Łączna liczba wyświetleń

piątek, 7 kwietnia 2017

NIEWOLNICE - Cz.XXXV

CZYLI CZTERY HISTORIE

WSPÓŁCZESNYCH KOBIET

KTÓRE STAŁY SIĘ PRAWDZIWYMI

NIEWOLNICAMI


HISTORIA DRUGA

TEHMINA

NIEWOLNICA Z PAKISTANU

Cz. XIV





  
PS: Na sam początek, nim przejdę bezpośrednio do tematu, pozwolę sobie wyrazić swoje nieskrępowane zadowolenie z powodu dzisiejszego kroku, jaki wykonał prezydent Stanów Zjednoczonych - Donald Trump w Syrii. To czego dopuścił się tam Asad jest niewyobrażalne, z punktu widzenia człowieka o przynajmniej minimalnej moralności. Zamordowanie, za pomocą gazu bezbronnej ludności cywilnej w Chan Szajchun, musiało spotkać się ze zdecydowaną odpowiedzią. Nikt bowiem nie ma prawa zabijać bezbronnych ludzi dla celów politycznych czy finansowych, bo tak postępuje jedynie zwykła glizda przyobleczona w ludzkie ciało, której należy ostro odpowiedzieć. I tak właśnie się stało za sprawą prawdziwego amerykańskiego kowboja - Donalda Trumpa. Ale to co mnie szczególnie cieszy, to fakt, iż tym jednym posunięciem Trump pośrednio, lecz ostro i zdecydowanie kopnął w dupę Rosję. I tak też należy z Rosjanami rozmawiać, kopać ich w dupę, tak aby posrali się w locie, bo jakiekolwiek inne, merytoryczne argumenty nie trafiają do tej turańskiej dziczy. To samo, jeśli chodzi o ruski odpowiednik na Zachodzie - czyli Niemcy, rządzone z Berlina (dawno już powtarzałem że Niemcy berlińscy - czyli Brandenburczycy, to turańczycy Zachodu). Im też należy wskazać odpowiednie miejsce, wystawiając rachunek za niespełnione wobec sojuszników zobowiązania. Rosja i Niemcy to dwa turańskie twory, które nic innego nigdy nie czynią i niczego innego nie potrafią, jak ujarzmiać i niszczyć inne narody - należy więc je ostro przywoływać do porządku i wskazywać miejsce w kącie, jeśli zajdzie taka potrzeba. Dlatego też piszę raz jeszcze: Thank You Very Much Mr. President Tramp - Russia should be kicked ass.





Zaczęłam drżeć i przyciskać do siebie materiał koszuli, lecz kiedy zobaczył, że się nie ruszam, złapał mnie za rękę i wykręcił mi ją do tyłu, aż zajęczałam z bólu i zaczęłam krzyczeć, że się rozbiorę. Puścił mnie, usiadł w fotelu i patrzył, jak wolno zdejmuję koszulę. Znów zdałam sobie sprawę z pustki, jaka była w pokoju, ale tym razem nie wyglądała ona już tak bezpiecznie. Nie było gdzie się ukryć, nic, do czego mogłam przywrzeć. Zsunęłam spodnie i odziana w biustonosz i majtki wpatrywałam się w niego, prosząc go z płaczem, żeby dał mi spokój. Ale on nie słuchał. Czułam, jak na spuchniętych ustach i na nosie przysycha mi krew. Drżącymi palcami ściągnęłam z siebie bieliznę. Siedział na fotelu z rozpostartymi ramionami jak król na tronie i przebiegał wzrokiem w górę i w dół po moim ciele. Wyraz twarzy miał zawzięty i zaciśnięte usta. Jego zwężone, błyszczące oczy wpatrywały się w moje ciało pożądliwym wzrokiem. Nigdy przedtem nie czułam się tak absolutnie, do końca poniżona i tak całkowicie od kogoś zależna. Wyraz jego twarzy świadczył, że jest tego świadom. To zdarzenie mogło całkiem odebrać mi ducha, możliwe, że bezpowrotnie. Od tej chwili nie będę mogła funkcjonować jako człowiek. Nie zostało we mnie ani na jotę szacunku dla własnej osoby. Okazałam się niczym. 
- Mustafa, błagam cię - płakałam - na Proroka, pozwól mi się ubrać... Proszę...
- Weź telefon. Najpierw zadzwoń, a potem zobaczymy.
- Jak mogę rozmawiać bez ubrania? Proszę cię, pozwól mi je najpierw włożyć. 

Zaczął obrzucać mnie wyzwiskami i ubliżać najgorszymi słowami mojej rodzinie. Ogarnęła mnie pustka, nie mogłam sięgnąć po cokolwiek. Ledwie stałam, kolano uderzało mi o kolano. Nie byłam w stanie za pomocą rąk i ramion ukryć swojej nagości, chciałam się czegoś złapać. Próbowałam klęknąć na podłodze, ale gdy ukucnęłam, wrzasnął na mnie i natychmiast się podniosłam. Stałam tak wiele chwil prosząc go, żebrząc i wzywając na pomoc Allaha i Proroka.
- Zadzwonię - wyszeptałam. - Pozwól mi się ubrać, proszę. 
W końcu schylił się, złapał moje pogniecione i poplamione krwią ubranie i rzucił mi je. Z wciąż zaciśniętymi ustami obserwował uważnie, jak naciągam na siebie koszulę. Paląc się ze wstydu dzwoniłam do mojej matki. Nie mogłam jednak skoordynować myśli z ruchami języka i zaczęłam się jąkać. Zamiast powiedzieć, że to, co jej mówiłam, było kłamstwem, pomyliłam się i powiedziałam, że to wszystko prawda. nie widziałam w tym momencie różnicy. Mustafa wyrwał mi z ręki słuchawkę, trzasnął nią w widełki i zaczął mnie bić z nową energią. Płakałam i prosiłam, żeby mi wybaczył i dał jeszcze jedną szansę. Zadzwoniłam jeszcze raz. Trzęsąc się i płacząc powiedziałam mojej matce to, co chciał Mustafa. Z wyrazem triumfu na twarzy wziął ode mnie telefon.

- Tehmina nie czuje się dobrze - powiedział z udanym przejęciem. - Ma objawy choroby psychicznej.
Nawiązał do zapalenia opon mózgowych, które przeszłam w dzieciństwie, wiedział, że moja matka przypisywała temu zdarzeniu mój buntowniczy charakter.
- Wymyśla sobie różne rzeczy - stwierdził. - Fantazjuje. Z jakiegoś powodu nienawidzi Adili. Może ty jako jej matka będziesz lepiej wiedziała, na czym polega jej kompleks w stosunku do Adili. Wierz mi, Adila nie zrobiła nigdy tego, o co Tehmina ją posądza. Osłupiałem, gdy dowiedziałem się o jej oskarżeniach i podejrzeniach. Wyznała mi prawdę, wymyśla różne historie po to, żeby zadawać innym ból, ale przede wszystkim po to, żeby zadawać go sobie. Potem zamyka się w sobie i szlocha tak, że nie można jej pocieszyć. Musiałem to wszystko cierpliwie znosić. To, co zrobiła dzisiaj, to tylko mały przykład tego, co muszę znosić codziennie. Ona chce być tragiczną bohaterką.
Tej nocy Mustafa błagał mnie, żebym mu przebaczyła, że tak mnie poniżył, winą za to obarczał jednak mnie. Utrzymywał, że wyobraziłam sobie rozmowę pomiędzy nim a Adilą.
- To się zdarza zakochanym, wierz mi - przekonywał mnie. - Kochają tak bardzo, że chcą słyszeć to, co ich martwi, ulegają autosugestii, a potem wariują. Ty, w związku ze swoim zapaleniem opon, nie jesteś za bardzo odporna psychicznie. To nie jest tak naprawdę twoja wina i powinienem był się kontrolować.
Obdarzył mnie łagodnym uśmiechem, otworzył ramiona i rozkazał:
- No, chodź tu do mnie.
Jak bezwolna kukła podeszłam do niego. Przytulił mnie do siebie i zaczął delikatnie kołysać, a ja przywarłam do niego kurczowo i zaczęłam głośno płakać. Wiedziałam, że kłamie, ale nie wiedziałam, co mam robić. Mój mózg przestał funkcjonować. Byłam martwa.

Po tamtej nocy przez długi czas, niezależnie od tego ile warstw ubrania miałam na sobie i z kim byłam, czułam się naga. Po tygodniu zadzwoniła do nas matka i oświadczyła wściekłym tonem, że Mustafę należy zamknąć w domu wariatów. Zdziwił mnie ten jej wybuch. "Co się znów stało?" - zastanawiałam się. Gdy do telefonu podeszła Adila, zdałam sobie sprawę, że obawy Mustafy były uzasadnione. Adila przyznała się w końcu do wszystkiego matce, a teraz, starannie ważąc słowa, przyznawała się mnie:
- Sypiam z nim od trzech lat. Mówię ci nie jako siostra, lecz jako przyjaciółka: Mustafa nienawidzi cię, Tehmino. Wszyscy cię nienawidzą, matka też. Z tobą musi być coś nie tak. Zostaw go, zanim on zostawi ciebie. Miej dla siebie trochę szacunku.
Adila opowiedziała mi szczegóły. Okazało się, że i syn Mustafy, i Ayesha byli cały czas we wszystko wtajemniczeni.
- Bilal nas umawia - powiedziała. - Jest naszym pośrednikiem. Rezerwuje nam pokój w hotelu West Lodge Park. Dai Ayesha wiedziała o wszystkim cały czas. Zapytaj ją. Pamiętasz ten dzień, kiedy Mustafa przyjechał do mnie pod szkołę? Zgwałcił mnie wtedy. Nie było żadnego Irańczyka. Zawsze był tylko Mustafa. Byłam z nim wtedy w Hiltonie cały dzień. Byłam z nim, kiedy do ciebie dzwonił.




Przepełniona gniewem zapytałam o to Bilala i Ayeshę.
- Będziesz musiała zapytać o to mojego ojca - odparł spokojnie Bilal, a dai tylko mu potaknęła.
"Zapytać jego ojca"... Ich niechęć do mówienia była wymownym potwierdzeniem słów Adili. Czułam, jak wzbiera we mnie złość. Zdusiłam ją jednak w sobie, ponieważ wiedziałam, że tych dwoje było, podobnie jak ja, całkowicie podporządkowanych woli Mustafy. Tak jak ja nie mieli wyjścia. Pomyślałam, że swoją złość powinnam skierować w inną stronę. Mustafa wrócił do domu wcześnie i zastał mnie w sypialni. Trzęsłam się z gniewu i strachu jednocześnie. Głos mi drżał. Zdobyłam się jednak na odwagę, żeby go zapytać. Zaprzeczył wszystkiemu bez wahania, widziałam jednak, że był równie wstrząśnięty jak ja. Chciałam go sprawdzić i kazałam mu zadzwonić do Adili i powiedzieć jej, że kłamie. Odmówił. Nie miał jednak tego dnia szczęścia, bo wkrótce zadzwonił telefon. Była to Adila. Mustafa rozmawiał z nią wiedząc, że słuchałam ich rozmowy przez drugi telefon.
- Kocham moją żonę i dzieci - oświadczył. - Ciebie też kocham, ale tylko jak siostrę. Nie możesz tak postępować, swoim zachowaniem sprawiasz wszystkim ból. 
Po skończeniu rozmowy stanął przede mną z ręką na Koranie i przysiągł, że ten "romans" powstał jedynie w chorym umyśle Adili.
- Ma jakiś, związany z tobą, głęboko zakorzeniony kompleks, Tehmino - oznajmił. - Za wszelką cenę chce, by nasze małżeństwo się rozpadło. Znasz ją, nie jest przy zdrowych zmysłach. Jak możesz jej wierzyć? Czy nie widzisz, że osadziła te wszystkie zdarzenia, w okolicznościach, które wcześniej już wydały ci się podejrzane? A twoja matka? Nie pozwól, żeby obie cię zniszczyły. Wiesz, że matka je z jej ręki. Musimy wspólnie odpierać ataki Adili na nasz dom. 

Nie wierzyłam w żadne jego słowo. Gotowa byłam jednak dalej z nim żyć, ponieważ sprawiało mi to dziwną ulgę, kiedy słyszałam, że źle mówi o Adili. Nie byłam też gotowa stawić samotnie czoło życiu. Ucieczka nie jest wyjściem. Odebrałby mi dzieci, wziąłby pieniądze. Mógłby mi też odebrać życie. Uświadomiłam sobie, że naszego małżeństwa nie podtrzymywało przy życiu uczucie, lecz skomplikowane zewnętrzne siły: moja miłość własna, obawa przed rodziną i społeczeństwem, strach przed utratą dzieci, a także mojego statusu kobiety zamężnej. Najważniejsza jednak w tym wszystkim była Adila, jeśli moje małżeństwo się rozpadnie, będzie to oznaczało jej zwycięstwo, a moją przegraną. Zadzwoniłam do matki i z odwagą zrodzoną z krańcowej rozpaczy oświadczyłam jej, że nie należy winić mojego męża za to, że moja siostra jest dziwką. Po tym oświadczeniu moje stosunki z matką zepsuły się kolejny raz. Matka zabrała Zarminę i Adilę i wyjechała z nimi do Hiszpanii, pragnęła, by jej najmłodsza córka znalazła się z dala od miejsca przestępstwa i doszła do siebie. W Hiszpanii moja matka kazała Zarminie opiekować się jej skrzywdzonym dzieckiem, podawać jej do łóżka śniadanie i zaspokajać wszystkie zachcianki, tak jakby była osobistą służącą. Ażeby uspokoić Adilę i sprowadzić jej myśli na inny tor, matka kupiła w Marbelli czternastoletniej dziewczynie kompletną wyprawę ślubną uzasadniając to tym, że Adila: "z powodu zdrady ma złamane serce. Jest taka młoda i wrażliwa, a on to wykorzystał". Zarmina rozmyślała nad niesprawiedliwością, jakiej doznawała, i płakała po cichu nad swoją, a także moją, ciężką dolą. 

Wybraliśmy się w podróż do Szardży w Zjednoczonych Emiratach Arabskich. Mustafa dopiero wtedy, gdy byliśmy w powietrzu, zawiadomił mnie, że odwiedzimy również Indie, żeby spotkać się z synem premier Indiry Gandhi, Rajivem. Zgodnie z pakistańskim prawem, sprzymierzanie się z Indiami było aktem zdrady, lecz Mustafa ani przez chwilę nie wierzył, że to, co robił, było niepatriotyczne. Traktował Hindusów jako środek prowadzący do celu i według niego współpraca z Indiami nie była zdradą, nazywał to "bhuttoizmem". W Szardży wieczór poprzedzający odlot do Delhi spędziliśmy w towarzystwie polityków z Partii Ludowej, którzy nie wiedzieli nic o naszej potajemnej misji. Mustafa popełnił błąd i łamiąc zasady bezpieczeństwa wspomniał, że następnego dnia udajemy się do Delhi. Jeden z polityków wyraził także pragnienie wizyty, powiedział jednak, że nie ma wizy. Zdziwiłam się, gdy Mustafa zaczął się przechwalać, że może to "załatwić". Gdy przybyliśmy na lotnisko w Delhi, oficerowie wywiadu szybko nas przepuścili, ale zatrzymali naszego przyjaciela. Razem z nami była na pokładzie pewna znana dziennikarka z Indii i incydent ten bardzo ją zdziwił. Chciała wiedzieć, jak my dostaliśmy się tam bez wiz. Jakim to pakistańskim politykiem jest Mustafa? Kogo on reprezentuje? Jak rząd hinduski mógł na to pozwolić? Ten niepożądany rozgłos nie spodobał się naszemu gospodarzowi. Gdy Rajiv Gandhi dowiedział się o incydencie na lotnisku, odmówił spotkania z Mustafą. W uprzejmych, aczkolwiek zdecydowanych słowach wyjaśnił w liście, że nasza potajemna wizyta mogłaby mieć niebezpieczne reperkusje, gdyby nadało jej się rozgłos.
Zdradzieckie kontakty nawiązywane były jednak w Anglii i Mustafie udało się bez mojej wiedzy zaaranżować spotkanie z samą panią premier Indirą Gandhi! W tym czasie zaszłam w ciążę po raz czwarty. Mustafa znowu wyjechał do Indii, a ja byłam w szóstym miesiącu ciąży, gdy dowiedziałam się od znajomej, że moja siedemnastoletnia siostra Zarmina wychodzi za mąż za Riaza Quraishi, syna nababa Sadika Hussaina Quraishi. Przykro mi było, że taką ważną wiadomość otrzymałam przez osobę trzecią. Wtargnięcie w nasze życie Mustafy spowodowało niesnaski w rodzinie i matka nie życzyła sobie, żeby wspominano w domu moje imię. Wiedziałam, że Mustafie ten związek nie spodoba się. Ojciec Riaza był gubernatorem Pendżabu w czasie, gdy Mustafa był jego głównym komisarzem. Został on przez Bhutto mianowany następcą Mustafy po tym, jak ci dwaj się poróżnili. Sadik Quraishi po przewrocie Zii wycofał się z polityki i zajął interesami, otrzymawszy w Pakistanie przedstawicielstwo Pepsi Co. Jego rodzina była bardzo konserwatywna, mężczyźni spełniali wszystkie zachcianki swych żon i dla Zarminy, dla której poza modą, ubraniami i biżuterią nic innego nie istniało, to małżeństwo było bardzo korzystne. Zanim przyjęła oświadczyny Riaza, widziała go tylko raz, na rodzinnej herbatce, a potem rozmawiali tylko krótko przez telefon. Riaz odwiedził Londyn w okresie ich narzeczeństwa, ale nie pozwolono młodym spędzić ani chwili razem bez przyzwoitki. Bardzo się cieszyłam z powodu szczęścia Zarminy, wiedziałam, że jej modlitwy zostały wysłuchane. Zarmina była dzieckiem szczęścia, mimo że nasza matka faworyzowała te swoje dzieci, które miały jasną skórę. W domu, w którym siostrami jej były piękna i uduchowiona Minoo i przebiegła Adila, otwarcie nazywano ją "Kopciuszkiem". Usługiwanie Adili było dla niej męką i upokorzeniem, małżeństwo miało ją z tego wyzwolić. 

Narzeczony wraz z krewnymi przyjeżdżali na to uroczyste wydarzenie do Londynu. Byłyśmy z Zarminą bardzo sobie bliskie i marzyłam, żeby być razem z nimi. Śpiewać, tańczyć i dzielić jej szczęście. Nie zostałam jednak zaproszona. W ciągu tygodnia poprzedzającego ślub wyobrażałam sobie Zarminę w ślubnym stroju i próbowałam zobaczyć oczami wyobraźni wszystkie te podniecające wydarzenia, które miały być jej udziałem. Z zadumy wyrwał mnie dzwonek telefonu. Gdy podniosłam słuchawkę, nikt się nie odezwał. Zaczęłam się przysłuchiwać i usłyszałam w tle weselne pieśni oraz uderzenia dholki, srebrnej łyżeczki używanej jako pałeczka bębna dla zaakcentowania rytmu muzyki. Usłyszałam śmiech.
- Kto to? Kto tam jest? - spytałam. 
Odpowiedziała mi martwa cisza. Potem telefon się wyłączył. Rozpoczęła się szatańska zabawa: ktoś, wykorzystując moje osamotnienie, naigrywał się z mojego upokorzenia. W miarę jak zbliżał się ślub, telefony były coraz częstsze. Za każdym razem, gdy usłyszałam jego dzwonek, wzdragałam się przed odebraniem, ale w końcu to robiłam. "Kto do tego stopnia mnie nienawidził, żeby to robić? Adila?" - zastanawiałam się. Wysłałam na ślub w roli swojego szpiega jedną z moich przyjaciółek. Chciałam, żeby moja siostra wiedziała, że mimo wymuszonej na mnie nieobecności, kocham ją i zawsze będę się modlić o jej szczęście, więc przesłałam jej list. Moja przyjaciółka opowiedziała mi po powrocie, że Zarmina płakała nad nim. Moja wysłanniczka pokazała mi zdjęcia Zarminy we wspaniałej sukni ze srebrnego jedwabiu. Materiał wyszywany był srebrem i turkusami, w świetle flesza połyskiwała brylantowa biżuteria. Gdy oglądałam zdjęcia, płakałam: moja mała siostrzyczka z Kopciuszka zamieniła się w księżniczkę, a ja pozostałam samotna. 

Gdy Mustafa wrócił, opowiedziałam mu o okrutnych tajemniczych telefonach, ale on mnie zbył mówiąc, że to tylko moje urojenia. Chcąc odwrócić moją uwagę, pokazał stroje, które mi kupił, i zaczął opowiadać najświeższe wiadomości. Spotkał się z Indirą Gandhi. Tak samo lekko traktował ten akt zdrady jak moje dziwne telefony. Według niego Indie były tradycyjnym wrogiem Pakistanu Zii, ale nie nowego państwa, które właśnie się kształtowało. Podczas ich godzinnej rozmowy w rezydencji premiera w New Delhi, pani premier była bardzo przystępna i jasno przedstawiła swoje poglądy. Rozmawiali o egzekucji Bhutto i perspektywie odbudowy demokracji w Pakistanie. Premier Indii i żyjący na wygnaniu Lew Pendżabu próbowali analizować przyczyny wrogości między swoimi narodami i oboje doszli do wniosku, że to armia pakistańska jest zainteresowana utrzymaniem napięcia na granicy, aby wykazać swoją niezbędność. Mustafa był z siebie zadowolony. Dokonał śmiałego zwrotu w polityce kraju i uważał, że był to pierwszy etap wprowadzenia znaczących zmian w Pakistanie. Wielu ludzi podzielało przekonanie Mustafy, że to armia pakistańska była powodem naszych problemów. Zwolennicy tej teorii twierdzili, że wojskowi, zazdrośnie strzegący swoich wpływów i pieniędzy, zawsze mają podejrzliwy stosunek do demokracji. I rzeczywiście, patrząc z historycznego punktu widzenia, wojsko zawsze odgrywało wyraźnie interwencjonistyczną rolę w polityce Pakistanu. Mustafa wysuwał teorię, że ogromnym błędem Bhutto było to, że próbował współistnieć z wojskowymi. I to wojskowi faktycznie go odsunęli od władzy, a generał Zia wydał rozkaz jego egzekucji.
W Partii Ludowej zdania na ten temat były podzielone. Prawe jej skrzydło uznawało armię z wszystkimi jej brakami jako konieczną obronę przed zagrożeniem ze strony sąsiednich Indii. Jednak Mustafa wraz z wieloma innymi złapali wirusa anty wojskowości i pielęgnowali go w sobie. Tej dziwnej choroby dopełniała gorączka spowodowana przekonaniem, że należy zniszczyć armię pakistańską. Dopiero wtedy politycy będą mogli swobodnie zabrać się do przebudowywania wynaturzonego systemu. Ale w jaki sposób można było to zrobić? Mustafa i jego zwolennicy nie dysponowali, rzecz jasna, własnymi siłami zbrojnymi, zdecydowali się więc szukać pomocy w Indiach. Mustafa tak mnie indoktrynował, że ślepo przyjmowałam jego poglądy. Tak głęboko w nie wierzyłam, że na jakąkolwiek wzmiankę o armii pakistańskiej reagowałam odrazą i nienawiścią.
- Wojsko pożera skąpe zasoby surowców Pakistanu, które inaczej skierowane by zostały do przemysłu - przekonywał mnie Mustafa. - Ludzie z tego powodu są biedni. Powstrzymuje to rozwój demokracji. 
Nie oznaczało to nic innego jak tylko zamiar wzniecenia kolejnej wojny między Indiami a Pakistanem. Mustafa był przekonany, że kiedy Indie wygrają już wojnę z Pakistanem, cofną się poza granice i pozwolą cywilom dalej rządzić naszym krajem. Nie wierzył, by Indie chciały hegemonii nad Pakistanem. Ten kraj także potrzebował swoich cennych surowców dla przemysłu, bez niepotrzebnego wydawania ogromnych sum na obronę przed naszymi siłami zbrojnymi.
Indira Gandhi ostrzegała Mustafę:
- Będziemy musieli zniszczyć i upokorzyć waszą armię. Dopiero wtedy nasze kraje będą mogły żyć w harmonii i dopiero wtedy będziecie mogli mieć nadzieję na przywrócenie rządów prawa w waszym kraju. 
Mustafa mi to wszystko relacjonował, patrząc na mnie dumnym wzrokiem męża stanu.
- To, co mam zamiar zrobić, zostanie zrozumiane niewłaściwie - przyznał. - Pakistańczycy są narodem niepiśmiennym, mają sztywne poglądy i nie potrafią patrzeć przyszłościowo. Dla nich Indie są wrogiem numer jeden. Nie zdają sobie sprawy z tego, że ich rzeczywistym wrogiem jest armia, to ona pozbawia ich lepszej przyszłości. Ale to jest różnica pomiędzy przywódcą a tymi, którym on przewodzi. Mój plan jest planem długoterminowym i dotyczy naszej przyszłości oraz przyszłości naszych dzieci. Elita tego nie zrozumie. Będą przeciwni temu planowi jako zbytnio radykalnemu. Wiedzą, że nie zatrzymamy się na armii, że oni też będą musieli oddać swoje nieuczciwie zdobyte majątki. Reformy będą rozległe, zniszczenie armii jest tylko pierwszym krokiem! - Zniżył głos i dodał: - To niebezpieczna tajemnica.




Krótko po powrocie z Indii Mustafa podrzucił mi następną bombę, tym razem bardziej osobistej natury. Zaczęły nas mianowicie zalewać dziwne telefony od jakiejś nieznanej osoby, która chciała mówić tylko z Mustafą. Wydawało mi się to dziecinadą.
- Jesteś starym człowiekiem, Mustafa - mówiłam. - Spoważniej w końcu. 
Wtedy "wyznał" mi, że hinduska bogini filmu, Zeenat Aman, zakochała się w nim do szaleństwa i chce wyjść za niego za mąż. Poznali się w czasie jego podróży do New Delhi. Mustafa opowiedział mi z ledwie ukrywaną dumą, że ona go prześladuje i nie daje mu żyć. Powiedział, że te telefony były od niej i narzekał, że zaczynają go one męczyć. Ale jego rozmowy, jeśli w ogóle były prowadzone z Zeenat Aman, nie wskazywały na to, że próbował się jej pozbyć. Weszłam podczas jednej z nich do pokoju i usłyszałam, jak Mustafa ryczy:
- Jeśli ten człowiek jeszcze raz na ciebie spojrzy, zabiję was oboje. 
Uświadomił sobie, że to słyszałam i szybko odwiesił słuchawkę. Był zakłopotany.
- A więc tak wygląda prześladowanie? - zapytałam drwiącym tonem. - Bardziej mi to przypomina zachowanie zazdrosnego kochanka. 
Miał wytłumaczenie na wszystko.  

- Wiedziałem, że słuchasz, słyszałem, jak szłaś - oznajmił mi. - Drażniłem się tylko z tobą, z nikim nie rozmawiałem.
Otworzył szeroko ramiona i uśmiechnął się do mnie leniwie.
- No, chodź tutaj - rozkazał łagodnie. 
Za kilka godzin znów poskarżył mi się, że Zeenat Aman mu się naprzykrza.
- Nie przyjmuje do świadomości mojej odmowy - powiedział. - Chce za mnie wyjść. Co mam robić? Takie pytanie zadawać własnej żonie! Znowu przybrałam drwiący ton.
- Mustafa - zaczęłam go pouczać - musisz dotrzymać danego słowa. Albo jej, albo mnie. Jeśli ja oraz dwoje naszych dzieci, jak również dziecko w moim łonie, nie jesteśmy dla ciebie ważni, to wydaje mi się, że powinieneś nas opuścić. Jeśli czujesz, że twoje zobowiązania w stosunku do Zeenat Aman są bardziej święte od tego, co cię łączy ze mną, idź do niej. Ale proszę cię, bądź raz lojalny w stosunku do kogoś, kogokolwiek, nawet innej kobiety.
- Nigdy nie opuściłbym ciebie i dzieci - przysięgał. - Kocham je. Kocham ciebie. Umarłbym bez was.






CDN. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz