Łączna liczba wyświetleń

środa, 15 kwietnia 2020

SUŁTANAT KOBIET - Cz. XVI

HAREMY WYBRANYCH WŁADCÓW

OD MEHMEDA II ZDOBYWCY

DO ABDUL HAMIDA II





SERAJ SULEJMANA WSPANIAŁEGO

Cz. V

 

MATKA

SERAJ POD RZĄDAMI AYSE HAFSY

(1520-1534)

Cz. IV




 
 Czasy świetności państwa węgierskiego dawno już przeszły w niepamięć, gdy w 1526 r. potężna armia osmańska ruszała na Węgry. Rozkwit polityczny, gospodarczy i kulturalny (polskie księżniczki, które przybywały do Budy czy Wyszehradu, były wprost oszołomione panującą tam otwartością dworu i swobodą obyczajów oraz mody, a dość odważne wielokolorowe suknie z dekoltami, co prawda bardzo im się podobały, a jednocześnie nieco peszyły, biorąc pod uwagę że wcześniej wyrastały w dość purytańskiej atmosferze XIII-wiecznego Wawelu i dopiero w czasach Kazimierza III Wielkiego zaczęło to się zmieniać. Matka Kazimierza - Jadwiga Bolesławówna, nosiła tylko i wyłącznie ciemne lub czarne suknie zakrywające całe ciało, a swe córki i synową, litewską księżniczkę - Aldonę Annę - wychowywała nie tylko w wielkiej pobożności, ale również w umartwianiu ciała - choć oczywiście nie była żadną dewotką religijną, po prostu tak została wychowana, gdyż takie były ówczesne realia rozbicia dzielnicowego XIII-wiecznej Polski) z czasów Ludwika I Wielkiego (panującego również w Polsce jako Ludwik Węgierski i spokrewnionego z domem Jagiellonów przez swą matkę - Elżbietę Łokietkównę, siostrę Kazimierza III Wielkiego), zwycięskich wojen z Turkami z okresu Jana Hunyadiego, czy potęgi militarnej Macieja I Korwina - przeszły już do zamierzchłej historii, a państwo węgierskie na początku XVI wieku, coraz intensywniej zmierzało ku rozpadowi lub całkowitemu upadkowi. Państwo praktycznie nie posiadało armii i funduszy (opór magnatów i szlachty powodował że skarb państwa świecił pustkami), za to było wewnętrznie rozbite i skłócone (poszczególne prowincje, zarządzane przez wpływowe domy magnackie, wciąż się ze sobą wadziły, co utrudniało podjęcie jakiejkolwiek polityki obronnej przeciwko narastającemu zagrożeniu ze strony Osmanów). Kraj wymagał więc długich, intensywnych reform, na miarę tych, jakie zostały podjęte po upadku dynastii Arpadów (1301 r.) i nastaniu okresu wewnętrznych wojen magnatów o władzę królewską. Reformy wewnętrzne króla Karola I Roberta Andegawena (który zdobył tron Węgier w 1308 r.), a szczególnie jego syna - Ludwika I Wielkiego, spowodowały niesamowity wręcz rozkwit kraju, który realnie wyrósł na jedną z największych europejskich potęg. Natomiast, stworzona przez Macieja Korwina (panował w latach 1458-1490) węgierska "Czarna Armia", skutecznie biła wszelkich wrogów, zapewniając Węgrom prawdziwą dominację militarną w Europie.

  




 Po śmierci Macieja Korwina, Węgry utrzymały jeszcze swą pozycję pod rządami Władysława II Jagiellończyka (syna króla Polski i wielkiego księcia Litwy - Kazimierza IV Jagiellończyka), choć już wówczas uwidoczniły się pewne wewnętrzne problemy, które wybuchły w całej swej pełni za rządów jego małoletniego syna - Ludwika II Jagiellończyka (zwanego też w historiografii węgierskiej "królem dobrze" - od faktu że często ulegał wpływom dworskiej kliki), a były to silna opozycja magnacka i wojna chłopska 1514 r., czego efektem stał się (zawarty w 1515 r.) układ z austriackimi Habsburgami w sprawie dziedziczenia węgierskiego, lub austriackiego tronu - w przypadku wymarcia jednego z tych rodów (słynny Wiedeński Zjazd Monarchów: Węgier, Austrii i Polski w 1515). Tak się akurat złożyło, że to nie Habsburgowie (którzy twierdzili że budują przyszłą potęgę swego rodu, nie przez podboje militarne, a dzięki łonom swych córek, wydawanych za mąż za władców innych królestw), tylko właśnie węgierscy Jagiellonowie stanęli przed wizją rozpadu własnego kraju i upadku dynastii. Król Ludwik II co prawda zamyślał nad uzyskaniem pomocy militarnej z zewnątrz, ale niestety czas był niesprzyjający i wszędzie na dworach chrześcijańskiej Europy radzono mu "jakoś ułożyć się z Osmanami". W lutym 1525 r. w bitwie pod Pawią do niewoli hiszpańskiej dostał się król Francji - Franciszek I Walezjusz (katolicki władca, który mawiał że gdyby jego sumienie okazało się heretyckie, kazałby je natychmiast spalić. Mimo to nie przeszkadzało mu iż sypiał z wieloma swymi dwórkami - zdradzając swe żony na prawo i lewo - w tym z przebywającą wówczas we Francji siostrą Anny Boleyn - Marią, którą zwał: "swą osobistą klaczą, którą dosiada gdy tylko przyjdzie mu na to ochota"). Cała Europa mówiła więc wówczas tylko o tym. W maju 1526 r. zawiązała się antyhabsburska Liga w Cognac (zwana "Świętą Ligą"), w skład której weszli (prócz Francji): papież Klemens VII, Florencja, Wenecja, Mediolan i Anglia, a ich ostrze wymierzone było w Hiszpanię i Austrię, przeto na żadną pomoc ze strony tych państw Węgry liczyć już nie mogły. 




Pomocy nie mógł udzielić swemu bratankowi również król Polski i wielki książę Litwy - Zygmunt I Jagiellończyk, gdyż co prawda w kwietniu 1525 r. doprowadził ostatecznie do likwidacji Zakonu Krzyżackiego, który od 300 lat (czyli od przyznania Zakonowi w 1226 r. przez księcia mazowieckiego - Konrada I - ziemi chełmińskiej, jako tymczasowej bazy wypadowej w celu podboju pogańskich Prusów, zaś pierwsi trzej rycerze zakonni zjawili się tam w 1228 r.) stanowił bardzo długo, poważne zagrożenie dla pogranicznych terenów Polski oraz Litwy i dopiero w trzech fazach udało się ostatecznie zmiażdżyć to zagrożenie (bitwa pod Grunwaldem - 1410 r., wojna trzynastoletnia 1454-1466 i odebranie Krzyżakom Pomorza wraz z Gdańskiem, Elblągiem i Warmią, oraz ostatecznie "Hołd Pruski" wielkiego mistrza Albrechta I Hohenzollerna w 1525 r., czyniący z Zakonu świeckie państwo, będące jednocześnie lennem Korony Polskiej), ale nie brakło i innych kłopotów, przez które Zygmunt I nie mógł udzielić należytego wsparcia swemu bratankowi (zaliczały się do nich: zagrożenie rabunkowymi najazdami tatarskimi na Ukrainę, Wołyń, Podole oraz Ruś Czerwoną. Próby separatyzmu litewskiego i twierdzenie panów litewskich że: "Polacy chcą poniżyć Wielkie Księstwo", a co za tym idzie, dążenie do uczynienia z Litwy królestwa, co byłoby jawnym zerwaniem Unii tych dwóch państw. Opór szlachty i magnaterii w sprawie elekcji vivente rege - czyli za życia władcy - koronacji syna króla, sześcioletniego Zygmunta Augusta, do której to dążyła królowa Bona Sforza, gdyż tron w Polsce nie był dziedziczny, a obieralny i jedyna zbieżność polegała na tym, że kolejnych władców szlachta - czyli naród - wybierała tylko spośród przedstawicieli dynastii Jagiellonów, najczęściej oczywiście syna po ojcu. Prócz tego, pojawiały się również żądania szlachty, w sprawie egzekucji praw, czyli reformy sądownictwa i finansów państwa - wzmocnienia wojska - szczególnie na kresach południowo-wschodnich, najbardziej zagrożonych tatarskimi napadami, oraz osłabienia politycznej roli magnaterii, a wzmocnienia roli szlachty - czego efektem było uchwalenie w 1505 r., jeszcze nie w pełni demokratycznej, ale pierwszej w Europie, nowożytnej konstytucji, zwanej Nihil Novi ("Nic Nowego"), osłabiającej rolę senatu a wzmacniającej sejmy i sejmiki ziemskie, które w XVI, a szczególnie XVII wieku, staną się ostoją demokracji i parlamentaryzmu w Rzeczypospolitej).

Do tego dochodziła jeszcze polityka polska w stosunku do osmańskiej Turcji, która od 1500 r. (czyli od sławnego memoriału biskupa warmińskiego - Łukasza Wetzelrodego), była nakierowana na pokój, a nie wojnę z Imperium Osmańskim. Wetzelrode pisał bowiem o próbach obcych dworów, które: "Chociaż głoszą hasło religijne, wyprawę przeciw niewiernym, pobudką ich zabiegów jest własny interes, nagląca potrzeba obrony Włoch od Turków i obawa wojny ze strony króla rzymskiego Maksymiliana za zajęcie Mediolanu. Proponują nam wspólną wojnę z Turcją, ażeby uzyskać łatwiej pokój lub rozejm od niej, a zwrócić całą potęgę turecką przeciwko nam. My zaś niczego bardziej nie potrzebujemy jak długoletniego pokoju...". Rzeczywiście, pomimo tatarskich najazdów i wojen z Moskwą, centrum kraju, czyli Małopolska, Wielkopolska, Mazowsze, Pomorze, Podlasie, Polesie, a nawet Ruś Czarna, Białoruś i rdzenna Litwa - przez 130 lat, począwszy od 1525 r. - rozwijała się nieprzerwanie, nie doświadczając żadnych zniszczeń, gdyż wojny zawsze toczyły się gdzieś daleko, na rozległych granicach potężnego państwa - lub na terytorium wroga -  którego rozmiary były większe niż Francji i Anglii razem wziętych. To właśnie było powodem niesamowitego wzmocnienia gospodarczego i politycznego Rzeczpospolitej w XVI i XVII wieku. Koncepcja zaprezentowana przez biskupa Wetzelrodego, stała się następnie wykładnią polskiej polityki zagranicznej w stosunku do krajów muzułmańskich w kolejnych dziesięcioleciach, a znamionowały ją: brak zaufania do krucjat, nieangażowanie się w sprawy włoskich państewek, oraz stanowcze dążenie do utrzymania pokojowych stosunków z Turcją (zaczęło się to zmieniać dopiero z końcem XVI stulecia, gdy polscy magnaci zaczęli organizować wypady zbrojne, w celu obalenia zależnych od Osmanów władców w takich księstwach, jak: Mołdawia, Wołoszczyzna czy Siedmiogród, a także planami zbrojnej inwazji na Portę i Tatarów - które to opisałem w temacie: WŁADYSŁAW IV I PLANY WIELKIEJ WOJNY Z IMPERIUM OSMAŃSKIM. Przeto Węgry nie miały co liczyć na otrzymanie skutecznego wsparcia z zagranicy.

 


Pewne nadzieje wiązano jeszcze z sejmem Rzeszy w Wienerstadt (październik 1523 r.), gdzie przedstawiciele Węgier powrócili do planów (co prawda nieco fantastycznych) uderzenia na Osmanów, opracowanych na kolokwium laterańskim w Rzymie w 1517 r. Plany te (można z całą pewnością nazwać dziecinnymi, gdyż opierały się jedynie na przypuszczeniach), nawiązywały do rozbudzenia idei krucjat i zawarcia związku: "Bractwa Świętej Krucjaty", która łączyłaby ze sobą, różne, często skłócone chrześcijańskie kraje, w celu odzyskania Konstantynopola. Naiwność tych planów polegała na tym, iż sądzono że wystarczy jedno, silne uderzenie na Turków, zakończone oczywiście zdobyciem Konstantynopola, aby Imperium Osmańskie się rozpadło. Problem polegał na tym, że państwo osmańskie było zbyt rozległe i zbyt potężne, aby mogło się rozpaść od jednego uderzenia i z pewnością potrafiłoby bronić się bardzo długo. Natomiast zgoda chrześcijańskich władców, spod sztandaru "Bractwa Świętej Krucjaty" zapewne bardzo szybko by się ulotniła i to zarówno w przypadku zdobycia tureckiej stolicy, jak (co jeszcze bardziej prawdopodobne) w przypadku jej niezdobycia. Ale Węgrzy nie mieli innego wyjścia i musieli prosić o jakiekolwiek wsparcie. Co ciekawe, do dalszego oporu zachęcali ich zarówno Habsburgowie (w osobie barona Schneipern von Schonninchen), jak i Rzym (w osobie nuncjusza papieskiego Burgio) - obiecując przysłanie (wirtualnego) wsparcia. Natomiast zupełnie odmiennej rady udzielał Ludwikowi II jego wuj - Zygmunt I Jagiellończyk, który radził rozpocząć rokowania i zawrzeć pokój z Turcją (przynajmniej do czasu, póki Węgry się nie wzmocnią). Z polecenia polskiego króla, udał się do Konstantynopola (1525 r.) kasztelan żarnowski - Stanisław Odrowąż, który starał się przekonać sułtana Sulejmana, aby ten zrezygnował z ataku na Węgry i zawarł pokój z tym królestwem. Lecz jego zabiegi okazały się nieskuteczne i w kwietniu 1526 r. potężna turecka armia wyruszyła z Konstantynopola, kierując się na północ, w stronę Węgier.

Nim jednak potęga osmańska ruszyła przeciwko chrześcijańskiemu królestwu, nieco wcześniej sułtan Sulejman, z okazji intronizacji (w maju 1524 r.) szacha perskiego - Tahmaspa I, wysłał do niego taki oto list: "Gdyby w twej naturze skażonej przez błąd pozostała choć iskra honoru i żarliwości wiary, od dawna byś zniknął. Postanowiłem, że skieruję moje wojska do Trebizu i Azerbejdżanu i że rozstawię moje namioty w Iranie i Turanie, Samarkandzie i Chorasanie. Jeśli do tej pory nie wprowadziłem tych planów w życie, to dlatego że odwiodły mnie od nich moje zwycięskie wyprawy przeciwko Węgrom i Frankom, przeciwko Belgradowi i Rodos, dwóm największym twierdzom zamieszkanej ziemi, które są cudami świata (...) Zanim zatem masy mojego wojska, wielkie niczym góry, zaleją twój kraj, zniszczą twoje królestwo, wybiją twoją rodzinę, pochyl głowę, oddaj koronę i przywdziej jak twoi przodkowie mniszą szatę (...) Jeśli zechcesz stawić się przed mymi drzwiami i żebrać, prosząc o kawałek chleba w imię miłości Bożej, spełnię twoje pragnienia i nie stracisz swego kraju. Jeśli jednak będziesz trwał w dumie Faraona i szaleństwie Nemroda, jeśli nadal kroczyć będziesz ścieżką błędu, wkrótce po szczęku szabli i lanc i grzmotach dział poznasz, że wybiła godzina twego upadku. Nawet gdybyś zagłębił się w ziemi niczym mrówka, gdybyś wzbił się w powietrze jak ptak, nie stracę cię z oczu. Z Bożą łaską będę mógł cię dopaść i oczyszczę świat z twego plugawego istnienia". Można rzecz - bardzo ciekawy list, który w pewien sposób mógł sugerować, że ostrze osmańskiego najazdu zostanie skierowane na wschód, przeciw Persji, w której rządził władca wyznający co prawda islam, ale islam szyicki, podczas gdy Turcy Osmańscy byli sunnitami (różnica była mniej więcej taka, jak pomiędzy katolikami a protestantami). Tahmasp I nie wzburzył się zbytnio tym listem i nie rozpoczął przygotowań do wojny z Osmanami (szczególnie że wstępując na tron Persji, miał zaledwie dziesięć lat i przez dziewięć kolejnych lat był pozbawiony realnego wpływu na rządy krajem). Powodem tego mogły być również konflikty wewnętrzne kyzyłbaskich plemion o władzę nad Iranem, oraz tarcia religijne pomiędzy Turkami zamieszkującymi Persję i Persami (zwolennikami sufizmu - głoszącego ucieczkę od świata do ascetyzmu i kontemplacji, a także wzbudzania stanów ekstatycznych, takich jak: taniec, alkohol, seks i środki odurzające - oficjalnie zabronione przez islam). Do tego jeszcze dochodziła świeża pamięć, niedawnej klęski w wielkiej bitwie na równinie Czałdyran, jaką poniósł ojciec Tahmaspa - Isma'il I w 1514 r. z rąk sułtana Selima I - ojca Sulejmana. Nic więc dziwnego że Irańczykom nie spieszyło się do wojny z Turkami.




Problemem Węgier, oczekujących od stycznia 1526 r. tureckiej inwazji, było zarówno wewnętrzne rozbicie polityczne i niezgoda wśród wielkich magnatów oraz szlachty, jak i nieufność do własnego ludu - chłopów - których po rabacji z 1514 r. szlachta bała się powołać pod broń. Dało się również ukazać ogromne nieprzygotowanie wojenne i brak środków finansowych na zapłatę żołdu armii najemnych (na granicach nieopłacone były nawet jednostki węgierskie, o co z niezwykłym wzmożeniem apelował do króla Ludwika, dowodzący naddunajskim obszarem, biskup Kaloczy - Paweł Tomori. Król jednak miał związane ręce i nie mógł niczego przedsięwziąć bez zgody szlachty oraz magnatów. Szlachta obawiała się chłopów i występowała przeciwko wzmocnieniu wpływów magnaterii, natomiast magnaci toczyli ze sobą wzajemne walki, nie myśląc ani o przyszłości kraju, ani o jego czasowym wzmocnieniu na wypadek ataku Osmanów, a jedynie o chwale własnego rodu. Nuncjusz papieski, pisał z Budy do Rzymu w styczniu 1526 r.: "Musze wyznać (...), że kraj ten nie jest zdolny do obrony, ale zdany jest na łaskę nieprzyjaciela i z wojny wyjdzie tak, jak tego będzie chciał nieprzyjaciel. Bo czyż można sobie wyobrazić, by Węgry prowadziły wojnę, przeciw całej potędze tureckiej, kiedy sam król węgierski i magnaci nie pomyślą nawet o tym, by wojsko broniące kresów otrzymało swój żołd. Król jest w tak ciężkim położeniu finansowym, że często nie może pokryć wydatków na kuchnię, panowie kłócą się ze sobą, a szlachta rozpada się na liczne stronnictwa. Gdyby nawet zapanowała w kraju solidarność, jakżeż mogliby się oprzeć Turkom, gdy brak nawet najpotrzebniejszego sprzętu wojennego. Mogą tylko raz stanąć do walki, ale wtedy poniosą klęskę. Niewiele rozumiem się na sprawach wojskowych, ale nawet moje małe doświadczenie w tej dziedzinie pozwala mi twierdzić, że nie ma sposobu, by kraj ten mógł się obronić przed atakiem poważnych sił tureckich". Przeciwko tak nieprzygotowanemu do wojny państwu, sułtan turecki wiódł ze sobą armię, liczącą prawie 100 000 żołnierzy (jak pisał bowiem historyk - Andrzej Dziubiński: "Armia turecka posiadała od XVI wieku liczną i stojącą na wysokim poziomie technicznym artylerię. Można powiedzieć, że dyscyplina i bitność pułków kapykulu, a zwłaszcza ord janczarskich, oraz siła ogniowa tej piechoty, wspartej świetną artylerią, zadecydowały o większości zwycięstw odnoszonych przez Osmanów. (...) Europejczycy dłuższy czas nie dorównywali osmańskiej armii w tym zakresie, chociaż Turcy korzystali ze zdobyczy technologii europejskiej").

Tak więc sułtan Sulejman wyruszył na podbój Węgier 21 kwietnia 1526 r. - urządzając po drodze liczne postoje dla swej olbrzymiej armii. 9 maja odbył (w towarzystwie wielkiego wezyra - Ibrahima Paszy i dwóch innych wezyrów: Coban Mustafy i Ayasa, oraz innych licznych dygnitarzy dworu) uroczysty wjazd do Belgradu. Tam dotarli do niego sandżakbejowie Bośni i Hercegowiny, oraz chan krymski - Saadet I Girej. 28 lipca padła pobliska twierdza - Petervarad. Żołnierze z twierdzy walczyli bohatersko do końca, lecz nie byli w stanie wytrzymać osmańskiego naporu i nie doczekawszy się odsieczy, musieli skapitulować. Wkrótce potem przed sułtanem pochylono 500 ściętych głów obrońców twierdzy. Teraz drogę na Budę zastępował jedynie pas twierdz wewnętrznych (wzniesionych przez zapobiegliwego Macieja I Korwina do roku 1480), gdyż pas twierdz zewnętrznych został rozerwany po upadku Belgradu i Szabacsu w 1521 r. Wojsko węgierskie było jednak nieliczne. Sławna "Czarna Armia" Korwina dawno już przestała istnieć, pozostały po niej jedynie nieliczne ślady w postaci wojsk zaciężnych, stacjonujących głównie na odcinku bośniacko-chorwackim. Zresztą istniejący na Węgrzech system banderii królewskich, był wybitnie niewystarczający (siły węgierskie szacowano w 1526 r. na ok. 60 000 żołnierzy, jednak realna ich siła bojowa była mniejsza co najmniej o połowę, a wpływ na to miały najróżniejsze okoliczności, jak choćby: pobieranie żołdu i niezgłaszanie się do służby przez zaciężnych lub zatrzymywanie dla siebie części żołdu przez magnatów i nie wyruszanie z wojskiem w pole). Silną stroną Węgrów była ich lekka jazda, zwana huzarami (którą od 1503 r. kopiowano w Polsce, nadając tej formacji nazwę "husarii" - która potem osiągnęła swą największą sławę jednej z najdoskonalszych formacji militarnych na świecie i stała się typowo polską, rodzimą formacją jazdy). Król Ludwik wyruszył z Budy 5 sierpnia, wiodąc ze sobą 4 000 żołnierzy (po drodze armia ta zwiększyła się do 25 000) i dotarł z nimi na pola pod Mohaczem, gdzie oczekiwał na przybycie Osmanów. Ci zaś (po zdobyciu twierdz Ilok i Osijek), przemierzywszy bagna i torfowiska, dopiero 28 sierpnia stanęli pod Mohaczem. Część węgierskich magnatów w ogóle nie dotarła na pole bitwy, decydując się (aby nie wzmacniać króla) zostać w domu (postąpił tak na przykład Jan Zapolyia), część zaś, nie dotarła jeszcze przed rozpoczęciem bitwy (np. oddziały Krsta Frankopana z Chorwacji).




Węgierska armia została podzielona na dwa hufce. Pierwszy hufiec miał przyjąć na siebie główne uderzenie janczarów oraz spahisów i w razie konieczności cofnąć się do tyłu, otrzymując wsparcie drugiego (królewskiego) hufca. Prawym skrzydłem pierwszego hufca dowodził ban Chorwacji - Jan Tahi, lewym zaś Piotr Perenis. Za pierwszym hufcem stały armaty, zaś jazda została przemieszana po obu bokach. Drugi hufiec składał się głównie z kawalerii - w tym z 1000-osobowej doborowej roty pancernej, stojącej w orszaku królewskim (należy też tutaj dodać, że 1/3 tej armii składała się z ochotników lub najemników z Polski i Czech). Szwadronem królewskim dowodził nadworny sędzia - Jan Dragffi, a w orszaku królewskim znajdowali się: biskup Ostrzyhomia, Zagrzebia, Waradynu, Pecsu i Sirmium. Za nimi byli sekretarze i dworzanie królewscy oraz hrabia palatyn królestwa (który był jednak nieobecny, bowiem: "pieszo bardzo sprawnie poruszał się między pierwszym a drugim hufcem" mimo iż miał sporą tuszę (a poruszał się tak dlatego, że nie był w stanie dosiąść żadnego konia). Potem stali jeszcze baronowie i reszta ciężkozbrojnego rycerstwa. Baronowie rwali się do bitwy, nie czekając na mające dotrzeć posiłki, a jednocześnie nie przygotowując żadnych fortyfikacji obronnych, mających zatrzymać znacznie liczniejszego przeciwnika, ufali tylko ciężkozbrojnemu rycerstwu zakutemu w zbroje (a był przecież środek lata, więc upał musiał być nieznośny). W ogóle nie doceniali też lekkozbrojnej jazdy tureckiej (spahisów) oraz siły artylerii. Biskup Ostrzyhomia - Ferenc Perenyi, widząc węgierski brak przygotowań i dyscypliny (każdy z baronów robił co chciał i mało który oglądał się zarówno na rozkazy króla jak i wodza naczelnego - Pawła Tomori), rzekł iż: "Wkrótce w raju znajdzie się dwadzieścia tysięcy węgierskich męczenników". Jakże prorocze były to słowa. Węgrzy bowiem w ogóle nie zastanawiali się z jaką potęgą przyszło im się zmierzyć. Bitwę rozpoczęli Węgrzy, dmąc w rogi i śpiewając pieśni ku chwale Jezusa Zbawiciela...       

 

CDN.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz