Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 20 maja 2018

AMERICAN STORY - Cz. I

DZIEJE 

STANÓW ZJEDNOCZONYCH AMERYKI

OPOWIEDZIANE PRZEZ PRYZMAT

KOLEJNYCH POKOLEŃ AMERYKANÓW


 

 No cóż, do podjęcia się napisania tego tematu, skłoniła mnie wiadomość o (chyba dzisiejszym) ślubie angielskiego księcia Harry'ego i amerykańskiej aktorki Meghan Markle. Co prawda sam ślub i cała ta uroczystość, która tak bardzo podnieca wiele osób, interesuje mnie tyle, co zeszłoroczny śnieg, ale sam fakt iż ów ślub się odbył, spowodował we mnie potrzebę zaprezentowania dość szczegółowej historii Stanów Zjednoczonych Ameryki (czyli kraju, w którego wywodzi się nowa angielska księżna). USA to bowiem duża ciekawostka - kraj, który jest obecnie najpotężniejszym supermocarstwem naszego globu, najsilniejszym ekonomicznie i najsprawniejszym politycznie państwem świata - który nie posiada własnej kultury. To jest rzecz niezwykle interesująca i dająca do myślenia, jak kraj, będący światową superpotęgą, nigdy nie stworzył własnej, oryginalnej amerykańskiej kultury (i nie mam tutaj na myśli "kultury" typu McDonald, bo to jest raczej kulinarna antykultura). Rzecz niebywała, prawda? Przecież nawet Rzymianie, którzy praktycznie wszystko co najlepsze i największe w swej kulturze i religii ściągnęli z Greków (i innych podbitych ludów), sami posiadali swoją własną, oryginalną latyńską kulturę i religię - temu nikt nie może zaprzeczyć. Lud rzymski zresztą od początku był mieszanką ludności neolitycznej i indoeuropejskich przybyszów z Północy (tak właśnie powstała latyńska grupa etniczna), która potem rozszerzała się i rozszerzała (212 r. edyktem cesarza Karakalli wszyscy mieszkańcy Imperium stawali się automatycznie obywatelami Rzymu), a potem jej kultura (będąca mieszanką kultury latyńskiej, greckiej i chrześcijaństwa) zaczęła promieniować na inne ludy, powstałe na gruzach starego Imperium. Podobnie Bizancjum (kontynuujące tradycję Rzymu), oparte było na pierwotnej kulturze helleńskiej, z tą różnicą że nie pogańskiej a chrześcijańskiej. 

Podobnie było z innymi wielkimi imperiami, jak choćby z komunistycznym Związkiem Sowieckim. Można powiedzieć że komunizm nie wywodził się z kultury rosyjskiej - to prawda, powiem więcej komunizm niszczył kulturę rosyjską jak i całą rosyjską religię i tradycję, ale tylko do pewnego etapu (mniej więcej do śmierci Lenina). Potem komunizm został skrupulatnie złączony tak z samym państwem, jak i z rosyjską kulturą do tego stopnia, że dziś jest postrzegany jako nieodłączna część kultury rosyjskiej (obok siebie istnieją dwie tradycje - ta dawna imperialna tradycja samodzierżawnych carów moskiewskich i nowa tradycja rosyjskiego komunizmu imperialnego, które co ciekawe już się nie zwalczają a łączą w jedną nową, postkomunistyczną tradycję rosyjską). Natomiast Stany Zjednoczone nie posiadają swojej własnej, pierwotnej tradycji i kultury, wszystko czym dysponują, co stanowi o ich potędze, zostało importowane z zewnątrz. Pierwotnie była to Anglia - "wyspa matka", której kultura została całkowicie importowana za Ocean. Potem dochodziły inne kultury i tradycje, innych państw Hiszpanii, Francji, częściowo krajów Afryki, itd.). Oczywiście kultura angielska wciąż jest najsilniejsza, ale jedynie w bezpośrednim starciu z każdą inną kulturą amerykańską, bowiem w połączeniu z nimi wszystkimi obecnie już jest w mniejszości. No w każdym razie tak ten proces wygląda (z mojego punktu widzenia), i dlatego też postanowiłem sobie podjąć się trudu opisania historii Stanów Zjednoczonych przez pryzmat kolejnych pokoleń Amerykanów. Dzięki temu będę też miał możliwość pokazać jak bardzo zmieniało się amerykańskie społeczeństwo (np. w latach 20-tych i 30-tych XX wieku Amerykanie byli znacznie bardziej liberalnym społeczeństwem (i to pod każdym praktycznie względem), niż potem, w latach 40-tych, 50-tych i 60-tych. gdzie nastąpił całkowity powrót do konserwatyzmu (zapewne w dużej mierze pod wpływem wydarzeń II Wojny Światowej). 
Ale rewolucja marksistowska 1968 r. ponownie odwróciła ten trend. 
Jednak aby nie przedłużać, cofnijmy się do początków - gdy to wszystko się zaczęło:   



POKOLENIE I

WŁÓCZĘDZY I PIRACI





 "Była zrazu niechętna. Podrapała mnie pazurami tak, że pożałowałem. Jednakowoż (...) wziąłem tedy kawałek sznura i solidnie ją wybatożyłem. Wydała wtedy z siebie takie wrzaski, że nie uwierzyłbyś. Ostatecznie przeszliśmy jednak do takich terminów, zapewniam Cię, że pomyślałbyś, iż wychowywała się w najprawdziwszej szkole dziwek"

Hiszpański konkwistador - MICHELE de CUNEO
o jednej z indiańskich kobiet, 
ofiarowanej mu jako niewolnica seksualna przez samego Krzysztofa Kolumba


Nie, nie zamierzam cofać się aż do czasów Kolumba i (ponownego) odkrycia Ameryki przez Europejczyków (lecz z tym - ponownym - odkryciem to też nie jest do końca tak, jak się nam mówi, gdyż nie tylko już wikingowie w X wieku odkryli ten amerykański kontynent jako pierwsi, ale ponoć Portugalczycy twierdzili - już po dotarciu Kolumba na Karaiby - iż wiedzieli o tej nowej ziemi od kilkudziesięciu lat, choć pewnie były to tylko ich przechwałki). Nie miałoby to większego sensu, gdyż celem moim jest opowiedzenie o historii Stanów Zjednoczonych, czyli kraju, którego pierwotną ojczyzną była ziemia angielska, a nie o kolonizacji Ameryki Północnej i Środkowej w ogóle. Przytaczając powyższą opinię, przedstawioną przez hiszpańskiego konkwistadora - Michele de Cuneo, chciałem jedynie zademonstrować stosunek Europejczyków (w tym również Anglików) do Indian, w tym również do ich kobiet, które bez pardonu były przekazywane jako podarki i nagrody dla wyróżniających się oficerów i żołnierzy. Ale nie wyprzedzajmy faktów, przyjrzyjmy się natomiast pierwotnej ekspansji Anglików na kontynent amerykański i temu, jak wielką rolę w powstaniu angielskich kolonii (głównie chodzi mi tutaj o Jamestown - pierwszą stałą kolonię, którą Anglicy utrzymali i z której też rozpoczęli swoją późniejszą ekspansję), odegrali przybysze z Polski.  


"MOJE OCZY WIDZIAŁY CZYNY TAK OBCE LUDZKIEJ NATURZE, 
ŻE NAWET TERAZ DRŻĘ, GDY O NICH PISZĘ"

 ojciec Bartolome de las Casas 
o zbrodniach, jakich dopuszczali się Europejczycy na ludności indiańskiej


Dziś powszechnie uważa się Krzysztofa Kolumba za myśliciela i prekursora nowych idei (kulistości Ziemi), zupełnie tak, jak wciąż jacyś pseudointeligenci nazywają Karola Marksa filozofem który chciał dobrze, ale któremu się nie udało (innymi słowy to inni: Stalin, Hitler, Mao, Pol Pot etc. są winni temu, że piękna idea komunizmu Marksa się nie udała - no patrzcie, co to za uczniowie, którzy nie potrafili przenieść łopatologicznie napisanego, niby dla półgłówków Manifestu Komunistycznego, w którym jest napisane czarno na białym - rewolucja komunistyczna, to wyrżnięcie kapitalistów przez uciskaną klasę robotniczą, koniec kropka, reszta to tylko uzupełniające pustosłowie. Czyli wychodzi na to że uczniowie Marksa za mało zamordowali ludzi, gdyż nie udało im się stworzyć upragnionego ustroju komunistycznego na stałe. Marks, gdyby miał ich władzę, pewnie wymordowałby więcej ludzi, niż oni wszyscy razem wzięci). Krzysztof Kolumb nie był bowiem żadnym myślicielem, jego wywody często były naukowo zbijane przez uczonych ludzi tamtej epoki, jak choćby ojca Hernando de Talavera (stojącego na czele Świętej Inkwizycji, który wyliczał błędy Kolumba, tyczące obwodu Ziemi, opierając swe wyliczenia na Ptolemeuszu z Tebaidy, a jak wiadomo w owym czasie nie było ludzi posiadających większą wiedzę, od księży i zakonników). Poza tym Kolumb był zwykłym rozbójnikiem i złodziejem, którego celem było tylko i wyłącznie zdobyć złoto i niewolników. Tak oto pisał o Indianach po przybyciu na Santo Domingo: "Byli dobrze zbudowani, więź ciała i wygląd twarzy mieli niezwykle miły (...) Broni nie mają i nie wiedzą, co to jest; gdyż kiedy pokazałem im miecze, niewiedza ich była taka, że chwytali je za ostrza i pocięli sobie palce (...) Można z nich zrobić doskonałych robotników (...) pięćdziesięciu ludzi starczyłoby zupełnie, aby utrzymać ich w ryzach i kazać im wykonywać wszystko, cokolwiek by się od nich żądało". 



Kolumb nakazał również Indianom co trzy miesiące dostarczać określoną ilość złota, ci którzy je dostarczyli, byli nagradzani miedzianymi odznakami, zawieszanymi na szyki, zaś ci, którym się to nie udało - odcinano dłonie i pozostawiano tak, aż się nie wykrwawią. Indianie stali się niewolnikami - mężczyźni musieli pracować przy kamieniołomach w poszukiwaniu złota, zaś kobiety musiały uprawiać ziemię (a dodatkowo stawały się niewolnicami seksualnymi Hiszpanów, ofiarowanymi przez Admirała Oceanu Krzysztofa Kolumba swym oficerom w nagrodę). Mężczyźni i kobiety spotykali się tylko raz na: "osiem lub dziesięć miesięcy, podczas tych spotkań byli zaś tak wyczerpani i przygnębieni (...) że przestali się rozmnażać. Noworodki umierały wcześnie, bowiem ich matki, przepracowane i wygłodzone, nie miały mleka, aby je karmić (...) w ciągu trzech miesięcy zmarło siedem tysięcy dzieci. Niektóre matki, z czystej desperacji, same nawet topiły swoje potomstwo". Zresztą Kolumb dopuszczał się okrucieństw nie tylko wobec Indian, znana jest sprawa, gdy pewna hiszpańska dama, oskarżyła go iż nie pochodzi z możnego rodu. Za karę brat Kolumba - Bartolomeu, zdarł z niej suknię, wsadził nagą na muła i tak musiała paradować jadąc przez całe miasto, w towarzystwie wyzwisk i rzucanych w nią owoców. Na koniec kazał wyrwać nieszczęsnej kobiecie język za jej "oszczerstwa". Kolumb zaś publicznie pochwalił swego brata za dbanie o honor rodziny.

Oczywiście wszystkie te opinie dotyczą hiszpańskich konkwistadorów, przybywających do Nowego Świata z Krzysztofem Kolumbem, Hernanem Cortezem czy Francisem Pizarro, ale przecież w innych krajach europejskich było bardzo podobnie, a ponieważ w tym temacie pragnę omówić historię Stanów Zjednoczonych Ameryki, to oczywiście muszę się skupić głównie na kraju, który zapoczątkował owe Trzynaście Kolonii, z których następnie narodzi się kraj Wuja Sama. Dzieje Ameryki są niezwykle poplątane, a jednocześnie dość znacznie... zakłamane. Często mówimy o ludziach, pokazując ich w zupełnie innym świetle niż byli naprawdę (przykład chociażby prezydenta USA Woodrow Wilsona, którego uważa się za szczerego demokratę i zwolennika liberalnego, wolnego świata - totalna bzdura, Wilson był wrogiem amerykańskiej demokracji a konstytucji swego kraju nie szanował zupełnie. Był bardziej prekursorem silnego państwa typu faszystowskiego (ale nie należy przykładać tutaj miary faszyzmu włoskiego, gdyż faszyzm wilsonowski był zupełnie innego typu). Stąd też w tym temacie będę się starał wyjaśniać nieścisłości i prostować zawiłości (oraz przekłamania) amerykańskiej historii. Wróćmy jednak do korzeni, czyli do Anglii panowania króla Jakuba I Stuarta (z małym cofnięciem się w czasie do epoki Elżbiety I, Henryka VIII i Wojny Dwóch Róż).


 ANGLIA XV-XVI WIEKU
"OGRÓD OTOCZONY MORZEM"

 



Piękna jest angielska ziemia w opisach odwiedzających ją podróżnych z innych krain w XV stuleciu. Ten kraj: "malowniczych dolin, przyjemnych dla oczu falistych wzgórz, pięknych lasów, rozległych łąk (...) obfitujący w złoto, srebro, oraz wszelkie bogactwa, pełen przyjemności i rozkoszy", spotkała w drugiej połowie XV wieku katastrofa - wybuchła bowiem w nim wojna domowa, która przeszła do historii jako Wojna Dwóch Róż. Ale nim przejdę do owego konfliktu (który opiszę w dużym skrócie, aby niepotrzebnie nie zmieniać tematu i nie wchodzić na jakieś boczne koleiny, których niestety jestem mistrzem, a moja skłonność do rozwlekania tematów powoduje, iż sam jestem na siebie zły, gdyż pragnąc przedstawić problem w skrócie, często przypominają mi się jeszcze jakieś informacje, przez co temat dodatkowy rozwleka się w czasie i ciągnie w nieskończoność. Postaram się jednak nad tym zapanować), parę informacji na temat Anglii XV wieku. 

Panorama Anglii XV wieku wygląda następująco - większość kraju pokrywają lasy. Nie są ona może tak wielkie jak litewskie knieje czy amerykańskie lasy (które dla angielskich kolonizatorów były niczym niekończący się labirynt drzew), ale i tak większość kraju w owym czasie porasta mnogość drzew. Polany zaś były miejscem głównie wypasu ogromnych stad owiec (sukiennictwo było w owym czasie podstawą gospodarki Anglii, zaś w czasach Tudorów Anglia stanie się prawdziwym eksporterem wełny na całą Europę, podobnie jak Rzeczpospolita polsko-litewska była największym eksporterem zboża), zaś gruntów uprawnych było znacznie mniej na Wyspie. Kraj szpeciły jednak wyludnione i wymarłe wsie, których w XV wieku wciąż było sporo (efekt epidemii Czarnej Śmierci z która nawiedziła Anglię w latach 1348-1349), teraz przejętych przez nowych właścicieli, zagrodzonych, częściowo rozebranych i przeznaczonych pod wypas owiec. Dobrze utrzymane były jedynie drogi główne, boczne zaś trakty, były w tak złym stanie i tak niebezpieczne, że bez lokalnego przewodnika często nie można ich było przebyć (drogi zamieniały się w bajora po intensywnych opadach, a ponieważ deszcze wówczas padały znacznie częściej niż obecnie, trakty takie prawie ciągle były nieprzejezdne). Poza tym na drogach i w lasach grasowali rabusie, których liczba znacznie wzrosła w XVI wieku (prekursor zakładania kolonii w Ameryce sir Humphrey Gilbert tak oto pisał w 1576 r. w swym traktacie o konieczności wypraw dalekomorskich i zakładaniu kolonii w Nowym Świecie: "Będziemy także mogli zasiedlić niektóre części tych ziem, umieszczając tam ubogich naszego kraju, którzy są obecnie kłopotem dla państwa i którzy nędzą zmuszeni popełniają ciężkie przestępstwa, za które codziennie giną na szubienicach".

Miasta były ludne, ale... bez przesady, Londyn liczył ok. 1470 r. prawie 70 000 mieszkańców (gdzie mu było np. do stolicy Azteków - Tenochtitlan, zasiedlonego przez ponad 500 000 Indian środkowoamerykańskich). Drugim, pod względem liczby ludności miastem w Anglii był York (ok. 15 000 mieszkańców), a reszta miast nie przekraczała 7 000 ludności. Anglicy owego czasu byli jednak postrzegani przez przybyszów jako samolubni, zaściankowi i przywiązani do tradycji ("Gdyby król zaproponował jakąkolwiek zmianę starych ustanowionych reguł, każdy z nich odniósłby wrażenie, jakby odebrano mu życie"). Francuzi zaś określali ich jako cholerycznych i swawolnych (swoją droga, ciekawe że w XIX i XX wieku takie same opinie mieli Anglicy o... Polakach, np. po zwycięstwie w Bitwie Warszawskiej w sierpniu 1920 r. Lloyd George powiedział że było to możliwe jedynie wśród Polaków, narodu nieprzewidywalnego, emocjonalnego i rozgorączkowanego z którym nigdy nic nie wiadomo - a potem dodał że skoro Polacy "zaspokoili już własną próżność" powinni wreszcie zakończyć tę wojnę - miał tu również na myśli zwycięstwo warszawskie oraz zakończenie wojny z sowiecką Rosją. Swoją drogą człowiek który był gotowy bez mrugnięciem oczu oddać nie tylko Polskę lecz dużą część Europy Środkowo-Wschodniej w krwawe łapy bolszewików, jeszcze śmiał dawać nam jakieś lekcje co do tego jak powinniśmy postępować z czerwonym przedpieklem), choć jednocześnie podziwiali waleczność angielskich rycerzy. Mimo to byli Anglicy uważani za ludzi wytwornych, rozmiłowanych w dobrym stroju, jadle i napitku. Oczywiście były widoczne różnice pomiędzy północą a południem kraju, gdzie bogatsi południowcy byli bardziej skorzy do wygód i uciech życia, a zamieszkujący północ Anglicy postrzegani jako bardziej nieokrzesani. 

Kraj był podzielony nie tylko na bogate południe i biedną północ, ale również istniały (znacznie większe niż dziś) różnice w dialektach na poszczególnych terenach i często mieszkańcy sąsiednich hrabstw mieli trudność ze swobodnym porozumiewaniem się ze sobą (mało tego, często dochodziło do takich paradoksów, iż mieszkańcy jednego hrabstwa uważali siebie za Anglików a swój kraj za Anglię, zaś swych sąsiadów z innego hrabstwa za obcych). O ile Anglicy postrzegani byli albo jako samolubni Wyspiarze, albo dzielni i nieustępliwi rycerze (francuski kronikarz Philippe de Commines, który wychwalał dzielność Anglików, dodawał jednocześnie że i tak nie dorównują oni odwagą rycerstwu francuskiemu), to angielskie kobiety, uważane były za prawdziwe... seksualne diablice. Panowało przekonanie że najlepsze prostytutki powinny się swego fachu uczyć od najbardziej zacnych angielskich dam (oczywiście przekonanie to nie było do końca prawdziwe, bowiem ci którzy tak mówili, niewątpliwie nie znali erotycznego temperamentu Francuzek, Włoszek czy Hiszpanek). To właśnie w Anglii wyszedł zwyczaj (nie praktykowany w Europie) całowania się w usta pomiędzy kobietami a mężczyznami na powitanie (w innych krajach Europy albo podawano sobie ręce, albo też na znak szacunku całowano w rękę kobietę).


 "TY MASZ GŁĄBA ZAMIAST MÓZG"
"MAM SIĘ TAKŻE OBNAŻYĆ Z BERETA?"
 



ACT 447 IS NOT APPLICABLE AND NEVER WILL APPLY TO POLAND

  

 CDN.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz