CZYLI O PEWNEJ PSYCHOZIE,
JAKA OPANOWAŁA MOSKALI
Dziś krótko o pewnym wydarzeniu, mającym miejsce w przeszłości, które dziś zostało już całkowicie zapomniane, choć warte jest wspomnienia choćby z tego powodu, że oznaczać miało koniec tamtego świata, w tym ruskiego miru - gdyż rzecz cała miała miejsce właśnie w ówczesnej Rosji. Na początku jednak chciałbym ponownie wyrazić swój podziw dla oporu, determinacji i bohaterstwa Ukraińców, którzy każdego dnia pokazują, że wszystko jest możliwe i że "mały" może rzucić na kolana "wielkiego" jeśli tylko będzie odpowiednio zdeterminowany i zmotywowany do walki o swój dom i swoją ziemię. Tak było już choćby w przypadku wojny sowiecko-fińskiej 1939-1940, gdzie upór Finów w obronie własnej ziemi, nie tylko spowodował ogromne straty po sowiecko-ruskiej stronie, ale przede wszystkim ocalił Finlandię przed wejściem w skład "ruskiego miru". Kolejny taki raz miał miejsce chociażby w Wietnamie, gdzie zdeterminowani i walczący o swoją ziemię (i niestety o triumf komunizmu) bojowcy Ho-Chi-Minha rzucili na kolana supermocarstwo, jakim były Stany Zjednoczone (Ho-Chi-Minh powiedział otwarcie, że na dziesięciu zabitych Wietnamczyków zginie jeden Amerykanin i oni tego nie wytrzymają i rzeczywiście, pacyfistyczna propaganda wspierana przez komunistów zrobiła swoje i USA przegrały wojnę w Wietnamie nie w polu a w mediach i tym samym słowa Ho-Chi-Minha okazały się prawdą). Rosjanie zabijają na Ukrainie zwykłych ludzi, niewinne kobiety, dzieci i starców którzy nie mają broni i nie walczą z ruskim wojskiem (a co najwyżej śpiewają ukraińskie pieśni i blokują przejazd kacapskim czołgom, wychodząc tłumnie na ulice). Ukraina wspaniale się broni, a Moskale zapisują kolejną kartę swej narodowej hańby, wym większej, że wyrządzonej narodowi, który dotąd uważali za bratni. Dziś Putin każe im wierzyć, że na Ukrainie toczy się jakaś "operacja specjalna" przeciwko faszystom i nacjonalistom, a nie przeciw ukraińskiemu narodowi walczącemu o swoją wolność i niepodległość i mającemu do tego święte prawo. Propaganda, jaka wylewa się z kontrolowanych przez putinowski reżim rosyjskich mediów, jest nieprawdopodobna, a odcięcie obywateli od alternatywnych źródeł informacji, ma na celu uchronić reżim Putina przed kompromitacją i hańbą w oczach samych Rosjan. Putin liczy, że cokolwiek osiągnie strzelaniem do kobiet z dziećmi i że to spowoduje upadek morale Ukraińców i zmusi ich do kapitulacji lub przynajmniej do przyjęcia wysuwanych przez Moskwę "propozycji pokojowych", tak, aby Putin i jego ekipa morderców mogła wyjść z twarzą z tej wojny i mogła pochwalić się odniesionym zwycięstwem. Powtarzam - zwycięstwem w mordowaniu kobiet i dzieci, o czym mówią nawet ranni i wzięci do niewoli rosyjscy żołnierze w słowach skierowanych do współobywateli: "Nie przyjeżdżajcie tutaj za żadne pieniądze. Życie jest ważniejsze i wszyscy powinniśmy żyć w pokoju". Nie będę się dziś na ten temat rozpisywał (gdyż niestety brak mi czasu), ale dodam tylko że prawdziwi współcześni faszyści siedzą na Kremlu i wydają rozkazy zabijania cywili. A dla Rosjan Ukraina stała się już tym, czym dla Amerykanów był Wietnam - drogą bez powrotu, skąd wraca się już tylko w trumnie.
Powrócę jeszcze do tego tematu, gdyż jest on niepełny i warto też powiedzieć słów kilka o tym, co dzieje się w Niemczech, USA i Unii Europejskiej i jak niektóre z tych państw miarkują sankcje na Rosję, dążąc do jak najszybszego powrotu do "normalnych" relacji z Putinem. Owe "normalne" relacje mają być oczywiście budowane na ludzkiej krwi, ciałach pomordowanych dzieci leżących w wózkach oraz we łzach i cierpieniu. W końcu w Czeczeni Moskale mordowali w taki sam sposób i nikogo to nie ruszało, dlaczego więc teraz ma to kogokolwiek poruszyć. Owszem, potępili już Putina i starczy, traz czas wrócić do "normalności" (czyli naszej nienormalności) i zająć się tym co zawsze - wspieraniem agendy gender i lgbt, oraz atakowaniem Polski, gdyż wiadomo że jest obecnie największą zawalidrogą przed domknięciem procesu budowy IV Rzeszy europejskiej. Rosja jest partnerem i gdyby nie głupota Putina, to już dziś mielibyśmy drugą nitkę rurociągu Nord Stream 2 i doskonałe relacje na linii Berlin-Moskwa, wracające swymi korzeniami do czasów Bismarcka i powstaniem Paneuropy od Lizbony do Władywostoku. I komu to przeszkadzało? A że toczy się jakaś tam wojna na Ukrainie - co z tego? Że giną ludzie? A kogo to obchodzi? My zajmijmy się prawdziwymi problemami, czyli promocją gender, forsowaniem zabójczej dla gospodarki krajów Unii Europejskiej polityki Fit For 55, która doprowadzi do takiego zbiednienia Kontynentu, jakiego nie znano tutaj od czasów II Wojny Światowej. To są prawdziwe problemy, a i najważniejsze - trzeba konsekwentnie walczyć z Polską, bo ta nie dosyć że jest faszystowska (podobnie jak Ukraina w propagandzie Moskwy), to jeszcze ośmiela się mieć własne zdanie? Do czego to doszło, po co myśmy przyjmowali tych Polaków, Węgrów czy Rumunów do "naszej" Unii? Przecież nie po to, aby wyrównać błędy przeszłości i zasypać podziały spowodowane powstaniem dwubiegunowego świata po II Wojnie Światowej. Przyjęliśmy ich po to, aby mieć łatwiejszy dostęp do ich rynku dla naszych korporacji, wykupić wszystko co się da i drenować tamtejsze rynki ile się da, wyprowadzając pieniądze do swoich "metropolii". Kraje na wschód od linii Szczecin-Triest są w rozumieniu dzisiejszych "Europejczyków" tą gorszą Europą, niecywilizowaną i niewartą większej uwagi, mającą zaś wykonywać polecenia płynące z Brukseli i Berlina i siedzieć cicho. Na "Wschodzie" (bo większość "Europejczyków" tak właśnie definiuje tereny leżące na wschód od Odry) warto rozmawiać tylko z Rosją, gdyż jest duża, silna i budząca strach. Cała reszta państw Środkowo-Wschodniej Europy nie ma znaczenia dla tych ludzi, jest po prostu terenem eksploatacji, niczym Afryka w XIX wieku. I tyle w na dzisiaj - postaram się jeszcze powrócić do tego tematu, a teraz przejdźmy już do tego, co zawarte jest w tytule.
Otóż rok 1666, był to dziwny rok, zwiastujący jakoweś klęski - aby na wstępie posłużyć się słowami Henryka Sienkiewicza ze wstępu do "Ogniem i Mieczem". I rzeczywiście, był to bowiem rok, w którym na świat miał przyjść Antychryst. Wielkie przerażenie ogarnęło wówczas Moskwę - gdyż to właśnie tam najbardziej obawiano się końca świata i nadejścia szatana. Jak już kilkukrotnie wcześniej wspominałem od chwili powstania Moskiewskiego Patriarchatu w 1589 r. i utrwalenia się idei Moskwy jako "Trzeciego Rzymu" nie działo się dobrze w rosyjskiej Cerkwi prawosławnej. Mnisi w monasterach w ogromnej większości pozostawali analfabetami co budziło ogromny kontrast z tym, co nie tylko miało miejsce w Europie Zachodniej (gdzie przy kościołach i klasztorach istniały szkoły gdzie dzieci z ubogich rodzin mogły nauczyć się czytać i pisać), ale chociażby na takiej Ukrainie, na której została wykonana ogromna praca cywilizacyjna (po czasach niewoli tatarskiej). Zarówno dokumenty archiwalne, jak i świadectwa współczesnych Rusinów zgodnie twierdziły o zupełnym upadku moralnym i umysłowym całego kleru ruskiego w wiekach XV i XVI, od episkopatu poczynając, a na mnichach i proboszczach kończąc. Wśród metropolitów prawosławnych na Ukrainie było niewielu, którzy potrafili czytać i pisać (to co powiedzieć o niższym duchowieństwie), gdyż na całej Rusi do połowy XVI wieku nie było ani jednej szkoły średniej a niższe szkoły początkowe (przy klasztorach i parafiach) ograniczały się jedynie do nauki elementarza i śpiewu chóralnego. Po 1569 r. (czyli Unii Lubelskiej) Ruś prawosławna otworzyła się na wpływ kultury polskiej i tak jak grzyby po deszczu zaczęły tam powstawać klasztory i kościoły katolickie (oraz ewangelickie) we Lwowie, w Przemyślu, Kijowie, Łucku, Kamieńcu Podolskim, Ołyce, Ostrogu czy Perejesławiu - a przy nich powstają przyklasztorne szkoły. Po założeniu Akademii Zamojskiej przez kanclerza wielkiego koronnego - Jana Zamoyskiego w 1595 r. otwarła się droga dla młodzieży ruskiej do studiowania na uczelniach wyższych nie tylko w kraju, ale i w Europie. Krzewienie się katolicyzmu i szkolnictwa polskiego na ziemiach litewsko-ruskich nie było jednak przyczyną, lecz skutkiem samorzutnej polonizacji kulturalnej tych krajów. Rzeczpospolita nie prowadziła bowiem polityki egoistyczno-narodowej, ukierunkowanej na jakąś odgórną polonizację i nie propagowała tendencji nacjonalistycznych, lecz hasła asymilacji kulturalnej i państwowej. Jako państwo wielonarodowościowe, nie opierała się Rzeczpospolita jedynie na swej polskiej "podstawie", lecz przy pomocy tolerancji pragnęła żywioł litewski i ruski przekształcić w elementy twórcze - państwowe i cywilizacyjne. Te zmiany cywilizacyjne bardzo silnie oddziaływały również na ruskie prawosławie na Ukrainie i Białej oraz Czarnej Rusi. Co prawda ruski szlachcic, jeżdżący na sejmy do Warszawy, ocierający się o dwór królewski, podróżujący do Italii, krajów Rzeszy czy Francji, oraz wysyłający synów na tamtejsze uniwersytety, nie chciał pozostawać dłużej w kręgu religii prawosławnej i albo przyjmował katolicyzm albo jedno z wyznań protestanckich - ale mimo to wpływ, jaki ta wielka cywilizacyjna praca poczyniła, działał twórczo na samo ruskie prawosławie.
Już na początku XVII wieku ośrodkiem ruchu literackiego na Rusi południowej stał się Kijów i tamtejsza Ławra Peczerska, skupiająca cały szereg wybitnych wykładowców. Zaś gdy w 1632 r. Piotr Mohyła założył w Kijowie Szkołę (zwaną od jego nazwiska Mohylańską), przekształconą w 1658 r. w Akademię - rusińskie prawosławie nabiera nowego wiatru w swe skrzydła. W tym samym czasie kulturowa polonizacja Ukrainy postępuje w bardzo szybkim tempie - miasta na Rusi przekształcają się na kształt tych w Koronie (czyli powstaje lokalny samorząd i własne formy prawno-ustrojowe), postępuje też szybka urbanizacja. Bojarzy polonizują się jeszcze szybciej a język polski staje się oficjalnym językiem Litwy i Rusi. Mimo to wielu nie porzuca religii prawosławnej i choć mówią (i coraz częściej myślą) po polsku, pozostają wierni religii przodków - ale religii już znacznie odmienionej (np. w 1581 r. w Ostrogu na Wołyniu książę Konstanty Ostrogski zakłada Akademię i Drukarnię prawosławną, będącą pierwszą na ruskich ziemiach akademią nauk wyzwolonych. Cerkiew zasadniczo się zmienia, kler przestaje już być niepiśmienną masą, a staje się (na wzór katolickich księży) podporą życia religijno-umysłowego Rusi. Porzucane są hasła pesymistycznej koncepcji świata i bizantyjskiego dualizmu, na korzyść haseł czynu (zbawienie poprzez czyny oraz czystość serca i umysłu). W tym samym zaś czasie Moskwa tkwi w dotychczasowej "umysłowej ciemności" i zabobonie. Kler cerkiewny całkowicie pozostający pod władzą gosudara a potem cara, zacofany i niepiśmienny, potrafiący jedynie powtarzać zasłyszane i wyuczone na pamięć formułki - nie był żadną cywilizacyjną konkurencją dla prawosławnej Rusi i gdy Kijów propagował oświatę - uważając ją za środek służący do podniesienia z upadku prawosławia - Moskwa głosiła zasadę że: "logika i wiedza są wrogami religii". Idea ta pociągnęła za sobą skostnienie w formalizmie wyznaniowym i odseparowanie się od wszystkiego, co obce i co mogłoby wprowadzić najdrobniejsze odchylenie od tej zasady. Wyjazd za granicę był surowo zakazany i to zarówno przez cara jak i przez Cerkiew moskiewską. W tej sytuacji wiedza została całkowicie potępiona, jako wróg religii i moralności (mnich Filiteusz - jeden z autorów koncepcji Moskwy jako "Trzeciego Rzymu", tak oto z dumą pisał o sobie: "Jestem sobie człowiek wiejski i prostak niewykształcony, nie rodziłem się w Atenach, u mędrców filozofii nie uczyłem się, ani u filozofów na biesiadach nie bywałem, kształciłem się za to na księgach błogosławionych, aby zbawić mą grzeszną duszę i ocalić ją od wiecznych mąk", był on również autorem stwierdzenia, że: "rozumowanie jest powtórnym upadkiem". Zresztą w moskiewskich księgach dydaktycznych można znaleźć i takie stwierdzenie, że: "Niemiły jest Bogu każdy, kto lubi geometrię; kochaj prostotę bardziej, niż mądrość, nie poszukuj tego co za wysokie, nie roztrząsaj tego co za głębokie, a trzymaj tę wiedze, jaką ci Bóg dał" - taki też był codzienny katechizm moskiewskiej Cerkwi prawosławnej.
I teraz wracając do wydarzeń z 1666 r. Otóż w 1648 r. w "Księdze wiary" (będącej czymś na kształt rzymskich ksiąg sybillińskich) pojawiła się w przepowiednia, jakoby szatan miał być związany przez tysiąc lat po Chrystusie, a jego uwolnienie przewidywano właśnie na rok 1666 (dodając do tej daty liczbę bestii - czyli trzy szóstki z Apokalipsy św. Jana XIII 18). wówczas to należało oczekiwać nastania rządów szatana, które trwać miały czterdzieści dwa miesiące (tzw. "Mały Czas"), czyli w latach 1666-1669, a potem miał nastąpić koniec świata. Słońce miało się zaćmić, gwiazdy miały spaść z nieba, ziemia zaś zostałaby pochłonięta przez ogień a na koniec trąba archanioła Gabriela miała zwołać wszystkich sprawiedliwych i grzesznych na Sąd Ostateczny. Proroctwo to miało niesłychane i wprost straszne powodzenie. Od roku 1668 przestano w Rosji obsiewać pola, a w roku następnym ludność wiejska porzucała swoje chaty i uciekała, aby nasłuchiwać "trąb archanioła Gabriela". Całe państwo stanęło przed katastrofą rozpadu, szczególnie zaś problem mieli bojarzy, którym uciekali ich prywatni niewolnicy - czyli właśnie chłopi moskiewscy. Lud upatrywał antychrysta w osobie patriarchy Moskwy - Nikona (który w 1658 r. opuścił Moskwę i odtąd żył w jednym z monasterów); stojąc więc przed rozpadem całego państwa, car - Aleksy I polecił aresztować patriarchę i wywieźć go (w owym 1666 r.) daleko na Północ, aż nad Morze Białe, aby tym samym uspokoić lud. Lecz to nie pomogło. Ludzie zaczęli niszczyć ikony (zjawisko to nie było wcale nowe w Rosji i już na sejmie w 1609 r. kasztelan małogoski - Mikołaj Oleśnicki tak mówił o Moskwiczanach: "Obrazy obyczajem pogańskim chwalą, nad temi, kiedy się im nie po myśli wiedzie mszczą się, kiedy zaś co szczęście pomyślnego naniesie, to owym ofiary składają, właśnie jako poganie bogom swym wyrządzali". Podobnie pisał podwojewodzi nowogrodzki - Samuel Maskiewicz: "Grubiaństwo wielkie między prostym ludem około wiary. Pod ten czas, kiedy król pod Smoleńsk podstąpił (1609 r.), ludzie okoliczni do lasów z bydłem uciekać poczęli, biorąc z sobą i obrazy z domów w których oni nazbyt wielką ufność pokładają, zatem kiedy nasi żywności w lesie szukając i trafiwszy na nie, bydło im pobrali, oni rozgniewawszy się na obrazy, powieszali ich w górę nogami na drzewie, na wzgardę ich, mówiąc: my się modlimy, a wy nas od Litwy nie strzegli. A drugi, kiedy mu wołu z obory wywiódł złodziej w nocy, porwawszy obraz ze ściany wyrzucił go oknem na oborę, że wpadł w kał, mówiąc: ja tebe się molu, a ty mene od zacia ne boronysz?" Dziwiły Polaków i inne obyczaje, związane z moskiewskim ruchem cerkiewnym, jak choćby izolacja kobiet i ich bezwzględne podporządkowanie mężczyznom. Jak bowiem dalej pisał Maskiewicz: "Moskale z żonami i białymi głowami nie konwersują publicznie, ani im pozwalają między ludzie chodzić, oprócz do cerkwi", a Oleśnicki dodawał: "Moskale postacią jedno są chrześcijanie, a sprawy i serca pogańskie mają (...) że małżeństwa świętego, najprzedniejszego sakramentu nie zachowują, bo każdy z nich kilka żon ma, jako mu się jedna nie podoba, to z nią do czarnic (klasztoru) a z drugą wolną mieszkał").
W tym czasie pewne wpływy w Moskwie Akademia Mohylańska w Kijowie (który od 1654 r. był zajęty przez Moskali, a w 1667 r. w rozejmie andruszowskim oddany Moskwie tylko na dwa lata, jednak już nigdy nie zwrócony Rzeczpospolitej i w 1686 r. w "pokoju wieczystym" przekazany Moskwie), zresztą zawsze wszelkie odrodzenie cerkiewne przychodziło do Rosji z Południa - z Kijowa i tamtejszej Lawry Peczerskiej. Pojawienie się drukowanych ksiąg cerkiewnych w Moskwie, wywołało ogromne oburzenie zacofanego kleru prawosławnego. Tym bardziej, że księgi te pisano w języku ruskim a nie staro-cerkiewno-słowiańskim jakim jedynie posługiwali się patriarchowie i nieliczni prawosławni biskupi. Patriarcha Nikon był wielkim zwolennikiem ksiąg drukowanych i liturgicznego języka greckiego, choć czasem głośno krytykował braci z Kijowa jako "łacinników" (gdyż znali łacinę i opierali się o kulturę polską). Jednak już w 1654 r. na zwołanym przez Nikona soborze, zastanawiano się, czy nie należy wprowadzić drukowanych ksiąg liturgicznych, a tym samym zmusić kler do monotonnej nauki czytania i pisania, czy też pozostawić wszystko po staremu. Konflikt wybuchał o sprawy tak z pozoru błahe, jak żegnanie się trzema palcami zamiast dwóch, czy pisanie imienia Zbawiciela jako Isus a nie jak dotychczas Jisus. W 1658 r. Nikon opuścił Moskwę a osiem lat później car poświęcił patriarchę, aby uspokoić swój lud, który obawiał się nadejścia Antychrysta. I właśnie Nikon był postrzegany przez lud jako Antychryst, gdyż zezwalał na odprawianie z heretyckich ksiąg. W 1668 r. centrum opozycji staroobrzędowców (czyli przeciwników reform Nikona i "Kijowszczyków" z Akademii Mohyły - od których zaczęły się owe reformy) stał się klasztor Sołowiecki na dalekiej Północy. Tak też zrodził się "Raskoł" - czyli odszczepieństwo, rozłam. Nieszczęściem dla Moskwy nie utrzymała się kultura kijowska. Sam Kijów - poprzez odcięcie go od kultury polskiej - też bardzo szybko tracił na znaczeniu. Wszystko zmarniało, a wkrótce potem upadł sam Kijów - popadłszy w moskiewską ciemnotę pod berłem gosudara Wszech-Rusi.
Lecz co się działo z końcem świata (i "ruskiego miru"). Otóż, gdy nadszedł 1669 r. a koniec świata nie następował, uznano że jednak musiało dojść do pomyłki i źle policzono lata, wywodząc je od narodzin Chrystusa, a powinno się liczyć od Jego śmierci na krzyżu, czyli do roku 1669 dodać 33 chrystusowe lata i to miał być prawdziwy termin nadejścia Antychrysta. Ale gdy ponownie nadszedł ów rok, były już inne czasy i panował car Piotr I Wielki, który przemocą wymuszał na bojarach westernizację i nawet osobiście golił im brody. Do tego doszła Wielka Wojna Północna ze Szwecją Karola XII i nikt w Moskwie nie pamiętał już o nadejściu Antychrysta i końcu świata - i tak krwawy ruski mir trwa po dziś dzień, na przekór zdrowemu rozsądkowi i wszelkiej ludzkiej przyzwoitości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz