Łączna liczba wyświetleń

środa, 10 kwietnia 2024

REWOLUCJA BEZ ŻADNYCH REWOLUCYJNYCH KONSEKWENCJI - Cz. IV

CZYLI MIĘDZYNARODOWE REAKCJE NA ZAMACH STANU JÓZEFA PIŁSUDSKIEGO W POLSCE z 12 MAJA 1926 i PÓŹNIEJSZE RZĄDY OBOZU SANACYJNEGO





REAKCJA ZWIĄZKU SOWIECKIEGO 
NA ZAMACH MAJOWY W POLSCE
Cz. I





 Choć sowiecka agentura w Polsce (w postaci Komunistycznej Partii Polski) jeszcze 20 kwietnia 1926 r twierdziła (ustami Juliana Leszczyńskiego-Leńskiego) iż: "Jednolity front przeciwko obszarniczo-kapitalistycznej reakcji i demaskowanie Piłsudskiego - oto nasza taktyka", to jednak już 12 maja (czyli pierwszego dnia zamachu majowego), wydała komunikat (w formie ulotek) w którym znalazły się słowa: "Najbliższe godziny mogą nam przynieść walkę zbrojną pomiędzy rządem Chjeno-Piasta (od połączenia Chadecji z PSL "Piastem"), za którym idą faszyści i najwięksi wrogowie ludu pracującego a żołnierzami zbuntowanymi przeciwko uciskowi, idącymi z obozem Piłsudskiego. Wiedzcie robotnicy, że nasze cele idą dalej niż cele piłsudczyków, ale w walce tej miejsce rewolucyjnych robotników jest przeciw rządowi Chjeno-Piasta i przeciw faszystom". Tak więc polscy komuniści (za zgodą Moskwy) oficjalnie wsparli Marszałka Piłsudskiego, licząc na to, że w kraju rozpęta się wojna domowa co doprowadzi do interwencji sowieckiej i umożliwi im przejęcie władzy w Polsce. Wielu polskich komunistów uważało że te walki przypominają wybuch rewolucji lutowej 1917 r. w Rosji i rządy Kiereńskiego które obaliły carat, a potem Kiereński został obalony przez bolszewików podczas rewolucji październikowej. 13 maja 1926 r. w napisanych przez Adolfa Warszawskiego-Warskiego odezwach KC KPP wzywano robotników do masowego udziału w walkach po stronie Marszałka i do strajku powszechnego w całym kraju, jednak te nawoływania spotykały się z ostentacyjną obojętnością robotników, którzy nie zamierzali walczyć pod komunistycznym sztandarem. Zdarzały się też sytuacje, że w czasie walk w Warszawie członkowie Komunistycznej Partii Polski zgłaszali się do oddziałów Marszałka idących od strony Pragi, z prośbą o wydanie broni i przyłączenie się do walki. Nigdzie jednak broń nie została im wydana. 14 maja komuniści zorganizowali wiec na placu Bankowym w Warszawie (na terenie kontrolowanym już przez wojska Marszałka Piłsudskiego), demonstracja ta jednak szybko została rozpędzona przez policję, bowiem ani Piłsudski, ani też nikt z Jego otoczenia nie zamierzał pozwalać na przeprowadzanie komunistycznych wieców w Warszawie, doskonale zdając sobie sprawę komu realnie służą polscy komuniści. 

Natomiast 15 maja polski attaché wojskowe w Moskwie major Tadeusz Kobylański raportował do Sztabu Generalnego, że "nastrój sfer rządowych jest spokojny i wyczekujący". Natomiast prasa sowiecka (zgodnie z przekazem idącym ze sfer rządu państwa sowieckiego i Kominternu), przybrała co prawda neutralny wydźwięk, ale z pewną dozą sympatii wobec Marszałka Piłsudskiego, pisząc, że po zdobyciu władzy będzie On musiał uporządkować stosunki z sąsiadami, szczególnie zaś ze Związkiem Sowieckim i przestać "szykować wojnę przeciwko nam" z państwami bałtyckimi. Jednak przez pierwsze trzy dni (od 13 do 16 maja) sowiecka agencja informacyjna TASS nie przesyłała komunikatów na temat wydarzeń mających miejsce w Warszawie i pojawiły się one dopiero po 16 maja, zresztą - co zauważył major Kobylański - cechowały się one dosyć dużą dozą obiektywizmu. Reakcje kręgów rządowych Związku Sowieckiego były raczej spokojne i wyczekujące. Oczekiwano że rządy "silnej ręki" wprowadzone przez Piłsudskiego są na rękę Rosji, gdyż od takich rządów społeczeństwo wymaga przede wszystkim efektywności, a liczono (nie wiem skąd brano takie przeświadczenie) że Piłsudski temu zadaniu nie podoła, a to doprowadzi do masowych protestów i ułatwi przejęcie władzy przez komunistów w Polsce. Mało tego, sądzono że sam zamach doprowadzi do upadku morale w Wojsku Polskim i wewnętrznego rozkładu armii ("Krasnaja Zwiezda" - oficjalny organ Rewolucyjnej Rady Wojennej Związku Sowieckiego w swoim artykule z 1 czerwca 1926 r. oficjalnie twierdziła że Wojsko Polskie utraciło już zdolność bojową i nawet odsunięcie Piłsudskiego nie zmieni tego upadku). 15 maja doszło do spotkania polskiego posła w Moskwie Stanisława Kętrzyńskiego z członkiem Ludowego Komisariatu Spraw Zagranicznych Związku Sowieckiego - Borisem Stomoniakowem, na którym Kętrzyński stwierdził, iż Polska polityka w stosunku do ZSRS nie ulegnie zmianie, natomiast Stomoniakow zaprzeczał jakoby Związek Sowiecki ogłosił tajną mobilizację i przygotował się do interwencji w Polsce po stronie premiera Witosa. Do kolejnego takiego spotkania doszło trzy dni później - 18 maja.




Już 16 maja Komisja Polska przy Komitecie Wykonawczym Kominternu oceniła, że Komunistyczna Partia Polski popełniła błąd popierając przewrót Piłsudskiego. Okazało się bowiem że nadzieje Moskwy na wybuch wojny domowej w Polsce zniknęły jak sen złoty, Sejm nie został rozwiązany, konstytucja pozostała (2 sierpnia 1926 r. uchwalono jedynie ustawę nowelizującą konstytucję z 1921 r. wzmacniającą m.in. władzę prezydenta, który uzyskiwał prawo przedterminowego rozwiązywania Sejmu i Senatu, wydawania rozporządzeń z mocą ustawy w czasie przerw między sesjami parlamentu, a także w normalnych warunkach na podstawie pełnomocnictw sejmowych), a poza tym Piłsudski odmówił przyjęcia zarówno godności prezydenta jak i premiera, tak więc nadzieja na dyktaturę wojskową w Polsce oddalała się, a to rodziło zaniepokojenie i konsternację po stronie sowieckiej. Efektem tego była chociażby rozmowa, jaką przeprowadził w Berlinie (21 lub 22 maja) pracownik polskiego poselstwa w Niemczech - Elmer, z przedstawicielem sowieckiej ambasady. Pisał on następnie iż Sowieci wykazują coraz większe obawy, gdyż dla nich: "cały zamach Piłsudskiego jest tajemniczy i niezrozumiały. Ponieważ nie widać żadnych poważnych skutków tego zamachu, ani cele Marszałka Piłsudskiego nie zostały ujawnione, więc (...) muszą być jakieś głębsze przyczyny polityczne akcji Piłsudskiego". Oczywiście poddawano coraz większej krytyce dotychczasowe władze i kierunek obrany przez KPP w stosunku do zamachu majowego, więc przedstawiciele polskich komunistów zaczęli się bronić. W dniach 22-26 maja zorganizowano w Wolnym Mieście Gdańsku plenum Komitetu Centralnego KPP, na którym uchwalono rezolucję, że linia partii przyjęta w czasie walk zbrojnych pomiędzy "piłsudczyzną" a wojskami rządowymi "była na ogół słuszna". Mało tego, Adolf Warszawski-Warski stwierdził, że co prawda posłowie komunistyczni nadal będą krytykować Piłsudskiego, ale jeśli będzie On kandydował na urząd prezydenta, to komuniści polscy go poprą. Gdy jednak Piłsudskim odmówił swej kandydatury i 1 czerwca poparł prof. Ignacego Mościckiego, komuniści demonstracyjnie zagłosowali przeciwko tej kandydaturze. Nie był to jednak koniec "błędu majowego" w Komunistycznej Partii Polski. O to bowiem już 8 czerwca 1926 r. szef partii bolszewickiej (i włodarz państwa sowieckiego) Józef Stalin wygłosił przemówienie, na którym jednoznacznie skrytykował dotychczasowych przywódców KPP za poparcie Piłsudskiego i samego przewrotu. To spowodowało że tzw. "prawicowcy" w "polskiej" partii komunistycznej z Adolfem Warskim i Marią koszutską stracili zaufanie Moskwy, a zyskała je ponownie grupa "lewicowców" pod przewodnictwem Juliana Leszczyńskiego-Leńskiego.

Bardzo szybko, już dnia następnego rozpoczęło się w Gdańsku posiedzenie Komitetu Centralnego KPP, na którym (zgodnie z decyzjami Stalina) poddano całkowitej krytyce dotychczasową linię partii w dniach przewrotu majowego. Na zakończenie obrad 12 czerwca wydano uchwałę, w której po raz pierwszy znalazło się określenie "błąd majowy", zaś postawę partii w tym czasie uznano za "fałszywą i błędną". Po majowe rządy Piłsudskiego nazwano "dyktaturą faszystowską" i "kapitalistyczno-obszarniczą", mającą zaborcze plany w stosunku do Związku Sowieckiego. Potem przez kolejne miesiące i lata trwała walka w łonie Komunistycznej Partii Polski "prawicowców" z "lewicowcami" (czy też frakcji większościowej i mniejszościowej) na temat stosunku do wydarzeń majowych roku 1926. Stalin jednak, pomimo krytyki KPP, był przekonany że wydarzenia w Polsce ostatecznie wyjdą na korzyść Związku Sowieckiego, nie zgadzał się jednak z tą linią Nikołaj Bucharin, który 11 czerwca w Leningradzie mówił: "Piłsudski nie jest prostaczkiem za jakiego go niekiedy uważają, który jakoby prawie niczego nie rozumie (...) ja sądzę że jest niegłupi. Oczywiście twierdził, że nie uda mu się zrealizować swoich celów, gdyż na ich przeszkodzie staną trzy kwestie: robotnicza, agrarna i narodowościowa. Twierdził, że ustępstwa wobec robotników naraziłyby Piłsudskiego na konflikt z wielką finansjerą, parcelacja majątków ziemskich naraziłaby go na konflikt z obszarnikami, z których wywodzić miał się korpus oficerski, natomiast problem narodowościowy (czyli w rozumieniu Bucharina "samookreślenie Ukraińców i Białorusinów") sprowadziłaby na Piłsudskiego krytykę: "polskich szowinistów i faszystów (...) dziś źródła moralnego istnienia grupy Piłsudskiego". Tak więc już z końcem maja i początkiem czerwca 1926 r. zaczęła się zmiana narracji sowieckiej (widoczna szczególnie na przykładzie tamtejszej prasy), w której Piłsudskiego poddawano permanentnej krytyce. Naprawdę bowiem w Moskwie zakładano, że zamach majowy może powtórzyć wydarzenia rewolucji lutowej, i po krótkotrwałych rządach Piłsudskiego nastaną rządy komunistyczne. Gdy jednak do kierownictwa sowieckiego zaczęło docierać że nic takiego nie będzie miało miejsca, zaczęto zmieniać taktykę i z pozycji wyczekującej rozpoczęto permanentny propagandowy atak na Marszałka i Polskę pomajową.




Karol Radek (zaufany człowiek nieżyjącego wówczas Lenina i zwolennik Trockiego oraz tzw. grupy lewicowej w partii bolszewickiej) twierdził, iż Piłsudski jest: "ostatnim mohikanem romantyzmu" i że nie jest On zdolny ani do wprowadzenia rządów silnej ręki, ani też do zaprowadzenia porządku w kraju. Twierdził też że Marszałek nie wie co dalej ma czynić, a sam zamach nazywał "żartem historii". Oczywiście w samym Związku Sowieckim nie działo się wówczas dobrze (20 lipca 1926 r. zmarł dotychczasowy szef policji politycznej OGPU - Feliks Dzierżyński {któremu Stalin bez wątpienia pomógł w opuszczeniu tego świata, chodź potem był jednym z tych, którzy osobiście nieśli jego trumnę}. To śmierć spowodowała, że wielu towarzyszy rozwiązały się języki i liczyli oni na większą demokratyzację oraz liberalizację stosunków panujących w partii bolszewickiej, co oczywiście groziło frakcyjnością. Dlatego też już w sierpniu Stalin podjął energiczną walkę ze stronnictwem Trockiego i pierwszą jego ofiarą był Grigorij Zinowiew, który w tym właśnie czasie został usunięty z partii {na razie tylko usunięty, potem zostanie aresztowany, torturowany i w publicznym procesie zmuszony do pokajania się i przyznania do działalności agenturalnej. O to bowiem chodziło Stalinowi, nie tylko o pozbycie się swoich przeciwników politycznych, ale również o ich upokorzenie). Stalin nie miał jeszcze pełni władzy w swych rękach, a poza tym gospodarka sowiecka coraz częściej zaczęła szwankować i w takich warunkach najlepszym była "ucieczka do przodu" i wyszukanie zewnętrznego wroga który przykryłby problemy wewnętrzne. Takim wrogiem doskonale okazała się Polska, ale nie tylko, gdyż w tym właśnie czasie doszło do poważnego konfliktu na linii Londyn-Moskwa, które ostatecznie (w 1927 r. ) doprowadziło do zerwania przez Wielką Brytanię stosunków dyplomatycznych ze Związkiem Sowieckim. Konflikt z Anglią i z Polską był wówczas bardzo na rękę Stalinowi, gdyż pomagał mu odwrócić uwagę od problemów które musiał rozwiązać, aby uzyskać pełnię władzy absolutnej i aby podporządkować sobie cały partyjny i państwowy aparat w kraju. Warto jednak słów parę powiedzieć również na temat powodów owego konfliktu sowiecko-brytyjskiego.

Gabinet Dawida Lioyda George'a już od 1919 r. prowadził na wpół tajne, na wpół jawne rozmowy z bolszewikami, na temat nawiązania stosunków handlowych pomiędzy komunistyczną Rosją a Wielką Brytanią (z tego powodu walcząca z bolszewikami Polska była dla Brytyjczyków jedynie przeszkodą). Stosunki takie nawiązano oficjalnie dopiero w 1921 r., natomiast stosunki dyplomatyczne nawiązane zostały dopiero w sierpniu 1924 r. przez lewicowy rząd Ramsaya McDonalda. Od początku jednak nie spotkały się one z szeroką akceptacją brytyjskiej opinii publicznej i poddawane były sporej krytyce (w prasie brytyjskiej np. żądano zerwania stosunków z Sowietami). Szczyt niechęci Brytyjczyków do Związku Sowieckiego przypadł na październik 1924 r. gdy w konserwatywnym "Daily Mail" (na cztery dni przed wyborami parlamentarnymi) opublikowany został tzw.: "List Zinowiewa". Była to fałszywka, spreparowana przez polski wywiad, aczkolwiek doprowadziła Brytyjczyków to prawdziwej antysowieckiej furii. List ten oficjalnie był napisany przez przewodniczącego Kominternu Grigorija Zinowiewa a skierowany do przywódcy brytyjskich komunistów - Arthura MacMannusa. W liście tym "Zinowiew" zalecał MacMannusowi rozpoczęcie zmasowanej agitacji politycznej, włącznie z podjęciem akcji zbrojnej przez komunistów brytyjskich w Wielkiej Brytanii. Zawarte w tym liście instrukcje otwarcie naruszały brytyjsko-sowiecki układ handlowy z 1921 r. Co spowodowało prawdziwą rewolucję na brytyjskiej scenie politycznej, która totalnie zmiotła dotychczasowy lewicowy (laburzystowski) rząd premiera McDonalda (cieszący się dotąd sporym poparciem i mający szanse na zwycięstwo wyborcze), który doprowadził do nawiązania stosunków dyplomatycznych ze Związkiem Sowieckim. 29 października 1924 r. wybory wygrała Partia Konserwatywna Stanleya Baldwina, chodź on sam nie znał się (jak przyznawał osobiście) na polityce zagranicznej, to jednak sprzeciwił się zerwaniu stosunków dyplomatycznych z Moskwą. Oddał też Foreign Office w ręce sir Austina Chamberlain'a (bowiem od czasów rządów Lioyda George'a - 1916-1922 - Ministerstwo Spraw Zagranicznych było kontrolowane przez samego premiera, teraz zaś miało się to zmienić). Chamberlain opracował jednak politykę ignorowania Związku Sowieckiego i uznał ją za jak najbardziej właściwą (choć pierwotnie pomysł ten wysunął William Peters - sekretarz do spraw handlowych brytyjskiego poselstwa w Moskwie). Chamberlain podczas spotkania w Genewie z gen. Johanem Laidonerem (twórcą estońskiej niepodległości i byłym przedstawicielem Estonii przy Lidze Narodów, który w grudniu 1924 r. stłumił kolejną próbę wybuchu komunistycznej rewolucji w Tallinie) w lipcu 1925 r. Laidoner powiedział mu (w przerwie obrad Ligii Narodów, przy lampce francuskiego wina) mając na myśli Sowietów: "Gdy skarżymy się na ich działania, utwierdzają się w przekonaniu, że bardzo nas obchodzą, co sprawia im satysfakcję. Natomiast gdy ich ignorujemy, niepokoją się, że się ich nie boimy, iż możemy się bez nich obyć, i stać nas na to, aby się nimi zupełnie nie przejmować". Radę tę Baldwin wziął sobie głęboko do serca i tak właśnie postanowił działać w swej polityce zagranicznej.




Politykę tę nazwał Baldwin "Policy of doing nothing" ("nie robienia niczego"), a w sytuacji powstałej po opublikowaniu "Listu Zinowiewa", już nawet liberałowie i laburzyści (którzy doprowadzili do zawarcia stosunków ze Związkiem Sowieckim) nawoływali do jego redefinicji. Gdy zaś 1 maja 1926 r wybuchł strajk powszechny 800 000 brytyjskich górników (co ostatecznie pozwoliło wypromować polski węgiel w takich krajach jak Szwecja czy Norwegia, a to ostatecznie doprowadziło do zwycięstwa w prowadzonej od 1925 r. wojnie handlowej z Niemcami, o której pisałem w poprzedniej części), a 4 maja dosłownie sparaliżowany został Londyn, gdy stanęło metro i komunikacja miejska. Ponieważ w kolejnych dniach dzięki łamistrajkom jedynie częściowo przywrócono normalne funkcjonowanie miasta, a poza tym strajk górników wciąż się potęgował, już 9 maja premier Baldwin wprowadził w Wielkiej Brytanii stan wojenny, a wojsko wyszło na ulice miast (szczególnie Londynu). Związek Sowiecki zaangażował się aktywnie poprzez swoje struktury (głównie Komintern i podległą mu partie Komunistyczną Partię Wielkiej Brytanii) w strajk górników brytyjskich, mając nadzieję na destabilizację państwa brytyjskiego i przejęcie władzy w wyniku anarchii politycznej przez komunistów. To wszystko jeszcze bardziej pogorszyło stosunki brytyjsko-sowieckie, a gdy w grudniu 1926 r. Sowieci naruszyli brytyjską korespondencję dyplomatyczną, sir Robert Hodgson brytyjski chargé d'affairs w Moskwie, otrzymał polecenie zniszczenia części archiwów i przygotowanie się do spalenia szyfrów na wypadek zerwania stosunków dyplomatycznych. Jednocześnie dyrektor Departamentu Północnego w Ministerstwie Spraw Zagranicznych - John Duncan Gregory opracował (10 grudnia 1926 r.) memorandum, w którym otwarcie stwierdzał, że Rosjanie to ludy Wschodu, gdzie liczy się tylko siła i tylko siłę szanują, dlatego też dotychczasowa polityka "nie robienia niczego" w stosunkach z Sowietami nie jest na dłuższą metę właściwa. Twierdził też że zerwanie stosunków z Moskwą byłoby korzystne, tylko wówczas, gdyby wiązało się z zadaniem Sowietom decydującego ciosu, co w tamtych warunkach było niemożliwe. Podsumowując, Duncan uważał że Wielka Brytania jest skazana na współistnienie ze Związkiem Sowieckim niezależnie od tego czy będzie z nim utrzymywać stosunki dyplomatyczne, czy też nie. Tak więc Duncan odradzał zerwanie stosunków z Moskwą, gdyż nie wyrządziło by to żadnych większych szkód Sowietom, natomiast wiązałoby ręce brytyjskiej dyplomacji, która od tej pory musiałaby polegać na pośrednikach w kontaktach z bolszewikami, a także nie było pewności jak na to zareagują inne państwa europejskie.

Ostatecznie jednak po długich rozważaniach na ten temat, 18 lutego 1927 r. na posiedzeniu rządu podjęto decyzję o wystosowaniu wobec Sowietów ostrej noty dyplomatycznej, jako protestu wobec sowieckiej aktywności propagandowej przeciwko porządkowi publicznemu Wielkiej Brytanii. Taka nota została wręczona 23 lutego przez Chamberlain'a Arkadiuszowi Rozenholcowi, sowieckiemu chargé d'affairs w Londynie, w którym oficjalnie grożono zerwaniem stosunków dyplomatycznych ze Związkiem Sowieckim. 3 marca 1927 r. rozpoczęła się w Izbie Gmin debata na temat stosunków brytyjsko-sowieckich, w której wzięli udział wszyscy brytyjscy architekci polityki nawiązania stosunków z sowiecką Rosją od 1917 r. Politycy liberalni (tacy jak Archibald Sinclair), przekonywali, że nie ma sensu zrywać stosunków dyplomatycznych, gdyż podstawą polityki brytyjskiej wobec Rosji sowieckiej jest "pokój i handel" i że na tym powinien skupiać się rząd Jego Królewskiej Mości, przekonując jednocześnie że chociaż Stany Zjednoczone nie zawarły jeszcze stosunków dyplomatycznych z Sowietami, to i tak ich bilans handlowy z tym krajem jest znacznie lepszy niż brytyjski. Ostrym krytykiem polityki zerwania stosunków z Moskwą był David Lloyd George, ten, który był gotów utopić Polskę, żeby tylko zawrzeć sojusz z Moskwą jeszcze w 1920 r. Ostatecznie po przechwyceniu tzw. drugiego "Listu Zinowiewa" w marcu 1927 r. rząd Baldwina podjął decyzję o przeprowadzeniu przeszukania w biurach Arcosu (sowieckiego przedstawicielstwa handlowego w Wielkiej Brytanii). Ostatecznie też 24 maja Wielka Brytania na dwa lata zerwała stosunki dyplomatyczne ze Związkiem Sowieckim. Nim jednak do tego doszło, Stalin w swej propagandzie twierdził, iż Wielka Brytania jest głównym twórcą antysowieckiej polityki w Europie, a jej najwierniejszym wykonawcą jest właśnie Polska, szczególnie teraz, pod rządami Marszałka Piłsudskiego. 




CDN.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz