Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 9 marca 2021

DZIEŃ KOBIET W ANTYCZNEJ GRECJI I STAROŻYTNYM RZYMIE

 CZYLI TESMOFORIE I MATRONALIA

 
 
"PIĘKNYCH KOBIET JEST BEZ LIKU, 
ALE KOBIECE KOBIETY SĄ NIEZWYKLE RZADKIE"
 
HELEN ANDELIN
AUTORKA "FASCYNUJĄCEJ KOBIECOŚCI" z 1963 r.
(Jednej z kluczowych anty-feministycznych pozycji dla kobiet)
 
 
 
DZIEŃ KOBIET, MATEK I MĘŻATEK, CZYLI:
 
 
 
 
 
 
TESMOFORIE 
 
 
 Jedenastego, dwunastego i trzynastego dnia miesiąca pyanepsjon (koniec października, początek listopada) świętowano w Antycznej Grecji (szczególnie zaś w Atenach) prawdziwy Dzień Kobiet. A było to tzw. święto Tesmoforiów, czyli uroczystości ku czci bogini Demeter Tesmofore (patronki płodności) i jej córki Persefony-Kory. Były to uroczystości przeznaczone jedynie dla kobiet i żaden mężczyzna nie mógł w nich uczestniczyć, jeśli nie chciał znieważyć samej bogini - co było wówczas uważane za poważne przestępstwo. Ponieważ mężczyźni nie uczestniczyli w tych uroczystościach, zaś kobiety albo były niepiśmienne, albo nie zajmowały się spisywaniem dziejów i obyczajów epok w których żyły (bardzo niewiele kobiet było poetkami w Antycznej Grecji, ja doliczyłem się jedynie... trzech - Myrtis, Korynna i Safona - z czego ta pierwsza jest dziś już praktycznie całkowicie zapomniana, gdyż nie zachowało się nic z jej twórczości, poza naganą jej uczennicy - Korynny, która miała jej za złe, że: "Będąc kobietą z Pindarem śmiała w poezji się zmierzyć", notabene Pindar również miał być uczniem Myrtis), dlatego też nie ma pewnych informacji, co też kobiety w owe święto czyniły i w jaki sposób wielbiły swą boginię (choć oczywiście można przytoczyć - i uczynię to niżej - trzy "fazy" tego święta). Stworzyło to szereg domysłów i mniej lub bardziej "spiskowych" teorii o obliczu Tesmoforiów (czego dowodem była chociażby komedia Arystofanesa "Kobiety świętujące Tesmoforie", wystawiona po raz pierwszy na święcie Lenajów w Atenach w 411 r. p.n.e. Sztuka ta od początku miała wybitnie mizoginiczne oblicze, choć - paradoksalnie - nie była wymierzona w kobiety. Arystofanes bowiem napisał "Tesmoforie", aby wbić szpilę w twórczość Eurypidesa - któremu zarzucał zbytnie sfeminizowanie i zohydzenie greckiej tragedii. Arystofanesa raziło - czego dawał wyraz w swych komediach, m.in. w "Acharnejczykach", "Chmurach" czy w "Lizystracie" - nowatorstwo Eurypidesa, wprowadzanie postaci kobiecych i ukazywanie miłości bohaterów - w tym również miłości seksualnej - unikanie patosu religijnego i wprowadzanie elementów życia codziennego do utworów literackich, a przede wszystkim Arystofanes ma za złe Eurypidesowi, iż ten  "upokarzał" herosów i królów i ukazywał ich postawy w obliczu ludzkiej nędzy i kalectwa. Arystofanes uważał że takie przypadki "ludzkich ułomności" nie powinny pojawiać się w sztuce wysokiej, jaką bez wątpienia był grecki dramat. Dlatego też wyśmiewał te oto tematy, twierdząc na przykład, że jedyne co kobiety robią podczas święta Tesmoforiów, to - upijanie się winem do nieprzytomności i leżenie we własnych rzygowinach).
 
Grecy uważali też, że kobieta jest kłębowiskiem emocji i seksualnych odruchów, dlatego też jest aż dziesięciokrotnie bardziej podatna na bodźce seksualne i czerpiąca dziesięciokrotnie większą radość z seksu, niż mężczyzna. Innymi słowy kobiety, jako "wrażliwe i wciąż niedopieszczone istoty" (trudno się dziwić, skoro był zamykane na klucz w specjalnych pokojach im przeznaczonych - gyneceach - a z mężami kontaktowały się sporadycznie i jak pisał Ksenofont w swym "Ekonomikonie", przytaczając rozmowę Sokratesa z Kritobulosem, ten pierwszy pytał: "Czy znasz jakichś ludzi, z którymi mniej byś rozmawiał niż z własną żoną?", na co tamten odpowiada: "Wcale takich nie ma!") powinno się trzymać je pod kluczem i kontrolować zarówno ich seksualność jak i pracę. Inaczej - jak uważano - kobiety wejdą mężom na głowy i doprowadzą do anarchizacji oraz demoralizacji życia społecznego i politycznego. Ponieważ mężczyźni mieli szereg możliwości i okazji do "zrzucenia" z siebie napięcia seksualnego (organizowanie sympozjów - czyli przyjęć z udziałem heter, wizyty w domach publicznych, czy też stosunki z niewolnicami), a kobiety bardzo niewiele tego typu okazji i możliwości (nie wolno im było nawet uczestniczyć z mężami podczas rodzinnych przyjęć i musiały siedzieć we własnym gronie w gyneceach, a jeśli już od czasu do czasu pojawiały się na sympozjonach, to jedynie aby nadzorować służbę nalewającą gościom wina i podającą potrawy. Nie mogły nawet udać się ze swoim mężem w odwiedziny do jego znajomych, gdyż takie coś było uważane za wybitnie niemoralne i... wpychające kobiety w odmęty erotycznego szaleństwa, dlatego też mężowie - zamykając swe żony na klucz w gyneceach - powtarzali im, niczym Menander w "Dziewczynie z obciętymi włosami", iż: "Uczciwa kobieta powinna przebywać w domu, ulica jest dla kobiet nic nie wartych". Pod tym więc względem, Rzymianki miały nieporównanie więcej praw i swobód, niż kobiety Hellady). Dlatego też greckie żony nie miały zbyt wielu okazji do rozładowania seksualnego napięcia i być może często zachowywały się mało racjonalnie i w oczach Greków mogły wyglądać na zdemoralizowane i całkiem uzależnione od seksu nimfomanki.
 
 

 
Dlatego przygotowując się do święta Tesmoforiów, musiały wykazać swoją czystość, a to oznaczało że już na kilka dni przed ową uroczystością nie mogły współżyć seksualnie ze swoim mężem lub innym mężczyzną (co akurat dla Greków nie stanowiło żadnego problemu, gdyż sypianie z własną żoną dla przyjemności w łożu, uważali oni za... co najmniej nieetyczne, żeby nie powiedzieć niemoralne. Żona miała tylko urodzić synów, do zabaw seksualnych były zaś hetery i inne kochanki). Pierwszego dnia - zwanego Anodos ("Droga pod górę"), kobiety piekły ciastka z wyobrażeniem węży oraz żeńskich organów płciowych i składały je na ołtarzu bogini. Drugiego dnia, zwanego Nesteja, przypadał post i kobiety piły jedynie wodę lub wino (stąd potem zarzuty o pijaństwo), oraz powstrzymywały się od spożywania wszelkich potraw. Trzeciego dnia (noszącego nazwę Kalligeneja - czyli "Piękne pokolenie") również pito wino, oraz ofiarowywano bogini wszelkie rodzaje płodów ziemi, a także ser. Opowiadano sobie również sprośne żarty i bawiono się figurkami żeńskich organów płciowych i węży. Ostatnim przejawem tego święta, był... zbiorowy akt masochizmu, gdy kobiety obnażały swe piersi (a być może nawet rozbierały się całkiem do naga) i wzajemnie biczowały zielonymi gałązkami granatu - co miało pobudzać ich płodność. To tyle co wiadomo na temat święta Tesmoforiów, warto jednak zaznaczyć również, że pomimo całego swego ubezwłasnowolnienia jako żony i matki, miały kobiety greckie o wiele większe możliwości realizowania się w sferze religijno-duchowej, niż np. Żydówki, które tylko mogły im zazdrościć tej swobody (tak na marginesie chciałbym na szybko dodać jedną rzecz, która bardzo mocno rzuca mi się w oczy w temacie "biblijnym". A mianowicie w kontekście chrześcijaństwa, czasem pojawia się określenie religii "judeochrześcijańskiej", mającej mieć wspólny ze sobą, nierozerwalny związek. W tym kierunku podążają też niektórzy protestanci w USA, upatrując w judaizmie swoistego drogowskazu dla chrześcijaństwa - stąd też politycy amerykańscy wywodzący się w tych właśnie kręgów, często ulegają wpływom diaspory żydowskiej, sądząc iż w ten sposób przybliżają się do samego Boga i "Ziemi Obiecanej". Cóż, nie chcę być złośliwy, ale powiem tylko że są w wielkim błędzie. Nie istnieje bowiem coś takiego jak religia judeochrześcijańska, gdyż chrześcijaństwo - mimo wspólnych korzeni - powstało w zdecydowanej KONTRZE do judaizmu. Jezus Chrystus występował przeciwko kapłanom Świątyni Jerozolimskiej i za to właśnie został przez nich zamordowany, a chrześcijaństwo jest religią stworzoną na zupełnie innych fundamentach niż judaizm. Dlatego też nie kaleczmy uszu takimi nieprawdziwymi i nieistniejącymi sformułowaniami, jak "judeo-chrześcijaństwo").
 
 

 
Jedna z bohaterek Eurypidesa z "Melanipe Desmotis", kapłanka bogini Ziemi - Demeter, wygłasza piękną deklarację, zachowaną do naszych czasów, która jest właśnie dowodem emancypacji greckich kobiet w religii. Oto ona, przytoczona w całości: "Tak w służbie bożej - to uważam przecież za najważniejsze - udział my bierzemy zazdrości godny. Wszak w przybytku Feba kobieta ludziom myśl objawia, u czystych progów Dodonejskich, w cieniu świętego dębu też niewiasta słowo oznajmia Zeusa tym Hellady synom, co go żądają. Też ofiary Mojrom - wraz z obrzędami bogiń bezimiennych - nie wolno mężom do nich się przybliżać, kobiety same świętość im nadają. Tak prawo swoje przed obliczem bogów myśmy zyskały w całej jego pełni, czy słusznie zatem wy poniewieracie niewieścim rodem?" W porównaniu do Greczynek, "córy Izraela" nie miały żadnych możliwości religijnej ekspresji i mogły - podobnie jak owa protestantka (która to religia w dużej części czerpie z pierwotnego judaizmu) rzec otwarcie: "Nie dziw, że nam kobietom dzieje się tak źle na świecie - przecież Bóg sam jest mężczyzną". Katoliczki nie mogą tak powiedzieć, gdyż mają one swoją "boginię", swoją orędowniczkę w Niebie - Marię, matkę Jezusa. Zresztą chrześcijaństwo w ogóle jest religią bardzo feministyczną, tak jakby stworzoną właśnie dla kobiet (już sam ten fakt, iż Jezus inaczej traktował niewiasty niż czynili to kapłani Świątyni i uczeni w Piśmie - pokazuje dobitnie że działał on na przekór judaizmowi). A ponieważ chrześcijaństwo jest religią kobiecą (powiedziałbym wręcz że wybitnie kobiecą) przeto przez całe wieki mężczyźni musieli mieć wykutą w nim dla siebie jakąś niszę, która oddawałaby istotę ich charakteru i temperamentu (szczególnie młodych mężczyzn, których rozsadza testosteron), temu właśnie służyła gorliwość religijna i poświęcenie za wiarę, oraz krucjaty w celu odbicia, a następnie obrony Grobu Świętego w Jerozolimie. Mężczyźni musieli się w chrześcijaństwie nieco "wyszaleć", gdyż religia ta w swym podstawowym trzonie nie była realnie skierowana do nich, w przeciwieństwie np. do judaizmu czy islamu. Teraz zaś, gdy Kościół staje się taką papką politpoprawnościową dla każdego, to właśnie mężczyźni są grupą, która najczęściej wypisuje się z Kościoła, gdyż nie ma On dla nich nic do zaoferowania i nie stanowi żadnego wyzwania. Niegdyś bowiem mężczyźni wyruszali do boju z imieniem Jezusa i Matki Bożej na ustach i z wizerunkiem Maryi na ryngrafach - "i ruszała wiara w pole, od Chicago do Tobolska" - jak śpiewał Jan Pietrzak. A dziś? Jakie wyzwania współczesny Kościół stawia przed mężczyznami? Na to pytanie (i nie tylko to) Kościół jeszcze nie znalazł odpowiedzi. Cóż, czekamy.
 
  
 
W TROSCE O ŻONY I MATKI, CZYLI:
 
 
 
 
 
 
MATRONALIA
 
 
 "Hilarion śle serdeczne pozdrowienia  siostrze Alis, pani matce Berus, i małemu Apollonkowi. Dowiedz się, że jeszcze i teraz jestem w Aleksandrii. (...) Proszę cię i upominam: dbaj o dziecko, a gdy tylko dostaniemy wynagrodzenie, poślę ci na miejsce. (...) Powiedziałaś do Afrodisias: "Nie zapomnij o mnie!" Jakże ja mogę ciebie zapomnieć! A więc proszę cię, abyś się nie martwiła" ("Epistulae privatae Graecae". Jest to list greckiego robotnika z Egiptu - który wyjechał w poszukiwaniu pracy do Aleksandrii - do jego żony Alis, którą, zgodnie z egipskim zwyczajem nazywa on swoją "siostrą". List ten został spisany z końcem I wieku p.n.e., czyli w czasach rządów Oktawiana Augusta, gdy Egipt należał już do Imperium Rzymskiego). Wyżej przytoczony fragment listu, jest przykładem tego, jak mężowie troszczyli się o swe żony (większą część listu jednak pominąłem, gdy Hilarion pyta się o zdrowie żony i prosi ją by dbała o dziecko, choć jednocześnie - zapewne ze względów finansowych - pisze jej, że jeśli urodzi się chłopiec to dobrze, a jeśli dziewczynka, to... lepiej jej się "pozbyć"). Przejdźmy zatem teraz do rzymskiego święta kobiet, czyli owych Matronaliów. Rzymianie bardzo radośnie świętowali swoje urodziny i każdy dzień urodzin mężczyzny był świętem jego osobistego Geniusza, a poza tym dzień mężczyzn obchodzono uroczyście 17 marca, w tzw.: Liberalia (czyli święto boga Libera, do którego również wznoszono modły gdy chłopcy osiągali pełnoletność i stawali się młodymi mężczyznami, zrzucając dziecięcą purpurową togę i otrzymując czysto-białą "togę wolności" ["togam liberam"], będącą dowodem uzyskania przez nich pełni praw obywatelskich i wstąpienia w szeregi mężczyzn - Kwirytów. Jednak, podobnie jak świętowano każdy dzień urodzin męża, tak i obchodzono uroczyście również dzień urodzin żony, matki, siostry czy córki, a dzień ten był świętem jej osobistej opiekunki, boskiej Junony. I podobnie jak istniało "święto mężczyzn", tak i istniało w Starożytnym Rzymie "święto kobiet", zwane właśnie Matronalia - które obchodzono 1 marca. Jednak ponieważ (podobnie jak to było w Grecji) rolę kobiety nierozerwalnie łączono z rolą matki, przeto było to również święto matek.
 
 


Tego dnia, każda żona i matka otrzymywała od swego małżonka drobne upominki, a następnie pary udawały się by wspólnie złożyć ofiary i modlić się o pomyślność w małżeństwie - do świątyni Junony Luciny, której to przybytek znajdował się na Eskwilinie (wzniesiony w roku 275 p.n.e., gdy Rzym toczył mordercze walki z królem Epiru - Pyrrusem. Był to zresztą jeszcze czas, gdy wprowadzano drakońskie kary za zbytni przepych i ostentacyjne się nim popisywanie, na przykład w tym właśnie roku jeden z senatorów został usunięty z kurii tylko za to, że posiadał złote naczynia o zbyt dużej wartości. Potem nieco ograniczano ustawy przeciw zbytkowi, a ostatecznie obarczono nimi same... kobiety, którym w 215 r. p.n.e. - w czasie śmiertelnej wojny z Hannibalem - zakazano noszenia kolorowych sukien, powożenia w obrębie miasta rydwanem zaprzężonym w dwa konie [chyba że kobieta udawała się do świątyni, albo jeśli była pasażerką u boku swego męża, brata lub syna], nie mogła również posiadać przy sobie kwoty większej niż semuncję złota [13,65 kg.]. Z tego powodu w 195 r. p.n.e. doszło w Rzymie do prawdziwego "buntu kobiet" - o którym zresztą już kilkakrotnie pisałem - i gdy panie obległy ulice i place prosząc senatorów o cofnięcie tych przepisów - pomimo niezadowolenia Marka Porcjusza Katona - prawo to zostało ostatecznie uchylone, gdyż senatorowie doszli do wniosku iż nie godzi się zabraniać zbytku jedynie kobietom, gdy oni sami i ich dzieci temu prawu nie podlegają). Małżonek przynosił swej połowicy głównie kwiaty (a Rzym w I i II wieku naszej ery tonął w różach, o czym pisał chociażby Marcjalis w "Epigramach": "Tak go miła woń kwiatów i wdzięk wiosny wszędy, tak piękno zachwyciło róż spod Pestum grzędy. Gdziekolwiek rzuci okiem, poniesie go noga, wszędzie od róż mu ciętych rumieni się droga. Więc Nilu, zawstydzony rzymską zimą nuże - swoje zboże nam przyślij, my ci damy róże"), ale rzymskie matrony otrzymywały od swych mężów zapewne również i inne podarki. W każdym  razie - jak pisał Owidiusz: "Strójcie kwiatami boginię: są miłe bogini tej kwiaty. Matko, i własną skroń wiankiem kwiecistym też strój. Módlcie się słowami takimi: "Ty światło, Lucyno, nam dałaś" (...) O wejrzyj na położnice swe".
 
 

 
Rzymianie niezwykle cenili kobiecą wierność i oddanie mężowi oraz rodzinie. Od czasów Oktawiana Augusta (18 r. p.n.e.), kobieta, która urodziła co najmniej trójkę dzieci - była według prawa równa swemu mężowi. Istniało również szereg przywilejów w zależności od liczby posiadanego potomstwa, a poza tym kobieta - w przypadku rozwodu - mogła zatrzymać przy sobie swoje dzieci (oczywiście po wcześniejszej rozprawie sądowej, gdy jej pełnomocnik przekonał do tego sędziów), wcześniej bowiem dzieci pozostawały pod całkowitą władzą ojca (w Grecji oddanie dzieci kobiecie było wręcz nie do pomyślenia). Matronalia poświęcone były również oddaniu kobiet dla swych mężów, gdyż bardzo ceniono oddanie żon w obronie, lub też w obliczu jakiegoś nieszczęścia jakie spadło na jej męża. Pliniusz Młodszy (którego stryj - Gajusz Pliniusz Starszy - zginął w 79 r. w Pompejach, próbując - jako dowódca floty w Misenum, ratować ludzi z zalewanego przez lawę miasta) pisał pod koniec I wieku: "Jeździłem właśnie łodzią po mym Komańskim Jeziorze, kiedy pewien starszy ode mnie wiekiem przyjaciel zwrócił mą uwagę na willę (...) która wznosi się nad jeziorem. To stąd właśnie - powiedział - pewnego dnia jedna z naszych rodaczek rzuciła się wraz ze swym mężem. Zapytałem o powód. Mąż miał wrzód narządów intymnych. Jego żona zażądała, aby pozwolił go jej zobaczyć, bowiem nikt nie powie bardziej szczerze, czy możliwe jest wyleczenie. Zobaczyła, straciła wszelką nadzieję, związała się z mężem i wraz z nim rzuciła się do jeziora". Wielu rzymskich poetów ceniło też i inne przykłady niewieściej miłości, wierności i poświęcenia (choć może niekoniecznie kosztem własnego życia - wyżej wymieniony przypadek był wyjątkiem nawet dla Rzymian i dlatego budził sensację). Marcjalis np. bardzo wychwalał Klaudię Rufinę, która choć urodziła się w Galii a konkretnie na ziemiach dzisiejszej Bretanii (wciąż dla autora krainie dzikiej, mimo że Galia zdobyta została przez Cezara i od tego czasu konsekwentnie romanizowana, na prawie sto lat przed jego narodzinami), to jednak - jak pisał: "ma duszę prawdziwie latyńską". Bardzo cenił też przywiązanie do męża niejakiej Nigriny: "szczęśliwszej niż Euadne czy Alcesis", której miłość porównywał do czystej duszy Sulpicji, z którą nie mogła się równać żadna kobieta. Również Pliniusz Młodszy cenił spore grono kobiet, co to miłość do męża i wierność rodzinie stawiały ponad wszystko.
 
 
 
 
 
 
Matronalia kończyły się wspólną kolacją spędzoną w gronie rodzinnym, w otoczeniu kwiatów i podarków ofiarowanych przez małżonka (i dzieci zapewne też). Tak też kończył się ów "dzień kobiet-matek", zaś 17 marca obchodzono "dzień męskiego Geniusza" ("dzień mężczyzn") i wówczas żona miała możliwość zrewanżować się swemu małżonkowi za okazane jej dobro. Jak jednak wyglądały owe Liberalia? To już temat na zupełnie inną opowieść.
 
 
 

 
 
 
WSZYSTKIM CZYTELNICZKOM MOJEGO BLOGA (I W OGÓLE WSZYSTKIM PANIOM) ŻYCZĘ RADOSNEGO I SZCZĘŚLIWEGO DNIA KOBIET - OBY KAŻDY DZIEŃ PRZYNOSIŁ WAM POGODĘ DUCHA I RADOŚĆ ORAZ WIARĘ W PRAWDZIWĄ MOC KOBIECOŚCI, DRZEMIĄCĄ W KAŻDEJ Z WAS.
 
 
 
PS: Przepraszam za nieco spóźnione życzenia, ale wczorajszy dzień poświęciłem na celebrowanie go w towarzystwie mojej Pani 😍   
 
 
 

 
  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz