Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 28 lutego 2023

PIĘKNOŚCI...

Z CZERWONYMI TYŁECZKAMI 




DZISIEJSZY TEMAT TYLKO DLA OSÓB POWYŻEJ 18 ROKU ŻYCIA!


Chyba idzie wiosna, bo znów nabrałem ochoty na tematy związane ze spankingiem. Moja Dama wie, że z nadejściem tej pory roku zawsze robiłem się trochę romantyczny (kwiaty, drobne upominki etc. etc.), co oczywiście nie zmienia również faktu, że właśnie z nastaniem tej pory roku nabieram szczególnej chęci ujrzenia sempiterny mojej Pani w pięknie zaróżowionych kolorach. Jak bowiem pisałem już kilkukrotnie wcześniej, uważam że spanking rozładowuje wiele napięć w związku (a nawet jeśli ich nie ma, to i tak jest fajną zabawą) i według mnie nie ma nic piękniejszego u kobiety niż widok jej czerwonego tyłka po zakończeniu takowej zabawy, dlatego też postanowiłem zaprezentować kilka poważnych zdjęć kobiet przed, w trakcie i po zakończeniu spankingu.


TYLKO DLA DOROSŁYCH!!!



W OCZEKIWANIU NA NIEUNIKNIONE 

 
 
ODPOCZYNEK 



 SPACER I PREZENTACJA


   
Uważam że klapsy są tym, czego pragnie każda kobieta nawet jeśli tego oficjalnie nie chce przyznać (lub boi się zaakceptować to przed samą sobą) i tak, uważam że każda kobieta jest w głębi duszy ulega i każda może zaakceptować fakt, iż ma w sobie bardzo silny gen uległości, tylko niektóre boją się jeszcze do tego przyznać. Są jednak i takie, które uparcie twierdzą że jest inaczej i na siłę próbują zawrócić rzekę kijem. 

Na jednym z anglojęzycznych forów wielotematycznych zapodałem temat spankingu i odezwała się wówczas pani która stwierdziła, cytuję: "Absolutnie tego nienawidzę, i nienawidzę też faktu, że wszyscy chłopcy sądzą, że wszystkie kobiety muszą być uległe. Nienawidzę klapsów, wyzwisk, mówienia co mam robić, duszenia, gryzienia itp. Z mężczyznami jest coraz gorzej, do tego stopnia, że wszyscy zachowują się w ten sposób na pewnym etapie, z tego powodu całkowicie już zrezygnowałam z internetowych randek. Jestem już zmęczona byciem poniżaną w łóżku jeśli ty tego nie lubisz to dlaczego ja miałabym to lubić?". 

Inna zaś pani, która początkowo również była bardzo sceptyczna wobec tego typu zabaw, ostatecznie uznała że jest to niezwykle emocjonujące i pobudzające związek doświadczenie i zaczęła tłumaczyć tej pierwszej dlaczego mężczyźni lubią spanking. Otóż stwierdziła: "Będę mówić szczerze o klapsach. Klapsy są niesamowicie erotyczne i seksowne. Jeśli dwie osoby mają do siebie głębokie zaufanie i dobrowolnie przynoszą się na ten poziom, takim że jestem ja albo ty żeby ich osądzać. Większość facetów uwielbia poczucie kontroli i przewagi w sypialni. Mężczyźni lubią wcielać się w rolę "tatusia" i okazywać swą dominację. Szczerze mówiąc, to jest część ich DNA. Patrzenie na nagi tyłek lub tyłek w seksownych majtkach sprawia, że mężczyźni stają się "pobudzeni". Pieszczoty i zabawa pysznym tyłeczkiem, doprowadzają ich do naturalnego, zwierzęcego instynktu klapsów. Chęć posmakowania, dotknięcia i pogłaskania "kotka" jest bardzo silna. Myśl, która opanowuje wówczas umysły mężczyzn, brzmi: ten gorący i seksowny tyłek jest mój, cały mój. Słuchanie jak ich kobieta jęczy, skomle i wije się próbując uwolnić z więzów, doprowadza ich do pasji. Oni to kochają! Potajemnie większość kobiet to uwielbia! Jestem jedną z tych kobiet, schowałam tą stronę w sobie i długo wypierałam się swych prawdziwych uczuć. W rzeczywistości polecam to! Będę tu bardzo szczera, jestem otwartą dziewczyną, niezależną i pewną swej zmysłowości i seksualności. Ale gdy mój partner chce mnie przełożyć przez kolano i dać mi klapsa, jeśli chce ściągnąć mi majtki lub je zedrzeć ze mnie, jeśli chce dać mi nauczkę i uczynić swą suką - nie mam nic przeciwko temu (oczywiście za obopólną zgodą). Oczywiście nie oznacza to że jestem słabą kobietą, ale kobietą, która chce zadowolić swego mężczyznę przy okazji dobrze się bawiąc. Ponadto, jeśli on łagodzi mój piekący od klapsów tyłek swymi ciepłymi, męskimi dłońmi i mówi, że jestem grzeczną dziewczynką i że mnie kocha, a potem zaczyna skubać i delikatnie całować moje pośladki, sprawia to, że przy jego boku dosłownie rozpływam się ze szczęścia"






















środa, 22 lutego 2023

ŚMIECH TO ZDROWIE

RADUJCIE SIĘ, BO NIE ZNACIE DNIA ANI GODZINY






ZAPRASZAM NA PARĘ DOWCIPÓW I KILKA ZABAWNYCH HISTORYJEK






Prezes coca-coli dzwoni do Władimira Putina.
"Słuchaj Władimir, damy wam 10 miliardów dolarów jeśli zmienicie swoją flagę na czerwoną flagę coca-coli, już kiedyś mieliście czerwoną flagę więc będzie wam łatwiej".
Putin przez krótki czas milczy a następnie mówi: "Muszę to przemyśleć",
po czym krzyczy do swojego doradcy:
 "Sasza, kiedy kończy nam się umowa z Aquafresh?" 😂


 


Facet stoi sobie na ulicy i widzi że nagle zbliża się do niego pijany dres z bejsbolem w ręku. Podchodzi on i mówi:
"Koleś, nie podobasz mi się!"
Mężczyzna myśli sobie - facet wielki jak dąb, do tego ma bejsbola w ręku, nie będę się z nim bił więc muszę to jakoś załagodzić, po czym mówi:
"Spokojnie kolego, nie denerwuj się, cierpliwości - jeszcze kiedyś spotkasz kolesia który ci się spodoba" 😅






Stoi dwóch mężczyzn na ulicy i jeden kupuje różę i mówi do drugiego:
 "Potrzymaj mi tę różę, bo jutro przychodzi do mnie taka jedna cizia, fajna dupa, to podskoczę jeszcze do sklepu żeby się przygotować".
Ten drugi odpowiada:
 "Dobra, ale co będę tak sam stał, idę z tobą"
Weszli razem i dopiero przy kasie ów mężczyzna uświadomił sobie że popełnił błąd - dwóch facetów, jeden trzyma w ręku różę, drugi kupuje prezerwatywy. Kasjerka patrzy się na nich i mówi: "To może do tego jeszcze jakiś lubrykant?" 
(...) a ten debil odwraca się do mnie i pyta:
"Chcesz?" 😭











Facet przychodzi z pracy do domu i widzi że mieszkanie jest zdemolowane przez jego psa. Kanapa jest pogryziona i zniszczona, poduszki powyrywane mają pierza a na w środku pokoju dumnie wyziera wielka kupa. Pies na powitanie swego pana merda ogonem i zadowolony myśli sobie 
I co, jebie co? 😂

 





wtorek, 21 lutego 2023

POLSKA IDEA IMPERIALNA - Cz. II

CZYLI BROSZURA WYDANA W 1938 ROKU
POD EGIDĄ "POLITYKI"





POLSKA IDEA IMPERIALNA

Cz II.







I
ZAŁOŻENIA IDEOWE
Cz. II


Wspomnieliśmy już, że najgroźniejszym objawem, jaki może wystąpić w społeczeństwie, jest wypaczenie tych idei moralnych, od których zawisło funkcjonowanie całokształtu ustroju społecznego. Jednym z najbardziej tragicznych przykładów tej wielkiej prawdy stały się losy państwa polskiego. Od chwili bowiem kiedy Polska zaczęła się sprzeniewierzać swej misji dziejowej na Wschodzie Europy, na skutek zwyrodnienia idei narodowej i katolickiej w społeczeństwie, zaczął się jej upadek. Odrzucane przez nacjonalizm poglądy słabości, bierności, egoizmu i bezwładu, zostały z biegiem czasu najbezwstydniej wyzwolone właśnie w nacjonalistycznych formach i pozorach. Z nadmiaru troski o wolność szlachecką doprowadzono do poniewierki władzy królewskiej. Przywiązanie do ziemi ojczystej i pracy na niej zaczęto wyrażać w pogardzie dla innych stanów oraz przez uporczywe odmawianie wszelkich praw do tej ziemi chłopom. Oddanie idei katolickiej posunięto do ciasnej bigoterii i niewyrozumiałości dla obcych przekonań religijnych. Na naszą korzyść trzeba tylko przyznać, że objawy degeneracji kulturalnej nie posunęły się w Polsce tak daleko, jak w wielu innych krajach. Fatalne jej następstwa były w znacznej mierze wynikiem naszego specyficznego położenia pomiędzy dwoma stale rosnącymi w potęgę imperiami. Tak samo długa agonia państwa polskiego świadczy o spoistości jego pierwotnych więzadeł oraz sile atrakcyjnej jego zasadniczych cech kulturalnych.

W długiej walce o niepodległość musiał naród polski przejść proces oczyszczający jego kulturę od czynników rozkładu. 
Szereg pokoleń musiało pędzić swe życie w rozpamiętywaniu błędów swych ojców, aż w końcu obecnie żyjącemu pokoleniu było dane doczekać się spełnienia marzeń o wolnym bycie państwowym. Odzyskanie najdroższego dobra narodowego, jakim jest własne państwo, jak gdyby zamknęło epokę heroizmu narodowego. Ale jest to złudzenie. Pod pozorną szarzyzną codziennego życia biją siły nowe, młode, niespożyte, który dawny ideał odzyskania niepodległości potrafią zastąpić ideałem utrwalenia bytu i rozszerzenia potęgi Rzeczypospolitej. Jesteśmy skazani na wielkość i albo wielkość tę zdobędziemy lub się w niwecz obrócimy (podobnie twierdził Marszałek Piłsudski że "Polska może być albo wielka, albo nie będzie jej wcale - wszelki stan pośredni jest tymczasowy"). 

Musimy dlatego być narodem imperialnym, prężnym inicjatywą i wolą ekspansji. Tak jak niegdyś stoją przed nami nieograniczone wprost możliwości. Ale Imperium Polskie może powstać w tym punkcie geograficznym, w którym nas Opatrzność postawiła, tylko pod warunkiem nadania mu absolutnie odmiennego charakteru od dwu sąsiadujących z nami imperiów. Tak jak przed setkami lat zaczniemy rosnąć w siłę i znaczenie, kiedy wrócimy do czystej krynicy naszej kultury narodowej; kultury wnoszącej do atmosfery przepojonej pruską butą i rosyjskim barbarzyństwem świeży powiew wielkiego posłannictwa dziejowego; posłannictwa polegającego na ułożeniu współżycia ludów Europy środkowo-wschodniej na podstawach chrześcijańskiej kultury narodowej. Musimy podjąć naszą dawną misję historyczną w odmiennych wprawdzie warunkach i wymagających odmiennych form politycznych, ale opierających się na tych samych założeniach ideowych i kierując się duchem tej samej tolerancji narodowej i religijnej. Nasze wielkie posłannictwo dziejowe rozbiło się już raz w przeszłości na skutek nieumiejętności do zorganizowania siły zdolnej do odparcia obcego najazdu. Błędu tego po raz drugi nam powtórzyć nie wolno.

[Dlatego też w II Rzeczpospolitej wojsko stało się emanacją narodu, było uważane za siłę państwa i naturalnych praw Narodu do życia i do istnienia zgodnie z własną wolą; nic więc dziwnego że wojsko było bardzo liczne i do lat trzydziestych XX wieku zajmowało czwartą pozycję w Europie i siódmą na Świecie pod względem liczby dywizji. Zupełnie inaczej było w czasach Rzeczpospolitej Obojga (Trojga) Narodów, gdy wojsko było nieliczne, gdyż szlachta niechętnie płaciła na jego pobór i wyposażenie; czyniła to tylko wówczas, gdy zachodziła jakaś istotna potrzeba wojenna - zagrożenie najazdem lub chęć odzyskania utraconych ziem. W XVIII wieku doszło zaś do takiej patologii i paraliżu państwa, że wojska praktycznie nie było w ogóle a sejm nie był w stanie uchwalać praw dotyczących całego kraju, gdyż liberum veto blokowało wszelkie tego typu zamierzenia. Ustawy wprowadzono tylko na sejmikach, gdzie veto nie obowiązywało, ale dotyczyło to tylko danej ziemi lub ewentualnie województwa czyli mieliśmy do czynienia z powrotem do rozbicia dzielnicowego; zaś obrady sejmu ochraniało wojsko rosyjskie a posłowie niby niepodległego kraju -przysięgali wierność carycy Katarzyny II. Jeśli to nie była patologia to doprawdy nie wiem co mogłoby nią być. Aby uniknąć więc tych samych błędów II Rzeczpospolitą zbudowano na odmiennych fundamentach, na idei niepodległego bytu utożsamianego z wybudzeniem Narodu z 50-letniego letargu (lata 1864-1914 były bowiem powolną próbą rusyfikacji Polski częściowo niestety udaną o czym świadczyła niechęć ludności Kongresówki wobec wkraczających z Galicji Legunów) i z ogromną daniną krwi, jaką Naród ów zapłacił najpierw służąc w Legionach a następnie w odtworzonym po 1918 r. w Wojsku Polskim i w wojnie z bolszewikami o przetrwanie].






Tylko w umiejętnym pogodzeniu ideałów katolickiej kultury narodowej z potęgą ramienia potrafimy stworzyć niezwyciężony wał, w oparciu o który mniejsze względnie młodsze narody tej części świata, w której żyjemy, znajdą warunki bezpiecznego bytowania. Najgłębiej zrozumiał i najgenialniej w życie zaczął wdrażać idę tę Józef Piłsudski. Dlatego też po zrealizowaniu pierwszego celu swego życia, jakim było odzyskanie niepodległości, cały swój geniusz poświęcił stworzeniu tych dwu absolutnie nieodzownych warunków bytowania i ekspansji: ładu wewnątrz kraju oraz siły na zewnątrz. W realizacji tych dwu zadań dbał jednak o to, aby równocześnie zachowane zostały warunki rozwoju dla wszystkich wartościowych elementów naszej kultury narodowej. Swe dyktatorskie stanowisko wykorzystywał tylko o tyle, o ile to było koniecznym dla rzucenia nowych fundamentów pod budowę państwa, działając poza tym w granicach prawa i odwołując się do honoru narodu. Przykładem swym uczył, że państwem nie może rządzić niczyj kaprys ani też żądza zemsty, ale honor i prawo. Tę świętą spuściznę musimy podjąć w zbiorowym wysiłku po Nim dziś, kiedy Go już nie stało między nami. Z rzuconego Jego ręką ziarna musi wzrosnąć wspaniałe drzewo odrodzonego polskiego nacjonalizmu, zdolnego zbudować nowe Polskie Imperium (Marszałek Józef Piłsudski nigdy nie był nacjonalistą i daleko mu było do takich stwierdzeń, aczkolwiek rozumiem że słowo: "odrodzony polski nacjonalizm" zostało użyte tutaj w innym kontekście niż mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka. Piłsudski zaś był reprezentantem idei dawnej Rzeczpospolitej, w której łączono w sobie wiele elementów narodowych aby powstał jeden element państwowy: Rzeczpospolitanin). Imperium niosące z ludom z nami sąsiadującym wolność i braterstwo w miejsce ucisku i strachu.




W tym też celu Polska musi mieć silną armię stojącą z dala od rozgrywek politycznych oraz niezależną politykę zagraniczną - niezależną zarówno od przetargów partyjnych jak i od zakusów obcych potęg. Siłę zaś wewnętrzną może Polsce zapewnić jedynie realizacja następujących haseł:

  1. Etyki katolickiej w życiu publicznym i prywatnym.
  2. Dopuszczenia najszerszych mas ludowych do współudziału w ustawodawstwie i kontroli rządu, przy jednoczesnym zachowaniu silnej i sprężystej władzy wykonawczej.
  3. Tępienia egoizmów klasowych. Polityka gospodarcza winna zmierzać do unarodowienia i pełnego wyzyskania wszystkich sił produkcyjnych Polski, w szczególności wszystkich zdolnych do pracy rąk ludzkich oraz usunięcia rażących różnic społecznych. Zadanie to nie jest możliwe do spełnienia bez ingerencji państwa, zmierzającej do podporządkowania tak ujętej polityce wszystkich partykularnych grup interesów.
  4. Zgodnego współżycia z mniejszościami słowiańskimi.
  5. Stopniowego usuwania nadwyżki mniejszości żydowskiej bez pogromów (temu chociażby celowi służył program odrodzenia państwowości żydowskiej w Palestynie - wówczas zdominowanej przez ludność arabską i kontrolowanej przez Brytyjczyków. Strona Polska w latach 30-tych mocno naciskała na Brytyjczyków, aby ci zezwolili ludności żydowskiej na przebywanie do Palestyny i tworzyli dla niej autonomiczne sektory w których tamci mogliby kultywować swoją tradycję i religię. Wspierano również tworzenie żydowskich organizacji paramilitarnych, jak choćby Betaru Władimira Żabotyńskiego, który był sformowany dokładnie na kształt Legionów Piłsudskiego (wysyłano do Palestyny również ogromne ilości uzbrojenia). Poza tym polsko-żydowska komisja w 1937 r szukała dogodnego miejsca pod ewentualną przyszłą kolonizację żydowską i na ten cel wybrano Madagaskar, który który wówczas należał do Francji. Nie udało się jednak doprowadzić do masowej emigracji Żydów ani do Palestyny ani na Madagaskar przed 1939 r. (Żydzi nie chcieli wówczas wyjeżdżać ani z Polski ani z Europy), a szkoda bo gdyby to się udało, to nie doszłoby do Holokaustu i potwornych niemieckich zbrodni na ludności żydowskiej).

Tutaj jednak należy wyjaśnić pewną kwestię, a mianowicie fakt że w taki oto sposób zwożeni do obozów koncentracyjnych byli Żydzi dopiero od stycznia 1942 r i dopiero wówczas byli mordowani na skale przemysłową, wcześniej przebywali zaś w gettach. Natomiast Polacy byli w ten sposób mordowani i wywożeni do obozów koncentracyjnych od września 1939 r.




PS. Kilka razy już pisałem o tym, że współczesna Polska jest czymś na kształt Italii sprzed wybuchu I Wojny Punickiej. Przyjazd prezydenta USA Joe bidena na Ukrainę i do Polski jest tego najlepszym dowodem. Pominięcie takich krajów jak Niemcy czy Francja do tej pory się nie zdarzało amerykańskim prezydentom odwiedzającym Europę Środkowo-Wschodnią, a nawet jeżeli by się zdarzyło, to pominięcie Wielkiej Brytanii już było jawnym sygnałem, że coś tutaj zaczyna się zmieniać. Ktoś kiedyś powiedział że nasze położenie geograficzne jest przekleństwem, ponieważ Polska leży pomiędzy dwoma wielkimi państwami - Niemcami i Rosją, leży w strefie zgniotu. To prawda, nasze położenie bywa przekleństwem, ale ale jednocześnie może stać się i staje się błogosławieństwem tak jak to ma miejsce obecnie. Położenie Polski i Ukrainy staje się przekleństwem kiedy Niemcy i Rosja są potężne i dążą do ekspansji, jest zaś błogosławieństwem gdy kraje te słabną, a my rośniemy w siłę i tworzymy wspólną ideę Międzymorza (jakkolwiek by ona nie wyglądała, czy to jako Unia Jagiellońska czy jako związek sojuszniczy państw naszego regionu). I tak właśnie dzieje się teraz. Jesteśmy Italią przed wybuchem Wojny Punickiej, a w zasadzie wojna to już wybuchła i czas znacznie przyspieszył do tego stopnia, że to, co wówczas trwało lat 20 - 30 teraz może trwać 5 najwyżej 10. 




USA bardzo nam w tym pomogą ponieważ mamy wspólne interesy. Amerykanom zależy na powstrzymaniu Chin i takim osłabieniu Rosji, aby nie była zdolna udzielić Chińczykom jakiejkolwiek pomocy w przypadku wybuchu poważnego konfliktu amerykańsko-chińskiego, a w tej kwestii Amerykanie zauważyli, że nie mogą liczyć ani na Francuzów ani na Niemców, a jedynym państwem który jest w stanie realnie sprzeciwić się Rosji i realnie dopomóc Ukrainie w toczącej się wojnie jest właśnie Polska. Przecież bez Polski Ukrainy już by nie było, nie byłoby bo wiem żadnej możliwości dostarczenia Ukrainie wsparcia w takiej ilości w jakiej to się odbywa obecnie. Gdyby Polska zachowała się zupełnie inaczej, gdyby dostarczała pomoc w takiej ilości, w jakiej dostarcza Francja czy Niemcy, gdyby udawała że pomaga a tak naprawdę przyglądała się jedynie jak ginie sąsiedni kraj, to Ukrainy już dawno by nie było. I znów wracamy do tej samej sytuacji o której pisałem jakiś czas temu, a mianowicie że bez Polski nie ma ani niepodległej Ukrainy ani Białorusi ani Litwy ani też Łotwy czy Estonii, natomiast utrata tych krajów i podbój ich przez Moskwę oznacza sprowadzenie Polski do roli małego kraju, pozbawionego jakichkolwiek ambicji i płynącego w głównym ścieku ruskiego miru. Brrr... niedobrze mi na samą myśl.

PS2: I jeszcze jedna niezwykle ważna rzecz, a mianowicie że po raz pierwszy od 500 lat Polacy nie muszą toczyć wojny o naszą wielkość własnymi rękoma, gdyż walczą za nas w tym momencie Ukraińcy. Jest to sytuacja która nie zaistniała od 500 lat (czyli od czasów wojen litewsko-moskiewskich w czasie których Koroniarze udzielali pomocy Litwinom w takiej tylko ilości, w jakiej byli gotowi to uczynić i ilu chętnych do takich wypraw zebrano). I to również pokazuje zmianę naszego paradygmatu geopolitycznego.Czas przyśpiesza, wojna punicka niedługo dobiegnie końca a Kartagina (Moskwa) już nigdy nie powróci do dawnej wielkości. Amen.





CDN.

niedziela, 19 lutego 2023

WŁADCZYNIE - Cz. II

KOBIETY U WŁADZY W WYBRANYCH 
KRAJACH EUROPY





KRÓLESTWO POLSKI

Cz. II







I
św. KINGA
Cz. II


Było niegdyś Królestwo Polskie świetne, wielkie, potężne ale tylko dzięki temu że następowali po sobie dzielni monarchowie. Gdy zaś tylko nastąpił mniej zdolny, zaraz państwo upadało, a gdy następował nieudolny, upadek był tak wielki że ledwie można się było poddźwignąć z przepaści. Bo państwa w tym okresie były wówczas potężne tylko przez władców, a nie przez lud przez społeczeństwo. W niegdyś świetnym piastowskim państwie Bolesławów, Mieszków i Kazimierzów nastał w połowie XII wieku czas politycznego rozpadu, ale nigdy wcześniej jednak rozpad ten nie był tak wielki jak za czasów rządów w Krakowie księcia Bolesława V Wstydliwego, czyli małżonka owej św. Kingi, o której jest teraz mowa. W czasie bowiem 36-letnich rządów Bolesława (1243-1279), Polska rozpadła się dosłownie na atomy. Śląsk podzielił się na parę księstewek, Wielkopolska podobnie, Mazowsze rozpadło się na szereg ziem i największą wówczas dzielnicą rzeczywiście była jedynie Małopolska (rządzona przez Bolesława Wstydliwego), a to powodowało że Bolesław nie czynił pretensji do ziem przynależnym jego kuzynom. Przez pierwsze lata musiał się jednak zmagać z ambicjami Konrada I Mazowieckiego (tego, który sprowadził Zakon Krzyżacki do Polski), pragnącemu zdobyć Kraków i ogłosić się księciem senioralnym. Udało mu się to uczynić w lipcu 1241 r. (zaraz po zakończeniu najazdu tatarskiego), ale długo nie utrzymał się w Krakowie i już w maju tego roku - po klęsce w bitwie pod Suchodołem (gdzie siłami wiernymi Bolesławowi Wstydliwemu dowodził wojewoda krakowski i sławny rycerz - Klemens z Ruszczy), musiał opuścić Kraków (pozwoliło to wówczas 17-letniemu Bolesławowi wrócić wraz z żoną Kingą i siostrą Salomeą z Węgier do Polski). Zagrożenie jednak nie minęło i już w roku następnym (1244) Konrad Mazowiecki ponownie spustoszył ziemię Małopolską, ale nie udało mu się zbliżyć do Krakowa.

Książę Bolesław tymczasem miał jeszcze inne zmartwienia. Ziemia małopolska była bowiem potwornie zniszczona przez Mongołów, jak również przez ciągłe wojny pomiędzy książętami piastowskimi, brakowało ludzi, którzy zostali wcześniej uprowadzeni w jasyr lub wymordowani (naturalnym widokiem wówczas po odejściu Mongołów, były spalone wsie i miasta oraz trupy tych, których nie wzięto w niewolę). Dotychczasową praktyką było zasiedlanie wyludnionych terenów przez wziętą w niewolę ludność najechanych obcych księstw i królestw, ale w czasach, gdy Polska realnie stała się zlepkiem niewielkich dzielnic, takie praktyki nie były możliwe. Należało więc sprowadzić ludność z zagranicy umożliwiając jej tutaj osiedlenie się. Bolesław Wstydliwy nie miał więc wyjścia i musiał zdecydować się na kolonistów niemieckich z cesarstwa rzymskiego (z Rzeszy), choć praktyki podobne prowadziły do zniemczenia wielu miast, na przykład na Śląsku i na Pomorzu). Przybysze z Rzeszy przynosili nad Wisłę swój język, swoje obyczaje i swoje prawo które w miastach coraz bardziej się upowszechniało. Następował wówczas proces niemczenia polskich miast, który to proces ostatecznie został zatrzymany i odwrócony w XV a szczególnie w XVI wieku, gdy większość niemieckich rodzin całkowicie się spolonizowała (było to widoczne chociażby podczas odprawienia mszy w Kościele Mariackim w Krakowie, gdzie od połowy XV wieku msze odprawiano w języku niemieckim (który wyparł łacinę), ale już w pierwszej połowie wieku XVI dominował tam już język polski a w języku niemieckim można było odprawiać nabożeństwa tylko raz w tygodniu, zaś w drugiej połowie XVI wieku zupełnie zwyczaj ten zanikł).

Innym problemem księcia Bolesława (już jednak natury osobistej) był upór jego małżonki, księżniczki Kingi - dochowania przysięgi czystości. Bolesław miał już prawie 20 lat, Kinga była (prawdopodobnie) o 3 lata od niego młodsza, i młody książę zapragnął posiąść swą małżonkę a jej opory wprawiały go w coraz większą drażliwość. Bolesław na początku osobiście próbował przekonać Kingę do porzucenia ślubów czystości, ale w żaden sposób nie był w stanie jej do tego namówić (pewnego razu, w gniewie zagroził nawet jej że jeśli będzie mu się opierać to weźmie ją siłą, bo ma do tego prawo jako jej mąż). Ponieważ Kinga przysięgła dochować cnoty przed Bogiem, przeto Bolesław nieustannie posyłał jej spowiednika, którego zadaniem było namówić ją, by pozwoliła "użyźnić swoją dziewiczość książęcem nasieniem". Kapłan ten starał się przekonać księżną, że macierzyństwo to najwspanialsze co może spotkać każdą niewiastę (wymieniał wówczas wszystkie te kobiety, które stały się sławne za sprawą swych wybitnych synów - tylko i wyłącznie synów. Mówił więc o Sarze matce Izaaka, Rebece matce Jakuba, Racheli matce Józefa, Joabad - Aarona i Mojżesza, Anny - Samuela, Elżbiety - Jana Chrzciciela czy Heleny cesarza Konstantyna Wielkiego. Kinga na te wszystkie argumenty odpowiadała, że co prawda bardzo by pragnęła obdarzyć swego małżonka synem tak sławnym, jak owi wymienieni, ale przecież nie ma pewności że w ogóle urodzi syna, dlatego też woli już dochować swej cnoty niż ryzykować. Bolesław jednak nie dawał za wygraną, co noc posyłał do jej komnaty tego samego spowiednika, który co noc nakłaniał ją do tego samego, aby pozwoliła księciu pozbawić ją dziewictwa. Kinga odpowiadała, że życie małżeńskie to nie tylko radość i przyjemności ale również boleść i ciężki znój i prosiła kapelana, aby przekonał jej męża z zaniechania prób odebrania jej wianka. Gdy ten jednak uparcie wykonywał polecenia Bolesława, Kinga skarciła go, iż bardziej dba o cielesne pragnienia jej męża, niż o świętość, jaką jest cnota niewieścia w oczach Boga i on jako kapłan powinien tej cnoty strzec. Ostatecznie spowiednik ów uznał swą porażkę i zrezygnował z dalszych prób namówienia księżnej Kingi do współżycia z Bolesławem.




Ale Bolesław nie zamierzał tego tak zostawić. Zapowiedział Kindze, że jeśli ta nie zgodzi się na pozbawienie jej dziewictwa i urodzenie synów, wówczas książę weźmie sobie do łoża nałożnicę a ona okryta zostanie hańbą. Były to jednak pogróżki bez pokrycia, gdyż Kinga miała zbyt dużą pozycję, a przede wszystkim wniosła ogromny posag, dzięki któremu Bolesław mógł wystawić nowych zbrojnych a nawet sprowadzić kolonistów niemieckich do wyludnionych i zniszczonych miast. Bolesław jednak nie tracił nadziei na pozytywne rozwiązanie jego zamierzeń, tym bardziej że spali przecież w jednej komnacie jak mąż z żoną, w jednym łożu i co prawda Kinga pragnęła, aby w tej samej komnacie spały jej dwie damy dworu, to jednak książęce łoże miało zasłony i nie zawsze można było dojrzeć co się tam dzieje. I pewnej nocy doszło do takiej sytuacji, że Kinga nie mogą zasnąć kręciła się na łożu i rąbkiem swej koszuli dotknęła Bolesława. Ten uznał, że jest to zaproszenie do współżycia i że wreszcie księżna zrezygnowała ze swego uporu w celu utrzymania cnoty. Zaczął więc ją przytulać i całować, ale gdy zobaczył że jednak jest mu niechętna, zrezygnował ze swych amorów. Mimo to, ich łóżkowe baraszkowanie zostało odebrane przez obydwie damy dworu - które sypiały w książęcej komnacie - za zgodę na współżycie i szybko pojawiła się na Wawelu plotka, że księżna jednak uległa swemu mężowi i rozłożyła przed nim nogi. W kolejnych dniach zarówno książę, jak i księżna musieli wyjaśniać swym dworzanom, że jednak do niczego nie doszło, co rzeczywiście musiało być dość zabawne. Kinga rozmawiała więc ze swymi damami dworu i przekonywała je że pozostała dziewicą, zaś Bolesław w rozmowie ze swoimi rycerzami stwierdził, że rzeczywiście do niczego wówczas nie doszło a ci posmutnili, gdyż uznali że książę nie doczeka się potomka. Była to więc iście komiczna sytuacja w której książęca para, której zadaniem było przedłużenie swego rodu a tym samym bezpieczeństwa księstwa - musiała tłumaczyć się poddanym, że do niczego między nimi nie doszło i że dzieci nie będzie 😅.

Książę Bolesław zresztą coraz bardziej utwierdzał się też w przekonaniu, że coś z nim, jako mężczyzną musi być nie tak, skoro odrzuca go własna żona. Zrobiło to na nim tak wielkie wrażenie i tak bardzo utkwiło w jego psychice że przestał się z czasem interesować w ogóle płcią piękną i jakimikolwiek cielesnymi uciechami, dlatego też do historii przeszedł z przydomkiem "Wstydliwy", choć bardziej właściwe  powinno być - "Wstrzemięźliwy". Należy też dodać, że dobrowolna zgoda na utrzymanie dziewictwa była dla kobiet w średniowieczu próbą dorównania mężczyznom, gdyż cenione one były właśnie za swą pobożność i cnotliwość, tak jak mężczyźni za waleczność i sprawiedliwość. A co do waleczności, to było ku temu wiele okazji gdyż już w 1246 r. Małopolskę ponownie najechał książę mazowiecki Konrad I. Zdołał on nawet pokonać rycerstwo małopolskie w bitwie pod Zaryszowem i zbudował twierdze w Tyńcu i Lelowie w niedalekiej odległości od Krakowa, pragnąc zmusić mieszkańców miasta do kapitulacji. Miasto jednak nie zamierzało się poddać, a on sam ze swym wojskiem nie był w stanie realnie otoczyć grodu Kraka i zarówno stan zdrowia jak i obowiązki w księstwie mazowieckim, zmusiły go do powrotu, a wówczas Bolesław przejął prawie bezkrwawo zamki w Tyńcu i Lelowie. Był to już ostatni najazd Konrada Mazowieckiego na Małopolskę, gdyż zmarł on w sierpniu roku następnego (1247) w wieku sześćdziesięciu lat. Jednak zmiana władcy Mazowsza spowodowała, że księciu Bolesławowi udało się nawiązać przyjazne relacje z synem i następcą Konrada  księciem Ziemowitem I Mazowieckim, a tym samym niebezpieczeństwo najazdu z północy zostało na jakiś czas zażegnane, tym bardziej że samo księstwo mazowieckie zaczęło popadać w coraz większe wewnętrzne trudności które owocowały jeszcze większym podziałem tych ziem pomiędzy synów Konrada.


ZIEMIE KTÓRYMI WŁADAŁ KSIĄŻĘ BOLESŁAW V WSTYDLIWY OZNACZONE SĄ NA MAPIE KOLOREM CZERWONYM I RÓŻOWYM



W tym samym mniej więcej czasie na ziemi krakowskiej pojawiła się zaraza. Trąd pokrywał ciała ludzi i zwierząt i niszczył ich organizmy prowadząc ku śmierci. Dwór na Wawelu co prawda wiedział o panującej chorobie, ale ponieważ ograniczono kontakty z resztą miasta do minimum, nikt na Wawelu jeszcze nie zachorował. Natomiast pewnego razu księżna Kinga w towarzystwie swych dwórek wybrała się w podróż z Nowego Korczyna do Pacanowa i na swej drodze spotkali trędowatego. Rycerze straży książęcej zaczęli go odganiać ale księżna Kinga nakazała zatrzymać powóz, podeszła do trędowatego i... zaprosiła go do swej karocy. Uczyniła to wbrew radom swych dwórek, które były przerażone jej postępowaniem, tym bardziej że ów trędowaty, pokryty był odrażającymi ranami na całym ciele, a poza tym jak pisze kronikarz, był: "brudny śmierdzący i odrażający". Jedną z tych, które najgłośniej demonstrowały swoje niezadowolenie wobec zachowania Kingi, była jej dwórka o imieniu Przecława, która krzyczała iż księżna pani świadomie naraża je na niebezpieczeństwo. Kinga, aby ją uspokoić podeszła do niej i pocałowała ją w usta, ale to tylko pogorszyło sytuację ponieważ Przecława zaczęła teraz twierdzić, że na jej wargach pojawiły się krosty i że już jest zakażona. Zaczęła też nawet złorzeczyć Kindze i przeklinać ją, że celowo sprowadziła nań zarazę i świadomie pragnie jej śmierci. Księżna niezrażona jednak tym postępowaniem, pocałowała ją w usta po raz drugi i gdy Przecława zdumiona takim postępowaniem uspokoiła się, zauważyła że na jej ustach nie ma żadnych krost i dała się namówić na odwiezienie owego trędowatego do leprezorium dla trędowatych (nie ma żadnych informacji ażeby potem którakolwiek z owych dam dworu zachorowała i zmarła, co potem uznano za bożą opiekę, zesłaną z Niebios dzięki protekcji dziewiczej księżniczki). W kolejnych dniach i tygodniach Kinga organizowała datki dla zarażonych, a nawet osobiście odwiedziła leprezorium w Sandomierzu (wówczas miało dojść do sytuacji, w której na idącą do szpitala księżnę wypadło stado zdziczałych psów, które warczały i szczekały na nią. Ponoć nie ulękła się tego i zrzuciwszy na nich swój płaszcz, dumnie weszła do leprezorium).

Kinga bardzo interesowała się losem swych poddanych, dbała o ich bezpieczeństwo oraz często udzielała jałmużny. Pewnego razu zaś dowiedziałaś się, że jeden z krakowskich wielmożów - Piotr z Wojczy haniebnie potraktował swą małżonkę Katarzynę. Wygnał ją bowiem ze swego łoża i wprowadził tam pewną dziewczynę o imieniu Agata, zaś małżonkę swoją zmusił do posług służebnych wobec owej dziewczyny. Agata zaczęła uważać się za panią i coraz bardziej rozpanoszyła się w domu w którym mieszkała Katarzyna. Małżonek zmuszał ją też do tego, aby przygotowała posiłki dla niego i jego kochanki i aby służyła jej na przykład podczas nocnych ablucji. Nocą zaś była zamykana na klucz w jednej z komnat w kasztelu w Wojczy. Księżna Kinga - gdy tylko się o tym dowiedziała, natychmiast zebrała grupkę zbrojnych i osobiście udała się na spotkanie z owym wielmożą. Lecz gdy orszak księżnej dotarł do Wojczy, rycerze  będąc w jej szeregu obawiali się podejść do bramy, przy której z mieczem w dłoni stał w butnej postawie sam Piotr, pan kaszelu na Wojczy. Niektórzy z rycerzy nie chcieli walczyć, gdyż dobrze się z nim znali, inni zaś dlatego że obawiali się jego zemsty, gdyż słynął z okrucieństwa. Widząc to, Kinga wysiadła z pojazdu w którym ją tutaj przywieziono, podeszła do Piotra z Wojczy, minęła go (ten nie ośmielił się jej zatrzymać), weszła do kasztelu a następnie przeszukiwała kolejne komnaty w celu odnalezienia Katarzyny. Gdy już ją znalazła, uściskała ją czule i zapowiedziała że przybyła tutaj aby zwrócić jej te prawa, które jako żonie jej przysługują. Księżna wiedziała jednak, że dopóki kochanka Piotra Agata przebywa w Wojczy, nic się nie zmieni i gdy tylko ona wyjedzie, wszystko wróci do poprzedniej sytuacji. Agata wiedziała o tym, i dlatego postanowiła się ukryć, a schowała się w... piecu, ale nie mieściła się w nim cała i wystawały jej nogi. Za te nogi złapała ją księżna Kinga, wyciągnęła ją z tego pieca i ciągnąc po podłodze zawlokła za sobą do karocy, wepchnęła do środka i dała rozkaz do odjazdu. Wszyscy świadkowie tej przedziwnej sytuacji byli tak zdziwieni że gdyby mogły, to szczęki opadły by im do ziemi, a najbardziej zdziwiony - szczególnie swą biernością - był Piotr z Wojczy, który nie tylko wpuścił księżną i pozwolił jej zabrać swą kochankę, ale przede wszystkim został upokorzony. Co się potem stało z ową Agatą, nie wiadomo. Wiadomo jednak, że księżna Kinga wiele kobiet - szczególnie nierządnic - namówiła do bogobojnego życia, przekonując je do wstąpienia do klasztoru.




W roku 1247 księżna Kinga postanowiła odwiedzić rodziców i wyjechała na Węgry. Jej ojciec król Bela IV zwyciężył niedawno czteroletnią wojnę z księciem austriackim Fryderykiem II z rodu Babenbergów (tego samego, który w 1241 r. przybył z niewielką odsieczą na Węgry, ale potem zawrócił zagarniając jednocześnie trzy węgierskie komitaty), pokonując go nad Litawą (czerwiec 1246 r.). Poza tym król Bela intensywnie odbudowywał kraj po zniszczeniach najazdu mongolskiego. Zakładał nowe miasta (m.in.: Buda, Zagrzeb, Kieżmark, Lewocza, Zwolen) oraz umacniał kraj, budując nowe twierdze przygraniczne - czyli postępował dokładnie tak samo jak książę Bolesław, jego zięć w ziemi małopolskiej. Oczywiście rodziło to również i kłopoty, gdyż przede wszystkim sprowadzano ludność niemiecką co w późniejszych latach będzie stanowiło poważny problem na Węgrzech, a poza tym budowa nowych twierdzy kosztowała duże pieniądze, a tych król nie posiadał, natomiast posiadali je wielcy panowie węgierscy, którzy byli chętni na wyłożenie owych środków tylko wówczas, jeśli król zrezygnuje z części swej władzy zwierzchniej. Bela IV nie miał więc wyjścia, bezpieczeństwo kraju było bowiem najważniejsze. Kraj też bardzo się rozwijał, budowano nowe kościoły, pałace, szkoły, szpitale. Znacznie zmniejszył się też poziom analfabetyzmu wśród duchownych i wśród szlachty - teraz możni wysyłali swoje dzieci na uniwersytety, szczególnie do Francji i do Włoch. Księżna Kinga była pod wrażeniem zmian jakie dokonywały się w jej kraju rodzinnym, a Bela IV obwoził ją w karecie, pokazując jej nowe budowle i powstające miasta. Król zabrał ją również do kopalni soli w Marmuruszu, a ona poprosiła ojca aby podarował jej jeden szyb, a gdy ten się zgodził wrzuciła weń swój pierścień (był to początek legendy tzw. pierścienia Świętej Kingi o którym jeszcze opowiem). Wracając do Krakowa zabrała ze sobą Kinga węgierskich górników, którzy mieli w Polsce wydobywać sól (tym bardziej że kilka lat wcześniej odnaleziono w Bochni duże pokłady soli, ale nie można było się do nich dokopać. Uczynili to dopiero węgierscy górnicy, którym udało się to w 1251 roku). Tym sposobem księżna Kinga do już ofiarowanego małżonkowi ogromnego posagu z którego ten opłacał zbrojnych jak i zakładał nowe szpitale oraz kościoły, doszły również żupy solne w Bochni. Bolesław doprawdy wiele zawdzięczał swej małżonce i niewiele mógł uczynić aby swój dług wobec niej spłacić. Przynajmniej jednak przestał ją nagabywać w kwestii spłodzenia potomstwa.


CDN.

piątek, 17 lutego 2023

GWAŁT - CZY NIEODZOWNY ELEMENT KOBIECEGO LOSU? - Cz. XXXIV

NAJWAŻNIEJSZE I (NIEKIEDY)
NAJBRUTALNIEJSZE PRZYPADKI 
GWAŁTÓW W HISTORII





145 r. p.n.e.

GWAŁT NA WESELU

Cz. XX







BÓG Z ODLEGŁEJ KRAINY
Cz. XX



TEBAŃSKA REWOLUCJA
Cz. VII



Aby zobrazować jaka idea zawładnęła Atenami po 403/401 r. p.n.e. i jacy politycy nadawali jej ton, muszę jeszcze powrócić do opisu życia Sokratesa, gdyż właśnie na jego przykładzie widać będzie dokładnie proces formowania się demokratycznej paranoi, jaka wówczas zawładnęła Ateńczykami, którzy szybko przeszli z jednej (oligarchicznej) skrajności, do drugiej (czyli ubóstwienia demokracji). 





Po śmierci tyrana Gelona (478 r. p.n.e.), jego brat i następca Hieron wyprawił mu wspaniały pogrzeb w Syrakuzach i to wbrew ostatniej woli samego Gelona, który prosił brata aby ten pochował go skromnie, tak, jak nakazywało prawo, które wcześniej sam wprowadził. Hieron jednak miał inne plany, doskonale bowiem zdawał sobie sprawę że to, iż Dejnomenidzi ogłosili się królami i panami Syrakus czy Geli, nie ma tak naprawdę większego znaczenia. Owszem lud mógł ich ogłosić swymi władcami, mógł im przyznać wiele przywilejów i tytułów ale to nie zmieniało faktu, że synowie Dejnomensa (czyli Gelon i Hieron, a także Polyzelos i Trazybulos), byli po prostu uzurpatorami, którzy władzę swoją zdobyli podstępem i siłą. Dlatego też uroczysty pogrzeb Gelona miał mieszkańcom Syrakuz uświadomić, że Dejnomenidzi to szlachetny ród władców. Dlatego też Hieron ufundował bratu bogaty grobowiec (na który zrzucili się również mieszkańcy Syrakuz) i nadał mu tytuł herosa (za zwycięstwo odniesione w bitwie z Kartagińczykami pod Himerą z 480 r. p.n.e.). Na początku swoich rządów musiał też Hieron rozwiązać kilka niezwykle istotnych spraw, związanych z rozdzieleniem obowiązków wśród pozostałych braci, oraz uporządkowaniem kwestii spadkowej. Na władcę Geli (w której sam dotąd władał) wyznaczył Hieron swego młodszego brata - Polyzelosa - którego nie znosił i którego chciał jak najszybciej pozbyć się z Syrakuz. Sam ogłosił się opiekunem małoletniego synka Gelona (o nieznanym imieniu) zaś jego matkę a żonę swego zmarłego brata - Demarete, wydał za Polyzelosa i odesłał do Geli. Polyzelos przystał na to małżeństwo, choć wielokrotnie dawał też bratu do zrozumienia, że czuje się lepszym od niego (chełpił się na przykład że jest najlepszy w powożeniu rydwanem) i to właśnie tak bardzo irytowało Hierona, szczególnie że tamten miał rację (w czasie Igrzysk Olimpijskich w 478 r. p.n.e Polyzelos odniósł zwycięstwo w wyścigach rydwanów i wówczas to ufundował w świątyni Apollina w Delfach rzeźbę woźnicy (zapewne wraz z końmi ale te się nie zachowały), która przetrwała do naszych czasów, z napisem "Polyzelos - pan Geli" (po kilku latach inskrypcja ta została usunięta i zastąpiona inną).

Bez wątpienia Polyzelos działał Hieronowi na nerwy, dlatego też gdy tylko nadarzyła się okazja postanowił w ogóle pozbyć się go z Sycylii. A taką okazją było pojawienie się w Syrakuzach posłów z italskiego miasta Kroton (477 r p.n.e.), leżącego nad Zatoką Tarencką, którzy przybyli tam, aby prosić Hierona o pomoc przy odbudowie miasta Sybaris (tego samego miasta, które Krotonidzi zniszczyli trzydzieści trzy lata wcześniej - o czym już kilkukrotnie wcześniej wspominałem). Hieron polecił więc Polyzelosowi, aby ten udał się do Krotonu na czele najemników i wziął udział w odbudowie Sybaris. I tutaj pojawiają się rozbieżne relacje co do tego jak postąpił Polyzelos. Według bowiem według Timajosa, Polyzelos udał się do Sybaris, wziął udział w odbudowie miasta a następnie - obawiając się że brat zechce pozbawić go życia - zbiegł do Akragas i władającego tym polis starego tyrana Therona (któremu notabene obiecał rękę swej nowo narodzonej z małżeństwa z  Demarete córki). Druga zaś wersja (Diodora) mówi zaś, że Polyzelos w ogóle odmówił wyjazdu do Sybaris i wówczas uciekł do Akragaz - nie wiadomo która wersja jest prawdziwa, ale nie zmienia to faktu, że Polyzelos zbiegł to Therona, a to oznaczało że między Syrakuzami a Akragas (dotychczasowymi sojusznikami i beneficjentami zwycięstwa pod Himerą) mogła teraz wybuchnąć wojna. I rzeczywiście obie strony zaczęły szykować się do wojny, aż wreszcie w drugiej połowie 477 r. p.n.e. Theron zebrał swe wojsko i ruszył na Syrakuzy. Do walki jednak nie doszło gdyż zapobiegł jej poeta Simonides, nawołując obie strony do opamiętania i pogodzenia się. Dzięki jego mediacji trzej mężowie - Hieron, Theron i Polyzelos spotkali się i zawarli pokój. Hieron pozwolił Polyzelosowi wrócić do Geli i oddał cały zachód Sycylii pod władzę Therona, samemu zaś biorąc sobie cały wschód i południe.

Rok 476 p.n.e. bogaty był w wydarzenia i tak Theron zaczął umacniać swoje wpływy na zachodzie i uderzył na Kartagińczyków z Motye i wspierających ich Elymów z Segesty. W bitwie pod Motye pokonał Kartagińczyków oraz ich sprzymierzeńców i zmusił te dwa miasta do uznania jego dominacji. Bitwa ta była jednak raczej tylko "wypadkiem przy pracy" niż konsekwentną polityką pro-wojenną i nie pociągnęła za sobą większego konfliktu między Grekami i Kartagińczykami gdyż obie strony do takiego konfliktu nie dążyły. Kartagińczyków jednak niepokoił wzrost pozycji Therona na Sycylii, a szczególnie dążenie do uzależnienia od niego ich zachodnich emporiów, mimo to pozostawali bierni. Natomiast Hieron starał się utrzymać swoją strefę wpływów poprzez dyplomację i pośrednictwo. Otóż bowiem w owym 476 r. p.n.e tyran Anaksilas z Messany (główny autor dawnego przymierza północnego, obecnie zaś sojusznik Hierona) postanowił podporządkować sobie miasto Lokroy Epizefrygijskie leżące w południowej Italii. Hieron wówczas namówił Anaksilasa do poniechania tego kroku i poprzestania na kontrolowaniu samego miasta Rhegion, a co za tym idzie całej Cieśniny Messeńskiej. Sam zaś Hieron dążył do etnicznej zmiany we wschodniej Sycylii i nakazał jońskim mieszkańcom Naksos oraz Katany opuścić swoje miasta i przenieść się do Leontinoi i tam zamieszkać na stałe wraz z ludnością miejscową. Następnie sprowadził do Katany i Naksos 1000 kolonistów z miast doryckich, 5000 najemników z Peloponezu i 5000 kolonistów z Syrakuz. Przy tej okazji zmienił nazwę miasta Naksos na Etna, jako że w okolicy tego miasta znajdował się wulkan pod tą właśnie nazwą. Hieron szykował bowiem Naksos i Katanę jako dziedzictwo dla swego syna - Dejnomenesa, który był jeszcze zbyt młody aby objąć tam władzę.




Nie można było jednak tego powiedzieć o Thrasydajosie, synu Therona z Akragas, który władał wówczas zdobytą Himerą i tak bardzo dał we znaki mieszkańcom miasta, że ci poprosili Hierona, aby ten usunął go z rządów nad miastem. Hieron jednak - będąc lojalnym wobec Therona - powiadomił go o planach mieszkańców miasta, a Theron przeprowadził tam czystkę, zabijając najbardziej aktywnych przeciwników polityki jego syna i sprowadzając do jońskiej Himery doryckich kolonistów (476 r. p.n.e.), tym samym spacyfikował sytuację - przynajmniej na razie. Ale spokoju nie było, i konflikty rodziły się jak nie z jednej to z drugiej strony. Na przykład Anakilas ufortyfikował wybrzeże Cieśniny Messeńskiej i zabronił przepływać tam okrętom etruskim, co bardzo szybko doprowadziło do ich konfliktu z Grekami. Powodem takiej decyzji Anaksilasa był napad Etrusków na greckie miasto w środkowej Italii - Kyme, leżące na północny zachód od Neapolis). Kymejczycy poprosili o pomoc Hierona, a ten wysłał im swoją flotę. W tym czasie Etruskowie zawarli sojusz z Kartagińczykami (podobnie jak to było sześćdziesiąt lat wcześniej gdy pod Alalią floty etruska i kartagińska rozbiły grecką i zmusiły Fokejczyków do ucieczki z tego korsykańskiego polis). Tym razem było jednak inaczej, flota Hierona (wsparta posiłkami Anaksilasa) rozbiła połączone floty etruską i kartagińską uwalniając miasto Kyme z oblężenia (474 r. p.n.e.). Część zdobytych wówczas łupów złożono w świątyni Apollina w Delfach. Hieron osadził też syrakuzańskich kolonistów na wyspie Pithekusaj leżącej nieopodal Kyme (Rzymianie zwali ją Enaria), lecz ci wkrótce potem uciekli, przerażeni trzęsieniem ziemi. Warto też dodać, że w tym czasie Rzymianie nie uczestniczyli w tych wielkich zmaganiach pomiędzy Grekami, Kartagińczykami czy Etruskami. Żyli swoim życiem drewnianej pipidówy, która niedawno bo zaledwie 35 lat wcześniej zrzuciła etruską dominację i wprowadziła system rządów republikańskich. W 477 r. p.n.e. Rzymianie (a raczej Fabiusze, gdyż ten ród toczył walkę), ponieśli klęskę w bitwie pod Kremerą na wojnie z etruskimi Wejami (polec miało 306 Fabiuszy, a przeżył tylko Kwintus Fabiusz Vibulanus, który jako chłopiec pozostał w Rzymie. Wydaje się jednak że była to tylko jedna z gałęzi rodu fabiuszy gdyż ród ten w późniejszych wiekach bardzo się rozrósł i jest mało prawdopodobne aby jego protoplastą był tylko Kwintus Vibulanus). W każdym razie zwycięstwo pod Kyme ocaliło wówczas Rzym, gdyż Etruskowie nie mogli wykorzystać swego zwycięstwa spod Kremery i w 474 r. p.n.e. zgodzili się na kompromisowy pokój zawarty na 40 lat.

A tymczasem mijały kolejne lata. W 472 r. p.n.e. zmarł stary już tyran Akragas - Theron (notabene żonaty z kilkuletnią córką Polyzelosa z Geli). Teraz jego syn - Thrasydajos objął po nim władzę i postanowił zerwać stary sojusz z Hieronem. Obie strony zaczęły intensywnie przygotowywać się do wojny, ale pierwszy ruch wykonał Hieron, który wyprzedził atak Thrasydajosa i w 471 r. p.n.e. zaatakował Akragas. Rozbił wojska syna Therona i zajął miasto (po obu stronach poległo ok. 6000 hoplitów). Thrasydajos zbiegł zaś do Megary w Grecji, gdzie został skazany na śmierć. W tym samym mniej więcej czasie zmarł również Aneksilas z Messany (472 lub 471 r. p.n.e.). Pozostawił po sobie dwóch małoletnich synów, powierzając ich opiekę regentowi Mykythosowi, który założył kolonię w Pyksos na zachodnim wybrzeżu Italii. Po zwycięstwie nad Thrasydajosem, Hieron zdobył całkowitą dominację na Sycylii od wschodu po zachód (Akragas i Himerą otrzymały nowe ustroje i jak pisze Diodor z Halikarnasu - prawdopodobnie była to demokracja). Teraz Hieron zapragnął zdobyć również Messanę i Rhegion, a aby ten cel urzeczywistnić, wystąpił w obronie prawa do sprawowania władzy przez synów zmarłego Anaksilasa i przeciwko Mykythosowi, który ponoć dążył do przejęcia pełni władzy. W 470 r. p.n.e. obalił on Mykythosa i skazał na wygnanie, ale nie wszystko poszło po jego myśli, gdyż okazało się że synowie Anaksilasa bardzo przywiązali się do Mykythosa i mało że nie zamierzali odbierać mu regencji, ale wręcz poprosili go aby wrócił i ponownie objął władzę. Ten jednak urażony wygnaniem, odmówił powrotu i resztę życia spędził w Tegei w Grecji otoczony powszechnym szacunkiem i poważaniem. Dzięki temu pełną opiekę nad synami Anaksilasa i kontrolę nad Cieśniną Messeńską przejął Hieron. Sam też umieścił swego syna Dejnomedesa w Naksos/Etnie (470 r. p.n.e.), powierzając nad nim opiekę ojcu Demarete - Chromiosowi. Objęcie władzy w Etnie przez Dejnomedesa miało być wielkim świętem i tak też zostało przedstawione, Hieron nie szczędził pieniędzy aby uświetlić tę uroczystość. Pindar skomponował wówczas swą "I odę pytyjską" a Ajschylos wystawił tragedię "Kobiety z Etny" (niestety zaginiona), a Hieron sprowadzał na dwór swego syna jeszcze wielu innych poetów i twórców jak Simonidesa, Bakchylidesa,  Epicharmosa czy Formosa. Wszystko bowiem miało uświetnić dynastię Dejnomenidów i sprawić, aby uznano ten ród za prawdziwie królewski.




Wszystko układało się doprawdy znakomicie, gdyż Hieron w ciągu zaledwie dekady po objęciu władzy w Syrakuzach zdołał realnie podporządkować sobie całą Sycylię a jego wpływy sięgały nawet po miasto Kyme w środkowej Italii. Umieścił swego syna u władzy dwóch miast Etny i Katany, jednocześnie dając do zrozumienia że widzi go jako swego następcę. I rzeczywiście problem następcy był niezwykle istotny, gdyż Hieron już od kilku lat cierpiał na poważne schorzenia które utrudniały mu sprawne poruszanie się. Bóle, na które cierpiał, stawały się z biegiem czasu nie do zniesienia a lekarze załamywali ręce. Ostatecznie 467 r. p.n.e. Hieron po raz ostatni zamknął oczy - przebywając na dworze swego syna w Etnie. Dejnomedes był jednak za młody aby objąć po ojcu następstwo, tak więc władzę przejął teraz najmłodszy z czterech braci Dejnomenidów - Trazybulos (nie wiadomo czy w tym czasie żył jeszcze Polyzelos z Geli, prawdopodobnie nie, bo historycy o nim milczą). O ile wcześniej mieszkańcy miast nad którymi panował Hieron narzekali na szpiegów których wspierał tyran (niestety takie to już jest zjawisko, że większość władców którzy zdobywają władzę i nawet wychodzą ze szlachetnych pobudek, potem wcześniej czy później sami zamieniają się we własne przeciwieństwa, a to wszystko po to, żeby zachować, utrzymać i przekazać dalej swą władzę członkom swej rodziny lub stronnikom, a tak naprawdę to chodzi przecież tylko i wyłącznie o zapewnienie sobie zarówno bogactwa i wygodnego życia, jak i wpływu na innych ludzi - bo władza jest nieprawdopodobnie silnym narkotykiem który uzależnia i trudno mu się przeciwstawić), to teraz pod rządami najmłodszego z Dejnomenidów życie Greków z Sycylii stało się prawdziwym koszmarem.





CDN.

środa, 15 lutego 2023

POLSKA IDEA IMPERIALNA - Cz. I

CZYLI BROSZURA WYDANA W 1938 ROKU 

POD EGIDĄ "POLITYKI"





Jej autorami byli Adolf Maria Bocheński -pisarz i publicysta,jeden z najświetniejszych umysłów Międzywojnia (opracował zagadnienia polityki zagranicznej), Aleksander Bocheński, Stanisław Skwarczyński i Kazimierz Studentowicz. Broszura pod nazwą "Polska idea imperialna", wydana we wrześniu 1938 r., Obejmowała szereg zagadnień związanych z polityką międzynarodową, polityką rolną, kwestią mniejszości narodowych oraz kwestiami związanymi z wyborem najlepszego ustroju politycznego dla Polski. Szczególnie ciekawe są też zagadnienia Adolfa Bocheńskiego, odnośnie polityki jaką powinna uprawiać Polska w stosunku do Berlina i Moskwy. Tytuł owej broszury nawiązuje do koncepcji mocarstwowych, do których dążyły elity tamtej Polski, a to oznacza że będzie również odniesienie do kolonii jakie Polska w tamtym czasie chciała zdobyć w (Afryce lub Ameryce Południowej). Oczywiście koncepcja Polski mocarstwowej była tematem dość złożonym i opierała się na kilku filarach. Jednym z nich była wizja federacyjna Józefa Piłsudskiego z lat 1919-1920 która upadła wraz z podpisaniem pokoju z Sowietami w Rydze w marcu 1921 r. Drugim filarem była koncepcja Międzymorza, czyli związku państw Europy Środkowej zjednoczonych pod polskim przewodem (jednak na zasadzie Primus inter pares) w celu wspierania wspólnych interesów tej części Europy. Trzecim filarem była właśnie koncepcja kolonialna, czyli dążenie do zdobycia przez Polskę kolonii zamorskich i rozpoczęcia polskiej emigracji na te nowe ziemie.




Czwartym filarem była koncepcja uczynienia z Wojska Polskiego realnego filaru bezpieczeństwa dla całego regionu (budżet przeznaczony wówczas na Armię dochodził do 30% wydatków, w dzisiejszych czasach rzecz wprost nie do pomyślenia gdy większość państw NATO nie jest w stanie wydać dwóch procent swego budżetu na własne armie), a poza tym pozycja żołnierza i oficera w polskim społeczeństwie była wówczas bardzo wysoka i bardzo ceniona, a wojsko było chlubą całego narodu, było emanacją nie tylko siły państwa ale również przetrwania narodu (również silny szacunek do wojska był wówczas wyznawany w Niemczech, gdzie odrodzenie Wehrmachtu było uważane za zbawienne dla niemieckiego narodu, ale w przeciwieństwie do Polaków Niemcy po utracie armii na polach bitew byli w zasadzie skazani na łup zwycięzców natomiast my poza armią mieliśmy również doświadczenia powstańcze, czego przykładem był fakt że z chwilą ustania walk w październiku 39 roku natychmiast zaczęły się tworzyć podwaliny armii podziemnej). Piątym filarem była koncepcja Prometeizmu i roli Polski jako swoistego Heraklesa, który doprowadzi narody żyjące pod rosyjskim i sowieckim jarzmem (Ukraina, Białoruś, narody Kaukazu, Kazachstan) z powrotem do wolności. Do tego dochodziły jeszcze kwestie związane z bezpieczeństwem europejskim w oparciu o ligę Narodów (mało popularne), oraz koncepcje bezpieczeństwa tworzone przez obóz narodowy (Narodową Demokrację). 


A jak to wyglądało w broszurze z 1938 r.? Oto odpowiedź:






POLSKA IDEA IMPERIALNA

(1938)







I
ZAŁOŻENIA IDEOWE


W dążeniu do możliwie pełnego zaspokojenia swych potrzeb duchowych i fizycznych, łączy się człowiek w organizacje polityczne, gospodarcze i religijno-kulturalne. Nie ma jednak organizacji bez hierarchii i związanej z nią zależności jednych osób od drugich. Rozluźnianie więzów hierarchicznych jest związane z upadkiem organizacji i utratą związanych z nią korzyści. Nie może istnieć państwo bez silnego rządu, kościół bez dogmatów, przedsiębiorstwo bez indywidualnej inicjatywy i odpowiedzialności. Źródłem rozluźnienia organizacyjnego może być jednakże nie tylko niechęć jednostek do poddania się koniecznym rygorom organizacyjnym, ale również nadużycia władzy.

Nie może istnieć państwo bez silnego rządu. Jednym z zasadniczych celów państwa jest zapewnienie społeczeństwu bezpieczeństwa przed gwałtem fizycznym zarówno na zewnątrz, jaki w stosunkach wewnętrznych. Jednostka rezygnuje z cząstki swej wolności żeby tą drogą uzyskać w rezultacie jeszcze większą wolność. Cel zostaje jednak w samym zarodku zniweczony, gdy jednostki sprawujące władzę polityczną, zaczynają jej nadużywać, ograniczając wolność jednostek ponad istotne potrzeby państwa, a nawet wbrew oczywistym tego państwa interesom. Dlatego też równolegle z utworzeniem silnej hierarchii rządowej, muszą istnieć dostateczne gwarancje chroniące wolność jednostki przed niczym nieuzasadnionymi ograniczeniami ze strony tego rządu.

Główną podstawą wzrostu bogactwa społecznego jest podział pracy oraz gromadzenie przez jednostki cieszące się specjalnymi uzdolnieniami większych kapitałów umożliwiających im zakładanie i prowadzenie przedsiębiorstw. Poddanie się jednak rygorom systemu kapitalistycznego ma sens, jak długo przedsiębiorca zużywa rosnące w jego rękach zyski nie na cele luksusowej konsumpcji, lecz na wciąż nowe inwestycje produkujące artykuły pierwszej potrzeby dla szerokich mas ludności i zapewniające tym masom odpowiednie źródło zatrudnienia. Tą drogą dokonuje przedsiębiorca ponownej, społecznie sprawiedliwej repartycji nierównomiernie narastających zysków. System indywidualnej przedsiębiorczości traci jednak sens, gdy przedsiębiorca traktuje swój kapitał nie jako złożony w jego ręce depozyt społeczny, leczy jako swą wyłączną własność, z którą ma prawo postępować w sposób zupełnie dowolny. Dlatego też równolegle z władzą gospodarczą przedsiębiorców muszą istnieć gwarancje chroniące społeczeństwo przed nadużyciem tej władzy.

 
POCZĄTEK lat 90-tych XX wieku
DZIKI KAPITALIZM W POLSCE



Bez silnego rządu nie można sobie wyobrazić sprężystej i zdolnej do trwania organizacji politycznej. Bez indywidualnej inicjatywy i odpowiedzialności nie ma mowy o sprawnej organizacji gospodarczej. Zupełnie inaczej przedstawia się jednak sprawa z gwarancjami, mającymi na celu ochronę jednostki przed nadużyciami władzy politycznej i gospodarczej. System tych gwarancji jest zmienny w zależności od miejsca, czasu oraz tradycji narodowych. Jak sobie ten system wyobrażamy w konkretnych warunkach życia polskiego, nad tym będziemy się zastanawiali w dalszych rozdziałach. W tej chwili pragniemy tylko zwrócić uwagę na okoliczność o decydującym znaczeniu, a mianowicie, że jakikolwiek system gwarancji byśmy sobie wyobrazili, to nie będzie on funkcjonował i w końcu zwyrodnieje, jeżeli nie będzie przepojony światopoglądem zdolnym do utrzymania tego systemu w położeniu równowagi.

Najbardziej istotną cechą dzielącą różnego rodzaju światopoglądy jest ich stosunek do władzy posiadanej przez człowieka nad swym otoczeniem. Cóż pomogą jakiekolwiek gwarancje praw obywatelskich w społeczeństwie przepojonym światopoglądem bizantyjskim, a zatem światopoglądem nie usiłującym w ogóle przeciwstawić się nadużyciem władzy, lecz wpajającym od setek lat zasadę uległego poddania się wszelkim tej władzy kaprysom. W jakiej mierze mogą usunąć wyzysk społeczny ograniczenia inicjatywy gospodarczej jednostek w społeczeństwie przepojonym światopoglądem, który tak czy owak spycha zaspokajanie potrzeb jednostek na szary koniec swych zainteresowań. Martwymi są wszelkie gwarancje przeciwko nadużyciom władzy, za którymi nie stoi idea gwarancje te ożywiająca; idea wytryskująca z tradycji i kultury narodu; idea działająca nie przymusem fizycznym lub materialnym, lecz sprawująca straż nad duszą każdego człowieka i zmuszająca go do odpowiedniego postępowania.

W nicości wszelkich gwarancji przeciwko  nadużyciom siły politycznej i gospodarczej, gwarancji nie popartych wielką ideą moralną, wyraża się prymat ducha nad materią. Dlatego też najwyższą ze wszystkich form władzy jest władza moralna. Panowanie określonych idei moralnych decyduje w ostatnim rzędzie o sposobie sprawowania władzy politycznej i gospodarczej jednych ludzi nad drugimi. Stąd najgroźniejszym objawem, jaki może wystąpić w społeczeństwie, jest wypaczenie tych idei moralnych, od których zawisło funkcjonowanie całokształtu ustroju społecznego. Ideami tymi są poglądy na cele życiowe jednostki oraz narodu, do którego jednostka ta należy.

Istnieją jednostki i obozy myślące i działające w Polsce tak, jakbyś się Ona dopiero wczoraj narodziła, nie bacząc, że posiadamy przecież za sobą tysiącletnią kulturę narodową i że kultura ta jest na wskroś katolicką. Nie wynika stąd, ażeby na kulturze tej nie tworzyły się obce naleciałości, od których należy ją czyścić, jak również ażeby nie podlegała ona schorzeniom, głębokim nawet i bardzo niebezpiecznym. Oznacza jednak, że pragnąc odrodzić polski ruch narodowy nie trzeba tworzyć niczego na nowo, lecz tylko sięgnąć do jego czystych form, zupełnie jasno naszymi dziejami określonych.

Katolickość naszej kultury narodowej decyduje o jej zachodnim charakterze odwracając nas zdecydowanie od kultury Wschodu. W stwierdzeniu, że nasza kultura narodowa jest na wskroś katolicką tkwi jednocześnie całkowita odpowiedź na pytanie światopoglądowe. Szczere stanięcie na gruncie katolicko-narodowym nie pozostawia miejsca na dalsze dyskusje co do przeciwstawności czy też zgodności celów ludzkich interesów jednostki i społeczeństwa, narodu i państwa, czy też w końcu państwa i ludzkości.

Nauka katolicka i tym samym katolicki ruch narodowy stawia bezkompromisowo rozwój osobowości ludzkiej na czele wszelkich celów ludzkich. Nauka katolicka określa równocześnie najwyższe prawo jednostki do rozwoju swej osobowości w sposób harmonizujący to prawo z celami wszelkiego rodzaju zbiorowości ludzkich, obojętnie czy to będzie rodzina, naród, państwo czy też w końcu ludzkość cała. Katolicki światopogląd rozwiązuje wszelkie sprzeczności uznając w człowieku istotę nieśmiertelną, stworzoną na obraz i podobieństwo Boga, której celem jest stałe dążenie do doskonałości. Budzi on w człowieku sumienie i zmusza do unikania wszystkiego co by to sumienie gwałciło. Tępi wyrachowany egoizm będący płodem ograniczonego rozumu ludzkiego; hartuje wolę w walce z własnymi ułomnościami; tworzy jednym słowem najdoskonalszy z punktu widzenia społecznego typ człowieka, człowieka, który sprawując jakąkolwiek władzę, posiada wewnętrzne hamulce przeciwko jej nadużywaniu; podlegając zaś władzy nie ścierpi obojętnie jej nadużyć, albowiem rodzą one w nim bunt moralny, pobudzający do oporu przeciwko tym nadużyciom; w oporze tym dodaje mu w końcu niespożyte zasoby odwagi i energii działania, wskazując zwalczanie wszelkiego zła jako najwyższy cel życiowy i najprostszą drogę do doskonałości.

Katolicki światopogląd wyłącza sprzeczność celów jednostki i społeczeństwa, ponieważ nakazuje w każdej kolizji stawiać wyżej cele społeczne, poczynając od rodziny a na ludzkości skończywszy. Podobnie jak stawia on rozwój osobowości ludzkiej jako cel najwyższy, tak samo uznaje on prawo każdego narodu do własnego życia państwowego względnie nakazuje narodowi w państwie panującemu szanować obce mu mniejszości. Katolicki światopogląd sprzeczny jest tym samym nie tylko z wszelkim egoizmem prywatnym, ale i z egoizmem narodowym, i przyznając narodowi prawo do własnego państwa, nie uznaje rozszerzenia własnej państwowości kosztem obcych narodów. Przeciwnie, pojmuje własną państwowość jako narzędzie narodowe w podnoszeniu nie tylko bytu własnego, ale i bytu całej ludzkości.




W tym położeniu geograficznym co Polska, może istnieć tylko naród wielki, mocarstwowy, o własnej odrębnej kulturze, promieniującej potężnie na zewnątrz i zdolnej do stworzenia wału ochronnego przeciwko naporowi idącemu równocześnie ze Wschodu i z Zachodu. Dzieje wskazują, że Polska tego rodzaju odrębną kulturę stworzyć potrafiła. Odrębność i atrakcyjność polskiej kultury narodowej polegała właśnie na urzeczywistnianiu nie tylko w prywatnym życiu jednostek, lecz i w działaniu politycznym państwa ideałów chrześcijańskich. Pod tym względem wyprzedziła Polska cały Zachód Europy. Nie ogniem i żelazem, ale tolerancję religijną i narodową budowała Polska swą potęgę na Wschodzie Europy, sięgając od Bałtyku po Morze Czarne. Zupełnie inaczej wyglądałyby dzieje tej części świata, gdyby niestety polska kultura narodowa nie zaczęła ulegać degeneracji, która w końcu doprowadziła państwo do zguby.


CDN