Łączna liczba wyświetleń

1,272,978

wtorek, 8 kwietnia 2025

UMIESZ LICZYĆ, LICZ NA SIEBIE - Cz. III

CZYLI O TYM, JAK POMAGALI NAM W WALCE Z BOLSZEWICKIM NAJAZDEM ZACHODNI SOJUSZNICY W ROKU 1920





"OJCZYZNA MOJA TO PRAOJCÓW SŁAWA, SZCZERBIEC CHROBREGO, CECORSKA BUŁAWA. TO DUCH RYCERSKI, SZLACHETNY A MĘSKI - TO NASZE WIELKIE ZWYCIĘSTWA I KLĘSKI!"


 Nim rozpoczęły się polsko-ukraińskie walki o Lwów i Galicję Wschodnią, na fali Rewolucji Lutowej w Rosji i stworzeniu w Piotrogrodzie Rządu Tymczasowego 15 (2 - data według kalendarza juliańskiego, obowiązującego jeszcze wówczas w Rosji, który był opóźniony w stosunku do kalendarza gregoriańskiego o jakieś 13 dni w wieku XX) marca 1917 r. (najpierw na jego czele stanął Gieorgi Lwow, a potem od 20 (7) lipca 1917 r. Aleksander Kiereński), już 17 (4) marca 1917 r. w Kijowie powstała ukraińska Centralna Rada, stawiająca sobie za cel reprezentowanie narodowych interesów Ukraińców. Zwołała ona w dniach 17-21 kwietnia (odtąd daty przytaczam tylko w kalendarzu gregoriańskim) do Kijowa I Ukraiński Zjazd Narodowy, w którym uczestniczyło przeszło 1000 delegatów reprezentujących różne ukraińskie ugrupowania polityczne, zawodowe i kulturalne. Żądano na nim wyznaczenia granic Ukrainy "zgodnie z wolą ludu" oraz udziału przedstawicielstwa ukraińskiego w przyszłej konferencji pokojowej. Na tym zjeździe wyłoniono tzw. Małą Radę składającą się z prezydenta (Hruszewski), dwóch wiceprezydentów, sekretarzy Rady, oraz po dwóch reprezentantów każdej z ukraińskich partii politycznych. W kolejnych tygodniach maja i czerwca 1917 r. zwoływano inne zjazdy: Wojskowy i Chłopski. Szybko też doszło do konfliktu pomiędzy Centralną Radą a rosyjskim Rządem Tymczasowym, który widział w poczynaniach Ukraińców świadomą akcję zmierzającą do rozbicia Rosji. Coraz więcej głosów na Ukrainie nawoływało do ogłoszenia autonomii i zaprzestania konsultacji z Rządem Tymczasowym (były też głosy jawnie nawołujące do niepodległości). Wiedząc że konflikt jest nieunikniony, Centralna Rada poczęła organizować własne siły zbrojne i jeszcze w kwietniu 1917 r. w miejscowości Zwienihorodka (w guberni kijowskiej) zaczęto formować ochotniczą formację Wolnych Kozaków (w październiku 1917 r. liczyli oni już 60 000 żołnierzy). Atamanem tej formacji został gen. Paweł Skoropadski.

23 czerwca 1917 r. Centralna Rada ogłosiła I Uniwersał w którym proklamowała autonomię Ukrainy i tworzyła rząd autonomiczny - Sekretariat Generalny (od 28 czerwca - a jego czele stanął niejaki Wynnyczenko). Jednak konflikt Centralnej Rady z Rządem tymczasowym został zażegnany już 13 lipca, gdy zawarto ugodę z Kiereńskim, wymierzoną głównie przeciwko bolszewikom działającym na Ukrainie. Kwestia autonomii Ukrainy miała zostać odłożona do czasu zwołania Ogólnorosyjskiego Zgromadzenia Ustawodawczego, choć Centralna Rada stała się przedstawicielką Rządu Tymczasowego w pięciu guberniach (kijowskiej, podolskiej, połtawskiej, wołyńskiej i części czernihowskiej), a składała się z 822 przedstawicieli. Efektem tego porozumienia było wydanie 16 lipca przez Centralną Radę II Uniwersału, w którym informowano o pełnym poparciu dla Rządu Tymczasowego. W dniach 16-20 lipca 1917 r. bolszewicy Włodzimierza Lenina (którzy już od maja byli przygotowani do przejęcia władzy), wzniecili pucz w Piotrogrodzie. Zakończył się on jednak ich klęską, Rząd Tymczasowy dokonał wielu aresztowań działaczy bolszewickich, a sam Lenin musiał uciekać do Finlandii (gdzie żył pod zmienionym nazwiskiem i ogoloną brodą). Te wydarzenia doprowadziły również na Ukrainie do ataków na siedziby miejscowych komitetów Socjaldemokratycznej Partii Robotniczej Rosji (bolszewików). Rozpoczęły się aresztowania w Charkowie, Odessie, Winnicy i oczywiście w Kijowie (oliwy do ognia dolały również niepowodzenia na froncie i załamanie się ofensywy rozpoczętej 30 czerwca, a zakończonej już 11 lipca 1917 r. głównie na Froncie Galicyjskim, ale również w rejonie Wilna. Stracono tam prawie to 60 000 żołnierzy zabitych, rannych i wziętych do niewoli. To też wywołało gniew przeciwko bolszewikom, jako winnym akcjom defetystycznym i poniemieckim).


BOLSZEWICKA PROPAGANDA Z CZASÓW WOJNY DOMOWEJ 
(Na pierwszym planie admirał Kołczak) 



Po upadku "białego" puczu gen. Ławra Korniłowa w Piotrogrodzie (10 - 13 września 1917 r.), dążącego do objęcia władzy w Rosji i obalenia rządu Kiereńskiego, jego echa wystąpiły również i na Ukrainie. W Berdyczowie aresztowano kilku uczestników puczu którzy znaleźli się na Ukrainie, w tym gen. Antona Denikina - bliskiego współpracownika Korniłowa. Jednak gdy 7 listopada (25 października) 1917 r. wybuchła w Piotrogrodzie rewolucja bolszewicka i obalono rząd kiereńskiego wprowadzając bolszewicką dyktaturę, pozycja Sekretariatu Generalnego i Centralnej Rady na Ukrainie również zaczęła się pogarszać. Już 11 listopada 1917 r. komuniści próbowali przejąć władzę w Kijowie i początkowo rzeczywiście udało im się wyeliminować wiele agend Rządu Tymczasowego oraz Centralnej Rady, ale oddziały ochotnicze Wolnych Kozaków szybko sobie z nimi dały radę i już 13 listopada Centralna Rada odzyskała władzę nad miastem. Nawiązano też kontakt z operującym nad Donem gen. Aleksem Kaledinem, mianując go "atamanem wojska dońskiego". Starał się on przywrócić władzę Rządu Tymczasowego na kontrolowanych przez siebie obszarach. W tym czasie zaś zdominowana przez bolszewików Rada Komisarzy Ludowych w Piotrogrodzie, ogłosiła 15 listopada 1917 r. "Deklarację Praw Narodów Rosji" w której uznawała prawo wszystkich narodów zamieszkujących dawną Rosję do swobodnego decydowania o własnym losie (m.in. prawo narodu polskiego, jednak trzeba pamiętać że było to tylko i wyłącznie działanie czysto propagandowe. Tak naprawdę celem bolszewików było wywołanie rewolucji bolszewickiej w Europie, Rosja zaś była tylko odskocznią która miała zanieść żagiew rewolucji na Zachód. Lenin bowiem nigdy nie zamierzał budować komunizmu w samej Rosji, jeśli już to w Niemczech, ale nie w Rosji - którą uważał za zacofaną i niezdolną do realnego stworzenia dyktatury proletariatu).

Pod wpływem tej deklaracji, już 20 listopada Centralna Rada ukraińska wydała swój III Uniwersał, w którym proklamowano utworzenie niezależnego państwa Ukraińskiej Republiki Ludowej, obejmującej ziemie zamieszkane w większości przez Ukraińców (choć jednocześnie deklarowano utrzymanie federacyjnego związku z Rosją). Szybko jednak okazało się że nowe państwo jest ponownie zagrożone przez bolszewików, którzy zyskiwali coraz większą władzę w Radach Delegatów Robotniczych i Żołnierskich na różnych terenach Ukrainy, tym bardziej że wciąż toczyła się wojna z Niemcami i Austro-Węgrami, z której to Centralna Rada nie chciała się wycofać. 16 grudnia 1917 r. bolszewicka Rada Komisarzy Ludowych wydała "Manifest do narodu ukraińskiego", w którym uznawała oficjalnie niepodległość Ukrainy, jednocześnie skierowała do Centralnej Rady ultimatum, domagając się zaprzestania rozbrajania formacji bolszewickich i przepuszczenia przez tereny ukraińskie, oddziałów tworzącej się Armii Czerwonej. Tekst bolszewickiego ultimatum został odrzucony przez Centralną Radę. W grudniu bolszewicy zajęli Charków, gdzie na zorganizowanym w dniach 24-25 grudnia 1917 r. zjeździe stwierdzono, iż: "Od chwili obecnej władza na terytorium Republiki Ukraińskiej należy wyłącznie do Rad Delegatów Robotniczych, Żołnierskich i Chłopskich (...) Ukrainę ogłasza się Republiką Rad!" Już 27 grudnia powołano Sekretariat Ludowy Ukraińskiej Republiki Robotniczo-Chłopskiej, czyli pierwszy rząd Ukrainy sowieckiej. W kolejnych dniach stojący na czele Czerwonej Gwardii - Włodzimierz Antonow-Owsiejenko skierował swe siły z Charkowa przez Połtawę do Czerkas, a stamtąd na południe, ku Jakaterynosławowi. Nie udał się anty-sowiecki pucz, przygotowany przez dowódcę Frontu Rumuńskiego gen. Szczerbakowa. Już w styczniu 1918 r. bolszewicy zajęli po ciężkich walkach Odessę, Mikołajów, Chersoń i Aleksandrowsk. Utworzono też pułk Czerwonych Kozaków, na czele którego stanął Witalij Prymakow.





Front bolszewicki zbliżał się już do Kijowa, padały kolejne miasta, a w samym Kijowie bolszewicy zorganizowali powstanie (15 stycznia 1918 r ). Główne uderzenie szło z dwóch stron, od strony "Arsenału", gdzie podążali zmobilizowani przez bolszewików robotnicy, i ze strony dzielnicy Padoł, gdzie skoncentrowano oddziały czerwonogwardyjskie. Krwawe walki trwały do końca stycznia i początku lutego. Ostatecznie oddziały gen. Semena Petlury zdobyły "Arsenał" i krwawo rozprawiły się z jego obrońcami. Ale 4 lutego do lewobrzeżnej strony Kijowa wkroczyły oddziały Gwardii Czerwonej Antonowa-Owsiejenki, zajmując przedmieście Darnicę i opanowując most na Dnieprze. Wojska ukraińskie (i tym członkowie Centralnej Rady) ewakuowali się do Żytomierza, a do 8 lutego cały Kijów został opanowany przez bolszewików, gdzie 12 lutego zainstalował się rząd Ukrainy Sowieckiej. W styczniu 1918 r. opanowane przez bolszewików zostało również Zagłębie Donieckie (które w marcu Komitet Centralny partii bolszewickiej uznał za "nierozłączną część Ukrainy" - gdyż pojawiły się głosy o włączenie tego obszaru bezpośrednio do Rosyjskiej Republiki Sowieckiej). W tym czasie (1 lutego 1918 r.) Ukraińska Republika Ludowa została uznana przez Niemcy i Austro-Węgry, a 9 lutego podpisany został traktat pokojowy. Jako granicę uznano na południu dotychczasową granicę rosyjsko-austriacką z 1914 r. a na północy przebiegającą od Tarnogrodu przez Biłgoraj, Szczebrzeszyn, Krasnystaw, Puchaczów, Radzyń Podlaski, Międzyrzecz, Mielnik, Kamieniec Litewski i Próżany. Jednocześnie w Brześciu nad Bugiem trwały rozmowy niemiecko-austro-węgiersko-bolszewickie, gdyż od 15 grudnia 1917 r. Rosja Sowiecka zawarła rozejm z Niemcami i Austro-Węgrami na froncie. Mimo to wysłannik sowiecki na rozmowy pokojowe Lew Trocki nie chciał się zgodzić na niemieckie warunki, licząc na szybki wybuch rewolucji bolszewickiej w Europie Zachodniej, szczególnie zaś w Niemczech. Efektem tej odmowy był szybki atak niemiecki na froncie, który do końca lutego posunął front daleko na wschód (Niemcy opanowali całą Estonię i Łotwę, dochodząc do Narwy, podeszli pod Psków, zajęli twierdzę Dyneburg, zdobyli Mińsk i Połock, zajęli Homel, a 1 marca 1918 r. wkroczyli do Kijowa (rząd Ukrainy Sowieckiej uciekł do Jakaterynosławia), Berdyczowa i winnicy. Te sukcesy zmusiły bolszewików do przyjęcia niemieckich warunków pokojowych i 3 marca 1918 r. w Brześciu nad Bugiem podpisano traktat na warunkach narzuconych przez Państwa Centralne.




Wraz z wojskami niemieckimi do Kijowa wróciła Centralna Rada ukraińska. 22 marca na wniosek Dymitra Antonowicza (już pod niemiecką kontrolą) uchwalono ustawę o godle Ukraińskiej Republiki Ludowej którym został stylizowany trójząb (tryzub) w wieńcu laurowym, przejętym z monety księcia kijowskiego - Włodzimierza Wielkiego. Realnie Ukraina stała się niemiecką kolonią i była częścią przygotowywanego planu Mitteleuropy (już w kwietniu Centralna Rada musiała się zgodzić na wysłanie do Niemiec i Austro-Węgier znacznych ilości produktów żywnościowych, w tym przeszło 45 000 ton mięsa, niemal miliona ton zboża, 500 000 sztuk jajek itd, natomiast kraj był totalnie wyczerpany i zniszczony przedłużającą się wojną). Wielu ukraińskich patriotów zaczęło protestować wobec tym nakazom, co doprowadziło (28 kwietnia 1918 r.) do aresztowania przez Niemców na posiedzeniu Centralnej Rady kilku działaczy ukraińskiego ruchu narodowego. Nazajutrz zaś Centralna Rada - jakby nigdy nic - uchwaliła konstytucję Ukraińskiej Republiki Ludowej i wybrała Hruszewskiego prezydentem tejże republiki. Konstytucja deklarowała iż Ukraina jest państwem niepodległym, a jej granice są nienaruszalne, jednocześnie najwyższą władzą ustawodawczą miało być Zgromadzenie Narodowe (Wsenarodni Zbory), wykonawczą - Rada Ministrów Ludowych. Przyznano autonomię polityczną mniejszościom: rosyjskiej, żydowskiej i polskiej. Jednocześnie tego samego dnia (czyli 29 kwietnia) na zjeździe ukraińskiej partii chłopskiej gen. Paweł Skoropadski (przy poparciu Niemców) został okrzyknięty "hetmanem Ukrainy". Ogłosił on powstanie państwa ukraińskiego (Ukrajinśka Derżawa) i proklamował się jego jednowładcą. Dotychczasowy rząd został aresztowany. Przywrócił on przedrewolucyjne porządki (w tym prywatną własność środków produkcji). W tym czasie wojska niemieckie dotarły do Rostowa i Charkowa nad Donem, opanowując praktycznie całą Ukrainę (w tym Krym wraz z Sewastopolem i Kerczem).

W dniach 5-12 lipca 1918 r. w Moskwie odbył się I Zjazd Komunistycznych Organizacji Ukrainy, na którym powołano do życia Komunistyczną Partię (bolszewików) Ukrainy. Przygotowywano się teraz do wywołania na Ukrainie powszechnego powstania ludowego przeciwko rządom "hetmańszczyzny" - czyli proniemieckiej dyktaturze Skoropadskiego. I rzeczywiście, bunty wybuchały już od lata 1918 przeciwko rządom Niemców i ich mianowańca, co doprowadziło do tego, że rządy Skropadskiego utrzymały się tylko w miastach, a wsie praktycznie były poza kontrolą Hetmanatu. W tych warunkach bolszewicy postanowili 5 sierpnia wywołać powstanie na Ukrainie, które jednak zakończyło się katastrofą i już dwa dni później musiano je odwołać. Podpisanie kapitulacji Niemiec na Froncie Zachodnim - 11 listopada 1918 r. doprowadziło również do zakończenia reżimu Skoropadskiego na Ukrainie (choć w samym Kijowie nadal trzymał się mocno). 14 listopada ukonstytuował się w Białej Cerkwi pięcioosobowy Dyrektoriat, na czele którego stanął Wynnyczenko. Tam też stacjonowała 3 500 formacja Strzelców Siczowych dowodzona przez Eugeniusza Konowalca i Andrzeja Melnyka. Dowództwo nad siłami zbrojnymi Dyrektoriatu objął Semen Petlura, który ruszył na Kijów przeciwko Skoropadskiemu i 14 grudnia 1918 r. zdobył miasto, ostatecznie likwidując Hetmanat (sam Skoropadski uciekł do Niemiec).




A tymczasem nocą z czwartku na piątek 31 października na 1 listopada 1918 r. we Lwowie, formacje ukraińskie z koszar przy ul. Jabłonowskich, św. Piotra i Pawła, oraz Zyblikiewicza, obsadziły najważniejsze gmachy miejskie (Magistrat, Policję, Pocztę Kolej), wywieszając tam flagi żółto-niebieskie. Rankiem zdążający na cmentarze ludzie (gdyż był to dzień Wszystkich Świętych), ujrzeli owe flagi, a także porozlepiane na mieście odezwy Ukraińskiej Rady Narodowej, proklamujące powstanie Zachodnioukraińskiej Republiki Ludowej ze stolicą we Lwowie. Atamanem tego tworu państwowego został Dymitr Witowski. Ogłosił on mieszkańcom Lwowa wydanie wszelkiej broni (tej, której jeszcze nie zabrali Rosjanie po 1914 r.), a także wprowadził godzinę policyjną od 18:00 i zakaz zgromadzeń. Ludność polska, która we Lwowie stanowiła znaczną większość, postanowiła zaprotestować wobec tym ukraińskim gwałtom. Jego przejawem było ściągnięcie z wieży ratuszowej żółto-niebieskiej flagi ukraińskiej, a zawieszenie tam flagi miejskiej. Natomiast Polacy chwycili za broń i rozpoczęły się walki o Lwów. Do walki garnęła się głównie młodzież, a nawet dzieci (notabene Aleksandra Bitschan-Zagórska zorganizowała formację wojskową zwaną Ochotniczą Legią Kobiet - OLK-a, która liczyła 17 kobiet z bronią i 410 w służbach pomocniczych). Łącznie do obrony Lwowa zaangażowało się 6022 osoby (chodź nazwa ta też jest myląca, gdyż były to głównie ataki na pozycje ukraińskie, a nie obrona) z czego poległo 439 (w tym 12 kobiet), rannych zostało 760 żołnierzy i 150 cywilów. Ukraińców zginęło 250 a zostało rannych ok. 500 żołnierzy. I tak, najdzielniej biły się dzieci, o dorosłych nie można już tego powiedzieć. Najmłodszy żołnierz z karabinem miał zaledwie 9 lat, dziesięciolatków było pod bronią siedmiu, a dzieciaków do 15 roku życia łącznie 501. Zginęło z nich 30. 16 i 17-latków poległo 84. 




W wydanej w latach 30-tych "Obronie Lwowa" liczącej 3 tomy (najgrubszy liczył 1096 stron) znajduje się taki opis: "(...) małe szkraby drwiąc z niebezpieczeństw, umiały się przyślizgiwać przez najpilniej strzeżone pozycje. (...) W Sokolnikach kilku młodych strzelców, dzieci prawie, zdobyło armatę. (...) Masa podrostków, dzieci nawet, wlot umiała znaleźć się w sytuacji. (...) Znakomici wywiadowcy, łącznicy, noszący meldunki i rozkazy w sposób nieporównanie szybki - tu przynosił amunicję, tam żywność, ówdzie znalazł porzucony karabin. Ukraińcy z zawziętością ścigali tych malców, mszcząc się doraźnie. (...)", a także: "Kobieta wywarła w obronie Lwowa wydatną rolę. (...) Nie tylko w charakterze sanitariuszki i kucharki, także z karabinem. Obecność kobiet na placówkach w podniecający sposób działała na młodego żołnierza". I tutaj w zasadzie słowa pochwały się kończą, ponieważ poza dziećmi, kobietami które zgłosiły się do obrony Lwowa, kadrą Politechniki Lwowskiej i miejskimi dziennikarzami, cała reszta (łącznie z oficerami zawodowymi) wykazała się skrajnym tchórzostwem i niekompetencją. Powiadano że grypa nigdy jeszcze tak ostro nie grasowała we Lwowie jak wówczas. Wielu bowiem tzw "patriotów" kładło się do szpitali obłożnie chorych, aby tylko nie iść walczyć (jeden z oficerów podszedł do grupy walczących wyrostków i zapytał: "Ile macie armat?", "Ani jednej" - usłyszał w odpowiedzi, "A ile karabinów maszynowych?", "Pięć", "Ilu was?", "Dwustu", "To do widzenia" - odparł oficer). Kapitan Antoni Kamiński (mianowany komendantem placu we Lwowie), wspominał później, że czekał na niego goniec ze Szkoły Sienkiewicza z kartką od porucznika Trześniowskiego, na której było zapisane pytanie: "Co mam robić, jak mnie Rusini zaatakują?", kapitan odpisał na odwrocie "Strzelać!" 🥴 Trudno też odpowiedzieć na pytanie dlaczego obecna we Lwowie Polska Organizacja Wojskowa oraz legioniści niestety I i III Brygady Legionów (których było w mieście kilkuset) nie zmobilizowali własnych sił do walki o Lwów? Nie znajduję odpowiedzi na to pytanie i myślę że chyba nie tylko ja. Przypadków porzucania broni i ucieczek też było mnóstwo, jak choćby wśród kolejarzy z dzielnicy Bogdanówka, których zgłosiło się 100 kilkudziesięciu do walki (z 3 000 na których liczono), a po dwóch dniach zostało tylko... trzech.




Gdy zdobyto Dworzec Główny, zaczęły się tam dziać rzeczy... żałosne, bowiem okoliczna ludność rozpoczęła rabunek, a że znaleziono znaczne pokłady alkoholu, to żołnierze którzy zdobyli Dworzec po prostu się popili, co następnie umożliwiło Ukraińcom odzyskanie tego obiektu. Ale oni też lubili wypić i na drugi dzień znowu Polacy zdobyli Dworzec. Teraz do jego obrony wyznaczono harcerzy, żaden się nie upił - dworzec utrzymano. Dochodziło też do kradzieży. Gdy przy ulicy Sykstuskiej oddział podporucznika Adolfa Massara zajął Pocztę, znaleziono tam 6 milionów koron. Mascar uznał to za swój łup i gdy Tadeusz Felsztyn nakazał przekazać zdobycz dowództwu, Massar odrzekł "Moje karabiny mogą strzelać również w drugą stronę!" (Massar został osądzony i skazany za grabież dopiero w roku 1920). Pomimo tych wszystkich przywar, wzajemnych kłótni i niesnastek, Polacy bezwzględnie górowali nad Ukraińcami zarówno wyszkoleniem wojskowym, jak i przewagą liczebną. Armat posiadaliśmy 10, Ukraińcy tylko kilka. Nie posiadali też jazdy, podczas gdy polscy Lwowianie sformowali szwadron kawalerii "Wilki" składający się z 83 szabel, wspierany przez konny pluton ckm-u, zwany "Lotną Maszynką". Ale to nie wszystko był również "oddział samochodów", złożony z 34 pojazdów różnych typów, oraz auto pancerne... domowej roboty 😉 (niestety, zostało użyte tylko do jednej akcji, potem się popsuło 🤭). Był też przebudowany pociąg pancerny z armatą i trzema ckm-ami. Ale to nie wszystko, bowiem Lwowianie posiadali również... lotnictwo, a dokładnie trzy samoloty (jeden austriacki samolot został zarekwirowany, gdy przypadkowo wylądował na Błoniach Janowskich. Te samoloty dokonały łącznie 69 lotów wywiadowczych, łącznikowych i bojowych. Pomimo tej przewagi, szczególnie wśród polityków Magistratu pojawiało się zniechęcenie dalszą walką. Na przykład 13 listopada 1918 r. na posiedzeniu rady wojennej inżynier Stanisław Widomski zgłosił taki oto projekt ugody z Ukraińcami: "Poddajmy miasto, a oni pozwolą się nam wycofać bez broni za San, skąd ewentualnie powrócimy z odsieczą". Przez dłuższy czas zapanowała cisza na sali, aż wreszcie podniósł się dr. Wacław Majbaum i krzyknął: "Judasze, Polskę sprzedajecie, hańba wam i dzieciom waszym!" Pomogło, Widomski już nie wrócił do swego projektu.

Walki obronne o Lwów trwały przez prawie trzy tygodnie. 20 listopada pociągami z Przemyśla przybyła odsiecz, pod dowództwem podpułkownika Michała Karaszewicza-Tokarzewskiego i po krótkich walkach nocą 21 na 22 listopada oddziały ukraińskie pod dowództwem pułkownika Hnata Stefaniwa wycofały się z miasta (podpaliwszy jednocześnie kilka gmachów miejskich). Do godziny 8:00 rano 22 listopada cały Lwów był już w polskich rękach. Ok. godziny 9:00 rozpoczęły się rabunki w dzielnicy żydowskiej, jako że Żydzi w czasie tych walk stanęli po stronie Ukraińców i jak napisał Antoni Jakubski: "Tracąc głowę i występując zbrojnie przeciwko naszym oddziałom, Żydzi sprowadzili sądny dzień na siebie. Zarazem szumowiny zaczęły grabież. Zostali zatem przykładnie ukarani. Wedle relacji żydowskich puszczonych w świat miało być 6000 zamordowanych. A było 60 zabitych, w tym zabitych na linii frontu. O pogromach absolutnie nie słyszałem". Postawa Żydów w czasie tych walk była karygodna, mieszkało ich we Lwowie ponad 60 000, a tylko 20 dołączyło do oddziałów polskich, reszta ochoczo współpracowała z Ukraińcami, brała udział w walkach z Polakami, a także (a może przede wszystkim) wskazywała Ukraińcom kryjówki polskich żołnierzy (jak choćby po zdobyciu Zamarstynowa przez sotnię atamana Dołuda, gdzie Żydzi wskazali mu kryjówki Polaków, których on potem zamordował). Mimo to za udział w akcjach anty-żydowskich następnie aresztowano łącznie 1500 osób (400 żołnierzy i ponad 1000 cywilów). Spośród nich 60 skazano na śmierć przez rozstrzelanie. Ale Lwów już był polski, podobnie jak Wilno.




CDN.

niedziela, 6 kwietnia 2025

ZAPRZAŃSTWO JAKICH MAŁO! - Cz. XXI

CZYLI HISTORYCZNA REFLEKSJA JAKO 
MEMENTO DLA WSPÓŁCZESNOŚCI





POWSTANIE i WOJNA 
Cz. XXI






"ŻEBY RZECZPOSPOLITĘ JEDEN BĄDŹ Z GŁUPSTWA BĄDŹ Z UPORU O UPADEK MÓGŁ PRZYPRAWIĆ (...) CZUJMY SIĘ, DLA BOGA, NIE GIŃMY TAK MARNIE DLA JEDNEGO, DWU, TRZECH UPORU!"

JAN OSTRORÓG
Kasztelan poznański 
(1605)


 Od czasu Konstytucji "Nihil Novi" z 1505 r. wszystkie trzy stany sejmujące (czyli: Król, Senat i Izba poselska) były wobec siebie równe i wszystkie posiadały prawo weta (co prawda od Sejmu 1641 r. Senat miał składać sprawozdania Izbie poselskiej, ale nie zmieniło to podstawowych założeń Konstytucji "Nihil Novi"). Ponieważ wszystkie stany sejmujące posiadały równe prawo do zgłaszania weta wobec przyjętych ustaw, kilka razy przed rokiem 1652 zarówno Król jak i Senat doprowadzili do zakończenia Sejmu bez przyjęcia uchwał (jeśli się nie pomyliłem w rachubach, to uczynili to po dwa razy). Szlachta również kilkukrotnie zerwała Sejmy bez przyjęcia uchwał, ale nigdy nie działo się to poprzez głos sprzeciwu jednego człowieka, lecz zawsze był to jakiś kolektyw, jakaś grupa posłów, sprzeciwiająca się danym, czy to królewskim, czy senackim projektom ustaw. Zgodnie z Konstytucją Nihil Novi król miał obowiązek zwoływać Sejm zwyczajny co dwa lata, na okres najwyżej 6 niedziel. Ale jeśli na danym Sejmie nie zapadły wiążące decyzje, lub też Sejm rozjechał się bez przyjęcia uchwał, król miał prawo zwołać Sejm nadzwyczajny (aby na nim przyjąć niezbędne decyzje) i tak też się często działo. Rok 1652 w którym to poseł z Upity - Władysław Wiktoryn Siciński zerwał Sejm, nie był tak naprawdę niczym szczególnym, (no może poza faktem że uczynił to jeden człowiek, a nie grupa posłów). Tym bardziej że tak naprawdę nie zerwał on Sejmu, a jedynie nie zgodził się na przedłużenie obrad sejmowych, co (jak napisałem wyżej) miało miejsce już kilkakrotnie (szczególnie w XVII wieku). Tak naprawdę pierwsze liberum veto z prawdziwego zdarzenia, czyli pierwsze zerwanie Sejmu de facto, miało miejsce dopiero w roku 1669. Mimo to właśnie Siciński stał się realnie kozłem ofiarnym późniejszych wydarzeń, które sprowadziły na Rzeczpospolitą niemoc polityczną, a po części również wewnętrzną anarchię (trzeba bowiem pamiętać że - szczególnie w Polsce, ale od połowy XVI  wieku również na Litwie, a gdy polonizowała się Ruś także i na Ukrainie - tradycje sejmikowe były bardzo silne, a co za tym idzie, tradycje lokalnego patriotyzmu, które często brały górę nad patriotyzmem krajowym. Uwidoczniło się to szczególnie w wieku XVIII kiedy Rzeczpospolita tak naprawdę została politycznie rozbita na dzielnice, choć realnie na zewnątrz nadal była zjednoczona).

Władysław Siciński stał się prawdziwym czarnym charakterem, siewcą Apokalipsy. Został przeklęty ponoć jeszcze na Sejmie w marcu roku 1652. Mówiono też że zginął od uderzenia pioruna (1672 r.), a jego ciała nie chciała przyjąć ziemia, więc (zgodnie z anegdotą głoszona przez Zygmunta Glogera jeszcze w XIX wieku) jego zmumifikowane ciało wystawiano dla rozrywki po karczmach i szynkach. Sam Adam Mickiewicz napisał w wierszu: "Popas w Upicie" tak oto o Sicińskim: "Zda się, że ciężar hańby do ziemi go cisnął. Albo, żę ręka gwałtu z piekieł go wywlekła. I znowu radby gwałtem powracać do piekła". Ostatecznie w roku 1860 zmumifikowane truchło Sicińskiego spoczęło w kościele w Upicie, w drewnianej skrzyni, którą kazał dla niego zbić proboszcz tamtejszej parafii. Ale dlaczego Siciński tak naprawdę został przeklęty, czy tylko dlatego że sprowadził katastrofę na Ojczyzny łono? Nie tylko dlatego, tym bardziej że jak wspomniałem wyżej, jego przewina nie jest aż tak wielka, można by wręcz powiedzieć że niczym szczególnym się tak naprawdę negatywnie nie objawił, ot po prostu nie wyraził zgody na procedowanie uchwał sejmowych i tyle. Tylko że Sejm w roku 1652 był poświęcony, a co za tym idzie jego uchwały miały wsparcie Niebios. Doprowadzenie więc do zakończenia obrad sejmowych przed przyjęciem uchwał było jednocześnie świętokradztwem, bluźnierstwem wobec Boga. I głównie dlatego Sicińskiego wyklęto jeszcze w wieku XVII. Aby to zrozumieć, warto przybliżyć atmosferę tamtego czasu i tamtego Sejmu, który rozpoczął się w końcu stycznia 1652 r.


DUKAT KORONNY JANA KAZIMIERZA 



Już po Bożym Narodzeniu 1651 r. szlachta zjeżdżała się na Sejm wielce wzburzona. Nic bowiem nie układało się tak jak trzeba, po świetnym zwycięstwie beresteckim nie zakończyło się powstanie Chmielnickiego na Ukrainie, a wartość monety w ciągu 1651 r. została dwukrotnie królewskimi uniwersałami zmieniona na niekorzyść dla szlachty (po to aby zebrać więcej pieniędzy na potrzeby wojska), która wciąż sprzedawała swe zboże do krajów Europy Zachodniej. Królowi poza tym zarzucano że wyciągnął pospolite ruszenie do walki z Chmielnickim na Wołyń i Ukrainę, pozostawiając szlacheckie rodziny na pastwę chłopstwa (w czasie buntu Kostki-Napierskiego, czy ruchawek wielkopolskich, o których pisałem w poprzednich częściach). Poza tym zarzucano Janowi II Kazimierzowi, że bunt Kozaków jest mu na rękę, gdyż pragnie ich użyć do wojny ze Szwecją o koronę królewską tego kraju (w końcu zarówno on, jak i jego brat Władysław IV i ojciec Zygmunt III Waza, byli tytularnymi królami Szwecji, pozbawionymi tronu tylko dlatego, że nie chcieli przejść na protestantyzm). Ogólnie więc można było wyczuć wielki "wkurw" szlachty na króla (choć w ogromnej części do wyżej wymienionych niepowodzeń sami się skutecznie dołożyli, a często byli ich inicjatorami - w końcu powstanie Chmielnickiego można było zakończyć jeszcze w 1651 r. gdyby nie niechęć szlachty do dalszego wojowania i do uchwalenia podatku na wojsko, które mogło to powstanie zakończyć). Sejm rozpoczął się 26 stycznia 1652 r. mszą świętą w Katedrze św. Jana. Kazanie odprawił ksiądz Cieciszowski, jezuita, spowiednik królewski. W kazaniu swym porównywał Chmielnickiego do Lucyfera, zmarłego księcia Jeremiego Wiśniowieckiego do Archanioła Michała, sejmiki do "szemrania Żydów na puszczy", wiele też mówił o wolności i przestrzegał szlachtę aby ostrożnie się z nią obchodzono. Na zakończenie kazania wypowiedział zaś słowa skierowane do wszystkich: "Dziękujcie Bogu za to, co macie!"

Przybyło jedynie 10 senatorów, a cała reszta wolała siedzieć w swoich domowych pieleszach i czekać na zakończenie obrad sejmowych, gdyż nie chciało im się w zimie jechać do Warszawy specjalnie na Sejm (był też inny powód, nie chcieli ani wspierać króla w jego planach, ani też występować przeciwko niemu, więc taka nieobecność wydała się wielu najbardziej optymalna). Byli i tacy, którzy wprost przepowiadali że ten sejm zakończy się źle (jak choćby równie nieobecny prymas Maciej Łubieński). W Izbie poselskiej też zabrakło pełnego składu (optymalnie przyjęto że "optymalny skład" to co najmniej 200 osób). Z województw: mazowieckiego, sieradzkiego i sandomierskiego przybyło łącznie 31 posłów (była to tzw. frakcja Hieronima Radziejowskiego, o którym pisałem również w poprzednich częściach), z województw: poznańskiego i kaliskiego razem 12 posłów (tzw. frakcja Krzysztofa Opalińskiego, mocno przeciwna królowi), z województwa kujawskiego 4 posłów (również przeciwnych królowi). Z województw: krakowskiego i ruskiego łącznie 18 posłów (tzw "umiarkowana" opozycja). Litwa też była podzielona (nieznana jest dokładna liczba posłów litewskich na Sejm 1652 r.), stronnicy Janusza Radziwiłła byli przeciwni królowi, natomiast stronnicy rodu Sapiehów trzymali z dworem. Z dworem trzymali również posłowie Prus Królewskich, zaś ci z województw objętych powstaniem Chmielnickiego, a to psioczyli na króla, a to na "panów braci". Wychodziło więc na to, że frakcje dworska i anty dworska praktycznie się równoważyły i nikt nie miał siły aby skutecznie przegłosować swoje projekty (jako ciekawostkę dodam że szczególnie nielubianym posłem przez frakcję dworską był niejaki Petrykowski, szlachcic który mówił co myślał i nazywał rzeczy po imieniu. Oczywiście nie oznaczało to że lubili go ci z przeciwnej frakcji, raczej był nielubiany przez obie strony, ale ponieważ często wypominał królowi różne sprawki, to właśnie "dworscy" byli szczególnie zainteresowani w dyskredytowaniu go). Marszałkiem Sejmu obrano stolnika lwowskiego Andrzeja Maksymiliana Fredrę. 




Była to kandydatura akceptowana przez obie frakcje, jako że i postać Fredry była zdaje się wyjątkowa (no, może bez przesady, ale jednak wyróżniał się). Miał co prawda dopiero 28 lat, ale pokazał się już kilkukrotnie z jak najlepszej strony. Na Sejmie elekcyjnym w styczniu 1649 r. ofiarował prawie cały swój majątek na wystawienie wojska w celu ratowania Ojczyzny zagrożonej przez kozactwo i Tatarów. Pod Beresteczkiem walczył na czele swej własnej chorągwi husarskiej, na czele której następnie posłał go król do Siedmiogrodu, w celu rozerwania linii Chmielnickiego z księciem Rakoczym. Po powrocie z Siedmiogrodu udał się do Krakowa, gdzie tamtejszemu Uniwersytetowi przekazał - napisane niedawno przez siebie - dzieło "Historyia Narodu Polskyiego" (nie zachowało się do naszych czasów). 29 stycznia udali się posłowie do Senatu na prezentację i powitanie króla (pocałowanie królewskiej ręki), mowę powitalną wygłosił oczywiście marszałek Sejmu - Andrzej Maksymilian Fredro, w której to chwalił króla, jako mężnego rycerza i obrońcę Ojczyzny, jednocześnie deklarując, że w Polsce - w przeciwieństwie do innych krajów Europy i Azji - królowie nie muszą obawiać się swych poddanych i spokojnie mogą "spać na łonach szlacheckiej braci", nie musząc się obawiać o swe bezpieczeństwo. Jednocześnie (zwracając się bezpośrednio do króla) stwierdził, że tylko wtedy będzie mógł Jan Kazimierz myśleć o pozostawieniu tronu swemu następcy, jeśli w pamięci poddanych "zarobi sobie na miłość narodu". Pierwsze dni upłynęły na sprawy proceduralne i rozdawanie wakansów (m.in. dóbr Hieronima Radziejowskiego, który został uznany za banitę ze względu na oszczerstwa, o których pisałem w poprzedniej części). Posłowie pruscy protestowali przeciwko oboźnemu koronnemu - Kalinowskiemu, który przejął Brodnicę, choć nie był nawet Prusakiem (a na mocy przywileju inkorporacyjnego z 1466 r. stanowiska, urzędy i ziemie w Prusach Królewskich mogły być przekazywane tylko mieszkańcom tej ziemi). Groziło to zerwaniem Sejmu już na początku obrad (podobnie jak miało to miejsce w roku 1650, gdy posłowie pruscy gremialnie zaczęli opuszczać pole sejmowe, ale w sposób dosyć teatralny - notabene często tak się działo na polskich sejmach - zostali powstrzymani przez innych posłów poprzez złapanie ich pod ręce i odprowadzenie na miejsce 🥴). Wiele też było skarg, wzajemnych niesnasek i oskarżeń o niesłusznie pełnione wakanse.

9 lutego w obecności króla poseł Dębski zaczął pytać dlaczego obniżono wartość monety i dlaczego nie dokończono zwycięstwa pod Beresteczkiem. W pewnym momencie przerwał mu poseł Obuchowicz, podszedł do niego i rzekł, aby zbyt usilnie nie pytał o kwestię ukraińską i bitwę pod Beresteczkiem, gdyż jak dodał: "Żeby na nas samych winy nie złożono i wstydem nas nie oblano" (doskonale bowiem wiedział że to głównie przez niechęć szlachty do dalszego wojowania i chęć powrotu do domów była powodem przetrwania Chmielnickiego). 10 lutego głos zabrał sam Obuchowicz, który twierdził że nie ma nic szpetniejszego, niż zwycięstwo odniesione w wojnie domowej i wręcz dziękował Bogu, że ten nie pozwolił im odnieść pełnego zwycięstwa nad "braćmi". Później była batalia o obniżenie wartości monety, co stwierdzono że stało się to za radą Senatu, ale gdy posłowie udali się do króla, aby im odczytano konsulta senatorskie w tej sprawie, nie uczyniono tego, a odczytano im jedynie konsulta litewskie - które mówiły o czym innym, co jeszcze bardziej wzburzyło posłów. Tymczasem 14 lutego przyszła do Warszawy wiadomość, że Trybunał piotrkowski (który rozpatrywał m.in. sprawę rozwodu Radziejowskiego z Elżbietą ze Słuszków), uniewinnił go wszelkich zarzucanych mu czynów i zrehabilitował (tylko że jego majątek już podzielono, bo od tego zaczęto obrady Sejmu, pomimo sprzeciwu frakcji którą wymieniłem wyżej 🤭). Radziejowski miał na dworze wielu wpływowych przyjaciół, w tym samą królową Ludwikę Marię, która prosiła męża aby ułaskawił Hieronima i przywrócił mu odebrane urzędy i majątek. Król był jednak uparty. 15 lutego przyprowadzono więc na Sejm dwóch małych chłopców, synów Radziejowskiego (Stanisława i Michała), domagając się dla nich sprawiedliwości. Wspierający Radziejowskiego Zamoyski, rzekł wówczas: "Wolę gdzieś indziej na zsyłce zostawać, niż w wolnym królestwie niewolę cierpieć". Wszystko przyjęło ponownie teatralny i emocjonalny charakter, gdy dwaj synowie Radziejowskiego na kolanach, płacząc żewnie, błagali króla i posłów o łaskę dla siebie i dla ojca. Powstał swoisty pat prawny, bowiem gdyby Izba poselska wsparła Trybunał krajowy (czyli ten który w Piotrkowie wydał wyrok w sprawie Radziejowskiego), doszłoby do konfuzji sądownictwa i cały kraj stałby się widownią konfliktu króla z sądem najwyższym, a tego tylko brakowało, mając nierozwiązaną kwestią kozacką i niebezpieczeństwo tatarskie - wciąż czyhające na południowo-wschodnich rubieżach kraju. 




Aby temu zapobiec - pomimo błagań młodych Radziejowskich - poseł Obuchowicz stwierdził, że wyrok Trybunału jest nieważny, a to z tego względu, iż dekret marszałkowski wydany w sprawie konfiskaty dóbr Radziejowskiego, stanął za radą Senatu. Stało się wówczas coś, czego się nikt nie spodziewał, a mianowicie prawie cała sala (wyłączywszy kilkunastu posłów wspierających Radziejowskiego) gremialnie krzyknęła że wyrok Trybunału jest nieważny, ponieważ dekret marszałkowski wydany został za radą Senatu. Król miał więc rozwiązane ręce, a jednocześnie problem z Radziejowskim z głowy, gdyż wszystko spadło teraz na Senat. Kolejne dni upływały na wzajemnych swarach odnośnie Radziejowskiego, kwestii obniżenia wartości monety i tego kto temu realnie zawinił, zakończenia wojny z Kozakami na Ukrainie (ten temat był bardzo krótko rozpatrywany), oraz wysłania poselstw przez króla do Szwecji i do Moskwy, bez wiedzy i zgody stanu rycerskiego (czyli szlachty). 29 lutego na Sejm przybyli posłowie kozaccy wysłani przez Chmielnickiego. Przywieźli królowi w podarunku 12 koni tureckich w bogatym oporządzeniu, a także prośbę do Sejmu o zatwierdzenie układów białocerkiewnych. 3 marca zaś na audiencji przed Senatem wystąpili posłowie moskiewscy, którzy domagali się sprawiedliwości w imieniu cara Aleksego, odnośnie tytułu carskiego (który wielu w Rzeczpospolitej pomijało, nazywając Aleksego kniaziem) domagali się więc ich surowego ukarania. Rzeczywiście, w Rzeczpospolitej w 1637 r. wprowadzono prawo odnośnie tytułu carskiego, którego miano przestrzegać w tytulaturze, ale jak to w Rzeczpospolitej wolność najważniejsza (w przeciwieństwie do Rosji,  gdzie wola cara była prawem). Trzej rosyjscy posłowie którzy przybyli na Sejm (i którzy doskonale znali język polski, jeden nawet mówił po łacinie i po francusku) grozili wojną w przypadku niespełnienia żądania ukarania sprawców "obrazy carskiej". Większa część tych, których Moskale oskarżali, już nie żyła, gros spraw dotyczył też kwestii sprzed roku 1637, tych więc król natychmiast uniewinnił (mimo sprzeciwu moskiewskich posłów). Tych zaś, którzy uwłaczyli carowi po wydaniu prawa odnośnie tytulatury, król polecił słać posłów do Moskwy, aby tam przepraszali. Na taki werdykt Moskale zareagowali żądaniem... zwrotu Smoleńska i innych twierdz siwierskich, a następnie złożyli protest przed Senatem na decyzję królewską - odjechali z niczym.

Wojna na Ukrainie nie została rozwiązana, groziło niebezpieczeństwo ze strony Moskwy i Tatarów, a posłowie na Sejmie nie chcieli słyszeć o obronie i nowych podatkach. Osłabieni już, znudzeni i znużeni toczącymi się od ponad miesiąca swarami sejmowymi, nie byli w stanie ustąpić nawet na krok w swych zamierzeniach, a jednocześnie nie chcieli podejmować tematu obrony Rzeczpospolitej. Kolejne marcowe dni mijały więc bezowocnie. Sejm miał się zakończyć dnia 8 marca i większość posłów oczekiwała tego dnia z niecierpliwością (tak naprawdę Sejm w ogóle się jeszcze nie zaczął, gdyż nie zapadły na nim żadne decyzje, a już musiał się kończyć 🙆). Mimo to król nie tracił nadziei że w ostatnich dniach, a być może ostatniego dnia uda się wymóc na posłach pieniądze na wojsko (tak bowiem często się działo, stronnictwo dworskie do ostatnich dni czekało z najważniejszymi kwestiami, po to, aby rzutem na taśmę przegłosować najważniejsze dla Ojczyzny sprawy), tym razem jednak stało się inaczej. 6 marca miało bowiem miejsce pewne wydarzenie, a mianowicie jadący ulicą Piwną w stronę Zamku hetman polny litewski Janusz Radziwiłł, tuż przy gospodzie Działyńskich, wszczął kłótnię z przedstawicielem tego rodu - starostą pokrzywnickim. Przed gospodą stała bowiem kareta Działyńskiego i tamowała przejazd licznej kawalkadzie hetmana. Najpierw znieważył woźnicę starosty, a gdy sam hetman wychylił się przez okno swej karety i krzyknął do swych ludzi: "Bij!", natychmiast wypadła czeladź, która zabiła dwóch hajduków Działyńskiego a woźnicę poraniła. Z gospody wybiegli więc ludzie Działyńskiego z pałaszami. Gwardia hetmana - którą dowodził pułkownik Komorowski - podjęła walkę i zwyciężyła, kładąc trupem wielu ludzi Działyńskiego. Na drugi dzień ta sprawa stanęła przed Sejmem, a ponieważ pojawiły się nowe frakcje w tej sprawie i kolejne kłótnie, król wniósł o przedłużenie obrad sejmowych. Zgodzono się uczynić to tylko o jeden dzień, do 9 marca. Tego dnia król wystąpił Z żądaniem nowych podatków. To była jak czerwona płachta na byka dla i tak już wzajemnie skłóconych i mocno zmęczonych posłów. Zaczęły się nowe spory o to, kto ile ma zapłacić i czy w ogóle płacić - pomiędzy województwami. Wreszcie nastała noc taka, że ani król, ani posłowie już się nie odróżniali (a prawo zabraniało wnosić światła do sali sejmowej), nie przedłużono też obrad na dzień jutrzejszy, a minęła godzina 23:00. Zaczęto więc domagać się aby Sejm zezwolił na przedłużenie obrad na następny dzień - jedni posłowie byli za, inni przeciw, niewielu zaś początkowo słyszało głos jednego z posłów, który krzyczał: "Nie pozwalam na prelongację". Wreszcie żądanie to doniesiono marszałkowi Sejmu, twierdząc że jeżeli jeden poseł sprzeciwił się przedłużeniu obrad, to należy zaakceptować i większość posłów zaczęła wychodzić z sali.




Stronnicy królewscy zaczęli ich powstrzymywać, próbując z powrotem przyprowadzić na salę, ale stwierdzono że to przecież Siciński złożył weto, więc tylko on może je odwołać. Poczęto więc go szukać, i padały pytania: "Gdzie jest Siciński?", nigdzie nie można go było znaleźć. A jego nie było już na sali sejmowej. W owym gwarze który zaistniał, opuścił miejsce obrad i przeprawił się na Pragę. Ponieważ posła z Upity nigdzie nie można było znaleźć, zaczęto radzić czy jeden poseł może zadecydować o sprzeciwie na przedłużenie obrad sejmowych, czy też nie. Jedni byli za, drudzy przeciw i tak minęła godzina 00:00 w nocy 10 marca 1652 r. Zmęczeni posłowie stwierdzili tylko że rankiem należy przyprowadzić Sicińskiego przed obrady Sejmu i "przekonać" go do zmiany decyzji. 10 marca przypadała niedziela, która upłynęła na próbach przekonania Sicińskiego do powrotu na Sejm. On sam zresztą deklarował że wróci i wycofa swój sprzeciw, ale nocą, z niedzieli na poniedziałek wyjechał z Warszawy, a wraz z nim wszyscy jego towarzysze. 11 marca rano, gdy za wezwano Sicińskiego do laski marszałkowskiej, a jego nie było, marszałek Sejmu Andrzej Maksymilian Fredro udał się do tronu, przepraszając króla za to, że nic nie udało się uchwalić na tym sejmie, a jednocześnie że Sejm musi zakończyć obrady. Niektórzy protestowali, ale nie było wyjścia. Jeden z posłów krzyknął wówczas do nieobecnego Sicińskiego: "Bodajś z piekła nie wyszedł, któryś zrządził takie nieszczęście", a reszta z sali odpowiedziała: "Amen!" Sejm został zerwany.


"UPIÓR z UPITY"
MUMIA WŁADYSŁAWA SICIŃSKIEGO 



CDN.

czwartek, 3 kwietnia 2025

UMIESZ LICZYĆ, LICZ NA SIEBIE - Cz. II!

CZYLI O TYM, JAK POMAGALI NAM W WALCE Z BOLSZEWICKIM NAJAZDEM ZACHODNI SOJUSZNICY W ROKU 1920


PIŁSUDSKI POD WILNEM 



 Koniec I Wojny Światowej, wybuch rewolucji bolszewickiej w Rosji, klęska Państw Centralnych (szczególnie zaś Niemiec), a co za tym idzie likwidacja niemieckiego Frontu Wschodniego Ober-Ostu, spowodowała, że zarówno odradzające się państwo polskie, jak i Rosja bolszewików, zaczęły przejmować tereny, które wcześniej albo zajmowali Niemcy, albo też narody odradzające się do niepodległego życia (takie jak Ukraińcy, Łotysze, Estończycy, Finowie czy Litwini). Polska szła z Zachodu na Wschód, Rosja bolszewicka ze Wschodu na Zachód, w tej sytuacji konfrontacja była nieunikniona. I rzeczywiście, do pierwszego starcia w wojnie polsko-bolszewickiej doszło już w styczniu 1919 r. (20 stycznia kawaleria majora Władysława Dąbrowskiego rozbiła w Różanie nad Zelwianką bolszewicki garnizon. 3 lutego polskie formacje ochotnicze stoczyły zwycięskie walki z oddziałami bolszewickimi w okolicach Prużan, 11 lutego grupa gen. Listowskiego zajęła Małoryty i Mokran, 12 lutego po walce z bolszewikami Wojsko Polskie wkroczyło do Kobrynia, 14 lutego batalion kapitana Mienickiego dotarł do Berezy Kartuskiej na Polesiu. Tego też dnia miało miejsce zwycięskie dla Polaków starcie pod Mostami nad Niemnem itd.). W kolejnych dniach i miesiącach Polacy zajmowali coraz większe tereny na Wschodzie, wypierając stamtąd formacje bolszewickie, które jednocześnie toczyły w tym czasie zażarte walki z rosyjską Armią Denikina i Kołczaka, zarówno na wschodzie Rosji, jaki na południu. Jednak należy pamiętać, że Lenin już 12 stycznia 1919 r. nakazał rozpocząć Armii Czerwonej tzw. "Operację Wisła", czyli marsz na Zachód w celu wsparcia rewolucji komunistycznej w Niemczech (rozkaz wydał jednak komandarm Miasznikow). Był to nie tylko atak na Polskę, ile na Europę. Pomimo tych początkowych starć, tak naprawdę ani Lenin, ani bolszewicy nie traktowali konfrontacji z Polską jako czegoś poważnego, ot, po prostu zwykłe starcia, które będzie można przekuć w sukces, gdy ostatecznie front bolszewicki ruszy pełną siłą na Zachód, na podbój Europy.


TERENY ZAJMOWANE PRZEZ WOJSKO POLSKIE I ARMIĘ CZERWONĄ 
NA PRZEŁOMIE 1918 i 1919 



Tymczasem takie miasta jak Słonim, Lida, czy ukochane miasto Naczelnika Państwa Józefa Piłsudskiego - Wilno, były w rękach  bolszewickich. Było to nie do zaakceptowania nie tylko dla Piłsudskiego, ale również dla ogromnej rzeszy Polaków, gdyż Wilno (choć było historyczną stolicą Litwy, to jednak realnie) było polskim miastem, zamieszkałym w ponad 60 % przez Polaków (dwadzieścia kilka procent stanowili Żydzi, Litwini zaś zaledwie kilka procent). Więc 16 kwietnia 1919 r. ruszyła (przygotowana przez Naczelnika Państwa) operacja wileńska, która 19 kwietnia zakończyła się zdobyciem Wilna (odznaczył się tutaj oddziału płk. Beliny-Prażmowskiego - twórcy polskiej kawalerii, który po prostu obszedł Sowietów z boku, wychodząc na ich tyły i zmuszając do panicznej ucieczki. Takie zagony polskiej kawalerii były dość częste w tej wojnie). Należy jednak pamiętać, że Piłsudski nie zdobywał wówczas Wilna dla Polski. To jest błąd w który wpada się z tego względu, że realnie miasto to weszło potem w skład Rzeczpospolitej. Ale Piłsudski myślał w tamtym czasie o Federacji polsko-litewsko-białoruskiej (na kształt dawnej Rzeczpospolitej), a Wilno miało być stolicą sfederowanej z Polską Litwy. Piłsudski dotarł do Wilna dopiero 21 kwietnia (choć na obrazie Ludomira Ślendzińskiego z 1927 r. pt: "Piłsudski pod Wilnem", jest On ukazany w otoczeniu swoich żołnierzy). Mieszkańcy Wilna niezwykle radośnie, wręcz entuzjastycznie powitali swego wybawiciela (tak opisywał to późniejszy marszałek, Edward Rydz-Śmigły: "Naczelny wódz przybył. Jedziemy konno od dworca, pod Ostrą Bramę do miasta. Tłumy śmiejące się, płaczące, rzucające kwiaty, dzieci wbiegające między konie, które denerwują się i ślizgają na nierównym bruku. Spojrzenia nabrzmiałe łzą i pieszczotą, gdyby mogli, rzucaliby serca pod kopyta końskie. Jesteśmy dla nich uosobieniem siły, polotu, dobroci, piękna - wszystko, co jest nasze, jest śliczne").


POWSTANIE FRONTU POLSKO-BOLSZEWICKIEGO 
STYCZEŃ-KWIECIEŃ 1919 



22 kwietnia (czyli dnia następnego po swym przyjeździe do miasta) Naczelnik Państwa Józef Piłsudski wydał odezwę do mieszkańców "byłego Wielkiego Księstwa Litewskiego", w której deklarując, iż od stu kilkudziesięciu lat kraj ten nie zna swobody, ("na tej ziemi, jakby przez Boga zapomnianej, musi zapanować swoboda" - jak brzmiały słowa odezwę - "Wojsko Polskie niesie wam wszystkim wolności i swobodę. Chcę dać wam możność rozwiązania spraw wewnętrznych, narodowościowych i wyznaniowych tak, jak sami sobie tego życzyć będziecie". Odezwę wydrukowano w językach: polskim, litewskim, białoruskim i żydowskim, celowo zaś pominięto rosyjski). Nie wprowadzono więc zarządu wojskowego, lecz cywilny. Miano też przygotować się do wyborów swych przedstawicieli (oczywiście w wyborach mogły wziąć udział również kobiety). To były piękne dni spędzone w Wilnie, a 26 kwietnia o godzinie 21:00 mieszkańcy miasta przygotowali dla Piłsudskiego "Wieczór hołdu" w Sali Miejskiej przy ul. Ostrobramskiej, przygotowany przez Ferdynanda Ruszczyca. Tak opisywał to wydarzenie, obecny wówczas na sali Władysław Zahorski: "Wieczorem w sali miejskiej odbył się raut na cześć Piłsudskiego. (...) O godzinie 20:00 sala przybrana w barwy narodowe była zapełniona przez publiczność. Przez środek dziewczynki i chłopcy tworzyli szpaler. Na gustownie przybranej estradzie, na tle chorągwi polskiej z Orłem i Pogonią, i portretem naczelnika, oczekiwał chór dziewcząt w strojach ludowych. (...) Przemawiali burmistrz, biskup i inni, po czym chór dziewczynek odśpiewał "Boże coś Polskę", "Rotę" i inne pieśni. W czasie tej uroczystości naczelnikowi ofiarowano klucze Wilna pomysłu Ruszczyca - w postaci rysunku wykonanego przez artystę" (do rysunku dołączony był napis wykonany także przez Ruszczyca, a brzmiał on: "Ziemia ojczysta, kraj, który Cię wydał, składa Ci dziękczynienie serc braci Twoich za to, żeś przyszedł wybawić ich z mroków wiekowej niewoli, że zwycięskim swym mieczem rozcinasz to pasmo udręczeń, żeś podniósł wieko trumny, którym byliśmy przywaleni i do nowego przywołujesz nas życia. Przyszedłeś w chwili, kiedy cierpienia nasze doszły do szczytu. W tym dniu Zmartwychwstania wskrzesiłeś hasła nieskalane ojców naszych. W imię tej najdroższej spuścizny przywołujesz ludy zamieszkujące tę ziemię do tworzenia wspólnej rodziny, dołączenia się wolnych z wolnymi. Szczytne przymierze miłości, przed pół tysiącem lat w Horodle zawarte (1413), ofiarą krwi żołnierza polskiego zostało na nowo przypieczętowane. Chcielibyśmy w uścisku bratnim wylać bezmiar uczucia naszego dla poświęcenia i męstwa wybawców naszych. Błogosławiąc imię Polski, błogosławiąc zwiastunów nowego życia w nierozerwalnym związku braterstwa i wolności, pragniemy złożyć Tobie, Wodzu i Opiekunie nasz, wiadomy znak cudu, który się stał. W stolicy Jagiellonów, której bramy Ci się otwarły, przyjm te klucze, a z nimi klucze serc naszych". Wręczenie Piłsudskiemu srebrnych kluczy do miasta, nastąpiło dopiero 18 kwietnia 1922 r.


OPERACJA WILEŃSKA 
KWIECIEŃ-MAJ 1919 



27 kwietnia 1919 r. odbyła się msza dziękczynna pod Ostrą Bramą i obrazem Najświętszej Maryi Panny. Tak widział to Tadeusz Święcicki: "Spojrzałem na Komendanta. Stał twarzą zwróconą do obrazu, oparty na szabli, nasrożony i... spod nasrożonych brwi ciężka łza spływała mu na wąsy. Śmigły za nim miał jakby jakiś nerwowy tik na twarzy. Twarz drgała i też łzy ciekły mu po twarzy. A Belina beczał po prostu jak smarkacz". Już 2 maja Józef Piłsudski udzielił wywiadu francuskiemu dziennikarzowi dla gazety: "Journal des Débats" w którym z całą stanowczością podkreślał, iż ludność powinna sama stanowić o swoim losie. Następnie mówił że Unia z samą Białorusią byłaby łatwiejsza, natomiast z Litwą sprawa jest trudna, choć wierzył że nie niemożliwa. Te poglądy przedstawił raz jeszcze 9 maja w rozmowie z amerykańskim posłem - Hughem Gibsonem. Tymczasem Wojsko Polskie konsekwentnie podążało w kierunku wschodnim, docierając do linii starych okopów niemieckich z I Wojny Światowej (7-10 maja 1919 r ), choć tam Wojsko musiało się zatrzymać i przegrupować na zachód, gdyż w tym właśnie czasie obawiano się niemieckiego ataku na Polskę, tym bardziej że Niemcy mobilizowali swoje wojska i wojna wisiała na ostrzu noża. Nie doszło do niej wówczas tylko dlatego - Niemcy bowiem byli zdeterminowani aby ostatecznie zniszczyć państwo polskie, jako przeszkodę, która odebrała im tereny z roku 1914, czyli ziemie pierwszego i drugiego zaboru pruskiego - że w naszej obronie zdecydowanie interweniowali Francuzi (oczywiście dyplomatycznie, ale to wówczas wystarczyło). Rzesza Niemiecka nie mogła bowiem sobie pozwolić na nową konfrontację z Francją (a być może również z Wielką Brytanią) i musiała zrezygnować z wojny z Polską (niemiecki plan minimum zakładał zajęcie Wielkopolski i Górnego Śląska, plan maksimum zaś, całkowitą eliminację państwa polskiego). Ostatecznie obawy ("dwa miesiące niepokoju") o wybuch wojny z Niemcami przekreślił Traktat Wersalski, podpisany 28 czerwca 1919 r. Na mocy którego Polska odzyskiwała pas Pomorza, a co za tym idzie również dostęp do morza (choć bez Gdańska - które stało się Wolnym Miastem).




1 lipca 1919 r. ruszyła kolejna polska ofensywa na Froncie Litewsko-Białoruskim, zakończona zdobyciem Wilejki (1 lipca) i Mołodeczna (4 lipca). Do 12 lipca wszystkie sowieckie kontrataki zostały rozbite i tereny te (będące w polskich rękach), zostały dodatkowo umocnione. Zaś na Froncie Poleskim ofensywa polska ruszyła 3 lipca. Posuwanie się po podmokłym, bagiennym terenie trwało dosyć długo, zatem Stolin zajęto dopiero 7 lipca, Łuniniec - 8 lipca, Dawidgródek - 9 lipca i Łachwę - 11 lipca. Teraz celem kolejnej polskiej ofensywy (która ruszyła 5 sierpnia) był Mińsk białoruski. W tym czasie Józef Piłsudski odbywał wiele rozmów z przedstawicielami białoruskich delegacji, na temat przyszłego stanu Unii odrodzonej Rzeczypospolitej, (zgadzano się w większości na granice z roku 1772, z tym że  na zasadzie federacyjnej - choć niektórzy białoruscy delegaci, jak Jan Łuckiewicz, Klaudiusz Duszewski czy Paweł Aleksiuk zgadzali się na przyłączenie całej Białorusi do Polski. Notabene te polsko brzmiące nazwiska doskonale pokazują, jak bardzo elity białoruskie były w tamtym czasie spolszczone). Po rozpoczęciu ofensywy 5 sierpnia 1919 r. ponownie nic nie było w stanie zatrzymać Polaków, a bolszewickie oddziały były szybko okrążane, rozbijane lub musiały zawczasu uciekać. Nieśwież zajęto 6 sierpnia, podobnie jak Słuck. 7 sierpnia Wojsko Polskie wkroczyło do Miru i Klecka, a 8 sierpnia 2 Dywizja Piechoty Legionów jako pierwsza wkroczyła do Mińska, a Sowieci na całym odcinku frontu rozpoczęli odwrót aż za Berezynę. Wojsko Polskie dotarło tam 20 sierpnia (północna Berezyna), 21 sierpnia obsadzono środkową Berezynę aż po Świsłocz. 28 sierpnia 1 Dywizja Strzelców Wielkopolskich wkroczyła do Bobrujska, 2 września osiągnięto linię Dźwiny na północy, 11 września wkroczono do Borysowa, a 22 września Polacy stali już na przedmieściach Połocka. Kontrofensywa sowiecka ruszyła w październiku 1919 r. ale szybko się załamała do grudnia 1919 r. praktycznie na północnym i środkowym odcinku frontu nic się nie zmieniło (choć Sowieci podejmowali kolejne natarcia, z tym że ich natężenie w listopadzie i grudniu było znacznie mniejsze niż to z października).



JÓZEF PIŁSUDSKI, EDWARD RYDZ-ŚMIGŁY I WŁADYSŁAW BELINA-PRAŻMOWSKI
POD OSTRĄ BRAMĄ W WILNIE 
(27 kwietnia 1919) 



Józef Piłsudski przybył do zdobytego Mińska dopiero 19 września i wziął udział w uroczystościach związanych z zajęciem miasta. Podobnie jak w Wilnie, również w Mińsku (który to też był polskim miastem, dokładnie nie pamiętam już proporcji ludnościowej, ale z tego co kojarzę, to było  ponad 50 parę procent Polaków mieszkających w Mińsku. Cała miejska elita, władze, oraz śmietanka towarzyska, lekarze, prawnicy, adwokaci, artyści praktycznie w 70 procentach byli Polakami, reszta zaś to Żydzi a miasto mówiło po polsku) mieszkańcy wylegli na ulice na powitanie Naczelnika Państwa. Odbyła się oczywiście msza w kościele, odprawiana przez biskupa Łozińskiego, natomiast w soborze prawosławnym Piłsudskiego przyjął arcybiskup Melchizedek. Po paradzie wojskowej odbyło się przyjęcie 44 delegacji w Domu Szlacheckim. Przemawiali tam przedstawiciele gmin muzułmańskiej i żydowskiej (prezes Narodowego Komitetu Białoruskiego - Aleksander Pruszyński wezwał nawet Piłsudskiego do wyzwolenia całej Białorusi, wraz z Mohylewem, Witebskiem i Smoleńskiem). Piłsudski deklarował szeroką autonomię Białorusi ("dar swobody"), żądał tylko jednego - lojalności wobec Rzeczpospolitej i to otrzymał.




Ale nim ruszyła sowiecka ofensywa na Polskę w lipcu 1920 r. Polska coraz dalej poszerzała swoje panowanie na Wschodzie, odradzając dawne tereny Rzeczpospolitej, jakby zapomniane i pokryte dużą warstwą kurzu. Wielu mieszkańców tej ziemi nie zapomniało tego, kim byli ich przodkowie i kim oni sami się czuli (a czuli się Rzeczpospolitanami, choć tak tego nie nazywali). W każdym razie wraz z postępami na północnym i środkowym odcinku frontu polsko-bolszewickiego, trwały również walki w Galicji Wschodniej z Ukraińcami, zakończone całkowitym zajęciem tej ziemi (o czym krótko opowiem również w kolejnej części, nim przejdę do głównego tematu, jako że będzie to również jeden z pretekstów "polskiego imperializmu", o jaki oskarżać nas będzie  brytyjski premier David Lloyd George).


JEDEN Z ODCINKÓW SERIALU
"WOJNA I MIŁOŚĆ 1920
Z ANGIELSKIM TŁUMACZENIEM



CDN.

środa, 2 kwietnia 2025

UMIESZ LICZYĆ, LICZ NA SIEBIE - Cz. I!

CZYLI O TYM, JAK POMAGALI NAM W WALCE Z BOLSZEWICKIM NAJAZDEM ZACHODNI SOJUSZNICY W ROKU 1920





"NIE MOŻE BYĆ WIĘKSZEJ NAUKI POGLĄDOWEJ TEGO, ŻE NA SOJUSZACH POLEGAĆ NIE WOLNO, A TYLKO NA WŁASNEJ SILE"

WŁADYSŁAW GRABSKI 
"IDEA POLSKI"
(1935)


JÓZEF PIŁSUDSKI 
W OTOCZENIU OFICERÓW 
WARSZAWA 
(Jesień 1920)



 Pamiętając wydarzenia roku 1939 (oczywiście "pamiętając" w cudzysłowie 😉), a także obecne wydarzenia toczącej się wojny na Ukrainie, spowodowały, że zacząłem się głębiej zastanawiać nad kwestią pomocy sojuszniczej państw zachodnich dla Polski w roku 1939, a co za tym idzie, doprowadziło mnie to do roku 1920 i tego, co się wówczas wyprawiało w stolicach takich jak Londyn i Paryż (częściowo również Waszyngton) odnośnie wsparcia militarnego czy nawet politycznego walczącej o przetrwanie (a jednocześnie o to, aby Europejczycy na Zachodzie mogli spokojnie wrócić do pokojowego życia po krwawej I Wojnie Światowej i nie musieć doświadczać bolszewickiego terroru) Polsce. Pomoc bowiem państw takich jak Wielka Brytania czy Francja w roku 1920 była... żadna! Mało tego, gdyby ta pomoc była żadna, to i tak byłoby wiele, ale oni wręcz rzucali nam kłody pod nogi, abyśmy się wywalili i żeby jak najszybciej porozumieć się z bolszewicką Rosją i Leninem. Pragnienie powrotu do rozmów z Moskwą, a co za tym idzie do zawarcia traktatu handlowego pomiędzy Wielką Brytanią (jak również Francją) a Związkiem Sowieckim (oczywiście kosztem wszystkich państw które stałyby temu na drodze, w tym Polski) była bardzo silna w Wielkiej Brytanii w tym czasie. Postaram się w tej właśnie serii tematycznej wyjaśnić jak do tego doszło, jak nas mamiono, a wręcz otwarcie... kazano się poddać.


"POLACY NIE TYLKO OKAZALI SIĘ SKRAJNIE GŁUPI, ALE TAKŻE ŚWIADOMIE ZLEKCEWAŻYLI RADY DAWANE IM PRZEZ ALIANTÓW"

PREMIER WIELKIEJ BRYTANII LIOYD GEORGE W ROZMOWIE Z MINISTREM SPRAW ZAGRANICZNYCH RZECZPOSPOLITEJ STANISŁAWEM PATKIEM
LONDYN 
(6 Lipca 1920)


Wręcz trudno uwierzyć w to, do czego dążono i jak bardzo polityka ta była oderwana od rzeczywistości. Większość członków brytyjsko-francuskiej Misji Międzysojuszniczej, wysłanej w końcu lipca 1920 r. do Warszawy (która miała przyjrzeć się polskim przygotowaniom do obrony i w ogóle możliwością tej obrony) była bardzo sceptyczna co do możliwości zatrzymania Armii Czerwonej przez Wojsko Polskie, a niektórzy (jak choćby zaufany człowiek brytyjskiego premiera Davida Lioyda George'a, sekretarz jego gabinetu - baron Maurice Hankey) szczerze nienawidzili Polski.


"... NIE CIERPIĘ POLAKÓW I GARDZĘ NIMI I ŻE NIE WIERZĘ, ABY W DŁUŻSZEJ PERSPEKTYWIE MOŻNA BYŁO ZROBIĆ COKOLWIEK, ŻEBY ICH URATOWAĆ, A WRESZCIE, ŻE WĄTPIĘ, ABY WARTO ICH BYŁO RATOWAĆ. (...) WEDŁUG MNIE, PRĘDZEJ CZY PÓŹNIEJ, WSPÓLNA GRANICA ROSJI Z NIEMCAMI JEST NIEUCHRONNA I ŻE MOIM ZDANIEM POWINNIŚMY ZORIENTOWAĆ NASZĄ POLITYKĘ, NA TO, IŻBY TO NIEMCY, A NIE POLSKĘ UCZYNIĆ MUREM POMIĘDZY WSCHODNIĄ A ZACHODNIĄ CYWILIZACJĄ"

MAURICE HANKEY
DZIENNIK
(17 Lipca 1920)



WŁODZIMIERZ LENIN NA PLACU CZERWONYM W MOSKWIE 
(Wiosna 1919) 



Polityków brytyjskich (a po części również francuskich) bardzo bolało, a wręcz przyprawiało o furię, że pomimo klęsk w lipcu 1920 r. i odwrotu Armii ze Wschodu, Polacy nie kapitulowali, nie prosili o zawieszenie broni, mało tego w Warszawie nie było widać oznak paniki, chociaż front bolszewicki bardzo szybko zbliżał się do stolicy Rzeczpospolitej. Sklepy były otwarte, nawet korty tenisowe były czynne (chociaż w tym czasie prawie nie było chętnych aby z nich skorzystać, gdyż ogromna część młodzieży, a także inteligenci, profesorowie uczelni, masowo zaciągali się albo bezpośrednio do Wojska, albo też do Armii Ochotniczej, którą dowodził gen. Józef Haller). Było to niezwykle dziwne dla dyplomatycznych przedstawicieli obcych państw, łącznie z członkami owej Misji Międzysojuszniczej.


"BRAK WSZELKIEJ PANIKI WŚRÓD SZEROKICH MAS LUDNOŚCI JEST WPROST NIEZWYKŁY"

LORD EDGAR VINCENT D"ABERNON
(Przewodniczący brytyjsko-francuskiej Misji Międzysojuszniczej w Polsce)
DZIENNIK 
(Sierpień 1920)


Również zmiana rządu i usunięcie nieradzącego sobie wybitnie wówczas Władysława Grabskiego, a powołanie rządu Obrony Narodowej z Wincentym Witosem na czele, bardzo wiele zmieniło w początkowo dosyć pesymistycznie nastawionym społeczeństwie i Wojsku (w swoim "Roku 1920" Marszałek Józef Piłsudski tak przedstawiał zachowanie gen. Stanisława Szeptyckiego, który wówczas nie radził sobie zarówno prywatnie, jak i z obowiązkami służbowymi i opisuje go tak: "... okazywał ogromny upadek ducha. (...) Na zebraniu kilku generałów u mnie, w Belwederze, oświadczył mi, że właściwie wojna jest przegrana i że sądzi, iż należy zawierać pokój za wszelką cenę"). Anegdota mówi, że rządowa limuzyna, która zawiozła do Wierzchosławic wysłanników Piłsudskiego, wiozących telegram dla Witosa, powołujący go na urząd premiera, zastała go na polu, gdy właśnie orał zagon pod łubin. Po odejściu od pługa i przeczytaniu wiadomości, Witos powiedział że czym prędzej uda się do Warszawy, ale najpierw musi dokończyć orkę. 24 lipca 1920 r. oficjalnie objął tekę premiera. Nowy rząd wystosował też apele do ludu polskiego, aby gremialnie pomogli chłopi w odparciu bolszewickiej nawały (dotąd bowiem do wojska zaciągali się głównie inteligencji i młodzież, natomiast chłopi robili co mogli aby uniknąć służby wojskowej. Zmieniło się to, po dosyć emocjonalnej przemowie Witosa do ludu:


"OD WAS, BRACIA WŁOŚCIANIE, ZALEŻY, CZY POLSKA BĘDZIE WOLNYM PAŃSTWEM LUDOWYM, W KTÓRYM LUD BĘDZIE RZĄDZIŁ I ŻYŁ SZCZĘŚLIWIE, CZY TEŻ STANIE SIĘ NIEWOLNIKIEM MOSKWY, CZY BĘDZIE SIĘ ROZWIJAĆ W WOLNOŚCI I DOBROBYCIE, CZY TEŻ BĘDZIE ZMUSZONA POD BATEM WŁADCÓW ROSJI PRACOWAĆ DLA NAJEŹDŹCÓW I ŻYWIĆ ICH SWOJĄ KRWIĄ I ZNOJEM. ZA TO, CZY PAŃSTWO NASZE OBRONIMY OD ZAGŁADY, SIEBIE OD JARZMA NIEWOLI, RODZINY NASZE OD NĘDZY, A CAŁE POKOLENIA NASZE OD HAŃBY, ZA TO MY, BRACIA WŁOŚCIANIE, ODPOWIEDZIALNOŚĆ PONIESIEMY I PONIEŚĆ MUSIMY"

WINCENTY WITOS 
"ODEZWA DO LUDU POLSKIEGO"
(6 Sierpnia 1920)



KOMUNIZM W PRAKTYCE 



Zofia Dąbska (żona polityka Polskiego Stronnictwa Ludowego Jana Dąbskiego) tak zanotowała słowa Witosa w swym pamiętniku: "Nie chcąc, jestem wzruszona. Zdaje mi się, że w tym głosie słyszę twardą, poważną mowę ludu polskiego, który długo się waha i zwodzi, ale, jak co postanowi, idzie krokiem twardym i niewzruszonym". Rzeczywiście, sytuacja zaczęła się zmieniać, niechętni dotąd wojaczce chłopi, masowo zaczęli zgłaszać się do wojska (no, może nie masowo, ale w ogromnej liczbie). A tymczasem brytyjscy oficjele z Misji Międzysojuszniczej też nie próżnowali:


"POLSKA JEST NIE DO UTRZYMANIA MIĘDZY NIEMCAMI A ROSJĄ. TRZEBA WYCOFAĆ SIĘ Z WSZELKIEJ ODPOWIEDZIALNOŚCI ZA JEJ LOS I ZOSTAWIĆ JEGO ROZSTRZYGNIĘCIE WIELKIM SĄSIADOM POLSKI"

MAURICE HANKEY 
(Raport do Londynu) 
(Koniec lipca 1920)


4 sierpnia 1920 r w Londynie premier Wielkiej Brytanii David Lloyd George uroczyście powitał sowiecką delegację na czele z Lwem Kamieniewem i Krasinem, deklarując, że jak będzie trzeba, to wymusi na Polakach zakończenie wojny i przyjęcie sowieckich warunków pokojowych, nawet jeśli doprowadziłoby to do wchłonięcia Polski przez sowiecką Rosję. Nie wszystkim jednak taka uległość wobec Sowietów się podobała. Marszałek polny sir Henry Wilson - szef Imperialnego Sztabu Generalnego, tak oto opisał wymuszone na nim przez premiera uczestnictwo w rozmowach z sowiecką delegacją:


"BYŁEM PRZERAŻONY SPOSOBEM, W JAKI L.G. (LIOYD GEORGE) MÓWIŁ O FRANCUZACH I ODNOSIŁ SIĘ DO NICH PRZED TYMI BANDZIORAMI. A TAKŻE TYM NIEMAL SŁUŻALCZYM NASTAWIENIEM, Z JAKIM ZABIEGAŁ O ROSYJSKIE INTERESY I BYŁ WROGI WOBEC POLAKÓW"

Sir HENRY WILSON
(4 Sierpnia 1920)



DRASTYCZNE ZDJĘCIE 
POLSKI OFICER NABITY NA PAL
PRZEZ BOLSZEWIKÓW 
(1920)



Polska w zamian za zawieszenie broni miała się zgodzić na redukcję swych sił zbrojnych do 50 000 żołnierzy, oraz wydanie Armii Czerwonej wszystkich zapasów broni (uzbrojenie to miało trafić na wyposażenie utworzonej w Polsce sowieckiej milicji ludowej). Polska miałaby się też zgodzić na swobodne przejazd wszelkich sowieckich transportów, co de facto likwidowało jakąkolwiek suwerenność, a nawet niepodległość kraju. Poza tym Kamieniew stwierdzał, że wschodnia granica Polski (jaka granica 🥴) będzie przebiegać na tzw. linii Curzona, czyli mniej więcej dzisiejszej wschodniej granicy naszego kraju z Białorusią i Ukrainą. Ale się nie udało, gdyż Lenin - zbyt pewny swego - ufny w zapewnienia Tuchaczewskiego że Warszawa lada dzień padnie, odrzucał wszelkie proponowane mu coraz bardziej żałośnie, w upokarzającej formie prośby Lioyda George'a o zatrzymanie się Armii Czerwonej na linii Curzona, a wówczas Polacy będą zmuszeni podpisać kapitulację i nowy pokój narzucony przez Moskwę. Gdyby na to poszedł (a zastanawiał się nad tym kilka dni), nasza sytuacja byłaby tragiczna. Stalibyśmy się marionetkowym państewkiem, które wcześniej czy później zostałoby wchłonięte przez Związek Sowiecki. To właśnie pycha i pewność siebie Lenina, ocaliła naszą niepodległość, gdyż w Bitwie Warszawskiej Sowieci dostali takiego łupnia, że nie wiedzieli gdzie uciekać. Cztery armie sowieckie (które już widziały się nie tylko w Warszawie, ale również w Berlinie, a zapewne i w Paryżu, Rzymie czy Madrycie) zostały praktycznie unicestwione. Tak opisywał to wydarzenie młody francuski oficer, członek Misji Międzysojuszniczej - Charles de Gaulle: 


"OFENSYWA ROZPOCZĘŁA SIĘ ŚWIETNIE. GRUPA MANEWROWA, KTÓRĄ DOWODZIŁ SZEF PAŃSTWA, PIŁSUDSKI (...) SZYBKO PRZESUWA SIĘ NA PÓŁNOC. NIEPRZYJACIEL, CAŁKOWICIE ZASKOCZONY WIDOKIEM POLAKÓW NA SWOIM LEWYM SKRZYDLE, O KTÓRYCH MYŚLAŁ, ŻE SĄ W STANIE ROZKŁADU, NIGDZIE NIE STAWIA POWAŻNEGO OPORU, UCIEKA W ROZSYPCE NA WSZYSTKIE STRONY ALBO PODDAJE SIĘ CAŁYMI ODDZIAŁAMI (...) ACH, CÓŻ TO BYŁO ZA PIĘKNE POSUNIĘCIE! NASI POLACY JAK GDYBY PRZYPIĘLI SKRZYDŁA, ABY JE WYKONAĆ; CI SAMI ŻOŁNIERZE, PRZED TYGODNIEM WYCZERPANI FIZYCZNIE I MORALNIE, BIEGNĄ NAPRZÓD, POKONUJĄC DZIENNIE 40-KILOMETROWE ETAPY. DROGI ZAWALONE SĄ GRUPAMI JEŃCÓW W OPŁAKANYM STANIE I RZĘDAMI PODWODÓW ZABRANYCH BOLSZEWIKOM"

CHARLES DE GAULLE 
DZIENNIK 
(17 Sierpnia 1920)





A Bitwa Warszawska była tylko pierwszym ciosem wymierzonym w bolszewickiego gada. Dobicie "czerwońców" nastąpiło dopiero w Operacji Niemeńskiej z września 1920 r. Po czym ponownie Wojsko Polskie odzyskiwało dawne ziemie Rzeczypospolitej, wkraczając chociażby do Mińska (dzisiejszej stolicy Białorusi). Lenin wiedział już że tej wojny nie wygra, poprosił więc o pokój. Potem rozpoczęły się rozmowy pokojowe w Rydze i grupa głupich, ludowo-narodowych posłów zgodziła się na żałosne granice, takie jakie mieliśmy w II Rzeczpospolitej, które to granice były dla nas zabójcze, gdyż brak kordonu sanitarnego w postaci niepodległych państw Ukrainy i Białorusi (połączonych z Polską sojuszem militarnym i politycznym), był tak naprawdę dla nas wyrokiem śmierci, który nadszedł 20 lat później, w roku 1939. Ale to już zupełnie inna historia. 





PS: W kolejnej części (zapewne w dniu jutrzejszym) przedstawię jak to wyglądało krok po kroku, mniej więcej od grudnia 1919 r. Pojawią się też dokładne mapy linii frontu, najważniejszych bitew i operacji roku 1920. Tak cholernie teraz brakuje mi wolnego czasu na pewne osobiste przyjemnostki (takie właśnie jak ten temat), ale postaram się zmobilizować. 😉




CDN.

niedziela, 30 marca 2025

ZJEDNOCZENIE PRUS I INFLANT Z POLSKĄ - Cz. XVIII

POCZĄWSZY OD PIERWSZEGO SPORU POLSKO-KRZYŻACKIEGO (1309-1310), AŻ PO WŁĄCZENIE INFLANT DO RZECZPOSPOLITEJ (1558-1561)





KONRAD I MAZOWIECKI 
Cz. XVIII
(RETROSPEKCJA)





 Wracając ze swej rzymskiej pielgrzymki, władca Wessexu - Æthelwulf zatrzymał się jeszcze na frankijskim dworze Karola II Łysego. Ten ponownie powitał go bardzo serdecznie i od razu zaproponował małżeństwo ze swą 13-letnią córką Judytą, na co (dobiegający pięćdziesiątki) Æthelwulf ochoczo wyraził zgodę. Jeszcze w Paryżu została ona koronowana (855 r.) na królową Wessexu (i to pomimo faktu posiadania złych doświadczeń kobiecych rządów w królestwie, z małżonką króla Beorhtrika - Eadburh - o której pisałem w poprzednich częściach). Æthelwulf był jednak zafascynowany swą młodą żoną i to do tego stopnia, że po powrocie do kraju, pozwolił jej siedzieć obok siebie na tronie, co wywołało niechęć, szczególnie wśród jego synów z pierwszego małżeństwa. Szczególnie silnie zaprotestował jego syn, który pod nieobecność ojca pełnił funkcję regenta w królestwie Wessexu- Ethelbald. Był on co najmniej o kilka lat starszy od swojej nowej macochy i nie uśmiechało mu się tolerować kobiety, która mogła sprowadzić na świat ewentualnego syna, a co za tym idzie kolejnego rywala w walce o tron królestwa. Wsparł go w tym energiczny biskup Ealhstan i pewien ealdorman z Somerset. Wydawało się że ze sprzeciwu tego zrodzi się jawny bunt syna przeciwko ojcu (zresztą takowy powoli dojrzewał i otoczenie króla Æthelwulfa bacznie się temu przyglądało, nawołując władcę by ostatecznie poskromił ambitnego potomka i odebrał mu wszelkie możliwości dalszego podburzania poddanych przeciwko prawowitemu królowi). Æthelwulf jednak nie zamierzał nic robić. Jednocześnie korzystał z uroków w swej młodej żony w alkowie, z drugiej zaś strony nie chciał karać syna, dlatego też zaproponował ugodę. Wiosną 856 r. podzielił swe królestwo na dwie części: zachodnią część (wraz z podbitą Kornwalią), przekazał Ealhstanowi, wschodnią zaś (wraz z miastem Winchester) pozostawił sobie i swej młodej żonie, jednocześnie czyniąc Ealhstana swym następcą (w tym też czasie pisał testament, który miał oddawać sprawiedliwość wszystkim jego synom). Takie warunki ugody młody człowiek zaakceptował i zgodził się na podział królestwa.




A tymczasem Karol Łysy w Królestwie Zachodniofrankijskim ponownie miał kłopoty. Co prawda zdołał wydać swą córkę Judytę za mąż za potężnego władcę Brytanii z Wessexu, a jednocześnie zaręczył swego 10-letniego syna Ludwika, z córką władcy Bretanii - Erispoë (jest to nazwa króla Bretanii, a nie jego córki, co może wydawać się mylące), mimo to nie miał powodów do zadowolenia. Jego najstarszy syn Ludwik, (który jednocześnie miał zostać jego następcą), jąkał się, co nie przysparzało mu szacunku i atencji nie tylko poddanych, ale nawet dworaków. Był też słaby fizycznie i bardzo chorowity i choć był jeszcze chłopcem i ojciec starał się wychować syna na dobrego króla i wojownika, to jednak nie udawała mu się ta sztuka. A jego bracia wcale nie być lepsi. Młodsi od Ludwika zaledwie o kilkanaście miesięcy: 9-letni Karol zwany "Dziecięciem" był chory umysłowo, natomiast jego brat, 8-letni Lotar od młodości był sparaliżowany. Ludwik był więc jedyną nadzieją Karola na utrwalenie swego dziedzictwa w kraju Zachodnich Franków, a nie było to wcale łatwe. Największy problem był bowiem z Akwitanią, która wciąż się buntowała. Po spacyfikowaniu i umieszczeniu w klasztorach swych bratanków Pepina i Karola, wydawało się że Akwitania wreszcie zaakceptuje rządy Karola Łysego, ale okazało się to mrzonką. Tym bardziej że w roku 854 po najeździe na Akwitanię syna Ludwika Niemca (władcę Wschodnich Franków) Ludwika Młodszego, Karol nakazał wypuścić Pepina z klasztoru, aby przeciągnąć Akwitańczyków na jego stronę. I to się udało, przerażony rosnącym poparciem Pepina Ludwik Młodszy wycofał się z Akwitanii i wrócił do domeny swego ojca, ale Pepin nie zamierzał już powracać do klasztoru. Nie chciał być marionetką w rękach swego wuja, ponownie zamierzał bowiem zawalczyć o władzę w domenie przyznanej przez dziadka (Ludwika I Pobożnego) swemu ojcu - Pepinowi Akwitańskiemu. Karol nie zamierzał jednak tolerować tej niesubordynacji i jesienią 855 r. ponownie uderzył na Akwitanię, zajął ją i wypędził stamtąd swego bratanka, a dodatkowo w Limoges kazał namaścić na wicekróla Akwitanii swego syna - Karola Dziecię, co spotkało się ze sprzeciwem mieszkańców tej ziemi. Nie chcieli oni bowiem nie tylko mieć jako swego pana, dziecka, które uważane było za niespełna rozumu, ale przede wszystkim nie podobały im się rządy Karola, którego uważali za tyrana, okrutnika i tchórza. Pozostali więc wierni zbiegłemu do Bretanii Pepinowi.

A tymczasem dobiegał kres życia najstarszego z braci - Lotara, który coraz mniej zajęty sprawami doczesnymi, coraz bardziej skupiał się ku religii i zbawieniu duszy (jedyną jego pasją tak naprawdę było jeszcze dzielenie łoża z jego dwoma nałożnicami, ale nie istnieją żadne przekazy czy cokolwiek zdołał jeszcze zdziałać jako mężczyzna, czy też służyły mu one po prostu za "poduszki do snu", tak jak staremu królowi Izraela - Dawidowi, któremu jego żona Batszeba sprowadzała na starość młode dziewice, które miały jedynie grzać jej męża w nocy, "aby nie zmarzł"). Lotara nie interesowały już konflikty pomiędzy braćmi, walka o koronę i zjednoczenie Cesarstwa, interesowało go już tylko jedno - oddanie się Bogu. W tym celu wspierał klasztor w Prüm, leżący na południu gór Eifel. Założony został jeszcze w czasach Merowingów, a dokument fundacyjny klasztoru pochodzi z roku 721, zaś jego fundatorką była frankijska szlachcianka o imieniu Bertrada. Prowadząc bowiem dosyć "swobodne" życie (co było mimo wszystko trudne dla kobiet w tamtych czasach, aczkolwiek wszystko też zależało od pozycji społecznej i posiadanego majątku) Bertrada założyła klasztor w Prüm, gdzie jak stwierdzała w akcie fundacyjnym: miano dzień i noc błagać Boga o odpuszczenie jej grzechów (swoją drogą co mieli powiedzieć zwykli ludzie, których nie stać było na takie fundacje?). We wrześniu 855 r. (dokładnie na tydzień przed swą śmiercią) cesarz Lotar zrezygnował z korony (oddając ją w ręce swego najstarszego syna - Ludwika II, władającego wówczas Italią) i usunął się jako zwykły mnich właśnie do klasztoru w Prüm. Zmarł tam 29 września 855 r. w wieku lat 60). Jego szczątki zostały ponownie odkryte w roku 1721 i przeniesione do dwóch osobnych relikwiarzy, a w roku 1878 cesarz Niemiec i król Prus (notabene jako ciekawostkę dodam, że gardził on tytułem cesarza Niemiec i znacznie wyżej cenił swoją pruską koronę, jako dziedziczną) Wilhelm I, ufundował Lotarowi marmurowy sarkofag. Natomiast rezygnacja z władzy i wstąpienie do klasztoru Lotara, stworzało potem okazję do powstania różnych opowieści, które sprowadzały się do twierdzenia iż o jego duszę walczyły anioły i demony, i ostatecznie anioły zwyciężyły. Jego syn i następca Ludwik II, nakazał wykonać dla ojca cenny, wykładany kamieniami szlachetnymi krzyż zwany potem "Krzyżem Lotara"), który na przedniej swej stronie miał gemmę z podobizną cesarza Augusta, a na tylnej ukrzyżowanego Chrystusa w aureoli.




Lotar w testamencie, podzielił domenę (nad którą sprawował władzę po traktacie w Verdun w 843 r.) pomiędzy swych trzech synów. Ludwik II otrzymał tytuł cesarski (z czym nie zgadzali się jego wujowie: Ludwik II Niemiec i Karol II Łysy, choć koronowany został w Rzymie już w 850 r. - o czym pisałem) oraz władzę nad Italią. Jego młodszy brat - Lotar II przejął Fryzję i część Austrazji (czyli Lotaryngię), a Karol stał się władcą Prowansji i Burgundii. Podział ten wprowadził (jak zawsze) wzajemne niesnaski pomiędzy rodzeństwem, szczególnie zaś dwaj starsi synowie Lotara, dążyli do pozbawienia najmłodszego z braci jego burgundzkiego królestwa, tym bardziej że Karol miał wówczas zaledwie 10 lat, więc starsi bracia chcieli umieścić go w klasztorze, a jego ziemie podzielić pomiędzy siebie. Nie udało im się to tylko dlatego, że możni burgundzcy (którzy pragnęli autonomii), sprzeciwili się temu otwarcie. Ale to nie Karol był w tym czasie na językach całej ówczesnej zachodniej społeczności chrześcijańskiej, tylko jego starszy brat Lotar II, który zamierzał rozwieść się z niedawno co poślubioną (855 r.) żoną - Teutbergą, córkę hrabiego Genewy - Bosona i siostrę opata Huberta z klasztoru świętego Maurycego w Valais. Małżeństwo z Teutbergą było czysto polityczne, wymuszone przez ojca, Lotar bowiem nie kochał jej, a gdy okazało się że nie może zajść w ciążę, zapragnął czym prędzej się jej pozbyć. Tym bardziej że miał już miłość swojego życia - Waldradę (która nie była zwykłą nałożnicą, ani też służebną dziewką, a dostojną damą), dała mu ona syna - Hugona (urodzonego jeszcze w 855 r.) i darzył ją prawdziwym uczuciem. Ale czasy, gdy jego pradziad Karol Wielki, mógł swobodnie oddalać swoje małżonki i poślubiać kolejne - już minęły, teraz bez zgody papieża oddalenie małżonki, czy też wzięcie z nią rozwodu nie było już możliwe. Co prawda Lotar argumentował że Teutberga jest bezpłodna, ale ona sama podważała te słowa, mówiąc że mąż nie odwiedzał jej w alkowie, tylko chodził do kochanki, a ona wciąż jest dziewicą, nie może więc być bezpłodna. Możni królestwa poparli Teutbergę w tym sporze. Na razie jednak spór ten musiał zostać odłożony, a Lotar przez kolejne lata całkowicie zaniedbywał swą małżonkę, spędzając czas praktycznie tylko w towarzystwie Waldrady i swego synka, którego pragnął uczynić następcą. Teutberga spędzała zaś samotne noce, ale nie zamierzała się poddawać i postanowiła zawalczyć o prawo do bycia żoną i królową u boku Lotara II.

Tymczasem rządy Karola Łysego w Akwitanii znów zaczęły się chwiać, tym bardziej, gdy z Bretanii powrócił książę Pepin i już wiosną 856 r. ponownie odzyskał cały kraj. Wszystko znów zaczęło się sypać. To, co z takim poświęceniem udało się wywalczyć, nagle zamieniało się w perzynę i znów trzeba było podejmować kolejne wyprawy w celu przywrócenia status quo. 1 marca 856 r. w St. Quentin Karol Łysy spotkał się ze swym bratankiem Lotarem II i zawiązano tam wzajemny sojusz wymierzony nie tylko przeciwko Pepinowi Akwitańskiemu, ale również (a może przede wszystkim) przeciw Ludwikowi Niemcowi i cesarzowi Ludwikowi II (Karola z Burgundii pomijano jako najmłodszego, gdyż nie widziano w nim realnego konkurenta w walce o władzę i przewodzenie zachodniemu Cesarstwu). Warto w tym miejscu słów parę powiedzieć o synach zmarłego Lotara I, jakimi byli władcami, jak rządzili swymi domenami, i... jakimi też mogli być ludźmi. Zacznijmy od najstarszego, czyli cesarza Ludwika II - władającego Italią. Był to człowiek bez wątpienia żywo interesujący się problemami swych poddanych. Dosyć bogata korespondencja tych czasów, ukazuje dobitnie że ten właśnie władca zajmował się najdrobniejszymi problemami swego królestwa, począwszy od naprawy lub budowy zwalonych i uszkodzonych mostów, a skończywszy na kwestiach bezprawia, dokonywanego na najuboższych ze strony hrabiów i wielmożów królestwa. Jego zainteresowanie problemami poddanych spowodowało, że w ciągu swych trzydziestoletnich rządów (844-875) tylko trzy razy wyjechał z Italii i to na krótko. Jego reformy znacznie wzmocniły kraj, wszędzie też zaprowadzał "karoliński porządek", każąc tych, którzy nadużywali swej władzy przeciwko najsłabszym. Jego rajdy "od pałacu do pałacu", były jednocześnie podróżami inspekcyjnymi po królestwie. Fundował też licznie nowe opactwa i klasztory (często odwiedzając opactwo Saint-Sauveur w Brescii, którego opatką była jego siostra Berta). Żoną Ludwika była Engelberga z rodu Supponidów, która jednak daje mu tylko dwie córki: Gizelę i Ermengardę. Ponieważ Ludwik nie doczeka się syna, przeto znacznymi względami obdarza swego siostrzeńca (syna Berty) Kunitarda, który wychowuje się na jego dworze w Pawii (nigdy jednak nie zostanie następcą Ludwika).




Lotar II - ten zakochany po uszy w damie swego serca Waldradzie, jest zupełnym przeciwieństwem swego starszego brata. Panuje i mieszka w Akwizgranie, cesarskiej stolicy Karola Wielkiego, ale tak naprawdę interesują go tylko sprawy następstwa tronu i spędzanie czasu ze swą ukochaną. Królestwem realnie więc rządzi dwójka arcybiskupów: Gunther z Kolonii i Theutgard z Trewiru. Król zaś uwielbia podróże (choć oczywiście niezbyt dalekie) na które udaje się w towarzystwie kochanki i swego synka, poświęcając się prawie w 100 % rodzinie i myśląc tylko o tym, jak uczynić z małego Hugona swego prawnego następcę. Teutberga zaś - jego małżonka - jest zaniedbywana, a często upokarzana w taki sposób, że przy królewskim stole, obok Lotara siedzi jego kochanka, żona zaś zajmuje dalszą pozycję. Państwem rządzi więc grupa biskupów i możnych świeckich (pod przywództwem Liutfryda - hrabiego Alzacji), którzy dzielą między siebie opactwa, włości i ziemie wedle własnego uznania. Stan ten praktycznie nie zmieni się aż do śmierci Lotara w roku 869 (chociaż nigdy nie uda mu się doprowadzić do anulowania małżeństwa i uznania Hugona za prawowitego dziedzica). Najmłodszy z braci - Karol z Prowansji i Burgundii, również nie włada samodzielnie swym królestwem. Czyni to w jego imieniu hrabia Vienne, regent Girard (dawny hrabia Paryża, który jednak opuścił miasto w roku 843 - jeszcze przed atakiem Wikingów - i przyniósł się do obozu Lotara I). Jest to wielki możnowładca, właściciel licznych ziem, fundator opactw i klasztorów. Jego żoną jest Berta, córka Hugona Trwożliwego z rodu Eutychonidów. To on realnie (z grupą dobranych sobie możnowładców świeckich i duchowych) włada Prowansją. On stoi na czele niezależności królestwa i broni praw młodego króla do ojcowizny (której pragną pozbawić go bracia). Sam Karol jest zresztą za młody aby mógł o czymkolwiek decydować, jednak oparcie się na Girardzie, umożliwia mu bezpieczne dorastanie w cieniu swych braci.




Latem 856 r. "smocze łodzie" o czarnych, prostokątnych żaglach znów wpływają do Sekwany. Paryż płonie Tak samo, jak miało to miejsce 11 lat wcześniej, a Wikingowie nie mają litości dla nikogo (szczególnie zaś dla biskupów, opatów i zakonnic). To samo dzieje się nad Loarą, gdzie również w tym samym czasie zjawiają się normańscy piraci - władcy Muchomorza. Tereny nad Loarą i Sekwaną płoną, ludność albo ucieka, albo ginie, albo trafia do niewoli. Ten atak jeszcze bardziej podkopuje pozycję Karola Łysego w jego królestwie, gdyż teraz przeciwników jego władzy można znaleźć nie tylko w Akwitanii, ale również dalej na północy, w Neustrii która dotąd była jego domeną. Jednak dwukrotne zniszczenie największego neustryjskiego miasta - Paryża, przelało czarę goryczy nawet możnych. Zaczynają się więc próby usunięcia Karola, poprzez nakłonięcie do interwencji jego starszego brata - Ludwika II Niemca. Ale problem jest jeszcze poważniejszy, a mianowicie taki, że Wikingowie którzy spalili Paryż, nie odpłynęli do siebie, tylko osiedlili się na wyspie Oissel na Sekwanie, powodując stałe zagrożenie w tym regionie. Powolne zbieranie wojska przez Karola, czyni jeszcze większe skazy na jego wizerunku jak władcy, tym bardziej że wiosną i latem 857 r. Wikingowie z Oissel ponownie plądrują okolicę, docierając aż do Langres na wschodzie kraju. Karol ma doprawdy nie ciekawą pozycję: Akwitania ponownie stracona na rzecz Pepina, Neustria zaś krwawiąca i gotowa do buntu. Karol aby utrzymać władzę nie ma wyjścia, w ruch musi pójść katowski topór i pracuje on niezwykle intensywnie w tym okresie, każąc wszelkich "buntowników i zdrajców". Jednocześnie Karol gromadzi wojsko które ma wypędzić Normanów z Oissel i przywrócić porządek (pisząc o spaleniu Paryża, mam na myśli tereny leżące na północ i południe od wyspy Ile de Cité, której Wikingowie ponownie nie zdobyli i gdzie chroniła się ludność z pozostałych rejonów miasta).

Coś mało dzisiaj było o Ludwiku Niemcu, dlatego też szybko naprawiam ten błąd. Nieudana inwazja na państwo wielkomorawskie Rościsława I (855 r.) o której pisałem w poprzedniej części, pobudziło inne słowiańskie ludy do próby buntu przeciwko Cesarstwu. W sierpniu 856 r. Ludwik Niemiec wyruszył na Połabie przeciwko plemieniu Dalemińców. Spustoszył ich ziemie, a następnie ruszył na Czechów. "Roczniki Bertyńskie" pod tą właśnie datą piszą o znacznych stratach wśród rycerstwa wschodniofrankijskiego, (szczególnie wielu poległo hrabiów), ale udało się kilku czeskich wodzów zmusić do złożenia przysięgi na wierność Ludwikowi (po wycofaniu się Franków natychmiast zapomną o tej przysiędze). Wyprawa ta więc zakończyła się połowicznym sukcesem, a może nawet ponowną porażką, gdyż wyprawy przeciwko Czechom trzeba było powtarzać w kolejnych latach. Jednocześnie "Kroniki Salzburskie" pod datą 856 r. odnotowują wyprawę najstarszego syna Ludwika - Karlomana przeciwko niezidentyfikowanym plemionom Słowian (prawdopodobnie była to kolejna wyprawa przeciwko Morawianom), ale nic więcej na ten temat nie wiadomo, nawet jak ona się zakończyła (zapewne również porażką, gdyż inaczej pochwalono by się sukcesem). Trzeba też dodać, że Słowianie, którzy w tamtym czasie byli porywani (czy też kupowani jako niewolnicy) a następnie wysyłani (szczególnie) do krajów muzułmańskich, do Damaszku, Bagdadu, Samary czy Kordoby (często robiąc tam niesamowite kariery, jako nadworni lekarze, żołnierze czy - w późniejszym okresie - władcy tych krain, szczególnie na Półwyspie Iberyjskim, gdzie Słowianie realnie rządzili znacznymi terenami Hiszpanii), już wówczas byli traktowani przez Wschodnich Franków jak... podludzie. Określenia takie jak: "Wspólnicy szatana, których należy zniszczyć wszelkimi środkami, jeśli się nie nawrócą do sprawy Bożej", czy też nazwani "robactwem" i przeznaczeni do wycięcia "jak trawa na łące" - wcale nie są już w tym okresie wyjątkiem. Mnich Notker z St. Gallen (a jednocześnie wojownik, sprawnie posługujący się mieczem i włócznią) mówi chociażby takie oto słowa: "Cóż wy mi tu z tymi płazami? Siedmiu czy ośmiu, a nawet dziewięciu nadziewałem na mą włócznię i ciągnąłem ze sobą, nucąc pod nosem". Słowianie są "źli" i to wszyscy, bez względu na wiek i płeć, a jeśli się nie ochrzczą, należy ich wszystkich wybić. Żyjący w tym czasie poeta Otfryd z Weissenburga (zmarły w 870 r.) pierwszy znany pisarz, piszący w języku staro-górnoniemieckim, otwarcie przekonuje zaś iż: "Frankowie są narodem bogobojnym, a Bóg jest z nimi wszędzie: wszystko co myślą i czynią, myślą i czynią z Bogiem" - czyli innymi słowy: naród panów, Hitler nie był wcale wyjątkiem, był konsekwencją ponad tysiąca lat frankijsko-germańskiego szowinizmu wobec Słowian, szczególnie zaś Polaków, jako najpotężniejszej nacji, która blokowała ekspansję niemczyzny na Wschód.


OGROMNĄ ROLĘ W HANDLU SŁOWIAŃSKIMI NIEWOLNIKAMI ODGRYWALI KUPCY ŻYDOWSCY 



Nieudane wyprawy z roku 856, zostały powtórzone w roku 857. Czechy ponownie zostały najechane, tym razem Wschodnimi Frankami dowodził biskup Otgar z Eichstatt, palatyn Rudolf i hrabia Ernest. Czechami władał wówczas książę Sławociech, ale frankijska wyprawa skierowała się na północ kraju, docierając do (nie wymienionego z nazwy) grodu, gdzie zamknął się syn Sławociecha - Wiztrach. Gród ten został zdobyty przez Franków. Nic natomiast nie wiadomo na temat jakiegokolwiek wsparcia, czy też pomocy, udzielonej Czechom z kraju Lechitów. W tym czasie na tych terenach panował król Koszyszko/Piast (choć niektórzy twierdzą że nie istniał, jestem innego zdania). Znane jest też imię jego hetmana: Nawoy Starża herbu Topór, który stał na czele lechickiego wojska (wojownikiem był w tym czasie również syn i następca Koszyszko/Piasta - książę Ziemowit). Ale historia milczy na temat jakichkolwiek wypraw Lechitów przeciwko Frankom, czy też Franków na ziemie Lechitów w tym okresie. Cóż, przejdźmy więc dalej i wróćmy nad Sekwanę, bo Karol Łysy właśnie zgromadził armię i wiosną roku 858 wyprawił się przeciwko Wikingom z Oissel.


GRÓD KSIĄŻĘCY W GNIEŹNIE Z CZASÓW PIASTA KOŁODZIEJA (KOSZYSZKO)



CDN.