Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 22 kwietnia 2018

WOMAN IS FUTURE!? Cz. II

CZYLI WSPÓŁCZESNA

FEMINISTYCZNA MIZOANDRIA




Równouprawnienie? Cóż to takiego jest? Ktoś bardziej zapoznany z tematem zapewne odpowiedziałby, iż są to równe prawa i równe możliwości, którymi może cieszyć się każda z płci lub ras. Ja jednak uważam że stan równouprawnienia, jest stanem przejściowym, pomiędzy dominacją jednej, lub drugiej grupy ludzi. Uważam tak, ponieważ dowodów na to dostarcza nam sama historia (ewentualnie literatura) lub określona, konsekwentnie realizowana polityka. Spójrzmy na przykład, na kwestię tak dziś krytykowanego zachodniego kolonializmu Afryki, ileż to zbrodni mieli popełnić Biali ludzie tzw.: Zachodu na biednych mieszkańcach czarnej Afryki. Nie przeczę, były zbrodnie (weźmy choćby prawdziwy holokaust Murzynów z Konga, dokonywanych przez Belgów w końcu XIX i na początku XX wieku, gdzie obcinanie rak i nóg było najmniej dotkliwą karą, ponoszoną za najdrobniejsze wykroczenia, z reguły zaś, to kolekcjonowano sobie czaszki pomordowanych niczym trofea i układano je w prawdziwe stosy), był ucisk, był Apartheid w Republice Południowej Afryki - to wszystko prawda, tylko że... to już było, a dziś sytuacja odwróciła się o 180 %, natomiast my wciąż gadamy o tym co było kiedyś. Dziś w czarnej Afryce na potęgę mordowani są biali ludzie (w RPA panuje odwrócony apartheid, gdzie biali są bici, mordowani i paleni - i cisza, wszystko jest ok.). Chrześcijaństwo jest dziś najbardziej prześladowaną religią i to nie tylko w Afryce czy na Bliskim Wschodzie, gdzie za bycie chrześcijaninem płaci się śmiercią całej rodziny, ale również w Europie Zachodniej (Facebook cenzuruje nawet zdjęcie ukrzyżowanego Chrystusa, jako: "Niezgodne ze standardami społeczności" - to jaka to jest ta społeczność, ja się zapytuję, skoro nawet krzyż jest już niemile widziany, podobnie zresztą jak i symbole narodowe. Za to strony o profilu wybitnie marksistowskim ze szmatami z sierpem i młotem, swastyką i temu podobne mają się świetnie i nikt ich nie cenzuruje). 

Papież Franciszek stręczy nam na potęgę uchodźców, perfidnie głosząc że islamscy najeźdźcy ze smartfonami i Koranem w ręku, są niczym apostołowie Chrystusa (dla mnie ten uzurpator nie jest żadnym papieżem, prawdziwy papież - Benedykt XVI nigdy przecież nie zrezygnował oficjalnie ze stanowiska i realnie wciąż pełni swoje obowiązki, choć został zmuszony do usunięcia się na bok, bowiem blokowałby wielką akcję "Refugees Welcome" Anno Domini 2015, która była miała być główną odsłoną poszczególnych mniejszych akcji, przygotowywanych od mniej więcej 2008/2009 r. Jedną z nich była... katastrofa samolotu prezydenta Polski - Lecha Kaczyńskiego pod Smoleńskiem). Chrześcijanie są dziś oskarżani o największe zbrodnie, o inkwizycję, o prześladowania innowierców (w tym głównie Żydów), a Watykan również o współpracę z hitlerowskimi Niemcami podczas Holokaustu (kompletna brednia, ale nie będą jej teraz rozwijał, przejdę do tego w innym temacie). Kościoły zamieniane są w Europie w dyskoteki i puby, zaś w miastach rosną jak na drożdżach nowe meczety. A lewica (w tym również feministki) wciąż maja usta pełne frazesów o dominacji Kościoła, Chrześcijaństwa i religii na życie ludzi (pewnie, najlepiej zamienić człowieka w ludzkie zwierzę, posłuszne i sterowalne, które nie zadaje zbędnych pytań, wykonuje rozkazy no i co najważniejsze nie ma gdzie uciec, bo wszędzie ma być tak samo. Najważniejszym zadaniem dzisiejszej lewicy, jest zabić w ludziach nadzieję na jakiekolwiek zmiany, na możliwość choćby pomyślenia o buncie przeciwko projektowanemu Nowemu Porządkowi Świata. Aby to uczynić, należy zabić w nim jakiekolwiek myśli czy odwołania do Boga. Człowiek bowiem ma być sterowany całkowicie, a skoro istnieje furtka, mówiąca o nadziei, jaką daje Bóg i wiara, to system oczywiście nie może zostać domknięty. Jeśli zaś nie zostanie domknięty - upadnie. Proste. Stąd taka nieprawdopodobna agresja i atak na Chrześcijaństwo oraz w ogóle Białego Człowieka jako takiego.

Tak więc uważam że na dobrą sprawę równouprawnienie jest stanem przejściowym i wynika jedynie ze słabości poszczególnych stron ewentualnego konfliktu. Taki konflikt, jaki panuje pomiędzy rasami i narodami, został również sztucznie wykreowany między płciami (wszystko w imię postępu i nowego, marksistowskiego świata). Co nie znaczy oczywiście że zarówno mizoandria jak i mizoginia nie istniały wcześniej w historii. Owszem istniały, a dominacja jednej z płci (lub przynajmniej zapowiedź owej dominacji), stwarzała okazję dla tego typu praktyk. W tym temacie chciałbym głównie się skupić na mizoandrycznych, typowo anty-męskich wypowiedziach (oraz niekiedy działaniach) kluczowych ikon feminizmu, którym zamarzyła się odwrotna kwestia dawnego patriarchatu. Nim jednak przejdę do tych, czysto mizoandrycznych wypowiedzi, chciałbym również przytoczyć tutaj drugą stronę medalu i zaprezentować (tak powszechnie krytykowane dziś przez feministki i tzw.: "postępową społeczność") mizoginiczne wypowiedzi wielu mężczyzn (i niekiedy kobiet) w przeszłości. Oczywiście były również i apoteozy postaci kobiecych, podejmowane przez męskich twórców (czego w przypadku feministek niestety nie sposób znaleźć, no chyba że wśród kobiet, które z feminizmu się wyleczyły). Przejdźmy więc zatem do owych mizoginicznych wypowiedzi (gdyż na tym właśnie pragną się tutaj skupić), by potem przejść do tych, które mówią o kobietach i ich roli w społeczeństwie w sposób zgodny z faktycznym stanem. Na koniec przejdę już bezpośrednio do "dania głównego", czyli do mizoandrycznych (i to wybitnie mizoandrycznych) wypowiedzi kobiet, które określają siebie same jako feministki.

Demostenes, sławny ateński mówca i polityk, przeciwnik wzrostu potęgi Macedonii i aktywny piewca wojny z Filipem II (autor anty-macedońskich filipik), zaprezentował ówczesne myślenie starożytnych Greków na kwestie męsko-damskie, mówiąc: "Dla potrzeb ciała mamy kurtyzany, dla uciech ducha mamy hetery, a żony po to, aby rodziły nam synów i strzegły domowego ogniska". Innymi słowy dla wielu Greków (oczywiście głównie tych z kultury jońskiej, a jeszcze bardziej konkretnie ateńskiej, choć i w innych regionach Grecji takie poglądy, może tylko w mniejszej skali były jak najbardziej popierane), ich żony to w dużej mierze takie... wierne niewolnice, które rodzą dzieci i się nimi zajmują (do pewnego wieku oczywiście), oraz dbają o dom i przede wszystkim skrupulatnie przestrzegają zachowań wybitnie cnotliwych (Atenki na przykład większość czasu przebywały we własnym pokoju, zwanym gynecejonem, gdzie głównie zajmowały się tkactwem i przędzeniem nici, w otoczeniu niewolnic i odwiedzających ich przyjaciółek, oraz przygotowywały posiłki - często było to swoiste urozmaicenie dnia, bowiem taka pani domu musiała się potwornie nudzić, a gdy posiadała po kilkanaście niewolnic i one wykonywały wszystkie zajęcia, ona nie miała już wiele do zrobienia, poza szydełkowaniem - ale ile można szydełkować. W zasadzie nie istnieją żadne informacje, mówiące iż Atenki zajmowały się jeszcze czymś innym niż właśnie przędzeniem i gotowaniem - przy czym cięższe prace wykonywały oczywiście niewolnice). Nie jest jednak prawdą to, że Atenki całkowicie nie mogły opuszczać swego domu, owszem mogły, ale gdy to już czyniły, zawsze musiała im towarzyszyć w drodze jakaś niewolnica w roli przyzwoitki.




Platon uważał kobiety za... niedorozwiniętych mężczyzn i postulował sprawować nad nimi opiekę prawną, niczym nad dziećmi (choć jednocześnie przyznawał, że kobiety mogą niekiedy wykazywać się inteligencją na równi z mężczyznami i takie właśnie kobiety widział we władzach swej utopijnej wizji zaprezentowanej w "Politei"). Eurypides, jeden z największych helleńskich tragików starożytności, tak pisał w "Trojankach" o Helenie, głównej sprawczyni zniszczenia Troi: "Menelaosie, pięknie, że zabijesz żonę, lecz nie patrz na nią, byś nie uległ żądzy. Bo bierze oczy mężczyzn, niszczy miasta, podpala domy - taki czar jej. Ja ją znam, ty też, inni - jej ofiary", a Menelaos odpowiada: "Zgadzam się z tobą, jestem przekonany że ona chętnie poszła z mego domu w łoże obcego (...) Idź pod grad kamieni! (...) Umrzyj - byś więcej nie mogła mnie zhańbić!" Tak oto Helena - sprawczyni nieszczęścia całego miasta, winna jest śmierci, a jej jedyną winą jest to że podoba się mężczyznom, którzy przez to mogą palić i niszczyć wsie, miasta i państwa. Bardzo podobnie myślał Publiusz Korneliusz Scypion, który skazał na śmierć słynną Sofonisbę, córkę Hazdrubala Giskona - jednego z wodzów Hannibala. Uczynił tak tylko dlatego, że jej uroda powodowała rozpad numidyjskich koalicji i przez to zmuszała Rzymian do bezpośredniej interwencji na ziemiach, na których nie planowali oni wcześniej interweniować. Uroda jest więc przekleństwem kobiet, bowiem prowadzi do zaślepienia mężczyzn, którzy czynią wówczas rzeczy, które w normalnych warunkach nigdy by im nie przyszły do głowy. Kobieta to rozbuchany erotyzm, dlatego też ideałem, do jakiego powinna ona dążyć jest cnota, pobożność i posłuszeństwo. Tylko wówczas może poskromić czającą się w niej samej istotę, sprowadzającą narody i państwa na zgubę. 

Semonides jeszcze ostrzej pisze o kobietach w swej "Satyrze": "Zeus kobietę głównym złem uczynił (...( stąd też i Hades przyjął tych, co w boju oddali kiedyś życie za kobietę". Homer (w którego przecież czasach kobiety miały znacznie większą pozycję społeczną, niż w późniejszych okresach, tak przytacza w "Odysei" władcze słowa, jakie wypowiada Telemach - syn Odysa, do swej matki Penelopy (która już wówczas była uważana za przykład niewieścich cnót): "Wracaj do siebie i pilnuj swojej roboty, krosien i kądzieli, i służbę zapędzaj do pracy. Słowo do mężów należy, a ze wszystkich do mnie najbardziej, bo moja władza w tym domu". Oczywiście Penelopa posłusznie wykonuje synowskie polecenie, za co Homer nazywa ją wzorem dla innych kobiet, jako przykład niewieściej cnoty, posłuszeństwa i wierności swemu małżonkowi (Homer pisze: "Jej czyste serce było u mądrej Penelopy, córy Ikariosa, że tak wiernie pamiętała Odysa, męża swej młodości"). Arystofanes w "Sejmie kobiet" prezentuje natomiast zupełnie odmienne społeczeństwo, które rządzone jest w ubierające się po męsku kobiety. Ponieważ mężczyźni wciąż toczą ze sobą walki i nie potrafią doprowadzić do trwałego pokoju, rządy zostają oddane kobietom, które pod przewodnictwem wojowniczej Praksagory (takiej antycznej feministki), odtąd decydują o polityce na zgromadzeniu ludowym. Następuje początkowa euforia, kobiety wprowadzają powszechną równość i ustanawiają kolektywną wspólnotę (typowy antyczny marksizm). Likwidują własność prywatną i rozwiązują małżeństwa, odtąd każdy może współżyć z każdym. Wspaniale!... choć, nie do końca. Szybko zaczynają piętrzyć się problemy, wielu mężczyzn nie chce zrezygnować z prywatnej własności - co z nimi począć? kobiety nie mają pomysłu, zaczyna piętrzyć się chaos i rozprzężenie. Niektórzy (jak choćby Chremes, znajomy męża Praksagory - Blepyrosa), próbują to jakoś logicznie wytłumaczyć, mówiąc iż: "Cokolwiek w Atenach postanowi się głupio, obraca się w końcu na dobre", ale na dobre wcale się nie obraca, szerzy się anarchia i w końcu państwo powoli się załamuje, choć dzieje się to w sposób powolny i żartobliwy, jak przystało na komedię.

"Sejm niewieści" to jednak utopia, wizja rządów kobiet, które uważałyby się za równe mężczyznom, a którym powierzona władza całkowicie wymyka się spod kontroli, bowiem wprowadzają one reformy, które same wcześniej uważały za korzystne i sprawiedliwe. Czynią jednak tym znacznie więcej szkód, niż wojny które prowadzili ich mężowie. Ponieważ kobiety, jako nieodpowiedzialne istoty ("niedorozwinięci mężczyźni" - jak nazywał je Platon), należy więc kontrolować, bowiem pozbawione owej kontroli, natychmiast prowadzą tak związek małżeński jak i formy znacznie większe (jak choćby miasta czy państwa) do katastrofy. Dlatego też małżeństwo było formą swoistej sprzedaży przez ojca córki, jej przyszłemu mężowi. Menander opisuje to w ten oto sposób: "Patajkos (ojciec dziewczyny) - Daję ci tę dziewczynę, aby wydała dzieci z prawego łoża", "Polemon - Przyjmuję ją", dalej znów "Patajkos - Dodaję posag liczący trzy talenty", "Poleon - Przyjmuję go również z przyjemnością". Ischomach zaś zwracając się do swej żony, pyta ją czy ta wie, dlaczego została jego żoną i sugeruje że nie brakowało mu innych dziewcząt, które mógłby poślubić: "Powiedz mi, żono, czy już pojęłaś, w jakim celu ja wziąłem ciebie (...) Bo że nie brakowało innych, z którymi moglibyśmy podzielić łoże, to wszak i dla ciebie jest jasne". W konkluzji dochodzi on do wniosku, że jego żona została nią, ponieważ po pierwsze on tak chciał (spodobała mu się), a po drugie, chciał tak również i jej ojciec, więc dobili targu. Przygotowania do ślubu były bardzo uroczyste, a zarówno panna młoda jak i pan młody posiadali swoje drużby (w przypadku kobiety była to nymfeutria - czyli organizatorka ceremonii ślubnej, zaś w przypadku mężczyzny - parachos, drużba). Panna młoda, po oczyszczającej kąpieli, ubrana w suknię i przybrana welonem, oczekiwała na swego przyszłego męża. Uczta weselna odbywała się w domu narzeczonej, dopiero pod wieczór pan młody, wraz z towarzyszami i rodzina, odprowadzał żonę do swego domu, gdzie często... zmieniała ona gyneceum ojca, na gyneceum męża.




Tak śluby organizowano w Atenach i innych miastach Hellady, ale nie w Sparcie, gdzie do tradycji należało... porywanie panny młodej przez pana młodego. Gdy już ją uprowadził, oddawał ją w ręce kobiety, które miała przygotować ją do zamążpójścia. Najpierw więc ścinała krótko jej włosy, przebierała ją w męskie ubranie i kładła na sienniku, gdzie miała oczekiwać na narzeczonego. Ten przychodził z uczty weselnej, zanosił ją na łóżko, odbywał stosunek i... wracał do pijących towarzyszy weselnych, a dziewczyna pozostawała sama). Do tradycji (szczególnie w Atenach) należały też wspólne modły, odbywane w świątyniach, gdzie zarówno mąż, jak i żona prosili bogów o szczęśliwe pożycie (mąż z reguły prosił bogów, aby żona była mu zawsze posłuszna i chętna do nauki jej nowych obowiązków domowych, zaś żona prosiła o to samo dla siebie - czyli aby bogowie napełnili ją pokorą i posłuszeństwem). Żona dodatkowo musiała być wierna swemu mężowi, a jeśli wierności nie dochowała, ten (choćby nawet nie chciał) musiał ją wypędzić - taki był zwyczaj. Zresztą mógł to zrobić nie tylko z powodu cudzołóstwa, ale również np. z powodu jej przykrego charakteru (zresztą powód nie miał żadnego znaczenia, po prostu mąż mógł wypędzić z domu żonę i zabronić jej kontaktów z dziećmi, naprawdę pod byle pretekstem, nikt w to się zbytnio nie wgłębiał). Co prawda według prawa, maż, który wypędzał z domu żonę, musiał zwrócić jej posag, który wniosła do związku w dniu ślubu i to właśnie często powstrzymywało mężczyzn przed plagą rozwodów (ponoć prawo to zostało uchwalone w Atenach na polecenie Peryklesa, na którym znów wyprosiła je jego kochanka - Aspazja z Miletu). Mimo to jednak każde rozstanie "niesławą jest dla kobiety", jak stwierdzała eurypidesowa Medea, gdyż cała wina za nieudane pożycie, całe odium spadało właśnie na nią. Nic więc dziwnego że wiele kobiet w pokorze znosiło domową przemoc, w obawie przed oddaleniem, bowiem wówczas dla społeczeństwa stawała się swoistą "kobietą upadłą".

Mężowie mogli do swych domów spraszać zarówno hetery jak i konkubiny (zwane pallakeides), natomiast w tym samym czasie ich żony przebywały w gyneceach, przędły, gaworzyły i oczekiwały końca imprezy. W żadnym razie męska niewierność nie mogła być dla kobiety podstawą rozwodu (jedyną taką podstawą była przemoc domowa, ale w tym przypadku kobieta musiała złożyć sprawę o pobicie u archonta eponima i to on dopiero decydował czy daną sprawę warto przedstawić w sądzie czy też szkoda na to jego czasu). Ale nawet jeśli rozwód został orzeczony i mąż musiał zapłacić zonie posag, który wniosła do związku w dniu ślubu, jak już wspominałem - wpadała ona z deszczu pod rynnę. Co prawda przemoc fizyczna się kończyła, ale... pojawiało się odium moralne, które w niej właśnie widziało głównego winowajcy rozpadu związku małżeńskiego i zniszczenia ogniska domowego. Cóż więc wybrać - dalsze w pokorze przyjmowanie razów ze strony męża i udawanie że nic się nie dzieje, czy też życie do śmierci w hańbie? Czy można się dziwić, że kobiety częściej wybierały to pierwsze niż to drugie? Kobiety był z reguły kształcone w antycznej Helladzie w taki sposób, aby były potem przydatne dla męża i rodziny (czyli żony prócz podstaw pisania i czytania, szkolono w pracach domowych i robótkach ręcznych). Nawet sławetne hetery, które uważane są dziś za najbardziej wykształcone ówcześnie kobiety, posiadały jedynie taką wiedze, która pozwalała na swobodną konwersację z mężczyznami, którzy za nie zapłacili. Potrafiły co prawda rozmawiać na tematy związane z literaturą i sztuka, ale nie była to zbyt wyczerpująca wiedza, poza tym uczono je tańczyć i grać na instrumentach muzycznych (głównie na kitarze i flecie). Żadna z najsławniejszych greckich heter, nie była w pełni wykształconą kobietą (często po zakończeniu kariery jako hetery, prowadziły domy publiczne, nielicznym zaś udawało się wyjść za maż za ich dawnych klientów). 


To tyle jeśli idzie o greckie niewiasty i panującą w Antycznej Helladzie mizoginię. Przejdźmy zatem teraz do siejącego postrach, położonego na siedmiu wzgórzach i często znienawidzonego - miasta cudów - Rzymu. Czy i tam odnajdziemy publiczne przykłady mizoginii?



  

 GERMAN DEATH CAMPS

NEVER POLISH



CDN.  
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz