Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 2 marca 2021

NASZ DOM, NASZ KRAJ!

JEŚLI ZAPOMNĘ O NICH, 

TO TY BOŻE ZAPOMNIJ O MNIE!

 
 
"GDYBYM SIĘ JESZCZE RAZ URODZIŁ, 
TEŻ BYM WALCZYŁ Z KOMUNĄ"
 
LUDWIK DANIELAK
(jeden z NIEZŁOMNYCH, oczekujący na egzekucję w celi śmierci, 
w trakcie swego ostatniego spotkania z rodziną - sierpień 1955 r.)
 
 
 

 
 

 1 MARCA

NARODOWY DZIEŃ PAMIĘCI ŻOŁNIERZY

NIEZŁOMNYCH/WYKLĘTYCH

 
 
 
 
 
 
 Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Niezłomnych (zwanych też Wyklętymi), jest to święto bardzo młode, wprowadzone dopiero 15 lutego 2011 r., bo wcześniej nie było po temu "atmosfery politycznej". Przez ponad dwadzieścia lat tzw.: "Wolnej Polski" po 1989 r. nie było "atmosfery politycznej" aby upamiętnić bohaterów walczących o wolność, suwerenność i niepodległość naszej ojczyzny (tak, o niepodległość również, gdyż co prawda Polska "pojałtańska" była quasi-niepodległym bytem w rozumieniu prawa międzynarodowego, to jednak istniały pewne próby podważenia tego stanu rzeczy, jak choćby powojenne apele pierwszomajowe o... włączenie Polski jako kolejnej republiki sowieckiej do ZSRS). To pokazuje dobitnie, jaką Polskę zbudowali nam owi "opozycjoniści" z PRL-u, bardzo często sami wywodzący się z rodzin komunistycznych. Katastrofa i cierpienie narodu - jakie spadło na Polskę w 1939 r. trwało (w mniejszym lub większym natężeniu) przez pięćdziesiąt lat, a potem nastała epoka kłamstwa i nihilizmu "transformacyjnego", która również nie sprzyjała oddaniu czci bohaterom. Te wszystkie głosy: "Myślmy o przyszłości, nie o przeszłości", "Wybierzmy przyszłość" - skutecznie zaciemniały Polakom pole widzenia, a ponieważ po okresie komunistycznej nędzy (wyłączając jedynie lata 70-te, czasy Edwarda Gierka), każdy w kraju chciał się dorobić i żyć "jak na Zachodzie", dlatego też takie hasła padały na podatny grunt. Jednak nie da się skutecznie budować społecznego dobrobytu i nie można myśleć o świetlanej przyszłości kraju, narodu i społeczeństwa, jeśli zapomina się o własnej przeszłości. Jeśli burzy się (jak np. w USA czy Wielkiej Brytanii) pomniki twórców państwa, to na czym chcemy budować przyszłość? I pytanie podstawowe - jaką tę przyszłość chcemy zbudować, skoro odrzucamy przeszłość? 

A Żołnierze Niezłomni byli przecież tacy jak my dzisiaj (oczywiście nie było Netflixów ogłupiających młodzież, feminizmów czyniących z kobiet prawdziwe ludzkie "szmaty" - a jest to stwierdzenie jakim one same się posługują, ekologizmów - sprowadzających człowieka do roli zwierzęcia - czyli bezmyślnej, hodowlanej małpki lub świnki, nie było propagandy gender - wymuszającej wchodzenie przebranych za kobiety mężczyzn do damskich ubikacji lub naszpikowanych testosteronem "kobiet" z dyndającą między nogami "sikawką", mordujących żeński sport). To byli tacy sami młodzi ludzie, jak my dzisiaj. Tak samo chcieli żyć, umawiać na randki, uczyć się, pracować, a ponieważ nie mogli zaakceptować nie tyle samego zniewolenia własnego kraju, ale podłego, wsiąkającego w społeczne tkanki - kłamstwa, przyzwolenia na zbrodnię i wszechobecnej nienawiści (głównie wymierzonej w Kościół Katolicki i wszelkiepostawy wolnościowe). Ludziom o duszy nie-niewolniczej, życie w takim kraju, w społeczeństwie odgórnie ogłupianym, podporządkowanym i fizycznie eksterminowanym - było nie pod pomyślenia. Dlatego właśnie skazano ich nie tylko na śmierć fizyczną, ale przede wszystkim na śmierć społeczną, moralną, duchową. Naród miał o Nich zapomnieć, miał wyrzec się wszystkiego, co sobą reprezentowali i o co walczyli. Należało sprowadzić ich do ról animalnych, odczłowieczyć, przypiąć nierozerwalną łatkę "faszysty", "bandyty", "burżuja" czy "kułaka" i walczyć z nimi wszelkimi możliwymi sposobami. To dlatego mordowani w okrutny sposób, wcześniej doświadczywszy nieprawdopodobnych wręcz tortur (wyrywanie paznokci, łamanie żeber, wyrywanie palców ze stawów, wydłubywanie oczu, łamanie kości rąk i nóg i bicie, nieustanne bicie), byli potem wrzucani do zbiorowych dołów śmierci i przysypywani ziemią. Nie pozwolono im nawet na godny człowieka pochówek, tylko wrzucano ich niczym jakieś kreatury - bo nawet zwierząt tak się nie chowa - do zbiorowych mogił i zakopywano w tajemnicy, aby ludzka pamięć nigdy już ich nie odnalazła. Chcieli ich zabić duchowo i w najlepszym przypadku sprowadzić do roli "faszystów" i "bandytów" o których nie warto nawet wspominać. 
 
A oni przecież mieli własne rodziny, żony, dzieci - chcieli żyć jak ludzie, jak my! Ale nie było im to dane, stali się bowiem zwierzyną łowną - i to wbrew sobie samym, gdyż ich walka była od początku skazana na klęskę (oni nie mogli tego wygrać i większość z nich dobrze o tym wiedziała, zaś jedynym "pozytywnym" finałem ich walki, mogła być tylko śmierć na polu bitwy, bowiem gdy dostawali się do niewoli, przechodzili przez piekło tortur, tak, że w wieku 20, 30 lat wyglądali jak starcy, nie mogący poruszać się o własnych siłach, z powybijanymi zębami, połamanymi żebrami i... posiwiałą z nadmiaru bólu głową). A przecież oni nie byli szaleńcami którzy godzili się na śmierć, zdając sobie sprawę że tym samym odbierają sobie szanse na życie, na miłość, na młodość, i jednocześnie pogrążają własne dzieci, gdyż jako: "potomkowie bandyty" nie miały one możliwości chodzić do szkoły (a jeśli chodziły to były upokarzane przez nauczycieli i często uczniów), nie miały szans na żadną dobrą pracę i był uznane za "społecznych wyrzutków". W szkołach musiały pisać kłamliwe elaboraty na zadane pytania typu: "Co towarzysz Stalin zrobił dla polskich kobiet?". Co zrobił - w najlepszym razie mordował im mężów a ich samych skazał na los tułaczych wdów, w najgorszym same trafiały do tworzonych na ziemiach polskich przez Sowietów obozów koncentracyjnych, gdzie był bite, męczone, gwałcone i mordowane. Któż więc pozostający przy zdrowych zmysłach chciałby takiej przyszłości dla siebie i swojej rodziny? I nie chcieli tego również Żołnierze Wyklęci, ale... nie mieli wyjścia. Dla nich nie było odwrotu, gdyż ujawnienie się i złożenie broni nic nie dawało, a wręcz przeciwnie - było jeszcze gorszym wyborem, gdyż właśnie wówczas byli oni aresztowani i przesłuchiwani. Przesłuchania trwały godziny, dni, tygodnie, podczas których używano na nich całą paletę najwymyślniejszych tortur. Bicie nie było najgorsze, najgorszy był fakt, że tego samego doświadczy żona, a dzieci zostaną odebrane i umieszczone w sierocińcu jako "potomkowie bandytów" poddani przymusowej reedukacji.
 
 

 
A do krwawego rozprawiania się z "bandytami" nawoływali wówczas sławni ludzie kultury i sztuki, pisarze, literaci, prezenterzy radiowi (czyli ówcześni celebryci), jak np. pisarka i pedagog - Janina Broniewska vel. Kunig (żona Władysława Broniewskiego), która na łamach "Rzeczpospolitej" w 1944 r. otwarcie propagowała masowe mordy "niepokornych", pisząc: "Aby wypalić zgangrenowane tkanki w zdrowym, żywym organizmie narodu, trzeba środków nie psychologicznych, a czysto fizycznych. Ci bowiem przestępcy nie mają w ogóle psychiki - są gorsi od zwierząt: zdeprawowało ich do cna przebywanie wewnątrz hitlerowskiego zwierzyńca, gdzie wspólnie szarpali ociekające krwią ofiary". A choćby "Orzeł Biały" (nr. 158/1945) pisał tak, ręką swego redaktora: "Reakcja podniosła łeb. Demokracja jej ten łeb ukręci. Nie po to żołnierz przelewał krew, aby teraz bruździły faszystowskie szakale (...) NSZ-owskie watahy zginą pod naszymi ciosami, jak zginął krzyżacki gad. Podpalacze, gwałciciele i grabieżce nie będą plugawić świętej ziemi". I zaczęły się prześladowania, polowania i tortury jakich nie stosowali nawet niemieccy zbrodniarze. Mordowano ludzi za choćby podejrzenie udzielenia pomocy "bandytom", jak w przypadku Aleksandra Iwanickiego ze wsi Zawieprzyce, który co prawda przeżył obławę w maju 1947 r., ale zamordowana została jego żona. Oto co po latach zeznał: "Dowódca obławy przyskoczył do mnie z pistoletem i przystawił mi lufę do głowy. Wiedziałem, że wystrzeli, widziałem to w jego oczach. Krzyknąłem: Panie! Nie strzelaj pan! Ja dużo wiem! To uratowało mi życie. Ale za cenę życia żony. Stała parę kroków za mną, z rocznym dzieckiem na ręce. Doskoczył do niej, w biegu strzelił jej w głowę. Upadła z tym dzieckiem na ręce. Umierała tylko chwilę, dziecko taplało się w jej krwi. Ja zostałem nieludzko skatowany. Inny przypadek, w osadzie rybackiej Wadąg pod Olsztynem miejscowy oddział NKWD uznał że mieszkańcy przekazali mi zbyt małą liczbę ryb. W akcie zemsty zamordowano Stanisława i Stefanię Trąbalów oraz ich 10-letniego syna. Przed śmiercią cała rodzina była nieludzko torturowana (dziecku odrąbano ręce, a rodzicom rozpruto brzuchy). Miało to miejsce w sierpniu 1945 r. 2 maja 1946 r. UB przeprowadziło pacyfikację wsi Wąwolnica - żywcem spalono dwóch mężczyzn, innych okrutnie poraniono ogniem. Łącznie spalono 101 domów, 106 stodół, 121 obór, 120 chlewów. Takie "akcje oczyszczające" (jak je nazywano w partyjnej i ubeckiej nowomowie) przeprowadzane były na terenie całej "pojałtańskiej" Polski.
 
 

 
Mimo to okazało się że "towarzysze radzieccy" nie są wcale zadowoleni z wyników tych "operacji". Podczas wizyty I sekretarza Polskiej Partii Robotniczej - Władysława Gomułki w Moskwie w czerwcu 1945 r. szef Wydziału Informacji Międzynarodowej KC WKP(b) - Georgij Dymitrow, zapytał Gomułki: "Wy jesteście przeciw przymusowemu wprowadzaniu kołchozów. A jak ktoś zechce?", na co ten odparł: "U nas (...) są takie miejscowości, gdzie nasze organizacje partyjne są bardzo silnie sterroryzowane", a Dymitrow na to: "To znaczy, że nie daliście im mocno po mordzie. Jesteście przecież partią rządzącą (...) Trzeba czyścić (...) Trzeba walczyć z reakcją", Gomułka odparł: "Walczyliśmy z reakcją w czasie okupacji i walczymy z nią bezlitośnie teraz (...) Na obóz koncentracyjny, na szerokie aresztowania wśród ludności nie poszliśmy", a Dymitrow: "To racja, bez obozu koncentracyjnego nie obędzie się!". A oto kilka jeszcze relacji z "przesłuchań" stosowanych w ramach owego "czyszczenia". Raport podziemia antykomunistycznego podawał jeszcze w maju 1945 r.: "W białostockim więzieniu NKWD wraz z przedstawicielami Urzędu Bezpieczeństwa stosuje się niesłychanie bestialskie badania aresztowanych żołnierzy Armii Krajowej. Tortury przewyższają okrucieństwo gestapowców. Na przykład badanemu wyciąga się szczypcami język i od spodu przypala się ogniem benzyny. Badany przeważnie umiera na zakażenie". Albo raport zrzeszenia "Wolność i Niezawisłość" z lutego 1946 r.: "Sale i piwnice Urzędu Bezpieczeństwa i Milicji Obywatelskiej w Kraśniku są przepełnione, wszystkim stawia się zarzut posiadania broni (...) Aresztowanego kładą na ławie, na nim siada dwóch z UB lub bolszewików, jeden siada na głowie, drugi na plecach, trzeci bije laską w pięty. Przeciętna ilość razów w pięty wynosi tysiąc. Po takim badaniu (...) nie może chodzić ani stać, bo ma kości w piętach rozbite. (...) Aresztowani w Puławach znajdują się w straszliwych warunkach. (...) Metody badań bardzo okrutne, jak gniecenie rąk w prasie lub między drzwiami, bicie gumami w gołe stopy (...) okręcanie rąk przewodnikiem elektrycznym i puszczanie prądu wysokiego napięcia dotąd, aż badanemu zacznie płynąć krew z ust i nosa".

A oto relacja Janiny Matusiak, aresztowanej przez Urząd Bezpieczeństwa w październiku 1950 r. za pomoc udzieloną podziemiu antykomunistycznemu i przewiezioną na przesłuchanie do Suwałk: "Byłam bita w nieludzki sposób przez trzech funkcjonariuszy - oficerów, bito mnie przez całą noc na zmianę, kiedy zobaczyli, że ciało moje jest na pośladkach pocięte, to wówczas kładli namoczoną szmatę na ciało i bili nadal (...) trwało to całą noc (...) przychodził lekarz i obcinał postrzępione ciało ze skórą, ciało było jak galareta i samo odpadało (...) byłam w trzecim miesiącu ciąży, o czym wiedzieli funkcjonariusze UB, którzy mnie bili, i jeszcze mówili, że lepiej będzie, jak poronisz, niż ma się urodzić bandyta (...) dziecko po urodzeniu było słabe i według lekarzy  miało braki kości na plecach, co zresztą było widać gołym okiem, i nie wydawało odgłosu niemowlęcia i mimo opieki lekarskiej dziecko zmarło po dwóch tygodniach". Początkowo można było mieć nadzieję że po zakończeniu wojny prześladowania oraz terror się skończą i jak jak pisał Antoni Heda "Szary" dowódca Armii Krajowej na Kielecczyźnie: "Do momentu aresztowania komendanta Okulickiego, czyli do marca 1945 r., nie prowadziliśmy właściwie żadnych akcji przeciwko "czerwonym". Wyjątkiem były sprawy szpicli. Teraz już nie było wątpliwości, że nie możemy pozostać obojętni wobec rozgrywających się wypadków (...) W miesiącach kwiecień - maj zapełniły się więzienia (...) Polując na mnie - UB aresztowało 8 maja moich trzech braci (...) oraz dwóch szwagrów. Przeszli okropne tortury - niejako za mnie. Braci Stanisława i Jana oraz szwagra Stanisława zamordowano w ciągu kilku tygodni. (...) Na taką serię okrucieństw trzeba było zareagować tak, jak to czyniłem za okupacji niemieckiej: rozbijaniem więzień i uwalnianiem aresztowanych i skazanych". Zresztą nie było innego wyjścia, a sami komuniści mówili otwarcie: "Nikt z wami pieścił się nie będzie, za najlżejsze przewinienie będziemy karać tak, że portki będą z was spadać same, zęby wylecą i przeklniecie godzinę, w której żeście się urodzili. Pamiętajcie, że jesteście zbrodniarzami i tak też będziecie traktowani.  Polsce Ludowej nie jesteście potrzebni. Nie będziemy was oszczędzać". Nic dziwnego że rodziła się nienawiść, a z nią chęć pomszczenia zbrodni i ukarania sprawców, jak mówił  Józef Kolasa "Powicher" z oddziału porucznika "Ognia" (Józefa Kurasia) z Podhala: "Przez miesiąc ich znienawidziłem. Raz na zawsze. Zobaczyłem, co to za ludzie. Bili mnie, kopali, poniżali, poniewierali (...) Zapalone papierosy do nosa mi pchali. Tak Polacy Polakom robili".
 
 

 
I zrodził się nowy, antykomunistyczny a tak naprawdę wolnościowy ruch konspiracyjny - zwany też niekiedy Drugą Konspiracją (w odróżnieniu od tej z czasów wojny i niemieckiej okupacji). Powstało wiele małych organizacji (doliczono się ok. 1000), często o zasięgu zaledwie lokalnym, skupiających głównie młodzież, choć istniało też kilka większych organizacji, jak choćby Wielkopolska Samodzielna Grupa Ochotnicza "Warta" podpułkownika Andrzeja Rzewuskiego "Przemysława" (jego rejon działania to głównie Wielkopolska, lecz już na jesieni 1945 r. organizacja ta, wbrew dowódcy, została zmuszona przez władze WiN-u do samorozwiązania), Konspiracyjne Wojsko Polskie kapitana Stanisława Sojczyńskiego "Warszyca" (rejon działania centralna i zachodnia Polska, ostatnie oddziały KWP zostały rozbite dopiero w 1954 r.), Armia Krajowa Obywatelska podpułkownika Władysława Liniarskiego "Mścisława" (rejon działania północne Kresy Wschodnie, głównie Wileńszczyzna i Białostocczyzna. To właśnie AKO podporządkowała się sławna 5 Wileńska Brygada Armii Krajowej majora Zygmunta Szendzielarza "Łupaszki", w skład której wchodziła chociażby sanitariuszka Danuta Siedzikówna "Inka" zamordowana przez Urząd Bezpieczeństwa w sierpniu 1946 r., nie miała wówczas nawet 18 lat. Przed śmiercią wypowiedziała swe słynne słowa: "Powiedzcie babci, że zachowałam się jak trzeba"). Nigdy nie powstała jedna scentralizowana antykomunistyczna organizacja (podobnie zresztą jak nie istniała taka podczas wojny, Armia Krajowa była co prawda najwiekszą i najliczniejszą organizacją konspiracyjną w kraju, ale przecież wcale nie jedyną). Uniemożliwiły to również ogłaszane co jakiś czas przez władze komunistyczne amnestie. Duża część walczących w konspiracji z nowym, tym razem komunistycznym najeźdźcą - zaufała im i ujawniła się. Większość z nich skończyła potem zamordowana w katowniach UB i Informacji Wojskowej (dlatego też major Hieronim Dekutowski "Zapora", na propozycję amnesti i ujawnienia się żołnierzy podziemia niepodległościowego, odparł: "Amnestia to jest dla złodziei, a my to jesteśmy Wojsko Polskie". Podobnie zareagował major Zygmunt Szendzielarz "Łupaszko" który na propozycje spotkania się z ministrem bezpieczeństwa publicznego - Stanisławem Radkiewiczem i omówienia warunków złożenia broni, odrzekł: "Panie ministrze, możemy się spotkać pod jednym warunkiem - kiedy pan będzie wisiał na sośnie, to ja pod nią przyjdę").
 
 

 
Niestety, walka Niezłomnych z zalewającą kraj komunistyczną nawałą była nierówna i z góry skazana na klęskę (to nie zbrodniarza Radkiewicza powieszono, a zamordowano właśnie Łupaszkę). Kraj był zmęczony pięcioletnią wojną i krwawą okupacją, totalnie zniszczony i ograbiony, Warszawa leżała w gruzach, ludzie byli już zmęczeni dalszą walką i każdy chciał wreszcie zaznać radości z zakończenia wojny, takiej samej radości jak na Zachodzie Europy, jak w USA. Jednak dla dla nas wojna się nie kończyła, a jednego, brunatnego bandytę zastąpił drugi czerwony bandyta. Nikt też na Zachodzie nie przyszedł z pomocą tym walczącym samotnie i samotnie umierającym za wolność ludziom. Każdy się cieszył z pokonania Hitlera, zapominając że wojnę wywołały dwa zbrodnicze totalitaryzmy, a totalitaryzm sowiecki był znacznie gorszy od nazistowskiego i właśnie święcił triumf. Za naszą krew, za walkę z Hitlerem od pierwszego dnia wojny, za odwagę i bohaterstwo polskiego żołnierza, za Bitwę o Anglię, za walkę w obronie Francji, za wyzwolenie Belgii i Holandii, za zatopienie "Bismarcka", za złamanie szyfrów Enigmy, za zdobycie planów i miejsc stacjonowania śmiercionośnych niemieckich broni V-1 i V-2 (które wywiad Armii Krajowej przesłał do Londynu), za bitwę o Monte Cassino, której to twierdzy nie potrafili zdobyć ani Kanadyjczycy, ani Brytyjczycy, ani Francuzi ani Amerykanie, zdobyli ją dopiero Polacy z 2 Korpusu Polskiego gen. Władysława Andersa (a konkretnie z 5 Kresowej Dywizji Piechoty w skład której wchodził sławny miś "Wojtek", który wnosił na szczyt wzgórza amunicję dla żołnierzy - notabene nie był to pierwszy żołnierz-niedźwiedź w Wojsku Polskim, gdyż w latach 1918-1919 służyła też niedźwiedzica polarna o imieniu Basia, a ponieważ pochodziła z Murmańska w Rosji, zwano ją "Baśką Murmańską". W czasie defilady w Warszawie w 1919 r. przeszła na dwóch łapach i zasalutowała przed Józefem Piłsudskim wzbudzając powszechne zainteresowanie). 
 
 

 
Za to wszystko po wojnie sprzedano nas Sowietom, Stalinowi, na zniewolenie i na śmierć. Dlatego pamięć o Żołnierzach Niezłomnych trwać musi i żyć w narodzie - jeśli ten chce jeszcze narodem być, a nie jakąś papką nie znającą swoich korzeni i nie wiedzącą dokąd zmierza przez wichry czasu ku przyszłości. Jak pisał bowiem Stefan Korboński (członek władz przedwojennego Polskiego Stronnictwa Ludowego):
 
 
"Po niezliczonych polskich lasach błąkają się niedobitki zbrojnych oddziałów, z orłami na czapkach, z ryngrafami na piersiach, nie pogodzone z przegraną, walczące z zaciętymi zębami o głodzie i chłodzie już tylko dla honoru, dla protestu, bez nadziei na zwycięstwo, same i opuszczone"
 
 
Warto też przypomnieć, o co walczyli Niezłomni. Oto słowa Władysława Łukasika, dowódcy 6 Brygady Wileńskiej:
 
 
"Nie obchodzą nas partie, te czy owe programy. My chcemy Polski suwerennej, Polski chrześcijańskiej, Polski  - polskiej! (...) Tak jak walczyliśmy w lasach Wileńszczyzny czy na gruzach kochanej stolicy - Warszawy - z Niemcami, by świętej Ojczyźnie zerwać pęta niewoli, tak dziś do ostatniego legniemy, by wyrzucić precz z naszej Ojczyzny Sowietów. Święcie będziemy stać na straży wolności i suwerenności Polski i nie wyjdziemy dotąd z lasu, dopóki choć jeden Sowiet będzie deptał polską ziemię"  
 
 
 
 
 
 
 AMEN!
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz