Łączna liczba wyświetleń

środa, 24 czerwca 2015

"A CÓŻ TO ZA ZDUMIEWAJĄCE ZWYCZAJE SĄ W TEJ POLSCE...?"

CZYLI WIZYTA PARY KRÓLEWSKIEJ:

WŁADYSŁAWA IV WAZY i

CECYLII RENATY HABSBURŻANKI, 

NA DWORZE CESARSKIM w WIEDNIU

ANNO DOMINI - 1638

  


W połowie sierpnia 1638 roku, król Rzeczpospolitej Obojga Narodów - Władysław IV z dynastii Wazów, wraz ze swą niedawno poślubioną (12 września 1637 r.) małżonką, arcyksiężniczką austriacką Cecylią Renatą - wyjechał do miejscowości Baden, pod Wiedniem, w celu zażycia kąpieli w tamtejszych gorących źródłach. Jednocześnie król pragnął również zobaczyć się z bratem swej małżonki, cesarzem Rzymsko-Niemieckim - Ferdynandem III Habsburgiem. Nim jednak doszło do podróży, z Francji nadeszła bolesna (i trochę kompromitująca) wiadomość: brat króla, książę Jan Kazimierz, został aresztowany we francuskim porcie Bouc, gdzie zatrzymał się w drodze do Hiszpanii (Hiszpania była wówczas w stanie wojny z Francją), na osobisty rozkaz kardynała Richelieu. Sprawę tę nagłośniła początkowo francuska prasa, a następnie mówiono już o tej sprawie na dworach całej chrześcijańskiej Europy. Hetman wielki koronny Stanisław Koniecpolski doradzał królowi w tej sytuacji, rezygnację z dalszej podróży do Austrii, jednak Władysław uznał że ta skrupulatnie przygotowywana od kilku miesięcy wizyta, powinna mimo wszystko dojść do skutku.




Król napisał więc list do kardynała Richelieu, domagajacy się zwolnienia z więzienia jego brata Jana Kazimierza, a następnie wraz z małżonką i swą siostrą Anną Katarzyną Konstancją (z którą nowo poślubiona królowa bardzo szybko się zaprzyjaźniła), oraz orszakiem senatorów, wyruszył w stronę Wiednia. W Wiedniu polski monarcha gościł zaledwie jeden dzień i natychmiast skierował się do wód leczniczych w Baden. Tam, Władysław ze swą świtą bawił przez całe dwa miesiące, a według wzajemnych ustaleń, spotkanie z cesarzem Ferdynandem III, miało nastąpić dopiero w drodze powrotnej króla do Polski. Tak też się stało, do spotkania doszło 22 października 1638 r. w Mikulowie. Nie było to jednak miłe spotkanie dla polskiego monarchy. Cesarz (młodszy od Władysława o 13 lat), uważał króla za młodszego krewniaka i odnosił się do niego z lekceważeniem i ostentacją, przynależną raczej dworzanom, niźli równym sobie stanem monarchom. Król przez całą ucztę (wydaną z okazji jego spotkania z cesarzem), był raczej małomówny i widać było że pragnie czym prędzej opuścić Austrię (co skrupulatnie zanotował w swym diariuszu Jakub Sobieski - ojciec przyszłego króla Jana III, pogromcy Turków spod Chocimia - 1673 i Wiednia - 1683).


RZECZPOSPOLITA OBOJGA NARODÓW 
w XVI i XVII wieku



Obaj monarchowie rozmawiali niewiele - cesarz ze swej strony obiecał jedynie doprowadzić do pojednania skłóconych ze sobą władców: Władysława IV i króla Danii - Krystiana IV Oldenburga, oraz (prawdopodobnie), poparł plany królewskiej prowokacji wymierzonej w Szwecję. Znacznie więcej rozmawiały ze sobą panie. Cecylia Renata (i siostra króla Anna Katarzyna Konstancja), wdała się w pogawędkę ze swą szwagierką, hiszpańską księżniczką - Marią Anną. Cecylia Renata, znała Marię Annę, jeszcze przed wyjazdem do Polski, teraz obie panie wymieniały się doświadczeniami wzajemnego życia na obcych dworach. 




Nagle wydarzyło się coś, co doprowadziło do prawdziwej konsternacji zarówno samą cesarzową, jej dwórki jak i wszystkich obecnych na sali dostojników austriackich. Mianowicie, gdy na salę biesiadną weszli polscy senatorowie, królowa Cecylia Renata, nie tylko skineła głową na ich widok (odpowiadając na ukłony), lecz również ... wstała gdy wchodzili. To wywołało najpierw zdziwienie, a potem oburzenie cesarzowej i całego dworu. Maria Anna miała się zwrócić do polskiej królowej z pytaniem: "A cóż to za zdumiewające zwyczaje są w tej Polsce?". Dla niej samo skinienie głową w kierunku kogokolwiek z dworzan, było nie do pomyślenia, a już wstawanie na ich widok uważała za uwłaczające i obraźliwe dla monarchii. Dworska etykieta, przyjęta praktycznie na wszystkich ówczesnych dworach (bez znaczenia chrześcijańskich czy muzułmańskich), od Portugalii, Hiszpanii, Francji i Anglii po Carstwo Rosyjskie (gdzie car decydował nawet jak długo można w jego kraju pić alkohol), tworzyła z monarchów prawdziwe kukły, pozbawione ludzkich odruchów i uczuć. 

Ścisła etykieta dworska, nakazywała wręcz monarchom nie odpowiadać na jakiekolwiek gesty dworzan czy poddanych (dostęp do króla mieli w tych państwach tylko wysoko urodzeni książęta krwii, których władcy traktowali jak służących). Na przykład przy codziennej toalecie królów hiszpańskich, uczestniczyło aż dwudziestu książąt, którzy myli i ubierali króla. Służba ta, była uważana za szczególne wyróżnienie i zaszczyt. Monarchowie unikali jakiejkolwiek poufałości, nawet z wielkimi książętami pochodzącymi z ich dynastii. Tamci byli jedynie ich sługami. Królowie mogli sobie też pozwolić na bardzo wiele, jak choćby zabawiać się nocami ze swymi dworkami w prawdziwych orgiach, lub uczestniczyć w torturach przed trybunałem inkwizycji. Król Francji - Ludwik XIV, traktował wszystko i wszystkich wokół siebie jak przedmioty. Nie liczył się ani z uczuciami swych nałożnic, ani też z ich opiniami - były dla niego, jedynie przedmiotem dostarczającym mu przyjemności łoża. 


EUROPA 
w XVII wieku



Królewskie dzieci też bardzo rzadko widywały swych ojców (matki o wiele częściej), nie pozwalano im też zbyt często wychodzić na powietrze (dzieci hiszpańskich monarchów, mogły wychodzić z pałaców tylko ... raz na miesiąc). Był trzymane w swych komnatach i od najmłodszych lat uczone sztywnej etykiety. To musiało powodować zaburzenia umysłowe (dziś już wiemy że zbyt częste tłumienie uczuć, prowadzi do schorzeń somatycznych, co w konsekwencji może doprowadzić do zaburzeń psychicznych). Polska w tym temacie była prawdziwym ewenementem w skali światowej tamtych czasów. W Polsce nie było żadnej ścisłej etykiety dworskiej, o wszystkim bowiem decydowała tradycja i obyczajowość. Królowie też nie odgradzali się od swych poddanych specjalnymi murami, czy umocnieniami (jakie posiadają lub posiadały w przeszłości zamki i pałace w Zachodniej i Wschodniej Europie - np. moskiewski Kreml). Dowodem tego jest Pałac Królewski w Warszawie, wzniesiony w otoczeniu magnackich pałaców i mieszczańskich kamienic na Placu Zamkowym. 

W Polsce bowiem szlachta wybierałą sobie króla, którego nawet mogła krytykować (a gdy występował przeciw prawom Rzeczypospolitej, szlachta miała prawo a wręcz obowiązek do obywatelskiego nieposłuszeństwa wobec króla - czyli do rokoszu). Króla jednak szanowano ze względu na funkcję, jaką sprawował, ale nie obawiano się go (jak miało to miejsce gdzie indziej). Nic więc dziwnego, że gdy do Rzeczpospolitej przyjeżdżali posłowie z innych krajów, szlachta żartowała między sobą: "Patrzcie, niewolniki przyjechały". Nic dziwnego że odwiedzający nasz kraj cudzoziemcy, zazdrościli przodkom naszym ich praw i wolności.

A zaczęło się to jeszcze od prawa "Neminem captivabimus nisi iure victum" (czyli "Nie uwięzimy nikogo, bez wcześniejszego pokonania go prawem"), wydanym jeszcze przez króla Władysława II Jagiełłę w 1425 r. (choć realnie weszło to prawo w życie dopiero w 1433 r.), a po raz pierwszy zastosowano je już w 1427 r. (czyli gdy jeszcze formalnie ono nie obowiązywało), podczas fałszywego oskarżenia królowej Polski - Zofii (Sonki) Holszańskiej (małżonki Władysława Jagiełły), o cudzołóstwo z rycerzem - Hińczą z Rogowa (podobnie jak w sto lat później o to samo zostanie oskarżona kolejna królewska wybranka, tym razem z Anglii - Anna Boleyn). Jednak w tym przypadku, to sam król dążył do uniewinnienia swej małżonki.


 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz