Łączna liczba wyświetleń

sobota, 18 kwietnia 2020

GWAŁT - CZY NIEODZOWNY ELEMENT KOBIECEGO LOSU? - Cz. XVII

NAJWAŻNIEJSZE I (NIEKIEDY)

NAJBRUTALNIEJSZE PRZYPADKI

GWAŁTÓW W HISTORII





 145 r. p.n.e.

GWAŁT NA WESELU

Cz. III




 

BÓG Z ODLEGŁEJ KRAINY

Cz. III



 W 404 r. p.n.e. skończyła się wojna peloponeska, toczona już od prawie trzydziestu lat (431 r. p.n.e.) pomiędzy Atenami i ich Związkiem Morskim a Lacedemonem (Spartą) i Związkiem Peloponeskim. W tej walce od 412 r. p.n.e. Spartę wspierała (zarówno finansowo jak i militarnie) Persja, która zamierzała odzyskać, utracone 65 lat wcześniej miasta i wyspy zachodniej Azji Mniejszej. Zawarty wówczas tzw.: traktat Chalkideusa, przyznawał Persom: "Wszystkie ziemie i wszystkie miasta, jakie król posiada i jakie przedtem posiadali jego przodkowie (...) Król i Lacedemończycy oraz ich sprzymierzeńcy (...) wojnę przeciw Ateńczykom będą prowadzić wspólnymi siłami (...). Ani królowi, ani Lacedemończykom i ich sprzymierzeńcom nie wolno zawrzeć odrębnego pokoju z Ateńczykami, chyba że tak postanowią obie układające się strony". Mądre działania satrapy Lidii - Tissafernesa (następcy zbuntowanego w 413 r. p.n.e. długoletniego satrapy - Pissutnesa, jego zaś syn - Amorges, uciekł do Ateńczyków), doprowadziły do zajęcia przez Persów kolejnych miast: Efezu, Klazomenaj, Lebedos, Fokaji, Kyrene a nawet Teos, które Persowie zdobyli wspólnie ze Spartanami. Ci ostatni szybko pożałowali takiego sojuszu, a oskarżani o wspieranie śmiertelnych wrogów Hellady (Ateńczyk Eurypides głosił nawet, że wszyscy Persowie prócz jednego - ich króla - są niewolnikami, a to oznacza że wszelkie układy z nimi nie mogą zostać uznane), przeto już w kilka miesięcy później (411 r. p.n.e.), Sparta zawarła drugi traktat z Persami, zwany powszechnie "układem Teremenesa", który doprecyzowywał pewne nieopisane w poprzednim traktacie niewielkie punkty sporne, choć z punktu widzenia Persów, niewiele się zmieniało. Nadal bowiem Lacedemończycy (i ich sojusznicy) potwierdzali prawa monarchii Achemenidów do całej Jonii i wszystkich ziem jakie poprzednio wchodziły w skład państwa Dariusza Wielkiego czy Kserksesa. Należy więc od razu zadać pytanie, po co Spartanie podpisywali drugi traktat z Persami, skoro i tak niczego szczególnego nie wskórali? Odpowiedź jest następująca - oni początkowo chcieli redefiniować cały traktat, ale silny opór Tissafernesa, który zagroził zerwaniem rozmów, zmiękczył ich postulaty. 

Lacedemończycy bowiem doskonale zdawali sobie sprawę, że bez perskich pieniędzy tej wojny mogą nie wygrać, dlatego też godzili się na wszystko byle tylko utrzymać sojusz, a ewentualne kwestie sporne pozostawić na czas powojenny. Persowie byli tutaj wyraźnie stroną dominującą i to oni rozdawali karty (wiadomo, kto płaci ten wymaga), a wszelkie próby Spartan wzięcia Greków małoazjatyckich w jakiś rodzaj "protekcji", kończyły się niepowodzeniem i groźbą zerwania rozmów, a na to Sparta w żadnym wypadku nie mogła sobie pozwolić. Rozważny polityk, jakim był satrapa Tissafernes, twierdził otwarcie że na Greków działa: "czas i pieniądz" i dzięki nim można uczynić dosłownie wszystko. Po klęsce i utracie spartańskiej floty w bitwie morskiej z Ateńczykami pod Kyzikos (410 r. p.n.e.), zawarto z Persami trzeci traktat (trzeci w ciągu zaledwie dwóch lat), w którym Persowie zwiększali swą pomoc finansową oraz deklarowali realne wsparcie militarne (chodziło głównie o wysłanie na Morze Egejskie perskiej floty fenickiej, której wysłanie obiecywał Tissafernes, choć, jak wspomina Tukidydes: "W ogóle tak mało wykazywał zainteresowania dla wojny, że nietrudno było to zauważyć"). Jednak Persowie nie spieszyli się z przysłaniem okrętów. Pieniądze co prawda przekazali (sukcesy, a co za tym idzie wzmocnienie Aten, nie leżało bowiem w ich interesie), ale realnie nie zamierzali się wtrącać w ten panhelleński konflikt. Z ich punktu widzenia bowiem, najlepiej byłoby, gdyby Spartanie i Ateńczycy sami się wykończyli długoletnimi działaniami wojennymi, a wówczas nie mieliby siły nie tylko zaprotestować przed zajęciem ziem małoazjatyckich czy trackich, ale - kto wie - może nawet Persowie pokusiliby się o ponowną inwazję i realne podporządkowanie sobie całej tej krainy, która oparła się ich naporowi kilkadziesiąt lat wcześniej. Poza tym, Tissafernes utrzymywał potajemne kontakty z Alkibiadesem - wodzem ateńskiej floty, stacjonującej na Lesbos i operującej na Morzu Egejskim (głównie zaś na jego wschodnich wodach). Ta mądra perska polityka, została nagle przerwana w 408 r. p.n.e., niestety z winy samych Persów. 

Pisałem już o tym wydarzeniu w innym temacie, teraz tylko nadmienię, że satrapa Tissafernes był żonaty z córką króla Dariusza II Ochosa - Amestris, której nie znosił. Kochał się bowiem w swej przyrodniej siostrze Roksanie (która ubierała się po męsku i miast zajęć niewieścich, wolała strzelać z łuku i jeździć konno). Ponieważ jednak nie miał możliwości rozwieść się z Amestris, postanowił zbuntować się i uśmiercić nieszczęsną kobietę, wrzucając ją do worka i przebijając mieczami. Spisek się nie udał, Amestris ocalała, Tissafernes został obalony (408 r. p.n.e.), zaś Roksanę (i prawie całą rodzinę lidyjskiego satrapy) brutalnie uśmiercono (rozrywając ją hakami na strzępy) z polecenia królowej matki - Parysatis, która niczym wzburzona furia mściła się teraz za próbę zamachu na życie jej córki. Ocalała jedynie Stateira - młodsza siostra Tissafernesa, która była wówczas małżonką księcia Arsakesa (ponoć na kolanach błagał on matkę o darowanie żonie życia i ostatecznie Parysatis zgodziła się na to, ale dodała że przyjdzie jej jeszcze tego żałować). W 408 r. p.n.e. satrapą Lidii, Frygii i Kapadocji, został młodszy syn Dariusza II i Parysatis - Cyrus (który był jej ulubionym synem). To właśnie królowa-matka wymogła na swym małżonku, uczynienie z Cyrusa zarządcy (a realnie niezależnego władcy) znacznych obszarów Azji Mniejszej. Wydawało się już że wszystko wraca do normy i pomimo kilku buntów (w 407 r. p.n.e. zbuntowali się Medowie, w 405 r. p.n.e. Kadusjowie znad Morza Kaspijskiego, oraz odnotowano pewne niepokoje w Babilonii), zarówno dynastia Achemenidów, jak i perskie państwo wszędzie święciło triumfy. W 405 r. p.n.e. spartańska flota (wystawiona ponownie za perskie pieniądze) pod dowództwem króla Lizandra, rozbiła ostatecznie ateńską flotę w bitwie u ujścia rzeki Ajgospotamoj w Hellesponcie, a wkrótce potem, wygłodzone Ateny musiały skapitulować (404 r. p.n.e.). Persja wówczas uzyskała wszystko, co sobie wcześniej uzgodniła i był to prawdziwy triumf perskiej polityki - praktycznie bezkrwawe odzyskanie utraconych przed 74 lat ziem. Sukces ten jednak przyćmiła śmierć króla Dariusza II Ochosa i walka o władzę, jaka następnie wybuchła w Imperium Perskim. 




Naturalnym kandydatem do tronu, był najstarszy z synów Dariusza i Parysatis - Arsakes, miał on jednak silną konkurencję, gdyż jeszcze trzem innym jego braciom (Cyrusowi, Ostanesowi i Oksathresowi) marzył się tron Persji. Królowa-matka wsparła jednak młodszego syna Cyrusa, gdyż po pierwsze nienawidziła Stateiry, żony Arsakesa, a po drugie Cyrus był jej "oczkiem w głowie". A ten w Azji Mniejszej postępował jak udzielny władca, mianując swoich administratorów na wybranych terenach, oraz wprowadzając prawa bez konsultacji z bratem (który w tym samym czasie przygotowywał się do uroczystej koronacji w świątyni Anahity w dawnej stolicy - w Pasargadach). Cyrus twierdził, że przed śmiercią ojca, spotkał się z nim w Tamnerii Medyjskiej i tam Dariusz II wybrał go na swego następcę. Słowa te potwierdziła królowa Parysatis, ale oczywiście dla Arsakesa (który po dziadku przybrał sobie królewskie imię - Artakserksesa II), nie miało to żadnego znaczenia. Parysatis nie mogła też znieść myśli, że teraz to Stateira ma zostać królową, tym bardziej że ta już zaczęła przygotowywać się do swej nowej roli (mściła się teraz na tych, którzy dopomogli do zdławienia buntu jej brata w 408 r. p.n.e. i doprowadzili do uśmiercenia jej matki, braci i sióstr). Konflikt pomiędzy tymi dwoma kobietami, przyćmiony został co prawda konfliktem Artakserksesa z Cyrusem, ale bez wątpienia był bardziej zdradziecki i przebiegły (bowiem obie kobiety posługiwały się głównie skrytobójcami lub trucizną). Gdy więc Stateira doprowadziła do śmierci osobistego doradcy Parysatis, ta - kipiąc rządzą zemsty - poważyła się na krok nie tyle zbrodniczy, co wręcz jawnie świętokradczy. Postanowiła bowiem uderzyć w święto koronacji swego syna w świątyni Anahity, gdzie - po namaszczeniu olejkami - wdziewał on szatę Cyrusa II Wielkiego. Wówczas to pewien Med - stojący w królewskim orszaku - miał rzucić się ze sztyletem w ręku na nowego władcę i uśmiercić go. Plan jednak nie wypalił, a schwytany Med przyznał się do wszystkiego (deklarując jednak, że do zbrodni namówił go Cyrus, a nie Parysatis). Królowa-matka natomiast zalała się łzami i przysięgała że nigdy nie podniosłaby ręki na własne dziecko i że nic nie wiedziała o owym zamachu. Było jednak więcej niż pewne, że to właśnie ona stała za próbą uśmiercenia swojego syna, aby tym samym wynieść na tron Cyrusa i definitywnie rozprawić się ze znienawidzoną Stateirą. Miłość synowska ostatecznie zwyciężyła i Artakserkses przebaczył matce (mało tego, doprowadziła również do krótkotrwałego pojednania miedzy braćmi, co też było nie lada osiągnięciem, szczególnie że w grę wchodziła tutaj próba zamachu na króla).

A tymczasem w Egipcie, po śmierci perskiego satrapy - Arsamesa (404 r. p.n.e.) już oficjalnie zbuntował się lokalny wielmoża z Sais - Amartajos, który od sześciu lat toczył partyzanckie potyczki z Persami. Odniósł on nadspodziewane sukcesy i szybko (405/404 r. p.n.e.) przejął cały kraj, koronując się na pierwszego (od 120 lat) rodzimego faraona. Persowie nie mogli interweniować zbrojnie, ponieważ w imperium trwała właśnie wojna domowa pomiędzy królem Artakserksesem II i jego bratem Cyrusem (401 r. p.n.e.), więc Amartajos szybko podporządkował sobie wszystkie nomy, a stolicę kraju pozostawił w Memfis. Ostatnimi, którzy uznali jego władzę, byli Żydzi z Elefantyny, którzy (doznawszy wielu ataków i upokorzeń ze strony głównie kapłanów boga Chnuma), póki mieli nadzieję na perską odsiecz, póty trwali przy Artakserksesie jako swym królu, a gdy nadzieje te okazały się nierealistyczne, przyjęli (czerwiec 400 r. p.n.e.) zwierzchnictwo nowego egipskiego władcy (wówczas to zezwolono na postawienie kapliczki ku czci Jahwe w Elefantynie, która stanęła na miejscu spalonej dziesięć lat wcześniej - Świątyni Jahwe). Amartajos co prawda narzucił swoją władzę całemu Egiptowi, ale jego panowanie nie trwało długo i wkrótce potem (399 r. p.n.e.) został obalony przez niejakiego Neferitesa z Mendes (według papirusu aramejskiego, znajdującego się obecnie w Muzeum na Brooklynie w Nowym Jorku - pomiędzy Amartajosem a Neferatisem doszło do walki, w wyniku której ten pierwszy przegrał i został stracony. Papirus aramejski jest także jedynym dokumentem, który mówi o otwartej walce obu tych władców, inne zaś źródła nie wspominają o żadnych buntach i niepokojach w tym czasie. Jednak należy przypuszczać że zmiana władzy nie przebiegała w sposób pokojowy, tym bardziej że ani Amartajos, ani Neferatis nie byli ze sobą spokrewnieni i nie posiadali innych związków rodzinnych - np. poprzez małżeństwa. Amartajos zaś był jedynym faraonem z XXVIII Dynastii, zaś jego konkurent - założycielem nowej, XXIX Dynastii). Nowa dynastia z Mendes też będzie krótkotrwała i przetrwa jedynie dwadzieścia lat.

Warto jeszcze na moment powrócić do konfliktu, jaki w 401 r. p.n.e. wybuchł z całą siłą w Persji. Zgoda, jaka zaistniała pomiędzy braćmi pod wpływem królowej Parysatis, okazała się krótkotrwała i niedługo potem (403 r. p.n.e.) książę Cyrus Młodszy rozpoczął przygotowania do orężnej konfrontacji ze swym starszym bratem. Tak więc po zamordowaniu ateńskiego wodza Alkibiadesa (na życzenie Sparty), który wcześniej od satrapy Frygii otrzymał we władanie twierdzę Grynejon (jego zmasakrowane ciało znaleziono w Melissie w 403 r. p.n.e., pomiędzy miastami Synnada i Metropolis - gdzie też został pochowany), Lacedemończycy wyrazili zgodę, aby książę Cyrus dokonał poboru greckich najemników do swej armii, która miała na wiosnę 401 r. p.n.e. ruszyć przeciwko Artakserksesowi II. Ostatecznie Cyrus zebrał prawie 13 000 greckich najemników i ok. 100 000 Persów, Medów, Armeńczyków i innych narodów wchodzących w skład tego imperium (wydaje się jednak, że liczba 100 tys. jest znacznie zawyżona - choć taka właśnie występuje w dziele Ksenofonta: "Anabaza") i nie informując ich o prawdziwym kierunku marszu, rozpowiadał że idzie walczyć ze zbuntowanymi Pizydyjczykami i satrapą Syrii, gdyż jawne ogłoszenie wojny przeciw perskiemu władcy, byłoby z pewnością źle odebrane. W Cylicji dołączyła również spartańska flota, złożona z 70 okrętów (wioząc na pokładzie niewielki lacedemoński kontyngent wsparcia), zaś satrapa Cylicji - Syennesis, na dowód dobrej woli - wysłał do Cyrusa swą żonę i jednego syna, gwarantując mu poparcia (drugiego syna zaś posłał do Suzy, aby zadeklarować swą wierność królowi i obiecać wzniecienie buntu na tyłach wojsk Cyrusa). Gdy armia weszła do Syrii, tamtejszy satrapa - Abrokomas (który już przygotowywał się do ataku na zbuntowany Egipt), został zmuszony wycofać się na wschód. Syria została ogołocona z żywności (palono nawet trawę, aby wojska Cyrusa nie mogły wykarmić koni), a żołnierze greccy zaczęli sarkać na owe niedogodności. Uciszyły ich dopiero pieniądze, które szybko ofiarował im książę Cyrus.




Gdy weszli do Mezopotamii, już wówczas było wiadome że nigdy wcześniej wojska greckie nie zapędziły się aż tak daleko w głąb perskiego terytorium (po raz drugi dotrze tam dopiero armia Aleksandra Wielkiego w siedemdziesiąt lat później). Ksenofont w swym dziele "Anabaza", uznał Cyrusa, za dobrego administratora i dowódcę (należy jednak pamiętać że Ksenofont był na żołdzie Cyrusa - nic więc dziwnego że pisał o nim tylko dobrze. Przecież nie gryzie się ręki, która cię karmi - prawda?), poza tym Grecy liczyli też, że dzięki tej perskiej wojnie domowej, uda się maksymalnie osłabić lub nawet rozbić Imperium Perskie, co byłoby tylko z korzyścią dla Greków (szczególnie tych małoazjatyckich), natomiast dla Persów, Cyrus był zwykłym zdrajcą, który rękoma obcych najemników próbował zdobyć dla siebie tron. Oczywiście w chwilach triumfu (jak również i klęski) często nie myśli się racjonalnie i tak postąpił satrapa Syrii, który widząc że Cyrus wkroczył już do Babilonii i maszeruje na stolicę, postanowił... przyłączyć się do niego (po klęsce Cyrusa, Abrokomas za swą zdradę - z rozkazu Artakserksesa - został wrzucony do rozpalonego pieca). Ostatecznie na spotkanie armii brata, wyszedł sam Król Królów, który zdołał zmobilizować Persów, Medów, Babilończyków, Suzyjczyków i Kadusjów, a do ostatecznego starcia doszło dnia 3 września 401 r. p.n.e. pod wsią Kunaksa, nieopodal Babilonu. Bitwę rozpoczął Cyrus, nacierając swymi greckimi najemnikami na pozycje zajmowane przez Tissafernesa (którego siostra była już królową, a on, uzyskawszy przebaczenie za wcześniejszy bunt, starał się wykazać że wciąż zasługuje na uznanie). Zmobilizowane, karne i bitne oddziały greckiej falangi (Grecy uważali że ich męstwo bierze się między innymi stąd, że nie noszą spodni tak jak Persowie, tylko krótkie, wojskowe tuniki, na które nakładano pancerz. Persowie zaś - za to że nosili spodnie - uważani byli przez Greków za... zniewieściałych), uderzyły na Persów zmuszając ich do odwrotu, która szybko zamieniła się w paniczną ucieczkę. Dowódca Greków - Klearch, zamierzał teraz przystąpić do manewru okrążenia odsłoniętego centrum wojsk Artakserksesa, który szybko zaczął formować półkole, aby przyjąć uderzenie Greków. Widząć że zwycięstwo jest już na wyciągnięcie ręki, książę Cyrus rzucił się w wir bitwy na czele swej perskiej jazdy, dążąc do rozproszenia oddziałów brata. Rzeczywiście, udał mu się ten manewr i gdy natarł na stojącą armię, wbił się w nią klinem. Popełnił jednak błąd, atakując bez ustanku i nie rozglądając się za siebie, jego własne siły już zdążyły się nieco rozproszyć i ostatecznie gdy zamierzał uderzyć na orszak Artakserksesa, okazało się że... jest sam jeden w otoczeniu wrogów. Jeden z nich - Mitrydates, cisnął oszczepem w kierunku księcia i przebił mu nim głowę. Cyrus natychmiast padł martwy na ziemię i w tym momencie bitwa była dla jego zwolenników przegrana. 

Widząc śmierć swego wodza, Persowie zaczęli składać broń i wtedy okazało się. że jedyną siłą która wciąż walczy, byli Grecy. Zdając sobie jednak sprawę ze znacznej przewagi liczebnej Persów, sformowawszy czworobok, osłaniając się po bokach, poczeli powoli wycofywać się z pola bitwy. Okazało się jednak że nie jest to możliwe i że zostali odcięci, dlatego też dalsze walki trwały aż do zapadnięcia zmroku, a potem jeszcze kolejnego dnia, gdyż Grecy odmówili złożenia broni. Bili się więc również i dnia trzeciego, a potem czwartego i piątego, wykazując przy tym niesamowite męstwo i odporność (zarówno na rany, jak i przede wszystkim zmęczenie oraz głód). Ostatecznie zniecierpliwiony tym wszystkim Artakserkses, zaproponował im honorowe wycofanie się z pola bitwy z bronią w ręku, ale pod warunkiem że po drodze nie będą grabić i czynić żadnych szkód, a za potrzebny im prowiant i wodę zapłacą. Mieli też zostać odeskortowani pod strażą aż do Jonii, a następnie wsiąść na okrety, które zawiozą ich prosto do ojczyzny. Grecy przystali na tę propozycję, ale w trakcie rozmów wciąż dochodziło do ciągłych potyczek i aby ostatecznie "zakopać topór wojenny", Tissafernes zaprosił greckich dowódców na wspólny posiłek. Gdy ci się zjawili, zostali natychmiast zabici, resztę, która dochodziła - uwięziono. Widząc jawną zdradę i nie mając innego wyjścia, pozostali greccy falangici (w liczbie 8 600) rozpoczęli odwrót (cały czas tocząc walki), ale już inną trasą, niż pierwotnie planowana. Szli teraz bowiem przez środek perskiego państwa, przez Asyrię i Armenię aż do Trapezuntu nad Morzem Czarnym. Była to dla nich prawdziwa droga przez mękę i trwała sześć miesięcy i ostatecznie w marcu 400 r. p.n.e. przybyli do Morza Czarnego, skąd - częściowo płynąc, a częściowo idąc lądem - dotarli wreszcie (po kolejnych miesiącach) do wojsk spartańskich w zachodniej Anatolii. Tak oto zakończyła się pierwsza próba wdarcia się Greków w głąb Persji - kolejna, już za siedemdziesiąt lat będzie udana i zakończy się całkowitym upadkiem perskiego imperium Achemenidów.




Natomiast warto odnotować również, jak Artakserkses postąpił z ciałem swego brata i jakie były dalsze losy królowej-matki Parysatis. Otóż, Cyrus podczas swej szarży, zbliżył się do brata na taką odległość, że zdołał skutecznie zranić go w ramię, nim czaszkę przebił mu oszczep Mitrydatesa. Po bitwie król pastwił się nad ciałem poległego brata, każąc odciąć mu jedynie głowę i dłoń którą ten zadał cios, a resztę do woli nurzać w łajnie. Kazał też natychmiast wysłać wiadomość o swym zwycięstwie do Suzy i do Babilonu (gdzie przebywała matka), ale równie szybko okazało się że królowa-matka podczas jego nieobecności w stolicy, wdała się w romans z niejskim Orontesem (choć ona sama twierdziła że są to zwykłe pomówienia i wskazywała na Satibarzanesa jako tego, który rozsiewa owe pogłoski - należał on bowiem do grona zwolenników królowej Stateiry). Artakserkses uwierzył tym pogłoskom i skazał Orontesa na śmierć, a matce polecił siedzieć w Babilonie. Ta jednak nie posłuchała go i przybyła na pole bitwy, prosząc syna aby wydał jej zwłoki Cyrusa, by mogła go pochować. Król wyraził zgodę i to, co jeszcze pozostało z ciała Cyrusa, zostało zwrócone zrozpaczonej matce. Jej serce już w tym momencie ogarniał jedynie gniew, gdyż cała nadzieja ostatecznie się ulotniła, ale ambitna kobieta nie zamierzała się poddawać. Wiedziała że tym, kto odciął głowę Cyrusa, był Begapates i choć wykonywał on jedynie polecenie władcy, nie miało to dla niej najmniejszego znaczenia - był teraz jej kolejnym celem. Ponieważ jednak był również poddanym króla, Parysatis zaproponowała synowi, aby... zagrał z nią w kości o życie Begapatesa, co ten uczynił i przegrał. Los wielmoży był teraz w rękach królowej, która z żalu za śmierć syna, kazała żywcem obedrzeć go ze skóry, jednocześnie przyglądając się jego mękom. W taki sam sposób zginął karyjski żołnierz, który zranił Cyrusa, a Mitrydates, który zadał mu śmiertelny cios w głowę, był powoli spalany od stóp po głowę (przy tym kilkakrotnie gaszono ogień i odkrajano spalone mięso, by zadać mu większe cierpienia). Parysatis tak sroga w karaniu swych wrogów, była jednocześnie wspaniałomyślna w stosunku do swych przyjaciół (inna sprawa że niewielu udało jej się ocalić przed skrytobójcami, nasłanymi przez Stateirę i z większością z nich musiała się rozstać). Grek Klearch, który do końca walczył po stronie jej nieżyjącego syna, a potem został zamordowany, doczekał się uznania ze strony królowej, która poleciła swym eunuchom, by jego grób był zawsze zadbany i przystrajany świeżymi liśćmi palmowymi. 

Ostatecznie zemściła się również na królowej Stateirze, dosypując jej podczas wspólnego posiłku truciznę (tutaj muszę się wytłumaczyć, gdyż w jednym z poprzednich tematów błędnie napisałem że to Stateira uśmierciła trucizną Parysatis - czeski błąd - pomyliłem jedną kobietę z drugą za co przepraszam). Miało to miejsce w 400 r. p.n.e. Królowa-matka zmarła zaś pięć lat później w glorii chwały, jako wielka władczyni, która dała dynastii aż 13 synów i kilka córek. Natomiast król Artakserkses wciąż nie mógł wyprawić się z ekspedycją karną na Egipt, gdyż w tym samym czasie wybuchła nowa wojna - tym razem ze Spartą o małoazjatyckich Greków.               






CDN.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz