Z KRONIK DAWNEJ BRYTANII
VARIA
Silny wiatr nie ustawał już od kilku tygodni, a morze wciąż było niespokojne. Zresztą trudno się temu dziwić o tej porze roku i tylko głupiec mógłby sądzić że zamiar, jaki przedsięwziął człowiek, który niedawno objął najwyższą władzę w państwie, nie jest pomysłem szaleńca. Oczywiście nikt nie ośmieliłby się tego powiedzieć wprost, chociaż głosy niezadowolenia zaczęły pojawiać się tu i ówdzie i stawały się jakby coraz donioślejsze. Jak powiem traktować poważnie fakt, że człowiek który nie panuje nad samym sobą, a jedynie poprzez niesamowity zbieg przypadków stał się władcą ogromnego Imperium, zaprowadził swe wojska na kraniec świata, z zamiarem przedostania się na wyspę, o której nic nie wiadomo i która budzi jedynie lęk w najodważniejszych nawet mężach. Nie, to nie może być prawda! Nie może być prawdą bowiem fakt, że ów jakże ułomny fizycznie człowiek, postanowił nagle przeprawić wojsko na drugi brzeg, przez kanał wzburzonego morza, na ląd, skąd jak głoszą legendy - nie ma powrotu i który stanowi najdalej wysunięty kraniec ludzkiego świata. O bogowie, cóż tam bowiem może się kryć po drugiej stronie i jakie potworne bestie skrywa ta kraina, znajdujące się teraz po drugiej stronie naszych oczu? Cóż też za abominację spłodziła ta otchłań, która przed nami złowieszczo wyciąga swe fale. Te słowa pełne niepewności o przyszły nasz los, kreślę ja, Gajusz Perperna, legat XX Legionu Valeria Victrix, skierowanego tutaj, na owe piaszczyste wybrzeże w pobliżu Gesoriacum z nad Renu. Rozmyślania te brutalnie przerwane zostały przez tentent konińskich kopyt. Gdy koń tylko się zatrzymał, siedzący na nim żołnierz zaskoczył z niego, po czym wyraźnie nakierowany na moją osobę, ruszył w moim kierunku i gdy już stanął przede mną, wyciągnął rękę w geście pozdrowienia, zasalutował i rzekł:
- Witaj legacie, jestem posłańcem z XIV Legionu Gemina Martia. Przybywam tutaj na specjalny rozkaz imperatora, aby uzyskać wiedzę na temat panujących wśród żołnierzy nastrojów.
Czyli jednak, nie tylko u nas niechęć do przeprawy ku tej dziwnej krainie, leżącej po drugiej stronie wzburzonego morza, jest równie silna.
- Aulus Plaucjusz wódz naczelny, obawia się bowiem dezercji lub nawet buntu - kontynuował dalej przybyły żołnierz - dlatego też wysłał mnie z misją, aby rozeznał się w sytuacji i wypadał nastroje jak wygląda rzecz w poszczególnych oddziałach.
- U nas jest spokój! - stwierdziłem zdecydowanie, gdyż przybycie tego żołnierza wydało mi się w jakiś sposób podejrzane - Co prawda pewne głosy niepokoju się pojawiły, ale nie sądzę aby mogły one mieć wpłynąć na przebieg całej kampanii.
- Z całym szacunkiem legacie, ale ja muszę wiedzieć dokładnie jakie są nastroje wśród żołnierzy, nie mogę bowiem bazować na przypuszczeniach ani na osądach.
- Skoro chcesz dokładnego raportu, to powiem ci tylko że żołnierze rzeczywiście są dosyć niespokojni. Nie tylko zresztą oni, również centurioni wyrażają obawy przed tą wyprawą, ale XX Legion jeszcze nigdy nie ustąpił pola i nie stanie się tak również teraz, choćbyśmy mieli walczyć z falami morskimi i z potworami, jakie, jak twierdzą niektórzy, znajdują się po tamtej stronie - uśmiechnąłem się do niego aby nie uznał, że i ja wierzę w te plotki. W każdym razie skoro Plaucjusz wysłał tutaj tego zwiadowcę, to znaczy że w innych legionach dzieje się podobnie i wszędzie pojawiają się głosy że wyprawa ta zapewne jest szaleństwem.
***
Cezarze, wszystko w porządku, dobrze się czujesz?
Słowa Plaucjusza wyrwały mnie z rozmyślań.
- O tak wszystko dobrze. Wybacz Aulusie, zamyśliłem się. Wpatrując się w morskie fale przypomniało mi się pewne wydarzenie sprzed trzech lat. A wiesz że byłem tu wtedy, gdy mój bratanek też planował taką wyprawę. Omal wtedy nie straciłem życia.
- Nic z tego jednak wówczas nie wyszło, Panie - stwierdził Plaucjusz.
- Ale przynajmniej pozbieraliśmy tedy muszelki z plaży - cesarz Klaudii uśmiechnął się wypowiadając te słowa, lecz w jego wypadku i przy jego nerwowych tikach twarzy oraz niezgrabnie ukrywanym ślinotoku, wyglądało to raczej żałośnie.
- Muszę ci jednak powiedzieć Panie, że wojsko liczy na to, że i teraz skończy się na muszelkach.
- Nie Aulusie, tym razem pójdziemy tam, dokąd sto lat temu dotarł ze swymi legionami mój wielki przodek Juliusz Cezar. Wiesz, moja matka niezbyt mnie kochała, ale jako dziecko udawało mi się co jakiś czas ukryć tam, gdzie August snuł plany takiej wyprawy i pamiętam że marzyłem, iż to ja będę owym zdobywcą, chociaż moi bracia i kuzyni bardziej się do tego nadawali. A jednak teraz tu stoję, jestem cezarem! Kto by pomyślał? Ja, którego tak wstydziła się matka i którym pogardzała cała rodzina... no, może najmniej jeszcze stryjeczny dziadek August, ale i on nie chciał się ze mną pokazywać publicznie. Traktowali mnie jak zło konieczne, jak wybryk natury. A teraz ten Klaudiusz poprowadzi legiony na ziemię, której nie zdołał opanować nawet Cezar, i wiesz co Aulusie? Ja ją zdobędę!
- Niech ci bogowie sprzyjają Panie, wszyscy bogowie, bo będzie nam ta pomoc potrzebna, łącznie z Jowiszem, panem niebios i Apollem, władcą piękna, i oczywiście Plutonem królem podziemnego świata zmarłych. Chodź gdyby tu z nami była również moja małżonka Pomponia Grecyna, zapewne dodałaby do tej puli również i swego bożka, niejakiego Chrestosa. Ponoć ukrzyżowanego jeszcze za twego stryja Tyberiusza w odległej Palestynie.
- Twoja żona Aulusie wyznaje judaizm? - spytał z zaciekawieniem Klaudiusz.
- Chyba tak, chociaż nie jestem pewien. To jest chyba jakaś sekta żydowska, ale z tego co wiem, to dochodzi do konfliktów między nimi a resztą Żydów, którzy w rzymskich synagogach nie pozwalają im odprawiać modułów.
- Ci Żydzi, wierzą w jednego Boga. Jak sądzisz Aulusie, to my czy oni jesteśmy w błędzie? Za młodu studiowałem rękopisy dawnych autorów na temat Etrusków. Oni co prawda też mieli dosyć dziwną wiarę, ale chyba nie aż tak pogmatwaną jak Żydzi. Jeden Bóg! Czy nie uważasz że to za mało na te wszystkie ludzkie codzienne sprawy, na nasze prywatne modlitwy i prośby, czy jeden Bóg dałby sobie z tym wszystkim radę? Wiesz, czasem się zastanawiam jak to się stało, że bogowie skazali mnie na życie w tym ciele. No życie które od moich najdawniejszych lat dziecinnych nie należało do przyjemnych. W każdym razie gdy tylko szczęśliwie wrócimy z tej wyprawy, należałoby bliżej przyjrzeć się religii żydowskiej i samym Żydom. Mówisz że dochodzi między nimi do konfliktów? ciekawe.
- Oczywiście nie znam szczegółów, ale podobno nie tylko chodzi tam o konflikt odprawiania modułów w synagogach, ale również w kwestii pochówków. Żydzi zabraniają bowiem wyznawcą Chrestosa spocząć na ich własnych cmentarzach w Rzymie.
- I uważasz że to oznaka ich wyższości wobec nas?
- Nie, ja tego nie powiedziałem cezarze!
- To że wierzą w jednego Boga, to może być równocześnie ich ułomność, tak jak ułomnym jest moje ciało. Przecież prawo pochówków z czasów królewskich zakazuje jakichkolwiek prześladowań, i to, czy ktoś wierzy w tego czy innego boga nie ma tutaj najmniejszego znaczenia, ale kapłani opiekujący się grobami nic mi na ten temat nie wspominali. Doprawdy, trzeba bliżej się przyjrzeć owym Żydom i jeśli okaże się że nie godni są naszej gościny, to należy ich wygnać z Rzymu, niech wracają tam skąd przyszli.
***
- Trzeba ich uspokoić i ty właśnie tego dokonasz! - głos cezara był autorytatywny i nie budził wątpliwości jak rzadko kiedy.
- Ależ Panie, cóż ja mogę im powiedzieć, jestem tylko zwykłym wyzwoleńcem.
- Jesteś moim wyzwoleńcem Narcyzie, i mam do ciebie pełne zaufanie jak do niewielu osób na tym świecie. Pojedziesz do żołnierzy, przemówisz do nich i ich uspokoisz! Ty to potrafisz, ja to wiem. Chcę bowiem żeby przestali się obawiać, żeby przestali myśleć że po drugiej stronie Kanału, który przyjdzie nam pokonać, czekają na nich jakieś nieznane i okrutne bestie.
- Ależ cezarze, czy z żołnierzami nie lepiej poradziłby sobie jakiś żołnierz? Jaki ja mogę mieć na nich wpływ?
- Narcyzie, jesteś ze mną już od kilku ładnych lat i nigdy nie zawiodłem się na twojej wiedzy oraz pomysłowości. Wierzę że tak będzie i teraz. Czy więc zatem starasz mi się powiedzieć że mogę się jednak zawieźć na tobie?
- Nie w tym rzecz o cezarze, po prostu nie widzę siebie w roli autorytetu, który mógłby oddziaływać na żołnierzy w taki sposób, w jaki uczyniłby to ich dowódca, albo choćby sam Plaucjusz.
- Owszem ,nie jesteś może autorytetem w sprawach wojny i wojskowości, ale nie ma to żadnego znaczenia, wierz mi. Kiedyś, gdy byłem jeszcze chłopcem, mój stryjeczny dziadek August starał się przekonać młodych mężczyzn do zawierania związków małżeńskich. W tamtym bowiem czasie modne było życie na kocią łapę i wielu uważało, że taki stan jest znacznie lepszy zarówno dla mężczyzny jak i dla kobiety, choć doprawdy nie rozumiem w jaki sposób miałoby to pomóc niewiastom. Mniejsza o to jednak, tak bowiem wówczas rozumowano i wiesz co, dziadek August nie mając już argumentów mogących przekonać owych mężczyzn do zawierania małżeństw, wypatrzył gdzieś ukrytego pośród ogrodu pewnego chłopca, który miał problem z utrzymaniem swobodnego chodu i z poprawnym wysławianiem się. Jak możesz się domyślić chodziło o mnie. Podszedł do mnie, złapał mnie za rękę i pociągnął przed siebie ku owym mężczyznom, którzy stali jeden przy drugim niczym szpaler żołnierzy. I wiesz co im rzekł? Rzekł im, ze związków małżeńskich rodzą się takie dzieci. Wyobrażasz sobie jaką wzbudziło to wśród nich radość, gdy tylko spojrzeli na mnie? A mimo to August postanowił podać mnie jako przykład, choć byłem tak naprawdę anty przykładem tego, o co mu chodziło. Ostatecznie mężczyźni ci zrozumieli, a przynajmniej takie sprawiali wrażenie, że dziecko zrodzone w związku małżeńskim ma pełne prawa do dziedziczenia i że lepiej jest pozostawić po sobie potomka zrodzonego z legalnie poślubioną małżonką, niż z kobietą o nieznanym i niepewnym statusie.
- Widzisz zatem Narcyzie, moja żona Messalina jest przykładem piękna, ja zaś jestem przeciwieństwem tego, niczym bogini Wenus i Wulkan. Mimo to kochamy się i jesteśmy sobie wierni. Ja jestem tutaj w Galii, ona zaś w Rzymie, a mamy do siebie zaufanie, przynajmniej ja mam do niej takowe. I do ciebie mam także zaufanie Narcyzie, gdyż wiem, że twoje retoryczne umiejętności są w stanie przekonać choćby Scyllę i Charybdę aby przypuściły przez cieśninę każdy nasz okręt.
- Skoro tak twierdzisz, o cezarze i takie pokładasz we mnie zaufanie, pojadę niezwłocznie aby wypełnić twój rozkaz.
- Śpiesz się zatem Narcyzie, za tydzień o tej porze chcę już być po drugiej stronie Kanału, tam, w Brytanii, która teraz stanie się częścią rzymskiego świata! Naszego świata Narcyzie.
***
RELACJA RODZINNA KLAUDIUSZA DO OKTAWIANA AUGUSTA BYŁA DOKŁADNIE TAKA SAMA, JAK OKTAWIANA AUGUSTA DO CEZARA, CZYLI BYLI ONI STRYJECZNYMI DZIADKAMI
W serii którą właśnie rozpoczynam, o nazwie "Inwazja", chciałbym opowiedzieć dzieje rzymskiego podboju Brytanii, rozpoczętego latem 43 r. i poprowadzić tę opowieść aż do czasów pierwszych królestw anglosaskich i pierwszych najazdów Wikingów, czyli gdzieś tak do VIII, może IX wieku. Zapraszam zatem do lektury nowej serii tematycznej.
CDN.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz