Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 10 kwietnia 2022

GWAŁT - CZY NIEODZOWNY ELEMENT KOBIECEGO LOSU? - Cz. XXVIII

NAJWAŻNIEJSZE I (NIEKIEDY)

NAJBRUTALNIEJSZE PRZYPADKI

GWAŁTÓW W HISTORII

 


 

145 r. p.n.e.

GWAŁT NA WESELU

Cz. XIV







 BÓG Z ODLEGŁEJ KRAINY
Cz. XIV
 
 
 
TEBAŃSKA REWOLUCJA

 

"DZIECI OSZUKUJE SIĘ KOSTKAMI DO GRY, 
A LUDZI DOROSŁYCH PRZYSIĘGAMI"

LIZANDER 
 
 
 Teby były największym, najludniejszym i najsilniejszym miastem Beocji, stąd bez wątpienia to właśnie ono stanęło na czele powstałego w połowie VI wieku p.n.e. Związku Beockiego, zrzeszającego miasta zamknięte granicą, otoczoną dokoła górami (prócz południowego wschodu), Zatoką Koryncką od zachodu, jeziorem Copais od północy, doliną rzeki Asopus od południa i Cieśniną Chalkidycką od wschodu. Nie wszystkie jednak miasta tej żyznej krainy (Beocja w starożytności słynęła z uprawy zbóż, hodowli koni, bydła oraz owiec, a ponieważ była dokoła otoczona górami, nie docierał tutaj południowo-zachodni zefir, co powodowało że lato było tam upalne, a zimy mroźne) pragnęły przyłączyć się do Związku będącego pod hegemonią Teb. Takim polis były choćby Plateje, które - aby nie zostać zmuszonym do wejścia do Związku - już w 519 r. p.n.e. zawarły przymierze z Atenami (potem Plateje były prawdziwym utrapieniem dla Tebańczyków i źródłem ciągłych konfliktów). Pierwotnym ustrojem politycznym Teb (już po upadku lokalnych księstewek), była dynasteia (czyli oparty na prawie ustrój arystokratyczny), ale już na początku V wieku p.n.e. władzę przejęła kilkuosobowa klika, która w 480 r. p.n.e. (podczas inwazji króla Kserksesa na Grecję) otwarła bramy przed Persami i wybrała zależność od Króla Królów, niż walkę u boku Aten i Sparty (notabene wówczas dwa miasta Beocji opowiedziały się przeciw Persom, były to Tespie i Plateje). Potem Tebańczycy usprawiedliwiali się - słysząc oskarżenia Ateńczyków i Lacedemończyków, iż nie przyłączyli się do Związku Panhelleńskiego przeciw Persji i wybrali niewolę oraz hańbę - iż to nie była ich wola, bowiem nikt ich o nic nie pytał, a decyzję o wpuszczeniu Persów do Teb podjęły władze rządzącej wówczas miastem oligarchii. Sęk w tym, że Tebańczycy wówczas rzeczywiście nie chcieli walczyć z Persami i woleli przetrwać w łagodnej niewoli, niż polec jako wolny Hellen. Dopiero po zwycięstwach Greków pod Salaminą i Platejami, Tebańczycy przyłączyli się do Związku Panhelleńskiego. Będąc narażeni na ciągłe mieszanie się Aten w sprawy Beocji (poprzez wspieranie Platei), Teby opowiedziały się po stronie Sparty, jako gwaranta ich niezależności, oraz przetrwania Związku Beockiego. Tak też było podczas Piuerwszej Wojny Peloponeskiej (z lat 460-451 (446) p.n.e.), co w 457 r. p.n.e. doprowadziło do ateńskiej inwazji na Beocję i rozwiązania Związku Beockiego. Okupacja tej krainy przez Ateńczyków trwała ponad dziesięć lat, do czasu podpisania pokoju trzydziestoletniego (446 r. p.n.e.). Wówczas Związek ponownie został reaktywowany i przetrwał aż do pokoju Antalkidasa (387/386 r. p.n.e.), gdy Tebańczycy znów zostali zmuszeni - tym razem przez Spartan, swych dotychczasowych sojuszników - do rozwiązania Związku, po tym jak przedstawiciel Teb zadeklarował że reprezentuje wszystkie beockie polis, a przeciwko czemu ponownie zaprotestowały Plateje.

W Związku Beockim panowała dość duża niezależność poszczególnych polis, tak, iż każde z miast członkowskich miało nawet prawo bicia odrębnej monety. Nie wszystkie miasta były też wolne, niektóre bowiem zależały od swych "większych braci" (jak choćby Mykalessos, które było zależne od Tanagry, czy Cheroneja zależna od Orchomenos). Na czele Związku stała Rada, złożona z sześćdziesięciu członków, a także każde miasto (prócz tych, które były zależne od wyżej wymienionych) dysponowały jednym przedstawicielem, zwanym beotarchą, który stał na czele czterech rad miejskich (bowiem nie istniało Zgromadzenie Ludowe jak w Atenach, czy innych demokratycznych polis, a poza tym prawo wyborcze było uzależnione w miastach Beocji od wysokości majątku i tylko najbogatsi mieli prawo mienić się obywatelami). Taki ustrój zbliżał Tebańczyków i Beotów do Spartan, a rządząca oligarchia finansowo-arystokratyczna obawiała się ateńskich wpływów i "eksportu demokracji" z Attyki, stąd Teby w obu wojnach peloponeskich stanęły przeciwko Atenom i po stronie Lacedemonu. W czasie Drugiej Wojny Peloponeskiej uzyskali dzięki temu kilka sukcesów politycznych i militarnych, jak choćby doprowadzili do zniszczenia przez Spartan Platei w 428 r. p.n.e; w 413 r. p.n.e. po zdobyciu przez Spartan Dekelei, Tebańczycy przechwycili uciekającą z miasta ludność i zamienili ją w niewolników; następnie w 412 r. p.n.e. zawładnęli Oropos - miastem w północno-wschodniej Attyce, które co prawda musieli opuścić po zakończeniu wojny (404 r. p.n.e.), ale ponownie je zajęli w 402 r. p.n.e. i ostatecznie przyłączyli je do Teb. Klęska Aten w Drugiej Wojnie Peloponeskiej otworzyła przed Tebami szereg możliwości, a sojusz z Lacedemonem stwarzał okazję zdobycia hegemonii w całej środkowej Grecji, dlatego też Teby były jednym z najgorliwszych zwolenników całkowitego zniszczenia i spalenia Aten. Sparta jednak nie zgodziła się na tak ostateczny krok, a dodatkowo nie wyraziła zgody na utwierdzenie tebańskiej hegemonii w północnej Attyce i nakazała wycofać się Tebańczykom do Beocji. To był cios, którego Tebańczycy nie spodziewali się ze strony swego długoletniego sojusznika i doprowadził do zmiany w dotychczasowej polityce miasta. Tak oto bowiem Tebańczycy ze zdecydowanych zwolenników zniszczenia Aten, stali się gorliwymi zwolennikami ateńskiej demokratycznej opozycji, która musiała zbiec z Attyki po zainstalowaniu tam przez spartańskiego wodza - Lizandra oligarchicznych rządów Trzydziestu Tyranów, którym przewodzili: Kritiasz, Drakonides i Teramenes. Była to prawdziwie rewolucyjna zmiana w polityce Teb, gdyż do tej pory Ateny należały do najbardziej zagorzałych wrogów tego beockiego miasta.

Jednak brak zgody Lacedemonu na utwierdzenie tebańskiej hegemonii w środkowej Grecji, podziałał tam jak zimny prysznic i odtąd Teby sprzeciwiały się jakimkolwiek wojennym planom Sparty. Mimo to, stronnictwo prospartańskie - na którego czele w ostatnich latach Wojny Peloponeskiej stanął niejaki Leontiades - było wystarczająco silne, aby po 404 r. p.n.e. krytykować kierunek w którym zmierzała tebańska polityka, czyli zbliżenia Teb z Atenami (zwano to "attyzowaniem" miasta). Zwolennikiem wsparcia ateńskiej demokratycznej opozycji i sojuszu z Atenami (ale tylko taktycznego, bez zbytniego zbliżenia w formie sojuszu politycznego, gdyż wciąż obawiano się, aby nie doszło do "eksportu demokracji" i aby lud tebański nie zapragnął również u siebie wprowadzić tej formy ustrojowej), był zaś Ismenias. To właśnie dzięki niemu miasto tak łaskawie i hojnie przyjęło ateńskich emigrantów politycznych, uciekających przed krwawą tyranią Kritiasza (niektórzy twierdzą że również początkowy etap budowy oligarchii ateńskiej pod przewodnictwem Teramenesa odznaczał się podobnym terrorem co potem, ale wydaje się że to nieprawda, gdyż do momentu zawezwania do Aten spartańskiego garnizonu przez Kritiasza i jego stronnictwo, system ewoluował jeszcze w kierunku demokracji nieradykalnej, nieco przypominającej ustrój wprowadzony w 507 r. p.n.e. przez Klejstenesa, ewentualnie przez Solona w 594 r. p.n.e. - który to Ateńczycy nazywali "ustrojem przodków". Degeneracja systemu rozpoczęła się z chwilą wkroczenia do Aten lacedemońskiego wojska i nienawiści, jaką Kritiasz obdarzał wszystkich zwolenników demokracji. Zapewne było to związane z jego długoletnim wygnaniem z Aten, co wyrobiło w nim przekonanie o słuszności celu, jakim było zniszczenie demokracji i powrót do "ustroju przodków". Problem polegał jednak na tym, że Kritiasz przebywając w Sparcie, rzeczywiście stał się zwolennikiem lacedemońskiej hegemonii i twierdził iż: "Najpiękniejszym ustrojem jest ustrój Sparty" i pociągał za sobą swych stronników z tajnych oligarchicznych heterii). Po zdobyciu władzy w Atenach i wsparciu spartańskiego garnizonu stacjonującego na Akropolu, Kritiasz poczuł się panem życia i śmierci swych rodaków, a długie wygnanie (które spędził w Tesalii i w Lacedemonie) odcisnęło na nim głębokie pragnienie zemsty za lata upokorzeń. Już po wejściu Spartan na Akropol, Kritiasz ułożył listę 3000 ludzi którzy mieli zachować prawa obywatelskie, a całej reszcie nakazano oddać wszelką posiadaną przez nich broń, aby się nie zbuntowali (ci, którzy odmawiali oddania broni, musieli albo uciekać z miasta, albo stawali przed sądem który skazywał ich na śmierć). Gdy zaś w październiku 404 r. p.n.e. Kritiasz postanowił skazać na śmierć bogatych metojków (ludność napływowa, mieszkająca w Atenach, ale nie posiadająca praw politycznych), ostro sprzeciwił się temu właśnie Teramenes (należący do frakcji "liberalnych" oligarchów). Wówczas Kritiasz oskarżył go o zdradę (czyli sprzyjanie demokracji), a gdy ten stanął przed Radą Pięciuset aby się oczyścić z zarzutów, Kritiasz - obawiając się że Rada go uniewinni - skreślił Teramenesa z listy obywateli i skazał go na śmierć (Kritiasz utworzył bowiem bojówki, które terroryzowały miasto i wyszukiwały ukrywających się demokratów, one to wykonywały całą "brudną robotę" w doprowadzaniu obywateli przed sąd i wykonywaniu wyroków śmierci. Często jednak nie czekali na wyrok i sami - używając pał - bili złapanego nieszczęśnika, aż ten wyzionął ducha).




Od tej chwili Kritiasz i jego heteria stali się prawdziwymi władcami Aten, ustanawiając takie prawa, jakie uważali iż są zgodne z "ustrojem przodków" (a należy pamiętać, że Ateńczykom ten "ustrój przodków" często się mylił i zapytani chyba nie wiedzieliby jak go dokładnie zdefiniować, niektórzy bowiem wywodzili go od Solona, inni od Klejstenesa, a jeszcze inni uważali że już w prawach Drakona z 621 r. p.n.e. były początki owego ustroju). Po zgładzeniu Teramenesa niektórzy demokraci zaczęli uważać go za kogoś w rodzaju męczennika reżimu Kritiasza, ale większość dobrze pamiętała, że to właśnie Teramenes  stał za pierwszymi donosami i oskarżeniami składanymi przez Agarotosa i innych sykofantów (czyli ludzi żyjących z wnoszenia oskarżeń lub szantażowania tych, których podejrzewano o sympatie demokratyczne). Teramenes był postacią tragiczną (choć wydaje się że bardziej przypominał takiego Gomułkę, który znacznie odróżniał się od stalinowskiego reżimu Bieruta i przynosił nieco oddechu i "naszą małą stabilizację" - jak to się mówiło w latach 60-tych), ale z pewnością nie był zdrajcą (jak Kritiasz, który swą władzę związał całkowicie z Lizandrem i Spartanami), ale jednocześnie był zwolennikiem całkowitej zmiany tej demokracji, którą w 462 r. p.n.e. wprowadzili Efialtes i Perykles, a była to bowiem demokracja radykalna, nie uznająca żadnego innego ustroju (aby zrozumieć jak silne było przywiązanie Ateńczyków do tego ustroju, szczególnie zaś we flocie, warto zauważyć, że prawie połowa ateńskich okrętów wojennych nosiła nazwę "Demokratia", była to więc z punktu widzenia Kritiasza prawdziwa walka z wiatrakami, ale niestety walka krwawa, gdzie trup ścielił się gęsto). Należy jednak dodać, że Ateńczycy V wieku - choć oczywiście o demokracji mówili i pisali - ale przede wszystkim na opisanie ustroju peryklesowego, używali określenia isonomia (czyli równość praw politycznych), lub isokratia (równość władzy), ewentualnie - choć bardzo rzadko - isogonia (równość urodzenia). Najczęściej jednak mówiono o isonomii (a to dlatego, że w V wieku p.n.e. słowo "demokrata" w ustach zwolenników "ustroju przodków" brzmiało mniej więcej jak "anarchista". Dopiero w IV wieku p.n.e. demokracja stała się nie tylko ustrojem panującym, ale prawdziwą religią, zaś w 333 r. p.n.e. posąg bogini Demokrati stanął w centralnym miejscu na Pnyksie, gdzie obradowało Zgromadzenie Ludowe obywateli; stał tam obok posągów Solona oraz Klejstenesa. Co ciekawe Peryklesowi i Efialtesowi nigdy tam takich posągów nie wystawiono).

W każdym razie krwawa tyrania Kritiasza doprowadziła do licznej emigracji Ateńczyków, którzy to głównie uciekali do Megary, Argos i Teb. Tam też rodził się opór, gdyż to właśnie z Teb wyruszył w styczniu 403 r. p.n.e. Trazybulos ze Stejrii wraz z 70 wygnańcami i zdobył twierdzę Fyle (kiedyś oglądałem zrekonstruowane umocnienia tej twierdzy i muszę powiedzieć że aż dziwne że zdobyli oni ją w 70 osób, chyba że załoga po prostu się poddała i przyłączyła do rebelii), leżącą na północ od Aten na wzgórzu nieopodal doliny Pentelikonu. Tak też rozpoczęła się ateńska wojna domowa demokratów z oligarchami (czy też niepodległościowców pragnących odnowić "dawne, dobre czasy" ze zwolennikami utrzymania lacedemońskiej kontroli nad miastem i Attyką). Po zajęciu twierdzy Fyle, Trazybulos utworzył tam obóz dla demokratów, którzy teraz nie musieli już uciekać do innych polis, mogli bezpośrednio zasilić korpus demokratów, którzy przysięgli sobie ukarać Kritiasza i wszystkich jego zwolenników oraz pomagierów. Bardzo szybko siły demokratów wzrosły dziesięciokrotnie, a wówczas Trazybul zszedł na równinę Pentelikonu i tam zmierzył się z wysłanymi przeciwko niemu siłami oligarchów, wspartymi przez nieduży oddział Spartan. Bitwę tę wygrał i teraz to on zmusił Kritiasza do zamknięcia się w mieście (a należy pamiętać, że Ateny wówczas pozbawione były murów obronnych, które zniszczono na polecenie Lizandra zaraz po kapitulacji miasta w 404 r. p.n.e.). W maju 403 r. p.n.e. Trazybulos dokonał śmiałego czynu i pod osłoną nocy wkroczył do Pireusu, który szybko opanował. Teraz odciął Kritiasza i jego zwolenników od dostaw drogą morską - czyli główną, jaką do miasta dostarczano zaopatrzenie w żywność. W Pireusie dołączyli do niego nowi zwolennicy walki o odrodzenie Aten i wyrwanie ich z "lacedemońskich kleszczy" (potem, już po odrodzeniu demokracji odróżniano "ludzi z Fyle" od "ludzi z Pireusu", czyli tych, którzy dzielili trudny los w czasie gdy groziło prawdziwe niebezpieczeństwo ze strony oligarchów i Spartan, od tych, którzy dołączyli gdy sprawa była już właściwie wygrana). Kritiasz, zdając sobie sprawę że jego władza upadnie, gdy ludzie nie będą mieli co jeść, zmobilizował ateńską jazdę (w której upatrywał ostoję rządów oligarchicznych, podobnie jak ostoją demokracji były załogi ateńskich okrętów wojennych) oraz hoplitów i skierował ich do boju o odzyskanie Pireusu, czyli na obsadzone przez demokratów wzgórze Munichii. Aby dodać im odwagi, postanowił walczyć u ich boku, w pierwszym szeregu. Atak jednak był nierozważny, gdyż Kritiasz nacierał wąską drogą pod górę w zwartym szeregu, co sprawiało że hoplici byli doskonałym celem dla obrońców i pierwsze szeregi nacierających padły pod ciosami strzał, włóczni oraz kamieni miotanych z Munichii. Gdy pierwszy kurz bitewny opadł, okazało się jednak, że wśród poległych jest sam Kritiasz.




W obozie oligarchów powstało zamieszanie - co czynić dalej? walczyć, wycofać się do Aten, a może iść w kierunku Eleusis i tam oczekiwać na pomoc Sparty? Demokraci wystosowali odezwę do oligarchów, nawołując by złożyli broń, a ze swej strony obiecując darowanie im życia i powrót do czasów "jedności Aten" (demokraci twierdzili że dość już wylano ateńskiej krwi i bracia powinni teraz zjednoczyć się bez względu na przekonania polityczne, a wszystkiemu winne były knowania Lacedemonu). Oligarchowie poddać się nie zamierzali, o jedności nawet nie myśleli - zdając sobie sprawę że gdy tylko złożą broń, swój los złożą na łaskę i niełaskę dotychczasowych nieprzyjaciół, a wtedy hasła o jedności mogą być tylko zwykłymi frazesami. Podzielili się więc na dwie grupy - pierwsza umiarkowana - postanowiła wycofać się do Aten i tam, przy wsparciu spartańskiego garnizonu dalej kontynuować ewentualną obronę miasta. Druga grupa składała się z radykałów pokroju Kritiasza, którzy postanowili wycofać się na północ, do Eleusis i tam oczekiwać dalszej pomocy ze strony Lacedemonu (zabrali ze sobą również ciało swego przywódcy oraz innych poległych oligarchów i pochowali je, wystawiając nagrobek z napisem: "Tu leżą dzielni mężowie, którzy na czas krótki spętali butę ludu Aten przeklętego" (swoją drogą, coś w typie Żakowskiego i jego słów: "PO będzie pilnowała, aby biedota nie przeżarła 500 plus"). Ci oligarchowie, którzy wrócili do Aten, rozpoczęli odbudowę umocnień ateńskich murów obronnych, lecz ich prace - choć intensywne - były spóźnione, bowiem jesienią 403 r. p.n.e. Trazybulos podciągnął machiny oblężnicze pod miasto. W tym czasie oligarchowie słali poselstwa do Sparty z prośbą i apelem o natychmiastową pomoc. W sierpniu 403 r. p.n.e. (pomimo początkowej niechęci) spartańscy eforowie przyznali oligarchom z Aten 100 talentów pożyczki, a także wysłali Lizandra z najemnikami, oraz jego brata Libysa ze spartańską flotą, na odparcie ataku i zmuszenie demokratów do odwrotu. Lizander podszedł pod Pireus i obległ miasto, czekając aż samo skapituluje, blokowane od strony morza również przez Libysa. Demokratom ponownie w oczy zajrzało widmo porażki, ale wówczas z odsieczą przyszli im sami Spartanie, którzy obalili Lizandra, odwołując go z powrotem do Sparty (a byli to niechętni jego wpływom lacedemońscy królowie - Pauzaniasz i Agis), dowództwo nad wojskiem pod Pireusem objął zaś król Pauzaniasz osobiście. Próba zerwania oblężenia skończyła się porażką demokratów i gdy już wydawało się, że sprawa odrodzenia demokracji jest przegrana, sam Pauzaniasz wysłał list do Trazybulosa by wystąpił do niego z prośbą o rozejm, a jednocześnie namawiał oligarchów w Atenach by doszli z demokratami do porozumienia (Pauzaniasz był przeciwnikiem Lizandra, a co za tym idzie również i jego wielkomocarstwowej polityki i uważał że Sparta powinna skupić się tylko na określonych, najważniejszych celach, aby zapewnić sobie dominację w Helladzie, a nie zalać całą Grecję lacedemońskimi harmostami, którzy lokalnym mieszkańcom będą mówili co mogą, a czego im nie wolno uczynić). 

Trazybul nie miał wyjścia i musiał pójść na kompromis. Wyjścia nie mieli również oligarchowie z Aten, którzy zgodzili się rozwiązać Kolegium Dziesięciu (które rządziło miastem) i powołano nowe Kolegium, złożone już po części z demokratów. Wszystko to odbywało się pod kontrolą Spartan - jako rozjemców - którym Trazybul, w ramach umowy, musiał oddać również Pireus. Wkrótce przybyła do Aten delegacja piętnastu spartiatów, którzy mieli zadecydować o przyszłym kształcie Attyki i podzielili ją na dwa państwa. Pierwsze - oligarchiczne, rządzone z Eleusis, a drugie - demokratyczne z Aten. Demokraci i oligarchowie wzajemnie przysięgli dochować między sobą pokoju, zwrotu Sparcie długów i wspierania Lacedemonu w polityce zagranicznej. Oczywiście, jak to było potem pisałem już w poprzednich częściach, w każdym razie demokracja w Atenach została przywrócona, skodyfikowano nowe prawa (403-399 p.n.e.) ostatecznie określając ustrój Aten jako demokratyczny (a raczej radykalnie demokratyczny, czego ofiarą padł w 399 r. p.n.e. sam Sokrates, oskarżony o "psucie młodzieży" i zadawanie niewygodnych pytań). Oligarchów z Eleusis zaś zwabiono podstępem do Aten - niby to na rozmowy o ponownym zjednoczeniu - a następnie brutalnie ich wszystkich wymordowano, kładąc kres istnieniu oligarchicznego polis na północy (401 r. p.n.e.). Tak oto ateńska demokracja stała się nie tylko systemem politycznym, ale ideologią polityczną, a z czasem również religią, dla której każde odstępstwo od zasady równości władzy i praw politycznych, oraz wolności słowa, czyli parrhesi (Eurypides w "Błagalnicach" nazywa wolnością, prawo do przemawiania przed ludem na Zgromadzeniu Ludowym) karane było infamią i wygnaniem, a w niektórych przypadkach również i karą śmierci. Notabene jako ciekawostkę dodam, że Ateńczycy swoje okręty najczęściej nazywali właśnie: "Deomkratia", "Eleutheria" (czyli "Wolność"), oraz właśnie "Parrhesia".




Wracając zaś do Teb, to pomoc, jakiej udzielili demokratycznym uchodźcom ateńskim (z Trazybulosem na czele) ludzie ze stronnictwa Ismeniasa, a szczególnie po odzyskaniu władzy i odrodzeniu demokracji w Atenach - zaważyło bardzo mocno na tebańskiej polityce. Oto bowiem już w 396 r. p.n.e. (gdy król Sparty - Agesilaos wyprawiał się do Azji Mniejszej na wojnę z Persją, o czym już zresztą pisałem w poprzednich częściach), Beoci odmówili wysłania swych żołnierzy na tę wojnę, a nawet uniemożliwili Agesilaosowi złożenie ofiary w Aulidzie (tam, gdzie według legendy Grecy składali ofiary przed wyprawą na podbój Troi). To już była jawna wrogość pomiędzy dotychczasowymi sojusznikami. Kolejne lata (o których nie ma sensu pisać, bo opisywałem je w poprzednich częściach) to dalsze pogłębianie się tej wrogości, aż do podpisania Pokoju Antalkidasa (zwanego też Pokojem Królewskim), w którym Tebańczycy zostali zmuszeni do rozwiązania Związku Beockiego. Wówczas też (ok. 386 r. p.n.e.) Spartanie pozwolili uchodźcom platejskim udać się do tego zniszczonego czterdzieści lat wcześniej (przez Spartan) miasta, i je odbudować pod opieką Lacedemonu. Dominacja Sparty wydawała się niepodzielna, co spowodowało że w 385 r. p.n.e. Tebańczycy wysłali kontyngent swoich wojsk, do spartańskiego ataku na Mantineję. Wydawało się że Teby są zastraszone i spacyfikowane, ale gdy w 382 r. p.n.e. Sparta zażądała wysłania kontyngentu na wojnę z Olintem i Związkiem Chalkidyckim, Teby wówczas powiedziały "nie". W tym czasie ponownie do władzy doszło anty-spartańskie stronnictwo Ismeniasa i gdy Fojbidias ruszał na północ, by spacyfikować Olint, Leontiades zaprosił go do Teb (o czym również pisałem poprzednio), a jego ludzie nocą otworzyli bramy miasta i wpuścili lacedemońskie wojsko, które szybko obsadziło Kadmeę (czyli tebański akropol). Co prawda Fojbidias został potem ukarany niewielką grzywną za ową samowolę, ale ogólnie uznano w Sparcie że "dobrze przysłużył się ojczyźnie". Lacedemon uznał więc fakty dokonane, a Leontiades rozpoczął swe rządy w Tebach, zaś jego pierwszą decyzją było postawienie przed sądem Ismeniasa, którego oskarżył że trzynaście lat wcześniej przyjął pieniądze od Timokratesa, wysłannika satrapy Frygii - Farnabazosa, czyli de facto od Persów. Skazano go za to na śmierć. Zwolennicy Ismeniasa czym prędzej uchodzili teraz z Teb, kierując się głównie do Aten, gdzie liczono na zrewanżowanie się za dawną pomoc udzieloną ateńskim demokratom. Tak też się stało, następcy Ismeniasa, pod przewodnictwem Androkleidasa, a szczególnie "młodych wilczków" (następne pokolenie) czyli Melona, Epaminondasa i Gorgidasa - szykowali się w Atenach do zbrojnego powrotu, odzyskania władzy i przepędzenia stamtąd Lacedemończyków. Czekali tylko na okazję, która ów cel by urzeczywistniła i okazja taka się przytrafiła w grudniu 379 r. p.n.e. gdy Leontiades i jego zwolennicy szykowali się do odprawienia zwyczajowego sympozjonu, dla uczczenia końca roku urzędowego. 

Urządzono wówczas wspaniałe święto, na którym nie zabrakło ani wina, ani jadła, ani też pięknych heter, które przygrywały ówczesnym władcom Teb do libacji. Ten fakt postanowili wykorzystać zbiegli Tebańczycy, którzy w przebraniach powrócili do miasta i dostali się do sali biesiadnej, w której świętowali ludzie Leontiadesa. Ponieważ nikt nie spodziewał się ataku, zarówno władze, jak i wojsko żywo uczestniczyli w święcie, co znaczy że duża część z nich była pijana owej nocy, gdy do sali biesiadnej elity tebańskiej władzy, weszli zwolennicy zamordowanego Ismeniasa. Ponieważ drzwi do owej sali wciąż się otwierały i wchodziły coraz to nowe osoby, przeto ich pojawienie się nie wzbudziło niczyich podejrzeń. Usiedli więc w bliskiej odległości od swych ofiar, krótko przypatrując się całej sytuacji, po czym wyjęli sztylety i... jeden po drugim mordowali pijanych polemarchów - stronników Leontiadesa. Szybko okazało się też, że jego samego nie było na sali, więc ruszono do jego domu, gdzie go pochwycono i również zamordowano (jego małżonkę i dzieci oszczędzono). Szybko też rozniosły się po mieście krzyki przerażonych osób, którzy krzyczeli że właśnie wymordowano wszystkich polemarchów - czyli władze miejskie. Stronnicy zamordowanych uchodzili na Kadmeę, do Spartan, licząc na to że tam ujdą z życiem. Lacedemoński kontyngent stacjonujący w Tebach był dość duży, liczył sobie bowiem 1500 żołnierzy, ale spartański wódz - Herippidas uważał że siły te są niewystarczające i czym prędzej posłał po wsparcie do Platejów i Tespiów. Siedząc na wzgórzu Kadmei, żołnierze co prawda mieli wodę (płynęło tam źródełko, które wychodziło bezpośrednio ze skały), gorzej jednak było z jedzeniem, a gdy - po paru tygodniach oblężenia - do Teb przybyły dla zamachowców posiłki z Aten, spartański wódz uznał że nie zdoła utrzymać się w mieście i zaproponował zamachowcom - którzy już wówczas stworzyli nowe władze - że odda im Kadmeę, pod warunkiem jednak bezpiecznego wymarszu dla siebie i swych żołnierzy, na co tamci wyrazili zgodę. Miasto było teraz w rękach frakcji pro-ateńskiej (lub raczej bardziej poprawnie należałoby stwierdzić: anty-spartańskiej), ale było pewne, że Lacedemon tej sprawy nie zostawi i spartańscy hoplici zjawią się tu ponownie, aby odebrać Tebom wolność, tak jak miało to już miejsce z Mantyneją, Fliusem i Olintem. Rozpoczęto więc zakrojone na szeroką skalę przygotowania do obrony miasta. A tymczasem spartański dowódca - Herippidas, który oddał Kadmeę bez walki i ze swymi żołnierzami dotarł do Sparty - został skazany przez eforów na karę śmierci za swoje tchórzostwo. Skazano również jego poprzednika - Arkissosa, a trzeciego - Lisandriasa wygnano. Jednocześnie do Teb wysłano armię spartańsko-najemniczą, dowodzoną przez młodego króla Kleombrotosa I. Wyglądało więc na to, że wszystko się rozstrzygnie pod murami Teb, które pragnęły wolności, podobnie jak dwadzieścia lat wcześniej wolność swą odzyskały Ateny. 



  
 CDN.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz