Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 12 grudnia 2022

UMIERAMY I CO DALEJ? - czyli co się z nami dzieje po śmierci? - Cz. LXVI

ŻYCIE PO ŚMIERCI -

CZYLI RELACJE OSÓB,

KTÓRE PRZEŻYŁY WŁASNĄ ŚMIERĆ

 

 
 

VI

MEDIA I SEANSE

Cz. III

 
 
 

 
 
SPOSOBY KONTAKTOWANIA SIĘ Z ZAŚWIATEM
Cz. II
 
 
TALERZYKI - KRYPTOSKOPY
 
 
 Innym sposobem kontaktowania się z istotami z tamtego świata są talerzyki-kryptoskopy. Potrzebny jest do tego także podwójny arkusz białego kartonu o formacie 32x25 cm wraz z planszetką. Planszetę stawiamy na tablicy medialnej (kryptoskopie). Światło lekko przyciemniamy. Obok, przy stoliku siada trzecia osoba, zapisująca litery, które wskaże kryptoskop. Na planszecie dwie osoby stawiają wskazujące palce i... spokojnie czekają. Przy pewnej medialności którejś z obecnych osób planszeta zaczyna posuwać się po stole i wskazywać na kolejne litery (zamiast planszety można zastosować talerzyk - zwykły spodek od herbaty - odwrócony dnem ku górze. Wówczas na krawędzi talerzyka rysujemy dodatkowo strzałkę). Zadajemy głośno pytania. Czy chcesz z nami rozmawiać? Jak się nazywasz?... itp. Talerzyk sunie po stole, wskazując na poszczególne litery, które dyktujemy zapisującemu. Czasem wychodzi z tego nawet i sensowne zdanie. Sam byłem obecny na kilkudziesięciu seansach tego typu. Proszę spróbować, jeżeli to kogoś interesuje. Nie wiadomo, kto kieruje talerzykiem ani kto daje temu impuls. Znany mi jest jeden przypadek, kiedy talerzyk podyktował obecnej studentce pytanie, jakie jej zadano nazajutrz na egzaminie. Nie można jednak wykluczyć i takiej możliwości, że studentka narzuciła egzaminatorowi na drodze telepatycznej myśl, zawierającą pytanie, podyktowane jej poprzedniego dnia przez talerzyk. 
 
Ale, jak wszystkie doświadczenia z dziedziny parapsychologii lub magii, tak i talerzyki-kryptoskopy kryją w sobie niebezpieczeństwo, z czego ludzie niedoświadczeni nie zdają sobie w ogóle sprawy. Jak już wspomniałem, tylko osoby doświadczone i oczytane mogą robić próby. Dr med. Carl Wickland twierdzi na podstawie kilku tysięcy przypadków wyleczonych "schizofreników", traktowanych przez naszą oficjalną naukę jako chorych na rozdwojenie jaźni, które to określenie właściwie nic nam nie mówi, że pewne typy ludzi ulegają opętaniu. O opętanych możemy przeczytać również w Starym Testamencie, co się jednak przemilcza. Nie można wymagać od nikogo, aby znał się na wszystkim, lecz dobry astrolog w ciągu kilku minut stwierdzi, czy danej osobie grozi "schizofrenia". Zależne to jest od pewnych charakterystycznych aspektów. Eksperymentowanie z takimi osobami jest szczególnie niebezpieczne. Znany w kołach parapsychologów niemieckich generał R. Peter prowadził przez wiele lat badania i doświadczenia z wykorzystaniem kryptoskopu. Jest on zdania, że na seanse zazwyczaj zgłaszają się osoby zmarłe, których identyczność często trudno stwierdzić. Ciekawe, że na wszystkich seansach udanych, po tamtej stronie występuje "kontroler", jakaś istota, która dyryguje duchem manifestującym się. 
 
We wspomnieniach generała Petera czytamy, iż, kiedyś uczestniczył w seansach, gdzie jako zdolne medium występowała młoda dziewczyna. Jako istota kontrolująca przedstawiała się nieznana bliżej Paulina. Na ósmym z kolei seansie z jej udziałem Paulina oświadczyła, że już się nie zgłosi. Zapytana o powód - odparła: 
 
- Bo się już nauczyłam tego, co mi było potrzebne, aby przejść do wyższej sfery.
 
- Czego się nauczyłaś? - zapytano.
 
- Poznawać unum Deum omnipotentem (jednego wszechmogącego Boga). 
 
Nie jest tu ważny sens odpowiedzi, będącej początkiem modlitwy: Wierzę w Boga wszechmogącego. Istotny natomiast jest fakt, że medialna dziewczyna, prowadząca palcami talerzyk, nie znała języka łacińskiego.
 
Pewnego razu - pisze dalej generał R. Peter - poprzez kryptoskop zgłosił się jakiś fakir, rzekomo zmarły na dżumę w roku 376.
 
- Przed, czy po Chrystusie? - spytał generał Peter.
 
- Czy ty nie wiesz, że my, Mahometanie liczymy lata od roku ucieczki Proroka? 
 
Medium tego nie wiedziało, a generałowi nie przyszło to na myśl. 
 
Możliwe, że w doświadczeniach z zakresu parapsychologii pewną rolę gra podświadomość medium lub osób obecnych na seansie. Nie ulega jednak wątpliwości, że w niektórych przypadkach należy szukać wyjaśnień w teorii spirytystycznej, której zdaniem na seansach manifestują się osoby zmarłe. W każdym razie musimy przyznać, iż wyjaśnienie o zaangażowaniu się podświadomości właściwie niczego nam nie tłumaczy. Jak mówi Mefistofeles w "Fauście" Goethego: "Gdzie nam brak właściwego określenia, tam tworzymy słowo". 
 
W czasopiśmie angielskim "Quarter by Transactions of the British College of Psychic Science" (tom V, nr 4) ze stycznia 1927 roku znajduje się ciekawe sprawozdanie niemieckiego skrzypka, profesora Florizela von Reutera o jego eksperymentach z kryptoskopem. Profesor zapoznał się z kryptoskopem w domu znajomego aptekarza w Magdeburgu. Z początku nie wychodziło z tego nic. Razem z matką wodzili talerzykiem po stole (matka uchodziła za osobę medialną). Po kilku bezowocnych seansach zgromadziło się po "tamtej" stronie mnóstwo chętnych, którzy zaczęli przemawiać poprzez talerzyk w dziewięciu językach. Początkowo informacje otrzymywane tą drogą zapisywano na ślepo, a później dawano je do przetłumaczenia. Wypowiedzi były dowcipne i inteligentne. Wygłaszano aforyzmy, epigramy i różne mądrości życiowe.
 
Pierwszy komunikat nadała istota kontrolna w błyskawicznym tempie. Był to podobno jakiś grecki święty, żyjący na naszym świecie około 470 r. Tekst był nawet dla tłumacza niezrozumiały. Dopiero po dłuższych dociekaniach wyjaśniło się, iż był nadawany wstecz. Takie lustrzane pismo stosowane jest nieraz w zaklęciach magicznych pochodzących z wieków średnich. 
 
- Mam siedem obowiązków - oświadczył rzekomy święty. - Strzegę, oszczędzam, obserwuję, ostrzegam, czuwam, pilnuję, sprawdzam. 
 
Nie można powiedzieć, aby po 1400 latach te "obowiązki" miały jeszcze jakiś sens. 
 
Oprócz świętego zgłosili się dwaj francuscy muzycy. Jeden z nich nadawał swój tekst częściowo po francusku, a częściowo po włosku. Inne istoty nadawały swe komunikaty w językach: łacińskim, rosyjskim, węgierskim, a nawet islandzkim. Nie sposób tu wymienić wszystkich chętnych z tamtego świata, szukających kontaktu. Ważnym szczegółem jest jednak fakt, że matka wspomnianego profesora Reutera wodziła kryptoskopem sama, bez niczyjej pomocy i dla kontroli miała zawiązane oczy. 
 
Do grona najsławniejszych mediów "talerzykowych" w okresie międzywojennym należała Angielka, pani Travel Smith, córka znanego profesora literatury, Doudana. Eksperymentował z nią znany angielski fizyk, profesor William F. Barret. Doszedł on do wniosku, iż nie ma tu mowy o jakiejś podświadomości, o rozdwojeniu jaźni i innych określeniach mających niejasną interpretację. 
 
- Na seanse przybywają - twierdzi profesor z całą stanowczością - istoty z tamtego świata.
 
Tego samego zdania jest angielski pisarz Bradley, bliski współpracownik profesora Barreta. Wspomniani badacze zapraszali na seanse specjalistów z różnych dyscyplin oficjalnej nauki. Na ich fachowe pytania - dla obecnych niezrozumiałe - natychmiast otrzymywano odpowiedź właściwą, nawet jeśli chodziło o trudne zagadnienia naukowe. Mimo otrzymywania pozytywnych wyników w przeprowadzonych doświadczeniach pani Travel Smith jest zdania, że ona nie ma kwalifikacji medialnych, bo w jej życiu nic się szczególnego nie zdarzyło, a prawdziwie uzdolnione medium nie może uniknąć kontaktów z zaświatem chociażby i tego chciało. Istoty z tamtej strony życia narzucają się same. Dlaczego tak jest? Na to pytanie odpowiedź znajdziemy w znanej książce doktora Carla Wicklanda: "30 lat wśród zmarłych". Pisze on tam m.in.: "Osoby medialne posiadają świetlistą aurę, widoczną dla istot z tamtego świata". Zdarza się często, że i osoby żywe dostrzegają aurę. Osoby takie "widzą" czyjeś choroby, nastrój psychiczny i inne cechy. Znana z tej umiejętności jest mieszkanka Szczecina, pani Barbara Leńczuk. Testowanie jej przez lekarzy dało wręcz rewelacyjne wyniki. Oczywiście, wspaniałe cechy pani Basi są znacznie mocniej doceniane za granicą, w myśl przysłowia, że nikt nie może zostać prorokiem we własnym kraju. 
 
Pewne, nawet minimalne kwalifikacje medialne, ma większość mieszkańców Ziemi, Są one jednakże utajone, poniekąd w stanie uśpienia. Mogą się rozwijać, jeżeli ktoś tymi zagadnieniami będzie się interesował, zacznie o nich myśleć i studiować literaturę przedmiotu. Zdaniem wielu parapsychologów co najmniej 50% ludzi ma w swym życiu jakieś przeżycia z dziedziny parapsychologii. Milczą jednak, bojąc się ośmieszenia ze strony ignorantów. W podobnej sytuacji są liczni uczeni. Milczą więc, gdyż zawistna konkurencja czeka tylko na taką "kompromitację", jak uznanie faktów, które faktycznie nie mają prawa istnieć. 
 
Lecz powróćmy do wspomnień pani Travel Smith. Pewnego wieczoru siedziała ona wraz z przyjaciółką nad kryptoskopem. Przez dwie godziny cierpliwie czekały na kontakt. Bez skutku. Gdy przyjaciółka zabierała się już do wyjścia, pani Travel Smith poczuła nagle chęć powtórzenia eksperymentu. Było to w Londynie w roku 1912.
 
- Statek tonie... Wszystko stracone... William Stead za burtą... Kobiety i dzieci płaczą... Lament ogólny... 
 
- Nie miałyśmy pojęcia co to miało znaczyć - powiedziała później pani Smith. - Ale rankiem usłyszałam nawoływania gazeciarzy na ulicy. Wybiegłam na ulicę, aby kupić dodatek nadzwyczajny. Było to zawiadomienie o katastrofie statku "Titanic", na którego pokładzie znajdował się sławny angielski uczony William Stead (co ciekawe, ten sam Wiliam Stead w 1886 r. opisał dokładnie taką samą katastrofę pasażerskiego liniowca, jaka miała miejsce w 1912 r. w czasie katastrofy Titanica. Pikanterii całej sprawie dodaje jeszcze fakt, że w owym opowiadaniu sprzed 26 lat zgadzało się nawet nazwisko kapitana statku "Smith" - a Edward Smith był kapitanem Titanica - a także fakt, iż zatonięcie setek osób spowodowane było brakiem dostatecznej liczby szalup ratunkowych - podobnie jak to miało miejsce na Titanicu). Sceptyk powie, iż był to przebłysk jasnowidzenia. Lecz w rzeczywistości będzie to wyjaśnienie kłopotliwe, nie tłumaczące niczego. Tak czy owak był to wspaniały dowód czegoś, czego nie rozumiemy, czego nie znamy i z czego ignoranci się śmieją, wystawiając sobie świadectwo ubóstwa umysłowego.
 
 
 OSTATNIE NAKRĘCONE SCENY Z ZATONIĘCIA TITANICA
 

 
Angielski miesięcznik "Proceedings" z roku 1920 w tomie XXX wspomina o następującym wypadku. Pani Travel Smith i pani Lennox Robinson, także osoba o kwalifikacjach medialnych, zasiadły pewnego wieczora do stolika. Zawiązano im oczy. Zapis prowadził dziennikarz Savell Hicks. Uczestnicy seansu wiedzieli już o tym, że zatopiono statek pasażerski "Lusitania" (7.05.1917 r.), lecz szczegółów jeszcze nie znano. Zadano więc pytanie:
 
- Ile osób zatonęło w wyniku zatopienia "Lusitanii"? 
 
Odpowiedź:
 
- 470. Módl się za Hugh Lane. Utonął.
 
- Kto mówi?
 
- Hugh Lane. 
 
Obecni nie wiedzieli, że na statku znajdował się ich znajomy Hugh Lane. Nastąpił dłuższy komunikat z prośbą o zawiadomienie znajomych artysty. Podane adresy były zgodne ze stanem faktycznym. Tytułem próby nadano alfabetowi inne położenie. Media nie wiedziały o tym, miały zawiązane oczy.
 
- To mi nie przeszkadza - podyktowano w odpowiedzi. 
 
Któregoś dnia wspomina pani Barret zgłosiła się jakaś obca kobieta, mieszkająca za życia doczesnego na przedmieściach Londynu. Oświadczyła, że zmarła przed dwoma dniami. Bardzo cierpiała, umierając. Kilku z obecnych udało się nazajutrz pod wskazany przez kobietę adres. Okazało się, że podane przez kryptoskop informacje były zgodne z rzeczywistością.
 
 
 
PS: W kolejnej części/ach przedstawię pismo automatyczne i malarstwo medialne jako metody skontaktowania się z istotami z Tamtego Świata. A potem przejdziemy już do zagrożeń czyhających na niedoświadczonych żartownisiów, twierdzących że dla zabawy można spróbować "wywołać sobie ducha". Jednym z niebezpieczeństw tego typu jest imienne wzywanie ducha (nigdy nie wolno tego czynić), oraz pokusy dotknięcia zjawy (tego również nie należy czynić - a dlaczego, o tym będzie w kolejnych częściach)
 
 
CDN.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz