Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 8 listopada 2020

TAJEMNICA WŁADYSŁAWA III - Cz. II

CZY POLSKI MONARCHA

RZECZYWIŚCIE BYŁ OJCEM

KRZYSZTOFA KOLUMBA?

 
 
 
 
 

ANDEGAWENOWIE

Cz. I

 
 
 Nim przejdziemy bezpośrednio do dowodów przemawiających za pochodzeniem Krzysztofa Kolumba od Jagiellonów, warto właśnie przybliżyć tę dynastię i jej początki aż do panowania Władysława III zwanego Warneńczykiem (od miejsca bitwy w której miał rzekomo polec), który to uznawany jest za ojca późniejszego odkrywcy Ameryki. Nim jednak przejdę do Jagiellonów, warto jeszcze słów parę powiedzieć o ich poprzednikach - Andegawenach, którzy objęli rządy w Królestwie Polskim po śmierci w 1370 r. Kazimierza III Wielkiego - ostatniego przedstawiciela dynastii Piastów (założonej ok. 840 r.). Kazimierz (jak już wspomniałem w poprzedniej części tego tematu) miał aż trzy żony oficjalne i jedną morganatyczną (czyli ślub zawarty z osobą niższego stanu). Razem więc cztery żony, przy czym aż trzy z nich poślubił za życia poprzednich małżonek (popełniając tym samym podwójną bigamię), choć oczywiście starał się o rozwód z drugą żoną - Adelajdą Heską, ale nie uzyskał go aż do swej śmierci. Marzeniem Kazimierza, było spłodzenie legalnego syna (gdyż miewał synów ze swych związków z kochankami), który objąłby po nim tron i tym samym przedłużył istnienie dynastii Piastów. Niestety, żadna z jego żon nie dała mu syna (a Adelajda do tego była bezpłodna, co tym bardziej potęgowało frustrację i niechęć co do jej osoby ze strony Kazimierza). Ktoś jednak musiał objąć tron w przypadku jego śmierci, więc król już na początku swego panowania (wstąpił na tron w marcu 1333 r.), w 1335 r., w wieku 25 lat (wciąż wierząc że wcześniej czy później spłodzi syna) na zjeździe w Wyszehradzie na Węgrzech, nieoficjalnie uznał swym następcą (jako że Kazimierz stwierdzał oficjalnie iż: "Kobieta nie może dziedziczyć w królestwie", a miał wówczas dwie córki, do końca zaś swego panowania spłodził łącznie pięć córek, z czego jedna zmarła wkrótce po urodzeniu, a druga jako nastolatka) syna swej siostry Elżbiety Piastówny - Ludwika, następcę tronu Królestwa Węgier. Oficjalnie potwierdził prawa Ludwika do korony polskiej po swej "bezpotomnej" śmierci, na kolejnym zjeździe w Wyszehradzie w 1339 r. I tutaj należy przejść do postaci Ludwika, gdyż tak się właśnie zdarzyło, że po śmierci Kazimierza właśnie on w 1370 r. objął władzę w Polsce, jego zaś córka - słynna z urody Jadwiga, wstąpiła po jego śmierci (w 1382 r.) oficjalnie na tron Polski i panowała jako król a nie królowa. Ona też poślubiła w 1386 r. władcę Litwy - wielkiego księcia Jogaiłę, który przyjąwszy chrzest i zmieniwszy imię, przeszedł do historii jako Władysław II Jagiełło - założyciel dynastii Jagiellonów. 
 
Matką Ludwika - następcy tronu Węgier (i Polski), była Elżbieta, córka władcy odrodzonego (1320 r.) Królestwa Polskiego - Władysława I (tak naprawdę to Władysława IV, gdyż był to wówczas już czwarty władca Polski o tym imieniu, jednak jako król był pierwszy i stąd do historii przeszedł właśnie pod nazwą Władysława I), oraz siostra Kazimierza III Wielkiego. Elżbieta była starsza od swego brata o jakieś pięć lat (choć jej data urodzenia nie jest dokładnie znana, wiadomo jednak że urodziła się pomiędzy rokiem 1304 a 1306, jako że jej ojciec właśnie w 1304 r. powrócił z wygnania do Polski i objąwszy władzę najpierw w księstwie sandomierskim - 1305 r. - a po zajęciu Krakowa w 1306 r. również w dzielnicy senioralnej - księstwo krakowskie). Z tego drugiego roku pochodzi wzmianka w roczniku małopolskim o śmierci najstarszego syna Władysława I - Stefana, a nie ma tam żadnej wzmianki o narodzinach córki, więc z pewnością musiała urodzić się w roku 1305, gdyż jej matka Jadwiga - córka Bolesława Pobożnego - księcia Wielkopolski i Jolenty księżniczki węgierskiej - od chwili ucieczki męża z kraju w 1299 r. (po najeździe króla Czech - Wacława II), przebywała w miasteczku Radziejów na Kujawach, w domu pewnego mieszczanina nazwiskiem Gerko (którego potem Władysław I szczodrze wynagrodził). Władysław powrócił do kraju dopiero w 1304 r. tak więc rokiem narodzin przyszłej królowej Węgier musiał być 1305. Elżbieta otrzymała imię po siostrze swej matki - żonie księcia wrocławskiego Henryka V Otyłego. 6 lipca 1320 r. księżniczka Elżbieta została wydana za mąż za króla Węgier (panującego od 1308 r.), założyciela węgierskiej linii dynastii Andegawenów - Karola I Roberta. Ród Andegawenów wywodził się z Francji i zdobył spore znaczenie w epoce wypraw krzyżowych do Ziemi Świętej, jednak pierwszym większym władcą, który z tej dynastii objął tron w Europie, był przybyły w 1265 r. ze swego francuskiego księstwa do Królestwa Neapolu - Karol I Andegaweński. W tym czasie celem jego polityki był ponowny podbój Konstantynopola (w 1204 r. krzyżowcy udający się na IV wyprawę krzyżową zdobyli bizantyjski Konstantynopol i aż do 1261 r. utrzymywali w nim swą władzę. Potem zaś ponownie Bizantyjczycy odzyskali miasto), jednak po utracie Sycylii w 1282 r. (nieszpory sycylijskie), musiał zwrócić się ku północnym Włochom. W 1270 r. syn Karola I - książę Karol (późniejszy król Neapolu - Karol II), poślubił Marię, córkę Stefana V króla Węgier, czym otworzył sobie drogę do tronu węgierskiego. Synem Karola II i Marii był książę Karol (zwany Młotem), który jednak nie doczekał się tronu Neapolu i zmarł w wieku 23 lat w 1295 r. Jego synem był właśnie Karol I Robert, który w wieku 20 lat w 1308 r. wybrany został przez sejm węgierski na króla, a koronowany 15 czerwca 1309 i potem raz jeszcze (po uznaniu pierwszej koronacji za nieważną) 27 sierpnia 1310 r. Tak oto Andegawenowie rozsiedli się na tronie Węgier, skąd mieli już bardzo blisko do Polski. 
 
 
 
LUDWIK I ELŻBIETA - MATKA I SYN
 
"ROZMAWIAŁAM Z KAZIMIERZEM. MÓWIŁ O ŚMIERCI!"
 
"UMIERA?"
 
"NIE LUBIĘ TEJ NADZIEI W TWOIM GŁOSIE! JEŚLI BĘDZIESZ ŻYCZYŁ MU ŚMIERCI, BÓG CIEBIE NIĄ POKAŻE, A WTEDY TO ON ODZIEDZICZY KORONĘ PO TOBIE"
 
"MATKO, NIE ŻYCZĘ MU ŚMIERCI, GDYŻ WIEM ŻE TO SPRAWIŁOBY ŻE BYŁABYŚ NIESZCZĘŚLIWA
 
 

 
Księżniczka Elżbieta po swym ślubie z Karolem Robertem i koronacji, znalazła się na Węgrzech w nieco innym świecie, niż ten znany jej dotychczas. Elżbieta bowiem dorastała w Radziejowie (dokąd jej matka lubiła wracać po latach - swoją drogą ciekawe jak miłe wspomnienia ją tam ściągały i czy rzeczywiście ów przytoczony wyżej mieszczanin o nazwisku Gerko, okazywał Jadwidze jedynie względy gościnności?) lub też w Starym Sączu w zakonie sióstr Klarysek, a na Wawelu przebywała bardzo rzadko. Po przybyciu do Temeszwaru na dwór Karola Roberta, młoda dziewczyna szybko odkryła że panowała dość duża swoboda obyczajów, oraz dominowała kultura włoska i język francuski - który był oficjalnym językiem dworu królewskiego. To właśnie w Temeszwarze (a potem w Wyszehradzie i Budzie) Elżbieta po raz pierwszy ujrzała suknie z dekoltami - które nie były używane na dworze krakowskim. Zarówno babka Elżbiety (co prawda księżniczka węgierska, lecz w młodym wieku wydana za mąż i przez to dorastająca w Krakowie) - Jolenta, jak i jej matka Jadwiga - nie nosiły wyszukanych sukien, ani nie stroiły się w modne kreacje, a ograniczały się do wkładania prostych, zakrywających całe ciało strojów i równie często nosiły habity a pod nimi włosiennice. Jadwiga uważała też żonę swego syna Kazimierza Wielkiego - Aldonę Annę za osobę płochą i prymitywną, gdyż ta lubowała się w muzyce, śpiewie i tańcach - przez co panował nieustanny konflikt pomiędzy teściową a synową. Elżbieta zaś, wychowana przez matkę zgodnie z jej wyobrażeniem kobiety, również uważała strojenie się za przejaw pychy i bezbożności, ale z czasem dała się porwać panującej na Węgrzech modzie i obyczajowej swobodzie. Elżbieta szybko uświadomiła sobie że bardzo ważny był nie tylko kształt sukien i dobór doń akcesoriów (np. kapeluszy), ale również ich kolor, który miał bardzo ważne znaczenie. Kolor zielony na przykład był uważany za kolor nowej miłości i wierzono że wywodził się wprost z... krainy wróżek (uważano bowiem że wszystkie wróżki noszą suknie w kolorze zielonym, a wodnice nawet mają krew o tej właśnie barwie). Suknie w kolorze błękitu były symbolem wierności, przeto gdy królowa bądź szlachcianka żegnała swego męża udającego się na wojnę, to aby udowodnić mu swą miłość i wierność przywdziewała właśnie błękitną suknię. Biel oznaczała delikatność i niewinność, a inne kolory były już mniej popularne. Czerwień bowiem była zarezerwowana dla królów i książąt, zresztą uważano tę barwę za kolor erotycznego pożądania, często utożsamiano go również ze strojem noszonym przez czarownice. Kolor czarny oznaczający żałobę, przywdziewano bardzo rzadko, zaś żółty w ogóle był uważamy za barwę przynależną zdrajcom.
 
Dwór węgierski owych czasów czerpał nie tylko z doświadczeń francuskich, ale również z Bizancjum, jako że ceremoniał królewski był podejmowany z iście bizantyjską pychą. Królowa Elżbieta otrzymała własny dwór, w skłd którego wchodzili nadworny sędzia, mistrz tawerny, ochmistrz dworu, stolnik (nadzorujący służbę przygotowującą stół królowej do wieczerzy) cześnik (zaopatrujący królową w wina i inne trunki), koniuszy (zarządca jej stadnin), przyboczny lekarz, kapelan i spowiednik. Poza tym Elżbieta otrzymała własną gwardię przyboczną, własnych paziów i oczywiście swoje dwórki (w liczbie 300). Karol Robert pragnął by jego małżonka czuła się na Węgrzech dobrze, lecz błotniste okolice Temeszwaru nie napawały pięknymi widokami, a mieszkańcom Budy król jeszcze nie ufał (wcześniej opowiedzieli się przeciw jego panowaniu i mimo iż ostatecznie zaakceptowali w 1310 r. Karola Roberta jako swego króla, ten wciąż podejrzewał ich o knucie spisków), dlatego też nakazał budowę wielkiego  pałacu królewskiego w Wyszehradzie (nieopodal Budy). Pałac ten (wzniesiony na okolicznym wzgórzu) liczył 350 komnat (dziś pozostały z niego jedynie ruiny, a turyści fotografują się co najwyżej na przestronnym dziedzińcu z krużgankami). Para królewska przeniosła się tam już w 1323 r. Wcześniej wszak przyszedł na świt pierwszy ich syn - Karol (1321 r.) który jednak zmarł wkrótce po urodzeniu. Drugi syn - Władysław - urodził się już w Wyszehradzie w listopadzie 1324 r. (on również zmarł młodo w lutym 1329 r. nie przeżywszy nawet pięciu lat). Wkrótce potem (5 marca 1326 r.) narodził się i trzeci syn - Ludwik (przyszły król Węgier i Polski). W listopadzie 1327 r. przyszedł na świat czwarty syn - Andrzej, a dokładnie pięć lat później piąty i ostatni syn pary królewskiej - Stefan. Co prawda dwaj synowie zmarli w dzieciństwie, ale i tak pozostało trzech synów, dla których rodzice planowali uzyskać jakieś intratne trony w Europie. Najstarszy Ludwik oczywiście dziedziczył tron Węgier, jednak młodsi również musieliby coś uzyskać, tak więc trwały targi matrymonialne mające zapewnić im dobrą przyszłość. Wcześniej jednak, bowiem 17 kwietnia 1330 r. wydarzyła się na królewskim dworze tragedia, spowodowana szaleńczym atakiem Felicjana Zacha, który mszcząc się za odebranie cnoty swej córce - Klarze, przez brata królowej Węgier - królewicza Kazimierza (któremu Elżbieta umożliwiła schadzkę z Klarą), postanowił zamordować małżonkę Karola Roberta, ale udało mu się jedynie odciąć jej cztery palce prawej dłoni (do końca życia królowa nosiła potem rękawiczki, aby ukryć brak palców), po czym został zasieczony na miejscu (o czym już pisałem w poprzedniej części), a jego ród również został wybity (Z Klary uczyniono zaś pośmiewisko, odcinając jej wszystkie palce u rąk, uszy, włosy i dolną wargę oraz obwożąc tak po miastach jako przestrogę za grzechy jej ojca).
 
Warto też nadmienić, że okrucieństwo monarchów wobec ich poddanych nie było wówczas wcale niczym szczególnie wyjątkowym, także sam Kazimierz Wielki często uciekał się do stosowania tortur lub skazywania ludzi na okrutną śmierć (np. skazanie na śmierć głodową poprzez zamurowanie w lochach zamku olsztyńskiego, buntującego się starosty poznańskiego - Maćka Borkowica w lutym 1360 r., czy utopienie w Wiśle księdza Marcina Baryczki w grudniu 1349 r. za to tylko, iż ten nawoływał króla aby porzucił rozwiązły tryb życia, oddalił swe kochanki i wrócił do żony). Monarchowie często stosowali okrutne kary i to nie tylko w stosunku do swych poddanych, ale również małżonków. Znany był na przykład wielki konflikt pomiędzy księciem krakowskim, sieradzkim i sandomierskim - Leszkiem Czarnym a jego małżonką - Gryfiną, córką bana Slawonii, którą ten poślubił w 1265 r. Bardzo szybko okazało się jednak że książę nie potrafił spełnić swych małżeńskich obowiązków w sypialni, a Gryfina bardzo tym faktem rozczarowana, ostatecznie doprowadziła do wielkiego skandalu obyczajowego, jaki wybuchł w Krakowie w 1271 r., który bardzo szybko odbił się echem po całej Europie. Mianowicie księżna Gryfina publicznie zarzuciła swemu mężowi, iż ten jest... impotentem, przez co ona nie zamierza więcej chodzić w małżeńskim czepcu i ponownie przywdzieje dziewiczy wianek. Taki zarzut był nieprawdopodobnym upokorzeniem panującego księcia, gdyż podważał nie tylko jego męskość jako taką, ale również jego prawa do rządów (skoro bowiem władca nie jest w stanie zdeflorować swej małżonki, to jak może zadbać o pomyślność kraju którym włada). Co prawda w historii Polski zdarzali się książęta i królowie pozbawieni męskich genitaliów (wykastrowani), to jednak działo się to w wyniku agresji wroga zewnętrznego lub buntu innego pretendenta do tronu, który w ten sposób chciał pozbyć się rywala. Byli też władcy, którzy świadomie rezygnowali z życia erotycznego i oddawali się modlitwom oraz umartwianiu ciała. Po raz pierwszy jednak w naszych dziejach, panujący książę został tak bezpośrednio przez własną małżonkę oskarżony o impotencję. To nie była wcale sprawa błaha i nie ograniczała się ona jedynie do ścian królewskiej sypialni, gdyż panujący władca (bez znaczenia książę czy król) musiał być w pełni sprawny i to zarówno pod względem fizycznym jak i intelektualnym. Musiał sprawnie władać bronią i być dobrym wodzem, jak również zarządcą i gospodarzem własnego kraju, ale jednocześnie musiał się sprawdzać w łożu, gdyż był to wymóg niezbędny dla każdego kolejnego władcy - spłodzić syna, następcę tronu. Dlatego też zarzut Gryfiny był bezprecedensowym skandalem na skalę europejską. Leszek Czarny jednak nie ukarał swej żony, lecz podjął się terapii która miała przywrócić mu męską sprawność seksualną. Sprowadził sobie niemieckiego zakonnika z klasztoru Dominikanów w Sieradzu o imieniu Mikołaj (który jednak żył i mieszkał na ziemiach polskich), mającego pomóc mu odzyskać witalność. Sporządzał on mikstury z ciał i wydzielin żmij, ropuch, myszy i kretów i podawał je do wypicia (a również w formie potraw do jedzenia) księciu Leszkowi i jego żonie. Ponoć te praktyki okazały się skuteczne i książę zaczął odwiedzać sypialnię swej małżonki, jednak nie wiadomo czy to była prawda (opinię tę wygłosił jedynie bratanek księcia - Leszek książę inowrocławski, który miał powiedzieć damom dworu, że księżna Gryfina wkrótce będzie matką), gdyż Leszek Czarny i Gryfina nigdy jednak nie doczekali się potomstwa.
 
 
 
KSIĘŻNA GRYFINA OSKARŻA SWEGO MĘŻA - 
LESZKA CZARNEGO O IMPOTENCJĘ
(OBRAZ JANA MATEJKI)
 
 

 
Innym ciekawym przypadkiem z dziejów Piastów (i ich okrucieństwa), był nieudany związek księcia mazowieckiego - Siemowita III i jego drugiej żony - Anny. Siemowit, będąc w Cieszynie na dworze swej siostry - Eufemii, usłyszał plotkę że jego żona nie dochowała mu wierności i oddała się jakiemuś rycerzowi. Zazdrosny małżonek oskarżył ją o zdradę i nie zważając na to, że była już w zaawansowanej ciąży, kazał zamknąć ją w wieży, gdzie też miała urodzić dziecko. Urodziła syna, który otrzymał imię Henryk i wówczas Siemowit kazał swą małżonkę zakopać żywcem (1370 r.), a dziecko oddać na wieś na wychowanie niańce. Małego Henryka kazała stamtąd wykraść siostra Siemowita III, księżna Eufemia i przewieść na dwór Świętobora I - księcia Szczecina, a po latach - już jako młodego mężczyznę, wysłała go na dwór ojca do Warszawy. Siemowit wzruszony podobieństwem syna do siebie, uznał go za swego dziedzica i bardzo żałował tego, co uczynił jego matce posądzając ją o niewierność. Co ciekawe ta hisotria została potem przedstawiona w "Opowieści Zimowej" Williama Szekspira, który bardzo wiele swych dzieł zaczerpnął albo z wydarzeń dziejących się bezpośrednio na ziemiach polskich, albo też... przepisał od mało znanych polskich dziejopisów. Zresztą możliwości takich było w XIV a szczególnie w XV i XVI wieku dużo, gdyż stosunki kulturalne pomiędzy Anglią a Polską były wówczas dość intensywne. (na przykład doskonale poinformowana o tym, co dzieje się na dworze w Krakowie i Warszawie, była chociażby żona króla Anglii Ryszarda II - Anna Czeska, która spokrewniona była z rodem Świętobora Pomorskiego, na którego dworze wychowywał się ów Henryk - syn Siemowita III. Jej słowa potwierdził potem Henryk Lancaster - przyszły król Anglii jako Henryk IV -  który w 1390 r. wstąpił w szeregi sojuszników Zakonu Krzyżackiego, idącego na wojnę z pogańską Litwą. Przebywając potem w komturi krzyżackiej w Gdańsku i racząc się tamtejszym grzanym piwem, usłyszał on od "świetych braci" z czarnymi krzyżami na płaszczach o wydarzeniach dziających się na dworze władcy Mazowsza - Siemowita III i tę wiedzę zabrał potem ze sobą do Anglii. A w dwieście lat później te informacje odnalazł William Szekspir i stworzył z nich "Opowieść Zimową").
 
Średniowiecze było więc przedziwną epoką, która z jednej strony odznaczała się wielką pobożnością oraz kulturą umysłową (to przecież to właśnie w średniowieczu powstały główne europejskie uniwersytety) i większą chęcią rozwiązywania konfliktów w kancelariach prawnych a nie na polach bitew, a z drugiej strony była to epoka nieokiełznanego erotyzmu i rozwiązłości wśród elit władzy, oraz ich orgomnego i nieposkromionego zamiłowania do sadyzmu. Z jednej strony byli kapłani - prekursorzy prawa i teoretycy "wojny sprawiedliwej" w wyniku której niegodnym chrześcijanina jest odbieranie ziem choćby nawet poganom, gdyż żyją oni na swej ziemi zgodnie z wolą Boga, więc każdy gwałt przeciwko nim jest jednocześnie gwałtem przeciwko samemu Bogu. Jak również jasnym potępieniem niewolnictwa (co też uczynił Kościół, wbrew interesom wielu europejskich monarchów). Z drugiej strony zaś mamy wielką rozwiązłość władców, papieży i biskupów (np. biskup Bazylei pozostawił po sobie dwudziestu potomków, a biskup Liege ponad sześćdziesięciu), papieże tworzyli też swoje prywatne haremy i te praktyki przechodziły na innych kapłanów (np. biskup krakowski w latach 1266-1292 - Paweł z Przemankowa do swych kochanek włączył również mniszki z klasztorów, tworząc z nich swój prywatny harem). Takie to były czasy, należy jednak pamiętać że następna epoka po średniowieczu, czyli tzw.: "Odrodzenie" było znacznie gorsze, gdyż wraz z reformacją religijną umarła dotychczasowa rycerskość i coraz częściej zaczęto przedkładać prawo siły nad siłę prawa, dokonując bezkarnych napadów, aneksji, grabieży i okrutnych gwałtów. Tak naprawdę więc Odrodzenie było nawiązaniem do przedchrześcijańskiej epoki starożytności, która to pomimo kilku akademii i szkół filozoficznych tak naprawdę pozostała epoką potwornej ciemnoty i okrucieństwa, gdzie składanie ofiar ze zwierząt na ołtarzach bogów (nie mówiąc już o ofiarach z ludzi) było czymś naturalnym dla umysłowości ludzi wówczas żyjących (walkę z tym procederem podjął Apoloniusz z Tyany, ale niewiele wówczas osiągnął i po jego śmierci praktyki te były dalej kontynuowane, aż do ostateczego triumfu chrześcijaństwa - które, co by nie powiedzieć zakończyło epokę antycznego barbarzyństwa, wprowadzając realne oświecenie ludzkich dusz i umysłów).
 
Tak więc najstarszy syn Karola Roberta i Elżbiety - Ludwik, miał odziedziczyć tron Węgier i (od 1339 r. oficjalnie) tron Polski (w przypadku bezpotomnej śmierci Kazimierza Wielkiego), natomiast Andrzej został w 1334 r. (w wieku siedmiu lat) osobiście zawieziony przez ojca do Neapolu, gdzie miał poślubić tamtejszą dziedziczkę tronu - Joannę (mającą wówczas lat osiem) i pobrali się jeszcze w tym samym roku - choć ślub oficjalny miał zostać powtórzony po osiągnięcu przez młodych pełnoletności, a do tego czasu mieli ze sobą przebywać i razem się bawić. Do ponownego ślubu doszło w roku 1342, a wkrótce potem (1343 r.) Joanna została koronowana na króla Neapolu a jej małżonek otrzymał jedynie tytuł księcia Kalabrii, co samo w sobie było już złamaniem wcześniej zawartej umowy, na mocy której para królewska miała panować wspólnie. W tymże 1342 r. zmarł (16 lipca) król Węgier - Karol I Robert a jego następcą został Ludwik I (zwany potem Wielkim). Elżbieta wyprawiła swemu małżonkowi wspaniały pogrzeb - ciało w królewskich szatach, przewieziono z Wyszehradu do Budy, a stamtąd do Białogrodu Królewskiego (Székesfehérváru), gdzie zostało pochowane. Tam też (21 lipca) odbyła się koronacja nowego króla. Na pogrzeb i koronację zaproszeni zostali monarchowie z okolicznych państw, ale część z nich nie zdążyła przybyć ani na czas pogrzebu ani też na samą koronację (tak się właśnie stało z Karolem władcą Moraw i Kazimierzem III Wielkim, którzy również przyjechali spóźnieni). Królowa Elżbieta, niezadowolona z pozbawienia jej syna korony Neapolu (przeciw Andrzejowi knuły ciotki Joanny, które ją nastawiały wrogo do jej mężą i podsyłały kandydatury innych młodzieńców do jej ręki), postanowiła udać się z wizytą do Neapolu, aby osobiście skontrolować sytuację i (jeśli trzeba) przywołać Joannę do porządku. Wielkie przygotowania do wizyty rozpoczęto już wiosną 1343 r. Na tę wizytę bardzo liczył Andrzej, który - wiedząc że matka ma zamiar przybyć drogą morską - wystąpił do miasta Zadar na wybrzeżu dalmackim, z prośbą o dostarczenie królowej dwóch galer. Miasto wyraziło zgodę, ale niezadowolona z takich układów Wenecja (do której wówczas Zadar należał) poprzez swego dożę, pogroziła palcem miastu, jednocześnie informując Andrzeja że jego matka może liczyć na szczególne traktowanie, ale woleliby aby to do nich zwracał się bezpośrednio z taką prośbą, a nie do poszczególnych miast adriatyckich.
 
 
 
ELŻBIETA I MŁODY LUDWIK - 1342 r.
SPÓŹNIENIE WUJA KAZIMIERZA 
NA POGRZEB KAROLA ROBERTA
 
 

 
 
 
 
BRAT I SIOSTRA - KAZIMIERZ I ELŻBIETA
 
 

 
Elżbieta ruszyła do Zadaru w sporym orszaku, w którym było aż 50 rycerzy, kawalerów orderu Złotej Ostrogi, oraz sędzia, biskup i palatyn z jej własnego dworu. Prócz tego Elżbieta wiozła skrzynie pełne złota i srebra (które miały dopomóc jej w prowadzeniu "polityki" w Neapolu). Z Wyszehradu wyjechała 8 czerwca 1343 r., a w Zagrzebiu była już 22 czerwca. Potem nastąpiła kilkudniowa zwłoka, związana z niepewnością otrzymania okrętów (królowa nawet wysłała list w tej sprawie do komesa wyspy Arbe, czy rzeczywiście może się spodziewać okrętów w Zadarze), ale gdy sprawa się wyjaśniła, orszak monarchini ruszył w dalszą drogę i po dotarciu do Zadaru, następną część podróży przebyto już drogą morską. W lipcu wylądowano w Manfredonii, gdzie matkę powitał Andrzej wraz z Joanną, a następnie cała trójka ze swymi orszakami ruszyła w stronę Neapolu. Już w czasie podróży Elżbieta dostrzegła że między małżonkami nie układa się dobrze i zauważyła widoczną niechęć, z jaką królowa Joanna zwracała się do swego męża. Pierwszym zadaniem Elżbiety, było przekonanie Joanny do zgody na koronację Andrzeja, ale dziewczyna wymawiała się testamentem swego ojca - Roberta I, który to jej właśnie przekazał tron i pełną władzę nad krajem. Elżbieta postanowiła więc rozegrać to nieco inaczej, hojnie sypiąc złotem tym, którzy byliby w stanie przekonać królową Joannę do koronacji jej męża. Jednocześnie szybko przekonała się, kto stoi za podburzaniem Joanny i nastawianiem jej negatywnie w stosunku do Andrzeja. Był to pewien mnich, o którym Petrarka napisał (w liście do kardynała Colonny): "Ostrzyżony, czerwony na gębie, z otyłym zadem, ledwo osłonięty skąpym fałdem (...) uwija się po królewskim pałacu podpierając laską, ludzi niskiego stanu roztrąca, sprawiedliwość depce, kazi wszelkie boskie i ludzkie prawa (...) fama głosi że jego kabza jest w niezgodzie z habitem". Ów mnich miał ponoć duży wpływ na babki i ciotki Joanny, przeto i je starała się Elżbieta przekabacić złotem na stronę Andrzeja. Nie poprzestając na tym, w sierpniu 1343 r. Elżbieta wysłała do Awinionu (gdzie przebywał papież) swoje poselstwo, które miało wyjednać koronę królewską dla jej syna. W międzyczasie (w oczekiwaniu na decyzję papieża) sama udała się w podróż turystyczną do Rzymu, aby odwiedzić miejsca święte i 14 września opuściła wraz ze swym orszakiem Neapol, kierując się na północ. 

Rzym powitał ją okrzykami: "Vivat Regina Hungariae", "Vivat Magna Domina". Dostojnicy kościelni i wielkie rzymskie rody wyległy na ulice aby ją przywitać, a ona obdarowała bazylikę św. Piotra i kilka innych kościołów złotem oraz drogimi przedmiotami, po czym zwiedziła miejsca święte (przez ten czas zgłaszali się do niej również ludzie, którzy chcieli odbudować lub odnowić rzymskie zabytki, jak choćby niejaki Minoryta Akutus, który poprosił o pieniądze na odbudowę Mostu Mulwijskiego, pod którym to w 312 r. cesarz Konstantyn Wielki pokonał dotychczasowego pana Italii - Maksencjusza. Przed tą bitwą Konstantynowi miał się we śnie ukazać znak krzyża i głos informujący - "Pod tym znakiem zwyciężysz". Przed swą śmiercią w 337 r. Konstantyn Wielki przyjął chrzest i tym samym stał się pierwszym chrześcijańskim cesarzem w dziejach Rzymu). Elżbieta hojnie sypała złotem na wiele inicjatyw. Wieczne Miasto bardzo jej się spodobało (jej ojciec - Władysław I Łokietek przebywał w Rzymie w czasie uroczystości millenium roku 1300 i wówczas również mógł podziwiać to miasto, jednak straciło ono wiele ze swego dawnego blasku i obecnie bardziej przypominało dużą wioskę, niż prawdziwe miasto typu starorzymskiego. Takim elementem dekoracji nietypowym dla dawnej scenerii, była chociażby susząca się na sznurkach bielizna, którą rzymskie praczki rozwieszały wśród ruin dawnego Forum Romanum). Podobnie królowa podziwiała stroje rzymskich matron, z którymi często rozmawiała, zapraszając je do swojej karety, zaprzężonej w 6 białych koni. Na początku października 1343 r. Elżbieta powróciła do Neapolu, gdzie dalej oczekiwała ostatecznej decyzji papieża w sprawie koronacji jej syna na króla Neapolu. Ponieważ odpowiedź która nadeszła, nie była dokładna (papież zgodził się jedynie odwołać swego regenta z Neapolu, który był tam powołany na czas małoletności królowej Joanny - o co też postulowała Elżbieta - ale nie było żadnej decyzji w sprawie koronacji Andrzeja). W takiej sytuacji, obawiając się pozostawić syna w tak nieprzyjaznym środowisku, postanowiła Elżbieta że Andrzej powróci wraz z nią na Węgry, ale wówczas wielu możnych (w tym przyjaciel Andrzeja, hrabia de Monte Caveoso) prosili ją by zostawiła syna i nie rozdzielała go od żony. Również Joanna zaczęła o to prosić Elżbietę i w końcu ta uległa. 6 kwietnia 1344 r. królowa Węgier udała się w drogę powrotną do kraju (Joanna ofiarowała jej aż pięć galer), a 7 maja przybyła do Wyszehradu. Ostatecznie papież wydał zgodę na koronację Andrzeja (po wpłaceniu przez Elżbietę 44 000 grzywien srebra), lecz jednocześnie (w prywatnym liście do Joanny) twierdził że tron jej się należy i że stara się o Sycylię jako jej prywatne dominium. Jednak papieska zgoda wprawiła w przerażenie wielu dotychczasowych wrogów Andrzeja, którzy mogli się spodziewać co najmniej konfiskaty dóbr a nawet i lochów lub utraty życia, za wszelkie zniewagi, którymi dotąd go obdarzali. Teraz bowiem jako ich król, mógłby z nimi uczynić praktycznie wszystko.
 
Nie pozostało dla nich już nic innego a jedynie morderstwo, do którego doszło (na oczach królowej Joanny, która prawdopodobnie była wtajemniczona w ten spisek) w nocy z 18 na 19 września 1345 r. na parę dni przed wyznaczoną koronacją Andrzeja. Został on zaduszony sznurem w klasztorze św. Piotra (a dla większego upokorzenia, wyrzucony przez okno klasztoru, przy czym linę dodatkowo przywiązano do jego genitaliów, więc ciało bezładnie zwisało głową w dół). Wiadomość o śmierci Andrzeja bardzo szybko dotarła do Wyszehradu, a papież Klemens VI  jako pierwszy pospieszył z kondolencjami dla królowej-matki. Ze wszystkich dworów Europy płynęły kondolencje i wyrazy wsparcia (np. król Anglii - Edward III, wysłał Elżbiecie dwa piękne listy, w których wyrażał swój żal z tak haniebnej śmierci jej syna, oraz deklarował swą pomoc w jak najszybszym ukaraniu sprawców tego okrutnego morderstwa). Od tej pory Elżbieta pałała gorącą nienawiścią do Joanny, tym bardziej że doszły ją słuchy, iż królowa Neapolu wcale nie ukarała sprawców śmierci swego męża. Elżbieta i Ludwik poczeli projektować wyprawę wojenną przeciw Neapolowi, którego celem było obalenie i ukaranie Joanny, oraz objęcie władzy w tym królestwie przez Ludwika. Na to jednak nie chciał zgodzić się papież, próbując chronić Joannę (obawiał się bowiem znacznego wzmocnienia Ludwika, który dzierżąc korony Węgier i Neapolu, stałby się głównym rozgrywającym we Włoszech). Dla Elżbiety jednak teraz nie było innych spraw, jak ostateczne rozprawienie się z "ladacznicą, która samą swą osobą prowokuje obrazę Boską" - jak zapisał słowa królowej Elżbiety w swych notatkach dla papieża, wysłany w styczniu 1346 r. do Wyszhradu (aby uspokoić królową-matkę i jej wojowniczego syna) Franciszek, biskup Triestu. Szybko jednak zebrano wojsko, a Ludwik odpisał papieżowi że domaga się odebrania Joannie władzy nad Neapolem, ukarania winnych śmierci jego brata, oraz przekazania rządów nad krajem jemu (Ludwikowi), który panowałby tam w imieniu małoletniego synka Andrzeja i Joanny - Karola (zmarł on jednak już w maju 1348 r. w wieku dwóch lat). Papież starał się lawirować, godził się na część żądań, jednocześnie dekalerując że nie może pozbawić Joanny władzy, gdyż sprawuje ją ona na mocy prawa dziedziczenia. Wówczas list do Awinionu wysłała królowa Elżbieta, w którym pisała że jeżeli rzeczywiście Klemens VI boleje nad śmiercią jej syna, to powinien ukrać Joannę, jako główną winowajczynię śmierci Andrzeja. Pisała również że tytuowanie jej królową, uwłacza tej namaszczonej przez Boga godności i osobiście jej samej. Stwierdziła również, że jeśli papież nie ukaże Joanny, to krew Andrzeja obleje również jego tron w Awinionie i na jego barki spadnie taka sama odpowiedzialność za to morderstwo. Te słowa głęboko uraziły papieża, który w tajnym liście do biskupa Pawii - Hildebranda i biskupa Cassini  - Wilhelma, polecał udzielenie Joannie zgody na małżeństwo z Ludwikiem księciem Terentu, co by oznaczało że zyskiwała ona obrońcę na wypadek spodziewanej agresji węgierskiej na Neapol. Zresztą wojska Ludwika zakończyły już przygotowania do inwazji i wojna stawała się nieunikniona.
 
 
 
 
 
 
 CDN.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz