Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 31 marca 2016

DO KOGO NALEŻY PLANETA I KTO JEST PRAWDZIWYM ZIEMIANINEM? - Cz. II

ROZMOWA Z REPTILIANKĄ





ZAPIS ROZMOWY OLEGO K. 

z REPTILIAŃSKĄ KOBIETĄ

16 Grudnia 1999 r.



PYTANIE - 1

Przede wszystkim, kim jesteś i czym jesteś? Czy jesteś pozaziemskim gatunkiem, a może twoje pochodzenie jest z tej planety?


ODPOWIEDŹ - 1

Jak możesz zobaczyć na własne oczy, nie jestem człowiekiem tak jak ty i szczerze mówiąc nie jestem nawet ssakiem (pomimo że posiadam część ssaczych cech organizmu, które są wynikiem ewolucji). Jestem żeńską istotą gadzią, należę do bardzo starej gadziej rasy. Jesteśmy rdzennymi Ziemianami i żyjemy na tej planecie od milionów lat. Wspominano już o nas w waszych pismach religijnych, takich jak chrześcijańska Biblia, a wiele innych starożytnych ludzkich plemion było świadome naszej obecności i czcili nas niczym bogów, na przykład Egipcjanie, Inkowie i wiele innych plemion. Twoja chrześcijańska religia, mylnie informuje o naszej roli w waszym stworzeniu, i przedstawia nas w swych pismach, jako "szatańskiego węża". To błąd. 

Twoja rasa została genetycznie zmodyfikowana, ale przez "Obcych", a my byliśmy jedynie mniej lub bardziej pasywnymi obserwatorami tego przyspieszonego procesu waszej ewolucji. Musisz wiedzieć (niektórzy z waszych naukowców już mają tę wiedzę), że całkowicie niemożliwe jest, aby gatunki wyewoluowały w sposób naturalny w ciągu zaledwie 2-3 milionów lat. To jest absolutnie niemożliwe, ponieważ naturalna ewolucja to jest znacznie wolniejszy proces, chyba rozumiesz o czym mówię? Wasza ewolucja była nienaturalna i przeprowadzona dzięki inżynierii genetycznej, ale to nie my tego dokonaliśmy, tylko "Obcy". Jeśli więc spytasz mnie czy jestem pozaziemskiego pochodzenia, muszę odpowiedzieć - nie, jesteśmy rdzennymi Ziemianami. Mieliśmy co prawda i mamy do tej pory, kilka kolonii w Układzie Słonecznym, ale pochodzimy z tej planety. To tak naprawdę jest nasza planeta, a nie wasza - ona nigdy nie była wasza!


PYTANIE - 2

Czy możesz mi powiedzieć jak masz na imię?


ODPOWIEDŹ - 2

To trudne, ponieważ ludzki język nie jest w stanie wymówić poprawnie naszych imion. Nasz język bardzo się różni od Twojego, ale będę się starała wypowiedzieć ci moje imię, ale musisz wiedzieć że nieprawidłowe wymawianie naszych imion, jest uważane przez wielu z przedstawicieli mojej rasy, za wielką obrazę. Tak więc korzystając z łagodniejszych dźwięków, dostępnych w ludzkiej mowie, imię moje brzmi: "Sssshiaassshakkkasskkhhhshhh", z silnym podkreśleniem "sh" i "k".

Nie mamy imion, tak jak wy, a tylko jedną, unikalną dla każdego z nas nazwę, która jest z nami związana i charakterystyczna tylko dla nas. Nasze dzieci nie posiadają tych imion (mają swoje własne, dziecięce imiona), gdyż nadawane są one dopiero po osiągnięciu odpowiedniego wieku, w którym to otrzymujemy religijne lub naukowe oświecenie, zwane także świadomością. Byłabym jednak wdzięczna, gdybyś nie wypowiadał mojego prawdziwego nazwiska swoim ludzkim językiem. Mów do mnie po prostu "Lacerta", tę nazwę zazwyczaj używam, kiedy jestem wśród ludzi i z nimi rozmawiam.


PYTANIE - 3

Ile masz lat?


ODPOWIEDŹ - 3

Mierzymy czas inaczej niż wy, w latach astronomicznych, oraz w obrotach Ziemi wokół Słońca, bo zazwyczaj mieszkamy pod powierzchnią planety. Nasz czas mierzymy w zależności od okresowo powstających cykli w polu magnetycznym Ziemi, i zgodnie z nimi mam dziś - pozwól mi obliczyć - 57 653 cykle życia. Dorosłość zaś osiągnęłam 16 337 cykli temu (jest to dla nas bardzo ważne wydarzenie). A według waszej, ludzkiej rachuby czasu, obecnie mam jakieś 28 lat. 


PYTANIE - 4

Czym się zajmujesz? Czy masz pracę, tak jak my?


ODPOWIEDŹ - 4

Jestem, jakby to powiedzieć - studentem, studiuję osobliwe zachowania społeczne waszego gatunku. To właśnie dlatego jestem tutaj i rozmawiam z tobą, to dlatego ujawniłam swą prawdziwą naturę E.F. a teraz tobie i dlatego pozwalam wam usłyszeć te wszystkie tajne informacje i dlatego też odpowiadam na twoje pytania. Obserwuję cię, patrzę jak się zachowujesz, jak reagujesz. Jest bowiem wielu kłamców na tej planecie, którzy twierdzą że znają prawdę o nas, o UFO, o Obcych i tak dalej, a niektórzy z was wierzą w ich kłamstwa. Jestem ciekawa, obserwując jak reagujecie jako gatunek, na prawdę o której wam opowiadam. Jestem pewna, że i tak przedstawiciele twojego gatunku, nie uwierzą w to co mówię, choć mam też nadzieję że się mylę, bo potrzeba wam zrozumienia, jeśli chcecie przetrwać nadchodzące lata. 


PYTANIE - 5

Czytałem twoje oświadczenie (które dałaś E.F.) na ten temat, ale możesz dać mi krótką odpowiedź: czym są obiekty latające UFO, czy należą do Obcych, czy do waszego gatunku?


ODPOWIEDŹ - 5

Niektóre z zaobserwowanych UFO - jak je nazywacie, należą do nas, ale większość nie. Większość "tajemniczych" obiektów latających na niebie, to nie są urządzenia techniczne, ale przede wszystkim błędna interpretacja zjawisk natury, dokonana przez waszych naukowców (tak jak spontanicznie powstające flary plazmatyczne w wysokiej atmosferze). Niemniej jednak, niektóre UFO są prawdziwe i należą one do nas, do innych, obcych gatunków, oraz ... do was (do waszego wojska). Do nas jednak należy mniejszość z tych zaobserwowanych obiektów, ponieważ jesteśmy na ogół bardziej ostrożni w naszych ruchach w atmosferze i mamy też specjalne sposoby, aby ukryć nasze statki. 

Jeśli czytałeś raporty, o zaobserwowaniu metalicznego, jasnoszarego, cylindrycznego obiektu w kształcie cygara, o długości od 20 do 260 waszych metrów, i jeśli ten obiekt powodował bardzo głośny szum, oraz jeśli było 5 jasnoczerwonych świateł na powierzchni "cygara" (jeden na przodzie, jeden na górze, jeden na środku i dwa na końcu), to jest wielce prawdopodobne, że któryś z was dostrzegł jeden z naszych statków, a to oznacza, że albo statek miał jakąś usterkę, albo też któryś z naszych nie był dostatecznie ostrożny. Posiadamy też bardzo małą flotę w kształcie tarczy, ale UFO o tym kształcie, należą raczej do obcych gatunków. Natomiast trójkątne UFO, należy do waszego wojska, choć przy ich budowie korzystaliście z technologii "Obcych". Jeśli naprawdę chciałbyś dojrzeć którąś z naszych jednostek, to obserwuj niebo nad Arktyką, Antarktydą i Azją Środkową (szczególnie w rejonach górskich).


PYTANIE - 6

Czy posiadasz specjalny symbol, lub coś podobnego, z czym identyfikuje się twój gatunek?


ODPOWIEDŹ - 6

Mamy dwa główne symbole reprezentujące nasz gatunek. Jeden z nich (starszy), to niebieski wąż z czterema białymi skrzydłami na czarnym tle (kolory mają dla nas znaczenie religijne). Ten symbol używany był niegdyś przez niektórych przedstawicieli mojego gatunku - ale bardzo rzadko - wy ludzie, przedstawiacie go często w swoich starych pismach. Drugim symbolem jest "Smok"  kształcie koła z siedmioma białymi gwiazdami w środku. Symbol ten jest dziś znacznie bardziej powszechny. Jeśli zauważysz jeden z tych symboli na cylindrycznym "cygarze", albo na jakiejś podziemnej instalacji, to wiedz że to miejsce na pewno należy do nas, i radzę ci ... uciekaj stamtąd jak najszybciej.


W tym momencie na razie przerwę ten rozkręcający się wywiad (kolejne pytania Olego będą przynosiły coraz ciekawsze odpowiedzi Reptilianki, szczególnie te, dotyczące ich i naszej historii na Ziemi, choć z góry zaznaczam, że takie informacje należałoby traktować bardziej z przymrużeniem oka, bowiem Reptilianka (co będzie szczególnie widoczne w kolejnych częściach wywiadu), nie pała do nas zbytnią sympatia, chociaż deklaruje że nie jest naszym wrogiem. Ciekawe są też jej przestrogi, w których informuje, że w przypadku "odnalezienia" wejścia do jednego z podziemnych korytarzy, należy czym prędzej stamtąd uciekać. W trakcie kolejnych pytań, okaże się, że nie wszystkie podziemne "schrony" (jeśli można je tak nazwać), należą do Reptilian. Część jest w posiadaniu ... innych, co ciekawe znacznie bardziej wrogich nam gatunków, które obrały sobie Ziemię, jako swą bazę obserwacyjną. 

Ale jest coś, co mnie przekonało (przynajmniej częściowo), do tego, co opowiada reptiliańska pani. Mianowicie chodzi o rasę "obcych", znaną jako Insektoidy (niedawno opisałem trzy istniejące - lub tylko trzy główne - bo nie zostało to wyjaśnione w channelingach, rasy insektoidalne w naszym Wszechświecie). Okazuje się, że istoty zwane: "Modliszkowcami", nie tylko zachowują przyjazną neutralność do nas, jako Ludzkości, ale wręcz ... działają w sposób uspokajający i pomagają osobom, które poddawane są badaniom przez tzw.: UFO (głównie chodzi tutaj zapewne o Szaraków, lub Ebenów, ewentualnie innych Gadoidów, nie pochodzących z Ziemi). Modliszkowcy wywołują w człowieku początkowo strach, gdyż ich ciało (jako Insektoidów), jest dość odpychające, a poza tym, ludzie przyzwyczaili się utożsamiać prymitywne ziemskie modliszki (które np. pożerają własnych samców), z Modliszkowcami. A jest to ponoć gatunek niezwykle inteligentnych i przyjaznych ludziom istot.


 Co zaś się tyczy oznakowań i symboli, używanych przez Reptilian, to pisałem o tym trochę: tutaj 

Co do reszty informacji, które w kolejnych częściach wywiadu, zaprezentuje nam reptiliańska pani (szczególnie tych, dotyczących historii jej i naszego gatunku), postaram się je wyjaśnić, właśnie w oparciu o wiedzę, jaką posiadam z channelingów       






CDN.

środa, 30 marca 2016

HENRYK VIII I JEGO (CZTERY OSTATNIE) ŻONY - Cz. IX

POCZĄWSZY OD EGZEKUCJI 

ANNY BOLEYN


Postanowiłem powrócić do tematu Tudorów, a konkretnie Henryka VIII i jego czasów. Tym razem jednak zamierzam zaprezentować losy ostatnich czterech żony Henryka VIII (Jane Seymour, Anny Kliwijskiej, Katarzyny Howard i Katarzyny Parr). Temat ten rozpocząłem już pod innym tytułem, gdzie opisałem panowanie Henryka VIII, od jego wstąpienia na tron i małżeństwa z Katarzyną Aragońską, poprzez miłość do Anny Boleyn, zmagania związane z rozwodem i uzyskaniem papieskiej zgody na poślubienie Anny, poprzez jej wyniesienie, koronację i małżeństwo z Henrykiem, aż do upadku Anny, który (należy to przyznać), spowodował w dużej mierze, dość beztroski i swobodny charakter samej Anny. W tym temacie zaprezentuję więc dalsze losy króla Henryka, od chwili egzekucji Anny Boleyn i małżeństwa z Jane Seymour


KATARZYNA HOWARD

Cz. II


 



30 czerwca 1541 r. z Londynu wyruszył wspaniały królewski orszak, który miał ponownie "odzyskać" serca mieszkańców północy dla Korony angielskiej. Nim jednak do niego doszło, z końcem maja stracona została matka kardynała Reginalda Pole'a - Małgorzata Pole - lady Salisbury. Małgorzata została aresztowana jeszcze w listopadzie 1538 r. (o czym wcześniej pisałem) i oskarżona o spiskowanie z synem przeciw królowi Anglii, w celu jego obalenia. Przesiedziała w twierdzy Tower, aż dwa i pół roku. Lady Salisbury przez cały ten czas nie przyznawała się do winy, twierdziła że oskarżenia są nieprawdziwe, a ona pozostała wierną i lojalną poddaną Najjaśniejszego Pana. Wreszcie z końcem maja 1541 r. król postanowił skazać ją na śmierć.

Dnia 27 maja 1541 r. rano, poinformowano Małgorzatę Pole, że zginie jeszcze tego samego dnia po południu. Ponoć lady Salisbury wpadła w rozpacz, zaczęła płakać i krzyczeć, a gdy przyszło jej wyjść z celi zapierała się rękoma i nogami, aż kilku strażników musiało ją na siłę wyciągać. Był to zapewne bardzo żałosny i jednocześnie przykry widok. Wyciągnięto ją na wzgórze Tower, a tam nadal dochodziło do jej żałosnych prób wyrwania się od mocno trzymających ją strażników, a tym samym wyrwania się z objęć śmierci. Widok ten, był dla niej bez wątpienia upokarzający, tym bardziej że na dziedzińcu zgromadził się spory tłum gapiów, a ona pochodziła ze szlachetnego, można rzec królewskiego rodu i takie zachowanie jej nie przystało. Gdy stanęła obok kata, odmówiła położenia głowy na bloku i ci sami strażnicy, którzy ją wyciągnęli z celi, zmusili ją siłą by położyła głowę pod katowski topór. Jednak Małgorzata wciąż się wyrywała i wtedy spadł pierwszy cios. A ponieważ kobieta próbowała wyrwać się trzymającym ją mężczyznom, kat uderzył nie tam gdzie trzeba, rozcinając Małgorzacie ramię. Na tym się jednak nie skończyło, kat w sumie uderzał aż ... jedenaście razy nim spadła głowa lady Małgorzaty Pole. Zginęła w wieku prawie 68 lat i została pochowana w kaplicy św. Piotra w Okowach (tym samym w którym spoczęło ciało Anny Boleyn).

Po śmierci Małgorzaty rozpaczała także (prócz oczywiście jej najbliższej rodziny z kardynałem Pole'm na czele), lady Maria, najstarsza córka Henryka VIII, choć czyniła to potajemnie. Lady Salisbury była bowiem jej opiekunką i to ona zajmowała się Marią, w czasie gdy ta została odebrana Matce i oficjalnie obdarzona własnym dworem oraz służbą, a potem sama służyć musiała na dworze swej maleńkiej siostry Elżbiety. Maria jednak zdawała sobie sprawę że nie może zdradzić się ze swą rozpaczą przed ojcem. Nie mogła bowiem opłakiwać zdrajczyni, za którą król uważał Małgorzatę. Zresztą rozpacz księżniczki też nie trwał długo, uczestniczyła ona bowiem (wraz z królem i jego małżonką Katarzyną Howard, której Maria prywatnie nie znosiła), w owej podróży do północnych hrabstw, która to rozpoczęła się właśnie 30 czerwca 1541 r. (cztery lata po stłumieniu Pielgrzymki Łaski).

Królewski orszak odwiedzał poszczególne miasta, w których to zatrzymywał się dwór królewski. Najpierw Lincoln (stolica Lincolnshire), potem twierdza Pontefract (z której powstańcy próbowali wyruszyć na południe), i wreszcie (York, stolica Yorkshire, oraz miejsce egzekucji Roberta Aske'a). Ekspedycja zakończyła się sukcesem, mieszkańcy północy na trasie przejazdu, wznosili okrzyki pozdrawiające króla i jego młodą małżonkę. Nie było żadnych śladów niezadowolenia czy wspomnień po niedawnych jeszcze mordach "pielgrzymów". Król był zadowolony z podróży, zadowolona była także królowa (nie wiadomo czy bardziej nie radowała się z tego, że owa podróż dobiegła wreszcie końca i może ona ponownie rzucić się w ramiona Tomasza Culpepera). Jednak to  właśnie wówczas królowa
Katarzyna popełniła błąd, za który spotkać ją miała sroga kara.


KATARZYNA HOWARD 



26 października 1541 r. para królewska, wraz ze swym dworem powróciła do Londynu po udanej północnej "eskapadzie". Nim jednak to się wydarzyło, nim doszło do całej ekspedycji, jeszcze z początkiem 1541 r. do młodej królowej Katarzyny, przybyła jej dawna przyjaciółka, z czasów gdy obie przebywały pod opieką lady Agnes Tilney - Maria Hall. Maria, która była siostrą Jana Lassells'a (był on jednym z pomocników Tomasza Cromwella w kwestii wprowadzania reformy religijnej w Anglii), nie należała (zresztą jak wszyscy podopieczni lady Tilney), do osób majętnych. Dlatego też, gdy tylko usłyszała że jej dawna koleżanka została teraz królową Anglii, postanowiła również zyskać coś dla siebie. Zapewne widok Marii nie uradował Katarzyny Howard, lecz nie mogła odmówić jej prośbom i uczyniła Marię jedną ze swych dwórek, zakazała jej jednak wspominać dawną przeszłość.

Maria Hall, nie była jedyną osobą która postanowiła wykorzystać znajomość z Katarzyną, dla poprawienia swego statusu społecznego i finansowego. Kolejną osobą, która również w jakiś czas po Marii, odwiedziła królową, był jej dawny znajomy, prawie narzeczony - Franciszek Dereham, któremu przed jego wyjazdem do Irlandii, przysięgała wierność "po grób". Teraz przybył on na dwór by się z nią zobaczyć, oraz by "załatwiła" mu jakąś funkcję wśród jej orszaku. Katarzyna wiedziała że Franciszek wie o niej dużo, zna bardzo intymne szczegóły ich wzajemnych relacji - dlatego też by go uciszyć, obdarzyła go stanowiskiem jej osobistego sekretarza w pałacu Hampton Court. Dereham jednak, zupełnie inaczej niż Maria Hall (która gdy tylko została dwórką Katarzyny, czyniła wszystko by wiedza o ich dawnych miłosnych wybrykach z mężczyznami, nigdy nie wyszła na jaw, nie chciała bowiem utracić tego co już uzyskała), nie zamierzał dbać o dyskrecję czy pozory.

Dereham zwracał się publicznie do królowej Katarzyny per "ty", co wywoływało konsternację dworzan, a sama Katarzyna udawała że tego nie słyszy. Pozwalała mu na coraz więcej, co tylko go rozzuchwalało. Wreszcie jeden z członków dworu królewskiego, odpowiedzialny za etykietę, zwrócił się do Derehama ze stwierdzeniem że kategorycznie nie może tak zwracać się do królowej Anglii, zagroził również że jeśli nie przestanie on zwracać się do królowej w ten sposób, to wówczas będzie zmuszony poinformować o całej sprawie samego króla. Wówczas Franciszek Dereham wykrzyczał w jego stronę: "Wiedz że twoja królowa była na każde me skinienie i miałem ją zawsze gdy tego zapragnąłem". Te słowa wywołały prawdziwe zgorszenie i były prawdziwym powodem upadku Katarzyny Howard, choć nie stało się to z dnia na dzień, jak w przypadku Anny Boleyn.

Prawdziwą burzę i reakcję łańcuchową wywołała jednak właśnie Maria Hall, która publicznie dbała o dochowanie tajemnicy, lecz popełniła mały błąd - powiedziała o "swobodnych relacjach" jakie ona i Katarzyna wiodły w domu lady Tilney, swemu bratu - Janowi Lassells, a ten o całej sprawie poinformował arcybiskupa Canterbury - Tomasza Cranmera (było to pod koniec października 1541 r.). Ponoć Cranmer był w szoku gdy o tym usłyszał, zastanawiał się też, jak o tym poinformować króla. Wreszcie 1 listopada, napisał anonimowy list do króla i pozostawił go w królewskiej kaplicy. W owym liście zawarł wszystkie informacje na temat seksualnych przygód królowej Katarzyny z Henrykiem Manoxem, oraz z właśnie z Franciszkiem Derehamem.

I tutaj mamy bardzo ciekawą sytuację, bowiem Henryk VIII nie uwierzył w oskarżenia i natychmiast powołał specjalny sąd który miał zbadać owe "pomówienia" i czym prędzej oczyścić królową z zarzutów. Właśnie - oczyścić z zarzutów, zupełnie inne miał więc ten sąd prerogatywy, niż ten który sądził Annę Boleyn. Tam bowiem sędziowie mieli po prostu zdobyć potwierdzenie zdrady królowej, tu mieli ją oczyścić z ciążących nad nią zarzutów. Było to prawdziwe pomieszanie z poplątaniem, bowiem w pierwszym przypadku szukano winy na siłę, choć dowody nie istniały lub były naciągane, zaś teraz starano się podważyć oskarżenia, a te wciąż wychodziły na światło dzienne ze zdwojoną siłą.




Kolejne dni, miast szybkiego oczyszczenia królowej z zarzutów, przynosiły jedynie ich potwierdzenie. Dereham i Mannox zostali aresztowani jako pierwsi i przesłuchani w Tower. Franciszek Dereham przyznał się (po ciężkich torturach, m.in. wyrwano mu wszystkie paznokcie), do utrzymywania z królową "stosunków cielesnych", choć zaprzeczył, by czynił tak również wtedy gdy został mianowany jej osobistym sekretarzem. Powiedział wprost: "Nie spałem z królową, ubiegł mnie Culpeper". Mannox zaś, mimo tortur zaprzeczył że między nim a Katarzyną dochodziło do stosunków seksualnych i przyznał się jedynie do dotykania jej piersi, ud i pupy. Zeznania Derehama i Mannoxa dotarły do króla 4 listopada 1541 r. Gdy się z nimi zapoznał, ponoć wpadł w szał i zagroził że: "Teraz ta dziwka krwawo zapłaci za wszystko czym dotąd ją obdarowałem", zagroził również że zabije ją osobiście.

Tego samego dnia do komnat niczego nie podejrzewającej królowej Katarzyny (śledztwo było tajne, jak w przypadku Anny Boleyn), wtargnęli strażnicy. Ona wówczas ćwiczyła taniec ze swymi dwórkami. Katarzyna na widok żołnierzy przeraziła się, że król odkrył jej romans z Tomaszem Culpeperem i wystraszona wyrwała się strażnikom i biegła co sił w nogach by zobaczyć się z królem, który przebywał wówczas w pałacowej kaplicy. Nie dotarła jednak do Henryka, lecz zauważyła go z daleka, nim schwycili ją strażnicy. Zaczęła wówczas błagać króla o posłuchanie, chciała się wytłumaczyć i wyjaśnić swe postępowanie, lecz Henryk nawet na nią nie spojrzał, została odprowadzona do swych komnat, gdzie przebywała pod kluczem wraz ze swymi dwórkami. Było to ostatnie spotkanie Henryka z Katarzyną, nigdy potem już się nie zobaczyli. Król teraz zapragnął zemścić się na wszystkich ewentualnych "wspólnikach" w cudzołóstwie swej niewiernej, młodej małżonki.

Tego dnia - 4 listopada 1541 r. aresztowany został Tomasz Culpeper i przewieziony do Tower. Ponoć w jego pokojach znaleziono list miłosny od Katarzyny. Aresztowana również została lady Agnes Tilney, w której to posiadłości dochodziło do intymnych spotkań Katarzyny z Mannoxem i Derehamem. Oskarżono ją o próbę zacierania dowodów winy królowej i pospiesznie przeszukano jej posiadłość, choć ona sama twierdziła że o całej sprawie nie wiedziała i że jest niewinna - mimo swych zapewnień ona także zamknięta została w Tower.

6 listopada Henryk opuścił Londyn, na czas trwania procesu. Nie chciał bowiem ulec pokusie ponownego zobaczenia Katarzyny, obawiał się, że może nie wytrwać w swym postanowieniu ukarania młodej królowej. Prawdopodobnie też planował tylko poprzestać na samym odebraniu jej tytułu, majątku i korony, oraz wygnaniu z dworu, jednak wina Katarzyny była zbyt duża by można było pozostawić ją przy życiu. 7 listopada Katarzyna została przesłuchana w swych pałacowych komnatach, przez delegację królewską, w skład której wszedł arcybiskup Canterbury Tomasz Cranmer i Tomasz Howard - książę Norfolk, wuj Katarzyny. Cranmer napisał potem w swym liście do króla: "Zastałem ją lamentującą i roztrzęsioną tak bardzo, jak jeszcze nigdy nie widziałem u żadnego stworzenia (użyte w liście słowo "stworzenie", było w tych czasach używane na określenie niewiasty, czyli kobiety). Tak iż patrząc na nią niezmierny żal i rozpacz pojawiły się w mym sercu".

Królewscy delegaci poinformowali Katarzynę (która była w bardzo złym stanie fizycznym i psychicznym, wciąż bowiem rozpaczała i prosiła o wybaczenie lub o spotkanie z królem), iż zarzuca się jej fizyczne obcowanie z Henrykiem Mannoxem i Franciszkiem Derehamem. Katarzyna uznała że król nic nie wie o jej romansie z Culpeperem i stwierdziła jedynie że do tych wcześniejszych intymnych spotkań, dochodziło sporadycznie i na długo nim poznała króla. 13 listopada jej dwór został rozwiązany, a ona sama miała odtąd zamieszkać w opactwie Syon, gdzie miała wieść skromny żywot, oraz gdzie była stale obserwowana (podobnie zresztą jak prawie dziesięć lat wcześniej królowa Katarzyna Aragońska). Jako jedyne towarzystwo, pozwolono jej zabrać ze sobą cztery dwórki. Do Syon królowa przybyła 23 listopada 1541 r.

To jednak nie załatwiło sprawy, bowiem po przesłuchaniu Culpepera (co ciekawe Tomasz Culpeper podczas przesłuchania nie był wcale torturowany, w przeciwieństwie do Mannoxa czy Derehama, choć i on zaprzeczał że miał z królową jakiekolwiek stosunki inne poza oficjalnymi. Dlaczego król nie zezwolił na wymuszenie na nim śledztwa torturami? Tego niestety nie wiadomo. Wiadomo natomiast że Tomasz Culpeper należał do grona ulubionych sług króla, którzy pomagali mu w załatwianiu rożnych czynności, lub po prostu podawali królowi posiłki do stołu. W sprawie Culpepera przesłuchana została także królowa i ona także zaprzeczyła że między nimi dochodziło do jakichkolwiek kontaktów seksualnych, przyznała się jednak że czasami dawała mu pieniądze i prezenty za pewne "nie seksualne" usługi.

Wkrótce aresztowano także Jane Parker - lady Rochford, a ta przyznała się, że z polecenia królowej, organizowała w jej komnatach tajne schadzki z Culpeperem. Gdy dowiedziała się o tym Katarzyna Howard, stwierdziła natychmiast że sama Jane namawiała ją do organizowania takich spotkań, a ona jedynie uległa jej namowom. Taką samą wersję prezentował Culpeper, który stwierdził iż lady Rochford zależało na tym, by on i królowa mogli się swobodnie spotykać. Jane Parker była na straconej pozycji. Nawet jeśli uznano by jej wersję wydarzeń za prawdziwą, nie zmieniłoby to faktu, że brała ona czynny udział w zdradach Katarzyny, a za zdradę, czy pomoc w zdradzie, kara mogła być tylko jedna - śmierć.

Lady Rochford zapewne dobrze zdawała sobie z tego sprawę, więc prawdopodobnie by tego uniknąć, zaczęła zdradzać przejawy choroby umysłowej (zgodnie bowiem z prawem, osoby chore psychicznie nie mogły zostać skazane na śmierć). Nie wiadomo na ile była to gra, by uratować życie, a na ile prawdziwe pomieszanie zmysłów, wynikłe z jej ciężkiego położenia. Dziś już na pewno się tego nie dowiemy. Sędziowie przesłuchujący lady Agnes Tilney w sprawie romansów Katarzyny, Mannoxa i Derehama w jej posiadłości sprzed kilku lat, orzekli że jej wersja jest autentyczna. Lady Tilney (mająca wówczas 64 lata), została zwolniona z Tower z końcem listopada 1541 r. i pozwolono jej powrócić do domu, choć jeszcze 10 grudnia tego roku, Agnes Tilney została ponownie przesłuchana przez królewskich komisarzy i ponownie podtrzymała swe wcześniejsze oświadczenie o tym, że nie wiedziała o romansach swej podopiecznej, oraz że ufała iż wychodząc za króla, Katarzyna jest "czysta jak anioł". Ponownie uznano jej słowa za wielce prawdopodobne. 

1 grudnia sąd królewski skazał na śmierć zarówno Franciszka Derehama, jak i Tomasza Culpepera. Skazano ich na niezwykle okrutne tortury, mieli zostać powieszeni aż do omdlenia, następnie, będąc świadomymi mieli zostać przywiązani do specjalnego podestu, na którym odcięto by im genitalia, oraz rozpruto brzuch i wyjęto większość wnętrzności (tak wszakże by ofiara wciąż żyła i nie umarła szybko). Następnie na ich oczach miały zostać one spalone i dopiero wówczas, gdy zaczęli by już konać - ścięto by im głowy toporem. I tu znów niespodzianka, gdy tylko król dowiedział się o wyroku, zmienił go w odniesieniu do Culpepera - miał być jedynie ścięty i nie cierpieć tak jak Dereham, który miał przejść całą okrutną karę od początku do końca. Wyrok został wykonany dnia 10 grudnia 1541 r. w Tyburn.





Lecz fakt że król "darował" lady Tilney, nie oznaczał że nie ukaże kogoś z jej bliskich. 15 grudnia aresztowany został jej syn, sir William Howard - baron Effingham, który niedawno wrócił z Francji, gdzie pełnił funkcję angielskiego ambasadora od 1537 r. Oskarżono go o to, że przebywając w posiadłości swej matki, ukrywał rozwiązłość która tam panowała i próbował zatrzeć ślady romansów Katarzyny z jej kochankami. Wraz z nim aresztowano także jego żonę - lady Małgorzatę Howard (z domu Gamage). Dnia 22 grudnia, skazano ich na karę dożywotniego pozbawienia wolności, oraz przepadek mienia i utratę czci, choć król ułaskawił ich i przywrócił do dawnego statusu - 13 lutego 1542 r. w dzień egzekucji królowej Katarzyny Howard.

Dnia 7 lutego 1542 r. Parlament Anglii uchwalił ustawę o przestępstwach, w którym zdrada monarchy, została szczególnie podkreślona i jedyną karą za jej popełnienie była śmierć. 10 lutego Katarzyna opuściła pod strażą opactwo Syon i przewieziona została do Tower. Ponoć gdy przepływała łodzią do miejsca swego uwięzienia, spostrzegła wbite na pal głowy swych dawnych kochanków Derehama i Culpepera (Henryk Mannox został zwolniony z Tower, uznano bowiem iż jego wersja że nie sypiał z młodziutką Katarzyną gdy był jej nauczycielem muzyki, a jedynie "głaskał" pośladki i piersi - jest prawdziwa). Wówczas Katarzyna zaczęła błagać eskortujących ją strażników, by pozwolili jej się wytłumaczyć przed królem, by dali jej szansę, szybko jednak spostrzegła że błagania i łzy na nic się zdadzą. Jeszcze tego samego dnia poinformowano ją, że została skazana na śmierć i wyrok zostanie wykonany za trzy dni w Tower Hill (wzgórze Tower). Dnia - 12 lutego, królowa poprosiła o przyniesienie jej drewnianego bloku, by mogła "poćwiczyć" ułożenie głowy - prośba została spełniona.

13 lutego 1542 r. Katarzyna Howard, wraz z lady Rochford która mimo swego stanu (zdradzającego objawy choroby psychicznej), także skazana została na śmierć decyzją króla. Katarzyna weszła na specjalnie zbudowany szafot. Była bardzo osłabiona, prawdopodobnie nerwy, strach i fizyczne wycieńczenie zrobiły tu swoje, bowiem ledwie mogła wejść o własnych siłach na podest. W swych ostatnich słowach stwierdziła że zasłużyła na śmierć wiodąc takie życie i nie potrafiąc docenić tego, co otrzymała od losu, błagała również o litość dla swej rodziny, zaraz potem jednak dodała: "Umieram jako królowa, lecz wolałabym umrzeć jako żona Culpepera". Tak skończyła Katarzyna Howard, która swą młodzieńczą lekkomyślnością przyniosła zgubę sobie i rodzinie Howardów, którzy nie mogli już nigdy więcej mieć jakiejkolwiek nadziei, na zainteresowanie króla kolejną przedstawicielką swego rodu.




Po Katarzynie przyszła kolej na Jane Parker - lady Rochford. Przeprosiła ona za grzechy które popełniła w ciągu swego życia i ponoć również przyznała się do udziału w oskarżeniu i śmierci swego męża - Jerzego Boleyna, oraz upadku królowej Anny Boleyn. Następnie położyła głowę na zakrwawionym bloku i gdy tylko kat uderzył zakończyła swe życie. A król znów był bez żony. Tym razem jednak uznał, że wszystkie kobiety są siebie warte i każda z nich jest potencjalną "ladacznicą". Sądził tak, póki nie spotkał Katarzyny Parr.




CDN. 
 

wtorek, 29 marca 2016

BAJKI MOJEGO DZIECIŃSTWA

ZEBRAŁO MI SIĘ NA WSPOMINKI


Ostatnio oglądałem jakąś bajkę. Tak, oglądałem bajkę, chociaż nie wiem nawet jaki miała tytuł, ani o co w niej dokładnie chodziło, gdyż była tak głupkowata, że uznałem za konieczne przełączyć kanał (chociaż lubię oglądać bajki - moja Pani uważa wręcz że przez to staję się dziecinny, chociaż ja uważam, że bajki - jeśli są oczywiście dobrze zrobione i mają prócz rozrywki, również jakiś mądry przekaz - są znacznie ciekawsze, niźli dzisiejsze programy publicystyczne. Zresztą oglądając bajki - lub dobre seriale komediowe, jak np. "Świat Według Kiepskich" - relaksuję się i odpoczywam). Doszedłem też do wniosku, że większość dzisiejszych bajek dla dzieci, jest ... beznadziejnie głupia i nie wnosi do ich rozwoju niczego wartościowego. Pełno jest w nich przemocy (bez jakiegokolwiek uzasadnienia, np. potrzebą walki o wartości, takie jak honor, rodzina, dom, ojczyzna itp.), teksty wręcz odrzucają i brak jest jakiegokolwiek głębszego przesłania. 

Owszem, bajki mają przede wszystkim bawić, to oczywiste, ale dobrze by było, gdyby również poprzez zabawę uczyły. Ja na przykład, oglądając w dzieciństwie bajki, często utożsamiałem się z głównymi bohaterami i pragnąłem im dorównać, być jak oni (pamiętam że będąc dzieckiem, mówiłem że w przyszłości zostanę ... Supermanem i będę walczył ze złem). Ale dzisiejsze bajkowe postacie - wręcz odrzucają. Są bowiem stworzone w taki sposób, jakby ... rysował je mazakiem, jakiś pijany Chińczyk pod Białymstokiem - dokładnie odnoszę takie wrażenie, gdyż postacie są karykaturalne (obawiam się że jest to robione specjalnie, szczególnie gdy można zauważyć świadomą modę na potwory, propagowaną przez media - lalki potwory, gry o potworach i kreskówki o potworach). 

Nie pamiętam tytułu bajki, którą ostatnio zdarzyło mi się obejrzeć, ale te kreaturalne postacie (jakichś tam dziecięcych bohaterów), wręcz odrzucają. Ja się nie dziwię, że młodzi ludzie (a już szczególnie dzieci) są pozbawieni empatii, wrażliwości i poczucia codziennej walki o sprawiedliwość (a nie tylko bezmyślnej krwawej "nawalanki" na kompie). Ja, oglądając tę bajkę (jeszcze raz zaznaczam - nie pamiętam jej tytułu, chociaż to w zasadzie bez znaczenia, bowiem praktycznie wszystkie telewizyjne kanały dla dzieci - "MiniMini", "JimJam", "TeleToon", "NickJr." i inne, serwują jeden, karykaturalny przekaz - bezmyślnej napierdzielanki i karykaturalnych (odpychających) postaci głównych bohaterów. Dlatego tak chętnie wracam pamięcią do moich własnych bajek z dzieciństwa (gdzie również nie brakowało walki, nawet krwawej, ale zawsze była ona motywowana potrzebą obrony czegoś więcej, niż tylko dobrego nastroju).


Pierwszą bajką, którą lubiłem oglądać, będąc dzieckiem, to był "Generał Daimos" - japońskie anime z lat 70-tych, które w Polsce można było obejrzeć na początku lat 90-tych, na kanale "Polonia1":




Pamiętam że czekałem na każdy kolejny odcinek, z wielką ochotą i kibicowałem Kazui, który kierował potężnym robotem bojowym - Daimosem, walczącym z atakującymi i mordującymi Ziemian - Baamisjanami


Drugą z moich ulubionych bajek, była Księga Dżungli. Również japońskie anime z 1989 r.




Przygody dzielnego chłopca - Mowgliego, wychowanego w dżungli przez stado wilków, którego przyjacielem był również niedźwiedź brunatny, o imieniu Baloo i czarna pantera - Bagheera. Bajka oczywiście została stworzona na motywach powieści Rudyarda Kiplinga "Księga dżungli" z 1893 r. 

Ale pozwalała ona również twórczo spędzać wolny czas, bowiem pamiętam jak dziś, że gdy tylko do naszego domu przyjeżdżało kuzynostwo - to z reguły bawiliśmy się albo właśnie w "Księgę dżungli", albo w jakieś inne, podobne zabawy (pamiętam też że nigdy się nie nudziliśmy i zawsze jakoś twórczo spędzaliśmy czas, najpierw obmyślając daną zabawę, potem przygotowując do niej "rekwizyty", a następnie - jeśli tylko starczyło jeszcze czasu, gdyż z reguły go nie starczało - zaczynaliśmy się bawić). Jeśli idzie o "Księgę dżungli" to potrafiliśmy (ja, moja młodsza siostra, moja już nieżyjąca kuzynka i kuzyn), zastawić cały pokój (z reguły mój, gdyż był największy), roślinami i kwiatami, zbieranymi z całego domu, które miały służyć jako drzewa, wyznaczaliśmy określone koryto rzeki lub jeziora, a całą resztę tworzyliśmy z klocków lego lub jakichś innych, które były pod ręką. Za głównych bohaterów, służyły nam małe zabawki zwierzątek, które posiadałem, oraz ludzików (ewentualnie używaliśmy również ludzików lego). W każdym razie, ja nie pamiętam sytuacji, abyśmy tym się długo bawili się, gdyż same przygotowania i budowa, trwały z kilka godzin i nie starczało już z reguły czasu na samą zabawę - ale frajda i tak była. 

Tak sobie też pomyślę, że czasami przyjemnie powrócić w pamięci do tych beztroskich dziecięcych lat, gdy jedynym zmartwieniem była szkoła i zdobywanie dobrych stopni, poza tym duża wolność. Moja kuzynka - Anna, niestety nie doczekała dorosłości. Biedna dziewczyna zmarła na anoreksję w wieku 20 lat, prawie trzynaście lat temu. Choć była ode mnie młodsza o dwa lata (ja byłem najstarszy z tej naszej całej "ekipy"), często ze sobą konkurowaliśmy o to, kto ma większy autorytet i kto wymyśli lepszą zabawę. Pamiętam też, że moja siostrzyczka - młodsza ode mnie o trzy lata (która teraz ma już swojego ładnego bobaska), często brała też stronę Ani, co mnie bardzo denerwowało. Dziś, gdy ją wspominam (a szczególnie wyraźnie "odczułem" to po jej śmierci), sądzę że była ona dla mnie kimś, w rodzaju Bratniej Duszy (pomimo tego że wzajemnie często konkurowaliśmy ze sobą). Nie wiem też dlaczego w tak głupi sposób pozbawiła się życia? Najprawdopodobniej jednak to właśnie było jej pisane (już w ostatnich tygodniach życia, gdy leżała w szpitalu z podłączoną kroplówką, powiedziała do swoich rodziców: "Chcę już odejść, chcę aby to się wreszcie skończyło". No i się skończyło - smutne.


A wracając do kolejnych bajek z dzieciństwa - trzecią z moich ulubionych, był "Kapitan Hawk"




Była to bajka o młodym, japońskim piłkarzu, który poprzez swój upór i konsekwencję, zdobywa największe piłkarskie medale i wygrywa ze swoją drużyną na Ligę Mistrzów. Ta bajka również mnie mobilizowała do zwyciężonego wysiłku (głownie oczywiście) sportowego.


 Jako ostatni z tych japońskich bajek, była anime pod włoskim tytułem.: "Gigi la Trottola" (czyli "Gigi Bączek")




Ta bajka również uczyła samozaparcia i konsekwencji w raz obranym kierunku. Młody, nieduży chłopak - Gigi, postanawia sobie zagrać w drużynie koszykarzy i ... dopina celu.  


To były wszystkie japońskie bajki, jakie lubiłem oglądać w telewizji na początku lat 90-tych. Poza tym jestem gorącym wielbicielem starych bajek Disneya o Kaczorze Donaldzie, Psie Pluto i innych w tej tematyce, które pozwalały pobudzać dziecięcą wyobraźnię, a jednocześnie bawiąc uczyły konsekwencji i uporu w działaniu, a przede wszystkim ... jasno definiowały kto jest dobry, a kto zły i wyrabiały w młodym człowieku  konieczność myślenia (oraz pobudzały jego fantazję)



"FANTAZJA"
Przebój "FASOLEK" z lat 80-tych





"KULFON CO Z CIEBIE WYROŚNIE?"





A także:

 MAJKA JEŻOWSKA
"NA RAZ NA DWA"

(Gdzie również jest przekrój innych moich ulubionych bajek, których nie wymieniłem)




niedziela, 27 marca 2016

HENRYK VIII I JEGO (CZTERY OSTATNIE) ŻONY - Cz. VIII

POCZĄWSZY OD EGZEKUCJI 

ANNY BOLEYN


Postanowiłem powrócić do tematu Tudorów, a konkretnie Henryka VIII i jego czasów. Tym razem jednak zamierzam zaprezentować losy ostatnich czterech żony Henryka VIII (Jane Seymour, Anny Kliwijskiej, Katarzyny Howard i Katarzyny Parr). Temat ten rozpocząłem już pod innym tytułem, gdzie opisałem panowanie Henryka VIII, od jego wstąpienia na tron i małżeństwa z Katarzyną Aragońską, poprzez miłość do Anny Boleyn, zmagania związane z rozwodem i uzyskaniem papieskiej zgody na poślubienie Anny, poprzez jej wyniesienie, koronację i małżeństwo z Henrykiem, aż do upadku Anny, który (należy to przyznać), spowodował w dużej mierze, dość beztroski i swobodny charakter samej Anny. W tym temacie zaprezentuję więc dalsze losy króla Henryka, od chwili egzekucji Anny Boleyn i małżeństwa z Jane Seymour


KATARZYNA HOWARD

Cz. I



KATARZYNA HOWARD




Jest problem z dokładnym ustaleniem daty narodzin Katarzyny Howard (podobnie zresztą jak z datą narodzin Anny Boleyn), przyjmuje się jednak że urodziła się pomiędzy 1520 a 1525 r. (choć ja uważam że rok 1520 należy natychmiast odrzucić jako zbyt mało prawdopodobny, najpewniej urodziła się w latach 1522-1524). Była córką sir Edmunda Howarda, który to był rodzonym bratem zarówno sir Tomasza Howarda - księcia Norfolk, jak i Elżbiety Howard, małżonki Tomasza Boleyna i matki Anny, Jerzego i Marii Boleynów. Była więc Katarzyna kuzynką drugiej żony Henryka VIII - Anny Boleyn. Jej matką była Jokasta Culpeper, która też sama była kuzynką Elżbiety Howard i ciotką Anny Boleyn.

Choć wywodziła się ze starej arystokratycznej rodziny, jej ojciec nie był zbyt majętnym człowiekiem, można wręcz stwierdzić że rodzina cierpiała biedę. Edmund Howard często bywał zmuszany do żebrania wśród swych bardziej majętnych krewnych, prosząc ich o finansowe wsparcie dla siebie i rodziny. Po jego śmierci w marcu 1539 r. Katarzyna została odesłana pod opiekę swej przybranej babki (kuzynki jej prawdziwej babki - Elżbiety Tilney), Agnes Tilney. Agnes (ur. 1477 r.), w swej posiadłości w Lambeth prowadziła "szkołę" dla młodych dziewcząt i chłopców. Podopieczni którzy do niej trafiali, należeli do znakomitych rodów, jednak spłodzeni zostali z nieprawego łoża i jako bękarty nie mieli praw do dziedziczenia majątków swych ojców. Ponieważ w jej posiadłościach w Chesworth, Horsham i Norfolk, przebywały zarówno dziewczęta jak i chłopcy, a atmosfera nie była zbyt sztywna i rygorystyczna, przeto dochodziło do częstych romansów pomiędzy podopiecznymi Agnes Tilney.

Owej "atmosferze" swobody seksualnej, uległa również Katarzyna Howard. Pierwszym jej kochankiem w posiadłości Agnes (i prawdopodobnie pierwszym który pozbawił ją cnoty), był nauczyciel muzyki Henryk Mannox, stało się to w 1536 r. wówczas Katarzyna miała ok. 13 lat. Ich romans zakończył się po dwóch latach w 1538 r. Wówczas to poznała - Franciszka Derehama, w którym się zadłużyła. Zostali kochankami, a nawet przysięgli sobie wierność i obiecali że w przyszłości się pobiorą, i zwracali się do siebie określeniami "mężu", "żono". Ich romans zakończył się z chwilą, gdy o całej sprawie dowiedziała się Agnes Tilney. Ona to poinformowała zarówno ojca Franciszka - Jana Derehama jak i Tomasza Howarda - księcia Norfolk, wuja i prawnego opiekuna Katarzyny. Franciszek został wysłany do Irlandii, wcześniej jednak, w przeddzień wyjazdu, przybył on ponownie do posiadłości Agnes. by po raz ostatni zobaczyć Katarzynę. Wyczekał nocy i wkradł się do pokoju swej wybranki. Ponoć razem przysięgli że nigdy o sobie nie zapomną i że pobiorą się niezwłocznie po jego powrocie z Irlandii.

Jednak Tomasz Howard postanowił, że dalszy pobyt jego bratanicy, na pensji Agnes Tilney nie jest już dłużej wskazany. Dlatego też w styczniu 1540 r. zabrał ją stamtąd i zapewnił jej utrzymanie i zajęcie, jako damie dworu nowej królowej - Anny Kliwijskiej. Katarzyna (jak już wcześniej pisałem) ok. kwietnia tego roku, wpadła w oko królowi Henrykowi i została jego nałożnicą. Nie jest pewne czy Norfolk nie maczał w tym palców, być może specjalnie eksponował i wychwalał wdzięki swej młodej bratanicy, by ponownie uzyskać wpływ na króla. Pierwszy raz był wtedy, gdy wspólnie ze swym szwagrem Tomaszem Boleynem, próbowali podsunąć królowi Annę Boleyn. Lecz wówczas Anna, mimo że zdobyła władzę i koronę, szybko się uniezależniła spod wpływu swego wuja. Anna często wyrażała się też o Norfolku w sposób lekceważący, a on coraz bardziej żałował, że to również dzięki niemu zdobyła ona swą pozycję i ponoć szczerze jej nienawidził. Gdy Anna została aresztowana, to właśnie Norfolk był tym, który ją o tym poinformował, który ją eskortował do Tower i który, jako członek sądu - skazał ją na śmierć. Teraz, pragnął powtórzyć swój krok sprzed lat, lecz sądził że właśnie wiek dziewczyny będzie jego sprzymierzeńcem. Uważał bowiem Katarzynę za "głupiutkie dziecko", którym łatwo będzie manipulować. Nie była ona też zapewne tak inteligentna jak Anna Boleyn.


TAMZIN MERCHANT JAKO KATARZYNA HOWARD



Król zadurzył się w Katarzynie Howard do tego stopnia, że już po trzech miesiącach ich romansu, lecz jeszcze przed rozwiązaniem małżeństwa z Anną Kliwijską, ofiarował jej bogatą biżuterię, drogie suknie, jedwabne koszule nocne, oraz co interesujące - posiadłości ziemskie i dwa londyńskie pałace. 28 lipca 1540 r. Henryk VIII i Katarzyna Howard pobrali się w pałacu Oatlands w hrabstwie Surrey. Była to kameralna, prywatna ceremonia, a król nazywał swą młodziutką żonkę "różą bez kolców" (choć zapewne bardziej pociągała go ona fizycznie, jako dziewczynka, niż jako żona i przyszła matka jego dzieci. Mimo to, miał jednak nadzieję że to właśnie ona urodzi mu kolejnych, zdrowych męskich następców tronu). Następne dni upłynęły nowej królowej na wybieraniu sobie dziewcząt i kobiet do swej prywatnej komnaty, jako jej dam dworu, oraz strojeniu się w najbardziej wyszukane suknie i biżuterię, którymi to obsypywał ją król.

Katarzyna Howard przyjęła jako swe motto francuskie określenie: "Non autre volonte gue la sienne", co znaczy: "Nie posiadam innego pragnienia nad Jego własne", co miało oznaczać jej podporządkowanie i uległość swemu mężowi. Nowa królowa była podekscytowana i zafascynowana każdą kolejną rzeczą którą otrzymywała od króla, a jemu imponowała jej dziewczęca delikatność i młode ciało. Takie życie jednak, szybko znudziło Katarzynę Howard. Na dworze było bowiem wielu młodzieńców z wielkich i szanowanych rodów, a do tego przystojnych, o wiele przystojniejszych od coraz starszego i już wówczas otyłego Henryka VIII. Szczególnie wpadł jej w oko 27-letni królewski dworzanin i ulubiony sługa króla - sir Tomasz Culpeper, a co ciekawe był on jej krewnym (ze strony matki).

Po obaleniu i egzekucji Cromwella, "stronnictwo katolickie" na królewskim dworze (choć oficjalnie nie przyznające się do swych poglądów religijnych), nabrało przysłowiowego "wiatru w żagle". Poza tym, ślub króla z młodziutką Katarzyną Howard (której rodzina wciąż była ukrytymi zwolennikami powrotu do katolicyzmu), spowodował że nieliczni wpływowi protestanci zaczęli się bać. Niewątpliwie należeli do nich biskup Canterbury Tomasz Cranmer i sir Edward Seymour - lord Hertford, brat zmarłej królowej. Ich śmiertelnym wrogiem okazał się teraz biskup Winchesteru Stephen Gardiner (ur. 1493 r.), zagorzały (choć ukryty), katolik. Jedna i druga strona przygotowywała się do zadania decydującego ciosu.

Tymczasem młodziutkiej królowej (jak już wcześniej pisałem), szybko znudził się starzejący monarcha, zwróciła zaś swą uwagę na młodego Tomasza Culpepera. Culpeper był ulubionym dworzaninem i sługą króla, choć miał hulaszczą i nerwową naturę. W 1539 r. Culpeper wraz z kompanami wybrał się na wieś w poszukiwaniu odpowiedniej "dziewki", którą wszyscy mogliby posiąść. Znaleźli żonę chłopa, która jednak odmówiła oddania im się za pieniądze. Wówczas złapali ją i kolejno zgwałcili. Gdy obozowali po wszystkim w pobliskim lesie, odnalazł ich mąż zgwałconej kobiety i zażądał sprawiedliwości. Ponieważ byli wyższego stanu nie mógł nic im uczynić, jednak zapowiedział że zgłosi całą sprawę do szeryfa. Gdyby tak się stało Culpeper i jego kompani zapewne utraciliby swą pozycję (król nie byłby zadowolony trzymając w swym otoczeniu gwałcicieli), dlatego też próbowali przekupić owego chłopa. On również nie przystał na łapówkę, która miała pokryć wyrządzoną jego żonie i jemu hańbę. Wówczas Culpeper zabił chłopa, a ciało wrzucono do rzeki. Dzięki temu morderstwu, kariera Tomasza Culpepera na królewskim dworze mogła się (na razie), dalej rozwijać.

Culpeper wpadł w oko królowej Katarzynie, jeszcze nim została ona żoną Henryka, gdy była jedną z dwórek Anny Kliwijskiej, choć wówczas nie doszło do nawiązania bliższych relacji. W marcu 1541 r. Katarzyna poprosiła jedną ze swych dwórek - Jane Parker/Boleyn - lady Rochford, by ta zorganizowała im prywatne spotkanie, jednak tak, by nikt się o tym nie dowiedział. Jane Parker, po egzekucji jej męża Jerzego Boleyna i szwagierki - królowej Anny Boleyn - spotkała się z ostracyzmem na dworze. Nikt nie chciał mieć z nią nic wspólnego, uznawano ją powszechnie za tę, która sprowadziła na szafot własnego męża i jego rodzinę, twierdzono wręcz że jest mężobójczynią. Jest w tym sporo racji, Jane Parker nie tylko nie zaprzeczyła oskarżeniom jakoby jej małżonek mógł sypiać z własną siostrą - królową Anną, lecz wręcz uznała, że owe oskarżenia mogą być prawdziwe, czym jednocześnie skazała go na śmierć. Również Anna Boleyn (można pokusić się o takie stwierdzenie), zginęła z jej oskarżenia. Dlaczego? 




Anna miała niewyparzony język, często szybciej mówiła niż przedtem pomyślała. Tak też było gdy królowa Anna w rozmowie z Jane Parker, stwierdziła iż: "Król nie jest już zdolny by dogodzić kobiecie". Jane doniosła o tym Cromwellowi, a ten wykorzystał te słowa by doprowadzić do upadku Anny. Nim ta się zorientowała, że palnęła głupstwo, którego nigdy nie powinna wypowiedzieć, to ... palnęła następne, równie głupie - że po śmierci króla, Henryk Norris zechce ją posiąść. Nim dotarło do niej co uczyniła, było już za późno, nie pomogły błagania i przeprosiny, nie pomogła Elżbieta niesiona na rękach (tę scenę przypomniał po latach już dorosłej królowej Elżbiecie I jeden z jej dworzan mówiąc: "Miłościwa Pani, pamiętam jak czas jakiś temu, dostojna twa matka, trzymając cię Pani na rękach, prosiła Twego szlachetnego ojca o wybaczenie"). Król miał już dość swej krnąbrnej żony, która w dodatku nie wypełniła swej obietnicy urodzenia męskiego potomka i musiała za to zapłacić. Dlatego też można stwierdzić, że Jane Parker doprowadziła do zguby całą rodzinę Boleynów i ta opinia ciągnęła się za nią niczym fatum. Tę złą passę odwróciła dopiero królowa Jane Seymour, która uczyniła z niej jedną ze swych dam dworu, tym samym doprowadzając do zmiany nastawienia dworu królewskiego względem jej osoby. Po śmierci Jane Seymour, Jane Parker została dwórką następnej królowej - Anny Kliwijskiej, a w końcu pozostała wśród dam dworu młodziutkiej Katarzyny Howard.

Nie jest właściwie pewne jaki cel miała Jane Parker w organizowaniu owych tajemnych schadzek Tomasza Culpepera i Katarzyny Howard? Wiedziała bowiem jak bardzo ryzykuje, gdyby cała sprawa się wydała, ona również położyłaby głowę pod katowski topór. Nie jest i nie będzie nigdy wiadomym co sobie wówczas myślała, ani co planowała? Pewnym jest wszak, że młodziutką królową uważała za, można by to tak określić "głupią gąskę" i spełniała jej kaprysy, choć niewiele z tego miała dla siebie. W każdym razie od marca 1541 r. Katarzyna Howard i Tomasz Culpeper rozpoczęli swój romans, a właściwie romanse, a Jane była tą, która stała na straży i pilnowała czy ktoś się nie zbliża do komnaty królowej. Nie jest jednak pewne czy Culpeper odbywał z królową normalne stosunki seksualne? Wydaje się że tak, choć ona sama też nie była głupia, wiedziała że nie może zajść w ciążę, by cała sprawa się nie wydała (w tym czasie coraz rzadziej sypiała z królem, a ten na nią nie naciskał, gdyż zapewne postępujący ból nogi, jak również królewska impotencja dawały Henrykowi coraz bardziej we znaki).

Romans Culpepera i Katarzyny zaczął się w marcu 1541 r. gdy król wyjechał na inspekcję do Dover, wówczas to para kochanków zaczęła się ze sobą spotykać po raz pierwszy. Kochankowie spotykali się prawie każdej nocy, z przerwą na te noce, które królowa musiała spędzić w łożu z królem. Ten bowiem pragnął kolejnego męskiego potomka i często dopytywał się Katarzyny czy przypadkiem nie jest już w ciąży. Ta wciąż zaprzeczała, jednak romans z Culpeperem był już tak częsty, że Katarzyna zaczęła obawiać się wpadki. Nie wiadomo co kierowało młodą królową, która na początku czerwca 1541 r. poinformowała oszalałego z radości króla iż jest brzemienną. Być może nie był to strach, być może Katarzyna naprawdę myślała że jest w ciąży, podobnie jak w styczniu 1537 r. tak samo myślała Jane Seymour, która zbyt wcześnie powiedziała Henrykowi o swym błogosławionym stanie. Efekt był jedynie taki że na kilkanaście dni Henryk odsunął Jane Seymour od swego łoża i stołu. Tym razem jednak król, dowiedziawszy się o ciąży Katarzyny, zaczął przygotowania do wspaniałych uroczystości, które uświetnić miały narodziny jego drugiego syna. Był tym tak podekscytowany, że słowa Katarzyny iż "pomyliła się", spadły na niego niczym kubeł zimnej wody. Odtąd król przestał rozpieszczać swą młodą żonkę, doszło do tego, że Katarzyna zaczęła się bać o życie. W połowie czerwca 1541 r. pomimo zakazu, przyszła do królewskiej sypialni i błagała Henryka o wybaczenie za to że się pomyliła. Henryk szybko zapomniał o swym gniewie i przebaczył Katarzynie.

Z końcem czerwca zaczęto przygotowania do wielkiej wyprawy na północ do Lincolnshire i Yorkshire. Król chciał osobiście odwiedzić te dwa hrabstwa, by spotkać się z ich mieszkańcami i przebaczyć wszystkim niedawny udział w rebelii. Henryk miał jeszcze jeden powód podróży na północ, pragnął bowiem doprowadzić do pojednania i przymierza politycznego z królem Szkocji Jakubem V. Chciał również odwiedzić swą dawno nie widzianą starszą siostrę - Małgorzatę Tudor, która od 1502 r. była królową małżonką Szkocji i matką Jakuba V. Małgorzata, która wówczas "dochodziła" do wieku 52 lat, czuła się bardzo słabo i nie dane jej wszakże było zobaczyć się z bratem. Tymczasem rozpoczęto w Anglii  wielkie przygotowania do wyjazdu. 






CDN.

"NIEMCY BYŁY WSPANIAŁYM KRAJEM, A WY GO ZNISZCZYLIŚCIE!"

APEL 16-LETNIEJ DZIEWCZYNY 

DO POLITYKÓW I 

NIEMIECKIEGO SPOŁECZEŃSTWA


16-LETNIA NIEMIECKA DZIEWCZYNA, OPOWIADA O SWOIM LĘKU PRZED TYM, CO UCZYNILI POLITYCY Z ANGELĄ MERKEL NA CZELE - Z DZISIEJSZYMI NIEMCAMI. OPOWIADA O SWOIM STRACHU PRZED IMIGRANTAMI, GRASUJĄCYMI NA NIEMIECKICH ULICACH I WYSTOSOWUJE OSOBISTY APEL DO NIEMIECKICH MĘŻCZYZN, Z PROŚBĄ BY "CHRONILI SWOJE DZIECI I KOBIETY"


PS: Oryginalny kanał tej dziewczynki na Facebooku i YouTubie został zablokowany (mają rozmach sku...y). Istnieje jednak kilka osobnych kopii. Zaprezentuję tutaj dwie wersje - w języku polskim oraz angielskim

 








 A teraz podzielę się moją prywatną refleksją. Moi Drodzy, czy zauważyliście że muzułmańscy radykaliści jakoś nigdy nie atakują polityków? Czy to nie dziwne, że wszystkie zamachy (z ostatnim w Brukseli na czele), gwałty, napady, molestowania etc. etc. dotykają TYLKO i WYŁĄCZNIE zwykłych obywateli państw, do których ci muzułmanie zdążają? Czy słyszeliście kiedykolwiek o ataku np. na Parlament Europejski, Komisję Europejską czy też chociażby Radę Europy? Czy gdziekolwiek, kiedykolwiek, podczas owych zamachów, gwałtów i napadów - ucierpiał chociażby jeden polityk, albo ktokolwiek z rodziny prominentnych przywódców europejskich i krajowych, którzy tak ochoczo otwierają swe granice dla imigrantów? 


Spójrzcie że każdy atak i to co po nim następuje, 
jest pisany według jednego scenariusza:


1) Zamach, w wyniku którego ginie kilkadziesiąt, lub nawet kilkaset ludzi.

2) Relacja medialna, która jest utrzymana w charakterze szoku, przerażenia i niepewności (przy czym z reguły unika się określenia przynależności rasowej sprawców, deklarując że byli to "miejscowi" np. Belgowie)

3) Zapewnienia polityków europejskich, o konieczności dalszej walki z terroryzmem i jednoczesne deklaracje o naszej niezłomności i sile, przy jednoczesnym podkreślaniu że "wciąż będziemy przyjmować uchodźców i nie damy się złamać terrorystom" - swoją drogą ja tak już prywatnie podejrzewam, że europejskie i krajowe "elity" polityczne, mają nas za kompletnych idiotów i mówią nam to publicznie, wcale się nie kryjąc z owym przypuszczeniem. Bowiem czym innym jest deklaracja skierowana do tzw.: "terrorystów (czyli bez owijania w bawełną po prostu islamistów): "Nie złamiecie nas, nie damy się zastraszyć ... nadal będziemy przyjmować uchodźców". No kurwa (przepraszam, ale inaczej po prostu nie można zareagować), przecież ta deklaracja przeczy sobie wzajemnie. Jak można mówić "nie damy się" i jednocześnie deklarować przyjęcie kolejnych islamistów-morderców? To jest tak bezsensownie głupie, tak nielogiczne i tak upokarzające dla ofiar, które właśnie straciły życie - że autorów takich słów, natychmiast należałoby zamknąć (co najmniej) w szpitali psychiatrycznym, nie mówiąc już o więzieniu, w którym ponad 80 % stanowią osadzeni w nim islamiści. Ale idźmy dalej.

4) Następnie mamy wyrazy sympatii dla ofiar, płynące ze środowisk "miejscowych muzułmanów", którzy deklarują jak bardzo im żal, jakie to wszystko było straszne, okrutne, złe, oraz że "terroryści", którzy dopuścili się tej zbrodni, nie są żadnymi muzułmanami, tylko zwykłymi fanatykami. Jednocześnie od polityków (tzw.: "europejskich elit"), idzie przekaz bardzo podobny - islam nie ma nic wspólnego z terroryzmem.

5) W tej fazie, uruchamiają się wszelkiej maści tzw.: "autorytety" (czyli lewackie szuje, które mówią i robią to wszystko zarówno z przekonania, jak i za duże pieniądze, albo ... tylko za pieniądze). Natychmiast przeprowadzają oni wykład, "ucząc" społeczeństwo, jak powinno właściwie interpretować owe islamistyczne zamachy i ataki. Wciąż deklarują oczywiście że islam nie ma nic wspólnego z terroryzmem (Mój Boże, przyznać się muszę, że po ataku na WTC w Nowym Jorku i pierwszych atakach islamistów w Europie w Madrycie w 2004 r. i Londynie w 2005 r. - sam zacząłem myśleć właśnie w taki, odgórnie zakodowany sposób ), jednocześnie dodając wciąż nowe wątki. A to mówiąc o "zmarginalizowanej, trudnej młodzieży", której nie rozumiemy, a to o braku perspektyw, a to o wzrastającej w społeczeństwie islamofobii, a to o błędach naszej polityki zagranicznej. W każdym razie efekt tego wszystkiego jest następujący - żal wszystkich którzy zginęli, ale przecież sami byliśmy sobie winni, sami się o to prosiliśmy, że jesteśmy tacy okrutni, nie rozumiemy muzułmanów, że oni chcą tylko naszego dobra, chcą abyśmy ich zrozumieli, dlatego należy niezwłocznie wprowadzić obowiązkowe lekcje języka arabskiego i kultury arabskiej, oraz islamy, do szkół - byśmy się trochę dokształcili, bo takie dzikusy z nas wychodzą, że ci biedni muzułmanie, już nie wiedzą co mają z nami robić i niestety - zaczynają zabijać. Oczywiście jednocześnie należy usuwać wszelkie oznaki chrześcijaństwa z miejsc publicznych - nie wolno stawiać choinek bożonarodzeniowych, ani też jajeczek wielkanocnych, zresztą w kościołach też powinno się wyznaczyć specjalne miejsce, dla muzułmanów - żeby nie poczuli się dyskryminowani, jak nieopatrznie wejdą do takiego przybytku. itd. itp.



MÓWIĄC KRÓTKO:

JEST ŹLE, a nawet bardzo źle. W tym momencie już nawet nie chodzi o kwestie kulturowo-społeczne, tu już idzie o życie, o być albo nie być, o możliwość bezpiecznego zamieszkiwania naszych ulic, miast, państw. O to, by dziewczyna mogła wyjść sobie wieczorem do sklepu, nie obawiając się że jakiś szuszfol powie jej że jest zdzirą, bo nie założyła burki, i że on w takiej sytuacji może z nią zrobić co chce, bo ona go prowokuje, a zresztą Allah pozwala gwałcić kobiety "niewiernych". 


ALE JEST ŚWIATEŁKO W TUNELU!

Zauważcie że ci wszyscy banksterzy i politycy, zamknięci w swych pięknych biurach oraz willach i oderwani od społeczeństwa którym gardzą - wpadają w coraz większą panikę. Widzą doskonale że projekt który tak usilnie forsują, rozpada się na ich oczach. Dlatego teraz atakują z coraz większą furią (ogromna większość antyislamistycznych filmików na YouTube, Facebook, Twitter czy Tumblr albo zostaje natychmiast usunięta, albo też ma wyłączoną monetyzacje, co powoduje, że osoba, która dokumentuje kwestie związane z islamizacją Europy, po prostu na tym nie zarabia). To oczywiste że tak się dzieje i że to zjawisko będzie się potęgować, bowiem okrutnie zranione zwierzę (a w tym momencie europejskie "elity" czują że nie mają już żadnego wsparcia w społeczeństwie (poza grupkami opłacanych lewackich aktywistów) i wpadają w panikę - ich dzieło, które miało przyśpieszyć stworzenie naomarksistowskiego modelu europejskiej unifikacji, rozpada się z trzaskiem. A jak wiadomo, ranne zwierzę, jest szczególnie niebezpieczne, dlatego należy się przygotować na kolejne agresywne działania władzy.


Dzięki internetowi, a szczególnie mediom społecznościowym, ludzie mogą się ze sobą komunikować oraz łączyć, a przede wszystkim informować o kolejnych atakach "biednych uchodźców", w większości złożonych z "kobiet i dzieci", oraz z "inżynierów i lekarzy" - prawda? 


"TERRORYŚCI NAS NIE ZŁAMIĄ - NADAL BĘDZIEMY PRZYJMOWAĆ TE BIEDNE, WYCIEŃCZONE KOBIETY Z DZIEĆMI, CO DOSKONALE WIDAĆ NA ZAŁĄCZONYM OBRAZKU"



Ale ludzi sprzeciwiających się polityce władz, jest coraz więcej i coraz częściej są to ludzie, związani ze służbami mundurowymi, takimi jak wojsko - policja, służby specjalne, oraz urzędnicy. Oni tylko czekają na swój "dzień X", gdy wreszcie "ktoś" wyda im rozkaz do "działania". Jedyne dlaczego tacy ludzie jeszcze nie zbuntowali się przeciwko swym, zdradzieckim elitom - to po prostu pieniądze. Miesięczna pensja i tylko to. Oni są nie tylko gotowi, ale wręcz chętni do zmiany zaistniałej sytuacji, w jaką wpakowała Europę i Europejczyków Angela "Makrela Merkel (gdy widzę tę osobę to niestety mam odruch wymiotny), ale z góry zaznaczają, że owa "zmiana" musiałby się odbyć z zachowaniem ich miejsc pracy. Statystyki również pokazują, że w takich krajach jak Francja, Niemcy czy Dania, ogromna większość "sił porządkowych", stoi w kwestii dalszej islamizacji Europy, po stronie własnych społeczeństw, a nie zdradzieckich elit i całego tego lewackiego tałatajstwa. 


Policja - 74% przeciwników multikulti ukrytych , 41 % jawnie wrogich tej polityce

Służby specjalne - 90 % przeciwników multikulti ukrytych , 27/30% % jawnie wrogich tej polityce

Wojsko - 80% przeciwników multikulti ukrytych , 50% jawnie wrogich tej polityce

Urzędnicy rządowi - 40% przeciwników multikulti ukrytych , 19 % jawnie wrogich tej polityce.

Urzędnicy samorządowi i prac. socjalni - 90%przeciwników multikulti ukrytych , 60 % jawnie wrogich tej polityce



Ci ludzie w odpowiedniej chwili, opowiedzą się w ogromnej większości za własnymi społeczeństwami i wtedy może naprawdę dojść do wojen religijnych na ulicach niemieckich, francuskich, szwedzkich, czy brytyjskich miast, ale sądzę że będzie to bardzo krótka "wojna". Muzułmanie wciąż jeszcze nie stanowią większości w żadnym z krajów europejskich i jeśliby doszło (a jestem pewien, że wcześniej czy później po prostu musi do tego dojść), do walki, to dzielnice i miasteczka już opanowane przez muzułmanów, zostaną otoczone, a opór zdławiona będzie siłą wojska, policji i ... uzbrojonych "sił obywatelskich", które zapewne będą dopomagać w wyszukiwaniu i "eliminowaniu" gniazd islamistów. Wojna ta (a raczej wojny), będzie krótka (taką mam nadzieję, choć oczywiście dojdzie też zapewne do dużych zniszczeń, szczególnie w miastach), po czym cała reszta europejskich muzułmanów, zostanie zapakowana na statki i ... wysadzona w którymś z afrykańskich portów. 




 Na sam koniec tylko jeszcze dodam, że pojawiają się już wizje, w których europejskie elity ... uciekają przed własnym społeczeństwem. Taką wizję przyszłości miał np. psycholog Krzysztof Tarasiewicz, w której widział uciekającą przed Niemcami Angelę "Makrelę" Merkel




 

KOCHANI 
BĄDŹMY WIĘC DOBREJ MYŚLI! 

 

sobota, 26 marca 2016

HENRYK VIII I JEGO (CZTERY OSTATNIE) ŻONY - Cz. VII

POCZĄWSZY OD EGZEKUCJI

ANNY BOLEYN


Postanowiłem powrócić do tematu Tudorów, a konkretnie Henryka VIII i jego czasów. Tym razem jednak zamierzam zaprezentować losy ostatnich czterech żony Henryka VIII (Jane Seymour, Anny Kliwijskiej, Katarzyny Howard i Katarzyny Parr). Temat ten rozpocząłem już pod innym tytułem, gdzie opisałem panowanie Henryka VIII, od jego wstąpienia na tron i małżeństwa z Katarzyną Aragońską, poprzez miłość do Anny Boleyn, zmagania związane z rozwodem i uzyskaniem papieskiej zgody na poślubienie Anny, poprzez jej wyniesienie, koronację i małżeństwo z Henrykiem, aż do upadku Anny, który (należy to przyznać), spowodował w dużej mierze, dość beztroski i swobodny charakter samej Anny. W tym temacie zaprezentuję więc dalsze losy króla Henryka, od chwili egzekucji Anny Boleyn i małżeństwa z Jane Seymour

 

ANNA KLIWIJSKA

Cz. II





Tomasz Cromwell miał na królewskim dworze wielu wrogów, szczególnie mocno nienawidzili go sir Tomasz Howard - książę Norfolk i Stephen Gardiner, biskup Winchesteru (który był jednym z autorów "sześciu artykułów" - nowej religii, którą w Anglii zaczął budować Henryk VIII). Nie miał on też prawie żadnych sojuszników, bowiem pozycja polityczna Tomasza Cranmera, arcybiskupa Canterbury, została mocno osłabiona po egzekucji Anny Boleyn. Cromwell także swymi działaniami zwrócił przeciw sobie prawie wszystkich duchownych Anglii, lecz ufał on w królewską łaskę i sprawiedliwość, wszystko bowiem co czynił, czynił dla króla. To on dążył do tego, by królewski skarb podwoić a nawet potroić, pragnął uczynić króla najbogatszym władcą w Europie, a że przy okazji sam zbił ogromny majątek, poprzez łapówki i wszelkiego rodzaju datki, wpłacane jemu dla zyskania królewskiej łaski, bądź dobrej ziemi z likwidowanych opactw - no cóż, król na to zezwalał i ufał Cromwellowi.

Królewska łaska jednak zaczęła się wyczerpywać. Pierwszym tego symptomem był wybuch "Pielgrzymki Łaski" w październiku 1536 r. a kolejnym zaś nieudane królewskie małżeństwo z Anną Kliwijską, do którego namawiał Henryka właśnie Lord Strażnik Tajnej Pieczęci. Jednak ci, którzy wieszczyli szybki upadek Tomasza Cromwella musieli się srodze rozczarować. 18 kwietnia 1540 r. król nadał bowiem Cromwellowi tytuły hrabiego Essex i Lorda Wielkiego Szambelana. Francuski ambasador pan de Marillac, zanotował w tych dniach, w swym liście do króla Franciszka I, że upadek Lorda Strażnika Tajnej Pieczęci jest jedynie: "plotką niegodną posłuchu".


TOMASZ CROMWELL



Były to już jednak jedynie pozory, król bowiem przygotowywał się do ostatecznego uderzenia, chciał "upiec dwie pieczenie na jednym ogniu". Po pierwsze rozwieść się z Anną Kliwijską (najlepiej unieważnić małżeństwo), po drugie zaś ukarać tego, który przymusił króla do niechcianego mariażu. Tym bardziej że Henrykowi wpadła wówczas w oko młodziutka Katarzyna Howard, jedna z dam dworu królowej Anny z Kleve. Najpierw król uderzył w Cromwella. Dnia 10 czerwca 1540 r. na posiedzeniu Tajnej Rady królewskiej, książę Norfolk (na polecenie króla i zapewne ze szczerą radością, jako że nie znosił Cromwella już od bardzo dawna), oskarżył Lorda Strażnika o zdradę, a następnie cała Rada przyłączyła się do ataku na Cromwella. Nie pozwolono mu nawet dojść do głosu, został natychmiast aresztowany i przewieziony do Tower. Tam miał czekać dalszych decyzji króla.

Została sporządzona długa lista zdrad i przestępstw, które popełnił rzekomo były już Lord Strażnik Tajnej Pieczęci. Żadne z owych oskarżeń nie było zbadane, większość (jeśli nie wszystkie), zostały po prostu wymyślone. Cromwell zapewne nie był świętym, jak już wspominałem był przekupny i żądny bogactw oraz władzy. Dążył też z uporem maniaka do usunięcia oznak katolicyzmu z Królestwa Anglii. Jego ojciec Walter Cromwell, był z zawodu kowalem, zaś wcześniej zwykłym rozbójnikiem, fałszerzem, pijakiem i gwałcicielem. Cromwell dorastał w domu, w którym nikt się dziećmi nie interesował, nabył też (zapewne po ojcu) wiele negatywnych cech. Sam się bowiem przyznał Tomaszowi Cranmerowi, że w młodości wiódł życie zbira. Z braku pieniędzy kradł a nawet zabijał. Następnie postanowił wyjechać do Europy, na kontynent, by tam zaciągnąć się jako najemnik do tego, kto dobrze zapłaci. Przebywał i walczył w wielu bitwach we Francji, Włoszech i Niderlandach. Na pewno brał udział w bitwie pod Garigliano 28 grudnia 1503 r. (miał wówczas 18-cie lat). 

Potem podróżował po Europie, gdzie zatrudniał się jako najemnik lub tragarz. Dzięki tym podróżom nauczył się wielu języków. Przebywał też jakiś czas w Rzymie. Do Anglii powrócił w 1513 r. i w tym samym roku poślubił Elżbietę Wyckes, córkę bogatego kupca z Puthney. W 1514 r. na świat przyszło ich pierwsze dziecko - syn Grzegorz, a w 1516 i 1518, córki Anna i Grace. Dziewczynki zmarły jednak w młodym wieku w 1529 r. w odstępie kilku miesięcy. Kariera Cromwella zaczęła się od 1523 r. gdy dostał się do Parlamentu. W 1524 r. został zauważony przez Lorda Wielkiego Kanclerza kardynała Tomasza Wolseya i stał się jego protegowanym. Służył mu swą radą i pomocą w wielu sprawach, lecz gdy Wolsey utracił swą pozycję w 1529 r. Cromwell opuścił go. Szybko został zauważony przez samego króla i we wrześniu 1531 r. przejął kontrolę nad królewską kancelarią. Był też gorliwym stronnikiem Anny Boleyn i dążył do uzyskania królewskiego rozwodu z Katarzyną Aragońską. Wszystko można zarzucić Cromwellowi, lecz nie sposób zarzucić mu zdrady, był bowiem wierny królowi i wszystko co czynił czynił dla i w imieniu monarchy.


JAMES FRAIN JAKO TOMASZ CROMWELL



Ostateczna lista grzechów i przewinień Tomasza Cromwella została przedstawiona oficjalnie 29 czerwca 1540 r. i była dość długa, a najpoważniejszymi zarzutami były te o zdradzie, herezji, korupcji i ... spiskowaniu w celu poślubienia księżniczki Marii (córki króla), by po śmierci Henryka, samodzielnie rządzić w jej imieniu nad całym królestwem. Jak niedorzeczne były to zarzuty, chyba nie należy nawet pisać, trzeba jednak pamiętać że sam Cromwell dawał wiarę, równie niedorzecznym zarzutom, wówczas gdy oskarżoną o zdradę została Anna Boleyn (lub jedynie udawał że daje im wiarę, wówczas już liczyło się szybkie stracenie Anny, bowiem stała na przeszkodzie jego reformatorskim planom i mogła skutecznie je zablokować). Wszystkie tytuły i włości jakie posiadł przez te wszystkie lata Cromwell, zostały mu odebrane, a sąd skazał go na karę śmierci przez ścięcie toporem w Tower Hill. Jednak król wstrzymał egzekucję. Rozkazał także Cromwellowi by przedstawił na piśmie powody, dla których jego małżeństwo z Anną Kliwijską było od początku nieważne (chciał tym samym upokorzyć Cromwella, który wcześniej deklarował same plusy takiego mariażu), obiecał mu również, że jeśli szczerze przedstawi i wyjaśni powody nieważności królewskiego małżeństwa, może zasłużyć na królewską łaskę. Cromwell licząc że król dotrzyma swego słowa, zabrał się do pracy i wypisał powody dla których związek Henryka z Anną Kliwijską nie powinien nigdy zostać zawarty. Przyznał się również że to z jego winy król poślubił kobietę, której nie miłował i której poślubić nie powinien.

W tym samym czasie 24 czerwca 1540 r. Henryk polecił Annie Kliwijskiej opuścić dwór królewski w Londynie i przenieść się na zamek Richmond. Oficjalnie uczynił to dla jej zdrowia, ponoć w Richmond było lepsze powietrze, w rzeczywistości przygotowywał już akt anulowania małżeństwa i nie chciał jej mieć w tym czasie przy sobie. 6 lipca królowa została poinformowana o anulowaniu małżeństwa z Henrykiem VIII. Król przedstawił powody dla których ich małżeństwo nigdy nie powinno zostać zawarte, głównym powodem było nieskonsumowanie związku małżeńskiego. Henryk przysiągł że pozostawił Annę "tak czystą jaką była od przybycia do mego królestwa". Był to główny powód rozwiązania małżeństwa, a Henryk nie chciał upokarzać kobiety, do której co prawda czuł fizyczne obrzydzenie, jednak cenił ją za jej uległość, posłuszeństwo i pokorę.

Anna początkowo nie rozumiała o co chodzi, nie poznała jeszcze języka angielskiego na tyle, by zrozumieć wszystko co król miał jej do zakomunikowania, potrzebowała więc tłumacza. Ten powoli wyjaśniał królowej w czym rzecz. Gdy tłumacz wytłumaczył królewskie słowa, że król pragnie się z nią rozwieść, Anna zapewne pomyślała iż król zamierza się jej pozbyć i skarze ją na śmierć jak Annę Boleyn. Gdy tylko usłyszała te słowa, zemdlała z wrażenia. Gdy ją ocucono, była cała poddenerwowana i przerażona, prosiła by król ją oszczędził, jednak w końcu udało się jej wytłumaczyć, że król pragnie jedynie anulować ich związek i liczy że królowa nie będzie stawać temu na przeszkodzie. Henryk obawiał się bowiem że z nią może mieć takie same kłopoty jak z Katarzyną Aragońską. Anna swą decyzję przedstawiła trzy dni później - 9 lipca 1540 r.

Anna Kliwijska otrzymała trzy dni na danie odpowiedzi na królewską propozycję anulowania małżeństwa (tak jakby ono nigdy się nie odbyło), przez ten czas zaś Henryk ponownie już poinformował swych dworzan (m.in sir Tomasza Heneage'a i Antoniego Denny), iż uważa że królowa nie jest dziewicą. Świadczyć miały o tym jej wiotki brzuch i zwisające piersi. 9 lipca 1540 r. Anna oficjalnie przystała na królewską propozycję (zapewne wiedziała że nie ma innej alternatywy, jeśli by się upierała król i tak znalazłby sposób by się jej pozbyć, tak jak pozbył się swej pierwszej żony. Choć oczywiście Anna bardziej obawiała się podzielić los jego drugiej żony i swej imiennicy i to zapewne w dużej mierze zaważyło na jej decyzji).




Gdy tylko Henryk usłyszał, że Anna nie protestuje przeciw rozwiązaniu małżeństwa i godzi się na jego anulowanie, publicznie oświadczył iż królowa wciąż jest dziewicą, bowiem małżeństwo nie zostało skonsumowane. Parlament jeszcze tego samego dnia uchwalił rozwiązanie małżeństwa. Henryk też odpowiednio wynagrodził gest Anny, otrzymała ona od niego stałą roczną pensję w wysokości 4000 funtów. Otrzymała również kilka pałaców, w tym pałac w Richmond i Bletchingley, oraz rodową posiadłość Boleynów, miejsce gdzie dorastała i wychowała się Anna Boleyn - zamek Hever (wiele z tych pałaców Anna Kliwijska nigdy nawet nie odwiedziła). Musiała zrzec się tytułu królowej Anglii, lecz w zamian otrzymała nowy tytuł, nadany jej przez Henryka - "Drogiej Królewskiej Siostry", tak bowiem odtąd traktował ją król, jak swą siostrę. Co jakiś czas obsypywał ją także drogimi prezentami - biżuterią i pięknymi sukniami. Król nakazał także, by o Annie zawsze i w każdych okolicznościach wyrażano się z szacunkiem i estymą, stała się bowiem odtąd - decyzją króla, drugą, a właściwie trzecią (po kolejnych małżonkach króla), osobą w Anglii, niezwykle wpływową i bogatą.




28 lipca 1540 r. nie uzyskawszy wcześniej obiecanej królewskiej łaski - Tomasz Cromwell został ścięty na dziedzińcu Tower. Jednak nim skonał (a właściwie nim stracił głowę), pijany kat (prawdopodobnie celowo), uderzał po omacku i wbijał się toporem w części ciała skazańca - plecy, ręce, głowę, wszystko to trwało jakiś czas, nim ostatecznie jeden z dworzan, nie mogąc znieść widoku rozszarpywanego ciała, wyrwał katu topór i sam ściął Cromwellowi głowę, tym samym skracając jego cierpienie. Po egzekucji głowę nieszczęsnego królewskiego sekretarza zatknięto na moście londyńskim. Król jednak szybko pożałował śmierci Cromwella, teraz wszak miał na głowie inne sprawy. Jeszcze tego samego dnia, w którym na Tower Hill konał Cromwell, król Henryk VIII poślubił swą piątą żonę, młodziutką Katarzynę Howard. Henryk zwrócił uwagę na Katarzynę jeszcze w kwietniu 1540 r. gdy była ona jedną z dam dworu królowej Anny Kliwijskiej. Króla, który wówczas dobiegał 50-tki, fascynowała 17-letnia (niektórzy twierdzą że miała wówczas 15-cie lat), dziewczyna. Fascynowała go swą dziewczęcą młodością, pięknem, delikatnością i młodzieńczą kobiecością. Szybko też, jeszcze w kwietniu 1540 r., wylądowała w jego łożu.
CDN.