzje, które podjąłem na zwoju papirusu w świątyni Ramzesa III"





III
OJCIEC I CÓRKA
STELA Z ZACHODNIEGO AMARAH
(XVIII Dynastia)


Kolejny przykład, to stela testamentowa wzniesiona w zachodnim Amarach w Nubi (dzisiejszy Sudan), wzniesiona została przez drugiego kapłana tamtejszej świątyni Amona-Re - Horiego (członka tej rodziny), Egipcjanie bowiem w czasach XVIII i XIX Dynastii zasiedlali i kolonizowali Nubię, rozszerzając tym samym obszar cywilizacji egipskiej daleko na południe, aż do V katarakty Nilu). Na steli tej Hori umieścił ostatnią wolę swego ojca Pasera, który cały swój majątek (czyli część zapewne należącą również do Horiego) przekazał swej córce Irytekh, która miała opiekować się ojcem na starość.


"Deklaracja Drugiego Sługi Bożego (Amona-Re) Horiego: "Jeśli chodzi o cały majątek nadzorcy spichlerzy Pasera, mojego ojca, składający się z działek, pól, sług i kobiet oraz drzew, należy do Irytekh, (a także jej syna i..) syna jej syna, dziedzica jej spadkobiercy.

Deklaracja Pieśniarki Horusa z Aniby Tamehyt (matki zarówno kapłana Horiego jak i jego siostry Irytekh) mówi: "Jeśli chodzi o wszystkie nabytki, które zlecił mi Nadzorca Spichlerzy Paser, zostaną one przekazane Irytekh, mojej córce, ponieważ to ona będzie działać w imieniu (mojej) starości."





IV
KONTRAKT MAŁŻEŃSKI
ASSUR - ASYRIA
(XIX wiek p.n.e.)


 Przenieśmy się teraz do starożytnej Asyrii, a konkretnie do miasta boga Assura noszącego tę samą nazwę. Jest to staroasyryjski tekst spisany w "Orientaliach" z 1966 r opowiadający o kontrakcie ślubnym, zawartym pomiędzy niejakim Laqipum a Hatalą (zapewne gdzieś na wsi, w rejonie miasta Assur). Piszę o tym, ponieważ ma to również związek z niewolnikami, gdyż Laqipum zobowiązuje w tym dokumencie swą przyszłą małżonkę aby urodziła mu synów, jeśli zaś to jej się nie uda, musi zapewnić mężowi niewolnicę która takiego syna mu urodzi. Ale przejdźmy do tekstu.


"Laqipum poślubił Hatalę, córkę Enishru. Na wsi Laqipum nie może poślubić innej (kobiety) - (ale) w mieście (Assur) może poślubić hierodulę (czyli drugą żonę, której status - według asyryjskiego prawa - byłby mniejszy od statusu żony pierwszej). Jeśli w ciągu dwóch lat ona (Hatala) nie urodzi mu potomstwa (zapewne głównie chodziło o synów), sama kupi niewolnicę, a później, gdy urodzi z niego dziecko, będzie mógł nią następnie rozporządzać i sprzedać gdziekolwiek zechce. Jeśli Laqipum zdecyduje się na rozwód z nią (Hatalą), będzie musiał zapłacić (jej) pięć min srebra, a jeśli Hatala zdecyduje się z nim rozwieść, będzie musiała zapłacić (mu) pięć min srebra. Świadkowie: Masa, Ashurishtikal Talia, Shupianika."


Jak wam się podoba tego typu kontrakt ślubny? 😄🤭





V
WYZWOLENIE NIEWOLNICY
UGARIT
(XIV wiek p.n.e.)


 Tekst owego dokumentu (RS 8. 208) pochodzi z syryjskiego miasta Ugarit i i datowany jest na (ok.) XIV wiek p.n.e., a odnaleziony został przez francuską misję archeologiczną w Syrii w 1937 r. Jest to deklaracja wyzwolenia niewolnicy Eliyawe, przez jej pana - Gilbena, szambelana królowej miasta (zapewne chodzi tutaj o żonę króla handlowego miasta-państwa Ugarit w północnej Syrii) choć imię królowej nie zostaje ujawnione.


"Od tego dnia na oczach świadków Gilben, szambelan pałacu królowej, uwolnił Eliyawe, swoją służebnicę, spośród kobiet z haremu i wylewając oliwę na jej głowę, uwolnił ją (mówiąc:) "Tak jak ja porzuciłem ją, tak ona porzuciła mnie na zawsze".
Co więcej, Buriyanu, namu (namu - czyli robotnik rolny/chłop) wziął ją za żonę a Buriyanu, jej mąż, oddał 20 (szekli) srebra w ręce Gilbena. Czterech świadków." (Napisane na pieczęci, lecz nie mogę odczytać).





VI
WYZWOLENIE NIEWOLNICY I JEJ CÓRKI
PAPIRUS Z ELEFANTYNY
(12 czerwca 427 r. p.n.e.)


 Papirus spisany językiem aramejskim w żydowskiej kolonii w Elefantynie w Egipcie (będącym wówczas jedną z prowincji perskiego Imperium Achmenidów, którym władał w tamtym czasie król Artakserkses I - syn Kserksesa i wnuk Dariusza Wielkiego). Dokument ten opowiada o wyzwoleniu przez niejakiego Meszullama jego niewolnicy Tapmut, oraz jej córki (którą z nią spłodził) Jehoiszmę.


"20 dnia Siwan (kalendarz perski), czyli 7 dnia Famenota (kalendarz egipski - odpowiada ta data właśnie 12 czerwca), w 38 roku panowania króla Artakserksesa (wstąpił na tron w 465 r. p.n.e.) - w tym czasie Meszullam, syn Zakkura, Żyd z twierdzy Elefantyna z oddziału Arpakhu powiedział do kobiety Tapmut - swojej niewolnicy, która ma na prawej ręce napis "Meszullam" (czyli miała tatuaż z imieniem swego pana, aby od razu było wiadomo do kogo należy) w następujący sposób: "Niniejszym ogłaszam, że zostałaś uwolniona po mojej śmierci i podobnie ogłaszam, że uwolniłem córkę Jehoiszmę, którą mi urodziłaś. Żaden mój syn ani córka, bliscy ani dalsi krewni, ani członkowie mojego rodu nie mają żadnych praw do ciebie ani do córki Jehoiszmy, którą mi urodziłaś; nikt nie ma prawa oznaczyć Cię, ani posiąść w zamian za pieniądze. Ktokolwiek spróbuje takiego działania przeciwko tobie lub córce Jehoiszmie, którą mi urodziłaś, musi zapłacić ci karę w wysokości 50 karsh srebra według wagi króla. Jesteś wolna wraz ze swoją córką Jehoiszmą od tej nocy wraz z zapadnięciem zmroku i żaden inny mężczyzna nie będzie panem twoim, ani twej córki Jehoiszmy". Jesteś wolna dla Boga. A Tapmut i jej córka Jehoiszma oświadczyły: "Będziemy Ci służyć, jak syn lub córka wspierają swojego ojca, tak długo, jak żyjesz; a kiedy umrzesz, będziemy wspierać twojego syna Zakkura, jak syn, który wspiera swojego ojca, tak jak to czyniliśmy dla Ciebie, gdy żyłeś. (...) Jeśli kiedykolwiek powiemy: "Nie będziemy Cię wspierać, jak syn wspiera swojego ojca, a twojego syna Zakkura po twojej śmierci", będziemy odpowiedzialni wobec ciebie i twojego syna Zakkura na karę w wysokości 50 karsh rafinowanego srebra według wagi królewskiej procesu.

Napisane przez Aggeusza, pisarza w Elefantynie, pod dyktando Meszullama, syna Zakkura, a świadkami w tym przypadku są: Atarparan, syn Nisai, Med; świadek Micheasz, syn Achio; świadek Berechiasz, syn Miptaha; świadek Dalach, syn Gaddula."



Na dzisiaj tyle, ale znacznie ciekawiej będzie, jak przyjdziemy do okresu hellenistycznego, bo tutaj mam baaardzo bogaty materiał do zaprezentowania.


CDN.

WINO, KOBIETY I... TRON WE KRWI - CZYLI PONURY CIEŃ BIZANCJUM - Cz. XXXII

NIM JESZCZE 
NAD KONSTANTYNOPOLEM
ZAŁOPOTAŁ ZIELONY
SZTANDAR MAHOMETA





III

RZYMIANKA Z WYBORU

(W TROSCE O SYNA)

Cz. VI







KRÓL KRÓLÓW
Cz. VI


 Prowodyrem nowej wojny na Wschodzie był król Armenii - Tigranes V (wprowadzony na tron przez Korbulona i panujący w Armenii z poparciem Rzymu), który zaatakował krainę Adiabene w Mezopotamii i tym samym skierował na siebie gniew Wologazesa (61 r.). Ten zaś, po uporaniu się z buntem w Hyrkanii (północno-wschodnie regiony królestwa Partów, a konkretnie południowy obszar Morza Kaspijskiego) miał teraz wolną rękę do działania w Armenii. Posłał więc do Adiabene część swej gwardii królewskiej pod wodzą Monesesa, który szybko uporał się z wojskami Tigranesa i wraz z władcą Adiabene - Monobazosem, przenieśli działania wojenne bezpośrednio na ziemi Armenii i wspólnie oblężyli Tigranesa w Tigranocercie. Tymczasem rzymski wódz Gnejusz Domicjusz Korbulon przebywał wówczas w Syrii, gdzie zajmował się przygotowaniem tej prowincji do obrony przed spodziewanym atakiem ze strony Partów (jednocześnie popadł też w konflikt z nieprzyjaznym mu namiestnikiem Kapadocji - Lucjuszem Cesenniuszem Petusem). Tymczasem Partowie zebrali swoje siły pod Nisibis i byli gotowi do ataku na Syrię. Próbując temu zaradzić, Korbulon wysłał do Wologazesa posłów, którzy mieli zaproponować zawieszenie broni i uzgodnić ku temu odpowiednie warunki. Władca Partów przystał na tę propozycję i w zamian za wycofanie się swojej armii spod Nisibis (oraz wojsk oblegających Tigranocertę), zażądał aby rzymskie legiony również opuściły Armenię i przyniosły się do Kapadocji - czyli już bezpośrednio na teren Imperium Rzymskiego. Poza tym żądał aby cesarz Neron zatwierdził jego brata Tiridatesa jako nowego króla Armenii. Korbulon zgodził się na te warunki aby utrzymać pokój, chodź zdawał sobie doskonale sprawę, że jest to zaledwie kupienie czasu przed kolejną partyjską wyprawą na Syrię lub Armenię.

Z tych warunków zawieszenia broni niezadowolony był namiestnik Syrii Cesenniusz Petus, który uznał że Korbulon dopuścił się zdrady wobec cesarza skoro przystał na tego typu warunki. Petus wielokrotnie wcześniej podważał zasługi Korbulona i starał się go zdyskredytować, a gdy ten zgodził się na owo porozumienie z Partami, uznał że łatwo się go pozbędzie, samemu zdobywając sławę zwycięskiego wodza. Kierując się więc tą myślą, wyruszył w kierunku Armenii, jednocześnie łamiąc porozumienie zawarte przez Korbulona. Ten zaś (z legionami syryjskimi) stanął nad Eufratem przygotowując się do przekroczenia rzeki, gdy nowa wojna była już pewna. Wiosną 62 r. Petus wkroczył do Armenii i szybko dotarł do Tigranocerty (o tym, jak pewny był zwycięstwa świadczy fakt, że na tę kampanię zabrał również swoją żonę i syna, których na początku pozostawił na dworze króla Tigranesa V w Tigranocercie), sam zaś ruszył na spotkanie głównej armii partyjskiej, dowodzonej przez samego króla Wolagazesa. Do spotkania obu armii doszło pod twierdzą Rhandeia (leżącą nad rzeką Arsanias), gdzie wywiązała się krwawa bitwa, która zadecydowała o przeszłości Armenii na kolejne dekady. Bitwę tę wygrali Partowie, zaś dwa legiony którymi dysponował Petus zostały w większości wybite, pochwyceni w niewolę Rzymianie zostali zaś zmuszeni do przejścia pod jarzmem (co było hańbą dla żołnierza), a część schroniła się w twierdzy Rhandeia - która wkrótce potem też musiała się poddać. Petus zbiegł z pola bitwy, ewakuował swoją rodzinę z Tigranocerty i podążył na południe, na spotkanie z Korbulonem. Doszło do niego nieopodal miasta Melitene, a Petus namawiał Korbulona aby ponownie wkroczył do Armenii. Ten jednak odmówił, twierdząc że jego wojska są wyczerpane (wcześniej po zbudowaniu mostu pontonowego, przeprawił się przez Eufrat i wkroczył do Mezopotamii, ale na wiadomość o klęsce Petusa pod Rhandeią - wycofał się stamtąd) i potrzebuje czasu na wzmocnienie swych sił.




Armenia została więc zajęta przez Partów, ale Wologazes pragnął teraz to uprawomocnić, a co za tym idzie zawrzeć wreszcie z Rzymianami trwały pokój. Wysłał więc do Korbulowa swego generała Monesesa, który zaproponował zawarcie układu pokojowego na zasadzie: Armenia pozostaje w strefie wpływów Rzymu, ale będzie tam panował ród Arsacydów w osobie brata królewskiego - Tiridatesa. Korbulon ponownie przystał na ten układ, choć jednocześnie zastrzegł że ostateczna decyzja należy do Nerona i to z nim Wologazes powinien się porozumieć. W każdym razie - nim oficjalnie podpisano pokój - weszło w życie zawieszenie broni, na mocy którego Rzymianie zlikwidowali umocnienia w rejonie Eufratu, natomiast Partowie wycofali się z Armenii (pozostały tam jedynie siły nowego króla tej krainy -  Tiridatesa I). Tymczasem Rzym - stolica Imperium (i najprawdopodobniej stolica ówcześnie znanego świata), żył swoim życiem, w którym praktycznie nie było miejsca na interesowanie przez mieszkańców owej stolicy świata, jakąś wojną toczoną na wschodnich rubieżach ogromnego Imperium. Neron (którego szczególnie elita senatorska czyli nobilitas, jak również klasa średnia czyli ekwici, uważali za potwora), był naprawdę kochany przez zwykłych (najuboższych) Rzymian, a świadczy o tym też fakt, że nigdy przed nim ani nigdy po nim nie było aż tylu uzurpatorów, którzy po śmierci w 68 r. pojawiali się tu i ówdzie w różnych prowincjach Imperium. Gdyby Neron był tak bardzo znienawidzony przez lud, jak chcieliby to widzieć wielce arystokraci oraz wyznawcy nowego kultu zwani chrześcijanami - to żaden uzurpator podający się potem za Nerona, nigdy by nie użył jego nazwiska w celu przejęcia władzy - choć oczywiście żadnemu z nich władzy w ten sposób przejąć się nie udało). I rzeczywiście lud rzymski się bogacił. Neron nie łupił go podatkami, a nawet zmniejszał te, które już były (w ogóle planował znieść wszystkie podatki pośrednie, których zbieraniem zajmowali się znienawidzeni publikanie - o czym pisałem w poprzedniej części - ostatecznie jednak wyperswadowano mu ten pomysł, w czym dużą rolę odegrał również jego mentor Seneka). Miejskie magazyny zbożowe były pełne i redystrybucja zboża przebiegała bez przeszkód (w tym czasie najbiedniejsi Rzymianie mieli zagwarantowaną darmową dzienną rację chleba).





A poza tym Rzym żył igrzyskami, których za czasów Nerona organizowano wiele. Cesarz ustanowił dwa nowe święta - Juwenalia, (święto ku czci młodości) w 59 r. i Neronia w 60 r. (to ostatnie święto odbywać się miało co 5 lat i uświetniano je wyścigami rydwanów, oraz konkursami muzycznymi w których Neron również występował). W Rzymie w tym czasie powstawały też nowe budowle, jak choćby hala targowa Macelum Magnum na wzgórzu Celius (wybudowana w latach 56-57), będąca prawdziwym antycznym centrum handlowym, w którym sprzedawano praktycznie wszystko, począwszy od żywności, trunkach ściąganych z różnych prowincji Imperium (głównie wina z Italii, Grecji, Galii i Hiszpanii, oraz piwa z Belgii), skończywszy zaś na niewolnikach. W 61 r wzniesiono gimnazjon do ćwiczeń atletycznych, a w latach 62-63 sławne termy Nerona (bodajże wówczas największe i najnowocześniejsze jak na tamte czasy łaźnie). Rzym piękniał więc i rósł niezależnie od wydarzeń dziejących się na granicach Imperium, a wraz z Rzymem rosły inne miasta Cesarstwa. Niestety jednak wszystko co dobre kiedyś musi się skończyć i tak było i w tym przypadku. Rok 62 należy uznać za swoistą cezurę dzielącą ośmioletnie panowanie Nerona (który wkraczał wówczas w 25 rok życia), od okresu kolejnych sześciu ostatnich lat jego życia. Wtedy nastąpiła gruntowna zmiana w polityce Nerona, w jego zachowaniu i prawdopodobnie w jego planach na przyszłość, a pierwszą jego oznaką było pozbycie się dotychczasowych współpracowników i przyjaciół. Najpierw swoje stanowisko utracił prefekt pretorianów - Sekstus Afraniusz Burrus - który sprawował tę funkcję od ponad dziesięciu lat (prefektem pretorianów został dzięki Agrypinie - matce Nerona, której był kochankiem). Wycofał się do swego majątku ziemskiego, ale zapewne czuł się upokorzony, ponieważ jeszcze w tym samym 62 r. zmarł prawdopodobnie w wyniku żalu i być może depresji (?). Jego miejsce zajęła dosyć nieciekawa postać, a mianowicie Ofroniusz Tygellinus (zwany też "złym duchem Nerona"). Udało mu się awansować, choć nie tylko wywodził się z rzymskiej biedoty, ale również z tzw. środowiska kryminogennego. Dorastał w świecie pełnym przestępców, gwałcicieli i morderców i takie wychowanie mocno odcisnęło na nim swoje piętno. Jak każdy nuworysz lubił dobre życie, dlatego też już jako cesarski prefekt otaczał się przepychem i... mnóstwem kobiet.




Następnie cesarz - zapewne za namową swej kochanki Poppei Sabiny - postanowił pozbyć się narzuconej mu wcześniej małżonki - Klaudii Oktawii (córki cesarza Klaudiusza). Młoda dziewczyna została zmuszona do rozwodu, a następnie wygnana na wyspę Pandaterię (gdzie z rozkazu Nerona 9 czerwca 62 r. została zamordowana podczas kąpieli. Miała tylko 22 lata.). Teraz cesarz poślubił Poppeę i przy jej boku oddawał się najbardziej lubieżnym praktykom seksualnym. Główną organizatorką tego typu praktyk była niejaka Kalwia Kryspinilla, zwana "magistra libidinum" ("mistrzyni rozkoszy miłosnych"). Petroniusz w swym "Satyrikonie" sportretował ją jako lubieżną dziwkę, która zajmowała się stręczeniem Neronowi i jego otoczeniu nawet bardzo młodych dziewcząt (w owym tekście znajdują się takie choćby słowa, wypowiadane przez osobę która dokładnie odpowiada postaci Kryspinilii, iż: "Niech mnie Junona znienawidzi, jeśli pamiętam, bym kiedykolwiek była dziewicą! Już jako niemowlę puszczałam się z rówieśnikami"). W tym samym 62 r Neron pozbył się również swego dotychczasowego nauczyciela i mentora - Lucjusza Anneusza Senekę (podobno żegnał się z nim rzewnie płacząc). Na razie jeszcze Seneka zachował życie. W listopadzie tego roku zmarł zaś satyryk Persjusz (również stały bywalec dworu Nerona). Tak więc odchodziła "stara gwardia" która pamiętała jeszcze rządy Klaudiusza i Agrypiny, przychodzili zaś ludzie nowi, którzy wszystko co mieli, zawdzięczali Neronowi. Rok 62 to również wznowienie zapomnianych już od dłuższego czasu procesów o obrazę majestatu. Ponownie wszelkiej maści prowokatorzy i donosiciele mieli swoje Eldorado, donosząc na tych, którzy w niezbyt przychylnych słowach wypowiadać mieli się o swym imperatorze. Znów zapełniły się lochy, a sądy miały pełne ręce roboty. Znów jednak należy tutaj podkreślić że tego typu procesy dotyczyły najczęściej ludzi majętnych, czyli znów wywodzących się z kręgów nobilitas lub ekwitów, natomiast reszta rzymskiego społeczeństwa żyła jakby obok tego. Natomiast (co też warto podkreślić) w tymże 62 r. uwolniony z więzienia dzięki poleceniu cesarza, został apostoł Paweł, (który przebywał w lochu kilkanaście miesięcy), mógł teraz bezpiecznie opuścić Rzym i udał się w dalszą drogę do Hiszpanii (zapewne wpływ na jego uwolnienie mieli ludzie z gmin chrześcijańskich, również tej rzymskiej choć wydaje mi się że ona jeszcze wówczas nie była zbyt liczna i nie była wpływowa, to znaczy nie było tam ludzi możnych. Choć oczywiście mogę się mylić jako że najprawdopodobniej Aulus Plaucjusz rzymski wódz który podbił Brytanię w 43 r za sprawą swej żony Pomponii Grecyny zapewne był chrześcijaninem. Oczywiście nie ma na to żadnych dowodów, ale Pomponia bez wątpienia wyznawała wiarę w Christosa, jej małżonek mógł więc także przekonać się do wiary żony. Henryk Sienkiewicz w swym "Quo vadis" wyznaczył Aulusa Plaucjusza i Pomponię Grecynę jako opiekunów i przybranych rodziców Kaliny - zwanej również Ligią od nazwy barbarzyńskiego plemienia Ligów zza Renu z którego się wywodziła).

Henryk Sienkiewicz włożył w usta swych bohaterów następujący dialog który ma miejsce gdy Petroniusz wraz ze swym siostrzeńcem Markiem Winicjuszem (który zakochał się w Ligii), odwiedzają dom Plaucjuszów. Dochodzi wówczas do ciekawej konwersacji która nieco przybliża przekonanie, iż Pomponia Grecyna była chrześcijanką - chociaż oczywiście stuprocentowej pewności nie mamy. Petroniusz mówi mianowicie: "Jakże inny jest wasz świat, od tego świata, którym włada nasz Neron". Pomponia zaś odpowiada: "Światem nie Neron rządzi, lecz Bóg!". "A więc ty wierzysz w bogi, Pomponio?" - zapytuje zdziwiony Petroniusz.



"Wierzę w Boga, który jest jeden, sprawiedliwy i wszechmocny!" - odpowiada Pomponia Grecyna.




Potem w rozmowie z Winicjuszem, Petroniusz mówi mu: "Wierzy w Boga, który jeden, sprawiedliwy i wszechmocny; a ja nie wierzę. Ale zgadzam się, że każda kobieta ma trzy albo cztery dusze, tylko żadna nie ma duszy rozumnej".



Wspominam o tym wszystkim nie bez potrzeby, bowiem to właśnie do tej stolicy ówczesnego świata, do Rzymu przybył w 66 r. brat króla Partów Wologazesa I - Tiridates I, nowy król Armenii (a jednocześnie wielki kapłan zoroastryjski, o czym również należy wspomnieć ale to już następnym razem).




CDN.

piątek, 27 października 2023

WOJNA PREWENCYJNA Z NIEMCAMI ROKU 1933...

...OCZYMA FRANCUSKICH 

I BRYTYJSKICH DZIENNIKARZY




 W dzisiejszym wątku wracam do sprawy wojny prewencyjnej z Niemcami roku 1933 (o której już co prawda kilkukrotnie wcześniej pisałem), ale ponieważ temat wydaje się wciąż być na czasie ze względu na fakt, że obecnie Niemcy planują zakończyć projekt pod nazwą Unia Europejska i wprowadzić wszystkie państwa zjednoczone w tej strukturze do nowej formacji, zwanej (oczywiście nieoficjalnie) IV Rzeszą Europejską (czyli takim neomarksistowskim eurokołchozem, gdzie demokracja będzie tylko dawno zapomnianą ideą a o wszystkim i tak będą decydować niewybieralne oligarchiczne gremia), dlatego też postanowiłem przypomnieć tamtą ideę, która, gdyby się doszła do skutku to II Wojna Światowa nigdy by nie wybuchła, a co za tym idzie, nie byłoby tych potwornych zniszczeń, cierpień i masowych mordów milionów ludzkich istnień. Do tego tematu jednak chciałbym podejść z trochę innej strony, bowiem oficjalnie zarówno Francuzi jak i Brytyjczycy twierdzili (i twierdzą do dziś) że żadna tego typu propozycja nie została nigdy złożona ich rządom przez stronę polską w formie bezpośredniej, czyli za pomocą przedstawicielstw dyplomatycznych. W jakiejś mierze jest to prawda, ponieważ rzeczywiście w formie bezpośredniej taka propozycja nigdy nie padła. Ale to nie znaczy że jej nie było, jako że marszałek Józef Piłsudski szczególnie w tak delikatnych kwestiach jak sprawy wojny czy pokoju, wolał opierać się na kontaktach nieformalnych, na bliskich sobie ludziach których wysyłał, aby porozumieli się z przedstawicielami rządów lub też bezpośrednio z premierami czy ministrami spraw zagranicznych, ewentualnie z najwyższymi oficerami sztabów generalnych. Takie kontakty były zarówno łatwiejsze jak i pewniejsze, gdyż nie budziły większych podejrzeń, poza tym w takich nieformalnych kontaktach Marszałek bodajże czuł się najlepiej (podobnie zresztą jak Napoleon Bonaparte, które również preferował takie nieoficjalne zakulisowe relacje polityczne).

Jednak nie na tym bezpośrednio pragnąłbym się dziś skupić, a raczej na opiniach, jakie już w trakcie Wojny Światowej (1941 r.) wyrazili dwaj brytyjscy i jeden francuski dziennikarz, a temat tyczył się właśnie wojny prewencyjnej z Niemcami roku 1933 i odpowiedzi ich rządów na ową polską propozycję. Mam bowiem na myśli długoletniego sprawozdawcę "Manchester Guardian" z Genewy Roberta Della, korespondenta tejże gazety z Paryża (jak również "Sunday Times"), Alexandra Wertha, oraz francuskiego dziennikarza Andre Simone (pod tym pseudonimem ukrywał się Geneviéve Tabouis). Wszyscy oni bardzo ciekawie opisują polską propozycję z kwietnia i października 1933 r., a także ze stycznia 1934 r. kiedy to Piłsudski - mając już gotowy tekst polsko-niemieckiego układu o niestosowaniu przemocy - dawał jednocześnie Francuzom kolejny znak, że gotów jest tego układu nie podpisywać, jeśli Francuzi ostatecznie zdecydują się na wojnę prewencyjną. Ale opinie o korespondentów nie dotyczą tylko roku 1933, lecz opowiadają również o polskiej ofercie wojny z Niemcami z roku 1936, z chwili, gdy Niemcy wkroczyły zbrojnie do Nadrenii i ponownie przyłączyły ją do Rzeszy (tzw remilitaryzacja Nadrenii). Kilkukrotnie już pisałem, że polska propozycja nie została złożona stronie francuskiej (i belgijskiej) tylko w roku 1933, ale również w 1936 oraz w 1938 (propozycja taka wspólnej wojny z Niemcami wystosowana została wówczas w stosunku do Czechosłowacji), ale jak widać wszystkie te kraje podążały drogą samozagłady, jak również zagłady Kontynentu Europejskiego. Przejdźmy zatem do konkretów, a zacznę od Roberta Della, następnie przyjdę do Andre Simone i jako ostatniego przedstawię opinię Alexandra Wertha.





ROBERT DELL
"The Geneva Racket 1920-1939"


"Pakt czterech mocarstw, podpisany w Rzymie przez rządy Anglii, Francji, Niemiec i Włoch w marcu 1933 r., zaproponowany został przez Mussoliniego niemal napewno za namową Hitlera. Była to próba usunięcia nabok Ligi Narodów na rzecz dyrektoriatu czterech wielkich mocarstw zachodnich, w każdym razie jeżeli chodzi o teren Europy. Gdyby układ ten wszedł w życie, byłby to cios śmiertelny dla Ligi; na szczęście jednak tak się nie stało, albowiem Francja nie ratyfikowała układu…

Pakt czterech był pierwszym krokiem do porozumienia polsko-niemieckiego, które stało się ważnym czynnikiem w doprowadzeniu do wybuchu wojny obecnej. Głównym jednak powodem tego porozumienia była odmowa rządów Anglii i Francji podjęcia jakiejkolwiek akcji w sprawie zbrojenia się Niemiec. W kwietniu 1933 r. Marszałek Piłsudski zaproponował rządowi francuskiemu wspólną akcję Francji, Polski i Małej Ententy (pragnę tylko wyjaśnić że Mała Ententa składała się z trzech państw: Czechosłowacji, Rumunii i Jugosławii, z tym że realnie zagrożona niemieckim ekspansjonizmem była tylko Czechosłowacja a Rumunia i Jugosławia nie miała interesu w zwalczaniu niemieckiej irredenty) mającą na celu zapobieżenie niemieckiemu dozbrajaniu. Pierwszym krokiem byłoby wezwanie Ligi Narodów do przeprowadzenia badania w sprawie zbrojeń niemieckich na podstawie art. CCXIII traktatu wersalskiego, który przewidywał tego rodzaju śledztwo, jeżeli większość głosów Rady opowiedziała się za nim. Gdyby Anglia i Francja zgodziły się na propozycję Piłsudskiego, w Radzie Ligi uzyskanoby niewątpliwie dla niej większość. Jeśliby Hitler odmówił zgody na zbadanie sprawy (zrobiłby to napewno), inne zainteresowane państwa miałyby wszelkie prawo podjęcia akcji na podstawie traktatu wersalskiego oraz układu haskiego ze stycznia 1930 r. Armie Francji, Polski oraz Małej Ententy zajęłyby spory szmat terytorium Rzeszy, przypuszczalnie Bawarię, Saksonię i Prusy Wschodnie oraz Nadrenię. W tym okresie Rzesza nie była zdolna do stawienia skutecznego oporu, a gdyby Hitler pokusił się o oparcie się siłą, zostałby szybko i łatwo pokonany. Francuski sztab generalny popierał propozycję Piłsudskiego, ale rząd francuski ani rusz nie chciał się na nią zgodzić. Nie potrafię powiedzieć z wszelką pewnością, czy zasięgnięto rady rządu brytyjskiego, ale trudno doprawdy przypuścić, żeby o tym zapomniano. W lecie 1933 r. przejazdem przez Paryż w drodze powrotnej do Genewy z Londynu, gdzie przysłuchiwałem się naradom konferencji gospodarczej, odbyłem rozmowę na temat propozycji Piłsudskiego z jednym z bliskich współpracowników Daladiera (Édouard Daladier był wówczas premierem Francji). W toku rozmowy powiedział mi, że rząd francuski zgodziłby się przypuszczalnie na propozycję, gdyby rząd brytyjski przystał na wysłanie floty angielskiej do Hamburga. Wyciągnąłem z tego wniosek, że Francja domagała się od Anglii podjęcia tego właśnie kroku i że Wielka Brytania odmówiła.

Mówi się często, że opanowanie części terytorium Rzeszy w r. 1933 nie byłoby rozwiązaniem sprawy. Jeżeli oznacza to, że nie rozwiązanoby w ten sposób ostatecznie zagadnienia pokoju europejskiego, to zarzut taki jest słuszny, ale skoro nie potrafimy się zdobyć na zdecydowane załatwienie takiego czy innego realnego zagadnienia, nigdy nie zajdziemy daleko. Na tym niedoskonałym zaiste świecie trzeba często zadowolić się samym tylko odwróceniem, jeżeli to możliwe, niebezpieczeństwa chwili. Niebezpieczeństwem chwili w kwietniu 1933 r. było dozbrojenie niemieckie, i krok proponowany przez Piłsudskiego na pewno by to niebezpieczeństwo uchylił. Mógłby on nawet rozbić régime hitlerowski, który był u władzy zaledwie od trzech miesięcy i daleko mu jeszcze było do tego, by trzymał się zbyt mocno w siodle. Tego rodzaju względy usprawiedliwiały w pełni propozycję Piłsudskiego. Nie żywię najmniejszych wątpliwości, że gdyby podjęto kroki proponowane przez Piłsudskiego, w Anglii podniósłby się nieludzki wrzask. Wszyscy sentymentalni pacyfiści stanęliby dęba, krzycząc, że Rzesza ma takie samo dobre "prawo" do zbrojenia się jak każdy inny kraj. Oczywiście, w gruncie rzeczy może i mają rację. O ile się nie mylę, tygrys oraz grzechotnik mają również "prawo" działania zgodnie ze swoją naturą. Co więcej, muszą tak postępować, jeżeli wszechpotężny i wszechwiedzący Stwórca dał im taką właśnie naturę i zwyczaje. Nie widzę jednak powodu, dlaczego byśmy nie mieli się bronić przed tygrysem i grzechotnikiem i jeżeli można, rozbroić te groźne stworzenia.




Rezultatem zbrodniczego błędu, popełnionego przez rząd francuski, było to że Piłsudski doszedł do wniosku, iż Francja jest zbyt słaba by można na nią liczyć i że jedyną realną polityką dla Polski jest dojście do ugody z Rzeszą. Był on na tyle mądry, by wiedzieć, że najwłaściwszym sposobem otwarcia rokowań z Hitlerem jest mu pogrozić. W maju 1933 r. poseł polski w Berlinie otrzymał polecenie by zwrócić uwagę Hitlerowi na fakt, że na granicy polskiej wydarzają się ustawicznie niepokoje i prowokacyjne występy, i zapytać się go wprost, czy chce mieć wojnę czy nie. Hitler odpowiedział, że pragnie dopełnić przepisów układów i traktatów. Zaraz potem incydenty na pograniczu polskim ustały, a między Rzeszą a Polską rozpoczęły się rokowania. Przyniosły one wspólne oświadczenie rządów Niemiec i Polski z czerwca 1933 r., zapewniające o ich pragnieniu pokoju i o zamiarze zawarcia paktu o nieagresji.

Jednakże Piłsudskiemu nie śpieszyło się do zawarcia paktu, i najwidoczniej wahał się z jego podpisaniem, skoro w październiku 1933 r., gdy Rzesza opuściła Ligę, powtórzył rządowi francuskiemu propozycję złożoną przed pół rokiem. Raz jeszcze Francja odmówiła, chociaż gdyby miała odwagę zażądania od Rady Ligi zbadania spraw zbrojeń niemieckich dn. 15 października 1933 r., a więc w dzień po wycofaniu się Rzeszy z Ligi, rząd brytyjski nie ośmieliłby się temu przeciwstawić… Zaraz potem rząd francuski przyłączył się do rządu angielskiego w udzielaniu nagrody za wystąpienie z Ligi przez ofiarowywanie Hitlerowi ustępstw, odmawianych mu przed opuszczeniem Genewy przez Rzeszę…

Te kolejne kapitulacje wobec Hitlera umocniły Piłsudskiego w przekonaniu, że na Francję liczyć nie można i że Rzesza jest na drodze zostania dominującą potęgą na kontynencie Europy. Jednakże, chociaż rząd niemiecki nalegał na podpisanie paktu polsko-niemieckiego, Piłsudski wahał się dalej z dokonaniem tego skoku, wiedząc dobrze, że w rzeczywistości oznaczać to będzie koniec sojuszu francusko-polskiego. Pod koniec r. 1933 do Warszawy doszły alarmujące pogłoski o tajnych rokowaniach między Daladierem i Hitlerem, w których pośrednikiem był Fernand de Brinon (kolaborant i wyjątkowo odrażająca moralnie postać. Człowiek który dążył za wszelką cenę do sojuszu francusko-niemieckiego, nawet kosztem interesów Francji). Rokowania te zaszły dalej aniżeli to się ogólnie sądzi, i wydaje się, że w toku rozmów padły iście fantastyczne propozycje. Wiem, że proponowano spotkanie Daladiera z Hitlerem na granicy francusko-niemieckiej, przyczym armie obu krajów zgromadzone na pograniczu miałyby chóralnie przysięgać sobie wieczystą przyjaźń. Rokowania spaliły na panewce wskutek rezygnacji gabinetu Daladiera w lutym 1934 r. w dobrze znanych okolicznościach (rząd Daladiera upadł, gdy 6 lutego 1934 r. kazał on na Placu Concorde w Paryżu uzbrojonej policji strzelać do zgromadzonego tłumu przeciwników jego polityki, a tłum domagał się jego dymisji, reformy kraju i rozliczenia korupcji która się wówczas szerzyła. Padło wielu zabitych i rannych, a to przelało czarę goryczy Francuzów wobec jego osoby). Na marginesie dodam, że Arthur Henderson udzielił mi ciekawej informacji dotyczącej rokowań Daladier-Hitler. Przypomieć należy, że w czasie swojej wizyty w Berlinie późną jesienią 1933 r., Henderson wywołał niemałe zdumienie oraz ściągnął na siebie sporo głosów krytycznych, ponieważ w mowie wygłoszonej publicznie oświadczył, iż powinno dojść do spotkania między Hitlerem a Daladierem. Henderson powiedział mi, że Daladier prosił go, by wysunął tego rodzaju sugestię.

Pakt polsko-niemiecki podpisany został nareszcie w styczniu 1934 r., ale mam dobre podstawy do przypuszczenia, że z polecenia Piłsudskiego płk. Beck, polski minister spraw zagranicznych, dał wyraźnie do zrozumienia Paul-Boncourowi w Genewie w czasie sesji styczniowej Rady Ligi, że jeżeli Francja zajmie ostre stanowisko wobec Rzeszy, Polska układu nie podpisze (Paul-Boncour, ten francuski pedancik, który w 1932 r. w rozmowie z Augustem Zaleskim w Genewie, na stwierdzenie Zaleskiego iż: Polska jako mocarstwo ma prawo sama kształtować własną politykę wobec sąsiadów jak i w sprawie pozyskania kolonii, rzekł: "O tak, Polska jest mocarstwem. Ale musimy pamiętać, że są wielkie mocarstwa i jest Polska"). Paul-Boncour nie umiał dać żadnego zapewnienia w sprawie polityki Francji. Płk. Beck został ministrem spraw zagranicznych dn. 12 maja 1933 r. Na długo przedtem utrzymywał bliskie stosunki z Niemcami i wydaje się, że również z Włochami. Te właśnie kontakty sprawiły, że w r. 1921 rząd francuski zażądał odwołania płk. Becka ze stanowiska attaché wojskowego przy ambasadzie polskiej w Paryżu. Po tym incydencie Beck ustosunkował się wrogo do Francji, i jego osobiste sentymenty grały niewątpliwie rolę w proniemieckiej polityce, uprawianej przez niego aż do r. 1939. Nie były one jednak powodem zmiany w polityce Polski w r. 1933, która - jak już zaznaczyliśmy - spowodowana była brakiem zaufania do Francji. Długi czas jeszcze po objęciu ministerstwa spraw zagranicznych polityką polską kierował nie Beck ale Piłsudski. W ostatnich miesiącach życia Piłsudskiego, kiedy zdrowie jego było zniszczone a władze umysłowe nie zawsze w pełni działały, wpływ Becka wzrósł z zupełnie zrozumiałych względów, dopiero jednak po śmierci Piłsudskiego dn. 12 maja 1935 r. Beck uzyskał wolną rękę. Sam Piłsudski nie był nigdy nastawiony antyniemiecko, natomiast był gwałtownie antyrosyjski, - nie tylko antybolszewicki, - jak wszyscy Polacy urodzeni pod zaborem rosyjskim. Zarówno jednak Piłsudski jak Beck uznali w r. 1933, że zbrojenia Niemiec są groźbą dla Polski; polityka francuska zmusiła ich do zwrócenia się ku Rzeszy. Być może, że nie mieli złudzeń co do wartości podpisu Hitlera, a powinni byli wiedzieć, że nigdy nie zaniechał on ostatecznie swoich pretensji i uroszczeń do ziem polskich; przypuszczali oni jednak, że pakt daje im zwłokę i margines na lat 10. W rzeczywistości Hitler wypowiedział jednostronnie układ z Polską w 5 lat po jego podpisaniu.

Tajne instrukcje dla propagandy niemieckiej, wysłane do niemieckich przedstawicieli dyplomatycznych w obu Amerykach przez ministerstwo propagandy Rzeszy we wrześniu 1933 r. celem zakomunikowania ich agentom propagandowym Niemiec, zawierały następującą charakterystykę nowej polityki Niemiec w stosunku do Polski: "Wobec Polski narodowo-socjalistyczny rząd Rzeszy zajął chwilowo bardziej ugodowe stanowisko, a to z tego powodu, że czyni się szczególne wysiłki, żeby otrzymać zaspokojenie żądań niemieckich na innej drodze. Oczywiście, z żądań tych nigdy Rzesza nie zrezygnowała, podobnie jak nie porzuciła żądania zwrotu w każdym razie chociażby części dawnych zamorskich kolonii niemieckich. Ostatecznym celem narodowo-socjalistycznej polityki zagranicznej musi być: odzyskanie wszystkich części terytoriów przyległych do Rzeszy, gdzie znajduje się mniejszość niemiecka". Dowodziłoby to, że Hitler spodziewał się, iż porozumienie polsko-niemieckie doprowadzi do układu proponowanego przez Alfreda Rosenberga, na którego mocy Polsce oddano by Ukrainę sowiecką, Litwę oraz port w Kłajpedzie jako kompensatę za zwrot Rzeszy "korytarza" i Gdańska. Trudno uwierzyć, ażeby Beck kiedykolwiek brał pod uwagę tego rodzaju rozrachunek. Piłsudski napewno nie.

Kapitulacja rządu Sarraut (Albert Sarraut w tym czasie premier Francji) i rządu brytyjskiego w marcu 1936 r. wobec Hitlera była tym bardziej niewybaczalna, że rząd polski powiadomił natychmiast rząd francuski, iż Polska ruszy na pomoc Francji jeżeli mobilizacja francuska doprowadzi do zatargu zbrojnego z Niemcami. Nie było w tym nic dziwnego, albowiem - chociaż płk. Beck miał nastawienie antyfrancuskie (znany był chociażby jego konflikt z ambasadorem Francji w Polsce Leonem Noel'em) zrozumiał on wlot jakie są konsekwencje usunięcia strefy zdemilitaryzowanej dla Polski i całej Europy wschodniej… Jakkolwiek byłoby przesadą twierdzić, że umocnienie zachodnich granic Rzeszy zredukowało "niemal całkowicie" zdolność państw zachodnich niesienia pomocy zbrojnej wschodowi Europy i jakkolwiek w tym czasie zachodnie fortyfikacje Rzeszy nie były nie do zdobycia i złamania, to jednak budowa takich umocnień niewątpliwie utrudniała przyjście z pomocą wschodnim państwom europejskim. Rząd brytyjski oraz brytyjski Foreign Office wiedzieli o tym równie dobrze jak płk. Beck, i trudno doprawdy wytłumaczyć zachowanie się Anglii w marcu 1936 r. inaczej niż tylko przyjąwszy tezę, że celem polityki brytyjskiej w tym okresie było utrudnić jak najbardziej Francji przyjście z pomocą Czechosłowacji albo Polsce lub jakiemukolwiek krajowi na wschód od linii Renu i by w ten sposób przekreślić ewentualność pomocy angielskiej dla Francji, gdyby Francja wciągnięta została w wojnę z Rzeszą w wykonaniu swoich zobowiązań traktatowych" (należy też pamiętać że rok 1936, to rok udanego doprowadzenia do obalenia brytyjskiego króla Edwarda VIII, który dążył do sojuszu z Niemcami hitlerowskimi, i zastąpieniu go jego bratem Jerzym VI - ojcem królowej Elżbiety. W działania te zaangażowany był wywiad Polski i USA).






ANDRE SIMONE
"J’accuse! The Men Who Betrayed France"


"W marcu 1933 r. dyktator państwa polskiego, Marszałek Józef Piłsudski ("dyktator"? 🧐) powiadomił rząd Daladiera o tajnych planach Hitlera w zakresie dozbrojenia. Rzesza wyszła już daleko poza kreślenie planów i szkiców; dozbrajała się ona we wściekłym iście tempie za grubą kotarą tajemnicy. Marszałek Piłsudski zaproponował rządowi francuskiemu złamanie rządu Hitlera za pomocą "wojny prewencyjnej". Propozycja ta została powtórzona w kwietniu 1933 r. i poparta "aide-mémoire" ambasadora Polski w Paryżu, który dawał bogaty materiał informacyjny o gorączkowym budowaniu przez Hitlera potężnej machiny wojennej. Na memoriał ten nie raczono nawet odpowiedzieć. W kilka wszakże dni później szerzyć się zaczęły pogłoski, że pakt czterech mocarstw zaczyna przybierać bardziej określone kształty. Ambasador polski zaprotestował na Quai d’Orsay (Gdzie mieści się gmach francuskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych). W odpowiedzi zapewniono go, że sojusz francusko-polski w żadnej mierze nie ucierpi z tego powodu. Nie wystarczyło to jednak do uspokojenia Warszawy. Jeden z ministrów gabinetu francuskiego poinformował mnie, że w tym to czasie Piłsudski wezwał swoich doradców i polecił im wysondowanie możliwości porozumienia niemiecko-polskiego... Wszystko to zakończyło się prawdziwą bombą dyplomatyczną: niemiecko-polskim paktem o nieagresji, który zobowiązywał oba kraje na najbliższych lat 10 "nie uciekać się w żadnym wypadku do zastosowania siły przy załatwianiu kwestii spornych”. Oto był skutek pierwszej fazy flirtu Daladiera z paktem czterech. Dokonany został pierwszy wyłom w zwartym i zamkniętym systemie sojuszów Francji. Rozpoczęło się wskakiwanie na wóz hitlerowski".






ALEXANDER WERTH 
"The Last Days of Paris. A Journalist’s Diary"


"System sojuszów Francji załamał się w latach 1933-1939 po prostu dlatego, że Francja nie była gotowa do obrony tego systemu. Myśl o wojnie była czymś zanadto nienawistnym i wstrętnym dla Francuza (pisałem o tym wielokrotnie, że po traumie I Wojny Światowej Francuzi zostali mentalnie wykastrowani i byli niezdolni do wojny, bez względu na posiadaną przez siebie przewagę liczebną i sprzętową). W r. 1936 Goebbels przechwalał się bezczelnie i bezkarnie: "Gdybyśmy byli w położeniu Francuzów i gdyby to we Francji doszedł do władzy Hitler, wypowiedzielibyśmy wojnę aż miło". Ale wszelka sugestia wojny prewencyjnej nie mogła liczyć na najmniejsze poparcie narodu francuskiego. Sprawa wojny prewencyjnej zarysowała się w maju 1933 r. z inicjatywy Polski. Rząd francuski uważał jednak, że Piłsudski zwariował, podobnie jak jeden czy dwóch generałów francuskich, którzy zgadzali się z Piłsudskim. Gdyby zapytano o zdanie naród francuski, poparłby on swój rząd w tym stanowisku. Reakcja taka była niezależna od stanowiska Francuzów wobec Ligi, którą popierała lewica a potępiała prawica Francji. Opozycja wobec idei wojny prewencyjnej z Niemcami hitlerowskimi była czymś niezależnym od takich czy innych przekonań politycznych lub zastrzeżeń prawnych.

W latach następnych Hitler bez trudności zdołał przekonać naród francuski, że nie chce zrobić Francji żadnej krzywdy. Oczywiście, Francuzi nie wierzyli mu całkowicie gdy obsypywał ich obietnicami wieczystego pokoju, ale ufali, że w najbliższej przyszłości nie żywi on zamiaru atakowania Francji. Najbardziej jaskrawym przykładem utraty przez Francję instynktu samozachowawczego była zupełna nieudolność zareagowania na remilitaryzację przez Rzeszę Nadrenii. Gdy się próbowało wytłumaczyć Francuzowi znaczenie posunięcia w Nadrenii, często czekała nas taka oto odpowiedź: "Jeżeli nie ruszymy teraz palcem, to będziemy mieli spokój przynajmniej na dwa lata". Naturalnie, nie tłumaczy to w niczym i nie usprawiedliwia całkowitej ślepoty rządu angielskiego oraz opinii brytyjskiej w stosunku do sensu i znaczenia manewru z Nadrenią z marca 1936 r. Mimo to pozostaje faktem, że sam naród francuski nie okazywał najmniejszej ochoty zrozumienia pełnej wagi i znaczenia tego kroku. W gabinecie Sarrauta jeden tylko Mandel gotów był podjąć ryzyko akcji wojskowej na wielką skalę. Minister spraw zagranicznych Flandin nie chciał nawet o tym słyszeć. "Kompromis", który ukuto, wyraził się gniewnymi ale pustymi groźbami Sarrauta rzuconymi przez radio francuskie. Nowa propozycja polska zaatakowania Rzeszy została raz jeszcze pominięta milczeniem i odrzucona".


Efektem była druga wojna światowa i katastrofa jaka została zarówno w trakcie tej wojny jak i w latach powojennych zrzucona na Europę. Miliony ofiar, ogromne zniszczenia, nieprawdopodobne zbydlęcenie sprawców wojennej zawieruchy (do których to zaliczam nie tylko Niemcy hitlerowskie, ale również Związek Sowiecki i niestety Francję ze względu na jej bierną pozycję w latach gdy można było niewielkim kosztem takiej tragedii uniknąć), to wszystko razem wzięte przekłada się na koszmar tamtych lat i to co było później, bo przecież trauma z czasów wojennych nie zniknęła nagle. Ona żyła w tych ludziach przez lata, a często dekady, zresztą Europa i tak została potem podzielona na pół, a jedną połówkę zabrała sobie kolejna barbaria czyli sowiecka Rosja.