Łączna liczba wyświetleń

środa, 7 października 2020

DZIENNIKI ZBRODNIARZA - Cz. XII

CZYLI OPIS I KOMENTARZ

DO DZIENNIKÓW JOSEPHA GOEBBELSA

 
 

 
 

1926

 

DZIENNIKI DLA JOSEPHA GOEBBELSA

od 9 CZERWCA 1925 r.

do 6 LISTOPADA 1926 r.

Cz. IV

 
 

 
 
 25 LIPCA 1926 r.
 
 
 Niedziela! Wędrujemy trochę drogą w dół, siadamy na ławce, a wtedy on opowiada o 9 listopada (nieudany pucz monachijski z 1923 r. który dla nazistów stał się aktem założycielskim ich partii. W latach 30-tych i 40-tych w Monachium wzniesiono specjalny budynek, mający stać się świątynią ówcześnie "poległych towarzyszy". Zwał on się Ehrentempel - czyli "Świątynia honoru"). Tragizm Germanów. Ludendorff zachował się jak dziecko. Szef to przebiegła bestia! O innych sprawach jeszcze nie można pisać. Po południu siedzimy w jego pokoju i gadamy bez końca. Rozpieszcza mnie jak dziecko. Dobry przyjaciel i mistrz! Na dworze leje jak z cebra. A Hitler opowiada! Wieczorem: mówi o przyszłym wizerunku architektury kraju i całkowicie się wciela w rolę budowniczego. Od tego przechodzi do obrazu nowej konstytucji niemieckiej: staje się na wskroś artystą w tworzeniu państwa! 
 
Bądź zdrów mój Obersalzbergu! Te dni były dla mnie drogowskazem! Z głębokiej ciemności błyska gwiazda. Czuję się do końca zobowiązany. Teraz rozwiały się moje ostatnie wątpliwości. Niemcy będą żyć! Heil Hitler! 
 
 
 
 26 SIERPNIA 1926 r.
 
 
 Najnowszy szlagier: w ruchu (nazistowskim) konstatuje się mój Damaszek (alegoria do nawrócenia św. Pawła w drodze do Damaszku). Miałem się jakoby ugiąć przed Hitlerem i Monachium. Kolporterzy: Straßer nr 1 (Gregor) i nr 2 (Otto). Autorzy: Elbrechter i Kaufmann. Już się z nimi rozliczyłem. Z pierwszą grupą w osobistych listach, z drugą grupą w liście otwartym (opublikowanym w "Nationalsozialistische Briefe" z 15 listopada1926 r.). Już ja tę bandę nauczę moresu.
 
   
27 SIERPNIA 1926 r.
 
  
 (...) Propozycja partyjnego kierownictwa dla mnie: mam przejąć na cztery miesiące komisaryczny zarząd okręgiem berlińskim NSDAP. Biję się z myślami. (...)



28 SIERPNIA 1926 r.
 
 
  (...) W sprawie Berlina połowiczna odmowa do Monachium. Nie chcę się pogrążyć w błocie. [...]
 
 
 
17 WRZEŚNIA 1926 r.
 
 
 W sobotę wieczór wyjazd. Całą noc. 
 
W niedzielę w południe przyjazd do Freibergu. Zawody sportowe. Jest tam piękna dziewczyna. Przemawiam wieczorem. Dobrze. Potem razem do Drezna. Długi sen. Z Goßem (Anton Goß - szef NSDAP we wschodniej Saksonii) do Drezna. Wiele trajkotu. Potem do Zwittau. Okropna jazda. Za to świetni faceci i bombowe zebranie. Przemawiam w dobrej formie. Są tam Niemcy sudeccy. Dobrze. Siedzę z nimi aż do późnej nocy. 
 
Wtorek Zwittau - Miśnia. Przemawiam w Miśni. Trudne zebranie. Ale daję radę. Wszystko skończone. 
 
W środę rano do Berlina. (...) Przyjęcie całego szeregu niezadowolonych. Również jest Stier (Albert Stier). Rzewne bzdury. Popołudniu samotnie w kawiarni. Nie mogę patrzeć na tych zrzędów. 
 
Powinienem czy też nie? (przyjąć propozycję Hitlera objęcia urzędu gauleitera NSDAP w Berlinie). Jeszcze długo z przyjaciółmi w Café Wilhelma. Potem włóczymy się po ulicach. Berlin nocą. Bagno grzechu! I miałbym w nim ugrzęznąć? (...)
 
 

 
 
16 PAŹDZIERNIKA 1926 r. 
 
 
W środę, 6 (października), do Lipska. Wieczorem przemawiam przed pełną salą. Poznaję porządnego człowieka: Studentkowski (Werner Studentkowski - student, zaangażowany przez Goebbelsa do organizacji propagandowej w Brandenburgii).
 
W czwartek, 7, do Drezna. Opowieści Goßa przyprawiają mnie o mdłości. Mieszkam u kapitana von Mückego (Hellmuth von Mücke - kapitan marynarki wojennej z I Wojny Światowej. W latach 1919-1929 w NSDAP. Zwolennik współpracy nazistów z komunistami - wystąpił z partii ze względu na brak większego zrozumienia dla swoich racji w tym temacie). U bohatera morza. Morowy facet. Spędzamy ze sobą piękne popołudnie. Przemawiam w przepełnionej sali. Ogromny sukces.
 
Następnego dnia do Limbach. Dobry Reichenbach. Dzielny Juckeland (Edwin Juckeland - członek NSDAP)
 
W sobotę z ciężkim sercem do Berlina. Dr Otto Straßer na dworcu. Elbrechter przegrał (?). Samochodem przez AVUS (Automobil-Verkehrsund Übungstraße - oddana do użytku w 1926 r. autostrada w północno-zachodniej części Berlina) do Poczdamu. Wielki dzień. Marsz z pochodniami, pozdrowienie. Noszą mnie na rękach. W Berlinie żyje pewien łotr nazwiskiem Hauenstein (Heinz Oskar Hauenstein - ochotnik z I Wojny Światowej, potem w formacjach Freikorpsu walczył z Powstańcami Śląskimi. Od 1922 r. w NSDAP - potem odsunięty). Widzę Josefinę von Behr i bardzo się cieszę. Sądzę, że mnie lubi. 
 
Następnego dnia (niedziela) wielka demonstracja z całym ta-ra-ra. Gregor Straßer, Otto Straßer, karykaturzysta Schweitzer (Hans Herbert Schweitzer - w NSDAP od 1926 r., autor plakatów propagandowych) (miły nicpoń), satyryk Steiger (Hans Steiger - redaktor gazety: "Berliner Lokal-Anzeiger") (wiedeńczyk). Przemarsz przy Bramie Brandenburskiej. Wieczorem przemawiam na Luftschiffhafen (lądowisko sterowców Zeppelinów). Ogromna hala pełna. I ja przemawiam. Potem jeszcze siedzę wieczorem z przyjaciółmi.
 
Poniedziałkowe popołudnie spędzam z panną von Behr w ogrodzie i parku Sanssouci w Poczdamie. 
 
Przyszła jesień. Burza szaleje w konarach potężnych drzew. Ucisz się moje serce! (...)
 
 
 
30 PAŹDZIERNIKA 1926 r.
 
 
 (...) Zwickau. Himmler, pusta gadanina, spanie. Wieczorem przed na wpół wypełnioną salą, średnio udany (...) Plauen. Tam leży list od Hitlera, Berlin załatwiony. Hurra! A więc za tydzień do stolicy Rzeszy. Żegnaj Elberfeldzie! (...)

 
 
1 LISTOPADA 1926 r.
 
 
 (...) Jutro do Landshut, Monachium, Augsburga. Rozmawiać z Hitlerem o przejęciu urzędu w Berlinie. W Berlinie wielki krach. To jest okropne. Mam tam odgrywać rolę zbawiciela. (...) 
 
 
 
6 LISTOPADA 1926 r.
 
 
 Właśnie z powrotem z Monachium do Elberfeldu. We wtorek rano jazda do Berlina. Długa, piękna podróż. Odbiera mnie (w Elberfeldzie) Himmler. Następnego ranka z ekscelencją Heinemannem zapoznawanie się z berlińskimi sprawami. Panują tam ponure stosunki. Mam w tej stajni Augiasza udawać Herkulesa. (...)
 
 
 
CDN.
 
 
 
 
 
Na koniec chciałbym jeszcze odnieść się do niedawnej wypowiedzi niemieckiej wiceszefowej Parlamentu Europejskiego - Katariny Barley z SPD, która w rozmowie z niemiecką rozgłośnią radiową deutschlandfunk.de, stwierdziła że kraje takie jak Polska czy Węgry należy "finansowo zagłodzić", bo tylko w ten sposób można zmusić ich do przestrzegania "wartości" III Rzeszy Unii Europejskiej, w kwestii "zasad praworządności". Pomijam już zupełnie fakt, że ani Parlament Europejski, ani Komisja nie mają wiele wspólnego z jakąkolwiek praworządnością (przykładem jest choćby notoryczne łamanie przez Unię podpisanych z państwami członkowskimi traktatów wspólnotowych, czy też jawne naginanie prawa do własnych celów). Jednak słowa, jakie wypowiedziała ta niemiecka polityk, świadczą dobitnie o wciąż nie wygasłym w niemieckiej mentalności kodzie kulturowym, polegającym na dążeniu do upokarzania lub niszczenia (również fizycznego) innych nacji. Kilka dni wcześniej, inny niemiecki polityk - Christian Lüth z AfD (Alternatywy dla Niemiec), powiedział że im więcej imigrantów w Niemczech, tym lepiej, bo będzie można potem do nich strzelać albo ich gazować. Zaś parę lat temu, szefowa AfD - Frauke Petry również stwierdziła że do imigrantów należy strzelać. 

Aby nie przedłużać powiem krótko co mi leży na wątrobie. Otóż według mnie Niemcy współczesne w dalszym ciągu mają mentalność nazistowską i nie ogranicza się ona wcale do przedstawicieli tej lub innej partii politycznej, a obejmuje (niestety) praktycznie cały niemiecki naród. Są to przykre słowa - szczególnie dla mnie - lecz nie można udawać że jest się ślepym i głuchym na rzeczywistość i próbować ją koloryzować, nanosząc wciąż nowe pokłady fardy, na przegniły fundament. Niemcy do dziś dnia są nazistami i to jest tak silnie wtopione w niemiecki kod kulturowy, że stanowi wręcz swoistą synergię, wyrażającą się w słowie: Niemiec = nazista. Oczywiście nazizm to jest pewien zbiór haseł i poglądów, odnoszący się do określonej (marksistowskiej) formacji politycznej, stworzonej w latach 20-tych XX wieku przez Adolfa Hitlera, ale nazizm w ujęciu niemieckim wcale nie zamyka się w czasowych granicach z XX wieku. Nazizm niemiecki jest tak stary, jak stara jest niemiecka duma i buta. Dlatego też powtórzę raz jeszcze - Niemcy po dziś dzień pozostali nazistami, których immanentną cechą narodową jest kłamstwo, nienawiść i zbrodnia. 
 
Jakiś czas temu gdy jeszcze miałem czas na wyjazdy do Niemiec i spotykanie się z częścią tamtejszej rodziny od strony mego ojca, to w rozmowach prywatnych zawsze mówiłem i podkreślałem jedno: "Wy nadal jesteście nazistami" - a słowa te wielu wówczas oburzały, lecz nie kierowałem ich do jakichś konkretnych osób, a do ogółu niemieckiego narodu, do ich kulturowo-genetycznego korzenia, który wyrósł właśnie na wartościach nazizmu. Mówiłem również że nie widzę przyszłości dla Niemiec w takiej formie, w jakiej są one obecnie, a jedyne "antidotum" upatruję w ponownym rozbiciu Niemiec na szereg małych państw, gdyż najwidoczniej Niemcy nie dorośli do Europy. Dwie wojny światowe to za mało. Teraz nasprowadzali sobie i innym krajom Europy - muzułmańskich migrantów - których już chcą gazować, lub do nich strzelać. A może w ogóle zamknąć ich w obozach i niech się tam sami zamęczą? Mentalność Niemców jest przerażająca i dla mnie osobiści (choć niestety też mam owe korzenie) nie do zaakceptowania. 
 
Wiem że takie stwierdzenie może się komuś nie spodobać lub kogoś obrazić, choć ja nikogo obrażać nie zamierzam. Ja tylko stwierdzam fakt - Niemcy są nazistami, pozostali nimi, bez względu na to, co oni sami uważają czy sądzą w tym temacie. Dlatego też słowa Katariny Barley nie są ani przypadkiem, ani niezręcznością, ani tym bardziej słownym lapsusem. Są (niestety) kwintesencją niemieckiego ducha. 
 
Jakiś czas temu, pewien niemiecki przedsiębiorca - Hans G., prowadzący swój biznes w Polsce (na Pomorzu), mówił w rozmowie ze swoją pracownicą (ona całą rozmowę nagrywała, a on o tym nie wiedział) iż: "Zabiłbym wszystkich Polaków! Nie miałbym z tym problemu!", "Nienawidzę Polaków, nie to, że ich nie lubię, nienawidzę ich. Oni wszyscy są cwelami i idiotami. Lepiej jest w Afryce. Jesteście gównem", "Tak, jestem! Jestem nazistą! To wina tego kraju, że taki jestem!" itd. Ponoć został skazany za te słowa, ale znając nasz postkomunistyczny wymiar sprawiedliwości, duża krzywda z pewnością go nie spotkała. 
 
Na zakończenie przytoczę jeszcze fragment z książki polskiego Żyda - Tadeusza Wittlina z września 1939 r., w której (m.in.) opisywał on atak niemieckiego myśliwca na... grupę bezbronnych kobiet z dziećmi w Warszawie. Wittlin pisał: 
 
 
"Na ulicy Żurawiej, przed sklepem spożywczym o zabitych deskami wystawach - olbrzymia kolejka ludzi. Wyłącznie kobiety, niektóre z dziećmi.  W taki sposób Nagle spod białych obłoków słonecznego nieba zsunął się srebrny samolot z czarnymi krzyżami na skrzydłach i nim ktokolwiek zdążył zawołać słowo ostrzeżenia, począł prażyć ogniem karabinów maszynowych w skupione przed sklepem kobiety. Wisiał w powietrzu tak nisko, że doskonale było widać lotnika w brązowej kominiarce. Należało się skryć. Wraz z gromadą przechodniów znaleźliśmy się w bramie, którą dozorca natychmiast zamknął na klucz. Pokrótce strzelanina cichnie. Widocznie samolot odleciał. Wychodzimy na ulice. Przed zamkniętą naprędce karbowaną żaluzję spożywczego sklepu leżą w kałuży krwi zabite i poranione kobiety. Ofiary niespodziewanego nalotu zanosimy do pobliskiej bramy i układamy na ziemi. Pokotem jedna przy drugiej. Jest ich dwadzieścia dziewięć. Kilkanaście z nich żyje. Jedna z kobiet kurczowo przyciska do piersi niemowlę, które trzymała na reku. Dostała postrzał w nogi. Lecz nie jęczy, nie płacze, tylko powtarza: Moje dziecko... moje dziecko... Przecież ma je Paniusia przy sobie - uspokaja ją któryś z żołnierzy. Nie - zaprzecza kobieta. - Mój Jurek. Gdzie on? Był przy mnie. Trzymałam go za rękę... Rozwiera zaciśniętą dłoń i pokazuje strzęp skrwawionej, maleńkiej piąstki kilkuletniego dziecka"    
 
 
Drodzy przyjaciele z Niemiec (i wy, daleka rodzino - co tak bardzo żeście się wówczas oburzali na te kilka słów prawdy) ten lotnik to kwintesencja niemieckości, to typowy przedstawiciel "Waszych Ojców, Waszych Matek" - ideał niemieckiego żołnierza. 
 
Dziś więc, gdy słyszę zapewnienia że Niemcy ostatecznie rozliczyli się ze swej nazistowskiej przeszłości, to mówię jasno i wyraźnie - NIE!!! Mordowaliście cywilów, bestialsko mordowaliście wziętych do niewoli żołnierzy, zniszczyliście nam kraj i naszą stolicę - Warszawę (w której podczas 63 dni Powstania codziennie ginęło więcej ludzi, niż w czasie ataku na WTC w 2001 r.). I wy śmiecie mówić że rozliczyliście się z nazizmu? W taki sposób, że teraz wciąż chcecie głodzić inne narody? Ręce do ziemi opadają!  
 
 
 
 
DLATEGO TEŻ PODPISUJĘ SIĘ POD SŁOWAMI WOJCIECHA CEJROWSKIEGO (1:50) - "NIEMCOM TRZEBA PRZYPOMINAĆ KIM SĄ. BO TO NIE JEST TAK, ŻE ONI BYLI NAZISTAMI A TERAZ NAGLE PRZESTALI NIMI BYĆ. PÓKI ŻYJE OSTATNI Z NICH NIE UPOLOWANY I POBIERA EMERYTURĘ, TO ONI MAJĄ W SOBIE HITLEROWCÓW, NAZISTÓW - SĄ NIMI!"
 
 

 
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz