Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 8 czerwca 2025

MORITURI TE SALUTANT - Cz. VIII

CZYLI DZIEJE IMPERIUM 
WSCHODU I ZACHODU





MIASTO RZYM 
W CZASACH OKTAWIANA AUGUSTA 
(4 r. p.n.e.)






 Nasz spacer po Imperium Rzymskim począwszy od rządów Oktawiana Cezara a skończywszy na inwazji plemienia Longobardów na Italię w roku 568, rozpoczniemy od ówczesnego centrum świata, czyli miasta Romulusa, wzniesionego na siedmiu nadtybrzańskich wzgórzach, które to miasto od czasów Cesarstwa poświęcone było bogini Romie i Augustowi. Prześledźmy dokładnie jak wyglądało to miasto w 23 lata po tym, jak Oktawian Cezar zrzekł się władzy imperatorskiej i konsularnej przed Senatem, a Senat "wyprosił" na nim pozostanie u władzy, dając mu najpierw imperium na kolejne 10 lat, a potem znów je przedłużając. Uznałem że rok 4 p.n.e. będzie najlepszy do rozpoczęcia tej podróży, jako że od trzech lat miasto Rzym było podzielone na 14 nowych dzielnic (tribus). August w 7 r. p.n.e. dokonał reformy administracji miasta, dzieląc dotychczasowe 4 dzielnice na mniejsze ośrodki, którymi zarządzali prefekci dzielnicowi. Oczywiście Rzym w tym czasie znacznie się poszerzył terytorialnie. Już zresztą za Cezara, Sulli czy nawet braci Grakchów w drugiej połowie II wieku p.n.e. miasto Rzym przekroczyło ciasny gorset murów serwiańskich i zaczęło rozbudowywać się poza obszarem pierwotnego urbs (miasta). Nowy podział pociągnął za sobą również reformę straży pożarnej, gdyż każda z dzielnic otrzymała swoją własną straż ogniową, aczkolwiek już rok później (w 6 r. p.n.e.) August uznał że to jest nieefektywne i powołał stałego urzędnika do spraw pożarnictwa (wywodzącego się zawsze ze stanu ekwitów), czyli prefekta vigilum, który miał pod sobą brygadę strażaków, liczącą już wówczas 3500 ludzi (podzielonych na 7 oddziałów - kohort). Wszyscy strażacy miejscy musieli być wyzwoleńcami (taki był wymóg), tak więc obywatel rzymski realnie nie mógł zajmować się gaszeniem pożarów. 

Miasto Rzym w roku 4 p.n.e. liczyło już prawie milion mieszkańców (można to wyliczyć z prostego faktu, w 5 r. p.n.e. August chwalił się że rozdał po 60 denarów każdemu z 320 000 obywateli pochodzących z plebsu. A ponieważ do tej listy nie zaliczano kobiet i dzieci, tylko samych mężczyzn i chłopców którzy ukończyli 11 rok życia, to można śmiało założyć że liczba wolnych obywateli (plebejuszy) mężczyzn, kobiet i dzieci wynosiła mniej więcej w tym czasie 675 000 mieszkańców. Do tej liczby należy dodać przedstawicieli stanu ekwitów, nobilitas, niewolników, ludzi przyjezdnych (których w Rzymie nigdy nie brakowało), 10 000 korpus pretoriański (który wówczas jeszcze nie był skoszarowany w jednym miejscu), oraz licząca tyle samo (mniej więcej - nie mam bowiem dokładnych statystyk odnoszących się do tej formacji w czasach Augusta) straż miejska (swoista policja rzymska). Z tej liczby 320 000 najbiedniejszych obywateli należy odjąć również 150 000 tych, których żyli w nędzy i których nie było stać nawet na jedzenie, a co za tym idzie byli uprawnieni do darmowych racji zboża (taka bowiem liczba najbiedniejszych obywateli rzymskich figuruje w spisach kontyngentów zboża przyznawanych w czasach Cezara i Augusta). Zabezpieczenie Rzymu w zboże (z Egiptu i z Afryki), a tym samym rozwiązanie problemu głodu w mieście, było obowiązkiem każdego rzymskiego władcy, również przed epoką Cesarstwa (w końcu czy to dyktatorzy, triumwirowie czy konsulowie, musieli oni potem tłumić rozruchy rozszalałego z głodu rzymskiego ludu), dlatego też wszelkie uzurpacje czy bunty, które wybuchały w prowincji Afryka czy w prowincji Egipt, mogły zaważyć na władzy tego, lub innego imperatora (zresztą tamte prowincje były na ogół bezpieczne i spokojne, szczególnie Afryka była niezwykle bogata i jakby żyjąca w innym świecie, biorąc pod uwagę że barbarzyńskie hordy z północy niszczyły prowincje naddunajskie i nadreńskie, wchodziły do Italii, Dalmacji a nawet do Grecji, południowa zaś w Hiszpania też była atakowana (od czasów Marka Aureliusza) przez berberyjskie hordy z północnej Afryki (jakaś analogia nam się tutaj nasuwa 🤔), natomiast prowincja Afryka, ze swą stolicą w Kartaginie (odbudowanej przez Cezara w roku 45 p.n.e. po stu latach od zniszczenia przez Publiusza Korneliusza Scypriona Afrykańskiego Młodszego) tylko się bogaciła, i liczyła sestercje.




Rok 4 p.n.e. wybrałem również jako początek naszej podróży po Imperium Rzymskim również dlatego, że tym roku w odległej od centrum ówczesnego świata miejscowości Betlejem narodził się Jezus zwany Chrystusem - Syn Człowieczy wysłany tutaj z bożą misją "naprawy świata". Tyle gwoli wstępu. Ponieważ jednak chciałbym aby ta nasza podróż przybrała nieco charakter swoistej opowieści, przeto tak właśnie zamierzam uczynić i podróż swoją po Rzymie rozpocznę powrotem do tego miasta (z dalekiej syryjskiej prowincji) pewnego rzymskiego nobila - Gajusza Sylwiusza Kastora (przydomek "kastor" uzyskał jeszcze jego dziadek Tytus Sylwiusz, który walczył w X Legionie Cezara w Galii, a zdobył go w bitwie z belgijskimi plemionami Nerwiów, Atrebatów i Wiromandów nad rzeką Sabis w roku 57 p.n.e., gdy Rzymianie budujący obóz zostali niespodziewanie zaatakowani. Tytus Sylwiusz zdążył zbudować jednak takie umocnienia, gdzie znaczna część wysuniętych posterunków budujących obóz, zdołała się schronić na bagnistym terenie rzeki Sabis, nim wreszcie nadeszła odsiecz Tytusa Labienusa. Po bitwie otrzymał więc przydomek "kastor" czyli bóbr). Tak więc jego wnuk, Gajusz Sylwiusz Kastor wraca z Antiochii przez port w Brundyzjum Via Appia i przejeżdża przez południowo-wschodnią bramę miejską, czyli Porta Capena (od razu pragnę oświadczyć, że opis którego tutaj dokonam, jest opisem Rzymu dokładnie z czasów Augusta, nie z okresu późniejszego czy wcześniejszego, natomiast w późniejszych wpisach będę jedynie dodawał opis powstawania nowych publicznych budynków, świątyń lub ewentualnie willi i domów czynszowych - jeżeli takowe powstały): 




Nim przekroczyłem bramę miejską w dzielnicy Porta Capena, nim wjechałem do miasta, noc jeszcze okrywała ziemię swoją poświatą, a blask słońca nie mógł się przez nią przebić. Nie było mnie w Rzymie cztery lata, w czasie których pełniłem urząd namiestnika prowincji syryjskiej, gdy zostałem tam wysłany po powrocie z kampanii nadreńskiej i po śmierci Klaudiusza Druzusa Germanika, młodszego syna Liwii Druzylii o której to  krążyły plotki, że to na jej polecenie życia pozbawił Druzusa wysłany przez nią lekarz (wrzesień 9 r. p.n.e.). Widziałem wówczas rozpacz dostojnej Antonii (córki Marka Antoniusza i Oktawii - siostry Augusta) i tak zachodzę w głowę, że doprawdy trudno mi znaleźć drugą taką rodzinę w Rzymie, która by się tak miłowała. Trójka dzieci zrodzonych z tego związku: Germanik, Liwilla i młody niepełnosprawny Klaudiusz, zostali sierotami. Druzus nie miał nawet 30 lat gdy tam, w nadreńskim obozie oddał swe ostatnie tchnienie, ja zaś mam lat 35, jestem więc w wieku Julii, jedynej córki Cezara Augusta. To bardzo sympatyczna i otwarta kobieta, chociaż mam wrażenie że nieco... za otwarta (😘). Gdy zbliżam się do Porta Capena - miejskiej bramy, prócz odgłosów  kopyt koni z mojego orszaku, nic więcej nie słychać, miasto zdaje się być pogrążone w zupełnej ciszy. Nim jednak przekroczyłem bramę miejską, po lewej stronie na Drodze Appijskiej którą jechałem, rozciągał się widok zalesionych ogrodów Asyniusza (200 lat później w tym miejscu powstaną termy Karakalli). Po prawej stronie drzew było znacznie mniej, jakieś drobne budynki - bardziej wiejskie niż miejskie i gdzieś tam w oddali migocząca (gasnącym blaskiem pochodni) na wzgórzu willa (Celimontana). Następnie po prawej stronie mijam Camenarum, czyli Fons Camenae (fontannę kamenaryjską). To źródło, leżące tuż przed wjazdem do miasta, w świętym gaju wodnych muz, zwane jest również fontanną Egerii, jako najważniejszej z bogiń słodkiej wody, boskich pomocnic Neptuna. Ów obszar świętego gaju jeszcze kilkanaście lat temu był bardziej zalesiony, jednak na polecenie Augusta sporą część drzew ścięto, teren nieco wyrównano, a te z drzew które pozostały, objęto ochroną (nie wolno ich ściąć pod groźbą kary śmierci). 




Na horyzoncie widać już połyskujące pierwsze promienie wschodzącego słońca, gdy dostrzegam dwie święte dziewice Westy, pochylone nad nimfeum boskiej sadzawki z doliny Egerii. To właśnie tylko z tego jednego źródła mogą zaopatrywać się w wodę westalki i czynią to tuż przed świtem, aby pozostałe siostry - jak wstaną z łoża - miały już wodę (do picia i do mycia). Pochylam głowę w ukłonie przed świętymi panienkami, boskimi dziewicami Westy i jadę dalej. Następnie moim oczom ukazuje się (wciąż patrząc w prawą stronę od drogi appijskiej, jadąc w stronę Cyrku Wielkiego) podwójna świątynia Honosa i Virtusa - dwóch bogów, którzy odpowiadają honorowi i męstwu. Do starej świątyni Honosa - zdobywca Syrakuz Marek Klaudiusz Marcellus (który w czasie niezwykle uciążliwego oblężenia tego greckiego miasta w latach 214-212 p.n.e. -należy bowiem pamiętać że Grekom swoimi wynalazkami pomagał wówczas Archimedes, a jednym z jego dzieł była wielka żelazna łapa, która miała chwytać rzymskie okręty i je miażdżyć) ślubował bogom po zwycięstwie odnowienie świątyni honoru i wzniesienie świątyni męstwa). Prace rozpoczęto (w roku 208 p.n.e.) ale kapłani nie zgodzili się na poświęcenie odrestaurowanej świątyni dwóm bogom jednocześnie - Honosowi i Virtusowi, gdyż gdyby w tym przybytku zdarzył się jakiś cud, nie wiedziano by któremu z bogów za to podziękować i któremu złożyć ofiary. Sprawę rozwiązano więc w prosty sposób, do odnowionej świątyni Honosa Marcellus dobudował drugą świątynię Virtusa, tak, że teraz jedna świątynia stoi obok drugiej - z tym że do świątyni Honosa można wejść tylko przez świątynię Virtusa (innymi słowy, żeby zdobyć honor, należy wcześniej wykazać się męstwem). Budowę owych świątyń zakończył jednak dopiero syn Marcellusa (konsekracja miała miejsce w 205 r. p.n.e.), gdyż temu wcześniej się zmarło (jeszcze w 208 r. p.n.e.). Z tego co opowiadał mi dziadek, to w czasach jego pradziada świątynia ta pełna była jeszcze łupów zdobytych przez Marcellusa w Syrakuzach, dziś zaś już praktycznie nic z tego nie pozostało. Przed wejściem do tej świątyni stoi niedawno wzniesiony (19 r. p.n.e.) ołtarz Fortuny Redux, który miał upamiętnić zwycięski powrót naszego Cezara Augusta ze Wschodu (gdy w roku 20 p.n.e. August porozumiał się z Partami i w pokojowy sposób odzyskał zarówno sztandary jak i żyjących jeszcze w partyjskiej niewoli ostatnich żołnierzy armii Marka Licyniusza Krassusa, który poniósł klęskę w bitwie pod Carrhae w 53 r. p.n.e. Było to wielkie zwycięstwo, choć odniesione drogą pokojową, dlatego też wzniesiono przy świątyni Honosa i Virtusa ołtarz bogini Fortuny). W świątyni Honosa i Virtusa znajdują się również grobowce Klaudiusza Marcellusa i jego syna.

Wreszcie mijam bramę kapeńską, której wrota notabene są ciągle wilgotne i mokre (brało się to stąd, że nad Porta Capena przechodził akwedukt Aqua Appia i woda stamtąd po prostu skapywała prosto na bramę). Jestem już w Urbs, bezpośrednio za murami serwiańskimi, choć ich stan techniczny pozostawia wiele do życzenia. Ale któż mógłby zagrozić miastu Romulusa? Ostatni raz stanęły tam oddziały Italików (Samnitów i Lukanów) jakieś 80 lat temu (w roku 82 p.n.e. pokonał ich wówczas w bitwie pod Bramą Kollińską przybyły ze swymi legionami z Grecji - Lucjusz Korneliusz Sulla. Miasto powoli budzi się do życia, choć niektórzy mówią że Rzym nigdy nie zasypia - ale ta cisza która wita mnie wjeżdżającego, może zaświadczyć że tak nie jest. Pod bramą kapeńską swoje "legowiska" mają żebracy. Jest też dużo cudzoziemców, tym Żydów. Potrafię ich odróżnić, w Syrii też ich było sporo. Obecnie stan bezpieczeństwa w mieście bardzo się poprawił, ale jakieś 20 kilka lat temu nie było tak wesoło. Bandy najróżniejszych rzezimieszków kontrolowały poszczególne ulice i regiony miasta, jak również hale targowe w Emporium i na Forum Boarium (Byczy Rynek). Jak wiadomo wojny domowe i wewnętrzna anarchia służą powstawaniu takich właśnie kreatur. Ale to już dawno się skończyło, pamiętam że byłem jeszcze chłopcem, gdy nasz Cezar August ukrócił ich bandycką samowolę. Dalej kieruję się prostą drogą ku północy (ta ulica o której wspomina nasz bohater, ma nieznaną nazwę starożytną. Wiadomo tylko że od lat 80-tych I wieku "prawdopodobnie" zwano ją ulicą przy Koloseum, bo tam właśnie znajdował się ów amfiteatr. W średniowieczu zaś otrzymała ona nazwę ulicy św Grzegorza). Dużo tu jest tawern (tabernae - czyli sklepy, gdzie można było coś zjeść i się napić). Mieszczą się one na parterach domów czynszowych (insulae). Teraz jednak, gdy już słońce zaczyna wschodzić, kupcy i sprzedawcy pojawiają się przed swoimi sklepami, wyjmują ciężkie drewniane płyty wpuszczone w podłogę i odbezpieczają rygle. Dzień się rozpoczyna, czekają na klientów których nigdy nie zabraknie (notabene któż wie że to właśnie Rzymianie wymyślili fast foody, czyli szybkie dania, które można było zjeść w trakcie spaceru. Oczywiście były to potrawy dosyć proste i tanie, przeznaczone bezpośrednio dla najuboższych. Myślę też, że gdybyśmy cofnęli się do tamtych czasów i zjedli takiego fast fooda, to moglibyśmy po nim dostać albo biegunki, albo wzięłoby nas na wymioty. Lepiej bowiem było udać się do nieco droższej karczmy, gdzie można było zjeść coś stałego - choć oczywiście tamte potrawy też były na gorąco).




Po prawej stronie mijamy piękną willę w starym stylu (z czasów republikańskich). Widać krzątających się po obejściu niewolników, którzy zawsze wstają pierwsi gdyż mają mnóstwo pracy. Ta willa (należąca do jakichś dostojnych nobili) nie jest jednak duża, choć nieco odizolowana od reszty zabudowań. Ściany przypominają raczej fortecę, okna są małe i umieszczone wysoko, dom (domus) pozbawiony jest też balkonów. Jest to jednak dosyć stary budynek, pamiętający zapewne czasy Scypionów (ta willa przetrwała bardzo długo i ostatecznie została zniszczona dopiero w roku 1939 gdy rozpoczęto budowę nowej linii metra w Rzymie). Drzwi owej willi są grube, drewniane, na których znajduje się metalowa kołatka w formie pierścienia, którą podtrzymuje wilcza głowa odlana z brązu. Mój dom znajduje się nieco dalej, na Kwirynale - dokąd też zmierzam, ale ta willa na wzgórzu Celius - pomimo tego że nie jest zbyt obszerna (w rzymskich warunkach ciasnych ulic i blisko stojących obok siebie budynków, większe wille były rzadkością), to jednak ma w sobie ukryte piękno. Ale nie ma co się zbyt długo nad tym zastanawiać, jedźmy dalej. Dosłownie po drugiej stronie ulicy którą podróżuję, tuż na wschodnich zboczach wzgórza palatyńskiego (ulica o której piszę, biegła pośrodku wzgórza Celius po stronie prawej - jeśli jedziemy {tak jak nasz bohater} ku północy - i wzgórza Palatyn po stronie lewej), znajduje się świątynia Fortuny Troskliwej (Fortuna Respiciens). Było to miejsce schronienia dla wszelkiego rodzaju żebraków i pozbawionych domu ubogich, choć przebywanie tam w ciągu dnia było surowo zabronione przez kapłanów, a jedynie nocą można było przycupnąć przy murze świątynnym i przespać się. Dalej dojeżdżając do skrzyżowania ulic, skręcam w lewo (jeśli spojrzymy na przytoczoną wyżej mapę Rzymu, jest to dokładnie miejsce u południowych stóp Koloseum, czyli Amfiteatru Flawiuszów, które w omawianym przeze mnie okresie jeszcze nie istniało). Jest to tak zwany obszar Capita Bubula, na której znajduje się po mojej lewej stronie (wciąż Palatyn mam po stronie lewej, natomiast po prawej znajduje się dzielnica zwana Świątynią Pokoju - Templum Pacis). Na Capita Bubula znajduje się budynek Starych Kurii (Curiae Veteres - czyli czterech tradycyjnych podziałów ludu rzymskiego, ustanowionych według legendy jeszcze przez Romulusa - pierwszego króla). Owe sanktuarium czterech kurii ma już dziś zastosowanie czysto historyczne, a nie praktyczne. Już świta, słońce wzeszło a noc ustąpiła. Nim dojadę na Kwirynał, przejadę jeszcze przez Forum Romanum (potem wrócimy jeszcze do poszczególnych dzielnic, omawiając dokładnie i skrupulatnie wszystkie ważne miejsca jakie znajdowały się wówczas w Rzymie w czasach Oktawiana Augusta).




CDN.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz