Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 29 marca 2021

RĘKOPISY NIE PŁONĄ! - Cz. IV

CZYLI SPISANE PAMIĘTNIKI

z KLUCZOWYCH WYDARZEŃ

w DZIEJACH POLSKI I ŚWIATA

 
 

 
 

I

PAMIĘTNIK BOHDANA JANUSZA

Cz. IV

 
 
 

 
 
PAMIĘTNIK AUTORSTWA HISTORYKA I ETNOGRAFA BOHDANA JANUSZA, OPISUJE WKROCZENIE WOJSK ROSYJSKICH DO LWOWA (PO EWAKUACJI STAMTĄD WOJSK AUSTRIACKICH) NA POCZĄTKU I WOJNY ŚWIATOWEJ I OKUPACJĘ TEGO MIASTA, TRWAJĄCĄ od 3 WRZEŚNIA 1914 r. do 22 CZERWCA 1915 r.
 
 
 
 "293 DNI RZĄDÓW ROSYJSKICH 
WE LWOWIE"
 
 
 
Późnym wieczorem przybył do ratusza komendant wojskowy miasta, pułkownik hr. Sergjusz Szeremetjew, który wydał szereg zarządzeń wojskowych i administracyjnych. Komendant, mężczyzna 32 lat wieku, poprzednio wice-gubernator wołyński, spokrewniony z pierwszymi domami rosyjskimi, człowiek gładki w obejściu i po europejsku kulturalny, zamieszkał wraz ze swym sztabem w mieszkaniu prezydenta w ratuszu. Służbę bezpieczeństwa w mieście pełniła Straż Obywatelska, której opiece oddane zostało miasto i w nocy. Na prośbę jednak prezydyum, celem zapobieżenia możliwym niepokojom, generał von Rode zarządził wysłanie wart wojskowych na miasto, z tem, że respektować one mają interwencyę członków Straży, współdziałając z nimi w każdym ewentualnym wypadku. Patrol z 20 żołnierzy przeznaczono do strzeżenia sądu karnego, a ponadto patrol do aresztów miejskich i policyjnych, prócz tego ustawiono warty na placach: Gołuchowskich, św. Teodora, Maryackim, św. Jerzego, u wylotu cytadeli od ulicy Mochnackiego, Chmielowskiego i Wronowskich. 

Od wieczora przechodzić poczęły przez miasto bardzo liczne oddziały wojska, konnica i piechota. Zgromadzona na ulicach ludność wcale chętnie nawiązywała rozmowy z poszczególnymi żołnierzami, o ile tylko ci dostawali rozkaz zatrzymania się w szybkim marszu. Spragnieni wiadomości jakichś o dotychczasowym przebiegu działań wojennych w kraju, a jeszcze bardziej, żądni rozwiązania niepojętej zagadki cofnięcia się wojsk austryackich bez bitwy pod Lwowem, spodziewali się ludziska dowiedzieć czegoś od - poinformowanych lepiej, zdaniem ich - żołnierzy rosyjskich. Na ogół żołnierz ten bardzo chętnie wdawał się w rozmowę i zdawał się być bardzo dobrze poinformowanym, ale w istocie nie orientował się on w najbardziej prymitywnych kwestyach. Wojnę - zdaniem jego spowodowała tylko Austria i Niemcy, które zresztą obiecywał sobie rozbić w bardzo krótkim czasie. Podobnie naiwnych poglądów sporo można było usłyszeć od nich, a najwidoczniejsze było źródło i cel tych baśni. Z wielką też ufnością w przeważającą moc swoją opowiadali oni o swoich sukcesach dotychczasowych, twierdząc bez zająknienia, że za dwa do trzech dni będą w Przemyślu, a stamtąd wnet w Krakowie i następnie w Wiedniu. Inna rzecz, że geograficzne ich wiadomości pozwalały im dziwić się niepomiernie, że - jak im ktoś z pokpiwaniem powiedział - do Wiednia jest więcej nieco drogi niż dwa dni (...) Na zapytania ich bowiem jakiś dowcipny człowiek pouczył ich, że do Wiednia ze Lwowa jest bardzo niedaleko, bo koleją jedzie się w nocy a rano jest się już na miejscu. Zapewnienia podobne bardzo ich cieszyły, ponieważ z największym upragnieniem oczekiwali już pokoju, nie przeczuwając nawet jak niewielu z nich  w ogóle do domu cało powróci. Charakterystyczne było, że z największem zainteresowaniem słuchali opowiadań ludzi o ogromnej obronności Przemyśla i z niezwykłą ciekawością dopytywali się o niego. Z całą jednak ufnością twierdzili, iż mimo tego zabawią pod Przemyślem jakie trzy dni, a stamtąd jedni pójdą na Budapeszt, a drudzy na Kraków, na Wiedeń - za kilka tygodni miało być już po Austryi!
 
 

 
W jakim celu i kto ich w podobnej nieświadomości utrzymywał tego dowodzi i ta okoliczność, że wszyscy bez wyjątku stanowczo utrzymywali jakoby równocześnie Włochy i Rumunia wypowiedziały wojnę Austryi. Wiadomości te tak bez wyjątku zaraz pierwszego dnia rozgłosili wszyscy żołnierze, że wobec tego prawie ogólnie uwierzono temu, czego dowodem umieszczenie ich nawet w dziennikach z tego czasu. Wiarę zaś dano bredniom tym tem łatwiej, iż to dopiero wyjaśniało ludziom rzekome niepowodzenia armii austryackiej, a trafiało na grunt bardzo podatny na podobne legendy, jeśli się weźmie po uwagę ogromny, chociaż chwilowy upadek ducha po zajściach ówczesnych. Przedstawić też można sobie, jak wieści te i im podobne nastroiły zgnębione i bez tego umysły - mało zapewne było w tym dniu ludzi, którzy potrafili nie dać jeszcze za wygraną, tem bardziej, iż oglądać mogli na własne oczy te nieprzejrzane chmary bez końca formalnej wędrówki ludów. Widok ten kazał istotnie zatroskać się wszystkim o los swoich, o których chyba wszyscy bez wyjątku w tych chwilach myśleli z sercem bijącem, życząc im powodzenia i szczęścia w dalszych zapasach.
 
Zwykłym na ulicach widokiem była grupa albo jeden żołnierz, otoczony gromadą interpelujących, niezmordowanych w zasypywaniu pytaniami bez końca. I o co też nie zapytywali ludziska? Dowiedzieć się chcieli, skąd żołnierze rodem, jak długo w marszu, ile razy byli w ogniu, które zajmowali miasta, przez jakie przechodzili miejscowości, w jakim widzieli je stanie itp. Dowiadywali się zaś przede wszystkiem, jak to "nasi żołnierze się biją" i co o nich myślą żołnierze rosyjscy? Ciekawe też nieraz rzeczy słyszeć można było na ten temat zarówno od spolszczonego Niemca z Łodzi, jak Polaka z Królestwa "Małorosa" z guberni połtawskiej, podolskiej czy chersońskiej, Gruzina, Czerkiesa, Tatara lub od rdzennego Rosjanina. Powiedzieć miał generał pewien rosyjski, który niedługo przedtem zmarł w szpitalu lwowskim, że żołnierz austryacki dzielny jest i bardzo dobry i to samo mniej więcej stwierdzali i wszyscy żołnierze rosyjscy. Krytycznie oczywiście brać należało sądy te najróżnorodniejsze, bo pojęte jest, iż każdy z wygłaszających je uogólniał w najlepszym razie spostrzeżenia osobiste, zależne znów od inteligencyi danego osobnika. Na ogół jednak tak żołnierz, który raz był w ogniu, jak i ten, co przeszedł go kilka razy, zgodnie opowiadali, że żołnierz austryacki dzielnie się przeważnie trzymał. Z największem uznaniem wyrażali się o konnicy (ułanach i dragonach), która bardzo dzielnie się - według nich - stale spisywała. Również i wzięci do niewoli jeńcy rosyjscy rozprawiali na temat "tych w czerwonych spodniach", wyrażając się pochlebnie o ułanach. O piechocie natomiast opowiadali, iż groźna w atakach na bagnety. I jeśli w bitwach których brali górę - opowiadał pewien pułkownik rosyjski - to właśnie wtedy, kiedy szli na bagnety. W otwartem polu nie potrafili skutecznie się opierać, co spowodowane być miało za małą ilością żołnierza. Co do samych żołnierzy austryackich, najprzychylniej wyrażali się o Polakach i Rusinach, z którymi zawsze dobrze mogli się porozumieć, podczas gdy całkiem inaczej malowali "Austryaków", którem to mianem prosty żołnierz nazywał Niemców. (...)


LWÓW
BUDYNEK FIRMY "BACZEWSKIEGO" PRODUKUJĄCEJ 
NAJLEPSZE W EUROPIE WÓDKI, LIKIERY I KONIAKI



Miasto zrobiło na żołnierzach niezwykłe wrażenie, a z wielkiemi pochwałami wyrażali się w ogóle o Galicyi i jej ludności. Byli to przeważnie i początkowo prawie wyłącznie rolnicy ukraińscy, dzięki czemu też mieszkańcy Lwowa potrafili nie najgorzej porozumieć się z nimi ich językiem ojczystym, co ich też w niemałe wprawiało zdumienie. Usprawiedliwiali się więc, że oni sami nie chcieliby iść na braci, ale kazano im, a za nieposłuszeństwo śmierć czeka - najchętniej zgodziliby się już na pokój, bo i po co im walczyć "kiedy dość mają ziemi i chleba u siebie". Co uderzyło Lwowian u żołnierzy rosyjskich to przekonanie ich, że walczą dla idei oswobodzenia jakoby uciskanych w Austryi Słowian, przede wszystkiem Rusinów, Polaków i Czechów. Przedstawić sobie można, za jak dotkliwą ironię przyjęła to ludność stolicy, drżąca właśnie przed tem oswobodzeniem, nie mogło się nikomu pomieścić w głowie, jak ten,co gnębi wiekami wszystkich u siebie potrafiłby i chciał oswobadzać kogoś mającego więcej wolności, niż "oswobodziciel" dopiero obiecuje, nie dając do tego żadnej gwarancyi, że dotrzyma. I jeśli w ten sposób odniosła się ludność trzech narodowości miasta, od razu i bez wszelkich dalszych rozumowań, do tej podejrzanej idei oswobodzenia to nic dziwnego, ale bardziej natomiast charakterystyczne było, że nawet ci niepiśmienni "oswobodziciele" sami z własnych obserwacyi po drodze bardzo szybko przyszli do przekonania, iż wygnano ich miliony całe na to, by właśnie zrabować wolność tym ludziom, którzy ją dawno już posiadają i za największy skarb uważają. Dlatego też w poczciwości swego sumienia uważali za stosowne zapewniać nas, że im samym nigdy się nie spieszyło na tę wojnę, a powiedziano im, że bracia ich jęczą w niewoli żydowskiej i że Austrya to państwo żydowskie.

Cel tego zapewnienia jest całkiem jasny, jak również widoczne jest źródło jego. Sfery interesowane w Rosyi musiały czemuś pozorować przed ludem swym racyę prowadzenia wojny, a nie mogąc durzyć go jakiemś legendarnem posłannictwem oswobodzicielskiem, użyły w tym celu bardzo popularnego w Rosji hasła anty-żydowskiego. W tym celu też pouczono biednego mużyka, że Austrya to żydowskie państwo, że "prawosławni" muszą tam kłaniać się przed "jewrejem" (jak powiadali naiwnie żołnierze, że muszą całować żydów w ręce!), że Galicya w ogóle podlega okrutnej niewoli i że oczekuje niecierpliwie oswobodzicieli. Takie rzeczy słyszeli żołnierze w domu, a z całkiem czem innem spotkali się w drodze przez obcy dla siebie kraj cały - całkiem też co innego usłyszeli i tu we Lwowie. Szybko też wywietrzały im z głowy, bardzo zresztą lotne dla nich idee oswobodzicielskie, a pozostało tylko jedno zmartwienie - kiedy przyjdzie pokój i kiedy będą mogli powrócić do opuszczonych domów. Skwapliwie też informowali się, czy prawdą jest, że w Austryi znęcają się nad jeńcami, bo tak im powiadają ich przełożeni - uspokojeni co do tego, twierdzili, że i sami w to nie wierzą, bo "naczalstwo" umyślnie w ten sposób wzmacnia w nich "poświęcenie" dla ojczyzny. Tak pokrzepieni na duchu, spieszyli w dalszą drogę do Przemyśla. (...)
 
 
 

 
 
 
PS: Widoczna w całym tekście "pro-austriackość" autora, jest zrozumiała z dwóch powodów. Po pierwsze był on galicyjskim patriotą, a ponieważ cała Galicja należała wówczas do Monarchii Austro-Węgierskiej, przeto także i autor był "naturalnym" austriackim patriotą. Po drugie zaś dlatego, że Bohdan Janusz spisał ten pamiętnik wkrótce po wycofaniu się Rosjan ze Lwowa (22 czerwca 1915 r.), czyli zanim jeszcze w Rosji wybuchła rewolucja bolszewicka, zanim ta wojna dobiegła końca i oczywiście nim odrodziła się Polska, a Lwów ponownie stał się polskim miastem - zgodnie z ze starą, łacińską dewizą: "Semper Fidelis" ("Zawsze Wierny").
 
 
 

 

 
CDN.
   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz