CZYLI JAK MÓWIONO I JAK UCZONO O
WOJNIE POLSKO-BOLSZEWICKIEJ W
KOMUNISTYCZNYCH SZKOŁACH PRL-U?
"Żeby nasze wojsko dobrze się rozwijało, to nie ma co mędrkować, ale się uczyć - od Armii Radzieckiej" - oto cytat z mojego ulubionego marksistowskiego filmidła pt.: "Żołnierz Zwycięstwa", opowiadającego o "chwalebnych" losach sadysty i pijaka, który jednym rozkazem będąc jeszcze w pijackiej malignie, wydawał rozkazy do szturmu piechoty bezpośrednio na niemieckie umocnienia, czołgi i karabiny maszynowe, co powodowało że z atakujących kompanii często nie pozostawał nikt żywy. Ale przecież kto by się tym przejmował, ludzie są po to aby służyć "wielkiej idei komunizmu", zresztą sowiecki marszałek Gieorgij Żukow był jeszcze lepszy, on nawet rozjeżdżał własnych rannych żołnierzy czołgami, jeśli tylko mogliby opóźnić "zwycięski marsz wyzwoleńczej Krasnej Armii". Przyznam się jednak szczerze że lubię powracać do tego typu propagandówek i może to zabrzmi dziwnie, ale jakoś szczególnie mnie one... odprężają. Lubię bowiem popatrzyć na ludzi, którzy wdrażali ten antyludzki system w życie i poznać metody oraz język, jakim kierowali się oni do społeczeństwa (lub społeczeństw w ogóle) w swej propagandzie. "Żołnierz Zwycięstwa" jest więc jednym z trzech (może czterech) tego typu filmów, które lubię sobie obejrzeć, aby się trochę odprężyć (pozostałe filmidła polskojęzyczne to: "Pod gwiazdą frygijską" i "Domek z kart", prócz tego sowieckie propagandówki: "Pierwaja Konnaja" czy "Czerwone liście").
Najbardziej jednak odprężają i jednocześnie rozśmieszają mnie, używane w owych filmach zwroty, jak choćby przytoczony wyżej nakaz "uczenia się od Armii Radzieckiej". Swoją drogą to ciekawe stwierdzenie i można by było zapytać, czego właściwie mamy się uczyć od Sowietów i ich armii, może tego jak wspaniale uciekali w 1920 r.? Niewiele osób wie bowiem o tym bowiem że wojna polsko-bolszewicka z lat 1919-1920 była... jedną z dwóch wojen, jakie podczas swego istnienia przegrała Sowiecka Rosja i Związek Sowiecki (druga była wojna w Afganistanie z lat 1979-1988), a jednocześnie jedyną wojną, w której Sowietów pobiło regularne wojsko (w Afganistanie walczyli głównie partyzanccy bojownicy). W tym filmie zresztą jest wiele równie ciekawych stwierdzeń, jak choćby takie: "tu w Warszawie, słowiańska krew nie woda - my prowokujemy powstanie (...) jak się prowadzi wielką grę, to się nie ma skrupułów..." - czyli mamy tutaj do czynienia ze starą sowiecką manipulacją, która miała nie tylko usprawiedliwić wstrzymanie uderzenia i pomoc Powstańcom Warszawskim (stwierdzenia typu: "Mnie się zdaje że nad Wisłą raczej zatrzymają się, żeby nabrać tchu", "Patrzcie co za strateg - zresztą ja też tak myślę"), ale również przedstawić żołnierzy Armii Krajowej i Rząd Rzeczpospolitej na Uchodźstwie, jako marionetki reku kapitalistów i zwykłych zbrodniarzy, którzy nie liczą się z krwią mieszkańców stolicy Polski (swoją drogą jak zresztą nie pierwszy raz, następuje tutaj swoiste odwrócenie pojęć - komuniści opisują swych przeciwników w taki sam sposób, w jaki oni postrzegali świat i czynili, czyli nie zważając na nic po trupach do celu - "wpieriod na Giermanca").
I nie chodzi mi tutaj o to, aby debatę (toczącą się zresztą już ponad 70 lat) na temat tego czy Powstanie Warszawskie było potrzebne czy też nie (ja uważam że jak najbardziej było, gdyż co prawda po latach można analizować ogromne straty jakie wówczas ponieśliśmy i fakt że wybito nam znów mnóstwo młodej, patriotycznie nastawionej inteligencji - ale mimo to trzeba się wczuć w atmosferę tego czasu, Powstanie i tak by wybuchło, bez względu na decyzję dowództwa AK, gdyż nienawiść do Niemców była tak wielka i świadomość ich nadciągającej klęski tak istotna, że nie można było tego powstrzymać) zastopować i do niej nie wracać. Owszem, należy, nawet trzeba debatować na ten temat, prezentować swoje racje itd, ale... won od tego moskiewskim pachołkom, próbującym tym tematem nas na nowo podzielić, won do Moskwy wszystkim sowieckim i filoruskim agentom, debatować nad sensem polskiej okupacji Moskwy w latach 1610-1612, czy przyniosła ona trochę cywilizacji na te dzikie turańskie stepy, czy też nie. Swoją drogą dziś największym świętem rosyjskim, jest święto wypędzenia tzw.: "polskich interwentów" w 1612 r. Czy to nie dziwne, że jedynymi który zdobył Moskwę to byli Polacy, oraz jedyni, którzy powstrzymali Sowietów to też byli Polacy? Ot i wszystko w temacie.
W każdym razie ten i jemu podobne filmy, są ciekawe pod względem socjologicznym i politycznym, gdyż ułatwiają zrozumienie technik manipulacji, jakie stosowała sowiecka (i stosuje obecnie rosyjska) propaganda w filmie, mediach i na portalach społecznościowych. Ale nie o tym chciałem pisać, choć przykład wojny polsko-bolszewickiej jest tutaj zapewne wymowny, gdyż dalszy temat będzie dotyczył właśnie tego zagadnienia, a konkretnie metod, jakimi posługiwali się komuniści, aby po 1944/45 r. uczyć mówić dzieciom w szkołach o tymże wydarzeniu, jakim właśnie była zwycięska wojna polsko-bolszewicka 1920 r. Problem polegał bowiem głównie na tym, jak wytłumaczyć dzieciom i w ogóle społeczeństwu, dlaczego odradzająca się z ponad wiekowej niewoli Polska, odrzuciła komunistyczny eksperyment, jaki próbowano nam zainstalować i jak to się stało, że "zwycięska Armia Radziecka", od której przecież mieliśmy się uczyć, dostała od nas wówczas takie baty? Przejdźmy zatem do tematu:
FRAGMENT O "UCZENIU SIĘ OD ARMII RADZIECKIEJ" OD 1:04:30
OKRES I
LATA 1944-1948
Ten okres jest wyjątkowo łagodny, jeśli idzie o natężenie komunistycznej propagandy, szczególnie w oświacie. brało się to z faktu, iż w tym czasie komuniści polscy i ich sowieccy protektorzy mieli ważniejsze zadania, niż zajmowanie się nauczaniem, trzeba było przecież wyeliminować "bandy" - na które przecież jeździło, służąc w Korpusie Bezpieczeństwa Wewnętrznego, Urzędzie Bezpieczeństwa czy Informacji Wojskowej wielu późniejszych naukowców akademickich, jak choćby sławny na Zachodzie Zygmunt Bauman. Poza tym zajmowano się szabrowaniem muzeów, galerii sztuki aby zrabowane przedmioty przewieść do swoich "komandirów" (nie mówiąc oczywiście o okradaniu wsi, gdzie lokalne prawdziwe bandy komunistycznych najeźdźców, okradały chłopów zarówno podczas wojny, jak i już po jej zakończeniu, będąc wówczas reprezentantami tzw.: "władzy ludowej".
Poza tym zajmowano się tym, co umiano najlepiej, czyli torturowaniem i mordowaniem ludzi, którzy nie chcieli żyć w zniewolonym kraju w ludowej demokracji (która notabene jest adekwatna z tzw.: "liberalną demokracją", jaką współcześni neomarksiści próbują nam narzucić. Prawdziwa bowiem demokracja, jest bez przymiotnikowa). Ludzie ci byli niesamowicie męczeni, przy czym bicie należało do najłagodniejszych form używanych na nich tortur. Czy więc można się dziwić, że np. komuniści, którzy w ramach partyjnych intryg sami trafiali do więzień, wiedząc co może ich spotkać, szybko przyznawali się do każdej, nawet najbardziej bzdurnej winy, aby tylko uniknąć tortur. Gdy zaś okazywało się że według oficerów śledczych nie mówili i tak całej "prawdy", dodawali: "towarzysze, to przypomnijcie mi co jeszcze uczyniłem, a ja natychmiast to dopiszę". Nic więc dziwnego że w tym początkowym okresie "umacniania władzy ludowej" - jak to potem się pięknie nazywało w oficjalnej propagandzie, nie starczyło czasu na zajęcie się również oświatą i pełną marksistowską propagandą w szkołach.
SOWIECKIE TORTURY W LATACH 1917-1920
I PO ROKU 1944
"KIEDYŚ ZA TO ODPOWIECIE"
"NA RAZIE TO MY PISZEMY HISTORIĘ, NA WASZYCH SKÓRACH I KOŚCIACH, A PODRĘCZNIKI BĘDĄ TAKIE, JAKIE MY CHCEMY"
"NA RAZIE TO MY PISZEMY HISTORIĘ, NA WASZYCH SKÓRACH I KOŚCIACH, A PODRĘCZNIKI BĘDĄ TAKIE, JAKIE MY CHCEMY"
BOŻE, NIE ZAPOMNIJ O NAS!
Dlatego
też zaraz po wojnie do szkół i na uniwersytety wracali dawni,
przedwojenni nauczyciele i profesorowie, którym udało się uniknąć
niemieckich łapanek, obozów koncentracyjnych i publicznych egzekucji.
Wracali często jako strzępy człowieka (w filmie "Dom" jest taka
scena, gdy ocalały z niemieckiego obozu koncentracyjnego doktor Sergiusz
Kazanowicz ma problem co zrobić ze swoim starym, nie mogącym już
chodzić psem. Wreszcie postanawia go uśpić, ale gdy przybywa na miejsce i
widzi komin, w którym palone są zwłoki uśpionych zwierząt, odstępuje od
tego zamiaru, przypominając sobie to, czego doświadczył w obozie).
Musieli teraz na nowo podjąć pracę z uczniami i studentami w
powojennych, ciężkich warunkach (sale były często były nieogrzewane lub
nawet nosiły ślady zniszczeń wojennych, uczniowie zaś, podobnie jak
nauczyciele przeszli okupacyjną traumę i powojenne sowieckie
"wyzwolenie", byli fizycznie i psychicznie doświadczeni tym, co działo
się podczas Powstania Warszawskiego, dlatego praca z młodzieżą, w tych
pierwszych powojennych latach nie należała do łatwych.
Jak już wspomniałem, prócz nowej kadry nauczycielskiej, którą mogliby wprowadzić komuniści, brakowało im również podręczników szkolnych, dlatego też w tych pierwszych latach wykładowcy i uczniowie korzystali ze starych, przedwojennych podręczników (jeśli i one w ogóle były dostępne). Z tego względu (stara, przedwojenna kadra nauczycielska i przedwojenne podręczniki) natężenie propagandy w tych latach było minimalne. Pojawiały się już pierwsze periodyki, powielające sowiecką propagandę w stylu krytyki II Rzeczypospolitej ("państwo faszystowskie" - "domek z kart" itd.), i nowatorskich prądów, jakie płyną ze Związku Sowieckiego (używając w nowomowie zawsze określenia: "Radziecki"). Pierwszy podręcznik, który mówił o zagadnieniu związanym z wojną polsko-bolszewicką 1919-1920 r. wyszedł w 1947 r. pod redakcją Natalii Gąsiorowskiej (znanej, przedwojennej historyczki, której jednak powojenna kariera upływała pod znakiem marksistowskiej propagandy). Temat wojny z bolszewikami omawiany był dopiero w podręczniku do historii dla klasy VIII, gdzie na 392 strony tej książki, cały konflikt został przedstawiony na zaledwie... połowie strony, pt..: "Zagadnienie wojny polsko-bolszewickiej w ramach wojny domowej w Rosji". Całą winę zrzucała w nim na "siły kontrrewolucyjne" do których również zaliczała Wojsko Polskie jako część składową sił białej Rosji. Największym winowajcą zaś został uznany Józef Piłsudski, jako ten, który dążył do zagarnięcia siłą części ziem narodów Rosji i oderwania ich od "macierzy" ( znów komunistyczne odwrócenie pojęć o którym wyżej wspomniałem). Ów ciemiężyciel narodów, odrzucił pokojowe propozycje sowieckie i zdradziecko pierwszy zaatakował Armię Czerwoną. Ale, Sowieci nie byli przecież w ciemię bici i bohatersko odrzucili siły tego polskiego watażki. Problem był na końcu, bo jak tu przedstawić młodzieży wynik wojny, skoro się napisało że Armia Czerwona bohatersko odparła "zdradziecki napad" Piłsudskiego"? Co tu zrobić? Najlepiej... w ogóle nie pisać o wyniku, tylko lakonicznie stwierdzić iż: "w lipcu wojska rosyjskie podeszły pod Warszawę, gdzie front radziecki się załamał" - tyle.
A dlaczego się załamał, kiedy dokładnie to nastąpiło, kto był autorem owego załamania? o tym niestety nie można się już było dowiedzieć z podręcznika pani Gąsiorowskiej. Za to wiele miejsca zajęła jej prezentacja wewnętrznej polityki odradzającego się kraju, i to iż w Polsce przedwojennej mieszkało wielu Ukraińców i Białorusinów, którzy bardzo cierpieli z tego powodu (pewnie pragnęli czym prędzej zjednoczyć się z "macierzą" czyli ze Związkiem Sowieckim, który w latach 30-tych zafundował Ukraińcom armageddon, jakiego nie doświadczyli nawet podczas II Wojny Światowej, zwany Wielkim Głodem (z premedytacją zagłodzono miliony Ukraińców odbierając im wszystko, co tylko było do jedzenia i zmuszono ich aby albo zjadali korę z drzew, albo suchą trawę, albo też... własne dzieci, żony lub rodziców. Nastąpiła wówczas taka plaga kanibalizmu, jakiej nie znał nawet kontynent afrykański w swoich dziejach). Przede wszystkim zaś, przedstawiła ono międzywojenną Polskę, jako kraj, który pragnąc dokonać ekspansji przeciwko swym słowiańskim braciom na wschodzie ("Kto powiedział że Moskale, to są bracia nas Lechitów, temu pierwszy w łeb wypalę pod kościołem Karmelitów" - jak pisał w 1831 r. Rajmund Suchodolski), porzucił Słowian na zachodzie i zostawił ich na pastwę hitlerowskich Niemiec. Tak oto wyglądała prezentacja zagadnienia wojny polsko-bolszewickiej, w pierwszym, powojennym okresie "instalowania" w Polsce komunistycznej władzy, przywiezionej na sowieckich tankach z Moskwy.
OKRES II
LATA 1948-1956
W tym okresie nastąpiło prawdziwe "rozkręcenie się" komunistycznej propagandy, w czym szkoły pełniły bardzo ważne zadanie (prócz gazet, radia i telewizji), wszystko musiało zostać podporządkowane komunistycznej idei stworzenia nowego człowieka i nowego marksistowskiego ładu, podobnie jak dzieje się to dzisiaj (swoją droga ostatnio w jednym z wywiadów Bronisław Wildstein trafnie opisał tę marksistowską potrzebę budowy czegoś innego, niż to co jest: "Z zasadniczej przyczyny - rewolucja z definicji jest przejawem ambicji stworzenia świata na nowo, a człowiek nie potrafi tego uczynić. Świat stwarza jedynie Bóg albo natura, jak ktoś chce go inaczej nazwać. Jeśli uważamy, że możemy go w tym zastąpić, to jest to przejaw skrajnej pychy. Przecież my nawet nie jesteśmy w stanie wyobrazić sobie radykalnie innej od naszej rzeczywistości. Ci rewolucjoniści, którzy nie byli szaleńcami w klasycznym tego słowa znaczeniu (bo np. Fourier zapowiadał, że po obaleniu kapitalizmu w morzach będzie płynąć lemoniada, a lwy zamienią się w anty-lwy), jak np. Marks, nie mieli konkretnej wizji społeczeństwa, które chcieliby zbudować (...) Nie chodzi o to, żeby zawsze zgadzać się na status quo. Ale trzeba uzmysłowić sobie własne ograniczenia (...) Sprzeciwiać się można, ale w imię czegoś realnego (...) totalitaryzm bierze się ze skłonności do utopii. A próba realizacji utopii jest możliwa tylko jako totalitaryzm, gdyż tylko w ten sposób można zdruzgotać stary świat (...) do tego jest potrzebna totalna władza (...) mamy już przemoc (...) symboliczną w postaci ośmieszania, odbierania prestiżu i godności, wypierania z przestrzeni publicznej. Mamy usuwanie nieprawomyślnych z uniwersytetów - a to już jest bardzo charakterystyczne dla totalitaryzmów (...) proces odbywający się na Zachodzie nie jest roztropny").
W szkołach, na uniwersytetach - prezentowano odtąd "jedynie słuszną wizję dziejów", która nie podlegała żadnej dyskusji, bowiem ktokolwiek się z nią nie zgadzał, musiał się liczyć z represjami (często bardzo brutalnymi). Był to okres, gdzie Józefa Stalina zaczęto prezentować jako niemal półboga, zbawcę ludzkości. Dziś określenia, jakimi posługiwano się w mediach mówiąc o Stalinie, mogą śmieszyć, ale wówczas nawet książki przyrodnicze lub takie które opisywały np. życie pszczół, miały kilka a nieraz kilkanaście stron poświęconych samemu Stalinowi. Oto niektóre z określeń, jakimi opisywała go komunistyczna prasa: "Słońce komunizmu", "Pochodnia rewolucji światowej", "Olbrzym myśli i czynu", "Nasze słońce", "Gwiazda Kaukazu", "Inżynier naszych marzeń", "Mąż sprawiedliwości", "Największy humanista naszych czasów", "Najserdeczniejszy przyjaciel zwykłego człowieka", "Jutrzenka nowej ery", "Mądry i prosty jak prawda", "Ten, który uratował prostego człowieka", "Czułe serce świata" - itd. itp.). W tym okresie komuniści już okrzepli i umocnili się u władzy, dzięki czemu spokojnie mogli zabrać się za oświatę. Wszyscy niepokorni nauczyciele i wykładowcy, którzy nie zaakceptowali marksistowskiej nowomowy i dialektyki, byli usuwani z pracy (często z zakazem podejmowania jakiejkolwiek pracy, co równało się oczywiście pozbawieniu możliwości zarobkowania), a na ich miejsce przychodzili nowi, już odpowiednio "ukształtowani" i wierni partii komunistycznej i jej ideologii.
Szkoła przestała być miejscem stawiania wątpliwości i zadawania pytań, to, co zostało oficjalnie zapisane w podręcznikach, czy podczas zajęć przez nauczycieli, należało przyjąć bez żadnych zastrzeżeń jako prawdę objawioną. W takiej sytuacji oczywiście cała historia, która nie odpowiadała założeniom marksizmu i nie umacniała moskiewskiej dominacji, była krytykowana i rugowana. A to oznacza że krytyce poddawano wówczas nie tylko historię całej II Rzeczpospolitej, jako państwu zbudowanemu na fundamentach antykomunizmu, ale również innych okresów polskiej historii, jak choćby Rzeczpospolitej Obojga Narodów (z jej ekspansją na Moskwę i temu że przez długi czas dominowaliśmy na Wschodzie nie tylko militarnie, ale przede wszystkim kulturowo i ekonomicznie), ale również choćby czasów Bolesława Chrobrego i zajęcia przez niego Kijowa w 1018 r. Każdy przejaw jakiegokolwiek antyrosyjskiego zachowania w polskich dziejach, był od razu krytykowany i wyrzucany poza nawias, jako jedynie godny potępienia i pożałowania. Nie było jednak większego wroga niż Józef Piłsudski, za którego plecami, jak pisano: "stało 10 wieków imperialistów ciemiężących narody wschodu". Nowe podręczniki do nauki historii wyszły już w 1949 r. z których o odzyskaniu przez Polskę niepodległości w listopadzie 1918 r., dowiadywał się uczeń w klasie IV, jako jednego z wydarzeń "Wielkiej Rewolucji Październikowej".
W klasie VII zwiększała się krytyka II Rzeczpospolitej, jako państwa "przeciwdziałającemu rewolucji", ale jeszcze wówczas nic nie pisano na temat wojny polsko-bolszewickiej. Dopiero od klasy IX w rozdziale: "Rzeczpospolita burżuazyjno-obszarnicza (1918-1939)" zaczęto opowiadać o samej wojnie, ale lakonicznie, nie tylko w sposób wybitnie propagandowy, lecz jeszcze dodatkowo obraźliwy, jako podsumowania skrajnej krytyki państwa polskiego przedstawianego jako: burżuazyjne, nacjonalistyczne, rasistowskie i faszystowskie" (skąd my to znamy, czyż jeszcze niedawno w zachodnich lewicowych mediach nie mówiono o "marszu 60-tys. polskich nacjonalistów, supremacjonistów i zwolenników białej rasy" podczas Marszu Niepodległości 11 listopada 2017 r.? No cóż, marksizm ma już to do siebie, że jest straszliwie przewidywalny i jednocześnie w swej propagandzie strasznie tępy). Polska zawsze stała na przeszkodzie budowie wszelkich totalitarnych ustrojów, mających stworzyć ludziom "Raj na Ziemi". Działo się to nie dlatego, że nie pragniemy tego Raju, ale dlatego że człowiek jeśli odwraca się od naturalnych cech, którymi obdarzył nas Stwórca, nie jest jednocześnie zdolny do stworzenia czegokolwiek innego, co szybko nie zamieniłoby się w krwawą dyktaturę. Każda rewolucja zostanie utopiona w ludzkiej krwi, pocie i łzach, gdyż człowiek nie jest zdolny sam wygenerować lepszego świata, niż ten stworzony przez Boga. Co prawda każdy z nas posiada możliwości kształtowania pewnego obrazu świata i jego urzeczywistniania, ale po pierwsze dotyczy to tylko i wyłącznie nas samych lub ewentualnie jeszcze (choć już z zastrzeżeniami, gdyż tutaj następują duże korelacje) własnego otoczenia. I wszystko, każda próba stworzenia czegoś na kształt "nowego Raju" musi się zakończyć masowymi mogiłami.
Pierwsze kompleksowe podręczniki, mówiące o wojnie polsko-sowieckiej, wyszły dopiero od 1953 r. W tymże roku ukazał się prawdziwy "podręcznik hańby" (jak nazwano go po latach), pod redakcją polsko-rosyjskiej historyk - Żanny Kormanowej - "Historia Polski 1864-1945. Materiały do nauczania w klasie IX". Był to jawny przykład otwartej sowieckiej propagandy, w której znalazły się wszystkie wcześniej wymienione epitety, na określenie II Rzeczpospolitej i Jej wojska, jak również doszły nowe, słowne potworki. O Wojnie polsko-bolszewickiej, Kormanowa twierdzi że wywołała ją "imperialistyczna polityka jaśniepańskiej Polski", na której czele stał Piłsudski: "słaby, uległy imperialistom człowiek, który nie potrafił zapanować nad swoimi ludźmi bez pomocy zagranicznej". Marszałek jest tam również przedstawiany jako: "jawny pachołek niemieckiego imperializmu" a Wojsko Polskie pod jego rozkazami to: "wermachtowcy" i skrajni faszyści (jak ja lubię czytać temu podobne bzdury, po prostu uwielbiam to robić, bowiem wówczas dopiero namacalnie uświadamiam sobie, że marksizm to tak naprawdę choroba głowy, umysłu. Całkowite oderwanie się od racjonalnej rzeczywistości i zatopienie w utopijnych antyludzkich wizjach - przerażające, a jednocześnie... takie zabawne). Wojsko Polskie to sami obrzydliwi faszyści, których nad Wieprzem powstrzymują dzielne sowieckie sołdaty już po zaledwie "paru dniach ofensywy".
No niestety, nie dało się zmienić rzeczywistości już zaistniałej, więc nie można było powiedzieć że dzielne sowieckie sołdaty tę wojnę wygrały, mimo że tak bohatersko powstrzymywały każde ofensywy tych polskich faszystów. Dlatego też w podręczniku Kormanowej jest powiedziane że wojna została co prawda przegrana, ale nie dzięki Wojsku Polskiemu czy Marszałkowi Piłsudskiemu, ale przez... zdrajców. Tak, przez zdrajców ulokowanych w Armii Czerwonej - czyli Trockiego i Tuchaczewskiego (Lew Trocki został wygnany z Sowietów w styczniu 1929 r. i osiadł w Europie Zachodniej. Swoją drogą jest zastanawiające dlaczego Stalin nie zabił Trockiego od razu, ale pozwolił mu wyjechać, czy ktoś się zastanawiał nad tym fenomenem, przecież wszystkich innych swych wrogów - realnych lub wyimaginowanych - mordował w sposób bezdyskusyjny, dlaczego więc dla Trockiego zrobił wyjątek? Otóż dlatego, że dobrze znał Trockiego i jego marksistowskie, internacjonalistyczne poglądy i wiedział, że wypuszczony na Zachód, ten człowiek zatruje swymi teoriami tamtejsze, lewicujące ośrodki inteligenckie, sprowadzi je na zupełne manowce zdrowego rozsądku, co pozwoli wewnętrznie osłabić państwa Europy Zachodniej i je podbić przez Związek Sowiecki. Natomiast Tuchaczewski został skazany na śmierć w sfabrykowanym procesie politycznym w 1937 r. więc ci ludzie byli oficjalnie potępieni, dlatego też Kormanowa ich sobie wybrała, jako głównych winowajców klęski 1920 r.).
W 1956 r. wyszedł nowy podręcznik do historii, pod redakcją Marii Dłuskiej i Janiny Schoenbrenner. W tym podręczniku dla klasy IV wspomniana jest wojna polsko-bolszewicka, ale tylko w rozdziale zatytułowanym: "Odzyskanie niepodległości Polski dzięki zwycięstwu Wielkiej Październikowej Rewolucji Socjalistycznej"(swoją drogą w każdym słowie tego zdania zawarty jest fałsz, bowiem rewolucja bolszewicka nie była ani "Wielka" - zdobycie władzy w Piotrogrodzie nastąpiło w zasadzie przez przypadek, zresztą Lenin już po zdobyciu władzy nie wierzył do końca że uda się ją utrzymać dłużej niż kilka tygodni. Ani też nie była "Październikowa" - realnie wybuchła ona w 6 listopada, ale ponieważ jeszcze wówczas w Rosji utrzymywał się kalendarz juliański - wprowadzony przez Cezara w 45 r. p.n.e. - był to dzień 24 października, potem jednak przyjęto kalendarz gregoriański i cofnięto datowanie o dwanaście dni do przodu. Nie była to też żadna "Rewolucja" - gdyż jak wspomniałem Leninowi udał się zamach dosłownie przez przypadek i sam nie wierzył że ten zryw uda się utrzymać - jeszcze kiedyś rozwinę bardziej ten temat. Oczywiście też nie była ona "Socjalistyczna" - gdyż socjaliści, byli głównym, najbardziej zwalczanym wrogiem bolszewików Lenina, byli bardziej niszczeni niż np. narodowcy). W tym podręczniku wojna z bolszewikami roku 1920 r. była przedstawiana jako imperialistyczny atak sił polskich, na "republiki radzieckie". Nie była ona oczywiście omawiana, a jedynie stwierdzano iż była to wojna "niesprawiedliwa", z której tylko skorzystali Niemcy, zagarniając "stare ziemie piastowskie" na zachodzie (doprawdy nie wiem o co chodziło tutaj autorkom tego podręcznika, o zwycięskie Powstanie Wielkopolskie, o Powstania Śląskie w wyniku których otrzymaliśmy większą część Górnego Śląska, a może o plebiscyty na Warmii i Mazurach? - rzeczywiście przegrane, ale głównie dlatego, że Niemcy stosowali politykę zwożenia wszystkich tam urodzonych, aby zagłosowali za przynależnością tych ziem do Niemiec).
W 1956 r. pojawił się jeszcze jeden podręcznik do historii, pod redakcją m.in.: Jana Kwaśniewicza, Józefa Pawlika i Józefa Mężyka i był przewidziany dla klasy VII. W zasadzie powielał wszystkie poprzednie uogólnienia, stereotypy i jawne kłamstwa, obecne w poprzednich podręcznikach. Polacy zostali tam przedstawieni jako zaborczy najeźdźcy "zależni od kapitalistów zagranicznych", którzy konsekwentnie odmawiali przyjęcia "rozsądnych" sowieckich propozycji pokojowych. Mało tego, zaprezentowano tam również Wojsko Polskie, jako taką zbieraninę nieudaczników i dekowników, którzy najchętniej by poszli sobie do domu i nie walczyli z potężną Armią Czerwoną, no ale niestety, zachodni oficerowie, wysłani tutaj przez zachodnich kapitalistów, czuwali nad wszystkim i wzięli ich w karby, uniemożliwiając "rozejście się". Polacy też nie potrafili walczyć, trzeba im było dopiero pokazać, jak to się robi (przecież powszechnie wiadomo że Polacy dopiero co niedawno zeszli z drzew i nauczyli się chodzić, więc nic dziwnego że nie potrafili nawet walczyć - prawda?). Tylko dzięki zagranicznym sztabowcom udało się zwyciężyć, choć... to też nie było żadne zwycięstwo, bowiem jak zostało zapisane w owym podręczniku: "Po kilkudniowym triumfie reakcji polskiej (...) armia Piłsudskiego zmuszona była do gwałtownego odwrotu" (he-he-he toż się musieli chłopaki natrudzić nad tą słowną ekwilibrystyką). Cały podręcznik wprost wypełniony jest treściami wybitnie antypolskimi, mającymi wywołać u młodego odbiorcy wrażenie że poprzednie pokolenia Polaków, to byli jacyś nieudacznicy, którzy zawsze przegrywali i niczego nie potrafili stworzyć, ewentualnie byli to zdeklarowani faszyści (dziś by jeszcze dodano "i zwolennicy białej rasy" 😂). Swoją drogą zastanawia tylko jedno, skoro byli to tacy nieudacznicy, którzy nawet nie potrafili walczyć, to dlaczego na końcu autorzy piszą wreszcie że "w lecie 1920 Armia Czerwona została odparta". Kto ją zatem odparł - jacyś faszyści? A może te szympansy, co niedawno zeszły z drzew, zwane pogardliwie Polakami?
W 1956 r. pojawił się jeszcze jeden podręcznik do historii, pod redakcją m.in.: Jana Kwaśniewicza, Józefa Pawlika i Józefa Mężyka i był przewidziany dla klasy VII. W zasadzie powielał wszystkie poprzednie uogólnienia, stereotypy i jawne kłamstwa, obecne w poprzednich podręcznikach. Polacy zostali tam przedstawieni jako zaborczy najeźdźcy "zależni od kapitalistów zagranicznych", którzy konsekwentnie odmawiali przyjęcia "rozsądnych" sowieckich propozycji pokojowych. Mało tego, zaprezentowano tam również Wojsko Polskie, jako taką zbieraninę nieudaczników i dekowników, którzy najchętniej by poszli sobie do domu i nie walczyli z potężną Armią Czerwoną, no ale niestety, zachodni oficerowie, wysłani tutaj przez zachodnich kapitalistów, czuwali nad wszystkim i wzięli ich w karby, uniemożliwiając "rozejście się". Polacy też nie potrafili walczyć, trzeba im było dopiero pokazać, jak to się robi (przecież powszechnie wiadomo że Polacy dopiero co niedawno zeszli z drzew i nauczyli się chodzić, więc nic dziwnego że nie potrafili nawet walczyć - prawda?). Tylko dzięki zagranicznym sztabowcom udało się zwyciężyć, choć... to też nie było żadne zwycięstwo, bowiem jak zostało zapisane w owym podręczniku: "Po kilkudniowym triumfie reakcji polskiej (...) armia Piłsudskiego zmuszona była do gwałtownego odwrotu" (he-he-he toż się musieli chłopaki natrudzić nad tą słowną ekwilibrystyką). Cały podręcznik wprost wypełniony jest treściami wybitnie antypolskimi, mającymi wywołać u młodego odbiorcy wrażenie że poprzednie pokolenia Polaków, to byli jacyś nieudacznicy, którzy zawsze przegrywali i niczego nie potrafili stworzyć, ewentualnie byli to zdeklarowani faszyści (dziś by jeszcze dodano "i zwolennicy białej rasy" 😂). Swoją drogą zastanawia tylko jedno, skoro byli to tacy nieudacznicy, którzy nawet nie potrafili walczyć, to dlaczego na końcu autorzy piszą wreszcie że "w lecie 1920 Armia Czerwona została odparta". Kto ją zatem odparł - jacyś faszyści? A może te szympansy, co niedawno zeszły z drzew, zwane pogardliwie Polakami?
"W KOLORZE KRWI OBJAWIŁ DIABEŁ SIĘ,
CZERWONA GWIAZDA - JEGO ZNAK!
PROWADZĄ BÓG-OJCZYZNA-HONOR I GNIEW,
DOPÓKI SZABLA W DŁONI A W ŻYŁACH KREW,
DOPÓKI SAM KOMENDANT WIEDZIE NAS NA BÓJ,
NIE ZGINIESZ POLSKO - KRAJU MÓJ!"
ACT 447 IS NOT APPLICABLE AND NEVER WILL APPLY TO POLAND
CDN.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz