CZYLI HISTORYCZNA REFLEKSJA JAKO
MEMENTO DLA WSPÓŁCZESNOŚCI
POWSTANIE i WOJNA
Cz. XV
Król Jan II Kazimierz szykował się na wojnę z Kozakami jak na wielką wyprawę przeciw poganom. Nim opuścił Warszawę (13 kwietnia 1651 r.) nuncjusz papieski Giovanni di Torres ofiarował mu poświęcony miecz, szyszak i kopię obrazu Matki Boskiej. Królowa Ludwika Maria Gonzaga chciała towarzyszyć mężowi w podróży i rzeczywiście początkowo tak się stało, ale po miesiącu zawróciła spod Krasnegostawu z powrotem do Warszawy (prawdopodobnie wiedziała już że znów jest w ciąży i był to zapewne główny powód jej powrotu). Wszyscy w Koronie (ale również i na Litwie) zdawali sobie sprawę, że od tej kampanii zależy los Rzeczypospolitej. W przypadku klęski znalazłoby się bowiem wystarczająco wielu chętnych, aby kraj rozszarpać na kawałki. Sam sułtan czekał tylko sposobności do interwencji, Moskwa również uważała że nie wiążą ją z Rzeczpospolitą zawartą układy, gdyż to właśnie strona polska je zerwała, poprzez celowe lub nie celowe nie używanie pełnej tytulatury carskiej, książę Siedmiogrodu Jerzy Rakoczy marzył o koronie polskiej, Szwecja też była gotowa do interwencji; tak więc chętnych do rozdarcia kraju na strzępy było wielu i wszystko zależało od tego, jak ostatecznie zakończy się konflikt z Chmielnickim na Ukrainie. Ten zaś praktycznie już nie trzeźwiał, topiąc swoje troski w hektolitrach spożywanego alkoholu i próbując zagłuszyć sumienie częstymi wybuchami gniewu. A miał co zagłuszać, bowiem właśnie skazał swoją własną żonę na śmierć, gdyż zdradziła go ona z zegarmistrzem. Mało tego, uknuli oni podobno jakiś spisek, mający doprowadzić do zamachu na życie Chmielnickiego, ale dowiedział się o całej sprawie Tymoszko - syn Chmiela - i przekazał ojcu tę wiadomość, na co ten skazał oboje na śmierć. Od tej chwili próżno było ujrzeć Chmielnickiego trzeźwym, nawet o poranku. W polskim zaś obozie (gdy przyszła wiadomość o zdradzie żony Chmielnickiego) wybuchła radość, gdyż tak naprawdę cały bunt kozacki zaczął się o tę kobietę (tak jak wojna trojańska o Helenę trojańską 😉), a teraz Chmielnicki własnymi rękami pozbawił ją życia. Było to doprawdy wydarzenie komiczne i tragiczne jednocześnie.
Chmielnicki ze swymi Kozakami w kwietniu i na początku maja 1651 r. stał obozem pod Złoczowem. W połowie maja przyniósł się pod Zborów i Zbaraż, a na początku czerwca pod Kołodno. Ponad 70 000 armia Tatarów krymskich (prowadzonych osobiście przez chana Islam III Gireja) po raz pierwszy Kozacy połączyli się pod Białą Cerkwią, a następnie już bezpośrednio z oddziałami Chmielnickiego pod Wiśniowcem - 22 czerwca. Chan spodziewał się szybkiej i łatwej kampanii, dlatego też jego wojska były ponoć tak liczne, jakich jeszcze wcześniej nie rzucił na Rzeczpospolitą (na Krymie pozostali tylko nieliczni wojownicy aby bronić ułusów przed Kałmukami). Pierwsze jednak - od dłuższego czasu - spotkanie Islam Gireja z Chmielnickim zakończyło się dosyć nieprzyjemnie, a mianowicie chan czekał na koniu aż kozacki ataman do niego podejdzie i przywita go wraz z jego orszakiem. Czekał i czekał i czekał... aż powiedziano mu że Chmielnicki jest mocno "niedysponowany" (czyli leżał urżnięty w trupa w swoim namiocie). To spowodowało pierwszy poważny zgrzyt pomiędzy Kozakami a Tatarami. Łącznie jednak dysponowali oni siłą jakichś 160 000 ludzi. Strona polska zaś (łącznie - ale nie wszystkie siły były tam zgromadzone od razu, niektóre z oddziałów pospolitego ruszenia z różnych ziem spóźniały się) liczyła niecałe 70 000 żołnierzy i wciąż przebywała pod Sokalem. Tam dokonywano przeglądu wojsk, oraz przeprowadzano liczne ćwiczenia. 9 czerwca wysłano na czele ok. 4 000 jazdy Aleksandra Koniecpolskiego z zadaniem zdobycia przepraw na Styrze w miejscowości Beresteczko, co ten wykonał, ale szybko też został zawrócony z powrotem do Sokala (obawiano się bowiem że po połączeniu Kozaków i Tatarów mogą oni uderzyć na obciążone taborami oddziały polskie, które będą zmierzały do Beresteczka i w ten sposób rozstrzygnąć starcie). 13 czerwca w obozie pod Sokalem odbyła się narada wojenna co dalej czynić. Wielu twierdziło że trzeba poczekać na spóźniające się pospolite ruszenie, mówiono: "Już jest sendomirskie, po dwóch dniach krakowskie będzie, lubelskie jest, wołyńskie, bełskie... drugie następują". Król jednak (wspierany przez porucznika chorągwi husarskiej hetmana Mikołaja Potockiego - Stefana Czarnieckiego) był zwolennikiem szybkiego marszu za wrogiem. Problem był z taborami, gdyż było ich od 130 do 150 000 i co prawda ponumerowano je na kolejne części, ale i tak w czasie podróży powstał z tym duży bałagan. Początkowo planowano zostawić je w Sokalu, ale ostatecznie zabrano je ze sobą.
Przeprawa do Beresteczka była więc trudna i zewsząd spodziewano się ataku wroga. Król w tych dniach wyjątkowo pokazał iż potrafi szczególnie mocno klnąć - ponoć łajał wszystkich jak popadnie za najdrobniejsze przewinienia, obawiając się że nawet najbłahsze problemy mogą doprowadzić do całkowitej katastrofy całej kampanii, a co za tym idzie całego kraju. Dopiero po pięciu dniach przeprawy wreszcie odetchnięto z ulgą. Bezpiecznie dotarto do Beresteczka i przerzucono wojsko przez Styr przez wcześniej przygotowane trzy mosty, zbudowane przez Koniecpolskiego. 3 000 oddział pod dowództwem księcia Jeremiego Wiśniowieckiego wysłano zaś pod obóz Chmielnickiego, aby obserwował ruchy nieprzyjaciela i w razie potrzeby wziął na siebie jego pierwsze uderzenie. Do niczego takiego nie doszło i wiśniowiecczycy powrócili pod Beresteczko bez szwanku. W tym czasie często brano do niewoli różnych kozackich swawolników, których potem (oczywiście na torturach) wypytywano o różne sprawy związane z Chmielnickim i jego armią (nie były to jednak z reguły informacje warte zbyt wiele, gdyż tacy ludzie na torturach mówili to, co torturujący chcieli usłyszeć, albo też przesadzali w liczebności armii, albo mówili inne bzdury, albo też niewiele wiedzieli. Wszyscy ci razem wzięci i tak po takich "spowiedziach" kończyli w ziemi). Po drugiej stronie rzeki Styr pod Beresteczkiem rozbito obóz, który od północy ochraniały rozległe bagna, od południa zaś gęsty las, a dookoła obozu usypano wały wzmocnione basztami. Tymczasem do tak przygotowanego i umocnionego obozu, doszły dwie informacje. Pierwsza mówiła iż Chmielnicki - nie mogąc już liczyć na pomoc tatarską - wycofał się do Konstantynowa, natomiast druga była znacznie poważniejsza i mówiła że na Podhalu, w rejonie Nowego Targu i Nowego Sącza wybuchło powstanie chłopskie, któremu przewodzić miał szlachcic o nazwisku Aleksander Kostka-Napierski, który miał twierdzić nawet, iż jest nieślubnym synem króla Władysława IV.
Tutaj właśnie, na ziemi podhalańskiej, agenci i dywersanci Chmielnickiego odwalili kawał dobrej roboty. Udało im się bowiem (głównie dzięki Kostce-Napierskiemu) przekonać tamtejszych chłopów do buntu i powstania przeciwko szlachcie, która w większości w ramach pospolitego ruszenia miała udać się do obozu pod Sokalem. Nie wiadomo dokładnie jakie były intencje, którymi kierował się Kostka-Napierski. Czy chciał on się po prostu zemścić na swoich przeciwnikach tym samym osłabić ich ekonomiczni i politycznie, czy też realnie uwierzył w bunt Chmielnickiego i możliwość rozpętania również w Koronie takiego samego powstania? A może realnie chciał (co wydaje mi się najmniej prawdopodobne) poprawić byt chłopów? W każdym razie swoją akcją dywersyjną przeciwko Rzeczypospolitej (choć tak naprawdę on występował głównie przeciwko lokalnej, podhalańskiej szlachcie, a także szlachcie ziemi krakowskiej), działał na korzyść wrogów naszej Ojczyzny. Przybywszy na Podhale na przełomie kwietnia i maja 1651 r. Aleksander Kostka-Napierski miał przy sobie list przepowiedni królewski, upoważniający go do werbunku żołnierzy. List był jednak nieważny, gdyż wystawiony w roku poprzednim, ale w tamtym czasie niewielu na to zwracało uwagę. W Nowym Targu (a właściwie w Pcimiu) porozumiał się z niejakim Marcinem Radockim, który już od dłuższego czasu chronił chłopów przed samowolą szlachty i występował w ich imieniu przed sądami. Razem udało im się skrzyknąć sporą grupę chłopów, którzy 14 czerwca 1651 r. zajęli oni podstępem prawie opuszczony zamek w Czorsztynie (przebywały w nim wówczas tylko dwie osoby), skąd zamierzano wydać odezwę do buntu dla chłopów w całej Ziemi Krakowskiej, a zapewne również w całej Małopolsce. Starosta dobczycki Michał Jordan próbował odzyskać zamek w Czorsztynie już 18 czerwca z mniej niż 100 ludzi, ale jego ataki zakończyły się niepowodzeniem i musiał się wycofać. Już 4 dni później, 22 czerwca pod zamek podeszło ok. 1000 żołnierzy biskupa krakowskiego - Piotra Gembickiego, wspartych przez lokalne pospolite ruszenie szlachty. Ponieważ obronę zamku stanowiło tylko kilkudziesięciu chłopów (zapewne mniej niż 30), już 24 czerwca musiano się poddać. Kostka-Napierski i wódz chłopski "marszałek" Stanisław Łętowski, zostali pojmani, ale chłopów puszczono wolno. Wkrótce potem uwięziony został również Marcin Radocki. Całą trójkę przewieziono do Krakowa, gdzie stanęli przed sądem na którym skazano ich na śmierć. Wyrok wykonano 18 lipca 1651 r. na wzgórzu Lasoty. Radocki został skazany na ścięcie, Łętowski na ćwiartowanie, a Kostka-Napierski na nabicie na pal. W 300 lat później już w komunistycznej Polsce w roku 1951 zorganizowano na Podhalu wielkie uroczystości związane z tym wydarzeniem, przedstawiając je jako wielki (a przecież wielkim nie był bo w zioło w nim udział zaledwie kilkudziesięciu chłopów) bunt chłopów przeciwko panom, czyli to co komunistyczne "misie" lubiły najbardziej. W 1955 r. nagrano zaś propagandowy film pt. "Podhale w ogniu" w którym główną rolę Aleksandra Kostki-Napierskiego grał Janusz Bylczyński.
FRAGMENT PROPAGANDOWEGO FILMU z 1955 r "PODHALE W OGNIU"
Nie było to jednak jedyne powstanie chłopskie jakie wówczas wybuchło i do jakiego przyłożyli swoje ręce wysłannicy Chmielnickiego. W rejonie Konina i Środy w Wielkopolsce również doszło do rozruchów chłopskich, ale nie były one tak duże jak powstanie podhalańskie (jeśli tamto w ogóle można uznać dużym) i szybko zostało stłumione (w niektórych gminach nawet nie wybuchło). To też pokazuje poniekąd że pomimo całej tej propagandy która wówczas (w czasach PRL-u) jak również obecnie co jakiś czas powraca, że Rzeczpospolita szlachecka to było "piekło chłopów", okazuje się nieprawdziwe. U nas nie było bowiem buntów chłopskich, nie było wielkich rzezi panów i szlachty (z wyjątkiem oczywiście rabacji galicyjskiej z roku 1846, ale tamto wydarzenie było wspierane przez władze austriackie, które dążyły w ten sposób do zlikwidowania ewentualnego polskiego powstania i rękoma chłopów wymordowania tych, którzy mieli stanąć do walki o wolną Polskę). Jeżeli na przykład spojrzyj się na Francję z czasów chociażby Ludwika XIV, to tam można dostrzec mnóstwo chłopskich buntów, ale to naprawdę mnóstwo. Sam byłem zdziwiony że w różnych rejonach Francji co jakiś czas chłopi zbrojnie powstawali przeciwko panom i dochodziło do prawdziwych rzezi (głównie oczywiście ginęli w nich chłopi, ale i francuski szlachcij magnaterii również się obrywało), i to na długo przed rewolucją francuską. Podobnie w innych krajach i choć nie zawsze przybierały one kształt tak jawny jak bunty chłopskie, to jednak ucieranie się stanów najbardziej upośledzonych, przeciwko stanom rządzącym (głównie arystokracji) było częste na zachodzie Europy. U nas czegoś takiego nie było - nad czym bardzo żałuje Rafał Ziemkiewicz, który twierdzi że w ten sposób nie doszło realnie do wytworzenia się prawdziwego społeczeństwa obywatelskiego). U nas bowiem czasem pojawiło się hasło "z polską szlachtą polski lud" co sprowadzało się do stwierdzenia że nawet ten może zostać uszlachcony, kto będąc chłopem, będzie czynił tak, jak czyni szlachta. Innymi słowy będzie na przykład walczył w powstaniach o odrodzenie Ojczyzny. Na zachodzie tego nie było, tam warstwy uciśnione mordowały te, które były u władzy, jednocześnie zmuszając tamtych do uznania ich za równoprawne (oczywiście po jakimś czasie). Nie było więc dookoptywania, nie było twierdzenia że będziecie tacy jak my, jeśli pójdziecie z nami. I na tym polega największa różnica pomiędzy Polakami a narodami Europy Zachodniej.
"NIE CHCESZ CHAMIE PRZEŁĄCZYĆ SIĘ DO POWSTANIA?"
"A O CO W TYM CHODZI?"
"O ZRZUCENIE JARZMA NIEWOLI!"
"JA TAM SIĘ NA POLITYCE NIE INTERESUJE, NIE CHODZĘ NA WYBORY, PO PIERWSZE ICH NIE MA, PO DRUGIE NIE MAM PRAW WYBORCZYCH JAKO CHŁOP, A NAWET JAKBYM MIAŁ, TO I TAK BYM NIE CHODZIŁ" 😂
Na kolejnej naradzie wojennej zorganizowanej 24 czerwca (w dniu imienin króla Jana Kazimierza), postanowiono dalej kierować się na Dubno. Rozpoczęto zwijanie obozu 27 czerwca nad ranem, choć wymarsz miał nastąpić dopiero po mszy w której uczestniczył król wraz ze swym otoczeniem, ale w międzyczasie przybył kurier, który poinformował że doszło do połączenia się Kozaków z Tatarami i ich siły zbliżają się do Beresteczka, a na przedzie idzie pułk Iwana Bohuna. Około południa tego samego dnia poinformowano również że podjazdy tatarskie są już praktycznie pod obozem i z okolicznych pól zabierają konie które się tam pasą. Szybki wypad polskiej jazdy położył trupem tamtejszych Tatarów, a następnie na pozostałą część tatarskiej straży przedniej ruszyło 2000 jazdy dowodzonej przez marszałka wielkiego koronnego - Jerzego Lubomirskiego i chorążego koronnego - Aleksandra Koniecpolskiego, wspartych przez jazdę hetmana Potockiego i podjazdy Wiśniowieckiego oraz Czarneckiego. Tatarzy zostali zmuszeni do ucieczki, tracąc ok. 100 poległych i 20 wziętych do niewoli. Po polskiej stronie zginęło zaledwie trzech żołnierzy. Ale bitwa pod Beresteczkiem dopiero się rozpoczynała.
CDN.