Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 18 czerwca 2017

DONALD TRUMP W POLSCE

KONIEC ROSYJSKO-NIEMIECKIEJ

HEGEMONII W EUROPIE!?






6 lipca 2017 r. do Polski z oficjalną wizytą przyjedzie prezydent Stanów Zjednoczonych Ameryki - Donald Trump. Według mnie jest to szczególna data, bowiem od tej daty rozpoczyna się (bardzo powolny, aczkolwiek jestem pewien że już konsekwentny i stały), proces rozbijania niemiecko-rosyjskiej hegemonii w dzisiejszej Europie, poprzez zapoczątkowanie procesu jednoczenia państw tzw.: Międzymorza. Projekt taki istniał praktycznie od upadku Rzeczpospolitej Obojga Narodów pod koniec XVIII wieku, lecz zawsze brakowało jakiegoś elementu spajającego (narodziny narodowych egoizmów w krajach Europy Środkowo-Wschodniej, spowodowały że państwa te dość niechętnie dążyły do udziału we wspólnym, geopolitycznym projekcie, mogącym uchronić te kraje przed dominacją Moskwy i Berlina, wolały raczej same nawiązywać jakieś bilateralne stosunki, które z reguły kończyły się i tak wchłonięciem lub podporządkowaniem tych krajów przez Rosję lub Niemcy). Brakowało lepiszcza, który mógłby pociągnąć ów projekt dalej. Weźmy na przykład projekty międzywojenne, ileż ich było: projekty federacyjne Marszałka Piłsudskiego, projekt Związku Bałtyckiego, Prometeizm i wreszcie Międzymorze w jego ostatecznym kształcie lat 30-tych. Mnie najbardziej ciekawi zarówno sama idea Międzymorza (lub Trójmorza lub też Nowej Jagiellonii), jak również idea prometejska, stanowią one bowiem realną możliwość oparcia się niemiecko-rosyjskiej hegemonii w Europie. 

Prometeizm był bowiem ideą, która głosiła wyzwolenie uciemiężonych przez Rosję narodów i odzyskanie przez nich niepodległości, innymi słowy, wewnętrzne rozbicie Rosji, bowiem jak twierdził już Mikołaj Danilewski (teoretyk idei Panslawizmu, który dziś zmienił się w duginowski Euroazjatyzm): "Rosja (ze względu na swoje rozmiary) jest anomalią". Kraj ten, jest niczym ogromna czarna dziura, swoisty Mordor, którego celem samym w sobie jest podbój i eksterminacja kolejnych państw i narodów, Rosję należy więc rozbić na mniejsze części ("Rosję należy rwać po szwach narodowych" - jak stwierdził Marszałek Piłsudski). Tylko wówczas, gdy na tym nieprzyjaznym terenie, na tej ziemi, która pochłonęła niezliczone hektolitry krwi (w tym samych Rosjan, którzy nigdy nie byli i do dziś nie są ludźmi wolnymi), narodzi się wolność, poprzez umożliwienie poszczególnym regionom Rosji polityczne usamodzielnienie (szczególnie na linii północ-południe, czyli Petersburg-Moskwa), dopiero wówczas można będzie mówić o zakończeniu 800-letniej epoki niewoli w Rosji (która według mnie trwa mniej więcej od 1238 r. czyli od mongolskiego podboju Rusi, a już szczególnie od chwili gdy to Moskwa zdobyła dominującą pozycję na Rusi - 1471 r.).

Podobnie rzecz ma się z Niemcami. Nigdy nie potrafiłem zrozumieć tego narodu i jego niezwykłej uległości wobec wszelkiej ideologii władzy i władców, jacy po sobie następowali. O ile bowiem Rosjanie są narodem niewolników, o tyle Niemcy przypominają mi ogromny rój os, w którym jedna królowa wydaje polecenia, a cały rój słucha jej bez zastrzeżeń. Zresztą narody te zawsze powodowały najwięcej problemów w Europie. To one doprowadziły do wybuchu I Wojny Światowej, one spowodowały wybuch II Wojny Światowej, one wreszcie dziś zalewają Europę niekontrolowaną ilością muzułmańskich najeźdźców. Boże, kiedy wreszcie nadejdzie czas, gdy państwa te zostaną objęte specjalnym kordonem bezpieczeństwa, niczym szaleńcy zamknięci w kaftany bezpieczeństwa? Jak że inaczej, jak spokojniej toczyłaby się historia Europy, gdyby nigdy nie było tych dwóch państw, stanowiących prawdziwą zakałę tylko Europy? Według mnie nie ma innego wyjścia, jak ponowne rozbicie polityczne zarówno Rosji jak i Niemiec i powrót do sytuacji z XV wieku. To wcześniej czy później się stanie, ale obawiam się że zbyt późno i że możemy tego nie doczekać za naszego życia. Uważam więc, że Donald Trump może tutaj dokonać pewnego przyspieszenia, odbudowując (zlepiając) na powrót państwa Europy Środkowo-Wschodniej, stanowiące potężną barierę dla zarówno niemieckiej jak i rosyjskiej dominacji.




Niemiecka gospodarka musi się rozwijać, potrzebuje więc do tego swojej "strefy wpływów", czyli państw o gospodarkach zależnych i uzupełniających. Bez tego w Niemczech w przeciągu kilku lat mamy nie tylko załamanie gospodarcze, ale prawdziwą rewolucję islamistyczną, bowiem zabraknie pieniędzy na świadczenia (dżizję) dla przybyłych do tego kraju muzułmanów i krew na ulicach jest więcej niż pewna. A potem to już śmierć resztek demokracji niemieckiej (już dziś, w dużej mierze fasadowej), stanie się faktem dokonanym, nastąpi powrót do rządów totalitarnych. Dlatego aby bronić siebie i wartości europejskich, oraz Cywilizacji Białego Człowieka, musimy koniecznie odtworzyć Międzymorze wsparte silnym amerykańskim sojuszem, zapewniającym stabilność tego bloku w pierwszych latach jego istnienia. Bez amerykańskiego wsparcia, będzie to niezwykle trudne do osiągnięcia (animozje poszczególnych krajów plus podsycanie wzajemnych niechęci przez jawną i niejawną agenturę Moskwy oraz Berlina). Zresztą Amerykanie tak naprawdę nie mają wyjścia. Jeśli chcą jeszcze ratować resztki tego, co zostało z Europy, jej tradycji i kultury, jeśli poczuwają się do bliskości kulturowej ze Starym Światem, ojczyzną ich przodków - pierwszych kolonistów Nowego Świata - muszą postawić na Europę Środkowo-Wschodnią, bowiem nigdzie indziej nie są już mile widziani. Niemcy i Rosjanie nienawidzą Amerykanów, bowiem tym pierwszym Jankesi dwukrotnie kapitalnie skopali tyłki, uniemożliwiając im zbudowanie "Nowej Europy", a tych drugich pokonali w "bezkrwawej" Zimnej Wojnie, wykańczając ich gospodarczo.

Nie ma też co już stawiać na Francję, kraj ten bowiem istnieje już tylko formalnie, zasiedlony najróżniejszymi szczepami ludności, a sami Francuzi mówią już że ich kraj już jest "Blanc-Beurre-Black" (czyli "Biało-Maślano-Czarny", ostatni anglicyzm wziął się stąd, że francuskie słowo "noir" stało się niepoprawne politycznie, dla niepoznaki zastąpiono je anglicyzmem). Poza tym kraj ten już cofa się do średniowiecza (wiedzieliście że we francuskich miastach powstają już nowe zawody, takie jak np. publiczny pisarz. Tak, to nie żarty, bowiem ogromna ilość napływowej ludności muzułmańskiej nie tylko nie potrafi pisać i czytać po francusku, ale często nie potrafi też pisać i czytać w ogóle, dlatego, niczym w średniowieczu czy starożytności we francuskich miastach istnieje zapotrzebowanie na "publicznego skrybę"). Ten kraj według mnie jest już skończony i jeżeli krew na francuskich ulicach (która wkrótce zacznie płynąć potokami), nie zbudzi rdzennych Francuzów do podjęcia jakiegoś działania przeciwko muzułmańskiej inwazji i rodzimemu lewactwu - Francja jaką znali jeszcze ich ojcowie i matki przestanie istnieć. Pozostaje więc jedynie Wielka Brytania, ale i tam jest sporo problemów (obecny kryzys polityczny oraz kwestie związane z Brexitem), dlatego też prezydent Trump nie ma innego wyjścia, jeśli na poważnie myśli o obronie wartości na których zbudowana została nasza cywilizacja, musi postawić na Europę Środkowo-Wschodnią, której głównym trzonem pozostaje Polska. Tym bardziej że Polacy zawsze byli przyjaciółmi Amerykanów i Ameryki, to właśnie w naszym kraju zawsze było najwięcej nastrojów proamerykańskich (nawet jeśli Ameryka robiła głupstwa). A poza tym Polacy z USA w ogromnej większości poprali Donalda Trumpa w wyborach z 2016 r. Wielu zaś kibicowało mu tutaj w Polsce, w tym ja sam (nie spałem przez całą noc do rana - ze względu na różnicę czasu - aby tylko dowiedzieć się że Donald Trump jest prezydentem i dopiero wtedy móc spokojnie zdrzemnąć się kilka godzin).




Odbudowa Międzymorza leży też w interesie USA, które mogą zyskać w Europie potężne wsparcie, neutralizujące wspólne antyamerykańskie plany Berlina, Moskwy i Paryża, sama Wielka Brytania to stosunkowo za mało. Zresztą to jest dość szczególne, że kraje i narody o zapatrywaniach totalitarystycznych, zawsze dążą ku sobie wzajem, natomiast państwa i narody, w których panuje wolność, także starają się sobie kibicować i wzajemnie wspierać. A Stany Zjednoczone to przecież taki kraj wolności, prawdziwej wolności (mimo wielu patologii które tam się pojawiły, wciąż jest to kraj wolności). Uwielbiam amerykański interior, te małe farmy na odludziu w Teksasie, Kansas czy Arizonie, gdzie wykuwała się prawdziwa historia tego kraju, gdzie wciąż przetrwał prawdziwy amerykański patriotyzm i moralność. To bowiem nie głupiutkie trzpiotki z seriali takich jak: "Seks w Wielkim Mieście" ("Sex and the City"), ale ludzie pokroju bohaterów "Bonanzy", którzy wychowali swe dzieci na porządnych ludzi, budując jednocześnie siłę i potęgę kraju, a które potem koncertowo skopały tyłki Niemcom i zniszczyli "Imperium Zła", jakim był Związek Sowiecki. Dziś lewactwo na amerykańskich uniwersytetach pali amerykańskie flagi i obraża ludzi, którzy odczuwają dumę z faktu że są obywatelami wolnego kraju - Stanów Zjednoczonych Ameryki, ale to jest element obcy, który wcześniej czy później zostanie wydalony, tak jak z organizmu wydala się gówno.






Polska też była takim krajem wolności w latach swej świetności. Rzeczpospolita, którą stworzyła tradycja szlachecka (za co powinniśmy być wdzięczni naszym przodkom), stworzyła wielkie i silne państwo, które nie podbijało zbrojnie swych sąsiadów, tylko rozszerzało się dzięki ideałom wolności i sprawiedliwości oraz odpowiedzialności za swój kraj. Dominowało kulturowo, moralnie, politycznie, językowo i modowo - daleko poza swoimi granicami. Nie podbijając tych państw siłą swego nieprzeciętnego oręża - zdobyła Ruś, Siedmiogród, Wołoszczyznę, Mołdawię a nawet Moskwę - zdobyła te wszystkie kraje nie siłą swego oręża, lecz swej kultury, sztuki, języka i mody - Były czasy gdy w tych krajach ubierano się "na polską modłę", czytano polskie książki i literaturę, oraz co najważniejsze mówiono po polsku. W Moskwie jeszcze w końcu XVII wieku oficjalnym językiem rosyjskich elit, był język polski. Ale nie ma w tym niczego niezwykłego, bowiem ludzie zawsze dążą do krajów, w których panuje wolność, przecież w XIX wieku czy w czasach "Zimnej Wojny" ludzie nie uciekali do Związku Sowieckiego czy nawet do krajów Europy Zachodniej, ale właśnie do USA. Tak było w czasach Rzeczpospolitej, która była państwem wolności i prawa (Rosja, zaś krwawą despotią, z bezwzględną władzą cara, jako właściciela całego kraju) i tak jest obecnie ze Stanami Zjednoczonymi.

Tak więc podsumowując, sądzę że wizyta prezydenta Donalda Trumpa, który odwiedzi Polskę przed wizytą w Niemczech (gdzie w Hamburgu ma wziąć udział w szczycie państw G-20 w dniach 7-8 lipca), jest wymownym znakiem (takie rzeczy są niesłychanie istotnie w dyplomacji), że współpracę z Polską i krajami Europy Środkowo-Wschodniej amerykański prezydent ceni sobie wyżej, niż współpracę z Niemcami czy Francją (o Rosji nawet nie wspominając). Jest to pierwszy, tak wymowny znak ze strony przywódcy światowego supermocarstwa, pokazujący gdzie w przyszłości będą lokowane interesy USA i z którymi krajami jest Ameryce bliżej. Ten policzek będzie długo pamiętany w Berlinie, Paryżu a nawet... w Londynie (Trump odmówił bowiem także spotkania z premier Teresą May przed swą wizytą w Niemczech), a do Polski przyjedzie - to pokazuje zmianę geopolitycznych priorytetów i początek lepienia państw Międzymorza (Trójmorza - Nowej Jagiellonii). Tak więc pod nosem berlińsko-brukselsko-moskiewskich władców Europy (którzy tę Europę doprowadzili na skraj upadku), jaśnieje (jeszcze niewielkie i słabe, ale już pewne i z każdym rokiem potężniejsze) światełko w tunelu w postaci państw bloku Międzymorza. I w taki oto sposób, na naszych oczach zaczyna kiełkować to, co w swych proroctwach i przepowiedniach widzieli najróżniejsi jasnowidze i mistycy - to z Polski wyjdzie siła, która odmieni oblicze zdegenerowanej Europ (i będzie to zmiana która zapanuje przez stulecia), ale bez wsparcia USA a szczególnie prezydenta Trumpa, nigdy by to nie mogło się zdążyć (notabene, mistyk i jasnowidz - ojciec Ludwik Rocca, w swych przepowiedniach z 1849 r. stwierdził: "Najwyżej wyniesie Pan Bóg Polaków (...) Pod hegemonią Polski połączą się Słowianie i utworzą zachodnio-słowiańskie państwo-mocarstwo Europy, którego granicami będą: Odra, Nyssa, morze Adriatyk, morze Czarne, Dniepr, Dźwina i Bałtyk (Trójmorze). Polska zawsze zostanie, Wielki mąż Ameryki roztoczy nad nią przemożną opieką, pod którą w wielkiej szczęśliwości królować będzie").








PS: Lewactwo jest już tak głupie, tak bezmyślne (zresztą podejrzewanie tych ludzi o jakikolwiek rozsądek samo w sobie jest niemądre), że mówi rzeczy tak niedorzeczne, że aż bolą uszy, gdy się tego słucha. Jak przypomniał ostatnio Paweł Lisicki: "W zeszłym roku w Strasburgu przyglądałem się debacie poświęconej demokracji w Polsce. Najbardziej radykalne były głosy lewicowych feministek, które wzywały polski rząd do walki z zabójstwami honorowymi i małżeństwami nieletnich". Normalnie brak słów, choć ciekawie podsumował to Waldemar Łysiak, pisząc: "Jeszcze trochę, a wezwą nas do zaniechania rytualnych obrzezań, nieubierania pasów szahida i niewysadzania się wewnątrz autobusów". Totalna degrengolada lewactwa oto stała się faktem



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz