Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 25 marca 2024

REWOLUCJA BEZ ŻADNYCH REWOLUCYJNYCH KONSEKWENCJI - Cz. III

CZYLI MIĘDZYNARODOWE REAKCJE NA ZAMACH STANU JÓZEFA PIŁSUDSKIEGO W POLSCE z 12 MAJA 1926 i PÓŹNIEJSZE RZĄDY OBOZU SANACYJNEGO





REAKCJA NIEMIEC NA ZAMACH MAJOWY W POLSCE


ULRICH RAUSCHER
NIEMIECKI POSEŁ W POLSCE



 To, co wydarzyło się w Polsce w owych dniach majowych 1926 r. napawało niemieckich polityków ogromną nadzieją na powstanie w Polsce takiego stanu chaosu politycznego, dzięki któremu byłaby możliwa korekta granic zarówno na Pomorzu jak i na Śląsku, a być może również i w Wielkopolsce. Jeszcze w kwietniu 1926 r. niemiecki minister spraw zagranicznych Gustav Stresemann (główny autor tak korzystnych dla Niemiec układów lokarneńskich, podpisanych 1 grudnia 1925 r. w Londynie i gwarantujących nienaruszalność granicy niemiecko-francuskiej i niemiecko belgijskiej, natomiast pozostawiający Niemcom wolną rękę w kwestii rewizji warunków Traktatu Wersalskiego co do granicy niemiecko-polskiej i niemiecko czechosłowackiej). Otóż Stresemann stwierdził wówczas, że problem niemieckiej granicy wschodniej uda się rozwiązać pod warunkiem "osiągnięcia przez Polskę skrajnego upadku gospodarczego i finansowego, który ściągnie na całe państwo polskie stan niemocy". Natomiast tuż po zakończeniu samych walk w stolicy, 15 maja 1926 r. niemiecki poseł w Warszawie - Ulrich Rauscher raportował do centrali w Berlinie o Piłsudskim i ewentualnych Jego przyszłych zamiarach politycznych: "Wszystko jest destrukcyjne, nic nie jest konstruktywne (...) ten nerwowy, chwiejny, niepewny i pozbawiony programu człowiek jest najmniej odpowiedzialnym sternikiem państwowym". Rauscher dodawał też, że Piłsudski kieruje się polską racją stanu i (pomimo tego że przypisywana jest mu łatka germanofila) Jego rządy zapewne nie będą korzystne dla Niemiec. Jednocześnie Rauscher twierdził, że co prawda Piłsudski może i jest dobrym dowódcą, ale jego charakter, a przede wszystkim skłonność do zazdrości czynią go niezwykle słabym przywódcą zarówno wojska jak i narodu. Jednocześnie niemiecki poseł podkreślał niezwykłą odwagę i dzielność żołnierza polskiego który walczył po obu stronach konfliktu, a jednocześnie krytykował dowódców, wytykając wiele błędów które oni poczynili. Twierdził też że pucz ten mógł zostać zakończony przez Piłsudskiego jeszcze tego samego dnia, gdyby tylko Marszałek wykazał się większą konsekwencją (tylko to nie Piłsudski dowodził owym buntem. Piłsudski w ogóle praktycznie nie uczestniczył w walkach, a dowództwo przejęli jego najbardziej zaufani oficerowie).

Niemiecka prasa zareagowała na ów majowy zamach w Polsce dość różnie, choć przeważały raczej reakcje negatywne. Szczególnie była tutaj aktywna niemiecka prasa prawicowa i prasa wschodnio-pruska, gdzie wręcz pojawiły się ponownie hasła takie jak: "Polska jako przeszkoda na drodze europejskiej odbudowy", albo: "Polska zakłóca europejski transport", lub "Polska zagraża Prusom Wschodnim". Prasa wschodnio-pruska przepowiadała wręcz katastroficzne wizje dla tego regionu i dla Niemiec, związane z zdobyciem władzy w Polsce przez Piłsudskiego. Satyryczne pismo "Kladderadatsch" z 6 czerwca 1926 r umieściło rysunek pokazujący dwóch okładających się kijami wąsatych mężczyzn w rogatywkach (i oczywiście z łatami na spodniach), którzy niemiłosiernie biją się w domu, w którym wszystkie sprzęty zostały już zniszczone. Przygląda się temu przez okno inny mężczyzna w rogatywce, a podpis pod rysunkiem brzmi: "Tęsknota (Polska gospodarka)", oraz: "Teraz wszystko trafia szlag - wracają stare dobre czasy. Czy to nie jest w porządku!" Ogólny niemiecki przekaz prasowy był następujący: "Polska anarchia powraca!", a co za tym idzie - Polska, jako "państwo sezonowe" wkrótce upadnie, czy to pod wpływem interwencji sowieckiej, czy też ze względu na własną wewnętrzną słabość. W innym niemieckim piśmie satyrycznym "Simplicissimus" z 7 czerwca 1926 r. pokazany jest polski ułan (z czapką z czasów napoleońskich), na tle płonącej wioski i podpis pod rysunkiem: "Zwyciężyliśmy Rosję, Austrię i Niemcy. Teraz jeszcze musimy zwyciężyć samych siebie". Jednak dość krótkotrwałe walki ograniczające się tylko do samej Warszawy spowodowały, iż Niemcy straciły nadzieję na kontynuację wojny domowej w Polsce, a co za tym idzie na ewentualną interwencję z zewnątrz. Głównie zamyślano oczywiście o interwencji sowieckiej, ponieważ zdawano sobie doskonale sprawę, że realnie Niemcy nie mogą uderzyć na Polskę (chociaż wielu polityków niemieckich z pewnością by sobie tego życzyło). Nie może tak się stać z dwóch z powodów. Po pierwsze: armia niemiecka (Reichswehra) w tamtym czasie była bardzo słaba, nie posiadała ani broni pancernej ani lotnictwa (których to rodzajów wojsk zakazywał Niemcom Traktat Wersalski). Po drugie zaś: taka nawet nieśmiała interwencja zapewne spotkałaby się z reakcją mocarstw zachodnich, głównie zaś Francji, dlatego też Stresemann wykluczał jakąkolwiek akcję zbrojną... chyba że doszłoby do sowieckiej inwazji i Sowieci zajęliby większość Polski. Wtedy oczywiście Reichswehra mogłaby wkroczyć na Górny Śląsk, Pomorze i do Wielkopolski oficjalnie ratując te ziemie przed komunizmem. Taki scenariusz był jednak dosyć odległy i raczej mało prawdopodobny.


GUSTAW STRESEMANN



Szef Auswärtiges Amt miał zupełnie inny pomysł na ponowne opanowanie wyżej wymienionych prowincji. Wszystko to oczywiście było związane zarówno z przedłużającą się wojną domową w Polsce, jak również z katastrofą gospodarczą, która niechybnie miała nastąpić - nawet gdyby wojna domowa zakończyła się szybko. Niemieccy politycy bowiem zakładali że w Polsce wkrótce nastąpi kryzys gospodarczy (tym bardziej że analizy roku 1925 i początku 1926 mogły ich w tym utwierdzać). 10 stycznia 1925 r. utraciły bowiem moc te artykuły Traktatu Wersalskiego, które przyznawały państwom sprzymierzonym i stowarzyszonym jednostronne klauzule najwyższego uprzywilejowania oraz jednostronne prawo tranzytu. Co prawda już 13 stycznia podpisano polsko-niemieckie porozumienie handlowe, przewidujące utrzymanie dotychczasowego stanu (głównie odnośnie ceł i reglamentacji handlu), ale tylko do kwietnia 1925 r. Z chwilą jego wygaśnięcia realnie rozpoczęła się polsko-niemiecka wojna handlowa, która wkrótce potem została jeszcze spotęgowana, gdy 15 czerwca 1925 r. wygasł przewidziany konwencją górnośląską z 15 maja 1922 r. obowiązek Niemiec dopuszczania na swój rynek towarów polskich bez cła (w tym m.in. 500 tys. ton węgla miesięcznie). Co prawda trwały rozmowy aby tę konwencję przedłużyć i Warszawa zgadzała się na przyznanie sobie klauzuli wzajemnego uprzywilejowania, ale pod warunkiem zniesienia ograniczeń ilościowych w imporcie niemieckim, na co nie zgadzał się Berlin. Z końcem roku 1925 realnie rozmowy zostały przerwane, gdyż w niemieckich kręgach politycznych pojawiła się myśl, że wojna handlowa i załamanie gospodarcze Polski jest jak najbardziej Niemcom na rękę. Tak więc problemy gospodarcze Polski z eksportem węgla, jak również pucz Marszałka Piłsudskiego z maja 1926 r. wszystko to razem wzięte dawało nadzieję niemieckim politykom na doprowadzenie Polski do finansowej i politycznej katastrofy, a co za tym idzie, wyzyskanie tego w celu ponownego przejęcia Górnego Śląska, Pomorza i Wielkopolski (w "Kladderadatsch" z 12 lipca 1925 r ukazał się rysunek, w którym po jednej stronie granicy stoi niemiecki Michael (w charakterystycznej czapce na głowie, przypominającej czapki które używano do łóżka), po drugiej zaś stronie jakiś... polski brudas w rogatywce - bo tak właśnie należy to nazwać - którzy wymachują workami z napisem: "Handel-Produkty". Worek Michaela oczywiście jest znacznie większy niż worek Polaka, i Michael mówi: "Teraz zobaczysz, czyje na wierzchu!". Inny zaś rysunek w tym samym piśmie z 19 lipca 1925 r. Pokazywał dwie taplające się w błocie świnie w rogatywkach i przyglądający się im Michael, podpis brzmiał: "Tego brata z naprzeciwka to my tutaj nie wpuścimy. On absolutnie nie umie docenić naszej polskiej gospodarki". Jeszcze inny rysunek z tego samego pisma z 26 lipca 1925 r. ukazywał wąsatego Polaka z młotem w ręku i w rogatywce jadącego na świni i przeskakującego niemiecką granicę. Podpis brzmiał: "Polska żądza inwazji", na młocie zaś, który trzymał Polak znajdował się napis: "Węgiel"). 

Natomiast niemiecka gospodarka po okresie załamania w latach powojennych (z apogeum hiperinflacji w roku 1923 o czym już też pisałem) wsparta amerykańskimi i brytyjskimi kredytami, ponownie odżywała. 15 listopada 1923 r wprowadzono nową walutę - markę rentową (Rentenmark), w relacji 1 marka rentowa - 1 bilion dawnej reichsmarki. Oprócz kredytów przyznawanych przez banki USA i Wielkiej Brytanii, należało również ustabilizować budżet państwa, gdyż w przeciwnym wypadku nowa waluta szybko podzieliłaby los starej. Wprowadzono zatem cały system nowych podatków, połączonych z radykalną redukcją budżetówki, i taka polityka fiskalna szybko przyniosła efekty. W 1924 r. dług wewnętrzny Niemiec wynosił zaledwie 2 miliardy marek (w porównaniu ze 170 miliardami w roku 1919) i był mniejszy niż zadłużenie Wielkiej Brytanii (7,5 miliarda funtów), oraz Francji (6 miliardów funtów). Jednocześnie szerokim strumieniem do Niemiec płynęły pożyczki w ramach planu Dawesa (łącznie w latach 1924-1931 Niemcy otrzymały 25 miliardów nowych marek pożyczek, z czego w ramach odszkodowań zwycięskim mocarstwom zapłaciły jednie 11 miliardów marek reparacji). Rozwój gospodarczy Niemiec postępował więc bardzo szybko w latach 20-tych (1928 r. dochód narodowy stanowił 150% dochodu z 1913 r.). W 1928 r Niemcy zajęły drugie miejsce w Świecie pod względem eksportu maszyn, pierwsze miejsce osiągnął przemysł chemiczny, drugie miejsce przemysł samochodowy. Pojawiały się nowe spółki takie jak: linie żeglugowe Hapag czy Norddeutscher Lloyd, oraz powietrzna Lufthansa. Oczywiście wszystko to budowano głównie na kredytach które kiedyś trzeba było spłacić, ale mimo wszystko ożywienie gospodarcze jakie wówczas nastąpiło, dawało nadzieję na bezpieczną przyszłość po latach wojen i gospodarczych kryzysów. Dlatego też biorąc pod uwagę owe sukcesy gospodarcze,  minister Stresemann zakładał, że wojna domowa w Polsce i związana z nią katastrofa gospodarcza doprowadzi do takiej sytuacji, że Niemcy będą mogły wesprzeć Polskę finansowo, udzielając pożyczek, ale... pod zastaw Górnego Śląska, Pomorza i Wielkopolski. Był to plan brany pod uwagę i uważany za najbardziej prawdopodobny.




Natomiast Polska po 150 latach zaborów (licząc od 1772 do 1922 r.) i 123 latach niewoli (od 1795 od 1918) była krajem gospodarczo zrujnowanym przez wojny i  okupacje (często zmieniające się fronty, których żołnierze wycofując się palili za sobą wszystko), której gospodarka tak naprawdę musiała być budowana od nowa. 11 marca 1919 r ujednolicono walutę, wprowadzając markę polską, jako obowiązującą na wszystkich ziemiach odradzającej się Rzeczpospolitej (wcześniej bowiem używano różnych walut w zależności od różnych prowincji, na zachodzie używano niemieckiej reichsmarki, na wschodzie ruskich rubli lub czerwońców, na terenach byłej Ukraińskiej Republiki Ludowej grzywien i karbowańców, na Wileńszczyźnie ostrubliz a w Galicji austriackie korony. W centrum kraju zaś używano również marki polskiej, powstałej wraz z proklamowaniem przez zaborców niemiecko-austro-węgierskich Królestwa Polskiego 5 listopada 1916 r.). Najdłużej używano podwójnych walut w Galicji dopiero i 15 stycznia 1920 r wprowadzono płatność jedynie marką polską. Po zjednoczeniu kraju w 1922 r. problemy zarówno gospodarcze jak i wszelkie inne (w tym komunikacyjne, bo przecież sieć kolejowa była zupełnie inna w zaborze rosyjskim, jak i w zaborach pruskim czy austriackim i to wszystko należało ujednolicić), czy zróżnicowanie przemysłowe kraju. To wszystko razem wzięte powodowało, że w pierwszych latach Niepodległości trudności ekonomiczne odbijały się wyraźnie na sile nabywczej zarówno waluty jak i całej gospodarki. W 1923 r. inflacja w Polsce (podobnie zresztą jak w Niemczech) przybrała "postać" galopującą. Marka polska straciła swe podstawowe znaczenie jako miernik wartości. Bazując na niej nie można było planować ani inwestycji, ani nawet jakichkolwiek wydatków. W wielu regionach kraju zaczęła zamierać wymiana towarowo pieniężna, natomiast pojawiła się wymiana naturalna - towar za towar, lub też zaczęto używać walut obcych (głównie dolarów amerykańskich). Wynagrodzenie lawinowo traciło na wartości. Najbardziej odczuli to robotnicy, urzędnicy, emeryci i renciści, a co za tym idzie zaczęły się niepokoje społeczne. Dnia 19 grudnia 1923 r nowym premierem został Władysław Grabski, który jednocześnie przejął Ministerstwo Skarbu. Rząd ten miał już do pewnego stopnia ułatwioną drogę, gdyż od wiosny 1923 r. w Sejmie uchwalano najróżniejsze ustawy (głównie podnoszące podatek). Przeprowadzenie jednak reformy walutowej, wymagało specjalnych pełnomocnictw i o nie właśnie musiał toczyć przed Sejmem swoiste boje premier Grabski. Ostatecznie ustawa o pełnomocnictwach przeszła 11 stycznia 1924 r. (miała obowiązywać do 30 czerwca tego roku). Na mocy tych pełnomocnictw prezydent otrzymał prawo do dekretowania w następujących kwestiach: podnoszenia podatków bezpośrednich, przyspieszenia płatności podatku od kapitałów i rent, wprowadzania zmian ceł stosownie do koniunktury, wprowadzania oszczędności w budżecie, przekazywania niektórych zadań państwa samorządom po zabezpieczeniu odpowiednich środków finansowych, zaciągania pożyczek zagranicznych (do 500 milionów franków w złocie), zatwierdzania zmian w statutach kredytu długoterminowego i przedsiębiorstw państwowych celem wprowadzenia oszczędności oraz wprowadzenia nowej waluty. 

Rząd Grabskiego od lutego 1924 r. wprowadzał działania mające uskutecznić ściągalność podatków (wprowadzając sumy dłużne za każdy dzień zwłoki w opłacie). Zniesiono dopłaty do kolei, przeprowadzono waloryzację taryf przewozowych, podniesiono ceny biletów dla pasażerów. Poza tym dodatkowe środki uzyskano ze sprzedaży rosyjskich kosztowności, przekazanych Polsce po zakończeniu Wojny z bolszewikami i podpisaniu traktatu ryskiego z marca 1921 r. Działania te pozwoliły ustabilizować wartość marki polskiej, ale mimo to rząd Grabskiego zdecydował się wprowadzić nową walutę (było to potrzebne ze względów psychologicznych, nie gospodarczych. Po prostu dawna waluta kojarzyła się z Niemcami, więc była ostatnim bastionem zaborów. Należało więc odciąć ten wrzód i w odrodzonym państwie wprowadzić nowy pieniądz). 28 kwietnia 1924 r. rozpoczął działalność Bank Polski, mający wyłączne prawo emisji banknotów, tego też dnia pojawiła się nowa waluta - złoty polski, równa frankowi szwajcarskiemu (relacja wymiany wyglądała następująco: 1 zł za 1 800 000 marek polskich). 1 lipca 1924 r. marka polska została oficjalnie wycofana z obiegu, a jedynym środkiem płatniczym stał się złoty, zaś 31 maja 1925 r. zawieszono wymianę bankową marek na złotówki. Specyfika polskiej reformy polegała jednak na tym, że o ile trudności ekonomiczne i towarzysząca im inflacja dotykały praktycznie wszystkie kraje w tamtym czasie (szczególnie zaś Niemcy i Polskę) to jednak wszędzie przełamywano je dzięki pomocy z zewnątrz, czyli dzięki kredytom zagranicznym. Polska była pod tym względem wyjątkiem. Premier Grabski bowiem nieustannie podkreślał, że kraj jest wystarczająco silny i zasobny, aby pokonać trudności własnymi siłami, bez uciekania się do pożyczek. Tym bardziej że kredyty zagraniczne obwarowane były chęcią poddania gospodarki polskiej zewnętrznej kontroli, a co za tym idzie często takie rozmowy kończyły się fiaskiem. Co oczywiście nie oznacza że nie było żadnych kredytów, owszem, zdarzały się, jednak nie były one determinujące i najważniejsze. Gospodarka polska też powoli odżywała i właśnie wówczas, 15 czerwca 1925 r. Niemcy wstrzymały przyjmowanie polskiego węgla z Górnego Śląska, tym samym rozpoczynając wojnę celną z Polską. Oczywiście polski rząd odpowiedział zakazem wwozu niektórych niemieckich towarów, Niemcy oczywiście zareagowali podobnie, tylko że bilans ten wypadał bezwzględnie korzystnie dla strony niemieckiej i stąd właśnie rodziły się nadzieje niemieckich polityków na przyszłą (lub nawet wcale nie tak odległą) rewizję granic z Polską.




Nadzieje Niemiec w tym temacie okazały się jednak mrzonką. Co prawda budżet pierwszego półrocza 1926 r. zamknięto deficytem w wysokości 71 mln. zł., ale paradoksalnie po zamachu majowym Polska weszła w okres prosperity gospodarczej i już w drugiej połowie 1926 r. odnotowano nadwyżkę (przy całkowitej likwidacji deficytu) w wysokości 153,6 mln. zł. W następnym roku nadwyżka budżetowa wyniosła już 214 mln. zł. W maju 1926 r. za jednego dolara płacono 11 zł, pod koniec 1926 r. - 9 zł. Oszczędności obywateli uległy podwojeniu, a wartość eksportowanego węgla wzrosła niemal trzykrotnie (ze 160 mln. zł. w 1925 r. do 447 mln. zł. w 1926 r.). Te sukcesy gospodarcze osiągnięto przy ostrej wojnie celnej z Niemcami i przy niemal całkowicie zamarłej wymianie handlowej ze Związkiem Sowieckim. Nakłady uzyskane w ten sposób pozwoliły na rozbudowę portu w Gdyni, która już wtedy stawała się "polskim oknem na świat". Niemiecka prasa co prawda grzmiała, iż "Gdańsk - ofiara Polski", ale rozwój Gdyni przebiegał w sposób konsekwentny i planowy (amerykański reportażysta Hubert Renfro Knickerbocker, w wydanej w 1935 r w książce "Europa w mundurze", opisywał swoje relacje z podróży do Gdyni, i stwierdzał: "Dopiero wizyta w tym najbardziej zadziwiającym mieście Europy uświadomiła mi, że państwo polskie nie wyrzeknie się nigdy "korytarza", a Niemcy, chcąc odzyskać te terytoria, mają tylko dwie możliwości: wycofać się ze swych pretensji lub podbić całą Polskę"). Nie było więc możliwe odzyskanie terytoriów (które zakładali niemieccy politycy) na drodze do prowadzenia Polski do gospodarczej ruiny, ponieważ ruina ta nie następowała, a wręcz przeciwnie. Polska finansowo kwitła (podobnie zresztą jak ówczesne Niemcy), i nic nie wskazywało na to że może się to zmienić. W sierpniu 1926 r. niemiecka prasa pisała o nowych polskich zbrojeniach (w "Kladderadatsch" z 15 sierpnia 1926 r. czyli w szóstą rocznicę rozbicia bolszewików pod Warszawą), pojawił się rysunek, w którym Polacy przybijają do budynku napis: "Polska prowadzi nieustannie prawdziwie pokojową politykę", przygląda się temu cała Europa, a Piłsudski - wychylając się z okna mówi: "Kolego Zaleski (minister spraw zagranicznych August Zaleski) przybijajcie mocno, aby nikt nie słyszał za bardzo naszej roboty", a w tle widać odlewane nowe armaty).


MIASTO Z MORZA
BUDOWA GDYNI
(Której port w 1938 r. był najnowocześniejszym portem morskim na Bałtyku)



Warto jeszcze nadmienić że niecała prasa niemiecka była negatywnie nastawiona do wydarzeń majowych 1926 r. i rządów Marszałka. Zdarzały się bowiem i takie głosy, które twierdziły że rządy pomajowe będą korzystne dla Niemiec, gdyż Piłsudski nie jest wrogiem Niemiec i można się z Nim porozumieć. Była to głównie prasa centrowa i (częściowo) socjaldemokratyczna, jednak przeważający ton artykułów w prasie niemieckiej i wśród niemieckich polityków był bardzo negatywny lub też wyczekujące. Relacje różniły się w zależności od barw politycznych, ale tak naprawdę dominowała niechęć do Polski, jako kraju po pierwsze agresywnego (który dąży do zajęcia Prus Wschodnich), po drugie, kraju który zdecydowanie konkuruje z Niemcami na wielu polach (i chociaż wyśmiewano "polską gospodarkę" jako przykład zacofania i nędzy, to jednak bezsprzecznie wojna celna pokazała że jest się czego bać i że Polska nawet słaba, jest w stanie konkurować z Niemcami jak równy z równym), a także nie chce się im podporządkować (bo przecież taka miała być koncepcja Królestwa Polskiego powołanego przez Niemców w listopadzie 1916 r. jako państwo buforowe, całkowicie podporządkowane Berlinowi). Realnie jednak nie doszło do zbliżenia polsko-niemieckiego aż do czasu gdy Adolf Hitler nie doszedł do władzy, czyli do stycznia 1934 r. Przez ten cały czas Polska i Polacy byli w prasie niemieckiej głównie przedstawiani jako brudasy, pijacy, lub też jako szczury, insekty i ewentualnie świnie. Niemcy w żaden sposób nie uznawali nas za równego sobie i wychodząc z niezwykle rasistowskiego (lub też szowinistycznego) przeświadczenia, uważali się za "rasę panów" na długo, zanim Hitler doszedł do władzy.


PS: W części IV (i zapewne ostatniej) opiszę reakcje Moskwy na przewrót majowy i rządy sanacji w Polsce.


CDN.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz