HAREMY WYBRANYCH WŁADCÓW
OD MEHMEDA II ZDOBYWCY
DO ABDUL HAMIDA II
SERAJ SULEJMANA WSPANIAŁEGO
Cz. XXXI
ŻONA
SERAJ POD RZĄDAMI
ROKSOLANY/HURREM
(1534-1558)
Cz. XVI
"JAKŻE WSZYSTKO UMILKŁO WOKÓŁ"
CZYLI ZNÓW NIESZCZĘŚCIA
"Chwało władców religii chrystusowej wiedz, że na prośbę twego ministra Polina przyznałem mu mą straszliwą flotę wyposażoną we wszystko, co niezbędne. Wydałem rozkaz Hayreddinowi, memu Kapudan Paszy, by wysłuchał twych zamiarów i uformował swe działania ku zatracie twoich wrogów... Uważaj, by twój wróg znowu cię nie zwiódł, zgodzi się na pokój z tobą, tylko jeśli zrozumie, że jesteś zdecydowany na to, by toczyć z nim nieustannie wojnę. Niech Bóg błogosławi tych, którzy cenią sobie mą przyjaźń i których chronią me zwycięskie wojska" - list takiej treści wysłał sułtan Sulejman do Paryża, do króla Franciszka, tuż przed opuszczeniem przez siebie Konstantynopola 23 kwietnia 1543 r. Nim jednak przejdę do początków tego konfliktu i trwogi, jaka wówczas spadła na Italię a w szczególności na Rzym, warto nadmienić jeszcze o innych listach wysyłanych w tym czasie bezpośrednio z sułtańskiego haremu ale pisanych ręką nie samego Sulejmana a jego małżonki, sułtanki Rokolany/Hurrem. Gdzieś tak bowiem w styczniu 1543 r. (a może nawet jeszcze z końcem poprzedniego roku) nawiązała ona korespondencję listowną z królową Węgier (a właściwie już tylko Siedmiogrodu) Izabelą Jagiellonką i jej matką, polską królową Boną z rodu z Sforzów. Nie wiadomo czy inspiracja do pisania owych listów wyszła ze strony samego sułtana, czy też to Hurrem osobiście nawiązała owe kontakty, w każdym razie wytworzył się swoisty żeński triumwirat, w którym (o czym zresztą świadczą owe listy) wszystkie trzy niewiasty rozumiały się ze sobą bardzo dobrze. Hurrem obiecywała w nich Izabeli swoje wsparcie dla niej i dla jej syna (zaledwie 3-letniego Jana Zygmunta Zapolyi). Tytułowała też Izabelę swoją "najdroższą córką" i zapewniała, że może ona liczyć na wsparcie sułtana i jego armii w walce z Habsburgami. Ponadto Hurrem w korespondencji z Boną obiecywała jej swe poparcie co do planów małżeństwa króla Zygmunta II Augusta z francuską księżniczką Małgorzatą, do czego też dążyła Bona aby uniemożliwić mariaż jej syna z Elżbietą Habsburg. Byłoby to bowiem dopełnienie sojuszu Imperium Osmańskiego z Francją i Polską, a jednocześnie przerwałoby tak niebezpieczny dla Osmanów związek jagiellońsko-habsburski.
W tej właśnie sprawie do Krakowa przybył 28 stycznia 1543 r. poseł turecki Jan Kierdej, który prócz darów dla króla Zygmunta I Jagiellończyka, przywiózł listy do królowej Bony od sułtanki Hurrem. Zygmunta w tym czasie nurtowało wielkie pytanie: bić się z Turkami w obronie wiary chrześcijańskiej, czy nie bić? Dworskie stronnictwo hetmana wielkiego koronnego - Jana Amora Tarnowskiego opowiadało się za wojną, przeciwko była oczywiście królowa Bona i związani z nią ludzie. Sam Zygmunt był raczej niechętny wojnie, jako że mierzył siły na zamiary i dobrze wiedział że szlachta nie zgodzi się na nowe podatki w wojnie napastniczej, a bez pieniędzy nie było nawet co myśleć o wojnie. 29 stycznia 1543 r. doszło na Wawelu do narady z tureckim posłem, podczas której król wyraził oburzenie postępowaniem Turcji na Węgrzech, w szczególności zaś zajęciem Budy i Pesztu oraz stworzeniem pasaliku ze środkowych Węgier. Jednocześnie Zygmunt skarżył się na działania Osmanów, którzy dopuszczają do najazdów Tatarów na ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego i Korony Polskiej i deklarował że jeżeli te dwa państwa mają być przyjaciółmi i sojusznikami to takie rzeczy nie mogą być tolerowane. Na owym spotkaniu obecna była również królowa Bona Sforza i to ona wówczas zadeklarowała, że lepiej: "aby Izabela zginęła razem z synem lub była zakładniczką u Turków, niż żeby Ferdynand drogą pokojową opanował Węgry". Tego typu deklaracja była ogromnym skandalem, gdyż nie tylko podważała politykę króla Zygmunta, ale również godziła zarówno w chrześcijaństwo jak i w samą Izabelę. Zygmunt nie zamierzał zostawiać córki samej i w najlepszym wypadku radził jej utrzymać przyjaźń z sułtanem, natomiast Bona żądała wręcz od córki, aby ta zabiegała o względy Sulejmana i czyniła wszystko, by przeszkodzić Habsburgom w opanowaniu całych Węgier. Gdy Izabela w swych listach do matki prosiła ją o pieniądze - aby móc ratować się ucieczką z Węgier, ta odpisywała że woli widzieć Węgry w rękach Turków, niż pod berłem Ferdynanda i że córka ma zostać na miejscu, aby strzec praw swego syna do Korony św. Stefana.
A tymczasem w maju i czerwcu 1543 r armia sułtana Sulejman wkroczyła na Węgry. Kolejno padały poszczególne twierdze wierne Ferdynandowi Habsburgowi, m.in: twierdza Valpovo nieopodal Osijeku (zdobyta została przez bejlerbeja Rumelli - Ahmeda Paszę, czy twierdza Siklos. 23 lipca sułtan był już w Budzie, gdzie należycie wynagradzał dowódców, którzy wsławili się w dotychczasowej kampanii. Szybko też ruszono w kierunku twierdzy Esztergom (duchowej stolicy Węgier) której bronił garnizon składający się z 1300 najemników (Niemców Włochów i Hiszpanów). Obrona trwała trzy dni, po czym Sulejman w zdobytym Esztergomie (w tamtejszej katedrze zamienionej na meczet) odprawił swoje modlitwy do Allaha. Znoszono też ku niemu i rzucano pod nogi odcięte nosy i uszy obrońców owej twierdzy. W sierpniu padł też Białogród Królewski (czyli Szekesfehervar), miejsce pochówku królów Węgier. Stamtąd to Sulejman wysłał swe listy do króla Francji, do weneckiego doży, do przywódców miasta Raguzy i do gubernatorów Imperium Osmańskiego, zawiadamiające ich o zdobyciu węgierskich twierdz i pokonaniu Ferdynanda, który - jak dodawał Sulejman - ponownie uciekł niczym kobieta, nie podejmując walki. W tym czasie królowa Izabela Jagiellonka przeżywała ciężkie chwile w siedmiogrodzie, nie wiedząc co czynić dalej i gdzie szukać schronienia. Przyszłość jej i jej syna wydawała się rysować w ciemnych barwach a ona gotowa była szukać schronienia nawet w Wiedniu (co też spotkało się z histerycznym wręcz zakazem Bony, która stwierdziła, że córka w ostateczności może przybyć do Krakowa). Ostatecznie nie doszło jednak do wyjazdu, gdyż sułtan Sulejman - syty zdobyczami osiągniętymi na Węgrzech -we wrześniu 1543 r. powrócił do Konstantynopola. Europejska granica Imperium Osmańskiego była stabilna jak nigdy dotąd, wzmocniona dodatkowo pasem ziem wokół Budy. Sulejman mógł więc w glorii chwały powrócić do swej stolicy i choć nie dotarł do Wiednia (zbliżała się już jesień a lekcja z 1529 r. nie poszła w zapomnienie) to mógł uważać się za największego zwycięzcę tej kampanii.
Podczas gdy sułtan umacniał swoją władzę na Węgrzech, jego admirał Hayrredin Barbarossa na czele 200 okrętów wypłynął na morze, obierając kurs na Italię. Rzym ogarnęła panika, a to, co wówczas działo się w owym mieście trudno opisać słowami. Ludzie uciekali w popłochu - porzucając swe domostwa, aby czym prędzej wydostać się z owego grodu Romulusa, który jak powszechnie uważano - skazany jest już na upadek. Kto miał konia był szczęściarzem, reszta pakowała swój dobytek na wozy i zaprzęgała do nich nawet osły a niekiedy psy czy choćby świnie, byle tylko uciec jak najdalej. W najgorszym położeniu były oczywiście kobiety, szczególnie te, które nie mogły liczyć na pomoc żadnego mężczyzny. Włoski kronikarz Paulo Giovio - naoczny świadek tamtych dni, tak oto opisuje to, co działo się z niewiastami - które wiadomo było jak skończą w przypadku zdobycia Rzymu przez Osmanów: "Kobiety zamężne, panny na wydaniu, mniszki - wszystkie opuszczały swoje domy i swoje klasztory i zapominając o własnej godności, płaczliwym głosem nagabywały pierwszego lepszego przechodnia napotkanego w mroku, by pokazał im drogę do najbliższej miejskiej bramy i niósł przed nimi światło". Opis ów nie oddaje jeszcze całej grozy tamtych wydarzeń i tego, że w zamian za ratunek kobiety były skłonne oddawać się komukolwiek aby tylko uniknąć osmańskiej niewoli, co uważano za gorsze od śmierci. A tymczasem Hayreddinowi Barbarossie wystarczał sam strach, jaki budziła jego osoba i miast na Rzym, kierował się ku Marsylii na spotkanie z królem Franciszkiem. Wcześniej jednak, w miesiącach kwiecień-czerwiec 1543 r. jego ludzie pustoszyli wybrzeża Kalabri, Sardynii, Korsyki i Neapolu, nie stroniąc przy tym od gwałtów i porwań. Sam Wielki admirał postanowił się nieco rozerwać. On, 65-letni wilk morski zakochał się i poślubił 18-letnią córkę gubernatora Don Diego Gaetano - Donnę Marię, która dla niego przyjęła islam i została żoną największego muzułmańskiego korsarza w dziejach. Barbarossa był w niej tak bardzo zakochany że częstokroć nie całymi dniami nie opuszczał swej kajuty na okręcie (ona oczywiście płynęła z nim, ale jako muzułmanka nie opuszczała kajuty, aby nie pokazywać się innym mężczyznom - a jeśli już to tylko z odpowiednim nakryciem głowy i twarzy), a potem powiadano, że to właśnie chęć sprostania obowiązkom małżeńskim doprowadziła do jego przedwczesnej śmierci trzy lata później.
A tymczasem osmańska flota dotarła do Marsylii, gdzie była witana z wielką pompą przez królewskiego namiestnika na morzach Lewantu - Francois de Bourbon monsieur d'Enghien. Wraz z nim obecny był tam francuski następca tronu 24-letni książę Henryk (syn króla Franciszka), który ofiarował admirałowi Barbarossie specjalnie wykonaną szablę i kilka z innych podarków (ten zaś odwdzięczył się kilkoma końmi arabskimi z kosztownymi siodłami i czaprakami, które były prezentem dla króla Franciszka). Tłumy ciekawskich otaczały wówczas samego kapudan paszę i to zarówno ze strony szlachty (która ściągała tam z Paryża całymi rodzinami) jak i zwykłych mieszczan, chętnych na własne oczy ujrzeć sławnego korsarza Morza Śródziemnego. Urządzano też dla niego nieustannie bankiety oraz parady i to do tego stopnia, że wreszcie samemu Barbarossie zaczęło to przeszkadzać. Król Franciszek jednak pragnął się pokazać z jak najlepszej strony i jednocześnie udowodnić sulejmanowi że godzien jest jego przyjaźni (choć stan floty i armii francuskiej mocno temu przeczył). Na paryskim dworze Franciszka Walezjusza zawsze było mnóstwo cudzoziemców, nie tylko Francuzów ale również Włochów, Hiszpanów, Niemców, Szkotów i Polaków. Tak naprawdę jednak w tym czasie rządziły dwie koterie dworskie na których czele stały dwie kobiety: Anne de Pisseleu d'Heilly księżna d'Etampes - królewska faworyta (którą Franciszek nazywał swoją blondyneczką) oraz Diana de Portiera - kochanka następcy tronu, księcia Henryka. Małżonka delfina - Katarzyna Medycejska znajdowała się w tym czasie na uboczu, ale była się ona w kręgu ulubienic samego króla i dla niego uczyła się nawet greki (o czym pisałem już w poprzednich częściach). Poseł florencki pisał w grudniu 1544 r. iż: "La Delfina pilnie poświęca się naukom, a przede wszystkim studiom greckim, tak dalece, że wzbudza podziw w każdym mężczyźnie". Ani ona jednak, ani żadna z kobiet będących na dworze Franciszka Walezjusza (oczywiście nie licząc tych które przyjechały do Marsylii wraz ze swoimi mężami), nie widziały jednak Barbarossy na własne oczy.
Nie widział go i nie spotkał się z nim również sam król, któremu tylko donoszono o zachowaniu tureckiego admirała. A ten wpadał w coraz większy gniew, bowiem okazało się, że Francuzi zapomnieli dostarczyć zaopatrzenia jego załogom, a poza tym pierwotny plan ataku uległ zmianie, co nie było wcześniej uzgodnione z samym sułtanem. Barbarossa dążył bowiem do szybkiego zaatakowania hiszpańskiej floty pod wodzą samego Andrea Dorii (tego, którego pokonał w bitwie pod Prewezą w 1538 r.), ale król Franciszek obawiał się ataku na Hiszpanię (przede wszystkim obawiał się reakcji chrześcijańskiego świata na fakt, iż sprzymierzył się z muzułmanami przeciwko chrześcijańskiemu władcy) i odmówił podjęcia takiej wyprawy. Jak pisał Prudencio de Sandoval, turecki admirał: "Ryczał, rwał sobie brodę, wściekły, bo odbył tak długą podróż, z tak wielką flotą, by przekonać się, że z góry jest skazany na bezczynność". Oczywiście nie do końca pozostawał bezczynny. Miał bowiem młodą żonę, która pobudzała w nim młodzieńcze instynkty i którą (jak już wcześniej wspomniałem) praktycznie nie opuszczał, nie wychodząc ze swojej kajuty. Zamiłowanie do pięknych kobiet (a Donna Maria ponoć była bardzo piękna, do tego blondynka) których w swoim życiu miał bardzo wiele (w tym kilka żon), dzielił Barbarossa z królem Franciszkiem, który mawiał że dwór jest jak ogród a kobiety są jak kwiaty które ten ogród czynią pięknym. Niestety, od częstego "wąchania" owych "kwiatów" nabawił się Franciszek męskiej niemocy i w owym 1543 roku wyprawił ekspedycję do Brazylii, aby stamtąd przywieziono mu pewien tajemniczy korzeń - stosowany przez miejscowych Indian dla pobudzenia męskości. Tak też się stało, ale niestety niewiele to pomogło i król do końca swego życia (które nastąpiło cztery lata później) rzadko kiedy mógł ponownie stanąć na wysokości zadania, a co najwyżej jedynie popatrzeć sobie na to, co kochał od młodości.
Nim jednak przyjdę do działań wojennych, prowadzonych na zachodnim froncie w roku 1543 i 1544, przenieśmy się teraz na moment do Konstantynopola, czyli do miasta, do którego wrócił zwycięski Sulejman. Radość z odniesionego zwycięstwa nie trwała jednak długo, już bowiem dwa miesiące później czyli w listopadzie 1543 r. nadeszła nad Bosfor smutna wiadomość. Oto bowiem w Manisie (do której został wysłany zaledwie rok wcześniej) zmarł książę Mehmed - najstarszy syn Sulejmana i Hurrem oraz faworyt ojca w walce o następstwo osmańskiego tronu (niektórzy historycy twierdzą, że Sulejman popierał Mehmeda i to jego widział właśnie jako swego następcę, całkowicie pomijając najstarszego syna zrodzonego z Mahidevran - księcia Mustafę, którego odesłał z Manisy i wysłał do dalszej, wschodniej prowincji Amasyi - co niewątpliwie przez Mustafę mogło być odebrane za rodzaj swoistej kary, lub też utraty ojcowskiego wsparcia). Według oficjalnych przekazów książę Mehmed zachorował na ospę 31 października 1543 r. a zmarł w wieku 22 lat 7 dni później. Pozostawił po sobie jedną córkę, sułtankę Humasah (jej matką prawdopodobnie była nałożnica księcia - Aya Hatun) która stała się ulubienicą swego dziadka sułtana. Sulejman bardzo przeżył śmierć swego ulubionego potomka, ku jego pamięci kazał wznieść meczet w Konstantynopolu oraz napisał elegię na cześć swego syna.
CDN.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz