Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 2 listopada 2020

SZALONY MONARCHA I JEGO EPOKA - Cz. III

CZY KAROL VI

I JEGO ROZPUSTNA MAŁŻONKA

PRZYWIEDLI FRANCJĘ 

NA SKRAJ UPADKU?

 
 
 
 
 

ZŁOWROGI ALBION

CZYLI KORONA ANGLII 

(ok. 1380 r.) 

Cz. I

 
 
 


 
 "ANGLICY NIGDY NIE BĘDĄ KOCHALI I POWAŻALI SWEGO KRÓLA, JEŚLI NIE ODNOSI ZWYCIĘSTW I NIE KOCHA SIĘ W BRONI I WOJNIE Z SĄSIADAMI, A ZWŁASZCZA Z TYMI, KTÓRZY SĄ OD NICH WIĘKSI I BOGATSI. KIEDY PROWADZĄ WOJNĘ, KRAJ ICH BARDZIEJ NIŻ W CZASIE POKOJU NAPEŁNIA SIĘ BOGACTWEM I WSZELKIEGO RODZAJU DOBREM. ZNAJDUJĄ ONI UPODOBANIE I POCIECHĘ W BITWACH I RZEZIACH, POŻĄDLIWI SĄ I ZAZDROŚNI PONAD WSZELKĄ MIARĘ O BOGACTWA INNYCH"


JEAN FROISSART
(FRANCUSKI DUCHOWNY, ŻYJĄCY W LATACH 1337 - 1405)
 
 
 
 Anglia końca XIV wieku, była zupełnie innym królestwem niż Francja. Jak wspomniałem już w poprzedniej części, kraj francuski (bo tak właśnie należałoby nazwać średniowieczną Francję) podzielony był na szereg w dużej mierze niezależnych księstw i krain feudalnych, które to jedynie symbolicznie uznawały zwierzchnią władzę królów spod znaku lilii, rezydujących w Paryżu. Jedynie domena królewska (sukcesywnie rozszerzana) pozostawała pod bezpośrednią władzą Korony, reszta zaś ziem (i to zarówno na wschodzie, południu jak i na zachodzie i północy) to były lokalne partykularyzmy prowincjonalne, gdzie poczucie tamtejszego patriotyzmu było znacznie silniejsze, niż świadomość przynależności do wspólnego Królestwa Francji. Języki w poszczególnych krainach również był inne (o tym też już pisałem) i to do tego stopnia, że ludzie zamieszkujący sąsiednie księstwa w niewielkim tylko stopniu potrafili się ze sobą porozumieć. Nawet w dominiach królewskich (Ile-de -France, Turenia, Szampania i Langwedocja) poczucie wzajemnej odrębności także było bardzo silne (taki stan rzeczy przetrwał w dużej mierze - pomimo neutralizowania tendencji odśrodkowych, podejmowanych przez wciąż wzrastający absolutyzm francuskich monarchów - aż do... Rewolucji Francuskiej). Mimo to język francuski pozostał nie tylko językiem dworu królewskiego, ale również językiem możnych, władających lennymi (choć realnie niezależnymi) krainami, złożonej z prawdziwej mozaiki puzzli - Francji. Inaczej rzecz miała się w Królestwie Anglii, na której to czele również zasiadali monarchowie, ale ich pozycja, jak również struktura kraju którym przyszło im władać - była już nieco inna.
 
Zadaniem każdego angielskiego monarchy było: "Walczyć i sądzić" (jak pisał sir John Fortescue - Lord Najwyższy Sędzia w latach 60-tych XV wieku). Od króla zależał dobrobyt i pomyślność poddanych jego Królestwa, dlatego też monarchia angielska charakteryzowała się silną koncentracją władzy w rękach jednego władcy. Królowie mieli swobodę działania a ograniczać ją mogła jedynie "wola Boska" oraz istniejące (na zasadzie tradycji, lub też uformowane w trakcie konfliktów szlachty z królem) prawo zwyczajowe. Królestwo Anglii było jednak państwem zjednoczonym i jako takie uważane było za bezpośrednią własność monarchy. Jego władza była co prawda ograniczana przez interes narodu reprezentowanego w parlamencie, a wola króla musiała zawsze być zgodną z wolą narodu. Władcą Anglii mógł był bowiem mężczyzna wywodzący się z "rodzimej" dynastii, którego prawa do tronu w żaden sposób nie mogły być podważane (gdy do tego dochodziło, wówczas kraj pogrążał się w odmętach krwawych wojen domowych między baronami, dążącymi do zdobycia władzy najwyższej). W Królestwie Anglii nie obowiązywało co prawda prawo salickie (ograniczające dziedzictwo tronu jedynie do pierworodnych pretendentów płci męskiej), tak jak we Francji, mimo to wybór kobiety na angielski tron i tak był nie do pomyślenia (dlatego też Henryk VIII tak bardzo pragnął spłodzić syna, gdyż jedynie w ten sposób mógł przedłużyć istnienie dynastii, zapoczątkowanej przez jego ojca - Henryka VII po bitwie pod Bosworth w 1485 r.). Anglicy mieli bardzo złe doświadczenia z kobietami na tronie, mimo że jak dotąd był tylko jeden przypadek, aby to kobieta pretendowała do roli władcy Anglii. Była to Matylda, córka króla Henryka I i żona cesarza rzymskiego oraz króla Niemiec - Henryka V. Cesarzowa Matylda i jej dążenia do wydarcia korony z rąk Stefana I z Blois, dorobiły jej opinię awanturnicy i okrutnicy (gdy Stefan dostał się do jej niewoli, zakuła go w kajdany i poniżyła, mimo że wcześniej gdy to ona była w jego niewoli, została zeń zwolniona). Sama ogłosiła się "Panią Anglików" i chciała nawet wymusić na arcybiskupie Canterbury swą koronację. Ostatecznie sprawowała władzę monarszą w Anglii od 7 kwietnia do 24 czerwca 1141 r., została zaś wypędzona z Londynu w dzień swej koronacji i uciekła do Normandii. To doświadczenie bardzo źle wpłynęło na postrzeganie kobiet u władzy w Anglii, dlatego też Anglicy nie życzyli sobie więcej królów w kobiecych sukniach.
 
 

 
Anglia (w przeciwieństwie do Francji) to kraj jednolity pod względem politycznym, administracyjnym i w dużej mierze również językowym. Nad poszczególnymi ziemiami (hrabstwami) nie panowali feudalni władcy lenni, tylko mianowani przez królów sędziowie koronni (zwani również "Sędziami Pokoju" - po raz pierwszy powołani w 1327 r., dali oni potem początek angielskiemu samorządowi terytorialnemu), szeryfowie i koronerzy. Byli to z reguły szlachetnie urodzeni, wyrośli w danym hrabstwie urzędnicy, którzy co prawda mogli słabiej znać się na prawie, ale za to znali swych sąsiadów i mieszkańców, przez co byli tam szanowani, i to nie tylko oni sami, ale również prawo, które tam stanowili (to pokazuje że mieszkańcy danych hrabstw bardziej cenili sobie swoich urzędników i sędziów, niż rząd centralny, a to znów tłumaczy ogromny wzrost znaczenia Sędziów Pokoju w XVII i XVIII wieku). Inną ciekawostką, która nie istniała po drugiej stronie Kanału La Manche, był angielski parlament. Po raz pierwszy zwołany za panowania króla Edwarda I Plantageneta (zwanego również "angielskim Justynianem", oraz "Młotem na Szkotów") w 1265 r. przez Szymona de Montfort po buncie baronów (1258-1265), szybko uzyskał uznanie samego monarchy i jego następców. Angielski parlament bowiem nie był bezpośrednio wymierzony przeciwko władzy królewskiej (czego tak obawiali się chociażby królowie Francji), a wynikał ze swoistego zamiłowania Anglików do obradowania, zasiadania i zwoływania przeróżnych komisji (podobnie rzecz miała się w Polsce - tutaj również zmiłowanie do wiecowania i obradowania było bardzo silne, a z końcem średniowiecza szlachta przed każdą poważniejszą wyprawą wojenną nie tylko domagała się zwołania sejmiku lokalnego - który miał wyrazić zgodę lub odmowę na podjęcie takiej kampanii - ale również domagała się zapłaty od króla za "działania zbrojne, prowadzone poza granicami kraju"). Angielski parlament reprezentował "życzliwą równowagę sił" i był uznawany przez monarchów, gdyż pozwalał poddanym na pewną namiastkę władzy, bez konieczności orężnej walki z królem o nowe prawa i przywileje. W 1295 r. tzw.: "Wzorcowy Parlament" otrzymał prawo decydowania o nowych podatkach, które to król chciałby nałożyć swym poddanym. Teraz o tej - jakże ważnej kwestii - miała decydować wola baronów, rycerstwa (gentry) i przedstawicieli gmin miejskich (commons). 
 
Podział parlamentu na dwie izby: Lordów (najwyższy sąd) i Gmin (izba niższa), dokonał się ostatecznie w okresie panowania króla Edwarda III (1327-1377). I tutaj znów ukazała się kolejna różnica, dzieląca Anglię od Francji (i reszty Europy). Otóż wszędzie na Kontynencie istniał naturalny podział na trzy stany: szlachtę, duchowieństwo oraz mieszczan i chłopów (trzeci stan łączył ze sobą te dwie społeczne grupy), natomiast w Anglii podział był inny. Wielka arystokracja angielska (barones maiores), wzywana na posiedzenia parlamentu specjalnym pismem, zasiadała w izbie wyższej (Izba Lordów), natomiast szlachta (barones minores - głównie byli to królewscy dzierżawcy), rycerstwo (gentry), mieszczanie i  wolni chłopi (franklins), zasiadali w izbie niższej (Izba Gmin). Natomiast nie istniała odrębna izba, przeznaczona dla kleru (którego wyżsi przedstawiciele w niewielkiej jedynie liczbie zasiadali w Izbie Lordów, zaś przedstawiciele niższego duchowieństwa również jedynie na początku zasiadali w Izbie Gmin, szybko jednak z tego rezygnując - gdyż takie obrady wiązały się z koniecznością częstych podróży, oraz ponoszenia kosztów, czego zajęci obowiązkami w swych parafiach i klasztorach opaci, po prostu nie uważali za konieczne ponosić i dlatego postanowili opuścić szeregi Izby Gmin, na rzecz synodów diecezjalnych, organizowanych w Canterbury i Yorku - które jednak nie decydowały o polityce, a były jedynie formą kościelnej rady przy królu, zajmującą się głównie kwestią dziesięcin). Król mógł decydować o zwołaniu bądź rozwiązaniu parlamentu (w Polsce król miał OBOWIĄZEK zwoływania sejmu przynajmniej co dwa lata), ale bez zgody parlamentu, monarcha nie mógł ani wypowiedzieć wojny ("Żadnej wojny bez zebrania Parlamentu" - jak pisał Commines), nie mógł podnieść lub narzucić nowych podatków, ani też uchwalić jakiegokolwiek nowego prawa w kraju. Władcy Anglii zwoływali parlamenty z reguły (teoretycznie bowiem parlament można było zwołać w dowolnym miejscu Królestwa) w "Malowanej Komnacie" Pałacu Westminsterskiego. Jednak Izba Lordów obradowała osobno w "Białej Komnacie" lub też w "Pokoju Marculfa", natomiast Izba Gmin z reguły w refektarzu Opactwa Westminsterskiego.
 
 

 
Stolicą kraju był oczywiście Londyn, jako największe i najludniejsze miasto w Anglii (pod koniec XIV wieku liczył on ok. 70 000 mieszkańców). Londyn posiadał kamienny most, wsparty na 19 łukach, z którego roztaczał się piękny widok na Tamizę i okoliczne zabudowania. Miasto było dość ciasne i brudne z wąskimi i cuchnącymi uliczkami, na których bardzo często tworzyły się prawdziwe korki i zatory (jak choćby przy Ludgate Hill w dzień targowy). W latach 70-tych XIV wieku, wciąż jeszcze część obszaru miasta pozostawała niezamieszkana, a było to spowodowane okrutną pandemią Czarnej Śmierci, która przetoczyła się przez Londyn (i całą Anglię) w 1348 r., unicestwiając ok. 40 procent ludności miasta (zmarło wówczas jakieś 50 000 mieszkańców, a trupy leżały dniami na ulicach, gdyż brakowało żywych, aby nadążali wówczas chować zmarłych). Z mniejszą siłą zaraza ta pojawiła się w Królestwie raz jeszcze w 1359 r. powodując kolejne zgony i gruntownie wyludniając cały kraj (liczba ludności Anglii spadła wówczas z 4 do 2 milionów mieszkańców), choć z drugiej strony spowodowała znaczne podwyższenie kosztów pracy, jako że pozostali przy życiu robotnicy, zaczęli teraz domagać się znacznie większych stawek za swe usługi. Londyn był miastem kupieckim, którego władze również wybierali kupcy ("Wszystko zależy od rzemieślników i kupców" - jak pisał w 1483 r. włoski podróżnik Dominico Mancini) i to oni wybierali Lorda Mayora, radnych miejskich i członków sądu miejskiego. Charakter Londynu (z końca XV wieku, czyli w sto lat po omawianym teraz okresie) wyjątkowo dobrze przedstawił w swym wierszu Szkot - William Dunbar, a brzmiał on następująco: "Mocne są mury, co trwają nad tobą, mądrzy to ludzie, co tutaj mieszkają. Wartka jest rzeka twa, z jej świeżą wodą, rade kościoły, dzwony, co w nich grają. Możni są kupcy twoi, z ich bogactwami, każda ich żona z nadobności słynie. Dziewice czyste, krzepie pod sukniami, kwiatem miast wszystkich jesteś ty, Londynie!" Londyn był miastem kościołów (podobnie jak cała Anglia, którą nazywano "dzwoniącą Wyspą"), a wiara w Boga była żywa i głęboko zakorzeniona w angielskim społeczeństwie. W obrębie murów miejskich starego City, było wówczas aż 126 kościołów (a dziś rosną tam same minarety), zaś Walter Besant pisał, że: "Nie było ulicy bez klasztoru" (informacja nieco przesadzona, aczkolwiek pokazuje ona jak wiele było wówczas w Londynie budynków kościelnych i klasztornych). Poza tym istniało siedemnaście szpitali i przytułków dla ubogich (wszystkie oczywiście prowadzone były przez Kościół) oraz wiele szkół przykościelnych.
 
Oficjalnym językiem dworu królewskiego i angielskich elit politycznych, był jednak język... francuski i to pomimo opinii, iż: "Ludzie tego narodu nienawidzą śmiertelnie Francuzów jako swych starych wrogów i nazywają nas zawsze francuskie psy" (jak miał rzec na początku panowania Henryka VII, pewien francuski podróżnik po Anglii). Było to oczywiście związane z faktem, iż od czasu podboju Anglii przez Wilhelma Zdobywcę, który przybył z Normandii - to właśnie tamte rejony Kontynentu stały się dla angielskich elit prawdziwą wykładnią manier, stylu i języka. Co prawda Francuzi śmiali się z osobliwej gwary, jaka w przekonaniu Anglików uchodziła za język francuski, mimo to każdy szlachcic na Wyspach, który chciał cokolwiek znaczyć, musiał nauczyć się francuskiego (to samo tyczyło się łaciny w Polsce, której znajomość była naprawdę duża i to nie tylko w kręgach elity szlacheckiej, ale również wśród mieszczan, czego przykładem był fakt że pewien Francuz z XVI wieku, który odwiedziwszy wówczas nasz kraj, dogadał się po łacinie z... woźnicą, z którym negocjował stawkę za przewiezienie go po Krakowie. Zresztą w Polsce Kościół zajmował się nauczaniem łaciny już od wczesnych lat dziecięcych, stąd pewnie znajomość tego języka nawet wśród mieszczan). W parlamencie jak i w sądach także używano języka francuskiego (działo się tak do 1362 r., gdy Edward III uznał że język francuski jest "mało znany w królestwie" i polecił odtąd, aby wszystkie wyroki były ogłaszane po angielsku i zapisywane po łacinie. Król dodał iż: "Prawnicy odtąd powinni występować w sprawach w swoim języku ojczystym" (pamiętam tych wszystkich uczonych mądrali, którzy sugerowali że pojęcie patriotyzmu narodowego pojawiło się dopiero w... XIX wieku. Swoją drogą śmieszni są ci wszyscy lewicowi intelektualiści, próbujący na siłę opisywać świat według przyjętych przez siebie za właściwe kanonów wiedzy). Mimo to, długo jeszcze oficjalne dokumenty sporządzano w dwóch językach: francuskim (na potrzeby wewnętrznego prawodawstwa) i po łacinie (w dyplomacji międzynarodowej).
 
 
KPINA Z TEGO, JAK ANGLICY MAWIAJĄ PO FRANCUSKU, ZOSTAŁA RÓWNIEŻ UKAZANA W BRYTYJSKIM SERIALU "ALLO, ALLO"
 
 

 
To, jak wyglądało uczenie młodych Anglików języka francuskiego, uznawanego za język znacznie bardziej elitarny od angielskiego - opisał w 1385 r. John z Trewizy: "Dzieci w szkole wbrew zwyczajom i obyczajom wszystkich innych narodów były zmuszone do porzucania swojego własnego języka i uczenia się lekcji i innych rzeczy po francusku, i tak było odkąd Normanowie po raz pierwszy wkroczyli do Anglii. Również dzieci szlachty, od czasu kiedy je kołysano w kolebce, uczono mówić po francusku", dodawał jednak: "(...) teraz, roku Pańskiego 1385, za króla Ryszarda II, (...) we wszystkich szkołach gramatycznych w Anglii dzieci porzucają francuski i budują zdania oraz uczą się po angielsku. (...) Także szlachta przestała teraz uczyć swoje dzieci francuskiego". W ten sposób (po reformie edukacji przeprowadzonej przez Johna Cornwaile'a i Richarda Pencriche'a, którzy ok. 1360 r. zmienili nauczaną gramatykę w szkołach z francuskiego na angielski) położono podwaliny pod takich twórców, jak: Chaucer, Wiklef, Szekspir czy Milton. Oczywiście język angielski również posiadał swoje dialekty (nie był jednak tak rozbudowany i tak rozgałęziony, jak francuski). Pierwotnym językiem dworu saskich królów Anglii sprzed podboju normańskiego (1066 r.) był bowiem dialekt z Wessexu, który potem stał sie językiem gminu. Współczesny zaś angielski język literacki, narodził się na wschodnich obszarach Anglii środkowej (East Midlands) i szybko też zapanował w Londynie oraz na uniwersytetach w Oksfordzie i Cambridge. Potem, gdy Anglia przystąpiła do wyścigu kolonialnego i stworzyła "Imperium nad którym nigdy nie zachodzi Słońce", język ten, stał się jezykiem międzynarodowym.
 
 
 

 
 
PS: W kolejnej części przejdę do prezentacji krajobrazu ówczesnej Anglii, oraz piękna angielskich kobiet, a potem udamy się do Walii, Szkocji i Irlandii, oraz przeniesiemy się (wraz z angielskimi łucznikami) na pola bitew we Francji, toczonych w ramach Wojny Stuletniej. 





 
CDN.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz