Łączna liczba wyświetleń

1,271,867

czwartek, 3 kwietnia 2025

UMIESZ LICZYĆ, LICZ NA SIEBIE - Cz. II!

CZYLI O TYM, JAK POMAGALI NAM W WALCE Z BOLSZEWICKIM NAJAZDEM ZACHODNI SOJUSZNICY W ROKU 1920


PIŁSUDSKI POD WILNEM 



 Koniec I Wojny Światowej, wybuch rewolucji bolszewickiej w Rosji, klęska Państw Centralnych (szczególnie zaś Niemiec), a co za tym idzie likwidacja niemieckiego Frontu Wschodniego Ober-Ostu, spowodowała, że zarówno odradzające się państwo polskie, jak i Rosja bolszewików, zaczęły przejmować tereny, które wcześniej albo zajmowali Niemcy, albo też narody odradzające się do niepodległego życia (takie jak Ukraińcy, Łotysze, Estończycy, Finowie czy Litwini). Polska szła z Zachodu na Wschód, Rosja bolszewicka ze Wschodu na Zachód, w tej sytuacji konfrontacja była nieunikniona. I rzeczywiście, do pierwszego starcia w wojnie polsko-bolszewickiej doszło już w styczniu 1919 r. (20 stycznia kawaleria majora Władysława Dąbrowskiego rozbiła w Różanie nad Zelwianką bolszewicki garnizon. 3 lutego polskie formacje ochotnicze stoczyły zwycięskie walki z oddziałami bolszewickimi w okolicach Prużan, 11 lutego grupa gen. Listowskiego zajęła Małoryty i Mokran, 12 lutego po walce z bolszewikami Wojsko Polskie wkroczyło do Kobrynia, 14 lutego batalion kapitana Mienickiego dotarł do Berezy Kartuskiej na Polesiu. Tego też dnia miało miejsce zwycięskie dla Polaków starcie pod Mostami nad Niemnem itd.). W kolejnych dniach i miesiącach Polacy zajmowali coraz większe tereny na Wschodzie, wypierając stamtąd formacje bolszewickie, które jednocześnie toczyły w tym czasie zażarte walki z rosyjską Armią Denikina i Kołczaka, zarówno na wschodzie Rosji, jaki na południu. Jednak należy pamiętać, że Lenin już 12 stycznia 1919 r. nakazał rozpocząć Armii Czerwonej tzw. "Operację Wisła", czyli marsz na Zachód w celu wsparcia rewolucji komunistycznej w Niemczech (rozkaz wydał jednak komandarm Miasznikow). Był to nie tylko atak na Polskę, ile na Europę. Pomimo tych początkowych starć, tak naprawdę ani Lenin, ani bolszewicy nie traktowali konfrontacji z Polską jako czegoś poważnego, ot, po prostu zwykłe starcia, które będzie można przekuć w sukces, gdy ostatecznie front bolszewicki ruszy pełną siłą na Zachód, na podbój Europy.


TERENY ZAJMOWANE PRZEZ WOJSKO POLSKIE I ARMIĘ CZERWONĄ 
NA PRZEŁOMIE 1918 i 1919 



Tymczasem takie miasta jak Słonim, Lida, czy ukochane miasto Naczelnika Państwa Józefa Piłsudskiego - Wilno, były w rękach  bolszewickich. Było to nie do zaakceptowania nie tylko dla Piłsudskiego, ale również dla ogromnej rzeszy Polaków, gdyż Wilno (choć było historyczną stolicą Litwy, to jednak realnie) było polskim miastem, zamieszkałym w ponad 60 % przez Polaków (dwadzieścia kilka procent stanowili Żydzi, Litwini zaś zaledwie kilka procent). Więc 16 kwietnia 1919 r. ruszyła (przygotowana przez Naczelnika Państwa) operacja wileńska, która 19 kwietnia zakończyła się zdobyciem Wilna (odznaczył się tutaj oddziału płk. Beliny-Prażmowskiego - twórcy polskiej kawalerii, który po prostu obszedł Sowietów z boku, wychodząc na ich tyły i zmuszając do panicznej ucieczki. Takie zagony polskiej kawalerii były dość częste w tej wojnie). Należy jednak pamiętać, że Piłsudski nie zdobywał wówczas Wilna dla Polski. To jest błąd w który wpada się z tego względu, że realnie miasto to weszło potem w skład Rzeczpospolitej. Ale Piłsudski myślał w tamtym czasie o Federacji polsko-litewsko-białoruskiej (na kształt dawnej Rzeczpospolitej), a Wilno miało być stolicą sfederowanej z Polską Litwy. Piłsudski dotarł do Wilna dopiero 21 kwietnia (choć na obrazie Ludomira Ślendzińskiego z 1927 r. pt: "Piłsudski pod Wilnem", jest On ukazany w otoczeniu swoich żołnierzy). Mieszkańcy Wilna niezwykle radośnie, wręcz entuzjastycznie powitali swego wybawiciela (tak opisywał to późniejszy marszałek, Edward Rydz-Śmigły: "Naczelny wódz przybył. Jedziemy konno od dworca, pod Ostrą Bramę do miasta. Tłumy śmiejące się, płaczące, rzucające kwiaty, dzieci wbiegające między konie, które denerwują się i ślizgają na nierównym bruku. Spojrzenia nabrzmiałe łzą i pieszczotą, gdyby mogli, rzucaliby serca pod kopyta końskie. Jesteśmy dla nich uosobieniem siły, polotu, dobroci, piękna - wszystko, co jest nasze, jest śliczne").


POWSTANIE FRONTU POLSKO-BOLSZEWICKIEGO 
STYCZEŃ-KWIECIEŃ 1919 



22 kwietnia (czyli dnia następnego po swym przyjeździe do miasta) Naczelnik Państwa Józef Piłsudski wydał odezwę do mieszkańców "byłego Wielkiego Księstwa Litewskiego", w której deklarując, iż od stu kilkudziesięciu lat kraj ten nie zna swobody, ("na tej ziemi, jakby przez Boga zapomnianej, musi zapanować swoboda" - jak brzmiały słowa odezwę - "Wojsko Polskie niesie wam wszystkim wolności i swobodę. Chcę dać wam możność rozwiązania spraw wewnętrznych, narodowościowych i wyznaniowych tak, jak sami sobie tego życzyć będziecie". Odezwę wydrukowano w językach: polskim, litewskim, białoruskim i żydowskim, celowo zaś pominięto rosyjski). Nie wprowadzono więc zarządu wojskowego, lecz cywilny. Miano też przygotować się do wyborów swych przedstawicieli (oczywiście w wyborach mogły wziąć udział również kobiety). To były piękne dni spędzone w Wilnie, a 26 kwietnia o godzinie 21:00 mieszkańcy miasta przygotowali dla Piłsudskiego "Wieczór hołdu" w Sali Miejskiej przy ul. Ostrobramskiej, przygotowany przez Ferdynanda Ruszczyca. Tak opisywał to wydarzenie, obecny wówczas na sali Władysław Zahorski: "Wieczorem w sali miejskiej odbył się raut na cześć Piłsudskiego. (...) O godzinie 20:00 sala przybrana w barwy narodowe była zapełniona przez publiczność. Przez środek dziewczynki i chłopcy tworzyli szpaler. Na gustownie przybranej estradzie, na tle chorągwi polskiej z Orłem i Pogonią, i portretem naczelnika, oczekiwał chór dziewcząt w strojach ludowych. (...) Przemawiali burmistrz, biskup i inni, po czym chór dziewczynek odśpiewał "Boże coś Polskę", "Rotę" i inne pieśni. W czasie tej uroczystości naczelnikowi ofiarowano klucze Wilna pomysłu Ruszczyca - w postaci rysunku wykonanego przez artystę" (do rysunku dołączony był napis wykonany także przez Ruszczyca, a brzmiał on: "Ziemia ojczysta, kraj, który Cię wydał, składa Ci dziękczynienie serc braci Twoich za to, żeś przyszedł wybawić ich z mroków wiekowej niewoli, że zwycięskim swym mieczem rozcinasz to pasmo udręczeń, żeś podniósł wieko trumny, którym byliśmy przywaleni i do nowego przywołujesz nas życia. Przyszedłeś w chwili, kiedy cierpienia nasze doszły do szczytu. W tym dniu Zmartwychwstania wskrzesiłeś hasła nieskalane ojców naszych. W imię tej najdroższej spuścizny przywołujesz ludy zamieszkujące tę ziemię do tworzenia wspólnej rodziny, dołączenia się wolnych z wolnymi. Szczytne przymierze miłości, przed pół tysiącem lat w Horodle zawarte (1413), ofiarą krwi żołnierza polskiego zostało na nowo przypieczętowane. Chcielibyśmy w uścisku bratnim wylać bezmiar uczucia naszego dla poświęcenia i męstwa wybawców naszych. Błogosławiąc imię Polski, błogosławiąc zwiastunów nowego życia w nierozerwalnym związku braterstwa i wolności, pragniemy złożyć Tobie, Wodzu i Opiekunie nasz, wiadomy znak cudu, który się stał. W stolicy Jagiellonów, której bramy Ci się otwarły, przyjm te klucze, a z nimi klucze serc naszych". Wręczenie Piłsudskiemu srebrnych kluczy do miasta, nastąpiło dopiero 18 kwietnia 1922 r.


OPERACJA WILEŃSKA 
KWIECIEŃ-MAJ 1919 



27 kwietnia 1919 r. odbyła się msza dziękczynna pod Ostrą Bramą i obrazem Najświętszej Maryi Panny. Tak widział to Tadeusz Święcicki: "Spojrzałem na Komendanta. Stał twarzą zwróconą do obrazu, oparty na szabli, nasrożony i... spod nasrożonych brwi ciężka łza spływała mu na wąsy. Śmigły za nim miał jakby jakiś nerwowy tik na twarzy. Twarz drgała i też łzy ciekły mu po twarzy. A Belina beczał po prostu jak smarkacz". Już 2 maja Józef Piłsudski udzielił wywiadu francuskiemu dziennikarzowi dla gazety: "Journal des Débats" w którym z całą stanowczością podkreślał, iż ludność powinna sama stanowić o swoim losie. Następnie mówił że Unia z samą Białorusią byłaby łatwiejsza, natomiast z Litwą sprawa jest trudna, choć wierzył że nie niemożliwa. Te poglądy przedstawił raz jeszcze 9 maja w rozmowie z amerykańskim posłem - Hughem Gibsonem. Tymczasem Wojsko Polskie konsekwentnie podążało w kierunku wschodnim, docierając do linii starych okopów niemieckich z I Wojny Światowej (7-10 maja 1919 r ), choć tam Wojsko musiało się zatrzymać i przegrupować na zachód, gdyż w tym właśnie czasie obawiano się niemieckiego ataku na Polskę, tym bardziej że Niemcy mobilizowali swoje wojska i wojna wisiała na ostrzu noża. Nie doszło do niej wówczas tylko dlatego - Niemcy bowiem byli zdeterminowani aby ostatecznie zniszczyć państwo polskie, jako przeszkodę, która odebrała im tereny z roku 1914, czyli ziemie pierwszego i drugiego zaboru pruskiego - że w naszej obronie zdecydowanie interweniowali Francuzi (oczywiście dyplomatycznie, ale to wówczas wystarczyło). Rzesza Niemiecka nie mogła bowiem sobie pozwolić na nową konfrontację z Francją (a być może również z Wielką Brytanią) i musiała zrezygnować z wojny z Polską (niemiecki plan minimum zakładał zajęcie Wielkopolski i Górnego Śląska, plan maksimum zaś, całkowitą eliminację państwa polskiego). Ostatecznie obawy ("dwa miesiące niepokoju") o wybuch wojny z Niemcami przekreślił Traktat Wersalski, podpisany 28 czerwca 1919 r. Na mocy którego Polska odzyskiwała pas Pomorza, a co za tym idzie również dostęp do morza (choć bez Gdańska - które stało się Wolnym Miastem).




1 lipca 1919 r. ruszyła kolejna polska ofensywa na Froncie Litewsko-Białoruskim, zakończona zdobyciem Wilejki (1 lipca) i Mołodeczna (4 lipca). Do 12 lipca wszystkie sowieckie kontrataki zostały rozbite i tereny te (będące w polskich rękach), zostały dodatkowo umocnione. Zaś na Froncie Poleskim ofensywa polska ruszyła 3 lipca. Posuwanie się po podmokłym, bagiennym terenie trwało dosyć długo, zatem Stolin zajęto dopiero 7 lipca, Łuniniec - 8 lipca, Dawidgródek - 9 lipca i Łachwę - 11 lipca. Teraz celem kolejnej polskiej ofensywy (która ruszyła 5 sierpnia) był Mińsk białoruski. W tym czasie Józef Piłsudski odbywał wiele rozmów z przedstawicielami białoruskich delegacji, na temat przyszłego stanu Unii odrodzonej Rzeczypospolitej, (zgadzano się w większości na granice z roku 1772, z tym że  na zasadzie federacyjnej - choć niektórzy białoruscy delegaci, jak Jan Łuckiewicz, Klaudiusz Duszewski czy Paweł Aleksiuk zgadzali się na przyłączenie całej Białorusi do Polski. Notabene te polsko brzmiące nazwiska doskonale pokazują, jak bardzo elity białoruskie były w tamtym czasie spolszczone). Po rozpoczęciu ofensywy 5 sierpnia 1919 r. ponownie nic nie było w stanie zatrzymać Polaków, a bolszewickie oddziały były szybko okrążane, rozbijane lub musiały zawczasu uciekać. Nieśwież zajęto 6 sierpnia, podobnie jak Słuck. 7 sierpnia Wojsko Polskie wkroczyło do Miru i Klecka, a 8 sierpnia 2 Dywizja Piechoty Legionów jako pierwsza wkroczyła do Mińska, a Sowieci na całym odcinku frontu rozpoczęli odwrót aż za Berezynę. Wojsko Polskie dotarło tam 20 sierpnia (północna Berezyna), 21 sierpnia obsadzono środkową Berezynę aż po Świsłocz. 28 sierpnia 1 Dywizja Strzelców Wielkopolskich wkroczyła do Bobrujska, 2 września osiągnięto linię Dźwiny na północy, 11 września wkroczono do Borysowa, a 22 września Polacy stali już na przedmieściach Połocka. Kontrofensywa sowiecka ruszyła w październiku 1919 r. ale szybko się załamała do grudnia 1919 r. praktycznie na północnym i środkowym odcinku frontu nic się nie zmieniło (choć Sowieci podejmowali kolejne natarcia, z tym że ich natężenie w listopadzie i grudniu było znacznie mniejsze niż to z października).



JÓZEF PIŁSUDSKI, EDWARD RYDZ-ŚMIGŁY I WŁADYSŁAW BELINA-PRAŻMOWSKI
POD OSTRĄ BRAMĄ W WILNIE 
(27 kwietnia 1919) 



Józef Piłsudski przybył do zdobytego Mińska dopiero 19 września i wziął udział w uroczystościach związanych z zajęciem miasta. Podobnie jak w Wilnie, również w Mińsku (który to też był polskim miastem, dokładnie nie pamiętam już proporcji ludnościowej, ale z tego co kojarzę, to było  ponad 50 parę procent Polaków mieszkających w Mińsku. Cała miejska elita, władze, oraz śmietanka towarzyska, lekarze, prawnicy, adwokaci, artyści praktycznie w 70 procentach byli Polakami, reszta zaś to Żydzi a miasto mówiło po polsku) mieszkańcy wylegli na ulice na powitanie Naczelnika Państwa. Odbyła się oczywiście msza w kościele, odprawiana przez biskupa Łozińskiego, natomiast w soborze prawosławnym Piłsudskiego przyjął arcybiskup Melchizedek. Po paradzie wojskowej odbyło się przyjęcie 44 delegacji w Domu Szlacheckim. Przemawiali tam przedstawiciele gmin muzułmańskiej i żydowskiej (prezes Narodowego Komitetu Białoruskiego - Aleksander Pruszyński wezwał nawet Piłsudskiego do wyzwolenia całej Białorusi, wraz z Mohylewem, Witebskiem i Smoleńskiem). Piłsudski deklarował szeroką autonomię Białorusi ("dar swobody"), żądał tylko jednego - lojalności wobec Rzeczpospolitej i to otrzymał.




Ale nim ruszyła sowiecka ofensywa na Polskę w lipcu 1920 r. Polska coraz dalej poszerzała swoje panowanie na Wschodzie, odradzając dawne tereny Rzeczpospolitej, jakby zapomniane i pokryte dużą warstwą kurzu. Wielu mieszkańców tej ziemi nie zapomniało tego, kim byli ich przodkowie i kim oni sami się czuli (a czuli się Rzeczpospolitanami, choć tak tego nie nazywali). W każdym razie wraz z postępami na północnym i środkowym odcinku frontu polsko-bolszewickiego, trwały również walki w Galicji Wschodniej z Ukraińcami, zakończone całkowitym zajęciem tej ziemi (o czym krótko opowiem również w kolejnej części, nim przejdę do głównego tematu, jako że będzie to również jeden z pretekstów "polskiego imperializmu", o jaki oskarżać nas będzie  brytyjski premier David Lloyd George).


JEDEN Z ODCINKÓW SERIALU
"WOJNA I MIŁOŚĆ 1920
Z ANGIELSKIM TŁUMACZENIEM



CDN.

środa, 2 kwietnia 2025

UMIESZ LICZYĆ, LICZ NA SIEBIE - Cz. I!

CZYLI O TYM, JAK POMAGALI NAM W WALCE Z BOLSZEWICKIM NAJAZDEM ZACHODNI SOJUSZNICY W ROKU 1920





"NIE MOŻE BYĆ WIĘKSZEJ NAUKI POGLĄDOWEJ TEGO, ŻE NA SOJUSZACH POLEGAĆ NIE WOLNO, A TYLKO NA WŁASNEJ SILE"

WŁADYSŁAW GRABSKI 
"IDEA POLSKI"
(1935)


JÓZEF PIŁSUDSKI 
W OTOCZENIU OFICERÓW 
WARSZAWA 
(Jesień 1920)



 Pamiętając wydarzenia roku 1939 (oczywiście "pamiętając" w cudzysłowie 😉), a także obecne wydarzenia toczącej się wojny na Ukrainie, spowodowały, że zacząłem się głębiej zastanawiać nad kwestią pomocy sojuszniczej państw zachodnich dla Polski w roku 1939, a co za tym idzie, doprowadziło mnie to do roku 1920 i tego, co się wówczas wyprawiało w stolicach takich jak Londyn i Paryż (częściowo również Waszyngton) odnośnie wsparcia militarnego czy nawet politycznego walczącej o przetrwanie (a jednocześnie o to, aby Europejczycy na Zachodzie mogli spokojnie wrócić do pokojowego życia po krwawej I Wojnie Światowej i nie musieć doświadczać bolszewickiego terroru) Polsce. Pomoc bowiem państw takich jak Wielka Brytania czy Francja w roku 1920 była... żadna! Mało tego, gdyby ta pomoc była żadna, to i tak byłoby wiele, ale oni wręcz rzucali nam kłody pod nogi, abyśmy się wywalili i żeby jak najszybciej porozumieć się z bolszewicką Rosją i Leninem. Pragnienie powrotu do rozmów z Moskwą, a co za tym idzie do zawarcia traktatu handlowego pomiędzy Wielką Brytanią (jak również Francją) a Związkiem Sowieckim (oczywiście kosztem wszystkich państw które stałyby temu na drodze, w tym Polski) była bardzo silna w Wielkiej Brytanii w tym czasie. Postaram się w tej właśnie serii tematycznej wyjaśnić jak do tego doszło, jak nas mamiono, a wręcz otwarcie... kazano się poddać.


"POLACY NIE TYLKO OKAZALI SIĘ SKRAJNIE GŁUPI, ALE TAKŻE ŚWIADOMIE ZLEKCEWAŻYLI RADY DAWANE IM PRZEZ ALIANTÓW"

PREMIER WIELKIEJ BRYTANII LIOYD GEORGE W ROZMOWIE Z MINISTREM SPRAW ZAGRANICZNYCH RZECZPOSPOLITEJ STANISŁAWEM PATKIEM
LONDYN 
(6 Lipca 1920)


Wręcz trudno uwierzyć w to, do czego dążono i jak bardzo polityka ta była oderwana od rzeczywistości. Większość członków brytyjsko-francuskiej Misji Międzysojuszniczej, wysłanej w końcu lipca 1920 r. do Warszawy (która miała przyjrzeć się polskim przygotowaniom do obrony i w ogóle możliwością tej obrony) była bardzo sceptyczna co do możliwości zatrzymania Armii Czerwonej przez Wojsko Polskie, a niektórzy (jak choćby zaufany człowiek brytyjskiego premiera Davida Lioyda George'a, sekretarz jego gabinetu - baron Maurice Hankey) szczerze nienawidzili Polski.


"... NIE CIERPIĘ POLAKÓW I GARDZĘ NIMI I ŻE NIE WIERZĘ, ABY W DŁUŻSZEJ PERSPEKTYWIE MOŻNA BYŁO ZROBIĆ COKOLWIEK, ŻEBY ICH URATOWAĆ, A WRESZCIE, ŻE WĄTPIĘ, ABY WARTO ICH BYŁO RATOWAĆ. (...) WEDŁUG MNIE, PRĘDZEJ CZY PÓŹNIEJ, WSPÓLNA GRANICA ROSJI Z NIEMCAMI JEST NIEUCHRONNA I ŻE MOIM ZDANIEM POWINNIŚMY ZORIENTOWAĆ NASZĄ POLITYKĘ, NA TO, IŻBY TO NIEMCY, A NIE POLSKĘ UCZYNIĆ MUREM POMIĘDZY WSCHODNIĄ A ZACHODNIĄ CYWILIZACJĄ"

MAURICE HANKEY
DZIENNIK
(17 Lipca 1920)



WŁODZIMIERZ LENIN NA PLACU CZERWONYM W MOSKWIE 
(Wiosna 1919) 



Polityków brytyjskich (a po części również francuskich) bardzo bolało, a wręcz przyprawiało o furię, że pomimo klęsk w lipcu 1920 r. i odwrotu Armii ze Wschodu, Polacy nie kapitulowali, nie prosili o zawieszenie broni, mało tego w Warszawie nie było widać oznak paniki, chociaż front bolszewicki bardzo szybko zbliżał się do stolicy Rzeczpospolitej. Sklepy były otwarte, nawet korty tenisowe były czynne (chociaż w tym czasie prawie nie było chętnych aby z nich skorzystać, gdyż ogromna część młodzieży, a także inteligenci, profesorowie uczelni, masowo zaciągali się albo bezpośrednio do Wojska, albo też do Armii Ochotniczej, którą dowodził gen. Józef Haller). Było to niezwykle dziwne dla dyplomatycznych przedstawicieli obcych państw, łącznie z członkami owej Misji Międzysojuszniczej.


"BRAK WSZELKIEJ PANIKI WŚRÓD SZEROKICH MAS LUDNOŚCI JEST WPROST NIEZWYKŁY"

LORD EDGAR VINCENT D"ABERNON
(Przewodniczący brytyjsko-francuskiej Misji Międzysojuszniczej w Polsce)
DZIENNIK 
(Sierpień 1920)


Również zmiana rządu i usunięcie nieradzącego sobie wybitnie wówczas Władysława Grabskiego, a powołanie rządu Obrony Narodowej z Wincentym Witosem na czele, bardzo wiele zmieniło w początkowo dosyć pesymistycznie nastawionym społeczeństwie i Wojsku (w swoim "Roku 1920" Marszałek Józef Piłsudski tak przedstawiał zachowanie gen. Stanisława Szeptyckiego, który wówczas nie radził sobie zarówno prywatnie, jak i z obowiązkami służbowymi i opisuje go tak: "... okazywał ogromny upadek ducha. (...) Na zebraniu kilku generałów u mnie, w Belwederze, oświadczył mi, że właściwie wojna jest przegrana i że sądzi, iż należy zawierać pokój za wszelką cenę"). Anegdota mówi, że rządowa limuzyna, która zawiozła do Wierzchosławic wysłanników Piłsudskiego, wiozących telegram dla Witosa, powołujący go na urząd premiera, zastała go na polu, gdy właśnie orał zagon pod łubin. Po odejściu od pługa i przeczytaniu wiadomości, Witos powiedział że czym prędzej uda się do Warszawy, ale najpierw musi dokończyć orkę. 24 lipca 1920 r. oficjalnie objął tekę premiera. Nowy rząd wystosował też apele do ludu polskiego, aby gremialnie pomogli chłopi w odparciu bolszewickiej nawały (dotąd bowiem do wojska zaciągali się głównie inteligencji i młodzież, natomiast chłopi robili co mogli aby uniknąć służby wojskowej. Zmieniło się to, po dosyć emocjonalnej przemowie Witosa do ludu:


"OD WAS, BRACIA WŁOŚCIANIE, ZALEŻY, CZY POLSKA BĘDZIE WOLNYM PAŃSTWEM LUDOWYM, W KTÓRYM LUD BĘDZIE RZĄDZIŁ I ŻYŁ SZCZĘŚLIWIE, CZY TEŻ STANIE SIĘ NIEWOLNIKIEM MOSKWY, CZY BĘDZIE SIĘ ROZWIJAĆ W WOLNOŚCI I DOBROBYCIE, CZY TEŻ BĘDZIE ZMUSZONA POD BATEM WŁADCÓW ROSJI PRACOWAĆ DLA NAJEŹDŹCÓW I ŻYWIĆ ICH SWOJĄ KRWIĄ I ZNOJEM. ZA TO, CZY PAŃSTWO NASZE OBRONIMY OD ZAGŁADY, SIEBIE OD JARZMA NIEWOLI, RODZINY NASZE OD NĘDZY, A CAŁE POKOLENIA NASZE OD HAŃBY, ZA TO MY, BRACIA WŁOŚCIANIE, ODPOWIEDZIALNOŚĆ PONIESIEMY I PONIEŚĆ MUSIMY"

WINCENTY WITOS 
"ODEZWA DO LUDU POLSKIEGO"
(6 Sierpnia 1920)



KOMUNIZM W PRAKTYCE 



Zofia Dąbska (żona polityka Polskiego Stronnictwa Ludowego Jana Dąbskiego) tak zanotowała słowa Witosa w swym pamiętniku: "Nie chcąc, jestem wzruszona. Zdaje mi się, że w tym głosie słyszę twardą, poważną mowę ludu polskiego, który długo się waha i zwodzi, ale, jak co postanowi, idzie krokiem twardym i niewzruszonym". Rzeczywiście, sytuacja zaczęła się zmieniać, niechętni dotąd wojaczce chłopi, masowo zaczęli zgłaszać się do wojska (no, może nie masowo, ale w ogromnej liczbie). A tymczasem brytyjscy oficjele z Misji Międzysojuszniczej też nie próżnowali:


"POLSKA JEST NIE DO UTRZYMANIA MIĘDZY NIEMCAMI A ROSJĄ. TRZEBA WYCOFAĆ SIĘ Z WSZELKIEJ ODPOWIEDZIALNOŚCI ZA JEJ LOS I ZOSTAWIĆ JEGO ROZSTRZYGNIĘCIE WIELKIM SĄSIADOM POLSKI"

MAURICE HANKEY 
(Raport do Londynu) 
(Koniec lipca 1920)


4 sierpnia 1920 r w Londynie premier Wielkiej Brytanii David Lloyd George uroczyście powitał sowiecką delegację na czele z Lwem Kamieniewem i Krasinem, deklarując, że jak będzie trzeba, to wymusi na Polakach zakończenie wojny i przyjęcie sowieckich warunków pokojowych, nawet jeśli doprowadziłoby to do wchłonięcia Polski przez sowiecką Rosję. Nie wszystkim jednak taka uległość wobec Sowietów się podobała. Marszałek polny sir Henry Wilson - szef Imperialnego Sztabu Generalnego, tak oto opisał wymuszone na nim przez premiera uczestnictwo w rozmowach z sowiecką delegacją:


"BYŁEM PRZERAŻONY SPOSOBEM, W JAKI L.G. (LIOYD GEORGE) MÓWIŁ O FRANCUZACH I ODNOSIŁ SIĘ DO NICH PRZED TYMI BANDZIORAMI. A TAKŻE TYM NIEMAL SŁUŻALCZYM NASTAWIENIEM, Z JAKIM ZABIEGAŁ O ROSYJSKIE INTERESY I BYŁ WROGI WOBEC POLAKÓW"

Sir HENRY WILSON
(4 Sierpnia 1920)



DRASTYCZNE ZDJĘCIE 
POLSKI OFICER NABITY NA PAL
PRZEZ BOLSZEWIKÓW 
(1920)



Polska w zamian za zawieszenie broni miała się zgodzić na redukcję swych sił zbrojnych do 50 000 żołnierzy, oraz wydanie Armii Czerwonej wszystkich zapasów broni (uzbrojenie to miało trafić na wyposażenie utworzonej w Polsce sowieckiej milicji ludowej). Polska miałaby się też zgodzić na swobodne przejazd wszelkich sowieckich transportów, co de facto likwidowało jakąkolwiek suwerenność, a nawet niepodległość kraju. Poza tym Kamieniew stwierdzał, że wschodnia granica Polski (jaka granica 🥴) będzie przebiegać na tzw. linii Curzona, czyli mniej więcej dzisiejszej wschodniej granicy naszego kraju z Białorusią i Ukrainą. Ale się nie udało, gdyż Lenin - zbyt pewny swego - ufny w zapewnienia Tuchaczewskiego że Warszawa lada dzień padnie, odrzucał wszelkie proponowane mu coraz bardziej żałośnie, w upokarzającej formie prośby Lioyda George'a o zatrzymanie się Armii Czerwonej na linii Curzona, a wówczas Polacy będą zmuszeni podpisać kapitulację i nowy pokój narzucony przez Moskwę. Gdyby na to poszedł (a zastanawiał się nad tym kilka dni), nasza sytuacja byłaby tragiczna. Stalibyśmy się marionetkowym państewkiem, które wcześniej czy później zostałoby wchłonięte przez Związek Sowiecki. To właśnie pycha i pewność siebie Lenina, ocaliła naszą niepodległość, gdyż w Bitwie Warszawskiej Sowieci dostali takiego łupnia, że nie wiedzieli gdzie uciekać. Cztery armie sowieckie (które już widziały się nie tylko w Warszawie, ale również w Berlinie, a zapewne i w Paryżu, Rzymie czy Madrycie) zostały praktycznie unicestwione. Tak opisywał to wydarzenie młody francuski oficer, członek Misji Międzysojuszniczej - Charles de Gaulle: 


"OFENSYWA ROZPOCZĘŁA SIĘ ŚWIETNIE. GRUPA MANEWROWA, KTÓRĄ DOWODZIŁ SZEF PAŃSTWA, PIŁSUDSKI (...) SZYBKO PRZESUWA SIĘ NA PÓŁNOC. NIEPRZYJACIEL, CAŁKOWICIE ZASKOCZONY WIDOKIEM POLAKÓW NA SWOIM LEWYM SKRZYDLE, O KTÓRYCH MYŚLAŁ, ŻE SĄ W STANIE ROZKŁADU, NIGDZIE NIE STAWIA POWAŻNEGO OPORU, UCIEKA W ROZSYPCE NA WSZYSTKIE STRONY ALBO PODDAJE SIĘ CAŁYMI ODDZIAŁAMI (...) ACH, CÓŻ TO BYŁO ZA PIĘKNE POSUNIĘCIE! NASI POLACY JAK GDYBY PRZYPIĘLI SKRZYDŁA, ABY JE WYKONAĆ; CI SAMI ŻOŁNIERZE, PRZED TYGODNIEM WYCZERPANI FIZYCZNIE I MORALNIE, BIEGNĄ NAPRZÓD, POKONUJĄC DZIENNIE 40-KILOMETROWE ETAPY. DROGI ZAWALONE SĄ GRUPAMI JEŃCÓW W OPŁAKANYM STANIE I RZĘDAMI PODWODÓW ZABRANYCH BOLSZEWIKOM"

CHARLES DE GAULLE 
DZIENNIK 
(17 Sierpnia 1920)





A Bitwa Warszawska była tylko pierwszym ciosem wymierzonym w bolszewickiego gada. Dobicie "czerwońców" nastąpiło dopiero w Operacji Niemeńskiej z września 1920 r. Po czym ponownie Wojsko Polskie odzyskiwało dawne ziemie Rzeczypospolitej, wkraczając chociażby do Mińska (dzisiejszej stolicy Białorusi). Lenin wiedział już że tej wojny nie wygra, poprosił więc o pokój. Potem rozpoczęły się rozmowy pokojowe w Rydze i grupa głupich, ludowo-narodowych posłów zgodziła się na żałosne granice, takie jakie mieliśmy w II Rzeczpospolitej, które to granice były dla nas zabójcze, gdyż brak kordonu sanitarnego w postaci niepodległych państw Ukrainy i Białorusi (połączonych z Polską sojuszem militarnym i politycznym), był tak naprawdę dla nas wyrokiem śmierci, który nadszedł 20 lat później, w roku 1939. Ale to już zupełnie inna historia. 





PS: W kolejnej części (zapewne w dniu jutrzejszym) przedstawię jak to wyglądało krok po kroku, mniej więcej od grudnia 1919 r. Pojawią się też dokładne mapy linii frontu, najważniejszych bitew i operacji roku 1920. Tak cholernie teraz brakuje mi wolnego czasu na pewne osobiste przyjemnostki (takie właśnie jak ten temat), ale postaram się zmobilizować. 😉




CDN.

niedziela, 30 marca 2025

ZJEDNOCZENIE PRUS I INFLANT Z POLSKĄ - Cz. XVIII

POCZĄWSZY OD PIERWSZEGO SPORU POLSKO-KRZYŻACKIEGO (1309-1310), AŻ PO WŁĄCZENIE INFLANT DO RZECZPOSPOLITEJ (1558-1561)





KONRAD I MAZOWIECKI 
Cz. XVIII
(RETROSPEKCJA)





 Wracając ze swej rzymskiej pielgrzymki, władca Wessexu - Æthelwulf zatrzymał się jeszcze na frankijskim dworze Karola II Łysego. Ten ponownie powitał go bardzo serdecznie i od razu zaproponował małżeństwo ze swą 13-letnią córką Judytą, na co (dobiegający pięćdziesiątki) Æthelwulf ochoczo wyraził zgodę. Jeszcze w Paryżu została ona koronowana (855 r.) na królową Wessexu (i to pomimo faktu posiadania złych doświadczeń kobiecych rządów w królestwie, z małżonką króla Beorhtrika - Eadburh - o której pisałem w poprzednich częściach). Æthelwulf był jednak zafascynowany swą młodą żoną i to do tego stopnia, że po powrocie do kraju, pozwolił jej siedzieć obok siebie na tronie, co wywołało niechęć, szczególnie wśród jego synów z pierwszego małżeństwa. Szczególnie silnie zaprotestował jego syn, który pod nieobecność ojca pełnił funkcję regenta w królestwie Wessexu- Ethelbald. Był on co najmniej o kilka lat starszy od swojej nowej macochy i nie uśmiechało mu się tolerować kobiety, która mogła sprowadzić na świat ewentualnego syna, a co za tym idzie kolejnego rywala w walce o tron królestwa. Wsparł go w tym energiczny biskup Ealhstan i pewien ealdorman z Somerset. Wydawało się że ze sprzeciwu tego zrodzi się jawny bunt syna przeciwko ojcu (zresztą takowy powoli dojrzewał i otoczenie króla Æthelwulfa bacznie się temu przyglądało, nawołując władcę by ostatecznie poskromił ambitnego potomka i odebrał mu wszelkie możliwości dalszego podburzania poddanych przeciwko prawowitemu królowi). Æthelwulf jednak nie zamierzał nic robić. Jednocześnie korzystał z uroków w swej młodej żony w alkowie, z drugiej zaś strony nie chciał karać syna, dlatego też zaproponował ugodę. Wiosną 856 r. podzielił swe królestwo na dwie części: zachodnią część (wraz z podbitą Kornwalią), przekazał Ealhstanowi, wschodnią zaś (wraz z miastem Winchester) pozostawił sobie i swej młodej żonie, jednocześnie czyniąc Ealhstana swym następcą (w tym też czasie pisał testament, który miał oddawać sprawiedliwość wszystkim jego synom). Takie warunki ugody młody człowiek zaakceptował i zgodził się na podział królestwa.




A tymczasem Karol Łysy w Królestwie Zachodniofrankijskim ponownie miał kłopoty. Co prawda zdołał wydać swą córkę Judytę za mąż za potężnego władcę Brytanii z Wessexu, a jednocześnie zaręczył swego 10-letniego syna Ludwika, z córką władcy Bretanii - Erispoë (jest to nazwa króla Bretanii, a nie jego córki, co może wydawać się mylące), mimo to nie miał powodów do zadowolenia. Jego najstarszy syn Ludwik, (który jednocześnie miał zostać jego następcą), jąkał się, co nie przysparzało mu szacunku i atencji nie tylko poddanych, ale nawet dworaków. Był też słaby fizycznie i bardzo chorowity i choć był jeszcze chłopcem i ojciec starał się wychować syna na dobrego króla i wojownika, to jednak nie udawała mu się ta sztuka. A jego bracia wcale nie być lepsi. Młodsi od Ludwika zaledwie o kilkanaście miesięcy: 9-letni Karol zwany "Dziecięciem" był chory umysłowo, natomiast jego brat, 8-letni Lotar od młodości był sparaliżowany. Ludwik był więc jedyną nadzieją Karola na utrwalenie swego dziedzictwa w kraju Zachodnich Franków, a nie było to wcale łatwe. Największy problem był bowiem z Akwitanią, która wciąż się buntowała. Po spacyfikowaniu i umieszczeniu w klasztorach swych bratanków Pepina i Karola, wydawało się że Akwitania wreszcie zaakceptuje rządy Karola Łysego, ale okazało się to mrzonką. Tym bardziej że w roku 854 po najeździe na Akwitanię syna Ludwika Niemca (władcę Wschodnich Franków) Ludwika Młodszego, Karol nakazał wypuścić Pepina z klasztoru, aby przeciągnąć Akwitańczyków na jego stronę. I to się udało, przerażony rosnącym poparciem Pepina Ludwik Młodszy wycofał się z Akwitanii i wrócił do domeny swego ojca, ale Pepin nie zamierzał już powracać do klasztoru. Nie chciał być marionetką w rękach swego wuja, ponownie zamierzał bowiem zawalczyć o władzę w domenie przyznanej przez dziadka (Ludwika I Pobożnego) swemu ojcu - Pepinowi Akwitańskiemu. Karol nie zamierzał jednak tolerować tej niesubordynacji i jesienią 855 r. ponownie uderzył na Akwitanię, zajął ją i wypędził stamtąd swego bratanka, a dodatkowo w Limoges kazał namaścić na wicekróla Akwitanii swego syna - Karola Dziecię, co spotkało się ze sprzeciwem mieszkańców tej ziemi. Nie chcieli oni bowiem nie tylko mieć jako swego pana, dziecka, które uważane było za niespełna rozumu, ale przede wszystkim nie podobały im się rządy Karola, którego uważali za tyrana, okrutnika i tchórza. Pozostali więc wierni zbiegłemu do Bretanii Pepinowi.

A tymczasem dobiegał kres życia najstarszego z braci - Lotara, który coraz mniej zajęty sprawami doczesnymi, coraz bardziej skupiał się ku religii i zbawieniu duszy (jedyną jego pasją tak naprawdę było jeszcze dzielenie łoża z jego dwoma nałożnicami, ale nie istnieją żadne przekazy czy cokolwiek zdołał jeszcze zdziałać jako mężczyzna, czy też służyły mu one po prostu za "poduszki do snu", tak jak staremu królowi Izraela - Dawidowi, któremu jego żona Batszeba sprowadzała na starość młode dziewice, które miały jedynie grzać jej męża w nocy, "aby nie zmarzł"). Lotara nie interesowały już konflikty pomiędzy braćmi, walka o koronę i zjednoczenie Cesarstwa, interesowało go już tylko jedno - oddanie się Bogu. W tym celu wspierał klasztor w Prüm, leżący na południu gór Eifel. Założony został jeszcze w czasach Merowingów, a dokument fundacyjny klasztoru pochodzi z roku 721, zaś jego fundatorką była frankijska szlachcianka o imieniu Bertrada. Prowadząc bowiem dosyć "swobodne" życie (co było mimo wszystko trudne dla kobiet w tamtych czasach, aczkolwiek wszystko też zależało od pozycji społecznej i posiadanego majątku) Bertrada założyła klasztor w Prüm, gdzie jak stwierdzała w akcie fundacyjnym: miano dzień i noc błagać Boga o odpuszczenie jej grzechów (swoją drogą co mieli powiedzieć zwykli ludzie, których nie stać było na takie fundacje?). We wrześniu 855 r. (dokładnie na tydzień przed swą śmiercią) cesarz Lotar zrezygnował z korony (oddając ją w ręce swego najstarszego syna - Ludwika II, władającego wówczas Italią) i usunął się jako zwykły mnich właśnie do klasztoru w Prüm. Zmarł tam 29 września 855 r. w wieku lat 60). Jego szczątki zostały ponownie odkryte w roku 1721 i przeniesione do dwóch osobnych relikwiarzy, a w roku 1878 cesarz Niemiec i król Prus (notabene jako ciekawostkę dodam, że gardził on tytułem cesarza Niemiec i znacznie wyżej cenił swoją pruską koronę, jako dziedziczną) Wilhelm I, ufundował Lotarowi marmurowy sarkofag. Natomiast rezygnacja z władzy i wstąpienie do klasztoru Lotara, stworzało potem okazję do powstania różnych opowieści, które sprowadzały się do twierdzenia iż o jego duszę walczyły anioły i demony, i ostatecznie anioły zwyciężyły. Jego syn i następca Ludwik II, nakazał wykonać dla ojca cenny, wykładany kamieniami szlachetnymi krzyż zwany potem "Krzyżem Lotara"), który na przedniej swej stronie miał gemmę z podobizną cesarza Augusta, a na tylnej ukrzyżowanego Chrystusa w aureoli.




Lotar w testamencie, podzielił domenę (nad którą sprawował władzę po traktacie w Verdun w 843 r.) pomiędzy swych trzech synów. Ludwik II otrzymał tytuł cesarski (z czym nie zgadzali się jego wujowie: Ludwik II Niemiec i Karol II Łysy, choć koronowany został w Rzymie już w 850 r. - o czym pisałem) oraz władzę nad Italią. Jego młodszy brat - Lotar II przejął Fryzję i część Austrazji (czyli Lotaryngię), a Karol stał się władcą Prowansji i Burgundii. Podział ten wprowadził (jak zawsze) wzajemne niesnaski pomiędzy rodzeństwem, szczególnie zaś dwaj starsi synowie Lotara, dążyli do pozbawienia najmłodszego z braci jego burgundzkiego królestwa, tym bardziej że Karol miał wówczas zaledwie 10 lat, więc starsi bracia chcieli umieścić go w klasztorze, a jego ziemie podzielić pomiędzy siebie. Nie udało im się to tylko dlatego, że możni burgundzcy (którzy pragnęli autonomii), sprzeciwili się temu otwarcie. Ale to nie Karol był w tym czasie na językach całej ówczesnej zachodniej społeczności chrześcijańskiej, tylko jego starszy brat Lotar II, który zamierzał rozwieść się z niedawno co poślubioną (855 r.) żoną - Teutbergą, córkę hrabiego Genewy - Bosona i siostrę opata Huberta z klasztoru świętego Maurycego w Valais. Małżeństwo z Teutbergą było czysto polityczne, wymuszone przez ojca, Lotar bowiem nie kochał jej, a gdy okazało się że nie może zajść w ciążę, zapragnął czym prędzej się jej pozbyć. Tym bardziej że miał już miłość swojego życia - Waldradę (która nie była zwykłą nałożnicą, ani też służebną dziewką, a dostojną damą), dała mu ona syna - Hugona (urodzonego jeszcze w 855 r.) i darzył ją prawdziwym uczuciem. Ale czasy, gdy jego pradziad Karol Wielki, mógł swobodnie oddalać swoje małżonki i poślubiać kolejne - już minęły, teraz bez zgody papieża oddalenie małżonki, czy też wzięcie z nią rozwodu nie było już możliwe. Co prawda Lotar argumentował że Teutberga jest bezpłodna, ale ona sama podważała te słowa, mówiąc że mąż nie odwiedzał jej w alkowie, tylko chodził do kochanki, a ona wciąż jest dziewicą, nie może więc być bezpłodna. Możni królestwa poparli Teutbergę w tym sporze. Na razie jednak spór ten musiał zostać odłożony, a Lotar przez kolejne lata całkowicie zaniedbywał swą małżonkę, spędzając czas praktycznie tylko w towarzystwie Waldrady i swego synka, którego pragnął uczynić następcą. Teutberga spędzała zaś samotne noce, ale nie zamierzała się poddawać i postanowiła zawalczyć o prawo do bycia żoną i królową u boku Lotara II.

Tymczasem rządy Karola Łysego w Akwitanii znów zaczęły się chwiać, tym bardziej, gdy z Bretanii powrócił książę Pepin i już wiosną 856 r. ponownie odzyskał cały kraj. Wszystko znów zaczęło się sypać. To, co z takim poświęceniem udało się wywalczyć, nagle zamieniało się w perzynę i znów trzeba było podejmować kolejne wyprawy w celu przywrócenia status quo. 1 marca 856 r. w St. Quentin Karol Łysy spotkał się ze swym bratankiem Lotarem II i zawiązano tam wzajemny sojusz wymierzony nie tylko przeciwko Pepinowi Akwitańskiemu, ale również (a może przede wszystkim) przeciw Ludwikowi Niemcowi i cesarzowi Ludwikowi II (Karola z Burgundii pomijano jako najmłodszego, gdyż nie widziano w nim realnego konkurenta w walce o władzę i przewodzenie zachodniemu Cesarstwu). Warto w tym miejscu słów parę powiedzieć o synach zmarłego Lotara I, jakimi byli władcami, jak rządzili swymi domenami, i... jakimi też mogli być ludźmi. Zacznijmy od najstarszego, czyli cesarza Ludwika II - władającego Italią. Był to człowiek bez wątpienia żywo interesujący się problemami swych poddanych. Dosyć bogata korespondencja tych czasów, ukazuje dobitnie że ten właśnie władca zajmował się najdrobniejszymi problemami swego królestwa, począwszy od naprawy lub budowy zwalonych i uszkodzonych mostów, a skończywszy na kwestiach bezprawia, dokonywanego na najuboższych ze strony hrabiów i wielmożów królestwa. Jego zainteresowanie problemami poddanych spowodowało, że w ciągu swych trzydziestoletnich rządów (844-875) tylko trzy razy wyjechał z Italii i to na krótko. Jego reformy znacznie wzmocniły kraj, wszędzie też zaprowadzał "karoliński porządek", każąc tych, którzy nadużywali swej władzy przeciwko najsłabszym. Jego rajdy "od pałacu do pałacu", były jednocześnie podróżami inspekcyjnymi po królestwie. Fundował też licznie nowe opactwa i klasztory (często odwiedzając opactwo Saint-Sauveur w Brescii, którego opatką była jego siostra Berta). Żoną Ludwika była Engelberga z rodu Supponidów, która jednak daje mu tylko dwie córki: Gizelę i Ermengardę. Ponieważ Ludwik nie doczeka się syna, przeto znacznymi względami obdarza swego siostrzeńca (syna Berty) Kunitarda, który wychowuje się na jego dworze w Pawii (nigdy jednak nie zostanie następcą Ludwika).




Lotar II - ten zakochany po uszy w damie swego serca Waldradzie, jest zupełnym przeciwieństwem swego starszego brata. Panuje i mieszka w Akwizgranie, cesarskiej stolicy Karola Wielkiego, ale tak naprawdę interesują go tylko sprawy następstwa tronu i spędzanie czasu ze swą ukochaną. Królestwem realnie więc rządzi dwójka arcybiskupów: Gunther z Kolonii i Theutgard z Trewiru. Król zaś uwielbia podróże (choć oczywiście niezbyt dalekie) na które udaje się w towarzystwie kochanki i swego synka, poświęcając się prawie w 100 % rodzinie i myśląc tylko o tym, jak uczynić z małego Hugona swego prawnego następcę. Teutberga zaś - jego małżonka - jest zaniedbywana, a często upokarzana w taki sposób, że przy królewskim stole, obok Lotara siedzi jego kochanka, żona zaś zajmuje dalszą pozycję. Państwem rządzi więc grupa biskupów i możnych świeckich (pod przywództwem Liutfryda - hrabiego Alzacji), którzy dzielą między siebie opactwa, włości i ziemie wedle własnego uznania. Stan ten praktycznie nie zmieni się aż do śmierci Lotara w roku 869 (chociaż nigdy nie uda mu się doprowadzić do anulowania małżeństwa i uznania Hugona za prawowitego dziedzica). Najmłodszy z braci - Karol z Prowansji i Burgundii, również nie włada samodzielnie swym królestwem. Czyni to w jego imieniu hrabia Vienne, regent Girard (dawny hrabia Paryża, który jednak opuścił miasto w roku 843 - jeszcze przed atakiem Wikingów - i przyniósł się do obozu Lotara I). Jest to wielki możnowładca, właściciel licznych ziem, fundator opactw i klasztorów. Jego żoną jest Berta, córka Hugona Trwożliwego z rodu Eutychonidów. To on realnie (z grupą dobranych sobie możnowładców świeckich i duchowych) włada Prowansją. On stoi na czele niezależności królestwa i broni praw młodego króla do ojcowizny (której pragną pozbawić go bracia). Sam Karol jest zresztą za młody aby mógł o czymkolwiek decydować, jednak oparcie się na Girardzie, umożliwia mu bezpieczne dorastanie w cieniu swych braci.




Latem 856 r. "smocze łodzie" o czarnych, prostokątnych żaglach znów wpływają do Sekwany. Paryż płonie Tak samo, jak miało to miejsce 11 lat wcześniej, a Wikingowie nie mają litości dla nikogo (szczególnie zaś dla biskupów, opatów i zakonnic). To samo dzieje się nad Loarą, gdzie również w tym samym czasie zjawiają się normańscy piraci - władcy Muchomorza. Tereny nad Loarą i Sekwaną płoną, ludność albo ucieka, albo ginie, albo trafia do niewoli. Ten atak jeszcze bardziej podkopuje pozycję Karola Łysego w jego królestwie, gdyż teraz przeciwników jego władzy można znaleźć nie tylko w Akwitanii, ale również dalej na północy, w Neustrii która dotąd była jego domeną. Jednak dwukrotne zniszczenie największego neustryjskiego miasta - Paryża, przelało czarę goryczy nawet możnych. Zaczynają się więc próby usunięcia Karola, poprzez nakłonięcie do interwencji jego starszego brata - Ludwika II Niemca. Ale problem jest jeszcze poważniejszy, a mianowicie taki, że Wikingowie którzy spalili Paryż, nie odpłynęli do siebie, tylko osiedlili się na wyspie Oissel na Sekwanie, powodując stałe zagrożenie w tym regionie. Powolne zbieranie wojska przez Karola, czyni jeszcze większe skazy na jego wizerunku jak władcy, tym bardziej że wiosną i latem 857 r. Wikingowie z Oissel ponownie plądrują okolicę, docierając aż do Langres na wschodzie kraju. Karol ma doprawdy nie ciekawą pozycję: Akwitania ponownie stracona na rzecz Pepina, Neustria zaś krwawiąca i gotowa do buntu. Karol aby utrzymać władzę nie ma wyjścia, w ruch musi pójść katowski topór i pracuje on niezwykle intensywnie w tym okresie, każąc wszelkich "buntowników i zdrajców". Jednocześnie Karol gromadzi wojsko które ma wypędzić Normanów z Oissel i przywrócić porządek (pisząc o spaleniu Paryża, mam na myśli tereny leżące na północ i południe od wyspy Ile de Cité, której Wikingowie ponownie nie zdobyli i gdzie chroniła się ludność z pozostałych rejonów miasta).

Coś mało dzisiaj było o Ludwiku Niemcu, dlatego też szybko naprawiam ten błąd. Nieudana inwazja na państwo wielkomorawskie Rościsława I (855 r.) o której pisałem w poprzedniej części, pobudziło inne słowiańskie ludy do próby buntu przeciwko Cesarstwu. W sierpniu 856 r. Ludwik Niemiec wyruszył na Połabie przeciwko plemieniu Dalemińców. Spustoszył ich ziemie, a następnie ruszył na Czechów. "Roczniki Bertyńskie" pod tą właśnie datą piszą o znacznych stratach wśród rycerstwa wschodniofrankijskiego, (szczególnie wielu poległo hrabiów), ale udało się kilku czeskich wodzów zmusić do złożenia przysięgi na wierność Ludwikowi (po wycofaniu się Franków natychmiast zapomną o tej przysiędze). Wyprawa ta więc zakończyła się połowicznym sukcesem, a może nawet ponowną porażką, gdyż wyprawy przeciwko Czechom trzeba było powtarzać w kolejnych latach. Jednocześnie "Kroniki Salzburskie" pod datą 856 r. odnotowują wyprawę najstarszego syna Ludwika - Karlomana przeciwko niezidentyfikowanym plemionom Słowian (prawdopodobnie była to kolejna wyprawa przeciwko Morawianom), ale nic więcej na ten temat nie wiadomo, nawet jak ona się zakończyła (zapewne również porażką, gdyż inaczej pochwalono by się sukcesem). Trzeba też dodać, że Słowianie, którzy w tamtym czasie byli porywani (czy też kupowani jako niewolnicy) a następnie wysyłani (szczególnie) do krajów muzułmańskich, do Damaszku, Bagdadu, Samary czy Kordoby (często robiąc tam niesamowite kariery, jako nadworni lekarze, żołnierze czy - w późniejszym okresie - władcy tych krain, szczególnie na Półwyspie Iberyjskim, gdzie Słowianie realnie rządzili znacznymi terenami Hiszpanii), już wówczas byli traktowani przez Wschodnich Franków jak... podludzie. Określenia takie jak: "Wspólnicy szatana, których należy zniszczyć wszelkimi środkami, jeśli się nie nawrócą do sprawy Bożej", czy też nazwani "robactwem" i przeznaczeni do wycięcia "jak trawa na łące" - wcale nie są już w tym okresie wyjątkiem. Mnich Notker z St. Gallen (a jednocześnie wojownik, sprawnie posługujący się mieczem i włócznią) mówi chociażby takie oto słowa: "Cóż wy mi tu z tymi płazami? Siedmiu czy ośmiu, a nawet dziewięciu nadziewałem na mą włócznię i ciągnąłem ze sobą, nucąc pod nosem". Słowianie są "źli" i to wszyscy, bez względu na wiek i płeć, a jeśli się nie ochrzczą, należy ich wszystkich wybić. Żyjący w tym czasie poeta Otfryd z Weissenburga (zmarły w 870 r.) pierwszy znany pisarz, piszący w języku staro-górnoniemieckim, otwarcie przekonuje zaś iż: "Frankowie są narodem bogobojnym, a Bóg jest z nimi wszędzie: wszystko co myślą i czynią, myślą i czynią z Bogiem" - czyli innymi słowy: naród panów, Hitler nie był wcale wyjątkiem, był konsekwencją ponad tysiąca lat frankijsko-germańskiego szowinizmu wobec Słowian, szczególnie zaś Polaków, jako najpotężniejszej nacji, która blokowała ekspansję niemczyzny na Wschód.


OGROMNĄ ROLĘ W HANDLU SŁOWIAŃSKIMI NIEWOLNIKAMI ODGRYWALI KUPCY ŻYDOWSCY 



Nieudane wyprawy z roku 856, zostały powtórzone w roku 857. Czechy ponownie zostały najechane, tym razem Wschodnimi Frankami dowodził biskup Otgar z Eichstatt, palatyn Rudolf i hrabia Ernest. Czechami władał wówczas książę Sławociech, ale frankijska wyprawa skierowała się na północ kraju, docierając do (nie wymienionego z nazwy) grodu, gdzie zamknął się syn Sławociecha - Wiztrach. Gród ten został zdobyty przez Franków. Nic natomiast nie wiadomo na temat jakiegokolwiek wsparcia, czy też pomocy, udzielonej Czechom z kraju Lechitów. W tym czasie na tych terenach panował król Koszyszko/Piast (choć niektórzy twierdzą że nie istniał, jestem innego zdania). Znane jest też imię jego hetmana: Nawoy Starża herbu Topór, który stał na czele lechickiego wojska (wojownikiem był w tym czasie również syn i następca Koszyszko/Piasta - książę Ziemowit). Ale historia milczy na temat jakichkolwiek wypraw Lechitów przeciwko Frankom, czy też Franków na ziemie Lechitów w tym okresie. Cóż, przejdźmy więc dalej i wróćmy nad Sekwanę, bo Karol Łysy właśnie zgromadził armię i wiosną roku 858 wyprawił się przeciwko Wikingom z Oissel.


GRÓD KSIĄŻĘCY W GNIEŹNIE Z CZASÓW PIASTA KOŁODZIEJA (KOSZYSZKO)



CDN.

piątek, 28 marca 2025

PRACA CZY ROBOTA? - CIEKAWA OPOWIEŚĆ

"ROBOTA WIADOMO ZA GŁUPIM SIĘ PCHA, WYCHODZI CZŁEK Z DOMU I CO Z TEGO MA...?"



Tym starym (bo jeszcze z lat 80-tych) tekstem piosenki Tadeusza Drozdy, chciałbym zaprosić do obejrzenia ciekawego spostrzeżenia na temat pracy, jednego z YouTube'rów (wydaje się że dość popularnego), który opowiada, jak to (jakieś 10 lat temu) podejmował pierwsze prace zarobkowe. Ponieważ gość opowiada to w sposób przystępny, sprawny, a jednocześnie dosyć zabawny (przyznam się szczerze że ten filmik, który zamieszczam poniżej, mocno mnie rozbawił 🥴) to dobrze się tego słucha. Ja osobiście uważam że nie ma sensu się męczyć na siłę w pracy, która nie sprawia satysfakcji, bo to nic dobrego nie daje ani pracownikowi, ani pracodawcy. Lepiej (jeśli istnieje oczywiście taka możliwość finansowa) szukać pracy zgodnej z kwalifikacjami, lub też satysfakcjonującej, bo najgorsze co może być, to chodzić do pracy, której się nienawidzi. Z niewolnika nigdy nie będzie dobrego pracownika, wiem to z własnego doświadczenia, gdyż prowadząc własną firmę, mam możliwość przyjrzeć się (również pod względem psychologicznym) danym osobom, które składają u mnie swoje CV. Zawsze uważałem też, że w pracowniku należy ujrzeć siebie samego (bo nigdy nie wiesz co cię w życiu spotka i nigdy nie wiesz też gdzie wylądujesz 🙆). Dlatego też bardzo ważny jest wzajemny szacunek, a ten najczęściej ma wymiar finansowy (bo nie oszukujmy się, tak samo jak każdy pracodawca pragnie podwajać zyski swojej firmy, tak samo pracownik przechodzi do nas tylko i wyłącznie dla pieniędzy, wszystko inne dobra atmosfera "owocowe czwartki" 🤤, jest tylko miłym dodatkiem, niczym więcej), a w swoim życiu poznałem już wielu pracodawców, którzy uważali że robią innym łaskę że w ogóle ich zatrudnili. A to że nie wypłacają im potem pieniędzy w terminie, albo na różne sposoby kombinują jak zmniejszyć komuś stawkę, potrącić za coś, czy coś w tym stylu, to uszy puchły od słuchania tego (pisałem już kiedyś chyba nawet o tym, a przynajmniej wspominałem). Ja tak nie potrafię, chociaż po śmierci taty były różne perturbacje, lepsze i gorsze czasy, ale najważniejsze zawsze dla mnie było jedno godność finansowa (i nie tylko oczywiście) pracownika jest najważniejsza, bo inaczej Sam będziesz musiał podkasać rękawy i wykonywać prac które mógłbyś zlecić innym, albo szukać naiwnych, którzy przyjdą do ciebie za głodowe stawki (a znam takich gagatków). Na razie odpukać z bożą pomocą i wsparciem o którym pisałem niejednokrotnie) moja firma prosperuje nie najgorzej, chociaż jednocześnie pochłania ona zbyt wiele czasu (z mojego punktu widzenia), które mógłbym i chciałbym wykorzystać inaczej - ale nie mogę, bo albo rybka, albo pip...a, jak mawiał Sofronow 🤭.





PIOTR LATAŁA I JEGO HISTORIA Z PRACĄ 
W MARKECIE BUDOWLANYM 
BRICO MARCHE




środa, 26 marca 2025

STANOWSKI - 2025

 I JEGO ZABAWNE WYBORCZE SPOTY



 Ponieważ wybory prezydenckie będą już za niecałe dwa miesiące (a ja przyznam się szczerze, czekam na nie z niecierpliwością, gdyż dłużej tej żałosnej antypolskiej pseudo-władzy znieść nie mogę) dlatego pomyślałem sobie że zaprezentuję tutaj spoty wyborcze tych polityków, których osobiście poparłbym w tych wyborach. Są to w kolejności głosowań w pierwszej i drugiej turze: Marek Jakubiak, Karol Nawrocki i ewentualnie Sławomir Mentzen. Jednak mimo wszystko wydaje mi się, że również postać Krzysztofa Stanowskiego wynosi w te wybory pewien koloryt (choć do pewnego stopnia odbiera też im powagę, ale to inna kwestia). A jego kandydatura - która polega głównie na robieniu sobie jaj z polityki -  może się wielu nie podobać, aczkolwiek trafia ona do ludzi, zmęczonych tym całym naszym politycznym bagienkiem. Dlatego też uważam że warto przynajmniej pomóc Stanowskiemu w zebraniu 100 000 podpisów, upoważniających go do kandydatury na prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej (której oczywiście nie zdobędzie, bo jak sam mówi nie chce być prezydentem, choć kandyduje). Jego prześmiewcze zachowania, w tym również spoty wyborcze, w których lata na smoku, zamienia pomidory w mięso i trzyma orła w stodole - wydają się dosyć zabawne (🤭), dlatego też postanowiłem dzisiejszym wpisem pomóc mu w zebraniu wymaganej liczby podpisów 😉. Zatem zapraszam na spoty wyborcze Krzysztofa Stanowskiego (😚): 



SPOT W KTÓRYM LATA NA SMOKU







A TU NA SPOTKANIU WYBORCZYM SŁAWOMIRA MENTZENA




A tak poza tym uważam, że pomiędzy wyborcami patriotami popierającymi różnych kandydatów, takich właśnie jak Jakubiak, Nawrocki, Mentzen czy nawet Braun, nie powinno być wzajemnych ataków, czy choćby nawet zwykłych niesnasek. Nie wierzę bowiem że nawet wyborcy Grzegorza Brauna (który ostatnio w Opolu jak zwykle w swoim stylu zamalował "wystawę" poświęconą lgbt, czy czemuś w tym rodzaju) mogliby w drugiej turze zagłosować na kogoś takiego jak Rafał Trzaskowski, po prostu nie mieści mi się to w głowie. Ja w każdym razie w drugiej turze zagłosuję na każdego, kto nie jest Rafałem trzaskowskim.


GRZEGORZ BRAUN W OPOLU 

"Mógłby pan przestać?"

"Ja dopiero zaczynam!" 🤭😂




Na koniec mała ciekawostka, gdy zapytano czat GPT aby usunął ze zdjęcia (na którym znajdował się Władimir Putin i Donald Tusk) antypolskiego polityka, jak myślicie, co się stało? Dziwnym trafem to nie Władimir Putin został stamtąd wymazany.




HISTORIA ŻYCIA WSZECHŚWIATA - WSZELKIEJ CYWILIZACJI - Cz. CXCIV

TWÓRCY EUROPEJSKICH CYWILIZACJI 
SŁOWIANIE I CELTOWIE





PIERWSZE EUROPEJSKIE CYWILIZACJE

SŁOWIANIE

(POD SKRZYDŁAMI ASYRII - UPADEK IZRAELA)

(ok. 738 r. p.n.e. - ok. 635 r. p.n.e.)

Cz. XIV







FILISTEA
PONOWNE ODRODZENIE
(738 r. p.n.e. - ok. 635 r. p.n.e.)
Cz. XIV


DEWARIM
(738 r. p.n.e. - 586 r. p.n.e.)
Cz. XVI


 Władca Asyrii Sannaherib był zdeterminowany w trakcie tej kampanii (700 r. p.n.e.) aby ostatecznie pochwycić i ukarać Merodach-Baladana, sprawcę tylu problemów trapiących Babilonię, dlatego też podążał za nim do Kraju Nadmorskiego, gdzie ten miał się ukrywać - "na bagna". Najpierw dotarł Sannaherib do miasta Bitutu - znajdującego się "na środku bagna", którym władał lokalny szejk Szuzubu (Chaldejczyk z pochodzenia, zresztą Kraj Nadmorski był opanowany przez plemiona chaldejskie, stanowiące nieustanny ból głowy nie tylko w Babilonie, ale również w Kalchu i Niniwie). Szuzubu sądził, że bagienne rejony umożliwią mu schronienie i bezpieczeństwo, pomylił się bardzo nie doceniając asyryjskiej armii. Został pochwycony, okrutnie zamordowany, a Bitutu przestało istnieć (zaś ludność tego plemienia została uprowadzona, a następnie przesiedlona w inne miejsce). Teraz dopiero król Assuru skierował się przeciwko plemieniu Bit-Jakini, z którego wywodził się Merodach-Baladan. Ten jednak szybko zbiegł i jak opisuje to Sannaherib na swej steli zwycięstwa: "Szczęk mego potężnego oręża sprawił, że (...) przelągł się, zebrał (w tym miejscu ponownie brak tekstu, zapewne powinno być "posągi swych") bóstw z całej swej krainy, załadował na statki i połknął niczym ptak do miasta Nagite-rakki, które znajduje się na środku morza. Jego brata, którego zostawił nad brzegiem, wraz z całą resztą ludu wywiozłem z ziemi Bit-Jakini, ze środka bagien i trzcinowisk, uznając ich za łup wojenny. Jego miasta zniszczyłem, obróciłem w perzynę, przemieniłem w ruiny. W sercu jego sojusznika, króla Elamu, zasiałem przerażenie". Co prawda Sannaheribowi nie udało się pochwycić Merodach-Baladana, ale człowiek ten już więcej nie zagrażał asyryjskim interesom w Babilonii i Kraju Nadmorskim. Dokończył swego żywota na jakiejś wysepce w dzisiejszej Zatoce Perskiej. Być może jego osoba z dzisiejszego punktu widzenia nic nikomu nie powie, nic też już nie znaczy, ale trzeba pamiętać, że w tamtym czasie stanowił on poważne zagrożenie dla utrzymania Babilonii pod asyryjską kontrolą. Dwukrotnie był królem Babelu (710-705 r. p.n.e. i w 703 r. p.n.e. przez 9 miesięcy). Na jednym z kudurru (kamieniu granicznym z królewską inskrypcją dotyczącą nadania ziemi) został pokazany jako wysoki, choć nieco otyły mężczyzna, postawny i o pogodnym spojrzeniu. Był bardziej dyplomatą niż wojownikiem, ale napsuł wiele krwi asyryjskim królom.




Kampania roku 700 p.n.e. okazała się całkowitym sukcesem z punktu widzenia Asyrii. Niebezpieczne ludy (szczególnie zaś Bit-Jakini) zostały przesiedlone w inne rejony Imperium. Asyryjczycy bowiem na masową skalę stosowali nie tylko politykę bezwzględnych zniszczeń i mordów, mających na celu zastraszenie ewentualnych dalszych buntowników, ale przede wszystkim organizowali masowe przesiedlenia ludności, coś, co stało się popularne w czasach Związku Sowieckiego - szczególnie zaś w epoce Stalina (na przykład wysiedlenie Tatarów krymskich). Była to polityka ludobójstwa kulturowego, wykorzenienia danego plemienia (lub ludu) z jego ziemi, tradycji, przodków, a często również religii. Celem tego wszystkiego była oczywiście asymilacja, uczynienie z różnych ludów jednego ludu Asyryjczyków (pisał o tym Sargon II - ojciec Sannaheriba, na swej steli: "Ludy z czterech części świata, o odmiennych językach i nieporównywalnych dialektach, mieszkańców gór i równin, wszystkich podlegających światłu bogów i panu wszystkiego, przyniosłem na rozkaz Aszura mego pana, a dzięki potędze mego berła. Sprawiłem, że stali się (ludźmi) jednego języka i osadziłem ich tam. Posłałem im Asyryjczyków jako pisarzy i nadzorców, potrafiących nauczyć ich lęku przed bogiem i królem"). Takie przesiedlenia oznaczały całkowite wykorzenienie kulturowe, gdyż ludy,  które do tej pory zasiedlały bogate, pełne życia, słynące z handlu, rozwijające własne pismo, a także czczące swych własnych bogów miasta, jak choćby Damaszek, Hamat czy Samaria, teraz zamieniły się w ośrodki asyryjskiej władzy. Co prawda zniszczenia dokonane przez wojsko zostały szybko usunięte, a pałace królewskie (jeśli uległy zniszczeniu) odbudowane, ale mieszkał tam już asyryjski gubernator, a ludność była inna, sprowadzona na to miejsce z innych terenów Imperium, zasymilowana i nie skora już do buntu. Natomiast ludność przesiedlana, przybywała na teren którego nie znała, gdzie była otoczona przez ludy sobie wrogie, a wierne władcy Asyrii, więc aby przetrwać wolała siedzieć cicho, nie buntować się, a z czasem następowała asymilacja (oczywiście wymuszana, ale jednak). Wiele też miast zostało zmienionych przez Asyryjczyków, jak choćby Tell Keisan (gdzie wytyczono nową siatkę ulic), w Megiddo (odbudowa miasta według nowych planów, nowa siatka ulic, nowy dziedziniec miejski i dwa wielkie budynki administracyjne asyryjskiej władzy), inne zaś miasta zyskały rolę lokalnych ośrodków administracji, co też wiązało się z pewnymi przywilejami (Gezer, Hazor, Tell Kinneret - asyryjski fort, w którym znajdował się wygodny pałac gubernatora). Można by wymieniać tych miast wiele (gdyż mam ich znaczną listę), ale myślę że na tym skończymy. Warto tylko powiedzieć, że językiem urzędowym Imperium Asyryjskiego był aramejski, a polityka przesiedleń była niezwykle skuteczna, wręcz... zabójczo. 




Ponieważ jednak w kraju, w którym władał okrutny bóg Aszur, przez kolejne sześć lat po kampanii nadmorskiej Sannaheriba nic specjalnego się nie wydarzyło (a trwało spokojne konsumowanie dokonanych podbojów), przenieśmy się zatem w inne rejony Bliskiego Wschodu, które wydają się bardziej interesujące. Jeruzalem! Pomimo zniszczeń jakie dokonała w Judzie armia asyryjska, pomimo kontrybucji narzuconej na Judę i na króla Ezechiasza przez zwycięskiego Sannaheriba, wydaje się, że okres tuż po zakończeniu wojny (701 roku), był niezwykle korzystny nie tylko dla odbudowy judejskiej gospodarki, ale również dla całkowitego zwycięstwa jahwizmu (nie chcę być tutaj źle zrozumiany, gdyż za czasów syna i następcy Ezechiasza - Manassesa, obce kulty ponownie powrócą do Judy, również do Jerozolimy, ale będzie to już znacznie słabsze oddziaływanie, niż miało to miejsce wcześniej). Sama Jerozolima rozrosła się w ciągu rządów króla Ezechiasza (który wstąpił na tron w roku 715 p.n.e., zmarł zaś w roku 686 p.n.e.) z miasta leżącego na 5 hektarach (w dużej mierze zajmowanego przez Świątynię i Pałac) do 60 ha. Postawiono nowy mur obronny (który ocalił Jerozolimę przed Asyryjczykami, choć tak naprawdę ocaliła ich epidemia, jaka wybuchła w armii asyryjskiej, co potem było interpretowane jako boża pomoc dla "ludu wybranego"). Aby Ezechiasz mógł wznieść ten mur, musiano przedtem wyburzyć wiele prywatnych domów (opłakiwane to jest w Księdze Izajasza 22,10), ale dzięki temu powstały w Jerozolimie dwie nowe dzielnice (Mišneh - "Nowe Miasto" i Makteš - "Tłuczek"). Poza tym miasto zostało zaopatrzone w nowy, duży zbiornik na wodę, zwany Siloe (zasilany przez kanał Ezechiasza, transportujący wodę ze źródła Gihon). Odbudowano także (zniszczony przez Asyryjczyków) Lachisz (największe miasto Szefeli), który z ok. 4-5 hektarów rozrósł się do 10. Ezechiasz wzniósł też całą listę nowych fortec (które w większości zostały zdobyte przez Asyryjczyków w czasie kampanii 701 r. p.n.e., ale potem ponownie odbudowane), takich jak: Rujm Abu Mukhayr, Khirbet Marjama, Tell el-Hesi, Tell Judeide, Tell Zakarya czy Khirbet Rabut (ta ostatnia była na granicy południowej, wszystkie pozostałe na północnej, od strony Syrii). Asyryjskie zniszczenia szybko zostały naprawione nie tylko w dziedzinie umocnień i urbanizacji, ale również kwestii gospodarki. Przykładem niech będzie szybki rozwój winnic w rejonie Gibeon (amfory z tego regionu po roku 700 p.n.e. były sprzedawane nie tylko w Filistei, ale również w Egipcie). Postępowała również produkcja i sprzedaż oliwy, (pomimo że filistyński Ekron stanowił pod tym względem znaczną konkurencję, to jednak oliwa w amforach z jahwistyczną ornamentyką, znajdowana jest w tym okresie nie tylko w Filistej, ale również w Asyrii, a nawet w Babilonii). Poza tym handlowano judzkimi pomarańczami i innymi owocami. Symbolem zaś Judy (a raczej domu panującego) stał się skarabeusz o czterech skrzydłach (wymiennie z uskrzydlonym słońcem), co oznaczało że ewidentnie skopiowano tutaj motywy egipskie.




Największe jednak zmiany poczyniono w kwestii religii. Ponoć reformy religijne Ezechiasza rozpoczęły się jeszcze przed asyryjską inwazją, ale jeśli to prawda, to były one dopiero zapoczątkowane, gdyż realnie nastąpiły po wycofaniu się Asyryjczyków z ziemi Judy. Tradycja biblijna przypisuje rozpoczęcie tych reform na 18 rok panowania Ezechiasza (wypadałoby wówczas na ok. 698/697 r. p.n.e.). Ich autorem w dużej mierze był (urodzony ok. 765 r. p.n.e.) prorok Izajasz. A zmiany te były gruntowne, wręcz dotykały podstaw jahwizmu, w tym również tego, co nazywano "religią mojżeszową" (czyli głównie religią agrarną). Za radą Izajasza zaczęto bowiem niszczyć wszelkie widoczne (czyli agrarne, ludowe) formy kultu Jahwe, w tym style stojące w miastach i na wsiach, wycinano drzewa, wyrywano pnie, zniszczono nawet owego biblijnego węża z brązu, który miał w czasach Mojżesza ocalić Izraelitów od plagi węży. Konsekwentnie niszczono wszystko, gdzie lud przychodził, składał ofiary i palił kadzidła. Izajasz bezwzględnie walczył z tymi pozostałościami obcych kultów, tak bardzo zakorzenionymi w tradycji ludu Izraela, że wręcz niechętnie przezeń usuwanymi. Po prostu Żydzi w tamtym czasie tak bardzo przyzwyczaili się do religii agrarnej (w której Jahwe co prawda jest bogiem narodowym, ale nie jedynym, co bardzo ważne - NIE JEDYNYM!), natomiast reformy Izajasza i Ezechiasza szły w kierunku stworzenia z Jahwe nie tyle boga narodowego, co boga jedynego. Z Jerozolimy, z tamtejszej Świątyni zamierzał Ezechiasz uczynić centrum jahwicznego monoteizmu, dlatego też słał zaproszenia do Żydów mieszkających w podbitym przez Asyrię Izraelu (Królestwie Północnym), aby przybywali do Jerozolimy, tu się modlili, a nawet tu się osiedlali. Oczywiście król i prorok Izajasz nie byli jedynymi, którzy wówczas propagowali nową reformę religijną, znacznie wsparli ich tzw. dworscy wieszcze, spośród których należy wymienić choćby: Ozeasza czy Micheasza. Co prawda najazd asyryjski, wielkie zniszczenia i asyryjskie okrucieństwo mocno nadwyrężyło poparcie ludu dla monarchii, kasty kapłańskiej, a nawet dla boga Jahwe, który nie chronił swojego "ludu wybranego", ale Izajasz i to postanowił przekuć w sukces nowej reformy religijnej, twierdząc że przecież Jahwe zesłał na Asyryjczyków zarazę, dzięki której "lud wybrany" ocalał. Była więc nadzieja, gdyż Pan zesłał na Izraelitów karę za ich bałwochwalstwo, ale dał im również szansę odrodzić się na nowo, w nowej religijnej tradycji i nowej czci dla swego boga (swoją drogą, ci wszyscy bogowie, którzy tak bardzo wymagają atencji, ludzkiej czci i składania darów - jak myślicie kim są? Kiedyś chyba już pisałem co na ten temat myślę, ale wydaje mi się - i wcale nie sądzę że dużo się mylę - iż są to byty pochodzące z innych rejonów Wszechświata. Niektóre z tych bytów być może opanowały do perfekcji poziom niematerialny, co nie oznacza że mają one cokolwiek wspólnego z rozwojem duchowym. Raczej są czymś w rodzaju kosmicznych piratów, którzy najeżdżają światy {w ten lub inny sposób}, wymagają czci i uwielbienia, a jednocześnie wysysają duchową energię z tych, którzy oddają im cześć).

Izajasz, Ozeasza i Micheasz (a co za tym idzie również król Ezechiasz) opowiadają się bowiem za koncepcją bezwarunkowej wierności Jahwe, jako jedynej formy wybawienia dla "ludu wybranego". Jednocześnie burzą wszelkie jego ludowe formy, tak aby nakierować lud Izraela na bardziej duchowe tory jego kultu. Od chwili gdy reforma zaczyna wchodzić w życie (a nawet wcześniej, jeszcze przed inwazją asyryjską), widać ewidentnie różnice zdań Izajasza i wieszczów, a oficerów i dworaków króla Ezechiasza. Izajasz mocno krytykuje chociażby wyburzenie domów prywatnych pod budowę murów obronnych Jerozolimy, tak jakby nie rozumiał że umocnienia pomogą w odparciu inwazji asyryjskiej (on jednak stwierdza, że tylko bezwarunkowa wiara w pomoc i łaskę Jahwe ocali Judejczyków). Krytykuje również sojusz z Egiptem, deklarując iż pogańskie wojska nie mogą ocalić "ludu wybranego", jeśli nie zechce tego Jahwe. Tutaj dochodzi do ostrego sporu między Izajaszem, a królewskim sekretarzem Szebną i prefektem pałacu Eliakimem. Izajasz co prawda najpierw widzi w Asyrii narzędzie w ręku Jahwe, którym ten zamierza ukarać swój lud, potem jednak (po inwazji i po tylu zniszczeniach oraz mordach, dokonanych przez asyryjskie wojska) oficjalnie potępia Asyrię i wszystkich sąsiadów Izraela, którzy wykorzystali najazd dla własnych celów (Ammonitów i Moabitów). Jednocześnie przeciwny jest zbyt rozbudowanej militarnej obronie, deklarując całkowitą ufność Jahwe. Co ciekawe Izajasz jednocześnie ostro krytykuje (a nawet zwalcza) te wszystkie kraje i miasta, które stanowią konkurencję dla Judy, ale nie stanowią bezpośredniego zagrożenia militarnego. Ciekawym jest jego stosunek do zdobytego przez Asyryjczyków fenickiego z Sydonu (o którym opowiadałem w poprzedniej części i którego król uciekł na Cypr), a żeby się nie rozpisywać po próżnicy, zanotuję ten fragment w całości: "Wyjcie, okręty tertezyjskie, gdyż zburzona jest wasza twierdza. Oznajmiono im o tym, gdy wracali z ziemi Kittim. Zamilknijcie, mieszkańcy wybrzeża, kupcy sydońscy, którzy jeździcie morzem i których wysłańcy są na wielu wodach. Ich zbiorami są zasiewy Sychoru, a bogactwem dochody narodów. Wstydź się, Sydonie, gdyż morze twierdza nadmorska, rzekła: "Ja nie wiłam się z bólu ani nie rodziłam, nie wychowałam młodzieńców, lecz jedynie wypiastowałam dziewczęta. (...) Już nie będziesz się weselić, zhańbiona córko Sydonu, powstań, przepraw się do Kittim (czyli na Cypr). Lecz i tam nie zaznasz spokoju" (Księga Izajasza 23,1-4,11). Reforma Izajasza i Ezechiasza zaczęła powoli, acz systematycznie nabierać tempa, aż oficjalnie przyjęła taki obraz, jaki zastał ją Syn Boży Jezus Chrystus, który przybył na Ziemię (swoją drogą w wielu przekazach channalingowych można spotkać się z określeniem Ziemi jako planety "Sol-3") z misją "Syna Człowieczego" (swoją drogą - i nie chcę tutaj być źle odebrany, a być może nawet niezrozumiany - ale wydaje mi się i staje się to dla mnie coraz bardziej oczywiste, że tam gdzie nie ma Chrystusa, we wszystkich narodach, we wszystkich ludach, które są daleko od Chrystusa, tam człowieczeństwo jest na bardzo niskim poziomie, a okrucieństwo - szczególnie wobec słabszych - święci swoje triumfy).





Ten moment, w którym grający Chrystusa aktor wpatruje się w Barabasza, jest niezwykle przyjmujący. Aktor który grał Barabasza Piętro Sarubbi stwierdził później, że ten wzrok, nie był wzrokiem jego kolegi z planu Jamesa Caviezela, z którym wielokrotnie się znali. Powiedział wręcz że ten wzrok wbił go w ziemię, był jakby nie z tego świata, jak dodał na pewno nie należał do Caviezela.



CDN.